Od plag do chwały
To był jeden z tych koncertów, po których człowiek wychodzi tak poruszony, że trudno mu gadać, kontaktować z rzeczywistością, robić cokolwiek – musi nadal przeżywać. I to w pełnej euforii. Oczywiście nie jest żadną niespodzianką, że John Eliot Gardiner to mistrz i że jego zespoły cudownie muzykują w idealnej dyscyplinie. Ale i tak zetknięcie się z ich sztuką na żywo za każdym razem budzi zdumienie i pytanie: jak to możliwe, żeby taki aparat wykonawczy działał jak jedna osoba albo jak precyzyjny zegarek szwajcarski? No, jest możliwe. A jeśli i muzyka jest ekspresyjna, jak właśnie oratorium Haendla Izrael w Egipcie, to wrażenie jest tym większe.
A to oratorium szczególne, bo przede wszystkim o żywiołach. Właściwie nie ma tam akcji jako takiej. Zaczyna się od plag egipskich, potem przychodzi przejście przez Morze Czerwone, i w tym momencie właściwie akcja się zatrzymuje, cała druga część to właściwie jedno wielkie dziękczynienie z paroma powrotami do faktu zwycięstwa narodu wybranego nad materią w postaci morskich wód, z woli Najwyższego. Przedstawiane żywioły są skrupulatnie ilustrowane muzyką i możemy tu podziwiać inwencję Haendla, całkowicie zresztą zgodną z panującą wówczas tzw. teorią afektów.
Woda zmieniona w krew faluje w smyczkach. Żaby skaczą w rytmach punktowanych – tu niesamowity popis wokalno-aktorski dał solista-alcista (nie podano żadnych nazwisk- wszyscy soliści to członkowie chóru), bardzo sugestywny w swoim przerażeniu żabami, a także zarazą z wrzodami i pryszczami prześladującą bydło i ludzi. Muchy brzęczą w szybkich biegnikach skrzypiec, grad pada gęstymi, osobnymi dźwiekami. Ciemności egipskie objawiają się znieruchomieniem (wrażenie zupełnie nieprawdopodobne), zabicie pierworodnych – akordami ostrymi jak uderzenia mieczem. Strach w Egipcie wyraża się ściszeniem. No i w końcu wody falujące, płynące, rozstępujące się. Tego się słucha, ale to się widzi!
Co do większości solistów, po prostu nie mam słów. Zwłaszcza dwa soprany w duecie i trzeci – drobna dziewczyna śpiewająca ostatnie solo, solo prorokini Miriam, w taki porywający sposób, że mogłaby obudzić umarłych. Nieźli też byli panowie (zabawny duet basów jako dwóch samców alfa wygłaszających wojowniczy tekst). Chór i orkiestra, jak już powiedziałam, byli idealnie precyzyjni. A Gardiner, który także, jak Herreweghe, dyryguje jak typowy chórmistrz, bez batuty, sugestywnymi ruchami dłoni – kierował tym wszystkim z pamięci.
Co jeszcze może zdarzyć się na tym festiwalu, skoro punkt kulminacyjny był już trzeciego dnia?
PS kasuję, bo już niektualny – obrazek wisi.
Komentarze
TROMBY? (Na pewno znajdzie się odpowiednia definicja!)*
—
*) Zawiedzionych faktem, że TROMBY coś ciche dzisiaj, informuję, że to efekt ustaleń pokoncertowych, by z biblijnych obrazów Handla nie budzić zbyt gwałtownie.
Idę sobie ulicą, a tu stoi kolejka. Po co stoi? Po „Izraela w Egipcie”. Poszedłem, by wytłumaczyć, że Izrael nie jest w Egipcie, że nie znają się na geografii, że jest na wschód od Egiptu, choć graniczy. Szkołę kończyłem (podstawową), to wiem. Powiedzieli, że też wiedzą i wskazali miejsce.
