Wiosna: Bach na dachu
Jutro 1 maja. To dzień urodzin Aleksandra Wata (w tym roku 108). Pisarza, który swego czasu niejedno mi poustawiał w głowie. Gdzieś jeszcze w domu trzymam na pamiątkę Mój wiek wydany w podziemiu takim drobnym maczkiem, że dziś pewnie musiałabym go czytać przez lupę. A wtedy czytało się bez okularów – ech, młodość, panie dzieju…
Ta spowiedź jednego z ostatnich polskich intelektualistów dobrej starej formacji jest tak bogata w treści i znaczenia, jak było jego potwornie trudne życie z długą wędrówką po sowieckich więzieniach. Do każdego niemal kawałka, każdego wątku można się odnieść, zastanowić się nad nim. Ja poszukałam oczywiście wątku związanego z muzyką, który dobrze mi zapadł w pamięć, więc właściwie nie musiałam długo szukać.
Wat siedział wtedy na Łubiance. „Gdzieś przed Wielkanocą zaprowadzono nas na dach – nie wiem, dlaczego – pierwszy raz jeszcze za dnia, to znaczy był już półmrok, zmierzch. Jednak niebo i powietrze, przedwiośnie tu dopadało łatwiej swoje ofiary, bo byliśmy ofiarami. Więc to odczułem mocniej. Odczułem przedwiośnie, odczułem jeszcze muzykę. Wyobraź sobie, na Wielkanoc radio nadało Bacha Pasję św. Mateusza„. Później, w dopisku, stwierdził, że to nie była Pasja, lecz jedna z kantat – nie zidentyfikował, która. Jednak wtedy był przeświadczony, że to był jakiś moment zapowiadający zmartwychwstanie i połączył to intelektualnie z wiosennym zmartwychwstawaniem przyrody, ale jednocześnie własnym wyjałowieniem z soków życiowych, jakie przeżywał w więzieniu. Tak więc: odczuwał odrodzenie przyrody w Bachu, i to bardzo intensywnie, ale nie doznawał go fizycznie. „Natura zmartwychwstaje. W muzyce, którą słyszę, w tej jakiejś nadbudowie wyższej, Bóg zmartwychwstaje. Jest zgodność między mną – naturą, która zmartwychwstaje, a Bogiem, który też zmartwychwstaje. Ale ponieważ mam niesłychanie silne poczucie, że we mnie to jest diabelska pokusa – ta natura, że ona nie istnieje, że ona jest iluzoryczna, że ciało nie ma soków, że ciało nie jest naturą, ciało – nie dusza, więc Bóg Bacha nie jest Bogiem natury, jest antynaturą. (…) Pogańskie kulty Boga umierającego, zmartwychwstającego to są kulty natury. Naturmenschów. A Bach nie. I tu się powtarza, co sie często powtarza – że rzeczy na powierzchni są identyczne, ale należą do dwóch zupełnie różnych światów. W tymże Bachu słyszałem i radość ziemską, dostojną jak rodzinne życie Bacha, ale gdzie się je, pije, lubi się jeść, pić, gdzie się żyje, żyje przyzwoicie. Bach to jest religijna muzyka, ale w tym Bachu, nawet w tej Pasji, religia, wiara jest osaczona przez wszystkie możliwe wątpliwości. Wszystkie zresztą nasze zagadnienia i trudności na pewno mają lepszy język w muzyce niż w słowach”. I w późniejszym komentarzu: „Jeżeli głos ludzki, jeżeli instrumenty sfabrykowane przez człowieka, jeżeli dusza ludzka może stworzyć choćby raz jeden w całej swojej historii taką harmonię, takie piękno, taką prawdę, taką siłę w takiej jedności inspiracji: jeżeli to istnieje, jaką efemerydą, jakim niebytem jest całą moc imperium? Ta moc, która wedle pięknej kolędy polskiej ‚truchleje’. Zdanie to banalne, ale ja stary, dawno już przestałem się bać banału, tego, co krytycy nazywają banałem. Nie pomyślałem go sobie w trakcie słuchania Bacha, bo ja w ogóle nie byłem wtedy ‚myślącym ja’, słuchałem. Ale tak sobie pomyślałem, gdy przebrzmiały ostatnie akordy, z rozpaczliwą nostalgią usiłując je przywołać z powrotem w pamięci, na próżno, wiatr tylko wył na dachu Łubianki”.
Próba uchwycenia tego, co nieuchwytne, czyli przeżycia związanego z muzyką, okazała się bardzo trudna, a właściwie niemożliwa. W tym określenie istoty tego, że muzyka jest zarówno dziedziną intelektu, jak natury. Tego do końca określić się nie da. Trzeba też tu jeszcze wziąć poprawkę na to, że to język mówiony, język rozmowy (z Miłoszem), siłą rzeczy więc pętlący się.
Ale faktem jest, że przyroda się wreszcie znów odradza. A za kilka dni, 5 maja, w Warszawie w Studiu im. Lutosławskiego będzie koncert Collegium Vocale Gent, dyryguje oczywiście Philippe Herreweghe, a w programie Bach: Oster-Oratorium, kantata Also hat Gott die Welt geliebt i Himmelfahrts-Oratorium. Transmisja w radiowej Dwójce. A na razie życzę miłego tropienia odradzania się przyrody – w naturze…
Komentarze
Zaraz jadę tropić… 🙂
A Bacha potropię sobie z wieczora 🙂
Ta historia Watta przypomina anegdotę REoztropowicza, przytoczoną przez Mirę Michałowską o tym, że jeżli tylko na sali zbierze się 6 słuchaczy, to koncert musi się odbyć i on Sława będzie grał. A wzięło się to stąd, że koncertując po całej przestrzeni b.ZSRR, Roztropowicz i jego akompaniator zostali zawiezieni gdzieś tam, za Uralem, do pustej stodoły, w której koncert miał się odbyć. Sala była nieogrzewana, na dworze purga i – 40 gradusow. W sali, na deskach opartych o beczki siedziało 6 słuchaczy w walonkach i okutanych po uszy. Przyszli, mimo takich warunków i takiej pogody. Muzycy zdecydowali się grać. I w trakcie tego mroźnego koncertu do stodoły zaczęli się wsuwać wychudli mężczyźni okutani w jakieś szmaty. Słuchali tak, jakby im niebo nagle otwarto. To więźniowie łagru zrobili w taką pogodę 15 km na piechotę – dla koncertu. Od tej pory Roztropowicz miał ponoć tylko jedno pytanie do organizatorów : czy sprzedano 6 biletów i czy jest przygotowany czaj.
