Kaprys księcia Esterhazego
Co to jest baryton? Głos męski? Skrótowa nazwa saksofonu barytonowego albo jednego z sakshornów z orkiestry dętej? To też. Ale ja mam na myśli coś zupełnie innego, mianowicie bardzo oryginalny instrument smyczkowy.
Takie cudo było jednym z bohaterów bardzo sympatycznego czwartkowego koncertu popołudniowego na Zamku Królewskim. Brzmi toto trochę gambowato, ma taki przenikliwy, lekko szklisty dźwięk, a poza tym pod jednym względem jest jedyny w swoim rodzaju: ma pod spodem szerokiego gryfu kilkanaście dodatkowych strun, które spod tego gryfu przez dziurkę wychodzą na pudło rezonansowe, ale przebiegają niżej niż te, po których się jeździ smykiem. Mają więc funkcję rezonansową, podobnie jak w niektórych rodzajach lutni z teorbą na czele, ale też można te struny zarywać palcem uzyskując brzmienia typu nawet nie tyle lutniowego, co zbliżone bardziej do dźwięków cytry czy harfy, bo z pewnym pogłosem. Kiedy nagle odzywają się takie dźwięki, to zaskakuje, bo brzmi to jednak inaczej niż pizzicato.
„W XVIII wieku to był ulubiony instrument królów i książąt, ale chyba im go ktoś inny stroił” – narzekał David Geringas, strojąc owych 18 strun na koncercie. Dalej opowiadał o tym, że był to instrument szczególnie ukochany przez księcia Nikolausa (Miklósa) Esterhazego. A ten książę, który zresztą sam świetnie grał na barytonie, miał na dworze pewnego pracownika – niejakiego Haydna. Nic więc dziwnego, że w spuściźnie „papy” znajdują się liczne tria barytonowe, zdumiewa tylko ich ilość – aż 126! Plus jeszcze ok. 50 utworów o innych składach, ale także z użyciem barytonu.
Potem o tym dziwnym instrumencie zapomniano, więc wiele utworów z jego udziałem nie było wykonywanych przez stulecia. Ostatnio ta twórczość przeżywa renesans. A na Festiwalu Beethovenowskim Geringas, który jest też przecież znakomitym wiolonczelistą, uczniem Rostropowicza, wystąpił właśnie także jako barytonista, w swoim triu, które założył ze swoim dawnym uczniem Jensem Peterem Maintzem oraz altowiolistą Hartmutem Rohde – wszyscy byli świetni. Zagrali dwa tria – C-dur i D-dur; to drugie, najdłuższe ze wszystkich (siedem części), jest jedynym utworem Haydna, który zawiera poloneza. Na bis zagrali dwie części z innego tria, nazwanego Euridice – bo zawiera cytat ze znanej arii Che faro senza Euridice Glucka (tę melodię przywiózł książę z Wiednia do zamku w Esterhazie i dał Haydnowi do opracowania).
Tutaj lekcja poglądowa gry na barytonie. Tutaj, tutaj i tutaj trochę Haydna z barytonem. I jeszcze jedna ciekawostka: w Warszawie też mamy barytonistę. Dziesięć lat temu mój kolega, wiolonczelista z Filharmonii Narodowej Kazik Gruszczyński zachorował na ten instrument i udało mu się go sprowadzić dzięki znajomej z Szwecji. Założył Polskie Trio Barytonowe z żoną Marytką, też wiolonczelistką, i z koleżanką altowiolistką. Mało są znani na rynku, bo rynek nasz na takie rzeczy jest dość płytki. Ale nawet wydali płytę w Duksie. I chyba jeszcze od czasu do czasu koncertują, o ile im się nie znudziło.
Komentarze
Pobudka! Barytony!
(Niestety, w oparach merytoryzmu pogrążyć się mi jest trudno. Mogę jedynie przytaknąć na płytkość rynku 🙁 )
Mam! Mam! w spuściźnie po Dziadku pod na Hungarotonie bodajże podwójny album tychże triów.
Naxos też chyba coś wydał.
To są dość ezoteryczne zakątki melomańskie, ale dźwięk instrumentu owszem, bardzo ładny, łagodniejszy, pełniejszy jakby od wiolonczeli.
