Biały Maur w zimnym Wrocławiu
Ależ zziębłam w ten piątek we Wrocławiu! Cóż, był to piątek trzynastego, więc nic dziwnego, że akurat na kolejną premierę plenerową piękne to miasto stało się polskim biegunem zimna, choć zwykle jest odwrotnie… Aż dziw, że jeszcze na dodatek nie padało (choć w dzień i owszem), niebo się całkowicie przetarło, tylko było polarnie. Wszyscy się opatulali w koce i kaptury, ja miałam na szczęście ciepłą kufajkę, ale w gołą głowę i w nogi było mi zimno. A tu jeszcze taki sadyzm: spektakl rozpoczął się dopiero o 22, kiedy było już całkiem zimno, po czym trwał aż do 1:30 (ciekawe, ile osób zostało na późniejszym bankiecie – ja uciekłam do hotelu) z trzema przerwami po 20 minut! Wszyscy pędzili do stoisk z żywnością i napojami, których było jakoś niedużo, i rozgrzewali się albo staniem w kolejce, albo kradnąc ciepełko z grilla, na którym pieczono kiełbaski i świńskie nogi… Doprawdy, nie sposób u nas organizować imprez plenerowych – nigdy nie ma gwarancji, że się uda.
A tu sprawa poważna – Otello. Zazdrość, podejrzenia, choroba… Verdi osłabił w stosunku do Szekspirowskiego oryginału ideę „konfliktu cywilizacji”, choć Otello wciąż jest „Maurem”. Czyli – muzułmaninem, nie Murzynem, jak zwykło się stereotypowo go sobie wyobrażać. W inscenizacji Michała Znanieckiego nie ma on twarzy pomalowanej na czarno, lecz jest ciemnośniady, ogorzały – jak to wojskowy, który większość życia spędza na morzu.
Jago z kolei z całą swą demonicznością nie jest wcieleniem diabła, jak się zwykło o nim myśleć. W jednej z pierwszych scen, w których się pokazuje, dość dokładnie tłumaczy, za co się na Otellu mści (i pośrednio także na Kasju) – za to, że Otello dał Kasjowi stanowisko, które wedle niego właśnie jemu się należało. Banał nad banały. Z tragicznym skutkiem.
Czy w przemianie Otella jest jakaś prawda psychologiczna? Bo to nie jest zwykła zazdrość, to jest przecież obsesja. Owszem, takie obsesje się zdarzają. Ale jeśli człowiek popada w tę chorobę, w uzależnienie od swoich urojeń, to nie przebudzi się z nich – inaczej niż Otello w finale, który już po śmierci Desdemony nagle zrozumiał, że się pomylił.
A Desdemona? Reżyser w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” podkreśla, że nie jest ona bynajmniej biedną, słabą niewinną kobietką, tylko postacią silną. Świadomie wybiera Otella – Innego, i z miłości dla niego opuszcza ojczyznę. Poddając się zaś szaleństwu męża wie po prostu, że nie ma odwrotu. Przecież na wygnanie udała się z nim dobrowolnie.
Cała akcja rozgrywa się w ustawionej na Wyspie Piaskowej wielofunkcyjnej konstrukcji przypominającej wielki tort czekoladowy. Armaty (i sztuczne ognie) strzelają, tłumy pędzą przez mostek i murawę, młodzi ludzie żonglują chorągwiami – zwyczaj typowo włoski. Potem jest coraz intymniej, coraz mniej postaci, choć jeszcze w jednym momencie się pojawiają – gdy przybywa poselstwo dożów weneckich. I tu rozbrzmiewa bardzo interesująca muzyka baletowa, która jest bardzo rzadko wykonywana i aż trudno uwierzyć, że napisał to Verdi.
Głosowo oboje główni bohaterowie – Brytyjczyk Ian Storey w roli tytułowej i Nomeda Kazlaus jako Desdemona – nie byli szczególnie olśniewający. Jest jednak ktoś, kto przyćmił w tym spektaklu wszelkie inne wrażenia – to Vittorio Vitelli jako Jago. Prawdziwie demoniczny, znakomity aktorsko i głosowo. On właściwie „zrobił” to przedstawienie. W sumie warto było zostać do końca, choć widownia bardzo się przerzedziła i w związku z tym zrobiło się jeszcze zimniej…
Komentarze
Nie dość, że piątek trzynastego, to jeszcze urodziny Leppera! Trudno się nie zaziębić!
Widać, że PAK nieźle oblatany w biografii Pana Przewodniczącego 😆
😉
Eee… ja tylko w piątek zerknąłem do Wikipedii, a ona przypomniała 😉
No coś podobnego – nie wiedziałam. Kupuję. Od dziś, jak ktoś coś powie o piątku trzynastego, będę wykrzykiwać: Urodziny Leppera! 😆
Niestety, jak pech to pech, nawet nie w piątek trzynastego. Tydzień zaczyna się od przykrej wiadomości o zmniejszeniu naszego zlotu o jeszcze jedną osobę. Właśnie a cappella mi napisała, że – cytuję – „nagle wynikłe ważne obowiązki nie pozwalają jej przybyć” i dowiedziała się o tym dosłownie wczoraj wieczorem 🙁 „Może choć telemost jakiś?” – wzdycha jeszcze, a ja się zastanowię, co tu zrobić w tej dziedzinie… Bo liczę na to, że ten tydzień zakończy się jednak miło!
