Martha tańczy poloneza
Dziś wieczorem w pierwszej części były dwa koncerty skrzypcowe, ale równie dobrze mogłoby być cokolwiek innego: bardziej niż się słuchało, czekało się na to, co nam przyniesie część druga. Tymczasem przebrzmiał koncert Karłowicza w wykonaniu Agaty Szymczewskiej (dziś chyba w nienajlepszej formie) i koncert Mendelssohna grany przez starszego z braci Capuçon – skrzypka Renaud. Grał pięknym dźwiękiem (Guarnerius!), żywo i wdzięcznie. Ale cóż, czekało się na ten wystrzał z „Aurory”…
Otóż program ułożono dość specjalnie – rzadko zdarza się, by w środku koncertu symfonicznego grano utwór solowy, a właściwie duet. Pomysł był świetny, bo za jego pomocą pokazało się, jak podobny jest Polonez C-dur Chopina na wiolonczelę i fortepian do finału Koncertu potrójnego Beethovena, również alla Polacca. Nawet tonacja ta sama. Młodszy z Capuçonów, wiolonczelista Gautier, zagrał z Marthą. Wyszedł taki drobniaczek długowłosy z dość już obszerną panią w granacie, z rozpuszczonymi jak zawsze, ale już bardziej szpakowatymi niż czarnymi włosami. Ale to ona z tej dwójki elektryzowała już od pierwszego pasażu! On zarażał się od niej energią, a poloneza zagrali z prawdziwym ogniem. Tak po polsku. Martha ma to w małym paluszku, tutaj jej wykonanie z Mischą Maiskym sprzed równo 30 lat, a w komplecie wydanym swego czasu przez Deutsche Grammophon nagrała ten polonez z Rostropowiczem.
A potem Koncert potrójny. Cała trójka rozmawiała ze sobą – bardzo spektakularnie dialogowali braciszkowie, ale w garści trzymała wszystko Martha, i to prawie się na nich nie oglądając. Przypomniało mi się najlepsze wykonanie tego koncertu, jakie słyszałam na żywo: Beaux Arts Trio, podówczas w składzie Ida Kavafian/Peter Wiley/Menahem Pressler (ten ostatni przez całe 53 lata trwania zespołu). Tam układ sił był trochę inny: Pressler, słodki tyran, oglądał się na pozostałych cały czas, uśmiechał się i pociągał za sznureczki, ale za to solo wiolonczelowe Wileya w II części było absolutnie wyjątkowe. Gautier nie był aż tak dobry, zagrał je zbyt szerokim dźwiękiem, więc trochę było wahań intonacyjnych. Ale polonez znów przyniósł taki zastrzyk energii, że długo oklaskiwaliśmy muzyków na stojąco. Zabisowali samą końcówką poloneza. Tutaj i tutaj ta część z tymi właśnie solistami.
Wcześniej, po południu, grał duet pianistów Nikolai Lugansky i Vadim Rudenko. Zbyt masywnie brzmiały dwa fortepiany w sali kameralnej, a i było słychać od czasu do czasu, że pianiści na co dzień nie stanowią duetu – każdy z nich jest świetnym solistą. W programie znalazła się „łatwa” Sonata C-dur Mozarta w opracowaniu (dość koszmarnym) Griega, Rondo C-dur Chopina (kolejny młodzieńczy wykwit styli brillant), przyciężko zagrane Wariacje na temat Paganiniego Lutosławskiego, a w drugiej części transkrypcja La Valse Ravela (niewiele tam było z walca) i II Suita Rachmaninowa, która wypadła chyba najlepiej. Na bis też był dwa razy Rachmaninow, a między nimi – coś, co koledzy wzięli za Scaramouche Milhauda, a moim zdaniem było to coś innego, no i faktycznie. Ale nie wiem, co.
