Grać na Śpiącej Królewnie
Arcadio napisał: celebrazione di Stradivario. Całkowicie słusznie. Co więcej, Stradivarius z 1704 roku, który zabrzmiał w ten wieczór w Filharmonii Narodowej (i zabrzmi jeszcze we wtorek i środę), nazywa się poetycko: Śpiąca Królewna. Ale ważne jest przede wszystkim, kto na nim grał i jak, bo przecież nie jest tak wbrew pozorom, że tak wspaniały instrument gra sam.
Otóż grała na nim Isabelle Faust, skrzypaczka wszechstronna, znakomicie czująca się zarówno w Bachu, jak w muzyce współczesnej. Wystąpiła ze swym stałym muzycznym partnerem Alexandrem Melnikovem, znanym bywalcom festiwalu Chopin i Jego Europa. Zresztą w zeszłym roku i tam razem grali Schuberta; wtedy Melnikov grał na fortepianie z epoki (Grafa). W tym roku w sierpniu wystąpił sam i nie był w najlepszej formie. Teraz grał na steinwayu. A te trzy koncerty poświęcone są wszystkim sonatom Beethovena, z którymi właśnie nagrali album. (Nawet nie wiedziałam zresztą, że już wyszedł.)
Pierwszy wieczór zawierał trzy wczesne sonaty z op. 12 i Kreutzerowską. Bardzo w ogóle lubię sonaty skrzypcowe Becia. Te wczesne to takie pogodne i sympatyczne zabawy, przekomarzania się, pieszczenie ucha. A Faust i Melnikov właśnie pieścili uszy. Styl gry obojga wywodzi się w prostej linii z wykonawstwa historycznie poinformowanego, bez romantycznych ochów i achów, z wielką kulturą brzmienia. Dźwięk skrzypiec Isabelle Faust przypominał mi atłasową wstążkę owijającą się wokół… nie wiem, do czego przyrównać brzmienie fortepianu, do kamienia szlachetnego? Może dosyć tej pseudopoezji, wystarczy powiedzieć, że wszystko było tak bardzo naturalne, logiczne, piękne.
Po wczesnych sonatach wszyscy czekali na Kreutzerowską, która ma opinię utworu bardzo emocjonalnego, prawie romantycznego. Owszem, było emocjonalnie, ale zupełnie inaczej. Takie granie bardzo po prostu, bez cienia nadymania się. Środkowe wariacje były lekkie i pogodne, jakby pożyczone z Wiosennej; w pierwszej wariacji skrzypce grają właściwie wciąż ten sam motyw: cztery nutki tej samej wysokości (trzy krótkie i długa); Isabelle Faust grała go tak leciutko i zabawnie, jakby ptaszek podśpiewywał. Potem skoczny i radosny finał. W ich wykonaniu nie było w tej sonacie dramatu, jaki można usłyszeć w wykonaniach bardziej tradycyjnych, np. tym (sorry za jakość; to fragmenty z próby). I tak, czasem ten dramat bardzo mi odpowiada, ale dziś mnie ujęła interpretacja Faust i Melnikova: pokazać samą muzykę, bo wszystko jest w niej.
Miałam napisać o tym cyklu jutro, kiedy miałabym jeszcze więcej materiału. Ale stwierdziłam, że już teraz warto. Przede wszystkim dlatego, że może ten wpis zachęci kogoś do pójścia na kolejne koncerty. Bo jakoś smutno było na sali. Zrobiono ten cykl w koncertowej, a ludzi w sumie przyszło niedużo, było wiele wolnych miejsc. Skrzypków nie widziałam w ogóle (z wyjątkiem pewnej miłej skrzypaczki, o której wspominałam tutaj, a która miewała okazję towarzyszyć solistce w orkiestrze i chciała ją w końcu usłyszeć „od drugiej strony”). Trochę mi się więc przykro zrobiło, że ludzie nie wiedzą, co tracą.
Komentarze
Pobutka!
No, takiego Becia to nawet ja mogę. Szkoda, że tak daleko, skoro taki nienadęty (3xtak w dwóch zdaniach o Beciu 😯 )
A ja chciałem jedynie zaświadczyć, że to co pani Kierowniczka napisała, to najczystsza prawda.
