Młodzi zdolni, polscy-niepolscy
Nie ma czegoś takiego jak młoda polska szkoła pianistyczna. Rafał Blechacz (który właśnie odniósł sukces na festiwalu w Salzburgu), jest tu wyjątkiem potwierdzającym regułę. Ale są młodzi zdolni pianiści polscy – za granicą…
Wczoraj właśnie w Filharmonii Narodowej wystąpił z polskim debiutem 13-letni Jan Lisiecki. Polak z Kanady. Blondynek jak Staś Drzewiecki, wielu wśród naszej publiczności siłą rzeczy ich porównywało. Nie ma co porównywać. Janek jest nie tylko bardzo zdolnym, pełnym temperamentu młodym talentem, ale i rozsądnym młodym człowiekiem. Tutaj nie tylko więcej o nim, ale i wywiad z nim, w którym bardzo mi się spodobały słowa: „…to, że akurat jestem Polakiem wcale nie znaczy, że będę grał najlepiej Chopina. Tak, jak Niemiec na pewno nie musi najlepiej grać np. Beethovena”. Najmilszym zaskoczeniem, jeśli chodzi o jego grę, było, że nie jest to w ogóle gra szkolna, wymiatanie paluszkami, że ten chłopak już muzykuje. Zobaczymy, co będzie dalej – powtarzaliśmy sobie z kolegami, że teraz to tylko trzymać kciuki, żeby się nie zmanierował i nie zmarnował. Ale już jest pod opieką wybitnych artystów, m.in. Pinchasa Zukermana i Howarda Shelleya – dzięki temu ostatniemu (który również jest świetnym pianistą, a także dyrygentem) pokazał się tutaj. Nawet zdążył już trafić do Wiki. Niestety nie znalazłam w sieci jego nagrań.
Publiczność bardzo się cieszyła z tego, że objawił się nowy polski talent, choć reprezentujący Kanadę. Ale niewiele wie o innym, nieco już starszym (21 lat) wybitnym polskim pianistycznym talencie, który reprezentuje z kolei USA. Ja towarzyszę mu od dobrych kilku lat, tak się bowiem składa, że rodzice Adama Golki to moi koledzy nie dość, że ze szkoły (liceum, a ona – jeszcze z podstawówki), to jeszcze z jednej klasy. Ale znacie mnie chyba na tyle, żeby wiedzieć, że bynajmniej mną ta okoliczność nie kieruje, kiedy chwalę Adasia – przecież nie czynię tego tylko ja. W końcu nie bez powodu otrzymał w zeszłym roku jedną z najbardziej cenionych nagród pianistycznych – Gilmore Award for Young Artists! A w Polsce nikt o tym nie wie. Prawdę mówiąc, o tej nagrodzie też dowiedziałam się z opóźnieniem, bo urwał mi się ostatnio jakoś kontakt z rodzicami Adasia. Adam ma jeszcze starszego zdolnego muzycznego brata Tomka – jest ich tam trzech budrysów, ale środkowy Karol muzyką się nie zajmuje.
Adaś bywał tu w Polsce na kursach, a z bardziej znaczącymi koncertami wystąpił dwukrotnie w 2004 r. 1 sierpnia w Warszawie na uroczystym koncercie w Filharmonii Narodowej w rocznicę Powstania Warszawskiego – grała Sinfonia Varsovia, dyrygował Tomek, jego brat. Drugi, recitalowy jego występ odbył się dziesięć dni później na festiwalu w Dusznikach. I tu nie wiem, czy nad jego oceną przez obecnych krytyków nie zaważył dobór programu, w którym może zbyt dużo znalazło się wariackich wirtuozowskich transkrypcji będących Adasiową pasją (sam je zresztą tworzy; przykłady tu i tu) – przypięto mu natychmiast etykietkę cyrkowca. Ale przecież to tylko jedna, żartobliwa strona jego pianistyki. Na jego stronie są różne przykłady pokazujące, że jest pianistą wszechstronnym i czującym. Warto, żeby sobie o nim w Polsce przypomniano, może już zaraz będzie za późno i trzeba będzie walczyć o jego czas. Jeśli już tak nie jest.
Komentarze
Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że nie ma ‚polskiej młodej szkoły pianistycznej’. Szkoła kojarzy mi się jakoś z uniformizacją, z głosem zbiorowym zamiast indywidualnego.
Ale…
Ale zastanawia mnie ten fragment:
Blondynek jak Staś Drzewiecki, wielu wśród naszej publiczności siłą rzeczy ich porównywało. Nie ma co porównywać – Janek jest nie tylko bardzo zdolnym, pełnym temperamentu młodym talentem, ale i rozsądnym młodym człowiekiem.
Czym podpadł Staś Drzewiecki, skoro kogoś zdolnego i rozsądnego nie można z nim porównywać? 😉 Pytam, bo nie śledzę karier naszych pianistów.
PAK-u, to nie chodzi o to, że Staś – teraz już Stanisław – czymś podpadł, tylko że częściowo zawiódł pokładane w nim nadzieje, vide jego udział w Konkursie Chopinowskim, gdzie szybko odpadł. Niestety negatywnym czynnikiem w jego karierze okazali się poniekąd jej sprawcy – rodzice. Być może presja była za mocna. To długa i niezbyt wesoła historia.
Ale racja, myślnik zmienię na kropkę 😉
Cóż, rzeczywiście ujmujący jest ten fragment o byciu Polakiem i graniu innych klasyków niż Chopin.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wzorem Howarda Shelleya, swojego mistrza zauroczy nas kiedyś Jasiu wspaniałym wykonaniem utworów Rachmaninowa.
A tak przy okazji. Szanowna Pani Dorotko, czy można kilka zdań więcej o samym koncercie?
Pozdrawiam
Paweł
Witam kane/Pawła 🙂
Cały koncert był ogromnie ciekawy i początkowo nawet zastanawiałam się, czy to nie raczej pozostała jego część, czyli nieznane nam utwory Louisa Spohra i Henriego Herza, będą tematem mojego kolejnego wpisu – a też tematyka okołochopinowska i działalność Shelleya są warte większego opisu, pewnie przy innej okazji. Ale kiedy usłyszałam Jasia, to stwierdziłam, że teraz to jednak o nim trzeba.
