Lisbon Stories
1. Z Alfamy. A właściwie z dzielnicy na jej tyłach – Graça. Trafił nam się bardzo miły zbieg okoliczności: akurat na lato wynajął tam mieszkanie nasz znajomy, zakotwiczony od lat w Stanach. Postanowił napisać w Lizbonie książkę. Miejsce wydaje się idealne… Odwiedziliśmy go wspinając się wąskimi uliczkami i docierając do trzypiętrowej kamienicy pokrytej azulejos – płytkami ceramicznymi.
Znajomy zamieszkał na trzecim piętrze. Ale na tyłach tegoż piętra znajduje się to, co jest w górze tego wpisu, czyli niespodziewany taras z najprawdziwszym ogródkiem, gdzie siedząc przy stole w cieniu bugenwilii widzi się Tag. („Tej-ziu!” – uczyła nas parę lat temu wymowy na wycieczce portugalska przewodniczka, z zawodu, jak się przyznała, nauczycielka od kształcenia początkowego. Skuteczna była: jeszcze mam w uszach „Kesz-kaisz” i „KAbu da ROka”)
Siedzieliśmy więc pod tą bugenwilią, pojadaliśmy i rozmawialiśmy. Opowiadaliśmy M. o owym dziwnym fenomenie pogodowym, jaki towarzyszył nam nad oceanem. – A tu jest zawsze słońce, to bardzo inspirujące. I świetnie się tu czuję, bo to taka normalna, robotnicza dzielnica.
Leniwe popołudnie, pora sjesty, a tu nagle ktoś na sąsiednim tarasie wierci wiertarką i uderza młotkiem. – To nic, zaraz przestanie – mówi M. – Z początku się wystraszyłem, że to tak będzie cały czas. Ale nie, on robi godzinkę i kończy. – I faktycznie. Po kilku kolejnych rąbnięciach młotkiem facet zaczyna podśpiewywać wesolutko: „Rimbombiii, rimbombaaa, ribiribirim, bam bam” (melodia dla znających solmizację: sol sol sol, sol la mi, sol sol sol sol sol la mi). I fajrant…
2. Z Rua Augusta. Czyli z najbardziej znanego deptaku centralnej dzielnicy Baixa, zmierzającego do Praça do Comércio nad Tagiem. Turystów tu zapewne więcej niż miejscowych, a z tych ostatnich – standardowi przebierańcy, żywe pomniki i niestety, jak w całej Lizbonie, straszna masa żebraków; nie sposób podczas jazdy metrem nie spotkać przynajmniej dwóch (kiedyś ich tylu nie było – wejście euro dało Portugalczykom mocno w kość).
Są też oczywiście grajkowie – raz trafiłam na dwie dziewczyny, flecistkę i altowiolistkę, które grały sobie Eine kleine Nachtmusik. Ale tym razem słyszę znajomy głos: fado z akompaniamentem triangla. I już wiem, kogo za chwilę zobaczę – osobę, której poprzednim razem słuchałam w kwietniu, z towarzyszeniem zespołu w Studiu im. Lutosławskiego…
– No to wrzuć tej pani pieniążek, jak ją tak podziwiasz – mówi siostra. – Daj spokój – odpowiadam – ona przecież od dawna robi karierę w show-biznesie. Gra na ulicy, bo widać to silniejsze od niej…
Tak – to była Dona Rosa… A oto dowód:
Komentarze
A jo dobrej nocki syćkim zyce. Poni Donie Rosie ocywiście tyz! 🙂
U mnie Bougenvillie czerwone 🙂
Psiakość…. Burza !!!!
Piękna Dona Rosa!
A gdzie Osculati?! Mam nadzieję, ze w następnych wpisach 😉
(Burza przeszła, spadły hektolitry wody ścianą deszczu, teraz pada ostro, ale to juz ujdzie).
Dzięki !
Zależy o czym ta książka znajomego. Jak o mrocznym wyobcowaniu w industrialnej rzeczywistości, albo jakieś historie himalajskie, to takie sobie miejsce…
Ani o jednym, ani o drugim, takie impresje, co prawda o innym kraju i innych ludziach, ale nie tylko. Książka już ułożona w głowie, więc tylko kwestia skupienia. Nie będę dokładnie zdradzać tematyki, bo nie czuję się upoważniona do zdradzania tożsamości autora 🙂
Jaka piękna historia o Dona Rosa. Na zdjęciu jest idealnie wpasowana w tło. Musi być szczęśliwa właśnie tam, śpiewając w słońcu, na ulicy, sobie a muzom.
Triangel? Mój koncertowy?!!!
Ja prokreuję! Tfu! znaczy protestuję!
Mój on jest!
W kwestii U.Z. :
Rodzinny przekaz mówi, żem jest Zenoriusz. Swego czasu młody do przesady chłopiec, syn zaprzyjaźnionej przyjaciółki, uprzejmy był wyrazić się w ten sposób o mnie, dając w skrócie wspaniałe połączenie mego imienia z brzmieniem słowa narzucającego się w chwili poznania mojej osoby….
