81 do Chopina
Właśnie zakończyły się eliminacje do Konkursu Chopinowskiego i ogłoszono listę 81 młodych pianistów, którzy wrócą tu w październiku. Jeszcze przed eliminacjami prof. Andrzej Jasiński, przewodniczący zarówno jury eliminacyjnego, jak konkursowego, ogłosił, że poza eliminacjami przyjęto już do konkursu trzy osoby, laureatów ważnych konkursów: Rosjan Miroslava Kultysheva i Daniila Trifonova i reprezentującą USA Claire Huangci. Do samych zaś eliminacji miało przystąpić 209 kandydatów, wyselekcjonowanych na podstawie nadesłanych nagrań.
Niestety kwietniowe fatum, czyli chmura z wulkanu, przeszkodziła całej grupie pianistów w przybyciu na eliminacje, które miały się skończyć w zeszłą niedzielę. Dano więc im szansę dotarcia w późniejszym terminie: dogrywka była wczoraj i dziś. Nie wszyscy byli w stanie dojechać, niektórym się wizy pokończyły, ostatecznie trochę zrezygnowało. Ale i tak wybrano 81 osób, czyli o jedną więcej niż było zakładane.
Pierwotną listę można zobaczyć tutaj – tu jest jeszcze o kilka osób więcej. A tu jest lista ostateczna. Trochę się wyrównało. Z ponad dwudziestki chińskich pianistów przeszło siedmioro, plus piątka z Tajpej i jedna z Hongkongu. Japońska ekipa zredukowała się do 16 osób (plus jedna reprezentująca również USA), polska do siedmiu, koreańska do czterech, rosyjska do dziewięciu, amerykańska do czterech. Odpadli wszyscy kandydaci z Białorusi, a także jedyni reprezentanci miejsc bardziej i mniej znanych: Wyspy Wielkanocnej, Finlandii, Indonezji, Kolumbii, Korei Południowej, Rumunii, Serbii, Syrii, Tajlandii, Węgier, Uzbekistanu, Wielkiej Brytanii…
Kilka widzę na liście znanych mi już nazwisk. Rosjanka Yulianna Avdeeva, która często grywa w Polsce (nawet o niej tu wspominałam w kontekście ChiJE), Rachel Cheung, cudowne dziecko (teraz już troszkę podrośnięte) z Hongkongu, znane dobrze bywalcom festiwalu w Dusznikach, Litwin Lukas Geniusas, też już nieraz tu występujący, no i również dobrze tu znany Ukrainiec Denis Zhdanov (i on, i Avdeeva, są laureatami również polskich konkursów – im. Rubinsteina i im. Paderewskiego w Bydgoszczy). Naprawdę może być interesująco! Tutaj jeszcze kilku faworytów sali podaje Anna Dębowska. Plus jeszcze ta trójka dopuszczona z góry. Plus niespodzianki, jakich na pewno będzie niemało.
Kilka nazwisk rozpoznaję z poprzedniego konkursu. Oczywiście przede wszystkim Austriaka Ingolfa Wundera, który był pięć lat temu faworytem publiczności (ja za nim nie przepadałam z powodu jego nonszalancji i nadmiernego zachwytu własną osobą; mam nadzieję, że dojrzał). Ale także Mariannę Prjevalską, reprezentującą, żeby było trudniej zgadnąć, Hiszpanię (miała ciekawe momenty, ale była jakaś nieśmiała; teraz się chyba ośmieliła) czy Polaków Gracjana Szymczaka i przede wszystkim Jacka Kortusa, laureata wyróżnienia. Jeśli chodzi w ogóle o polską ekipę, do eliminacji przystąpił cały szereg pianistów, którzy brali udział w poprzednim konkursie: Michał Francuz, Monika Quinn, Piotr Szychowski, Krzysztof Trzaskowski. Odpadli.
A kto został? Marek Bracha, wspomniany Jacek Kortus, Marcin Koziak (brat wiolonczelisty Bartosza), Joanna Różewska, Gracjan Szymczak, Paweł Wakarecy i jeszcze reprezentujący zarazem Polskę i Syrię – Fares Marek Basmadji. Trzymamy kciuki.
Komentarze
Pelna lista juz jest:
http://konkurs.chopin.pl/pl/edition/xvi/id/1583
No to wrzucili przed chwilą 🙂
Pani Doroto,
Pamieta Pani Wakarecego? Gral z nami na Najdluzszych U., zaraz po Pani, a pozniej jeszcze przez pol nocy. Trzymamy kciuki za Niego no i oczywiscie cala Polska ekipe:)
Pozdrawiam serdecznie
Dziwi mnie nieobecnosc pewnych nazwisk, ale… nie bylo mnie tam, nie slyszawszy, nie widziawszy
Dwa czy trzy nazwiska przewinęły się przez ostatnie Leeds. Ale pan Kortus to tam chyba nie zaszalał?
pan Kortus wogóle po Chopinowskim 2005 brał udział w przeciętnych konkursach, zamiast jako wyróżniony próbować także w innych konkursach (Leeds, Cliburn, Czajkowski), ale to jego decyzja ja bym postąpił inaczej:)
No, chyba nie. Mała Rachel dostała V nagrodę. A tak jak jeszcze patrzę na listę, to kojarzę też z naszego poprzedniego konkursu Naomi Kudo i Esther Park. Jeśli to te same osoby, ale chyba tak.
Taką stronkę znalazłam: http://www.alink-argerich.org/results09.htm
Teresko, a jaka nieobecność Cię dziwi?
Nikodema Wojciechowskiego
Z poprzedniego sa jeszcze Mei-Ting Sun i Hélène Tysman. No i Yuma Osaki. Nie wiem zreszta, po co ona staje drugi raz.
No właśnie coś mi się też tak wydawało, ale nie byłam pewna. A Nikodema Wojciechowskiego nie znam.