Rzeczywiście smutno, że na takim koncercie na sali jest pustawo. A jeszcze smutniej się zrobiło, gdy po pierwszej części koncertu część publiki poszła do domu, nie zostając na Kreutzerowskiej (sic!). Podejrzewam, że to „standing-ovazionen-Penderecka Publikum”, którzy muszą mieć głośno i z przytupem, a najlepiej, gdy na twarzy Artysty maluje się taki ból, cierpienie takie, gdy widać, jaki to trudny utwór Artysta wykonuje. A tu nic takiego. Isabelle, owszem, ma bogatą mimikę w trakcie wykonywania utworów, ale podkreśla ona tylko lekkość wykonania i nadaje mu dodatkowego smaczku. Gdy muzyka robi się mroczna, twarz Isabelle staje się złowroga, a na przykład w trakcie krotochwilnego dogadywania fortepianowi w wariacjach z Kreutzerowskiej, o których tak pięknie napisała pani Kierowniczka, na obliczu artystki zawitał zawadiacki uśmieszek.
Wydaje mi się też, że krzywdę artystom zrobili i sami organizatorzy koncertu, umieszczając go w sali koncertowej. Isabelle Faust gra bardzo subtelnie, cyzeluje każdą nutkę, każdy ozdobnik (po pierwszej części nadaliśmy jej pseudonim „koronczarka” 🙂 ) i obawiam się, że do bardziej odległych miejsc tej dużej w końcu sali te niuanse po prostu nie docierają. Taka muzyka aż prosi się o bardziej intymne otoczenie.
Dzień dobry. Nie siedziałam niestety tak blisko, żeby widzieć te wszystkie subtelności na twarzy solistki 😉 (z XII rzędu mimiki nie widać). Ale ten uśmieszek w wariacjach zauważyłam. „Koronczarka” – to bardzo pasuje 🙂
Wpis Pani Kierowniczki, dzisiejsza pobutka, brzmienie Śpiącej Królewny w rękach Koronczarki – się człowiek nawdychał piękna 🙂 Od razu mi mniej grudniowo, chociaż brudna szmata nadal wisi na niebie.
Wpisuję trzeci raz. Może mi się nie należy? 🙁
W Warszawie wisi raczej welon po przejściach. 🙂
Smakowity ten wpis Pani Kierowniczki.
Żałuję.
Wykonawcy, poza merytoryką, są też przyjemnością dla oka. Urodziwi. 🙂
Hej, muzykalni! Apel od łasuchów:
masza Koleżanka, Jotka, szykuje program na inaugurację Uniwersytetu III wieku ( a rzecz się dzieje nie w mieście, a w gminie)
Ma do dyspozycji m.in chór mieszany i męski (Ślubny śpiewa, a i Ona kiedyś) brakuje jej nut do piosenki „Taka gmina” (różne kabarety to wykonywały) może być linia melodyczna, może być rozpisane. Proszę albo na blog p, Piotra, albo na mój adres :
j.kodyniak [at] wp.pl
Jaruto, niestety, ten apel już był i pod adresem Pani Kierowniczki u mnie, i pod adresem ogólnym tutaj, ale mimo najlepszych chęci nikt nie dysponował dokładnie tym, czego Jotka potrzebuje. 🙁
Do poczytania: muzyka w grach komputerowych jako muzyka poważna („poważna”):
http://wyborcza.pl/1,99495,7289225,Beethoven_na_playstation.html
O, Gostku, też na ten tekścik trafiłam. Zabawnie się kolega Orliński wypowiada 😉 Powinien był zabrać ze sobą jakiegoś kolegę od poważki, który by mu to i owo opowiedział…
Nie wysłucham teraz tego, bom jeszcze w firmie (ale juz wychodzę) 🙂
Czytam tu już trzecie wołanie o Taką gminę Wasowskiego i Przybory. Piosenka ta była nagrana i wchodziła w różne skladanki. Jeśli więc nut nie ma – zdobycie nagrania nie jest takie trudne (akurat na ostatnim wydaniu 4 płytowym Starszych Panów jej nie ma) – czy nie można nauczyć chóru pieśni inną metodą? Amerykańskie chóry kościelne baptystów śpiewają wspaniale, (zwłaszcza jeśli tworzą je czarnoskórzy śpiewacy) i dam sobie głowę obciąć, że nut nie znają. Jak więc się uczą gospels?
Piotrze, trochę poświeciłam czasu na te nuty.
Znalazłam dwa wydawnictwa, bo Jotkę interesowały pierwotnie trzy piosenki.
Poza tym zauważyłam na różnych forach, że nutami można się wymieniać, a nade wszystko można porozumieć się z Andrzejem Bożymem, który opracowywał aranżacje piosenek Kabaretu Starszych Panów i wydawał je również w postaci książkowej.
Jest chyba kierownikiem chóru UW.