Pani Doroto
Wielkie dzieki za tekst, jeden z najważniejszych jakie u Pani czytałem.
W Bachu nie czuję wątpliwości, raczej pewną solidność. Ale powroty dają czasem wrażenie pewności, oparcia, siły, która jest gdzieś w muzyce. Podkreślam powroty, bo słuchając często można o tym zapomnieć. A nawet szukać czegoś bardziej oryginalnego, mniej znanego, nowego.
PS. Co do szukania odradzania się przyrody — prognozy są złe…
Co do czytania ‚Mojego wieku’ – zbyt dużo wspomnień! (też mi swego czasu Wat z Miłoszem to i owo poukładali w głowie 🙂 )
P.S. Nie miałam szczęścia do koncertowych wykonań Bacha z chórem – zawsze się naćwiczyłam (co jest samo w sobie ogromną przyjemnością!) a na spijanie miodku mnie gdzieś wywiewało. Tak było i z Kantatą nr 4 Christ Lag… („Wielkanocną”)… co mi się – oczywiście – przypomniało pod wpływem repertuaru wirtuozów z Gandawy…
Tośmy sobie powspominały 🙂
Ja wielokrotnie śpiewałam w kantatach, bardzo różnych. No i motety, zwłaszcza Jesu, meine Freude – wiele razy. Wielka przyjemność, choć niełatwa, bo poza chorałami chór pisany tak raczej instrumentalnie…
A co do solidności i wątpliwości u Bacha – wydaje mi się, że solidność jest w rzemiośle, absolutnie nieskazitelnym, oraz w ogólnym poczuciu głębokiej wiary, bo taką on sam z pewnością miał. Natomiast wątpliwości – wynikające z treści, które ilustrował – umiał znakomicie muzycznie odmalowywać, i tu się zgodzę z Watem.
Z treści? Ano tak, wierni w Pasjach przerabiają wszystkie strachy, lęki i wątpienia apostołów.
Pani Doroto! Dziekuje za piekny tekst. Podczas czytania komentarza Jaruty zakrecila sie lezka w oku… Jezeli mowa o Roztropowiczu i Wielkanocy – Wielkanoc (zwana Pascha) obchodzilismy w Cerkwi Prawoslawnej w zeszla niedziele. Diakon lyonskiej cerkwi, ktory znal osobiscie Roztropowicza opowiadal, ze Roztropowicz byl czlowiekiem o wielkiej skromnosci i wielkim sercu, mozna powiedziec byl po prostu czlowiekiem pokornym. Jednak pokora w jego wydaniu nie polegala np. na rezygnacji z wlasnych priorytetow na rzecz poprawnosci dyplomatycznej czy etykiety. Przypadlo Roztropiczowi koncertowac w Lyonie w okresie Wielkiego Postu, w czsie przygotowan duchowych do Wielkanocy- naszego najwiekszego swieta. Podczas bankietu wydanego na swoja czesc wyrazil wielkie zdziwienie- Jak to? Wieli Post a tu stoly uginaja sie pod wszelakim miesiwem?! I poprzestal na konsumowaniu ziemniakow…
Ja tylko pomacham wszystkim, bo jestem tak zmęczona, że muszę się trochę położyć.
Mam nadzieję zajrzeć później i poczytać. 🙂
Siemanko!
No dobrze, czuję się zmotywowany do posłuchania Bacha z wieczora 🙂
I już zupełnie off topic – taką reklamę dziś znalazłem:
http://pl.youtube.com/watch?v=CbLr2NEV_7o 😉
Off-topic:
już niedługo terapia genowa na poprawienie talentów muzycznych ?
http://www.world-science.net/exclusives/080429_music-genes
Byc moze „…próba uchwycenia tego, co nieuchwytne, czyli przeżycia związanego z muzyką…” okaże się mniej trudna i możliwa dla wielu… ?
Wiosenne pozdrowienia
A natura dzisiaj pieknie „gra”wszystkimi zapachami wiosny!!
Wywachalam bzy,konwalie,czeremche i jakies zolte zielsko,ktore skarpetami zajezdza!! Tyz piknie,tak swojsko,nieprawdaz??? 😉
Pozdrawiam z juz troszke pochmurnej Krainy Wiatrakow 🙂
Pani Doroto – tekst jest rzeczywiście piękny. Chciałbym sie odnieść jednak nie do Bacha ale do Aleksandra Wata, którego MÓJ WIEK zrobił kiedyś na mnie piorunując4 wrażenie. Zresztą trwa ono do dzisiaj. Przypomniała mi się historia – to już ze wspomnień Oli Watowej – wizyty u ojca Pio. Cierpiący męczarnie z powodu nieustającego bólu Wat zgodził sie na tę wizytę. Zakonnik zapytał Wata o datę jego ostatniej spowiedzi i usłyszawszy prawdziwą odpowiedź, wpadł w wielki gniew i po prostu Wata wypędził.
Jestem wprawdzie tutaj dość nowy, bo dopiero od miesiąca, ale bardzo mi tutaj doobrze i przywiązałem sie do wszystkich.Czytajac codziennie wpisy sprawdzam listę obecności : Bobik, Zeen – są, Haneczka – jest, Helena – jest, Gamzatti -gdzie jest Gamzatti – o jest, PAK – jest – i tak dalej. A gdzie Jaruta? Ostatnio bardzo mi brakowało wypowiedzi mądrej Jaruty, która nagle znikła jak kamfora ze dwora. Ponieważ mam dość fatalistyczne podejćie do życia – moja wyobraźnia prowadzi mnie w okolice kostnicy. TYm bardziej się cieszę, że się odnalazła i to w wielkim stylu.
Piotrze M – Jaruta udziela się w ilościach przemysłowych 😉 na blogu Pana Piotra Adamczewskiego (też tu z rzadka wpadającego i przedstawiającego się jako Piotr z sąsiedztwa), gdzie występuje jako Pyra. Jest na tym blogu osobą najważniejszą i dla Niej jest to blog najważniejszy, a na inne blogi też zagląda (także polityczne), ale rzadziej. Dlatego kiedy się Pan niepokoi o Jarutę, proszę zajrzeć na blog Pana Piotra 😀
Do innych komentarzy odniosę się później, teraz muszę sobie zrobić kolację…
I jeszcze – parę słów, jakie napisałam po śmierci Rostropowicza:
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?news_cat_id=935&news_id=217006&layout=18&page=text&place=Text01
Dzień dobry wieczór.