PS. A może już zacząć się zastanawiać nad terminem następnego zlotu? Łasuchy są na wrzesień już praktycznie zorganizowane…
Dokładnie, Pani Redaktor, Pierwszy pesymistyczny sygnał dostałam w sobotę po południu (w trakcie imprezy weselnej 😕 ). Ale jeszcze miałam nadzieję, że coś się da zrobić. Ostateczne potwierdzenie przyszło wczoraj… 🙁
Szkoda, tak bardzo już się nastawiłam…
Ale spotkanie na pewno będzie miłe. Nie ma innego wyjścia, z TAKIMI Uczestnikami 🙂
No faktycznie, nie jest to dobra wiadomość 🙁
Mam nadzieję, że już więcej takich nie będzie…
A ja właśnie zdołałem odgrzebać koniuszek pierwszej łapy spod góry obowiązków, więc sercem i ogonem mogę być z Wami! 🙂
Bobiczku! Nareszcie! 😀 😀 😀
Ech, już płuca wyplute i łapy spuchnięte od kilkutygodniowego walenia w klawisze nie bolą, jak się widzi TAAAAAKI uśmiech Pani Kierowniczki. 😀
No co za pomysł, żeby Otella w nocy wystawiać, toż go przecie widać nie będzie! 😆
…jak ciemnośniady to może będzie… a tak w ogóle – precz z koloryzmem! (bo przecież – nie rasizmem, skoro tylko pomalowany)…
Soliści też byli w sytuacji nie do pozazdroszczenia, śpiewać na dworze w taki ziąb…
Pani Kierowniczko,
jak mi zimno w nogi, to wszędzie mi zimno i żadna kufajka nie pomoże 🙁 Na takie okazje trzeba mieć ze sobą ciepłe skarpety, a do kufajki pasowałyby też gustowne walonki, takie jak tu:
http://wiadomosci.onet.pl/1390780,2678,kioskart.html
Coś podobnego, jak wszystko wraca 🙂
A walonki ponoć rzeczywiście są bardzo ciepłe!
Mam w domu parę szarych (klasycznych) walonek nabytych w Polsce w stanie wojennym, rozmiar 46. Mój mąż tak był nimi zafascynowany, że nabył parę. Są wprawdzie i na niego nieco za duże (nosi 45), ale był to jedyny dostępny rozmiar. Są rzeczywiście bardzo ciepłe, i lekkie 🙂
Dla warszawskich czytelników (niekoniecznie tych wpisujących się 😉 ): dziś o godz. 20 w synagodze odbędzie się koncert „Perły Terezina”. Zostałam poproszona o wygłoszenie paru słów wstępu, ale nie dlatego zapraszam, tylko dlatego, że to naprawdę znakomita muzyka, abstrahując od warunków, w których powstała.
nie mogę wejść w ten link o koncercie … 🙁
Nie wiem, dlaczego, chodzi normalnie…
Właśnie się dowiedziałam, że Esbjorn Svensson nie żyje. Utonął 😯 Miał dopiero 44 lata… 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=5mr9Ahdvpbo
http://www.youtube.com/watch?v=c3ddHfr6SzY&feature=related
Jeszcze dużo jest na tubie…
już mam ok to chyba było zakłócenia w dostępie do internetu …
W Radiu Jazz dali jego utwory, szybko zareagowali.
A Wam co tak przestało w duszy grać?! Ponad 6 godzin i nikt zdania nie wypowiedział? 😯
Alicjo, jak dotąd nikt nic nie mówił, to teraz tym bardziej. Po meczu to już nawet szkoda gadać! 🙁
Bo dzisiaj wszystkim grał w duszy sport. Przeniosło się do a cappelli…
Może już nikt tu więcej nie wróci? 🙁
A ja zamiast się wkurzać na polską piłkę spędziłam wieczór wzniośle, prowadząc poważny koncert, i nawet publiczność była, i to dobra i uważna! A bałam się, że i tu nikt nie przyjdzie…
Łajza minęli – wpadł Bobik 😉
Ja jakoś dziwnie byłam pewna wyniku…
…a nawet szczekać, Bobiku, nawet szczekać! No to co, po Smadnym? Trzeba się pocieszyć czy też żal utopić 😉
Ja to dziś topię żal po Svenssonie – jednym z najwybitniejszych pianistów jazzowych współczesności… 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=7N2d1HehGmc&feature=related
Utonął w sobotę, ale ja się dziś dopiero dowiedziałam…
„…nawet publiczność była, i to dobra i uważna! ”
Gdzie te czasy, kiedy na scene wjezdzal woz drabinasty w przypieta do niego plansza zapowiadajaca wynik meczu Polska – Haiti:
1:0
2:0
3:0
4:0
5:0
6:0
7:0
Ech..
Chor, w ktorym spiewam dostal zaproszenie od Montrealskiej Orkiestry Symfonicznej, aby w przyszlym roku wziasc udzial w wielkim koncercie na cele dobroczynne z udzialem ok. 500 chorzystow (zawodowych i amatorow, jak my). MOS w pelnym skladzie, pod dyrekcja Kenta Nagano.
Bedzie sie dzialo..
POzdrawiam.
Jacobsky! Gratulacje!!!
Dziekuje 🙂
Prawde mowiac, to sadzac po e-mailach, jakie zaczely krazyc od chwili otrzymania pisma z MOS, wszyscy w chorze jestesmy podekscytowani jak male dzieci przez gwiazdkowym zmierzchem…
Rozumiem, rozumiem… A Mistrz Nagano fajny jest 🙂
A już wiadomo, co będzie w programie?
Jak to dobrze, że chociaż Jacobsky`emu coś się udaje! 🙂
Sorry,
musialem odejsc od komputera.
Co w programie ? Czesciowo wiadomo. Numer 9 Beethovena… 😉
To sie zawsze dobrzez sprzedaje na koncertach dobroczynnych.
No i jest co pospiewac 🙂
Ja musze zmykac.
Dobrej nocy pomeczowej,
J.
Pani Kierowniczko, ze Svenssonem nie jest Pani sama, tylko ja mam dzisiaj akurat taki dzień, że się muszę trochę wybrykać. Ale żeby nie zakłócać, udaję się w tym celu w rozbrykane miejsca.
Rozumiem, piesek zerwany wreszcie ze smyczy 😉
Dokładnie. 🙂 Aczkolwiek dziś w rozsądnych ramach czasowych, bo jutro piesek musi wstać o takiej porze, co to jej ponoć w ogóle nie ma.