W zapomnienie poszedł bo go wyparła „prostacka” wiolonczela, z silniejszym dźwiękiem i prostszym strojeniem (oczywiście, że przy księciu stał nadworny strojczy!).
PK to jest, za przeproszeniem, pozwoleniem i z szacunkiem całym, za stary wróbel (wróblica ćwir), żeby nie wytrzymać takiego oratorium.
Ja niestety pracowałem, więc słuchałem tylko streamu. Po przerwie się poprawiło, ale na początku, kiedy się wpisałem w poprzednim wątku to myślałem że to jakieś nieporozumienie.
Wychwyciłem jeden krótki fragment żywcem wyjęty z arii Królowej Nocy.
No i nie znam się, ale te heroiczne zaszlochy, o których wspomina PK to tak ma być, w 18-wiecznym oratorium?
Fajne wiosło, jak by dodać przystawki, to baryton stratocaster jak ta lala…
Gostku, no niestety tak, bo to oratorium jest w stylu starej włoszczyzny. Akrobacja (łącznie ze skokami ponad dwie oktawy) jak w młodzieńczych operach Mozarta nie przymierzając. Choć to już jest przecież późniejsze.
Jeżelim wróblica ćwir, to faktycznie pewnie stara, bo wróbelki mają to do tego, że jak im coś gdzieś nie odpowiada, to frruuu 😆
Yhy, dziękuję.
„Nieporozumienie” w sensie kiepskie wykonanie miałem na myśli.
A fruuuu to robią młode, niecierpliwe wróbelki. Te stare wyjadacze to wiedzą, że „good things come to those who wait” 🙂
Co to za łamanie ustawy o języku polskim, co?
Obywatelu Gostek, przywoływam Was do porządku!
I żeby mnie to jeden z ostatnich razów był…
A czym złamał? 😯
Złamał, przytaczając powiedzonko w języku Szekspira.
Google proponuje: „Dobre rzeczy się do tych, którzy czekać”
Bo to niezupełnie to samo, co „czekajcie, a będzie wam dane”…
Już on dobrze wie, a i my wiemy czym. A Wy Koleżanko Kierowniczko piszcie, tylko też uważajcie, bo za paznokciami też macie to i owo.
Przy okazji nawijania makaronu na uszy wtrętywujecie różne makaronizmy i szturchacie ustawę… A prawo jest prawo i nie będziemy tu zadnej lewizny tolerować…
Paznokcie, towarzyszu zeen, obcięłam nie dalej niż wczoraj…
zeen to raczej jako komisarz ludowy występuje…
O rany! Jak przeczytałem „towarzyszu zeen” to po raz kolejny mnie skręciło. Co to też z pięknym słowem „towarzysz” nasz ancien regime zrobił…
Został ministrem w prima aprilis i tak mu już zostało… 😆
Aczkolwiek, towarzyszu, chciałem nadmienić, że cytowana prez Was ustawa dotyczy stosowania języka polskiego w obrocie prawnym (Art. 7 p. 3), na egzaminach w nauczaniu (Art. 9) i w informacjach w urzędach i instytucjach użyteczności publicznej (Art. 10).
Więc, Towarzyszu, bardzo proszę o rozwagę i okiełznanie rewolucyjnej nadgorliwości.
Łajza!
Faktycznie słowo „towarzysz” miewało zgoła inne konotacje. Towarzysz podróży, towarzysz życia…
Towarzysz blogu! 😆
A jak się ktos wpisuje poza granicami, to ta ustawa obowiązuje, czy nie? Przypominam sobie pare postanowień tej ustawy, które do humoru z zeszytów szkolnych pasują.
A porównanie z „czekajcie, a bedzie wam dane” chyba nie takie nieadekwatne. Może nie to samo, ale jakby druga strona tej samej monety.
Polskie powiedzenie sugeruje jałmużnę. Angielskie nagrodę.
Niuanse w katolickim i protestanckim podejściu do życia.