Jotka zeznawała, że ma związki z jakąś uczelnią poznańską, więc pewnie mogłaby się porozumieć w sprawie tej jednej piosenki.
Ale ja już więcej w tej sprawie nie będę się wypowiadać, dużo osób kręci się wokół tematu.
Witam serdecznie,
szukałam nut do trzech piosenek: „Wesołe jest życie staruszka”, „Taka gmina” i „Trzynastego”.
Nuty tej ostatniej dostałam z Wiednia via blog łasuchów, partyturę „staruszków” od chóru UAM. Mimo podpowiedzi mt7, za które już dziękowałam i jeszcze raz to robię 🙂 nut do „gminy” nie udało mi się zdobyć – ostatnia próba dzisiaj 🙁
Zdecydowaliśmy się na metodę odtworzenia nut z nagrania, jest to żmudna metoda, Sugestię Piotra Modzelewskiego skrzętnie sobie konotuje, nie pomyślałam o tym, a przecież to taka stara i sprawdzona metoda.
Korzystając z podpowiedzi mt7, poszukam kontaktu z panem Andrzejem Bożymem 🙂
Bardzo wszystkim dziękuję. Przepraszam, że tak wpadam tylko w interesach, ale jestem ogromnie zabiegana w związku z UTW. Kocham muzykę choć nie mam wykształcenia muzycznego. Mąż pochodzi z bardzo muzykalnej rodziny, inżynier po liceum muzycznym 🙂 dzieciom też „daliśmy” wykształcenie muzyczne, tylko ja nieuczona 🙁
Pozdrawiam
jotka
Jotko,
mam nagranie Takiej Gminy na komplecie płyt Starszych Panów, jeżeli potrzebne mogę podesłać Ci mailem.
Jak rozumiem, jotce chodziło o opracowanie na chór czterogłosowy. Dlatego też już parę dni temu spytałam o to Beatę, która śpiewała Starszych Panów w opracowaniu Borzyma (przez rz!), która tu stwierdziła, że nigdy tej piosenki nie śpiewali i być może nie było jej takiego właśnie opracowania.
Dlatego chyba tylko rzeczony Andrzej Borzym mógłby pomóc.
Spisanie z płyty melodii to jeszcze nic, jotko, bo jeśli rzeczywiście chcecie to zaśpiewać w chórze, to jeszcze trzeba to opracować na te cztery głosy.
A może zaśpiewacie coś innego? 🙂
Wystarczy linia melodyczna. Na głosy rozpiszemy sami (ha, ha – sami, przecież nie ja, ale nasza eka, jak mawiają w pyrlandii 🙂 )
Bardzo Wam dziękuję. Właśnie znalazłam w internecie maila do pana Borzyma i napisze do niego.
mt7,
bedę wdzięczna, wyślij na adres:
nota7 [at] o2.pl
pozdrawiam serdecznie
jotka
A ja wróciłam z kolejnego dnia Święta Śpiącej Królewny 😉 Publiczności było jakby troszkę więcej, ktoś mi nawet podziękował za „nagonienie na blogu”; ja wiem dobrze, że nie mam takiej siły, żeby nagonić pełną salę, ale zawsze coś. I nawet paru ludzi ze środowiska widziałam, w tym jednego profesora z Okólnika 😉
Dziś były trzy sonaty z op. 30. Znów świetna zabawa w sonatach A-dur i G-dur, w mojej ulubionej, bardziej dramatycznej I części Sonaty c-moll Melnikov za bardzo się czaił, bał się troszeczkę „przywalić”, co raziło tym bardziej, że Isabelle grała na pełny regulator, choć oczywiście po swojemu. Nie napisałam jeszcze, że ona zawsze gra idealnie czysto, jest to dla niej tak ważne, że bywa, że stroi się między częściami.
Dodam też, że poczucie humoru ujawniają i w bisach. Serwują nam cykl Tańców niemieckich, wczoraj był pierwszy, dziś drugi i trzeci. Króciutkie, zabawne. Publiczność zachwycona. Jutro op. 23, 24 (Wiosenna) i 96.
Ludzie ludziska drogie, czy Wy się nigdy nie nauczycie? 🙁 Nie wpisujcie pełnych adresów mailowych, licho nie śpi, chcecie mieć skrzynkę pełną spamów? Zmodyfikowałam i jotce, i Jarucie 😐
Jakby tak z tydzień pograli, to na koniec pewnie pełno by było. 😀
Jotko, wysyłam. 🙂
No tak, ja mam w googlu po kilkadziesiąt spamów dziennie, ale ich system dzielnie wyławia większość i umieszcza w spamach. Mogę sobie obejrzeć i odwołać, że nie spam.
