Tromby! (jerychońskie)
No i zatrąbili, i odtrąbili, i jakoś Opera Krakowska się nie zawaliła, dzięki czemu jeszcze piszę do Was. Swoją drogą nie wyobrażam sobie, żeby mury Jerycha zawaliły się od grania na szofarach. Choć zwłaszcza jak się patrzyło na jeden z nich, największy, to trudno doprawdy było wyobrazić sobie zwierza, któremu coś takiego wyrosło. (A jednak takie sie zdarzają!) No, ale to były nie tylko szofary, jeszcze metalowe trąby mniejsze i większe, te największe trochę na kształt trombity opieranej na ziemi. Ich zespół na początku koncertu zabrzmiał jak z Warszawskiej Jesieni, a nie szacownych Misteriów Paschaliów. Były nawet całkiem fachowe formuły (ja to nazywam „zatrąby”) stosowane w rytualnym dęciu w szofar: tekija, trua itp. Choć dziś nie Nowy Rok, tylko Pesach.
Odtrąbili. Potem była wędrówka po różnych kulturach, a właściwie kronika nieszczęść. Jeruszalaim – z hebrajskiego: miasto pokoju, ale z koncówką -im sugerującą liczbę mnogą, co wielu interpretuje jako pokój podwójny, ziemski i niebiański. To prawie ironia: pokoju tam chyba nigdy nie było i nie będzie. Nie wiem, co jest takiego w tym szczególnym miejscu na Ziemi, ale coś jest, jakaś dziwna energia, której się boję i choć widoki są porywające i trzeba wśród nich co pewien czas pobyć, to nie jest to miasto, w którym mogłabym mieszkać. Kiedyś odwiedziłam tam pewnego kompozytora (emigracja rosyjska, ale jeszcze z czasów ZSRR); oboje z żoną twierdzili, że nie wyobrażają sobie mieszkania gdzie indziej i trochę ubolewali, że ich dorosłe córki wolą Tel-Awiw. Ja te córki doskonale rozumiałam; dzisiejszy Tel-Awiw to zdaje się trochę inne miasto, jeśli chodzi o ludność, niż to, które pamiętam, ale w każdym razie jest to jednak miasto wybudowane w kulturze nam bliskiej (Bauhaus jako tamtejsza „starówka”!). Natomiast w Jerozolimie jest jakaś obcość, splątanie różnych obcości tak skomplikowane, że niemożliwe do rozplątania. Wystarczy przypomnieć Meczet Skały wybudowany na Ścianie Płaczu – pozostałości dawnej Świątyni.
Tak, pokoju tam być nie może, choć wszyscy do niego wzdychają – Żydzi, muzułmanie, chrześcijanie. Każdy chce tam mieć pokój, ale na swoich warunkach. I są bezbronni. Ta ziemia nie podda się żadnym warunkom.
Ten projekt Savalla przypadł mi do gustu o wiele bardziej niż zeszłoroczny Caravaggio, który był dla mnie nieporozumieniem i rozczarowaniem. Do Jerusalem zaproszeni zostali naprawdę świetni muzycy spoza zespołu (a i sama Capella Reial wystąpiła w znakomitym składzie, z Pierre’em Hamonem i Andrew Lawrence-Kingiem), nawet ktoś złośliwie się wyraził, że im mniej Savalla w Savallu, tym lepiej. Trochę ten koncert był przeładowany (trzy godziny, z przerwą) i męczący, ale miał wiele momentów wzruszających – śpiew kantora, co ciekawe, w stylu marokańskim, dużo spokojniejszym od znanego nam (Lior Elmalich), muezina (Muwafak Shahin Khalil) i ormiańskiego artysty Razmika Amyana; instrumentalistów też musiałabym wymienić długą listę. W środku tego ludzie od Savalla z pieśniami trubadurów-krzyżowców (pieśń Marcabru jak na mój gust była przesłodzona) i Cantigami. Niezbyt mnie przekonało wstawienie do programu nagrania kantora Shlomo Katza z Rumunii z jego czysto aszkenazyjskim stylem (modlitwa El maale rachamim w intencji ofiar Shoah) – choć przepiękne i chwytające za gardło, było jednak z innej bajki. Wspólna melodia śpiewana przez wszystkich na koniec (przed finałową fanfarą) prezentowana już była przez zespół Savalla na zeszłorocznym Festiwalu Kultury Żydowskiej.
Po koncercie – oczywiście skrajne opinie. Wiele pozytywnych (była długa owacja na stojąco), ale też np. pewien mój sceptyczny znajomy się wyraził: „To niezły cwaniak, wziął Żydów, Arabów, Ormian, dostał pieniążki na międzynarodowy projekt, oni mu śpiewają, interes się kręci”. No, coś w tym jest, ale przecież w sumie Savall służy tu dobrej sprawie, choć niemożliwej. I nie jest przecież tylko koniunkturalistą. Choć i jego idealizm trochę mnie chwilami bawi. Powiedział na konferencji, że kiedy zaczynali pracę nad projektem, pojechali z Montserrat do Jerozolimy na tydzień i poczuli, że „chmury układają się nad miastem tak, że się wydaje, że można dotknąć nieba, że wszystko, co niemożliwe, staje się możliwe”. Ja bym powiedziała odwrotnie: tam niebo przytłacza ziemię, jest przestrzeń, ale i zagrożenie w niej się kryjące. Czy to będzie kiedyś miejsce pokoju? Trudno to sobie nawet dziś wyobrazić. Czy muzyka może godzić narody, jak twierdzi Savall? Cóż, dziś normą są raczej takie historie jak tej orkiestry, która już nie istnieje.
Żeby tak całkiem smutno nie skończyć, na koniec znów tromby. Niezły ten szofarzysta, przecież gra na rogu naturalnym, a melodia jest całkowicie zrozumiała. A Hatikva to znaczy nadzieja.
Komentarze
Niezły cwaniak. Wczoraj zacytowałem czyjś komentarz pod wywiadem z Savallem w Przekroju…
Na pewno wolę takie projekty Savalla, niż jak gra Eroicę, czy nawet Koncerty Brandenburskie.
Ludzie wypominają artystom, że zmieniają repertuar, że zabierają się za jakieś dziwne rzeczy, nie myśląc o tym, że im coś się po prostu mogło znudzić. Wszyscy by chcieli, żeby Penderecki ciągle tłukł Strofy, Led Zeppelin grał schody do nieba, Savall rzępolił cantigi albo suity jakichś zapomnianych mistrzów z XVI wieku.
Nie znam „Jeruzalem” z płyty. Znam „Orient Occident”, która to płyta bardzo mi się podoba. Zakładam, że klimat „Jeruzalem” jest podobny. A że to misz-masz? Cóż, fusion i mieszanie stylów jest dziś w modzie. A muzykalności Savallowi przynajmniej ja nie odmówię.
Ja dzis juz TROMBILAM, wiec z beczki (innej, ma sie rozumiec, taki domowy Diogenes), wybaczcie
Podsylam linke do
http://www.concertclassic.com/tv/videos.asp
Zapowiada sie ciekawie.
Odebrałem Jerozolimę jako miasto przyjazne. Widać kopułę meczetu nad miastem płaczu. Byłem tam bardzo krótko po zamachu terrorystycznym przy Bramie Damasceńskiej, a wjeżdżaliśmy do miasta widząc czarne dymy jakby z palonych opon.
Mogliśmy spacerować długo także po nowej części miasta, w tym po dzilenicach willowych niesamowicie ukwieconych. Jakoś nie odczuwało się tego napięcia. Zdecydowanie bardziej wyczuwało się wielkie napięcie w Nazarecie, gdzie w piątek modlitwy muzułmańskie na placu targowym pod dachem z cienkiej tkaniny brzmiały bardzo nieprzyjaźnie.
W sumie wydaje mi się, że mógłbym mieszkać zarówno w Jerozolimie jak i w Hajwie, gdzi byłem najdłużej, i gdzie bardzo mi się spodobało. Zdecydowanie bardziej niż w Tel-awiwie. Szczególnie źle zniosłem odprawę wyjazdową, choć rozumiem konieczność stosowanych środków ostrożności. Przy przyjeździe udało się uniknąć wszelkich odpraw z powodu pomocy ustosunkowanej osoby. Szkoda, że przy wyjeździe był ten pan nieobecny.
W Hajfie mieszkałem w hotelu bardzo tradycyjnym, z jedzeniem wyłącznie koszernym, co mnie zupełnie nie przeszkadzało. Przedtem byli w tym hotelu koledzy, którzy dokupili do śniadania jakieś tam nie koszerne dodatki i świeże bułki w sklepiku naprzeciwko. Obsługa hotelowa zrobiła z tego wielki raban, bo tam nie wolno niby niczego wnosić, co nie jest koszerne. Koledzy poskarzyli się dyrekcji i obsługa została przywołana do porządku. Mieliśmy potem o to niekończacy się spór, bo uważałem, że to moi koledzy zachowali się po chamsku.
Ja nie zwracałem nikomu uwagi, gdy w bufecie brał w wielki piątek kanapkę z szynką, ale sprawił mi ten widok przykrość. A ciekawe, że jeden z tych kolegów, choć ateista, nigdy w odpowiednie dni publicznie mięsa nie jadł, żeby innym przykrości nie sprawiać. Tym bardziej dziwię się jego zachowaniu w Izraelu.
Coś mi na mózg padło. Kopułe widać nad ścianą płaczu i cały pierwszy akapit świadczy o problemie z odczuwaniem Jerozolimy jako miasta przyjaznego. Ale tak je odczuwałem pomimo wszystko. Święte miasto trzech religii nie bez powodu. A czy konflikty są nieprzełamywalne, to się jeszcze okaże. Napewno nie w ciągu kilku lat, ale kiedyś, kto wie.
To wszystko wypływa z psychicznego nastawienia, które zazwyczaj jest inspirowane zewnątrz. Konflikty religijne i narodowościowe wybuchają tam, gdzie przez dziesięciolecia i dłużej ludzie żyli spokojnie w dobrym sąsiedztwie. Wystarczy parę lat braku podpuszczania i może być jeszcze pokój.
Myślę, że z tym niekoszernym, to większy problem mógł być z tego powodu, że taka żywność dotknęła by zastawy, na której podawano Wam potrawy, a nie sam fakt, że ktoś chce wcinać coś niekoszernego.
Zgadzam się z Gostkiem 🙂
Mam gdzieś u siebie powieść Theodora Herzla (wydaną przed wojną, ktoś mi zrobił taki piękny prezent) pt. Altneuland. Braterstwo narodów, postęp techniczny, same szczytne idee…
Ech…
A Hajfa jest rzeczywiście przyjemnym miastem, pięknie położonym, i to miasto naprawdę odebrałam jako przyjazne. Tam się chodzi w szabat do Araba do sklepiku i odwrotnie – w dni święte dla Arabów do Żyda 🙂 Przynajmniej tak tam kiedyś było.
Do Tel-Awiwu mam sentyment nie tylko z powodu Bauhausu 😉 , ale i dlatego, że mieszkała tam moja ciotka i wielu przyjaciół mojej rodziny. Po prostu czułam się swojsko. Dziś już ci ludzie niestety nie żyją.
Rozumiem, że chodzi o zastawę i w ogóle zbrukanie miejsca a nie siebie samych. Mogli to sobie wciąć w pokoju po śniadaniu. A propos, próbowałem kiedyś kupić coś koszernego w Gdańsku, ale poza alkoholem nie było szansy.
