Umpa-umpa
W weekend, po zziębnięciu na premierze Otella we Wrocławiu, wybrałam się w Kieleckie (nie było to jednak w Górach Świętokrzyskich, ale nad zalewem Chańcza – tak, przez ch), gdzie asystowałam fajnej imprezie. Do niedawna nie byłam świadoma, że ruch szkół muzycznych Casio jest w Polsce od parunastu lat i był pierwszym w Europie (uczyli się od nas je zakładać choćby Anglicy). Ciekawe, że kiedy firma ta – jeśli może ktoś nie wie (choć wątpię), producent nie tylko kalkulatorów i zegarków, ale i instrumentów elektronicznych – zaczęła rozwijać ruch edukacyjny w Japonii, były to raczej kursy dla seniorów. Pewno w jakimś momencie i w Polsce to przyjdzie. Na razie są to po prostu prywatne szkoły dla dzieciaków.
Jak taka szkoła wygląda, czego w niej uczą i co się preferuje, zależy przede wszystkim od dyrektora. A może być bardzo różnie, w zależności od formacji zakładającego: dyrektor z Tomaszowa Lubelskiego o wykształceniu klasycznym opiera się w większym stopniu na klasyce (w tym we własnych transkrypcjach), a dyrektor z Siedlec idzie przede wszystkim w stronę popularno-musicalową i jazzową, a ostatnio zaczyna z uczniami eksperymenty didżejskie. Firma daje szkołom podręczniki (a raczej zbiory opracowań; odrobineczka teorii jest w części dla początkujących), ale nie ma obowiązku korzystania z nich i tylko z nich. Szkoły dostają też instrumenty; zdaje się, że firma Zibi, która zajmuje się obsługą Casio, udziela jakichś rabatów, jeśli komuś z uczniów rodzice chcą zakupić własny instrument.
Asystowałam przy festiwalu szkół z całej Polski, który zwykle odbywa się na zakończenie roku. Festiwal łączy się z konkursem w dwóch solistycznych kategoriach wiekowych: do 10 lat i powyżej, oraz kategorii zespołowej. Przejęte dzieciaki wygrywały na keyboardach (a częściowo też na elektrycznych pianinach) różne bardzo rzeczy, na różny sposób zaaranżowane.
Organizatorzy wciąż podkreślają, że to zabawa, ale że szkoły takie mogą być trampoliną do kształcenia muzycznego na serio. Na pewno. Ja przyglądając się temu miałam masę refleksji.
Dziś na keyboardzie można zrobić dużo: powiększa się ilość rejestrów (barw) i technicznych możliwości; właśnie wchodzą kolejne modele, na których będzie można samplować, czyli brać nagrania jakichkolwiek dźwięków i przepuszczać komputerowo, bo to przecież rodzaj komputera. No, ale niestety to, co najczęściej jest używane, to automatyczne akompaniamenty i sekcje rytmiczne. Zapuszcza sobie człowiek umpa-umpa, samo mu to gra, mało się wysili. Widziałam nawet istne choreografie: dziewczyneczki wpuszczają muzyczkę i tańczą przed keyboardem, albo też uprawiają coś, co ja nazywam hucpą oklaskową (klaskanie nad głową, by zmusić salę do przyłączenia się). I wszystko musi być z sekcją rytmiczną, nawet klasyka: Symfonia g-moll Mozarta czy uwertura do Carmen. Tak się zastanawiałam, czy taki dzieciak słyszał te utwory w oryginale i może je sobie w ogóle wyobrazić bez umpa-umpa. Na tym tle ujęło mnie opracowanie tematu Tako rzecze Zaratustra Richarda Straussa zrobione przez pana z Tomaszowa – bez śladu umpa-umpa, wszystko oddane na tych klawiaturkach (trzech) jak się należy. Albo też jazzowa wiązanka w aranżacji syna pana dyrektora z Puław. Miało to smak, w odróżnieniu do wielu innych opracowań.
Chciałoby się więcej wynalazczości w tych sprawach, bo dane są. Zwłaszcza przy tych nowych instrumentach można nieźle pokombinować. I wtedy jest to pyszna zabawa, a zarazem ćwiczenie na wyobraźnię brzmieniową. Umpa-umpa precz!
Komentarze
A czy taka szkola Casio daje wyjsc na szersze wody? Bo ja rozumiem, ze to zabawa i granie gam z ciaglym „reka, reka, jak ty trzymasz te rece?” nie ma ze szkola Casio wiele wspolnego. Wiec, czy ze szkoly Casio moze wyjsc nastepny Rubinstein?