Z tą jałmużną nie byłabym taka pewna…
Jak już tak o towarzyszach, przypomnę jeszcze coś z dawnych czasów. Pojęcie czujności rewolucyjnej jest szeroko znane. Nieco mniej znane, a niezwykle ważne było pojęcie sumienia rewolucyjnego. Otóż w prawie radzieckim, jak w każdym, obowiązywały różne kodeksy uzupełniane dekretami. Ale kodeksy a nawet i dekrety nie zawsze pasowały do wyroku, który należało wydać. Dlatego ustalono zasadę, że sumienie rewolucyjne sądu jest nadrzędne w stosunku do kodeksów i dekretów.
W Polsce nawet w kodeksie cywilnym słynny paragraf 22 czyli art. 5 stanowiący, że zasady współżycia społecznego sa nadrzedne w stosunku do wszystkich uregulowań szczegółowych (Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony).
Też nie bardzo się zgadzam z tą jałmużną. Nagroda za czekanie nie musi być jałmużną. Uważam, że nawet to „czekajcie…” jest teraz bardzo na czasie. To między innymi trochę przeciwko pazerności, niecierpliwości w braniu.
Ja tam nie jestem pewien, czy wspomniana ustawa tu jednak nie obowiązuje. Ten blog jest przecież Instytucją, i to jak najbardziej użyteczną publicznie (Art. 10) 🙂
Na wszelki wypadek zaznaczam, że piszę poza granicami. 😀
Towarzyszki i Towarzysze…
Se znalazłem i właśnie słucham tego poloneza. Raz dwa, lewa! Raz dwa, lewa! 😆
Idzie sobie Hoko i piosenkę śpiewa…
Przykro mi, ale tak odbieram te znaczenia, zgodnie z protestancką zasadą (uwaga, znowu się wychylam!): „God helps those who help themselves”, czyli „Bóg sprzyja zaradnym”.
Użyteczny publicznie, a użyteczności publicznej…. hmmmmm.
Właśnie koleżanka w pokoju się dowiedziała, że pewna instytucja bezużyteczności publicznej przyjmuje interesantów we wtorki i czwartki od 10 do 12.
Blog ma trochę lepsze godziny.
Ale zaradni nie czekają, tylko wynajmują oprychów… 😉
Że blog ma lepsze godziny to Święta Prawda. I między innymi dlatego jest nader użyteczny publicznie. 😀
„Help themselves” można też zinterpretować „częstują się sami” 😆
Geringas, Geringas… jak on pięknie gra Koncert wiolonczelowy Peterisa Vasksa… Lubicie Vasksa? Ja uwielbiam 🙂
Pozdrowienia dla P. Doroty 🙂
Gostku, nareszcie jakaś interpretacja ludzkiego przysłowia, którą z przyjemnością mogę przełożyć na psi. „Bóg pomaga tym, którzy częstują się sami”. Po prostu cool! 😆
Psi, koci – wsio rybka.
Kicia np. lubi częstować się sama z kosza na śmiecie o godzinie 3 nad ranem.
I wtedy odzywa się owe cichutkie chrup jak z twardego dysku 😉
zamek – pozdrawiam wzajemnie; mam wrażenie, że Vasks jest raczej mało tu znany…
Ja coś kiedyś słyszałem, że był jakiś Vascs od Gamy, ale to chyba nie ten… 😉
Niestety nie. Wtedy odbywa się najpierw szelest, a potem łup, jak (tfu tfu) netbook spadający na kafelki.
To bardzo zależy od zawartości kosza, choć stwierdziłem już niejednokrotnie, że posiłek podany na miseczce i kompletnie olany nagle staje się bardzo atrakcyjny, kiedy jego resztki znajdują się w koszu na śmiecie o 3 nad ranem.
Finał jak zawsze ten sam – rzut sierściuchem.
To przecież oczywiste, że z kosza bardziej smakuje, tak samo zresztą jak z cudzej miski.
Ile razy jeszcze będę musiał powtórzyć, że ludzie to najprostszych rzeczy nie rozumieją… 🙄
Hilf dir selbst so hilft dir Gott=Heaven helps those who help themselves
Fortes fortuna adjuvat 😉
Geringas grał kiedyś bardzo pięknie w mojej wsi, a na deser to nawet podśpiewywał 🙂
Mamy taką ładną salę w kasynie
http://www.youtube.com/watch?v=fhZGISZ0LH4
zagral i nie poszedl z torbami 😉
Tu Geringas też daje głos w pewnym momencie
http://www.youtube.com/watch?v=eStcftwugG0
arcadius, 😆
Witam się Dywanikiem! 🙂
Żyję i na razie, a może i na zawsze, nie usunięto mi niczego potrzebnego.
