Klawisze, klawisze
Wróciłam z Belwederu, gdzie byłam na jednym tylko z trzech koncertów prezentujących polską ekipę na Konkurs Chopinowski. Z anturażu: była Pierwsza Dama (robi miłe wrażenie i ma chyba niezłego stylistę), prezydent zdążył z Krynicy dopiero na późniejszą lampkę. Z meritum: ci, których usłyszałam, nie zachwycili mnie. Współczuję im jednak warunków: publiczność niemal przed nosem, różne figury, a jeszcze bez przerwy skrzypiała klimatyzacja. Ale coś mi się tak wydaje, że to nie polska ekipa będzie sensacją na tym konkursie. A wydaje mi się, że w ogóle będzie ciekawie.
Nie o tych klawiszach jednak chciałam, tylko o tych, które się dopiero pojawią, bo potem nie będzie ich jak zapowiedzieć – jeszcze dwa wyjazdy przede mną do Warszawskiej Jesieni, jeden jutro rano (jak już wspominałam, Gdańsk), a z tego drugiego, paryskiego, wrócę w sam przeddzień inauguracji, a wtedy będzie wypadało raczej opowiedzieć o tym, co w tym Paryżu widziałam.
Jesień pod znakiem klawiatury. Ale nie tylko fortepianu, klawesynu, akordeonu, fisharmonii, organów, a nawet keyboarda, ale także komputera. Klawiatury pomnożone: dwa utwory na cztery fortepiany i orkiestrę (Tomasza Sikorskiego i Zygmunta Krauzego) na inauguracji, a w finale w Karkas Cornelisa de Bondta nie tylko cztery fortepiany i dwa Hammondy, ale też projekcja wideo z płonącym fortepianem, ale akcja od końca, czyli z płomieni powstaje i scala się fortepian – happy end, najlepszy na ten festiwal! Rozbebeszonymi fortepianami można by nazwać (metaforycznie ma się rozumieć) harfy, a w nowym utworze Pawła Szymańskiego będzie ich aż osiem plus jeden fortepian.
Instalacje – mogą być bardzo ciekawe. Na Placu Zamkowym Gordon Monahan (który zawsze miał pyszne performansowe pomysły związane z elektroniką – kiedyś przywiózł dziewczynę, która miała na głowie świecące czułki) stworzy coś (jeszcze do końca nie wiem, co), co będzie rozbrzmiewało chopinowskim akordem. Na dziedzińcu Uniwersytetu Muzycznego coś, co będzie pewnie świetną zabawą dla dzieci: rodzaj sześcianu-instrumentu, w środku którego będąc każdy będzie mógł zmieniać brzmienia ruchem rąk. I liczne instalacje w Studiu Tęcza, a najbardziej intrygująca – Jarosława Kapuścińskiego pt. Gdzie jest Chopin? Jarek jeździł po świecie wykonując utwory chopinopodobne przed różną publicznością, a kamerzysta rejestrował ich reakcje. W performansie pośrodku będzie ustawiony elektryczny fortepian, który będzie sam grał, a naokoło na ekranach będziemy właśnie te reakcje obserwować.
Różne będą różności – kto słyszał o Koncercie na fisharmonię? A napisał taki Martijn Padding. A Beat Furrer napisał Koncert fortepianowy… co to się dzieje. Na klawesynie zagra oczywiście Elżbieta Chojnacka, zawsze wierna festiwalowi. Z udziałem akordeonu pojawią się „nowe mazurki Chopina”. Ale nie tylko klawiatur będzie można się spodziewać. Będzie też np. słynny zespół Les Percussions de Strasbourg. Ja czekam też na ostatni utwór Mauricia Kagla In der Matratzengruft, ukończony na krótko przed śmiercią, napisany do tekstu również umierającego Heinego – co to będzie? Myślę, że przeżycie.
O tym wszystkim będę zapewne donosić na bieżąco. Tymczasem można sobie pograć na stronie internetowej festiwalu. Niestety nie będę na Sacrum Profanum w Krakowie, które zapowiada się ogromnie ciekawie – muzyka skandynawska jest wysokiej jakości. Ale po raz kolejny nie potrafię się rozdwoić.
Komentarze
…czyli na kogo celować na konkursie? żeby usłyszeć magików – bo na wszystkie koncerty nie dam rady na pewno, a skoro o Polaków nie ma się co bić, to może już wiadomo, o kogo warto…
Pobutka (choć: a) senna, b) bez klawiszy, c) fortepian najwyżej rozbebeszony).
wyjazd do Warszawskiej Jesieni… rzeczywiście daleko 🙄
foma:
Zwłaszcza, że jesień puka do drzwi…
Spróbowalam grania na komputerze i Kiciusie się obudzily, ale w tej chwili ponownie ulożyly się do snu. 🙂
Łorso Otum Otum Łomotum za pasem już oj dana!
Przyjaciel popatrzył na tytuł i westchnął. Dlaczego, nie powiem.
Co jutro w Gdańsku? Valentina Igoshina, chyba nie o to chodzi. Czyli pewnie Makbet.
