Antyinspira?
Mówicie, że dawno o Chopinie nie było. To wracam znów na chwilę do tematu. W związku z książeczką wydaną ostatnio przez festiwal Warszawska Jesień pod makaronicznym tytułem Chopinspira, zainicjowaną przez krakowskiego muzykologa Krzysztofa Drobę, a zawierającą wypowiedzi grupy polskich kompozytorów różnych pokoleń o Chopinie. To i owo skojarzyło mi się z tym, co znów ostatnio tu mówiono o Beciu.
Otóż kompozytorzy ci mówią o Chopinie bardzo różnie. Bywa, że z miłością i fascynacją, kojarzy im się ze światłem, z błyskiem, ze źródłem. (Niektórzy, których wypowiedzi zresztą w tej książeczce nie ma, fascynują się nim do tego stopnia, że jego echa pobrzmiewają w ich twórczości. U Lutosławskiego były rozmaite inspiracje specyficzną fakturą chopinowską, a u Góreckiego w III części Symfonii pieśni żałosnych obsesyjnie powtarzane dwa akordy są ewidentnie wzięte z Mazurka op. 17 nr 4.) Ale zdarzają się też wypowiedzi nie przepojone totalnym zachwytem, a nawet niechętne. Niektórzy z kompozytorów czują się wręcz jakoś skażeni – nie tyle Chopinem chyba, co tym, co z niego zrobiono. W ramach edukacji muzycznej, w ramach społecznego bytowania jego muzyki w naszym kraju.
Przytoczę słowa jednej z kompozytorek z… mojego pokolenia, zresztą – jak zobaczymy – nie tylko o Chopinie. „Uwiera mnie sprawa Chopina. Mam kłopot z Chopinem. Nie potrafię się odnieść do jego muzyki, nie mogę się do niej przedrzeć poprzez zwały warstw zalegających w mojej świadomości. Może to jest kwestia czasu. Ale tak wiele czasu już upłynęło, a tak mało zostało, abym do tej muzyki zdążyła jeszcze dotrzeć.
Jakże pięknie byłoby ją usłyszeć teraz po raz pierwszy, nie znając, nie pamiętając żadnego motywu. Sama jestem ciekawa, jakie wywarłaby na mnie wrażenie. Czy urzekłaby mnie świetnością, czy też zachowałabym się jak stary belfer? (…)
Czuję się pogubiona, jego muzyki słucham jak automat do mierzenia i ważenia, odróżniając wielkie wykonania od mniejszych – czyli jak zepsuta maszyna do słuchania, która nie czerpie z tego ani krzty radości i tylko odruchowo wydala z siebie sądy wartościujące.
Widocznie więc mogę żyć bez niej. Słysząc choćby frazę Chopina, odbieram ją jako znak dźwiękowy, rodzaj logo. Odruchowo myślę, że pewnie umarła jakaś ważna osoba albo że ktoś mnie chce przymusić do uczuć patriotycznych. (…)
Twórczość Chopina działa jako emblemat doniosłości, doniosłości pozamuzycznej. Kto mi to zrobił? Kto sprawił, że Rachmaninow na zawsze skojarzył mi się z Breżniewem, a Poulenc z telewizyjną Kobrą? Tylko Webernowi się poszczęściło, bo Pegaz nie wzbudzał złych emocji. Sprowadzenie autonomicznego dzieła do roli znaku towarowego jest skandalem i zbrodnią na własnej kulturze. (…) Motywy i faktury Chopina (czy Rachmaninowa) jako klisze powagi, doniosłości, patosu, muzyczne wymuszenia uczuć patriotycznych powtarzane są do dziś w wielu nowych utworach, zwłaszcza tych komponowanych z ukrytym celem szantażu moralnego. (…)
Czuję się okaleczona, tak. Ale przecież żyję już tyle lat bez muzyki Chopina. Choć wiem, że tak nie wolno. Jakże byłoby pięknie usłyszeć ją teraz po raz pierwszy…”.
Komentarze
Pobutka ze złogami (uwaga, może się kojarzyć z Breżniewem).
Dramatyczne losy Carmen. Na wczorajszej premierze zasłabł Malgorzata Walewska.
Coś w tym jest, Pani Doroto. Potrafię zrozumieć tych młodych muzyków…każdy z nich ma prawo zmierzyć się z geniuszem na własny sposób. Ja od sztuki oczekuję poruszenia wyobrażni, uniesienia, nowego spojrzenia, zadumania…jakiejś jedności współwyobrażania. Racjonalizm zostawiam na inne okazje.
Serdecznie pozdrawiam
JoSe:
O Carmen i Małgorzacie Walewskiej było już pod poprzednim wpisem.
