Biedny pan Jourdain
Jakiż współczesny jest Mieszczanin szlachcicem Moliera! I jakże przypomina dzisiejsze wychowywanie sponsorów przez artystów! (W tamtych czasach artyści nie mieli PR do dyspozycji, więc lansowali się znakomicie sami.) I znamienne, że choć w sposób oczywisty pan Jourdain robi z siebie piramidalnego głupka, nie sposób powstrzymać się, zwłaszcza w pierwszym akcie, od odruchowej sympatii i pewnego współczucia dla kogoś, kto chce czegoś więcej, chce się rozwijać, pragnie piękna i mądrości i nie ma pojęcia, jak do tego dojść, bo nigdy nie miał możności nabrać rozeznania w tych sprawach. A on pragnie tego nie tylko chyba z chęci olśnienia markizy Dorimeny – jego żal do rodziców, którzy niczego go nie uczyli poza czytaniem i pisaniem, wygląda na autentyczny. Iluż to dziś takich, którzy chcą uzupełnić luki w wykształceniu, nawet jeśli ze (szlachetnego w tym wypadku) snobizmu? Molier z Lullym wydrwili zresztą trochę w tej sztuce samych siebie, jako tych, których byt zależny jest od takich snobizmów, a pod tym względem zmieniło się tylko tyle, że nie wszyscy, którzy mogliby być sponsorami, mają potrzebę uzupełnienia luk w wykształceniu…
Wymowa więc jest współczesna, ale spektakl, który obejrzeliśmy w Teatrze im. Słowackiego (reżyseria Benjamin Lazar, choreografia Cécile Roussat, kierownictwo muzyczne Vincent Dumestre), jest prawdziwą podróżą w czasie, nawet światło pochodzi głównie ze świec. To powrót do oryginalnej wersji, która przecież była wspólnym dziełem Moliera i Lully’ego – choć wielokrotnie już wystawiano to dzieło z inną muzyką (nawet Mandragora Szymanowskiego była przeznaczona jako przerywnik do takiego spektaklu), jednak właśnie ta wersja pozostaje ideałem. Wszystko w tym spektaklu pociąga: wysmakowana estetyka, szalone poczucie humoru, wirtuozeria na wszystkich poziomach: aktorstwa, muzyki, tańca z elementami pantomimy. Co prawda rzeczywiście nie bardzo sobie wyobrażam, jak to mogło brzmieć przez radio – przecież większość spektaklu to emfatyczne gadanie barokową francuzczyzną. Ale nawet ponoć DVD nie oddaje w pełni tego, co można obejrzeć na tym spektaklu (a i tak otrzymało tytuł najlepszego DVD roku od pisma „Diapazon”). I straszna szkoda, że te dwa krakowskie spektakle były prawdopodobnie ostatnimi.
Dodam jeszcze, że spektakl jest nie tylko przepięknym żywym obrazem, po malarsku zakomponowanym. Aktorzy zrobili z tego spektaklu coś nieopisanie zabawnego – właściwie było z czego się śmiać niemal bez przerwy. A co do muzyki, z głosów wyróżniał się – jak na występach Le Poème Harmonique – piękny głos Claire Lefilliâtre. A z zespołem PH grał też czeski zespół Musica Florea z Agnieszką Rychlik jako koncertmistrzynią – jedną z tych dwóch polskich skrzypaczek, które grają też ostatnio w Les Musiciens du Louvre-Grenoble.
Komentarze
A ja się wahałem, czy DVD kupić… I nie kupiłem 🙁
Ale i tak TROMBY, choć może nazbyt oczywiste i powtarzalne.
Oczywiste jest to, zwłaszcza że z tego właśnie spektaklu. Tu dalszy ciąg.
Trochę z tego jeszcze jest na tubie:
http://www.youtube.com/watch?v=YlMSnj6OEGY&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=LOoPhuPiv_k&feature=related
i inne, gdzie jest głównie gadanie.
