Czekając na Operę Leśną
Opera Leśna jest w remoncie. Jak dobrze pójdzie, to w przyszłym roku będzie tam Walkiria. A w tym roku, żeby nie zapomnieć, że w Sopocie kiedyś grało się Wagnera i teraz też ma się grać, zorganizowano przed molo (na tzw. skwerze kuracyjnym) koncert.
Zorganizowano, tzn. zorganizowało nowo powstałe Sopockie Towarzystwo Muzyczne. Założyli je muzycy – śpiewak i menedżer Stanisław Daniel Kotliński (inicjator całej sprawy, począwszy od zeszłorocznego koncertowego wystawienia Złota Renu w Operze Leśnej) i dyrygent Jan Latham Koenig, którego rodzina ze strony matki, choć o duńskich korzeniach, wywodziła się z Gdańska, a matka jako dziewczynka przed wojną była świadkiem sopockich festiwali wagnerowskich – oraz biznesmeni: Jerzy Gajewski i Krzysztof Bielak z NDI S.A., firmy deweloperskiej, tej samej, która odbudowała Dom Zdrojowy, połączony teraz z hotelem Sheraton. Dzięki temu zapewne i hotel bardzo przychylnie się do koncertów nastawia: planuje się dostosowanie sali, żeby w sezonie zimowym i tam mogły się odbywać. Już są konkretne pomysły.
Na razie, pod szumną oficjalną nazwą NDI Sopot International Wagner Festiwal 2010, odbył się wspomniany koncert. Estradę ustawiono przy zagięciu Domu Zdrojowego i Sheratona (są ustawione pod kątem prostym), w związku z tym z tarasu Domu Zdrojowego zrobiono lożę dla VIP-ów, a na dole ustawiono ławki. I trzeba powiedzieć, że mimo średnio sprzyjających warunków (bywało, że spod Wagnera przedostawały się dźwięki nieodległego disco) ludzie siedzieli, a z tyłu nawet stali, i wcale nie chcieli odchodzić. To znaczy, część stojących się zmęczyła i odeszła podczas śpiewu, ale wrócili – albo przyszli następni – na finałowe cwałowanie Walkirii.
Na początek muzycy (znów młoda, specjalnie zmontowana do tego celu orkiestra, tym razem niestety miała mniej czasu na przygotowanie) pod batutą Lathama Koeniga wykonali Uwerturę „Polonia„, którą młody Wagner napisał przejęty Powstaniem Listopadowym. Głównie przeplatają się tam tematy Witaj, majowa jutrzenko i Mazurka Dąbrowskiego, nie jest to dzieło wybitne, ale na pewno szczere, a dla nas cenne, no i świetne na tę okazję. Później scena miłosna Zygmunda i Zyglindy z I aktu Walkirii. Zygmundem był Brenden Patrick Gunnell, który śpiewał tu w zeszłym roku w Złocie Renu, tenor o pięknej barwie, która jednak została zniekształcona przez nagłośnienie; podobnie głos znanej nam z Opery Narodowej (śpiewała m.in. role Tatiany w Onieginie i Lizy w Damie Pikowej) Lady Biriucov, która zresztą chyba nie za bardzo do ról wagnerowskich się nadaje (nierówna skala głosu). Po uwerturze do Tannhausera zaśpiewała jeszcze Liebestod z Tristana i Izoldy, a koncert – jak wspomniałam – zakończył się Cwałem Walkirii.
Wspominał mi pan Kotliński, że zastanawiał się, czy w związku ze zmianą miejsca nie zrobić koncertu z jakimś lżejszym repertuarem. Postanowił jednak zostać przy Wagnerze, żeby jednak nie zapomnieć o temacie – i myślę, że miał rację.
Trochę zdjęć.
Komentarze
Opera Leśna
Leśniczy:
– hej tam przy lesie, co ty tam niesiesz…
Chór przestraszonych Drzew:
… co ty tam niesiesz…
Leśniczy:
– cisza! Teraz ja mówię!
Niosący:
– kurtynę!
Kurtyna:
z szacunkiem osuwa się w dół.
Opery Leśnej Akt II
i ostatni:
Chór Harcerzy:
– siekiera, motyka, piłka szklanka
dzisiaj w lesie jest rąbanka…
Chór Przerażonych Drzew:
– Jezusmaryjo!
Chór Harcerzy:
-… i ognisko będzie też
i pieczony będzie jeż…
Chór Przerażonych Jeży:
– chodu!
Leśniczy:
– niech no mi się kto tu zbliży
to się z tego nie wyliże…
(potrząsa fuzją)
Chór Przerażonych Harcerzy:
– chodu!
Chór Przerażonych Widzów:
– chodu!
Kurtyna:
– chodu!
No no, tylko bez polityki proszę…
Zeenie,
Piękne!!! 😀
Dziękują hortensjo, bardzo dziękuję 🙂
Ty jedna znasz się na operze… 😉
😆
O, przepraszam! Ja też się znam, tylko nie miałem czasu chwalić, bo natychmiast rozpocząłem próby do zapodanego skryptu. 😆
Będę reżyserował i śpiewał Chór Przerażonych Jeży. 😎
A ja, swiezo po obiedzie, moge robic efekty akustyczne.
Piekna opEra.
Kochani,
bardzo, bardzo dziękuję, wzruszenie nie pozwala mi ścisnąć was za gardło…
🙂
Nie no, jak Bobik chce śpiewać Chór Przerażonych Jeży, to trzeba mu partię rozbudować… Do roboty! 😀
Trochę sopockich zdjęć:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Sopot2010#
Zeen napisał doskonały wstęp do opery w duchu wagnerowsko-leśnym, Bobik zajmie się chórami (on wszystko robi doskonale) ale muszą być jeszcze główni bohaterowie – na przykład dziewoca Krimgerda i rycerz Vorchfucht. No i także jej powiernica (i może czarny charakter) Waltrauta oraz giermek rycerza Hansi.
Krimgerda czesząc długie piękne jasne włosy (które przed chwilą sobie odpięła) śpiewa podziwiając się w lustrze:
O naturo, wielceś hojną była,
Gdyś mnie tak piękną uczyniła.
Włosów gęstwora
Punkt mego honora,
A ma szyja
W oplotach się zwija,
Ręka pięciopalczasta
Z nadgarstka mi wyrasta, ( tu miejsce na koloraturę).
Ale oto Waltrauta bieży tu jak zwierzę,
A oczy jej latają jak kosmiczne talerze.
Waltrauta (na stronie):
Jeżeli mą intrygę przejrzała –
To leżę.
Dalej proszę to rozwinąć.
Wagner ma być? 😯
No, ładny numer! 🙄
Poczułem się absolutnie jak Przerażony Jeż. Ale spróbuję i z tym wyzwaniem wokalnym się zmierzyć. 😆
N dobra, jak już na serio brać się do Wagnera, to po pierwsze nad obsadą trzeba trochę popracować. Mam alternatywną listę i proponuję, żeby oddać ją do akceptacji podwójnemu fachowcowi, czyli Beacie. 🙂
Rycerz Riesenfurz
Dziewica Techtelmechtel
Dama Ekelinde, powiernica (szwarccharakter)
Giermek Kannstmichmal
Dicktraud, klon Brunhildy
Doppeltgemoppelt, bóstwo o dwóch twarzach
Chór Pracowników Volkswagena
Chór Przerażonych Jeży (dla równowagi)
Pierścień i Pierścienica (parytetowo)
Tak jest lepiej. Żadnych gajowych, dwururek, wąsów, bardzo proszę. 🙂
Pobutka (smacznego! a cóż że ze Szwecji?).