Dobranoc! 🙂
Dobrrranoc, hau, hau 😉
Wszyscy poszli już spać, a ja jeszcze Svenssona na czasie:
http://www.youtube.com/watch?v=kxwlkjZb6Iw&feature=related
Dopiero teraz mogę się wtrącić – pani Doroto bardzo proszę o choć kilka zdań na temat koncertu Perły Terezina. Dzięki Pani zapoznaliśmy się z fragmentami dzieł artystów, ktorym nie dane było nic w życiu oprócz talentu. Niech ich nazwiska jak najczęściej się pojawiają gdzie tylko się da.
Jacobsky:
Gratulacje!
(Bo ostatnie zdjęcie kanadyjskie, które widziałem to ‚uobrozek tydna’: http://szl.wikipedia.org/wiki/Přodńo_zajta — aż się o Naszych Kanadyjczyków martwić zaczynałem…)
PAK-u, coś jest nie tak z linkiem, ale jest jeszcze śmieszniej 😆
Jacobsky,
i ja gratuluję i życzę powodzenia. 🙂
Na prośbę Piotra Modzelewskiego @1:46:
Specjalnego wpisu na ten temat nie będę robiła, bo dopiero co był, ale parę słów. Grali międzynarodowi członkowie zespołu Sinfonietta Polonia, o którego istnieniu dowiedziałam się właśnie w ten sposób – to jeszcze jeden dowód na to, że granice nie są dziś żadną barierę, a jak polski muzyk działa za granicą, to nie znaczy, że nie może działać i w Polsce.
Co do programu:
Dwa utwory Gideona Kleina, zupełnie różne stylistyczne – Duo na skrzypce i wiolonczelę sprzed samej wojny, w stylu ekspresjonistyczno-bergowskim, oraz Trio smyczkowe, ostatni jego utwór, ukończony na 9 dni przed wywózką, w zupełnie innym stylu: z nawiązaniami do ludowej muzyki morawskiej (urodził się na Morawach), trochę w typie Janaczka, trochę nawet jakby Szymanowskiego, bo melodie trochę podobne do naszych góralskich. To dało mi asumpt do refleksji, czy Klein skomponowałby taki utwór, gdyby urodził się kilka lat wcześniej – jako wybitny student Konserwatorium Praskiego otrzymał stypendium na studia kompozytorskie do Londynu, ale jako Żyd został zmuszony do zrezygnowania. Gdyby z niego skorzystał, ocaliłby życie, a jego muzyka rozwinęłaby się być może w całkiem inną stronę. Bo – tak jak wspomniałam w swoim wpisie – nawiązania do czeskiej muzyki w utworach pisanych w Terezinie były związane z tą właśnie sytuacją, z chęcią odwrócenia się od kultury niemieckojęzycznej w stronę drugiego, a właściwie pierwszego oblicza ojczyzny kompozytorów.
Ullmann był tym razem zaprezentowany dwiema pieśniami – niesamowitą Jesienią – Herbst do słów Georga Trakla oraz jedną z dwóch pieśni do słów Alberta Steffena, poety, pisarza, malarza i antropozofa. (Zwłaszcza pierwsza z pieśni brzmiała przejmująco w nietypowym kontratenorowym wykonaniu Tomasza Raczkiewicza.) Były też Trzy pieśni Hansa Krasy do słów Rimbauda (ale w tłumaczeniu czeskim Nezvala – to kolejny gest w stronę kultury czeskiej), o dość specyficznym nastroju, jaki mają jego utwory z Terezina – taki uśmiech przez łzy, tak ja to odbieram (przed wojną był to człowiek raczej beztroski, pełen poczucia humoru, co było słyszalne w jego muzyce). Program uzupełnił III Kwartet Szostakowicza, tematycznie też związany z wojną, ale chyba trochę zbyt duża przeciwwaga dla reszty koncertu – to utwór długi, odwrotnie do poprzednich.
Publiczność słuchała naprawdę w dużym skupieniu. Ja się rozgadałam, ale nie widziałam oznak znużenia 😉
Przy okazji: znalazłam świetną dyskografię muzyki z Terezina. Ma niestety jedną wadę – nie odsyła do stron z przykładami muzycznymi.
To i tak miała Pani szczęście do obsady… W sobotę rola Otella w wykonaniu Koreańczyka to była porażka
Witam czubusia i współczuję 😉 A było chociaż trochę cieplej?
Jacobsky, gratulacje! Ależ to będzie nerwówka!
Ja byłabym ciekawa płyty Anne Sofie von Otter „Terezín · Theresienstadt”, która się ukazała w sierpniu ubiegłego roku. Jeszcze jej nie słyszałam (czytałam tylko trochę o niej na stronie Deutsche Grammophon).
Wielkie dzięki za wpis o wczorajszym koncercie i za rzeczywiście świetną stronę z dyskografią Gideona Kleina, Pavla Haasa, Hansa Krasy i Viktora Ullmanna. Brak przykładów muzycznych – ale za to wiadomo czego szukać. Bardzo dziękuję.
Beata @10:54: mogę sprezentować teczkę prasową, jaką dostałam przed ukazaniem się płyty. W środku jest oczywiście płytka z całą zawartością 🙂
Ona jest bardzo ciekawa także z tego względu, że są tam też piosenki bardziej popularne i kabaretowe. Z „poważnych” są tam właśnie te „francusko-czeskie” pieśni Krasy, a także po parę pieśni Ullmanna i Haasa.
Pani Kierowniczko bardzo się cieszę i z góry dziękuję 🙂 Niestety nie znam twórczości tych kompozytorów a jestem jej bardzo ciekawa.