Zaczynam od NNT (czyli OT 😉 ):
http://wyborcza.pl/1,75476,6696398,Ginacy_sluch_muzykow.html
Jakiś dziwny ten artykuł. Mieszają muzyków orkiestrowych z Hetfieldem i Claptonem, a nie mówią o innym źródle problemów, czyli o coraz bardziej rozpowszechnionych odtwarzaczach (tfu) MP3, nie mówiąc już o wszechobecnym łomocie muzyczno-reklamiarskim, gdzie się człowiek nie obróci – centrum handlowe, knajpa itp.
Flet 120 dB? Nie mówię nie, ale może chodzi jednak o piccolo, który ma bardziej przeszywający dźwięk?
Fragmenty spetkaklu widziałem u znajomego, który niestety tak ‚szczęśliwie’ przewijał go, że nie widziałem (i nie słyszałem) fragmentów muzycznych 🙁
Dzień dobry, jeszcze z „Teatru Stu” 🙂 Oj, świetnie wczoraj było!!! Czuję się, jakbym przyswoiła sobie ze 100 kilo piękna. Widać, jak misterna forma niesie (również widzów), pod warunkiem, że wszystko wewnątrz jest tak świetnie dograne, jak w tym przedstawieniu. I nie daje mi spokoju myśl, ile godzin prób od wszystkich wymagało, żeby dojść do takiej płynności. Zgrać tak bezszwowo ekipę aktorów, śpiewaków, tancerzy i muzyków. I przy całym perfekcjonizmie zachować świeżość. Oby przedstawień na takim poziomie jak najwięcej!
A pana Jourdaina też lubię. Jak on się biedak ekscytował, kiedy się dowiedział, że mówi prozą 😉
PS. Dzisiaj już nie prześladuje mnie Machaut, ale za to „Je languis nuit et jour”. Zaczęło się tuż po przebudzeniu.
Mnie nie dziwi zestawienie muzyków orkiestrowych i rockowych ani pominięcie mp3 – o tym dużo wszędzie i często – ale ta straszliwa ilość decybeli… Rozumiem, że chwilowe natężenie w pobliżu dowolnej TROMBY, może sięgnąć aż 120 dB, ale 140 to jest przecie ca cztery razy więcej…
Wiadomo, że ważna jest dawka wchłanianej energii, odpowiednio duża zabija…
Ja bardzo proszę: ostrożnie z tymi TROMBAMI…
Pozdrawiam już po powrocie. Cóż, maszyna czasu swoje zrobiła, odstawiła na stację 2009, ale we włosach, ubraniu na butach – kurzu XVIII wiecznego w bród – i żadna ściereczka nie zetrze go żadną miarą. Bo te ściereczki są o wiele bardziej potrzebne do ścierania z naszych – pożal się Boże – współczesnych produkcji nalotów, zacieków i wszelakich glutów nowatorstwa i – podobno – profesjonalizmu. Na takie spektakle – jak dzieci z przedszkola – powinni być prowadzeni w fartuszkach: brać aktorska, reżyserzy i tzw. inscenizatorzy, całe to towarzystwo „robiące” teatr. A czasami mam wrażenie, że bardziej (przepraszam bardzo) – na…
To nie był wieczór egzaltów. To był po prostu wielki i wspaniały wieczór w teatrze. Teatrze wyobraźni zmaterializowanej.
Po rączkach całować KBF za sprowadzenie tego spektaklu.
To u Pani Kierowniczki to miały być tureckie TROMBY?
Prawdziwe tureckie to są tu 😎
http://www.youtube.com/watch?v=n_-Oi1evRSc
Bobiku
za strofę mi poświęconą – odwdzięczam się radosnym mym śmichem –
i ogólnie nastrojem pogodnem – niezbyt ostatnio tak modnem.
Budzą w nas koty – uczucie durne.
Wszakoż gdy tylko myśli me chmurne
skroś jaźni lecą oraz jestestwa
biegnę po pomoc do psiego królestwa.
Z jego szczekami, gonitwą, merdami…
i psiego serca wszystkimi wzlotami.
O tak, moi drodzy,
Psie serce wezbrane jest egzaltami.
Modny nastrój pogodny czy nie modny, ja wciąż od wczoraj mam euforyczny 😀
I jeszcze słoneczko, i ulubione widoki z okna między Krakowem a Tunelem, te różne odcienie zieleni, tu i ówdzie z makami a la Monet czy z fioletowymi kępkami macierzanki. Rozkosznie się jeździ po kraju o tej porze roku!