Słyszałam też ostatnio Szymczaka (którym nie byłam zachwycona) i Wakarecego, ale jednym uchem (udzielał się w Domu Polonii, a ja się wtedy przemieszczałam za kulisami).
Jeszcze chyba Maiko Mine, tak mi sie wydaje, ale ja tym azjatyckim wspolczuje, wszyscy nazywaja sie tak samo, zwlaszcza w Chinach i w Korei. Mamy dwa razy Hu, trzy razy Sun, dwa razy Kim. I zrob tu czlowieku kariere z takim nazwiskiem.
Szymczaka slyszalam na Maginie, ale moim zdaniem to nie typ na Konkurs Chopinowski, takie wrazenie odnioslam. Pianista miekki, rzeklabym. I taki okragly. Ale bardzo pieknie gral wariacje op.3 Szymanowskiego, wiec mu odpuszczam. Tu wlasnie ta miekkosc byla bardziej niz na miejscu. Do tego swietna konstrukcja dramaturgii tego okropnego finalu, w ktorym wszyscy sie dusza na pierwszym podejsciu do forte.
Mnie na poprzednim konkursie bardziej się nawet podobał niż ta produkcja, którą słyszałam ostatnio, ale też biorę poprawkę na to, że warunki łatwe nie były. Te dzieciaki teraz ogrywają się, gdzie tylko mogą, i bardzo dobrze. Na Szalonych Dniach Muzyki też mają się ogrywać.
A wiesz, jak mi szkoda, ze nie mam forsy, zeby ich tusciagnac na te koncerty chopinowskie. To byl moj cel, no ale ja wszystkiego nie zalatwie
Ale mają naprawdę dużo możliwości w tym roku.
A propos Hu, to jeden się nawet nazywa Bo Hu. Bardzo ładnie 😀
Cale szczescie, chociaz tutaj mieliby trudniejsze warunki.
A moze zapimpasz przeddobranocnie? Taki rytm pimpania przed snem zgola uspokaja. Z ubrana tez.
Wiesz, ten Bo Hu to zakamuflowany Czech z Bo Hu Mina.
Mnie sie tez bardzo podoba Mu Ye Wu i Pan Anke
I jeszcze taki muzyczny FeiFeiDong
I gong
I ping pong
No waśnie, Pani Kierowniczko, zapimpać. 😉 Naród potrzebuje pimpania, a pimpalnia potrzebuje Kierownictwa! 🙂
E, jakoś się dziś nie nadaję. Chodzi mi tylko po głowie: „Jarek, Jarek”… 😉
Ogarek i skwarek? Pani Kierowniczko, takie rzeczy przed spaniem. A fe
Ja tam DobraNoc
A tak nawiasem mowiac, wszystkim konwalijke na szczescie. Dzis wszak pierwszy maja
No tak, już Święto Pracy!
W związku z tym idę spać 😀
Dobranoc!
No to może jutro Kierownictwo się nada? Pimpanie można przecież rozpocząć od „Jarek, Jarek…”, a potem to już samo leci. 😉
No, ale zanim pójdę spać, przywitam tych, którzy wpisali się wcześniej: OZ i mic 🙂 Właśnie Najdłuższe U. miałam na myśli o 00:29 😀
Bobiczku, ale to jest cytat z gotowego utworu 😉
Nie ma takiego gotowego utworu, którego nie dałoby się jeszcze bardziej ugotować. 😎
Jeszcze pobutki nie ma? 🙁 To kto/co mnie do snu ukołysze?
Pobutka (jak to w dniu wolnym od pracy, trochę później…)
No, to teraz z czystym sumieniem mogę pójść spać. 😆
Bobik przeczekał PAK-a 😯
No, ale po takiej kołysance to może spać cały dzień 😉
Niech się święci 1 Maja 😆
Eee, Pani Kierowniczko, to przecie nie pierwszy raz. 😉 Ja mam nawet ciche przekonanie, że PAK od jakiegoś czasu specjalnie tak pobutki dobiera, żeby równocześnie pieskimi kołysankami mogły być. 😆
Pani Kierowniczko, a można bez święcenia? Przemokłam na wylot 🙁
Hmm… można. Choć tu jeszcze nie pada 😉
Dziwne, bo prawie zawsze na 1 maja była piękna pogoda. Raz tylko pamiętam, że był śnieg, ale chyba jeszcze dziecięciem byłam.
Tu też nie pada. Pokropkami & co przemokłam i ogólnie zdiablona jestem na fest 👿
Wracając do klawiatury – muzyczne schody w metro w Santiago de Chile 🙂
To szersza akcja performansowa – była już w Sztokholmie i Mediolanie 😉
No to już i tu leje 🙁
również serdecznie witam i mam nadzieję co jakiś czas wtrącić swoje 5 groszy:) a u mnie zanosi się na deszcz od 2 dni więc tylko czekam….
Ha! U mnie na razie pogoda jak drut (odpukać!), więc może udam się na pochód do pobliskiego lasku.
Szturmówka w zęby i dwiema lewymi marsz! 😆
I do Was dojdzie… 😈
Deszcz majowy, deszcz o wiośnie, kogo zmoczy, ten urośnie 😀
Wiedziałam! Wiedziałam!
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7835115,Polski_Pawilon_hitem_na_EXPO_w_Szanghaju.html
Już się nie mogę doczekać, kiedy to zobaczę w naturze 😀
Obejrzałabym Bagińskiego.
Bry!!! 😀
Liczę na solidną dawkę informacji i zdjęcióf.
Nie tylko tych dotyczacych pawilonu. 🙂
Może przestanie padać. Niepewnie jest.
Dziekuje za powitanie,
musze sie przyznac ze to ja Pania zaprowadzilam do tej sali na gorze w Domu Polonii:) co za niezapomniany wieczor…
Pozdrawiam serdecznie.
I ja pozdrawiam 🙂
Dla haneczki:
http://www.youtube.com/watch?v=tJTsAXAA3oc
Pewnie to fragment; nie otwiera mi się, ale domyślam się po długości 😉
W marcu bylem na wystepie Leonarda Gilberta i bardzo mi sie podobal choc lepszy byl w utworach dramatycznych niz delikatnych. Byc moze rozpiera go mlodziencza energia.
