Spotkania po latach
Rocznica Powstania w Getcie Warszawskim przypada 19 kwietnia, ale w tym roku postanowiono ją przesunąć o cztery dni w przód, ponieważ w sobotę przypada początek jednego z najważniejszych świąt żydowskich – Pesach. A poza tym ten jeden, wtorkowy dzień była w stanie wykroić w swoim napiętym kalendarzu Filharmonia Izraelska z Tel Awiwu. Zespół przyjechał do Polski ze swym dożywotnim dyrektorem muzycznym (taki właśnie ma tytuł) Zubinem Mehtą, jak poprzednie trzy razy. Był swego czasu w Łodzi (gdzie nie dojechałam), w Gdańsku (gdzie byłam), a przede wszystkim po raz pierwszy w Warszawie 22 lata temu, solistą był Icchak Perelman.
Tym razem orkiestra wystąpiła bez solisty i wykonała dwie najpopularniejsze symfonie Beethovena – Trzecią, czyli Eroikę, i Piątą. I choć takim zblazowanym osobom jak ja te utwory wychodzą już nosem, tym razem słuchało się ich wspaniale. Eroika była zagrana bez cienia patosu i zadęcia, naturalnie i jakby lekko, marsz był bardziej nostalgiczny niż wojskowy. Pięknie brzmiały i smyczki, i dęte, waltornie w środkowej „myśliwskiej” części scherza były wręcz błyskotliwe. Piąta miała jakby większy ciężar gatunkowy, chyba tego nie da się grać inaczej. Ale brzmienie było nadal cudowne.
Zapytany na konferencji, czemu wybrał właśnie Beethovena, Mehta powiedział, że dlatego, by było coś emocjonalnego, ale zarazem uniwersalnego; Eroika ze względu oczywiście na marsz żałobny, Piąta – żeby był optymistyczny akcent. Cały wieczór rozpoczął się akcentem wstrząsającym – modlitwą El maale rachamim, zaśpiewaną przez kantora Israela Randa, i wzruszającym – honorowe obywatelstwo Warszawy otrzymał jeden z ostatnich żyjących powstańców z getta, dziś mieszkający w Izraelu – Symcha Rotem (Kazik Ratajzer).
Potem był bankiet, do którego ładnie zaproszono („Szanowni Państwo, nie przeżywajmy w samotności uroczystego koncertu upamiętniającego wielki powstańczy zryw naszych współbraci. Nie spieszmy się, zatrzymajmy w naszej pamięci brzmienie wspaniałej orkiestry, porozmawiajmy, powspominajmy. Zostańmy razem”), a o północy pod Pomnikiem Bohaterów Getta wystąpiło jeszcze paru muzyków. Ja tam jednak nie dotarłam, bo spotkałam Rimmę.
Wspominałam tu swego czasu, że w tej orkiestrze gra moja koleżanka szkolna, znakomita skrzypaczka. Dowiedziałam się o tym dopiero wtedy, kiedy przyjechali po raz pierwszy do Warszawy, od paru innych szkolnych koleżanek, ale nie dotarłam za kulisy (spotkałam się z Rimmą parę lat później w Izraelu, jej mąż Yuval także gra w orkiestrze – na altówce; potem spotkaliśmy się jeszcze, jak przyjechali do Gdańska). Wtedy w 1986 roku zaraz po koncercie pojechali do kina Femina, które w czasach getta było teatrem i miejscem koncertowym. To było dla nich niezapomniane przeżycie. Rimma pamięta, że grała wtedy z triem Bacha w transkrypcji Mozarta. Tym razem na nocne granie pod pomnikiem nie pojechała, bo nagle zrobiło się małe spotkanie szkolne. Spotkaliśmy się na tym bankiecie w kilka osób – koleżanki i kolega z Warszawy i jeszcze jedna koleżanka harfistka mieszkająca w Norwegii. Jak się zaczęło gadanie, to nie mogło skończyć.
Rimma jest już jedną z nielicznych w orkiestrze osób wywodzących się z Polski. A przecież Bronisław Huberman stworzył tę orkiestrę w latach trzydziestych – jeszcze jako Palestyńską Orkiestrę Symfoniczną, bo przecież Izraela jeszcze nie było – w większości z muzyków, których pościągał z kraju. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ratuje im życie. Orkiestra stała się jego pasją po fiasku idei Paneuropy, której wcześniej się poświęcił. – W pierwszym okresie istnienia orkiestry język polski właściwie obowiązywał – mówi Zubin Mehta i dodaje tylko półżartem: – Dziś obowiązuje raczej rosyjski. Tak to już jest z tym krajem. Wciąż się zmienia, w zależności od tego, jaka imigracja akurat dominuje.
Komentarze
Beethovena grała także Żydowska Orkiestra Symfoniczna w getcie. Jeśli dobrze pamiętam, to Szóstą.
Był gdzieś kiedyś na Onecie artykuł o tej orkiestrze. Myślę o niej za każdym razem, kiedy posłucham nagrań Furta albo Karajana z lat 40-44. Beethoven vs. Beethoven… Przemyślenia nie do opisania słowami, papier tego nie zniesie.
To fajne co Pani napisala o zblazowaniu i milym zaskoczeniu. Ja tez lubie jak cos osluchane jednak ukazuje mi sie z innej strony.
Filharmonicy Izraelscy to był pierwszy zespół z szerokiego świata, na którego koncercie byłam w Polsce. (Jakieś dwie dekady temu, w Krakowie).
Cóż to był za szturm – po bilety, po wejściówki, na koncert!