Gdybyśmy wcześniej wiedzieli, może też byśmy się wybrali, żeby minizlot zrobić. Ale to już tylko nasza wina, że ostatnio rzadko zaglądam.
Moze nie calkiem na temat, ale kilka tgodni temu odwiedzilem Nohant i poczulem sie jakby czas stanal w miejscu. Stol w sali jadalnej nakryty z wizytowkami pokazujacymi Pauline Viardot po prawej rece Chopina, a Delacroix po lewej. Na grobie George Sand ktos polozyl swieze roze. Zanocowalem w auberge „La Petite Fredette” umieszczonej w jednej z oficyn dworskich wiec spedzilem spokojny wieczor i poranek bez tlumow turystow (nie mowiac juz o swietnej kolacji). Sklep muzealny swietnie zaopatrzony, duzo lepiej niz w MFC czy w Zelazowej Woli. Pisze to wszystko dla tych, ktorzy jeszcze nie byli w Nohant, bo naprawde warto sie wybrac, tyle ze wlasnym transportem, bo komunikacja publicza jest tam raczej slaba. Do tego co 5 km jakis renesansowy zamek czy palac, bo w koncu jestesmy prawie nad Loara.
Stanisławie, jakkolwiek dziwnie to brzmi, nawet w Gdańsku czasem trafia się jakaś całkiem spoko impra:
http://www.goldbergfestival.pl/pr5.html 🙂
O, to to właśnie! Na tę imprę przybyłam do tego pięknego miasta. Już tu jestem! Po „zaledwie” 5’40” drogi
Mieszkam sobie w uroczym hoteliku na Długiej, który działa dopiero od trzech tygodni. Zaglądałam przed wyjazdem na ich stronę i wychodziło na to, że full wypas, i że jakieś szalone promocje cenowe. Okazało sie na miejscu, że wiążą się one z tym, że np. do łazienki nie dają jeszcze mydełek (dobrze, że choć ręczniki), a windy nie ma, bo jest „w trakcie realizacji” 😆 Ale internecik kablowy hula i cudnie. Za oknem kuranty i carillony grają z wieży Ratusza Głównomiejskiego – prześliczne, ale mam nadzieję, że nie nadają co godzinę w nocy 🙄
Mili Gdańszczanie, na minizloty zawsze namawiam! Jestem tu do niedzieli. Koncerty zapowiadają się sympatycznie, można zobaczyć w linku od Wielkiego Wodza 😀 Dziś w Kościele św. Trójcy o 19. jest Ensemble Peregrina z programem starosądeckich klarysek. Znam, ale zawsze z przyjemnością słucham.
A ROMkowi zazdroszczę – od dawna się wybieram do Nohant i jakoś dojechać nie mogę, miałam nadzieję, że w tym roku mi się uda, ale nawet nie pamiętam, dlaczego nie wyszło.
Po przeczytaniu tytułu myślałem, że będzie coś o funkcjonariuszach Służby Więziennej 😆
Quake’u – skrzywienie zawodowe? 😆
Wróciłam z koncertu. Że dziewczyny z Ensemble Peregrina śpiewały pięknie, to oczywista oczywistość, ale przepiękny i znakomity akustycznie był anturaż – prezbiterium ogromnego Kościoła św. Trójcy. Jeszcze podobno trzy lata temu było zamurowane i niedostępne. Teraz wspaniale odnowione, a tak świetnej akustyki się nie spodziewałam.
Jutro napiszę coś więcej we wpisie, mam się spotkać z p. Andrzejem Szadejko, który mi opowie o różnych ciekawych rzeczach, jakimi się zajmują, jako to rekonstrukcja wyjątkowo umiejscowionych w tym kościele organów, poszukiwania w dziedzinie dawnej muzyki gdańskiej itp.
A ja widziałam Pania Gospodynie na dzisiejszym koncercie!. Slicznie spiewaja. I Kosciol tworzyl klimat.
Pozdrawiam i jutro nastepny koncercik bardzo interesujacy.
Gratulacje w związku z 500!
Piszę powoli, bo wiem, że powoli czytasz 😉
Pobutka.
To nie ta Peregrina, ale nie szkodzi – też ładne 😀
A mnie tu za oknem z wieży ratuszowej zabrzmiał o ósmej na carillonie taniec z Tabulatury Jana z Lublina 😀
zeenowi dzięki za spóźnione, ale szczere 😉
Chiaranzano, na pewno będę na koncercie dziś i jutro 🙂
Właśnie w Dwójce mówili o takim festiwalu w Gliwicach 😯
http://www.tkfuga.pl/festiwal/program.html
Obaj panowie, organizator i prowadzący Poranek Tomasz Szachowski, wymawiali nazwę festiwalu „OL IMPROWIZO”, jakby pierwsze słowo to było angielskie „all”, które jednak całkiem coś innego znaczy – bo rozumiem, że miało chodzić o włoski zwrot all’improvviso 😈
Wszystko źle zrozumiałem. Jutro to było dziś. Wiem o imprezie w naszej bądź co bądź „jednostce organizacyjnej”. Zrezygnowaliśmy z planowanego wyjazdu, bo niestety, nie możemy. Trochę różnych kłopotów. Szkoda, że żadnego minizlotu nie ma przy okazji pobytu PK.
