Dwudziestolecie zapoznane
Rzutem na taśmę (dziś ostatni dzień) udało mi się jeszcze wskoczyć na wystawę „Wyprawa w dwudziestolecie” do Muzeum Narodowego. Fascynuję się tą epoką od dawna, zwłaszcza tym, co wniosła nowego, ale ostatnio także mniej znanymi kierunkami i nazwiskami. Na tej wystawie można było zrobić wiele odkryć. Sama sobie zdałam sprawę z tego, do jakiego stopnia propaganda i cenzura miała wpływ na znajomość historii sztuki – pewne wątki, skrzętnie pomijane, eksponuje się dopiero dziś. Tak jest np. z całą „patriotyczną” częścią wystawy, z licznymi portretami Piłsudskiego (nie wiedziałam że portretował go np. Leopold Gottlieb, który walczył zresztą w jego Legionach) i innych person z kręgów władzy, z rzeźbami lotników (jest tu nawet szkic do Pomnika Lotnika Edmunda Wittiga), z optymistycznymi portretami dzieci jako symbolu nowej przyszłości. Triumfalizm pierwszych lat niepodległości; potem już nastrój się zmieniał…
Do odkrycia na nowo była tu też cała masa nazwisk. Np. Wiktoria Goryńska (zginęła w Ravensbrueck) – na wystawie jest jej pyszny Autoportret z telefonem i Szermierka, a jak poszperać w Internecie, można się pozachwycać jej kociskami, np. tu i tu, ale i psiskami – tu, tu i tu. Czy Marian Konarski wędrujący w kierunku abstrakcji (Szum) i metafory (Noc w przenośni), zapomniany poza swoim lokalnym środowiskiem, a zmarły ledwie 10 lat temu. Jak już przy tym nazwisku jesteśmy, to Janina Konarska (nic wspólnego z Marianem) jeśli dziś jest pamiętana, to raczej jako żona Słonimskiego, a była świetną malarką i graficzką specjalizującą się w tematyce sportowej (nie udało mi się znaleźć reprodukcji). Znane są nazwiska związane ze sztuką awangardową, zwłaszcza konstruktywizmem, eksponowane w łódzkim Muzeum Sztuki – Strzemiński i Kobro, Berlewi i Szczuka, Nicz-Borowiakowa i Berman, ale o takim Januszu Marii Brzeskim, który tworzył nie tylko grafiki, ale i, jak Berman, fotokolaże, już zapomnieliśmy (po wojnie był grafikiem „Przekroju„, ale krótko). A o niektórych nazwiskach nie wie się zgoła nic – sensacyjną dla mnie rzeźbę Kobieta z jabłkiem stworzyła niejaka Mika Mikun, zmarła w Paryżu dopiero w 1974 r. W Internecie ni śladu informacji.
Dużo oczywiście było na wystawie na temat: miasto-masa-maszyna. W tonie czasem triumfalistycznym, jak w maszynistycznych obrazach Rafała Malczewskiego (jak dla mnie o wiele ciekawszego od swego wielbionego w Polsce ojca Jacka), ale często katastroficznym, jak w cyklu Linkego. Z kolei kiedy patrzę na Ulicę Henryka Strenga, który podczas wojny przybrał nazwisko Marek Włodarski, nie mogę nie myśleć o Ulicy Krokodyli Schulza, a jeszcze bardziej o nowatorskiej, zapoznanej twórczości Debory Vogel (i nie mogę zapomnieć o opisie, jak Streng odnalazł ciało zaprzyjaźnionej z nim pisarki, której książkę ilustrował, i jej męża, w ruinach zlikwidowanego getta lwowskiego).
Pokazano też dla kompletu trochę wzornictwa i reklamy, dziś rozczulającej. Bardzo mnie cieszyła frekwencja na wystawie i młodzi ludzie fotografujący obrazy i obiekty. Wybaczcie więc, że moje fotki bywają mało wyraźne, ale często nie dało się nad nimi popracować…
Komentarze
Swego czasu Czesław Miłosz wydał (celowo nie piszę „napisał” bo książka składa się głównie z materiałów źródłowych) bardzo ciekawą książkę pt. „Wyprawa w dwudziestolecie”:
http://biblionetka.pl/ks.asp?id=58090
Czy tytuł wystawy to jakieś nawiązanie czy też zupełnie przypadkowa zbieżność?