Czy ktoś z Was mógłby mi powiedzieć czy warto jest obejrzeć operę „Król Roger” w wykonaniu Opery Wrocławskiej?
Dyrygent: Ewa Michnik, Inscenizacja: Mariusz Treliński, scenografia: Boris Kudlicčka, kostiumy:Wojciech Dziedzic, choreografia: Emil Wesołowski chór: Małgorzata Orawska.
Obsada: Mariusz Godlewski (Król Roger), Agnieszka Bochenek-Osiecka (Roxana), Rafał Majzner (Edrisi), Rafał Bartmiński (pasterz) i.w.i.
Właśnie znajomy poinformował mnie o tym spektaklu, który odbędzie się 13.05.08 w ramach Festiwlu Majowego w Państwowym Teatrze w Wiesbaden (o rzut czapką włóczkową od Moguncji, czyli przejazd przez Ren i już).
Tak, Moguncjuszu, bardzo warto.
Pani Doroto to jest piekny tekst, czytalam ze wzruszeniem
Na mój dusicku! A więc z tym Bachem na dachu to sło o wiater na dachu Łubianki! A jo, kie przecytołek tytuł, to juz pomyślołek, ze ten skrzypek z Anatewki mlecorza Tewiego to nie był jakiś tam zwycajny skrzypek, ino sam pon Bach! 🙂
A ze od jutra bede sięgoł, ka internet nie sięgo, piknego długiego łikendu syćkim zyce! 🙂
(…) Ta moc, która wedle pięknej kolędy polskiej „truchleje”. Zdanie to banalne, ale ja stary, dawno już przestałem się bać banału, tego, co krytycy nazywają banałem. Nie pomyślałem go sobie w trakcie słuchania Bacha, bo ja w ogóle nie byłem wtedy „myślącym ja”, słuchałem.(…)
Pani Doroto, tekst przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Czytając po raz drugi „wyłapałem” powyższy cytat.
W trakcie słuchania muzyki „poważnej” nie myślę o tym, czy wszystko „odbywa” się poprawnie, czy dyrygent „prowadzi” tak jak powinien, czy orkiestra „gra” tak jak powinna, czy interpretacja utworu odpowiada ogólnie przyjętej konwencji itd. Nie myślę dlatego, ponieważ na muzyce się nie znam i też tylko słucham. Jedyną, i dla mnie najważniejszą oceną, jest stwierdzenie: podobało albo nie podobało się. I to chyba jest najważniejsze.
W Bachu lubie i slysze na codzien Koncerty Brandenburskie a z kantat 2 kantaty swieckie „Kawowa” i „Weselna”. Nie trywializowalbym tego Bacha religijnego. Pewnie ten Bog luteranski byl gleboko w jego zyciu, ale jego muzyka ma duzo codziennej swieckosci i radosci. Chociaz, jak glosi wiesc gminna byl ojcem surowym i wymagajacym, czego doswiadczyli jego synowie. Jestem pierwszy raz na tym forum, pozdrawiam wiec kazdego melomana oraz Gospodynie-Autorke za pisanie o muzyce. Nie jestem ani profesjonalnym muzykiem ani muzykologiem, ale nauczylem sie kochac muzyke, w tym Bacha w Kanadzie sluchajac bardzo dobrych audycji Programu II Radia Kanadyjskiego. Moim ulubionym prezentatorem jest Tom Allen, ktorego podziwiam za wiedze ogolna i muzykologiczna.
PA2155,
zapraszam również do słuchania radio-Canada, nawet jeśli nie rozumiesz po francusku (w końcu chodzi o muzykę). La chaîne musicale ma arcy-ciekawe audycje muzyczne.
A mnie jakoś ciągle Bach nie przekonuje. W sobotę koncert chóru, śpiewamy między innymi motet Sen Lob Und Preis mi Ehren, ale jakoś mnie ta muzyka nie ujęla. Co zrobić…
Witam PA2155!
Wszyscy piszecie, że to piękny tekst – i to dowód, że Wata zawsze warto czytać. Z wielu powodów zresztą.
Jeszcze dwa słowa uzupełnienia. Wat w związku z opisem wyżej cytowanym przywołuje Aleksandra Błoka: „Błok, człowiek przełomu dawnej Rosji, największy poeta przełomu, który poddawał się sugestiom tego, co nazywam Zeitgeist, może najpełniej i najściślej jako pryncypium dziejów, jako możliwość przyszłości uznał muzyczność, muzykę. Oczywiście rozumiał to w szerszym znaczeniu niż sekwencje dźwięków”. I potem: „Wydaje mi się, że w ogóle muzyka (tu Błok pewno miał rację) jest właściwym językiem filozofii, nie mówię o filozofii dzisiejszej, naukowej, ale o tym, co zostaje poza logiką, o filozofii metafizycznej. (…) Schopenhauerowskie określenie muzyki jako architektury w czasie. Metafizyczna myśl filozoficzna jest spekulacją w tym dobrym znaczeniu tego słowa, spekulacją nie w przestrzeni, ale właśnie w czasie. Logika jest logiką raczej przestrzeni, ale tradycyjna filozofia jest w czasie; muzyka jest lepszą mową dla myśli ludzkiej, wyraża to, co jest niewyrażalne w języku”.
Ale są okoliczności, kiedy muzyki nie da się słuchać, i to z przyczyn irracjonalnych. Wat w tym samym rozdziale: „…w Ałma-Acie, zaraz po zwolnieniu, przechodziłem koło jakiegoś przyzwoitego domu i stamtąd może radio, ale zdawało mi się, że ktoś gra na pianinie etiudy Chopina. Poczułem taką straszliwą nienawiść, taką niemożność słuchania muzyki, może nie dlatego, że Chopin w Ałma-Acie w Sowietach, ale w ogóle muzyki, po tych więzieniach, że uciekłem, mógłbym powiedzieć patetycznie, że zasłoniłem twarz połą płaszcza i uciekłem”.