O! To jeszcze jedna zachęta – dzięki.
W ogóle to wiwat youtube, wielu kandydatów można posłuchać 🙂
Wróciłem (nieokradziony) z Wiednia.
Po prawie czteroletniej przrerwie w sali Musikverein pojawił się Krystian Zimerman, by w wykonać monograficzny program złożony z utworów Fryderyka Chopina – którego dwusetną rocznicę urodzin obchodzi cały świat. Program ten był już grany m.in w Wielkiej Brytani, Francji Włoszech, Szwajcarii, Belgii, Niemczech. W czerwcu pan Zimerman odbędzie japońskie tournee z tym samym repertuarem, by w sierpniu dwoma występami na Salzburger Festspiele zakończyć tegoroczne występy i wycofać się na rok z estrady.
Program zaprezentowany w czwartek słyszeliśmy już częściowo w 2004 roku (zagrał wówczas II i III sonatę Chopina, cztery mazurki oraz balladę f-moll op. 52. ). Tym razem oprócz wspomnianych sonat zagrał Nocturn fis-dur, Scherzo b-moll oraz Barcarolę. Wieczór rozpoczął nokturnem – zagranym w sposób niezwykle poetycki, rozmarzony, pięknym dźwiękiem. Po nim wykonał sonatę b-moll. Interpretacja pana Zimermana zdumiewała swoim indywidualizmem, logiką i maestrią wykonania – zwłaszcza w finałowym Presto, które pianista wykonał attaca po Marche Funebre Chociaż można by zastanawiać się, czy takie zamazanie faktury części finałowej jest najwłaściwsze.
Scherzo zamykające pierwszą część programu zostało zagrane z absolutną brawurą i wdziękiem – zwłaszcza jego środkowa część, acz w finale potęga brzmienia i przyjęte tempa mogły wręcz szokować – zwłaszcza że cierpiała na tym klarowność tekstu.
Drugą część koncertu wypełniła sonata h-moll oraz Barcarola Fis-dur op. 60. W sonacie burzliwemu wstępowi artysta przepięknie przeciwstawiał drugi, liryczny temat. Scherzo w wykonaniu pana Zimermana zaskakiwało swoją zdecydowanie postromatyczną interpretacją, która w chwilę potem czarowała w przepięknie wykonanym Largo. Finał tej sonaty miał oszołomić słuchaczy – i w rzeczy samej oszołomił. W tempie określonym przez Chopina jako presto non tanto, pominięto tym razem – zdaje mi się – owo „non tanto” – co rzecz jasna zrobiło olbrzymie wrażenie. Podobnie jak wykonana na zakończenie programu Barkarola. Krystian Zimerman w chwili obecnej prezentuje typ pianistyki, w której wirtuozeria gra bodaj czy nie decydująca rolę. Wirtuozeria i chęć wywarcia wrażenia – czasami za wszelką cenę.
Georg Heidegrütze („Muzikalische Nachrichten”)
To austriacka recenzja po koncercie Krystiana Zimermana. w sali Musikverein 29 kwietnia. Sęk w tym, że też byłem, słyszałem, widziałem i współ-odczuwałem. Konzert wyprzedany, sal pełna oczekiwań. KZ wszedł na estradę rozluźniony, uśmiechnięty – co kontrastowało ze smętnymi minami dwóch ochroniarzy stojących na estradzie i pilnujących (w dosłownym rozumieniu tego słowa) fortepianu. TEGO fortepianu. JEGO fortepianu. Nokturn rozpoczynający recital miał za zadanie – prócz oczarowania słuchaczy – uspokojonie i wprowadzenie w stan podwyższonego skupienia – co udało się o tyle o ile – bo po burzliwym zwieńczeniu pierwszej części sonaty (Doppio movimento) – część słuchających nie zdzierżyła i wyrwała się z brawami. Ale też wykonanie jej wywoływało (nie jedyną tego wieczoru) zadyszkę. Scherzo – zwłaszcza jego trio – cudowne wręcz w swej prostocie, śpiewności i drugim skrytym nurcie, w którym tkwi zapowiedź tego co w marszu. Marche funebre KZ zagrał tak, jak zapamiętałem z 2004 roku – łącząc z Presto. Ale sposób w jaki zagrał go w repryzie, dźwięk, brzmienie ostatnich dwunastu taktów przed unisonową nawałnicą finału – do tej chwili wywołują dreszcze. Wspomniane „ogadywanie po marszu” – ta jedna z największych zagadek kompozytorskich (gdy spojrzeć w nuty, to widać, jak bardzo Chopin „zagrał na nosie” wszystkim pokoleniom pianistów, jurorów, pedagogów). Dla mnie jedynym kryterium w tej materii jest stan skóry – a nie czytelność i selektywność tych pasaży unisono, nie ich tempo, dynamika, mniej czy bardziej efektowne acceleranda (których w zasadzie w tekście nie ma). Te trzy strony tekstu – nawałnica emocji, opisana zarówno genialnie, jak i grafomańsko przez pokolenia wielbiących i kontestujących tę muzykę. I w podobny sposób „ogrywana” przez kolejne pokolenia pianistów. Zimerman tu nic nie „ogrywa” – on tu tylko i wyłącznie dokonuje cudu – przekonuje wszystkich do słuszności swoich przemyśleń, doświadczeń i wyborów.
Po sonacie sala oszalała z zachwytu, by nie wyjść z tego stanu i po Scherzu – uwagi p. Georga H. w znacznej mierze podzielam. Zachowując przede wszystkim poczucie rozkoszy słuchania walców tria, narastającego opętańczo tempa, pięknie wyciszonego przed powrotem tematu głównego, w którym galopada nieomalże wymykała się kontroli (acz nie wymknęła na chwilę).
