Pędzące Króliki
Już nie całkiem o konkursie, ale jednak okołokonkursowo. Bo przy okazji naszych tutaj gwarnych dyskusji poruszyliśmy masę coraz bardziej ciekawych tematów, z których wiele nadaje się na osobną rozmowę. Np. problem tempa. Michie Koyama, jurorka tegorocznego Konkursu Chopinowskiego, zapytana w wywiadzie dla „Chopin Express”, czy młodzi pianiści inaczej grają Chopina dziś, niż wtedy, gdy ona otrzymała nagrodę na konkursie, czyli w 1985 r., powiedziała, że dziś grają o wiele szybciej. To prawda, coraz więcej spotyka się na konkursach wykonań, które sprawiają wrażenie, jakby młodzi muzycy się ścigali albo jakby się im dokądś strasznie spieszyło. To się zresztą publiczności podoba, o czym świadczy choćby powodzenie Wundera, jednego z pierwszych w tym wyścigu (zobaczmy, co on wyrabia w drugiej z wykonanych tutaj etiud, i jak bardzo jest to „estetyczne” i „chopinowskie”). Ale nie tylko on – także całkowicie inne osobowości, jak Trifonov, którym w sposób widoczny kieruje muzyka, a nie chęć podobania się (choć może też troszeczkę…), rozpędzają się czasem ogromnie, Np. tutaj: po wspaniałym wstępie i mimo pojedynczych momentów, ogólnie atmosfera zapędzenia. To już trochę nerwy, ale też estetyka. Nie będę teraz szukać więcej przykładów, ale znajdziemy ich w konkursowej kronice bez liku. Często wynikało to z powodu, że młodego pianistę (częściej przydarzało się to panom) po prostu poniosło; w „Chopin Express” nazwałam ich nieokiełznanymi źrebakami.
Czemu dziś granie typu Pędzący Królik jest tak modne? Czy rzeczywiście jest tak, że to życie coraz bardziej pędzi, czas przyspiesza i to dlatego? I czy rzeczywiście rację ma ów francuski filozof, którego cytował w radiowej Dwójce Marek Dyżewski (a którego nazwiska nie dosłyszałam, bo słuchałam tej audycji jednym uchem), który twierdzi, że ten pośpiech wynika z lęku? Chyba niekoniecznie. Przecież takie tempa zdarzały się już dawniej. Niedawno andy wrzucił tu słynne nagranie Richtera pytając przy okazji, czy rzeczywiście uważam – jak napisałam wcześniej, że „za szybkie granie to też kicz”. No cóż, jeśli o ten wyczyn Richterowy chodzi, oceniam go w kategorii żartów; każdego chyba pianistę takie wygłupy kuszą, ja np. miałam niegdyś jako swój numer do wygłupów tę sonatkę Haydna, którą sobie pędziłam ze dwa razy szybciej niż podrzucony tu Horowitz, ha, ha… ale tylko w zaciszu domowym lub w kontekście towarzyskim jakimś; nigdy bym się tak nie wygłupiała publicznie.
Ale przecież wszystkie te wygibasy wirtuozowskie gigantów końca XIX i pierwszej połowy XX wieku, pianistyka rodem jeszcze z Liszta po owe wszystkie karkołomne transkrypcje – to w końcu bardzo istotny nurt w życiu koncertowym tej epoki. Kicz? No tak, w pewnym zakresie. Jeśli gra się w ten sposób utwory do takiego stylu gry przeznaczone, to w porządku. Jeśli zaś pędzi się w utworach pomyślanych inaczej, cóż, jest to ich kaleczenie, nawet jeśli ktoś chce to widzieć jako „twórczą interpretację”. Dlaczego kicz? Dlatego, że służy wyłącznie podobaniu się publiczności i niczemu więcej. Można i tak, oczywiście. A czemu się to publiczności podoba? Na zasadach sportowego wyczynu. Tak jak podziwia się tenora za wysokie C, i to jak najdłużej wyśpiewane. To podnosi poziom adrenaliny, co sprawia wrażenie intensyfikacji doznań. Doznań – ale czy przeżyć?
Z drugiej strony to fascynujące, jak w historii pojawiała się i zanikała potrzeba szybkich temp. Teraz także zespoły muzyki dawnej strasznie pędzą, co ponoć (twierdził to tutaj kiedyś Piotr Kamiński) wynika z traktatów z epoki (nie czytałam, więc nie umiem powiedzieć, na ile to jest prawda), ale może też ma coś wspólnego z pośpiechem dzisiejszych czasów? Pędzą w Bachu, pędzą w Beethovenie (od Norringtona do Paavo Järvi). Dokąd dopędzą? Dokąd dopędzimy wszyscy?
Może czasem warto się zatrzymać i po prostu pożyć, pozachwycać się, pokontemplować…
Komentarze
Pozwolę sobie skomentowaniem Pani wpis jednym wykonanie Richtera, magicznym i niepowtarzalnym. Glenn Gould skomentował występ Richtera (niestety jestem w stanie przytoczyć tylko sens wypowiedzi) – „najbardziej magiczne wykonanie tej sonaty” a, mam na myśli oczywiście sonatę Schuberta D960. Wolne, eteryczne i niesamowite, każda nuta jest sensem samym w sobie. Pozdr
Całkowicie się zgadzam. Szybkie tempa w utworach, w których nie jest pośpiech przewidziany, to teraz bardzo popularny trend. Richter grał te etiudy w taki sposób, że czuł czas i materię samego szybkiego tempa. Dlatego da się tego słuchać. Ale młody pianista narzucając sobie duże tempo, wszystko miesza i wprowadza chaos. Mało w tym odpowiedzialności, więcej chęci zaimponowania.
beyboss – witam. Tak, to wykonanie było słynne. Tutaj ledwie słychać, ale trochę:
http://www.youtube.com/watch?v=0SdGrAXetDQ
Anderszewski się na tym wzorował zapewne, grając tę sonatę kilkanaście lat temu – i też to było fascynujące.
Witem też axela 🙂
Do pianistów się nie odnoszę.
Co do muzyki dawnej — rzeczywiście, nowsze wykonania często są szybsze od starszych (a przynajmniej wyłapywano taką zmianę), co prowadziło aż do żartów, że chodzi o stanowienie rekordów prędkości, np. w Magnificat Bacha.
Zapewne jest to kwestia pewnej mody. Ale też traktatów, też mniejszych składów i oceniania, na ile pozwala akustyka, choćby u św. Tomasza z Akwinu.
Z drugiej strony, pamiętam też reakcję na krytykę padającą pod adresem McCreesha za wyjątkowo szybki początek SMP — ktoś dotarł do wykonań z lat 30-tych, czy 40-tych i okazało się, że i wówczas były wykonania równie ‚szybkie’.
…po prostu pożyć, pozachwycać się, pokontemplować…
O to chodzi, o to chodzi.
Zachwycać się. Również codziennymi widokami. 🙂
Wyjeżdżam na trochę i będę się zachwycać. 😀
„To niewiarygodne, jak wielu jest ludzi, którzy nie rozumieją tego, co grają” (Benedetti). Szybkie tempa to sprawa tego właśnie nierozumienia. A nie rozumie się muzyki, bo samego siebie się nie rozumie. Choziainow był na tym konkursie jak wyrzut sumienia.
Wczoraj późną porą przesluchiwałam sobie różne wykonania e-molla (Chopina, jasne). Do tej pory nie studiowałam czasów podawanych w opisach, wystarczał słuch, ale popatrzyłam i zaskoczenie, na przykład Zimerman z PFO – łącznie 46′, Blechacz z konkursu 39’39, przy dużych różnicach dla każdej z części – gdzie jednen wolniej, tam drugi przyspieszył (a Rubinstein w tym wszystkim gdzieś tak pośrodku). Ale za każdym razem to przyspieszenie (a zwłaszcza zwolnienie) bardzo wyraźnie służyło muzyce (odczytaniu/interpretacji). Było naturalne.
A na deser – dwa wykonania na starych instrumentach – Lonquich z sierpnia i trochę dawniejszy Dang Thai Son. I to jest to. Zwłaszcza Lonquich – jedna z najjaśniejszych gwaizd sierpniowych. Mimo że stosunkowo szybkie.
No pewnie, bazyliko, że najlepsze to, co naturalne. Ale może jest tak, że w każdej epoce coś innego uważa się za naturalne? Może kiedyś poniżej 30′ nie będzie wypadało grać tego koncertu? Kto wie 😆
Tak, Lonquich zagrał pięknie. Już tu nieraz deklarowałam, jak go lubię 😉
mt7 – miłego wyjazdu! Też bym chciała, ale wciąż nie mogę… 🙁
Problem szybkiego zycia a co za tym idzie w muzyce czy w tancu, nie ejst mi obcy. Wlasciwie dla mnie to dosc duzy problem. Bylam swiadkiem, kiedy na warsztatach poswieconych mazurkom organiozwanym przez bardzo dobry Dom Tanca i srodowisko skupione przy Januszu Prusinowskim, mialam okazje obserwowac jak i uczestniczyc w tych warsztatach gdzie wlasnie tlumaczono rytmy mazurkowe, oberkowe, kujawiakowe. I co wyszlo, ano to ze z kazdym taktem wszyscy zaczeli przyspieszac az wlasnie zrobilo sie cos co sama nie wiem jak to nazwac. Sam Pan Janusz musial nas pilnowac abysmy wystukiwali rytm tak, jaki on powinnien byc.