Siedzę i patrzę, a przed ołtarz wchodzą ludzie. Już nie dzieci, ale jakby w mundurkach inspirowanych reformami Romana Giertycha — panie w białych bluzkach, ciemnych spódnicach, panowie na białych koszulach mieli takie jakieś staromodne kurteczki. A potem przyszedł ubrany na czarno nauczyciel, machał rękami, jakby pytał: „Gdzie jest Izrael?” A klasa popiskiwałą, raz z jednej, raz z drugiej strony, jakby upierając się, że Izrael jest w Egipcie. Nauczyciel nie wytrzymywał, brał uczniów po jednym, po dwóch, a oni ciągle w tę samą piosenkę…
I tak po dwóch godzinach skończyła się ta pantomima edukacyjna… Ale, żeby człowiekowi powiedzieli, gdzie Izrael jest, to już się nie doczekałem…
To był wieczór! Nie pamiętam, kiedy widziałam tak skupionych muzyków. Każdy oddech, każde drgnienie podporządkowane muzyce Haendla. Tym skupieniem zarażał ich i słuchaczy J.E. Gardiner. Po koncercie miałam ochotę nisko mu się pokłonić. Za tak doskonałą służbę muzyce, z zaangażowaniem swoich najlepszych umiejętności. Miało się wrażenie, że gotowa interpretacja „Izraela w Egipcie” wypływa z jego wnętrza i ucieleśnia w postaci gry i śpiewu jego zespołów. On sam zniknął, stopił się zupełnie z tą muzyką. Aż zapominało się, że to dyryguje legendarny przecież Gardiner. Już nie było wiadomo, gdzie on, artyści, gdzie słuchacze. Był tylko „Izrael w Egipcie”.
Wszystkim dobrego dnia 🙂
PAK-u, dzięki za zdjęcia 🙂 Ja swoje prześlę już z domu.
A ten chór to nawet popiskiwał, że Izrael wyszedł z Egiptu, ale piskał w obcym języku 😉 😆
Pomimo, że wygrzebałem się spod większości roboty, chomikowiewiór wczoraj wolał pojechać na rower z dzieckiem i nie nastawił nagrywania.
Ja zawsze Gardinera bardzo lubiłem, aczkolwiek wiem, że istnieje spora grupa ludzi, która nie darzy go zbytnim poważaniem.
Czy mądrzejsi ode mnie potrafią powiedzieć dlaczego?
Gostku, może on się nie mądrzy, tylko robi swoje? Niektórzy ludzie potrafią poważać tylko tych, co się wymądrzają i miny robią. 🙄
a ja się wczoraj wystałam w kolejce w Filharmonii Narodowej po abonament na cykl koncertów muzyki dawnej (Md). Duch w narodzie nie ginie – przede mną i za mną dobrych parę osób, głównie wydających majątek na abonamenty dla dzieci. Serce roście 🙂
Dopiero teraz zauważyłem, że wyszło tak, jakbym to ja się uważał za mądrzejszego od Gostka. 😳
Oświadczam, że się nie uważam. 😆
No, za mądrzejszego od Gostka nie trzeba wiele wysiłku 😆
But seriously, folks – a kto się wymądrza? Herreweghe raczej się nie wymądrza.
Gostku, ja w merytoryzm to już nie wejdę, bo mi brak warunków naturalnych. Niech się inni męczą 😉 Moja uwaga była ogólna, na podstawie obserwacji ludzkiej natury z perspektywy innego gatunku. 🙂
Gostku:
Mądrzejszy nie jestem, ale (primo) są gusta i guściki, (secundo) to trochę banalne chwalić znowu Gardinera 😉
Aa, no chyba że z tej mańki – tak jak z Karajanem?
No dobrze, czasem mogę być banalna… każdy może… 😉
Uff, to jak Kierownictwo przyznało, że można, to ja sobie otwarcie pobanalizuję 😉
A z trzeciego rzędu to kabelkiem pewnie dałoby się do Gardinera dorzucić, opleść i ściągnąć na blog, ech, szkoda…
Trochę ciężki by był chyba… To dosyć postawny pan.
Jakby współpracował, to ciężar byłby niezauważalny…
Musiałby chcieć współpracować, a do tego trzeba byłoby go przekonać. Okazji nie stało… 🙁
… i kabelek na nic bo kontaktu do rzeczywistości nie było…
Kabelek w dzisiejszych czasach? Sinozębem go!
No dobra, to pójdę zaraz nawiązać kontakt z rzeczywistością. Wrocławską. Pogoda sprzyja… 🙂
Nawiązałam kontakt. Rzeczywistość czasem pięknie śpiewa, a czasem – za pospolitością z Wyspiańskiego – skrzeczy. To i owo uwieczniłam na zdjęciach, które, no cóż, wrzucę za czas jakiś.
Mała herbatka w numerze – i na śpiewanie, czyli na Scholla.
