Msza Herreweghe
Znów się zachwyciłam. Ale ten zachwyt nie był żywiołowy, tylko, jak to zwykle z wykonaniami Herreweghe’a w moim wypadku bywa, radosno-poważny. Bo i takie jest działanie tego dyrygenta.
Msza h-moll Bacha niby jest jedna, ale za każdym razem inna. Rozmawialiśmy tu swego czasu o interpretacji Marca Minkowskiego, bardzo szczególnej interpretacji, z tych żywiołowych właśnie. W wykonaniu Herreweghe’a to był, w wielu momentach w każdym razie, zupełnie inny utwór.
Rozmawiałyśmy po Missie solemnis wykonanej także przez zespoły Herreweghe’a na ChiJE z Dorotą Kozińską – obu nam się bardzo podobało, natomiast ona wymieniała zdania z kolegami-radiowcami, z których większość była przeciw. Taka widać moda, ale my się tym modom jakoś nie poddajemy. Z tym, że moja koleżanka-imienniczka stwierdziła, że jeśli nawet Herreweghe jest „zimny”, jak twierdzą koledzy, to jej się właśnie to zimno podoba. Ja się ze zdaniem o zimnie nie mogę zgodzić, bo dla mnie właśnie Herreweghe jest ciepły, ale wewnętrznie. To znaczy, powierzchownie z umiarem, ale w istocie emocje tu są i to dokładnie tyle, ile trzeba. Jak na mój gust w każdym razie.
Nie ma tu krzyczących radośnie trąbek – dyrygent schował je dyskretnie z boku, pod łukiem, więc brzmią niezbyt donośnie, nie dominują. Ogólnie jednak dęte brzmią przepięknie, także smyczki, a chór – plastyczny absolutnie. Tempa – nie wszystkie mi w pełni odpowiadały, drugie Kyrie eleison było dla mnie nierozumiale szybkie, podobnie Laudamus te, a także Pleni sunt coeli w Sanctus. Ale ogólnie wszystko było w pewien sposób stonowane, nie chciało się podobać za wszelką cenę, przemawiało treścią muzyki, podaną w sposób absolutnie, cudownie naturalny.
Świetni byli tym razem wszyscy soliści, może tylko drugi sopran, Hana Blazikova, była trochę wycofana w swoim solo, choć barwę i artykulację miała przepiękną, jak mały instrumencik (ale o niewielkiej sile głosu). Za to Dorothee Mields, alt Damien Guillon (cudowne obie arie, w Qui sedes rozmawiali sobie pięknie z oboistą Marcelem Ponseele), tenor Thomas Hobbs, no i wielce zasłużony bas Peter Kooij – bliscy ideału.
Ja podczas muzykowania Herreweghe’a odczuwam zawsze jakąś specyficzną aurę, której nie umiem nazwać. Jest w niej spokój, łagodność, błogość nawet, a pod spodem mistycyzm jakiś… Jest w tym z pewnością dojrzałość. Nie do opowiedzenia są zresztą takie wrażenia. Albo się je przeżywa, albo nie.
Bardzo się cieszę, że to słyszałam na żywo. Oczywiście już słyszałam kiedyś tę Mszę pod tą batutą. Ale mi jakoś nie dosyć.
Komentarze
„Znów się zachwyciłam.”
Czy piekno sztuki muzyki / i innych sztuk nie polega na owym „znowu”?
Ile razy mozna wysluchac / zobaczyc / przeczytac to „COS” jeszcze raz? Odkryc na nowo? Przezyc na nowo?
Sa utwory ktore/ych moge czytac /sluchac / ogladac bez konca.
Moze by Sz. P. Dorota oglosila konkurs „co nie znudzi sie nam nigdy?”
Na przyklad
1. Winterreise 2. Mistrz i Malgorzata 3. Museo del Duomo w Sienie
😉
Tego wykonania nie słyszałem, ale z Herreweghem mam tak, że go polubiłem/doceniłem, nie potrafiąc jednocześnie się nim elektryzować. Mam wrażenie, że to perfekcyjne, stonowane wykonania, cechujące sie swoistą delikatnością i umiarem. Coś, co mnie moze nie porywa, ale do czego pięknie się wraca.
Pobutka!
A ja, Pani Kierowniczko, to samo wykonanie z tymi samymi solistami zlapalem dzien wczesniej sluchajac internetowej transmisji oferowanej przez niemiecka stacje SWR2.