Nawet nie pamiętam, co grali… ale atmosferę wyjątkowego wydarzenia – oj, bardzo dobrze!
Skorzystalam z tej jakże rzadkiej okazji, że nasza telewizja transmitowala koncert. I pozostaję pod wrażeniem do chwili obecnej.
Chciałam wspomnieć także o doskonale przygotowanym programie rozdawanym przed koncertem. Kalendarium Getta – suche fakty, daty – wrażenie wstrząsające.
A koncert fantastyczny.
Tak, grano Beethovena w getcie i to nie raz, choć był zakazany, ale Niemcy akurat na to przymykali oko. Nie jestem pewna, czy Szóstą. Na pewno Eroikę, II i V Koncert fortepianowy, Koncert skrzypcowy, uwerturę Coriolan. Grywano też Mozarta, Verdiego, Moniuszkę, kompozytorów rosyjskich – no i żydowskich oczywiście, przede wszystkim Mendelssohna. Ciekawostka, że na łamach gadzinowej „Gazety Żydowskiej” pisał recenzje z tych koncertów człowiek o dość skomplikowanym i kontrowersyjnym życiorysie, wówczas bardzo młody – Marcel Reich-Ranicki:
http://www.forum-znak.org.pl/index.php?t=przeglad&id=1500
Podobnie jak Hortensja słuchałam w TV. Trzecia była zadumana i wyciszona, Piąta mocno patetyczna (pięknie zabrzmiały kontrabasy). Wszystko wyglądało bardzo majestatycznie. Szkoda nie być. W TV mało się słyszy, ale dobre i to. Tylko okazja ciężka.
Pani Doroto, Przy Piątej pierwsze i drugie skrzypce zamieniły się miejscami, podobnie pierwszy i trzeci klarnet, z fletami tez się działo. Z czego wynikają takie roszady i czy jest normą, że orkiestra trochę się tasuje? I jeszcze jedno. Orkiestra to ludzie, ludziom zdarzają się różne rzeczy. Czy fachowiec usłyszy, że np. grają jedne skrzypce mniej? Ile daje sie ukryć czy załatać?
No i taka jest przewaga telewidza nad słuchaczem koncertowym, że takie rzeczy zauważa… Zwłaszcza że w pierwszej części siedziałam pod balkonem z tyłu, skąd ogólnie widziałam średnio, a dźwięk słyszało się nieco zduszony. Na drugą część przesiadłam się bezczelnie do pierwszego rzędu w amfiteatrze, najlepszego na całej sali, i zupełnie inne wrażenia… Po prostu ziemia i niebo.
Tzn. czy skrzypkowie się zamienili przy pierwszym pulpicie? Bo ogólnie pierwsze z drugimi to raczej nie.
Czy orkiestra się tasuje, czy nie, różnie to bywa i od różnych rzeczy pewnie zależy. Czasem to po prostu dzielenie się robotą – koncertmistrzów w dużych orkiestrach zwykle jest paru i nie wszystko musi spadać na jednego.
A czy słychać, że grają jedne skrzypce mniej? W dużym składzie to niesłyszalny detal, w małym można wysłyszeć różnicę. Ale jak ogólnie dyrygent zadba o dźwięk, o pełnię brzmienia, to się na takie rzeczy nie zwraca uwagi.
Zamienili się miejscami siedzący obok siebie w rzędzie a b na b a. Może pierwsze się zmęczyły? Klarnety z układu a b c zrobiły c b a.
Byłam pewna, że Pani tam jest.
I ja, slysząc zapowiedz Koncertu w tv, bylam pewna, że Pani Dorota się tam wybiera, tym bardziej, że wczoraj wieczorem zapowiadala niespodziankę.
😀
Szkoda, że kamerzysta nie wiedział, gdzie filmować 🙂
A co do skrzypiec, to pierwsze mogły się nut nie nauczyć i dlatego się zmieniły…
Ale ale, a skąd widomo, że na początku pierwsze były pierwsze, a nie odwrotnie – najpierw drugie były pierwsze (bo pierwsze zajeły lepsze miejsce)?
Znaczy, drugie zajęły lepsze miejsce, bo były pierwsze… no…
Znalazłam – http://www.izrael.badacz.org/kultura/kalendarz_pesach.html .
Ojciec Reich-Ranickiego czuł się niespełnionym muzykiem, więc może syn, zostając recenzentem muzycznym miał poczucie, że „nadrabia” jakieś zaniedbanie losu?
Zyciorys miał Reich-Ranicki rzeczywiście skomplikowany, ale tu można by zastosować klauzulę przedawnienia, poza tym takie czasy, grzechy młodości, itp. Ale bezwzględność i apodyktyczność sądów, niekoniecznie idąca w parze z ich głębią, nie opuściła go nigdy. To, plus niepohamowana potrzeba autokreacji – ja osobiście za taką mieszanką nie przepadam, ale publiczność to kocha, więc kupuje.
Ale kiedy się zmieniały? Bo, że między utworami to przecież normalne.
@ Teresa Stachurska: właśnie taką wieczerzę sederową będziemy robić z siostrą w sobotę. Ale to raczej temat na blog kulinarny… 😉
Co do muzyków, bywa, że się wymieniają, bywa, że nie. Jak tam między sobą i z dyrygentem ustalą.
Pani Dorotko,
czy mogłaby Pani o zwyczajach na tę okoliczność opowiedzieć, tu o muzycznych, po sąsiedzku o kulinarnych?