Ja to bym wolał mały numerek zamiast herbatki, ale smycz nie pozwala… 🙁
No tak to jest. Smyczek to by może pozwolił… 🙄
To one tak według płci pozwalają lub nie? 😯
Ale faktem jest, że z Gardinerem to różnie bywa. Gdy jego nagrania kantat wydawał DG, wciąż czytałem opinie krytyczne, że jeśli jest coś dobrego w tych nagraniach, to nie Gardinera. Wystarczyło by sam zaczął wydawać w swoim SDG te same nagrania, a opinie się zmieniły diametralnie…
Ja właściwie prawie nie słucham nagrań Gardinera, ot, od czasu do czasu „rzucę uchem”, kiedy pojawia się coś nowego (ale jakoś od dłuższego czasu bez wielkich zachwytów). Był na tyle wszechwładny (lub raczej współwładny z Herreweghe) w mojej płytotece przez kilka lat, że nastąpił przesyt. Ale wczoraj najzwyczajniej w świecie mnie przekonał, przekonał tak, że trudno byłoby bardziej, porwał całokształtem. Co nie znaczy, że biegnę po jego nowe nagrania. Ale po bilety na ewentualne kolejne koncerty w Polsce – i owszem 🙂
Jeśli o Bacha idzie, to ja wolę Gardinera z DG 🙂
Wiecie co, muszę się zwierzyć z moich pozytywnych uczuć w sprawie nie poruszanej tu raczej tematyki. Otóż jestem zbudowana kibicami koszykówki. We Wrocławiu w Hali Stulecia odbywa się właśnie EuroBasket i dziś Polska wygrała z Litwą:
http://www.sport.pl/koszykowka/77,84989,7015883,EuroBasket_2009__Litwa___Polska_75_86.html
Jednak kibice polscy i litewscy, których tu przyjechało wiele, bratali się wieczorem na rynku i wszystko było bardzo kulturalne i sympatyczne. Obserwowałam to właśnie siedząc ze znajomymi w ogródku Spiża na wieczornym piwku pszenicznym. No i tromby czerwone i zielone rozbrzmiewały z każdej strony 🙂 Jeden facio przechodził i spytał: czy mogę panią bodnąć? Miał na głowie cudny wysoki czerwonobiały kapelusz kibica z różkami, Myślałam, ze pęknę ze śmiechu 😆
A Scholl? Cóż, nie całkiem wyleczony, dziś też odkasływał, zmienił też program na lżejszy – w drugiej części śpiewał ballady staroangielskie. Ale miejscami był minoderyjny, sztuczny. Za to Edin Karamazov był wspaniały! O wiele za mało mi go było. A Scholla chciałabym posłuchać w lepszej formie.
Chciałabym się poskarżyć. Dziś miałam środę. Od rana do mniej więcej 16.30, kiedy to wstąpiłam do kiosku celem nabycia „Polityki”. Od tej chwili nie miałam już środy, tylko wtorek, który przecież był wczoraj. Teraz znowu mam środę. Jutro wstanę i znów będzie środa. Dzień świstaka.
POBUTKA ŚRODOWA
vesper, a środa zły dzień?
Scholl w mundurze i z kielichem 😯
Środa bardzo piękny dzień. Słoneczny, cieplutki… Miłej środy wszystkim życzę!
Środa owszem, w porządku. Ale bo ja wiem, czy chciałbym ją mieć codziennie? 😉
Dziennikarze się znaleźli… Za chwilę będzie roztrząsanie czy wtorek lepszy od czwartku. A tu Kierownictwo bodnięte-pęknięte, za igłę brać i zszywać, a nie: w poniedziałek ja nie mogę bo mam chorą nogę… ech!
No, środa dzień przełomu. Rano jeszcze tak sobie, ale po południu narasta świadomość, że już bliżej niż dalej.
No nieee, to bodnięcie nie było jakieś uszkadzające. Odbyło się, ale w formie pantomimy (skłon, mały wypad głowy do przodu i parsknięcie śmiechem, obopólne zresztą) 😉
Przypominam Owcarka — każdy dzień tygodnia jest najlepszy 😀
(I przypominam Ally McBeal: „Jutro? Jutro, to mój ulubiony dzień tygodnia!”)
Tydzień od środy nabiera urody 🙂
Znowu ten Mozart czasoprzestrzenny.
http://www.polityka.pl/bach-bachem-po-uchu/Lead30,936,301437,18/
Kiedy zrobią badania nad mózgami ludzi, którzy słuchają death metalu, smooth jazzu, Britney Spears i Xenakisa?