Bardzo zazdroszcze tym, ktorzy uprawiaja muzyke na tyle sprawnie, ze sa w stanie usiasc do pianina, czy innego keyboardu i zagrac ku uciesze znajomych. W Polsce moich czasow droga szla jedynie przez muzyke klasyczna ktora nieodmiennie miala ambicje wycwiczyc adepta. Tracono w ten sposob zapal wiekszosci mlodziezy. Czy teraz jest inaczej?
Tu się nie śpi, tu się pracuje…uzupełniono poezyje z miesiąca maja, bierze się oddech na zasłużony odpoczynek.
Moja koleżanka skrzypaczka uczyła tutaj dzieci (małe dzieci, wczesny wiek szkolny) grania na skrzypcach metodą Suzuki. Grupa dzieci rzępoliła, że w uszach zgrzytało, miały naśladować melodię z magnetofonu.
Pytałam, jak ona to ocenia, sens takiej nauki. Lucyna oceniała sensownie – grając w orkiestrze zarabiała grosze, a te lekcje to było prawdziwe „bread and butter” dla niej i modne wtedy (z 10 lat temu).
Czy Kierowniczka słyszała o tej metodzie? Spadam, bo mnie tutaj poganiają… do komputra chcą się.
Dobranoc!
Nie wiem, na ile dotkliwe było nad-Chańczańskie umpah-umpah dla wrażliwego słuchu Pani Kierowniczki, ale dla mnie – gdy tam biwakowaliśmy upalnego lata 1994 – nie do zniesienia był ryk motorówek każdego wczesnego ranka… Dobrze, iż Raków, Góry Świętokrzyskie, kilka innych atrakcji (i jezioro, mimo braku infrastruktury wówczas) – wynagradzały te pobudkowe wrażenia akustyczne.
Tak mi się wakacyjnie skojarzyło… nie a propos problemu wpisu… a może jednak trochę a propos… 😉
Dzień dobry!
NTAPNo1 (dawno nie widziany 🙂 ): wątpię, czy da się wyjść na szersze wody, ale wszystko zależy od pedagoga. Co do „aparatu wykonawczego”, jak fachowo się mówi, dbają o to zwłaszcza muzycy pełną gębą, ale skoro zabawa, to bez nudziarstwa, więc pewnie starają się w tym nie przesadzić. Drugi Rubinstein raczej z czegoś takiego nie wyrośnie, ale jak dzieciak ma talent i będzie się dalej już bardziej fachowo rozwijać – to może być ciekawy muzyk. Byleby nie popadł zbyt wcześnie w owe łatwe schematyzmy, które symbolicznie nazywam umpa-umpa… Ale swoją drogą w niektórych szkołach jest też specjalność – pianino, czyli gra na imitacji tradycyjnych pianin; tam jest zaledwie parę rejestrów, klawesyn, tzw. smyczki i coś tam jeszcze. I wtedy po prostu uczy się tradycyjnej pianistyki. Niektóre szkoły, np. w Nowym Sączu, głównie takie uczenie uprawiają. Zapał i tu, i tu jest, wszystko zależy od tego, jak wcześnie i w jako sposób się dzieciaka wciąga; widziałam, jak pan dyrektor z Nowego Sącza z pięcioletnią córunią wykonali na trzy ręce Kurki trzy…
Alicja: O metodzie Suzuki jak najbardziej słyszałam i nawet wspominałam kiedyś w artykule, po którego przeczytaniu zadzwoniono do mnie z zaproszeniem na tę weekendową imprezę, zwłaszcza że w swoim tekście nawet o szkołach Casio nie wspomniałam. Ale są w Polsce szkoły Suzuki jak najbardziej.
Jeśli zaś chodzi o keyboardy, jest też oczywiście sieć szkół Yamaha (od 16 lat). Podobne założenia – zabawa muzyką, pójście w stronę lżejszą, a jeśli muzyka poważna, to często w opracowaniach. Tam zdaje się jest bardziej określony program nauczania.
a cappella – to połączę a propos. Dla wrażliwego słuchu Pani Kierowniczki 😉 nie do zniesienia było coś innego (bo ryku motorówek rano jakoś nie słyszałam – może to jeszcze nie sezon?). Otóż urządzono bankiet, a w sąsiedniej sali najpierw karaoke, potem potańcówkę. Karaoke mnie zbudowało, bo większość śpiewała czysto (jakież nietypowe zgromadzenie 😉 ), ale potem… Nastawiono sprzęt na takie decybele, że w sąsiedniej sali nie dało się rozmawiać. Prosiliśmy o ściszenie, obiecywali, ale nie ściszali. Potem ktoś mi tłumaczył, że didżeje mają określony obowiązkowy poziom głośności, z którego nie mogą schodzić. To ja nie rozumiem: chce się umuzykalnić naród, a jednocześnie ogłuszyć? 😯
Didżeje mają określony poziom głośności, bo poniżej już nic nie słyszą… 😆
A Casio to faktycznie z takim umpa-umpa mi się kojarzy, bo to były (są?) bardzo popularne (i co ważne – kiedyś dostępne!) syntezatory, więc na weselach na nich przygrywali itp. Ale dobrze, że ten wizerunek się zmienia 🙂
Myślę, że będą przygrywać dalej… Ja pamiętam jeszcze takie zabaweczki zupełnie prymitywne. Pewnie też ciągle je robią, ale w szkołach zabawek się nie używa. A jak już będzie można samplować, to naprawdę możliwości ogromnie się rozszerzają.