W sonacie h-moll przepięknie zagrał scherzo – ta paleta barw, sposób gry – toż to był impresjonizm w czystej postaci. Largo w żadnej chwili nie próbowało epatować nadpoetyzowaniem – ujmowało prostotą ujęcia. Natomiast z wielką uciechą w finale sonaty odkryłem akompaniament lewej ręki – gdy prawa gra te perełkowe szesnatkowe leggiero. Przecież w tym jest tak śliczne poczucie humoru, kontrapunktujące dramatyzm pozostałej części. Śliczność przecudna. Gdy przebrzmiało szaleństwo widowni po sonacie – Barkarola, z jej frapująco wysnutą opowieścią dopełniła reszty. Acz w jej przypadku kończący ją fajerwerk był już trochę po bandzie – trochę na zasadzie „ja wam pokażę”. Pokazał.
Brawa olbrzymie (bez standing), bukiet biało-czerwonych róż (czyżby ambasada polska?). I bukiet konwalii, który Zimermanowi wręczyła z widowni pani Kaja Danczowska. Wzruszony pocałował ją w rękę. Bisów jednak nie było.
Od jakiegoś czasu – ja już pisałem to po koncercie w Salzburgu dwa lata temu – mam wrażenie, że KZ nie boi się poddawać emocjom, mało tego – wydaje mi się, że jest w tym jakaś specyficzna forma teatralizowania interpretacji (o samym zachowaniu na estradzie nie wspomnę, bo do niego KZ przykłada wielką wagę – stosownych wskazówek udzielał również Blechaczowi). Nie mam nic przeciw temu podejściu. Byleby to był dobry teatr. Teraz pozostaje odczekać i zastanawiać się, z czym wróci na estradę. Czy z repertuarem mocno już ogranym (dla niektórych już zgranym), czy z czymś zupełnie nowym.
Jerzy 60. vel Georg H. 🙂
A to się nam dwóch Georgów rozpisało 😆
Czyli program ten sam, co w Londynie – tyle że tam był bis, no, ale chyba KZ chciał wynagrodzić publiczności te momenty, w których był wyraźnie rozproszony.
To teraz jest wersja, że na rok się wycofuje? Najpierw było, że na trzy, potem, że na dwa lata… 😉
Bo to z okazji święta Pracy nas dwóch 200 procent normy na miesiąc przed terminem, by budować lepszą przyszłość niż w analogicznym okresie ubiegłego. Tera pędzimy zobaczyć ile normy wykona dzisiaj Renia Flemingowa. Bye, bye.
Pani Kierowniczko, czy ja mogę Pani przyłożyć? Laską moją przyłożyć?
Czy naprawdę wszyscy w Polsce uważają, że przyjemniej wyglądają słowiańskie nazwiska w angielskiej transkrypcji? Bardziej światowo? Tak trudno napisać Żdanow, Awdiejewa? Wrrrr Zła jestem.
Jaruto, dlaczego mnie? Ja też bym wolała pisać w polskiej transkrypcji. Ale co zrobić, kiedy oni sami się tak z angielska piszą, taką ustalają wersję swojego nazwiska, taką podają na swoich stronach internetowych? Takie czasy i tyle 🙁
A tymczasem Leonard Gilbert, którego tu wyżej zachwalał ROMek:
http://www.youtube.com/watch?v=LsX825w3-M0
Kochana Jaruto, pokornie proszę o niewymierzanie razów laską naszej drogiej pani Kierowniczce. Drogiej – ponieważ jest ona dla wielu z nas skarbem, a skarby są drogie. Samo wyobrażenie sobie laski okładającej skarb jest trudne do zniesienia.
Piotrze 😳
zazdroszę panu Jerzemu tego koncertu:( sam chciałem pojechać ale finansowo bym się nie wyrobił szkoda… wielka szkoda;(
choć ta laska też pewnie nie byle jaka, więc byłaby to wija w skarbnicy…
a swoją drogą można takie nazwiska podać również w wersji polskiej, w nawiasie po zagranicznej, żeby choć było wiadomo jak czytać, bo na odkrycie równoważności ‚ż’ i ‚zh’ trochę czasu kiedyś mi zeszło
Ale to dwa razy więcej miejsca zajmuje 🙁
najciekawsze dla mnie osobiście napisane jest po angielsku nazwisko Czajkowskiego – Tchaikovsky
co lepsze to i naszego Andrzeja Czajkowskiego widziałem już tak zapisanego
a i uwielbiam problemy z Rachmaninowem, bo jużwidziałem wersje:
Rachmaninow, Rachmaninov, Rachmaninoff do wyboru do koloru:)
A Andrzej i owszem, w późniejszych latach sam pisał się Tchaikowsky, przez w. I jeszcze do tego używał francuskiej wersji imienia – André.
http://www.andretchaikowsky.com/
A co do Piotra Czajkowskiego, nie mam pojęcia, czemu Anglicy czy Amerykanie piszą zawsze Pyotr Ilyich (!), podczas gdy żadnego innego rosyjskiego kompozytora nie nazywają z otczestwem.
może kilku osobom spodobało się takie brzmienie? nie wiadomo (znaczy ja nie wiem:))
Też nie wiem. 🙂
Będę się zbierać do spania, bo muszę rano wstać o godzinie, której nie ma 🙁
Dobranoc!
Pani Doroto, to inny Bagiński, ale dziękuję 🙂
Dobranoc, niech Pani śpi prędko! 😀
Pani Doroto, czy słyszała Pani Denisa Żdanowa podczas eliminacji? Proszę zauważyć, że nazwisko zapisałam w transkrypcji polskiej:) – to tak żeby się troszeczkę przypodobać:)
Ciekawa jestem jak się zaprezentował.
A w kwestii zapisu nazwisk to po prostu piszą tak jak mają zapisane w paszportach. Swoją drogą niektórych nazwisk nie sposób potem odczytać. Muszę się przyznać, że miałam duży problem z odczytaniem tajemniczego „zh”…
Pobutka.