Będę teraz się oddawać lenistwu, jakbym wcześniej tego nie robiła.
Z Dywanikiem, nie Dywanikiem 😆
😆 Widzę, że EmTeSiódemeczka w dobrym humorku. No to oby tak dalej! Zdrówka i miłego leniuchowania 🙂 Ja niestety do arbeitu muszę…
Ale równowaga wszechświata jest zachowana: ktoś leniuchuje, ktoś pracuje…
A ktoś się bawi… 😀
Gdy książę Esterhazy
już skonsumował zrazy,
wydawać jął rozkazy,
co chce na deser mieć.
I krzyknął: niech mi żona
przyniesie barytona,
na deser, niech ja skonam,
pyszniejszy on niż śledź!
Pokaźny jest baryton,
długaśny niby pyton,
prezencję smakowitą
ma oraz słodki dźwięk
i chociaż w smaku gładki,
to ma drewniane wkładki,
więc się tym daniem rzadkim
nie przejesz, choćbyś pękł.
Już służba mknie w galopie
(a w biegu dołki kopie),
się zwija jak w ukropie –
niech książę deser ma,
Już żona, cud-kobita,
baryton mocno chwyta
i pławiąc się w zachwytach
do księcia toto pcha.
A książę rozczulony
powiada tak do żony:
od dzisiaj barytony
w spiżarni mają być!
Gdy schwyci mnie podagra,
na barytonie zagram,
to lepsze jest niż viagra,
ach, po tym chce się żyć! 😆
A dlaczego czeka na akceptację? Niech trupem padnę, jeślim zmieniał coś w danych! 😯
Trza nie było z kosza resztek wyjadać, to by się dane nie zmieniły.
Wyjadam od zawsze, a nieprzepuszczenie niezmienionych danych zdarzyło mi się pierwszy raz. 😯 Wietrzyłbym tu raczej spisek, a może nawet sposek ❗
Mam tylko nadzieję, że nie jest to zatrzymanie na 48 godzin, bo muszę rzeczy na podróż spakować…
A moze… reklamacja u sponsora? Tapirzastego, ma sie rozumiec
Od 4 do 11 kwietnia David Geringas prowadzi w mojej wsi publiczny kurs mistrzowski dla wiolonczelistów. Może pójdę posłuchać?
Vasks na kontrabasie też brzmi pięknie
http://www.youtube.com/watch?v=06xv0DcNwhQ
Jak ten Gunar pięknie gwiżdże pod koniec 😉
Bobiczku, Łotr chyba pozazdrościł Ci, że taki piękny poemat napisałeś 😆
Stanisław 2009-04-03 o godz. 10:54
Dzień dobry wieczór.
„Catch-22”
… gdzieś, wcześniej to już opisano:
… absurd biurokratycznej machiny militaryzmu jest nadrzedny w stosunku do wszystkich uregulowań 😉 …
Gdy Bobik ma natchnienie,
– a często ma, co cenię,
to trzeba mieć baczenie,
by z tego miał też zysk,
Trafion talentu ciosem,
i mówiąc ludzkim głosem,
z wierszyków pełnym trzosem,
nie upadł nam na pysk,
Dźwigać pomóżmy zatem,
by muzy go skrzydlate,
brały chętnie na chatę,
by im nie opadł z sił,
Jego siły witalne
nie były im fatalne,
raczej niech niezniszczalne,
niech weźmie je na kły,
Gdy ciężar cały spada
na psa, jest na to rada,
To nawet nie wypada,
by był on wtedy sam,
Niech każdy kto mężczyzną
jest, niech tu rację przyzna:
że chociaż nie pierwszyzna,
niełatwo być wśród dam,
Gdy nawet się nie boi,
kto takim dziś dostoi,
przy tym się nie uznoi,
i wdzięcznie radę da,
Dlatego naszym wkładem
być zawsze psem na baby,
i czniać wszelkie układy,
z Bobikiem naprzód iść,
Niech najpiękniejsza muza
z każdego zrobi tuza,
nie trzeba nam zamtuza,
Tak postanówmy dziś!