Tylko jeszcze żeby człowiek miał czas zanurzyć się też w tę przyrodę, a nie tylko podziwiać ją z okna…
Pomiedzy podziwianiem widoków przejrzałam wreszcie program wczorajszego spektaklu. I wyczytałam, że tam były naprawdę TYLKO świece! Nic dziwnego, że kiedy spektakl się skończył i ruszaliśmy do wyjścia, 60jerzy aż się żachnął od jaskrawości światła…
Ujmujące było, że sami realizatorzy też byli aktorami przedstawienia. Reżyser grał rolę Kleonta (i syna sułtana) oraz profesora filozofii w przezabawnym epizodzie, asystentka reżysera – Lucyllę, córkę pana Jourdain, choreografka tańczyła kilka ról, w tym hiszpańskiej damy, a jej asystent Julien Lubek był pysznym arlekinem rzucającym polskimi słówkami: „cześć!” „ładna dziewczyna”, „dziura” 🙂
60jerzy:
dzięki serdeczne od serca psiego,
które dziś wcale nie jest od tego,
żeby mu ludzie w radosnym stanie
zabezpieczali drobne smyranie. 😆
Pani Redaktor.
z poślizgiem ale odpowiadam na pytanie, jaki spektakl teatralny zrobił na mnie ostatnio wrażenie (nie odparłem od razu, gdyż w pierwszej chwili szukałem pamięcią pośród rodzimych produkcji – i był niejaki kłopot, a poza tym sami byliśmy oszołomieni po wyjściu z tej kapsuły czasu). Ale mam, oczywiście był taki spektakl. Oglądałem go jesienią (1 grudnia) w tym samym zresztą budynku Teatru Slowackiego w Krakowie. Po czym pisałem do znajomych b. podobne w tonie i ocenie słowa. To była „Kariera Artura Ui” w wykonaniu… Berliner Ensamble. Wbity w fotel oglądałem tę inscenizację i mógłym wówczas w tym fotelu siedzieć, siedzieć i… doczekać wczorajszego wydarzenia. A byłoby o czym myśleć.
I tak na marginesie – był czas, gdy obydwa te spektakle miały fenomenalne polskie realizacje. To tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zarzucił, że cudze chwalicie, a swego… Znamy i pamiętamy.
No właśnie, o Mieszczaninie z Kobielą w Teatrze Telewizji nawet wczoraj wspominaliśmy 😀
A mnie dzisiaj przez całą drogę do domu przesuwały się przed oczami obrazki z wczorajszego przedstawienia: pani Jourdain z zatkanymi uszami i pantomima reszty towarzystwa, pan Jourdain ćwiczący szermierkę i dykcję, arlekin, który zgubił dziurę w gitarze, pyszna scena „oturbanienia” i mnóstwo innych. Prawie jakbym jeszcze raz oglądała to przedstawienie 🙂
Światło świec działa kojąco, nastraja na odbiór bardziej subtelnych sygnałów. To taki szept światła (reflektory np. często krzyczą).
No to mała garstka wspomnień z rozkosznego dnia wczorajszego 😀
I jeszcze piesek.
Pyszne te wspomnienia 😀 Jakoś tylko soczku z kiwi nie uwieczniłyśmy, a też był wart 😉
Wysłałam mailem pewne zwierzątko (na ten drugi adres, ten niepolityczny) 😉
Kierowniczko,
kilka z tych zdjęć należałoby walnąć Łasuchom pod oczy 😉
Bardzo ładne zwierzątko 🙂
Ja mam do wysłania parę zdjęć, niektóre jeszcze z poprzedniego spotkania, i wyślę pewnie jeszcze dziś 🙂
A teraz słucham wreszcie dostanego Anderszewskiego. I już wiem, co 60jerzy miał na myśli mówiąc „z buta” 😉
Bardzo dziękuję za obrazki z Krakowa 😀 Wysłałam jeszcze muzyczną pocztówkę z dalekiej przeszłości 😉
Przed chwilą studiując program Dwójki aż podskoczyłam z radości (a i euforia pokrakowska trwa): w najbliższy czwartek o 19.00 retransmisja londyńskiego koncertu Les Musiciens du Louvre i Marca Minkowskiego (Purcell, Haendel, Haydn)
http://www.polskieradio.pl/dwojka/audycje/artykul100439.html
No nieźle, ledwie rozpoznałam tego Machaut, dopiero kiedy weszły już wszystkie głosy 😉 To tak się wykonywało, że z początku bez górnego? 😯 Czy to może tylko koncepcja Marcelka?