Byłby problem, gdybym nie został przez kogoś wsparty prywatnie koszernym jedzeniem. Gość przyzwyczajony do trudności przyjechał z tygodniowym zapasem własnego jedzenia, ale przynajmniej nie było wstyd.
A ja raz trafiłam do Izraela w Pesach i w hotelu (przyjechałam wtedy z orkiestrą na doczepkę na Konkurs im. Rubinsteina) jako pieczywo była wyłącznie maca. Co mnie zresztą bardzo ucieszyło, bo jestem macojadem 🙂
Właśnie muszę pójść zobaczyć, czy tu gdzie na Kazimierzu nie sprzedają macy. I w ogóle dość siedzenia nad blogiem, trzeba iść w słoneczny Kraków 🙂
My też mamy Bauhaus w Trójmieście:
http://www.bauhaus.com.pl/
Chciałem ten link podać jako żart, ale Krzywy Domek w Sopocie i pare innych zrealizowanych projektów może nie przynosi wstydu. Tym nie mniej ta nazwa dawno powinna byc zastrzeżona. Wiem, że mogły być z tym problemy w latach 30, gdy New Bauhaus w USA próbował kontynuować to, co w Niemczech się właśnie psuło.
Upadek „Gazety Wyborczej”. Wczoraj w Gdańsku kierowca samochodu dostawczego skręcając w lewo uderzył w tramwaj linii 10. Nic się nikomu nie stało poza stratami materialnymi. Tytuł notataki” „Trafił w dziesiątkę”. Pewnie, że samo się nasuwa, ale pretendując do jakiegoś poziomu chyba trzeba panowac nad ciągotkami.
Nigdy nie byłam w Jerozolimie, ale myślę, że to jedno z tych miejsc, gdzie świadomość chodzenia po niespokojnych kościach jest szczególnie silna.
To niezabliźniona ziemia, z bardzo nikłą nadzieją na pokój.
Stanisławie, GW pretenduje już wyłącznie do „czytalności”. Jesteśmy po rozwodzie, co nie wyklucza sporadycznych spotkań 😉
Bardziej bolesne niż to, że GW się stoczyła jest to, że nic się nie wtoczyło, ani zapewne już nigdy nie wtoczy na jej miejsce.
Tytuły zawsze mieli dowcipne, ale to już jest bezpośrednia konkurencja z ekspresiakiem i faktami.
Też jestesmy po rozwodzie i spotykamy się sporadycznie. Ale Gostek trafił w 10. A zauważmy, że jeszcze kilka lat temu dobry poziom miała Rzepa. Teraz rozpacz po prostu. Pozostają blogi chyba. Ale z Polityką ponownie się zeszliśmy. Ale dziennika na poziomie po prostu nie ma.
TVP też się rozwodzi 😆 😆
http://wyborcza.pl/1,75248,6479164,TVP_wycofuje__Gazete_Wyborcza__z_prenumeraty.html
Przy okazji zauważyłem, że i TVN24 coraz bardziej zmierza w stronę oglądalności. Rozumiem, że business is business. Ale wydaje mi się, że dbając o poziom mieli całkiem sporo niezłych oglądaczy. Czy warto z tego rezygnować, nie wiem, nie znam się na medialnym interesie.
No to ja o macy. Moze znacie, bo sliczne:
Przysiada sie rabin do niewidomego i podaje mu mace.
Niewidomy dlugo obraca ja w rekach…
– Co za idiota to pisal!
😆
Gostku, jak to możliwe, że tak długo wytrwali w związku?
Aj waj, co za szmonces.
Ad Stanisław:
Związek był już martwy od dawna, ale machina biurokratyczna dopiero teraz wypluła pozew o rozwód.
Z boku:
– Co znaczy „śpiew chóralny”?
– To ludzie, którzy śpiewają hurtowo.
Jadaliśmy mace w moim dzieciństwie. Płaty macy były kwadratowe lub prostokątne nie okrągłe. Zawze mi się maca przypomina przy smażeniu naleśników. Te breilowskie wypukłości na naleśnikach też występują, ale rzeczywiście tylko optycznie jedno przypomina drugie. Naleśnika z książką się nie pomyli.
Z tamtych czasów wspominam jeszcze miło bułki nadziewane smażoną cebulą kupowane w Świdnicy w żydowskich sklepach spożywczych. Jeden z tych sklepów przetrwał dłużej niż do mojej matury. Ale w późniejszych czasach niczym się asortymentowo nie różnił od innych prywatnych sklepów spożywczych.
Właściciela sklepu znaliśmy, bo przez dziesięciolecia był pacjentem mojego ojca. Ojciec przez 5 lat zbierał pieniądze na samochód Warszawa M20. Gdy już zebrał potrzebne 60 tys. samochód podrożał do 120. Zmartwiony żalił się owemu pacjentowi, który zaproponował pożyczenie brakującej kwoty.
Na stwierdzenie, że nie wiadomo, kiedy zbierze taką kwote, żeby oddać, usłyszał, że to żaden problem, „odda pan doktor, jak zbierze”. Więc pożyczył bez żadnego zabezpieczenia i pokwitowania (pożyczkodawca stanowczo nie chciał pokwitowania). Oddał po roku (rzeczywiście był to okres dużych oszczędności w wydawaniu). Wtedy okazało się jeszcze, że pożyczka była bezprocentowa.
Gostku, jak zwykle, celnie z tym martwym związkiem
Może znacie, ale posłuchajcie. Jedzie goj i Żyd pociągiem. Goj się skarży, że ma ważny interes do przemyślenia, a tu zupełnie mózg nie chce pracować. Żyd na to, że nie ma na to jak głowy od śledzi. Zawierają tłuszcz, fosfor i inne składniki napędzające myślenie. Żyd ma właśnie 10 dag takich głów i za 2 złote odstąpi. Następuje transakcja i goj według wskazówek współpodróżnego ssie rybie główki, a następnie wypluwa resztki. Po 10 minutach mówi: „Toż kilogram śledzi kosztuje 50 gr, a ja za 1/10 zapłaciłem 2 złote!” Na to Żyd: Widzisz Pan, jak działa!
Nikt nic, to ja jeszcze raz. Jedzie goj i Żyd pociągiem. Pociąg co chwilę staje. Goj siedzący przy korytarzu pyta za każdym razem, co to za stacja. Żyd siedzący przy oknie niezmiennie odpowiada Lamęczyn. Za czwartym razem, gdy goj już sobie przeliczył górny, główny, dolny, podchodzi do okna i mówi „przecież tu pisze: dla mężczyzn”. -„A czy ja mówię, że to dla kobiet?”.
Lejb Sobel ożenił się i do znudzenia wychwala kolegom zalety swej urodziwej żony. Pewnego dnia spotyka przyjaciela. Ten bierze go pod ramię i szepcze do ucha:
– Daj ty spokój z tym gadaniem. Śmieją się z ciebie. Czy ty nie wiesz, że twoja żona ma czterech kochanków na boku?
– I co z tego? – uśmiecha się beztrosko Sobel – Wolę mieć dwadzieścia procent w dobrym interesie niż sto procent w złym!
Z serii nalesnikowej… Autentyczne
Jak wiadomo powszechnie Bretania jest nalesikowym rajem. Bez nalesnika (z nieodlacznym sidrem) ani rusz!
Do znajomego artysty plastyka zarabiajacego na zycie lekcjami angielskiego przyjechal Japonczyk. Pobyl, popodziwial, pojechal na swe wyspy przeludnione.
No to na Swieta znajomy artysta plastyk Bretonczyk, choc z Paryza, postanowil mu wyslac paczke regionalnego specyjalu, zeby tak domowo bylo.
Po jakims czasie przychodzi odpowiedz. Gozaimasta za chusteczki do nosa, byly przepiekne, tylko nie przetrwaly pierwszego prania…
Bomba, obaj biedni.
Miło było pogawędzic, w ten wesoły dzień, a teraz wszystkich pozdrawiam i żegnam do jutra.
Samuel Finkelstein jest wlascicielem firmy produkujacej konfitury. Ale wiadomo, kryzys, biznes is biznes i takie inne. Idzie wiec do proboszcza, kladzie na stole koperte
– Panie proboszcz, wy macie waszego papieza
– A mamy, panie Finkelstein, mamy
– I ten wasz papiez jest wyslannikiem Boga na ziemi?
– No, jest wyslannikiem, panie Finkelstein
– No to ten wasz papiez wszystko moze…
– No, moze, panie Finkelstein
– To ja bym chcial z tym waszym papiezem porozmawiac
– No, za takie pieniadze, panie Fibnkelstein, to ja moge tylko do biskupa
– A biskup moze dalej?
– Moze, panie Finkelstein
______
Cierpliwie wspinajac sie po szczeblach koscielnej hierarchii, podpierajac sie coraz grubszymi kopertami, Samuel Finkelstein dotarl do Watykanu.
Stawil sie na prywatnej audiencji u papieza
– Panie papiez
– Slucham, panie Finkelstein
– Pan jestes wyslannikiem Boga na ziemi?
– No, jestem
– I pan wszystko mozesz?
– No, wiele moge
– Bo ja mam taki interes (i kladzie Bardzo Gruba Koperte). U was jest taka modlitwa i tam w niej jest „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”
– No, jest
– No to, czy tam w tym miejscu nie mogloby byc „konfitury od Samuela Finkelsteina” ????
Papiez wzywa sekretarza
– Kiedy wygasa nam kontrakt z piekarzem?
I tak oto od muzyki w tyglu kultur sprawnym manewrem przeszliśmy do dowcipów o Żydach 🙂
Dla równowagi:
Przez pustynię idzie Arab 5 m za swoją żoną. Drugi Arab na to:
– Według Koranu twoja kobieta powinna podążać za tobą.
– Tak, ale gdy go pisano, nie było jeszcze min przeciwpiechotnych 🙄
No to dla równej wagi 😉 I nawet z ogonkami!
Przez pustynię jedzie na wielbłądzie Arab, a obok, ledwie żywa, biegnie jego żona. Spotykają jadącą naprzeciwko karawanę.
– Dokąd się tak śpieszysz? – pyta przewodnik karawany.
– Żona mi zachorowała, wiozę ją do szpitala.
Pan mąż zadzwonił, że wreszcie przyleciał bocian 😀
Z zawartością w dziobie???? 😯
To zanim się wyewakuuję na dobre – jak nie zginąć marnie w kryzysie:
Przychodzi rabin do księdza i mówi:
– Słuchaj, mam świetny pomysł – jak się najeść za darmo w dobrej restauracji.
– No to mów szybko co trzeba zrobić – odpowiada ksiądz.
– Zamawiasz co chcesz, a potem czekasz aż zaczną zamykać restaurację i jak podchodzi kelner mówisz, że już płaciłeś jego koledze, który już wyszedł.
Następnego dnia poszli do restauracji. Zamówili wszystkie najwykwintniejsze i najdroższe potrawy i czekają, aż zaczną zamykać. Zbliża się godzina zamknięcia. Podchodzi kelner i przynosi im rachunek.
– Ale my już płaciliśmy pana koledze, który już wyszedł… – mówi ksiądz.
– I do tej pory czekamy na resztę… – dodaje rabin
Smacznego!