No to jeszcze a propos rzeczy nie do zniesienia dla słuchu: zawsze się zastanawiam jak wytrzymują jazdę samochodem ci wszyscy młodzieńcy, których głośniki „grają” (ściślej: robią coś w stylu łup-łup-łup) na cały regulator. Jak głośno musi być w takim samochodzie skoro muzykę słychać w samochodach przejeżdżających obok. Całe szczęście, że zwykle nie słyszy się takiego zjawiska zbyt długo – tacy kierowcy najczęściej jeżdżą bardzo szybko 😉
Samochodowe łup-łup nazywa się umc-umc 😆
A jak ktoś ma słuchawki na uszach i nastawia swoje grajdełko tak, że postronni słyszą głośny rzęch – to jak ten ktoś ma nie ogłuchnąć?
Pamiętam, w pewnym momencie zaskoczyła mnie częstość powtarzanej w tv reklamy aparatów słuchowych. Gorzka refleksja: rzeczywiście, niedługo potrzeby będą powszechne… 🙁
To ja wolę nie pisać, gdzie najczęściej widuję aparaty słuchowe 🙂
Ale faktycznie, gdy jadę w głośnym pociągu, a i tak słyszę to, co gra w słuchawkach osoby w tym samym przedziale, to jest głośno.
Inna sprawa, że gdy czasem słyszę podłość sączoną przez przygodnych rozmówców w środkach lokomocji, to aż się chce wyizolować, nawet zbyt głośną muzyką.
O taaak…
Ale to bzyczenie, które dochodzi nas z cudzych kiepskich słuchawek, jest wyjątkowo upierdliwe, na jakichś nieprzyjemnych częstotliwościach… To jest zaśmiecanie środowiska akustycznego
Uwaga, uwaga! Kolejny komunikat zjazdowy.
W sobotę rano w hostelu czekamy z Beatą (która będzie w Warszawie od piątku) tylko na hortensję. PAK wybiera się jeszcze do muzeum, więc zamierza dołączyć do nas dopiero w Łazienkach o 13.
Teraz pytanie – czy Alla dołączy do nas rano, czy później?
Pani Kierowniczko,
a gdyby autobus się spóznil, to mi nie uciekniecie z hostelu? 😀
Proszę zajrzeć do poczty. 🙂
ps,
trochę spanikowalam, ale ostatnio gdy jechalam do Katowic, podstawili niesprawny autobus i przyjechalam do Warszawy z 40-minutowym opóznieniem. Oczywiście w Katowicach bylam 2,5 godziny pózniej. 🙂
A wracając do umpa-umpa,to co można powiedzieć o tej muzyce, która przeszkadza kupującym w prawie wszystkich większych sklepach. Ciekawa jestem czy personel nie odczuwa większego zmęczenia dzięki temu nieustającemu halasowi.
@hortensja (12:32): wystarczy chyba posiedzieć trochę godzin przy kasie wyposażonej w czytnik kodów kreskowych żeby mieć absolutnie dość. Wyobraźmy sobie kilka godzin takiego ciągłego pik-pik-pik-pik…
Fciołek wyryktować komentorz wiersem, ale nie wiem, jaki jest rym do umpa-umpa 🙂
P.S. No, niby wiem – lump w dopełniacu. Ale lumpa nie fce w to wciągać 🙂
Quake,
w ogóle sobie tego nie wyobrażam, do tego ten ciągly halas z glośników. 🙂
Takie wstrętne umpa-umpa
Zmęczy i Forresta Gumpa 😉
hortensjo, niczego nie mam w poczcie 🙁
A czekać będziemy do skutku! Jaka jest godzina przyjazdu wedle rozkładu?
Pani Kierowniczko,
wyslalam numer komórki parę dni temu, spróbuję jeszcze raz; jeśli nie wyjdzie to znaczy, że znowu mi pocztę zablokowalo, wtedy podam go na blogu.
Do Warszawy mam planowy przyjazd o godzinie 10-tej.
