Concerto grosso Szymanowskiego
Jak wiecie, zdecydowałam się na powrót w poniedziałek do Łodzi w ostatniej chwili i miało to plusy i minusy. Z jednej strony wreszcie usłyszałam Claudia Martineza-Mehnera w Nocach w ogrodach Hiszpanii de Falli, no i po raz kolejny, ale po latach, Anderszewskiego w IV Symfonii „Koncertującej” Szymanowskiego (a przed tymi utworami jeszcze A Study of Shade Szymańskiego). Z drugiej – no, po prostu uszy cierpiały, kiedy słuchało się, jak topornie i nierówno towarzyszy pianistom orkiestra. Dyrygent Diego Masson nie bardzo był w stanie nad nią zapanować. Przez ten hałas w mniejszym stopniu można było docenić naprawdę subtelną grę hiszpańskiego artysty, no, a w Szymanowskim w skrajnych częściach ten hałas wręcz przykrywał pianistę. Choć ten czarował, jak mógł. Trochę zagrał inaczej niż kiedyś – początek był, jak na mój gust, trochę zbyt nierealny, zbyt bliski ciszy, a to taki nostalgiczny temat, któremu się jakaś większa wyrazistość należy. Ale potem już było inaczej. Anderszewski ma dar sprawiania, że w jakiejś frazie, zwrocie muzycznym nagle dostrzegamy zupełnie nie dostrzegany wcześniej charakter, wyraz. Trudne to do opisania, ale to sprawia, że jego gra jest niepodobna do innych. A w finale chyba on jeden potrafi zauważyć, że jest to oberek, i zaakcentować na „trzy” tak, jak się to w oberku robi. Przecież to taniec – tłumaczył dyrygentowi jeszcze po koncercie i dodał: – Marzyłoby mi się wykonanie tego utworu tak, jakby to było concerto grosso. Tu solo skrzypiec, tam klarnetu… – A mnie by się marzyło wysłuchanie Koncertującej w takiej koncepcji (i z tym pianistą oczywiście). Żeby była „koncertująca” nie tylko ze względu na fortepian solowy – to rzeczywiście odświeżający pomysł.
W gruncie rzeczy o wiele ciekawsze dla mnie od samego koncertu (wyjąwszy Bartókowski bis, w którym przez chwilę można było obcować z pianistyką Anderszewskiego bez przeszkód) były właśnie te wypowiedzi, które usłyszałam, no i to, czego się dowiedziałam. A wiadomość jest wspaniała! Otóż Schumann został nagrany w celach wydania na płycie (6 Stücke in kanonischer Form op. 56, Gesänge der Frühe op. 133 oraz Humoreska op. 20). Przez naszego świetnego specjalistę, Andrzeja Sasina z CD Accord. Jest nadzieja, że Virgin Classics wyda ją jeszcze w tym roku – w końcu Rok Schumanna zobowiązuje.
Ale to jeszcze nie wszystko. Dwa pierwsze z tych trzech utworów zostaną sfilmowane. Przez Telewizję Polską, na zamówienie poprzez Narodowy Instytut Audiowizualny – w ramach wiadomego programu Ministerstwa Kultury ratującego działalność TVP Kultura. A reżyserować będzie oczywiście Bruno Monsaingeon. Film też będzie gotowy jeszcze w tym roku. Ponoć nie było łatwo przekonać górę, bo przecież „dopiero był film o Anderszewskim”. Po pierwsze, był dwa lata temu (Telewizja Polska była też koproducentem „Podróżującego fortepianu”). Po drugie, jeśli mamy takiego pianistę, który przy tym jest chętny do tej roboty, to jak można byłoby z takiej szansy zrezygnować?
Tym razem ma być bez gadania. Przede wszystkim muzyka. Miałam możność rzucić okiem na scenopis, który przywiozła Anderszewskiemu koleżanka z TVP Kultura. Coś nieprawdopodobnego: opisany każdy takt utworu, co, kiedy, w jakim momencie ma pokazywać kamera. Tak pracują prawdziwi fachowcy! A Monsaingeon jest artystą w swoim fachu. Zresztą jest przecież z wykształcenia muzykiem. A Piotr i tak od razu powiedział: – Ja nie chcę tego oglądać. No i tu go rozumiem, bo to przecież nie jego robota, tylko tych za kamerami.
Ogromnie się na tego Schumanna cieszę i niecierpliwie czekam.
Komentarze
Pobutka…
Może być, że się nie znam -ale w FŁ sporo jednak zależy gdzie się siedzi – na końcu sali nie brzmiała ta orkiestra tak źle jak Pani Dorota pisze i nie do końca tak „kryła” fortepian (będę, trochę patriotycznie i lokalnie, tej orkiestry bronić). Oberek z finału był rzeczywiście wspaniały.
Na nowy film o PA już się namarzam jak się będę nasmaczał 🙂
Dzień dobry. Ja siedziałam w X rzędzie, czyli w sektorze najlepszej słyszalności. W tyle sali wszystko jest zniekształcone. W sobotę usiadłam w XIII rzędzie i to już okazało się porażką 🙁
Po raz setny powtarzam: p. Loegler powinien beknąć za swoje „dzieła”, za Operę Krakowską tym bardziej. A co najmniej – sfinansować z własnych pieniędzy przeróbkę na coś zdatnego do użytku
A może on to z założenia projektował na liche orkiestry i może tak miało być ? Loegler „beknąć”powinien też za fotografię fasady zamiast fasady – w końcu w tej sali grywało cudowne dziecko Miecio Horszowski na początku ubiegłego wieku, że o innych nie wspomnę. Rzędy XII – XVI to dramat – jak się siedzi na recitalu fortepianowym to jest takie wrażenie jakby na estradzie były dwa instrumenty – jeden z tonami niskimi drugi z wysokimi środka nie słychać. Zdecydowanie w tej sali najlepiej sprawdza się słuchanie małych składów (Zimermanowi się podobało – ale on jest dziwak). Ale i tak jest lepiej niż w „kołchozowej świetlicy” czy TW gdzie wstawiono fotele z multikina i jest głucho strasznie. Ponadto zaznaczyłem lojalnie na wstępie „może być że się nie znam” 🙂 Miłego dnia ! Koniecznie !