Tereso 😆
Nie będę opowiadać dowcipów żydowskich, bo raz spróbowałam i uraziłam Helenę. A , jej Bohu! – nie miałam takich niecnych zamiarów. Przyciągnęła mnie sprawa Jerozolimy -„Ziemia święta, ziemia przeklęta” (jak śpiewał Wysocki, (?) Przez kilkanaście lat moim sąsiadem „korytarzowym” był profesor matematyki podstawowej (albo teoretycznej, jak kto woli). Swoją drogą jeżeli nawet w tak teoretycznej dziedzinie jeszcze wyróżnia się teorię, to już jest coś takiego, jak „święty świętych”. Tenże matematyk był dwakroć na kontraktowych wykładach w Izraelu, zawsze przez jeden semestr; raz w Jerozolimie i raz w Hajfie Hajfę wspominał bardzo dobrze – i studentów i kolegów z wydziału i ludność, w Jerozolimie nie mógł mieszkać – nie sypiał, miewał koszmary, duszności, stał się konfliktowy – no, dramat po prostu. Zostawił gościnny hotel akademicki i wynajął mieszkanie poza miastem, odległe o 22 km. Dojeżdżał autobusami i odzył. Profesor jest melomanem z tych co to na ciekawy kocert mogą pojechać dalweko. No, a tu autobusy jeżdżące do 23.00 – pożyczł rower od dozorcy Araba , spinał nogawki spodni smokingowych i jechał, a jakże. Zachował miłe wspomnienia, tylko trudno mu było tolerować ortodoksów. Mawiał, że 60 mln wrogich Arabów to nic, ale Izrael zniszczy 200 tys ortodoksów.
Tez bylem w Jerozolimie, tez ogladalem wczoraj Savalla i mam 2 spostrzezenia:
1 – zgadza sie – sprytny pomysl i finansowo mozna by powiedzie – samograj – no ale taki dzis swiat i Jordi Savall po raz kolejny pokazuje ze nie tylko grac trzeba umiec (on akurat umie) ale i tak kombinowac by muzyka zespolila sie z idea. Najlepiej idea ktora umozliwi realizacje. I tu wszystko sie zgadza. Sceptykom mozna powiedziec – zrobcie wiec taki projekt i wy skoro to takie „cwane”. I wracamy do punktu – grac trzeba umiec. Savall dostaje pieniadze gdyz calym zyciem udowadnia iz warto mu zaufac. Po raz koleny sie sprawdza.
2 -Krakow to 4 miejsce gdzie wystawiono Jerusalem. Po Paryzu, Barcelonie i Jerozolimie. Mam jednak wrazenie ze Polska to kraj gdzie owo przeslanie nie trafia na tak podatny grunt, jest inaczej osbierane.
Wiem, wiem – ze mamy swoja przeszlosc tragiczna, mamy historie wypelniona wojnami, tragediami, powstania, galopady, getta, Kroke, Warsze etc etc etc.
Ale wlasnie – to przeszlosc. Dla przecietnego Polaka Palestyna, Izrael, Syria czy Maroko – to jedynie miejsc egzotycznych wycieczek. A we Francji gdzie na ulicy widac zywe zwiazki z przeszloscia kolonialna, a w Hiszpanii gdzie tygiel kulturowy wciaz pracuje (o Jerozolimie nie wspomne) – to codziennosc.
Z pewnoscia w kazdym z tych krajow „Jerusalem” Savalla ogladane wraz z „kolorowa” publicznoscia, publicznoscia wielu historii, korzeni, kultur to medytacja nad dniem dzisiejszym, odpowiedzialnoscia i wspolbyciem.
Dla nas to bardziej opowiesc o swiecie dalekim badz przeszlym. Upraszczam oczywiscie, ale wczoraj widzialem to wyraznie siedzac w Operze Krakowskiej.
Witam Busha (nie George’a 😉 ). Od dowcipów przechodzimy więc znów do spraw poważniejszych. Tak, to jest celne. Polska już zapomniała, jak to jest być tyglem międzynarodowo-międzykulturowym – a kiedyś znała ten problem dobrze, z lepszymi lub gorszymi tego konsekwencjami, zależnie od okolicy.
A wracając do Jerozolimy i tego, o czym pisze Jaruta: nie darmo zaistniał tam tzw. syndrom jerozolimski:
http://www2.tygodnik.com.pl/tp/2820/wiara02.php
(tekst w ogóle na czasie)
Syndrom jerozolimski – jednostka chorobowa jakich wiele, natomiast Jaruta wspomina słowa gościa jerozolimskiego o sile ortodoksów.
Owszem, jest to licząca się siła w Izraelu, ale znając mądrość Żydów, nie wierzę w zdominowanie państwa przez ortodoksów. Byłby to koniec Izraela jako państwa, koniec nawet syjonizmu jako idei i praktyki a póki co, trzymanej w ryzach. Swoją ocenę opieram na wielu rozmowach z przyjaciółmi Żydami, często odwiedzającymi Izrael. Miejmy także świadomość wielkiego wpływu diaspory głównie z USA na życie kraju. Niewielu mieszkańców Izraela znam, są na ogół starzy i ich opinie nie muszą być reprezentatywne, niemniej to kraj, gdzie z trochę większym szacunkiem podchodzi się do opini ludzi doświadczonych, starych. Tradycja pozwoliła przetrwać temu narodowi trudne czasy i jedno co pewne, to to, że rewolucja tam możliwa byłaby tylko by przetrwać. Ortodoksi mają swój świat, któremu nikt nie przeszkadza, natomiast państwo musi pokonywać trudności sposobami, których ortodoksi nie są w stanie akceptować. Ortodoksi są groźniejsi w państwach słabych, takich jak Polska…
Dla zainteresowanych „właściwy” poczatek afrykańskiej przygody, od tego zaczęliśmy.
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/03.Witbank-Paarl/
hm…. poszło do poprawki, wrzucę jeszzce raz po obiedzie.
No to czekamy 🙂
zeenie, Izrael to kraj skrajności – nigdzie indziej nie spotkałam też tak zażartych ateistów. Zresztą nie dziwię się im, skoro prawo opiera się tam na prawie rabinackim. Wyobraźmy sobie w tym naszym prawie całkowicie katolickim kraju, że prawo jest stanowione wyłącznie przez Kościół… Oficjalnie, mam na myśli 😉
Natomiast rola samych ortodoksów w Izraelu bywała dotąd o tyle istotna politycznie, że partie religijne stanowiły często języczek u koalicyjnej wagi. Teraz ten układ sił się trochę zmienił, zwłaszcza dzięki dyktatowi imigracji rosyjskiej. Ale z jednym się zgodzę: ortodoksja nie ma szans zdominować Izraela całkowicie, jak też żaden inny kierunek.
A ja wróciłam z przepięknego koncertu Le Poeme Harmonique. Czysta poezja. Może ktoś z Was miał możność posłuchać transmisji w Dwójce.
No i zatrąbili, i odtrąbili, i jakoś Opera Krakowska się nie zawaliła
To świadcy o tym, Poni Dorotecko, ze na Politechnice Krakowskiej kstałcom lepsyk inzynierów budownictwa niz na Politechnice Jerychońskiej kstałcili 😀
Nie byłabym tego taka pewna, Owcarecku. Myślę, że to wtedy kształcili lepszych budowniczych trąb 😉
Ze względu na bezwględność względem mnie bezwględnych okoliczności (czytaj: praca) wszystkie transmisje tegoroczne (podobnie jak i ubiegłoroczne) słucham via Dwójka. Dzisiaj w ogóle to były problemy z transmisją (przerwy, jakość przekazu itp.). Niestety: w takim medium większość tej ulotności i poezji, o której Pani wspomina – nie da się odtworzyć. A poza tym ja na ten rodzaj muszę być odpowiednio „otwarty” – i przygotowany. I mimo wszystko jedna kwestia będzie dla mnie zawsze swego rodzaju zgrzytem: to było napisane „do użytku” religijnego w najbardziej dosłownym rozumieniu tego slowa. Tu zderzenie tego co było na początku (prawie 300 lat temu) z tym jak traktuje się to w tym momencie (to nie jest zarzut) jest wyjątkowo odczuwalne. Dla mnie jest to w pewnym sensie jak zabiletowanie nabożeństwa różańcowego, a podczas niego robienie przez księdza wprawek dykcyjnych (chodzi mi o strojenie instrumentów w czasie „koncertu”). Dla jasności i jednoznaczności: jestem niepraktykujący religijnie. Co nie uniemożliwia mi taką właśnie ocenę – złe słowo ocenę, raczej takie właśnie odczucie. A przedwczorajsza msza Pergolesiego – urocza, w swojej – na swój sposób areligijnej estetyce – zadziwiająca. Ale słuchałem z dużą przyjemnością (mimo paru wpadeczek pań). Pozdrawiam tych wszystkich, którzy mogą bezwzględnie oddać się krakowskim misteriom – i Panią Redaktor, i sąsiadkę Beatę, i Bobika z rodziną. Czyli tych, o których wiadomo, że perypatetykują za dnia po krakowskich brukach, by wieczorami misteryzować się dousznie i naocznie.
No faktycznie najlepiej i nausznie, i naocznie. Bardzo szkoda, że były jakies kłopoty z tą transmisją. Ja nie miałam problemów z religijnym przeznaczeniem utworu, tym bardziej, że wykonanie było naprawdę wspaniałe. A swoją drogą już za Couperina śpiewali te rzeczy śpiewacy operowi, więc pewien element świeckości był w tym od początku 🙂
Też pozdrawiam 😀
Odpozdrawiam serdecznie i zawiadamiam w przerwie między perypatetyzmami, że dyskretnie czuwam nad zachowaniem przyjaznych i pełnych zrozumienia stosunków między Panią Kierowniczką i Rynkiem. Na razie jestem very successful, że użyję najczęściej na Rynku słyszanego języka. I mam zamiar tak trzymać. 😆
Doro
u nas dzisiaj Happy Passover moze zajrzysz i spróbujesz paschy i cos nam opowiesz 😀
Czy Bobik może liczyc na wydatna pomoc Kierowniczki w szukaniu absurdalisty , bo troszkę się boimy o pomyslnośc jego misji ,a przecież Wilk Stepowy tak na niego liczy 😉
Niestety znowu słuchałem jednym uchem.
Archiwuzję te Misteria dla potomności i posłucham jak wygrzebię się spod stosu papieru, którym mnie zasypują. Wiem, że były wcięcia, ale nie wiem ile – kilka minut chyba. Niestety Dwójce zdarza się to co jakiś czas.
U mnie Couperin Le Grą stoi oczko wyżej od Pergolesiego (jeśli tak w ogóle można na szacownym blogu). To znaczy bardziej lubię ogólnie fransuską muzykę religijno-wystawną od muzyki włoskiej religijno-wystawnej z tego okresu.
Wpadło mi w ucho bardzo piękne brzmienie klawesynu – jasne, ale ciepłe. Bardzo kocham taki dźwięk – jakże daleki od „kopulujących szkieletów na blaszanym dachu” (Barbirolli?)
Gostku, z tego stosu papierów to się trzeba cieszyć, bo pieniążek będzie 😉
Też jakbym miała postawić Couperina przy Pergolesim, wolałabym tego pierwszego. Trochę szerzej poruszę te tematy przy następnym wpisie 🙂
Ja ze swej strony mogę zapewnić niunię, że postaram się być Bobikowi pomocna w tajnej misji, choć nie jestem pewna swojej skuteczności śledczej 😉 Tymczasem donoszę, że wciąż odbywają się minizlociki: z Beatą codziennie widzimy się na koncertach, wczoraj spotkałyśmy się też z JoSe, a potem wyszłyśmy z JoSe na Rynek (a jakże!) i wydzwonił nas Bobik, po czym spotkaliśmy się i poszliśmy na dalsze posiady 😆
Cdn, czyli spotkanie przedstawicieli dwóch zaprzyjaźnionych blogów, ma nastąpić dziś 😀
Dziękuję niuni za życzenia, paschy na Pesach nie jadałam 😯
Eh, pieniążek, pieniążek. Wiem, że lepiej mieć nadmiar niż brak kompletny, ale czasami to myślę sobie o poleżeniu pod drzewem ze szklanką czegoś zimnego w ręku….