Dziekuje wszystkim za gratulacje, choc z tym poczekajmy do koncertu…
Nie mniej spodziewam sie czegos naprawde pasjonujacego, nie tylko po samym koncercie, ale rowniez po probach poprzedzajacych to wydarzenie.
tutaj jest pierwsza wzmianka o koncercie:
http://www.osm.ca/fr/index_concerts_concert.cfm?ID=332&laDateID=495
NIe ma jeszcze informacji o dolaczeniu sie chorow z naszej „ligi”, ale pismo z OSM widzialem na wlasne oczy, a ostateczny termin nadsylania zgloszen od uczestnikow z poza OSM i z poza swiata zawodowego jeszcze nie uplynal.
Pozdrowienia
Ponad rok temu śpiewaliśmy z chórem koncert „W blasku menory” w ramach X Dnia Judaizmu (odbył się w Auli UAM i był jednocześnie Koncertem Noworocznym uczelni), tutaj maleńki fragment http://www.choir.amu.edu.pl/ochorze/filmy9.html
Był to jeden z najpiękniejszych i najbardziej nastrojowych koncertów w naszej historii, a program był taki (przepraszam za ew. nieścisłości w pisowni):
G. Aldema (opr.) – Shalom alekhem
A. A. Schwadron – Sh`ma Yisroeyl
E. Coossetel – Hora Ali
G. Aldema (opr.) – Chasidic Songs : Ken bakodesh Chaziticha, Tsvei brivelach tsum lyader Rebn, Ai di di (Trzy pieśni chasydzkie )
A. S.Vujic – Hasydic Song
B. Chilcott (opr.) – S`vivon
E. Whitacre – Five hebrew love songs: Temuna, Kala kalla, Larov, Eyze
szeleg, Rakut (na chór, skrzypce i fortepian)
N. Shemer (G. Aldema – opr.) – Yerushalayim shel zahav
M. Goldman (opr.) – Hava Neytzey b`machol
Beato,
piękne, szkoda, że tak krótko. 🙂
Pani Kierowniczko,
czy moglabym poprosić linkę na Shalom? 🙂
hortensjo, ale na jakie Shalom?
PS. Beata – kolejna chórzystka… Chyba musimy kiedyś zrobić blogowe spotkanie śpiewacze 😉
Pani Kierowniczko,
nie wiem, slyszlam parokrotnie Shalom, ale nigdy nie podawali pelnej nazwy, a szkoda. Zawsze, gdy to slyszalam bylam naprawdę zachwycona. 😳
Tak na marginesie, nie przypuszczalam, że Beata jest tak mloda. 😀
Przecież na tym filmie bardzo słabo widać 🙂
Ale, o ile sie nie mylę, jest już panią doktor 😉
Może chodzi o Shalom aleikhem (pisząc po angielsku) – to taka modlitwa szabatowa?
Beato,
ale jeśli to chór uniwersytecki, to oczywista, że tam jest sama mlodzież. Chyba, że Senat Uczelni też …………. 🙂
Pani Dorotko,
być może, chodzi o tęn utwór. Wydaje mi się, że to byl pogodny utwór, nie wiem slyszalam parę lat temu w TV, program prowadzil chyba J.Cygan
hortensjo Młodzież oczywiście też jest, ale pracownicy również mogą śpiewać czy absolwenci (nawet gdyby zasiadali w Senacie 😉 )
jeśli chodzi o Beatę, to przecież pani doktór nie musi być starszą panią, jest na pewno mloda, zdolna. A na filmie nie widzialam bardzo poważnie wyglądających pań. 🙂
Co racja to racja: panie doktór często wyglądają młodo i bywają nad wiek niepoważne 😉 A w chórze rzeczywiście b. poważnie wyglądających pań brak!
Beato,
na pewno tak jest, ale pierwsze wrażenie bylo takie jak to w pierwszej chwili napisalam. Tam na filmiku jest rzucająca się w oczy dziewczyna, myślalam, że to jesteś Ty. 🙂
Czyli, że racja jest po mojej stronie……. 😉
To raczej nie ja, bo jestem przez większość czasu zasłonięta przez dyrygenta 😉
A za parę dni się wszystko wyjaśni, bo się zobaczymy 😀
Linkę jakąś wrzucę dopiero w domu, bo teraz jestem w firmie, gdzie nie mam w komputerze dźwięku.
Tak, wtedy już się nie skryję za żadnymi plecami 🙂 Pani Kierowniczko , właśnie „wyczytałam”, że Wagner pod Maestro Minkowskim w Dreźnie poszedł b. dobrze i że sam Wagner by tego lepiej nie okiełznał (podobno pomogła w tym jakaś b. duża pałeczka dyrygencka). Czy to się aby nie skończy kiedyś w Bayreuth?
Należy więc tylko cierpliwie czekać, a to już tylko 4 dni . 😀
W Warszawie też jedną z części koncertu dyrygował taką śmieszną dużą batutą, może to ta sama? Właśnie rzucam się w sieć w poszukiwaniu inspirujących lektur na temat Pana M. Rozmowa w czwartek po próbie 😉
Wrócilam jeszcze raz do filmu, rzeczywiście dyrygent zalania dwie panie, ale w pewnym momencie jedną z nich widać calkiem wyrażnie. Natomiast drugą panią zaslania i dyrygent i menora.
Na spotkanie śpiewacze to ja byłbym w sam raz… 😆
No to zapraszamy! 😉 😀
Ale z kotami – będzie kocia muzyka… 😆
Jeśli z kotami, to ja też sie piszę. Jako opiekunka, oczywiście, dla kociego towarzystwa.