Być może nawiązanie, ale nie wiem tego. Katalogu w pośpiechu nie kupiłam (pewnie później będzie jeszcze do dostania), na konferencji prasowej nie byłam 😉
Ech, ten ciągły pośpiech… 😉
A na Cassandrę się Pani Kierowniczka wybiera?
http://www.tvn24.pl/-1,1544068,wiadomosc.html
No niestety, muszę na Łucję, co spadła z muru… Premiera w Operze Narodowej. Nie takie zresztą znowu niestety, bo zapowiada się interesująco, w roli Edgarda – Piotr Beczała, Łucji – Joanna Woś.
Na Cassandrze byłam kiedyś tam… jak pierwszy raz przyjechała do Warszawy.
Pani Doroto, fotki są dobre, po ich ogladnięciu dopiero wszystko ma smak. Muszę poszperać w książkach, gdzieś, chyba w jakiś pamiętnikach, czytałem o Mice Mikun, nawet wydaje mi się, że było tam zdjęcie (bardzo ładna brunetka, z modną w latach dwudziestych fryzura na chłopczycę), postaram się to odszukać. Tym bardziej, że jej rzeźba świadczy o wielkiej artystycznej klasie. Duże wrażenie robi również Ulica Henryka Strenga. W tym okresie była równiez świetna architektura. Nie myślę tu o monumentalnych budowlach ale o budownictwie mieszkaniowym. Jakie piękne domy i wille projektowano wówczas; mam zresztą obok siebie kilka takich przykładów. Stanowią one uderzający kontrast z budowanymi dzisiaj pseudodworkami, o przeładowanych wiezyczkami, lukarnami i innymi oknami, dachach. Stojąca obok takiego przykładu powszechnego kiczu willa, zbudowana w dwudziestoleciu uderza prostotą, funkcjonalnością piękną formą. Co sie tyczy malarstwa i rzeźby – właśnie, myślę, przychodzi moment, w którym zapoznane dzieła ozywają, wracają do życia, jak to zawsze ze sztuką bywa. Podziekowania i pozdrowienia
No tak, czasem przydałaby się umiejętność bilokacji 😉
Ja jestem wielbicielką Bauhausu i bauhausopodobnych rzeczy, w różnych dziedzinach zresztą. A w ogóle kiedyś coś jeszcze o tej epoce napiszę, bo swego czasu dużo o niej przemyśliwałam.
Gdynia – czy to nie szlachetna sylwetka? To zdjęcie i następne:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Sopot/photo#5150998013537124930
Zapoznane koty… no no…
A do Łucji to można krzyknąć, że jest ślisko, to może nie spadnie… 😆
Na temat Bauhausu nic nie powiem, bo nie lubię, ale jak się do tego przyznam, to jeszcze gotów kto pomyśleć, że jestem wielbicielem przeładowanych pseudo, więc lepiej milcz, serce. 🙂
Ale powiem do tych przedmiotów i przedmiocików użytkowych: zawsze jak porównuję pchle targi na zachodzie Europy i w Polsce, to mi się serce ściska, bo tam bardzo dobrze widać, jak nielitościwie historia się z nami obeszła również w tej kwestii (przedmiotów nie targów!). W Niemczech, czy we Francji, gdzie nie było niszczenia i rabowania na aż tak wielką skalę, puszeczki, łyżeczki, talerzyczki i figurynki, nawet jeszcze i dziewiętnastowieczne, występują w dość dużych ilościach i po cenach do przyjęcia, po prostu nie jest to aż taki rarytas, jeżeli nie jest akurat znanej firmy, ze znanej serii, albo coś tam. Po domach też się tego bardzo dużo przechowało (nie mówię, że w Dreźnie, ale np. po Bawariach i innych Hesjach). Te kruche przedmiociki to też ważny element ciągłości kultury, więc żal, że u nas walec się po nich przejechał.