Tak swoją drogą, wiosna już na pewno w pełni, bo zmęczeni panowie zaczęli zalegać na trawnikach. Jak zauważył mój przyjaciel, to poeci muszą być, których wrażliwość nie wytrzymuje potęgi odradzającego się życia.
Ładne 😆
To my niezmęczeni coś niewrażliwi jesteśmy…
Doro
tylko nie zapomnij uwiecznić Bobik może nad filiżaneczką capucino i dobrym ciasteczkiem 😉
To chyba niemożliwe, bo Bobik słodkiego nie lubi 😆 Dziwny pies jakiś 😯
Gostku, a co masz do Savallowej Eroici – mnie się podoba. Marsz żałobny co prawda w biegu, no ale to przecie na wojnie i pod ostrzałem 😆
A odnośnie bocianów, to z rana próbowałem jednego złapać, ale drab uciekł. Wie kto może, jak smakuje rosół z bociana?
Bardzo to wszystko ciekawe. Syndrom jerozolimski trochę mnie zdziwił. Dla mnie fakt, że tyle miejsc świętych dla kilku religii i ich kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu gałęzi i gałązek jest prawie w jednym punkcie zgromadzonych, napawał optymizmem, nadzieją na osiągnięcie jakiegoś consensusu predzej czy później.
Pewne miejsca dalekie były od moich wyobrażeń i konieczność korekty wyobrażeń na pewno nie przeszła bez echa.
Ważne jednak, że obserwując modlących się pod Ścianą Płaczu raczej czułem z nimi więź niż niechęć do obecności w pobliżu obcych duchowo. Trudniej było czuć jakąś jedność z muzułmanami, którzy nie są „starszymi braćmi w wierze” i do tego co pewien czas przypominało się zagrożenie zamachami.
W sumie odczuwałem to miasto jako przyjazne. Ale może to też był rodzaj syndromu jerozolimskiego – próba naginania rzeczywistości do własnych pragnień.
Jak się do tego ma muzyka? Trudno niektóre utwory odbierać „laicko”. Ma chyba rację 60jerzy, że to zgrzyta niezaleznie od własnych przekonań religijnych. Ale dla pełnego, przeżywanego jakoś, odbioru takiego utworu ważne są też elementy pozamuzyczne, jak np. recytacje i stworzenie ogólnego nastroju.
Z tym chyba tak dobrze trafił Penderecki w Pasji wg św. Łukasza. Bardziej to się odbiera jako misterium niż jako utwór czysto muzyczny, choć muzyka zdecydowanie dominuje. Nie jest to odkrycie, tylko chyba bardziej zdecydowane rozwinięcie tego, co już było u Bacha nawet.
Z ortodoksami nie jest chyba tak prosto. Też jest tam wiele gałązek bardzo różnych. Dla mnie trudne do przyjęcia jest tak ścisłe powiązanie religii z narodowością, a konkretnie zamknięcie religii dla osób spoza narodu – nawet dla osób spłodzonych przez żyda z nieżydówką.
W praktyce nie do przyjęcia jest jakikolwiek fundamentalizm. Nazwa bardzo nieadekwatna. Fundament wiary powinien byc nienaruszalny, a fundamentalizmem zaczęliśmy nazywać, to co dla danej religii naprawdę jest mało istotne, natomiast tak jest istotne dla „fundamentalistów”, że im istotę wiary całkowicie przesłania.
Hoko 🙁
Rosół z boćka???? z naszego polskiego boćka????!!!!!! 😯 😯
I ja mam coś o Eroice mówić?
O rany, Hoko, to już tam u Was na wsi wszystkie kury wybili? 😯
Ja napisze tylko tyle: ktoś, kto powiedział, że Savall “to niezły cwaniak, wziął Żydów, Arabów, Ormian, dostał pieniążki na międzynarodowy projekt, oni mu śpiewają, interes się kręci”, musi być wyjątkowej klasy idiotą. Już Słomczyński pisał w przedmowie do Ulisses’a, iż „zawsze podziwiał wszystkich tych, którzy to, czego nie byli w stanie zrozumieć na pierwszy rzut oka, odrzucali jako oczywisty nonsens”. I to chyba wystarczy za cały dodatkowy komentarz.
Nie, ten człowiek nie jest idiotą bynajmniej. I nie chciał przez to powiedzieć, że wszystko w tym projekcie było niedobre. Raczej tyle, że tego rodzaju projekt zawsze ma szanse na rozgłos i sukces rynkowy. Ja bym tylko dodała jeszcze, że taki projekt siłą rzeczy również generuje wielu przeciwników. Ale to już inna bajka.
Stanisławie
napisałeś obserwując modlących się pod Ścianą Płaczu raczej czułem z nimi więź niż niechęć ….Trudniej było czuć jakąś jedność z muzułmanami, którzy nie są “starszymi braćmi w wierze” i do tego co pewien czas przypominało się zagrożenie zamachami Nigdy nie bylam przed ściana placzu , może tam pewne rzeczy odbieramy inaczej .Natomiast mam doswiaczenie z muzułmanami ( jedna z firm , ktora zarządzam zatrudnia ich)i wiem ,ze oni w zaden sposób nie kojarzą mi się z zamachami i zagrozeniami , wręcz przeciwnie .Podziwiam w nich uczucia , ktore zywią do swoich bliskich i zazdroszczę im ,że potrafia sie tak wspierać w rodzinie .Ci tu w Polsce zarabiają na „rodziny”( zona , matka , babka) u nas to niespotykane , nie ma już ( albo nie wiele jest) wielopokoleniowych rodzin .Zazdroszczę im tej więzi .
Tak to już jest, że nasze spojrzenie na innych zależy od kontekstu, w jakim ich spotykamy…
Ciekawa uwaga 60jerzego o strojeniu instrumentów w trakcie.
Z jednej strony absolutna racja, wytrącenie z nastroju itp.
Z drugiej strony, czy nam, przyzwyczajonym (cholera jasna!) do perfekcji w każdym calu, bardziej nie przeszkadzałby dźwięk rozstrojonych skrzypek do końca utworu?
Nietoperzyco, tak odczuwałem w jerozolimie. Byłem przy Ścianie Płaczu kilka dni po zamachu przy Bramie Damasceńskiej, gdzie zginęło wielu ludzi. Do tego moi koledzy, z którymi tam byłem, wyraźnie się bali. Ja mam mało wyobraźni może, ale jakoś rzadko się boje czegoś. Mimo, ze sam się nie bałem, jakoś podziały tamtejsze bardzo się odczuwało.
Sam znam paru muzułmanów, a z jednym, Palestyńczykiem zresztą, chyba jestem nawet zaprzyjaźniony. Ten Palestyńczyk ma w Polsce firmę handlującą komputerami i wydaje „Przegląd Palestyński” – po polsku i po angielsku, wersje różne nie tylko językowo. Dostępne w internecie; wersja angielska obliczona głównie na Wielką Brytanię. Nie ukrywałem przed nim kontaktów handlowych z Izraelem, co było dla niego przykre, ale nie obraził się o to na mnie.
Palestyńczyk, o którym piszę, urodził się w Libanie w obozie uchodźców i przeżył tam masakrę. W Polsce ożenił się, ma dzieci. Żonę też znam, ale nie wiem, czy przyjęła islam, krępowałem się zapytać. W każdym razie w piątki do meczetu z mężem nie chodzi, co jednak o niczym nie świadczy, bo kobiety w meczecie są raczej dodatkiem, dla którego wydziela się mało miejsca i to nie w każdym meczecie. Często czekają przed meczetem aż mężowie wyjdą.
Reasumując, moje odczucia w Jerozolimie były wynikiem konkretnej sytuacji, a nie jakiejś niecheci do wyznawców islamu. Tutaj mniej do rzeczy ma wyznanie niż pewne cechy charakteru. W Egipcie na przykład raziła mnie nachalność ludzi, którzy usiłowali mi coś sprzedać i świadomość, że jestem dla nich wyłącznie potencjalnym źródłem dochodu i do tego osobą, którą może da się oszukać.
Ale i w Egipcie spotkałem parę osób, z którymi udało się nawiązać jakąś normalną więź międzyludzką, w tym np. z jednym taksówkarzem i oficerem służb czuwających nad turystami, którego wśród przewodników rozpoznałem z przyczyn zawodowych, bo ci ludzie mają pewne cechy wspólne na całym świecie.
Z kolei w Maroku, o czym dużo pisałem na sąsiednim blogu, ludzie są nadzwyczaj przyjaźni dla obcych i zupełnie pozbawieni nachalności. Mają jakąś taką wrodzoną kulturę polegającą na szacunku dla drugiego człowieka. Na bazarach mają zawyżone ceny dla turystów, to norma, ale nie spotkałem się z ani jedna próbą oszustwa.
Spotkałem się za to ze świadczeniami bezinteresownymi. W tym nawet z pezpłatną podwójną porcją soku pomarańczowego ze straganu, gdy powiedziałem, że żona z pieniędzmi już odeszła. Sprzedawca powiedział, że w takim upale sok jest niezbędny, więc da mi za darmo. Mam takich ludzi w pamięci i wiem, że nie wyznanie określa człowieka, Nietoperzyco. Rozpisałem się nadmiernie, ale mnie trochę ubodło, że sprawiam wrażenie wrogiego komukolwiek.
Kury? aaa… jakieś urozmaicenie by się zdało 🙂
PS
fajnego kota znalazłem
http://imagecache.allposters.com/images/pic/NIM/PL132~Cat-and-Mouse-Affiches.jpg
Kot jak kot, ale ta mysz fruwająca 😆
Z tą nachalnością – jak my to odbieramy – dużo swego czasu wyjaśniła mi książka Ukryty wymiar Halla, opisująca, jak różny w różnych kulturach jest dystans od człowieka do człowieka i jak wiele w postrzeganiu innych od tego zależy.
Niech więc będzie, że idiotą nie jest. Choć tego typu słowa świadczą o nim samym. A gwoli ścisłości to Hesperion w starym składzie, z Jean-Pierre Canihac’iem i Beatrice Delpierre jeszcze, prócz wymienionych. Capella też zresztą (Carnovich czy Garrigosa). Co niezwykle istotne, koncert był doskonale nagłośniony, wszystkie te piękne instrumenty było słychać niemal idealnie. No i ten zjawiskowy głos Razmika Amyana, który wyglądał jak żywcem wyciągnięty faun z rysunków Picassa. Razmik nie głos :-/
No fakt, coś takiego miał w buzi. I rzeczywiście ze śpiewających podobał mi się chyba najbardziej.
Teksty typu „cwaniak” to jest klasyczne trollowanie. Można taki komentarz, pardon le mot, przelecieć, ale brać na serio???
Bądźmy poważni… 😛
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollowanie
W tamtym komentarzu do wywiadu w Przekroju spodobało mi się natomiast określenie „Rubik muzyki dawnej”, zwłaszcza w kontekście ogólnego poszanowania i szacunku, jakim się cieszy na tym blogu nasz obecnie szatynopióry Maestro.