Moguncjuszu, właśnie to udało się Watowi adekwatnie określić: „nie byłem ‚myślącym ja’, słuchałem”. Tak często bywa: nie racjonalizujemy słuchania w trakcie słuchania, po prostu poddajemy się muzyce. Choć i racjonalizujące słuchanie, i to na wiele sposobów, jest możliwe. Ale to już chyba tylko dla fachowców czy lepiej osłuchanych…
Ja też się wzruszyłam.
I jeszcze nasunęła mi się taka, poza muzyczna refleksja, wiek dojrzały (hmmm) ma tę dobrą stronę, że człowiek nie stara się już przypodobać innym i przestaje się bać ich opinii, staje się człowiekiem wolnym.
Więc jako człek wolny, kłaniam się do stóp i łap wszelakich, dobrej nocy życząc. 🙂
Ech, Jacobsky, szkoda, że nie możemy się zamienić…
Sei Lob und Preis mit Ehren – jedna z moich ulubionych kantat. Opracowanie chóralne tematu imponujące. Uwielbiałam to śpiewać. Znalazłam tylko mały ogryzek na płycie:
http://www.buy.com/prod/motets-7-cant-50-118/q/loc/109/60229434.html
Bach wracał do tego tematu wielokrotnie. Np. w innej mojej ukochanej kantacie:
http://video.aol.com/video-detail/bach-jauchzet-gott-in-allen-landen-bwv-51-3/3418685541
EmTeSiódemecko – pokój wszystkim wolnym ludziom 😀
Aha – i dobranoc Owcareckowi!
„…Ech, Jacobsky, szkoda, że nie możemy się zamienić…”
Cóż, każdy nosi swój krzyż… 😉
A tak na serio, to motet jest OK, tylko że mnie on nie przekonuje. Inaczej mówiąc, nie sięga tak głęboko, jak u Pani
O ile Pani pamięta poprzedniego roku, to jak mam generalnie problem z Bachem. Po prostu nie cenie go tak wysoko, jak być może powinienem.
I pewnie umrę z tym, a więc nic na to nie poradzę.
No wiem, literatura zna takie przypadki 😉 Rzadkie, ale jednak są.
Nie wiem, czy ma to traktować jako komplement czy jako cos innego… 😉
Ani tak, ani owak – po prostu jako stwierdzenie faktu 😀
epitafium 😆
Tu leży Jacobsky
Nie był On bachowski…
Przechodniu, uśmiechnij się,
To nie sen!
Tu nareszcie leży zeen…
Kędy stąpasz, myśl o niebie,
Ten grób może być dla Ciebie…
Na każdym cmentarzu przy wejściu powinno coś takiego stać 🙂
Przechodząc przez ten cmentarz pomyśl, jak bardzo jest on po drodze. To najlepiej skomunikowany cmentarz w mieście…
A co takie qrde grobowe nastroje? Wreszcie ciepło i wiosennie!
Właśnie Pani Kierowniczko, na wszystko patrzy się ze świeżym spojrzeniem…
Wiosną cmentarze ożywają…
Ziemia przestaje być taka zmarznięta i łatwiej się wygrzebać z problemów…
Po dłuższym milczeniu chce się do ludzi…
Grobowe Nas Troje? 😯
Bach nie żyje….
Bach wiecznie żywy! 😀
O przepraszam, Bach jest wieczny…
Ziemia się wzruszyła….
Pewnie macie rację …
Lecz Jacobsky się nie waha
i w sobotę ryknie Bacha
A może dla Bacha fakt, że Jacobsky go nie lubi, jest gorszy od śmierci?
A zreszta: cóż wy tam wieta
o śpiewaniu moteta…
Bacha.
Bobik,
nie „nie lubi”. Po prostu nie wielbi jak inni 😉
Wieta, wieta,
Tylko kondycja (chóru) już nie ta…
…bo śpiewanie moteta
to dla duszy podnieta,
a taka jego zaleta,
że to lepsze od śpiewania
do kotleta…
Spiewanie Bacha?
Spokojna czacha,
my przecież od tego
mamy Jacobsky’ego! 🙂
O Bachu
Coś powstał z piachu
Suchaj jak chór quebecki
Kaleczy twe nutecki…
Bobik,
zapraszam zatem w sobotę
na motetową robotę…
Chór ma nazwę „Motetowe berety”
A Bach chóru wysłuchał
I jęknął z głębi brzucha:
Tam ktoś jest, co me kantaty
Chciałby spisać na straty!
zeen,
jakbyś nas słyszał….
ja spadam na probę chóru…
zmierzyć się z Bachem 🙂
(i z dyrygentem)…
No faktycznie, w Quebecu pod wieczór 🙂
Będą Bacha śpiewać, będą Bacha grać
A mnie Bach się przyśni – zaraz pójdę spać…
Quebec ode mnie o rzut beretem.
Gdyby Jacobsky wabił pasztetem…
Ech, Owcarek poszedł dziś wcześniej spać, więc nie zaśpiewał kołysanki. To ja za niego:
Luli luli luli
Owcarek już chrapie
Bedzie Bacha śpiywoł
Pojutrze na grapie 🙂
Chóru repertuar to na dzisiaj Bach
Sztuki rezerwuar, że aż słuchać strach…
Gdyby śpiewał po grappie, to mogłoby być jeszcze ciekawsze. 🙂
Ponad grappę
Wolę Zappę… 😀
Zappa miał dla grappy
mnóstwo rewerencji,
była mu wręcz matką
muzycznej inwencji. 🙂
Od Bacha do Zappy
Bez mapy…
A, a,
Motety dwa –
Spać idę ja.
Pa pa!
Poooooobudka!!! 😀
Czas ruszać na majówkę! Jakieś chmury tu co prawda widzę, ale śpiewem na ustach da się je przegonić (chyba 🙄 )
Also: Ihr aber seid nicht fleischlich, sondern ge-e-e-e-[…]-istlich, sondern geistlich… ihr aber seid nicht fleischlich… ihr aber seid nicht fleischlich… 😉 😀
Bywało i tak: ga-ha-ha-ha-ha-[…]hajstlich (zwłaszcza w tenorach 😉 ) 😆
Tu słoneczko bez chmurek. Zaraz ruszam w tradycyjny pochód pierwszomajowy! Do Lasu Kabackiego – marsz! 😀
Dla mnie Frank Zappa, którego uwielbiam od 40 lat, ma jedną chorrrrrrrrrrendalną wadę. Nagrał za dużo płyt. Ja się po prostu gubię, który utwór jest z której płyty, miesza mi się wszystko. Piękne – ale nadprodukcja.