Halszko:
Myślę, że gdybyśmy mieli z pięciu, dziesięciu geniuszy stawianych na równi takiego problemu by nie było. Ale tak, u nas każdy pytany o muzykę musi być konfrontowany z Chopinem. Nawet, gdy mu nie leży romantyzm, albo nie interesuje go pianistyka. I na dokładkę z Chopinem, który jest przyjmowany wyłącznie wśród ochów, achów i co gorsza, różnych związków z narodowym obowiązkiem, Chopinem, od którego o krok jest szkolna akademia ku pokrzepieniu serc.
Nie jestem kompozytorem, ani nawet muzykiem, ale czasem czuję podobnie. Długo trwało zanim udało mi się przeskoczyć instytucjonalną niechęć do Becia, sprowadzonego do paru tematów i wizerunku nieuczesanego brutala z granitu. A z Beciem jest łatwiej, bo on ci nie nasz. Z Chopinem to jest dopiero wyzwanie! To tak jak z lekturą szkolną — że szkolna, i że lektura, gubi się całą przyjemność czytania i wyrasta w awersji do Mickiewicza i Prusa 🙁
O, dawno pobutki (i PAK-a) nie było 🙂 Tylko coś ciężko mi się ten złóg otwiera… jak to złogi… 😉
To nie tylko młodzi kompozytorzy. Kompozytorka, którą cytuję, tak jak ja dojrzewała w PRL i stąd zbitka Rachmaninow-Breżniew, która młodym nic nie powie. Ja np. mam stałą zbitkę jednego z utworów Saint-Saensa z Gierkiem i nic nie poradzę… Co się komu z czym kojarzy, to trochę jak metryka 😉
Ale można też tak: „Wkurza mnie, że Chopinem się wzruszam – Chopinem, czyli kimś anachronicznym. (…) Moja dusza bez Chopina byłaby bezdomna. (…) Ale może to dlatego, że nie mieliśmy nikogo innego, że mieliśmy tylko Chopina. Że zmonopolizował nasze dusze. I staliśmy się banalni z tym Chopinem. Zaściankowi”. To Tadeusz Wielecki, szef Warszawskiej Jesieni (napisał zresztą w formie dziennika, dużo ciekawych myśli).
Takie problemy – jak widać, nawet przy pozytywnym stosunku do Chopina – mają raczej kompozytorzy skażeni epoką minioną. (Lutosławski to chów przedwojenny, Górecki – troszeczkę też.) Ci młodsi, koło trzydziestki, wypowiadają się o Chopinie jakoś bez tych obciążeń. Ciekawe. Kolejna krzywda, jaką społeczeństwu wyrządził PRL? 😯
Sos patos
patryjos
bum tedeum bum!
Ale co było po bum tedeum?
„Nasz piecyk cudem zreperowany,
Lecz Osiołek Porfirion to gość podejrzany.
(biją Porfiriona)” 😉
Bardzo podoba mi sie wypowiedź kompozytorki, jest poza tym głęboko prawdziwa. Myślę, że to nie wina PRL, jest to sprawa ponadustrojowa, jeśli spojrzeć szerzej. Ilu bowiem pięknych, świetnych, doskonałych utworów nie możemy słuchać dlatego, że dawano nam je do słuchania zbyt często. Nie jesteśmy już w stanie ulec urokowi niektorych dzieł Czajkowskiego, Griega, Albinoniego etc. – ponieważ najpierw nam spowszedniały a potem zbrzydły. I, tak jak ta mądra kompozytorka, chcielibyśmy usłyszeć je po raz pierwszy. Nie wszystko jest jednak stracone. Raz na jakiś czas pojawia się genialny artysta, który spraweia, że słuchamy czegoś co znamy na pamięć -jak czegoś nowego i świeżego. Rzadko się to zdarza – ale bywa tak.
Mały konkurs:
„Genialność Chopina jest wymownym świadectwem, że twórczość naprawdę wielka wyrasta z tego co ludowe”
Kto to powiedział, moi mili Dywanowicze? (w guglu nie ma 😛 )
Gostek – trzeba zachęcić nagrodami (skoro konkurs). Ja obstawiam ministra kultury Podkańskiego Zdzisława w roku 1996. Ale nie zdziwiłbym się, gdybym nie zgadł.
Nagrody, mówisz?
No, będę musiał pomyśleć. A może nagroda niespodzianka?
Odpowiedź nieprawidłowa.
Feliks Dzierżanowski? 😆
(Ja wiem, to jest żarcik dla dinozaurów, skrajnej młodzieży nic on nie powie)
Nie wydaje mi się, by zagadkowe zdanie dało się utrzymać w ogniu krytyki… 🙄
Stawiam na prezydenta lub okolice.
Feliks Dzierżyński? )
Żarcik żarcikiem, ale odpowiedź nieprawidłowa…
Na ogniu krytyki zdanie można podgrzewać przez chwilę, aż się leciutko przypali.