Dzień dobry wieczór Moguncjuszowi (z poślizgiem 🙂 )
Ja znam peerelowski paragraf piąty (ktoś tak początkowo chciał przetłumaczyć Catch 22, bo miało to przełożenie na naszą rzeczywistość) z innego kontekstu, o ile dobrze pamiętam (a zaciera się szczęśliwie, zaciera… 😀 ), jako jedną z przyczyn odmowy wydania paszportu, która brzmiała tak: „inne ważne względy społeczne”.
To znaczyło, że można było dostać odmowę za wszystko. I tyle.
Ja tu odpowiadam Moguncjuszowi, a tu tymczasem zeen występuje z poematem o strofkę dłuższym niż Bobikowym 😆
Było uważać…
Ale za to jakie piękne zaskoczenie…
Pani Kierowniczka to pod włos nawet łysego weźmie… 😆
Zawsze jakiś tam włosek zostanie… choćby we wspomnieniu… 😉
W zamtuzie czy za chatką,
zeen wszędzie muz jest gratką,
więc jęczą „czekać hadko!
Ach weź nas, zeenie, weź!
Dla ciebie, nasz budrysie,
gotoweśmy są łysieć
mieć haka w życiorysie,
a nawet pójść na rzeź.
Nie cieszy pierza darcie,
gdy nie ma cię w dań karcie
i życia sens uparcie
wymyka nam się z rąk.
Ach zeenie, nie odkładaj,
już dziś się z nami zadaj,
bo śmierć nas spotka – biada! –
wśród przeraźliwych mąk!” 😥
Co za wieczór co za noc
Wszędzie słychać westchnień moc
Raz to Zeen wypiera się zamtuza,
Podczas gdy tam Bobik szuka guza.
Bobik łysieć chce? Nie wierzę!
Przecież to kudłate zwierzę!
Jego urok to są dredy!
Oj, żeby nie było biedy…
Bobiku, jakie to piękne słowo ZAMTUZ, i jak, niestety, rzadko jest teraz używane. Wprawdzie jego genealogia nie jest zbyt szlachetna (pochodzi od Schandhaus i jest z XV wieku – jak podaje słownik etymologiczny Brucknera) – ale samo slowo jest szlachetne i piękne. Są bowiem słowa piękne – jak to właśnie – i wstrętne,budzące obrzydzenie, jak np. „ubogacać”.
Dokonałam nadużycia. Wcieliłam Bobika do muz. Jakże można było! Najwyżej muzem go nazwać należy 😉
A tak w ogóle to właśnie dostałem dzisiaj płytkę z „Podróżującym fortepianem i właśnie:
siadam po dniu pracowitym,
sytym będąc i umytym,
oddać się w objęcia Muzy,
a nie myśleć: gdzie zamtuzy.
Pani Kierowniczko, nazwanie mnie muzykiem, to by dopiero było nadużycie! 😀
Piotrze, obiecuję, że nie będę ubogacać zamtuza, nawet gdybym postanowił, jak zeen, zostać psem na baby. 😆
Ja miałam na myśli pojęcie „ten muz”, rodzaj męski od muzy 😆
A co? Nie może natychać ktoś rodzaju męskiego? 😯
Mi niestraszna żadna kraksa,
Więc zawracam znów do Vasksa 🙂
Vasks na kontrabasie brzmi świetnie, bo i to jego macierzysty instrument, Że tutaj mało znany… a może czas to zmienić? Tak w ramach odGabrysiania repertuaru? Jak pomyślę, jak niewielu miało okazję usłyszeć Koncert na rożek angielski Vasksa, to aż się smutno robi…
zamek, nie wywołujmy Gabrysia z lasu… 😆
Dobranoc państwu, idę spać i mam nadzieję, że mi się jakiś przystojny muz przyśni 😀 A Wam życzę zależnie od upodobań 😉
Trudno, jak już taki mus,
pójdzie spać i pieski muz,
choć to nie jest jego czas,
żeby już do łóżka wlazł.