Z tym pierwszym rzędem, to można się dobrze naciąć, a w zasadzie nawąchać. I to całkiem nieźle. W połowie lat 80tych oglądałem w Teatrze Wielkim /tak mi się wydaje/ w W_awie operę Boris Godunow. Przedstawienie dawała grupa Teatru Balszoj z Moskwy. Gościnne występy. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, ze siedzieliśmy we trójkę w pierwszym rzędzie, od samego początku. Po przerwie stare wygi zapełniły do ostatniego miejsca stojące dotychczas bez obciążenia pierwsze dwa rzędy. Z utęsknieniem czekałem na każdy antrakt. Było ich zdaje się trzy. I to one sprawiły, ze w jako takim świadomym stanie wytrzymałem do czwartego aktu, kiedy to w pierwszej scenie Borys przekazywał koronę synowi. Natomiast apogeum nastąpiło w scenie drugiej i ostatniej. Uzurpator ogłaszając wsparcie prześladowanym wywołał jubel na scenie. To wówczas właśnie doszła jeszcze raz każda z osobna a po chwili wszystkie na raz stęchlizny z olśniewających strojów aktorów. Miałem odczucie, ze były to oryginalne ubiory nie prane, nie odświeżane, nie wietrzone z przełomu XVI i XVII wieku. Dopełnienia dodały parokrotne ukłony grających na odpowiedz aplauzującej publiczności. Kolejny krok do przodu, kolejny ukłon powodował kolejną falę mieszanki potu i smrodu na nieszczęśników siedzących w pierwszym rzędzie.
Kiedyś gdzieś klepałem o tym, ze pierwszy wcale nie oznacza lepszy.
Bobiku jak to miał życiorys? Czyżbym przegapił odejście MRRa?
Arkadiusie, fakt, dokładniej byłoby „miał jak dotąd”. W końcu nie życzę MRR-owi aż tak źle, żeby chcieć odebrać mu możliwość dalszego komplikowania sobie życiorysu. 🙂
Dzień dobry wieczór,
Bobiku,
jaka jest różnic między publicznością, a Tobą? Czy Ty nie jesteś też cząstką publiczności? 😉
Moguncjuszu, Bobik jest psią publicznością 😉
Dobrze, że to dyrygenci, a nie zblazowana publiczność i krytycy wybierają repertuar prowadzonych przez nich orkiestr… 😉
A, co tam, przyznam się – kiedyś nawet należałem do publiczności MRR. Ale potem coraz mniej mi się podobało i wypisałem się. W tym kraju nawet z kościoła można się wypisać. 🙂
Bobiku, ja coś dziś wolno kombinuję (jak większość pewnie 😉 ) – co to znaczy publiczność MRR?
To się w głowie nie mieści. Jakie „jedne skrzypce mniej”? Co za przetasowania? Klarnety zmieniające miejsca?
Grali wspaniale, ten koncert miał być hołdem i nim był! Ja, laik muzyczny, byłam, słyszałam, wzruszyłam się i dywagacji o ilości skrzypiec nie rozumiem.
No po prostu muzycy się pozamieniali na miejsca, co uważna telewidzka zauważyła 😀 Nikt nie mówi, że było przez to mniej wzruszająco…
Przepraszam, to chyba ja dziś robię za duże skróty myślowe. Chodzi mi zwłaszcza o publiczność, która zna MRR głównie z występów telewizyjnych i uważa go za największego krytyka, bo potrafił wszystkich zakrzyczeć i robił show. Albo o tych, którzy traktują krytykę literacką jak boks i po prostu się cieszą, jak ktoś komuś dołoży. Więc, jak widzę, precyzyjniej byłoby mówić o specyficznej części wielbicieli MRR. Ale jak mi znowu coś z tą precyzją nie wyjdzie, to nie podejmuję się dalej rozkręcać zegarka, bo za wcześnie dziś wstałem i sen mnie powoli morzy. Sorry. 🙂
Nie ma za co. Dziś taka jakaś karma, że trzeba wcześniej iść spać. Choć swoją drogą to bardzo interesujące – to MRR wciąż ma jeszcze taką pozycję? Myślałam, że on już emeryt…
MRR może i na emeryturze, ale nie jego pozycja. Papieża się nie dymisjonuje. 🙂
No prawda.
To dobranoc 😀
Bobik dziś dał asumpt do przemyśleń. ja, jak prawie każdy, przechodziłem choroby fascynacji różnymi osobami, zjawiskami… I wydaje mi się, że Bobika dobrze zrozumiałem, aliści niespodziewane okoliczności sprawiły (oglądanie meczów: siatkarskiego i piłkarskiego), że dałem nurka w kwestie również muzyczne. Znana wszystkim afera z oszustwami w naszej piłce przyszła mi na myśl w trakcie oglądania meczów z całą pewnością rozgrywanych czysto. I pomyślałem o Bobiku: też musiał zauważyć, że MRR często gra nieczysto. Przestał być jego publicznością tak, jak wielu teraz kibiców przestała być publicznością polskiej piłki. Co to ma z muzyką wspólnego?
Tu fałszują i tam fałszują….
No, byłoby to zbyt proste 🙂
Pani Kierowniczka przypomniała (chyba w sąsiedztwie), że Beeth… kończył i kończył i przez fomę nie mógł skończyć. I pomyślałem sobie, że w muzyce też bywają oszustwa…. Kanty…. Wpuszczanie w maliny…. Robienie w balona….Kpiny….
Co dedykuję Pani Kierowniczce do wpisu na ten temat, jeśli będzie miała chęć i uzna za stosowne.