Proszę podawać imię i nazwisko. (To mała wskazówka, jakby co)
Droga koleżanko z ławy szkolnej,
Ja też mialam przez długie lata problem z Chopinem, też z powodu zbitek peerelowskich (na wszystkie państwowe okazje – Chopin ,patriotyczny, we wszystkich możliwych wydaniach), ale głównie z powodu „tłuczenia” i analizowania bez końca, w sposób „bogoojczyźniany”, jego muzyki w czasie lekcji historii muzyki, harmonii ( „a to jest, panie, dur w moll” Hanicz dixit) itp. Pamiętam jednak z dzieciństwa i wczesnej młodości w PRL-u świetne interpretacje Richtera, czy chociażby Rubinsteina, i jeszcze Małcużyńskiego lub Michelangeli’ego. I to była jednak inna jakość.
Jeszcze jeden powód moich kłopotów z Chopinem to to, że jako skrzypaczka i członek słynnej orkiestry CZHP miałam przez wiele lat okazję „piłować” akompaniamenty orkiestrowe do obu koncertów w czasie corocznych inauguracji letnich koncertów niedzielnych pod pomnikiem w Łazienkach. I chociaż Chopin wielkim kompozytorem był, chociaż wykonywaliśmy te koncerty pod batutą wtedy młodych zdolnych, a dzisiaj znanych dyrygentów jak Jacek Kaspszyk czy Antoni Wit albo Wojtek Rajski, to nie jestem fanką jego orkiestracji i nie jestem w tym odosobniona.
Na szczęście udało mi się, po latach, pogodzić z Chopinem, i rzeczywiście dotrzeć do jego wielkości. Udało mi się docenić prekursorską nadzwyczajność i głębię jego muzyki w kontekście utworów kompozytorów mu współczesnych. Może udalo mi się to dlatego, że nie mam z muzyką nic wspólnego zawodowo i pozostalo mi, trochę pogłebione, ale jednak amatorskie zainteresowanie muzyką, przyzwyczajenie słuchania jej i szukania informacji na jej temat wyniesione ze szkoły muzycznej.
Bo chcę, a nie muszę. Wydaje sie, że znam tę muzyke na pamięć, a jednak okazuje się, że za kazdym razem udaje mi sie w niej odkryć coś nowego.
Cieszę się z tego bo pozwala mi to doceniać rozmaite wykonania utworów Chopina. Z ostatnio słyszanych, na festiwalu urodzinowym, wykonanie Koncertu f przez Blechacza, cudownie świeże, młodzieńcze a jednak wirtuozowskie, a także przepiękne, moim zdaniem, wykonanie Walców przez Barenboima, którego jestem absolutną fanką. Chociaż może Chopin nie jest jego najmocniejszą stroną, co się niestety dało słyszec w czasie recitalu, a może też i wiek zaczyna robić swoje. Ostatecznie muzyk nie maszyna i może mieć lepsze i gorsze dni.
Pozdrawiam Cię czule, EŁ.
A co do tego wiekopomnego zdania nt. folklorystycznego rodowodu geniuszu Chopina, to autorem mógłby może być były minister kultury, zaciekły propagator folkloru rodem z PSL-u, ktorego nazwisko mi sie nie utrwaliło. Może ktos to jeszcze pamieta? To był folklor polityczny.
Nie, nie! Zdecydowanie jest to zdanie z okresu stalinowskiego. Pamiętam je z podstawówki i też nie umiem odgadnąć… może jaki Sokorski czy co?
Pozdrawiam Cię, Ewo, wzajemnie. Wspominasz tu akurat koncerty, na których nie byłam 🙂 Ogólnie moje przypadłości z Chopinem były nieco inne, bo byłam pianistką, a Chopek sam się aż wkłada w łapy. Jak napisał inny kompozytor, też z naszego pokolenia: „Mam nieustanne wrażenie, że biorąc jego rzeczy pod palce (bo Chopina powinno się studiować tylko przy klawiaturze) trzymam jakieś ciepłe, żywe stworzenie albo przynajmniej pięknie rozwijającą się roślinę. Coś, czego nie mam przy Schumannie, u którego szumi woda – krystaliczna! – i toczą się kamienie, przy Schubercie, gdzie przebieram palcami przez (znów czyste i zdrowe!) powietrze, czy przy Liszcie, gdzie maluje się obrazki akwarelą. (Tak, to Heideggerowskie „się”.) Mam to natomiast przy Brahmsie, który na pewno – przed Skriabinem i Debussym – najlepiej Chopina rozumiał, choć się z tym nie obnosił i najdalszy był od imitacji. I który w podobny, wciąż niepojęty, sposób połączył zmysłowe z duchowym”.
Właściwie to powinnam podawać nazwiska. To pisze Rafał Augustyn, a pani cytowana we wpisie to Lidia Zielińska.