To samo dotyczy tancow dawnych i zgadzam sie z tym ze muzycy graja za szybko i to tak szybko ze tancerze nie sa w stanie tanczyc np slawetny Tourdion czy np Alte Mendozze. A poniewaz czytuja dawne traktaty mistrzow tanca to mniej wiecej wiem, ze szybkosc tancerza a szybkosc muzyka to dwie rozne sprawy i dzis trudno to razem zlaczyc w harmonijna calosc. W kazdym razie z doswiadczenia wiem ze jak mialam wspolpracowac z muzykami dawnymi i prosilam o wolniejsze tempo to muzycy zazwyczaj odpowiadali ze wolniejsze tempo jest nudne i jesli tak to oni wogle nie beda grac a tancerze sa od tego aby szybko przebierac nogami.
No właśnie – „nudne”… adrenaliny brakuje, narkotyku 😈
A Janusz Prusinowski ze swoim zespołem wczoraj wystąpił po rozdaniu nagród pozaregulaminowych i dostał brawa jak żaden chyba konkursowicz 😀
Dziś jeszcze jest mazurkowanie na Skwerze. Nie wiem, czy dam radę się wybrać 🙁
Kiedyś spotkałem się i z taką hipotezą, że to kwestia przerostu słuchania muzyki ‚z puszki’, nad muzyką ‚na żywo’. Po prostu, rynek płytowy (dodalibyśmy obecnie zapewne i youtuba) promuje oryginalność. A jak prosto być oryginalnym i zachęcić do zakupu n+1 wykonania utworu (albo wysłuchania n+1 wersji)? Najprościej podkręcić tempo.
Oczywiście są i wykonania inne — przypominam sobie, jak Krystian Zimerman opisywał swoje przygotowania do nagrania Koncertu Brahmsa (pozostawiam na boku rezultat 😈 ) — z całym poszukiwaniem ideału, zamiast oryginalności. Ale ilu mamy Zimermanów?
***
Nawiasem mówiąc, mawia się, że nie ważne, czy muzyka jest poważna, czy lekka, ważne by była dobra. O tempie powiedziałbym to samo — nie ważne, czy wysokie, czy niskie, ważne że właściwe 😈
Niektóre utwory polubiłem dzięki wykonaniom w miarę (wówczas 😉 ) wysokich tempach, bo nadawały jakiś dramatyczny rytm, wigor i nieznośną lekkość bytu, gdy niskie tempa były zwyczajnie pompatyczne.
Ale to nie o Chopinie — na Chopinie się nie znam, i tyle.
Stawiam na modę 🙂 A z drugiej strony na nadprodukcję – pędząc łatwiej przykryć to, że się nie ma nic do powiedzenia poza odegraniem nutek. Bo akurat tych, co najbardziej pędzą, to ja bym o jakieś specjalne lęki nie podejrzewał… chyba że boją się, co na obiad nie zdążą…
ps
kontempluję od paru dni nowego Bacha z Rachel Podger, pędu jak na lekarstwo – i o to chodzi! 😀
Najtrudniejsze jest przebieranie głową 🙁
Proszę Państwa, ale na tym konkursie szybkobiegacze mieli nie być promowani — takie były zapowiedzi. Nie potrafię w tej chwili przytoczyć, który z jurorów o tym mówił, ale temu miało zapobiec jury w takim składzie i zmiany w sposobie oceniania. Na 100% słyszałam o tym w PR II w tym roku w lutym czy w marcu.
Bardzo lubię Rachel Podger 😀
A co sobie zakłada jury… przecież wiadomo, że często coś się zakłada, a wychodzi jak zawsze 😈
To już można wychodzić? I pisać nie tylko na Ch.? 🙂
No to przypomnę, że w tym miejscu robiliśmy kiedyś badana naukowe i wyszło, że nasza ocena tempa jest zwykle subiektywna i ma się nijak do tego pokazywanego przez przyrządy. Tempo ma być dobre, a co jest dobre oceniam ja, według kryteriów ustalonych przez siebie.
Janusz Prusinowski jest dla mnie wspanialym artysta, badaczem, on powinnien uczyc przyszlych chopinologow wlasnie o mazurkach, polonezach itp a nie panie ze szkoly baletowej.
Bardzo lubie jego plyte „Serce’
A czy mozna prosic o jakies fotki z tego mazurkowanie na Skwerze?
Skoro mnie Pani Dorota wywołała do tablicy, to wtrącę swoje trzy grosze.
Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wygłaszał w tej sprawie coś równie ogólnego i kategorycznego, są jednak pewne fakty, których ominąć niesposób. Niektóre z nich przytoczył(a? przepraszam bardzo…) PAK. Istotnie, pierwsze nagranie pierwszego chóru z Mateusza (Siegfried Ochs, 1926?) jest równie szybkie jak McCreesh, a dwa razy szybsze (5’30 do 12’30”) od słynnego nagrania Mengelberga. Bardzo szybko grał to zresztą również… Hermann Scherchen.
Szczegóły na ten temat w pasjonującym artykule:
http://www.npj.com/homepage/teritowe/jsbpdm00.html
PAK wspomina też o uwarunkowaniach architektonicznych, czyli o rosnących salach, co z kolei wynikały z cudownego rozmnożenia publiczności. W Teatrze Wielkim w Warszawie niesposób grać w tych samych tempach co w S1. Orfeusz Monteverdiego prawykonany został w sali mniejszej od Warszawskiej Opery Kameralnej. Orkiestra Mozarta w Don Giovannim liczyła 20 osób – dzisiaj w tym samym, maleńkim teatrze gra to orkiestra dwa razy większa. I tak dalej.
Ryzykowne wydaje mi się posądzenie akurat Richtera o „wygłup” – tym bardziej, że obok na jutiubie figuruje nagranie Marthy nazajutrz po konkursie, gdzie tempo jest tylko minimalnie wolniejsze.
W ogóle warto słuchać starych nagrań wielkich mistrzów (batuty, smyczka, klawiatury), gdzie czekają nas wielkie niespodzianki. Np. posłuchać jak stateczny liryk Bruno Walter grał Mozarta (i Brahmsa, i Wagnera) w latach 30 i 40.
Przyniosłem kiedyś do radia pewien komplet symfonii Brahmsa, który został zdyskwalifikowany przez drogich kolegów jako „zupełnie niebrahmsowski”, bo taki szybki. Recz w tym, że było to nagranie Jochuma z Berlińczykami (1951-56), a Jochum urodził się w pięć lat po śmierci Brahmsa, uczył się od ludzi, którzy go znali i zęby zjadł na tej muzyce…
Toscanini już w latach 40 wiedział, jak grać menuety klasyczne (dużo szybciej, p. nr 94), choć dopiero pół wieku później dowiedziono niezbicie, że to on miał rację, a nie jego krytycy.
Próbowano nam wprawdzie wmówić, że w tych starych nagraniach tempa były szybsze, bo płyta standardowa była ciasna i trzeba było przyśpieszać, żeby się zmieściło. Ale potem zaczęto publikować nagrania „żywe” z tych samych czasów i wyszło szydło z worka : grano dokładnie tak samo. Że już nie wspomnę o słynnym „zepsutym” metronomie Beethovena, który był głuchy i sam nie wiedział, co pisze…
Nawet tu jednak nie ma ogólnych zasad. U Mozarta np. niektóre rzeczy gra się „tradycyjnie” dużo za wolno (niemal wszystkie Andante i Andante alla breve, np. wstęp do Uwertury Giovanniego), a niektóre – dużo za szybko (np. uwerturę do Figara i arię „szampańską”).
Przede wszystkim zaś stosować chyba należy starą zasadę Ryszarda Straussa : tempa szybkie grać jakby były wolne, a wolne – jakby były szybkie.
Zgadzam się natomiast z Panią Dorotą, że często takie zapędzenie kryje pustkę i bezmyślność, np. w muzyce barokowej. Dość porównać op. 6 Haendla z Antoninim – i z Arte dei Suonatori. Antoniniego nawet nie dosłuchałem do końca, tak mnie wkurzył: od połowy wiedziałem, że on ma na to jeden czarno-biały pomysł i już nic nowego nie usłyszę. Suonatori, grający spokojniej, mądrzej i subtelniej, zrobili moje ukochane po dziś dzień nagranie tego cudownego opusu.
Pozdrowienia
PMK
http://www.festivalmazurki.pl/archiwum/85-podziekowania
Tu są linki do zdjeć z wiosennego festiwalu „Wszystkie Mazurki Świata”
A mnie się marzy, by młodzi szopeniściści mogli zetknąć się z prawdziwymi mazurkami wiejskimi, in crudo. To mogłoby być fascynujące.
Janusz Prusinowski nagrał zaś ostatnio (wyszła „na dniach”) nową płytę – „Fantazje na tematy polskie”, gdzie prezentuje kolaż muzyki wiejskiej z muzyką Chopina i bardzo to apetyczne.