A jaka jest gwarancja, że oni mają mózgi? 😉
Oj, nie wiem, czy znajdzie się wielu, którzy słuchają tak szerokiego repertuaru 😆
No ja bardzo przepraszam. Dobry death nie jest zły. O Britney i im podobnych na wszelki wypadek się nie wypowiadam. Xenakis?
Hoko, zapraszam do obejrzenia moich regałów.
W rozrywce np. pod literą „em”: Marillion, Marley, Marduk, Joni Mitchell, Peter Murphy…
W poważce Palestrina obok Pendereckiego i Prokofiewa.
To jest moje przekleństwo, bo czasami widzę w empiku poważnych panów, którzy czyszczą półki tylko z operą, albo tylko Alia Voxy. A ja muszę obleźć caaaały sklep (a i tak „nic nie ma do słuchania”).
Ale z rzeczy poważnych:
http://merlin.pl/The-Beatles-Mono-Box_The-Beatles/browse/product/4,685409.html
No i Pollini nagrał pierwszy zeszyt WTC. Ma wyjść w październiku czy listopadzie. To jest koniec świata. Maurycy nagrywa Bacha.
Maurycy jakoś ostatnio nie zachwycał mnie Chopinem, a czy zachwyci Bachem? Oto jest pytanie…
Ależ w tym artykule się dziwują, że młodym ludziom może sie podobać muzyka klasyczna 😈
Nie wiem, którym Chopinem, ale komplet Nokturnów na swój sposób bardzo mi się podoba – monolit z lodowatego kryształu.
Myślę, że WTC może być zagrane podobnie. Na pewno nie będzie żadnego wydziwiania i upiększania, tempa umiarkowane. Mam duże nadzieje.
Lodowaty kryształ – tu bym się zgodziła. I przy okazji, jak dla mnie, nudy na pudy…
No właśnie mi ten brak emocji się spodobał (zaznaczam – na swój sposób). Taki miętowy tic tac po różnych rozmemłanych westchnieniach, podnoszeniu oczu i słanianiu nad klawiaturą.
Rozmemłanego słaniania (się) też nie lubię 😆 Ale tic tac – czy to jest sztuka? Hm…
Tic tacki są niebezpieczne, urywają obcasy a taki Opeth wyrywa z obuwia…
Nokturny Polliniego podobają mi się w taki sam posób, jak zgrabnie przeprowadzony dowód matematyczny. Podobnie mam z Bachem Goulda. Jest w tym pewien rodzaj piękna, ale to jest piękno bez emocji. Zgadzam się z Gostkiem, że w przypadku Chopina ten chłód był odświażający, ale może dlatego tak to odbieram, że Chopina jakoś nieczęsto słucham i nie zawsze z przyjemnością. Romantyczne uniesienia nad klawiaturą męczą mnie okrutnie. Najlepiej odbieram Chopina Anderszewskiego, z tymi jego powykręcanymi interpretacjami, zagranymi tak trochę w kapciach, prywatnie, dla siebie. Ale jestem chyba dość odosobniona w tej opinii.
Środa to fajny dzień, fajniejszy od wtorku, bo bliżej do weekendu. Z tego samego powodu czwartek jest jeszcze fajniejszy. A najfajniejsze jest piątkowe popołudnie. Właśnie dlatego nie chcę mieć codziennie środy, choć do środy jako takiej nic nie mam, a Środę Magdalenę to nawet bardzo szanuję.
Ja też lubię środę, nawet we środę się podobno urodziłam 😉
Co Wy wszyscy z tym weekendem… 😯
Wszyscy kochają weekendy, bo po weekendzie znowu można pójść do pracy.
A dlaczego to niby praca przyszłotygodniowa ma być lepsza od obecnotygodniowej? 🙄
Bo towarzyszy jej radość z nowego wyzwania 🙂
Dlaczego?
1. Nie rób niczego dziś, co możesz zrobić jutro.
2. Im szybciej narobisz sobie zaległości, tym więcej masz czasu, żeby je nadgonić.
😛
@zeen: Opeth to zasadniczo miła muzyczka jest… Mi chodziło o poważne sprawy – ww. Marduk, Burzum, Cannibal Corpse…
No i jeszcze za pięć trzecia bierz kapotę…
Ale to tylko dla zdekapotowanych na czas pracy. Mnie, niestety, nie dotyczy. 🙁
Brrr… jak Wy tu takie jakieś, to ja sobie idę.