Teraz nie mam czasu się dłużej rozpisywać, bo muszę w końcu wyjść z domu, żeby zawadzić o redakcję, a później mam wziąć udział w Sezonie na Dwójkę. Mam nadzieję, że zdążę na koncert Avdeevej, bardzo mnie ciekawi.
Pani Redaktor,
coś musi być w tej krajowej ‚aurze muzycznej’, że najwybitniejsi polscy i urodzeni w Polsce pianiści lepiej się czuli jako artyści – wirtuozi poza Polską, wybierając na stałe miejsce pobytu zagranicę. (Poczawszy od I.J. Paderewskiego i Artura Rubinsteina, a na K. Zimmermanie kończąc). Pomijam względy zasadniczej natury politycznej i okoliczności historycznych (F. Chopin, w mniejszym stopniu I.J. Paderewski po 1918 roku).
Nie sądzę jednak, że to wynik tylko pewnego rodzaju komfortu związanego z koniecznością koncertowania i ciągłego podróżowania..(?)
Dzien dobry.
My w Kanadzie mamy Janine Fialkowska, pianistke, (mam nadzieje, ze nie zrobilem bledu), reklamowana przez CBC jako czystej wody Kanadyjka. Jest rowniez Angela Hewitt, porownywana przesadnie do Glenna Goulda. 🙂
kadett: obaj młodzi, których opisuję, urodzili się poza Polską, ich rodzice wyemigrowali. O ile w przypadku Golków, z których oboje są muzykami (ona pianistką, teraz jest pedagogiem dziecięcym z sukcesami; on, puzonista, rzucił w Stanach instrument i jest stroicielem), można zastosować to zdanie o ‚aurze muzycznej’, to jeśli chodzi o rodziców Jasia Lisieckiego, ten problem nie ma zastosowania, bo oni nie mają nic wspólnego z muzyką.
PA2155 – Janina Fialkowska jest Kanadyjką jak najbardziej, urodziła się tam i tylko jej ojciec jest z pochodzenia Polakiem:
http://www.janinafialkowska.com/biography/
Brała udział w Konkursie Chopinowskim dawno temu, zrobiła sympatyczne wrażenie. Dużo zawdzięcza Rubinsteinowi. Swoją droga niesamowita i krzepiąca historia zdrowotna w powyższej biografii…
Angela Hewitt jest interesującą i kontrowersyjną pianistką (ona też pojawiła się na naszym konkursie i też bez sukcesów…). Kiedyś słyszałam na żywo dużo Bacha (Wohltemperiertes Klavier) w jej wykonaniu i w wielu momentach wzbudzało to moje protesty. Ale to jest wyrazista propozycja. Porównywanie z Glennem Gouldem to oczywiście przesada.
Jak to Lisieccy nie mają nic wspólnego z muzyką? Syna pianistę mają, pewnie czasem im coś zagra…
Ech, to komisarskie czepialstwo 😆
@Dorota Szwarcman
Mam na winylu oba koncerty F. Chopina w wykonaniu A. Rubinsteina. Nie jestem w domu, nie mogę sprawdzić więc – kto prowadzi orkiestrę towarzyszącą i kiedy zostały nagrane. Dziś wieczorem porównam to z przedemigracyjnym wykonaniem Zimmermana i nałożę na nie poemigracyjne – oba na CD. Wiem, że mam na pewno. A wrażeniami na temat – jak wyjazd z Polski wpływa na interpretację – podzielę się tutaj…
Pozdrawiam
Nie czepialstwo, tylko empatia. Przecież gdyby Jaś przeczytał, że rodzice nie mają z jego pasją nic wspólnego byłoby mu bardzo przykro…
😆
kadett – ja bym tu nie rozszczepiała włosa na czworo, ale jeśli Pan odczuwa potrzebę takiej zabawy, to proszę bardzo 🙂
Pani Redaktor,
różnice interpretacyjne i niuanse bedą zauwżalne, choćby – jak w przypadku K. Zimmermana ‚uwolnienie się’ spod opieki prof. A. Jasinskiego…
No tak, ale to już inna bajka – granie szkolne a granie dojrzałe…
dziekuję i odmeldowuję się…
A ja Angele Hewitt lubię nawet bardzo.
Choć przyznaję, że kiedy po raz pierwszy usłyszałem jej wykonanie preludiów J.S. Bacha pomyślałem sobie „rany, jaka kaszana”. Raz to delikatne, jakby nieśmiałe, za ciche, za ukryte, za chwile, nerwowe jakieś, zrywane, dynamiczne.
Ale potem przysłuchałem się bliżej i zrozumiałem, że ona po prostu „czuje” Bacha na swój wspaniały sposób. Interpretuje go w sposób – dla mnie teraz – niemal doskonały.
Musze przyznać, że ta forma jest wspaniała. Kiedy słucha się dłużej utworów w jej wykonaniu, można niemalże przewidzieć, jak zagra, jaką interpretację poprowadzi. A Angela Hewitt każdorazowo – jak przystało na Mistrza – nie zawodzi.
Kiedy słucham każdorazowo chodzą mi ciarki po plecach. A kiedy byłem na Jej koncercie w Poznaniu, gdzie zasiadła by zagrać „Das wohltemperierte Klavier”… z pamięci. No to jak mówi młodzież „pełny szacun”.
Pozdrawiam
Paweł
Czy ta Avdeeva to Yulianna? Kolejna helwecka rezydentka 😉
Podziwiam Jasia Lisieckiego za wyjątkową skromność. Chyba żaden chlopiec w jego wieku nie zdobyl by się na stwierdzenie, iż to, że jest Polakiem nie świadczy o tym, że będzie gral najlepiej Chopina.