No tak, PK odróżnia Jana z Lublina od Mikołaja z Radomia. Fajnie.
Wczoraj o 11:41 napisałem, że nie powiem, dlaczego kolega westchnął po przeczytaniu tytułu. Ale jak już Quake zaczął, to dodam, że westchnięcie na tym tle właśnie było.
Ciekawe, bo tak na szybko tytuł raczej mi się kojarzy z Wakemanem albo innym Banksem.
To, jak się kojarzy, zależy od tego, jakie się ma doświadczenia
No właśnie – ja w kiciu (jeszcze?) nie siedziałam…
Stanisławie, ale minizlocik moglibyśmy sobie przecież jakiś zrobić 🙂 Jeśli chęć jest oczywiście, o czasie nie mówiąc…
Doświadczenia doświadczeniami, ale to jednak blog muzyczny jest 😉
Tak, inna Peregrina, ale tak krawiec kraje, jak YouTube daje.
Tak, festiwal w Gliwicach jest. Rozumiem, że brakło pieniędzy na całą rodzinę Savallów i została córka-Savallka…
Ja sobie odpuszczam nawet obserwację — na koncert dalszy niż w Katowicach wybiorę się dopiero, gdy nauczę się prowadzić samochód 😳
pierwszy o tym pisałem, pierwszy! 🙂
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063,8357253,Skrzypek_z_kasa_fiskalna__Slowa_uznania_od_skarbowki.html
Chyba nie ma tej Peregriny w Tubie, ale na tej stronce u dołu można posłuchać próbek:
http://www.peregrina.ch/index.php?page=cd1
Bardzo przyjazne dla ucha śpiewanie.
O tak, foma, to prawda 😀 Niestety nie miałam szczęścia wysłuchać pana skrzypka, podczas mojej ostatniej krótkiej wizyty w Katowicach przeszłam się specjalnie koło kina Rialto, ale chyba akurat składał PIT 😉
A Peregrina to właśnie taki zespół, jakim mogłoby być, gdyby naprawde bardzo chciało, Studio 600. Ale Peregrina się składa ze śpiewaczek i muzykolożek zarazem, a Studio 600 składało się z osób różnych zawodów – muzykolożką była tylko jedna z nas, śpiewaczki wszystkie byłyśmy amatorskie (choć parę koleżanek miało naprawdę kawał głosu)…
Strrraszna mieszanka w tych Gliwicach… Dobrze, że coś się dzieje, ale jakaś myśl przewodnia by się też przydała. Klimatu sefardyjsko-meksykańskiego w jednym kawałku nie ogarniam, chyba nawet Savall himself by nie ogarnął. 🙂 Chałtura lokalnej orkiestry pewnie wymuszona przez lokalne uwarunkowania, trudno, ludzie jakoś przeżyją. Poza tym dobrze wiedzieć, że Perl&Santana biorą stawki gliwickie, zanotowałem w pamięci. 😉
Mam wrażenie, Wodzu, że Savall himself byłby w stanie ogarnąć wszystko i jeszcze znaleźć jakieś śliczne ideologiczne uzasadnienie 😉
A groch z kapustą zaiste, stąd postawiłam oczatą kufę…
No, teraz to mi tu całą symfonię wygrało – z Rotą jako refrenem 😀
http://www.youtube.com/watch?v=AOUPxOoBRus
Co godzinę ten carillon gra coś innego, ciekawam, czy to jest jakoś nastawione, czy ktoś na tym osobiście gra? Wiem, że jest w Gdańsku, jako jedyny w Polsce, festiwal muzyki carillonowej – i co ciekawe, na carillonach grają dziewczyny 😀
Znaczy, PK cały czas w centrum, tuż koło mnie. Żebym tak mógł się wyrwać na chwilę w tamtym kierunku. Za godzinę powinienem cos wiedzieć.
😀
W Katowicach skrzypek z kasą, a w Gdańsku na dachu. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=7vP9-L96RBY&feature=related
Czyżby w Katowicach, w przeciwieństwie do Gdańska, muzycy twardo stąpali po ziemi? 😉
W Gdańsku patrzą z nostalgią w przeszłość… 😆
http://www.youtube.com/watch?v=ZgtEl7obDKE&feature=related
Szanowna Pani Doroto !
Zapraszam do Wiednia jako przewodnik.
Niestety nigdy nie bylem w operze,
ale wiem gdzie stoi.
Tel. OO43.66O.217.34.1O
Gdzie stoi, to i ja wiem, Wulkanie 😆
Do Wiednia chwilowo się nie wybieram, ale w razie czego bardzo dziękuję za propozycję, miło mi 🙂
Czy szykuje się jakiś minnizlocik w przeciągu najbliższej godziny?