Ja to określenie słyszałam już jakiś czas temu, już obgadywaliśmy je z Filipem Berkowiczem (pozdrawiam! 😉 ). Tak że z tym szacunkiem dla Szatynopiórego nie jest tak bezwzględnie… Swoją drogą wygląda on wspaniale, zupełnie nie dałoby mu się 68 lat 😯
A tymczasem… ha! Czarny pies mnie wytropił! 😀
To na razie 🙂
To nieco odchodząc od trolli i idiotów oraz OT. Ukazały się na dniach dwie absolutnie genialne płyty klawesynowe. Christophe Rousset dla Ambroisie, z muzyką niejakiego Pankracego Royer oraz Kolekcja Francuska w wykonaiu Skipa Sempe dla Paradizo. Obie płyty łaczy ostatni utwór: La Marche des Scythes wspomnianego Pancracego. Przedsmakiem niech będzie poniższe (szczególnie od 2:37):
http://www.youtube.com/watch?v=mDKS1WM07_U
Już wiem skąd Boulez zaczerpnął określenia Extrèmement rapide w Drugiej Sonacie 🙂
Stanisławie
ja u Dory to jestem taki „Gostek w przelocie ” 😀 raczej mam czas tylko by poczytać na pisanie już brak czasu .Oczekiwałam wlasnie takiej chyba Twojej odpowiedzi , wiec rada jestem ogromnie .Ja pamietam ,że mna targały uczucia dziwne gdy byłam w Katyniu ( 81r) zginął tam moj daleki styjek .Nie znalam go , nigdy nie widziałam .Jak szlam na to miejsce było normalnie , ale jak wracaliśmy pomyślalam ,że tą dlugą drogą szli wlasnie nasi żolnierze , wiedząc po co idą i nie byłam wstanie ukryć łez .Widocznie pewne miejsca wywolują w nas przedziwne nieznane dla nas uczucia .jedno jest pewne to co podkreslileś w każdej kulturze CZŁOWIEK jest CZLOWIEKIEM i to chyba najważniejsze
Doro
czy nie masz na skladzie jakiegoś kompozytora muzułmanskiego ?? może coś nam puscisz 🙂
Doro
a ja myślalam ,ze Bobik tropi absurdalistę a tu wytropił Ciebie , czy to coś znaczy 😉
Hmmm….
http://www.youtube.com/watch?v=vX_nvs83SEY&feature=PlayList&p=B6D86E522C36476F&playnext=1&playnext_from=PL&index=40
Ciekawe tematy muzyczno-ludzkie. Niestety, już kolejna nasiadówka. Pozdrawiam do jutra. Cieszę się, żeśmy się z Nietoperzycą dogadali.
Gostek
😆 😆
Stanisławie
ja również się cieszę , ale z nietoperzami podobno łatwo się dogadać 😉
Pozdrawia wytropiona Kierowniczka z Bobikiem, który macha ogonem 😉
Musialem dzis wytropic Kierowniczke, poniewaz okazala sie ona jedyna opoka w morzu absurdaliow. Ale absurd postanowil sie zemscic i zezarl mi wszystkie smieci przy literach. 🙁
Ale już my mu pokażemy! 😀
Ależ on okropnie zobaczy…
Ogonki przy literach, o-g-o-n-k-i ❗ Przecież dla psa to chyba oczywiste.
Pani Kierowniczce i Wam zycze bab,barankow,
pogody ducha i tego co lubicie w Wielkanocne Swieta
😀
I bocianow w gniezdzie!
http://www.bociany.ittv.pl/aplet/index.php
Nie na temat, ale interesujace(?)- Adam Golka
Pani Doroto,
pisala Pani kiedys o braciach Golkach… Nie wiem czy dotarla do Pani najnowsza informacja o kolejnym, bardzo waznym sukcesie Adasia. Jesli nie, oto ta wiadaomosc:
April 4th, 2009: Adam has been named a Classical Fellow by the American Pianists Association! After a competitive process which began with nominations and culminated in solo, chamber, lieder, and concerto performances in Indianapolis in spring 2009, Adam has received the prestigious Max I. Allen Fellowship, valued at $75,000. See press for more information, and stay tuned for upcoming articles, photos, etc.!
Gostku:
Skoro zjadł i skoro dla psa, to raczej serdelki przy literach. A teraz post…
Prosze bardzo, teraz moze byc post Bobika, ale nie dluzszy, niz do jutra. Na dzis sie juz dosyc nawtranzalalem, wiec moge poudawac ascete. 😀
Zrobilem sobie przerwe trawienna i oddalem Kierownictwo w dobre rece Beaty, uczulajac ja, zeby nie pila jak siada za Kierowniczka. Miejmy nadzieje, ze sie zastosuje. 😉
Wszystkiego Najlepszego dla Blogu Muzycznego z okazji Świąt. Muszę na marginesie dodać, że rosół z bociana to jak gulasz z kamienia . Z drugiej strony jeżeli z kury można …Jestem wegetarianką i baranków nie jem ani boćków..:) Hoko ty możesz powalić z nóg ze śmiechu .:)
Ja świętuję każde święta 🙂
Wszystkiego dobrego i ZDROWIA! Reszta przyjdzie sama;)
Alicjo, jeżeli jeszcze nie dosypiasz, coś dla Ciebie:
http://www.hodujbaobaby.republika.pl/hodowla.html
Pani Kierowniczce i Reszcie Szerokiego Kierownictwa oraz Wszystkim Bywalcom Tego Blogu najserdeczniejsze życzenia zdrowego i wesołego spędzania najbliższych dni, w nastroju stosownym dla każdego z Nich. Do tego bocianów także poza gniazdami, co zapewni dalekie wyjazdy urlopowe.
Stanisław,
dzięki! Pewnie bym znalazła, ale nie ma to, jak ktosik przycisnie, pokazując 😉
Wszystkim , którzy pod tą strzechę zagladają
W czas zmartwychwstania Boża moc
Trafi na opór nagłych zdarzeń.
Nie wszystko stanie się w tę noc
Według niebieskich wyobrażeń( B.Lesmian)
niech Wasze wyobrażenia i marzenia spelniłą się w te Święta
Gdy już będzie po jajeczku,
Bach nam będzie grał troszeczku.
A gdy będzie po zajęce,
Hendla weźmy ku podzięce.
Gdy zaś na stół wjadą wety,
Mozart ruszy prosto z mety.
Gdy poczujem sytość błogą,
Chopin, Ravel nam pomogą.
A gdy wskutek przejedzenia
Senność umknie i marzenia,
Schubert, Schumann, tudzież Brahms
Pewność dadzą snu miast szans.
Zapracowanym, zasłuchanym, zaczytanym i wszystkim jednakowo zagonionym a miłujących muzykę i sztuki wszelkie (w tem sztukamięs):
Wesołych Świąt Wielkanocnych
Bachem to ja sobie dzisiejszy dzien wypelniam. I Schuetzem.
Pani Dorocie i wszystkim Bywalcom tego wspanialego blogu – pieknego swietowania! 🙂
Kochani, swiateczne porzadki w tle. Kwiatki posadzone i podlane. W tle. Do wazonow powstawiane. W tle. Jajka ugotowane. W tle. Podloga umyta. W tle. Na biurku posprzatane (to byla meczarnia! w tle). Klawisze wymyte. W tle.
A to wszystko tlem
Dla najserdeczniejszych zyczen Swiatecznych, Wiosennych, Odrodzeniowych, Optymistycznych, Nadziejnych, Muzycznych, Slonecznych i co tam jeszcze, kazdy sobie dospiewa przecie.
Pani Kierowniczce pasjonujacych muzycznych fascynacji
Stanislawowi krasnoludkow do wypelniania wnioskow i gromadzenia dokumentacji
60jerzemu inspiracji do fascynujacych recenzji
Gostkowi gniazda, bo ciagle Przelotem…
Bobikowi pasztetowki i pysznych poranych rogalikow
Alicji czasu dla uporzadkowania tfurczosci poetyckiej Dywanika
Piotrowi Kaminskiemu partnerow do dyskusji merytorycznych
haneczce zab do karmienia bocianow
mtsiodemeczce zdrowych komputerow
i Wszystkim, absolutnie wszystkim
WESOLYCH SWIAT!
Tereso,
ja za (dzięki za życzenia!)! Czasu trza!
Się znajdzie… 😉
Wszystkim życzę najlepszego – i czego każdy sobie życzy. Najważniejsze, żebyśmy zdrowi byli i żebyśmy byli w ogóle!
Ooooo….
Gostek bardzo dziękuje za życzenia o gnieździe, ale jeszcze bardziej za link do fascynującego Bocianiego Big Brothera. Co prawda prawdziwa akcja się zacznie jak już dzidzie zapełnią gniazdo, ale i tak lubię takie podglądactwo!
Wszystkim naj!
Pani Tereso:
największą inspiracją są zawsze dobre słowa. I za nie dzięki stokrotne. Nie w tle – na froncie. A ludziska dobre Sztuką się parające – szczęśliwie ciągle dostarczają okazji do fascynacji. I za nie też dzięki stokrotne. Nawet jeżeli tu nie zaglądają.
A do Pani Redaktor:
zniknęła wczoraj przed wieczornym koncertem bez słowa, milczeniem swym wzbudzając niepokój. A ja już mam taką naturę kwoka, że w chwilach takich myśl drąży wyobraźnię nie w tym celu, któremu winna służyć. I człowiem z oną myślą samotną szamoce się, ulega jej, podaje. Okropność.
Pani Redaktor. Larum grają , a Ty się nie zrywasz, pióra nie chwytasz, na maleństwo nie siadasz? Zaliś przepomniała, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?
Ostatni widział P. Kierowniczkę Bobik – a później przekazał kierownictwo w ręce Beaty… Zdumiewające zagadki. O Jezu, moja myśl biedna i pojedyncza, głowa skołatana, cicho wszędzie, głucho wszędzie… Nie!!! Widzę trzysta bocianów… Aaaaaa!
No tak, mając Maleństwo, PK mogłaby właściwie pisać recenzje już w trakcie koncertu, jednocześnie udostępniając transmisję przez Skajpa przy pomocy wbudowanej kamery internetowej.
Trzysta bocianów, powiadasz acan?
Ja tam widzę tylko dwa, a czasami żadnego.
A skadze tyle zab dla bocianich dziobow dostarczyc!!!! Olaboga, laboga…
Azaliz nie wiecie, asanowie mili, ze zaby tym-czasem chronione. I to az do 31 maja!
A tu – 300 klekotow przelecialo, 300 zab w niebo porwalo! Biada!
Acanowie, wybaczcie, ze z Was Hassanow uczynila bialoglowa. Asindzki tez niech lagodnie na przypadek spojrza.
Bociek nadziewany żabami panierowany raz!
Hoko się ucieszy…
Wesołych Świąt Wszystkim 🙂
Kochani, ubawiliście mnie i wzruszyliście, zwłaszcza 60jerzy @14:52 😀 Ale nie dało rady inaczej. Po powrocie z wczorajszego koncertu – plotki z Bobikiem do wpół do trzeciej. Dziś korzystanie z cudownej pogody i ostatniego dnia wystawy manuskryptów z Jagiellonki. Tym razem Haydn (Świat na księżycu, symfonie La Chasse i Zegarowa), Haendel (Acis i Galatea i Caecilien-Ode – opracowanie Mozarta), Mozart (można sobie było porównać szczenięce kulfony z Bastien i Bastienne z rękopisem Cosi fan tutte), Mendelssohn (Szkocka i Die erste Walpurgisnacht – utwór, który był wykonany na festiwalu) no i oczywiście Beethoven – finał Siódmej i menuet z Ósmej (wreszcie otwarty na innej stronie niż pierwsza), a także szkicownik. Piękne.