Podrzucam dwa linki z wywiadami
http://goldbergweb.com/en/magazine/interviews/2001/03/293_print.php
http://portraits.klassik.com/people/interview.cfm?KID=9562&CFID=16512827&CFTOKEN=d66ee23dc6508f4d-9185764D-3048-5B58-987F563563DAFF3F
W tym drugim ciekawie wyjaśnia, dlaczego przesiadł się z DG do Naive 😉
Na Wagnera pewnie była batuta XXL 🙂 , na razie niestety nie namierzyłam żadnych zdjęć z tego koncertu
Uuu, ten drugi wywiad niestety po niemiecku… ale jak sie wczytam, to może coś zrozumiem 😉
A ciekawe, co by było, gdyby zebrać wszystkie blogowe koty 😯
Symfonia tysiąca! 😆
Jedno wielkie MRKNIAU 😀
Moje koty mają mocne glosy, szczególnie kot, a więc w sam raz 😉
Wszystkie blogowe koty razem = kocioblog 😉
p.s. nie wiedziałem, że moja Alma Mater ma taki fajny chór 🙂
Poznań miastem chórów 😀
Niech wszystkie koty od dzisiaj ćwiczą http://www.youtube.com/watch?v=O1Qo71-iodo
Zrobimy przesłuchanie 😉
Beato,
kiedyś ktoś już podawał (nie wiem czy tutaj) video i wydaje mi sie, ze ten kotek szary, pokazany na samym początku, pogrywał na tym fortepianie. Bardzo to było zabawne.
Czy honorowe koty też mają ćwiczyć? 🙂
Pani Kierowniczko, w tym niemieckim wywiadzie Minkowski mówi, z grubsza biorąc, że przeszedł do naive, bo woli dyrygować, niż być dyrygowany i że bardzo sobie ceni związki rodzinne. 😀 Gdyby Pani chciała trochę dokładniej, to chętnie służę. 🙂
A gdy wszystkie nasze koty zostaną już przesłuchane, proponuję by powstał musical „Koty u Doroty”.
Uwielbiam musicale.
A Honorowy Kot Bobik może zatańczyć partię solową!
Bobiku! Witaj! Kopę lat, a przynajmniej dni!
A może jednak opera (skoro już zaczynamy trening od Rossiniego), baaaardzo proszę 🙂 Bobik oczywiście dostanie jedną z głównych ról, bo to nie będzie takie banalne przedstawienie, że wszystkie koty muszą być kotami! Będzie jak w dobrej barokowej operze – pani śpiewa pana, pan panią, piesek – kotka, kotek – mysz itd 🙂
Zara… skoro „Koty u Doroty”, to potrzebne libretto!
Do roboty!
Allo, super, uwielbiam tańczyć! 🙂
Beato, super, uwielbiam przebieranki! 🙂
Alicjo… zaraz, zaraz, już chciałem napisać super, ale przecież Ty nie znosisz musicali! 🙄
Alicjo, prawda, że chcesz by powtał musical?! 🙂
Dostaniesz w nim rolę „Matki Alicji od Kotów”! 😀
I będziesz bardzo pozytywną, rozspiewaną postacią!:-)
Alicja w Krainie Kotów?
Może by Ją to rzeczywiście przekonało do musicali? A przynajmniej do tego jednego. 🙂
Tylko, kurczę, ja też nie lubię musicali. Jak tu pisać libretto do czegoś, czego się nie lubi? 🙁
Ja też nie lubię musicali 🙂
Bobik! Bardzo, bardzo mnie rozczarowałeś 🙁
Nawet jeśli nie lubisz musicali, to mógłbyś skłamać, jak kazdy dobrze wychowany pies lub kot!
Ale Bobiku zatańczyć można i w operze np. tak 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=qH57YDq8q8g
Allo, to wszystko przez mamę! Naopowiadała mi, że kłamać jest brzyćko. Ale jak Ty mówisz, że ładnie, to chyba mama kłamała? 😯
Beato, czy w balecie ważna jest ilość tańczących nóg? Jeżeli tak, to zatrudniając psy można by znacznie obniżyć koszta. 🙂
Co za problem – lecimy z operą! Musicale są dla sissies!
Bobiku Liczba posiadanych przez tancerza nóg bywa kluczowa, szczególnie jak się tańczy burzę (jak w tym podanym przeze mnie przed chwilą linku)! Tak sobie myślę, że tańczące pieski i kotki rozwiązałyby problemy budżetowe niejednego teatru 😉 Chyba że założyłyby związek zawodowy i zażądały podniesienia płac z uwagi na liczbę wykorzystywanych w pracy kończyn…
Proponuję konwencję a la barokowa opera francuska: po uwerturze (część wolna, szybka i wolna) niech nastąpi prolog, w którego czasie bohaterowie będą przemieszczać się po scenie, sławiąc Króla (w naszym przypadku – naszą ulubioną Kierowniczkę). Dobrze byłoby później dopuścić do głosu kilka bóstw z greckiego (lub kociego) panteonu i one zaanonsują nam akcję, piętnując jakieś kocie przywary, które będą przyczyną perypetii bohaterów opery.
Chciałam wyróżnić tylko słowo „Kierowniczkę” a tu proszę, co się porobiło
Poprawiłam 😀
No no… co się tu kroi 😆
Co do szarego kotka z początku filmiku z duetem kotów, to jest to słynna pianistka Nora, która pojawiała się podrzucona przeze mnie najpierw incognito (przez Alicję) u Owczarka, a potem u mnie:
http://www.youtube.com/watch?v=TZ860P4iTaM
I jeszcze sequel:
http://www.youtube.com/watch?v=v0zgQAp7EYw&feature=related
Powaliły mnie @20:30 i @20:41 😆
Trzeba poddać naszym operom, żeby zatrudniły czworonogi w balecie – ile to będzie oszczędności… 😆 😆 😆
Nora rzuca na kolana! 😆
To się nazywa prawdziwa artystka 😐 😉
A może lepiej ośmiornice i stonogi? 😆
Ośmiornice nie chodzą. A taka zgrabna stonóżka – to kto wie? 😉
Sprawdziłam w wikipedii 🙂 : Ośmiornice pływają aktywnie ruchem odrzutowym, wyrzucając wodę z jamy płaszczowej przez umięśniony lejek. Wiele gatunków dennych pływa rzadko, chyba, że ścigając zdobycz, bądź odwrotnie, uciekając przed drapieżnikami. Zazwyczaj poruszają się one po dnie za pomocą ramion, zaobserwowano także osobniki potrafiące biegać, na tylko dwóch ramionach. Ośmiornice chętnie ukrywają się w szczelinach skalnych. Dzięki brakowi szkieletu mogą wciskać się w bardzo wąskie szczeliny.