Zatem bardzo proszę, jeżeli już, to Zenoriusz….
Już oblizuję się na następne smakowite odcinki portugalskie. Ech, warto było dla nich się przemeczyć tydzień bez Pani. Nie mogę sie oprzeć i nie wyrazić z najwyższym uznaniem za artykuł w nowej Polityce. W ogóle coś się stało z całą redakcją, że nagle i niespodziewanie, w okresie ogórkowym każdy dał z siebie, co miał najlepszego, cały numer jest świetny. Opracowanie graficzne i zdjęcia też na najwyższym poziomie, prawdziwa przyjemność wziąć to pismo do ręki.
P.S. Przepraszam za błąd gramatyczny; winno być ” z najwyższym uznaniem o artykule…”
Dzień dobry!
Yucca zakwitła, a pogody na przyzwoite zdjęcia nie ma 🙁
Póki co, 24 godziny burzy i naporu, z dwiema takimi ulewami, że do tej pory stoi woda na niektórych obszarach moich hektarów 🙁
Podobno jutro sie skończy z tymi deszczami. Oby!
W trakcie właśnie, zdjęcie sprzed paru minut…
http://alicja.homelinux.com/news/img_4849.jpg
Pani Kierowniczko, zdjęcia pierwsza klasa 😀 Uprasza się o więcej 🙂
No to już jestem 🙂 Ale teraz będzie zdjęcie z Krakowa… 😉
A nikt nie współczuje mi ulewy?! Niejednej zreszta w ciagu ostatniej doby?! Pozbierać sie nie mogę…
A co Pani Kierowniczka zdjęła w Krakowie?
Czyżby obuwie? Słyszałem, że tam dużo padało i suchą stopą przejść trudno… 😉
P.S.
Szkieletczyzna sucha, Rzeszotowszczyzna mokrawa. Jutro przez Tarnów do Brzeska i dalej do łodzi, bo na południu się ludziom powodzi…
Ja współczuję, Alicjo. Zwłaszcza że w Krakowie i w Warszawie przestało…
I mam nadzieję, że przynajmniej do niedzieli deszcze nie wrócą, bo w sobotę na Rynku Starego Miasta gra Archie Shepp… 😉
Dzięki za uznanie zdjęciowe – na razie przypomniałam sobie, jak się wrzuca na blog, i nauczyłam się zmniejszać, a pewnie i na Picasę przyjdzie zaraz czas…
zeen @17:57
Po pierwsze primo: ciekawam, cóż to było za słowo?
Po drugie primo: w mianie Zenobiusz Ulubiony jest taka zgrabna aliteracja – biu-bio, to taki ładny rytm nadaje… Zenoriusz Ulubiony brzmi mi jakoś gorzej. Jakie jest zdanie czytelników? Bo Ulubiony musi być 😀
Łajza Minęli. Butów bynajmniej nie trzeba było zdejmować 😉
„Patriotyczny polski pływak pokazał ponętnej Paulinie Poziomkowskiej po południu pijącej pełne portugalskie piwo praktycznie przepełnione powietrzem pęcherzyki płucne puchatego psa ”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aliteracja
Przytaczam, bom chciał sobie przypomnieć aliterację (jakbym kiedykolwiek wiedział 🙂 )
Słowo owo koncertowo wymawiają tu hurtowo….
Sorry za pleonasmus… 😉
Wykasowałam – też sorry 😉
Bez potrzeb nie będziemy wytykać –
Może tylko trochę brykać…
🙂
No to na dobry początek bryknę do łóżeczka, bo czeka mnie wycieczka jutro…
Ufff, udało się bez 😉 😆
To dobranocka. Jak dla mnie to może być nawet z 😀
No i tradycyjnie coś zaraz wrzucę 😉
Wszyscy przewracaja sie na trzeci bok, to ja to na dobranoc o północy. Zdaje się, ze cholerne fronty przechodzą. Przestanie, psiakostka , co chwila burzyć i burzować.
Moim wielkim marzeniem jest podróż do Barcelony. Zawsze jest tak, że planujemy podróże do Polski z myślą zahaczenia o coś gdzieś. Wszystko musi być czasowo i ekonomicznie zgrane, logistycznie jest to bardzo trudne do wykonania, dysponując tym, czym dysponujemy. Zawsze jest tak, ze lecimy tam , gdziekolwiek by to było, wypożyczamy samochód, zwiedzamy odwiedzamy, potem Polska itd.
Zawsze brak czasu. Za duże odległości. Za to i śmo 🙁
Bo z Hiszpanii przejechać samochodem do Polski to jednak duza sprawa. A osobna wycieczka na tamten kontynent, bez wizyty w domu – póki co nie wchodzi w grę.