Trzej kantorzy jak trzej tenorzy

Od pewnego czasu trudno sobie wyobrazić krakowski Festiwal Kultury Żydowskiej bez inauguracyjnego koncertu trzech kantorów. Festiwal się rozrósł, koncert ten już rzadko bywa naprawdę inauguracyjny – tylko symbolicznie, czego konsekwencją są długie mowy tronowe na początek, jakie się w tym mieście kocha (w tym roku i tak się streścili, bo trwało to tylko półgodziny). Ale trzeba przyznać, że dopiero w tym momencie wszyscy czują, że festiwal rozpoczął się naprawdę.

To, że wybitni śpiewacy synagogalni o wspaniałych głosach popisują się na świeckich koncertach, nie jest niczym nowym. Robili to i w Polsce słynni kantorzy, m.in. z warszawskiej Wielkiej Synagogi na Tłomackiem; Mosze Kusewicki czy Gerszon Sirota okresowo podejmowali nawet karierę operową. I dziś np. Joseph Malovany nie występuje co prawda w operze, ale muzykę świecką śpiewa jak najbardziej, w tym nawet piosenki neapolitańskie…

Koncerty na FKŻ są nie całkiem świeckim wydarzeniem – odbywają się w synagodze Tempel, a repertuar jest wyłącznie religijny. Ale i tu są utwory nie tylko bardzo uduchowione, ale i czasem w duchu nieco popowym (zwłaszcza na wielki finał, żeby było „Cała sala śpiewa z nami”), no i te popisy, te wyścigi na wirtuozerię, kto zaśpiewa bardziej skomplikowany melizmat, dłużej rozwiniętą nutę, wysokie C…

Kantor, zwłaszcza w tradycji aszkenazyjskiej, śpiewa w sposób bardzo ekspresyjny. Modlitwa często jest lamentem. Trochę się w tym świeckim popisywaniu wyradza ze swej modlitewnej roli, trochę to już zaczyna być skrzywienie: chodzi o to, by schwytać słuchacza za gardło, wycisnąć łzy – w intencji nabożnej, ale też po prostu w intencji wwołania zachwytu.

Śpiew synagogalny ma różne maniery, zależnie od stron, z jakich śpiewak pochodzi, czy też konwencji, jaką przyjmie. Wszyscy trzej kantorzy z wczorajszego koncertu są związani z USA, a także przejściowo z Izraelem, ale każdy śpiewa inaczej. Benzion Miller, od lat wierny gość festiwalu, oraz dużo odeń młodszy Itzchak Meir Helfgott śpiewają z manierą orientalną, ze ściśniętym, zwłaszcza w górnym rejestrze, głosem. I to jest zgodne ze sztuką, tak się często w synagodze śpiewa. Jednak czasem popisują się też nadmiernie siłą głosu, na granicy ryku niestety, co można jeszcze znieść u młodszego Helfgotta, ale u Millera, który ma już metaliczny przydźwięk w głosie (co jeszcze wyciąga mikrofon) – już chwilami ciężkie do zniesienia.

Trzeci, najmłodszy kantor – Azi Schwartz, był zupełnie inny. Nie stosuje tej maniery ze ściśniętym głosem, śpiewa bardziej naturalnie, w stylu więcej operowym, ale kolega, z którym siedziałam, zwrócił mi uwagę, że jest też pewne podobieństwo w jego śpiewaniu do śpiewania popowego czy popoperowego (trochę może w typie wspominanego tu niegdyś Muslima Magomajewa). Coś w tym jest, a że przy tym chłopak jest młody i przystojny, może znaleźć się z czasem w roli idola – i już zaczyna się w niej znajdować. Tyle, że jego śpiew jest o wiele bardziej kulturalny, głos miękki i aksamitny. Gdyby chciałby wybrać w przyszłości karierę operową – byłby świetny w rolach amantów. Gwiazdorem z pogranicza pop może być także. Na razie zostaje przy synagodze i jest dziś pierwszym kantorem, który zaśpiewał w Knessecie…