Bieganie na dwóch ramionach rzeczywiście nas nie urządza…
Ale ten ruch odrzutowy brzmi bardzo interesująco, szkoda tylko, że w wodzie 😉 Bo opery z kotami w wodzie to my nie wystawimy…
A ja mam bilety na Otella na niedzielę i cała nadzieja w poprawie pogody i ociepleniu. Ale i tak trzeba się będzie ogacić. 😆
No nie, jak koty, to po co ośmiornice? 😆
NELA – życzę ocieplenia i oddeszczenia. Ciekawam wrażeń 🙂
Miały być dla oszczędności, tylko że je wyabstrahowałam z ich naturalnego środowiska życia 😉 Zatem ośmiornicom już dziękujemy!
Mój szary przejmująco śpiewa Arię do Pustej Miski. Ale on kosztowny w hodowli, je za kilku a ma być oszczędnie.
Beato,
mój kot też wyrzuca wodę (no, ciecz) przez umięśniony lejek, najchętniej wprost do rur wydechowych parkujących pojazdów 😉
Oczywiście nie możemy myśleć tylko o kosztach, jednak walory artystyczne MUSZĄ być na pierwszym miejscu! Teraz potrzebujemy rady kocich psychologów: Od jakich kocich przywar można wyjść, zawiązując akcję i do jakich kocich zalet się odwołać, by pokazać, że dobry kot zawsze w końcu zwycięża?
Koty nie mają przywar! Koty mają charakter 🙂
Skoro nie mają, to może wyjść nam nudna opera 😉
Beato,
a czy Ty czytałaś nasze (no, ja tu tylko sekretarzuję…) jedyne dotychczas libretto? Jeśli nie, usłużnie podaję sznureczek 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Libretto.html
Od kiedy w pociągu relacji Warszawa-Wrocław sięgnąwszy po kanapki, stwierdziłam, że kot mojego wuja mnie chyba nie lubi 😯 żywię niejaką urazę. Pies by mi tego nie zrobił! 😆
Myślę jednak, drodzy Blogowicze, że nasze jedyne jak dotąd libretto miało tę wadę, że rozbuchało się w zbyt wielu kierunkach. Koncentracja na tematyce kociej dodałaby może obecnemu librettu dyscypliny 😉
Koty nie mają przywar, to fakt, wiem o tym dobrze jako wieloletni hodowca. Ale mają za to instynkt zbrodniczy, ponadto są zaborcze i zazdrosne – no, ale nie są to przywary, tylko coś więcej. A teraz nie a propos – dowiedziałem się właśnie, że blastulę poprzedza morula, uważam, że to wstrząsające.
Alicjo, ja też szczerze nie cierpię musicali Choć nie tak bardzo jak wiedeńskich operetek)- choć przyznaję, że czasem wspaniala piosenka tam się trafia. Ale są 4 (cztery) filmy- musicale, które bardzo lubię: Kabaret, Hair, Deszczxowa piosenka i Boyfriend (Kena Russella).
Buuuu! Byłem za Francją! 😥
Alicjo, nie czytałam jeszcze, dziękuję za sznureczek! 🙂 Cóż za rozmach inscenizacyjny, jakie bogactwo charakterów, jak głośno!
Piotrze: instynkt zbrodniczy może nas daleko zaprowadzić, przynajmniej w operze!
Piotrze M – a np. West Side Story?
Musimy się też zdecydować czy to ma być opera seria czy buffa
Oj, chyba seria być nie może 😆
Buuu! Byłam za Rumunią! 😥
@Bobik (22:47): ja również 🙁
No to Polak, Francuz, Rumun – trzy bratanki! 🙂
Ojej, ilu zasmuconych rozwojem wydarzeń na Euro 🙁 Nasza opera będzie lepsza, sami możemy wpłynąć na rozwój akcji 😉
Piotrze Modzelewski,
zgadzam się z Tobą (tego czwartego nie widziałam) – ale też musicale filmowe są inne, niz te broadwayowe.
Wspominałam o tym, bo w ub. tygodniu w jednym z programów tv. (The View – Barbary Walters) promowano codziennie jakis nowy musical z Broadwayu i codziennie trupa aktorów-piosenkarzy prezentowała jeden kawałek. Sposób śpiewania na scenie jest inny, oni się po prostu niemożebnie wydzierają (jak dla mnie). Taka zupełnie inna maniera śpiewania, dla mnie nie do zniesienia. W filmowych muzykę się nakłada potem , i naczej to brzmi, swobodnie, niewymuszenie.
Alicjo, na Broadwayu aktorzy codziennie prezentowali kawałek trupa piosenkarzy? To są dopiero zbrodnicze instynkty! 😯
Beato, jeżeli mamy wpływać na rozwój akcji, to z kotami się nie da. Nasze wpływy to one mają w ogonie.
A operę buffę mógłby dziś rozpoczynać włoski bramkarz Buffon.
haneczko, jeśli skorzystamy np. z konwencji barokowej, to kotów nie będą grały koty, mogą grać je inne bardziej spolegliwe stworzonka lub nawet bramkarz Buffon 😉
Bobik, ani słowa o Włochach! I, na wszelki wypadek, o trenerze Niemców też.
Wpływać będzie się na psy śpiewające partie kotów. I może jednak zaangażować te ośmiornice – wpływać to one potrafią całkiem nieźle.
No, jak w barokowej to jak najbardziej (pojęcia nie mam co to takiego, ale gdzieś doczytam).
Dobrze,na życzenie haneczki z Buffona rezygnujemy, chociaż brzmi tak operowo. Lwów też nie wpuszczamy. Czy jeszcze coś jest zakazane?