A na pochodzie polecam takie okrzyki wznosić:
Nie będzie tronów, nie będzie banków,
złamiemy fronty Kuomintangu,
nie będzie City i Wall Street,
błyśnie wolności świt! 😆
Na tę okoliczność to raczej:
Nie będzie zimy, nie będzie mrozów,
To są zjawiska z wrogów obozu,
Dziś tylko fiołki i ptaszka śpiew –
Wzywa przyrody zew! 😆
Ja też chcę na pochód! Każdy pies chce!
Już śniegu ślad dłoń nasza zmiata,
niech przed odwilżą mróz-dziad drży.
Ruszamy, żeby na Kabatach
krwią własną wolne karmić gzy! 🙂
Obejrzałem w nocy program
” John Eliot Gardiner probt Bach , Kantate ‚Christen, ätzet diesen Tag’ BWV 63″
Bardzo interesujący. Idąc na koncert lub słuchając płyty nie zdajemy sobie sprawy ile wysiłku i czasu kosztuje osiągnięcie doskonałości w muzyce. Kantaty Bacha uwielbiam. Płytę już zamówiłem
Dla nie wiedzących: grapa = pagórek
patrz stosowny słownik: http://owczarek.blog.polityka.pl/?p=142#comments
Przyjemnej majówki!
Zeen napisał, o pardonsik, zeen napisał:
„Tu nareszczie leży zeen”
Chyba tu i tam, bo 2 mb w jednej kwaterce się nie zmieszczą. 😆
Raczej taki adres słownika:
http://owczarek.blog.polityka.pl/?p=142
bo podałam adres do komentarzy. 🙂
mt7 podaj więcej szczegółów, gdzie leży zeen?
Zaniesiemy kwiatki, zapalimy znicze itd itp.
zeen leży w Mieście Łodzi
(wtedy, kiedy nie chodzi 😉 )
Jacobsky:
Moj francuski jest nieco szkolny, acz wystarczajacy do rozumienia filmow i audycji frankofonskich.:) La chaîne musicale dociera do Ontario i czasami tego slucham, chociaz wole poranna CBC, ktora wspomnialem. W zasadzie, radio kanadyjskie prezentowalo muzyke powazna w lepszym stylu kilkanascie lat temu. Reforma programowa sprowadzila niektore audycje do absurdu. Teraz to raczej popularny koncert zyczen dla sluchaczy. Co do Bacha, osobiscie wole Handla lub Mozarta, ale doceniam talent JSB. W gustach muzycznych nalezy chyba byc bardziej eklektycznym.
Pozdrawiam
Miejmy nadzieję, że zeen leżąc przynajmniej nie myśli. Białoszewski już dawno ostrzegał, że takie leżenie-myślenie to nie jest dobre z natury. 🙁
PA2155,
Ja tę nie narzekam. Słuchając CBC czy R-C naprawdę powinnyśmy uważać się za szczęśliwych. Nie wiem, jak Ty, ale jak mam również dostęp (po falach, nie z sieci), do radia publicznego z Vermontu i z północnej części NY (oni to nazywają pieszczotliwie „Biegun Północny”). Również spory ładunek klasyki, a więc jak już się wpadnie w dziurę programową, to zawsze można przestroić radio na rozgłośnie „zagraniczne” 😉
POzdro
Razcwieła strana radnaja
Pies’ni zwonkije słyszny
Zdrawstwój priazdnik !
Priazdnik Maja !
Priazdnik sonca
i wiesny !
Priwiet’ z pracującej Kanady dla leniuchującej Europy 😉
Balszoje spasibo 🙂
Ja to mam właśnie niestety tekst do napisania, żadnych lenistw… no, może chwilka sjesty…
‚Dziś tylko fiołki i ptaszka śpiew –
Wzywa przyrody zew!’ – snuje piękną poezyję Pani Kierowniczka
…Ale jest ale: coś zapóźniona ta Warszawka; na tropikalnym ‚połedniu’ ti fiołki były już ze sześć tygodni temu (a trwały długo tylko dzięki chłodom) 😈 😉 🙂
Za to dziś chłodniej, niż w Stolicy… 🙁
A u nas tłumy fiołków.
Wrzucę zdjęcia… 🙂
Zajrzałam na muzyczne blokowisko, a tu pozdrawliajut z
c pierwomajskim prazdnikom. To fajnie. Włączyłam sobie ulubiony zespół Lube i właśnie prześlicznie prosi solista „Ty niesi mienia rieka”. Tak jakoś wyszło, że z całego demo-socjalizmu została mi skłonność do rosyjskiej literatury i muzyki
A ja jakoś tego Lube nie mogę. Śmierdzi mi putinowskim nacjonalizmem…
Dorotko 0- bo to są nocjonaliści, mało : szowiniści, ci od Świętej Rusi, ale… no są tacy rosyjscy. Co ja poradzę. Podobają mi się i tyle (razem z toastem „I za Sybir, i za Kawkaz) Po prostu – nie mój kłopot. Niech się swoimi nacjonalistami Rosjanie martwią. Mnie się podoba ich muzyka.
Zdjęcia z mojego pochodu pierwszomajowego:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Kabaty1Maja
Obejrzałam wcześniej. :))
A to mnie Pani zaskoczyła z tym szczawikiem. Nie wiedziałam, ze kwitnie.
Tu wyczaiłam, że kwiatki może mieć też czerwono-fioletowe:
http://www.atlas-roslin.pl/gatunki/Oxalis_acetosella.htm
U mnie w lasach na Bemowie, jest rezerwat łosi. 😀
Dają się zobaczyć, ale teraz ich nie pokażę.
Kiedyś jeździłam tędy do Kampinosu na rowerze. Kiedy to było? W poprzednim życiu.
Dzięki za przyjemny spacer. Nie znam Kabatów.
Pani Dorotko,
piękne fotografie. A ludzi na lekarstwo?
To nie mniej melodyjnie, a bardziej poetycko, też na L – Ljapis Trubeckoj
http://www.lyapis.com/albums.php
I Ljapis na YT…
http://www.youtube.com/watch?v=FntqS44U7y8
A żesz cię… Twój komentarz czeka na akceptację…
Czym żem zasłużył?
Komum zawinił?