A z innej beczki: jak to się dzieje, że jest tyle genialnych obrazów, rzeźb, itp. kotów, a z psami to jakoś nie wychodzi? Odpowiedzi, że koty są lepszymi modelami, nie mogę oczywiście uznać za prawidłową. Może istota Kociości jest łatwiejsza do uchwycenia, niż istota Psiości? 🙂
W Poznaniu było to http://www.mnp.art.pl/2001/moda/index.html
Świetna wystawa, znakomita aranżacja. Fantastyczne kiecki i cała reszta. Pan mąż przeżył tam ciężkie chwile. Nie oglądał mnie jeszcze w takim stanie z powodu przdmiotów codziennego użytku.
Haneczko, trzeba zobaczyć moją mamę na pchlim targu! 🙂
Ja z innej beczki.
Jaka to melodia? 🙂
http://czarownicazla.blox.pl/resource/nuty.jpg
Też mam sentymentalną słabość do XX-lecia i podobnie jak Bobik, raczej do sztuki użytkowej, architektury,mody. Haneczka pisze o wystawie poznańskiej. Nie jedna taka wystawa była. Biblioteka Raczyńskich kilka lat temu z okazji święta Niepodległości pokazała rysunki i karykatury polityczne międzywojnia ze swoich zbiorów. Jakież to perełki były i jak ostra musiała być wtedy walka polityczna. Gdyby dzisiaj ktoś o prezydencie, premierze, czy generale zamieścił w prasie takie paszkwile, rysunki i dowcipy, to Rzeczypospolita trzęsłaby się w posadach. Co tu dużo mówić – Kaden-Bandrowski był legunem, a jego powieści o wojsku i polityce ostrzejsze, niż wystąpienia opozycji. Podobały mi się także rzeźby siostry Z.Nałkowskiej i obrazy Cybisowej. Jest jeszcze jedna dziedzina sztuki dzisiaj zapomniana – epistolografia. Wtedy naprawdę pisano piękne listy (Szymanowski, Iwaszkiewicz,Zieliński, Piłsudski).
Dzięki tym zdjęciom obejrzałam to czego nie mam okazji oglądać osobiście . Z lektury komentarzy – nie ukrywam wolałabym po raz kolejny oglądać „Łucję ” Ta opera jest mi bardzo bliska i scenę szaleństwa bohaterki , potrafię odśpiewać w całości (inna rzecz ,że raczej nieudolnie )Jak mawiała nieodżałowanej pamięci inspicjentka naszej Opery Janina Zalewska znam „każdą nutkę , kazdy takt „. Lisię się na notkę z tego przedstawienia . Vale !
Uuuu! Poni Doroteckoooo! A nic Poni nie zbocyła o najsmacniejsej cynści tej wystawy. Najsmacniejsej w sensie dosłownym, nie przenośnym – o cekoladkak firmy Plutos, co to wedle obecnyk na wystawie reklam – na mój dusiu! – jakik to piknyk korzyści dlo zdrowia nie miały ryktować! A syćko – a jakze! – poparte opiniami wielkik medycnyk autorytetów! Wiem o tym syćkim, bo jeden ceper z Warsiawy te wystawe zwiedził, a na Wielkanoc był u nos i opowiedzioł o niej mojemu bacy 🙂
A dali robić zdjęcia?
Muzea zachowują się, jak pies ogrodnika.
Ja rozumiem, że dla pewnego rodzaju dzieł, światło lampy błyskowej jest zabójcze, ale można pozwolić fotografować bez fleszy.
W Watykanie na przykład, można fotografować do woli, tyle, że bez światła właśnie.
Owcarecku, były, i owszem, reklamy Plutosa, ale nie tylko (zresztą w formie wyświetlanej na ekranach). A co do medycnych autorytetów, to było o cukrze, w cyklu plakatów przeciwgruźliczych – że to takie niby najprostsze i najzdrowsze jedzenie dla dzieci 😀
Wróciłam z Łucji, zwariowała, ale nie spadła, a śpiewała pięknie, jako też i jej ukochany Edgar. Ale teraz to już pójdę spać…
… troszkę Rafała Malczewskiego z ongisiejszej (jesień 06) wystawy w krakowskim Muzeum Narodowym (‚Rafał Malczewski i mit Zakopanego’) + 2 kolejne fotki 🙂
Mt7:
Z muzeami różnie bywa. Często są zakazy. Czasem (Narodowe we Wrocławiu, Pszczyna — tam przynajmniej próbowałem) można wykupić bilet na fotografowanie wśrodku (co nie ustrzegło mnie od uwag, że pstrykam za dużo ze strony personelu). Czasami nie. Ale najlepiej udawać zagranicznego turystę, a jeszcze lepiej tworzyć dużą grupę zagranicznych turystów — nie widziałem jeszcze, by w takiej sytuacji personel muzeum odważył się podejść i zwrócić uwagę.