Nawzajem 🙂
Jeśli Gould ze Stokowskim potraktowali 5. koncert Becia jako „symfonię z fortepianem obbligato”, to nie powinno być problemu z potraktowaniem IV symfonii jako concerto grosso.
Co to znaczy „projektował na liche orkiestry”? 👿
Nie wiem, czy akustycy w ogóle mieli coś do powiedzenia. Był remont Narodowej, mogli poprawić to i owo, a zostało jak dawniej.
Czy zainstalowanie kilku „ustrojów akustycznych” to taka hańba? Czy nie da się zaprojektować czegoś tak, żeby było funkcjonalne i jednocześnie miłe dla oka (a najlepiej praktycznie niewidzialne dla oka)?
Kiepskie orkiestry to u nas norma. Nawet te, które potrafią się czasami wspiąć trochę wyżej, długo na lepszym poziomie nie wytrzymują. Nie mam nic przeciwko paniom. Wręcz przeciwnie – bardzo je lubię. Jednak, gdy widzę, że polska orkiestra jest damska w ponad 80%, wiem, że niczego dobrego nie można się spodziewać. Przyczyna bardzo prosta. Panowie oprócz uprawianego z pasji zawodu muzyka filharmonicznego dorabiają na boku tu i tam. W rezultacie grają dużo. Panie gotują, zajmują się dziećmi. Na muzykę nie starcza czasu. W filharmonii też częściej rozmawiają pomiędzy sobą o wietrznej ospie niż o niuansach przygotowywanego utworu. Wniosek bardzo prosty – trzeba filharmonikom płacić tyle, żeby panie mogły mieć pomoc domową i zajęły się muzyką przede wszystkim. Ale przypomina to dowcip o sowie i stonodze, która miała odciski na wszystkich nogach i okropnie cierpiała. Sowa poradziła, żeby przestawiła się na 4 nogi, to będzie cierpiała dwudziestopięciokrotnie mniej. Na pytanie, jak top zrobić, nie potrafiła odpowiedzieć.
Ale bywa całkiem dobrze. Wczoraj byliśmy w Operze Bałtyckiej na balecie „Out” Izadory Weiss. Opinie widzów w internecie w przeważającej mierze miażdżące dla spektaklu. My wyszliśmy nie zachwyceni ale bardzo zadowoleni. Pierwsza część z pięknym duetem z udziałem przede wszystkim Michała Łabusia, o którym na pewno jeszcze nie raz uslyszymy. Reszta pierwszej części dyskusyjna. Momenty lepsze i gorsze, zbyt wiele nierówności w wykonaniu. Druga część bardzo jednolita, powtarzające się figury choreograficzne zaczynają fascynować, a tancerze rozkręcają się tańcząc w końcu równo. Wiem, że idealna równość jest podstawą, poniżej której w ogóle nie ma o czym mówić, ale widywałem w tym względzie niedoskonałości i w Mezzo na spektaklach Opery Paryskiej.
W przeczytanej recenzji znalazłem opinię, że sceny zbiorowe były bardzo kiepskie. Według mnie przesada. Szczególnie w drugiej części były kulminacją scen grupowych wzmacniając nastrój stworzony w duetach czy np. we wpaniałym trio – Giza, Łabuś, Przytarski. Zresztą reakcja widowni była wymowna. Brawa trwały bardzo długo, a Łabuś wywołał wielki entuzjazm.
Wymowa spektaklu – feministyczna – nawiązująca do alienacji kobiet – na pewno nie była jasna ani przekonywująca. Ale to dla mnie w balecie nie ma istotnego znaczenia. Myślę, że w przypadku dalszej ciężkiej pracy ten zespół baletowy ma szanse wiele osiągnąć. Żałuję, że PK tak rzadko bywa w Gdańsku i pewnie nie zobaczy tego spektaklu. Bardzo bowiem jestem ciekaw Jej opinii, czy powtarzalność układów tanecznych jest w tym wypadku dowodem braku pomysłów Izadory Weiss, czy też świadomym zabiegiem budującym fascynację widza. Na mnie to podziałało, na Ukochaną i Córeczkę również. Niektórzy piszą o tym szyderczo.
Stanisławie 😯 Jestem zdumiona wypowiedzią o orkiestrach 😯
Mogę podać co najmniej tyle samo powodów, dlaczego faceci grający w orkiestrach grają źle. I zapewniam, że naprawdę nie ma tu żadnej różnicy w kwestii jakości. Ilość chałtur branych przez muzyków, pedagogika (o jakości często szkoda gadać), w orkiestrze obojętność dla odwalanej pańszczyzny, postawa „czy się stoi, czy się leży”, zadufanie w sobie… To przeszkadza o wiele bardziej niż to, że panie mają dzieci. (A panowie, nawiasem mówiąc, nie mają?) Bo panie nie są tak zdemoralizowane i naprawdę się starają.
Co do akustyki:należałoby sprawdzić,czy inwestor nie obciął wydatku na akustyka.Ostatnio mam do czynienia z jednym,który wcale tego nie przewidział.Chodzi o nieduży obiekt,ale zawsze…Inna rzecz,że przy projekcie filharmonii to musi być punkt wyjścia i już pisałam,że architektura jest trudną sztuką bo oprócz formy musi uwzględnić mnóstwo parametrów plus zazwyczaj niekompetencję inwestora w kwestii tzw.wytycznych inwestorskich.Zamiast w fazie wstępnej inwestor zaczyna mieć zachcianki tuż przed otwarciem.Poza tym jak się zleca architektowi filharmonię należałoby sprawdzić,czy bywa w niej z własnej i nieprzymuszonej woli.Serio.Inaczej nigdy nie poczuje tematu i zrobi coś w guście sali konferencyjnej a akustykę potraktuje jak uciążliwą fanaberię,którą można wszak zastąpić kościelnym wzmacniaczem.