Ja jestem w hotelu i sobie piszę. Jak kto ma jakie propozycje, nie mam nic przeciwko 😉
Skoro o Gliwicach mowa, to muszę dać głosu. Poniekąd adwokackiego. Program rano słyszałem, też się wkurzyłem „medialnością” prezesa Fugi. Tomasz Szachowski próbował chyba wymawiać z włoska, ale p. Lubina wyskoczył z tym zangliczeniem jak z królikiem z kapelusza. O tyle zdziwił mnie, bo w poprzednich dwóch edycjach festiwalu w wypowiedziach publicznych nie był jeszcze so english. A formuła – cóż, chęci to jedno, a możliwości (finansowe i organizacyjne) to drugie. Panowie z Fugi to bardziej pasjonaci niż zawodowy impresariat. Do tego gliwickie środowisko muzyczne to, rzekłbym dyplomatycznie, trudny temat. Fuga, jak mi się wydaje, próbuje stworzyć jakiś rodzaj widowni, która z różnych pobudek (w tym towarzysko-snobistycznych) będzie chodziła na ich koncerty. W poprzednich edycja byli m.in. Marco Beasley i Accordone, Christina Pluhar i L’Arpeggiata, The King’s Singers, Ana Moura. I oczywiście na siłę dorabiano jakiś mianownik wspólny koncertom w ramach poszczególnych edycji. Ale czy to oni jedyni tak robią… Dlatego – pomimo pewnych zastrzeżeń już do poprzedniej 2 edycji – kibicuję im. Nawet jeżeli w ich pracy jest zbyt dużo improvviso – kibicujmy im. All.
No tak, próbują, jak mogą. Tu też próbują. Accordone gra tu jutro 😉
Pani Kierowniczko, u mnie z propozycjami ciężko. Nie zagram ani nie zaśpiewam. Nawet na wino dobre nie zaproszę, bo jadę samochodem, a poza tym na dobre wino trzeba aż do Sopotu. Nie powiem, że w Gdańsku się nie znajdzie, ale to nie dla takich chudeuszy jak ja. Ale chętnie rączki ucałuję i wypiję razem kawę. Może przy okazji dowiem się czegoś ciekawego.
Śpiewać ani grać nie ma obowiązku – inni blogowicze potwierdzą 😉
To kiedy ta kawka? Ja tu zaraz pewnie zjem jakiś obiadek (chyba wypróbuję restauracyjkę na dole, fajnie wygląda), może po nim?
A da się zjeść w pół godzinki?
Właściwie podejrzewałem, że tak będzie. Że najpierw obiadek. Wtakim razie pozwolę sobie za pół godziny zadzwonić, jeżeli numer sprzed roku aktualny
Aktualny 🙂
To schodzę jeść 🙂
Dzis tez przybede na koncert. A o tym festiwalu w Gliwicach tez dzis slyszalam az sie obudzilam. Ja myslalam ze to „al Impriviso” to po angielsku mialo byc, tak jakos……..a wyszlo ze to po wlosku.
Slyszalam opine ze Jordi Savall, udaje ze jest muzykiem dawnym ale ja go bardzo lubie i cenie sobie jego CD, zwlaszcza takie jak Folie i Ostinato. Czesto korzystam z nich przy okazji tanca dawnego.
Kierowniczka zeszła.
Uwielbiam takie zejścia.
Soltarnie też zejdę.
A kto nie lubi i nie ceni Savalla, gdy on robi to, co umie dobrze? Nie moja wina, że dawno przestał. 🙂
Co do Gliwic, to przecież kibicujemy, no nie? Łaj not krytykować ze słusznych pozycji i konstruktywnie, to się przecież nie wyklucza.
Kierowniczka zeszła? 😯
A kiedy zmartwychwstanie? Bo ja nie mam ochoty czekać do Wielkiejnocy. 😆
60jerzy zszedł soltarnie 😯
Mam nadzieję, że żyje 🙄
Jestem, jestem. Po bardzo miłym minizlociku ze Stanisławem w kawiarni pt. Pikawa (pite było cappuccino z cynamonem, jedzony deser pt. ekstaza malinowa 😉 ). Stanisławowstwo oboje wybierają się na koncert jutro – bardzo się cieszę 😀
Carillon gra właśnie Gaude Mater Polonia 😀
Właśnie mówiłam Stanisławowi, że zwróciłam uwagę, że trzyma się repertuaru polskiego. Swoją drogą, dyskusja pod filmikiem na tubie o Rocie (link o 12:05) trochę mnie przeraziła 🙁
Po co to czytać, Pani Kierowniczko. Staram się nie przewijać ekranu i jest dobrze. Jak czasem przewinę, to staję się na chwilę gorącym zwolennikiem faszyzmu, bolszewizmu i wszelkiego zamordyzmu. 🙂
A u nas w miasteczku coś bardzo głośno i mechanicznie grało Greensleeves. W biały dzień, na głównej ulicy, i nie masz u nas żadnego carillonu. 😯
Ciekawostka 😯
A co to za miasteczko, jeśli wolno spytać? 🙂
45 km od miejsca, gdzie Pani Kierowniczka raczy teraz być. Lotem ptaka na północny zachód nawet bliżej. Drugi koniec linii SKM, dobre 70 minut, zaczyna się na W. Bardziej nie mogę się zdekonspirować. 🙂
Ufff! Ulżyło mi, że zejście Kierownictwa jednak nie było śmiertelne. 😀
Zejście solterne to jeszcze pół biedy, ale soliterne to chyba musi być dość nieprzyjemne. 🙄
Czy ja wiem? Sol terne to chyba „szara gleba”, tak mi automat tłumaczy. Czyli to by było zaliczenie gleby, takie zejście? 🙂
Znaczy, 60jerzy jako glebogryzarka? 😯
Wielki Wodzu, dlaczego nie mozesz się zdekonspirować?