Minizlocik się rozpoczął: spotkaliśmy się ze Stanisławowstwem i 60jerzym o 17., po czym tylko z tym ostatnim poszliśmy na wieczorny koncert – goście gdańscy zrobili sobie wolny wieczór i wybierają się na Marthę niedzielną. Z nimi za to spotykamy się w południe na Stworzeniu świata, 60jerzego wyślę na próbę otwartą (też biletowaną) Orkiestry XVIII Wieku z utalentowaną japońską trzynastolatką Aimi Kobayashi, a wszyscy spotkamy się wieczorem.
Komentarze
Czekałem z zapartym tchem na tę relację, dzięki też za link, dobranoc.
Dorzucę jeszcze parę słówek – w przerwie przewidzianej kodeksem pracy.
Gdy idę na koncert najszczęśliwszy jestem, gdy prócz artysty, spotkam człowieka – jakkolwiek by to banalnie nie zabrzmiało. Zanim trójka solistów pojawiłą się na estradzie – dała się słyszeć, gdy kończyła ze sobą rozmowę w korytarzyku prowadzącym na estradę. Gdy Martha usiadła przed fortepianem. głęboko westchnęła, takie coś w rodzaju „ach, chyba trzeba już zacząć”. Ale bardziej jako sygnał dany sobie, by skupić się, niż jako komunikat „i znowu do pracy”. Zresztą już pierwsze jej pojawienie się na estradzie w drugiej części wieczornego koncertu wywołało burzę braw, którymi cała sala chciała wyrazić jedno: Martho, witaj w domu. I tak chyba M. to odebrała. Zdolność dzielenia swej uwagi u niej jest niebywała – znajduje nawet podczas gry (swojej!) czas na to, by ogarnąć spojrzeniem publiczność. I ten radosny uśmiech po koncercie. Jest wręcz zdumiewające, jak bardzo młodzieńcza w dalszym ciągu jest Martha. Matka, babcia, obszerna (ale nie aż tak bardzo 🙂 ), niekruczowłosa, za to naturalnie szpakowata i w całej swej nadzwyczajności naturalna. Swoimi interpretacjami wykuła sobie własny pomnik – nie będąc postacią w żaden sposób pomnikową. Bo czy do pomnika mówimy „nasza Marta”?
POBUTKA bardzo nie Marthowa, za to POBUTKA mniam-mniam-mniam, życząca smacznego śniadania!
Do pomnika raczej nic nie mówimy – bo może się to nie najlepiej skończyć… (vide Don Giovanni)
Dzień dobry wszystkim 🙂
A dzień dobry, dzień dobry.
Już po spanku i śniadanku
oraz rannym short-zadanku
Co tu robić, by zarobić
nic nie robić – ale pożyć.
Short-zadanie mózgu pranie
w rezultacie – obłąkanie.
A dzień dobry 🙂
Rozłożyła mnie POBUTKA. To tylko w Japonii możliwe 😆
Też po śniadanku, za godzinkę na Haydna. Wcześnie się obudziłam i zdrzemnęłam się potem znów. Mam nadzieję, że na koncercie nie przysnę 😉
Tego Bach to chyba koty wyśpiewują 🙂
Dzień Dobry Pani,
czy będzie wpis o dotyczący piątkowego „Winterreise”?
Pozdrawiam
Witam Bibera,
o Winterreise jest tutaj.
Dobry wieczór. Wygląda na to, że znowu przerywam wielogodzinne milczenie. Ciekawe, czy zeen (małą literą) tym razem też mnie dopadnie.
Bardzo jestem ciekawa Aimi Kobayashi. Zawsze zastanawiał mnie fenomen dzieci uzdolnionych muzycznie. Interpretacja utworu to przecież forma bardzo osobistej wypowiedzi – o ile wierzę, że 13 czy 14 latek może się wypowiadać sprawnie od strony technicznej, nie jestem pewna, jak wiele może mieć do powiedzenia. Tak od siebie, z głębi serca i głowy.