A nie, tamto przyszło, myślałam, że jeszcze coś teraz 🙂
A jest tyle UMPA na świecie. Np. University of Melbourne Postgraduate Association, albo Utah Municipal Power Agency, czy University Medical Practice Associate…
***
W duszy gra nie rumba,
Ale jakieś umpa-umpa.
To cale szczęście, myślalam, że będą znowu klopoty z pocztą.
Do hortensji i Beaty:
Trójka zamieniona na dwójkę 🙂 Niestety też bez łazienki przy pokoju 🙁 Za to śniadanka wliczone w cenę 😉
Przy meldowaniu się wystarczy podać moje nazwisko.
Owcarku, wiersyckiem może być nagrobek psa pasterskiego (czego Tobie i sobie oczywiście jak najdłużej nie życzę):
Przechodniu, westchnij choć umpa-umpa…
Tutaj spoczywam, bo owce tum pasł! 😀
Ostatnio wyumpało mnie z empiku. Tak łupało, że nie słyszałam własnych myśli. Obsługa zupełnie nie rozumiała o co mi chodzi. Przecież muzyka gra, żeby klientom było przyjemnie.
Nie tak dawno był u mnie znajomy z Niemiec (zresztą muzyk) i był wstrząśnięty poziomem polskiego hałasu i akustycznym śmietnikiem. Dźwięki atakują zewsząd i nie ma przed nimi schronienia. Jeśli ktoś znajdzie się w Świnoujściu w sezonie letnim polecam taki eksperyment: Spacer przez letniskową część Świnoujścia a później do sąsiedniego Ahlbeck. W Niemczech jest kilka razy ciszej a muzyka w knajpkach służy tylko za kojące tło. Różnica jest zatrważająca…
Pani Kierowniczko Wszystkie najnowsze wieści zlotowe odczytane i zapamiętane 🙂
A kiedy przyjazd w piątek? 🙂
Witam, witam,
re: 2008-06-18 o godz. 11:57
Pani Doroto, chętnie dołączę rano (tak o 11.30?) Lub mogę dojechać prosto do Łazienek, na h: 13. Jak lepiej?
A to lotr, wrócil mnie, że za często wpisuję komentarze; a ja chcialam tylko powiedzieć, że wszystkie komunikaty Pani Kierowniczki odczytuję na bieżąco.
🙂
Tak na 100% jeszcze nie wiem: trochę po czwartej lub trochę przed piątą 🙂
No super! To może do hostelu (to do Alli) – to już pojechałybyśmy do tych Łazienek razem – będzie nas wtedy czwóreczka 🙂
W Łazienkach dołączy piąty – PAK.
Nie wiem, jak długo będzie trwał ten koncert, ale liczę, że nie za długo. I zobaczymy, czy damy razę myknąć do Wilanowa. Jeśli tam się znajdziemy, to po koncercie wracamy do centrum i na obiadek. Pytanie, czy wcześniej nie zgłodniejemy… Zobaczymy.
Z Quake’iem będziemy na gorącej linii, dołączy, kiedy będzie w stanie. Przed koncertem pewnie, pożegnawszy się z PAK-iem (pociąg o 19.), wpadniemy jeszcze na chwilę do hostelu się odświeżyć – i na koncert; wtedy dochodzą znajomi Quake’a.
Teraz co do SOBOTY:
kto idzie do Łazienek? (Tam mamy też spotkać się z Owczarkiem!) Kto kiedy wraca do domu? Od tego zależy zamówienie obiadku – gdzieś może na 15.? (tam, gdzie chcę, trzeba będzie zamówić) Potrzebuję wiedzieć, ile nas będzie.