Masz tylu wrogów?
Możemy ruszyć z odsieczą! 😀
Przyjmijmy, że chodziło o sauternes, i zawołajmy: à la santé!
Ja we frywolnym nastroju, bo wróciłam z frywolnego koncertu. Poświęcony był w większości świeckim madrygałom działającego na przełomie XVI i XVII w. w Gdańsku Andreasa Hakenbergera. Śpiewaliśmy jego religijne motety dwuchórowe w Ars Antiquie (nazywając go Andrzej – bo ponoć jednak był polskiego pochodzenia – i przezywając Hakenkreuz). Tu – nic z pobożnych nastrojów, wesołe niemieckie śpiewanie o nocy poślubnej czy o starej zbroi i mieczu, który już się do niczego nie nadaje (z podtekstem dwuznacznym). Ale nie tylko nieprzyzwoite, także kontestujące – nie oprę się zacytowaniu kawałka tekstu:
Żadnego rzemiosła nie ceni się już w świecie,
wszystkie stały się bezwartościowe,
żadne nie utrzymuje swojego mistrza,
z żadnego nie ma pożytku. (…)
Wszelkie rzemiosła muszą mieć narzędzie
służące do wytwarzania rzeczy;
również ten, kto potrafi grać na nosie,
nie może nic zrobić bez narzędzia.
Narzędziem tym jest
nieuczciwość i podstęp,
fałszywe serce jest zaś warsztatem,
dzięki nim wszystko się dokona”.
Nie brzmi to nader aktualnie? Takie pioseneczki wyśpiewywano w czasach Hakenbergera na posiadach w Dworze Artusa 😀
Ale żeby nie było za wesoło (i żeby Goldberg Vocal Ensemble trochę odpoczął), było też parę utworów Frobergera w wykonaniu Aliny Ratkowskiej. A Froberger – wiadomo, totalny odjazd.
Również na koncercie był minizlot – przedstawiła mi się Chiaranzana. Osoba z bardzo wszechstronnymi i niezwykle ciekawymi zainteresowaniami 🙂 Jutro mamy się spotkać pod wieczór i wybrać się na Święto Ulicy Mariackiej.
A co do dekonspiracji, nie ma potrzeby – ja już wszystko wiem 😀
Bobiku, jeżelim glebogryzarką, to kim jest w takim razie pan witze-marszałek:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8361927,Dalismy_Wratislavii_dokladnie_tyle__ile_uzgodnilismy.html
Mam wrażenie, że równie dobrze można zadawać pytania przęsłom mostowym, płytom chodnikowym.
Ale w imię bardziej sensownych wypowiedzi wicemarszałków mogę zostać nawet sieczkarnią polową lub – z przeproszeniem – zgrabiarką, w ostateczności kultywatorem.
Nie mogę powiedzieć kim jest wicemarszałek, bo jestem zdekonspirowany. Konspirator ze mnie jak z 60jerzego glebogryzarka.
Jak jesteśmy przy Gdańsku i konspiracji, to muszę powiedzieć, że w te klocki dobra jest miejscowa Akademia Muzyczna. Jak któregoś razu przyjechał wykładać i grać Sigiswald Kuijken, to dowiedziałem się o tym dwa miesiące później. Za to jak trzeba prawykonać dzieło Maksymiuka, to tramwaje oblepiają.
Ktoś tu mówił o odsieczy? Właściwie pewnej pomocy bym potrzebował, takiej niedużej. Pani Kierowniczko, mogę ogłoszenie dać?
Fajnie 😆
To w ramach dekonspiracji podrzucam stronkę Chiaranzany:
http://www.atelierpolonaise.blogspot.com/
Wodzu,
łajza oczywiście. „Fajnie” było a propos Kuijkena. Ogłoszenie? A proszę bardzo 🙂
Dziekuje Pani Gospodarz za mile spotkanie, a tu podaje program Mariackiej imprezy:
http://www.mtgsa.pl/x.php/17,pl,4406/Tajemnice-ul.-Mariackiej-program.html
pod numerem 25 jest Muzeum Archeologiczne.
Pozdrawiam artystycznie
No to daję ogłoszenie. Znów ma to związek z konspiracją.