Właśnie wysłuchałem w całości w dwójce całego wczorajszego koncertu. Wrażenia identyczne jak PK: oczekiwanie na wystrzał z Aurory. Koncertu Karłowicza nie lubię, (a wykonania Wandy Wiłkomirskiej nie słyszałem), Mendelssohn był ładnie grany – ale jest zbyt oklepany i trzeba wykonania genialnego (a nie bardzo dobrego jak w tym przypadku) aby porwać. Natomiast to co było potem – ponad wszelkie pochwały. Aurora wystrzeliła i powaliła.
Vesper, nie ma tak dobrze, żeby zeen dopadał raz po raz. 😀 To by mu zresztą groziło inflacją, nie mówiąc już o tym, że za każdym dopadnięciem kły się trochę ścierają, więc rozsądny wampir powinien ich nieco oszczędzać. 🙂
A nie odrastają?
Co poniektóre stworzenia gryzące mają działające w ten sposób siekacze 🙂 .
Szanujący się wampir chyba uznałby porównanie z gryzoniem za uwłaczające jego godności 🙂
Ale skoro nietoperz to niemal mysz ze skrzydłami… 😉
A w każdej drzemie batman …
Pytanie tylko, czy komiksowy, czy też taki:
http://www.askoxford.com/concise_oed/batman?view=uk
Z koncertem Karłowicza wyjaśniło się o tyle, że Agata Szymczewska, biedula, została zawezwana jako nagłe zastępstwo. Miał się go nauczyć Renaud Capuçon – ale nie zdążył.
Przyszłam przed chwilą i wciąż jestem na haju. Dziś oczekiwanie na wystrzał z „Aurory” miało swoje duże walory. Na początek poemat Siergieja Lapunowa Żelazowa Wola, z cytatami z polskich pieśni ludowych, z Mazurka op. 17 nr 4 i z Berceuse. Istna muzyka filmowa. Potem jedno z wielu słusznie zapomnianych dzieł: II Koncert fortepianowy b-moll Giuseppe Martucciego, z którego nie dało się zapamiętać prawie nic, ale najbardziej przypominał nie, jak napisano w programie, Brahmsa czy Wagnera, tylko Francka. Ale nic to, Nelson Goerner grał jak młody bóg. Po raz kolejny pomyślałam o głuchym jury konkursu chopinowskiego, które go swego czasu odwaliło
Dostał wielkie owacje, ale nie bisował. Potem, po przerwie, najpierw Martha zagrała Koncert G-dur Ravela. Skrajne części były momentami niemal jak improwizacja jazzowa, z niezliczoną ilością różnych barw, w środkowej pięknie oddała ten nastrój cudownej prostoty. Finał rozgrzał do białości; na sali było dużo młodzieży, która wraz z brawami się wydzierała, że się tak brzydko wyrażę. No, ale należało się.
Oczywiście wiele rzeczy wykonała całkiem inaczej niż w zalinkowanych nagraniach, ale ona nigdy nie gra dwa razy tak samo.
Potem był znów Koncert potrójny Beethovena, w którym skrzypek był jakby o włos gorszy, a wiolonczelista o włos lepszy niż wczoraj. Martha była constans – zawsze cudowna 🙂 Pierwszy bis zagrali taki, jak wczoraj, drugiego nie zidentyfikowałam – wolna część jakiegoś romantycznego tria.
Pani Kierowniczka od wczoraj na haju? To w końcu była to Marta czy Marycha? 🙂
Jeszcze o Haydnie w samo południe. Wersja dla dzieci polegała na tym, że Stworzenie świata było porządnie skrócone (np. z III części tylko chór końcowy), na ekranie wyświetlano tłumaczenia, a pomiędzy częściami brykał po sali Krzysztof Gosztyła w czerwonej muszce i robił za diabła. Brüggen robił za Boga, który się nie odzywa, a stwarza. Stwarzał muzykę pięknie zagraną i zaśpiewaną (dobry komplet solistów: Johannette Zomer, Marcel Beekman i David Wilson-Johnson), jednak zagłuszaną przez jazgot biegającej po sali bachorii – przyprowadzono zbyt dużo takich maluszków, do których nie dochodziło, co się właściwie dzieje i osochodzi. Dla takich półtorej godziny to też było za dużo.