Mam poszukać znajomego, który uważa, że Gould jest przereklamowany, a Hewitt znakomita 😉
PS. Z tego co słyszałem to Hewitt to fenomen w muzycznym biznesie — stała się popularna bez lansowania i mając świetną pamięć utrzymuje znakomity kontakt z „fanami”.
PAK:
G. Gould i A. Hewitt sa czescia kanadyjskiego etosu artystycznego. Z Kanady pochodzi rowniez Emmanuel Ax (urodzil sie we Lwowie, ale mieszkal przez pewien czas w Warszawie, a potem w Winnipegu), ktory posiada rowniez polskie koneksje. Ogolnie, Kanada wyprodukowala relatywnie niewielu artystow wielkiej miary i dlatego holubi sie kazdego, kto jakos tam zablysnal.
PA2155 – Ax jest Kanadyjczykiem tak samo jak warszawiakiem (trochę jeszcze mówi po polsku) – i tu, i tam spędził w dzieciństwie dwa lata. A potem już – New York, New York… 😉
passpartout – tak, to ta Yulianna Avdeeva. No… ciekawa osóbka.
Potem więcej napiszę, tylko coś zjem, bom głodna 🙂
Pani Doroto, moze odswiezy Pani moja pamiec. Niedawno temu umarl w Kanadzie pianista polskiego pochodzenia, nazwiska dokladnie nie pamietam: Jablonski? W czasach, gdy mieszkalem w Edmonton, Alta, bylem raz na jego koncercie, zorganizowanym na uniwersytecie przez tamtejsza Polonie. Byla to osoba znana, chociaz do jego nagran nigdy nie dotarlem. Jego smierc zauwazyla nawet CBC, co cos znaczy.
Prosze o pomoc 🙂
Tfu, tfu! Jabłoński (Krzysztof), który kiedyś mieszkał w Calgary, żyje jak najbardziej, ale już chyba nie jest w Kanadzie. A o kogo Panu chodzi – nie wiem, za mało danych…
Osoba, o ktorej mysle, albo urodzila sie w Kanadzie, albo przyjechala tam jako dziecko. Ja go widzialem w 1997 r., umarl, gdzies w 2005-7 r. On byl specjalista od Chopina. Koncert byl wlasciwe opowiescia o Chopinie, przeplatana jego muzyka. Zajrze do archiwow CBC. Byl on gwiazda, ktora z powodu choroby nie za bardzo zablysla pelnym blaskiem.
Marek Jabłoński (1939-1999)
No faktycznie:
http://www.zwoje-scrolls.com/zwoje17/text01p.htm
Nie słyszałam o nim…
A passpartout, jak zwykle, żywa encyklopedia 😉
To teraz obiecane parę słów o Avdeevej. Niesamowity temperament, nieskazitelna technika (choć parę zaczepień w Sonacie Liszta) i gra w stylu całkowicie współczesnym, bez jakiejkolwiek aluzji do historycznego poinformowania, po prostu Schubert i Liszt przefiltrowani przez siebie, przez młodą osobę z początku XXI wieku. Podobał mi się taki Schubert – nic z częstej bombonierkowej słodkości, przeciwnie, drapieżny, niespokojny, czasem dziki, czasem nawet transowy.
To prawdziwa osobowość. Ale jej muzyka to chyba raczej sonaty Prokofiewa, chętnie też usłyszałabym w jej wykonaniu np. Sonatę Concord Ivesa. Ciekawam, czy taki repertuar by ją rajcował, bo wygląda na to, że tak.
Dziewczyna z nerwem
http://www.youtube.com/watch?v=UhCrW04K9Cw
No no… szkoda, że tylko ta jedna rzecz na tubie 🙁
Ale tu w kiecce. A dziś wyglądała nieco perwersyjnie: z tą samą fryzurą, ale we fraku! Całkowicie fachowo. A do tego szpileczki! Szkoda, że państwo tego nie widzieli 😆
Po prostu kotka z wysuniętymi pazurkami, może tygrysiczka nawet 😉
passpartout: Thanx
Nie czytałam wszystkich wpisów.
O Jasiu słyszałam – hortensja napisała, że podziwia Jasia za skromność, ja też i za elokwencję, on naprawdę pieknie mówi po polsku. Co akurat mnie nie zdumiewa – nasze też mówi pieknie po polsku i nikt w Polsce nie pomyślałby, że wychował się w Kanadzie.
O, lecę te tuby 🙂
To nie jest najlepsze nagranie, ale pamiętam, jak Mistrz przyjechał do mojej wsi, i bardzo się wzruszyłam. Mistrz trochę też. Przynajmniej pół wsi przyszło na koncert. Polacy zwłaszcza.
http://www.youtube.com/watch?v=4C-oiN_KDD0&feature=related
Który Mistrz, bo nigdzie nie jest napisane? (ktoś tam w komentarzach podejrzewa, że to Rubinstein)
Piękne to wykonanie.
Chciałbym odnieść się do poprzednich wpisów – a mianowicie do czarujących wierszyków o kotach, dowcipnych i pełnych wdzięku, w których prócz pani Doroty wyróżnili się Zeen i Passpartout. A tak w ogóle – często wdzięk i dowcip obecne w muzyce nie są doceniane, a nawet traktowane pogardliwie, choć są to wartości nie do pogardzenia i niełatwe do osiągnięcia. Jeśli chodzi o dowcip – mistrzami dowcipu muzycznego są chyba Rosjanie: Strawiński, Prokofiew i Szostakowicz (dowcip sarkastyczny). Co do wdzięku – to sprawa jest trudniejsza, dla mnie mistrzami wdzieku są Francuzi( długo by wymieniać), choć np. Sonata wiosenna Beethovena to ekstrakt wdzięku. Być może z tego powodu dowcipne transkrypcje i kompilacje Adama Golki nie spotkały sie z entuzjazmem. Może też przyjęcie tych utworów zależało od tego gdzie i kiedy były wykonane. Na linku – podczas brawurowego wykonania kompilacji narodowych piesni amerykańskich – słychać, że przyjęcie było gorące, publiczność żywo reagowała dowcip i doceniała wirtuozerię. Ciekawa postać ta Avdeeva, jej Rachmaninow naprawdę jest porywający, mam nadzieję, że są jej płyty.