A teraz oddalam się w stronę pociągu. Do jutra 🙂
Pozdrawiam Panią Ewę. 🙂
Problem z Chopinem ma pewnie wiele osób z powodu nadużyć propagandowych w PRL-u i nie tylko.
PSL – to jest słuszny kierunek podejrzeń. 😀
Odpowiedź PK również nieprawidłowa…
Ja bym obstawiał początek XX w. Chodzi mi coś po łbie, ale moze to być jeno żyjątko jakoweś…
Polski twórca wyszedł, rozejrzał się wkoło
jak to w pięknym świecie rano jest wesoło
podrapał po brzuchu, przewietrzył jelita
zwrócił twarz ku niebu i w te słowa pyta:
Panie Boże, czemu gdy tylko próbuję
pisać na wesoło, wychodzą mi snuje…
Pan Bóg łaskaw wielce był mu odpowiedzieć:
Skąd u licha mam to ja akurat wiedzieć?
Co dzień tak wyłazisz i mnie do imentu
męczysz, że za mało dałem ci talentu.
Z tego co pamiętam, nie dawałem wcale,
pierwiastkuje coś się ci w tej łysej pale.
Tu niebiosa zamknął , tabliczkę wywiesił:
Z tego co ma, każdy niech się od dziś cieszy.
Com miał – dałem, w waszych rękach teraz losy
was, drodzy Polacy, mam już lekko dosyć,
zamknięte na głucho, nie klepać pacierza,
aż do odwołania – czego nie zamierzam…
Warto posłuchać Bolesława Bieruta 😀
http://www.polskieradio.pl/chopin/mowia/artykul138249.html
Stawiam bazanta przciwko mysiemu ogonowi, ze Autorem cytatu jest Najwazniejszy Czlowiek w Panstwie – Pozeracz Ptifurek. Jego styl jest z miejsca rozpoznawalny, jego kompetencje w dziedzinie muzyki ludowej , w tytm Chopina sa nie do podwazenia.
Nie byłem obecny przy ptifurkach i ich pożeraniu, ale odpowiedź (chyba) jest nieprawidłowa.
Bez komentarza:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7633376,Skandal_w_rzymskim_Panteonie__dozorczyni_przerwala.html
ach, marzenia za innym początkiem… też czasem nachodzą
A o czym marzycie Fomo Fomyczu?
Lepiej docenić późno, niż wcale – zeen 12.55 – doceniam absolutnie! 😆
Pobutka.
Dobutka, jeśli ktoś jeszcze nie czuje się dobudzony…
Ktos ma problemy z Szopenem,bo mu kojarzy sie z komuna?Na pocieszenie mozna powiedziec,ze komuna zdechla,a Szopen pozostal.Nie rozumiem czepiania sie poczciwej „Kobry”.
Ostatnio kupilem we Frankfurcie wino jablkowe.Natychmiastowe skojarzenie „wino patykiem pisane” ze srodkowego komunizmu i … nie bylo to przykre wspomnienie,poniewaz moglem sobie przypomniec wszystkich przyjaciol,z ktorymi ten wyrob przemyslu siarkowego pilem.
Zrzucanie wszystkiego na komune,stalinizm i „misia z okienka” to zbyt latwe wyjscie z sytuacji.
Ciekawostka: utwór muzyczny, który trwa tysiąc lat. Rozpoczął się 31 grudnia 1999 roku: http://longplayer.org/what/overview.php
Oj, Witoldzie, każde nadmierne użycie prowadzi do niechęci, nie musi to być komuna.
Dla tych, co żyli w zgrzebnej rzeczywistości ma ona urok wspomniena młodosci, ale jak sobie pomyślisz, jak inaczej mógłbyś swoje życie kształtować, mając swobodny dostęp i wybór pomiędzy różnymi ofertami, to nie trafia Cię mały szlag?
Ha ha, te pobudki to ja miałam na żywo 😆
To też:
http://www.youtube.com/watch?v=E7NTbr7edY4&feature=related
A czepiania się Kobry też nie rozumiem. Widać moja koleżanka Lidka Z. nie lubi kryminałów… Ja tam bardzo lubiłam 🙂
Już z powrotem. Rusałka nie Usrałka – świetna Wioletta Chodowicz, parę innych głosów też. Ale niestety poza tym nic dobrego. Aż smutno. Więcej później, bo jeszcze dziś idę do Opery Kameralnej na Brittena i potem zrobię wpis o obu rzeczach.
A Gostek sadysta nie podrzucił rozwiązania zagadki 😈
Mt7
Nie uwazam,ze zycie musi byc wygodna droga.Na szczescie ZAWSZE jest jakis wybor i to jest najwieksze wyzwanie dla kazdego.
Skoro trzeba podawać imię,to może jednak któryś z panów K?Albo,uchowaj Boże,Żdanow ?