Dzieciaki mogły siedzieć z przodu na poduszkach. Teraz, przed koncertem, to jeszcze spokojnie wygląda…
To był bardzo intensywny dzień. Powiem już dobranoc. Pewnie coś jeszcze napisze 60jerzy, który już jedzie do domu 🙂
Jerzy nie pisze ranki i wieczory… 🙁
To ja może jednak zgaszę światło i zaśpiewam kołysankę, a resztę przełożymy na jutro… 🙂
A guzik prawda.
Melduję autodonos samego siebie do siebie.
Jerzy teraz w ogóle nie pisze, bo musi wyrobić się z pracami przed wyjazdem na urlop – mnie to słowo strasznie ostatnio i bawi i rajcuje.
Wieczór w każdym razie był cudny. O takich to można pisać i z miesięcznym i kwartalnym i rocznym poślizgiem, bo wszystko co się zdarzyło siedzi i w głowie i w duszy. I nic tego stamtąd nie ruszy.
Dobranoc śpiochom. Lub pewnie stosowniej: dzień dobry.
POBUTKA, w której jest niemal wszystko, a już na pewno gratulacje dla Kubicy za 1 punkt!
Fajne pomysły 🙂
Witam!
Jeśli można, dorzucę swoje trzy groszem: otóż wyszłam wczoraj z Filharmonii z dużym niedosytem i lekkim niesmakiem. Przykro było patrzeć i słuchać koncertu z TAKĄ pianistką w roli głównej, której blask przykryty został nędznymi, nic nie wnoszącymi utworami w części pierwszej, nie nazbyt rewelacyjnymi braćmi Capucon, orkiestrą, która potrafiła zagłuszać solistów! Jak może dyrygent dopuścić, żeby Varsovia grała nieczysto i brzydkim dźwiękiem – przecież to zupełnie nie ich styl! Gra Marthy – prawdziwa, swobodna i głęboka, zetknęła się z pretensjonalnym wykonawstwem wiolonczelisty i bezosobowym skrzypkiem… Chciałoby się usłyszeć legendarną Marthę w recitalu
albo współpracującą z muzykami równymi sobie. Szkoda.
A co tu tak cicho? Bobik przełożył chyba na pojutrze 🙂
Jeśli o mnie chodzi – to siedzę cicho po wczorajszej retransmisji koncertu, na którym Marta Argerich wspólnie z braćmi Capucon zagrali Koncert potrójny Beethovena. Dzięki PK byłem przygotowany na wyjątkowe przeżycie – i tak się stało. Dziś nie chce mi się nastawić żadnej muzyki, wolę mić w uszach tamto wczirahsze.