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich Blogian, bo następna pkazja zdaqrzyć się może dopiero za minutę….
zeen,
wypada tylko podsumować, że oto narodziło się w języku polskim (i niedługo przejdzie do innych…) powiedzenie nie bądź taki Beethoven w znaczeniu kończ waszmości, oszczędź gości…
Z komentarza powyższego widzę raczej, że narodziło się w języku polskim słowo „blogianie” 😀
A co do naszego Lutka (który co jak co, ale nie fałszował, raczej jego fałszują…):
– foma dla mnie straci głowę! –
przepowiedział L. Beethoven 😛
Sprowokować post od zeena,
było myślą Beethovena 😉
Dziś nic z niego nie wywlecze,
Bo nasz zeen odsypia mecze 😆
Post we czwartek? Tak po prostu?
Piątek ponoć jest dniem postu. 🙂
Post ów w środę był, a środa
postna bywa czasem, więc
Becio czekał, aż zeen doda
zdań pochwalnych cztery-pięć.
Jednak foma się przyplątał
(ten uznany autor spięć),
Przeto zeena post wyglądał,
jakby w środku stracił chęć.
No, nie zgodzę się. Właśnie końcówka jest inspirująca…
ale się nie rymuje ;P
Oczywiście, że jest inspirująca, jak to u zeena, ale nie pochwalna, jak to u zeena… 😉
A w co ci „blogianie” wierzą? 🙂
Blogianie pochodzą z planety zwanej Blog.
A wierzą… w wyższość Internetu nad realem? czy może tylko w przyjemność płynącą z Internetu? 😉
Hoko,
w wyzwalającą siłę wiosny… 😉
A za mną od wczoraj chodzi temat z Trzeciej i nie pozwala zapaść się w siąpiącą szarość 🙂
Kod fe44 – jest o czym myśleć.
Witajcie,
pamietam jak Zubin Mehta przyjechal pierwszy raz do Polski.Bylo to wielkie wydarzenie.Ale potem prasa doniosla,ze Pan Mehta bardzo nieladnie wyrazal sie o Polakach,czy Polsce???Ciekawa jestem ile bylo w tym prawdy?
Wiem,ze wtedy zrobilo mnie sie dziwnie smutno,bo chyba nie mogl narzekac na zle przyjecie,czy brak goscinnosci?!
Ale co ja,zwykly zjadacz chleba moge o zakulisowych sprawach wiedziec?
Pozdrawiam.
Nic podobnego nie słyszałam.
To było 22 lata temu, jeszcze za komuny. Jaka prasa coś takiego doniosła? 😯
@foma: na razie tej wyzwalającej siły za bardzo nie widać… 🙁
Poni Dorotecka pedziała: Piąta – żeby był optymistyczny akcent
I tutok ftosi mógłby spytać: cy przy takiej okazji moze być jakikolwiek optymistycny akcent? A jo powiem, ze nie ino MOZE, ale MUSI. Bo wse optymistycny akcent do sie noleźć. W wypadku powstania w Getcie Warsiawskim optymistycne jest to, ze wbrew hyrnej zasadzie historia tego powstania nie została spisano przez zwycięzców. I barzo dobrze, ze to nie im dane było te historie spisać 🙂
Anecko, jo se myśle, ze powodów do smutku nimo 🙂 Domyślom sie, ze pon Mehta tak samo źle mówił o Polsce jak wstrętno Wolno Europa, wstrętny Reagan, wstrętny Brzeziński i inksi wstrętni imperialiści 🙂
Udałem się pod adres podany przez Teresę Stachurską i przeczytałem o święcie Pesach, a potem dalej. Co mnie, laika w tym względzie, uderza – to prócz piękna całej uroczystości i obyczajów przy obchodzeniu tego święta ( a także innych) – głęboka wiedza z zakresu higieny i medycyny, ukryta we wszystkich rytuałach. Gdyby pierwsi chrześcijanie nie odrzucili lekkomyślnie tych obyczajów – może by przetrwali do naszych czasów. Pozdrowienia
Też zwróciłam na to uwagę. Pamiętasz może Piotrze, jak reguluje te kwestie Koran? Zbyt dawno czytałam, a to nie Biblia, duży bałagan, nie tak łatwo znaleźć tam stosowne fragmenty. Mam wrażenie, że tam higiena nie jest tak mocno eksponowana.
Haneczko, czytałem o tym dawno i nie mogę sie teraz wypowiadać, ponieważ mogę coś przekręcić. Nie pamiętam nakazów dotyczących przygotowania potraw ale na pewno są tam nakazy dotyczące higieny osobistej, obowiązujące cały czas – i z punktu higieny również mądre.W ogóle bardzo mądre wydają mi się tego rodzaju nakazy ukryte w religii. Zwłaszcza jeśli dotyczy to prostych ludzi, żyjących często w bardzo trudnych warunkach, choćby na pustyni.
Pamietam, że muzułmanin może, przy braku wody, umyć ręce w piasku. Pamiętam też, że w sytuacji kryzysowej, np. zagrożenia życia, może jeść pokarmy zakazane. Owe nakazy, o których wspominasz, są fascynujące. Niektóre są jasne „na rozum”, inne zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Bardzo chętnie przeczytałabym coś porządnego na ten temat.
Te nakazy czy zakazy nie tyle wypływają z religii, co zostały do religijnych „prawd” włączone na podstawie obserwacji zyciowych przypadków. Niektóre mają jakieś głębsze sensy, inne wręcz przeciwnie, bo bardzo wiele w tym lokalnych koincydencji. A poza tym, coś co miało sens kilka tysięcy lat temu, niekoniecznie musi mieć dzisiaj (oczywiście zakładając „wcielanie w życie” a nie tylko symboliczne rytuały, bo sens tych drugich leży gdzie indziej) 🙂
No i owszem, dziś wiele tych zakazów wydaje się nieuzasadnionych. A np. trefność mięsa wieprzowego wzięła się najpewniej z łatwości łapania przez świnki pasożytów…
Nie mam też zielonego pojęcia, dlaczego skoro ryba jest OK, to węgorz jest trefny. Tzn. wiem, skąd to się wzięło: bo ryba to coś, co ma łuski, a węgorz nie ma.