Na prezentacji powarsztatowej MP trochę tłumaczył publiczności, pokazywał najpierw jeden głos w różnych tempach, potem dwugłos, trzygłos, w końcu czterogłos 😉 W ogóle będziemy śpiewać w różnych konfiguracjach głosów (z powtórzeniami części), zresztą różne konfiguracje są też na nagraniu Ensemble Organum. Ten Machaut ma potężną energię, a już w bezpośrednim zetnięciu to wręcz elektryzuje.
A jeszcze wiadomość dla miłośników Wagnera: w Multikinach, tych, gdzie dotąd, o 18. (w Szczecinie i w warszawskich Złotych Tarasach o 18.30) Tristan i Izolda z La Scali, w reżyserii Patrice’a Chereau, pod batutą Barenboima. Śpiewają m.in. Ian Storey (Tristan), Waltraud Meyer (Izolda), Matti Salminen (Król Marek).
Z kolei Cinema City daje tym razem balet – Śpiącą królewnę z Covent Garden. Tego samego dnia (o 19.), ale powtarza jeszcze 12 czerwca o 14.
Dopiero teraz, wgryzając się dokładnie w www Theater an der Wien – na okoliczność premiery sierpniowej „Don Giovanniego” – zauważyłem, że to jest wznowienie spektaklu z jubileuszowego 2006 roku – ale w zmienionej obsadzie i kierownictwie muzycznym. Widać, że pojęcie „premiera wznowienia” przyjęło się nie tylko u nas. W spektaklu prowadzonym przez Alessandriniego (insc. Keitha Warnera) zaśpiewają m.in. E.Schrott, A.Kurzak (jako Donna Anna), H. Müller-Brachmann, V.Gens.
A.Kurzak w następnym sezonie zaśpiewa ponadto (obok Vivici Genaux) w „Tankredzie” (dyr. R.Jacobs z O. de Ch.-E.). A jako podróż sentymentalną (po krakowskich Misteriach) można polecić „Armida al campo d`Egitto” Vivaldiego w wyk. Concerto Italiano z R.Alessandrinim oraz m.in. paniami Sarą Mingardo i Rominą Basso (wersja koncertowa, 22.10.br).
Czy jakaś zaprzyjaźniona ludzkość widziała tego wiedeńskiego Giovanniego? Podobno miejscowa ludność oraz recenzenci obcmokali toto (cóż, mamy „austriackie gadanie”, również byłbym ostrożny z „austriackim cmokaniem”). Poza tym oni cmokali po zwalcowaniu premiery „Czarodziejskiego…” Lupy. Ale tu p. Red. sama przejechała się po tej nieudanej premierze.
A ta czwartkowa retransmisja to dokładnie program zapowiedzianej na listopad płyty (2 CD) MMi LMdL.
Pozdrówka i zapalam świeczki. Siła inspiracji tkwiąca w tym wynalazku istoty ludzkiej jest wielka – wielka i zapomniana. Podobnie jak znaczenie ciszy.
Rano, TROMBY!.
A i w Krakowie też się będzie operowo działo: 22 października „Agrippina” Haendla z Europa Galante, a 18 grudnia „Rinaldo” z Accademia Bizantina. No i pojawiły się pierwsze sygnały na rok przyszły: marzec „La fida ninfa” Vivaldiego (Ensemble Matheus), maj „Ottone in villa” tegoż (Il Giardino Armonico).
W sprawie MdLG i czwartkowej retransmisji: To był, z tego co pamiętam, pierwszy koncert z cecylkowym programem, a na płytę zarejestrowano któryś z późniejszych.