Powiedziałem, że przekładam na jutro, ale wszyscy przecież wiedzą, że ja późno wstaję. 😆
A poza tym, w związku z tym, że skończyłem wczoraj pilną robotę, miałem dziś strasznie dużo pilnej roboty. 🙄
A ja mam wrażenie, że wszyscy się boją, że jak przerwą ciszę, to zeen to po swojemu skomentuje 😉
Witam czaplę. Braci C. Martha sama przywiozła, grała z nimi nie raz i zapewne bywali w lepszej formie albo uznali, że w Warszawie nie muszą się przesadnie starać 🙁 O złej formie SV też już wspominałam i niepokoi mnie to bardzo. Ale co do części pierwszej, polemizowałabym. Ja oczywiście nie mam – jak już dałam wyżej wyraz – wielkiego szacunku do utworów Lapunowa i Martucciego, ale Goerner był naprawdę wspaniały i jest taki, cokolwiek by grał. W innym wykonaniu w ogóle pewnie nie dałoby się tego słuchać. A wstawianie do programu tego typu utworów jest dla mnie cenne z paru powodów. Po pierwsze, można się przekonać, co Chopina kształtowało, po drugie, co z inspiracji jego muzyką wyrosło. A po trzecie, słuchając tego wszystkiego widać jeszcze bardziej, jakim Chopin był gigantem. I pewnie w gruncie rzeczy przede wszystkim o to chodzi 😉
Wypada też powiedzieć słów parę o koncercie, z którego wracam. Dziś niestety rozczarowanie. Japońskie dziecko – 13-letnia Aimi Kobayashi – gra przyzwoicie, ale nie powalająco. Zwłaszcza trzy bisy chopinowskie (Scherzo h-moll, Etiuda cis-moll i Nokturn cis-moll op. posth.) zostały zagrane ze śmiałością i bez kompleksów. Może będą ludzie z tej dziewczynki. Ale na erardzie wypadło to mniej efektownie niż pewnie by było na steinwayu… Co do orkiestry, przykro mi, ale w Mendelssohnie wtopa. Uwertura do Snu nocy letniej rozpoczęta w dwóch różnych tempach, w dalszych częściach muzyki teatralnej już trochę lepiej, ale też wiele niedoskonałości, ogólne wrażenie bałaganu. Tylko żeńska część Nederlands Kammerkor wypadła bardzo sympatycznie.
Ja tam się zeena nie boję 🙂 Zaczęłam wprawdzie pisać jego nick małą literą, ale to nie z obawy, tylko przez szacunek dla jego uczuć 🙂
Co do Kobayashi, to czekałam na wrażenia PK z koncertu. Już wyraziłam swoje wątpliwości odnośnie koncertujących dzieci i zaczynam się w nich utwierdzać – 13 latek może mieć dobrą technikę, ale skąd na Boga ma mieć dojrzałość interpretacyjną.
To ja się mogę jutro masochistycznie podłożyć i trochę poprzerywać ciszę. Pani Kierowniczka będzie miała newsa. Bo podobno jak pies ugryzie człowieka, to nie jest news, ale jak człowiek ugryzie psa, to jak najbardziej. 😆
Zdecydowanie nie chcę, żeby ktoś gryzł Bobika! 😐
Pani Redaktor – a czy w Mozarcie było tak – jak mi się zdawało podczas próby – że będzie gęsto, ciężko i dosyć smutno? Tylko o to się pytam, bo tylko to próbowali na tej niby-próbie niedzielnej.
Jestem już plasterkiem, plackiem na strudel, skisłym jego nadzieniem.
To ostatnie zdanie brzmi tragicznie 😥
No, smutno w de mollu musi być, bo to taki tragiczny koncert, w tonacji Requiem. Ja w ogóle szczególnie lubię, jak gra go orkiestra instrumentów z epoki, bo ten tajemniczy początek brzmi wręcz złowieszczo z tymi szklistymi dźwiękami smyków… Ale dziś tego nie było słychać, pewnie też przez akustykę tego wnętrza. Zresztą się trochę rozłaziło. Podobno Brüggen nie chciał tego Mozarta. W ogóle to wszystko było dla niego męczące, więc były dwie przerwy. Tak więc wyszliśmy już koło 23…
Pani Kierowniczko, my się z zeenem już od dawna podgryzamy tylko dla śmichu, nie na serio. Bezboleśnie. 🙂
Przecież wiem 😉 Ja nawet nie pomyślałam w tej chwili o zeenie, tylko o niusie, że człowiek pogryzł psa…
No to dobranoc. Bez gryzienia 😉
No to robią się maratony muzyczne – wczoraj 3,5 godziny, dzisiaj podobnie.
Dziękuję za info i – nieoddaliwszy się – wracam do tego, o czym marzę, by było jak najdalej ode mnie. Już nawet nie chce mi się żartować z niczego.