To żeby nagrabić sobie do końca, moje ulubione, kołyszące Łastoczki
Żyzń prekrasna, wsio normalno, oczeń charaszo…
Pikne 😉
Teresa S: ludzi było nawet trochę i owszem, ale ja od nich uciekałam 🙂
Jasne. Jednak musiało być ich mało, skoro na fotografiach nawet cienia człowieka nie widać.
Po dziesięciu latach mieszkania w sąsiedztwie wiem już, gdzie jest ich mniej. Trzeba iść nie w stronę Powsina i bocznymi drogami.
Wkurzają mnie rowerzyści – wjeżdżają niestety także w ścieżki, przy których są wyraźne znaki zakazu wjazdu. Ech, ta polska anarchia… 🙁
Fotografie z Wigierskiego Parku Narodowego – http://www.wigry.win.pl/lesne/zdjecia.htm . Ładne?
kod eefe
Marek Kulikowski:
(Ech, niby powinno się użyć wołacza, ale jakoś tak…)
Przypominam, że Bach na napisanie kantaty, przygotowanie muzyków i chóru miał tydzień! (Oczywiście mógł pracować ‚potokowo’ i równocześnie przygotowywać kilka kantat, nie dawało to jednak więcej czasu na każdą z kantat…)
Ech… mieć tyle weny w swojej robocie…
Pani Kierowniczko:
Pół biedy jak rowerzyści… Ja pamiętam jak na wąskim, górskim szlaku motocykliści wołali ‚z drogi’ i jak ktoś nie uskoczył na czas to był przejechany. A jak uskoczył, to tylko ochlapany błotem.
Bardzo sympatycznie odbieram zabawę w granie Hendrixa we Wrocławiu.
Wczoraj pobito kolejny raz rekord uczestników zabawy: 1931 osób!
Animatorem tego przedsięwzięcia jest Leszek Cichoński – gitarzysta i wielbiciel Hendrixa. Młodszym warto przypomnieć tę postać z uwagi na duże zasługi na polu techiniki gitarowej. Inne pola jego aktywności jako to: zażywanie substancji oszałamiających, przechodzenie przez nieotwarte drzwi i inne takie nie zasługują na pamięć.
Hołd dla geniusza gitary przybrała formę corocznego bicia rekordu Guinnessa w ilości grających „Hey Joe” – jednego z popularniejszych utworów rockowych. Wśród wielu wspaniałych nagrań Hendrixa mam jedno ulubione, w którym dostrzegam geniusz tego gitarzysty: to blues zaledwie dwuminutowy zagrany pod koniec występu w Woodstock. To absolutne mistrzostwo świata w bluesie… Występ jego na festiwalu w Woodstock przeszedł do legendy. Sposób w jaki zagrał hymn amerykański stał się symbolem stosunku do wojny całego pokolenia….
W przytoczonym linku ów blues zaczyna się od piątej minuty i trwa tak krótko…
http://www.youtube.com/watch?v=Ck05ixICiak
też chadzam dosyć często do Lasku Kabackiego ….:) … chociaż mam daleko to dzieki dobremu polaczeniu autobus+metro zabiera mi podróż tylko 50 minut … ale warto bo jest gdzie pochodzić ….. 🙂 …. fajnie jest zimą bo mniej ludzi …
zeen też mi się ten pomysł podoba … 🙂
Jimi z rana jak śmietana 😉
Fajny ten zwyczaj wrocławski. To już właściwie tradycja całego Dolnego Śląska – właśnie zaprzyjaźnione siły ze Świdnicy doniosły mi, że na tamtejszym Festiwalu Gitarowym była akcja uczenia chętnych świdniczan pięciu gitarowych akordów niezbędnych do włączenia się w Hey Joe 🙂
Zastanawiam się, czy młodzi chłopcy chcą być teraz takimi gitarowymi mistrzami jak Hendrix, Clapton czy Steve Ray Vaughan.
PAK
John Eliot Gardiner nagrywa jedną kantatę rocznie. Następca i jego wnuki też będą miały co robić 🙂
To jeszcze trochę gitary do posłuchania
http://www.youtube.com/watch?v=zAG-kX_IlUw
Marek Kulikowski:
Z tym Gardinerem to nie tak. On dał na millennium cykl koncertów ze wszystkimi po kolei kantatami w różnych kościołach Europy w ramach projektu Bach Cantata Pilgrimage. Wszystko nagrano; obiecała to wydać Deutsche Grammophon, ale się wypięła. W związku z tym Gardiner założył własne wydawnictwo Soli Deo Gloria (od napisu, jaki Bach umieszczał na swych dziełach) specjalnie po to, żeby stopniowo te nagrania wydawać. Jak dużo czasu mu to zajmie, nie wie nikt 🙂
W tym warszawskim lesie prawie jak u mnie. Tylko ptaków coś nie widać 🙂
Pani Kierowniczko:
JEG tempo ma niezłe. Coś mi sie nawet obiło o uszy, że kończy wydawanie cyklu.
Osobiście śledzę konkurencję, czyli Suzukiego. Jest coś na 58 płycie z kantatami. I wydaje kilka płyt rocznie. Wydaje się, że w parę lat powinien skończyć.
Swoją drogą ciekawa sprawa — póki płyty pod kierunkiem Gardinera wydawało DG to recenzje były przeważnie cierpkie. Ledwo DG zrezygnowało, a recenzenci stwierdzili, że Gardiner jest świetny 🙂
Ups… Suzuki jest na 38, nie 58. To duża różnica, bo coś koło 60 tych płyt łącznie będzie.
Hoko – ptaków nie widać, bo nie umiem ich podchodzić tak jak PAK, ale było je słychać, i owszem. Przymierzałam się nawet do jednego Wielkiego Improwizatora, czyli kosa, który wyrabiał rzeczy niesamowite, ale mi pofrunął, zanim wyregulowałam aparat 🙁
Tu by się raczej jakieś nagrania przydały 🙂
Mnie też nie udaje się sfotografować skrzydlatych śpiewaków. 🙁
A czemu foma zmienił kolor na czarny?
Chce wydać się szczuplejszy?
Hendrix na zeenowym filmiku ledwo się na nogach trzyma.
mt7,
zachwiał się raz mając zamknięte oczy, bo wlazł na sprzęt, a Ty zaraz ledwo….