I tak sobie spokojnie sluchajac, przez kompterowe glosniczki, zastanawialem sie nad spokojem, umiarem, autorytetem tego wykonania_ nie wiem, czy cieplego, czy nie- i myslalem, ze moze wlasnie to mial kompozytor na mysli.
On tego nie komponowal ani nie wykonywal przez pryzmat NASZYCH dzisiejszych odczuc i oczekiwan: to byla przeciez jego codzienna praca i nie jego to wina ze Bozia dala mu do tej pracy nie tylko zdolnosci i rzemioslo, ale i geniusz. Sluchajac kantat lipskiego kantora czesto sobie mysle, ze przeciez to byly swego rodzaju seriale: nowy odcinek, co tydzien, czy co dwa tygodnie…
Ale nie bede sie sprzeczac, jesli mi ktos powie, ze nie mam racji. Na szczescie pozostalo mi nagranie, czego i Pani Kierowniczce zycze i dolacam sie, nieco spozniony, do zyczen z okazji 500ki.
Dzięki, Romeczku 😀
Chyba to właśnie tak jest 😉
Pietrek – ale jak tu przeprowadzać takie konkursy? Przecież co osoba, to lista byłaby diametralnie różna. No, może to i owo by się powtarzało częściej, ale przecież jest tyle piękna na świecie… I nawet niekoniecznie piękna, czasem właśnie „nie może nas znudzić” coś, co nas bardziej porusza niż zachwyca.
A ja zapomniałem zaprogramować.
Herreweghe różne rzeczy można zarzucić, ale że zimny?
Cztery razy wolę pójść na Herreweghe niż raz na dowolnego żywiołowego włoskiego dyrygenta.
Gostek,
ale chyba nie w Vivaldim? 🙂
Nie wiem, jak tam teraz z Bachem u Herreweghe – nagranie mszy podobało mi się z początku, potem miałem coraz więcej wątpliwości. Nie idzie o zimno (perfekcyjne zimno mogłoby być całkiem ciekawe 🙂 ), ale o jakiś nadmierny patos i monumentalizm, to wszystko jest strasznie gęste, brakuje powietrza. Niektórzy nazywają to „uduchowieniem”, ale ja w duchy nie wierzę 🙂
Zostawmy Vivaldiemu to, co vivaldiowskie. 😛
Na perfekcyjne zimno proponuję posłuchać Gustlika L.
U Herreweghe przede wszystkim lubię niebiański spokój w tej muzyce (choć w Chopinie, acz z inną orkiestrą, wcale takiego spokoju nie było, więc to nie tak, że ten pan inaczej nie potrafi).
Kiedy potrzeba mi posłuchać Bacha z nerwem, wybiorę Harnoncourta.
W bachowskich nagraniach Herreweghe urzeka mnie też piękno brzmienia orkiestry.
We włoskich zespołach nie odpowiada mi właśnie ta „włoska” żywiołowość. Nie potrafię powiedzieć, czy jest to autorska interpretacja tych ludzi, czy też wynik najnowszych badań nad wykonawstwem historycznym, ale po prostu nie leży mi ten typ grania. Trudno.
Ja jestem spokojny człowiek… 🙂
Dla mnie w tym wczorajszym wykonaniu najbardziej uderzający był element liturgiczny – cokolwiek by o tym nie powiedzieć. Można by wręcz powiedzieć” quasi-utylitarny. W katedrze św. Marii Magdaleny Ph.H przypomniał wszystkim, że słuchamy Mszy – i nie skupił się na mistycyzmie – ów element zawsze wyjdzie z tego dzieła, jeżeli tylko choć trochę „po bożemu” je wykonać. Zapewne dla każdego wyjdzie w innej części. Zastanawiałem się nad różnicą w odbiorze Mszy we wczorajszym wykonaniu i wiosennym praskim pod dyr. J.E. Gardinera.
Pomijając oczywistą ieporównywalność wynikającą z miejsc ich wykonania (wczoraj – katedra; w Pradze – sala koncertowa Rudolfinum o świetnej akustyce) odniosłem wrażenie, że wczoraj obserwowałem z bliska (ale jednak z pewnego dystansu) relacje między Wielkim Adresatem a Nadawcami, zaś w Pradze J.E.G. wciągnął słuchacza za uszy na sam środek sceny, mówiąc: patrz i słuchaj – to ON. I JEGO DZIEŁO.