O płytach jeszcze nic nie słyszałam. Na YouTube znalazłam jeszcze to:
http://www.youtube.com/watch?v=956D43F9Bmk
Wczoraj bisowała Walcem As-dur op. 34 nr 1, zaczęła jakby nieśmiało, ale jak się potem roztańcowała, oho 🙂
O dowcipie muzycznym to trzeba będzie jakiś specjalny wpis (wpisy) popełnić…
O! trzeba będzie! Pamiętam jak Brendel pisał (w minieseju o dowcipie w muzyce), że ten i tamten (choćby Mozart) byli dowcipni, ale wszystkich bije Beethoven, a ja z Beethovena za bardzo śmiać się nie potrafię.
A razem z Beethovenem?
Też nie wiem, kto to grał na tubie – ale u nas wtedy grał Mistrz Krystian Z.
Ten właśnie walc.
Chyba żaden instrument nie zrobił w ostatnich latach takiej kariery jak tuba. Już dosłownie wszyscy na niej grają 😀
Bobik,
przecież Ty nie grzebiesz w tubie?! 😯
Przynajmniej tak niedawno deklarowałeś….
Ha, ha, gdyby Maestro Zimerman usłyszał, że on na tubie gra… 😆
… nie tacy grywają na tubie i nie wiedzą 😉
Przy sobocie, coś o kocie, czyli ciasna piosenka o kotkach.
Aaa aaa aaa
Kotki trzy.
Były dwa,
Weszłaś Ty…
Kotkiem nie
Chcesz już być?
Zabierz więc
Swoją rzyć.
Ciasna jest
Piosnka ta
Mieszczą się
Koty dwa…
Przepraszam bardzo, Alicjo, deklarowałem, że nie dłubię. Ale grzebanie? Takiej psiej przyjemności miałbym się wyrzec? 🙄
No to jeszcze „ciaśniejszy” wierszyk (podtytuł „koci ogon”):
zeenkot
od psot
wiersze
mruczy
wszystkich
nas tu
miaŁczeć
uczy
czasem
tylko
robi
hyc
i nie
mówi
nagle
nic!
😳 zwracam honor Bobikowi. Dłubie, nie grzebie 😉
Przypomnij mi Dorotko-tak jak Ty, musze na ponad pol dnia rozstac sie z komputerem- aby powrocic na Twoj „blog”. Moze Twoi czytelnicy tez jeszcze do tych rozwazan powroca. Nie zauwazylem jakichkolwiek komentarzy dotyczacych moich pogladow o boskim Ivo. Przeciez jemu bylo by przykro, gdyby sie dowiedzail ze juz nikt o nim nie dyskutuje, ze w tydzien pozniel na Twoim blogu zastapi go jakis Golka, czy Jas z Kanady. Postuluje: o Pogoreliczu trzeba i dobrze i ciagle, bo sie nam jeszcze biedak obrazi i nie przyjedzie na klasy mistrzowskie.
Na serio:warte moze odrobine czasu(czytelnika, nie mojego!) bedzie powrot do tematu Golki,Angeli Hewitt, Marka Jablonskiego, i wreszcie humoru w muzyce, zagadnienia, ktore mnie od lat fascynuje i ktore zaszczepily we mnie nie tylko wykonania i teksty Brendla, ale takze osobiste z nim rozmowy, nielicznie niestety.
Przypadkowo: w ktorym momencie wegierski pianista Piotr Anderszewski zaczal sie poczuwac Polakiem? A moze to bylo na odwrot: polski pianista Andreszewski, nagle poczal swe wegierskie pochodzenie zaznaczac w notkach biograficznych, na Zachodzie….Tylko blagam : nie posadzac mnie o sarkazm, czy nawet zlosliwosc: ja tylko zauwazam to co widze. No i staram sie powiadamiac o tym kilku czytelnikow majacych cierpliwosc na czytanie recenzji z koncertow.
Cofam co powiedzialem:
nie powinienem wyglaszac negatywnych osadow o pedagogice Pogorelicza, poniewaz niegdy sie z nia dotad nie zetknalem. Widzialem natomiast niejednego marnego wykonawce, ktory mial wcale niezle poglady i potrafil zaofiarowac cenne nawet wskazowki innym muzykom. Byc moze Pogo nie bedzie wcale gorszy i ze z lat studiow w tym moskiewskim pianistycznym wiezieniu( jakim bylo ich konserwatorium)troche jeszcze zapamietal. Dajmy mu szanse: bede niezmiernie ciekaw jego zachowania sie w roli pedagoga.
O! ten Romek Markowicz ,
powinieneś zajrzeć do archiwów, toż wpis Kierowniczki na temat Andreszewskiego był nie tak dawno! A chyba jesteś nowy, skoro nie zauważyłeś poczucia humoru.
Na początek proponuję :
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Poezje/
…a w ogóle radzę pogrzebać w archiwach i w powyższym sznureczku do blogu – Co_w_ duszy_ gra 😉
Alicjo, o ile mnie wzrok nie myli, tRM miał na myśli poczucie humoru w muzyce, a nie humor na Kierowniczki/naszym blogu. Ten ostatni rzeczywiście jest całkiem nieźle udokumentowany. 🙂
tRM, to jest w ogóle dla blogów charakterystyczne, że dyskusja pod danym wpisem toczy się zwykle (są wyjątki, ale rzadko) do momentu pojawienia się nowego wpisu. Wtedy wszyscy gremialnie przenoszą się w nowe miejsce i jeżeli nawet zahaczają o stary temat, to już gdzie indziej. Ale coś istotnie wygląda na to, że 5 minut Iva na blogu wzięło i minęło. 🙂
Jeszcze wężej, na jednego kota:
Ivo
kot
wszedł
na
płot
w ce-
lu
psot
ot!