Nie ściągam poczty na komputer, ale za to kiedyś w onecie skasowali mi całą historię korespondencji i dość niegrzecznie odpowiedzieli na moje żale. Chyba nie przeprosili, więc wyniosłam się z onetu.
Nie ma dobrych rozwiązań.
Zapisuję sobie tylko adresy na komputrze i ścieżkę ulubionych.
obawiam się, że na głupotę jeszcze lekarstwa nie wynaleźli, niestety 🙂
Niech lepiej wcześniej wynajdą na parę innych naprawdę niebezpiecznych chorób 🙁
A wracając do koncertu, dziś widziałam w filharmonii ich Beciowy album. Zdzierają 115 zł 🙁 To już w necie widziałam taniej…
W przypadku kontaktów poprzez blog najlepszym rozwiązaniem jest poproszenie gospodarza blogu o podanie adresu tej a tej osobie.
Podawanie pełnego adresu w sieci jest rzeczywiście samobójem. A ja tam zawsze chętniej pół godziny dłużej spam, zamiast zajmować się czyszczeniem skrzynki. 🙂
O!
A tu można posłuchać Becia, którego słuchałam dziś:
http://www.harmoniamundi.com/france/artistes_agenda.php?artist_id=710#/albums?id=1379
Czy to oznacza, że powinnam przestawić jakieś literki w mailu? No to przestawiam i zobaczę, czy mnie wpuści.
Nie wpuścił. Bardzo proszę PK o wyrzucenie poprzedniego komentarza, który teraz wisi w poczekalni.
Wyrzuciłam 🙂
Dziękuję. To ja już lepiej nie będę kombinować.
Jużem myślał, że to podpucha jaka a przynajmniej brudna, a tu Bogumił mnie uspokoił…
Trzeba było Bogumiła, bo ja to zwykle podpuchy robię… 😉
Podpuchy do poduchy, ja idę bęc. 🙂
Przyjemnych snów. 🙂
A ja robię podpoduchy, na Mikołaja. Potajemnie, żeby Starzy się nie dowiedzieli, że tak naprawdę to ja te prezenty przynoszę. 😀
Jak się tyle muzyk słucha,
co to jest, jak nie podpucha? 😉
Nie jest żadną to podpuchą,
Gdy muzyka wpada w ucho… 😉
Lepsza znacznie już podpucha,
niźli na CeDesie pucha… 🙄
Czasem lepsza cisza głucha
Niż maltretowanie ucha… 😎
Cicho wszędzie, głucho wszędzie?
Kierowniczki tam nie będzie. 😎
Teraz tutaj będzie cicho,
W nocy zaśnie nawet licho 😉
Dobranoc 🙂
„Licho nie śpi”? Ta sentencja
tego blogu nie ozdobi.
Tutaj licho w nocy chrapie,
od niespania zaś jest Bobik. 😉
Pobutka, którą wszyscy znają (a może się mylę???).
Może nie wszyscy, PAK-u, a nawet jak wszyscy, to zawsze warto przypomnieć taki ładny filmik 🙂
Lecę tymczasem dowiadywać się o Roku Chopinowskim na świecie 😉
Przy okazji – dopiero doszło do mnie, o co chodziło wczoraj vesper z tym przestawianiem literek. Chyba nie wyraziłam się ściśle: nie należy podawać pełnych adresów NA BLOGU! Przy wpisywaniu się – i owszem, te się przecież nie ukazują.
A rok Chopinowski coraz bliżej 🙂 Gmail reklamuje mi inicjatywy NIFC pytając, czy mam już fryzurę a la Chopin… 😀 No, jeszcze trochę się powystrzegam strzyżenia i będę miał… 😀
Pobutka (piękna!) okazała się przyczepna – do teraz mi gra w głowie 🙂
W sprawie Roku Chopinowskiego tak mi się skojarzyło z wczorajszego artykułu o muzyce w grach komputerowych zalinkowanego przez Gostka: „zapętlony Chopin szybko zacznie w końcu drażnić” 😉
a555 – nieźle. 🙂
Paku,
mam nadzieję, że nie poskąpisz widoku Paka a la Chopin. 😀
Miłego dnia wszystkim, ja znikam do wieczora.