Witoldzie,
a ja nie tak dawno widziałem w sklepie „produkt czekoladopodobny”. Niestety, mimo braku komuny, smakuje zwyczajnie źle.
Ale, myślę, że to nie problem bezpośrednio z komuną, raczej z tym, że ograniczała ona przestrzeń medialno-kulturalną, że tak się wyrażę. Dzisiaj mam do wyboru wiele kanałów w telewizji, radiu, dostęp do płyt z całego świata, co częściowo przekłada się także na życie koncertowe w okolicy, gdzie rzadko, bo rzadko, ale potrafią sprowadzić Weneckją Orkiestrę Barokową, czy Jarrousky’ego. Mogę udawać, że nie ma Roku Chopinowskiego i urządzić sobie Rok Mahlerowski, na przykład, albo udawać, że muzyka skończyła się w roku 1759. I znajdę dla siebie muzykę w radiu, telewizji, na koncertach. Mam wybór. Mogę sięgać po Chopina, ale nie muszę. Co prawda pewne schematy wciąż funkcjonują (i samo odpytywanie kompozytorów, tylko dlatego, że są kompozytorami polskimi, co znaczy dla nich Chopin, jakoś o tym świadczy), ale nie mają one dawnej mocy.
Będzie numer,jak się okaże,że np.Paderewski.Wtedy też chodziło o politykę.
Wiem! Nelly Rokita. 😆
Ja tam mam świadomość,że komuna zeżarła mi najważniejsze 15 lat zawodowego startu,ale studiowało się wtedy relaksowo i był czas na łażenie na koncerty. Niestety nie było szans na naoczne studiowanie włoskiego renesansu…
Tylko tak gwoli upewnienia się: Jarosława Iwaszkiewicza wszyscy znają na pamięć i w zagadce Gostka nie o niego chodzi?
Może to być i Iwaszkiewicz 😉
Ja nie chwale komuny.Nie mozna tylko(chociaz jest to bardzo wygodne) zwalac na nia winy za wszystkie nasze niepowodzenia.Wieksza wine ponosimy zawsze my sami.
Pak!
Nikt nie ogranicza teraz przestrzeni medialno-kulturalnej.Czy uwazasz jednak,ze korzystanie z niej(masz na mysli oczywiscie kulture wysoka) jest szersze niz w latach 70-tych czy 80-tych?
Też mi to chodziło po głowie,ale z powodu remontu nie mogę się dokopać do „Chopina”. Ale żeby aż tak radykalnie? A „Panny z Wilka” i opowiadania włoskie i tak uwielbiam.
Ten cytat jest na pewno sprzed 1952 r. 😉
http://en.chopin.nifc.pl/chopin/bibliography/search/cat/4/page/294
(pozycja 9)
Bez uwzglednienia oczywiscie szalonego rozwoju informatyki m.in. internetu
Przecież TV Kultura to właściwie normalna telewizja z lat 60-70 minus polityka.
Witoldzie,
ja nie mam ochoty ‚zwalczania komuny’ dzisiaj i na blogu 🙂 Ja po prostu mam wrażenie, że coś w tym jest, iż na młodszych i starszych taki złowrogi cień Chopina nie pada 😉
Nie wiem, czy ‚korzystanie z kultury wysokiej’ jest szersze niż w latach 80-tych. Wiem tylko, jak sam odkryłem dla siebie „klasykę” — krótko mówiąc, odkryłem ją dlatego, że mogłem słuchać Bacha w wersji HIP.
E tam,ja się wychowałam w komunie i żaden złowrogi cień mi od Chopina nie pada.
Iwaszkiewicz…
Nie według źródła (książki), z którego mam cytat.
Nazwisko już padło, ale nie w formie odpowiedzi… 😛
PAK
Ty miałeś impuls w postaci Bacha w wersji HIP , a ja sugestie autorów książek, do których dołączone były krążki CD np z muzyką barokową…
Czytając i słuchając wydaje mi się, że jestem bezpośrednio w samym ” środku” zdarzeń.
Takim to sposobem czytając „A.Osiecką we wspomnieniach” Bartosza Michalaka, jednocześnie słuchałam jej piosenek odwiedzając „Piwnicę pod Baranami”, Wrzutę i różne takie inne…. Wyreżyserowałam sobie spektakl…
Łabądku:
Ze złowrogością oczywiście sobie żartowałem. Ale, tak nieco szerzej, nawiązywałem do tego co zauważyła Pani Kierowniczka — że głosy, iż Chopin był ‚antyinspirą’ dotyczyły wyłącznie twórców dorastających w PRL.
Gostku:
No, to już trąci o sadyzm. Notuję nazwiska, które padły w tym wątku, bez związku z Twoją zagadką: Lutosławski, Górecki, Czajkowski, Grieg, Albinoni, Richter, Małcużyński, Rubinstein, Michelangeli, Kaspszyk, Wit,
Rajski, Blechacz, Schumann, Scriabin, Hiedegger, List, Debussy, Augustyn, Zielińska, Britten, Bierut. A i to nie wszystkie.