Itd. itp.
To chyba przez padlinę. Węgorz nią się żywi, a padlina jest absolutnie niedopuszczalna (u muzułmanów też). Nie wiem na pewno, tak tylko kombinuję.
Aha, nie wiedziałam, że węgorz żywi się padliną. Jeśli tak, to już rozumiem.
Dobra wieczór.
Pani Doroto,
n.p. Günter Grass „Blaszany bębenek” oraz film na podstawietej tej powieści. 🙂
W Sopocie, Orłowie lub Jelitkowie każdy rybak opowiadał nam takie historie, dawno, dawno temu… 😉
Islam reguluje życie swoich wyznawców do tego stopnia, że przytoczenie podstawowych tylko nakazów i zakazów jest na blogu niewykonalne. Oprócz Koranu, który zawiera tysiące reguł, są przecież jeszcze hadissy (apokryfy, komentarze) i tradycje poszczególnych odłamów religijnych, które często bez pokrycia w rzeczywistości na Koran się powołują. Ale higieny uczciwie praktykujący muzułmanin właściwie nie może nie zachować – przed każdą modlitwą (5 razy dziennie)obowiązkowe są ablucje prznajmniej rąk i twarzy, po wizycie w toalecie oczyszczenie przez mycie, po kontaktach seksualnych całkowite mycie. I czekać z tym za długo nie można, bo już pora na kolejną modlitwę. Na temat zabronionych produktów spożywczych w samym Koranie właściwie nie ma tak wiele, bo tylko padłe zwierzęta, świnina, krew i jeszcze coś czwartego, czego w tej chwili nie pamiętam, ale niezależnie od słów Proroka różne grupy powymyślały soie własne zakazy, które właściwie są niekanoniczne. Swięta religijne są w islamie tylko dwa: cukrowe (na zakończenie Ramadanu) i mięsne (Swięto Ofiary). Na to ostatnie ojciec rodziny zgodnie z tradycją powinien własnoręcznie utłuc jagnię, co w Niemczech prowadzi każdego roku do konfliktów prawowiernych muzułmanów z urzędami i policją. Bardzo istotnym elementem tych obu świąt jest wzajemne odwiedzanie się, więc w świąteczny dzień muzułmanin jest straszliwie zabiegany. No i są jeszcze posty, też uregulowane do najdrobniejszego szczegółu. Oczywiście islamscy teologowie muszą się zdrowo nagimnystykować, żeby cały ten skomplikowany system reguł jakoś dopasować do współczesnego życia.
Ale są w Koranie i takie przepisy, które wzbudzają mój zachwyt. Na przykład ten, że kto zmuszony jest ściąć drzewo, ma obowiązek zasadzenia pięiu innych. No, nie piękne?
Wino jest zabronione, ale tak niezupełnie. Drzewo piękne. Podoba mi się tam sporo. Najbardziej chyba, absolutna odpowiedzialność człowieka za własne czyny. Żadnych gregorianek, wstawiennictwa patronów, mydlenia oczu.
Koran ma wspaniałą melodię, ale budowę bardzo skomplikowaną. Gdyby nie żywa niechęć do niszczenia książek, kupiłabym jeszcze dwa egzemplarze i pocięła na kawałki, żeby poskładać wszystko tematycznie.
Nie zrobię tego nigdy, nie wolno zabijać melodii dla wydumanych porządków 🙂
Tak, nakaz zasadzenia pięciu drzew po ścięciu jednego jest piekny. Niezwykle ciekawe jest porównanie nakazów Koranu, dotyczących czystości i higieny, a także nakazów dotyczących tego samego – z obyczajami chrześcijańskimi (zwłaszcza średniowiecza). Wśród chrześcijańskich świętych są przecież tacy, których wielką cnotą było niemycie się przez całe życie (np. św.Kinga).
Nie dość, że żadnego seksu ani rockandrolla, to jeszcze to niemycie! Oj, nie udała się mojej mamie patronka… 😀
Moguncjusz: ja nie znad morza, więc jestem ciemna masa w dziedzinie… 🙂
Bobik – w judaizmie zaleceń w związku z koszernością jest też bardzo wiele, ja się prawdę mówiąc za mało na tym znam, żeby się autorytatywnie wypowiadać. Ale z tymi drzewami mi się podoba 🙂
To jak to jest z tym winem w islamie? Bo owszem, robi się jak najbardziej, ja pijałam np. w Tunezji, ale to dość świecki kraj.
W judaizmie wino jak najbardziej, na szabat i na święta tym bardziej. Na Pesach jest cały rytuał, kiedy i ile się pije i na którym boku przy tym należy się opierać 🙂 Ale powiem ciekawostkę: kiedy pierwszy raz pojechałam do Izraela, a było to w 1988 roku, prawie nie piłam przez miesiąc alkoholu, no, może raz, nie miałam nawet ochoty, nie było takiej potrzeby ani motywacji. A w każdym innym kraju śródziemnomorskim co wieczór wineczko… Teraz, po przybyciu fali imigrantów z Rosji, obyczaje w Izraelu są zupełnie inne…
Kobiety w tej rodzinie jakoś tak miały. Moja patronka święta nie jest, ale też niemyta 🙁
W islamie z winem jest po uważaniu. Księga mówi różnie (tu akurat mogę przytoczyć cytaty) i co tam komu pasuje to bierze. Egzegezy dla potrzeb to nic nowego. I judaizm to zna i chrześcijaństwo.