O 20.00, jak Bóg przykazał, będziemy dzisiaj wznosić toasty za wszystkich, którzy mieszkają poza granicami Najjaśniejszej (Dzień Polonii i Polaków za granicą) Może by tak konkurs na toast fajny ogłosić? W każdym bądź razie łasuchy zapraszają wieczorkiem do szklanic i pucharów.
Nosz… a ja już wypiłem 🙁
Dzień dobry. Do 20. daleko. A mnie się wydawało, że 2 maja to Święto Flagi 😉
Dotarłam na miejsce. Jestem w leśniczówce w Niborku (koło Nidzicy), którą spółdzielnia swego czasu zakupiła na coś w rodzaju domu pracy twórczo-wakacyjnej. Czy to się firmie opłaca, nie wiem, ale jest tu ładnie i miło, piękne lasy, nawet, o ile pamiętam, jakieś jezioro w pobliżu. Rzadko korzystam, ostatni raz byłam kilka lat temu.
Zrobię trochę zdjęć i wrzucę po powrocie. W każdym razie rzeczywiście można tu spokojnie pracować, a ja mam tekst do napisania. Ale najpierw – na spacerek! 🙂
Niech się święci 2 maja 😉
PAK-u – zawsze można powtórzyć 😉
Przyjemnych wrażeń, Pani Kierowniczko.
W Warszawie padało, teraz przeciera się. 🙂
Przylaczam sie do lasuchow. Polonijnych i nadwislanskich. Toasty, toasty poprosze…
Czy toast obejmie też ducha Chopina, wędrującego po świecie? 😉
O, myślę, że tak! Współczuję tylko Japończykom, że będą oglądać sławetne Pragnienie mdłości… ale może im się spodoba, kto wie 😉
Jeszcze jest Tschaikowsky… 🙄
Nie denerwujcie mnie, proszę. To, że ktoś sam o sobie pisze , kto chce się dobrze sprzedać w anglojęzycznym środowisku, nie dowodzi, że ja go kupię w tej formie. A prasa polska jest już tak językowo „spartolona”, że wstyd, aby mój ulubiony tygodnik do tego czcionkę przykładał.
Za Polonusów wypiliśmy, za muzykę wypijemy.
Dobry wieczór. Widzę, że nie chce się Pani, Pani Doroto, podzielić wrażeniami z występu Żdanowa podczas eliminacji.
Bardzo temu młodemu pianiście kibicuję i dlatego byłam ciekawa jak wypadł.
Przy okazji. Z Pani tekstu wynika, że Żdanow jest dobrze znany z festiwalu w Dusznikach, a on nigdy na festiwalu w Dusznikach nie był… no chyba, że prywatnie.
Ale może to dobry omen i podczas jednego z następnych zobaczymy (i usłyszymy) go tam:)
Dobry wieczór. Bean – to nie tak, że mi „się nie chce”. Ja po prostu nie miałam w ogóle czasu (o czym zresztą tu wspominałam) nawet zajrzeć na eliminacje. Czego zresztą bardzo żałuję, gdyby czas był normalniejszy i nie miałabym nadprogramowych rzeczy do pisania, pewnie bym zajrzała (i nie omieszkałabym podzielić się wrażeniami). A Zhdanova na pewno gdzieś słyszałam – być może na koncercie w Warszawie. W każdym razie kojarzę go, to interesujący pianista.
Ups… to przepraszam, że tak namolnie wyciągałam informacje:)
Na pani blogu znalazłam się przypadkowo podczas poszukiwań informacji nt. eliminacji do „chopinowskiego” i bardzo mi się tu podoba. Jeśli Pani pozwoli będę tu zaglądać i od czasu do czasu wtrącać swoje „trzy grosze”:))
Pozdrawiam.
Zapraszam serdecznie 🙂
Do pianistyki mam szczególnie osobisty stosunek, bo sama kiedyś byłam pianistką 😉 Może bym i nią została, gdyby nie mikroskopijna łapka 🙁
A! Toastowiczom zeznaję, że i ja przyjęłam przed chwilą bardzo przyjemne bordeaux – w tutejszym Tesco za 21 zł 🙂
Tam też mają Tesco? 😀
Dom Pracy Twórczej, to niezły wynalazek. 🙂
Mają, mają, i nawet dziś było czynne – jak zresztą większość sklepów spożywczych 🙂
A my, frajerzy i niedowiarki, wieźliśmy też wino z Warszawy… 😆
Dobranoc!
Byłem dziś na wyjazdowej polonijnej imprezie, wieęc mam usprawiedliwienie, dlaczego dotąd za polonusów nie wypiłem. Ale wypicie jest ponoć słuszne o każdej porze, więc jestem skłonny teraz nadrobić, mimo że Kierownictwo (o, smutku!) spać poszło. 😉
To zdrowie polonusów ze mną na… no, gdzieś tam w środku! 😆
Pobutka (w sumie to imprezowa…)
Coś słaba ta pobutka… 🙄
Pobutka!!