Dziękuję z rana. Trochę gorąco na popcorn… 😉
Pierścień i Pierścienica – to jest bardzo nowatorska koncepcja 😆
Bobiku, piękne te imiona znaczące 😆 Potrzebuję trochę wyjaśnień. Jak rozumiem, Riesenfurz wraz ze świtą będą jechać przez las do Techtelmechtel. Po drodze odezwą się jeże. Ale jaka jest rola chóru pracowników Volkswagena, Pierścienia i Pierścienicy? Kto będzie cwałował? Jeśli Dicktraud, to koń musi przejść przygotowanie siłowe 😉
I jeszcze koniecznie trzeba ustalić, kto kogo i czym zabije. Bo zleceniodawczynią będzie chyba Dicktraud? Czy ona ma męża, którego można obrazić? A może jest zazdrosna i dlatego zależy jej, by Riesenfurz zginął? Na zasadzie: skoro ja ciebie mieć nie mogę, to inna (Techtelmechtel) też nie będzie miała? Zawczasu trzeba przygotować szaty do głośnego darcia dla Techtelmechtel.
Chyba że Riesenfurz jest dyrektorem fabryki Volkswagena. Wtedy Dicktraud mogłaby być wojującą ekolożką. Albo jeszcze inaczej: Riesenfurz wygrał konkurs na dyrektora Volkswagena, w którym startował również mąż Dicktraud. Tylko wtedy las jako miejsce akcji ma słabe uzasadnienie, a to ma być opera leśna. Trochę się zaplątałam, już nie gdybam, tylko czekam na wyjasnienia Bobika.
Wszystkim dobrego dnia 😀
I nawzajem… coś tak czuję, że na rozwijanie tematu jest chwilowo za gorąco 😉
O to to, żadnego cwałowania 😉
Walkiria w zapowiedzi i bez cwałowania??? 😯
PS.
Pierścień i Pierścienica — czy to nie nazbyt zmysłowe? 😯
Jak mógł być Zygmund i Zyglinda… Też było zmysłowo, i owszem, i kazirodczo do tego 😆
Proszę bardzo, są wyjaśnienia. 🙂
Riesenfurz, rycerz szlachetny, acz ubogi, snuje się po ruinach swego zamczyska w górach Donnerwetteru, marząc o pięknej i oszczędnej dziewicy Techtelmechtel. Niestety, Ekelinda, doradczyni podatkowa Techtelmechtel, stanowczo odradza jej związek z zalotnikiem, którego zalety ducha znacznie przewyższają stan konta. Zrozpaczony Riesenfurz zwraca się do bóstwa Doppelgemoppelt, składając mu ofiarę ze swych ostatnich butów marki Birkenstock (tu uroczysko, burza i opary). Bóstwo, ustami Zamaskowanego Druida, wyjawia rycerzowi, że może pokonać wyroki podłego losu, przynosząc dziewicy w darze Parytet, złożony z Pierścienia i Pierścienicy. Jest z tym jednakowoż drobny problem – legendarny Parytet jest tak dobrze ukryty, że jeszcze nikt nigdy go nie widział, a droga do niego jest kręta, wyboista i pełna niebezpieczeństw.
Riesenfurz, mający przed oczami niebiańską wizję Techtelmechtel, nie zraża się przedstawionymi trudnościami i wyrusza – boso, ale w ostrogach – na poszukiwanie Parytetu. Jadąc przez las zatrzymuje się na polanie i mimochodem zakłada tam fabrykę Volkswagena. Przerażone tym Jeże dają szybko dyla. Oburzona ekolożka Dicktraud (która pojazdów mechanicznych wprawdzie nie unika, ale uważa, że powinny być produkowane w Chinach) zleca Quacksalberykowi, nawróconemu eks-menedżerowi koncernu farmaceutycznego (poprzednie nazwisko Pillenberg), sporządzenie trucizny z naturalnych składników, którą ma zamiar podać rycerzowi w nawarzonym przez siebie piwie. Na dodatek Dopeltgemoppelt, bóstwo podstępne i dwulicowe, samo chciałoby zdobyć Parytet, w związku z czym przygotowuje dla Riesenfurza obfity pakiet niespodzianek…
To jest zarys ogólny, który można rozpisywać na sceny.
Pracownicy Volkswagena reprezentują starogermańskie cnoty, takie jak solidność, punktualność, pedanterię, waleczność i triumfalizm. Pozwala to różnicować napięcia i wyraz emocjonalny w poszczególnych partiach chóralnych. Równowagą dla waleczności i triumfalizmu jest Chór Przerażonych Jeży. Dla pozostałych cnót nie ma równowagi, bo w nich Germanie są niezrównani.
Dicktraud cwałować będzie, rzecz jasna, na spienionym Volkswagenie (bez obaw, Haneczko, klimatyzowanym) i w ten sposób wszystko się zazębi jak kółka zębate w silniku VW.
Czy teraz już wszystko jasne? 😆
Całkowicie, Bobiku 🙂 ,Ty piszesz, ja czuję 🙂 Na początek, rozpisz proszę scenę z klimatyzacją 😉
A nie mozna tak na czasie – Osmior i Osmiornica? Pod jakims zrecznym a z wlosko-grecko brzmiacym kryptonimem Grimpella i Amfitretus na przyklad? Choc to bardziej do opery barokowej nam pasi. To moze bardziej wagnerowsko Grimfryda i Wunderpus?
Ufff… Chyba z 60 stopni za oknem
Bobiczku, no teraz zaczyna mi się to układać w spójną całość 😆 Pod warunkiem że skończy się źle. Jeśli nawet Riesenfurz wydzie cało z opresji, to przynajmniej Techtelmechtel niech padnie na końcu trupem, skona w ramionach Riesenfurza albo padnie rażona Parytetem. W końcu nie po to Wagner w wieku 14 lat napisał tragedię, w której zamordował 50 osób, żeby opery leśne kończyły się dobrze. W późniejszym wieku wziął wprawdzie trochę na wstrzymanie, ale znów bez przesady 😉
50 osób? 😯
My tylu chyba nie chcemy mordować 😉
Teresko – pewnie i na operę barokową przyjdzie kiedyś czas 😉 Ciekawam, czy u Was cieplej niż u nas. Bo u nas też nieźle…
ja u siebie się gotuję 😉 Bobikowi gratuluję wspaniałej inicjatywy (szczególnie, że w taką pogodę nie jestem w stanie niczego sensownego wymyślić) życzę wszystkim wytrwania tej pogody i jak najwięcej chłodu!
z chłodnymi pozdrowieniami 🙂
Inicjatywa nie była moja, tylko najpierw zeena, a potem Piotra Modzelewskiego. Ja tylko pociągnąłem myśl. 🙂
Ośmiora i Ośmiornicę może gdzieś by się udało wepchnąć, ale może faktycznie ich zatrzymać do przyszłej opery barokowej?
