Oko i ucho

Spędziłam urocze sobotnie przedpołudnie z Franciszką i Stefanem Themersonami. Nie żyją już od 20 lat – ona zmarła 29 czerwca, on, o trzy lata młodszy, przeżył ją tylko dwa miesiące – ale ich obecność, gdy ktoś ma okazję ją dostrzec, jest tak żywa, że aż trudno uwierzyć.

Na tę rocznicę Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski zorganizowało dużą, porządnie zrobioną wystawę pt. O potrzebie tworzenia widzeń; poświęcona jest właściwie Stefanowi, ale tak naprawdę trudno ich rozdzielić, byli razem we wszystkim, także w twórczości – choć każde miało swoje ścieżki, duża część ich aktywności twórczej odbywała się wspólnie. Wystawę otwarto w piątek; w sobotę były pokazy filmów dokumentalnych i wykład krytyczki sztuki Jasi Reichardt, wychowanicy Themersonów, opiekującej się ich londyńskim archiwum.

Do wystawy jest świetny katalog, a poza tym właśnie CSW razem z Polskim Wydawnictwem Audiowizualnym i przy ministerialnym wsparciu wydało zachowane filmy Themersonów: Przygoda człowieka poczciwego (z muzyką Stefana Kisielewskiego) zrobiona jeszcze w Polsce w 1937 r., oraz stworzone już w Wielkiej Brytanii Calling Mr Smith oraz (1943) oraz Oko i ucho (1944/45). I przy tym ostatnim filmie chcę się tu zatrzymać.

Themersona znały w Polsce dzieci paru pokoleń (nie wiem, czy dziś ta książeczka jest znana) z Pan Tom buduje dom. Franciszka i tę książeczkę ilustrowała, choć nie przypomina ona późniejszej, zwariowanej i eleganckiej kreski. Później stopniowo wychodziły jego książki, powoli dozowane. Wreszcie miłośnicy starego kina eksperymentalnego znają wspomniane Przygody człowieka poczciwego, do których potem nawiązał w swej studenckiej etiudzie Dwaj ludzie z szafą Roman Polański. W sumie, odcięci od świata w szarym PRL, nie znaliśmy nawet założonego przez Themersonów w Londynie wydawnictwa Gaberbocchus (ja, tropiąc od dawna ich ślady, zdobyłam książeczkę Kurt Schwitters in England zawierającą kolaże i wiersze słynnego niemieskiego awangardzisty oraz angielskie wydanie Kardynała Pölätüo. Ale już z tego, co poznaliśmy, widoczne było wspaniałe poczucie humoru, przywiązanie do racjonalizmu i absurdu zarazem.

Awangardową część działalności Themersonów poznajemy dopiero teraz. Fotogramy, czyli fotografie robione bez użycia aparatu, czy też właśnie filmy – było ich więcej, część się nie zachowała, część we fragmentach. Wszystko można obejrzeć na wystawie z komentarzem. Ale Oko i ucho to rzecz wyjątkowa. To próba przetłumaczenia muzyki na obraz – trochę podobna do tego, co wspominałam w pierwszym na tym blogu wpisie.

Do ilustracji autorzy użyli Słopiewni Szymanowskiego do słów Tuwima. Tu zacytuję autora: „Niestety niewiele problemów wzajemnej zależności obrazu i dźwięku, a także ich możliwości artystycznych znalazło do tej pory rozwiązanie. Nadal brakuje nam konwencji i trzeba stworzyć te najbardziej podstawowe, abyśmy mogli iść dalej (…) Rytm nie jest jedynym rodzajem wzorca strukturalnego, wspólnego zarówno zjawiskom wizualnym, jak i muzycznym. Być może to ważne, że niektóre nuty nazywamy wysokimi (co jest pojęciem ‚wizualnym’), a inne niskimi. Mówimy: dźwięk jasny, czysty, przejrzysty, a także: ciemny, ciężki, gruby, nabrzmiały. Mówimy często o linii melodycznej, linii falistej i wdzięcznej lub gwałtownej i kanciastej; może to być linia prosta lub obdarzona arabeską nut”.

Pewne odwzorowania przyjęli Themersonowie w filmie. W Zielonych słowach równoległości obrazu i dźwięku odzwierciedlone są w obrazach przyrody: liści, odbłysków wody, lasu, w Świętym Franciszku kształty geometryczne, których ruch jest zsynchronizowany z linią melodyczną, nałożone są na – animowany również – obraz Piera della Francesca. W Kalinowych dworach są już same abstrakcyjne figury, a w Wandzie (Woda wanda wiślana…) – fale wzbudzane jakby przez muzykę, poruszane zanurzoną w nich dłonią. Sorry za jakość na tubie, ale warto to obejrzeć. I jak się podoba?

PS. Rano wsiadam w pociąg i jadę do Krakowa na Festiwal Kultury Żydowskiej. Kompa biorę, więc pozostaniemy w kontakcie 😀