Co do patronki mamy Bobika, miała za to duże zasługi dla kultury (muzycznej także)… 😀
Moja też miała niemałe i w ogóle była całkiem niegłupia.
To święte brudactwo musiało być trudne do zniesienia. Nic dziwnego, że Dalila nie mogła wytrzymać z Samsonem.
Haneczko – ponieważ Dalila była Filistynką, zaś Samson był pobożnym Judajczykiem, zatem przestrzegającym ablucji, nalezy przyjąć, że nie mogła znieść jego długiej, mytej często czupryny. Jakiego to boga czci ona w końcu w świątyni, którą ociemniały Samson (któremu włosy odrosły) burzy? Zdaje się Dagona.
Pani Kierowniczko, czyżby znała Pani jakieś zasługi św. Kingi dla rockandrolla? 😀
haneczka, 2008-04-17 o godz. 20:03,
„To chyba przez padlinę. Węgorz nią się żywi…” Może jednak nie – http://pl.wikipedia.org/wiki/W%C4%99gorz_europejski ?
Co to znaczy siła sugestii! Nazirejczyk kojarzył mi się z niemytym ascetą! Te nigdy nie obcinane włosy, myślałam, że ich nie myli.
Oczywiście masz rację Piotrze. Sięgnęłam do źródła, tym razem bez uprzedzeń. Ale Samsona i tak nie lubię, z powodu lisów. No i był jednak dość tępy, z tym się chyba zgodzisz?
Tereso, pamiętasz z pewnością koński łeb z „Blaszanego bębenka”. Do dziś mnie to męczy. Pytałam wędkarzy, one podobno niczym nie gardzą.
To znaczy że węgorz jest po prostu rybą drapieżną.
Bobiczku, dla rokendrola może niekoniecznie, ale w założonym przez nią klasztorze klarysek w Starym Sączu piękne rzeczy się śpiewało. Najstarsze zachowane zabytki muzyczne na ziemiach polskich.
http://www.stary.sacz.pl/pl/3492/0/Klasztor_Klarysek.html
W niemieckiej Wikipedii piszą, że ta scena z „Blaszanego bębenka” jest wprawdzie bardzo sugestywna, ale z fachowego punktu widzenia bzdurna. Węgorze mają bardzo czuły węch i nawet przynętę ruszą tylko dopiero co zabitą. Natomiast końskie łby były ponoć rzeczywiście używane do ich łapania, ale z powodów całkiem „pozakulinarnych”, mianowicie ryby te uwielbiają się chować, a końskie łby świetnie się do tego nadają.
Jeszcze wracając do muzyki od klarysek, tu w wykonaniu słynnych dzieciaczków z Poniatowej (stamtąd jest Benedicamus Domino i Omnia beneficia):
http://www.scholares.poniatowa.pl/muzyka.html
Ryba, jaka tam ryba. To wstrętny, paskudy wąż! Jedną z najpiękniejszych awantur w życiu urządziłam nad miską z węgorzami. Na link Teresy patrzyłam jednym okiem, tym słabszym (ale patrzyłam uczciwie). Nie cierpię wijców, nawet na obrazku.
U nas już nie ma ani klarysek, ani co gorsza klasztoru. To było wyjątkowe założenie. Druga taka wielka strata to synagoga.
Drapieżne są też: okoń, sandacz, szczupak, sum. Miętus ?
Po Dywanie śmiga ryba.
Co u licha? Quake gdyba
to pomyłka jakaś chyba,
że się węgorz tutaj giba.
Może ryba, może rak –
Ja to myślę sobie tak:
Węgorz, co się giba wciąż,
To jest słynny morski wąż!
Co ja słyszę tu o Nieba?
Węży morskich wcale nie ma!
Cóż więc sunie po Dywanie?
Kto odpowie na pytanie
co mnie dręczy niesłychanie?
Czy ten stwór z Loch Ness też może
bardzo dużym być węgorzem?
Czy Szkot woła: panie starszy,
dzwonko z Nessie oraz barszczyk!?
Morski wąż czy morski słoń
Niech się chowa w morską toń.
Ja bym tylko miała ból,
Gdyby Dywan pożarł mól…
Barszczyk w Szkocji jest nowością
co nie grozi zadławieniem ością
więc serwuje się go gościom
nawet znacznym ich ilościom.
Drogi Quake’u, moim zdaniem
nie należy tak się wzburzać.
To, co sunie po Dywanie,
to zwyczajny jest odkurzacz. 🙂
Ja na mole to mam spreje
jak się nimi mola zleje
to w te pędy on truchleje.
Trzeba Dywan posprejować
by od moli go zachować.
Bo gdy Dywan byłby zżarty
to bym wściekł się nie na żarty.
Dywan jakoś się zachowa,
Kierowniczki już w tym głowa…
Odkurzymy, popsikamy,
Mole wszystkie wyślizgamy 🙂
Dobranoc. Miał dziś być nowy wpis, ale musiałam poprawiać tekst, a teraz już za bardzo chce mi się spać. Machnę coś jutro w ciągu dnia 😀
Trzymam za słowo z tym nowym wpisem.
Dobrej nocy 😀
Dywan cudem zachowany.