Z wersji zakończenia najbardziej mi się podoba ta, w której Techtelmechtel pada rażona Parytetem. 😆 Lepszej chyba nie znajdziemy.
I nie wiem, ile u nas stopni, bo termometr jest za krótki. 🙄
Też uważam, że rażona Parytetem Techtelmechtel na nasze potrzeby zupełnie wystarczy. Niech będzie ascetycznie 😉
A tę liczbę 50 podaję za PMK (1001 opera). To była młodzieńcza tragedia „Leubald”, w której większość uśmierconych bohaterów musiała powrocić w późniejszych aktach na scenę jako duchy, bo inaczej by zabrakło postaci. Wagnerowi nie szło wtedy w szkole i postanowił udowodnić rodzinie, że ma talent do pisania. Rodzina zareagowała na „Leubalda” przerażeniem, Wagner zaś uznał, że dramatowi brakuje muzyki i dlatego nie działa na odbiorców, jak powinien. Wypożyczył książkę o teorii muzyki i kompozycji, żeby jak najszybciej opanować zasady komponowania. Trzymał ją tak długo, aż kara za przetrzymywanie urosła do niebotycznych rozmiarów. W ten sposób narobił pierwszych w swoim życiu długów.
Pokrętną formą O i O bardzo pasują do baroku.
Jak się oboje splotą i zapętlą pójdziemy siedzieć za propagowanie i rozpowszechnianie 😆
zatem zwracam honory i ukłony autorom inicjatywy a Bobikowi gratuluję fantastycznego rozwinięcia! 🙂 kolekcjonowanie długów było chyba wagnerowskim hobby 😉
Oto zamówiona scena klimatyczna. 🙂
Szybkiego wykonania ewentualnych dalszych zamówień chwilowo nie gwarantuję, bo mózg mi się roztopił i nie wygląda na to, żeby w najbliższym czasie jego sytuacja miała ulec zmianie. 🙄
Dicktraud:
Choć w długim korku tkwię,
w ogóle dzisiaj nie
przejmuję się upałem.
Mą Klimę chciałby mieć
i najzwyklejszy cieć
i Konrad Adenauer.
Konrad Adenauer (z zaświatów):
Istotnie!
Dicktraud:
Chłód kości me przejmuje,
rozlewa się po ciele,
ach, jak cudownie się czuję,
Klimo, zasuwaj, śmielej!
Klima:
Tak uczczę bohaterów pamięć:
miast o nich śpiewać hymny,
zarzucę lepiej broń na ramię
i dmuchnę powietrzem zimnym.
Dicktraud:
Wiej, wichrze klimatyczny,
awarii się nie lękaj,
w najwyższe uderz tony,
arktycznym powiej chłodem,
ulewą luń perlistą,
i mineralkę z lodem,
niegazowaną, czystą,
do ust mych wlej spragnionych.
O, nie miał durny Wotan racji,
mechanicznego nie chcąc rumaka,
że niby dużo spala…
Nad losem jego mogę zapłakać,
bo wiem, że bez klimatyzacji
niewarta nic Walhalla.
Chór Pracowników Volkswagena:
O tak, dziś konieczna Klima,
padnie trupem kto jej ni ma.
Wotan
(spektakularnie pada trupem)
Wagner:
Pięćdziesiąt postaci tragicznych
na scenę weszło pomału
bojąc się moich przegięć.
I zaraz zaczął bić licznik:
jedną szlag trafił z upału,
zostało czterdzieści dziewięć…
Bobiku, Opera Leśna jeszcze w remoncie, jeśli zdążą go skończyć, to na przyszły rok i tak już zaplanowana jest „Walkiria”, zamówienie na libretto też jeszcze nie spłynęło… To niby dlaczego miałbyś w upale szastać talentem? Po tak owocnej pracy koncepcyjnej dobrze potarzać się w kostkach lodu 🙂 Szczególnie że tak lubisz kostki. A potem można dopisać muzykę do sceny klimatycznej i grać ją na przynętę. Ciekawe czy VW by w to wszedł jako sponsor 😉
Termometr sie STOPIL!!!
A czy sadzicie, ze Adenauerowi potrzebna Klima w zaswiatach? W pamietnikach nie wspomina. Moze raczej KlementynaNiekoniczniezTanskich?
Szkic libretta obezwładniający! Szacun!!!!!!Ale od „konno,konno”,to raczej Rilke zaczyna?Tyż pasi do kompletu.Czekam niecierpliwie,co dalej?
Dla PK dzięki za fotę z hotelu.W Gdańsku na ASP mają specjalizację „wnętrza okrętowe”.Ani chybi ktoś od nich to zrobił.
Oczyma duszy już jeże ujrzę,ożeż Wy!
Czym zasadniczo różni się rażenie parytetem,od rażenia piorunem w Balladynie?Mnie ostatnio poraził widok pewnej europosłanki /wersja rozszerzona i poprawiona o jakieś minus 30 lat/.Widzę ją w roli Techtelmechtel,z walorami głosowymi włącznie.Godne podziwu,bez jaj.A nawet z jajami.
Rażenie parytetem , w przeciwieństwie do rażenia piorunem, rzadko jest śmiertelne. Bohaterka opery będzie miała po prostu pecha. 😉
Europosłanka w roli Techtelmechtel może być mało przekonująca. Techtelmechtel ma być oszczędna. 😎
Jeżeli oszczędna,to może Balcerowicz w pragermańskim białym gieżle i z pragermańską blond kosą,którą dla oszczędności stawia czasem na sztorc,żeby rozrzutnych pogonić?
To się nazywa mieć nosa do obsady! Balcerowicz jest po prostu stworzony do tej roli. 😆
Przy tym okazji wzbogaci to intrygę. Równolegle do dybiącej na rycerza Dicktraud wprowadzimy parytetowo jakiegoś osobnika chcącego załatwić dziewicę i chór jego popleczników, powtarzających co jakiś czas ponuro i zacięcie: Techtelmechtel musi odejść!
Zachwycona publiczność obrzuci wykonawców jeżami w kokardach.Oszczędnie!
Poplecznicy oczywiście w kostiumach w tzw.szlaban.Osobnik dybiący mocno opalony i napalony.Dziewica nieugięta,aliści węża walutowego pod łóżkiem trzymie.
Dla podkręcenia tempa w każdym akcie dziewica B wykonuje bieg na setkę wokół leśnej sceny.Po kolejnym okrążeniu faktycznie odchodzi.
Wychodzenia i ucieczki dzisiaj jakies skromne. Tylko trzy chodu w pierwszej operze? Zwykle operowo umiera sie i wychodzi przez piec minut co najmniej.
Kto ma siłę porządnie umierać przy takich temperaturach? 🙁
Jak porządny chór śpiewa w operze „na koń,na koń”,to stoi na scenie z pół godziny.Traviata też nie kona w try miga.No,ale po germańsku ma być oszczędnie…Tylko czy to będzie Wagner,czy już Webern?
A jednak wzięło i zdechło…
Do czasu… 😉
Kto dziś miał głowę do opery, jak naparzali się przez ponad 120 minut 😯
Hiszpania roulez………………
Co tu sie dzieje, mili moi, to sie w libretcie nie miesci!!!!!!!!!