To były kompletnie inne odczytania Mszy – ale z absolutnie jednym wspólnym mianownikiem: Sacrum.
Hoko,
patos i monumentalizm? 😯
Nie wiem, może to być subiektywne uczucie podczas słuchania, na żywo nie odczuwa sie ani patosu, ani monumentalizmu.
A co do sacrum, o którym pisze 60jerzy, to mało się na tym znam, ale… może.
Patos i Monumentalizm:
http://www.youtube.com/watch?v=gMq44NLoVPc
przykład jest tendencyjny 😆
http://www.youtube.com/watch?v=rC9xE_StZ3I
co, może nie jest to monumentalne? to juz interpretacja Richtera jest swobodniejsza.
Hihi, ja słyszę tylko, że to nagranie z bardzo bliskiego planu 🙂 Żebyście w ogóle słyszeli, jak te przykłady brzmią odtworzone na maluszku 😆
A na serio: widać z tego, jaka jest różnica między słuchaniem na żywo, bezpośrednim odbiorem wydarzenia muzycznego, a rejestracją, która może być w różny sposób robiona.
Monumentalizm u Herreweghe jest po prostu fizycznie niemożliwy: chór parunastoosobowy (soliści też w nim śpiewają), orkiestra nieduża. Całą resztę robi pogłos, a w przypadku nagrania – ustawienie mikrofonów.
A patosu nie słyszę tu wcale. U Klemperera i owszem 😀 Ale i do Klemperera mam pewną słabość, tyle że w kwestiach mahlerowskich. Bo to był Mahler z pierwszej ręki.
Już wczoraj o tym mówiliśmy, że najlepiej czują owo sacrum ci, którzy umiejscawiają siebie poza jego wpływem. Patosu, a jeszcze bardziej monumentalizmu u wspomnianych panów G. i H. nie uświadczy się.
Jedyne zastrzeżenie do wczorajszego zdarzenie: powinno wprowadzić się konstytucyjny zakaz robienia przerwy podczas wykonywania Mszy h-moll. Niech przed Credo będzie nawet 3-minutowa pauza, ale nie coffee break.
Jejku, teraz dopiero zauważyłem, że ten pan z okładki Herreweghe jakoś tak krzywo patrzy… Ciarki przechodzą.
Richtera nie znam w ogóle. Jakoś go omijałem w trakcie zakupów i tak mi zostało. Mam tylko Pasję Mateuszową z nim.
Co do zakazu przerwy zasadniczo się zgadzam, ale to się robi już wyjątkowo trudne, żeby wysiedzieć ponad półtorej godziny, i to w kościele!
Trzeba podpupniczki nosić 😉 Ja podłożyłam sobie sweter i bardzo dobrze mi było 😀
Miętkość swoją drogą, ale jak tu się nie rozproszyć w czasach klikania i skakania po kanałach?
Ha, ja jestem starej daty i choć lubię sobie poklikać, to i nie poklikać czasem też lubię 😉
Choć najtrudniejszy w życiu test na cieprliwość i wytrzymałość to była Oktofonia Stockhausena w Koneserze. Tam już w stany joginalno-fakiryczne trzeba się było wprowadzić.
O tak, pamiętam 😀
Ale cóż to dla spokojnych ludzi 😉
Skończył się drugi akt. Znakomity występ Placido i duet z Julią Novikovą.
Jerzy ma rację, w operze bardzo ważna jest kreacja aktorska.
Zazdroszczę…
Ja idę na 17. na recital klawesynowy Trevora Pinnocka (ciekawe, jak też dziś gra dawna legenda), a na 19. na Kunst der Fuge w wykonaniu Akademie fur Alte Musik.
Dlaczego pani w radiu coś mówi jak instrumenty stroją? 🙁
Nastrój się psuje.
Dawna legenda na tegorocznej płycie live radzi sobie całkiem nieźle, zalecałbym aktualnym legendom posłuchać i porobić jakieś notatki. 🙂 Oczywiście spóźniłem się z tą cenną informacją, na jubileusz pińset też się spóźniłem, ech ty żyzń.