Co do pań w orkiestrze:może tatusiowie również powinni zająć się potomstwem?Co nie wyklucza podwyżek.
A na to concerto grosso to już mam ochotę.Nawet bez cytrynówki.Za to też lubię PA,że bez przerwy coś kombinuje,nie tylko w kwestiach muzycznych ale nawet w architekturze,o czym zresztą było w pociągu.Nie sposób się nudzić.
Truizmy:
W SV jest sporo pań (w tym koncertmistrzyni), a nikt nie wydaje się tam odwalać pańszczyzny.
Jeśli na podium stoi ktoś, kto zainspiruje/ zagoni orkiestrę do roboty, to też nie ma odwalania pańszczyzny. Najlepszym tego przykładem VIII Brucknera pod Semkowem, który, dodam, nie miał potrzeby robienia przysiadów czy klepania się ręką po głowie.
Dlatego nie lubię chodzić na „zwykłe” abonamentowe koncerty.
W SV pierwszym koncertmistrzem jest Jakub Haufa 😉
A czy zwrócił ktoś uwagę,co się dzieje z akustyką w nowych kościołach?Nie dość,że w większości przypadków forma jest gargamelowata,to obowiązuje zasada,że organista gra,a Pan Bóg dźwięki nosi.Forma zaś jest przeważnie wypadkową gustu rady parafialnej,proboszcza,kurii i cichutkiego pisku architekta.Zresztą wybiera się tych bardziej pokornych,żeby nie było problemu.I tu kłania się problem edukacji narodu w dziedzinie plastyki i muzyki.Zamiast wyklejać plakaty z wydzieranek może warto by się zająć formą przestrzeni publicznej?W kwestii paskudzenia chaotyczną reklamą również.Poniosło mnie.Kiedyś musiało.
Chodzi mi o Marię Machowską, która siedziała na pierwszym krześle w sobotę w S1. 🙂
Oficjalnie jest p.o. II koncertmistrza.
W pewnym momencie, podczas gry Claudio Mehnera, pomyślam, że nie słyszę fortepianu, bo siedzę w takim miejscu, że cały dźwięk idzie wysoko nad moją głową. I to poczęści pewnie była prawda, ale skoro w strefie najlepszej słyszalności też było źle, to znaczy, że po prostu było źle.
Teza Stanisława jest bardzo symptomatyczna, bo dotyczy myślenia nie tylko o grze instrumentalistek, ale o pracy kobiet w ogóle. Co w efekcie przekłada się na niższe wynagrodzenia pań. Czasy, kiedy kobiety myślały w pracy o zakupach i dzieciach (a mężczyźni o piwie i kartach z kolegami – jak juz jechać stereotypami, to po całości!) chyba się już skończyły. Jeśli jakieś uogólnienie jest nadal prawdziwe, to że kobieta, by znaleźć się w tym samym miejscu, co jej kolega, musi się dwa razy bardziej niż on postarać. Dlatego teza o dodatniej korelacji między obecnością kobiet w orkiestrze i kiepską jakością gry tejże, wydaje mi się po prostu nieprawdziwa.
Marysia jest tu dobrym argumentem za paniami w orkiestrach – ma małe dziecko i jakoś nie przeszkadza to jej dobrze grać 😉
łabądku, podobnie jak w kwestii powszechnej głuchoty, sprawa estetyki w dziedzinie wizualnej została zabagniona już od pokoleń. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego Polakom nie przeszkadza życie w ohydzie 👿
Pokłosie „Dynastii”, początku lat 90. itp. Nareszcie wszystko było wolno i tak się ostało.
Anarchia i tyle.Reklamowieszaczom np.myli się to z wolnością gospodarczą.
Gorzej,że tak się wydaje również burmistrzom.
Wyszło, że jestem męskim szowinistą, a to zupełnie nie tak. Zgadzam się całkowicie, że panowie powinni zajmować się potomstwem w równym stopniu. Z wyjątkiem samego wydawania na świat i karmienia piersią, oczywiście. Ale prawdą jest, że w naszych warunkach panowie starając się zarobić pieniądze mało bywają w domu i mało pomagają w pracach domowych, które spadają na panie. Wcale tego nie popieram, ale często tak się dzieje. Mimo, że panie z natury są bardziej odpowiedzialne i zaangażowane w dobre wykonywanie pracy, nadmiar obowiązków przeszkadza. To prawda, że typowe chałturzenie sprzyja obniżeniu poziomu. To, co napisałem wczesniej, wynikało z konkretnych obserwacji i znajomości paru osób grających filharmonicznie. Z tych samych obserwacji wynika, że dobry dyrektor potrafi stworzyć atmosferę, w której życie codzienne mniej się odbija na pracy.
To wszystko dotyczy orkiestr prowincjonalnych. Czołowe orkiestry nie mają takich problemów. Ale orkiestra świadoma, że nie jest czołową, borykająca się z problemami domowymi, ma małe szanse na radykalne podniesienie poziomu.
Czasami potrzebny jest jakiś bodziec. W Gdańsku orkiestra zaczęła dużo lepiej grać po przeniesieniu siedziby z Politechniki na Ołowiankę. Ale zapału starczyło może na rok. Nadal grają lepiej niż grali na PG, ale zdecydowanie gorzej niż zaraz po przenosinach.
Jeszcze co do pań.Jakoś Martha gra pomimo istotnej wady jaką jest bycie kobietą.
Gostek się pogrąża:
W „tych” orkiestrach, znaczna część grających w nich kobiet wydaje się być w wieku, w którym dzieci zwykle są już odchowane.