(jak wiadomo, Hiszpania kolonia francuska jest, a i swiat arabski si przylaczyl)
Mecz do luftu, ale wynik spoko. Piwo towarzyszace Amstel bylo, zdrada! Obserwatorium: wieza Ajfla, kreacja koncertowa (zostalo z recitalu o 18), Hiszpanie przypadkowi, nerwy nie na moj starczy organizm, piosenki Brela o Amsterdamie (Barbare zbojkotowali) i Maciasa Enrico Moja droga asfaltowa.
Hiszpania Yes!!!!!!!!!!
Kopali się, kopali, faulowali, paskudna naparzanka to była, a nie piłka nożna. Jedyny mecz, jaki oglądałam (towarzysko – byłam z wizytą i nie dało się uciec), i taki badziewiasty 👿
Było oglądać wczoraj. Niemców już udało mi się nauczyć, jak trzeba grać w futbol. 👿
Mordka miała być oczywiście taka: 😈
No, bylo ogladac wczoraj, ale tak jakos sie omsklo. Mecz do luftu, zaiste, wlasciwie wygrala Germania, opera uzasadniona jak…
najbardziej!
Własnym receptorom nie wierzę! Gdzieś od pół godziny jest mi CHŁODNO! 😯
Pobutka.
Bobiku: chłodno?!?! 😯 Co to się dzieje na tym świecie…
Dla tych, którym nie ma chłodno jeszcze dodatek…
Leje jak nie przymierzajac z cebra!!!!!!!!!!
Ale chlodno nie jest.
Za to grzmi wagnerowsko, a w porywach slychac nawet Beethovena.
Dzien Dobry
Dzień Dobry!
Zazdraszczam…
U nas jeszcze dodatek od PAK-a bardzo się przydaje…
Natomiast co do Pobutki, Janacek mi się skojarzył z Piotrem A. (choć tego utworu akurat on nie grał), więc przy okazji donoszę, że właśnie w zeszłym tygodniu odbyła się bardzo intensywna sesja w Łodzi. Żałuję, że nie mogłam tego widzieć, ale pewnie bym tylko przeszkadzała 🙁
Niniejszym donosze, choc byc moze ktos juz to uczynil przede mna:
Czymze bowiem foot-ball – 22 facetow sciga pilke, a na koncu osmiornica decyduje o wyniku. 🙂
Le Monde doniosl takoz, jakoby w Holandii jakis ksiadz na kazaniu publicznie dyskredytowal osmiornice, a jakis urugwajski pisarz zarzucil biednemu Paulowi korupcje.
A Hiszpanie w końcu ją kupują? 😉
Cos cicho na ten temat, Wlosi za to bardzo by chcieli. Wczoraj obilo mi sie o lewe ucho, ze gotowi sa nawet wybulic 300 tys. euro(gabek)
Teraz to już się chyba nie opłaca. Jak na ośmiornicę, to ona jest zdaje się już stara…
O ośmiornice występują Włosi. Wiele problemów mają do rozwiązania i bez głowonoga nijak nie mogą. Ukochana stara się ją dyskredytować jak ten ksiądz holenderski, ale ja nie pozwalam przeczyć faktom.
Faktem jest wizyta PK w Sopocie. Moja wina, że nie zaglądałem znów przez parę dni. Ale nawet połowę piątkowego urlopu spędziłem w pracy. Do tego w czwartek przyjachały dzieci z Helsinek. Właściwie mieszkają w Kirkkonummi, gminie graniczącej z Helsinkami i Espoo. W polskiej Wikipedii nie ma prawie nic. W angielskiej jest mowa o malowidłach naskalnych z epoki brązu znalezionych przez Sibeliusa. Również o tym, że połowa gminy była od 1945 do 1956 roku wydzierżawiona ZSRR pod bazę wojskową. Ale nigdzie nie ma wzmianki o zjeździe przedstawicieli ruchów wolnościowych, który odbył się tam w 1907 roku. Według tablicy informacyjnej umieszczonej na budynku, w którym zjazd się odbył, polskich niepodległościowców reprezentował Józef Piłsudski. Z innych źródeł wynika, że garstkę ziemi z Kirkkonummi przechowywał na pamiątkę tego wydarzenia do końca życia i został z nią pochowany. Te inne źródła to Polska Ambasada w Helsinkach.
Pewnie zaraz znowu zagonią do kieratu, więc się rozpisuję na zapas.
Wczoraj rano zamiast grzecznie do kościółka rozparliśmy się przed TV i w Mezzo mszę Bacha z BNotre Damme w Paryżu wstrzymując oddech wchłanialiśmy. Wykonanie z 2006 roku. Nie mogłem się nadziwić, że tak pięknie grają i śpiewają. Zacząłem nawet snuć podejrzenia, że na żywo jest obraz, ale nagranie lekko studyjne. Okazało się, że częściowo słusznie, bo 4 dni nagrywano. Pomyślałem sobie, że, jeśli ma być jakiś dowód na istnienie Boga, to chyba tylko Bach właśnie. Nie było to to samo, co miałem okazję przeżyć dzięki Mpap w tym samym Paryżu wiosną, ale i tak nieziemskie to było.
Dało to też asmumpt do zastanawiania się, czym jest muzyka, a dokładnie, co do tej muzyki można zaliczyć poza samym dźwiękiem. Czy obserwowane wyrazy twarzy dyrygenta, instrumentalistów, śpiewaków, nastrój i napięcie powstające pomiędzy artystami wzajemnie oraz pomiędzy nimi a słuchaczami. Czyż nie to wszystko składa się na muzykę? Wiem, że bredzę, ale czasami takie myśli nachodzą jakoś.
Ale wracam do wizyty PK. Gdybyśmy wiedzieli, pewnie wykroilibyśmy czas na posłuchanie Wagnera. Tylko nie wiem, czy dojrzelibyśmy PK w VIPowskiej loży.
Na koniec chciałem odnieść się jeszcze do poprzedniego wpisu, gdzie zostałem przywołany do porządku przez Bobika w związku z nieprzystojnym użyciem przeze mnie „dziczy kudłatej”. A ja się upieram i mam prawo, bo sam się do niej zaliczam. Pochodzę z licznej rodziny. W zasadzie jednolicie wychowywanej, ale tylko niektórzy jej przedstawiciele głoszą poglądy uznawane za poprawne politycznie. Dla znacznej części obecnie chyba bliżej byłoby do ruchu 10 kwietnia niż do tego, co przeważa na tym blogu. I żaden styk mi tego nie objaśnia, bo styknęło się wszystko razem 90 lat temu i cztery pokolenia przeszły w całości. Zgadzam się z Bobikiem, że jak ktoś pochodzi z „Azji” (cudzysłów bo jest mnóstwo Azjatów bardzo światłych i chodzi o pewien rodzaj zaszufladkowania a nie o rzeczywiste położenie geograficzne) to nie jego wina, że ma mentalność taką a nie inną. Ale obywatele naszego kraju w 92 lata bez paru miesięcy od odzyskania niepodległości do takiej mentalniości nie mają moralnego prawa. Mają taką mentalność bo im z tym dobrze i pozwala na posiadanie jedynej prawdy.