Dzień dobry 🙂 Nie dało rady, jak Hoko tak zahałasował – musiałam się obudzić 😉
A tak naprawdę to właśnie wróciłam ze spaceru po lecie. Raz popaduje, raz przestaje, a teraz akurat się wypogodziło… I tak jest pięknie. Czego i Wam życzę 😀
U odwrotnie – raz przestaje, raz popaduje, a teraz się rozpadało 🙂
Miało być: u mnie odwrotnie 🙂
Tu przeciwpołożnie, ale też pięknie 🙂
W W-wie różnie, ale pięknie – jak zawsze. 😀
Pozdrówka dla Całokształtu! 🙂
No, to już i tu się zaciągnęło na dobre. No i OK, bo trzeba wreszcie trochę popracować 🙂
No, nareszcie jakaś sprawiedliwość. Bo do czego to było podobne, że pies pracował, a Kierownictwo króliki po lesie goniło. 😉
Żadnych królików nie goniłam, proszę mi nie imputować 😆
Eee, to wobec tego Kierownictwo nie wie, co dobre. 😀
Bobiku, może to, co przystoi małym kudłatym szczeniakom (albo małym już nie tak bardzo kudłatym szczeniakom), to nie przystoi Kierownictwu, które to Kierownicwto musi być Poważne i Dystyngowane, a gonienie królików po lesie zdecydowanie z takim wizerunkiem nie licuje 🙄
Ufff, zdążyłam zanim zeen ogłosił ciszę na morzu
😀
Kierownictwo dogoniło tylko ślimaka winniczka, co pokaże na zdjęciu w odpowiednim czasie 😉
To się da zrobić dostojnie krocząc 🙂
Zdecydowanie 😎
Mnie wizja kierownictwa goniącego po lesie królika bardzo się podoba. 😀
Co zrobić, jak tam królików nie było 😆
Różnie się kończy gonienie królików, szczególnie białych, które mówią: „Oh dear! Oh dear! I shall be too late!” 😉
Ani Białych Królików, ani białych myszek… 😉
Półtorej butelki chilijczyka też jeszcze białych myszek nie czyni…
Dobranoc! 🙂
Prawda. Można wpaść do króliczej nory. Ale z gonieniem nigdy nic nie wiadomo. Można na przykład gonić królika, a dogonić winniczka. W końcu nigdzie nie napisano, że zawsze dogonimy to, co goniliśmy 🙄
Poza tym ogólnie wiadomo, że nie o to chodzi, by złapać winniczka, ale by gonić go. 😎
A jak jest z Chilijczykiem? Ważniejsze gonienie, czy złapanie? 😉
Pobutka o jakości takiej sobie, ale skoro trzeba oglądać Chilijczyków, popijając białe myszki (czy odwrotnie…).
Półtorej butelki na….? 😉
Zmiana tematu: Aleksandra Utrecht.
Ktokolwiek widział? Ktokolwiek wie?
Mam z nią wyjątkowo gouldowskie Goldbergi i wiem, że jezzcze nagrała jakieś utwory Szymanowskiego.
Co Dywan sądzi o tej pianistce?
No, pobutka może i kiepskiej jakości, ale pobudliwa 😉
Gostku: półtorej butelki na trzy osoby. Tak że strasznego alkoholizmu nie było 🙂 A p. Utrecht była naprawdę przyzwoitą pianistką i bardzo skromną osobą. Nie wiem nawet, czy jeszcze żyje – w sieci nie ma o niej wiele, a encyklopedii przy sobie nie mam, bom jeszcze nie w domu. Ruszam stąd po południu.
był alkoholizm komiczny… 😆
A propos Szymanowskiego, to można już nabyć bilety na festiwal „Piotr Anderszewski i przyjaciele”. W programie Mity, Metopy, kwartety smyczkowe, „Pieśni księżniczki z baśni”, IV symfonia koncertująca i co tam jeszcze. Dywanowi powinno się podobać.
W Filharmonii Łódzkiej oczywiście 🙂
chyba w sam raz na dzisiejszą pogodę
http://www.youtube.com/watch?v=qITU_0Xb6HQ
Ładne. Tylko na jaką pogodę? Tu nie pada, ale zimno, brrr…
Tymczasem, do wieczora. Ruszam w miasto, a potem do domu.
Aż dwoje Australijczyków!! Hannah Sun i Jayson Gillham. To i ja mam za kogo trzymać kciuki.
pharlap – pozdrowienia dla Polonii 😀
Sympatyczne plotki.
Zimno wszędzie, leje wszędzie… Kiedyż wreszcie lato będzie? 🙄
kiedy przyjdzie czas
Czas letni to niby już mamy. 😉
Obejrzałam sobie wczoraj parę odcinków „Yes, Minister” i mogę powiedzieć, za sir Humphreyem, że lato przyjdzie, kiedy będzie na to właściwy moment.
He, he, he…
A swoją szosą, też kiedyś byłam taka szczupła. 🙁 😀
Ktoś po mieście puścił plotę,
że z tym latem jak z Godotem… 😯
Pył znad Islandii słońce zasłania.
Nie będzie w tym roku mega-opalania.
(proszę to natychmiast skasować)
Mega-opalanie sprawą jest niezdrową,
pyły nam zapewnią biel alabastrową.
Bobiku, dobrze wychowany piesek nie roznosi plotek. 😉
He, he, he…
niemowlęctwo się nie liczy…
😉 🙂
zeenek, bo Cię pozwę na udeptaną ziemię! 😉 😀
He, he, he…
i to mocno udeptaną 😉 🙂
Depczą, depczą, może co wydepczą 😆
płaskostopie… 🙄
To na pewno 😉
I będziemy się oblatywać dookoła, aż któreś padnie. 😆
To zapraszam tymczasem na zdjęcia z mojej majówki, jak kogo interesuje 🙂
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Majowka2010#
Pewnie, że interesuje 🙂 Cudne smaczki. Mięso, wędliny i artykuły biurowe też cudne 😆 Tylko czy ten winniczek był żywy? 🙄
Nie tylko zywy, ale i scigany
Pewnie, że żywy, a co, nie widać? 😯
Widać, widać, ale teraz takie rzeczy da się w fotoszopie zrobić, że ho ho. Wolałam się upewnić, czy Kierownictwo grało fair i dogoniło prawdziwego, żywego, uciekającego winniczka, czy tak tylko sobie ściemnia 🙄
Ja się nie tykam fotoszopki, bo kompletnie się na tym nie znam. Tereska świadkiem 😉
A teraz będę pewnie musiała jakieś nowe konto gdzieś założyć, bo to mi się już kończy 🙁
Winniczek całkiem niewinnie sobie spaceruje.A na taką bramę to w mojej branży mówiło się „póżny barak,wczesne rakuku”.