Kolejny truizm:
Przy dostępności składników i zamrażalników, umiejętne zrobienie obiadu na tydzień nie powinno zajmować przesadnie dużo czasu.
Tu chyba jednak można zastosować stwierdzenie: nieważna płeć,ważne uczucie! Nikt nie jest doskonały /Pół żartem,pół serio/.
Co ja tu robię?Robota wyje.Ahoj!!!
…może warto by się zająć formą przestrzeni publicznej? W kwestii paskudzenia chaotyczną reklamą również.
Oj, to, to! Łabądku miły, żyć się nie chce na śmietnisku.
I zupełnie nie rozumiem, dlaczego człowiek, który odzyskał kawałek gruntu w centrum Warszawy przy stacji metra, może wystawiać na nim dowolne koszmarki.
Tu z zimy 2008
Ohydna, nadmuchiwana ściana z reklamą, którą trudno nawet nazwać dostatecznie obraźliwie, pręży się na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej.
A ropadające się, brudne budy oblepiające chodniki z obu stron, to już chyba zasługa ojców miasta.
Co zrobić, pojęcia nie mam! Podpalić?
Pomocy, Pani Doroto!
Źle zamknęłam cytat z Łabądka. 🙁
To na poludniowe zasluchanie. Kobiece (tez):
http://www.youtube.com/watch?v=9trFOpBetn0
mt7, ten kawałek ziemi koło wyjścia z Metra Świętokrzyska jest przykładem na pełną samowolę prywatnych właścicieli i brak sposobów na jej ukrócenie.
Otóż ktoś odzyskał ten kawałek ziemi i po prostu chce na tym zarobić. A estetyka? Misiu, kasa się liczy
Ale w różnych miejscach Europy, gdzie przestrzeń miejska jest przyjemna dla oka, jakoś sobie radzą i nie widać takich ekscesów.
Na razie chyba kazali zdjąć te giga-szmaty z budynków mieszkalnych (m.in. Plac Konstytucji).
Na biurowcach dalej może sobie wisieć ten syf.
Czy „Polak” kiedykolwiek był istotą o wyrafinowanych gustach wizualno-estetycznych?
No tak, co jeszcze estetycznego z przeszłości się uchowało, to nam budowali Włosi albo Holendrzy (van Gameren)…
Kierowniczko, ale wiadomość o planach nagraniowych PA jest wspaniała. A dopiero co rozmawiałyśmy, jak dobrze by bylo móc wrócić do 6 Stücke in kanonischer Form 🙂
Gostek Przelotem g.11;45 pisze:
Przy dostępności skladników i zamrażalników, umiejętne zrobienie obiadu na tydzień nie powinno zajmować przesadnie dużo czasu.
Otóż, wydaje mi się, że obiad przydotowany na tydzień wywalby bnt domowników, bo nie ma tak dużego zamrażalnika, który by pomieścil wystarczająilość papu dla calej np czteroosobowej rodziny
przepraszam, kopmuter „wciągnąl” mi tekst, nim zdążylam go skończyć, przejrzeć i ewentualnie poprawić.
http://www.electrosharks.pl/index.php?p465,zamrazarka-szufladowa-gorenje-f-6313w
🙄
Tydzień to może przesada, ale zrobienie gulaszu, szeroko pojętej „chińszczyzny” itp. na kilka dni nie powinno wywoływać żadnych buntów, a jeśli wywołuje, to niech sobie sami gotują.
Codziennie tylko ziemniaki czy ryż dogotować i świeżą sałatkę dokroić.
Ja, facet, to mówię? 😛
a chcialam napisać, że rodzina prawdopodobnie protestowalaby gdyby ciągle by jedno to samo. Oprócz tego nawet mając przygotowane menu na caly tydzień, nie jest powiedziane, że szybko będzie obiad. Przygotowanie nawet skromnego menu zajmuje minimum godzinę, a to wcale nie jest malo. 🙂
Gostku,
przygotowanie salatki to jest min. pól godziny. 😀
Ja rozumiem, co chciałaś powiedzieć, ale mimo wszystko.
Jest jeszcze jedna rzecz. Orkiestry jednak w dużej mierze grają repertuar standardowy, oklepany. Pomijając zaangażowanie w grze, przygotowanie (ćwiczenie, nie mówię o próbach) do kolejnego wykonania piętej symfonii Beethovena czy innego Mozarta nie powinno zajmować wiele czasu.
Utwory premierowe czy muzyka bardzo trudna nie zdarzają się aż tak często.
pół godziny?
To bardzo wymyślna sałatka musi być.
Umycie główki sałaty, porwanie na drobno, umycie pomidorów, ogórków, wkroić, do tego jakieś tam listki bazylii, oliwki czy co tam – nie więcej niż 10 minut.
Nie mówię o majonezowych sałatkach wymagających gotowania ryżu, jajek na twardo itd. To nie jest repertuar na codzienny obiad w zapracowanej rodzinie.
Widać, że nie przygotowujesz posilków. Mnie zrobienie tak prostej salatki, jak Ty piszesz, zajmuje pól godziny. I wcale ta salatka nie jest wymyślna, ale jest niezla. Zapomnialam jeszcze o najgorszym, Ty na pewno nigdy nie zmywaleś naczyń po obiedzie, spróbuj to zrobić, zobaczysz ile to zajmuje czasu. 😀
Łabądku, złośliwość niezasłużona. Bycie kobietą nie jest wadą, ale często bardzo utrudnia rozwój zawodowy. Przecież feministki walczą między innymi o to, aby tak być przestało. A ja je w tym akurat bardzo popieram. Mamy na tym blogu kilka pań wspaniale się w muzyce sprawdzających. Czyż miałbym to kiedykolwiek kwestionować? Mapap zagrała w ciągu tygodnia 5 razy w Pasji wg Św. Jana z MM w 5 krajach, w tym raz w Ameryce Południowej. Weźcie pod uwagę choćby sam wysiłek fizyczny związany z przemieszczaniem się, rozpakowywaniem i pakowaniem. Ale o ile łatwiej ten wysiłek ponieść mając świadomość, że gra sie w świetnym zespole. Zacząłem ponad 2 godziny temu, ale praca nie pozwoliła dokończyć i tracę wątek.