Ale tak poważnie, to odrzucając zbyt młodych, oraz zbyt niezależnych od kultury ludowej, to muszę typować Bolesława Bieruta.
Jak musisz to wygrywasz 🙂
A ja nagrody nie wymyśliłem jeszcze.
To jest cytat na 6 stronie książki pt. „Międzynarodowe Konkursy Imienia Fryderyka Chopina w Polsce”, wydanej przez Sekretariat V Międzynarodowego Konkursu im. Fryderyka Chopina w 1954 r.
Obok, na str. 7 zdjęcie Bieruta wręczającego Stanisławowi Tołwińskiemu urnę z sercem Chopina w dn. 17 X 1945…
Uprzejme donoszę, że Ivo Pogorelic grał koncert f-moll Chopina w Filharmonii Wrocławskiej i że wyrzucił z sali gadającą grupę Hiszpanów 🙂 powiedział i get out, a potem zagrał 2 i 3 część jeszcze raz, z tym że decyzja o 3 części zapadła dopiero gdy skończył grać 2 :)…
Mały skandal, ale dla mnie grał pięknie!!! Oczywiście dla innych pianistów była to jedna wielka prowokacja i ledwo to wytrzymali 😀
a że ja jestem tylko wokalistą i to w większości barokowym :D:D to bardzo się wzruszyłem…
Orkiestra F.Wrocławskiej wspaniale poprowadzona przez Marka Pijarowskiego…
ktoś był :)??
pozdrawiam 🙂
PK była blisko, bo typowała okres stalinowski.
mt7 tylko kazała posłuchać wypowiedzi Bieruta na stronach Polskiego Radia, ale nie powiedziała, że to on był autorem tego cytatu…
W tej wypowiedzi akurat tego cytatu nie było 😉
A w jakim innym okresie można było powiedzieć taką bzdurę? 😆
W młodopolskim. Ale wtedy cytat by zajmował dwie strony maczkiem i wymagał wódki dla zrozumienia. 8)
A romantyzm to pies?
Tylko wtedy – idąc tropem myśli Wielkiego Wodza – cytat byłby w formie ballady i przerabiano by go w szkole. 😉
Nieśmiało przypominam o transmisji Requiem Maciejewskiego w PR 2 dziś o 19:00
Warto…
Dzięki, a czemu tak wcześnie?
Znowu nagram, bo będę wychodzić.
Może nie przerwą.
Co wcześnie? Przypominam, czy transmisja?
Transmisja.
Częściej bliżej 20-tej.
Mam album z tym utworem 🙂
Lolo @16:45 zaskakuje mnie doprawdy… 😯
To jeszcze podrzucę ilustrację:
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_in_maciejewski_requiem_westminster
A ja idę na Brittena. Młodziankowie w piecu ognistym. Jak wrócę, opowiem.
Bobiku,
Dziękuję 🙂
Witam, słucham Requiem i jak prawie codzienie odwiedzam blog PK, z przyjemnością czytam chociaż do tej pory się nie odzywałam. Ale – na koncercie Pogorelica byłam – największe brawa dla Marka Pijarowskiego – to był po prostu mastersztyk – a z tego co słyszałam próba tylko jedna i to tylko okolo 40-minutowa. Nie moge wyjść z podziwu! Pogorelic miał absolutną rację – może wreszcie ludzie przestaną szemrać na koncertach, wreszcie wyłączą zupełnie telefony komórkowe – ponieważ te zazwyczaj błękitne ekrany zapalające sie w czasie odbierania esemesów są koszmarem – mówiła o tym też niedawno w wywiadzie p. Krystyna Janda. W tej samej sali kilka lat temu Ch, Oelze przerwała koncert ponieważ obsługa koncertów uważa za stosowne wpuszczania każdego do sali kiedy mu się podoba. A przecież to wszystko widać z estrady i naprawdę nie pozwala w skupieniu.
Mówiono mi że to Niemców Pogorelic wyrzucił a to podobno Hiszpanie? Nie wiem, ale wychodzili jak skazańcy, my czekaliśmy i potem IP zagrał po raz drugi II i – niespodziewanie III część, I naprawdę była różnica w wykonaniu bo to jego SZSZSZ przez pierwszą interpreację nikomu nie pmagało, ani jemu, ani orkiestrze – ani słuchaczom – w dalszej części sali nie wiedzieliśmy o co mu chodzi. Terroryzował nas wzrokiem tak jak chyba KZ w Londynie, nie było to miłe. Za drugim razem wszyscy siedzieli jak trusie!