A ja to żeby tak zagrać to chętnie bym nawet się przewrócił 🙂
Wedle życzenia, już się rumienię…
No tak, komisarz chciał ukryć dalszy odcinek… wszystko się wydało 😉
Raczej to drugie: inteligentnie zwrócić uwagę, nie rzucając się na czytelników 😉
No tak, może to taka specjalna komisarska taktyka 😆
Co tu się zacieło? 🙂
W Tygodniku Powszechnym bardzo smakowicie zachwalali płytę:
http://www.amazon.com/Mozart-The-Last-Concertos/dp/B0012X0R2U
Tu w Amazonie jest za 9 $, a w Polsce piszą: towar trudno dostępny i proponują 40 dni czekania (Merlin).
Cena ok. 60 PLN. 🙁
To znaczy 9$ jest za ściągnięcie w formacie MP3
Normalny CD kosztuje 20$.
Nie wiem, co zrobić.
No niestety, u nas jest zdzierstwo 🙁
A wygląda smakowicie…
Odpuścić sobie te ostanie koncerty, widziałem, nie był w formie 😉
Mozart nie był? Jeszcze się nie wygrzebał z egzystencjalnych problemów? 😯
Kto niby nie był w formie?
Chyba chodziło nie o formę, tylko o fomę 😉
Pod naporem nawałnicy naciskw i podszeptów ogłaszam:
Precz z merytoryką, niech żyje dygresja!
🙂
zeen bez dygresji
dostałby depresji 🙂
A co to, dorabiam dziś jako podmiot liryczny? Najpierw, że czarny (a fe, UEFA za to każe…), potem że mam coś do czynienia z płytami za 9 lub 20 $ (i kto spekuluje tymi 11$…?)
Merytoryka jest jak tramwaj na szynach. Wiadomo którędy pojedzie, nie wiadomo tylko czy będzie kontrola biletów.
A taka dygresja to jak rynek nieruchomości – zawsze czymś zaskoczy. I do tego opiera się na solidnych fundamentach.
foma @21:40 – a co UEFA [sobie?] za to każe? 😉
Każe za przejawy rasizmu i ksenofobii. A hasło, że czarny podpada… Nie wiem, czy nawet nasz radca Q. dałby radę przekonać szanowną organizację, że doszło do nieporozumienia i mt nie miała nic złego na mysli…
No ok, karze… Proszę o korektę… Podwójną. I podwójne espresso… 😉
Ale co każe? 😀
Łajza mineli. Espresso, z kropelką czegoś mocniejszego… 😉
Kto tematu tu nie tyka
Niech mu będzie odpuszczone
Czym dla D merytoryka
Tym dla z są farmazony 🙂
To znaczy, że piszę farmazony. Aha.
Oj, taki tam spór lingwistyczny…
Nie to miałem ja na myśli
Raczej jakie ma znaczenie
Dla D temat jak uściślić,
Dla z z niego odstąpienie…
Czyli po puchatkowemu:
Im bardziej uściślasz z jedej strony, tym bardziej wyłazi z drugiej…
Moją rolą uściślenie,
W konsekwencji – przekazanie.
Rolą zeena odstąpienie,
A właściwie – rozrabianie…
Znakomitych wpisów było
Na tym blogu zatrzęsienie
Wszak i oczy też cieszyło
Czasem moje w nich brojenie…
Lecz tu prawdy nie zasłoni
Najpiękniejsza ma oracja,
Gospodyni nie dogoni
Nędzna niemerytokracja…
Szczeknie raz czy drugi kundli banda nocą
Jedni machną ręką, drudzy nieco spocą
na takie szarganie podanej mądrości.
Lepiej nie czytajcie, lepiej jedzcie kości!
W nich znajdziecie dla się powabu bez liku.
Zamiast rozdrabniania, skupcie się na szpiku.
Czy meritum, czy dygresje –
To są światy całkiem różne,
Całkiem różne dwie ekspresje,
Obie na swój sposób słuszne.
Jedna służyć ma konkretom,
Druga – lżejszej atmosferze
I nie trzeba mówić: weto,
Bo to wszystko w dobrej wierze…
(taką mam nadzieję przynajmniej 😉 )
A fomę chyba pies pogryzł w młodości –
Dlatego innym oferuje kości 😛
alea iacta est
Najpierw rzucisz takiemu kości, a potem taki rzuci ci się do gardła…
Lajf is brutal end ful of zasadzkas…
I dlatego trzeba mieć w odwodzie przenośne wilcze doły i kilka kostek cukru…
A jak się przenosi taki wilczy dół? 😯 😆
Trzeba mieć do dyspozcji lekko rannego rumaka. Najlepiej, żeby był trojański. Koń ów, przemieszczając się ciężko, wodzi za sobą wilki. A że nosi w sobie spory ładunek egzystencjalnych trosk i przemyśleń, wzbudzony w wilkach dół przenosi się wraz z nimi…
Jest miło i przyjemnie, chciałbym dorzucić coś od siebie. Po przypomnieniu przez Jarutę i panią Dorotę postaci Roztropowicza – siegnąłem po uroczą książkę, gdzie ta postać się pojawia. Jest to DU COEUR AU VENTRE, którą napisała Marina Vlady (Fayard, 1996). Książka składa się z 80 opowieści, z których każde łączy się z czymś do jedzenia, daniem, posiłkiem, napojem. Tytuły tych opowieści też są takie (podaję w oryginale): Caviar, Tartelettes, Risotto, Diner Yom Kippur, Tempura, Souper russe, itd. I właśnie tę ostatnią opowieść, dotyczącą Roztropowicza, tłumaczę tutaj naprędce, zresztą jest ona krótka:
KOLACJA ROSYJSKA
Pierwsze co rzucało sie w oczy po wejściu – to ażurowe zasłony w oknach. Na każdej z nich był wyhaftowany dwugłowy orzeł, symbol carskiej Rosji. Pochodziły one, jak się później dowiedziałam, z Pałacu Zimowego w Sankt Petersburgu. Każdy mebel tutaj, przedmiot i obraz byłby chlubą niejednego muzeum. Wszystko to było świadectwem minionego zamiłowania do przepychu; sposób w jaki ozdabiano porcelanę czy cyzelowano srebra, sprawiał, że najbardziej prozaiczne utensylia przekształcały się w dzieła sztuki. Na jednym ze stołów, wykutym z jednej bryły malachitu, stała kolekcja jajek wielkanocnych, kosztowniejszych jedne od drugich. Całe to bogactwo i przepych po prostu biły na odlew.