Lecz co ma tu robić sam,
proszę panów oraz dam? 🙄
Gabrysiów jest dwóch. Więc i niebezpieczeństwo podwójne 🙂
PS.
A propos ‚zamtuza’ — mnie zadziwił kiedyś napis pseudokibiców na murze. W sąsiednim mieście na określenie drużyny z mojego miasta 🙁 obok nazwy drużyny napisali: ‚nierządnice’. Nigdy nie myślałem, że kibice tak dbają o tradycję języka polskiego.
No rzeczywiście 😯
Pewnie myśleli, że to coś gorszego niż zwykłe k… 😆
Wrzucę straceńczo, ale nie mogę się powstrzymać. To podobno całkiem na poważnie śpiewają 😯 http://www.youtube.com/watch?v=9PNOKw33CKM&feature=related
😆
Każdy ma taki taniec z gwiazdami, na jaki go stać…
O rany 😯 Szczek mi odjęło! 😯
Ale ten dziadek-biskup wygląda sympatycznie 😉
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/ce/Chrze%C5%9Bcijanin_ta%C5%84czy.JPG
Drodzy Państwo, ale to wersja bez widocznej choreografii. Tu krócej, ale z choreografią:
http://www.youtube.com/watch?v=nq_BhuES4xU
(To z Ziarna, a ile pamiętam — ergo z „misji” TVP.)
Ludzie! Toż to nowy fenomen internetowy na miarę Jożina z Bażin! Widzieliście, ile już wariacji na ten temat jest na tubie? Łącznie z tą:
http://www.youtube.com/watch?v=Rhl64W5nJrI&feature=related
To ja już wolę oryginał z taką, trochę polityczną (ale i świąteczną) choreografią:
http://www.youtube.com/watch?v=s1cfJ2cHkKY&feature=related
Słodkie 😆
Tchnie plagiatem, niestety…
http://www.youtube.com/watch?v=bhwCeSgM9XQ
to co? wiosenne organki?
a tu wersja naturalistyczna
http://www.youtube.com/watch?v=MLBLpW1RqeE
E, no nie całkiem. Trochę melodia podobna, ale o co innego chodzi. I ta wersja Alouette z dzieciakami ugrzeczniona 😉
Bo tam przecież jest tak:
http://www.lyricsmode.com/lyrics/c/children/alouette.html
Czyli: skowroneczku, oskubię cię, wyskubię ci to i tamto (główkę, skrzydła itp.)
Mnie Alouette uczono na muzyce w podstawówce. Nie miałem pojęcia, że to takie antyekologiczne 😯
No i obejrzałem sobie te fortrepianowe peregrynacje P.A. z panem B.M. Najpierw przez pół filmu ogarniała mnie większa lub mniejsza irytacja. Później już jakoś odparowała. Aczkolwiek film jako całość jest bardziej przykładem intelektualnej fastrygi filmowego portretu P.A. niż autorską kreacją tegoż portretu. Zrobiony w manierze filmów sprzed wielu wielu lat. Wszystko w tym filmie jest przewidywalne. Nawet prowokujące wypowiedzi Anderszewskiego. Za diabła nie dowiem się ile w tym pretensjonalnej (nazwijmy rzecz po imieniu) pozy, a ile prawdy o nim samym. A ile w końcu bezradności reżysera. Chyba najlepsze są te fragmenty, gdy Anderszewski rozmawia – z realizatorami nagrań, z M.Grzybowskim, swoją węgierską babcią (cudowny, zmarginalizowany wątek). W porównaniu z „Enigmą” – szósta woda po kisielu. Zaskoczyła mnie niewielka w sumie ilość muzycznie intrygujących momentów. Mogą być drażniące, szokujące – takie prawo filmu – ale nie mogą pozostawiać w obojętności. A w filmie poza paroma wyjątkami – tak to zobaczyłem. Pani Redaktor wspominała swoje interesujące rozmowy z P.A.; Bruno Monsaingeon też znakomicie go zna – zatem dziwić może tak pretensjonalny portret artysty. Może gdyby połowę komunałów Anderszewskiego odpuścić, pozostałą część dać do czytania komuś kto to potrafi robić, a dopuszczać samego Anderszewskiego tylko w cytatach z niego samego – byłoby lepiej. Nie wiem, może… Generalnie grzech pierworodny w postaci tego wagonu od początku nastawił mnie nie najlepiej. Może trudność (czy karkołomność tego typu zadania) polega na tym, że artysta w tym wieku rzadko kiedy tak naprawdę ma do siebie dystans, jeszcze tłuką się w nim resztki buntu, ale nie ma jeszcze w sobie tej mądrości (pozostając z całym szacunkiem do bohatera filmu) wynikającej z przeżytych klęsk, osiągniętych sukcesów, mądrości doprawionej rosnącą z wiekiem niepewnością. Mówiąc o wielbionym przez siebie Mozarcie (tych wszystkich esencjach bytu, boskościach) wspomina o pozie błazna. Pod koniec filmu, gdy grając Das Wohltemperierte Klavier mówi o poczuciu spełnienia, dokonaniu się, dotknięciu księgi wieczności – te słowa bezwiednie przypomniały mi się.