Dobre!
foma 🙂
Teraz na pół kota… 😉
k
o
t
k
u
m
i
ł
y
n
i
e
m
a
m
s
i
ł
y
napółkota,torobota:trudna-żmudna-wskutkach:nudna
foma,
wybrnęliście z zadania w stylu Małysza: polecieliście wysoko, daleko i w pięknym stylu. Powtórzcie to teraz na ćwierć kota….
zeenie, fomooo, dzióbki mojeee, nie ma takiiich jak Wy dwojeee 😆
Romku: na swojej oficjalnej stronie Piotr podaje po prostu:
Piotr Anderszewski was born in Warsaw to Polish-Hungarian parents.
I taka jest prawda. Jego ojciec jest Polakiem, matka Węgierką. Piotr zna oba języki; żyje jeszcze jego węgierska babcia (po 90-ce), z którą rozmawia po węgiersku. Mama Piotra dobrze mówi po polsku. Niedawno zresztą się z nią widziałam, bo wpadła na chwilę do Polski – mieszkają teraz w Paryżu. Siostra Piotra, Dorota, też mieszka we Francji.
Cały kot to cztery ćwiartki,
Jedną zjedzmy, będą trzy.
Kiedyś byłoby na kartki,
Dziś są w futrze ekstra pchły.
Drugą ćwiartkę zawekować,
Przyda się na zaś jak nic,
Trzecią do lodówki schować,
Nie ma się co na niej mścić…
I została nam ćwiarteczka
Kota ile miało być,
Pan Schroedinger jest dupeczka,
Jego prawo to był pic.
Pokój jest o czterech kątach,
Cztery ćwierci kota są:
Co z ogonem? Wszak to piąta
Kota część, to gdzie jest błąd?….
Pragnę dopisać, że pomysł na piątą część kota (z czterech) to pomysł Basi – mojej:
Żono mojaaaaa, serce mojeeeee, nie ma takiiiiich, jak my dwojeeeee!
🙂
No i co zrobicie, jak ja Wam tu pęknę ze śmiechu? 😆 😆 😆
„Piąta część kota” – to prawie jak „Trzecia część nocy”…
Pozdrowienia dla Pani Zeenowej (z dużej litery, bo z szaconkiem) 😉
Pani Zeenowa dziękuje i oddyguje z wdziękiem w Martini-owym humorze 🙂
Ahaaa… to teraz wszystko jasne 🙂
A ja tu znów na trzeźwo… 😆
No to trza Porto otworzyć – pewnie zachowała się butelczyna i wzniesiemy wspólny wirtualny toast:
Zdrowie blogu Kierowniczki!
A teraz zapraszamy do kierowniczej piwniczki 🙂
No faktycznie, jest porto nieotwarte…
…chyba pora otworzyć! 😀
Dziś na porto przyszła pora –
powiedziała pewna Dora –
trochę trzeba nam szaleństwa.
A więc zdrowie Państwa Zeeństwa 😉
Od kiedy zeena poznała
Furt rymowała… 🙂
Państwo zeeństwo b. dziękuje
I uśmiechem reaguje,
Ukłon śląc wnet Gospodyni
Wznosząc toast swym Martini 🙂
Zdrówko. To od teraz będzie tylko prozą 😆
Żywy kot
W klatce czy w worku?
Ma wyskoczyć
Czy paść trupem?
Pijmy porto
a fizyka
Niech nas pocałuje w… ogon 😉
Coś mi tu Majakowski mruga… 😉
Nie używam prozaku
To zbyt łatwe
Prozę wieszam na haku
Nie mój partner
Rymowanie rajcuje
Jak diabli
Niech Dorota rymuje
Bo zgrabniej 🙂
Prozaku używa ten, co go potrzebuje 😀
Pańswo zeeństwo spać iść muszą,
By w swym zeeństwie szczęścia zaznać
I grającym wszystkim duszom
Mówią: noc była zabawna 😉
Dziękujemy ślicznie za przemiły wieczór i życzymy Gospodyni i wszystkim Jej Gościom dobrej nocy 🙂
Ależ dobranoc 😀
Melduję się na Dywanie po urlopie 😀 Zaległe wpisy nadrobiłem więc mogę spokojnie iść spać 😎 🙂
p.s. Pani Kierowniczko, dzięki za przekazanie smsa 🙂
Ooo… to jeszcze nie można iść spać, tylko zdrówko Pana Radcy trzeba wypić 😉
Jak się udało? Wszelkie plany łazęgowe zrealizowane?
Heh, los tak plecie, że na zrealizowanie wszystkiego nie było szans… Ale i tak było suuuuper 😀
A teraz już naprawdę idę spać. Dobrej nocy 🙂
Dobrej nocy 🙂
Ach, że ja tu nie trafiłem, jak zeen był w takim anielskim nastroju. Może nawet psa by pogłaskał? 😀
Zdrówko Pana Radcy z przyjemnością. Gospodyni i Reszty Towarzystwa też. 🙂
Ja mogę w zastępstwie pieska pogłaskać, ale rozumiem, że to nie to samo 😉
Nawet gdyby Pani Kierowniczka miała od zeena notarialne upoważnienie do głaskania w jego imieniu, to nie byłoby to samo. 🙂
Co nie znaczy, że przez Panią Kierowniczkę nie chcę być pogłaskany niezastępczo. 🙂
No to całkowicie niezastępczo! 😀
O, jak przyjemnie! Chyba już nawet nie będę się włóczyć po ogrodzie, tylko od razu pójdę spać, żeby mi ten głask w jakieś pokrzywy nie wpadł. Dobranoc 🙂
Zwiń się w kłębek, czarny psie,
By pogrążyć się we śnie!