Niektórych przedstawicieli usprawiedliwianych stykliem znałem na przełomie lat 70 i 80-tych i wówczas nie byli jakoś dotknięci objawami dorastania na styku. Teraz nagle iskra między stykami przelatująca rozum im odjęła. Ja tego nie kupuję, choć z natury (nie, nie z natury, z ciężkiej przcy nad sobą przez dziesięciolecia) jestem bardzo toilerancyjny. Ale moja tolerancja dotyczy tych, którzy nie wiedzą, co czynią, a nie żyjących na styku ze świadomego wyboru.
Chyba będę musiał nazad na chójkę.
Mam nadzieję, że nie na chójkę, tylko do roboty 😉
Akurat w tej „loży VIP” czyli na tarasie łatwo byłoby mnie znaleźć, bo siedziałam w pierwszym rzędzie, zaraz za barierką. No cóż, może zdarzy się jakaś inna okazja do spotkania. Do Sopotu pewnie przyjadę za rok na Walkirię. Do Gdańska zapewne wcześniej, jeżeli Marek Weiss jakąś ciekawą premierę zrobi i akurat mi się na nic innego nie nałoży…
mecz byl zaiste do luftu……
deszczu i ochlody czekamy w berlinie wyschnietym na wior 🙂
a co do korupcji Paula to wiadomo, ze cos z frutti di mare i paul jest „nasz”
Zaczynam marzyć, żeby Marek Weiss układał kalendarz premier z kalendarzem PK w ręku. Kalendarz repertuarowy na nowy sezon ma być dostępny od połowy sierpnia.
Oni są bardzo mili i ciągle serdecznie zapraszają, i jakoś to pechowo wypada. Ten Chopek w tym roku wszystkim wszedł w paradę 😆
zaiste wczorajszy mecz był do luftu 🙁
a czy „bardzo intensywna sesja w Łodzi” oznacza rejestrację nagraniową PA? 😀 to byłoby fantastyczne! Choć pamiętam jak we Wrocławiu (2008) mówił mi, że też już nagrał grane tam Koncert (Mozarta A-dur KV 414 i Haydna D-dur) i że EMI ma je jakoś wydać ale nie wie jeszcze kiedy… no nic trzeba czekać, ale czekanie z Panią Dorotką jest zaiste miłe 😀
To był ten Schumann, o którym wcześniej pisałam. Nagranie filmowe dla TVP Kultura, reżyser Bruno Monsaingeon 😀
Płyta też ma być (schumannowska), jest nagranie, ale podobno coś jest niezadowolony z Humoreski i chciałby poprawić…
W przerwach w nagraniach podobno podgrywał sobie Chopina 😆
Ale nigdzie nie gra go w tym roku. Schumann, Bach, Szymanowski, Beethoven, czasem Mozart, raz Bartók… Strasznie intensywny ma ten rok.
http://www.anderszewski.net/performances/index.cfm
Mecz do luftu to moim zdaniem lekka przesada. Był brzydki, bo oparty z obu stron na destrukcji, przeszkadzaniu przeciwnikowi. To nie jest piekne, podobnie jak w polityce. Ale parę akcji z obu stron było. A w dogrywce, gdy już sił na skuteczną destrukcję zabrakło, było trochę piłki.
Fakt, że po kilkunastu minutach meczu zaczęliśmy się zastanawiać nad otwarciem piwa, doszliśmy do wniosku, że nie jest to mecz pod piwo pomimo udziału Holendrów. Wybraliśmy więc porto, które okazało się pasować. Do dogrywki jednak poszło piwo i już pasowało.
Ale jakiś czas po meczu był „Inny punkt widzenia” z księdzem Bonieckim i to było trochę radości w tej szarej nijakości. Wreszcie można było usłyszeć coś mądrego, niestety niezbyt miłego dla naszych hierarchów. Była nawet akceptacja wiary bez kościoła, jeżeli w kościele znajduje się jej zaprzeczenie, co bywa niestety. Piszę to nie z myślą o wierzących tylko z myślą o tych, którzy oceniają chrześcijaństwo tylko po działalności ojca Dyrektora i jemu podobnych.
Nagranie odbywało się FŁ, czy w jakimś studiu?
Stanisławie, widziałam tę rozmowę z ksiądzem Bonieckim i przyznam, że smutno mi było patrzeć na człowieka, księdza, który już nie jest przekonany, czy Kościół stoi po stronie dobra. Widać było wielkie wewnętrzne pęknięcie.
Dla mnie pomimo wszystko była to rozmowa optymistyczna. Daje nadzieję na jakąś odnowę. Zresztą mówił o jej objawach – np. w ruchu Taize. I mnie cieszy, że jest to ruch, kóremu poczatek dał protestant, bo to też daje nową nadzieję. Wydaje mi się, że ksiądz Boniecki czerpie nadzieję z tego, że te oddolne objawy odnowy mają miejsce pomimo skostnienia hierarchii kościelnej.
Bobiku, Beato i pozostali Twórcy, przyjmijcie spóźnione gratulacje. Nie wiem tylko, czy dobrze wybraliście sponsora, bo WV to firma znana z oszczędności. Chyba do Wagnera BMW by dobrze pasowało.
Ale chór pracowników VW brzmi zrozumiale. Natomiast BMW chyba nie ma pracowników tylko hm, sam nie wiem, jak nazwać kto pracuje tylko dla przyjemności, choć nie rezygnuje z pobierania wynagrodzenia.
vesper,
nagranie odbyło się w FŁ 🙂
Hmmmm, ciekawy wybór 🙂 Może przy współczesnej technice nagraniowej, nie ma już naczenia gdzie się rejestruje? 😯
Coś wiem, ale nie mogę powiedzieć 😉
Kierowniczka jako Sloppy Moe?
http://www.youtube.com/watch?v=zKvhVssO348
Bardzo gustowny kapelusik.Ale żeby PK jako kobieta z brodą?I który to był Anderszewski?
No wiem, nie wszystko dokładnie pasuje. Ale Kierowniczka, jako Osoba Najlepiej Poinformowana, pląsająca i śpiewająca I know something, I won’t tell, I won’t tell, I won’t tell na melodię London Bridge is Falling Down, to jak postać żywcem do obsadzenia w jakimś kolejnym wykwicie naszej operowej twórczości.
Kierowniczka robiła tu już różne rzeczy 😆
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=168#comment-20626
Tu jeszcze lepiej, i nawet z aktualnymi akcentami 😉
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=168#comment-20632
Jeżeli z powodu gorąca zawieszamy na kołku Wagnera,któren zbyt futrzasty jest,to zawsze można wymodzić niedużą zarzuelę z osobami następującemi:
-Pani Kierowniczka z brodą i w kapeluszu,z powodu tajemnicy wykonująca jedynie wokalizy
-nagrywający PA,uśmiechnięty tajemniczo po francusku lub węgiersku
-Bruno M trzymający na wszystkim łapę
-fortepian kuty na trzy łapy
-chór popiskujący z wnętrza zrolowanego dywanu
-niejaki Csik /czarny charakter,musowo/
Niestety,nie mam bladego pojęcia,jak zawiązać akcję.Brak cytrynówki.