I jeszcze jedno. Redakcyjna promocja przygotowała dla Was gadżety, w tym płyty z Paszportowcami (i rozrywkową, i poważną) oraz kryminałki. Ale jeśli kto już takie płyty ma i nie chce więcej, może zgłosić. Może też ktoś nie lubić kryminałów… Ja ze swej strony też dorzucę jakieś płytki 🙂
Proszę Zjazdowiczów,
jak wam w stolicy coś wionie albo ciareczką po plecach przeleci, to będzie życzliwy duch haneczki. Niech wszystko się uda jak może najlepiej 😀
Mnie najbardziej szkoda, że Owcarek sam będzie pilnował tych wszystkich owieczek, które przyprowadzi. Tak chętnie bym pomógł… 🙁
Ale nie wiadomo, ile tych owieczek… może jedna? 😆
Pani Kierowniczko,
Oczywista, ze piszę się do Lazienek, nie podarowalabym sobie gdybym nie mogla poznać Owczarka. Ja będę tą owieczką drugą /a myślę, że na pewno będzie nas komplet/ 😉 🙂
Obiad może być, jak najbardziej, na 15,00. Jeśli zglodniejemy, to po drodze chyba będzie można coś przekąsić? 😀
Jeśli chodzi o plyty, to dzięki uprzejmości Pani Moniki zdobylam je prawie że natychmiast, za co jestem jej naprawdę bardzo wdzięczna. 🙂
Co do powrotu, to ja wracam w niedzielę, mam autobus o 15.30, z pod Stadionu. 😥
Pani Kierowniczko, jeśli sobotni obiad ma być ok. 15 to mi ta godzina pasuje 😀
p.s. płytki z muzyką paszportowców już mam 🙂
Ja także piszę się na obiad. 🙂 I wyrażam wielką, wielką wdzięczność dla pomysłowego działu promocji – w młodości uwielbiałam czytywać kryminałki!!! 😀
Mnie pasuje wszystko ;-): i obiad i przekąszanie i Łazienki 😉 A wracać będę w niedzielę po południu (myślałam o okolicach 16.00). Tylko czy z tym obiadem o 15.00, Pani Kierowniczko to nie chodziło przypadkiem o niedzielę? Bo Owczarek umawiał się z jamnikiem z Warszawy na akcję pędzenia owieczek chyba na niedzielę? A może coś poplątałam?
A mnie ździebko boli wątroba z czystej klinicznej zazdrości . Bóg mi świadkiem – przyjechałabym . Nie mogę , przyczyna nader ważna . Ej – z każdego kąta żałość człowieka ujmuje . Pozwolę sobie zacytować mistrza Jana . Vale !
Bry.
Zjazdy zjazdami (babciu Barbie, nie tylko Ty zieleniejesz z zazdrości!), robota czeka.
Brudnopis wczorajszy jest tu. Do roboty!
Ja tymczasem uzupełniłam wszystko, bo dzisiaj lało i dzień taki sobie chłodny. Lato za rogiem? Którym? 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Brudnopisy/Brudnopis_libretta2.html
Słuchajcie, pochrzaniłam. Oczywiście o 18:35 w przedostatnim akapicie chodziło mi o NIEDZIELĘ! I właśnie w niedzielę ma być przecież w Łazienkach Owczarek.
A co do SOBOTY. Nie wiem, czy uda nam się zrealizować program maksimum – w końcu jesteśmy tylko ludźmi i czasem musimy jeść. W Wilanowie koncert jest o 16. Czy damy radę być w Łazienkach na koncercie o 13. i jeszcze między jednym a drugim coś zjeść? Nawet jeśli będziemy się poruszać samochodem… To może z czegoś zrezygnujemy albo inaczej zaplanujemy sobotnie południe, a do Łazienek pójdziemy już tylko w niedzielę na Chopina?
Sorry, Alicjo, obawiam się, że dzisiaj będę musiał zaniedbać się w obowiązkach. Czekamy właśnie na przyjaciół z Krakowa, którzy będą tylko przejazden, więc musimy zdążyć się nagadać. Siła wyższa! Jak widać, z tej okazji nawet mecz sobie odpuściłem.
Ale jutro… (jeżeli nie napiszecie dziś już wszystkiego) 😀
Bobiku,
miłego poszczekiwania z Krakowiakami 🙂
Chciałabym zauważyć, że przydałoby nam się więcej arii, w końcu to opera ma być!
Idę sobie. Kuchnia woła.
Może haneczka spisze Arię do Pustej Miski, jaką jej kocisko wykonuje? 😉
Pani Kierowniczko racja, że nie ma co iść w sobotę na rekord 🙂 To mogłoby znacznie obniżyć naszą jakość w roli słuchaczy Brata Mozarta o godzinie (było nie było) 21 🙂 Widzę zatem dwie sobotnie opcje, obie mi się podobają: a) rezygnujemy z nalotu na Wilanów, idziemy do Łazienek, mamy czas na przekąszanie i spacery i w dowolnie wybranym momencie wracamy do centrum na obiad, b) posiadujemy / spacerujemy gdzieś w centrum, jemy obiad, potem ruszamy do Wilanowa na koncert i spacer.
Allo, hortensjo, PAK-u, Pani Kierowniczko, Quake’u (kolejność alfabetyczna) – głosujmy!