Wszystkim dobrego dnia 🙂
Popieram przedmówczynię 😀
PAK-u, dziękuję za pyszną przesyłkę 😉
A ten wiedniowy DG zapowiada się obiecująco…
Ja też jestem za dobrym dniem i mam nadzieję, że zostanie wybrany zdecydowaną większością głosów! 😆
„Mieszczanin szlachcicem” zapewne był rozkosznym spektaklem- ale opis tego przedstawienia jest równie świetny. Dzięki niemu możemy sobie to z łatwością wyobrazić. I dzięki zamieszczonym linkom.
Przypomnę scenę pana Jourdain z nauczycielem muzyki i tańca.
Nauczyciel tańca: Muzyka i taniec. Muzyka i taniec to wszystko czego człowiekowi potrzeba.
Nauczyciel muzyki: Nie ma nic, co by było równie pożyteczne dla państwa jak muzyka.
NT: Nie ma nic, co by było ludziom niezbędne jak taniec.
NM: Bez muzyki państwo nie mogłoby istnieć.
NT: Bez tańca człowiek byłby do niczego niezdatny.
NM: Wszystkie niesnaski, wszystkie wojny w świecie wynikają tylko z zaniedbania wiedzy muzycznej.
NT: Wszystkie nieszczęścia ludzkie, klęski, których tak pełno w historii, głupstwa polityków, przegrane bitwy, wszystko to pochodzi jedynie z niedostatecznej umiejętności tańca.
Pan Jourdain: Jakże to?
NM: Czy wojna nie wynika z braku jedności?
PJ: To prawda…
NM: Gdyby więc wszyscy uczyli się muzyki, czy nie byłoby to drogą do zgodnego zestroju, który zapewniłby pokój całemu światu?
PJ: Ma pan słuszność.
NT: Skoro człowiek popełni jakiś błąd, bądź w rządzeniu państwem lub prowadzeniem armii, czy nie powiada się: zrobił fałszywy krok?
PJ: Prawda; mówi się tak.
NT: A zrobienie fałszywego kroku czy może wynikać z czego innego niż z nieumiejętności tańca?
PJ: Daję słowo, macie słuszność.
NT: Chcieliśmy panu tylko wykazać doskonałość i pożyteczność tańca i muzyki.
Pan Jourdain: Teraz mi to jest zupełnie jasne.
(tłum.Boya Żeleńskiego)
Migawki i wywiady z „Mieszczanina szlachcicem” w Krakowie:
http://www.operarara.pl/pl/4/0/22/mieszczanin-szlachcicem–teatr-im-juliusza-slowackiego
hoho, widze, ze Wielkie Obżarstwo w Krakowie było;-))! jak szkoda, ze ja teraz u siebie bywam i nie moglam dotrzymac towarzystwa.
Ogladalam ten spektakl kilka razy i zawsze znajdowalam w nim cos wspolczesnego, czy oczami dziecka czy oczami starszej osoby.
Zapomniałem dodać jeszcze jedną obserwację ze spektaklu. Mianowicie muzycy w kanale, w długich okresach niegrania, gdy na scenie działy się rzeczy cudne i cudowne – zadzierali główki, stając się wraz z nami widzami – po prostu. Tak samo bawiącymi się i podziwiającymi swoich kolegów i koleżanki na scenie. Dalej siedzą w człowieku wszystkie emocje po tym spektaklu.
JoSe: kto uprawiał Obżarstwo, ten uprawiał. Ja tam, Panie dzieju, uprawiałem w niedzielę podróżną ascezę. Dlatego w scenie uczty (gejzery pomysłów + brawurowe wykonanie) się zapadłem ja w sobie, poczułem swoją wiotkość jako bardziej eteryczną niż zazwyczaj, cała „Fizjologia smaku” potem zrosiła mi czoło, ale szczęśliwie akcja poszła do przodu i na haju (zasługa reżysera) leciałem dalej. I tak lecę cały czas – ale widzę, że w licznym towarzystwie – które pozdrawiam promiennie (szczęśliwie w stanie pośniadaniowej sytości, a tuż przed truskawkową orgią).