Quake za słowo wpisy trzyma,
chyba też się spać położę,
bo wywracam już oczyma 🙄
Wcięło mi komentarz po raz 2-gi,
naprzepraszałam się, ze nie bywam ( jaka ja tam znawca muzyki) polecałam film „Pora umierać”. Polecam.
Nadrobię te wszystkie Wasze poezje, zeby Was kolka sparła, czy musicie tyle?!
No dobra dobra… 🙄
Pesach Sameach, Pani Dorotecko! A git jontif! Niech zyje wolnosc!
Radosnych obchodow Swieta wyzwolenia z egipskiej nieioli Pani Gospodyni, a takze Belli, Kazikowi i Rozyczce. Czy jest tam jeszcze jakis piesek? Bo byl! Jesli talk, to pieskowi tez!
Dzięki, Heleno, i nawzajem! Piesek też jest, a raczej psica Puma 🙂
Chyba zgarnie mnie zaraz policja,
Bo tak krzyczę już dzisiaj od rana:
Niech nam żyje sto lat Alicja,
Nasza Pani Sekretarz kochana!
😀 😀 😀
Alicjo z okazji urodzin życzę Ci by ta pozytywna energia, którą masz w sobie, nigdy Cię nie opuszczała 😀
Wszystkim, którzy dziś świętują, życzę żeby radosny nastrój im się przedłużył na wszystkie pozostałe dni życia, których oby było jak najwięcej. 😀
W prezencie urodzinowym dla Pani Sekretarz powstrzymuję się od poezyj 🙂
Osobne wyrazy serdeczności oczywiście dla psicy Pumy.
Bobik,
nie rób nam tego!!! I zwłaszcza mnie, w dniu wiadomym, toz ja będę sie dzisiaj obijać i archiwować z przyjemnością wielką!
Chyba pójdę dospać? Toż świt blady u mnie…
Cos sie kody na mnie uparły dzisiaj, to MUSI cos znaczyć, jak nie 9966 to 111a, nie moge tego tak sobie przepuścić.
Za życzenia dziekuje i jestem wzruszona, Pani Kierowniczka z życzeniami rymowanymi, a tu dopiero dzień się zaczyna. Jak sie wezmę i zawezmę, i jak zarymuję…
Tymczasem po tej okropnej w tym roku, wyjatkowej zimie, jak nagle zrobiło się ciepło, to mnie wcięło do ogródka. Nie moge stamtąd wyjść, plecy bolą, ręce bolą, a za paznokciami brud wielki, nieważne, że rękawice ochronne i tak dalej. I ta zaraza, Ziutek. 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/17.04.2008/
Mała Alicję czeka robótka,
jak rękawiczki albo sweterek
Ma zebrać ona fristajlu skutki,
co zajmie pewnie piątek, niedzielę.
Sobota wolna, bo warto aby
alkoholowe wonne bombelki,
z tortu, butelek, zakąsek, kawy,
mogły wywietrzeć po raucie wielkim.
Alicjo, na tym blogu jęknęłaś, więc chciałem uszanować Twoje życzenie, ale mogę Ci dodać roboty w sąsiedztwach. 🙂 A toasty mogę spełniać wszędzie! 🙂
Pani Doroto, te dzieciaki z Poniatowej przesliczne. Poprosze o wiecej takich namiarow, jesli mozna.
Przed laty na poznanskiej muzykologii mielismy plyte z nagraniem „Il laudario cortonese” w wykonaniu dzieciecych chorow, niestety do tamtych zbiorow nie mam juz dostepu, a bardzo chcialabym to nagranie zdobyc. Szukam od dawna i nic. Moze Pani przypadkowo zna?
Bobik, nie krępuj się, bo i my tu na pewno sobie dziś jeszcze poużywamy… A co, jak Pani Sekretarz lubi, to będziemy żałować?
Niech no tylko odwalimy robótki… 😀
babo, nie znam tego nagrania, skąd to były dzieci? Pewnie zagraniczne. Ja te korsykańskie śpiewy znam raczej w wykonaniu tamtejszych zespołów. Kiedys chyba o tym coś machnę…
No tak, i tutaj też będą sobie używać…
Alicjo, sto lat! 🙂
A w kwestii ogródka: nie wiesz czasem, jak się zapyla pomidory?
Zdrowie Pani Sekretarz! 🙂
No to, żeby nie było, że się kryguję
Słuszna to inicja-
tywa blogogrona,
by była Alicja
stolatami czczona.
Nie widać, nie słychać
żadnej opozycji,
kiedy brzmi na blogu
„sto lat” dla Alicji.
Tam tara ram,
niech żyje nam! 🙂
Trwa tu życzeń akwizycja –
Niechaj żyje nam Alicja! 🙂
Wracając do źródeł…
Pewna Alicja, plewiąc swój ogródek
Do swego kompa dopuściła ludek
Ten zapełnił dyski
słowem – przede wszystkim
By czytelnikowi wybić z głowy nudę
„…przybijcie mnie do krzyża w trzydziestym roku życia, bo poznawszy świat i jego matactwa, oszukany, stanę się łotrem”.
Wyobrazcie sobie, że to nie rock&rollowcy wymyślili, nie wierz nikomu po 30-tce.
Kto odgadnie autora powyższego (celowo skróconego cytatu), może mi dać cos w nagrodę 😉
Gdzieś w Hiszpanii jest Galicja,
tam też znana jest Alicja.
Galicyjska cała sala
śpiewa: Ole! Viva Ala! 🙂
… jak słowo daję, kody uparły sie na mnie: f111
Gdzie nie zajdę na zaprzyjazniony blog, jakis kod (nie mylic z kotem!) mnie ściga … czy to cos znaczy?! 😯
Panią Sekretarz ścigają kody,
Choć wyjechała na antypody.