Ja też wrzucę swoje trzy grosze 😉 tempo zależy od wykonawcy i powinno być zdeterminowane, tak aby (niestety, albo stety) było mu wygodnie. Choć różnie z tym bywa np. „Pierścień” RW najlepiej słucha się mi pod Boulezem, pasuje (jak dla mnie) to przyśpieszenie akcji, żywsze tempo narracji, a np. Karajan z wolnymi tempami kompletnie nie trafia do mnie. Natomiast nie mogę zrozumieć (czy lepiej by było nie czuję) „Parsifala” Bouleza (nagranie dla DG), które też jest szybsze niż inne wykonania, ale to jakoś nie to, natomiast wolno grający Karajan (który zresztą zafascynował mnie Parsifalem) to coś niesamowitego jakby akcja rozgrywała się, trudno to opisać słowami. Zatem według mnie różnie z tymi tempami jest…
Mic sobie życie ułatwia mówiąc o Wagnerze, bo tutaj dowolności są ogromne (a najszybszy na świecie dyrygent Toscanini zagrał najdłuższego Parsifala w historii…).
Ale sam siebie wkopałem niedawno. Słucham recitalu wagnerowskiego George’a Londona i myślę sobie „ale go dyrygent tempami wykańcza, przecież to nie do wytrzymania, jak od oddycha? bo muzyka dawno się już udusiła. Głupek jeden, Knappertsbuscha udaje, ale takie tempa to tylko Knappertsbuschowi wychodziły…”.
No i trzeba było sprawdzić, kto tym dyryguje, zanim się takie głupstwa pomyślało. Bo Knappertsbusch oczywiście.
PMK
plus dla artysty kiedy przekona nas do swojego tempa i kiedy będzie sam przekonany do niego
Hreczana mnie tez sie marzy to samo, mogloby to fajnie wygladac.
Zaluje ze teraz mnie nie ma na tym festiwalu, ja bralam udzial w kursie w Gdansku. Zaluje teraz ze nie mam okazji do cwiczenia tego co uczyl zespol Janusza Prusinowskiego. I gdzie mozna kupic te nowa plyte, szukalam na necie ale nic nie ma na ten temat.
Pozdrawiam
specjalnie dla PAK-a http://www.youtube.com/watch?v=ZqmgwM45Uh4 😀
Hyhy, ani chybi pirackie nagranie… i KZ nie zauważył 😆
Problem temp właściwych lub niewłaściwych dotyczy każdej muzyki. Pamiętam, kiedy w zamierzchłych czasach (ludzie tyle nie żyją), czyli w latach 80., Witold Lutosławski zaprezentował nam w Związku Kompozytorów Polskich nagranie amerykańskiego (i w ogóle) prawykonania swojej III Symfonii pod batutą Georga Soltiego, początek wydał mi się wspaniale energetyczny. Tyle, że po odtworzeniu kompozytor skomentował, że jemu aż tak szybkie tempo nie odpowiada, bo „trzeba dać muzyce się wygrać”. Później, kiedy usłyszałam, jak sam tę symfonię prowadzi, wydawało mi się, że jest za wolno. Z czasem się przyzwyczaiłam 🙂
Ładny filmik a propos (choć nie o końcówkę chodziło, tylko o początek):
http://www.youtube.com/watch?v=r1OVxRJ_lC0
PS. do Piotra Kamińskiego: PAK jest rodzaju męskiego 🙂
pewnie KZ przeszukuje internet 😀
a to znalazłem przed chwilą:
Nagroda XVI KCh dla największej gaduły 😉 and the winer is:
http://www.youtube.com/watch?v=CmQC95qOJCc
😆
Ja tam nie zapomnę starannej gimnastyki udręczonych stóp w wykonaniu Belli Dawidowicz (w przerwie I etapu). Ja sama też to robię, bo część mojego życia zawodowego to siedzenie na posiedzeniach, ale zawsze się upewniam, żem choć trochę przysłonięta.
Część publiczności lubi, jak pianista szybko łapami po klawiaturze przebiera, bo to jest przynajmniej jakieś wymierne kryterium. Szybko gra – znaczy, że umie. Wolno gra – widać się nie nauczył i kit chce nam wcisnąć. Przynajmniej wszystko jasne. I tak trzeba oceniać, a nie jakieś tam grubato, zrytenuto, albo gogika i magogika. 😈
Magogika Psa Bobika 😈
Bo to takie kryterium obdarzonych tzw. muzykalnością podstawową: słyszą, że coś gra albo nie gra 😛
Temat tempa – zaiste bagienny. Wciągnie, przydusi i udusi.
Kwestię tę poruszał często wspomniany tutaj i wielokroć wcześniej Horowitz – o czym pisze w wydanej właśnie w Polsce biografi tego giganta Harold Schonberg. A poruszał w ten sposób, iż narzekał, że teraz wszyscy grają wolniej niż kiedyś. A mówił o tym autorowi biografi wielokrotnie. Można by co prawda powiedzieć, że już po jego śmierci światek pianistyczny leciutko dodał gazu.
Wyrazistym przykładem jest porównanie czasu grania sonaty C-dur KV 330 Mozarta – w wykonaniu (1) Horowitza, (2) Zimermana i (3) Uchidy – bo o tych ostatnio tu było trochę mowy.
I część: H. – 6`10„ Z.-6`55„ U.-6`14„
II część: H. – 5`59„ Z.-7`18„ U.-6`27„
III część: H. – 4`55„ Z.-6`35„ U.-5`25„
Co oczywiście o niczym jeszcze nie przesądza – bo czas jest tylko jednym z wymiarów muzyki.
Koniec przerwy herbacianej – wracam do robótek. Bo inaczej skończę jak ostatnia topielica bagienna.
Hyhy… właśnie sobie zajrzałam na picasę ze zdjęciami z wiosennych Mazurków i kogóż ja tu widzę 😆
http://picasaweb.google.pl/foto.festivalmazurki/20100407WendesdaySrodaKasiaHuzarska#5459393000953230530
To i następne 😉
Ten duży pan w kapeluszu? Nie znam. 🙂
A co powiecie na to? http://www.youtube.com/watch?v=T486aECqNYo&feature=related
I przy okazji chciałem się wyżalić, że nie dostałem już biletu na recital Trifonowa, 4 Listopada. Zniknęły w 2 dni (gra w sali Koncertowej FN – czyżby tak szybko 1000 biletów poszło?). Natomiast na występ Awdiejewej z Filharmonikami Nowojorskimi bilety są.
Szanowna Pani Kierowniczko i drodzy melomani
wiele osób wypowiada się w kluczu estetycznym, o tym co „pasuje” do stylu Chopina, a w ogóle nie bierzecie pod uwagę temp wskazanych przez samego kompozytora, które w wielu utworach są bardzo precyzyjnie określone (M.M.).
W skrytykowanej przez DSz Etiudze op. 25/11 Wunder gra główną część utworu (Allegro con brio, pomijam wstęp Lento) w 2’40”, co daje tempo półnuta =69,02. To jest dokładnie to co wskazał Chopin w partyturze!
Zatem naprawdę nie chodzi o to co się komu wydaje.
Akurat sprawa temp jest nieźle zbadana w muzykologii, udowodniono na dużych próbach nagrań, że tempo wykonań spadało przez cały wiek XX (zob. np. tu: http://www.mazurka.org.uk/ana/avgtempo/). To widać nawet na przykładzie pianistów tutaj cytowanych, Richtera czy Horowitza którzy niemal zawsze w wykonaniach tych samych utworów grali z biegiem czasu coraz wolniej.
Czy teraz to średnie tempo zaczynają z powrotem wzrastać? Wypadałoby, bo oznacza to powrót do temp usankcjonowanych źródłowo. Wśród przyczyn tego że młodzi pianiści grają szybciej, zamiast posiłkować się piramidalnymi teoriami psychologicznymi, lepiej poszukać bliżej: sięgają coraz częściej po źródła kompozytorskie, interesują się stylem wykonawczym dawnych epok, grają na historycznych fortepianach (których lżejszy mechanizm pozwala na szybszą grę).
I jeszcze przestrzegałbym przed mówieniem o tempie na podstawie długości trwania ścieżek na płytach.
Nie bierzecie pod uwagę ciszy na początku i końcu ścieżki (te kilkusekundowe różnice np. w krótkich etiudach mają duże znaczenie dla wysnuwanych wniosków!), podobnie jak fermat, kadencji, innych zawieszeń; jeśli utwór rozgrywa się w dwóch tempach długość trwania nagrania nic nam nie mówi o tym czy tempo główne jest szybkie czy wolne! Lepiej użyć dostępnych powszechnie narzędzi do analizy nagrań, albo przynajmniej zmierzyć czas trwania głównego członu i podzielić przez ilość głównej jednostki metrycznej. No ale to wymaga wysiłku.