U mnie jeno piwo chinskie tsintsao, postanowilam sie bowiem ubzdryngolic na okolicznosc poczytania polskiej prasy. To jednak nie na moj starczy organizm. A… i obejrzalam jakies wywiady na temat, czy krzyz powinien byc, czy nie powinien byc. Czy kraj nad Wisla juz zupelnie powariowal?
Ja sorry, wymiekam.
Wszyscy normalni wymiękają i tylko młoty trzymają się sztywno.Na to nawet cysterna chińskego piwa nie pomoże.Taka gminaaaaa…
Przed chwilą w szkiełku dobry sms:krzyż zostawić,przenieść Pałac…
Może ludziom ten upał robi źle w głowach. Spór o krzyż też mnie rozwala, jak chyba każdą w miarę zdroworozsądkową jednostkę w tym kraju. Ale postanowiłam się nie ekscytować ponad miarę, bo mi się już i tak mózg gotuje na twardo, do tego remont zachodzi za skórę. Popijam więc białe mozelskie, dobrze schłodzone, przegryzam pieczonymi bakłażanami, papryką i cukinią, słucham Dwójki i cieszę się, że żyję. A głupota ludzka i kłopoty pomniejsze niech sobie szumią w tle, byle nie za głośno.
de15
Pomysl swietny, proponuje nad Sekwane. Na lato jak znalazl. Ale z pomnikiem tego na kuniu (to zeby usprawiedliwienie bylo)
Tsingtsao jeszcze dwie butelki, sa chetni?
vesper, ale ja nad Wisle zjezdzam za tydzien. Po raz pierwszy po katastrofie smolenskiej (ale nie po Katyniu2010)…
Dobra, zdrowie Polanskiego po raz drugi!
Fakt,Pepi pasjami skakał na kuniu do rzeki.Blisko by miał.Chińczyka tyż by się napił.
No wlasnie, moze Pepiemu jaki singspiel? Ale cus po tych aferach wokol krzyza wena tfurcza mi sie przymulila
Chińskiego jeszcze w życiu nie piłam 😯
Ale za Polańskiego to trzeba zagryzać szwajcarską czekoladą.Albo zegarkami.
A bardzo przyzwoite w zielonej butelce z zielona naklejka. Rzeklabym trawiaste, gdyby nie to ze chyba z chmielu. Ryzu w kazdym badz razie nie czuje, a za malo go wypilam, zeby krzaczki odczytac.
Albo serem
Trawiaste? A nie jentykowate?
1513, ale nie chce mi sie szukac…
Zegarek Patka to ponoc nawet Chopin mial. Ja mam tylko dziadkowa Omege, ale nawet w Szwajcarii nie ma zegarmistrza, co by ja nareperowal
Może ono z bambusa?
jentykowane nie, raczej wyszedlemkowe
A czort jewo znajet, moze i z bambusa, ale pachnie chmielem znad Zoltej Rzeki
Chopin to bez przerwy jakieś zegarki dostawał.Od dzieciństwa.
O, dobry wieczór! Piwko Tsintsao? A owszem, owszem, używało się niedawno. Takie, jakie lubię, lekkie i bez goryczki 😀
Siup za Romka 😉
Ile to to ma kalorii?Piwko okrutnie w odwłok idzie…
Tak, Tsintsao znad Sekwany! Siup! Mam nadzieje, ze on juz w Paryzu, bo chyba tego szaletu (ktos erudycyjnie zwrocil uwage na to, ze w nadwislanskim narzeczu znaczy kibelek) ma dosc. No i coz, ze w Szwajcarii (wypowiedziec na glos poprosze)
1314 – kto chce niech szuka.
W odwlok jak w odwlok, ale w brzusio jakos tak gorliwie
Dobra, niniejszym chyba zerkne do ksiazeczki, pozostawiajac problem krzyza prezydenckiego nadwislanskim
8712 chyba nie ma sensu sprawdzać
To mozelskie smakuje tak dobrze, że już chyba dziś nie popracuję 🙄
Mozelskie, ciekawostka, a 8712 takie jak 7154.
Kochani, wyzoladkowalam sie, przepraszam ze nie na pimpalnie, ale tam Sahara. Zrozumcie nieszczesna emigrantke, ktora w Lojczyznie juz zupelnie stracila punkty odniesienia.
Za Romka trzy!!!
A propos szalet:w tv pokazali,że baca,któremu nie wolno było budować w Parku Narodowym,strzelił chałupkę 150m gdzie parter był opisany jako szalet a piętro jako pomieszczenia socjalne.Przeszło bez popijania.
A wlasnie tak pomyslalam, moze dlatego tak krotko zyl, ze mial speszace sie zegarki. A swoja droga, gdyby Rok Chopinowski mial trwac dwa lata, nie wytrzymalabym, doprawdy.
Fajne! 😆
Baca znał francuski 😉
Alkoholizujecie się, widzę. Ja jakoś nie bardzo mam ochotę w ten gorąc, miętkę sobie zrobiłam… 🙂
Ciekawa teza,Chopin jako Pędzący Królik…
Tereniu, właśnie w Sopocie się widziałam z Leszkiem B. i jego małżonką. Wypytywał, kiedy znowu przyjadę do Paryża 😆
labadku, baca potrafi. I tak trzymac. Dobra, Morfej spieszony, bo Pani Kierowniczka juz sie zgorszyla niechybnie na te prywate.
Doprawdy, 12 lipca dzien historyczny
Pani Kierowniczka się nie gorszy, tylko cieszy się z miłego towarzystwa 😀
To Ty sie nie zastanawiaj, tylko przyjezdzaj. A Leszek B. byl z progenitura?
Nie. Tylko z małżonką i bratem. Wybierali się do swojej chałupy letniej, koło Kartuz bodaj.
Cóś mi się zdaje,że on to nie po francusku kombinował,tylko całkiem polską dziurę w prawie znalazł.
Miętka na dziś super!
Miętka z miodem 😀 Tak trochę z arabska smakuje.
Tylko niech PK nie wymiętka!!
Tak, gdzies tam na Kaszubach maja, niegdys dzwonili codziennie, zeby mi Pania Starszawa zabrac na wywczasy. Jakos przestali. Ale ze Moniki sie pozbyli!
No tak, wyglada na to, ze z czytania madrych ksiag (chociaz zaczelam jakis kryminal wpadniety wielkim przypadkiem) bawelna i nici. Tsingtsao z mieta, ale to na bezsennosc.
8866
Z żalem odpływam,pókim trzeżwa,bo robótka wyje…
Tylko jeszcze spytam,czy PK wykona tę wokalizę?
I czy z moczeniem nóg
Ja bardzo sorry, jaką wokalizę ❓
labadku, za watpliwosci jakiekolwiek (za pokute znaczy) trzy przebiegi wokol dzielnicy truchtem!!!!!!!!!!!!!!
Vide:zarzuela
Co ja czytam – Tereska za tydzień nad Wisłą? 😀
Nie mylić z wuwuzelą.
Znaczy, moczenie nog zarezerwowane dla intymnosci, wokaliza dla pokolen najlepszych corek i synow. Ale ja juz naprawde chyba zamilkne, bo QI mi sie odzywa, a to baaardzo niebezpieczne.