Och, co za niespodzianka, tak się nagle znaleźć na głównej stronie :o)
NIestety nie miałem możliwości uczestniczyć w kolejnych dniach, che peccato. Byłoby pięknie tak pójść za ciosem i zrobić teraz festiwal sonat fortepianowych. Słuchałem ostatnim razem w Londynie 32-giej w wykonaniu Giltburga i to było coś niesamowitego.. Moim zdaniem nasza aula w AMimCh (UMFCh? ee..) wcale nie jest gorsza od Barbican’u, można by ją tylko ładniej oświetlić na taki sonatowy wieczór i voila!
A co więcej, jest niezła akustyka 🙂
PAK-u!!! Coś więcej o tej inicjatywie poproszę!!!
Na konferencji mówiono o różnych inicjatywach towarzystw chopinowskich na świecie. Przy okazji Elżbieta Artysz, sekretarz Międzynarodowej Federacji Towarzystw Chopinowskich, zwróciła uwagę na to, że kiedy Alain Duault, o którym tu wcześniej pisałam, stanął na czele komitetu Roku Chopinowskiego we Francji, pierwsze, co rzucił publicznie, to wniosek, by prochy Chopina przewieźć do Panteonu (inna sprawa, to czy to jest wykonalne, bo przecież do końca życia był na polskim paszporcie, a w Panteonie można chować tylko urodzonych lub naturalizowanych Francuzów; Skłodowska-Curie była naturalizowana). A my co? Ubieramy Chopina w dres i glany…
No i zaraz potem wystąpiła pani reprezentująca nasza kochaną stolycę i zaczęła od ślizgawki chopinowskiej w Łazienkach. Potem wspomniała dużo różnych inicjatyw, łącznie z koncertem popowym pt. I love Chopin, a w ogóle nie wspomniała o pierwszej warszawskiej edycji Szalonych Dni Muzyki, która naprawdę może być wielka promocją dla naszego miasta… Aż podeszłam do niej potem i spytałam, czy może coś z tym nie tak, czy miasto tego nie wspiera, czy co. Oczywiście, że tak, tylko zapomniała powiedzieć.
Ale było też coś enigmatycznie powiedziane o jakimś happeningu, w ramach którego na Placu Defilad ma stanąć 200 fortepianów 😯
To ja moze dyplomatycznie zaprosze do przedswiatecznego Paryza. Bez Chopina?
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157622841755351/
I zemkne, bom pozbawiona czesci jestestwa mego, jakim jest czas
Kto jak kto i w czym jak w czym, ale w dziedzinie autopromocji to my potrafimy sobie strzelać w kolano jak nikt inny.
…ale za to z wdziekiem i ulanska fantazja. Skutki jakie som, kazdy widzi.
O, Tereniu, już właśnie chciałam do Ciebie mail napisać, co tam u Ciebie 😀
Piękne zdjęcia. A kto to się produkuje muzycznie?
Nu wot, p. Teresa zwolniła mnie z konieczności zamieszczania zdjęć przedświątecznego Pariża. Wróciłem – pozbawiony telefonu. Czymże jednak strata telefonu wobec innych zysków rozlicznych. (w tym bólu nóg i kosteczek wszelakich). Rozglądałem się w sali Pleyela za p. Teresą – nie dostrzegłem (ale nawet gdyby była, to w takim tłumie jak stóg siana…).
Tym razem Maurycy trzepnął mną równo. A żaby dokonały dzieła. A zaczęło się pięknie od Matthiasa Goerne…
Pozdrawiam pięknie wszystkich i idę moczyć nogi.
Acha, mam już ostatnie dziecko płytowe MM – wyobrażacie sobie: mieć cztery dni płytę pod ręką i nie mieć możliwości jej wysłuchania! Od tych mąk się robił swąd.
Zdjęcia zdjęciami, ale bez relacji się nie obędzie 😉 A najnowsze dziecko płytowe MM czego nie dogra (z braku odtwarzacza pod ręką), to dowygląda 😉 Dobra to była decyzja – przeprowadzka z DG do Naive (no może z wyjątkiem dystrybucji, chociaż ja już się przyzwyczaiłam, że zamawiam w Niemczech, teraz nawet jest promocja przedświąteczna na tę płytę). Teresie dzięki za zdjęcia! 🙂
Przepiękna pobutka. Wprawdzie o tej porze to raczej trzeba myśleć o kolysance, ale niech tam. 😀
Eee… dlaczego? Uwżam, że teraz jest bardzo dobra pora na pobutkę. 🙂
Po obejrzeniu zdjęć z tej paryskiej prowincji, mam poważny dylemat, które nakrycie uświetnić moją głową w nadchodzącym sezonie zimowym. 😀
Jedno zdjecie ukradłam w celu inspiracji.