Słusznie z tą ciszą 😀
Z Wunderem może i też. Ale tak się tam męczy i w tak wysilony sposób gra, że rzecz sprawia wrażenie szybszej… 😛 Bo i jakość się liczy w ogólnym wrażeniu tempa. Owszem, chodzi i o to, co się wydaje 🙂
Swoją drogą – co już podniosłam we wpisie – ciekawe, co miało wpływ na to spadanie tempa przez cały XX wiek. I na to, że teraz się podnosi. Bo ostatni akapit WB z 20:49 ma zastosowanie tylko do niewielu świadomych pianistów… 🙁
Ja celowo podałem przykład sonaty C-dur, bo relatywnie rzecz biorąc zwięzła. Celowo nie brałem żadnych kobył typu h-moll Liszta lub zgoła koncertów. Podając w przykładach czasy uwzględniłem te uwagi. Oraz porównałem sobie ekspozycje tematów, repryzy itd. Dla podobnych nawet czasów małych odcinków np. w III części wrażenie subiektywne były zgoła różne od czysto ilościowych. Stąd moja końcowa uwaga nt, czasu w muzyce.
Nie a propos – ale w korespondencji z wpisem Beaty – czyżby zapowiadała się kolacja po Alcynie w Krakowie 2 grudnia? Wygląda na to, że spotka się nas tam trochę…
No owszem, owszem 😀 Bardzo mnie to cieszy!
Wracając do tego nagrania Wundera, zastanawiam się, kiedy ono było robione, bo przecież nie na tym konkursie ❓ Na poprzednim chyba jeszcze.
@bazylika:
Do wpisów poprzednich – mam komplet finałów (dziesiątka pianistów) i koncert laureatów na DVD z TVP Kultura
1-20 proszę o kontakt mailowy.
Jerzy: Kolacja zawsze jest a propos – Bobik z pewnością przyzna mi rację 🙂 B. dobry pomysł, tylko możemy jeszcze się zastanowić bliżej wydarzenia, czy lepiej wzmocnić się przed czy po. Bo „Alcyna” skończy się późno. Tak czy inaczej taka perspektywa cieszy 🙂 W moim przypadku to będą poprawiny „Alcyny” (po wiedeńskiej) 😉
Prześliczne te tabele mazurkowe od WB 😆
Np. taki w średnim tempie – Mazurek As-dur op. 17 nr 3: Idil Biret w 1990 r. grała go w 6’04”, a niejaki(-a) Smith (?!) w 1975 r. – w 1’55” 😆
Bardzo lubię zresztą tego mazurka – pyszne ma harmonie:
http://www.youtube.com/watch?v=r3w1Y8PeZTA&feature=related
Panie Gostku Przelatujący, bardzo dziękuję za sygnał. Proszę wybaczyć trywialne pytanie (z techniką u mnie słabo) – gdzie prv Gostkowy znajdę ?
Ja prześlę 😀
Dziękuję. Czy PK zobaczę na Czajkowskim?
Liczę na to 😀
Heh, ja w sumie też liczę… 🙂
hehe – moja mama (o ktorej wiem,z epodczytuje, ale sie nigdyneiodzywa) bedzie zachwycona tym wpisem – od lat mi mowi, jak nam schodzi na muzyke, „czy nie uwazasz, ze te orkiestry dzisiaj to jakos coraz szybciej graja?” tez mam czesto takie wrazenie. moze metronomy teraz jakies szysze robia, czy co? 🙂
zauwazylam to, zeb bylo smieszniej, najpierw u skryzpokow – kiedys w ramach marnownai azycia nan przegladaniu Youtube odsluchalam kilkanascie wykonan Scherzo-Tarantella Wieniawskiego – najpierw w ykonaniu mojego uuukochanego heifeza (ktory jest bogiem, a kto mysli inaczej, zaraz go wezwe na ubita ziemie, hehe…) – a potem w wersji kilku wspolczesnie uznanych witruozow – i mlodsza ekipa grakla to o polowe szybciej, z powodow dla mnei nnie pojetych, ja wiem,ze to jest tarantella, ale przeciez nawet najbardziej rozgalopowana tarantella to jeszcze nie TGV!
chyba coraz czestsza jest sklonnosc do mylenia predkosci wykonania z wirtuozeria – moze wynikajaca z takiego „sportowego” podejscia do muzyki, o jkaim tu juz Panstwo wspominali. gdzie sa, ja sie pytam, nauczyciele tych ludzi, zeby im wyjasnic, ze zawrotne tempo to nie wszystko? a moze czesc wykonawcow tak probuje tuszowac niedostatki warsztatu? hmm, to chyba juz nie ten poziom, zeby tak ryzykowac…
ale to prawda, temat grzaski i racje kazdy ma swoja. jak sie zaczelam nad nim zastanawiac, przyszla mi do glowy jedyna Inwencja z tych dwuglosowyvch, o ktorych nagranie mam niejakie pretensje do innego z moich bogow, Glena Goulda; to ta Trzynasta, ktora on gra bardzo, bardzo szybko i do dzis nie wiem czemu… no ale jak sie jest Glenem Gouldem to mozna sobie na to pozwolic. albo jak sie jest Klempererem i nagrywa sie Eroice w tempie „cieple kluchy w smole”. co kto lubi.
Wciągnęły mnie te mazurki 😆 ale to wcale nie jest takie proste, że wszyscy z czasem zwalniają (co zresztą może byłoby jakoś logiczne, paluszki się wolniej ruszają na starsze lata?), niektórzy nawet przyspieszają. A z Rubinsteinem jest tak, że on w 1952 grał wszystko dużo szybciej niż w 1939! Potem z powrotem zwolnił. Nawet mnie to zaskoczyło 😯
Michelangeli przyspiesza, Paderewski przyspiesza, a nawet Czerny-Stefańska op. 33 nr 2 w 1949 r. grała w 2’07”, a w 40 (!) lat później 1’54” 😀 (A Rubinstein tego samego mazurka gra akurat odwrotnie – najwolniej w 1952.)
Prawdę mówiąc to dziadowskie są takie badania, które podają wśród wykonawców nazwisko Hatto – nie znam innego pianisty o tym nazwisku niż nieszczęsna Joyce Hatto, przedmiot największego oszustwa w historii fonografii:
http://en.wikipedia.org/wiki/Joyce_Hatto
Te mazurki więc pewnie raczej w wykonaniu Eugene’a Indjica 😈
A tempo, no cóż, najważniejsze, żeby wizja artystyczna przekonująca była… 😀
…może nam dzisiaj serca szybciej biją ? wiem,że to w ogóle nie – merytotorycznie..Każdy ma swoje tempo życia, grania…Muzyk młody gniewny , prawie każdy , ( ale nie Kola np. , ale Geniuszek tak 🙂 przechodzi przez fazę „szybko i głośno „. Potem sam się dziwi, że tak grał 🙂
A potem to już jest różnie.
Jesień już, ja zwalniam chcąc niechcąc…i pozdrawiam:)
Wzajemnie pozdrawiam 😀 A tutaj ta sama etiuda, którą zlinkowałam we wpisie, w wykonaniu, które najbardziej mi się podobało na tegorocznym konkursie 😉
http://www.youtube.com/watch?v=2H6MGRGOwmY&feature=related
I bynajmniej nie dlatego, że to zwyciężczyni 😛 Troszkę wolniej, ale za to dumnie (tak zapisałam w notatkach: op. 25 nr 11 świetna, dumna) 🙂
…oczywiście nie „merytotorycznie”miało być, totalne zamglenie jesienne jakieś :))
Ja przyzwyczajam się coraz bardziej do Julianny, ale też jeszcze się trochę buntuję….ale w sumie, za tzw. całokształt, szacun.
Za całokształt szeroko pojęty taki 🙂
Jeszcze ona nam niejedno wytnie, tak coś czuję 😉
Ale mam nadzieję, że w niedługim czasie coś wytnie Kola 😀
Och, cokolwiek Kola wytnie, to ja już go kocham za to:)
Tak w ogóle, mając na swoje usprawiedliwienie to, że w tvn24 mówili,
że „biomed niekorzystny”, to ten konkurs, i ten finał, mnie zdołował był.
Ale wszystkim pianistom z calego serca życzę szczęścia:))
Ja wprawdzie nie o Chopku, ale w jakimś tam związku z tematem wpisu. Nowe spojrzenie na czas w muzyce dał mi festiwal w Jarosławiu. Tam trzeba przestawiać wewnętrzny zegar między muzyką Wschodu i Zachodu. Nie lada wyzwaniem była tegoroczna „Gra o Młodziankach w piecu ognistym” (oficjum Cerkwi staroruskiej). Na początku, kiedy jeszcze broniłam własnego „zachodniego” rytmu wewnętrznego, kościelna ławka uwierała, a rzeczywistość „Młodzianków” wydawała mi się jakaś nieprzystawalna, ba – rozwlekła nawet. Kiedy już się poddałam, po jakichś czterdziestu minutach, odsłoniła się przede mną z kolei rzeczywistość rozciągnięta w czasie, ale pełna życia, gęsta i nasycona. Aż nie chciało mi się potem jej opuszczać. Marcel Peres też potrafi swoim śpiewem stworzyć taką zachęcającą strefę czasową, lubuje się w uroczystych tempach, które napełnia po brzegi życiem.