Ciiiiii!!! Tu na mojej ulobionej stronie są odcinki Rigoletto: 😀
http://www.youtube.com/watch?v=lUDutoUbjEU&feature=sub
Dzięki Edypie Tyranie!! 🙂
Tu jest ta strona z odcinkami, można w formacie HD obejrzeć:
http://www.youtube.com/user/OedipusTyrannus#p/u/6/grOIuYdTnpA
Jak się cieszę
Dawna legenda poradziła sobie całkiem sympatycznie. Koncert był krótki, ale treściwy, malutki (wzrostem) maestro siedział nam niemal przed nosem w siedzibie niegdyś Muzeum Medalierstwa, a w przyszłości Pana Tadeusza (!). Był Louis Couperin, Elisabeth Jacquet de la Guerre i Partita e-moll Bacha, a na bis parę sonat Scarlattiego.
Wieczorny koncert jednak mnie rozczarował. Różne rzeczy można robić z Kunst der Fuge, ale w tym, co zaprezentowała berlińska Akademia, był jakiś bałagan, nagłe przerzucanie się ze smyczków na dęte i odwrotnie, niekonsekwentne to było, a jeszcze klawesynistka-organistka nudna jak flaki z olejem. Jak kocham ten cykl, tak teraz mi się on dłużył niestety.
Tyle moich wrażeń tutejszych. Rano do pociągu i z powrotem. Dwa dni w Warszawie, potem do Gdańska.
Zazdroszczę Ci tego koncertu. Ta msza znalazłaby się na mojej liście „tebestów”. A co do Gdańska – daj Dorotko jakiś cynk (może zapisz mi na blogu) na jaką to imprezę się wybierasz. Może udałby się jakąś kawę przy okazji skonsumować? 😉
A Ty teraz w Gdańsku urzędujesz? 😯
To już koniec przedstawienia.
Muszę powiedzieć, że jednak taki podział opery odbiera jej siłę wyrazu dramatycznego.
Połączone wszystkie części razem, kiedy je Oedipus udostępni, na pewno dobrze dziełu zrobią.
Ja nie wiedziałam wcześniej o chorobie Placido Domingo.
Jestem pod wrażeniem mocy ducha, był bez wątpienia bohaterem tego wydarzenia.
Nie, ale bywam bo może pourzęduję 🙂 Póki co, wciąż Łódź. No to jak z tą kawą w 3-city? 🙂
Pani Kierowniczko, ta klawesynistka jak flaki, to jak się nazywa? Bo sobie nie mogę skojarzyć żadnej z orkiestrą, zastępstwo jakieś za Alpermana?
A poza tym uważam, że to trzeba grać na samych klawiszach, bez kombinowania. 👿
Pobutka, z zupełnie innej beczki. Bo grać trzeba na samym głosie, a nie klawiszach…
Czy pobutka z beczki to nie powinien być raczej sztokfisz, niż Stockhausen? 😉
Tak czy owak, nabrałem apetytu na śledzika. 😎
A mnie się Die Kunst Der Fuge wczorajsze podobało- chociaż słuchałem tylko z radia internetowego…
Po pierwsze jestem bezgranicznie zakochany w Berlińskiej Akademii Muzyki Dawnej
Po drugie podobały mi się te zmiany składu wykonawczego kolejnych wariacji- urozmaiciły całość
Po trzecie pomyślałem sobie, że niezła jest ta akustyka Katedry, prawie jak niemiecka (w tym starym piastowskim mieście hi hi hi ).
Po czwarte fajna – wymowna była ta przerwa pomiędzy urwanym końcem, a nieśmiałymi oklaskami.
Czy ktoś mógłby poopowiadać coś od kuchni tegorocznego festiwalu muzyki dawnej w Utrechcie?
Słuchałem jednym uchem, nie od początku, przez komputerowe pierdziawki, ale autorytatywnie mogę stwierdzić……. 😛
KdF jest dziełem uniwersalnym.
Dla mnie każda nowa instrumentacja/ interpretacja coś odkryje, coś uwypukli, coś ukryje, czegoś nie dopowie. Na pewno zauważyłem, że nie trzyma równo mojej uwagi. Poszczególne kontrapunktusy były ciekawe, przy innych się rozpraszałem (pracując na komputerze, więc odbiór i tak miałem ograniczony).
Momentami brzmienie orkiestry było mimo wszystko zbyt masywne. Pod tym względem „klasyczne” wykonanie „wieloinstrumentalne” Marrinera jest bardziej przejrzyste.
No… nie każde głośniki to pierdziawki, a opinia nie była znowu taka autorytatywna.
Ale żałuję, że nie byłem we Wrocławiu, to fakt.