Hortensjo, wybacz, ale się mylisz „on all counts”.
Jestem jeśli nie jedyną, to na pewno główną zmywarką w rodzinie.
W przygotowaniu posiłków u Gostkostwa nastąpił podział według specjalizacji. Gostkowa robi zupy i kotlety. Ja robię wszystko, co można przygotować w woku lub co się wsadza do piekarnika.
W kwestii sałatek w całej rozciągłości zgadzam się z Gostkiem 😀
Przepraszam, że się wtrącam, ale zmywaniem po obiedzie spokojnie może się zająć rodzina (jeśli nie ma zmywarki) i jest to kwestia 10 minut.
Sałatka. Zrobienie sosu – 2-3 min. Umycie, odwirowanie i rozdrobnienie składników (sałata, pomidor, rzodkiewki) – 5 min. Robi się to w czasie, gdy gotują się ziemniaki (20 min.) i smaży kotlet, sznycel lub ryba (5-7 min.).
Drogi Stanislawie,
nie mam absolutnie zamiaru atakować Cię z pozycji feministycznych: ) , choć podajesz tu mój przykład..Częsciowo masz rację,ale uważam , że w słabych orkiestrach nikt się nie przejmuje cwiczeniem ani angażowaniem w produkcje, panuje schemat ” a skrzypeczki do szafeczki”, nikt nie ćwiczy, niezależnie od płci,niestety.. To jest taki marazm, który wciąga nawet zdolne jednostki. A faceci w takich orkiestrach nie gadają o dzieciach tylko o samochodach i grach komputerowych 🙂 Upraszczam, ale gralam ostatnio z Kati Debretzeni, panią koncertmistrz od J.E.Gardinera , która ma malutką córeczkę..Była wspaniała ,przygotowana i doskonale zorganizowana – może dlatego, że jest zadowolona z tego , co robi. To bardzo ułatwia angażowanie się w grę, i w tym tkwi główny problem.
A, moje szalone wojaże są możliwe, bo supermąż pracuje w domu i zajmuje sie swietnie synem. I nie byłam niestety w Ameryce Południowej, ta Cuenca to ok 200 km od Madrytu. 🙂 Ale prawdą jest , że 3 samoloty dziennie potrafią wykończyć każdego.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaangażowanych i przejętych muzyką, kobiety i mężczyzn.
Ten supermąż jest zresztą pianistą, o ile pamiętam 😉
p.s. akurat dla mnie zmywanie to czysty relaks 🙂 Włączam sobie cośtam na kuchennym jamniczku i jadę.
Zmycie naczyń po „zwykłym” obiedzie zajmuje ok. 15 minut. Zresztą od tego są zmywarki, których ja akurat nie lubię. Wrzucasz, włączasz, zapominasz.
że niby gra na fortepianie ułatwia bycie supermężem? hm… 🙄
Droga pani Doroto, moj mąż zdradził klawiaturę fortepianu na rzecz innej klawiatury..już ładnych parę lat temu. Ale dzięki flirtowi z muzyką wszysto rozumie i wspiera..
Moje pierwsze bolesne zderzenie z marazmem wśród muzyków: Jeden z solistów w Pasji Janowej przez prawie całą próbę czytał gazetkę motoryzacyjną, czasem odrywając się od niej z wyraźną niechęcią, by mechanicznie i beznamiętnie odśpiewać swoją „pańszczyznę”. Pamiętam jak my naiwni chórzyści, poświęcający muzyce swój prawie cały wolny czas, byliśmy wstrząśnięci, bo dla wielu było to pierwsze zderzenie z takim podejściem do muzyki, a w tym utworze to bolało tym bardziej. Potem były spotkania na scenie z tzw. chórami zawodowymi, z których aż wiało beznadzieją i brakiem frazy, liczyło się głównie wyrobienie tzw. norm. Swoją drogą tylko współczuć im można było ciągnącej się już nie miesiącami a latami niepewności finansowej, wiszenia na włosku – rozwiążą, nie rozwiążą.
Poddaję się, jestem w mniejszości. Niemniej jednak nadal twierdzę, że zrobienie salatki i zmywanie naczyń nie należy do czynności latwych i przyjemnych. Kiedyś przypadkowo popatrzylam na zegarek zabierając się do salaty i wlaśnie wtedy stwierdzilam, że to pól godziny. Być może robię ją zbyt wolno, a na pewno nie umiem szybko siekać jarzyn. I chyba już się nie nauczę, bo próbowalam i nie wychodzi. 😆
ad passpartout 14:52:
Jeśli gotuje tylko jedna osoba, to ja nie potrafię robić czegoś tam, kiedy się smażą kotlety, bo muszę pilnować, żeby się nie spaliły (chyba że to takie powolne duszenie-smażenie pod pokrywką).
Marazm ciężka sprawa. Jak przezwyciężyć niechęć do śpiewania tego samego dzień w dzień przez całą trasę? Nawet Janową?
Gostku,
bo faceci myślą i działają linearnie. Mój Osobisty też nie potrafi 😉 Za to zmywa doskonale.
hortensjo,
nie jesteś już w mniejszości, wystarczy, że ja stanę po Twojej stronie 😉
Nie robię sałatek, ale je w sposób mistrzowski pochłaniam.
Może jednak warto ustalić ile jej się robi. Zakładając trzy – cztery osoby, 5-8 składników – nie ma zmiłuj, musi trwać. Jeśli nie trwa – nie smakuje.