Gospodarze tego domu – Sława Roztropowicz i jego żona Galina Wiszniewska nie okazywali żadnej dumy ze swoich skarbów. Odkąd, za czasów Breżniewa zakazano im zagranicznych kontraktów i wbrew ich woli zmuszono do emigracji, oboje śledzili wszystkie światowe aukcje i skupowali cenne dzieła rąk dawnych rosyjskich artystów. Przechodziliśmy od jedengo dzieła sztuki do drugiego, przy każdym wydając okrzyki zachwytu.
Stół w jadalni zastawiony był zakuskami – rosyjskimi hors-d’oevre, których wyrafinowanie olśniewało. Śpiewaczka, wspaniałym teatralnym gestem, przepasała suknię wieczorową fartuszkiem, zaczęła nam usługiwać i podawać:
ryby wędzone, marynowane, solone, pieczone i w galarecie; rozmaite grzyby przyprawione na kilka sposobów, kawior czerwony, czarny i prasowany; bliny, sałatki wszystkich możliwych rodzajów, mięsa i wędliny zrolowane lub siekane i uformowane w kulki; pierożki nadziewane kapustą, ryżem, mięsem lub rybą; dziczyznę z kwaśnymi owocami; kulebiak rybny, kaszę gryczaną wraz z pieczonym prosięciem; na deser owoce, czekoladę i wielokolorowe sorbety. Wszystko to popijaliśmy wódką, winami i szampanem!
Później Galina Wiszniewska odpasała fartuszek a Sława Roztropowicz usiadł przy fortepianie. Tylko dla nas dwojga, w tym wielkim salonie wypełnionym przeszłością, rozbrzmiewał koncert najpiękniejszych pieśni Czajkowskiego. Poczuliśmy przypływ nostalgii. Zapamiętałam słowa, które Sława mi szepnął gdy wychodziłam:
„Wiesz, kiedy robi się tak ciężko, że nie można wytrzymać, zamykamy się tutaj. I jesteśmy w Rosji”.
Dodam od siebie, że jeszcze za życia Roztropowicza wszystkie te skarby odjechały z Paryża do Moskwy, gdzie zostały przekazane narodowi rosyjskiemu. Partnerem Mariny Vlady podczas kolacji był jej wieloletni partner życiowy prof. Leon Schwantzenberg.
Chyba Schwartzenberg, bo Schwantzenberg to byłaby „góra ogonowa” 😆
Bardzo smaczny opis. Ale im się trafiło – najpierw uczta cielesna, a potem duchowa, i to w wykonaniu tych samych ludzi 🙂
Dobrodziejko nasza,
Tyś nas przygarnęła
A my rozwadniamy
Twoje wielkie dzieła
Lecz obiecujemy,
Że się poprawimy
Stąd nie odejdziemy,
Z Tobą pocierpimy…
😉
Tak, oczywiście Schwartzenberg, to literówka, Schwatzenberg to w ogóle nieprzyzwoite. Dodam jeszcze, że w tych opowieściach pojawia sie parę znanych osobistości ze świata muzycznego: Herbert von Karajan, Barenboim, Zubin Mehta, jako że Marina Vlady to wytrawna melomanka o guście niemal tak wyrafinowanym, jak Pani, Pani Doroto.
I w tym miejscu nie można nie dodać refrenu:
…jak cierpli publika
gdy Ludwig nie znika…
Nikt nie rozwadnia
twórczości mojej,
Ja piszę najpierw,
Wy potem swoje,
A czy naprawdę
Cierpieć musimy?
Chyba się nawet
Nieźle bawimy 😉
Luuudwig –
to wielka fomy jest obsesja…
Luuudwig –
już samo imię to opresja
dla fomy naszego,
bardzo niebeethovenowskiego…
Beeecio,
wyłożył się na rondzie
Beeecio,
do gry już nie usiądzie
Zamiast zostać przy wprawkach
Znaleźć radość w zabawkach
Łapał sławę pazernie
Nudząc niemiłosiernie
Beeecio,
demon instrumentacji
Beeecio,
mówią „geniusz” bez racji
Bo na chwałę geniusza
nie wystarczy, że wzrusza
trza znać kiedy publika
w środku utworu znika
Beeecio,
ty tego nie wiedziałem
Beeecio,
po co tyle pisałeś…?
Ludwig Beethoven był pan
Kończył dzieło niczym Van
An face symfonia jak bóg
Ino skończyć jej nie mógł….
Publika z sali znika,
Gdy na bankietach fika,
Hop siup, fik mik,
Ucieka z sali w mig.
Co dla niej tam muzyka,
Lepiej się w knajpie bryka,
Hop siup, rach ciach,
Po co Becio, po co Bach…
Aż dziw, że nikt nie zauważył dotąd, że taki Schubert ma tylko jedną symfonię niedokończoną, a Beethoven wszystkie…
I tym odkryciem, zastrzegając sobie jego pierwszeństwo, żegnam się z Państwem.
Powiedział co wiedział
I czym prędzej odleciał… 😆
No to będzie szok dla wielbicieli tytułowego kompozytora. Właśnie sobie przeczytałem, co napisał Czesław Miłosz: „Trzeba było wydać Bacha (naród niemiecki), żeby robić takie rzeczy jak hitlerowcy. To jest w jakiś sposób połączone – ten zmysł konstrukcji, struktury, hierarchii. I być może istnieją ukryte, podziemne nici łączące to wysokie – niskie i czyste – brudne. To jest przerażający wniosek. Ale to jest możliwe”. I dalej „zapis nutowy utworów Bacha charakteryzuje zimna, mechaniczna konstrukcja”.
Nigdy nie miałam wielkiego nabożeństwa dla tego noblisty. Ostatnie zdanie zresztą świadczy, że niekoniecznie wiedział, o czym rozprawia. Zapis nutowy to zapis nutowy, konkret, wszystko w tym czasie tak zapisywano, czy w Niemczech (tj. Turyngii, bo tam mieszkał Bach, Niemiec jako takich nie było), czy we Francji, czy gdziekolwiek indziej na naszym kontynencie. Dlaczego właśnie zapis Bacha miałby się tu czymś różnić?
Torlinie,
Szokiem nie jest to, co pisał Miłosz, wymyślił sobie efektowną parabolę i tyle.
Dobrze, ze chociaż napisał to w trybie przypuszczającym. Mnie szokuje, że dziś powtarzasz te słowa w kontekście upejoratywnienia działa Bacha….
A Bach tu nic nie winien 🙂
Bo to taka prowokacyjka była 😆