Nie! Andoki, ja mówię o SOBIE, nie o Tobie!
To o mnie było. To ja słuchałem przez komputerowe pierdziawki jednym uchem!
Jejku, jejku!
🙂
Gostek zycze szybkiego powrotu do zdrowia. Yyyy nie wiedzialam ze sluchawki tak brzydko sie nazywaja. Tez zaluje ze nie ma mnie we Wrocku. Pania Gospodynie pozdrawiam
A dziękuję. „Oficjalnie” już jestem zdrowy (tzn. dziś polazłem do pracy). W praktyce posiedziałbym jeszcze w domu… 🙄
To nieładne słowo, którego użyłem na określenie głośników, to nie na słuchawki, tylko na typowe głośniczki komputerowe, które można w markiecie kupić za 50 zł. Moje może kosztowły troszkę więcej, ale nigdy nie miałem ambicji słuchania muzyki z komputera ani traktować komputera jako sprzętu hi-fi.
Jeśli słuchawki są niezłe, to na pewno lepiej się na nich słucha muzyki, niż na głośnikach komputerowych.
Jeśli tylko mam taką możliwość, wolę słuchać „po bożemu” w salonie na normalnym sprzęcie grającym. Jeśli słucham z komputera, to tylko dlatego, że jestem uwiązany do niego pracą (jak teraz 👿 ).
Dobry wieczór, już w domu. Dziwię się, że nie idę dziś na żaden koncert 😆
Ale i tak jest co robić…
Tak tak, to niewygodne uczucie, że się teraz powinno siedzieć na sali i klaskać, a tu papucie, herbatka, fotel 🙂
Żeby fotel – krzesełko przed kompem…
Ooo, to my z laptokiem sobie dogadzamy. Obaj na kanapie. 😀
Takie to se pożyją…
Ja prawdę powiedziawszy to nie umiałabym z laptokiem na kanapie. Muszę siedzieć przed nim na baczność, z poduszką pod kręgosłupem 🙂
Poduszki to ja mam nawet dwie – na kolanach, pod laptokiem. 🙂
Nie powiem, pod czym ma je laptok. 😉
[2222]
Dobranoc miłemu Państwu…
Jestem bardzo ciekawa wrażeń Kierowniczki z festiwalu w Gdańsku. Też miałam się pojawić, ale nie wyszło. Jak zwykle zresztą 🙁
Szkoda, byłoby miło – ale innym razem, mam nadzieję.
Jeszcze przez parę dni jestem w Warszawie. Jutro dwie ważne konferencje jednocześnie – i co robić, rozdwoić się? Ech… A pojutrze państwo prezydentostwo zapraszają do Belwederu na prezentacje polskich uczestników Konkursu Chopinowskiego. Trzy koncerty jednego dnia, pierwszy o 14., ostatni o 19.30. Pewnie pójdę tylko na ostatni 😉 Jeszcze się ich nasłucham…
Dobranoc miłemu Państwu wzajemnie 😀
Pobutka, bez zaproszenia do Belwederu… no, ale chodów się takich nie ma… 😉
Dzień dobry 🙂
Nie ukrywam, że wolałabym to 😀
Jacy oni tu młodziutcy… a jaka fajna trębaczka 🙂
Ja mam bardzo dobre i szybkie chody, wręcz nawet biegi, a zaproszeń do Belwederu też nie dostaję. 😉
Myślę, że zaproszenie do Belwederu w przypadku Bobika to tylko kwestia czasu.
Czytam, co pisze Pani Dorota na temat wykonania Mszy i czuję, jakbym słyszał tę muzykę. Te udyskrecone trąbki dają się wyobrazić. Zaczynam tęsknić do muzyki, której od pewnego czasu w ogóle nie miałem okazji słuchać. Nawet na Mezzo, bo po prostu nie ma czasu na TV ani na płyty.
Mieliśmy jkechać za 2 tygodnie do Włoch, a ewentualnie w gorszym przypadku do Krakowa albo Warszawy i z wszystkiego nici. Pojedziemy później starannie wybierając termin, aby i coś do posłuchania było. Może PK doradzi.
W weekend pozwoliliśmy sobie na eksces pojechania na Zjazd Łasuchów. Pojechaliśmy i wróciliśmy w sobotę, inaczej się nie dało. Ale i tak było świetnie. PK zna te zjazdy.
