Concerto grosso Szymanowskiego

Jak wiecie, zdecydowałam się na powrót w poniedziałek do Łodzi w ostatniej chwili i miało to plusy i minusy. Z jednej strony wreszcie usłyszałam Claudia Martineza-Mehnera w Nocach w ogrodach Hiszpanii de Falli, no i po raz kolejny, ale po latach, Anderszewskiego w IV Symfonii „Koncertującej” Szymanowskiego (a przed tymi utworami jeszcze A Study of Shade Szymańskiego). Z drugiej – no, po prostu uszy cierpiały, kiedy słuchało się, jak topornie i nierówno towarzyszy pianistom orkiestra. Dyrygent Diego Masson nie bardzo był w stanie nad nią zapanować. Przez ten hałas w mniejszym stopniu można było docenić naprawdę subtelną grę hiszpańskiego artysty, no, a w Szymanowskim w skrajnych częściach ten hałas wręcz przykrywał pianistę. Choć ten czarował, jak mógł. Trochę zagrał inaczej niż kiedyś – początek był, jak na mój gust, trochę zbyt nierealny, zbyt bliski ciszy, a to taki nostalgiczny temat, któremu się jakaś większa wyrazistość należy. Ale potem już było inaczej. Anderszewski ma dar sprawiania, że w jakiejś frazie, zwrocie muzycznym nagle dostrzegamy zupełnie nie dostrzegany wcześniej charakter, wyraz. Trudne to do opisania, ale to sprawia, że jego gra jest niepodobna do innych. A w finale chyba on jeden potrafi zauważyć, że jest to oberek, i zaakcentować na „trzy” tak, jak się to w oberku robi. Przecież to taniec – tłumaczył dyrygentowi jeszcze po koncercie i dodał: – Marzyłoby mi się wykonanie tego utworu tak, jakby to było concerto grosso. Tu solo skrzypiec, tam klarnetu… – A mnie by się marzyło wysłuchanie Koncertującej w takiej koncepcji (i z tym pianistą oczywiście). Żeby była „koncertująca” nie tylko ze względu na fortepian solowy – to rzeczywiście odświeżający pomysł.

W gruncie rzeczy o wiele ciekawsze dla mnie od samego koncertu (wyjąwszy Bartókowski bis, w którym przez chwilę można było obcować z pianistyką Anderszewskiego bez przeszkód) były właśnie te wypowiedzi, które usłyszałam, no i to, czego się dowiedziałam. A wiadomość jest wspaniała! Otóż Schumann został nagrany w celach wydania na płycie (6 Stücke in kanonischer Form op. 56, Gesänge der Frühe op. 133 oraz Humoreska op. 20). Przez naszego świetnego specjalistę, Andrzeja Sasina z CD Accord. Jest nadzieja, że Virgin Classics wyda ją jeszcze w tym roku – w końcu Rok Schumanna zobowiązuje.

Ale to jeszcze nie wszystko. Dwa pierwsze z tych trzech utworów zostaną sfilmowane. Przez Telewizję Polską, na zamówienie poprzez Narodowy Instytut Audiowizualny – w ramach wiadomego programu Ministerstwa Kultury ratującego działalność TVP Kultura. A reżyserować będzie oczywiście Bruno Monsaingeon. Film też będzie gotowy jeszcze w tym roku. Ponoć nie było łatwo przekonać górę, bo przecież „dopiero był film o Anderszewskim”. Po pierwsze, był dwa lata temu (Telewizja Polska była też koproducentem „Podróżującego fortepianu”). Po drugie, jeśli mamy takiego pianistę, który przy tym jest chętny do tej roboty, to jak można byłoby z takiej szansy zrezygnować?

Tym razem ma być bez gadania. Przede wszystkim muzyka. Miałam możność rzucić okiem na scenopis, który przywiozła Anderszewskiemu koleżanka z TVP Kultura. Coś nieprawdopodobnego: opisany każdy takt utworu, co, kiedy, w jakim momencie ma pokazywać kamera. Tak pracują prawdziwi fachowcy! A Monsaingeon jest artystą w swoim fachu. Zresztą jest przecież z wykształcenia muzykiem. A Piotr i tak od razu powiedział: – Ja nie chcę tego oglądać. No i tu go rozumiem, bo to przecież nie jego robota, tylko tych za kamerami.

Ogromnie się na tego Schumanna cieszę i niecierpliwie czekam.