Tym bardziej, że net dziś w hotelu ledwie łazi i jest to cokolwiek wkurzające 👿
A na temat Xenakisa (czy innego Varese’a) jakoś nie było chętnych do tablicy, hę?
Kierownictwo idzie narobić czy nadganiać? 😉
Ja mogę zawsze być w tej kwestii, ale naprawdę muszę wyjść 😉
O Varesie tylko wspomnę, czego właśnie dowiedziałam się od p. Alka Laskowskiego, który tłumaczy właśnie książkę krytyka Aleksa Rossa: że podobno Varese był antysemitą. Szok 😯
Kierownictwo idzie się oderwać i rozerwać, bo nie liczę, że na rynku sieć będzie szybsza. Wypróbowane – raczej będzie wolniejsza 😉
Znaczy, jasnym tekstem, Kierownictwo idzie wpadać w sieć.
Ciekawe, czy jak ktoś wyłowi Kierownictwo, może mieć trzy życzenia? 😆
Zaraz zaraz… Jak wolniejsza? Wolności się chyba nie stopniuje 🙄
Gostek,
a Morbid Angel jakoś pod „m” nie widzę… hę?
Gdybym ja wyłowił Kierownictwo – poprosiłbym o powtórzenie w Polityce recenzji z Izraela w Egipcie.
Lubię środę ( i Środę) -m.in. dlatego, ze w środę wychodzi Polityka. A w dzisiejszej taki radosny tekst:
NAGRODA OD KOMPOZYTOR
Nasza redakcyjna koleżanka Dorota Szwarcman otrzymała Nagrodę Honorową Związku Kompozytorów Polskich za wieloletnią dzialalność recenzencką oraz popularyzację polskiej twórczości muzycznej, w tym za publikację „Czas Warszawskich Jesieni. O muzyce polskiej 1945-2007”. Za promocję polskiej muzyki współczesnej nagrodę otrzymały również Eva Maria Jensen, organizatorka koncertów i festiwali z utworami polskich kompozytorów za granicą, i Joanna Wnuk-Nazarowa, dyrektor Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego radia w Katowicach. Serdecznie gratulujemy!
A my też! Do notki dołączono małe ale bardzo ładne zdjęcie PK.
Nie mogę mieć wszystkiego.
Na „em” nie wymieniłem też Metalliki (bo to banalne)…
Ja nie jestem jakimś zagorzałym fanem death metalu, ale kilka płyt jakoś mi wpadło w łapki. Zawsze mnie fascynowała, nomen omen, śmiertelna powaga, z jaką do tej twórczości podchodzą zespoły i fani. No i te słowa o grobach, paranoi, zgniliźnie i zepsuciu…
PS. Tytuł notki w Polityce brzmi: Nagroda od kompozytorów.
To akurat na F (nawet podwójne) ale podobna tematyka, choć spokojniej
http://www.youtube.com/watch?v=S2kWMb5Zeko
foma,
że niby co? to ma być podobne do Morbid Angel? 😆
Gostek,
ja w zasadzie też już nie mam, bo worki kaset, które ongiś miałem, gdzieś mi się rozeszły, podsłuchuję sobie tylko z internetu.
Gostek,
no to ja zasadniczo słucham Opeth, bo mi się podoba. Fakt, że growl głównie przeczekuję, ale za te melodie i harmonie to wdzięczny jestem.
A surówkę ogólnie spuszczam…
Varese był ulubionym Zappy i tak na niegom trafił w latach siedemdziesiątych…
Hoko,
chodziło mi o zbliżenie treści, nie formy 😉
„melodie i harmonie” – te lepsze zespoły są bardzo sprawnie technicznie – zwłaszcza perkusiści, i za to je lubię, a jak mówisz – melodie i harmonie bardzo istotne są.
Zappę fascynowały, zdaje się, perkusyjne aspekty Varese’a. Nie mogę powiedzieć, żebym to lubił. Obok Vivaldiego stoją tylko Villa-Lobos i Vaughan Williams 🙂
Chyba starczy o tym, bo się wyalienujemy od reszty towarzystwa.
To niech reszta towarzystwa się doalienuje.
Z dawnych czasów pamiętam, że połowa klasycznych gitarzystów grała metal
Ja się niejako z nieczności doalienowuję w domu, jako że zamężnam z amatorem tego rodzaju muzyki. Moje ucho i czułostkowe gusta nie pozwalają mi jednak na przyjęcie czegokolwiek ponad Metallicę i Sepulturę.