Do Vesper;jak Twój remont,bo mój się zakleszczył i ani drgnie…
A, to dlatego łabądek się nie odzywał 😉
A jak Wam się podoba zakład pogrzebowy „Persefona”? Jak zobaczyłam tę terminologię, szczęka mi opadła z hukiem…
Do PK;czy można liczyć na jakieś piękne foty z naszego pawilonu co to taką furorę robi?I w dodatku jest skośny,czy mi sie wydaje?
Jest skośny. Ja będę coś tam oczywiście cykać, za skutki nie ręczę. Ale nowe konto to będę gdzieś musiała założyć, bo pewnie napstrykam dużo…
O, ja właśnie miałem zamiar czule zwrócić uwagę na leżanki klimatyczne i chemię pogrzebową. Aż się umierać chce! 😆
Dzięki, Pani Doroto.
Ta Nidzica zawsze była sennym miasteczkiem z ogromnym potencjałem, którego zupełnie nie potrafiła wykorzystać.
Jak cały ten region zresztą, jakby nie wierzył w swoją atrakcyjność. albo wręcz przeciwnie, uważał, że atrakcyjność wystarczy i nie trzeba się wysilać, żeby podnosić z ruin zabytki, udostępniać w atrakcyjny sposób turystom, ogranizować ciekawe imprezy.
Od zawsze jestem zakochana w zamku nidzickim i jest to nieodwzajemniona miłość.
I od zawsze zdumiewa mnie, jak można, mając takie atuty, być tak nieatrakcyjnym.
Łabądku kochany 🙂 Jak tylko dostałam od Ciebie rzuty, zamówiłam kafle. czyli już kawał czasu temu. Miesiąc na nie czekałam, po czym spedytor podczas transportu raczył je zgubić. Kolejne zamówienie, kolejne tygodnie czekania. Dziś przyszły, mąż właśnie liczy, ile jest połamanych. Na razie jeden karton.
Kogoś zdrowo w podstawówce z Parandowskiego przeczołgali…
Nie odzywałam się jeszcze z powodu dziewięciu cudzych remontów,oraz pobytu we Wrocance u prof.AP z którym zwiedzaliśmy łany kwitnącego rzepaku.AP dostał honorowe obywatelstwo Iwonicza Zdroju m.in. za Festiwal im.Ogińskiego.Impreza była szumna i polonezów pełna.
A dywanik śledzę w locie,nawet kiedy LOT nie lata..
Pani Doroto, można założyć nowe w Picasie , tylko trzeba podać inne konto mailowe.
Ja mam cztery, jedno prywatne, trzy dla różnych organizacji i dla każdego inne konto mailowe (poza googlem) i inne hasło.
No to gratulacje dla prof. AP 😀
Co do Nidzicy, to właśnie dziś kiedy szukaliśmy tych kirkutów – troszkę za miastem, ale właściwie teraz już w nim – przedzieraliśmy się przez jeden wielki plac budowy – część już gotowa, część wypasionych domów się buduje. Oczywiście typowe projekty pseudodworkowe na granicy kiczu, ale wygląda to porządnie i dostatnio 😉 Tak że nie jest tam tak źle, co mogłoby się wydawać przy oglądaniu drugiej strony miasta, z upadłymi, nieczynnymi fabrykami…
No to, EmTeSiódemecko, spróbuję. Widziałam już, że ludzie tak robią, zobaczę, czy i ja potrafię 😉
Jeden karton policzył,czy jeden karton połamanych?To kamieniołom założysz!Remonty zawsze są dwa razy dłuższe i dwa razy droższe niż w było w planie.Nawet ten nowy unijny parlament ponoć okazał się 2,5 raza droższy,co przyjęłam do wiadomości z niejaką satysfakcją.
Jeden karton połamanych. Wszystkie poszły na pół. Remonty powinny zostać zaliczone do plag egipskich, których liczba niniejszym winna się zwiększyć do ośmiu.
Jezuuuuu…
I tym trybem Dywan też się zakleszczył.Sorry…
My już przestaliśmy porównywać koszty zakładane do poniesionych. A jak usłyszeliśmy, że nasze kafle prawdopodobnie skradziono, to kupiliśmy butelkę chilijskiego gran reserva, zrobiliśmy dobrą kolację i ucieliśmy sobie partyjkę szachów. W tle pobrzmiewał Bach. W umysłach nirwana.
Wszystkie plagi egipskie nie trwały tak długo, jak potrafi trwać jeden drobny remont, że o większym nie wspomnę 🙁
Pani Kierowniczka została sowicie wyposażona. I ucho i oko. Lubię szyldy 😀
Nawet nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak tanatopraksja i że można coś takiego studiować we Francji 😯 A jeszcze na dodatek fakt, że właściciele „Persefony” nazywają się Smoleńscy, nabrał właśnie dodatkowego, hm, smaczku… Dodam, że w Nidzicy jest biuro poselskie Aleksandra Szczygły 😐
Jacyś złodzieje z niezłym gustem,bo nie były to kafle z „gustownym szlaczkiem”.Złodziejstwo się nam wyrobiło estetycznie… .
A da się zrobić jakąś reklamację?
Wątek inkaski w Nidzicy to małe miki przy tej Persefonie!
Pewnie tak,ale to trzeba było na miejscu odpakować,a później załadować do bagażnika chyba widłami ?
Łajzy mi się mnożą.
Wątek inkaski to jest w Niedzicy… 😉
Nie byłabym taka pewna, Łabądku. Zginęły dwie palety. Nasze płytki i jeszcze czyjeś. Nie wiadomo, co tam było. Może właśnie jakieś „z gustownym szlaczkiem”. I te powędrują na salony, a naszymi zostanie wyłożony garaż 😈
A Pani Kierowniczka chyba jest na tropie nowego spisku 🙄
To dobranoc, muszę paść, bo od rana w wir zajęć 🙂
O cholera,fakt!