Otóż odbywają się w różnych dziwnych miejscach imprezy muzyczne i na ogół nikt o nich nie wie, kto akurat w danej pipidówie nie mieszka i dodatkowo nie śledzi pilnie lokalnego życia. Chodzi mi o takie niejednorazowe przedsięwzięcia, organizowane co roku, czy kilka razy w roku, obojętnie, w każdym razie coś więcej (przynajmniej w pomyśle), niż doraźny koncert. Mieliśmy tu dzisiaj przykład z Gliwic, jest tego więcej, ale ta konspiracja niestety.
Dla własnych, dobrze pojętych potrzeb szukam informacji o takich imprezach i ludziach pracujących przy nich – gdzie, kiedy, kto organizuje (organizował, ma zamiar, zrezygnował bo…). Jakieś linki, nazwy, hasła, wszystko, co pozwoli trafić. Gdyby ktoś chciał mi pomóc w tej sprawie, czy to bywalec tutejszego, czy tylko tajny czytelnik, to bardzo poproszę i będę wdzięczny.
Mój adresik jest
wwpch[at]o2.pl
Przepraszam, dziękuję. 🙂
Adresik – adresikiem. 😉
Ale ogółowi też wiedza się przydaje.
Ja bym rozszerzyła prośbę o info dla wszystkich.
Wódz może na stronie dopytywać, ale inni mają szansę usłyszeć, co w trawie piszczy i poszerzyć wiedzę. 😀
No ok, ale czy nie przydałaby się w ogóle jakaś strona, która zbierałaby wszystkie takie rzeczy?
Ja wiem, że to jest prawie nierealne, Ministerstwo robi jakieś rejestry, culture.pl chyba też, ale obawiam się, że żadna strona nie ogarnia wszystkiego. Jeśli Wodzowi chodzi o kontakt z ludźmi, żeby się może czegoś nauczyć, bo sam chciałby zrobić coś fajnego w miasteczku na W u końca SKM, to chyba rzeczywiście kontakt mailowy byłby tu dla niego najlepszy…
Ale ciekawe informacje zawsze chętnie przyjmuję. Tyle że formalnie rzecz biorąc ten blog nie bardzo może być rejestrem festiwali w Polsce, no bo jak tu to systematyzować i tabelkować?…
A propos konspiry lokalnej – 31 sierpnia Ewa Pobłocka i Dang Thai Son zagrali w sali koncertowej Akademii Muzycznej w Katowicach ten sam program, który nas tak zachwycił podczas festiwalu Chopin i jego Europa. O czym dowiedziałem się już we wrześniu. Gdybym o ty wiedział – poszedłbym raz jeszcze i zaciągnął całą wycieczkę, by też zachwyciła się. Ale strona AM nie dość, że nieprzyjazna w wyszukiwaniu informacji (od klikania może ręka zdrętwieć), to nawet nie ma śładu list mailingowychm newsletter-ów itp. Jak tylko mam na nią wejść – odechciewa się. Chociaż pierwszy rzut oka wprowadza w błąd. Strasznie dzisiaj marudzę i na wszystko narzekam – Bobik chyba wykrakał mi nowa funkcję.
Idę spać – może zbudzę się bardziej pogodny i nadziemny. Pozdrawiam dywanik.
PS – stara informacja – KZ jednak nie zagrał w Salzburgu z Hagenami.
Chłe, chłe 😈
to na dekonspiracyjnej fali – tej paskudny fejsbuk 😉 miewa czasem swoje ogromne plusy, jak choćby powiadamianie o wydarzeniach czy to via znajomi, czy to znajome „parasolowe” inicjatywy, np. takie Europejskie Miasta Kultury. Pojęcia nie miałem ile się w moim mieście dzieje, póki się pod takie cudo nie podpiąłem.
Tak, to jest dobra strona FB. Ja się dotąd nie załapałam, bo i tak blog mi pochłania czas, a jeszcze dodatkowy złodziej tego czasu…
Pani Kierowniczko, czy coś stoi na przeszkodzie, żeby 60jerzy dostał oficjalnie tytuł Wielkiego Kultywatora? 🙂 Z oficjalnym skrótem WK. Wtedy będziemy mogli na przykład konspiracyjnie się zastanawiać- a na jakim to nasz WK dzisiaj koncercie? Albo – a co też nasz WK dzisiaj kultywuje?
Trochę konspiry bardzo dobrze robi na nastroje. 😎
Ja nie jestem taki, że wiem i się nie podzielę. Będę wiedział, to się będziemy martwić logistyką.