Ja się zdaję na Was 😀
W moim wypadku koncert w Łazienkach o 13 odpada bo nie wyrobię się czasowo. Jestem wolny od – mniej więcej – godziny 15. Tak więc w moim przypadku wchodzi w grę jedynie opcja „b” zaproponowana przez Beatę
Mnie też się wydaje, że tak byłoby lepiej – jeśli następnego dnia i tak będziemy w Łazienkach. Jakbyśmy byli bardzo zboczeni, to moglibyśmy, gdyby znudził się nam Chopin, wpaść jeszcze do Podchorążówki na 13. na kolejny koncert Festiwalu Pieśni Europejskiej (dość śmieszny, bo pieśni słowackie śpiewane… kontratenorem 😉 ). Ale jeszcze przecież należałoby jednak coś zjeść, żebyście głodni nie wyjechali 😀
A co w sobotę przed południem i kiedy knajpa – przed Wilanowem czy po? Chyba przed, a po, jak będziemy głodni – to też coś znajdziemy…
Alicjo, szkoda, że Bobika dziś nie będzie – ale siła wyższa. Wobec tego ja pociągnę dziś następny kawałek opery. O teksty arii trzeba się potem będzie zwrócić do Bobika i Kierowniczki, jako osoby utalentowanej wielce w poezji. Może Teresa Cz. by wpadła (skoro Zeena chwilowo nie ma). Ale zaraz! Przecież Ty masz też talent wierszopisarski, zaraz coś wymyślę dla Ciebie.
x Kiedy pies smętnie merdając ogonem schodzi ze sceny – Kierowniczka nagle budzi się. Patrząc na ponury tłum pielgrzymów i pielgrzymek nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego co robi w tym towarzystwie. Wtem słyszy swoje imię i nazwisko wywoływane wielkim głosem. Biegnie w stronę, skąd dochodzi głos. Okazuje się, że to kurier z przesyłką. Kierowniczka została zlokalizowana przez namierzenie niewyłączonego telefonu komórkowego. Przesyłka okazuje się paczką od Alicji. Po otwarciu paczki ukazuje sie przecudna, ręcznie tkana suknia, z motywami indiańskich pueblos. Kierowniczka za stogiem siana przebiera się – gdy chórzyści i chóraczki wyciągając prawą rękę w kierunku stogu śpiewają: Ach cóż pokaże nam”. Kierowniczka wyłania sie zza stogu: wygląda wspaniale. śpiewa arię „Suknio, coś mnie tak ubrała”. W czasie jej śpiewu gromadzi sie wokół niej tłum pielgrzymów, ze złowieszczym przewodnikiem na czele. Wskazuje on palcem na Kierowniczkę przeklinając ją i woła: O próżności bądź potępiona! – i skazuje ją na stos. Kierowniczka wyrywa się z rąk oprawców kopiąc ich (nie wiedząc, że ma zatrute buty) czym ich uśmierca, po czym pędem, gubiąc buty ( i ratując się przed ich trucizną) biegnie w stronę największego na świecie oceanarium – które jest w Licheniu. Dalej nastąpi scena baletowa z udziałem ryb, ośmiornic i wszystkiego co wymyślił Bobik.
A teraz trzeba tylko uzupełnić to ariami.
Oceanarium w Licheniu 😆
Superb, Monsieur Pierre 😆
Piotrze, to robota w sam raz dla passpartout, bo ja to mogę tylko… spartolić 😉
Ja tu sekretarzuję, a częstochowski to czasem z rozpędu, po winie 🙂
A ja muszę się nabawić duuużej licentiae poeticae, żeby sobie wyobrazić Kierowniczkę w szpilkach (choćby i zatrutych 😉 )
Ależ Piotr napisał o butach, nie o szpilkach 🙂
Ale chodziło o szpilki:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=168#comment-20626
Quake’u, a jak z niedzielą?
Aaaa, to było wczoraj… Ale jestem usprawiedliwiony – mecz oglądałem 🙂
p.s. u mnie niedziela raczej odpada, chciałbym możliwie szybko wrócić do domu.
No dobra. To znaczy, że się żegnamy po Mozarcie albo po niedługich posiadach pomozartowych.
Czy i dla przyjaciół przyszykować prezenciki politykowe? 🙂
Pani Kierowniczko, myślę, że będą baaaardzo zadowoleni 😀
Dobranoc wszystkim 🙂
Dzień dobry,
dostosuję się we wszystkim do większości, plan Beaty wydaje mi się niezly.
🙂
Jeżeli opublikujecie dokładny plan zajęć, postaram się w jakimś momencie przyjść i przywitać sie z Wami.
No miło! Ale jedyny w tej chwili dokładnie określony punkt programu to koncert u Wszystkich Świętych o 21. Reszta się kształtuje… mamy jeszcze dwa dni 🙂
A co tu dzisiaj taki spokój? Jakaś cisza przed burzą? 😉
Quake, ciśnienie fatalne!