Berlińska Akademia Muzyki Dawnej. Brzmi to bardzo modnie. Też bym posłuchał.
Trzy fanfary już zagrały,
na baczność Belweder cały
Pan Prezydent szyją kręci,
stoją urzędnicy dęci.
Wreszcie drepce piesek czarny
godny bohatera z Warny.
To nasz Bobik wkracza dumnie
pan Prezydent woła: Ku mnie
Za Bobika szybkim krokiem
Orzeł Biały mruga okiem,
aby z Prezydenta dłoni
w gors Bobika się ukłonić.
Na pytanie dziennikarzy,
czym tak Bobik cnót nawarzył,
odpowiada brać blogawa:
Cały świat obiegła sława
I Doroty i Bobika
i Łasuchów Kierownika,
których świetne blogi cztery1
zasłuzyły na ordery
1 – tak w sumie te trzy blogi tworzą czwarty – dla stałych miłośników tych trzech. Jak mało przekonujące, to się nie upieram, ale rym musi być
😆
Hej hej wszystkim 😀 Nadrabiam zaległości 🙂
Ja w Belwederze? Obawiam się, że to by się skończyło trochę jak z Byczkiem Fernando. 😉
Bobik wszystkim jak należy
daje łapę, zęby szczerzy,
lecz wygląda jak pies zbity,
myśli: na co te zaszczyty,
co mi z kamer i wywiadów,
gdy nie widzę ani śladu
pasztetówki w tym lokalu?
Jak mam nie wyrazić żalu,
którym dusza ma przejęta?
Dobra, widzę prezydenta,
lecz istoty bytu samej
nie ma tutaj – kropka, amen.
A w dodatku, trudna rada,
za celebrą nie przepadam,
zamiast pchać na środek mordę,
wolę z boczku dostać order.
Tutaj wszyscy oficjele
jęli szeptać coraz śmielej:
order z boczku? Toż to szopa!
Jakżeż można… Takie faux pas…
Miast wdzięczności fochy, żale…
Daj mu rękę, chwyci palec…
ach, nie umie się to zwierzę
zachowywać w Belwederze!
Psu opadła smętnie głowa:
cóż, nie umiem się wpasować,
za wysokie mi te progi,
lepiej wrócę już na blogi,
bo śmietanka obrażona…
Jak powiedział, tak wykonał
i – przez pamięć tej afery –
nie opuszcza blogosfery. 😎
Prawda smutna jest też taka,
Że się ulękł Biały Orzeł,
Że pies chętnie schwytać ptaka
I zjeść na kolację może… 😉
Ptak ptakowi niejednaki-
mruknął Bobik z ostrożnością.
Ja tam zawsze ponad ptaki
wolę rosołowe z kością.
Nie dorówna Biały Orzeł
(nawet jakby chciał przypadkiem)
uwielbianej przez psy florze,
czyli sztuce mięsa z kwiatkiem.
Więc niech Orzeł tu nie wciska,
że ja niby mu zagrażam –
mnie wystarczy własna miska,
co mam z ptactwem się naparzać? 🙄
Jak to ! Będziemy protestowali !
Bobik jest wielce zasłużony !
lecz zamiast jakichś tam medali
Powinien dostać medaliony
(Mogą być na przykład z indyka
I chyba lepiej że z tego ptaka
Bo orła wszak chroni heraldyka
Zeżarty orzeł to pewna draka)
Indyka trudno jest pokonać
(nikt go nie weźmie za łamagę),
więc jedząc tego medaliona
mogę go zjadać – za odwagę. 😀
Tak, za odwagę, ale cudzą,
bo medaliona nim psu dadzą,
indyka wszakże schwytać muszą –
a z polowaniem sobie radzą… 😉
Kiedy się pod odwagę cudzą
podłączam tędy i owędy,
myśli się takie we mnie budzą,
że jestem chyba bardzo trendy.
Iluż to polityków robi
i ludzi z mediów dobrze znanych,
a tutaj proszę – zwykły Bobik,
a w trend jak setter wszedł, skubany! 😆
Ach, ludzie, w to się wierzyć nie da –
Jakaż niezwykła psia kariera!
Wielorasowiec cały w dredach
Zamienia nam się w (trend)settera 😆
Brawa dla wszystkich twórców. Stanisławie- widzisz co zapoczątkowałeś? Pozdrowienia deszczowe.