Pani Tereso – czy paryskie truskaweczki takie same w samku i zapachu jak zeszłotygodniowe polskie? Pozdróweczka ślę.
Oczywiście – to do Pani Teresy – w pytaniu o truskaweczki pytałem o smaki i zapachy a nie o samki – bawidamki. Jest przynajmniej powód do powtórki z pozdróweczek 🙂
O, dzień bez truskaweczek to dzień stracony! Na szczęście dziś już pierwszy seans truskawkowy za mną 🙂
Nie miałam świadomości, że w niedzielę na „Mieszczaninie” rząd przede mną na scenie uczty Jerzy cierpiał katusze. Z pewnością oglądałabym z większą empatią, myśląc o tych, co w ascezie. Na szczęście haj pomógł im przetrwać 😉
Teresa ma pewnie różne zajęcia popowrotne (miała wrócić do Paryża wczoraj). Mam nadzieję, że za tydzień truskawki jeszcze będą 😉
Ojejku, szukaja mnie, a ja jestem taka Lajza, ze nawet nie Minelli. I nie mina jeszcze przez jakis czas.
Truskaweczki przylecialy w duzej torbie o polnocy. Czekaja na upojny wieczor. Sa polskie, nawet warszawskie. Francuskie beda od jutra, porownam, powiem (tylko czy we Francji mozna kupic francuskie truskawki – wot problem).
Że też Ci się chciało wozić… 😆
Wiesz, mialam do wyboru wyrzucic, zostawic w lodowce dla zeba czasu, albo miec frajde w Paryzu.
A ze jakos tak wszystko wcisnelo sie do walizki, zostalo miejsce w podrecznej torbie. Decyzja. Sekunda i wio.
Ale ze sie nie czepiali… Mogly byc przecie z ladunkami wybuchowymi
Teraz przyszlo mi na mysl, ze sluzby amerykanskie nie przewidzialy ladunku wybuchowego w truskawkach, dlatego nie bylo problemu. Swego czasu z butelkami tez nie bylo. I ze szminkami tez.
A i owszem, ja na ten przykład trzy lata temu przemyciłem szampon! W bagażu podręcznym. Ale do dzisiaj zachodzę w głowę nie nad głupotą służb celnych w Seattle, tylko swoją własną: do czego mi w bagażu podręcznym był potrzebny szampon (na raptem 2,5 godziny lot). Gubię bilety na koncerty, ale jak kwoka nad pisklętami roztaczam opiekę nad małym ślicznym, pachnącym, słodziutkim szamponiątkiem. Jedyna okoliczność łagodząca: upierzony łeb (własny) – jeszcze.
Przeciez szampon sluzy do spieniania przeciwnika… Niezbedny w podrozy.
Czasem też dobrze kogoś wpienić 😆
Ja się tak nie bawię! Teresie przepuścili bombowe truskawki, Jerzemu przepuścili wysokopienny szampon, a mnie w Dortmundzie odebrali niewinny słoiczek róży cukrowej, przeznaczonej dla Heleny, choć po samym zapachu można było poznać, że to róża, a nie marmolada z semtexu. 🙁
Miałem ochotę walnąć kogoś tym słoikiem w zakuty łeb i od razu udowodnić, że to jednak groźna broń. 👿
Drogi Bobiku:
Czym dla psinki róża jest,
każdy z nas rzecz jasna wie.
Pachnidełkiem, rach ciach ciach.
Ingredientem, rach ciach ciach.
Dla Helenki giftem, bach!
Zaś dla gwardii na lotnisku
tajna broń to. Więc po pysku
Pachnidełkiem, rach ciach ciach.
Ingredientem, rach ciach ciach.
W łeb zakuty słojem, bach!
O, delicjo ma różana,
W szklaną suknię przyodziana.
Dla nas jesteś niczym sex,
Dla debili żeś – semtex.
Mieszczanin szlachcicem niczego sobie (był Crebs w niedzielę). Na www Opery ogłoszono właśnie kolejne tytuły – Handel (Agrippina, Rinaldo) i Vivaldi (La fida ninfa, Ottone in villa)
http://www.operarara.pl/pl/4/0/23/pierwsi-potwierdzeni-artysci-opera-rara-2010
Przypomina mi to ogłoszenia Open’erowych gwiazd. I podsycanie zainteresowania.