„Z konieczności” miało być – połowa liter mi już nie wchodzi w tej klawiaturze. Czas na nowy laptop.
A co na to druga połowa?
Że czas na nowy laptop? Ogólnie jest za 🙂
PK o 11:58 dość jasno określiła swój stosunek do tego łomotu. A tu WJesień za pasem!
… czyli łomot jeszcze gorszy…
Jak mawia mój bdb. przyjaciel po angielsku: Otum Łomotum
Warszawska jesień najładniejsza jest w Łazienkach…
Jak jest pogoda 😉
Doalienowuję się z trudem. Ale Zappa tak, perkusje Varese’a oczywiście tak. Jakoś mi przykrość sprawiła wiadomość o niepięknych poglądach tego ostatniego na sprawy rasowe (ponoć Murzynów też nie lubił), bo lubię jego muzykę. Ma kopa.
WV? Oprócz samochodów?
Varesee jest — ‚komplet dzieł’ 😉 Mieści się na dwóch płytach, nie to co Bach, a nawet Chopin 🙂
Ale, że u Gostka nic Verdiego? Ani Victorii? 😯
Swoją drogą, spotkałem się z teorią (taką pół-serio teorią), że muzykę klasyczną lubi się dla muzyki klasycznej, a rozrywkową (po latach), dla wspomnień z młodości. (Co oczywiście stanowi usprawiedliwienie dla starych nagrań U2 na ‚mojej półce’.)
Samochody to VW 😆
No właśnie. Czeski błąd. Niemalże, bo po czesku VW to Skoda 😀 Jeśli już WV, to B, Bux, albo H 🙁
Gostek opery zasadniczo nie słucha, żeby nie powiedzieć nie lubi.
Wobec czego Verdi nie gości na gostowej półce. Victoria jakoś nie dotarł. Najbliżej jest Willaert, a w drugą stronę Tallis. Pomiędzy nich oczywiście wprosił się Weiss, ww. Vaughan Williams, a z drugiej strony Taniejew, Tartini i Telemann…
Witam ….w biegu i „przelotem” i nie na temat ale chcę to pokazać bo świetne:
http://www.2upblog.pl/2009/07/27/kocia-muzyka/
serdeczności
Małgorzata
O, Małgorzata dawno nie widziana 🙂 O Catcerto już tu wspominaliśmy 😉
Jak ja zazdroszczę tym, którzy mają poukładane alfabetycznie!
Żebym to ja tyle milionów miał, ile razy zaczynałem tak układać i nie skończyłem… 🙄
Ja mam niealfabetycznie, a znajduję…
Ja nawet nie próbowałam 😆
Co wtedy zrobić z płytami, na których jest po kilku kompozytorów, każdy na inną literę?
To samo co z książkami, które mają kilku autorów. 🙂
Takich płyt się nie kupuje 😛
Jeśli dwóch (nieśmiertelny Schumann-Grieg lub Debussy-Ravel), to raczej alfabetycznie.
Jeśli to reczytal, to pod nazwą wykonawcy.
E, co z tego że się nie kupuje. Ale się dostaje…
Problematyczne są płyty z wieloma wykonawcami i wielu kompozytorów…
Można przyjąć zasadę wyrzucania każdej płyty, która ma więcej niż jednego kompozytora lub wykonawcę. 🙂
Doprawdy nie wiem, co w tym problematycznego 😆
No, Warszawskie Jesienie stoją pod „wu”.
Ja rozumiem, że twórczy nieład jest twórczy, ale co jest, kiedy chce się posłuchać tej jedynej Fantazji w wykonaniu Kevina Kennera?
No właśnie tak to jest jak nie nie bywa tam gdzie sie bywało 🙂
Ale mam zdrowy odruch odwiedzania blogowiska jak mi się otwiera w czasie poniżej 3 min….no i nie płacę majątku za minutę 😉
do następnego
Rozwiązanie jest bardzo proste. Trzeba płyty zgrywać na przenośny twardy dysk, a CD trzymać w szufladzie w porządku dowolnym 🙂
Gdzie są takie wielkie szuflady 😆
Kupować i zgrywać – e tam – po co?
Takich szuflad nie ma.