Później zajrzałam na Wawel, gdzie faktycznie w murach przyczaił się sklep Musica Antiqua ze znajomym panem sprzedawcą. Szczęśliwie Wawel ich hołubi, cieszą się, że mają taki sklep w tym miejscu, natomiast w związku z tym oni się trochę przestawili – głównie na muzykę polską, kupowaną przez obcokrajowców.
Music Corner z kolei ma nową siedzibę, na św. Tomasza przy Placu Szczepańskim.
Łażę, robię zdjęcia nowym aparacikiem (pęd do miniaturyzacji trwa 😉 ), obiadek zjadłyśmy w hinduskiej knajpie z Beatą i jej koleżanką Kasią. No i właśnie na maluszku Beaty zobaczyłam Wasze akty strzeliste. No nie, powiedziało sumienie, marsz na kwaterę, odzywać się! No i się odzywam, i Was bardzo serdecznie i świątecznie pozdrawiam.
A wczorajszy koncert był piękny – dziewczyny (Maria Grazia Schiavo i Jose Maria Lo Monaco śpiewały wspaniale i równie wspaniale wyglądały. Taka transmisja przez skype’a byłaby niegłupia, ale wyprosiliby mnie pewnie z koncertu za piractwo…
A teraz zza okna dobiega mnie hejnał z Wieży Mariackiej i trelowanie kosów 😀
Tak mi w duszy dziś zagrało.
http://www.youtube.com/watch?v=z5dEjaJ6Mrw&feature=related
Życzę wszystkim radosnego przeżywania tego świątecznego czasu!
PS.
Jak można napisać, że dziewczyny (Maria Grazia Schiavo i Jose Maria Lo Monaco śpiewały wspaniale i równie wspaniale wyglądały i nie podać linka? 😀
http://www.youtube.com/watch?v=4qnJPbdluJE&feature=related
I Maria Grazia Schiavo (filmik z okazji Herculesa, więc może już był?):
http://www.youtube.com/watch?v=zKuKmt-UdyA
Tak, tak, to robił nasz przyjaciel manu 26 😉
Jeszcze dziękuję p. Grębowiczowi (@18:06) za wspaniałe wieści o Adasiu!
No i zbieram się na koncert 😀
Nasza Kierowniczka to ma dobrze…. a ja tu w Kingston duszę wypłakuję 🙁
Alicjo, a po co Ci dusza w stanie cieklym? 😯
Smigus dopiero w poniedzialek! Wode maja Wam odciac, czy co?
Pomysl, co ma powiedziec bociek nadziany zabami (nawet nie forsa!), skoro go chca jeno w jajku. No i w bulce, ale to tylko dla zmylenia przeciwnika.
Wody nie odetną, bo przed domem, i to Wielkie Jezioro, chociaż najmniejsze z …
Wypłakuję nostalgicznie… 😉
Kocham Kraków, dziewczyna z Bartnik. O, jeszcze cos… na Przylądku Dobrej Nadziei jest talie specjalne coś, jak już się człowiek na tę latarnię wespnie… że można wyryć sobie coś w stylu – kocham Józka. Tyle tam stonki było, ze nie dało się dopchać, a też chciałam swoje swiss army scyzorykiem dopisać… to znaczy wyryć.
Następną razą przegonię wszystkich, o! I napiszę!
Moze przyjdź z bocianem panierowanym (w jajku oczywiście i bocian w jajku ma się rozumieć) i wypuść trzysta żab?
A durny Człowiek nie uczy się… nigdy…
http://www.youtube.com/watch?v=Tt0xxAMTp8M&feature=related
Uczy sie, uczy. Niestety. I niestety robi znaczne postepy. Ilosciowe. Niestety.
Cos mnie naszlo dzisiaj na ostinato
… mnie też naszło na cos… znowu!
http://www.youtube.com/watch?v=Aso4qltChjM&feature=related
Oj, zaczne wyplakiwac dusze (jezeli jeszcze cos zostalo)…
Nie wszystkim się koncert podobał. Wczorajszy. Np. p. Kasi Paluch: (…) podczas „Stabat Mater” trudno mi było uwierzyć w to, co słyszę. Z intymnego, delikatnego, pełnego rozdzierającego smutku i bólu utworu, śpiewaczki uczyniły popisowy operowy duet, nasączony dramatycznym, rozedrganym vibrato ocierającym się momentami o śmieszność. Zabrakło budowania napięcia i rozprężenia przy rozwiązujących się dysonansach, z których „Stabat Mater” słynie.”
Już jakoś doszedłem do siebie. Wróciłem z koncertu (czyli zdjąłem z epa siwego słuchawki 🙁 )- straśnie kurciutki był ten wiecór. Posłuchałoby się więcej p. Mingardo (nawet chyba troszeczkę dzisiaj niedysponowanej, ale furda z tym, głos przepiękny).
Pozdrawiam zatem wzruszoną moim popołudniowym lamentoso Panią Redaktor, po chrześcijańsku zazdroszcząc – no, już wiadomo czego 🙂
I na koniec słówko dnia: „Mam taką zamiartację: żeby…”
Postacią p. Kononowicza nie zajmuję się (robią to inni, dla dosyć obrzydliwych celów), ale ten wyczyn językowy jest – sam w sobie – śliczny. Zatem – będąc niepocieszonym z powodu nieobecności w Krakowie na MP – mam zamiartację, by w przyszłym roku mieć absentację w domu i permamentancję pobytną w Krakowie podczas VII MP 2010.
A propos uwag Monty – a ściśle rzecz biorąc p. K. Paluch:
Jak podaje A. Ginał na stronie Festiwalowej MP, prof. Gadacz, będący wczoraj na koncercie, „był w niebie”. Czyżby pomylił bramy niebios? Nie wydaje mi się. Natomiast zwrot „vibrato ocierającym się momentami o śmieszność” zalatuje mi ocieractwem o niejaką Malkonterację Pospolitą. Takie też chadzają na koncerty. Bywa, że ocierają się nawet o profesorów – nie wibrując dramatycznie, natomiast śmiesząc momentalnie.
A myśli me czyste,
a myśli me płoche.
Czy grzeszę? Cóż, trochę…
…eee tam.. tereso,
dusza zawsze jest, tylko czasami duszna…a na antypodach to juz w ogóle latarnik prawie… no, teraz lotem bliżej 😉
Zdrowie (czerwonym) za wszystkich!
Zdrowie i Dobrej Nocy
Zacna Gospodyni, Pani Doroto!
Przeczytaliśmy najnowszy artykuł w „Polityce” („Partytury zbrodni”). Bardzo nam się podobało. Wynotowaliśmy sobie listę lektur na wakacje.
Pięknych Świąt!
Dorota i Michał Babilasowie
Pobutka!!
Będzie lało 🙄
Nie bedzie, nie bedzie, nie zanosi sie na deszcz… Nie ma takiej zamiartacji.
60jerzy, dopiero porannie przeczytalam uwaznie ostatnie wpisy. Wyplakiwana dusza Alicji zagnala mnie na manowce otepienia. Zamiartacji wczoraj nie wyczailam w prasie, ale kupuje jako jedno z piekniejszych latajacych wyrazonek. Jak to jednak niewiele czlowiekowi do usmiechu potrzeba.
Bardzo slonecznego dnia zycze. Zadnego lania, lanie ma byc w poniedzialek, ale nie wczesniej. Pod zadnym pozorem.
A kto wytrwał, żeby wysłuchać Pasji Mykietyna?
Jeszcze będę musiał do niej usiąść na spokojnie, ale na pierwszy przelot nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała.
Nie była męcząca, jak to o tym rozmawialiśmy z PK swojego czasu, tak jak męczące było Ładnienie.
Oczywiście słuchanie w domu i siedzenie 2 bite godziny na sali robi różnicę, ale jednak…
Dużo też dała audycja poprzedzająca samą transmisję, bo można się było do utworu odnieść bardziej osobiście, poprzez przeżycia wykonawców.
Warsztatowi Mykietyna nic nie można zarzucić, a przemieszanie instrumentów elektrycznych (Behemoth!, muzycy z Behemoth! to było pociągnięcie mistrzowskie!!!) odebrałem jako metaforę , przepraszam za banał, dzisiejszych czasów. Skojarzyło mi się to z obleśnością hipermarketu, wydzwaniających „doradców” bankowych, mega-billbordów i wszelkiego innego intruzostwa atakującego nas zewsząd.
Jak rzadko komu, bo takich mieszanin generalnie nie lubię, Mykietynowi udało się te światy wymieszać idealnie, żeby nie powiedzieć przepięknie.
Nie mogę oczywiście porównać Pasji Mykietyna ze wzruszeniami towarzyszącymi Pasjom Bacha, ale, ale…
Aha, dwa dodatkowe spostrzeżenia:
1. Boleściwie w zamyśle szlochy skądinąd świetnej Urszuli Kryger wyszły jakoś… tak…. erotycznie…..?
2. Drewniany jak patyk Maciej Stuhr. Jeśli tak miało być w partyturze – OK. W porównaniu jednak z Holoubkiem w Siedmiu Bramach czy Herdegenem w Pasji Pendereckiego….. feeeeeeee!
Serdeczne życzenia radosnych, pogodnych Świąt.
Dobrych spotkań, życzliwych ludzi i wiele piękna wokół.
Pozdrawiam Was z głębi serca!
Maria
Pobutka i trąby!
A co… niech raz tu narozrabiam! Wstawać!
Gostku,
ale mnie zmartwiłeś… nie ogladałam, to nie mam zdania, ale Macieja S. uważałam za świetnego kabarecistę, polskiej scenie nie zdarzyło się od lat niepamietnych chyba.
Drewniany jak patyk? 😯
Chyba nie w swoim genre’ i wyszło, jak wyszło…
Zza okna hejnał w samo południe. Pozdrowienia od hejnała i Bobika 😀
… jakie południe… u mnie noc czarna i szósta rano!
…ale łaskawie przyjmuję, hejnał w duszy gra (oczyma duszy Rynek widzę), idę dospać 😉
Ad personam:
mt-siódemeczce
ciumki w podzięczecce
za Jej miłość jeży
60-ty śle jej Jerzy 🙂
Zaś Beacie poznaniance
ślę uścisków kwietne flance
oraz prośbę – wünschen sich:
Więcej tekstów! Już od dziś 🙂
Byłbym zbójem niewdzięcznikiem
Gdybym Stasia zbył tak niczem
Zatem przyjmij me życzenia
Kompletnego się spełnienia.
Bobik – Hund albo li psina
Nie rozstrzygam – bo wędlina,
kostki, gnaty – to pozory
innej Jego behawiory.
A gdy czytam wpis Teresy
Myślę sobie: lek na stresy!
Proszę zatem, więcej dragów
Na leczenie melofagów.
Dla Redaktor zaś Doroty
gotów jestem na piechoty
nieść swe teksty i w podzięce
skończyć życie w twórczej męce.