Niniejszym poduszeczka na rozdygotane neurony. I zamiast kryminalu bardzo madra ksiazka, szybciej zasne!
YES, Tereska za tydzien nad Wisla. We wlasnej brzuszkowej osobie!
Na szczęście dzielnica nieduża.
A propos wuwuzeli: w dzisiejszym „Forumie” przeczytałam, że dyrektor klubu piłkarskiego z Leverkusen powiedział: „Każdy, kto przyjdzie na nasz stadion z wuwuzelą, zostanie aresztowany” 😯
Labadku, kwartet wuwuzel w Bayreuth popieram kopytkiem, Bobik nawiewa ogonem, a inni dmuchaja ku ochlodzie i wzruszeniu serc!
O, to się zobaczymy 😀
Ja to w tym sezonie na urlop nie mam szans. Na przełomie lipca i sierpnia wyskoczę, ale tylko na 4 dni, i to poniekąd służbowo…
Zmieniam wiec zmieniam, labadku, po murach prehistorycznych, wzdluz sofy, tfu, fosy…
NO PEWNIE, ze sie zobaczymy. Inna mozliwosc nie wchodzi w mozliwosc! Pierogi?
A ja w sobotę jeszcze raz na kosumpcję Brukselki i okolic.Tym razem na tydzień.Więcej nie wydolę.
Spłakałam się dzisiaj ze śmiechu przez Agnieszkę Budzińską, która śpiewała rolę Mleczarki w komedii muzycznej z ariami „Dwóch strzelców i mleczarka” Egidia Romoalda Duniego (opubl. 1763). Swego czasu to był europejski hicior (wielokrotnie w Opera Comique i nie tylko). No i Agnieszka dała wokalno-aktorskiego czadu jako mleczarka z biznesplanem. Cel: sprzedać garniec mleka, za pieniądze za mleko kupić młode kurczęta, potem sprzedawać jajka, potem kupić kaczki, kozy, owieczki, baranki i świnki i być bardzo bogatą, najbogatszą w okolicy. Agnieszka mało nie odleciała z biznesowego entuzjazmu i była w tym przekomiczna. A potem po chwili skrajność – rozpacz po upuszczeniu dzbana i rozlaniu mleka, opłakiwanie po kolei kurczaków, kóz, owieczek. Aktorski majstersztyk 🙂 Ma się ten warsztat i siłę rażenia. A i sam utwór zgrabny bardzo. http://www.accademiadellarcadia.pl/?Koncerty_2010
A dyrektor klubu w Leverkusen nigdy nie chodzil do podstawowki i nie piskal na flecie prostym (a moze wlasnie chodzil i trauma?)
Wzdłuż fosy tzn.po wałach jeszcze krócej.
łabądku, to pozdrów Brukselkę i Oskara jamnikowatego 😉
Teresko, pierogi tylko pod warunkiem, że się ochłodzi…
Beato – żałuję, że nie widziałam. Agnieszka jest świetna.
3934
To czy labadek latarnikiem, czy co? Juz chcialam pozbawic 50 g ideologicznie i celowo, a tu latarnik mi sie trafil.
Oskar w Warszawie.klucze mi zostawia.Już chyba widzi,że pozdrowion.Zamierzam też niejakiego van Eycka w Gandawie nawiedzić.Czy tam też taka Sahara?
Oooooo… PK sie zboldzila 😉
A tak a propos do profesjonalistow, czy ktos bylby tak laskawy i podeslal linke do poradnika smilikow, bo przy zmienia kompa diabli wzieli i ograniczonam do tych, ktore zapamietawszy
Sprobuje: 😎
pewnie nic nie wyszlo, no to 🙂
Nie latarnikiem,ino jednemu panu szalet muszę wyszykować na cito.a ja się tu zabawiam!Z przyjemnością zresztą.
Ja się boldzę, bo robię to metodą skrótową: najpierw piszę post, wrzucam, potem edytuję raz jeszcze i szybciutko wszystko, co trzeba, bolduję lub kursywię. O wiele szybciej wychodzi 🙂
Pierogi skusiły mnie nie tak dawno, pod tym drugim warszawskim adresem. Z pieca. Dobre 🙂
Kierownictwu to dobrze. Edytnie sobie, wyboldzi, wykursywi co trzeba, dilejtnie jak co źle napisze, a my biedne robaczki musimy sie czerwienić za literówki i orty. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
No właśnie, my z Tereską preferujemy właśnie te z pieca. Na Placu Konstytucji. Ale to ta sama firma, co koło Barbakanu.
Oooo, jakaś opera nowa. Super! 🙂
Ale już dzisiaj nie mam sił.
Ucieszę się tylko Dywanikiem i pogłaszczę z włosem i pod. 😀
Odgłaskuję, EmTeSiódemecko 😀
Okropna ilosc usmieszkow niemozliwych do przelozenia na smajliki. I drapanko chrapanne 🙂
Drapu drapu chrapu chrapu 😆
Pobutka.
PS.
A propos wuwuzeli — Leverkusen zabrania? A już słyszałem, że jakieś angielskie kluby zamierzają sprzedawać pod stadionami…
Ptaszki-świergolaszki – chyba najpogodniejszy fragment Tetralogii i prawdziwa opera leśna 😉
No, pogodny jest jeszcze początek Złota Renu, ale to już opera rzeczna 🙂
Łotr wciął wszystko i dobrze. Mury kościelne w Gandawie grube, muzealne również. Ołtarz w kaplicy katedry Św. Bawoła, jak ja nazywam. Mam nadzieję, że święty się nie obraża. Ale w muzeum sztuk pieknych 2 Bosche i Rogier van der Weyden, warto obejrzeć. Poza tym koniecznie pospacerować i posiedzieć nad kanałem z widokiem na piękne budynki z wronimi kroczkami, a także na bardzo nam współczesne rzeźby porzucane po kanale.
Nie ma Gandawa aż takiego uroku jak Brugia, ale w sezonie Brugia cały urok traci z powodu niemiłosiernego zatłoczenia i ohydnych bud jarmarcznych poustawianych na Grote Markt.
I – niestety – śmierdzi z kanałów. Ale jest przepięknie. I w Brugii też jest dużo van der Weydena. Oba miasta na pewno warto zwiedzić – są piękne.
Widzę, że Teresa woła na puszczy, co zresztą do opery leśnej poniekąd pasuje. 😉 Ale żeby nie zachrypła całkiem, przywlokłem odpowiedni link smajlikowy. 🙂
http://codex.wordpress.org/Using_Smilies
Dla mieszkańców trójmiasta i okolic Brugia ma jeszcze jedną wielką atrakcję – Memlinga. Myślę, że dla pozostałych też, ale dla nas jest to atrakcja szczególna.
Ale jak się już jest w Brugii i Gandawie, trudno nie pojechać do Antwerpii. Muzeum miejskie jest dość bogate, a Dom Rubensa koniecznie trzeba zaliczyć. Jednak najpiękniejsze obrazy Rubensa wiszą w ołtarzy katedralnym – Ukrzyżowanie i Zdjęcie z Krzyża. Nie wiem, czy Rubens kiedykolwiek namalował coś lepszego.