A nawet jeśli, to i tak na tymże dysku twardym jakoś trzeba uporządkować. Kiedyś jakoś nieopatrznie wgrałem 9 symfonii Beethovena na empetruche, to mi ta debilka zaczęła grać najpierw wszystkie pierwsze części, potem drugie i tak do końca.
(tak, wiem, metadane i inne takie tam pierdułki)
No tak, to jest równanie z dwiema zmiennymi – ważny jest rozmiar kolekcji i wielkość szuflady. Ale jedna rzecz jest pewna – jeśli nie zakłada się, że do płyty musi być wolny dostęp, to stopień upakowania kolekcji zdecydowanie wzrasta, niezależnie od jej rozmiaru.
Trzeba utwory odpowiednio otagować i nawet najbardziej debilna empetrójka sobie poradzi. Ja lubię ten system przechowywania, bo pozwala na szybkie odnajdowanie utworów i tworzenie własnych playlist. Poza tym, źródło się nie niszczy. Leży sobie w pudełku, nie zadrapie się niechcący, nikt na tym nie usiądzie, autograf wykonawcy się nie ściera 🙂
Z tym jest zasadniczy problem – ja mam alergię do słuchania muzyki w domu z komputera. W telefonie gdzieś przelotem OK, ale w domu muszę odpalić sprzęt, swój zewłok posadzić na kanapie po bożemu przed kolumnami i zasiąść do słuchania. Małe (ani większe) bzyczki Creativa się do słuchania nie nadają.
Nie z komputera, tylko z odtwarzacza i kolumn, po ludzku. Przez USB. Jedyny problem w tym, że odtwarzacze obsługują przeważnie nośniki do 2 GB pamięci (tak przyjmniej do niedawna było, ale mogło się zmienić), więc trzeba by sobie przegrać na jakiś nośnik z pamięcią flash. Oczywiście Ci, którzy mają sprzęt wyjątkowej audiofilskiej jakości i takowyż słuch, mogą doznać apopleksji słuchając nagrania 320 kb/s zamiast flaca, ale na szczęście mnie tak natura nie pokarała 🙂
To jeszcze dla porządku opowiem, że wróciłam z bardzo ciekawego koncertu w wykonaniu Wrocławskiej Orkiestry Kameralnej Leopoldinum. Jej obecny szef, skrzypek i dyrygent Ernst Kovacic, robi świetną robotę: nie tylko trzyma poziom, ale i poszerza repertuar o rzeczy nieznane, głównie z XX w. Taki był dzisiejszy program pod hasłem „W kręgu muzycznego Wiednia”, ale to był Wiedeń szczególny: Alexander von Zemlinsky, Ernst Krenek, Hanns Eisler, Arnold Schoenberg, Gottfried von Einem. Żadnego z wykonanych utworów nie znałam (Schoenberga był wczesny Notturno). Podobał mi się zwłaszcza ekspresjonistyczny Zemlinsky i von Einem, którego styl z trudem można by określić jako neoklasyczny, ale neoklasycyzm to dość specjalny. Pięknie śpiewała Agata Zubel, bardzo dramatycznie (z pamięci!); znakomity też był niejaki Henryk Boehm z Drezna (właśnie Henryk, nie Heinrich, choć to Niemiec), tenor. Wychodziło się z satysfakcją, że poznało się trochę naprawdę dobrej muzyki 🙂
Zaraz Was pożegnam, bo muszę wstać o godzinie, której nie ma 🙁 I do stolycy.
Dużo muzyki fajnej jest… Zemlinskiego nie znam właściwie. Słuchałem jednym uchem na promsach tu i ówdzie (w prehistorii) i jakoś mnie nie wciągnął.
Dobranoc!
Każdy powinien sobie wybrać taki system układania płyt jaki mu odpowiada, ja mam 24 metry płyt (właśnie policzyłem półki – są metrowe) plus nieuniknione stosy (do czasu zainstalowania kolejnych półek). Niektóre płyty są ustawione alfabetycznie, niektóre nie. W ogóle przesadny porządek w płytach jest niepotrzebny. Gdy w takim idealnym porządku zginie jakaś płyta to koniec, znajdzie się za dwa lata.W bałaganie (bałaganie tylko do pewnego stopnia) może znależć sie wszędzie – i znajduje się.
Zemlinsky jest bardzo różny. Od wcześniejszych jeszcze brahmsowatych po prawie schoenbergowatego. Ale zawsze to jest świetnie napisane.