Dobranoc 🙂
W nocy kozdy pies jest corny. Nawet jo 😀
Taki corny był nos Owcarecek, że ja już, jak tu przyszedł, byłam pogrążona w ciemności snu i nie przywitałam powróconego z hal 🙁
Sprostowania do relacji p. Marczyńskiego z Salzburga:
> „Krystian Zimerman w Salzburgu gra to, co sam chce, a nie to, czego oczekuje publiczność. Jest gwiazdą tegorocznego festiwalu, ale nie ma gwiazdorskich nawyków” „W tym roku przywiózł sonatę Grażyny Bacewicz, której nazwisko nikomu ze słuchaczy nic przecież nie mówi. Kiedy zatem na Lang Langa, Alfreda Brendela czy Arcadi Volodosa bilety szybko wyprzedano, na recital Zimermana można je było dostać do ostatniej chwili.” „Z muzycznego rynku jednak nie zniknie. O to zadbają inni. Na salzburski recital Zimermana przyjechał też szef Deutsche Grammophon, bo przecież ostatnią płytę Polak nagrał trzy lata temu. Firma wydaje teraz na DVD stare filmowe rejestracje jego występów, liczy wszakże na nowe propozycje. Rozmowa na ten temat odbyła się jednak późno w nocy, bo po recitalu przez półtorej godziny Krystian Zimerman rozdawał autografy.” „– Nie będzie mnie wówczas w Europie – mówi Rafał Blechacz. – Tego dnia gram w Carnegie Hall z Nowojorskimi Filharmonikami. „<
7 i 11 października R.Bl.gra z Filharmonikami Nowojorskimi nie w Carnegie Hall tylko w Lincoln Center (siedziba tej orkiestry) – najlepsze miejsca na obydwa koncerty już wyprzedane.
Próbę opisu koncertów w Salzburgu zamieszczam w poniższym wątku:
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=10242&w=83446404&a=83546247
Witam, 60jerzy, i dziękuję za link na świetną (swoją) recenzję. Tych kilku dni w Salzburgu z tymi wydarzeniami też żałuję, i jeszcze można było zawadzić o Rusałkę z Beczałą… Dawno już nie byłam w Salzburgu, czas tam wrócić 🙂
Oczywiście, że koncerty z NYP odbędą się w Avery Fisher Hall. Jednak błąd z artykułu w „Rzepie” poszedł już niestety nawet do angielskojęzycznych wiadomości Polskiego Radia…
Dlaczego mnie to nie dziwi… Kocia doba, a psy próbują się i tak wkręcić do kolejki po porcję głaskania i drapania…
Koci ogon – ćwiartka piąta
jako bonus widzieć trza.
Gdy się cztery czwarte krząta
ogon w szachy z myszą gra.
Taki agent to specjalny,
niby kot w pokoju śpi,
znaczy śpią tam cztery ćwiartki,
ale ogon gna za drzwi…
W Carnegie natomiast w kwietniu 2009 ma zagrać wspomniany Zimerman. Nie wiem, jak to ma się do jego zapowiedzi niegrania w Stanach (która to informacja obiła mi się o uszy), ale w tej materii liczę na jakieś szczegóły. W każdym razie miałem z KZ następnego dnia po koncercie niezwykle miłą rozmowę, która dostarczyła mi mnóstwo ciekawych informacji na jego temat (dotyczących i przeszłości i przyszłości). Jak zwykle w takich sytuacjach – poniewczasie przypomniałem sobie o co chciałbym jeszcze zapytać, ale z jednej strony żaden ze mnie dziennikarz, a z drugiej wychodzę z założenia, że nie wolno nadużywać uprzejmości w takich sytuacjach. Dziękuję za miłę słowa i jako uzupełnienie link do krótkich wrażeń z koncertu Grigorija Sokołowa w Krakowie (z nadzieją na opis wrażeń w Warszawie).
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=10242&w=83747328&a=83754458
Vivaldi martwy, Bach nudny, Paganini w kawałkach.
Byliśmy z panem mężem na odchamianiu, czyli koncercie w katedrze. Za każdym razem najpierw łażę i szukam miejsca, gdzie coś słychać. Dźwięki jak spod wody, ciche właściwie niesłyszalne i nie wiadomo, co kiedy wybrzmi. Tam organy dają radę, ale wszystko kameralne pada. My też padliśmy i nie doczekaliśmy końca 🙁
haneczka – no tak to niestety jest z koncertami w kościołach, nawet najlepszymi, że czasem nie sposób znaleźć miejsce, w którym byłoby dobrze słychać, chyba że z samego przodu.
60jerzy – to już dziś! A jeszcze mi Pan zaostrzył apetyt 🙂 Będzie relacja, będzie, myślę, że nawet w formie nowego wpisu, bo się postaci należy!
foma – te kocie wiersze coraz nam lepiej wychodzą, chyba niedługo cały zbiorek się ułoży 😉 Pani Sekretarz na razie zajęta reisefieberem, potem będzie zajęta podróżą, ale w jesienne wieczory zagonimy do roboty 😆
Przepraszam, ale w poprzedniozamieszczonym sprostowaniu (chyba z mojej winy) wyleciały wszystkie moje uwagi do tekstu recenzji JM – dlatego raz jeszcze je zamieszczam poniżej:
1. „Krystian Zimerman w Salzburgu gra to, co sam chce, a nie to, czego oczekuje publiczność. Jest gwiazdą tegorocznego festiwalu, ale nie ma gwiazdorskich nawyków”.
– Niestety, musi uwzględnić (na szczęście częściowo) oczekiwania organizatora festiwalu.
2. „W tym roku przywiózł sonatę Grażyny Bacewicz, której nazwisko nikomu ze słuchaczy nic przecież nie mówi. Kiedy zatem na Lang Langa, Alfreda Brendela czy Arcadi Volodosa bilety szybko wyprzedano, na recital Zimermana można je było dostać do ostatniej chwili.”
– Tę sonatę Bacewicz Zimerman grał już w np. w Wiedniu w listopadzie 2006 – znakomicie zresztą przyjętą. Na Volodosa bilety były dostępne do samego końca. Na koncercie KZ był na sali prawie komplet. Zaś entuzjazm po obydwu częściach (zwłaszcza drugiej) olbrzymi.