Muzeum rzeźby w parku nieodzowne i położona za krańcem ulicy prawdziwie Długiej dzielnica secesyjna, o której już chyba była kiedyś mowa. Ulicą Długą warto pospacerować w sobotni wieczór po szabasie. Można wóczas zobaczyć to, czego w Polsce już nie ma, a nadawało koloryt naszym miastom przed wojną.
Wracając do Gandawy – Muzeum Sztuk Pięknych (pozacierały mi się szczegóły w pamięci, nie jestem pewien, czy było to jedno, czy może dwa, ale raczej jedno) oprócz Boscha czy van der Weydena mieści bardzo dobre obrazy z XIX i XX wieku. Dużo o belgijskich malarzach można się dowiedzieć, jeśli ktoś słabo ich zna. Ja znałem słabo, więc dużo skorzystałem.
W Antwerpii nie byłam. Rubens zresztą, przyznam, rajcuje mnie dużo mniej. Napatrzyłam się go w różnych muzeach, ale nie jest to sztuka, bez której nie mogłabym żyć.
Ja uważam, że Rubens jest bardzo potrzebny. Żeby Rembrandtowi buty czyścić. 😎
O, tak! 😀
Tak można o Rubensie pisać na podstawie ogromnej ilości różnych seryjnych malowideł. Ale to był artysta, tylko nie gardził rozmienianiem się. Kto ma wątpliwości, niech obejrzy obrazy w katedrze w Antwerpii. Jest jeszcze parę innych wyśmienitych tu i ówdzie, ale dla mnie tamte są najlepsze.
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Descent_From_The_Cross.jpg&filetimestamp=20070723145005
Dzięki za cynki.Właśnie takie mamy plany wraz z koleżanką historyczką sztuki.W końcu musimy namacalnie stwierdzić to,z czego teoretycznie zdawałyśmy egzaminy za komuny.Rubens „taśmowy”jest faktycznie różny,ale prywatne rzeczy,typu autoportret z Izabelą,czy Helena w futrze,to daj Boże…W dodatku w Brukseli ma być retrospektywa Salvadore D /nie do końca przepadam,może przez tę masę amatorskich naśladowców / ,a w Brugii Miro.Oby czasu starczyło.Liczymy też na koncerty,chociażby plenerowe z okazji święta narodowego Belgii 21 lipca.Koleżanka też melomanka.Niestety,a może na szczęście nie bierzemy laptopa.
Ale sprawozdanie jakies będzie, mam nadzieję? 🙂
Jeżeli PT Dywan wyrazi zapotrzebowanie? I pstrykniemy co ciekawsze zjawiska.Ale do piątku jeszcze jestem, o ile mózg mi się nie zagotuje w tej pracowni na źle izolowanym poddaszu. O ile pamiętam,to w Wenecji trzymali Casanovę pod ołowianym dachem.No,ale ten to przynajmniej wcześniej poużywał…
Z tym Rubensem to trzeba uważać, o czym przekonał się mój znajomy biznesmen z Sopotu jakieś 10 temu. Zaczął się on otóż bawić w konesera ze specjalizacją malarstwo flamandzkie, do czego kwalifikacji nie miał, ale to jeszcze żadnej sprawie nie zaszkodziło, więc się bawił. No i jeden sprytny pan z branży nagrał mu okazję. Autentyczny Rubens, wymiary 2 na 3 metry, w pakiecie z kilkunastoma mniejszymi obrazkami różnych mistrzów. Towar przyjechał z Belgii, pan prezes zrobił profesjonalny wernisażżż, z duetem muzycznym, z dygnitarzami i ze wszystkim, zwłaszcza dobry był bufet, który spustoszyłem i było bardzo pięknie. Pamiętam, że pod koniec robiłem wykład o portretach mężów w perukach, którymi ściany były już wcześniej w firmie obwieszone, przedstawiając ich jako prakaszubskich przodków pana prezesa (zaraz potem sprzedał te portrety, ale nie wiem, czy to moja zasługa). A z Rubensem dalej już nie było tak pięknie, bo pan prezes zawiózł kolekcję do Warszawy, wystawił i zorganizował aukcję, licząc na to, że łoś kupujący Rubensa sfinansuje mu przy rozliczeniu z Belgiem te mniejsze obrazki, zresztą ładne. Niestety, banda nieużytych warszawskich cwaniaczków, mieniących się historykami sztuki, zauważyła niepokojącą rzecz: taki sam Rubens wisi spokojnie w muzeum w Bostonie. Ten panaprezesowy, jak powiedzieli, to jest jedna z kopii zrobionych dla gorszego klienta w warsztacie Rubensa, a sam Rubens miał z tym tyle wspólnego, ze dał chłopakom szkic i parę razy ich opieprzył, żeby szybciej malowali. Aukcji nie było, wstyd był, Belg dostał transport z powrotem, a szkoda, jeden taki van Eyck bardzo mi się podobał.
Zatem ostrożnie z tym Rubensem. 8)
Pani Kierowniczko, w adresie do obrazka trzeba by usunąć końcowy ukośnik po .JPG, bo tak nie działa. Przepraszam, dziękuję! 🙂
Ten sposób pracy był w firmie Rubensa normą,podobnie jak robienie replik.Rubens robił kilka blików i podpisywał.Niby czego się spodziewali,gołej Helenki?A Rubens jeszcze robił za dyplomatę i musiał ten cały majdan zbilansować,żeby na futra starczyło.Gdyby robił jak Rembrandt,to by skończył jak on.Z korzyścią dla sztuki,smutno dla rodziny.Niestety.Bez mecenasa kończy się kasa…
ps.Kupować nie planuję,he,he…
Przed Vermeerem to bym siedziała godzinami,ale to ciut dalej na mapie.Bosko potrafił zrobić światło na pustej ścianie.
I dlatego zostało po nim 14 dzieci i dług u piekarza…
Mnie niedawno w Rijksmuseum Vermeer dłuuuugo potrzymał, i to na stojąco 😉
Jeśli przykład Vermeera miałby komukolwiek posłużyć do dowodzenia tezy, że nie da się pogodzić życia rodzinnego z uprawianiem sztuki, to z góry uprzedzam, że to ślepa uliczka. Rozluźnienie obyczajów oraz powszechna elektryfikacja sprawiły bowiem, że pogodzić można. Vermeer mógł za dnia malować, nocą pozostawało mu jedynie płodzić dzieci. Dziś rytm dobowy nie jest już zdeterminowany obecnością lub brakiem światła dziennego ani skromnością niewiast.
Jednakowoż światło dzienne najlepiej maluje się w świetle dziennym.Tylko kto to dzisiaj robi? Fotorealiści zasuwają z rzutnika.Na plenerach pejzaż leciało się głównie nocą,bo w dzień były ciekawsze zajęcia.Jak mawia Hanna B,plener to jest świetny pomysł żeby jeszcze,cholera,malować nie trzeba było…Ale życie rodzinne to jednak ze sztuką średnio się łączy,zwłaszcza po damskiej stronie…
A ta elektryfikacja to się Leninowi z całkiem czymś innym łączyła!
Życie rodzinne po damskiej stronie mało z czym się łączy 🙁
Dobry wieczór, już poprawiłam Wodzowską linkę 🙂