Witam Basię i dzięki za drugą, obszerniejszą relację z Wrocławia 🙂 Nie wierzę, żeby ludzie kiedykolwiek przestali szemrać na koncertach – to nie jest rzecz do zrobienia… I faktycznie to jest nowa plaga: ludzie tylko wyłączają dźwięk w komórce i w najlepsze na koncertach piszą esemesy… wrrr…
zeenie – też doceniam i to bardzo! 😀
Ja się tak zaskoczyłam dziełem, że zapomniałam języka.
Naprawdę, zeenie, też pod wrażeniem żem jest. 🙂
Pod poprzednimi wpisami powpisywała się trochę Pani Ewa, niektóre wpisy czekają na odpowiedź PK.
A ja już pożegnam wszystkich dzisiaj.
Przyjemnego wypoczynku!
A ja zapraszam do następnego wpisu i też mówię dobranoc 🙂
A propos Ivo (wg mnie ostatnie jego poczynania to drwina z publiczności, ale cenię jego wczesne dokonania-nikt tak pięknie i inteligentnie nie gra Gasparda de la Nuit Ravela, wolniej niż inni Szubienicę i wg mnie tak jak powinno być, ale z kolei w Obrazkach z wystawy numer z powolnością się już nie sprawdza). Tutaj mała perełka:
http://www.youtube.com/watch?v=vpiMAaPTze8
mavol – witam i dziękuję, to nie perełka, tylko perła! Trzeba mieć prawie dwie godziny na nią, ale już widzę, że warto 🙂
Co do wcześniejszych lat Pogorelicia i wykonania Gaspard de la nuit – całkowicie się zgadzam.
To się składa z króciutkich kawałków różnych wykonawców, tworząc jedą całość. Ciekawe.
Trzeba sporo czasu, fakt. 🙂
Perełka tylko niestety- nie wiedziałem, ze tytuba zapuszcza pełne piraty :D. Film jest super same sławy i naj naj fortepianu (jedynie nie ma Marthy, dziwne) i komentują też niezgorsi (min. nasz PA), czasami śmieszne anegdotki opowiadają…
Zresztą, ech… Oglądając to chce się zawyć trawestując: gdzie się podziali artyści z tamtych lat :)… i dojść do wniosku, że stare to jare, a do filharmonii to pójść by na żywo usłyszeć…
A co do Ivo, no cóż trochę się stoczył (widać jury na chopinowskim było b. dalekozwroczne 😀 ) i to bardziej przez tzw. kuku na muniu niż brak kunsztu i artyzmu…
acha, tam też jest w częściach 10 minutowych (chyba dźwięk gorszy), tak więc można mieć kontrolę nad dawkowaniem 😀
Kontynuując wątek o Ivie o Gaspardzie – jest bardzo fajny dokument o tym jak się przygotowywał do występu z nim dla telewizji i ciekawie opowiadał i tłumaczył swoje spojrzenie na niego.
Nie widziałam niestety…
Kiedyś było to TVPKultura. Ale mam szczęście-tytuba też to ma 😀 Nie konfrontowałem tamtych wrażeń z tego dokumentu z obecnymi, może się zmieniło. Minus to tylko dubbing.
Proszę bardzo (w ramce kolejne częsci):
http://www.youtube.com/watch?v=jyKgEnIvAbQ
Dzięki raz jeszcze! 🙂
Słucham teraz nowej płyty (nieznane utwory Leoncavalla z udziałem Placido Domingo), więc nie przerwę, ale później z miłą chęcią obejrzę 🙂
Obejrzałam z przyjemnością. Podzielę się jednak pewnym skojarzeniem, być może krzywdzącym, mam nadzieję, że krzywdzącym, jakkolwiek pokrętnie to brzmi. Przyszedł mi na myśl … Pigmalion 😯
Ale w drugą stronę 😉
Zdecydowanie w drugą, a właściwie w jedyną możliwą, o ile oczywiście wrażenie jest uzasadnione.
No niesamowita ta Alicja. Bardzo dokładnie widać w tym filmie, że ona go zrobiła. Nic dziwnego, że po jej śmierci totalnie się pogubił…
Ciekawa jestem, jakiego rodzaju było to układ. Czy jedno dysponowało niezawodną interpretacyjną intuicją, a drugie możliwościami wykonawczymi, których pierwsze nie posiadało, co czyniłoby ich zespołem, czy raczej dysproporcja była większa, a relacja cokolwiek jednostronna. Jeśli druga opcja, to jakie motywacje stoją za podobnego rodzaju wyborami życiowymi po tej bardziej utalentowanej stronie.
Absolutnie zagadkowe to jest. On na pewno miał większe możliwości, jakby to powiedzieć, kinetyczne. Osobowością większego formatu z pewnością jest ona, on chyba jednak świeci tu światłem odbitym, ale jest bardzo pojętny i podatny na sugestie.