Też bym wdzięczna za słowo komentarza.
Trzena poczekać.
W sprawie pobutki podzielam zdanie przedpiscy w całej rozciągłości
O matko! Sorki!
Coś na temat:
http://www.youtube.com/watch?v=gjUewCIQXBc
No, tak jak mowilam, brakuje mi jestestwa. Wiec nadrabiam pokrotce.
Komentarzy muzycznych nie bedzie, bo piluje samopas na trzy koncerty z koledami w koncertowym opracowaniu Niewiadomskiego.
Wystawy sa po prostu obledne, szkopul w tym, ze bylam w dzien i mnostwo odblaskow, a na razie nie mam czasu, zeby wyjsc o porze pozachodniej. To znaczy czas mam, ale na cos innego.
Tak a propos, do wszystkich, ktorzy w paryskich okolicach sie paletaja, serdeczne zaproszenie:
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/4171925553/
A odpowiedajac Dorotce, na skrzypcach gra Henryka Tronek, na fortepianie Mira Reiz, czyli Duo Bacewicz z Frankfurtu am Main. Koncert w Bibliotece Polskiej 2 grudnia z programem slowansko-serceszczypatiel’nym i z sonata Bacewiczowny tudziez Suita wloska Strawinskiego (m.in). Humoreski Dvoraka nie bylo. Ufff, jakos nie przepadam. Z reguly wychodzi posepna. 😉
To powodzenia życzę i wyjścia na rękach zachwyconych słuchaczy. 🙂
Ojej… czyżby to była ta Henryka Trzonek? Tzn. córka tych państwa:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Henryk_Trzonek
Historię Henryka Trzonka zapamiętałam przeczytawszy dawno temu u Waldorffa.
A ja wracam z ostatniego dnia Święta Beciowo-Stradivariusowego. Nooo… dziś to już frekwencja była porządna, dużo też było młodych ludzi. mt7 miała wczoraj rację, że jakby to trwało tydzień, to pod koniec by nie szło się dostać 😆 Czy to dlatego, że ludzie spodziewali się dziś Kreutzerowskiej, bo myśleli, że będzie chronologicznie? No to pod tym względem się rozczarowali, ale za to mieli, można powiedzieć – dwie Wiosenne. Bo cofnąwszy się w opusach przed wczorajszy trzydziesty, zaczęło się od Sonaty a-moll op. 23, a Wiosenna to opus sąsiedni – 24. Obie zagrane leciutko, subtelnie, wiosennie właśnie, też z humorem, a wolna część Wiosennej była prawie jak z Księżycowej, tylko pogodna. No, gdzieś się przenieśliśmy w inny świat.
Ale Sonata G-dur op. 96… czekałam na nią, bo to bardzo specjalna sonata. Jej pierwsza część ma w sobie jakiś ogromny, nieziemski spokój, jeśli ktoś to oczywiście umie wydobyć. W wykonaniu duetu Faust/Melnikov to była po prostu jakaś nirwana. Druga część też, ale inaczej. Trochę ożywienia w menuetowym Scherzo i ostatnie wariacje, z których przedostatnia znów wróciła do tego nieprawdopodobnego zatrzymania czasu. Późny Beethoven ma takie właśnie momenty, jak np. I część Sonaty As-dur op. 110, niektóre bagatele z późniejszych opusów, niektóre części w późniejszych kwartetach czy właśnie długie, bardzo powolne wariacje w cyklach, np. w Diabellim.
Ja przy tym odleciałam. A bisem nas na pożegnanie uraczyli trochę dłuższym i znów zwyczajnie pogodnym: finałem Sonaty Es-dur op. 12 nr 3, którą grali w poniedziałek.