Malczewski (Rafał) rzucił mi się kiedyś w oczy w Muzeum Śląskim w Katowicach. Mają tam jego obraz z obrazem przemysłowej Huty Królewskiej — bardzo efektowny.
Swoją drogą w Krakowie w ubigełym roku widziałem wystawę o sztuce użytkowej dwudziestolecia („Nie tylko art deco” to się zwało — zerknąłem do swojej notatki, ale bardzo lakoniczna: http://pak455.blox.pl/2007/08/Spacer-po-Krakowie.html).
Szkoda, że przez chorowanie przegapiłam tę wystawę, lubię ten okres a łażenie po pchlich targach nawet bardzo lubię …:) pozdrawiam słoneczkowo … 😀
Mieliśmy tę wystawę Rafała Malczewskiego też w Warszawie i to był pierwszy chyba pokaz jego dzieł na taką skalę. Dopiero wtedy zobaczyłam, że obraz Jacka Malczewskiego Wiosna – Krajobraz z Tobiaszem – jedyny chyba jego obraz, który mnie naprawdę zaciekawia – zapowiada twórczość syna…
W połowie lat siedemdziesiątych jeden z przyjaciół zmienił temat swej pracy magisterskiej (historia sztuki) już po napisaniu poprzedniej… Co go tak wciągnęło, że postanowił zmienić? Fotografie Witkacego. Dwudziestolecie międzywojenne to dla fotografii okres rozkwitu, ze sztuki użytkowej stała się dziedziną Sztuki. Dziś prowadzi swoją galerię, kawiarnię „z klimatem” Właśnie wtedy odkryłem świat fotografii artystycznej. Przypomnę tylko autoportrety Witkacego
http://info-poland.buffalo.edu/classroom/witkacy/mirror400.gif
tworzone bez komputerów 🙂
To też było na tej wystawie 🙂
Ale z fotografii było tam stosunkowo najmniej. Poza fotomontażami.
Ten Rafal Malczewski tez mi sie podoba (zwlaszcza te egzotyczne tematy) choc odczuwam lekki niepokoj ogladajac niektore (zwlaszcza motywy gorskie) czy to juz kicz, czy jeszcze nie? Natomiast Krajobraz z Tobiaszem Jacka jest po prostu doskonaly, szkoda, ze w jego tworczosci malo takich obrazow.
… a u mnie krajobraz z zacinającym marznącym deszczem, dlatego spojrzeć na Jacka nie zawadzi.
Od razu jaśniej.
http://www.malarze.com/obraz.php?id=254&l=pl
Przecież dokładnie to samo wrzuciłam powyżej 😆
A kto by tam czytał, co było powyżej…
i poniżej….
Wszak siebie nie chce się czytać, a co dopiero innych…
…co prawda, to prawda, zwłaszcza ponurym rankiem, i jak sie ma dopiero jedno oko otworzone, herbata dopiero się parzy, śniadania nie ma kto podać…
Przecież umiecie tak pisać, żebyście sami chcieli się czytać 😀
To było w czasie zimowym… w czasie letnim niektóre umiejętności podlegają hibernacji…
Chyba raczej estywacji:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hibernacja
😆
A powinny proliferacji…
I intensyfikacji…
byle nie deprecjacji i inflacji…
O nie! To się po nas nie pokaże! 😆
A możemy używać spacji?