Na razie, jak mnie Pani Kierowniczka rozpracowała, mam taki Prodżekt w fazie przedkoncepcyjnej, z samymi niewiadomymi. Jak się wyjaśni pierwsza niewiadoma, czyli czy w ogóle ktoś będzie chciał ze mną gadać, to przejdę do fazy następnej. To chyba dobra kolejność. A jak nie, to będzie następny Poroniony Prodżekt. 🙂
Bobiczku, jak to, to na swoim blogu jesteś przeciwko konspirze, a tu za? 😯 A dla melomanów i muzyków skrót WK jest zastrzeżony dla Wohltemperiertes Klavier Bacha 🙂
Wodzu, to w każdym razie za Prodżekt trzymam kciuki! 🙂 Może i do W trzeba będzie przyjechać 😉
Wielki Kultywator? Czyli takie coś, tylko dużo większe?
http://www.google.pl/images?hl=pl&q=kultywator&um=1&ie=UTF-8&source=univ&ei=yrOKTKuwGsWVONCKoZwL&sa=X&oi=image_result_group&ct=title&resnum=4&ved=0CDgQsAQwAw&biw=1004&bih=583
(dlaczego te adresy takie długie i dlaczego nie umiem ładnie podpiąć? Nie, nie chcę słyszeć odpowiedzi na drugie pytanie)
Czy Wielki Wódz, gdy mu się projekt uda, będzie MUP (menadżerem udanych prodżektów), a gdy mu się nie uda, MPP (menadżerem poronionych prodżektów)?
vesper 😆
60jerzy jest jednakowóż trochę przystojniejszy 😀
Jak nigdy nie będzie wiadomo, czy chodzi o WK czy o WK, to konspira będzie już pełna. Wróg się za Chiny nie połapie. 😀
A kto powiedział, że ja u siebie jestem przeciw konspirze? Ja tylko zaproponowałem rozważania na temat konspiry. 🙂
Prawdę mówiąc, z WK ja właśnie myślałem oczymś takim jak Vesper. Bo w tym przebraniu na pewno żaden szpieg by Jerzego nie rozpoznał. 😆
W byciu MPP mam pewne doświadczenie, a MUP raczej nie grozi, bo w razie jakiegoś sukcesu zostanę stratowany przez jego wielu ojców biegnących po ordery.
Wzruszony jestem wsparciem i w tym stanie idę spać. 🙂
To dobranoc 😀
Wielki Wodzu, zrobić blog, na który ludzie będą mogli wrzucać informacje o tym, co się dzieje, to jest drobiazg. Trzeba tylko mieć, bagatela, całą masę czasu żeby tym administrować. 😉
A jak chodzi o rozreklamowanie akcji, to też drobiazg. Foma wrzuci na fejsbuka i za godzinę pół Polski będzie wiedziało, nie mówiąc już o zagranicy. 😀
Jak chodzi o tytuł i skrót od niego, to memu sercu byłby najbliższy Menedżer Od Prodżektów Specjalnych, w skrócie MOPS. 🙂
PK: 00:48 – ale tylko troszkę 🙂 chociaż repetytywność form zewnętrznych, ilustrowana fotocytatami przez Vesper, też ma swój zniewalający i wciąąągający urok.
A z tym skrótem to nie jest bardziej DWK ? Das to das und Schluss-muss.
Myślałem, że pójdę wcześniej spać, ale kajecik wessał mnię był dość skutecznie. Tym razem naprawdę już dobranoc wszystkim.
O – kodzik 1111
Nie taki znowu muss, albo się mówi Das Wohltemperierte Klavier, albo Wohltemperiertes Klavier 🙂
A ja, psiatreść, nie mogę iść spać, bo na dole w knajpie wyje jakiś wyjec i gra piano. Korzystam więc z okazji i pracuję (zatkawszy uszy)…
A nie da się iść spać zatkawszy uszy?
Nie, żebym namawiał… 😆
No nie, i tak słychać, ale w pracy to mniej przeszkadza, a zasnąć raczej przy tym nie można…
To pozostaje tylko powiedzieć sobie: ktoś nie śpi, żeby wyć mógł ktoś… 😉
Auuuuu…
Przestali. Może na chwilę? 🙁 W każdym razie spróbuję sie w końcu położyć. Dobrej nocki, piesku 🙂
A dobrej, dobrej, Pani Kierowniczko. 🙂
A to dofinansowanie do 200 000 euro, które Kierownictwo przed chwilą na górze oferowało, to bez żadnych warunków wstępnych i bezzwrotne? Bo jak tak, to bym przyjął. 😀
Pobutka.
Oj, tak, na wojenkę by się czasem chciało 😀
Przestali dopiero o trzeciej 👿 Na szczęście pod koniec już tylko fortepian. Wstałam przy pomocy budzika i gimnastyki, teraz idę na śniadanie, bo umówiłam się niestety już na 10. dowiadywać się o muzycznych zabytkach Gdańska 😉
Mam nadzieję że nie było toś w stylu:
http://www.youtube.com/watch?v=0pxDtai-sEM&feature=related
Nawet jak było lepiej to i tak bardzo współczuję.