Niestety się skończyło. Ale jest nadzieja, że jutro wejdę w posiadanie albumu 🙂
Tereso, tę dekadencję w Printemps sprzedają na kilogramy, czy na sztuki? 😆
I jeszcze ciekawostka. Wczoraj szukając czegoś na temat w/w duetu wyguglałam własny blog:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=98#comment-33351
Niejaki Emseasz już wtedy zapowiadał, że Faust z Melnikovem zagrają w 2010 r. w Warszawie Beethovena. Ostatecznie nie w 2010 r., ale prawie 😉
I właśnie dziś spotkałam na koncercie tegoż Emseasza. Zamierzał pójść po koncercie do solistki i dać jej w prezencie płytę z nagraniami Nizioła. Ciekawe, czy się jej spodobają…
Przypomniało mi się, jak siedemnastoletni Bartek Nizioł z siedemnastoletnim Piotrem Pławnerem wygrywali Konkurs Wieniawskiego. Się wtedy działo! 🙂
Litości, zmiłowania , drogi 60jerzy. Jak tam Platea? łaknę wszelkich szczegołow, bo może się szarpnę i pokażę spektakl nieletniemu synkowi ( w koncu są fajerwerki..!) A telefonu szkoda. W metrze? 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
O! Ja w tej pokoncertowej euforii, z której wciąż nie wyszłam, zapomniałam przywitać tu powróconego na łono od Żabek 60jerzego! Niedobre zwierzątka, telefon zabrały 🙁
Ale o reckę poprosimy ładnie, poprosimy…
Nogi już chyba wymoczone 😉
Moczy nogi Jerzy
złością zęby szczerzy
bowiem mu komóra
w Paryż dała nura…
A po tym Paryżu
Skaczą sobie żaby,
Patrzą – o, komórka,
Nam się ona zda by…
Dzwonią żaby z rana
do kogo? Bociana!
Bowiem biedny Jerzy
w bociana nie wierzy!
A tu niespodzianka 🙂
zawiniątko z ranka… 😯
W zawiniątku coś kwili
Nie tracąc ni chwili
Zerka Jerzy w pakuneczek
A tam – rachuneczek
Operator przysłał
do zapłaty tysiąc trzysta
Halo, Jerzy , jesteś tam? recka, please, recka;) Telefonu żal, ale następny model bedzie bardziej wypasiony….
Za złotówkę 😀
Zdjęcie, Jerzy, też się należy! 😀
Nie bądź taki proś!
To miała Kierowniczka ucztę, aż i ja się prawie zasłuchałam w ten opis. 🙂
Bardzo się cieszę, że wiecej osób miało taką przyjemność.
Oooooooo!
Zapomniałam, że można dużo stracić. 🙁
Trzeba zablokować konto.
Może była zbyt wypasiona ta komóra, co dała nura.
Biedny Jerzy,
z drugiej strony, jak to ładnie brzmi – odciski paryskie. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Pvd4Rf4munw&fmt=18
W oczekwaniu na Jerzego.
Oj, krótkie to (acz piękne) czekanie…
A ja znowu zapozniona!
Tak, Dorotko, to ta sama Henryka Trzonek po mezu jakos skomplikowanie, bo Altipastekoglu, czy cos w tym stylu…
Bobiku – nie wiem, czy sprzedaja, ale popatrzec pozwalaja tonami!
A w ogole to przeca mozna bylo mnie uprzedzic, ze blogowicze nad Sekwana zawitywaja! Inna sprawa, ze z przyczyn braku jestestwa nieobecna bylam zaiste…
Może telefon Jerzego poszedł sobie w Paryż razem z jestestwem Teresy i tak się dobrze bawią, że ani im w głowie wracać do właścicieli i podporządkowywać się jakimś rygorom? 😉
A może dajmy już mu spokój z tym telefonem, to nic przyjemnego…
Nie dziwiłabym się, gdyby słuchał właśnie płyty MM 😉
Bobiku, na to wyglada, ze baluja. Choc raczej konsumuja adwentowe czekoladki (jedna dziennie, przepisowo) i szlajaja sie po Marchés de Noël (100 euros dziennie circa about). Bogate one som!
Nie pozostaje nic poza nadzieja, ze odnajda sie jednoczesnie. W(e)spol-czesnie
Bobik przypomniał mi wiersz Mariana Załuckiego „Miłość w ułamkach”.
Chciałam go skrócić, ale gubi się dowcip, więc sorki za długość.
Obcięłam wstęp.
Dziś, gdy to wspomnę,
łza płynie z oka…
Kończy się, dziadku, mija epoka,
kiedy przez wzgląd na mniejszą podaż
każdy się z mężczyzn czuł jak włodarz
i był, czy mędrzec, czy idiota,
na wagę cytryn
albo złota!
Nie, jam nie prorok ani mistyk,
tylko wynika ze statystyk,
iż lepiej, żebym
troszeczkę przystygł.
Gdym je przeczytał ażem zbladł:
w Polsce już od dwudziestu lat
mniej dziewcząt niż chłopców
przychodzi na świat!
Jeżeli to tak dalej pójdzie –
nic po bicepsach,
urodzie i fluidzie,
rozpleni się za dwa, trzy lata
mężczyzna bez popytu,
człowiek-superata,
samotny jak palec,
drżący jak listek,
urągowisko feministek
Statystyka wszystko obliczy dokładnie
i czas już zbliża się niestety
gdy na mężczyznę
w Polsce przypadnie
zaledwie cztery piąte –
ułamek kobiety.