Tak, jak zupa ugotowana smakuje dopiero drugiego dnia – po „przegryzieniu”, tak sałatka pichcona naprędce, może być pokarmem na „zapchaj” a nie na smak. Świeża sałatka to pojęcie względne: tuż po zrobieniu wolę jej nie jeść, wolę zdecydowanie po godzinie, dwóch. Wtedy składniki łączą się, przenikają, nadając pokarmowi właściwy smak
zeenie,
dziękuję Ci bardzo; dobrze, że nie jestem sama. I trafileś w sedno. 😀
Właśnie w pięć minut wykonałam sobie pyszną sałatkę – sałata zielona, dymka, pomidor, awokado, rukola. I do roboty! Mniam, mniam… 😉
Jedne sałatki muszą się przegryźć, inne wręcz przeciwnie 🙄 Pasta też nie może czekać na gości, a wręcz przeciwnie 😉
Sałatka rzeczywiście musi być dobra, co najmniej tak dobra jak płyty, których dziś słucham. Są to płyty z pudełka „Piosenki z piwnicy” Wandy Warskiej. Niektóre piosenki pochodzą z lat 60. i w ogóle się nie zestarzały. Czas z nimi obszedł się łaskawie, nawet więcej: czas dodał im blasku.
Warska nie tylko świetnie śpiewała ale byla utalentowaną kompozytorką i pisała znakomite teksty:
Piszesz wiersze i powieści,
Chcesz coś na papierze zmieścić.
Nim podzielisz na rozdziały,
Sprawdź czyś nie jest zbyt zuchwały…
W jej piwnicy byłem dwa razy i bardzo żałuję, że tylko, ponieważ te dwa wieczory należą do najprzyjemniejszych wspomnień. A w dodatku zdałem sobie sprawę, że dziś są właśnie jej imieniny. Wszystkiego najlepszego.
Jaką kompozytorką? 😯 Muzykę pisał jej małżonek, czyli śp. Andrzej Kurylewicz.
Ale dzisiejsza WW to już dalece nie ta sama osoba co kiedyś.
Tak, niestety, nie ta sama. Ale – kompozytorką jest. Wśrod wielu piosenek na tych kilku płytach, wiele jest jej kompozycji (np. Już kocham cię tyle lat, Ile listów niewysłanych, Babciny kajet, piosenki do słów Kochanowskiego,Miłosza itd). Oczywiście większość piosenek to Kurylewicz – ale te jej kompozycji niczym mu nie ustępują.
Normalmie, to się pisze: Panie Piotrze, W.W. raczej nie komponowała, wykonywała kompozycje innych, najczęściej męża, A. Kurylewicza. Fakt, pisała teksty, z których wybierzemy naprawdę udane, ale znana jest przede wszystkim z wykonawstwa pieśni róznych kompozytorów, sam Komeda był autorem dla niej…
Ale kiedy się wie, że W.W. poparła swego czasu kandydaturę L.K. na prezydenta i zaangażowała się w kampanię, jest zwolento ona jest już: jaką kompozytorką?
zeenie 😯
Co ma do tego kandydatura LK?
Ja akurat, tak się składa, znam WW osobiście od wielu lat. I wiele różnych spraw miałam na myśli. Polityczne może najmniej, one, owszem, są w tle, ale artystyczne także. I tak się zresztą składa, że jedne wiązały się z drugimi. Nie teraz zresztą nawet, ale jeszcze przed parunastu laty.
A w Piwnicy w latach 80., dodam, bywałam regularnie. Można powiedzieć, że na swój sposób byliśmy zaprzyjaźnieni. Głównie z AK zresztą.
Pendereccy też swego czasu popierali LK 😆
Już kocham Cię tyle lat – Wanda Warska:
http://www.youtube.com/watch?v=9lN-x409DW4
Aleśmy odjechali – od Anderszewskiego do Warskiej 😯
A czy jest sposób, by wrócić do punktu wyjścia?
Można po prostu wrócić 😉
http://www.youtube.com/watch?v=6F95x91i_zo&feature=channel
😀
Bardzo ładnie 🙂 Chciałam podlinkować na bis nieśmiertelnego Bartoka, ale nie znalazłam na tubie.
A tu z Dudamelem, żeby nawiązać jeszcze do poprzedniego wpisu 😉
Bardzo obiecujący ten kawałek Brahmsa. Strasznie chciałabym kiedyś tego Brahmsa w jego wykonaniu usłyszeć 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=HTjdWdZGX7U&feature=related
Jest też Schumann, ale tylko Humoreska.
http://www.youtube.com/watch?v=uCel4ccycIk&feature=related
Ależ smakowite tematy,a ja byłam poza domem.Myślę,że jednak to blisko Anderszewskiego.On uwielbia gotować!
Stanisławie,nie napadam specjalnie.Jakoś tak się zderzamy przypadkiem.Byłam wzruszona peanem na cześć krośnieńskich podcieni wykonanym kiedyś pod moją nieobecność.Jak sfotografuję to co widać zza parasoli i reklam,to wrzucę z dedykacją.Nie zalało,bo one na sporej górce stoją.Pozdrawiam póżnorenesansowo.
Sałatkę a la PK chyba dziś wykonam.Ta modulacja z avocado intrygująca.
Pobutka… (choć, niestety, nie są to krośnieńskie podcienia…)
wybacz vesper za kolejne odjechanie, ale już od ponad tygodnia zapominam spytać:
czy gdzieś poza Katowicami uliczni grajkowie ewidencjują to, co im kto rzuci do kasy fiskalnej?
O rany, to znaczy co? Zapisują? Może jeszcze kwitek rzucającemu wydają? 😯
Pan Grajek (po pięćdziesiątce, widać, że niedawno się do skrzypcowego grajkowania przysposobił) gra, a to smyczkiem ale z nie do końca właściwą postawą, a to mandolinowo. Ktoś mu rzuca pieniążek, pan przerywa, patrzy jaka wartość i wstukuje do kasy. Papierek co prawda nie wychodzi, ale gdyby poprosić…? 🙄
Ładne 🙂 Może to zobaczę, jak w poniedziałek wybiorę się do Katowic 😉
W poniedziałek w Katowicach? No no no…
Zatem przejście pod torami obok Kinoteatru Rialto, około godziny 16. Czy wcześniej i później bądź gdzie indziej Pan Grajek się udziela – nie mam pojęcia.