A wszystkim za czas poświęcony dialogom, monologom i wszelkim dysputom u Pani Redaktor – okraszony nade wszystko życzliwością i uśmiechem – dziękuję. I najserdeczniej pozdrawiam. A komu nie poświęciłem strofki – niechaj cierpliwym będzie. Doczeka 🙂 🙂 🙂
Bobiczy tryb życia ma zgubny wpływ na życie Kierownicze. Kłapanie dziobami do godziny, której nie ma, potem odsypianie do południa… bez sensu! A tu takie piękne słońce…
Po przeczytaniu uwag o Stabat Mater i o wczorajszej Mingardo stwierdzam, że zupełnie inny jest ogląd na żywo. Maria Grazia faktycznie jak zwykle śpiewała, jak to mawia Beata, „z biodra”, ale tak poza tym co w tym jest operowego, to napisał sam Pergolesi. „Wibrato ocierające się o śmieszność” – no nie, poza problemem ze zrozumieniem, jak wibrato może się ocierać, to uważam, że nie było ono wcale przesadne, zwłaszcza w wykonaniu Lo Monaco. Przyszła ona zresztą wczoraj na koncert podziwiać starszą koleżankę. A Mingardo… po prostu zachwyciła wszystkich. Ta niesamowita barwa głosu (cały czas się zastanawiałam, jaki instrument może przypominać? klarnet? coś w tym aksamitnego było), to operowanie w ściszonej dynamice, jakaś wielka klasa w kształtowaniu dźwięku. No, jedno, co momentami nie bardzo wychodziło, to biegniki w niższych rejestrach, nie żeby nie umiała wyśpiewać, ale brzmienie chowało się za zespół. Ale ogólnie naprawdę to była szczególna jakość.
Witam ponownie Państwa Babilasów, znanych tu wcześniej pod nickiem Cronwood 😀
O! niespodziewajka. 60jerzy ma wenę – hm, chciałam powiedzieć od rana, a przecież już jest popołudnie 😆
Dzięki!
Barwa głosu Mingardo jest wręcz nadnaturalna. Przeszkadzało mi to trochę, bo słuchałem barwy, a nie śpiewu. A jaki ma głos, kiedy mówi!
Wibrato może ocierać się lubieżnie http://pl.wikipedia.org/wiki/Frotteuryzm
No, bocianów ci u nas dostatek, wreszcie wszystkie gniazda zajęte, czyli na odcinku bocianów jest tak, jak być powinno. Za to żaby w zaniku, ani jednej jeszcze nie widziałam 🙁 Tereso, jutro dam z siebie wszystko i spróbuję sprostać 😉
Pani Kierowniczce i Wszystkim życzę miłego świętowania i radosnego tkania Dywanika 😀
I ja życzę wszystkim miłym Gościom samych przyjemności świątecznych! Co nie znaczy, że się właśnie całkiem przestaję odzywać 😉
Dziś do Wieliczki.
Pozdrawiam wszystkich świątecznie i serdecznie z ul. Szerokiej, która nadal w słońcu! 🙂
Jerzy dzięki za uścisków kwietne flance, odwzajemniam z rozmachem, tak jak rozmachu nabiera krakowska wiosna (codziennie patrzę na Plantach ile tej wiosny przybyło) 🙂
W telegraficznym skrócie (więcej to pewnie dopiero po powrocie do domu): Sara Mingardo Sara Mingardo Sara Mingardo!!! Wczorajszy koncert to było Przeżycie. Znalazłam się od pierwszych taktów na innej orbicie, aż dziw, że nie zapomniałam oddychać. Skromna uśmiechnięta Sara i cały ból „Stabat Mater” wyśpiewany tak, że uciec przed nim nie sposób. W przeciwieństwie do koncertu dzień wcześniej (który sprawił mi sporo przyjemności, ale głównie na płaszczyźnie estetycznej) – ogromny ciężar duchowy, który nieśli także członkowie orkiestry (wyżyny wykonawczego kunsztu i uważności) i skupiona publiczność.
A na drugim miejscu w moim prywatnym rankingu jest koncert Le Poeme Harmonique – wyciszony, krystaliczny, jakby utkany z cienkich i mieniących się w świetle szklanych nitek. Wielka przestrzeń w tym była, ale i piękno na granicy bólu (czasem odbieram francuski barok, również np. „Dardanusa” Rameau w interpretacji Les Musiciens du Louvre). Kiedy słuchałam, czułam taki zachwyt, że chyba jego zwiększenie musiałoby spowodować ból.
PS. Często widzę na koncertach osoby ze świeżo zakupioną płytą bachowską Marca Minkowskiego. Gdybym miała powiedzieć, przy całym zachwycie nad tym festiwalem, kogo brakuje, to wymieniłabym właśnie ich dwóch 😉
A ja wytrwałem przy pasji Mykietyna po raz drugi i do końca wysłuchałem tego utworu (pierwszy raz na żywo na wrocławskiej premierze). I cóż,generalnie jest to utwór potwornie męczący w słuchaniu i w odróżnieniu od genialnego, porywającego Ładnienia momentami nudny i mocno pretensjonalny w doborze środków ( te elektryczne gitary były po prostu śmieszne, a cykady użyte w przerywnikach pod koniec stawały się drażniące-wszystko to było po prostu tanim efekciarstwem). Myślę jednak, że głównym mankamentem tego utworu nie jest stylistyczny misz-masz a to, że w tym dziele Mykietyn nie poradził sobie z operowaniem czasem. Część czwarta jest pusta muzycznie i za długa, zaś sam finał powoduje u mnie ból związany z tym,żeby nie zasnąć (towarzyszyło mi to i za pierwszym i za drugim razem). Plusem Pasji są jednak te części, gdzie Mykietyn wykorzystuje technikę mikrotonalną (czuć w tym duch spektralizmu) więc jest nadzieja na przyszłość.
A tak ogólnie to życzę wszystkim wesołych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy.
Kierowniczka malkontenci,
tryb bobiczy jej nie nęci –
ni kłapanie, ni kiełbasa,
na hejnała tyko łasa,
na jarzynę i na serek
oraz dla zdrowia spacerek.
Lecz tu Bobik jest z nią zgodny,
bo spacerek w dzień pogodny
atrakcyjny jest niezwykle.
Więc, rzucając konwentykle,
nasiadówki, pogawędki,
Bobik w miasta obchód prędki
zamiartację ma wyskoczyć.
Ale jeszcze z drogi zboczy,
się zatrzyma w półobrocie,
by – już prawie na wylocie,
już z obróżką, już na smyczy –
wszystkim Świąt Wesołych życzyć. 😀
Jeszcze z oferty świątecznej PR2 – w Poniedziałek Wielkanocny o 12 w południe Piotr Anderszewski będzie grał 3 koncert Bartoka, pod batutą Jasia E. Ogrodnika. Do tego Dvorak VII symfonia i Szostakowicz jakiś.
Wpadlem na sekunde. Francuska klawiatura, rozpacz bierze, ale jeszcze specjalne podziekowania za indywidualne zyczenia 60jerzemu i Teresie. Jeszcze raz Wesolych Swiat
O, jakze milo miec sojusznika w biedzie!
A czyzby to Gdanszczanin nad Sekwana przebywal na Swieta? To zapraszam, adres znany 😉
Jakoś dziś chłodem powiało w Krakówku. Ale słoneczko nadal świeci 🙂
Oj, francuskie klawiatury to cholerstwo, też już coś o tym wiem…
Kochani, proszę nie narzekać zbytnio.
Mi raz było dane obcować z czymś takim (na szczęście tylko podotykałem sobie)
http://www.microsoft.com/globaldev/keyboards/kbdKorea.htm
Podstawowe wyposazenie blogowicza na goscinnych zagramanicznych wystepach:
http://www.sz-wholesale.com/P/Rollable-Keyboard/Rollable-Keyboard-62468.html
… Doroto…
bo to nie jest Krakówek, tylko KRAKÓW.
Warszawa też WARSZAWA, a nie Warszawka.
Przestańcie się do cholery wyzywać!
Pisze kobieta z Bartnik… 😉
I niech mi tu ktoś coś…
http://alicja.homelinux.com/news/Bartniki-staw.jpg
Ta z prawej to ja… 😉
Spokojnych Świąt Pani Dorocie i Blogowiczom 🙂
Składam Dorze i wszystkim blogowiczom najserdeczniejsze życzenia świąteczne. A w tle rozbrzmiewa muzyka z „Wesela Figara”, z mojego nowego zakupu z Agory.
Przepis na kurczaka Wielkanocnego:
Kurczaka bardzo starannie umytego układamy na dnie naczynia, najlepiej szklanego.
Dodajemy goździki i cynamon, skrapiamy cytryna.
Tak przygotowanego kurczaka zalewamy szklanka wina białego, szklanka wina czerwonego, dodając 100 ml ginu, 100 ml koniaku, 200 ml wyborowej i 50 ml rumu.
Potrawy nie musimy nawet poddawać obróbce cieplnej.
Kurczaka możliwie jak najszybciej wywalamy, bo jest niepotrzebny
Natomiast…………. Sos! Sos! Paluszki lizać !
PS.kurczak musi być martwy bo inaczej bydle sos wychleje..
Wesołych Świąt!
zeen…
🙂
Sekretarz czuwa i notuje 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Kurczak_wg_zeena.html
Wszystkim świętującym wszystkiego świątecznego 😀
Zeennnnn! A spirytusem tez mozna?
Jako wytrawna kucharka proponuje troche rodzynkow. Bialych, takich duzych.
Zgadzam sie, kurczak zbedny, tylko gdzie ja jutro znajde otwarta apteke….
😆 😆 😆
http://img27.imageshack.us/img27/3439/supu.jpg
Gostek… To bociany??? 😯
Ja przepraszam, jestem stateczna matrona u schylku zywota, to niehumanitarne kazac mi pekac ze smiechu. Tym bardziej, ze nitki same kolorowe. I jak ja teraz bede wygladac zaszyta na okretke?
No nieeeee, przecież szyje za krótkie.
Apteka 24/7/365 na Dworcu Wschodnim, zapraszam.
…ja sobie wypraszam takie zdjęcia, kiedy rozmawiam z Czekajami! W słuchawkę parskłam, że tak powiem, i tłumaczyc musiałam się gęsto!
Alicjo! Z jakimi znowu CZEKAJAMI???? 😯
Gostek, szyje skrocone wraz z glowami, lapy poucinane, dziobow nie widac w kacie, wszystko wiec byc moze. Apteka za daleko, musialby jakis glowaty bocian leciec akurat w tamta strone.
Trzej faceci giną w wypadku i trafiają przed bramę niebieską. Sw. Piotr testuje ich przed wpuszczeniem do nieba i pyta pierwszego „CO TO JEST WIELKANOC?”
– Oh, to proste, to takie święto w listopadzie, gdzie ludzie się spotykają, jedzą indyka i są wdzięczni…
-ZLE! – odpowiada św. Piotr i pyta następnego, „CO TO JEST WIELKANOC?”
Drugi odpowiada: „O nie, Wielkanoc to jest święto w grudniu, kiedy ustawiamy piękne drzewko, kupujemy prezenty i celebrujemy narodziny Jezusa”.
Sw. Piotr mierzy drugiego wzrokiem i przecząco kręci głową, w końcu pyta trzeciego: „CO TO JEST WIELKANOC?”
Trzeci facet uśmiecha się chytrze i mówi:
– Ja oczywiście wiem, co to jest Wielkanoc. To jest święto chrześcijańskie podobne do żydowskiego Passover.