A w takim tradycyjnym rozumieniu muzyki zachodniej, to dla mnie decydujące przy odbiorze jest, czy czuję w muzycznym całokształcie strumień życia czy też nie. Jeśli strumień płynie, to kupuję i pędzącego królika i żółwia, a jeśli nie płynie – męczę się siedzeniem w mało aromatycznym stawie 🙂
Hm, strumień życia – poetyckie i wieloznaczne określenie 😀
…kolejna errata – biorytm miało być…. skąd mi się „biomed” wziął ?
na swoje kolejne usprawiedliwienie mam ewentualnie to,że zawsze nierówno gram i poza rytmem, nawet jak równo to też nierówno:)) może to jest to rubato ? ale ja nic nie ukradłam :)))
A ja mówię Państwu dobranoc 😀
Tak coś mi się wydaje, że ten strumień życia przejawia sie np. gęsią skórka, ciarami, jak zwał tak zwał… Albo – kiedy Pani DSz napisała, ze w pewnym momencie Sonaty bmoll powiedziała O Jezu…
Ja się pobeczałam i do tej pory boję się wrócić do tej sonaty….zwłaszcza, że niedawno odszedł….Ktoś Naj….
a ten Mały to zagrał
:((((
Kochani, Konkurs zakonczyl sie definitywnie wczorajszym koncertem laureatow, na ktorym standing ovation wprawdzie nie bylo, ale za to Avdeeva pokazala wielka klase. Zaczela Nokturnem cis-moll op.25, potem Scherzo cis-moll, a na bis Preludium cis-moll op.45, Mazurek h-moll op.30 n.2 i Nokturn E-dur op.62. Grala przepieknie, o dobra klase wyzej niz pozostali. Nasza Wunderwaffe powtorzyla Andante Spianato, Geniuszas gral Etiudy op.25, bisowal op.10, Ze schematu chopinowskiego wylamal sie jedynie Trifonov, ktory zabisowal bardzo piekna… Campanella
A ja pakuje manatki i macham lapka 🙂
Pobutka (spóźniona, acz… czy za bardzo?).
Ma pani racje. Nasze wewnętrzne zycie jest o wiele szybsze i pianista grajacy zbyt wolno nas irytuje. Tak jak Geniusas grajacy w finale koncert e-moll. Zbyt wolna gra odbiera przyjemność smakowania dźwieku w tym momencie, kiedy go oczekujemy. To, co przychodzi zbyt późno – nie cieszy. Pozdrawiam:)))
To, co przychodzi zbyt późno – nie cieszy
– Zwłaszcza gdy zbyt ostentacyjnie podpada pod schemat ‚too little too late‚… 😉
Sama się łapię, że zbyt często przeszkadza mi w delektowaniu się jakimś nowym „wyważeniem” za mocno ‚wdrukowany’ wzór tempowy – wdrukowany oczywiście pod wpływem nałogowego słuchania jakiegoś wykonania… powiedzmy Hogwooda (któremu tempa ‚Mesjasza’ dyktował sam Duch Św. 😉 – tak przynajmniej utrzymywał kolega-meloman, który wie wszystko 😀 )…
…albo idiom Zimermanowski…
Przewalczyć tak mocne zakorzenienie się w organizmie pewnego ‚stanu równowagi’, bezpieczeństwa, jest czasem trudno – nawet metronomami i traktatami — zwłaszcza, że najczęściej ludź nie widzi potrzeby przewalczania… (i łapie-chłonie opinie znawców, że Hogwood wciąż najlepszy… inne zaś opinie ignoruje, zgodnie z koherencyjną definicją tak zwanej prawdy 😎 )
Zatem być może przesadne udziwnienia i inne eksperymenty twórców – to z poczucia misji? Konieczności dania odporu a przynajmniej przeciwwagi melomańskim inercjom podobnym do mojej?…
Wiecie co, ja bylam NAPRAWDE bardzo zaspana, jak to pisalam, bo nokturn byl oczywiscie op.27, a op.62 oczywiscie n.1, czyli H-dur. Coz, tak to jest, jak czlowiek wylata, macha lapkami, smuci sie, pakuje i nie wiadomo, co jeszcze.
Ale wrazenie po koncercie dokladnie takie, jak opisalam: dobrych pare klas wyzej.
Nawiasem mowiac, i przy calej mojej sympatii dla Geniuszasa zastanawiam sie, jak Gornostaeva moze mu pozwalac grac etiudy Chopina w zaleznosci od tego, jak wiatr zawieje. No bo on gra tak „ladnie” – znaczy tu sobie zwolnimy, bo latwiej, a tu podpedzimy, bo samo leci. Strasznie szkoda, bo jednak chlopak ma poten… (nie bede cytowac zlotoustych do konca).
Ale teraz to juz naprawde zasuwam walizke na cztery spusty i biegne sie jeszcze przyjaznic ostatnimi chwilami. 🙂
A ja znów zaspałam 🙁
O Geniuszku to nawet napisałam w tekście, że się jeszcze rozwija 😉
I nie dziwi mnie, że Trifonova już ciągnie w inny świat 😉
Pamiętam występ Goernera po konkursie – w programie miał samego Chopina, ale… dał pięć bisów i już były niechopinowskie. I to bardzo różnorodne. Pamiętam, bardzo się wtedy wzruszyłam Intermezzem A-dur Brahmsa, które ogromnie lubię, a które on zagrał… ach.
Ale jeszcze wracając, do tego, o czym piszą kalina i a cappella: ja dość długo odzwyczajałam się od nastawiania w danym utworze na jedno tempo, choć oczywiście zwykle mam swoje optymalne. Ale nie przeżyłabym w moim zawodzie, gdybym nie była bardziej otwarta na różnice 😀
Dlatego mogę słuchać rzeczonej sonaty Schuberta w wykonaniu Richtera i delektować się nią, choć bardzo lubię tempo Horowitza… 😉
Nie znalazłam na tubie Horowitza, ale tempo Brendla też mi pasi 😉
http://www.youtube.com/watch?v=BkH0cPzg-IU
A Anderszewski, kiedy grał to wolno a la Richter, miał dwadzieścia kilka lat 😉 No, ale on zawsze był wyjątkowy.
Teraz idę poprzyjaźnić się pożegnalnie z Tereską 😀
Horowitz też jest 🙂 – tempo niby podobne, a wrażenia całkiem inne…
http://www.youtube.com/watch?v=T3mKNcCNAQk
A Piotr Kamiński właśnie brawurowo sprowadził do parteru (w Dwójce)nagranie ‚Czarodziejskiego fletu’ przez R. Jacobsa, w tym dziwaczenia tempowe – ‚czkawki’ prześpieszeń-zwolnień, itd.
Pa, pa, pa… – doskonale pasuje do słonecznego, złocistego popołudnia… co my tu mamy, na naszej skromnej półeczce w temacie Papagena i Papageny?… 😀
Ech, popołudnie przestało być złociste i słoneczne…
Pożegnałam się z Terenią, ma samolot o 18. A za dwa dni koncert – tradycyjne kciukotrzymanie.
Hoko, dzięki za Horowitza – pewnie nie znalazłam tego z powodu pisowni nazwiska kompozytora 😆
Pamiętam, że kiedyś, w wieku bliższym podlotkowego 😉 , uważałam, że ta sonata jest piekielnie nudna i słuchałam jej w różnych wykonaniach stwierdzając, że nawet Rubinstein nic nie umie na to poradzić.. W końcu dotarłam do Horowitza i stwierdziłam, że on potrafił!
No, ale teraz już mam inną perspektywę… 🙂
Wpadłam na chwilę i idę się odchopiniać. Powinno być ładnie i ciekawie i jeśli tak będzie faktycznie, to opiszę.
O! tu jest prześliczna lineczka a propos 😀
http://www.youtube.com/watch?v=V9LgXaamxgY&feature=related
To bardzo ciekawa dyskusja na temat tempa we wspolczesnych wykonaniach.Troche mnie zastanowilo, ze nikt sposrod „blogowiczow”- chyba ze przeoczylem, za co bije sie w obydwie piersi i krzycze „mea culpa”- nie wspomnial slowem o PULSIE muzyki.
Moim najwiekszym problemem z akceptacja pewnych interpretacji, szczegolnie pianistycznych(bo smyczek troche jak glos, dyktuje tempo lepiej niz palce) jest wlasnie bardziej utrata pulsu niz „metronomicznie” spokojniejsze tempo. Tutaj czasami celuje wspominany Piotr Anderszewski, a czasami nawet skadinad wspanialy KZ( przykladem nowy koncert d-moll Brahmsa)ktory w moich uszach przynajmniej potrafi zatracic puls muzyki.W ostatnich latach zycia i w ostatnich zupelnie niepotrzebnie dokonanych nagraniach ofiara zbyt letargicznego tempa padl Claudio Arrau.
Bardzo sie zgadzam z cytowana przez P.Piotra Kaminskiego uwaga Richarda Straussa, ktora na swoj sposob staral sie we mnie utrwalic moj profesor-lodzianin Artur Balsam. Mowil on zawsze: graj szybkie nuty tak, aby byly postrzegane jako szybko poruszajaca sie MELODIA. Takimi pianistami, ktorzy stosowali sie do „straussowskiej zasady” byli np Wilhelm Kempff i nasz wlasny Horszowski. Muzycznie przykladem tej balsamowskiej wskazowki moze byc „szmeranie” lewej reki w Balladzie As-dur op47, czesto calkowicie zamazywane. Czasami gestosc harmonii powinna dyktowac tempo: czy Chopin albo Rachmaninow chcieli swoje akordowe fragmenty, „slyszalne” czy zamazane w jedna bezksztaltna mase?( final Preludium B-dur op23 Rachmaninowa, czy koda Poloneza Fantazji, albo Ballady f-moll).