I to jest najlepszy dowód, że na kulturze można jednak zrobić kasę. 😆
Nawet fiskalną 😀
A ja przyjeżdżam na recital dyplomowy mojej siostrzenicy. O 18, gdzieś tam w Akademii Muzycznej.
Czy ją też taka przyszłość czeka? 🙁
Mogę potrzymać kciuki i za dyplom i za przyszłość siostrzenicy, Pani Kierowniczko. Skuteczność blogowych kciuków jest ogólnie znana. 🙂
A gdyby kiedyś siostrzenicy jednak zdarzyło się robić za Grajkę Uliczną, to niech koniecznie sprawi sobie psa. Sprawdzone, że na widok miłej psiej mordki ludzie więcej wrzucają do czapki. 😀
Jest taka panienka, która zwykle siedzi w zejściu do metra na stacji Politechnika. Ma pieska i kotka, oba śliczne, łaciate i pięknie utrzymane (o lśniącej sierści), zbliżonych rozmiarów. Zwierzątka najczęściej leżą ściśle do siebie przytulone, czasem trochę przykryte kocykiem. Przyznam, widok rozczulający, ale panienka wykonuje głosem i z gitarą taki repertuar (coś między poezją śpiewaną a oazą), że choć czysto śpiewa, to i tak prędko odchodzę 😀
Na psa trzeba dodatkowo zarobić… 🙄
Taka sugestia z obserwacji, jeśli siostrzenicy zdarzy się grać na ulicy, niech nie wygląda zbyt profesjonalnie, bo to Peszy…
A czy można z młodym zajrzeć do AM i posłuchać, jak siostrzenica się dyplomowo produkuje?
Pewnie, że można – występ jest otwarty, zapraszamy 🙂
Profesjonalność peszy, poezja ziewana odstrasza… Wcale nie tak łatwo być Ulicznym Grajkiem. Do tego, jak widać, też są potrzebne kompetencje… 🙄
Muszę wiedzieć dokładnie o której mam trzymać kciuki za siostrzenicę, akurat ma wolne od 18 do 19.30 i w tym czasie mogę trzymać, ale czy tego czasu wystarczy.
😀
Pewnie wystarczy, ale jeszcze zapytam. Dzięki!
Też będę trzymać kciuki! Poproszę w miarę możliwości o podanie repertuaru, żebym wiedziała za co konkretnie 🙂
Wszystko napiszę, jak się dowiem 🙂
Bardzo mi miło w imieniu Róży 😀
Pani Róża to powinna grać Szopena. 😆
Ale nie będzie 😉
Już wiem: będzie grała Koncert G-dur Mozarta (cz. I), Koncert Chaczaturiana (też cz. I) i Narcyza z Mitów Szymanowskiego.
To już trzeci jej recital dyplomowy.
Dzięki! Trzeci 😯 Myślałam, że są dwa.
Ależ dobrą wiadomość Pani przekazuje! Już się cieszę na kolejny film z interpretacjami Anderszewskiego 🙂
Czy pokonaliby Francję w Mundialu?
http://www.viddler.com/explore/cheezburger/videos/493/32.533/
Wezmę wobec tego zmianę kciukotrzymania od 19.30 do 20.00. Jak się dobrze podzielimy robotą, to kciuki będą trzymane całodobowo.
Francję to już chyba każdy by pokonał. Niech spróbują z Argentyną. 😆
😆
Pozdrowienia i moco trzymane kciuki dla Rozy!
Co do ilosci recitali – kezdemu wedle potrzeb. Ja juz mam za soba 5 recitali (czesciowo po-)dyplomowych i mam nadzieje, ze 2 jeszcze zagram 😉
quaqua, dzięki, przekażę 🙂
Gostku, ten jest jeszcze lepszy:
http://www.viddler.com/explore/cheezburger/videos/494/
Trzymam kciuki za siostrzenicę. Mam nadzieję, że recital wypadnie wspaniale. 🙂
Z takimi genami nie ma prawa inaczej!
Słuchajcie, dochodzi 18.oo – pamiętajcie o trzymaniu kciuków za egzamin Róży.
To nie dziś, to w poniedziałek!
I nie egzamin, tylko recital dyplomowy 😉
A na pewno 18:00?
Na pewno kciuki?
😛
Przegapiłem ten poniedziałek i Katowice i dopiero w tej chwili tu zaglądam. Trzymalem kciuki półtorej godziny dzisiaj – i będę trzymać w poniedziałek.
😀
Tym bardziej mi miło 😉
A jutro znów udaję się do Miasta Łodzi, tym razem na koncert Kiri.
Dla ewentualnych chętnych: ogłoszono, że w dniu koncertu będzie do sprzedaży 150 wejściówek po 50 zł. Sprzedaż od godz. 16.
Miasto Uć powinno podarować PK apartament jakowyś…
A w poniedziałek z pewnością zapachnie sukcesem.W końcu Róża jest różą,jest różą,cokolwiek by to znaczyło.
Wracając jeszcze do PA, to znalazłam coś takiego:
http://www.tvp.pl/kultura/muzyka-powazna/chopin/wideo/wywiady-z-artystami/piotr-anderszewski-opowiada-o-graniu-chopina-i-schumanna/1499951
Rozyczce ucalowania 🙂
Kciuk jak w szwajcaeskim banku. Miedzynarodowy.
Dorotko, pamietasz, rok temu siedzialysmy z Ela Chojnacka pod Cité de la Musique
Jak Kierownictwo to znalazło?
Oglądam tę stronę tvp i oglądam, jestem na tvp.pl/kultura/muzyka-powazna/chopin-2010pl/wideo, ale podstronki wywiady nie widzę.