Lecz to jest objaw całkiem normalny –
Pani Sekretarz ma Dzień Specjalny! 😀
Jan Sebastian?
No to… 🙂
Zdrowie wszystkich!
No to Bach!
http://www.youtube.com/watch?v=iehscct7lJI&feature=related
U Piotra już wypili
(pomni powagi chwili}
dmuchali świeczki – pięć i cztery –
Lat nam nie liczyć, do cholery!
Schować kalendarz, podrzeć metryki
I pić za młodość, pleść limeryki,
Sławić Alicji liczne przymioty.
Panie Podczaszy, no, do roboty.
Solenizantka nasza miła
sama swe lata policzyła 😉
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=473#comment-58519
Tymczasem cała generalicja
woła donośnie: wiwat Alicja!
Niechaj rozwija się nasza feta:
dziś urodziny Pani Sekretarz!
… no, tego kodu nie przepuszczę: cbaa
Zaznaczam, nie mam nic z tą instytucją do czynienia! Znam tylko z doniesień prasowych.
Swiadoma róznic czasowych, spokojnie sobie tę lampę wina popijam, za NASZE ZDROWIE!
CBA Alicję śledzi,
ale ona w Kingston siedzi
z Józką, Ziutkiem i Jerzorem
pije winko nad jeziorem 🙂
Niestety, i tam śledzi Alicję
agent przebrany za forsycję.
CBA łatwo nie rezygnuje,
wiadomo, jakie to są zbóje! 🙂
Ale zaraz Józefina –
sarnia zgrabna to dziewczyna –
w obronie stając Alicji
obgryzie krzaki forsycji 🙂
Dziewczynki 🙂 🙂 🙂 🙂
I tym sposobem ten agencina
ucieknie wrzeszcząc „Józefina”
lecz nie żałujmy takiego syna
lepiej wypijmy z Alicją wina! 🙂
No i jest też chłopczyk 🙂
Ktory tez jest dziewczynka. Honorowa.
Gdy Józefina w czujnej pozycji
tak interesów strzeże Alicji,
reszta się może z czystym sumieniem
zająć butelek opróżnieniem. 🙂
Bycie dziewczynka honorową
jest to ideą całkiem nową
rzekłbym zbyt odjazdową
by to opisać wiązaną mową
Chłopiec, nie chłopiec, dziewczę, nie dziewczę…
co za aluzje jakieś prześmiewcze?
Dzisiaj lustracja, widzę, na topie.
Czyżby Ko(d)t jakiś był na mym tropie? 😀
Eee, no przecie nie CBA, ino cbaa Alecce sie wyświetliło. Od rozu widać, ze to anagram słowa: baca – kie ftosi dniami i nocami z owcej wełny swetry ryktuje, to takie som skutki 😀
Jak piesek honorowym kotem bywać może,
Tak chłopczyk honorową dziewczynką. Mój Boże!
Lecz nie zapłaci z czasem chyba za to słono,
Bo chodzi tu o humor, nie tylko o honor 🙂
Forsycja, forsycja, forsycja
śpiewa z cicha Sekretarz Alicja
i nie pomoże nawet Policja
że nie panuje tu prohibicja
A tu przyszedł do Alicji baca
I piknymi słowami się zwraca.
To on wiedzie owce na manowce,
A to przecież Alicji surowce!
Ach, Pani Kierowniczko, każdy pies się stara,
żeby go nie spotkała z męskości ofiara,
bo u psów to załatwia się nie przez lustrację,
ale przez brutalniejszą znacznie operację. 🙁
Azaliż Alicji surowce to manowce?
Czy może surowce te to owce?
To zagadnienie jest mi obce
dlatego pytań rosną mi kopce
Baca za kod przebrany nie zwiedzie nikogo,
wszyscy wiemy, że mylną owce wiedzie drogą,
więc by Alicji swetrom nie sprawiać przykrości,
owiec będziemy bronić jak niepodległości! 🙂
No faktycznie mała amfibolia mi się zrobiła 😆
Sweter z manowca… ale byłby piękny! Jak deser z niebieskich migdałów 😀
…oczy ocieram z łez, bo się obsmiałam jak norka, na wpół pijana, a tu jeszcze na zakupy muszę, J. pyta, czy liste mam, no jasne, że mam!
Nie mogę oprzeć się supozycji,
co też na liście stoi Alicji:
Z manowca deser, z migdałów sweter,
agent z sarniny i wino z heter –
czy taki nadmiar delikatesów
nie spowoduje brzusznych ekscesów?
Wszystko Alicja winkiem zapije,
A my krzykniemy jej znów: niech żyje!
Nawet tortury złej inkwizycji
by nie zdołały wstrzymać pieseczka
przed zakrzyknięciem „zdrowie Alicji!”,
po czym udaniem się do łóżeczka. 🙂
Uff! Cyli brzusnyk ekscesów do sie jednak uniknąć, jak rozumiem? 😀
Nie wiem jak wos, ale mnie pon Morfeusz coroz bardziej stanowco przyzywo ku sobie. A zatem:
Luli luli luli
Na torciku świecki
Niek sie syćkim przyśni
Ucta u Alecki 🙂
Śpimy już tu wszyscy,
Chrapiemy jak dziki,
A Alicja pije
W głębi Hameryki… 😀
Pani Kierowniczko, a co z tym wpisem co miał być wczoraj? Zaginął gdzieś biedaczysko po drodze? 🙂
No dobra, już wrzucam, nawet przypasowałam trochę do okazji… 😉