Zaraz mnie coś trafi… ile razy napiszę wiadomość, tyle razy – zły kod albo cos tam.
Już nawet zapomniałam, co chciałam napisać…. test…
60jerzy – zgadzam się w stu procentach. Piotr A. jest w takim trudnym momencie: właśnie kończy (dziś! sto lat, sto lat! a właściwie już wczoraj, bo już jest po północy) czterdziestkę. Młodość już się ewidentnie skończyła i to nawet fizycznie na tym filmie widać. A on jednak, mimo całej swojej dojrzałości artystycznej, mentalnie ciągle jest Piotrusiem Panem. No i co? Czy mógł być z tego inny film? Chyba nie, zwłaszcza biorąc pod uwagę pretensjonalny w istocie pomysł z pociągiem. Wiem, o co Monsaingeonowi chodziło – że on nigdzie miejsca w gruncie rzeczy nie zagrzewa, jest znikąd i niczyj. Chciał to pokazać. Cóż, pomysł nie był najlepszy – nawet wybitnym reżyserom zdarzają się pomyłki.
A tymczasem pojawiają się kolejne piękne zdolne pianistyczne efeby, jak np. ten:
http://www.youtube.com/watch?v=v2I0tQIA_AE
I nawet z tą samą orkiestrą, o Monsaingeonie nie mówiąc 😉
Kochani, miałam nadzieję jeszcze dziś wklepać nowy wpis, ale wróciłam dopiero teraz i trzeba by iść spać, bo jutro rano w drogę. Naklepię pewnie już z Wrocławia.
A swoją drogą tego Brahmsa z filmu chciałabym w całości posłuchać.
Gdy na Bruno słałem cynk
wypiłem coś chyba z gwint
bo wpisałem był esensji
co dowodem jest demencji
(lub miłości do Hortensji)
PAni Redaktor: usilnie proszę o poprawienie (dla jednych literówki, dla drugich ortasa) słowa esencji w moim komentarzu o filmie 😳
Nie rozumiem 😯 Co to znaczy ortasa?! Błędu ortograficznego? Taki skrót to ja widzę po raz pierwszy 😆
I poprawiłam jeszcze drugiego 😉
Skrót pochodzi od koleżanek filolożek. A o drugiego nie pytam (widocznie musiał być do pary lub na drugą nóżkę).
A Brahmsa „na żywca: już jakoś dawno nie słyszałem – a kocham ten koncert.
Dziękuję prześlicznie i dobranoc.
Dobranoc 😀
Witam, witam! 😀
jak to okrutnie zabrzmiało „I chyba jeszcze od czasu do czasu koncertują, o ile im się nie znudziło”. Tak specyficzne talenty/umiejetności powinny byc ustawowo wspierane przez państwo, własnie po to, by „im się nei znudziło”!
Pierwszy!
Wróbelki ćwierkają, słońce świeci, ja… zapie od rana, oj dana dana moja dola us…na. (oberek, żywo)
Objerzałem Podrużujące Fortepiany wczoraj, nieświadomie że to Piotra berzdej był.
Właściwie recenzję napisał za mnie 60jerzy. Moje odczucia są identyczne.