Zakamuflowali znakomicie.
Siedzieć godzinami, zeby rozwjać te sreberka… 🙁
Dzięki, dobranoc! 🙂
Pobutka.
Jaka ładna gimnastyka poranna 😀
Tereniu! Też o tym myślę. Strasznie się stęskniłam…
mt7 – jak mawia Bobik, Sierżant Google bywa bardzo przydatny 😉
Oooo, za Rozyczke trzymamy kciuki razem ze Stara. Zwlaszcza Stara czuje sie sczegolnie odpowiedzialna za kariere Mlodej- w koncu to jej artystka z programu sprzed lat, niezapomniany slowiczy glosik spiewajacy „Ma nisztana” .
Rozyczko, daj im popalic tym G-Durem i Chaczaturem! Zlam lape (ale nie naprawde!)
Dzięki serdeczne, Kocie, a powiedz jeszcze swojej Starej, że mama Różyczki wydała (a raczej wydało wydawnictwo Austeria) nową książkę – dalszy ciąg portretów kobiet żydowskich:
http://www.midrasz.pl/ksiazka/id/52
A powiem, powiem, to sie ucieszy!
A swoja driga pracowitosc obu Siostr Sz jest porazajaca – nawet mnie imponuje, choc tez slyne w calym zachoidnim Londynie jako Kot Zwinna Lapa.
Ja będę trzymać kciuki w poniedziałek w czasie recitalu dyplomowego.
A moje starsze dziecko wybiera się osobiście (jest w Katowicach do 5 lipca).
O! Miło 😀
Jeszcze szczypta piotrusialiów. Nie najświeższy ten wywiad, bo z czasu promocji nagrania z Carnegie Hall i wersji DVD Podróżującego fortepianu, żadnych nowości też tam nie ma, ale można posłuchać PA, który się dla odmiany nie wygłupia, a mówi prosto i raczej szczerze.
http://www.dailymotion.pl/video/x9ufq2_piotr-anderszewski-un-pianiste-au-1_music
Dzięki za piotrusialium (ładny termin 😆 ) z małym wsadem muzycznym 😀
Do poczytania jutro. Tym razem do Łodzi nie biorę kompa, ale zaraz po powrocie opiszę, jak to z Kiri było.
nie czytala Pani zapewne artykulu Stanislawa Dybowskiego „Amadeus” na stronie 7 magazynu Chopin dolaczonego do Polityki nr 26. Cytuje: „O ile Chopin na Mozarcie nie robil zadnego wrazenia, pewnie byl zarozumialy …” „Przyjazn Chopina z Mozartem zawarta w mlodosci…” „Co ich tak silnie do siebie zblizalo …”
Nie rozumiem o co tu chodzi, czy to zart, czy test dla czytelnikow, ktorzy winni porownac date smierci Mozarta i urodzenia Chopina. Jesli tak, to powinno to bylo byc zaznaczone, moze w Pani felietonie, moze u p. Mizerskiego?
Szkoda, że po francusku ten wywiad.
Ja dołączam ciekawy filmik pewnej artystki z panem Piotrem w roli głównej 😉
http://vimeo.com/7752011
hihi
PK w Łodzi to i cisza na morzu…
Pobutka dyrygująca!
fajnego kota znalazłem 🙂
http://images.cheezburger.com/imagestore/2010/6/11/3f9cd696-8282-4f4d-877e-32a89e35915d.jpg
A jak tam Kiri? Nie dala plamy? Nie falszowala? 😈
Dzień dobry wszystkim 😀
Witam sao i Aguszkę. Filmik – świetna sprawa! 😉 😀
sao – no i owszem, właśnie w pociągu przeglądałam sobie ten magazyn i stwierdziłam, że p. S.D. chyba musiał być na cyku, kiedy to pisał, jeśli mu się wydaje, że to jest dowcipne. I pomyślałam też od razu, że nie ma to sensu tym bardziej, jeśli mają to czytać osoby, które może niewiele wiedzą na temat Mozarta i Chopina…
O Kiri zrobię wpis.
A Pobutka przez parę minut prześmieszna, rzeczywiście wygląda to, jakby tawariszcz Mrawiński uprawiał dyrygenckie karaoke 😆 Ale też oni wymiatają…
Proszę zauważyć wśród komentarzy bardzo śmieszne uzasadnienie bardzo szybkiego tempa – to w związku z naszą niedawną dyskusją na ten temat… „autobio/memoir” to oczywiście słynna książka Wołkowa, co do której kontrowersje nie wygasną pewnie aż po sąd ostateczny. Może by tak pana Krzysztofa Meyera zapytać?
Dodam też, że w nigdy niepowstałym filmie Polańskiego wedle Mistrza i Małgorzaty (genialna adaptacja leży w szufladzie i już tam się pewnie w proch rozpadnie) ta V Symfonia miała być podstawą całego podkładu muzycznego.
PMK
Jaka szkoda, że Polański nie zrealizowal Mistrza i Malgorzaty.
Jeszcze jak. Mówiło się, że Nicholson zagra Wolanda.
Tym bardziej żal. Woland w jego wykonaniu na pewno bylby genialny.
A ciekawam, kiedy się na to zanosiło?
Dokładnej daty nie pamiętam (człowiek powinien notować takie rzeczy…), ale druga połowa lat 80. Chyba było tak, że Warner to zamówił, a potem się wycofał, bo mu wyszedł za duży budżet (efekty specjalne, tresowane koty itd…), a za mała szansa na kasę.
No, dla tych kotów zwłaszcza 😀 😆
No – zobaczyć raz w życiu, jak Romek reżyseruje koty!
Kota mógłby przecież zagrać Mordechaj. Jestem pewien, że byłby znakomitym kotem. 😈
Ten kot od Hoko też byłby niezły 😉
Jestem przekonana, że rola Behemota jest wymarzona dla Jego Kocistości Mordechaja Wspaniałego. 😀