Używanie spacji nie służy integracji
Powiedzmy to sobie wyraźnie
Nim foma na lato zaśnie
publiczne używanie spacji
wiedzie do deprawacji
Kto używa spacji,
Ten dystans wytwarza,
Zamiast deprawacji
Kontakty zubaża…
Powiedzmy to sobie wyraźnie
Że spacja nie działa zakaźnie
Cichutko wstawiona na blogu
Jest częścią każdego dialogu
SkoroPaniKierowniczkatakidystansdospacjiodczuwa, niepozostajenicinnego,jakzastosowaćsiędowyrażanegostanowiska. Jedenztegoplus,żenietrzebasięzastanawiać, czycośsiępiszerazemczyosobno.
Wytwarzaćdystanużyciemspacji
Jużwoledzisiajniejeśćkolacji….
No dobrze. Wycofuję się 😀 Ze względów praktycznych – żeby przeczytać komentarz fomy z 14.27, trzeba przesuwać stronę…
Na małej stacji
W mdłej restauracji
Mistrz dekoracji
Łkał w desperacji
Tort do kolacji
jedli bez gracji
Pan w delegacji
Gość w alienacji
Szef rejestracji
Chłop z ordynacji
Nadmiar pistacji
Bez dania racji
Przymusił gości
Do womitacji
Pardon le mot 🙁
Po tej przydługiej degustacji
obyło się bez reklamacji.
Czy ma może swoją rację,
Kto chce zlikwidować spację?
Wiosna sprzyja kontaktowi,
Każdy przecież nam to powie.
Słówko tuli się do słówka,
Lecz czytaczom pęka główka…
Tak więc w piśmie, trudna rada,
Spacji używać wypada 😀
Bez spacji jak bez kolacji…
… i można dostać wariacji
bez spacji!
Elegancka wpierw kolacja
W trakcie – wdzięków demonstracja
Później uroku laudacja
No i wreszcie: prokreacja….
Kto używa spacji,
Ten dystans wytwarza,
Zamiast deprawacji
Kontakty zubaża…
To będzie moje motto na wiosnę, która w krk ‚wybuchła’ – że aż cud!!!… Teraz byłby dopiero czas na Wielkanoc, Misteria Paschalia, z Panią Kierowniczką pod Wawelem i wzbogacaniem kontaktów wszelakich…
Jeszcze a propos Malczewskich – może nie wszyscy wiedzą, że Jacek był właścicielem tych samych ariańskich Lusławic (koło Zakliczyna nad Dunajcem), które w latach siedemdziesiątych nabył i dotąd do świetności doprowadza Krzysztof Penderecki. Oprócz syna Rafała, Jacek miał córkę Julię, którą wydał za dziedzica niedalekich Charzewic k. Melsztyna (tego od Spytka i Konfederacji Barskiej). Jako że są to dla a cappelli krajobrazy bardzo fundamentalne (a niektóre historie – ni mniej ni więcej, tylko rodzinne) – rzeczoną wystawę (por. kom. 7:22) obejrzała i obfotkowała dokumentnie.
„Kiczowata nuta’ w twórczości R. Malczewskiego?… Narkotyk gór – dla wielu to grafomania! Ale jeśli ktoś przetrzymał ponad 30h (jeśli dobrze pamiętam) w słynnej południowej ścianie Zamarłej Turni, patrząc na ciało kolegi (Bronikowskiego) leżące kilkadziesiąt metrów niżej… ślubując w tej ścianie, że, jeśli go uratują, ożeni się z nauczycielką angielskiego, której zrobił był dziecko…
I się ożenił… i ciekawie było… i się skończyło, jak skończyć musiało.
(Btw, Witkacy miał kilku doskonałych modeli do swych powieści – Nienasycenie, Pożegnanie jesieni – i nie tylko do tych).
Ale taki ktoś (RM) jest poniekąd – biograficznie (dodajmy jeszcze wpływ ojca) – skazany na grafomańskie i kiczowate ciągotki… Pytanie, jak się broni całościowo. Moim zdaniem nieźle 😉
Nie znam ani jednej nacji,
która nie używa spacji.
Słusznie zresztą: bliskość stała
szybko by się przejadała.