3. „Na salzburski recital Zimermana przyjechał też szef Deutsche Grammophon (…). Firma wydaje teraz na DVD stare filmowe rejestracje jego występów, liczy wszakże na nowe propozycje. Rozmowa na ten temat odbyła się jednak późno w nocy, bo po recitalu przez półtorej godziny Krystian Zimerman rozdawał autografy.”
– Jeżeli KZ rozdawał te autografy – to chyba w garderobie, bo w hollu nie było żadnej zapowiedzi (w przeciwieństwie do innych recitali) o podpisywaniu płyt. A wyszedłem z prawie już pustego budynku.
Kierowniczko,
oczywiście wszystko po powrocie z dalekiej podróży pozbieram. A cóż ja będę miała do roboty w jesienne wieczory? 😉
O, przypomniała mi się taka piosenka:
Napiszę do ciebie z dalekiej podróży
napiszę do ciebie na pewno…
Lecę na tubę, to chyba był Jacek Lech
Pani Doroto, z przodu siada zarezerwowana Kardynalicja i Władze 🙁
haneczko, to niestety prawda, a na festiwalach umieszczają szczęśliwie z przodu też prasę, a ja bezwstydnie z tego korzystam 😉
Nie ma tego na tubie! 🙁
A przeciez była taka piosenka
http://tekstpiosenki.emuzyka.pl/8185/215.html
hehehe… *rozumię* 🙂
I bardzo dobrze, proszę korzystać bez skrupułów. Z umieszczania Pani jest pożytek – czego się nie nasłucham, to naczytam 😉
Specjalnie dla Alicji:
http://www.wrzuta.pl/audio/1LS65XPD5e/henryk_fabian_-_napisze_do_ciebie_z_dalekiej_podrozy
A wracając zarówno do Salzburga, jak i do tematu „pocztówek dźwiękowych z miejsca”, to stamtąd mam ich wiele, ale parę szczególnie wyrazistych:
1. Początek lat dziewięćdziesiątych, jestem parę dni na festiwalu. Na placu zaraz koło katedry produkują się Indianie ze swoimi fujarkami i fletniami. Taki zespół, jakich wiele możemy teraz posłuchać w Polsce, ale wtedy jeszcze tu nie dotarli. Do dziś pamiętam melodię, którą grali 🙂
2. Wielki dzień rocznicy (27 stycznia 2006 r.), mróz siarczysty, poranek, idziemy po Getreidegasse zmierzając do domu rodzinnego Mozarta. Mija nas chłopak ze skrzypcami noszonymi jak plecak, który gwiżdże głośno arię szampańską Don Giovanniego.
3. Wieczór. Uroczysta kolacja w knajpie na szczycie jednego ze wzgórz. O godzinie, kiedy mija dokładne 250 lat od momentu narodzenia Mozarta, wychodzimy na taras, patrzymy i słuchamy: dzwonią dzwony we wszystkich salzburskich kościołach. Niezapomniane wrażenie, jedno z wielu tego bogatego dnia.
Ale może biorą przykład z K. i nie wpuszczają telewizji… 😉
Dziękuję, Kierowniczko 😉
… teraz dopiero dopadłam tego bloga, na po pierwsze powyzej. A na po drugie,
wyobrażam sobie , jak serce mogło stanąć na chwilę. Niezapomniane wrażenia to je to!
Tak, to niesamowite i wspaniałe, pani Doroto – o tym musi Pani wspomnieć jeszcze kilka razy, żeby to ytrwalić. Już samo opowiedzenie o tym robi ogromne wrażenie.
Alicjo, czemu od dawna (dla mnie od wieków) nie ma tu Twoich zdjęć, pozdrawiam Cię serdecznie i przymilam się o zdjęcie.
Wróciłam z Sokołowa. Nooo…
Napiszę.
A jo wrócić na hole muse. Ale mom nadzieje, ze jutro z wiecora znów dom rade na kwilecke zejść do wsi i do komputra bacy hipnąć. Dobrej nocki! 🙂
Jestesmy z rodzina Golkow po sasiedzku (w Houston) i w rodzinnej przyjazni. Od lat obserwuje rozwoj talentu obu braci Tomasz i Adama. Nie mialem okazji ogladac Tomka, dyrygenta/skrzypka na zywo, ale wielokrotnie slyszlem Adama, zrowno w recialach jak i w koncertach z Houston Symphony. To jest naprawde wspanialy artysta. Szkoda, ze jeszcze praktycznie nie znany w Polsce. Czas najwyzszy zeby tam zawital na powazne wystepy.
Owcarecku, dobrej nocy 🙂
Witam Jagreb. Też tak uważam. Proszę przy okazji serdecznie Golków pozdrowić ode mnie, ostatni nasz kontakt z Anią to były życzenia świąteczne 🙁
Czy jest Pani tą samą osobą, którą ponoć Gazeta Wyborcza wyrzuciła za stronnicze recenzje ? Specjalnie się nie znam na muzyce i też POLITYKI nie czytam, ale pamiętam słowa znajomych, pzyznam dość krytycznych co do aktywnosci owej osoby. Mozliwe, że to zbieżność nazwisk.
Jako głos w dyskusji dodam, że zainteresoanie sztuka i kulturą rośnie w miarę zamożności społeczeństwa – pomijam melomanów.
Witam Pana Sławomira Zdziebło. Mogę Panu dokładnie powiedzieć, za co Gazeta Wyborcza mnie „wyrzuciła”. Otóż za to, że pewien pan, ówczesny prezes Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a przyjaciel Adama M., wyparł się własnego podpisu pod dokumentem stwierdzającym, że Polskie Radio nie dostanie na kolejny rok pieniędzy na przywrócenie Dwójce pełnego czasu antenowego (wówczas ów jedyny program kulturalny od dłuższego już czasu nadawał tylko przez drugą połowę dnia, dzieląc antenę z nieistniejącym już dziś Radiem Bis). Ten pan był uprzejmy zadzwonić do naczelnego i powiedzieć mu, że ja kłamię – a ten oczywiście uwierzył swojemu przyjacielowi, nie mnie i nie słowu pisanemu.