Kiedy moja żona usłyszała któryś tam z kolei drewniany monolog P.A., wybuchnęła śmiechem.
Od siebie dodam tyle: wydaje mi się, że Bruno o niemożliwym do poprawnego przeliterowania nazwisku usiłuje świadomie lub nieświadomie wciąż kręcić filmy o Gouldzie.
Te motywy wiecznej podróży, te zimowe krajobrazy, ta miłość do wielkich miast, a jednocześnie do pustki i samotności. To wszystko miał Gould. Gould zresztą też na północ podróżował pociągami.
Ale Gould miał coś, czego absolutnie nie widać w filmie o P.A. – humor. Glenn był jajcarzem i zawsze podpuszczał reżysera (nawet jeśli wszystko było z góry wpisane w scenariusz).
W Fortepianie ciągną się tylko czytane drewnianym głosem monologi, przerwane tylko wtrętem Maćka o drągu Stalina i, faktycznie, wzruszającą wstawką z Babcią Piotra w roli głównej.
Obie te rzeczy pewnie możnaby rozwinąć, ale film ma tylko godzinę…
Nie jestem nawet rozczarowany, ani zirytowany, ale film pozostawia uczucie niedosytu, bo tak naprawdę dowiaduję się z niego tylko, że Mozart wielkim artystą był, i że Piotr go kocha.
Przecież już to wiem.
Podrużujące 😯
czas iść na emeryturę ❗
Odnośnie efebów to Fray się trochę zbytnio rozczula jak na mój gust. A i fortepian taki jakiś niewymiśkowany… 🙂
Gostek,
co to za ortas?! 😉
Dzień dobry, co wam dzisiaj w duszy gra? Mnie się przyczepiło to:
http://www.youtube.com/watch?v=aOT9bBIaJlY
Morcheeba to dla mnie muzyczka na plażowy dzień 😉 Zwłaszcza jak Skye zasunie tym swoim leniwym głosikiem. Bez niej to już nie ten sam zespół.
Pierwszy raz wysłuchałam tuby z maluszka. Bzyku, bzyku na patyku 😉
Ja w hotelu we Wrocławiu; dzisiaj spektakl o 17.
Bez dobrych głośników muzyka z komputera jest praktycznie nie do słuchania. W moim eee niby jest stereo, ale dzwięk wychodzi tak płaski, że zęby bolą.
Niech Kierowniczka pomacha Wrocławiowi ode mnie 🙂
A jak tam prace za Operą, posuwa się coś do przodu?
„Głośniki” w lapkach są po to, żeby mniej więcej było wiadomo o co chodzi. Ale z drugiej strony jeździć z netbookiem i kolumnami też trochę nie ma sensu.
Słuchawki od walkmana? Chyba w netbooku jest wyjście na słuchawki?
Ten ortas to była totalna żenua. Palma mi odbiła przy niedzieli.
…i nic dziwnego, wszak to niedziela palmowa 😉
Gostku, jaka żenua, jaka żenua
Podświadomość szepce jeno…
Tylko nie wiem, czy to po-druzo-wanie mialo pochodzic od drużby
szy od drużby
chyba jednak od tego drugiego, wszak Wania…
😆
I wszystko jasne – po drużbie z Wanią … 🙁
Mogłoby jeszcze być Gostek drużbą u Wani…
Droga dedukcji mamy wiec polskopochodne po-dróżo-waść (choć w naszych warunkach raczej po-dróżo-(*)mać, to w takie odwrócone jakoś naturalnie się robi
I nader wieloznacznego Wanie.
A wszystko zależy od długości ryjka przy wymawianiu o z kreska. A znam takich, u których jeszcze to słychać w wymowie, podobnie jak ch i h czy ż i rz.
Gostku jesteś Wielkim Językotwórcą!
Trochę się burzyło w tym Johannesburgu… ale wytrzymalismy napory! Dla zainteresowanych sznureczek:
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/Johannesburg/
No patrzcie Państwo, Językotwórcą mnie nazwano! I to wielkim…
To może odpryski mojego fachu są, ale takie wpadki jednak „żadko” 😛 mi się zdarzają, bo to nie był zwykły „sąsiad” czy czeski błąd.