No i co, źle? Właśnie że bardzo dobrze 😀
Tośmy się z Crebsem spotkali nieświadomie…
He, he… od początku mówiłam 😈
http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,6676556,Krakowska_Opera_do_remontu.html
TROMBY na cześć spotkań świadomych, nieświadomych i podświadomych 🙂
Bobiczku, a mnie kiedys odebrano zapomniana w torbie malpeczke spirytusu. 😉 Zeby chociaz wypili, ale skad. Do kubla.
TROMBY zaiste blyskotliwe, a Towarzysz PAK niczym Emmmanuellll Kant w Krolewcu Kaliningradem zwanym.
Dzis po poludniu bede porownywac smak truskawek. Na razie zanosi sie na deszcz, a im bardziej zanosi sie na deszcz, tym bardziej deszcz staje sie prawdopodobny.
Nadeszła pora powtórzyć pytanie: dlaczego ogórek nie śpiewa?
I nie zadawalać się prostym wyjaśnieniem, tylko zbadać dogłębnie i naukowo przyczyny…
Dzień dobry!
Ogórek nie śpiewa, bo nawet nie ma szans, kiedy trafia do naszej paszczęki…
A w TROMBACH PAK też już, widzę, świetnie się wyspecjalizował 😀
Ja uważam inną wersję za bardziej prawdopodobną. Ogórek słyszał, że Pani Kierowniczka jest łasa zarówno na ogórki, jak i na śpiewanie i doszedł do logicznego wniosku, że jak będzie siedział cicho, to ma większą szansę być niezjedzonym przez Kierownictwo.
Ogórki nie są głupie! 😉
zeen:
Jest taka orkiestra, która gra na warzywach i owocach. Ale co robią z ogórkiem — nie wiem.
Witam, jest już program tegorocznej Wrtaislavii:
http://www.wratislaviacantans.pl/program.html
Po zeszłorocznej repertuarowej homofonii wahadełko poleciało w drugi biegun – dla każdego coś miłego. Ale jest pewien oczekiwany brylancik 🙂 – obok paru perełek. Generelnie – jubilerstwo dosyć obiecujące.
zeen:
Nawet myślałem, by kiedyś włączyć do tromb, ale uznałem, że nie dość atrakcyjne.
60jerzy:
No to mam o czym myśleć. To znaczy o Teodorze 🙂
O 🙂 – to o programie Wratislavii. 6 i 7 września jak dla mnie b. kuszące 🙂 Chyba się nie oprę 🙂
Ja do kajecika wpisałem cztery daty. Ale widać już skąd wzięla się taka zwłoka w obwieszczeniu repertuaru.
PAK-u, jak to nieatrakcyjne 😆
Jak patrzę na program Wratislavii, to myślę oczywiście przede wszystkim o 7.09. 6.09. nie mogę, bo mam już zobowiązania w Warszawie – coś mam gadać na festiwalu Warszawa Singera.) Teodora już mniej, bo McCreesh mi się znudził 🙁
Ogorek? Nie spiewa? A ogorkowe TROMBY?
http://www.youtube.com/watch?v=U3OxKdDxkpg
No łajza, przecież to już zalinkował powyżej PAK 😀
No dobra, można się zgodzić, że ogórek trombi. Ale ze śpiewaniem sprawa nadal nie jest jednoznacznie wyjaśniona.
Lajza Totalna i Nienadazajaca!!!
Moja kulpa, korze sie przed wszystkimi. Nie bijcie, tylko nie bijcie.
http://www.youtube.com/watch?v=iZjhjvLO4f4
Czy sie wykupilam choc troszke?
O! Ogórek śpiewa! I to nawet w duecie z pomidorem! 😀
No, to się zapowiada spotkanko siódmego – szkoda tylko, że nie w Świdnicy.
Do Świdnicy też byłoby na co się wybrać…
W ogóle jeszcze się zastanowię nad terminami.
Ale siódmego – yes, yes, yes! 😀