Już dziś tą myślą przerażony
pytam tragicznie i ponuro:
– A co z ta resztą mojej żony –
z tą jedną piątą?
I to – z którą?
Więc mimo miłość mą gorącą
20 procent mi potrącą?!
A że w rachunkach głowa niezbyt mocna,
jeszcze ograbią mnie do cna!
Tym bardziej dręczą myśli mnie te,
Ze kraj nasz w mężczyzn
nazbyt żyzny,
a więc przypadnie na jedną kobietę
aż jeden i jedna czwarta
(1 + 1/4) mężczyzny.
W małżeństwie nie znam się na żartach –
już ta niepewność mnie zabija:
ten jeden – to ja,
a ta jedna czwarta?
Przepraszam bardzo –
czyja?!
Niby ułamek,
a – psiakrew – bawidamek.
I co?…
Zamknąć żonę na dwadzieścia klamek?
Niesprawidliwie, bądźmy szczerzy,
bo statystycznie
to jej się należy.
Przyznacie: sprawa to niebłaha,
wiedzieć, ze gdzieś
wtrajają ciacha
ułamek żony z ułamkiem gacha
i tak zabawiają się cudownie,
że nie wiesz, gdzie licznik –
gdzie mianownik!
Wybaczcie mi!…
Wiem dobrze: me obawy głupie
nie przystoją Polakowi –
chyba liczykrupie.
Bo choć w statystykach ścisłe
są dane liczbowe,
ile w Polsce kobiety
przypada na głowę –
któż by z nas tam odmierzał
swą miłość głęboką
Jak już kochać,
to plus-minus
i pi razy oko!
A jeszcze co do zdjęć paryskich Tereski, to właśnie duży ich urok, że są robione w dzień, bo w oknach wyraźnie paryskie chałupki się odbijają 🙂
emtesiodemeczko, a czy wyjatkowo mozna kochac bez funkcji trygonometrycznych i twierdzenia Talesa, za to z Eureka?
Pani Kierowniczko, mam nadzieję, że Jerzy nie posądzi nas o brak współczucia. 😳 Myśmy go chcieli tylko trochę uśmiechnąć, bo z uśmiechem złośliwości losu nieco łatwiej się przyjmuje. 🙂
Dorotko, to takie warszawskie domowe chalupki, tyle ze tu przetrwaly…
😉
Ale na temat okolicznosci nic nie wiemy. Moze to niecna taktyka na Rok Chopinowski?
Co? Duch Fryca rąbnął? 😯
To prawda, trochę sobie Paryżewa w szybach obejrzałam. 😀
Chiba pora na spanko.
Dobranoc.
Dorotko, najwyzszy czas…
To ja tez w Morfeja wierne objecia papa…
No dobrze, widzę, że recki to my się dziś nie doczekamy… zatem i ja idę spać, uprzednio wrzuciwszy przygotowany właśnie nowy wpis 🙂
Dobranocka!
Jak wszyscy w dyrdy do tego Morfeja, to ja też mówię dobranoc i idę sobie pośnić o dziale winno-spożywczym u Marksa & Spencera. 🙂
Pobutka!
—
(Jeśli chodzi o fryzurę, to Gmail nie pomógł, ale sierżant Google owszem — chodzi o ten punkt programu: Współpraca z MTV Polska – całoroczny cykl wydarzen organizowanych wspólnie ze telewizycjna stacja muzyczna m.in. polowanie na fryzure Chopina, festiwal dla DJ’ów, czyli strona czwarta dokumentu: Program PR dla Roku Chopinowskiego 2010, w ramach kampanii Zakochaj się w Warszawie.).
Kończę pisanie książki o rodzinie Henryki Trzonek. Będzie tam o tragicznym, okupacyjnym losie jej matki Haliny Kowalskiej i ojca Henryka Trzonka, którego jestem kuzynem, a także o jej wujku Henryku Kowalskim, ciotce Bercie i bracie Andrzeju Zalewskim. Filmiki z Henryką Trzonek są już na Youtubie.
Witam Włodzimierza. Cieszę się, że książka powstaje. Filmików parę znalazłam, tyle że trzeba szukać pod hasłem Henryka Tronek. Taką pisownię przyjęła w Niemczech.
http://www.youtube.com/watch?v=IYxHbeWEe0Y&feature=related