Tempo tzw. wolnych czesci nigdy nie stanowilo dla mnie problemu, gdyz moimi wzorami oprocz wspomnianych pianistow( dzisiaj dodalbym do nich Andrasa Schiffa) byl rowniez spiew: grac tak szybko, jakby sie spiewalo> Wokalna fraza jest czesto w stanie podyktowac pianiscie prawidlowe tempo.
Pozostaje kwestia estetyki: ten sam Richter, ktory gral jak diabel wcielony final Appassionaty Beethovena, potrafil zanudzac( mnie, nie innych!) w sonacie Schuberta, kiedy wydawac sie moglo ze poczatek nastapil w srode, a ostatnia czesc konczyla sie w niedziele.
Heifetz byl znany ze swoich raczej wysrobowanych temp i czasami bylo to trudne( znowu dla mnie) do zniesienia. Jednoczesnie jego legendarna precyzja gry, sprawiala zludne wrazenie szybkiego tempa, kiedy metronom pokazywal nam cos zupelnie odmiennego. Generalnie powiedzial bym, ze grac w wolniejszym tempie jest znacznie trudniej i nie trzeba geniusza( Geniuszasa?) aby to pojac: mniej wtedy szans na usterki, na niedokladnosci, nierownosci itd.
Ale najbardziej jednak sluchaczowi pomaga wyrownany puls: jesli jest szybki, ale bez zmian, nie bedziemy posiadac uczucia „zadyszki”; jesli jest rownomierny, nie powstanie uczucie wspomnianej”utraty pulsu”.
Ale temat to jednak ogromny i chyba nie latwy do skomentowania jednym wspisem.
W temacie pana P.?*
—
*) Nie Pa-pa, ale właśnie wracam z ptaszków. I nie spotkałem ptaszków, tylko ten mi pędził przed obiektywem. Ale nie królik…
PS.
Tempa, a o tym cisza? (No dobrze, nie-pianista i Bruckner w tle…)
Nie tylko pianiści grają coraz szybciej, ale dźwięki stają się coraz wyższe z upływem lat. Może jest to zakodowane w naszych genach. Sugeruję by dylemat ten rozwiązać jedną prostą regułą: co pięć lat należy skracać sekundę, a zmianę sprawdzać na Konkursie Chopinowskim 😉
Mam też inny pomysł – wprowadzić nagrodę publiczności na Konkursach. I tak publiczność wybiera sobie faworytów – niech ludzie głosują telefonicznie 🙂
Urbanie:
Chyba Harnoncourt kiedyś tłumaczył podobny fenomen dla orkiestry — że błędy koryguje się łatwiej w jedną stronę.
Co do nagrody publiczności — miałem wrażenie, że tworzą się kluby kibiców poszczególnych zawodników. I że skończy się odpowiedzią na pytanie, który klub kibica będzie najliczniejszy, a nie kto najlepiej gra.
Inna rzecz, że przynajmniej nie narzekano by na wyniki przy tak klarownej regule 🙂
PAK-u, trzy linki ❗ Poczekałyby, gdybym nie wróciła… A zdjęcie zająca prześliczne! 😀
Wróciłam, bo okazało się, że z tego zmęczenia mi się pomerdało i rzecz odbyła się wczoraj 🙁 Żałuję bardzo, bo zanosiło się na ciekawy wieczór. Ale i tak roboty mam po czubek głowy. Może i lepiej, że nie zrobię teraz wpisu, bo powyższy temat, jak widzę, wciąż świetnie się rozwija 🙂
Romku, to zamazywanie, o którym piszesz, zależy również od umiejętności danego pianisty. No bo jeśli ktoś umie, to w szybkim tempie nie zamaże, a jeśli nie, to zamaże i w wolnym…
Urban: Nagroda publiczności istnieje, a właściwie jest to nagroda słuchaczy radiowej Dwójki. Po tej kampanii, jaką w tym programie przeprowadzono, nietrudno zgadnąć, kto ją dostał… Nagrodą jest występ w Studiu Koncertowym Polskiego Radia.
Dźwięki stają się coraz wyższe… Cóż, z jednej strony przypomina mi się Richter, który skarżył się pod koniec życia, że wszystko słyszy pół tomu albo cały ton wyżej (miał absolutny słuch). Z drugiej – już teraz stroi się wyżej niż parę dziesięcioleci temu: a razkreślne to już nie 440, lecz bodaj 446 Hz 😯
Za to nagrody dziennikarzy w tym roku nie było 😀
Mnie też nieraz tacy jak PAK-owi pędzą przed oczami, albo przed obiektywem duszy mojej, ale co z tego, kiedy nawet w marzeniach nie dają się złapać 🙁
A jakie są kulisy niebycia nagrody dziennikarzy? Od początku było ustalone, że nie będzie, czy też szanowne grono nijak się nie mogło dogadać, kto miałby dostać?
No jak to, taż była nagroda publiczności – w Dwójce!
PP Komentujący tak wytresowali swą publiczność, że zagłosowała (telefonicznie czy internetowo, nie pomnę) jedynie słusznie…
A tę jedyną słuszność Prowadzący (ową środową noc) emfatycznie pochwalili… 😀
Czy mam stawiać kropkę nad i i pisać, kto wygrał? 😉
😳 Oż kurczę, nie dojrzałam odnośnej kwestii Pani Kierowniczki… ale za to jaka zbieżność w retoryce! 😆
Ja nie wiem, czy są jakieś kulisy niebycia nagrody dziennikarzy poza ogólnym… hm… bałaganem 😛
Może to i lepiej. Jeden byłby za Armellini, drugi za Wunderem, trzeci za Fedorovą, czwarty za Kolą. I co? I bardzo pstro 😆
Grunt to czuć bluesa – nie na temat – ale nie mogłem się powstrzymać:
http://www.youtube.com/watch?v=7oIDaiDhEBc&feature=related
Nie rozumiem tej polskiej tendencji wieszania psow na Wunderze, skoro jedynie sluszna jest Awdiejewa no to ok. Tylko dajcie spokoj pozostalym.
Chiaranzano, co do mnie – na nikim, absolutnie nikim nic nie wieszam… ale gdy słyszę z radia mego prawie jedynego przez ostatnie trzy dni przesłuchań (w tym w środę) tajemnicze, ‚poinformowane’ poszepty: Wunder unika mediów… Wunder zamknął się w swoim pokoju… pracowaliśmy nad zdobyciem wywiadu z Wunderem, ale nie wiemy, czy się uda (środa, noc ‚oczekiwania’)… – no pszesz nawet tak nieregularna* kibicka, jak ja słyszy i wie, że poziom bardzo wyrównany, inne gwiazdy są i świecą mocno… 🙂 — z samej przekory człowiek zaczyna ‚coś’ węszyć – toż to kompetyszyn, i dopóki piłka w grze a Martha Argerich w akcji… 😉
A co do Avdeevej – słucham, patrzę, czytam… interesuje mnie, kto to… po prostu… (tym bardziej, że w przeciwieństwie do Wundera, teraz nadrabiam zaległości ‚przesłuchaniowe’…)
…i może tylko szkoda, że ‚sala’ nie wykazała się refleksem i klasą w momencie ogłaszania wyników… (ani wielu krytyków nocą, ani wiele tytułów prasowych następnego poranka… )
Obstawianie swojego konia to jedno, maniery wobec rozstrzygnięć i ich „przedmiotu” (czyli zwycięzcy) – to drugie 🙂
___
*akurat Wundera słyszałam cały 2. i 3. etap i mi się podobał bardziej, niż inni…
PAK-u, a niech będą kluby zwolenników, to coś jak kluby poselskie. Należy wprowadzić głosowanie SMS-ami (powiedzmy w cenie 10 zł) – byłaby to prawdziwa nagroda publiczności.
Doroto, wiem o nagrodzie Dwójki (tylko Dwójka docierała do Afryki bez zakłóceń), ale nie jest ona oficjalną nagrodą Konkursu. W roku 1939 „a1” już zostało zmienione z 435 Hz na 440 Hz – różnica, nie do przyjęcia dla muzyków pokroju Światosława. Daje to około 1-procentową zmianę w ciągu 70 lat.
A cappello, zgadzam się z Tobą, że oczekiwania wobec publiczności koncertowej są ciut wyższe niż oczekiwania wobec kibiców piłki kopanej.