Jak już wspominałam, dzieło powinno zacząć się od hymnów pochwalnych na cześć świetlanej postaci Króla / Królowej (w naszym przypadku oczywiście pani Kierowniczki). Wszystko co się rusza wychodzi / wypełza wtedy na scenę i żarliwie śpiewa 🙂
A Adresatka unosi się w świetlistej gondoli nad sceną
Beato,
wynajdujesz co chwila jakieś trudności – proponuję puścić na żywioł, a potem kroić, ciosać i cyzelować 🙂
Jak się będzie zbierać do kupy, to będzie można te cięcia i ciosy porobić.
A mnie się to Libretto, Pani Kierowniczko, podoba, chociaż tak od sasa do lasa. Od czegoś trzeba zacząć!
Tym bardziej, że to biegiem leciało. Szkoda, że w /Brudnopisach nie zachowałam tego z godzinami i kto wrzucał tekst 🙁
Bobiku,
a żebyś wiedział! I ja wtedy myk, wyciszałam głos, bo ten trup był nad wyraz głośny!
Nasza opera nie może być seria, ale może być seria oper 🙂 Szkoda, bo Buffon mi się podoba, zwłaszcza na deszczu 😎
Alicjo, ale przecież to istnieje na blogu!
Tu się zaczyna, można prześledzić, jak się rodziło 😀
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=76#comment-7753
Proponuję modyfikację, którą poddała sama Adresatka w Gotowalni. Adresatka unosi się na szpilkach nad bazyliką w Licheniu. 😀
UWAGA!
Wszystkie teksty, które należą do libretta, proszę opatrzyć * na początku tekstu, bo sekretarz pogubi się w zbieraniu!!!
Pani Doroto – co do West Side Story – bardzo lubię tego słuchać z płyty, w filmie zaś nie wszystko mi się podoba (np.para głównych bohaterów), choć uważam, że w sumie to dobry film.
Bobik,
chłopie – to nie Gotowalnia, to GAROWNIA !
To znaczy tamto, nie to 😉
Alicjo, to fakt, że na scenie śpiewają do rozpuku; w teatrze człowiek jakoś tam poddaje się magii żywego widowiska, natomiast pokazanie fragmentu w telewizji zazwyczaj wypada żałośnie.
Dla tych, co nie wiedzą, o co chodziło z tym Licheniem:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=518#comment-65919
Alicjo, gwiazdka odpada, bo musiałbym co chwila przestawiać klawiaturę z polskiej na niemiecką. Mogę iksować.
x Nagle z licheńskiego minaretu (patrz:nemo w Gotowalni) wypływa chmara ośmiornic, które usiłują ideologicznie wpłynąć na Panią Kierowniczkę. P.K., energicznie wymachując uszpilkowanymi stopy, wzywa na pomoc Koty. Tu następuje Aria Do Kota, którą śpiewa drugim, zapasowym głosem przebrany za Kierowniczkę woźny.
O, zapomniałam, że archiwa istnieją 😯
Może być x, Bobiku.
Ale niech ktoś pociągnie, bo samotne pisanie libretta to żaden szpas!
A ten początek nie za skomplikowany?
A jak ośmiornice mogą wpływać ideologicznie, i w sprawie jakiej ideologii? Takiej, że zło wszędzie wysuwa macki? 😉
😆 Myślę nad jakimś nowym wpisem, ale nie mogę, bo pękam ze śmiechu…
Proponuje trącić noskiem passpartout, Quake, zeena, foma też mógłby…
W grę dziś mogłaby wchodzić tylko passpartout i Quake (jeśli nie poszli spać), bo foma na wakacjach, a zeen się nadął…
Poczytałam sobie nasze zmagania z pierwszym librettem i nie mam sił na następne 😆 Czy myśmy zbiorowo coś zażywali? 😯
Jakie skomplikowane? Proste jak drut. W Licheniu, jak twierdzi nemo, jest Wszystko i to w dodatku największe w Polsce, więc i dla ośmiornic jakaś ideologia się znajdzie. I to w dodatku największa w Polsce. 🙂
…puzonista czy co?
@passpartout 23:49 – Owcarek kiedyś pisał coś o endorfinach, to to chyba zażywaliśmy 😉
Ale czy to, jakie było poprzednie libretto, musi oznaczać, że następne też musi być takie? Przecież możemy bardziej pilnować logiki 🙂
Alicja: może i puzonista, ostatnio było coś o trąbach 😉
O, przepraszam, to było bardzo logiczne libretto 🙄
…w większości autorstwa szanownej Przedmówczyni 😉
x Nikt nie wie, że woźny trzyma w piwnicy puszkę ze zbrodniczymi instynktami i potranszowanym na zgrabne kawałki sopranem słynnej Pandory. Podczas śpiewania arii niepostrzeżeniepodrzuca kawałki sopranu w miejscach strategicznych. Zwiedzione tym koty wpadają na scenę i już mają się rzucić na przebraną za irlandzkiego wilczarza Kierowniczkę, kiedy…
Bardziej logicznie to ja nie potrafię 😉
E, nie wierzę 😀
..kiedy Kierowniczka pod wpływem jakiegoś tajemniczego wewnętrznego nakazu rzuca wszystko i udaje się na pielgrzymkę do Lichenia. Tam pragnie zaznać ukojenia. Dołącza do idących tam pielgrzymów – i na tle ich ponurycg śoiewów qwykonuje arię „Gdzieżeś mój spokoju wewnętrzny, gdzie”. Zwabiony boskim śpiewem Kierowniczki nagle pojawia się we własnej osobie sam…..
x…Spokój Wewnętrzny, pod postacią wielkiego dostojnego kocura. Myślał, że Kierowniczka wabi go w celach kulinarnych, a co najmniej pieszczotliwych. Kiedy widzi, że spotkał go zawód, wymiaukuje arię:
„Miau, miau, ach, com ja miał,
Co bym miał, gdyby ktoś mi dał”…
Eee, widzę że muszę jakoś sam z tego wybrnąć, 🙁
x … kiedy równocześnie z prawej i lewej strony sceny pojawia się Alicja z Krainy Kotów, która wyjaśnia na przemian z chórem, kogo należy drapać. Koty, szczekając koloraturowo, zwracają się przeciw ośmiornicom, które spływają w podskokach i kryją się w zakamarkach bazyliki. Złowrogi Woźny ucieka do Dakoty, zostawiając swój numer na komórkę detektywowi Rutkowskiemu. Alicja wychodzi dospać, zapowiadając, że wróci w drugim akcie. Na scenie zostają mruczące diminuendo Koty i wniebowzięta Kierowniczka. Kurtyna, koniec pierwszego aktu, owacje na szpilkach!