Jezus i jego uczniowie spożywali ostatnią wieczerzę, potem jeden z uczniów zdradził Jezusa, Rzymianie skazali Go na śmierć przez ukrzyżowanie. Jezus w koronie cierniowej musiał nieść krzyż na wzgórze, potem wisiał na krzyżu i został złożony w grocie zapieczętowanej wielkim głazem. Co roku ten kamień jest odsuwany, Jezus wychodzi i jak zobaczy swój cień, to zima będzie trwała jeszcze 6 tygodni”.
No to ja sie ewakuuje. Leci jakis amerykanski kryminalek, a po calym dniu Kreisleriany intelektualnie i fizycznie jeno to…
I prosze nie kazac mi sluchac Mozarta!
Swiateczne Serdeczne Dobra Noc (po prawdzie mam dzien bardzo dlugi, bo ten wpis dobranocny o 2:29 byl witaniem godziny, ktorej nawet dla mnie nie ma, a potem juz tylko do przodu)
passpartout – a co na to Sw Piotr? 😯
passpartuta…
Alicjo 😆 😆 😆
Troche spoznione, acz serdeczne zyczenia swiateczne dla wszystkich z tego blogu…
Kochani, dziś idąc wcześniej spać 😉 zajrzałam właśnie na blog… no, rozwaliliście mnie po prostu…
Pękając ze śmiechu idę spać, a co mi się przyśni? Bocian skubany czy panierowany, nadziewany żabami, w winie, ginie czy spirytusie? Nie wiem, ale wiem, że juz mam wesołe święta… 😆 Czego i Wam zyczę! Dobranoc.
To święto – to chyba najstarsze jakie zna ludzkość. Od zarania dziejów o wiosennej porze było radosne święto zmartwychwstania bóstwa. Ponieważ wszystkim życzę WESOŁYCH ŚWIĄT – proszę przeczytać coś wesołego. Jest to jeden z „Listów znalezionych na ulicy” Tuwima – z roku 1931, zamieszczonych w Jarmarku rymów – a opisuje spotkanie w Krynicy z Janem Kiepurą. Trochę długie – ale warto.
MOJA PANI
Obiecałam tamtą razą, że jak się coś duchowego trafi, to jest z wewnętrznych na duszy przeżyć, to znowu napiszę. I w samej rzeczywistości trafiło się, że tak powiem, nawet bardzo.
A było tak. W miesiącu lipcu przebywałam na kuracji w samej perle wód polskich Krynicy. Chorować moja pani nie choruję, nawet miejscamy wprost przeciwnie, tylko lepiej zawsze się podreperować, żeby zdrowotność zachować. Głównie to mnie cugi szkodzili, a tam, słyszałam, żadnych cugów ludność nie zna, więc udałam się i cztery tygodnie bawiłam. Miejscowość nie można powiedzieć, rzeczywiście z krajobrazem i położeniem, nawet klimat jest i sodowe wody, tylko Żydow za dużo wpuścili i co jeden z drugim na deptaku, to wszyscy trzej Żydzi. Ja, moja pani, żadna antysemitka nie jestem, ale izraelitów żadnych ścierpieć nie mogę i wyrżnęłabym toto. No, ale nie o tym chciałam. Więc jak tylko do perły przyjechałam, to mi Kosińska mówi: „Pani Walerio, chodź pani prędziutko ze mną na deptak, w celu uzyskania niezapomnianego wrażenia atrystycznego”. Idę z Kosińską na deptak, a tam , w samym centrum tłum luda stoi dokoła jakiegoś takiegoś, nie powiem, owszem przystojnego człowieka, który na karteczkach coś niecoś zapisuje i dopiero tym tam rozdaje. A Kosińska mówi: „Niech pani patrzy, żebyś pani do 120 lat wnuczętom opowiadać mogła, mówi. Wiesz pani kto to jest? Kiepura!” Aż mnie zatkało. Żebym ja żywego Kiepurę oglądała, to mi się wlasnym oczom nie wierzyło ze szczęścia. „Pani Kosinska, mówię, ( a cala to aże drżę z tego wzruszenia)a co on takiego pisze?” – „Aurodramy pisze, moja pani, czyli nazwisko swoje własnymi rękami uwielbianym tłumom gracisowo rozdaje”.- „Pani Kosińska, a jak pani myśli, czy on katoliczce tyż swego autodrama udzieli?”, – „A niech pani poprosi, to na pewno da”. Tylko musi pani jakoś odpowiedzialnie sie wyrazić bo on z serca-duszy geniusz i zwyczajnego języka może nie zrozumieć”.
Przeżegnałam sie moja pani, pacierz zmowiłam, przez Żydy się przecisnęłam i mówię:
„Miszczu, mówię, matka polka jestem i nieraz się chlubnie zapisałam na kartach ojczystych pól, więc w charakterze wielbicielki głosowych strun polskich , upraszam o pokorny zaszczyt własnoręcznego posiadania wielmożnego autodramu, w celu pokazywania go pokoleniom w długie wieczory zimowe pod cichą lipą”. Wtedy on jakoś tak przejmująco odchrząknął i mówi:
Kiepura jestem, Jan Kiepura, Kiepura Jan, król i cesarz tenorów, dawniej Caruso, mówi, był włoski król wszechświatowy, a teraz jestem ja wszechświatowy polski król tenorów. Jak pojadę do Japonii to będę mikado. A jak pojadę do Tybetu to będę Hulaj-Dama.Bo jestem, mówi, Jan Kiepura, król z górnym ce i mam siedmiu sekretarzy w siedmiu samochodach a zarabiam ile chcę, miliard funtow , biliard funtów.A jak do jakiego miasta przyjadę, to zaraz wszystkie margrabiny i królowe na kanapy się w moich pokojach kładą, a ja w atlasowych piżamach z sekretarzami chodzę i nic! Cztery cesarzowe w jednym zagranicznym kraju z miłości do mnie się rewolwerem otruły, bo ja KIepura jestem, Jan Kiepura, proszę oto mój autograf Jana Kiepury, króla tenorów, autograf Jana Kiepury”.
Wtedy, moja pani, nie wytrzymalam i jak geniuszowi prosto w górne ce nie powiem:
– A pocałuj mnie w d…(dalszy cią listu nieczytelny).
Szanowym Państwu – pogodnego i smakowitego świętowania!
tereso czekaj ,
z tymi moimi Czekajami z Poznania 😉
Zawsze konferuję okołoświatecznie z rodziną, juz kiedyś prowadziłam dochodzenie, czy to wspólne czekaje 😉
Okazało się, że nie – ale „nic nie szkoda”, jak mawiało moje dziecko.
Dzisiejszy koncert „Europa Galante” w Operze Krakowskiej będzie transmitowany przez telewizję Mezzo, początek o godz. 20.00 🙂 Nieustające świąteczne pozdrowienia z Krakowa 🙂
Co więcej, po transmisji z Krakowa ma być jeszcze w Mezzo jakiś dokument o Biondim. Tak że polecam wszystkim, którzy mają szczęście mieć tę stację w kablu 🙂
Wracam właśnie ze świątecznych spotkanek festiwalowych. Dostaliśmy po najnowszej płytce Il Giardino Armonico (Il pianto di Maria – lamenty m.in. Monteverdiego i Vivaldiego, z Bernardą Fink); był też Antonini, który bardzo się z niej ucieszył, bo jeszcze jej nie widział na oczy 😯
Tu wciąż słońce, ale niestety chłodny wiatr.
To piekny prezent z tym Giardino, bo ich plyty sa notorycznie i zlodziejsko drogie – nawet w Ameryce placilam ze 2 CD Vivaldiego 45 dolarow +VAT. I nigdy ich nie ma w przecenionych sklepach czy na przecenach.
Dobry wieczór, gratulując bardzo ciekawego merytorycznie blogu poruszę temat jakości transmisji z festiwalu Misteria Paschalia w radiowej Dwójce: nawet taraz mamy na żywo przekaz z Opery krakowskiej, w którym wszystkie instrumenty orkiestry oraz bc sa dużo lepiej zebrane niż soliści, słyszalni jakby z trzeciego planu.. Podobnie słaba i płaska technicznie ( plus przerwy w transmisji) była relacja z koncertu Le Poeme Harmonique.. Jakie są Państwa wrażenia i spostrzeżenia? Nie chodzi mi tu o atmosferę koncertow, która jest trudna do odtworzenia, jedynie o sferę czysto techniczną. Jak państwo to odbierają?
Druga sprawa, pytanie bezposrednio do Pani Doroty; czemu płyta Minkowskiego z mszą h-moll Bacha doczekała sie jedynie tak krótkiej notki w Polityce? Myślę, że jest to wykonanie zasługujące na rozbudowaną merytorycznie recenzję. Miło byłoby też przeczytać ,że w nagraniu tym w zespole instrumentalnym Les Musiciens du Louvre uczestniczyly dwie skrzypaczki z Polski – tak ku pokrzepieniu.. i walcząc z naszymi kompleksami.
Nawiazując do wypowiedzi p.Beaty o nieobecności M.M. na obecnym festiwalu: to jest pytanie wyłącznie do p. Berkowicza… Pozdrawiam w ten świateczny wieczór.
Chciałem tylko zawiadomić, że przedłużająca się nieobecność Kierownictwa nie ma nic wspólnego z moim trybem życia.
Żeby znowu nie było na mnie… 🙄
… to teraz wiemy, na kogo wskazać paluszkiem…
Śmigus! Dyngus! Ratuj się, kto może!
TROMBY!!!
Śmigać? Rano? W Święta? Eee… 😉
Witam Mapap – jedną z tych polskich skrzypaczek od Minkowskiego (gratuluję!). Z recenzjami płytowymi w „Polityce” ogólnie łatwo nie jest. Zresztą akcja zdobywania i recenzowania płyty też była w tym wypadku zabawna: w ostatniej chwili okazało się, że jest troszkę miejsca na jedną płytkę, która pasowałaby do okoliczności przyrody. Natychmiast przyszło mi do głowy, że jest okazja, żeby napisać o tej płycie, i wydzwaniałam do dystrybutora, żeby ją zdobyć. Wszystko stało się praktycznie w jeden dzień 😆
…nikt nie śmiga i nie dynga… spać!
Paspartuta mnie nostalgicznie przy stole, to macie… skumbrie w tomacie 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/Libretto.html
… o, i korektę trzeba zrobić… TROMBY!
…przypomnijcie mi o korekcie przy okazji, bo idę dospać.
Alicjo, jak już dośpisz – to przyjmij gorące podziękowania za serię zdjęć afrykańskich, które w swojej dobroci za darmo nam serwowałaś. Wprawdzie jest oczywistością, że Twoje zdjęcia są świetne i zawsze ciekawe, ale bardzo jestem Ci za nie wdzięczny.
Piotrze Modzelewski,
ja ze zdjęciami to się trochę tak naprzykrzam (zawsze można pominąć sznureczek), takie mam hobby od czasu, kiedy cyfrówki nastały, a i komputer pod ręką…
Afryka to było coś zupełnie wyjątkowego dla mnie i chciałam się podzielić wrażeniami bardziej niż zwykle – to jeszcze nie wszystko, do wrzucenia mam trasę z Messiny do Johannesburga i z Durbanu tamże.
Do tej pory mi „w duszy gra” i porządkuję (odświeżam) tak wrażenia, jak i zdjęcia. Świat jest piękny – jak tylko się da, trzeba łapać okazję i rozejrzeć się, co za rogiem 😉