To w dystansie rzeczy sedno –
pomniejszanym odpowiednio! 🙂
A u mnie na ulicy nawet forsycja jeszcze nie w pełni rozkwitła, choć już dziś wiosennie i słoneczkowo…
Do krk, jak już zapowiedziałam, wybieram się w niedzielę 🙂
Co do Jacka Malczewskiego i Lusławic, chyba nie był ich właścicielem, ale jeździł tam na wakacje; w latach 1921-26 mieszkał w sąsiednim dworze u swoich sióstr Bronisławy i Heleny. Ale dworek lusławicki pojawiał się parę razy na jego obrazach. Dwa wiszą u p. Pendereckich 🙂
Oświadczam, że jakem Pani Kierowniczka, wstawiłam do komentarza fomy z 14.27 parę spacji 😀 😀 😀 , żeby poprawić wygląd strony… 😉
Mam nadzieję, że się nie obrazi za tak dalece posuniętą ingerencję… 🙄
Czasem trzeba ingerencji
zwłaszcza, gdy w dobrej intencji.
U Alicji deszczyk siąpi,
Więc nam rymów dziś nie skąpi 😀
Co się ze mną dzisiaj stało
czyżby na mnie napadało?! 😯
Deszcz marcowy, deszcz o wiośnie –
Rymowana twórczość rośnie… 😉
Rzeczywiście, u Alicji
poetycki dzisiaj wzlot!
Czy Alicja także w marcu,
jak, nie przymierzając, kot? 🙂
Ala zawsze miała kota,
prawda to powszechnie znana,
ale z kwietniem chętnie wita
obudzonego chipmana!
http://alicja.homelinux.com/news/Chipmunk.jpg
…jakieś chusteczki poproszę… chlip chlip, zalałam się rzewnymi łzami, patrząc na tę zieleń 🙁 🙁 🙁
Ach, Alicjo, przykręć kurek,
bo blog cały nam zalejesz.
Jeszcze tak Cię chipman znudzi,
że w Arktykę przed nim zwiejesz! 🙂
Przyznam, że zdumiała mnie zmiana wyglądu wiadomego, linearnego wpisu…
Powiem tak, jeślitrzeciwerszostanieubezspacjowiony, to nie będę się czepiał 😉
foma,
nie mów tak , mów inaczej 😉
Trzeci wiersz już nie ma spacji – czegóż się nie robi dla blogowiczów 😉
Wraca człowiek po całym dniu ciężkiej pracy i co widzi? Byli i sobie poszli. To sobie sama p o s p a c j u j ę.
Rafała M. poznałam ćwierć wieku temu (z okładem). Koleżanka pisała z niego magisterkę. Powiesiłabym go.
Gdy ja widzę temat „spacja”
myślę – kolejna męki stacja.
Tak to rodzi się stagnacja,
stygnie mi późna kolacja
żołądek przechodzi wibracja
ogrania go wręcz desperacja
gdy szukam rymu do „proliferacja” 🙂
Alicjo,
to było zdanie dwustronnie warunkowe (p jeśli q albo jeśli q to r). Ale dzięki 🙂
Alicjo!
Ale zabawa!
Haneczko,
powiedziałaś „a”, oczekujemy na szczegóły 🙂
Lecę do kuchni dopilnować, żeby mi się ziemniaki nie rozgotowały…
Tu spacja, tam spacja,
za nią proliferacja,
a wszystkiemu winna aberracja 😯
… znowu krasnoludki?! Skąd one się biorą na moim ogródku, toż ja nie Marysia…
A kiedy trochę wakacji
Od tych proliferacji? 😀
A propos proliferacji, starsze pokolenia zapewne pamiętają takie dzikie słowo – nieproliferacja, i co ono oznaczało?
Alicjo,
byłam tu, byłam w sąsiedztwie, nie pomyślałam o ziemniakach. Nie uciekaj, bo chcę cię dobić.
CAŁY DZIEŃ TRZYMAŁAM RĘCE W ZIEMI!!!
Było cieplutko, słonecznie, wiosennie, raj. Dobijam cię z sympatii. Dzisiaj odpracujesz narzekanie na wszystko, jutro będziesz jak nowa, a kłopoty będą stare i dobrze im tak.
Chyba nie tylko starsze pokolenie pamięta…
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo.php?id=3947479
Zwykle początek wszelkich wakacji
wieści kwitnąca gałąź akacji.
Kto żyw ucieka wtedy z Sarmacji,
żeby retsinę żłopać gdzieś w Tracji.