Dobranoc 🙂
Dobranoc. Szkoda, że Pani Kierowniczki w Łasuchowie nie będzie 🙁
POBUTKA (O GODZINIE, KTÓRA JEST… NO CÓŻ, CZŁOWIEK NIE MASZYNA, CZASEM ZAŚPI…)
Ja się nie dziwię, że PAK dostał wezwanie do Administracji. Normalni ludzie o nieludzkiej porze śpią, o On się za hałasy bierze…
To ja dziś o tej porze wychodziłam z hotelu 😉
Może PAK dostał to wezwanie dlatego, że Administracji też potrzebny był ktoś do robienia POBUTKI. Nawet kilka razy w ciągu dnia. 😉
A Kierownictwo coś długo do tej stolycy jedzie… 🙄
O, Łajza! To wobec tego powitać Kierownictwo w stolycy! 🙂
Kierownictwo w stolycy już od 11.30, ale jeszcze zaliczyło po drodze konferencję prasową w sprawach jazzowych 🙂
jazz – łomot, wszelako mniejszy niż na WJ…
Psy mają mózg wiele mniejszy od ludzkiego, to im jazzowy łomot tak dużych szkód nie powoduje. Mogą sobie pohulać. 🙂
To było na temat tego, o czym tu zresztą niedawno wspominałam:
http://www.adamiakjazz.pl/indeks.php?co=11&nr=669&strona=&lang=pl
A na marzec zapowiadani są Metheny i Paco de Lucia.
Bosze, znooowu Pat? Nie bardzo rozumiem, o czym on tam ględzi – o przemianowaniu terminu „solo”…
Że niby co – sekwencerami drums-maszynkami i pogłosami się obłoży?
Najgorsze jest to, że i tak pewnie z Gostkową grzecznie podreptamy… 😛
Żeby to czasem nie było Zappowe „przeintelektualizowanie” – co Franciszek zarzucał poważce, a w przypadku niektórych jazzów też może mieć zastosowanie 🙂
No tiaaa… Mariusz Adamiak też dziś mówił, że to ma być coś zaskakującego. Też nie wiem, czym Pat jeszcze może zaskoczyć, ale kto wie?
Te technologie, o których mówi Pat istnieją już od jakiegoś czasu. Przykładów człowieka orkiestry jest dużo (wykluczam chamskie granie solówek pod podkład z DATa) – Ściera z pogłosami, Fripp z Revoxami (teraz z Lexiconami), Manuel Gottsching.
Ufam wyobraźni muzycznej Pata, ale wolałbym być przygotowany, żeby się niepotrzebnie nie rozczarować.
Yhy – coś tam mowa o pianolach XXI wieku. W połączeniu z nazwiskiem George’a Kurzweila….
http://www.patmetheny.com/orchestrioninfo/
Ray Kurzweil, sorry.
Pomysł na marketing (troszkę niesmaczny ostrzegam, ale związany z muzyką poważną, naprawdę!):
http://www.turystyka.wp.pl/kat,3,title,wielki-czlowiek-oddal-tu-mocz,wid,11242285,artykul.html
Strach pomyśleć co by się tam działo, gdyby Mozartowi zachciało się czegoś wprost przeciwnego… 🙂
To jest tak austriackie, że mnie wcale nie dziwi 😆 Myślę, że Wolfiemu też by się to spodobało 😉
Prasówka popołudniowa mi wychodzi:
http://wyborcza.pl/1,75475,7019926,Druga_mlodosc_Beatlesow.html
Bardzo mi się nie podoba stwierdzenie „teraz można wyrzucić do kosza wszystkie stare edycje Beatlesów” – oczywiście, że tak! Jak bardzo by chciała tego EMI!
Nie należy wyrzucać, bo jak sobie te nowe ściągniemy z sieci, to stare będą jako dowód własności plików na dysku… 🙄
Z tymi remasterami to zresztą bywa rozmaicie, czasem brzmią gorzej niż cd z początku lat 80. Nie ma tam tez nic na temat formatu, a chyba wolałbym 24bit/96khz zgrane na dobrym sprzęcie z LP niż remaster na zwykłym cd.
Jaqbek @15:09 – witam. Nie bardzo wiadomo, co można by uznać za „coś wręcz przeciwnego”, ale może lepiej się nie zastanawiać 😉
Eee, z tym Mozartem to Austriacy przecież od nas ściągnęli. Tu pod tą gruszką… 🙂
Drzemał Kościuszko. (…) A pod tą drugą Kołłątaj Hugo załatwiał mały interes … 😉