Reklamacja chyba będzie możliwa, bo sposób dostarczenia przez spedytora praktycznie uniemożliwił sprawdzenie przed odbiorem. Ale zanim doślą nową partię, znowu miną wieki. A jak już miną i płytki przyjadą, to mogą znowu być połamane. Ale przecież nie muszą, prawda?
No to winniczki pod poduchy!!!
Do Vesper:Nadzieja umiera ostatnia…Ale nie łam się,dłużej budują katedrę w Barcelonie,nie mówiąc o Kolonii…
Pewnie. Żeby tylko tak solidnie, jak długo 🙄
Niestety,rzecz nie jest odwrotnie proporcjonalna.A jakość „ku chwale Bożej” minęła wraz z jesienią średniowiecza.Kończmy wątek budowlany,bo nas słusznie pogonią.Idę do roboty.Ahoj!
Pobutka.
No, bardzo przyjemna pobutka. A w ogóle Cantaloupe Island to jeden z moich ulubionych standardów. Ma wszystko to, co dobry standard winien mieć: aforystyczność, wyrazistość, wyrafinowaną prostotę. 🙂
To idę w odmęty poważki wszelakiej. Dziś dowiem się różnych rzeczy i pewnie opowiem.
Wstawać, wstawać, bo autentyczne nosy Fryckowe do wzięcia!! I deski do krojenia mięsa i inne rozmaitości!!!
http://www.classicalmusic.org.uk/2010/05/bizarre-chopin-memorials.html
Nos 😯
Ten Chopin bag to aby nie Berlioz bag?
Jeszcze brakuje w tym zestawie Listy na zakupy (i.e. „Chopin Liszt”)
Uprzejmie donoszę, że podano już program szczegółowy CHOPIN OPEN 2010:
http://www.chopinopen.pl/index.php?id=179
Prawdziwy bar sałatkowy – z podanych składników skomponuj sobie całodzienne menu – to dopiero wyzwanie. Jak to ze sobą połączyć, by się najeść, nie dostać zgagi i mieć jeszcze ochotę na ciasteczko do łóżka. Troszki głowa po lekturze rozbolała – tyle tego szaleństwa. Do tego na żadnym z portali biletowych podanym przez organizatorów nie ma śladu tej imprezy. Ale może z czasem pojawią się – taka ilość koncertów w tylu miejscach (z tycimi cenami) to zły sen portalciaczy tikeciarzy.
Ciekawe, że wśród uczestników eliminacji do KCh są i tacy, co już odpadli…
Znaczy się nie rozumiem. Grali w eliminacjach będąc odpadłszymi? Mój rozumek coraz mniej ogarnia rzeczywistość. Może przemęczony lekturą programu ChO
Mnie ten nos wcale tak bardzo dziwi. Szczególne zainteresowanie nosami wcale nie jest u nas w kraju taką rzadkością. 🙄
Nie, to ja się chyba wyraziłam nieściśle. Wpisano ich do programu festiwalu, tymczasem były eliminacje i część z nich odpadła. To znaczy, że byli uczestnikami eliminacji (czyli w programie dobrze jest napisane), chodzi mi tylko o to, że na konkursie już nie zagrają.
Aby pozostać w manierze rocznicowo-koncertowej, ale jednak odejść na chwilę bodaj od FCh – podrzucam link do przyszłorocznego jubileuszu Gustawa M. w… Lipsku.
http://www.gewandhaus.de/gwh.site,postext,mahler-festival-2011,artikel_id,3226.html?PHPSESSID=6428a758232f8fc10fd9a6992b0cc818
Jak kto kocha GM oraz ma determinację + spadek po cioci – to w ciągu 10 dni możew Leipzig „odrobić” prawie całego symfonicznego Mahlera + pieśni z orkiestrą. O ile się orientuję to w roku Mahlerowskim będzie to chyba jedyny taki przypadek w Europie – Wiedeń w repertuarach swoich dwóch salach koncertowych w ogóle w jakiś szczególny sposób tej rocznicy nie odnotowuje. Już nie mówiąc o prezentacji całego cyklu. Wszystkie symfonie GM zostaną wykonane za to w… Paryżu, w sali Pleyela, ale w ramach całego sezonu koncertowego. I – podobnie jak w Lipsku – przez różne orkiestry.
Ufff… Kolorowe pisaki poszły w ruch i wygenerowałam sobie już intuicyjne menu nieprzesadnie chopinowskie na sobotę i niedzielę. Najwięcej czasu spędzę u George Sand 😉 Teraz pozostaje jeszcze kwestia biletów, które są, ale ich nie ma.
„Normalnie” zaczynają sprzedaż na miesiąc przed.
Ale trzeba zaglądać.
Dzięki za czujność. 😀
Ja to na chybił-trafił.
Niunia robi za sierotkę i wyciąga z maszyny losującej numery sal i koncertów (owinięte w szynkę – inaczej by nie zagrała sierotki).
Siódemeczko – jakie „normalnie” – przeca piszą, że „szalone”.
A co ja mam zrobić, jak odbieram chrześniaka w połowie piątku z Okęcia i mam w półtora dnia: pokazać stolicę, muzeum Chopina i być na CH-O?
W niedzielę już inny program (tyż kulturalny, jakby co) na tapecie.
Dobranoc – znaczy się wracam do pracy. 🙁
60jerzy: A może by tak skompresować Warszawę i program pobytu? W końcu to szalone dni! Wtedy oprócz zwiedzania można dorzucić lekką ręką jeszcze z 50 koncertów 😉 Tylko sierotka mogłaby paść pod wpływem ilości szynki, gdyby musiała wylosować 50 koncertów. Mam nadzieję, że biedactwo nie najadło się przy okazji papieru…
seria mahlerowska w Paryżu szykuje się fantastycznie! dwa maratony z Gergievem, może być ciekawie, pewnie tylko nie będzie mój przyszły studencki portfel na to stać ;( czekam jeszcze co będzie w nowym sezonie u Berlińczyków, powinni jakoś upamiętnić Mahlera (w końcu Rattle jest specem tych symfonii) 🙂