Dobrej nocy.
Nawet kapcia pogryźć nie wolno? 🙁
News by to nie był, ale za to jaka przyjemność… 🙂
Ojej, z 60jerzym chyba naprawdę źle. 🙁 Zaproponowałbym mu kosteczkę do obgryzania, bo to murowany poprawiacz humoru, ale jak mu się już nawet żartować nie chce…
No to tylko życzę nocy naprawdę dobrej i poranka w lepszym nastroju. 🙂
Gdy się noc znów spotka z rankiem
Jam porażon niedospankiem
Jęknę cicho – nie bez racji:
Sam żem źródłem jest frustracji.
Schubert na POBUTKĘ! (A sam zwijam internet w kłębek i odkładam na bok do weekendu.)
Jak się zwija internet w kłębek? 😯
Na pewno analogicznie do wkładania słonia do lodówki. 🙂
A ja już myślałam, że zwinął w kłębek i zabrał ze sobą 😉 😆
Teraz za to ja muszę wyjść…
Dzieńdobry pourlopowo… 🙁
Informacyjnie:
Szymek Grzechotka i BP do obejrzenia w internecie:
http://wyborcza.pl/filharmonicy/1,101316,6951409,Bezplatny_koncert_Filharmonikow_Berlinskich.html
Chyba tylko to mi zostanie, bo 26 IX na żywo w FN za 350 zeta (a nawet za 250, bo taka rozpiętość cen) to raczej mój portfel powie „nie”.
Krótki ten urlop…
Ja też chciałam tę wiadomość wrzucić – że można będzie śledzić ten koncert przez internet na stronie Deutsche Banku.
Kryzys na całego! Deutsche Bank zamiast forsą obraca muzyką… 🙄
Również mam zamiar uczestniczyć w tym koncercie przez internet. Mam nadzieję, że mi się uda, bardzo już bowiem jestem spragniona jakieś rozrywki… 😀
… mialo być: jakiejś rozrywki 😳
Jak dojczuś bankuś zajmie się muzyką, wśliznę się niepostrzeżenie i sprawdzę, jakie mają jeszcze nagrania….
Deutsche Bank to „ona”, a kobieta, jak wiadomo, zmienną jest ;-).
Ja tego koncertu w necie nie obejrzę, bo w filharmonii będzie grał Ax. Ale może w Warszawie…
Na razie ruszam na dzisiejszy szlak koncertowy. Dwa recitale.
G.I. Joe i Spiderman to cienkie bolki:
http://www.accoutrements.com/products/11256.html
Cisza na morzu, wicher wieje.
Kto się odezwie – ten zbałwanieje.
Wobec tego siedzę cicho
Nudziarstwo – jeden z blogowych grzechów głównych… 😉
NuuuuuuuudaaaaaaaaAAAAAAA…..
Bo Gospodyni nic nie wrzuca na ożywienie, ot co 😉
Gospodyni się szlaja. Ale coś wrzuci…
Ja tu debiutuję. Ciekaw jestem refleksji Gospodyni na temat dzisiejszego pianisty. Mnie nie powaliło. Może dlatego, że nie wszystkie preludia lubię. Za to walc bardzo mnie ujął. Klaskałem, ale te owacje na stojąco – przesada chyba. Ostatnio to już z reguła. Stanie się normą i jak wtedy zaznaczać wyższe uznanie? Stawaniem na jednej nodze? Pozdrawiam.
młody satie (jaki nick 🙂 ) – witam. Ja po Chopinie nie wstawałam. Po pierwszej części wstałabym, i owszem, ale wtedy się nie wstawało.
Zresztą zaraz machnę nowy wpis na temat dzisiejszych koncertów.
To dobrze. Oderwę się może od kompulsywnego przeglądania pism wnętrzarskich. Remontuję właśnie mieszkanie w przedwojennej kamienicy i żyję pod wielką presją wszystkoizmu.