Dziwne hobby pana Staiera

Już po połowie występów Andreasa Staiera na ChiJE, czyli po dwóch jego występach. O koncercie Fielda już pisałam. Ostatniego wieczoru był pierwszy z koncertów z Christophem Prégardienem, w czwartek o 17. solowy recital (Clementi, Field, Schubert, Schumann), a w piątek o 19.30, też z Prégardienem, cała Winterreise.

Teraz zaczął od Chopina – pieśni – i to jedyna forma jego wykonania utworów tego kompozytora, na jaką się zgodził. Na konferencji prasowej zapytany o to powiedział: – To nie dlatego, żebym nie lubił Chopina. Owszem, bardzo go lubię i w domu nawet czasem grywam jego utwory, ale nie wydaje mi się, żebym był jakimś wybitnym chopinistą. Cóż za skromność: niejeden nie jest, a gra Chopina i się nie przejmuje… Za to Staier wyraził tu swoją wdzięczność, że mógł wykonać koncert Fielda po raz pierwszy, odkąd go nagrał 11 lat temu, ponieważ jest do niego potrzebna dość duża orkiestra, a organizatorzy festiwali, jak tylko słyszą o dużej orkiestrze, to wolą, żeby grała Beethovena, bo więcej ludzi przyjdzie.

Spytano go, jak to się stało, że zabrał się za dawne fortepiany. Odparł, że kiedy studiował grę na fortepianie jeszcze współczesnym w Antwerpii, obok było muzeum instrumentów. Kiedy natknął się na stare fortepiany i spróbował na nich grać, stwierdził, że pewne problemy w niektórych utworach rozwiązują się lepiej właśnie na takich instrumentach. – Stąd moje dziwne hobby – powiedział.

To dziwne hobby obejmuje też studiowanie repertuaru. Staier szpera po bibliotekach, zamawia nuty, studiuje zawzięcie i nie uważa tego czasu za stracony. – W wyborze repertuaru zdaję się na swoją intuicję. Jeżeli w ciągu pierwszego kwadransa utwór mnie zainteresuje, to znaczy, że warto go wykonywać. Na Norberta Burgmüllera trafiłem dzięki krytykom Roberta Schumanna, który go chwalił, a on miał znakomity gust – pamiętamy przecież, że to on jako pierwszy w Niemczech nazwał Chopina geniuszem.

Zadano mu też pytanie, co sądzi o tym, że coraz więcej utworów gra się na instrumentach z epoki – już nawet sięgano do impresjonistów. – Czasem mam wrażenie, że to się rozrasta jak rak – zaczął złośliwie swoją odpowiedź, ale potem powiedział coś bardzo ciekawego: – Mniej istotny jest instrument niż styl gry. Pianiści w prostej linii od uczniów Chopina, jak Raul Koczalski [był uczniem m.in. Karola Mikulego – DS], grali zupełnie inaczej, choć na współczesnych instrumentach. Kultura wykonań fortepianowych przed I wojną światową była całkiem inna niż dziś.

Kolekcja instrumentów NIFC bardzo mu się podoba. Fielda, jak już wspomniałam, grał na pleyelu, pierwszy koncert z Prégardienem – na erardzie, a Winterreise będzie grał na kopii instrumentu Conrada Grafa. Schubert mieszkał w Wiedniu obok warsztatu Grafa i używał jego instrumentów.

Ostatni wieczór zaczęli, jak już wspomniałam, od pieśni Chopina, i było to urocze. Prégardien śpiewał po niemiecku, co mogło ubawić, ale widać było, że lubi wiedzieć, o czym śpiewa; polszczyzna byłaby pewnie też dla niego zbyt trudna do wyuczenia. Pierwszą część uzupełniły Pieśni do wierszy Ernesta Schulze Schuberta. W drugiej najpierw wspomniany Burgmüller, który okazał się interesujący jako ogniwo między Schubertem a Schumannem, wreszcie na zakończenie kilka rzadziej wykonywanych pieśni Schumanna. Mimo że cały program trwał dość długo, bo zakończył się koło 21.30, to jeszcze udało się wyprosić dwa bisy: dwie pieśni o tym samym tytule Sehnsucht, ale do innych tekstów – Schuberta i Schumanna.

Przepiękne to było. A Prégardien okazał się prawdziwie wszechstronny. Koleżanka siedząca z tyłu szturchnęła mnie nawet w pewnym momencie: słuchaj, czy to aby na pewno jest tenor? Rzeczywiście, w jednej z pieśni Burgmüllera zaśpiewał w prawdziwie barytonowej skali w samym zakończeniu, gdzie to obniżenie głosu znakomicie podkreślało złowieszczość tekstu (mowa była w tym momencie o grobie).

Po kolejnych występach Staiera będę tu oczywiście dopisywać relacje. Jeszcze tylko dodam, że o 17. był recital Magdaleny Lisak, która dziś specjalizuje się raczej w muzyce XX wieku; gra nieco szkolnie, ale solidnie. Bardzo ciekawy był pomysł programowy: zestawienie etiud Chopina (op. 10), Debussy’ego (zeszyt I) i Ligetiego (księga I). I tak naprawdę to tylko Ligeti się w tym programie liczył. To wielka muzyka.

PS. Dla tych, co nie zaglądają do komentarzy: tutaj jest relacja z recitalu Staiera, a tutaj – z Winterreise.