Po zabytkach muzycznych warto jeszcze zobaczyć Sołdka 🙂
[choć to już zupełnie nie na temat]
Kierowniczkę chyba chwilowo zawiódł instynkt. Hotel na Długiej musi oznaczać słyszalną bliskość wyjców, czy to wewnątrz, czy na zewnątrz 😉
Gdyby Słodek natchnął Kierowniczkę nieodpartą chęcią zwiedzania statków, to z zabytków pływających Trójmiasta można polecić również Błyskawicę . W stoczni Marynarki Wojennej stoi też taki jeden, wciąż w budowie, a już zabytek. Też pewnie ciekawy 🙄
Moi mili, to nie mnie zawiódł instynkt, to Gdańsk 2016 mi rezerwował, nie zaglądałam darowanemu koniowi w zęby. Nie miałam też pojęcia, że hotel właściwie jeszcze nie całkiem jest oddany do użytku i że mi tak dadzą do wiwatu te cholerne chemikalia. Ze snem nie byłoby problemu, poprzedniej nocy mimo wycia zasnęłam przy zamkniętych oknach i z zatkanymi uszami, ale za to wstałam struta, z ostrym suchym kaszlem oskrzelowym 👿
Praktycznie cały dzień spędziłam z organizatorami festiwalu, bardzo było miło i dużo się dowiedziałam, ale teraz muszę się zdrzemnąć godzinkę, bo bez tego nie dam rady funkcjonować dalej. Ale na święto Mariackiej postaram się obudzić 🙂
No i wstaję, już odrobinę lepiej 😀
Obudził mnie carillon ze starą melodią Plaisir d’amour – więc nie tylko polskie kawałki gra 😉
Juz wszystko wiem o carillonie ratuszowym. W środku dnia rzeczywiście carillonistki grają. W pozostałe godziny – automat. Dziś w południe i po pierwszej był długi koncert z bardzo dziwnym repertuarem. Podobno zdarza się im grywać nawet preludia Szymanowskiego 😯
Aha, i wiadomość dla Wielkiego Wodza: przekazałam ogłoszenie organizatorom Goldbergowskiego, nie mają nic przeciwko kontaktowi, telefon jest na festiwalowej stronie, odbiera go p. Alina Ratkowska, klawesynistka i dyrektor festiwalu.
Mnie z kolei we wrocławskim hostelu też w nocy hałas dał do wiwatu – wędrówki ludów trwały bez przerwy przez całą noc, a tupanie było jakimś tam, choć marnym, nawiązaniem do wczorajszego Tańca żołnierzy z „Wilhelma Tella”. Koncert Sinfonii Varsovii, solistów i Marca Minkowskiego na Wratislavii b. udany, a publiczność międzynarodowa (m.in. duża grupa niemieckich słuchaczy). Gwoździe programu jak dla mnie były dwa: fragmenty „Roberta Diabła”, w tym szczególnie liryczne i błagalne „Toi que j’aime” w wykonaniu Henriette Bonde-Hansen – magia, pogłębiona w bisie, kiedy Henriette dała interpretację jeszcze intensywniejszą, a pod koniec osunęła się na kolana. Potem osunął się przed nią na kolana MM, a i ja bym się chętnie osunęła, bo było za co. Upewniłam się potem, że będzie śpiewała w czerwcu przyszłego roku w „Hugenotach” w Brukseli (kolejny argument, żeby się wybrać). Bertram czyli Francois Lis wczoraj został sprytnie ulokowany przez MM na ostatnim pięterku obok kontrabasów, a efekt był taki, że do publiczności dochodził głosowy walor (na co się w Mozarcie nie zapowiadało). No a jak się w „Robercie” wspaniale kotłowało – grzmoty, widma i demony, roztańczone zakonnice. Było widać, że muzykom Sinfonii Varsovii ten program bardzo zasmakował – cieszyli się każdym kęsem. Zresztą marzą o graniu z MM jak najwięcej muzyki francuskiej. Na szczyt porozumienia wzbili się też w uwerturze do „Kopciuszka” – tu już orkiestra wibrowała każdym drgnieniem wyobraźni dyrygenta. A barwy były w tym niesamowite, jak prosto z kosmosu, prym zaś wiodła koncertmistrzyni, Maria Machowska – świetna i odważna.
Dzisiaj rano na Dworcu we Wrocławiu znów spotkałam Sinfonię Varsovię, poniekąd odwiozła mnie do domu, bo jechaliśmy tym samym pociągiem 😉 Pogawędziliśmy sobie jeszcze o wczoraj i o całokształcie z p. Januszem Marynowskim. W najbliższym tygodniu szykuje się rozstrzygnięcie konkursu architektonicznego na projekt sali koncertowej przy Grochowskiej 272. Zgłoszeń było multum.
Dzięki za wiadomości wrocławsko-warszawskie 😉
I po festiwalu. Dziękuję Chiaranzanie za miłe popołudnie. Stanisławowstwo było na koncercie, ale potem dostałam SMS-a, że musieli pójść z powodu „dotkliwej niedyspozycji ruchowej” 🙁 Oby jak najszybciej przeszła!
A więcej będzie we wpisie.
A ja dziękuję za protekcję 😉
Ja rowniez bardzo dziekuje za mily popoludnie i zarazem przepraszam ze bez pozegnania ale przez te bisy omal nie spoznilam sie na tramwaj. Ja musze narazie przelknac ilosc wrazen dostarconych mi przez Marco Beasly’a.