No cóż, ładny chłopiec był z Ivo, z charyzmą, inny niż wszyscy. Charyzmę i odmienność w jakimś stopniu oczywiście da się wykreować, ale chyba jeszcze w tamtych czasach nie było to praktykowane. Chyba.
Oj, było, było… On wydziwia, że się mówi o strojach – to po co się tak stroił? To był absolutnie wystudiowany styl i poza – pamiętam z konkursu 🙂 Charyzmę, i owszem, musiał mieć wrodzoną, ale wizerunek kreowało się aż miło.
Dobranoc 🙂
Nie tylko Ivo:
Horowitz (kilkunastoletnia absencja);
Michelangeli (przerywanie wystepow w polowie, bo dobrzie sie mu gralo i sie spelnil maksymalnie);
Argerich (odwolywanie wystepow tj Horowitz);
Richter (granie po ciemku)
Zimerman (obsesja na punkcie nagrywania, wycofywanie starych nagran, czy niestety już b.frapujące manifesty polityczne, choćby o nie wiem jakie idee polityczne chodziło, na dodatek mało konsekwentne);
Lang Lang oraz Mitsuko Uchido (płacze, strojenie min, a’la genialny błazen),
to wszytko to próby przebicia się w świecie mediów, by zaistnieć. To samo robił i robi Ivo- już nawet nie kontrowersyjne, a skandaliczne obecne interpretacje to kpina z publiki (zauważmy, że nie nagrywa już) slużące dorobieniu do emerytury. Kiedyś była koszula i wełniany kubraczek na konkursie, teraz granie z nut (w zeszłym roku mały chłopczyk przewracał mu nuty- wyjątkowo niesmaczne). Nie wspominając o pokrewieństwu duchowym z Mozartem 😀
E, mavolu, myślę, że co artysta to przypadek. Horowitz cierpiał na chorobliwą tremę (trudno w to uwierzyć). Argerich odwołuje najczęściej kiedy nie ma ochoty albo nastroju – chyba że rzeczywiście jest chora, a i to przecież już bywało. Richter grał po ciemku, z lampką na pulpicie z nutami, tylko w ostatnich latach występów – miał kłopoty z oczami. O Zimermanie już tu pogadaliśmy. Oni wszyscy naprawdę już nie musieli walczyć, żeby zaistnieć.
Lang Lang i owszem. Uchida – nie widziałam czegoś takiego.
Proszę zobaczyć, że zawsze chodzi o jedno, by coś się pojawiło w mediach (nie na temat wykonania, ale, że tak powiem spraw pobocznych). To naprawde pomagało i pomaga, zwłaszcza starszemu pokoleniu jakoś się wyróżnić od młodych, których czuli napór. Zresztą spojrzmy na czasy obecne, technika została tak wyszlifowana, że jest teraz absolutnym minimum, żeby móc zaistnieć (na drugi plan schodzi muzykalność, w przeciwieństwie do lat wcześniejszych, kiedy nie było tylu technicznych geniuszy, to ci geniusze coś chcieli i udawało im się przekazać publiczności, a ich interpretacje wciąż uchodzą za wzorowe). To nawet nie chodzi o walkę o zaistnienie, a raczej walkę, żeby nie być zapomnianym. Ciężko uznać powody, że komuś się nie chce, bo mu się nie chce za powód prawdziwy do odwołania koncertu (to nie jest przecież zapowiedziane 5 minut wcześniej).
No cóż, wg mnie to PR (coś jak w przypadku naszych polityków, którzy się pchają do mediów by wypaplać byle co i o byle czym), co oczywiście nie umniejsza dokonań stricte artystycznych wyżej wymienionych, ale im dodaje aury tajemniczości, niepewności, co wywołuje z kolei u audytorium ekscytację i oczekiwanie na coś wyjątkowego (proszę nie zaprzeczać, że tak nie jest). Bo przecież tego też chyba szukamy w sztuce, by uwolnić się od rzeczywistości…
Ja nie myślę, żeby Horowitzowi czy Richterowi chodziło o to, żeby coś się pojawiło w mediach.
Horowitz autentycznie nie był w stanie grać publicznie przez tak długi czas, więc to nie było PR, bo niby w jakim celu? Żeby reklamować swoje niegranie?
Richter miewał różne dziwactwa, pamiętam go kiedyś, jak w FN grał w takiej śmiesznej mycce (ale w pełnym świetle), ale z tym światłem to naprawdę było tylko na koniec i z powodu nut. A w nuty patrzył, bo panicznie bał się, że zapomni.
Pamiętam wstrząsającą, do bólu szczerą jego wypowiedź w filmie Monsaingeona, było to kręcone już po zakończeniu kariery. Powiedział: Ja siebie nie nrawlius’ – nawet nie wiem, jak to dobrze przetłumaczyć na polski, bo „nie podobam się sobie” czy „nie jestem z siebie zadowolony” to jakieś niepełne.