O tak, ja się też zgadzam, powiem więcej – dla mnie to było wręcz żenujące. Chiaranzano, ja zauważyłam właśnie tendencję odwrotną – „wieszania psów” (pardon Bobika po raz kolejny), ale na zwyciężczyni. Bo nie jest Wunderem. Już się jej wymyśla wszystko, nawet że gra po akademicku (a jest od tego jak najdalsza, powiedziałabym – jest kontrowersyjna dla akademików), ale także inne rzeczy, o których nie chcę tu mówić, a które mi po prostu jeżą włos na głowie. Paru takich właśnie postów tu nie wpuściłam, ale pojawiają się gdzie indziej…
W przypadku Wundera i Bożanowa ja bym odróżnił merytoryczne zarzuty pod ich osobistym adresem od warknięć pod adresem ich fanatycznych fanów, którzy nieraz sprawiali wrażenie, że najchętniej wdeptaliby w błoto wszystkich, którzy ich kipiącego uwielbienia nie podzielają. Pianiści oczywiście temu nie są winni, ale w końcu nie sposób było tego zjawiska nie zauważyć. Myślę, że te warknięcia w kierunku fanklubu mogły czasem sprawiać wrażenie ataków na Wundera, ale przecież nie jest to to samo.
A swoją drogą, irytacja tymi nieraz naprawdę przesadnymi i zbyt demonstracyjnymi zachwytami, połączonymi z ostentacyjnym lekceważeniem wszystkich, którzy nie byli Wunderem lub Bożanowem, mogła czasem przenosić się i na samych pianistów. Tu rzeczywiście warto by się pilnować, żeby takiego pomieszania z poplątaniem nie robić.
Tu taka nota, której treść mnie bardziej zszokowała niż „szokująca” niektórych Avdeeva:
http://www.dziennik.krakow.pl/pl/aktualnosci/kultura/1077023-zszokowana-i-szokujaca-avdeeva.html,,0:pag:2
Jeśli p. Przytocki rzeczywiście w ten sposób się wyraził, nie chcę tego nazywać po imieniu. Jeśli oczywiście nie chodziło mu po prostu o to, że ona teraz nie będzie miała czasu.
„Nie przewiduję zaproszenia JA” brzmi trochę inaczej niż „zaprosiłbym, ale obawiam się, że nie będzie miała czasu”… 🙄
Jeśli sens wypowiedzi jest dokładnie taki, jak można poniekąd wnioskować z kontestu tej notki, to jest to wypowiedź istotnie szokująca.
Naprawdę nie rozumiem, co ludziska mają do Avdeevej. No nie jest Wunderem, to fakt. Według mnie to akurat zaleta, choć komuś innemu może się jawić jako wada. Trudno. Ale żeby stawać okoniem, nie uznawać jej zwycięstwa, odmawiać dziewczynie talentu? 😯
Zakładam, że dobrym polskim zwyczajem, większość krytyków pierwszy raz o niej usłyszała. Część może nawet nie słyszała jej gry podczas konkursu, tylko powtarza po „autorytetach”.
Na stronie festiwalu już jest, że zagra Dumont:
http://www.fmp.org.pl/pl/3/0/21/program
Chyba tam nie pojadę… 👿
aż chyba zrobię sobie tiszert z napisem „Lubię Awdiejewą” 😈
Tu jest ładne jej zdjęcie z zakręconymi włosami, szkoda, że z tego zrezygnowała, bo jej było ładnie:
http://pl.chopin.nifc.pl/chopin/persons/detail/page/3/id/6793
Na tiszert by nawet taka laseczka pasowała 😉
Właśnie z tej stronki się dowiedziałam, że jest jakiś nowy Chopin, o imieniu Fdyredyk 😯
Mnie się Fdyredyk podoba. Coś z weredyka, coś z Ferdydurke i coś z Chopka. Bardzo wielowymiarowe imię. 😈
A redyk to prosta droga do Szymanowskiego.
Julianna ma oczy jak George Sand,zobaczcie u Delacroix.
Czy Kolę ktoś zakontraktował,czy czarna dziura?
a może GS i YA to jakaś rodzina 😉
na ukołysanie do snu:
http://www.youtube.com/watch?v=ASeBgMsKWZo
Ciekawa dyskusja Adama Rozlacha z Adamem Harasiewiczem teraz w PR.1 radia.
Warto posłuchać!
Eeee…. a czemu nie pojsc?
Slyszalam o tych slowach dyrektora, no coz nie ktorzy nie potrafia moze sie opanowac? Al byc moze Pani A odmowila, bo z tego co widac ma duzo poropozycji wiec zaproszono Wundera, jako nastepnego ” w kolejce”
Ja nie odmawiam pani A jej talentu, ani perfekcji. Zreszta moge oceniac tylko tak jak ja czuje, do mnie nie przemowila czy to znaczy ze nie rozumiem muzyki Chopina byc moze.Ale zastanawia mnie dlaczego taka wybitna i dobra pianistka zbulwersowala tak wielu ludzi bo przeciez wsrod nich sa tez znawcy tematu? tak sadze. Gdyby wszytskich zachwycila, wszyscy by ja nosili na rekach a tak sie nie stalo, dlaczego? Przeciez nie chodzi o to ze to ktos z Rosji, chociaz gdzie slyszalam tez takie glosy. Dlaczego jury w takim razie tak wzburzylo publicznosc swoim werdyktem? Nie wiem i troche przyznam szczerze pogubilam sie w tym co ma reprezentowac taki konkurs, jednemu sie podoba cos innego drugiemu jeszcze cos innego, jak to pogodzic?
Spadek po napoleońskich ekscesach pod Moskwą?A Maurycy Saski miał taki przerób,że kto wie???
Marcin D. – dzięki za cynk. Oj, ciekawe, ciekawe…
Marci D dziekuje info w radio
Znalazlam przypadkiem blog bardzo interesujacy o Konkursie :
http://www.michael-moran.com/
Harasiewicz był też w jury eliminacyjnym ❗
To on był w tym gremium, które początkowo odrzuciło Avdeevą…
Za groźna była? 😯
AH był jurorem w kwietniu, wstępna eliminacja (DVD) to była tylko profesura polska…
Puścili kawałek Geniuszka i już wiem dokładnie, o czym pisała Tereska @9:29…
O Koli AH mówi „przesentymentalizowane”, „nie bardzo dojrzałe”…
Kola przesentymentalizowany? 😯
Ale YA chyba nie traktowano z początku jako bardzo groźnej rywalki dla czyjegokolwiek faworyta. Tak mi się przynajmniej wydaje. Było słychać, że dziewczyna jest dobra, ale bardzo specyficzna, charakterna, co raczej dawało szansę na wyróżnienie lub którąś kolejną nagrodę, ale nie pierwszą. Nie podejrzewałabym jury z eliminacji o tak daleko posunięty makiawelizm.
No bardzo odkrywczy jest AH: lepiej czasem nawet zrobić pomyłkę niż grać wszystko z nut 😯
Przejdzie do historii 😛
A ja, nedzny fredzelek Dywanika, melduje poslusznie, ze Wieza Ajfla stoi, Luk Triumfalny oswietlony, a tak w ogole, to w Paryzu… Swieta. Juz iluminacje pelna para. A mniesie zawsze wydawalo, ze zaczynaja po 1 listopada. Coz, widac Swieta docelowo maja sie zaczynac po 1 wrzesnia.
🙂
O, już przyleciała 😀
Krytycy, którzy pierwszy raz usłyszeli. Wściekli poplecznicy koterii, które nie przepchnęły swoich. Obrażone autorytety. Tłum powtarzający z nabożeństwem za autorytetami. Wreszcie kibole. Powiedzcie, dlaczego mnie to nie dziwi?
No, przyleciala i przyzwyczaja sie do innej klawiatury…
A czy kros moglby tak strescic tego Harasiewicza?
No ogólnie tak w największym skrócie to oczywiście Wunder był najlepszy i tylko dlatego nie wygrał, że zabrakło jego głosu, bo nie mógł niestety głosować na swojego ucznia.
Dziennikarz wspomnial o nagrodzie Zimermanna ze chyba miala wys 12 a na rozdaniu wyszla z tego jakas mala sumka. Dziennikarz zadzwonil do niego i wyszlo ze Z nic o tym nie wiedzial, czy to kolejny poslizg zwiazany z konkursem?
No i dlaczego wszyscy twierdza ze Bozanow sie obrazil? To sa chyba tylko domysly.
http://merlin.pl/Complete-Recordings-On-Deutsche-Grammophon_Vladimir-Horowitz/browse/product/4,819388.html
Ta kolekcja wydaje się godna polecenia:)
ps. tak trochę smutno mi się zrobiło, gdy red. Rozlach mówił o tych skandalach i skandalikach podczas konkursu Ch. – a z tą nagrodą Zimermanna to wstyd….
Z tą nagrodą to rzeczywiście jakiś obciach 😯 Jeśli oczywiście ktoś, kto wpisywał, nie pomylił się po prostu…
Czy u nas nic nie może odbyć się normalnie?
Znów KZ gula urośnie i znów będzie miał rację…
Może ciepnęli z tej nagrody, żeby mieć na dwie drugie… ale takich rzeczy się nie robi 👿
Trzeba będzie zasięgnąć języka.
A Zimerman, proszę Państwa, pisze się przez jedno n.
Chyba trzeba powołać sejmową komisję śledczą!
O! 😀
Spadam,bo padam i rano się nie nadam.
Ja takoż 🙂
Dobranoc!
