Muzyka osaczenia

Tylko Opera Wrocławska (a ściślej biorąc, pani dyrektor Ewa Michnik) jest tak odważna, żeby ładować sobie do repertuaru tyle polskich oper współczesnych. W październiku będzie drugi już ich festiwal. A obecna premiera Matki czarnoskrzydłych snów Hanny Kulenty związana jest też z właśnie odbywającym się we Wrocławiu festiwalem Musica Polonica Nova. Bardzo jest ciekawy, a ja w ogóle nie miałam czasu nań zajrzeć i tylko na tę premierę dałam radę dojechać, czego oczywiście nie żałuję. Tym bardziej, że byłam pewna, że będzie dobrze, przynajmniej pod względem jakości muzyki – znam kompozytorkę od wielu lat i wiem, jakiej muzyki można się było spodziewać. Nie zawiodłam się.

Zwłaszcza, że i reżyseria spektaklu była bardzo inteligentna – Ewelina Pietrowiak już drugi raz mierzy się z dziełem współczesnym, po Jutrze Bairda na tej samej scenie. A wyreżyserowanie takiej historii nie jest łatwe. Owa tytułowa Matka czarnoskrzydłych snów wzięła się z cytatu z Hekabe Eurypidesa: „Nocy ciemna,/czemu tak nocą mnie dręczą/trwogi i zjawy? o Pani Ziemio,/matko snów czarnoskrzydłych,/odpycham sen tej nocy”. A tematem dzieła jest schizofrenia.

Bohaterka, Clara, zmaga się w sobie z kilkoma postaciami o różnych obliczach. To wyjątkowe: symbolizuje ją pięć artystek – trzy śpiewaczki (jedna „główna”, Marta Wyłomańska, i dwie „poboczne”) i dwie aktorki. W ten układ wplątuje się mężczyzna (Mariusz Godlewski) – lekarz? postać fikcyjna? Potworne męki, lęk, nawarstwianie się obsesji, zilustrowane są muzyką niesamowicie rozkręcającą napięcie, które rośnie, rośnie, myślimy, że zaraz będzie kulminacja, ale ono rośnie dalej. Kulenty pisze głównie muzykę abstrakcyjną, ale ma w dorobku kilka dzieł z tekstem, nigdy to jednak nie jest proste „pisanie do tekstu”. W przypadku Matki było wręcz odwrotnie: najpierw powstały zręby muzyki, potem Hania zwróciła się do swojego znajomego, kompozytora Paula Goodmana, Kanadyjczyka mieszkającego w Holandii, bo jakoś przeczuła, że on jej napisze odpowiedni tekst – i miała rację.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego to dzieło, nie tak kosztowne przecież w wystawieniu (zespół, także instrumentalny, jest kameralny), przez kilkanaście lat musiało czekać na polskie prawykonanie. Druga zaś jej opera, Hoffmanniana z 2003 r., jeszcze nie była w ogóle wykonana, choć ponoć Warszawska Jesień się do niej przymierzała. Jak widzę i słyszę różne rzeczy, chwalone i promowane, ale gorsze, nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje? Hanna Kulenty to jedna z najwybitniejszych postaci w polskiej muzyce współczesnej, a wciąż za mało o niej słyszymy. Ona z kolei woli robić swoje niż zabiegać o sukcesy…

Na youtube znalazłam tylko jeden przykład jej muzyki teatralnej, który zresztą jest dość charakterystyczny.