Czekając na Operę Leśną

Opera Leśna jest w remoncie. Jak dobrze pójdzie, to w przyszłym roku będzie tam Walkiria. A w tym roku, żeby nie zapomnieć, że w Sopocie kiedyś grało się Wagnera i teraz też ma się grać, zorganizowano przed molo (na tzw. skwerze kuracyjnym) koncert.

Zorganizowano, tzn. zorganizowało nowo powstałe Sopockie Towarzystwo Muzyczne. Założyli je muzycy – śpiewak i menedżer Stanisław Daniel Kotliński (inicjator całej sprawy, począwszy od zeszłorocznego koncertowego wystawienia Złota Renu w Operze Leśnej) i dyrygent Jan Latham Koenig, którego rodzina ze strony matki, choć o duńskich korzeniach, wywodziła się z Gdańska, a matka jako dziewczynka przed wojną była świadkiem sopockich festiwali wagnerowskich – oraz biznesmeni: Jerzy Gajewski i Krzysztof Bielak z NDI S.A., firmy deweloperskiej, tej samej, która odbudowała Dom Zdrojowy, połączony teraz z hotelem Sheraton. Dzięki temu zapewne i hotel bardzo przychylnie się do koncertów nastawia: planuje się dostosowanie sali, żeby w sezonie zimowym i tam mogły się odbywać. Już są konkretne pomysły.

Na razie, pod szumną oficjalną nazwą NDI Sopot International Wagner Festiwal 2010, odbył się wspomniany koncert. Estradę ustawiono przy zagięciu Domu Zdrojowego i Sheratona (są ustawione pod kątem prostym), w związku z tym z tarasu Domu Zdrojowego zrobiono lożę dla VIP-ów, a na dole ustawiono ławki. I trzeba powiedzieć, że mimo średnio sprzyjających warunków (bywało, że spod Wagnera przedostawały się dźwięki nieodległego disco) ludzie siedzieli, a z tyłu nawet stali, i wcale nie chcieli odchodzić. To znaczy, część stojących się zmęczyła i odeszła podczas śpiewu, ale wrócili – albo przyszli następni – na finałowe cwałowanie Walkirii.

Na początek muzycy (znów młoda, specjalnie zmontowana do tego celu orkiestra, tym razem niestety miała mniej czasu na przygotowanie) pod batutą Lathama Koeniga wykonali Uwerturę „Polonia„, którą młody Wagner napisał przejęty Powstaniem Listopadowym. Głównie przeplatają się tam tematy Witaj, majowa jutrzenko i Mazurka Dąbrowskiego, nie jest to dzieło wybitne, ale na pewno szczere, a dla nas cenne, no i świetne na tę okazję. Później scena miłosna Zygmunda i Zyglindy z I aktu Walkirii. Zygmundem był Brenden Patrick Gunnell, który śpiewał tu w zeszłym roku w Złocie Renu, tenor o pięknej barwie, która jednak została zniekształcona przez nagłośnienie; podobnie głos znanej nam z Opery Narodowej (śpiewała m.in. role Tatiany w Onieginie i Lizy w Damie Pikowej) Lady Biriucov, która zresztą chyba nie za bardzo do ról wagnerowskich się nadaje (nierówna skala głosu). Po uwerturze do Tannhausera zaśpiewała jeszcze Liebestod z Tristana i Izoldy, a koncert – jak wspomniałam – zakończył się Cwałem Walkirii.

Wspominał mi pan Kotliński, że zastanawiał się, czy w związku ze zmianą miejsca nie zrobić koncertu z jakimś lżejszym repertuarem. Postanowił jednak zostać przy Wagnerze, żeby jednak nie zapomnieć o temacie – i myślę, że miał rację.

Trochę zdjęć.