O! Pozdrowienia wzajemne, mapapo. To chyba nie z Warszawy, bo tu chwilowo nie pada 🙂
Hmm… Czy naprawdę to kariera,
czy napytanie sobie biedy?
Co będzie, jeśli blogosfera
zażąda, bym miał znowu dredy? 😯
Cóż, blogosfera już uznała:
bez dredów Bobik to nie Bobik!
Co nasza szczeniaczyna mała
jako ogromny seter robi? 😯
Serducho poczciwe nie pozwoli
podłączyć się do cudzej aureoli
Spokojnie więc zapuszczaj dredy
ku wielkiej radości naszej czeredy. 🙂
Nie pasią mi te reklamy drgające nad głową Kierownictwa. 🙁
Mnie też nie, ale co mam zrobić, biedny żuczek 🙁
Dają Minkowskiego z Mozartem, lub odwrotnie:
http://www.youtube.com/user/OedipusTyrannus#p/u/5/t7yM1qZQT3s
Ten Edyp Tyran to bezcenny 😀
Nie czeka zatem mnie strzyżenie?
Ach, jakże błogo mi od tego!
Z własnym wyglądem i imieniem
idę więc przegryźć coś smacznego. 😀
Przyjemnych i smakowitych (dla Bobika) snów! 🙂
U mnie zaczęli w nocy sezon grzewczy.
Ale się ucieszyłam, bo mi nieźle kuper marzł.
To jeszcze raz – przyjemnych! 🙂
Smakowite sny to bardzo przyjemna perspektywa. 🙂
Nie wiem, czy nie pójdę dziś wcześniej spać. 😉
Obawiam się, że ja też 😀
Jakie rozedrgane reklamy nad głową PK? 😯
Tu, czy na „głównej” w Polityce?
Ad Bloki instalować! blokować! kosić! plenić! rwać!
Ptak ptakowi nie dorówna
nie polezie Bobik w Belwedery
Tak można skrócić cały wywód wieloautorowy.
Cieszy, że Apapa zadowolona
U mnie szczęśliwie żadnych reklam nie widać. Pewnie dzieci zainstalowały, co trzeba.
Dobranoc
Nie wiem, skąd się to a wzięło, nie było zamierzone
skoro już mi się wymyśliło, niech idzie w świat 😉
Siedzi Becio na pięterku i pisze. Komponuje. Trudzi się nad dziełem. Z dołu z kuchni gospodyni woła: „obiad na stole!”, a Becio na to: „już zaraz, już kończę…”.
😆
Pani Kierowniczko i Kto tam jeszczce!
Szana Towa Umetuka!
Pobutka.
Poczytałem trochę u Bobika i wyszedłem z podwiniętym ogonem. Ale to nie wina Bobika.
Dzień dobry 😀
Pobutka (a jeszcze zgrana z fomą 00:29) totalnie mnie rozłożyła, a zwłaszcza jej tłumaczenie 😆
No, żeby mi Kot przypominał, że dziś Nowy Rok. To najlepszego! Dziś trzeba na słodko, najchętniej jabłka z miodem 😉 I granaty się jada, ale trudniej dostać. A napić się chyba też można, pod ten 5771! Który się zaczyna wieczorem 😀
Ketiva ve-chatima tova ! 🙂
shana tova!
שנה טובה
(Tako rzecze tłumacze elektroniczny, a ja nie wiem, czy dobrze…)
ראש השנה
A tak Nowy rok wychodzi (dosłownie głowa roku)
Dobrze, dobrze 😀
מצאתי חתול מגניב
http://images.cheezburger.com/imagestore/2010/8/21/26e8c3ea-c104-4293-89ce-e989eda8c5fc.jpg
🙂
😆
Co by człowiek (i kot) zrobił bez internetowego tłumacza 😀 )
TROMBY na Nowy Rok (chociaż Hamana to jeszcze nie teraz przepędzamy hałasem) 😆
http://www.care2.com/send/card/4360
באמת, את החתול מגניב!
אני מאחל לך שנה טובה ומבורכת ועל ימים של שמש!
(Testy w toku 😉 )
Hoko
jest on ci prawie tak piekny, jak mój Dyzio:
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/ZOO/Koty/Koty_mt7/Dyzio-wersja2.JPG
Oj, trzeba by spytać Rysiaberlina, czy on przy majstrowaniu tego Dyzia aby na pewno żadnego udziału nie brał. 😯 Bo uszy ma Dyzio takie trochę rysie. 😀