Nie wiem, kim są Pana znajomi. Krytykować można każdego i za wszystko. Recenzje staram się pisać absolutnie szczerze i uczciwie i każdy, kto je czyta i zna przedmiot, jest w stanie to ocenić. Być może skrytykowałam któregoś z Pana znajomych – nie powiem, że żałuję, jeśli było za co.
Tu też staram się rozmawiać szczerze i odpowiadać rzeczowo na głosy w dyskusji i odpowiem, że chciałabym, żeby było tak, jak Pan pisze w ostatnim akapicie. Ale niestety nie musi. My – środowiska kulturalne i publicystów na tematy kultury – musimy ze swej strony robić, co się da, żeby te zainteresowania pobudzić. Też się staram w miarę możliwości.
Dzikuję za wyjaśnienia. Chociaż są mało przekonywujące [rozumiem, że cos trzeba pokazac publiczności] to jednak główna informacja – własciwość nazwisk potwierdziła się. Jeżeli tak to moge obiektywnie przekzać Pani informację, może niezbyt miłą ale prawdziwą, że należy Pani do krytyków mało obiektywnych, dla których sprawy poza muzyczne wpłwają na określone recenzje. Osobicie nie czytam recenzji, gdyż pamietam słowa Boya -Żeleńskiego: „eunuch i krytyk z jednej są parafii, każdy wie jak, ale żaden nie potrafi”. Znałem [jako słuchacz] tylko jednego polskiego krytyka – Jana Webera, któego audycji często słuchałem będąc dzieckiem. jeżeli Pani sobie życzy to moge podać list Pani albo niekompetencji albo „innego” podejscia do artystów.
Właśnie się dowiedziałem, że Rick Wright nie żyje 🙁 Szkoda, zarówno z kolegami z Pink Floyd jak i solowo zrobił wiele dobrej muzyki…
http://www.youtube.com/watch?v=5wa1glyZYXs&feature=related
Osobiście nie czytam recenzji, ale wiem, że jest Pani krytykiem nieobiektywnym. A ponieważ jestem dobrze wychowany, poczułem się w obowiązku Panią o tym poinformować 😎 Bo jak nie poinformuję, to mi gula wyjdzie 👿
Panie Sławomirze, czekamy na dalsze obiektywne informacje, najlepiej o Pańskich zleceniodawcach 😉
Nie wiem jak inni, ale ja chcę wiedzieć, z kim mam do czynienia 😯
W przeciwieństwie do p. ŹDZIEBŁO – zawsze czytuję krytyki (muzyczne, teatralne, filmowe). Jako przysięgły meloman – naturalnie czytam, chyba od zawsze. krytyki p. Doroty. Właśnie ze względu na obiektywizm, odważną opinię ale także na znakomite pióro. Właśnie uznanie dla jej pracy i talentu spowodowało, że uczestniczę, jak mogę, w tym blogu. Dodam, że również czytam – i znam – krytyki przedwojenne, w tym Boya. Boy był bowiem również zawodowym krytykiem, zatem jego zdanie o krytykach można traktować jako dowcip. Wydaje mi sie, ze p.Ździebło pragnął się dowartościować.Są, niestety, takie osoby, które wypowiedzą kilka nieprzyjemnych słów i od razu lepiej się czują – a kawka i ciasteczko od razu bardziej im smakuje. I to chyba taki przypadek.
Ludzie, dajcie spokój 😆 😆 😆
Prawdę mówiąc, nawet nie bardzo wiadomo, o co facetowi chodziło, próbuję się wczytać i nie rozumiem zdania:
jeżeli Pani sobie życzy to moge podać list Pani albo niekompetencji albo “innego” podejscia do artystów.
Po jakiemu to? 😯
Praca krytyka sztuki niesie w sobie wielki ciężar odpowiedzialności, gdyż subiektywność ocen, subiektywnej sztuki nigdy nie daje ostatecznej pewności. Moim zdaiem, ktoś kto nie jest kreatywny – żyje z oceniania innych, powinien reprezentować najwyższe standardy moralne i zawodowe. Sądzę, że jeżeli ktoś ma z tym kłopot, a tak jest zapewne w tym pzypadku, powinien z duzym respektem i wyczuciem oceniać twórczość innych. Może to idealistyczne myślenie w świecie recenzji pisanych na zamówienie, za kasę ….
Panie Sławku, powtarzanie kilkakrotnie tej samej wypowiedzi nie spowoduje, że stanie się ona bardziej sensowna.
Drogi panie Ździebło,
jak sam pan wyznał – nie czytuje recenzji ani krytyk, nie może więc pan więc twierdzić, że te czy inne recenzję napisane są na zamówienie. Tak. wiem, nie czytał pan ale ktoś panu powiedział i spieszy pan sie podzielić tą wiadomością. W odróżnieniu od pana – czytam uważnie recenzje p. Doroty Szwarcman i to od zawsze, dlatego mogłem sobie wyrobić samodzielnie zdanie o jej uczciwości. Nikt mi tego nie musiał mówić. Zapewne nie nazywa się pan Ździebło, nie wierzę aby ktoś mógł tak kompromitujące teksty podpisywać własnym nazwiskiem.
Szanowny Panie Modzelewski, jeżeli tak sie Pan nazywa a nie jest klonem autorki piszącej w kilku osobach. Bedę wdzięczny za nie przekręcanie mojego nazwiska. Wolałbym aby odnióśł się Pan do meritum. Jestem pewien, że p.Szwarcam nie potrzebuje takich obrońców.
Najmocniej przepraszam p.Dorotę za pomyłke w nazwisku. „Przyganiał kocioł garnkowi” a tymczasem sam popełniłem literówkę, którą dopiero teraz zauważyłem. proszę o wybaczenie. S.Z.
Bardzo chciałabym nawiązać kontakt z PA2155 lub PASSPARTOUT.Zaciekawiły mnie wiadomości o pianiście kanadyjskim Marku Jabłońskim. Zbieram materiały do ewentualnej audycji o nim w rocznicę śmierci. Cz macie może jakieś materiały ikonograficzne,filmowe,audio?