Z radością wycofuję poprzedni wpis, widząc że coś się ruszyło 😀
No dobra, ale teraz w którą stronę?
Piotrze,
przypominam o x na początku, to mi ułatwi zbieranie tekstów w całość 🙂
Możemy się umówić, że w takim kierunku, żeby moje zakończenie pierwszego aktu pasowało, ale następowało jeszcze nie teraz, to będzie trochę mniej roboty. 🙂
Bobiku, poczekajmy jeszcze z ośmiornicami. Niech sie na razie kończy na arii kota. Teraz niech się akcja niespiesznie rozwija, konieczny jest wątek miłosny.
Kto z kim? 😯
Piotrze, chyba Łajza Minęli. Ja już się wycofałem z przedwczesnego zakończenia. Ono się wzięło tylko z tego, że mi się wydawało, że nikomu się nie chce. Wątek miłosny pasuje. Zaraz pomyślę.
Proponuję namiętną miłość Psa do Kości 😀
Nie zapomnijcie o instynktach i dramacie, trup mocno pożądany!
Trup w operze?
A potem upiór w operze?
Psia aria:
„Ach, Kooość, ach, Kooość,
Ja nigdy nie mam jej dooość!
Hau hau, hau hau,
Niechby mi ją ktoś zabrał!
Ujrzałby zęby me,
Jak ostre – każdy wieee…”
Miłość psa do kości jest za mało melodramatyczna i nie spełni wymogów opery, może to być epizod z efektowną arią. Ale miłość musi łączyć czy też dzielić ludzi – a w dodatku zakończyć się tragicznie (zatrute rękawiczki lub sztylet). POmyśl.
A ponadto miłość psa do kości jest kanibalistyczna 😉
Tak śpiewał pies do kości:
Ach, pożrę cię z miłości 😀
No dobrze, to ja pociągnę kawałek
x Aria kota kończy sie niespodziewanym przez nikogo pojawieniem się psa. Kot ucieka, pies natomiast, nie bacząc na tłum pielgrzymów i złowieszczego przewodnika – obwąchuje sakwy podróżne pielgrzymów, nigdzie jednak nie wyczuwa kości. Wtedy zniechęcony śpiewa arię: „Ach. koość, ach koość”. I schodzi z widoku. W czsie tej arii kilka pielgrzxymek powodowanych zawiścią i zazdrością o piękny głos Kierowniczki ( a tym samym bardzo niebezpiecznej rywalki w zawodach o względy demonicznego przewodnika” nasączają buty Kierowniczki jadowitą trucizną. Ona sama w tym czasie została porwana „w dziką sarabandę snu”.
Nie, Piotrze, nie mogę się z Tobą zgodzić. Najwyraźniej nie zdajesz sobie sprawy z temperatury uczuć łączącyh psa z Kością. Rozstania, powroty, porwania, zakopanie żywcem – ileż tu możliwości dramaturgicznych! Tragiczne zakończenie też możliwe, np. Kość zostaje zatruta przez czarny charakter. Wtedy na początku Pies musiałby śpiewać arię taką:
x
Ach Ko,ści ma, ma Kooości,
ja zjadł, bym cię, z miłooości,
bo Kości czar
w mych żyłach żar
rozpala na, miętno-ho-ho-ści!
A potem, już po zjedzeniu zatrutej kości:
Ach jakiż ból rozpełza się
po łapach i ogonie!
Tak w trzewiach rwie, że chce się mnie
wypłakać gdzieś na stronie.
Lecz nie, o nie,
nie poddam się
i z Kością mą w mem łonie
zakończę życie swe!
Zakończę żyyyyyyyyyyyyyyyy
cie swe!
A teraz Łajza Minęli z Panią Kierowniczką 😀 Ale moje stosunki z Kością to nie jest żaden canisbalizm, protestuję!
O, z butami to bardzo ładny, klasyczny motyw. Zatruta szpilka! 😀
Bobiku, aria psa przepiękna. Zdaję sobie sprawę z ognistych uczuć łącząxcych psa z kością – ale musimy pamiętać o widzach. A tak się nieszczęśliwie składa, że psy i koty będą stanowić tylko 10 procent publiczności. Psy bedą się zalewały łzami, koty złośliwie cieszyły – a 90 procent publiki chce miłości amantów. Amantkę o pięknym głosie już mamy, może całując psa w nos przywróci mu ludzką postać.
Ale Kierowniczka w tym czasie sporządziła nowy, świetny wpis. Spać.
Słuchajcie, ale sztylet, w odróżnieniu do zatrutych butów czy skarpetek, jest bardziej widowiskowy! To moze być piękna scena!
Całuję psa w noc 😀
Reszcie dłonie ściskam spracowane 😉
Spać! 😆
Tak nie można, Piotrze. Bo jak będziesz co chwila krytykował, to nic nie ruszy w głuszy! Ma być miłość, ma być dramat, ma być trup albo dwa. A happy end?
Czy tragedia?
Mozna się na tym przespać i jutro do roboty 🙂
Branoc Wam, u mnie jeszcze słońce swieci.
Jak spać, to spać. Tylko bardzo uprzejmie proszę, żeby nikt nie przywracał mi ludzkiej postaci, nawet we śnie. Jednak co pies, to Pies 😀