Alla, ale ciśnienie atmosferyczne czy ciśnienie krwi? Bo na to drugie to jeszcze można coś poradzić 🙂
Atmosferycne pod Turbaczem to w tej kwili niecałe 950 hektopaskoli. Ale pomalućku rośnie 🙂
Ja miałam dziś w głowie wyłącznie rozmowę z Maestrem Minkowskim. Właśnie się odbyła, było bardzo miło. On sobie odpoczął mówiąc po francusku po całym dniu przegadanym po angielsku. Teraz ja muszę to spisać i przetłumaczyć…
Cieszę się, że było miło 🙂 i oczywiście będę wyczekiwać efektów spisywania 😉 Mam nadzieję, że dobrze się p. Minkowskiemu próbowało przez ostatnie dni.
Wygląda na to, że satysfakcjonująco dla obu stron – zgodnie zeznają 😉
Na razie idę na koncert zespołu Kwadrofonik, więc wyłączam się z konwersacji 🙂
Wróciłam. Hej, jest tu kto? 🙂
Ja jestem 🙂
Jak wrażenia pokoncertowe?
W czasie suszy szosa sucha
Strzaskał z trzaskiem zeen obucha
Prędko prądka swej absencji
Kłania się Magnificentii…
Odkłaniam się… A co to znaczy prądka? 😆
Koncercik był sympatyczny, jak na mój gust. Dwa fortepiany i perkusja. Fajni młodzi ludzie, którzy sami robią opracowania np. melodii ludowych (wygrali Nową Tradycję dwa lata temu). Tym razem opracowali kawałki z Mikrokosmosu Bartóka, zagrali też Wariacje na temat Paganiniego Lutosławskiego i Muzykę na nocny wieczór Crumba.
Takie klimaty np.:
http://www.youtube.com/watch?v=1jDF3Ti1jLQ&feature=related
A tu folkowy kawałek Kwadrofonika:
http://www.youtube.com/watch?v=l78eukccKmQ
Z ortografii prawie piątka
Prędko prądka zmieniam w prątka….
Prątek absencji…
To prawie jak płatek nasturcji… 😉
Prątek Kocha. Ciekawe kogo? 😆
Prątek Kocha, a Ty śpisz 😀
O, jest zeen 🙂 Czy byłbyś skłonny wystąpić w inscenizacji najnowszej blogowej opery? Jest do obsadzenia rola kopy siana, za którą zmienia odzienie Pani Kierowniczka 😎 Można by nawet arię…
Arię kopy? 😯
Na mój dusicku! Kopa siana wyśpiewująco arie? Do tej pory cosi takiego było mozliwe ino w Mapet Szoł! 😀
Bardziej niż na kopę nadaję się na kwintal.
Arię mogę zacząć:
Spoza gór i rzek płynie sobie ściek
Ten smród niczym lewy but, czy wytrzyma go nasz dobry lud?
Wczoraj but, szpilka dziś! Słomy źdźbło też w niej tkwi….
A skąd ten ponury swąd, od którego wszelki kwiat już zwiądł….
zeen, 😆
Ale to to chyba chór kop śpiewać powinien, a nie pojedynco kopa 🙂
😆 😆 😆
Aria Kotki w Szpilkach
Ja szpilki włożę,
Szpilki – jak noże
Pod stopą, pod ręką
Pomocą wielką.
Szpilkę wceluję,
szpilką ukłuję,
w szpilkach pobiegnę
i zabaluję.
Ja z dzieciństwa pamiętam, że parafrazowałam również tę pieśń (23:33), ale pamiętam tylko początek: Spoza gór i bzdur wyszedł stary knur…
C.d. Kotki w szpilkach:
Szpilki me ostre
Jak me pazury,
Obcas do dołu,
Pazur do góry!
Jestem drapieżna,
Prawdziwa Kotka,
Lecz i pocieszna,
A nawet słodka 😉
Owcarku,
Wystarczy kwintal. Zaraz po arii przebieram się za kurtynę i opadając śpiewam:
„Idźcie do domu!
gasną już światła
bramę już zakluczył cieć
bardzo mała szansa
że coś ekstra zdarzy się
nogi nie chcą skakać
już do tyłka przylgnął klej
na dzisiaj dość
woda chlupie w glanach
pod piórami dymi łeb
bramka i obstawa
stoi i komara tnie
struny mego gardła
już nadają się na szmelc
czy nie dociera do was?!
idźcie do domu
zwijajcie się
nie mówcie nikomu
co grane jest
nie każdy wie …”
Tylko żeby to się nie skończyło jak w Zielonej Gęsi: „Kurtyna spada i zabija się na miejscu”…
Ależ nic się nie stanie złego, trup kurtyny idzie do pralni i w następnym przedstawieniu robi za upiór w operze….
Niby to oszczędność, tylko wtedy trzeba skombinować jakiś wielki żyrandol, który w „Upiorze” spada na łeb publiczności. I wtedy ofiary powiększą grono upiorów 🙂
Przepraszam, że się wtrącam… Zwyczajowo, nie na temat, alle….
Wy tu piszecie, a ja czytam. Przytoczę Wam fragment.
Wacław Iwaniuk, „Co robić”.
Piszę i piszę i co z tego
Pióro się wypisało
Słowo się wysłowiło
I nic.
Tyle czasu
Tyle papieru
Tyle życia
I nic.
I kończąc tym miłym acz depresyjnym akcentem zbieram się do snu!!!
Ja bardzo przepraszam, alle papier jest bardzo przydatny. Ile życia, tyle wydzielin i żadne nic, tylko wydzielin kupa i zapisany papier bardzo się przydaje….
A fe, znowu jakaś faza analna 😛
Jakoś jest śpiąco. A ja zastanawiam się zjazdowo, czy zamawiać knajpę przed Wilanowem (np. na 13.30), czy po… Tzn. przed 21. też trzeba będzie coś przetrącić…
Mnie to się wydaje, że Quake się nadaje….
Smacznie pisze, to i pewnie smakuje…
Grilla można już za 15 peelenów kupić, a napalmu Wam podeślę jak chcecie….
No i niebagatelna sprawa: młode mięsko i rodzynkowate, bo Torlin to już żylasty nieco….
zeen!
O rany, a co to znaczy, że mięsko jest rodzynkowate? 😯 ja bezmięsna…
To ja tez rezygnuję. W życiu żadnych grillowanych rodzynek!
No ładne rzeczy ja tu czytam… Strach jechać do tej całej Warsiawy mocium panie… 😉
No, to się nadaje w sam raz. Rodzynek jeden….
O! Bedzie się stawiał, może z tego jaka korzyść przed konsumpcją właściwą wyniknąć….
No a PAK to ci jest?
CO jest, miało być…
Quake, Pani Dorota tu rządzi, a jest wegetarianką! Do Ci dobrze rokuje…
PAK już dawno skonsumowany, to nie wiedziałeś? Zapytaj Kierowniczkę jak smakował….
No, może przesadziłam. Drób i ryby jadam… to się nazywa semiwegetarianizm 😉
A już do kanibalizmu na pewno nie dopuszczę Gdybym dopuściła, kto by tu wtedy pisał?
Pani Kierowniczko, a tak około 15 w sobotę to gdzie Państwo planujecie być? Są już jakieś koncepcje?
To może na pierwszy ogień trzeba zająć się małoaktywnymi…
Wy w ten wegetarianizm nie wierzcie. Na śniadanie kawałek Torlina, na obiad połowa fomy, na kolację cały zeen.
Alla: znam też wielu nieaktywnych. Przyznają mi się, że czytają ten blog, ale się nie wpisują…
Quake: no właśnie tworzenie koncepcji jest w toku. Jak rozumiem, zrezygnowaliśmy tego dnia z Łazienek, no, chyba że po prostu na spacerek, i wrócilibyśmy do centrum, żeby zjeść. A na 16. do Wilanowa, gdzie w Oranżerii jest koncert…
Alla zaofiarowała się z samochodem, pasy ma na pięć osób, ale jakbyśmy razem jechali z centrum, to będzie nas szóstka (mogę się schować, bom niewysoka 😉 ). Jedzie się z pół godziny maksimum…
A co z drugą połową fomy?
No foma owszem, smaczny… Dlatego druga połówka na zaś, na deserek 😀
No to może ja dojadę po prostu na 16 do Wilanowa? Nie będzie wówczas problemu z szóstym pasażerem Nostromo 😉
Teraz się na to mówi: niezłe ciacho! (biedny foma…, gdzies tam baluje, wypoczywa, rybki łowi, a tu takie plany… Kto przejmie komisariat?!)
A bagażnik?
Dachowy?
No dobrze, ja padam na twarz. Idę spać. Dobranoc 🙂
Dachowy to może być szary kocur 🙁
Quake – a nie będzie kłopotu z trafieniem? A obiadek we własnym zakresie?
Coś cholera jest z tym ciśnieniem. Ja też padam…
Wyśpij się, będziesz świeższy…
Quakeowych snów życzymy…
Aż strach,
Poszło spać
Tyle ciach…
Jedno z ciach
Pójdzie w piach….
I same tu zostałyśmy!!! Pilnować dywanika!
Do piachu nie życzę z waćpanów nikomu,
Wyśpijcie się dobrze w swoim własnym domu,
dobranoc 🙂
Dobranoc
Pani Kierowniczko, jeśli o mnie chodzi, to możemy w sobotę zacząć od spaceru po Łazienkach.