Tak, w sam raz dla sejmowej komisji! Można z góry przyjąć parę hipotez – na przykład zmowę tusko-ruską 🙄
He he 😈
A ja jeszcze rzuciłam okiem na podlinkowany przez Chiaranzanę blog Michaela, którego zresztą znam. Ciekawa postać; Australijczyk, od lat siedzi w Polsce, z Polką ożeniony, a nie zna polskiego 😉 Wydał ostatnio książkę Kraj z Księżyca – to o Polsce oczywiście.
Podoba mu się bardzo Avdeeva. O Wunderze pisze, że na podstawie samego Koncertu mógłby wygrać, ale wcześniejsze etapy miał nierówne. Na Kolę, zwłaszcza na Sonatę, nie bardzo się załapał…
Ile ludzi, tyle zdań 🙂
Tez sobie podczytalam. Ciekawe
Ale teraz naprawde juz padam
papa
Jeżeli mnie pamięć nie myli, to pieniądze na nagrodę KZ miały iść z wpływów za sprzedaż biletów na pjego pamiętne tourne z muzyką Bacewicz – maestro KZ na tę rzecz podobno zrezygnował z honorariów… Czy pamięć mnie nie myli. I jak nazywał się organizator tamtej trasy, jakoś tak na na Ha.. ha.
Ale może faktycznie już nic nie pamiętam?
Politycznie poprawny youtube poprawia Fyrderyka na Fryderyka, ale z Fdyredykiem sobie nie radzi… Cóż, pobutka, która wyskoczyła z politycznie poprawnej poprawki.
organizatorem był pan Haluch (Warszawski Impresariat Artystyczny) i zgadza się, że całe honorarium KZ miało iść na nagrodę (zresztą sam do dołożyłem na ten cel 😉 )
podrzucam do przeanalizowania:
http://konkurs.chopin.pl/pl/edition/xvi/verdicts2/1989_etap_i
ciekawe kiedy będzie reszta etapów i czy zostaną ujawnione poszczególni jurorzy
p.s.
a pamięć pana 60jerzy jest w znakomitej formie! 😀
skoro już wszyscy wypowiedzieli się o tempie, to może teraz o zagęszczeniu faktury? tak a propos odHokowego koncertów skrzypcowych Bacha z Rachel Podger (dzięki Hoko za polecenie, chyba że miałeś na myśli partity i sonaty solo…) mi się pomyślało, że mniej nieraz znaczy więcej.
Dzień dobry,
o rany, już zapomniałam, jaką operetę zrobił z tego KZ 😆
No baardzo ciekawe z tą punktacją pierwszoetapową. Dużo mi się zgadza, np. że Armellini i Fedorova w I etapie mniej mi się podobały, a bardzo podobał mi się Zhdanov. Natomiast najlepszy było Kola i zaraz po nim Kocica – i to też mi się zgadza 😀
Wysoko Kultyshev, niezbyt wysoko Wakarecy, najlepszy z Polaków – Koziak, niewiele niżej od Wundera, który także w strefie stanów średnio-wyższych…
No i jak to się zmieniało…
(ciekawe byłoby jeszcze podanie, kto jak głosował, ale rozumiem, że to już za dużo danych 😛 )
poczekajmy, bo już są tabele wszystkich etapów
p.s.
wrzuciłem do Excela wyniki i wychodzą ciekawe rzeczy 😀 kiedy się patrzy tylko na głosy TAK a kiedy się patrzy na średnią punktów
😮 Są już wszystkie etapy!
O spóźniłam się… Ciekawam wniosków z zestawienia 2 sposobów oceny. Choć średnia punktacja liczona była prawdopodobnie po odrzuceniu punktacji skrajnych – stąd n.p. Kola miał najwyższą punktację w pierwszym etapie, mimo że miał jednego jurora przeciwko sobie.
A potem go przycinali 👿
III etap tak nisko? 😯
Zdumiewająca jest punktacja Zhdanova w II etapie.
To wygląda, jakby utrącano najlepszych. I tym samym z czasem np. Wunder dostał się do grona najlepszych 😆 Że Avdeevej się nie dostało, to istny cud. Coraz bardziej się cieszę, że przynajmniej ona została doceniona…
głosy skrajne były inaczej traktowane:
http://konkurs.chopin.pl/pl/edition/xvi/rules/965_rules_of_the_competition_jury
punkt XV
I w III etapie Wunder lepszy niż Trifonov ❓
Przecież to nawet nie leżało jedno obok drugiego…
Na marginesie – pan A. H. ma pod swoją opieką impresaryjną I.Wundera. Z regulaminowego pkt. XV wynika, że jury ma ewaluować. No i wyewaluowało.
Lektura tego punktu jest przeżyciem transcendentnym.
Dobranoc.
No ja przepraszam…
Jakie dobranoc 😯 😆
foma,
koncerty – tylko te nowe, bo jest jeszcze stare nagranie HM, gdzie Podger towarzyszy A. Manze (albo odwrotnie), takie ciepłe kluchy 🙂 A solowe nagrania skrzypaczki jakoś mną nie wstrząsnęły 😉
Hoko,
aha, tegoroczne, z Brecon Baroque.
A czy ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć punktację finałów? Bo ja nic z tego nie rozumiem. 😯
jury wpisywało przy nazwiskach miejsce od 1 do 10 (mogli wystawiać miejsca ex aequo), te miejsca potraktowano jako punkty, wyliczono średnią ze wszystkich głosów (w przypadku tzw. studenta, dzielono przez mniejszą ilość jurorów, tak jak w poprzednich etapach), średnią ustawili w kolejności rosnącej
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że im mniej, tym lepiej… 😉
kto miał lepszą ‚przeciętną’ miejsca miał wyższą nagrodę
Ja własnie próbuje zgadnąć. Ewidentnie podają średnią z głosowania na nagrody – I nagroda – 1 pkt. II – 2 itd., ale wtedy dlaczego tylko Tysman ma 9,0 pkt? Może punktowano od 1 do 6, a brak miejsca na liście jurora to automatycznie 9 punktów, a Tysman była jedyną osobą, której nikt do nagrody nie nominował? Ale zagadka…
Dzięki,micu!
każdy juror ustawiał kandydatów od 1 do 10 (6 nagród i 4 wyróżnienia) w klasyfikacji, mógł ją organizować jak chciał np. którejś miejsce nie przyznać a dać inne podwójnie
Uwieeeelbiam statystyki i zestawienia liczbowe. 😆 To jest dopiero świetny materiał do snucia teorii spiskowych. 😈
Na przykład taka drobna szczegóła, że w przypadku Koli, Trifonowa, Geniuszasa, ale i Wundera czy Bożanowa, od samego początku były głosy na nie, czyli ktoś uznawał, że nie powinni nawet przejść do następnego etapu. No, bez jaj, zajączki. 🙄 Można było mieć wątpliwości, czy któremuś z nich należało się zwycięstwo, ale chyba nie co do tego, czy powinni znaleźć się w II etapie. 😯
W sumie chyba faktycznie należy się cieszyć, że wygrała Awdiejewa, a nie jakiś najsłabszy uczestnik, którego przepuszczano dalej, bo dla nikogo nie stanowił zagrożenia. 😀
Czyli nie miała wygrać Yamaha… 🙄
Można uwielbiać czy nie uwielbiać, ale jasno widać, że wygrał ten uczestnik, który zdaniem jury miał wygrać. No surpises
Eee, publiczność chyba jednak miała siurpryzę… 😉
Chyba będę musiał zostac dłużej w pracy, bo bumelowałem nieumiarkowanie. Ale przecież blog australijski trzeba było jednym tchem przeczytać i jeszcze trochę go przemyśleć. A potem punktacj… Nie rozumiem się na tym. Rozumiem, że Awdejewa wygrała bezapelacyjnie i wynik około 1,5 to praktycznie nokaut dla pozostałych. Ale te miejsca dotyczyły finału, czy od razu całości – od I etapu. Wygląda mi, że to drugie, ale czy to mogło być tak, że miejsca z finału były korygowane jakimś współczynnikiem z trzech poprzednich etapów?
Australijczykowi też się gdzieś skojarzył Chopin Awdejewej z Beciem. To mnie cieszy, bo też takie miałem, choć przy innym utworze. Ale im więcej się czyta i porównuje z własnymi prostackimi wrażeniami, tym bardziej zwycięstwo Awdejewej wydaje się słuszne. Ale mnie najbardziej denerwuje nie to, że ktoś uważa, że ktoś inny był lepszy, tylko odmawianie Awdejewej osobowości, bo to już wyraźnie zła wola.
Moran zauważa wiele pięknych cech Koli, ale wśród laureatów paru pierwszych miejsc go nie widzi. Czytając go wydaje się, że zna się na rzeczy. Widać więc, jak bardzo indywidualny jest odbiór muzyki. Dlatego dobór jury wydaje się tym razem doskonały. Tylu muzyków praktykujących przez dziesięciolecia, a przecież tak różnych. To musiało dać dobry efekt. Tylko rzeczywiście niedocenienie Koli trochę dziwi. Musiało być tak rzeczywiście, że Chazjainowa skreślano jako szczególnie groźnego. Dlaczego podobnie nie skreślano Awdejewej, można snuć różne domysły. Moje podejrzenia już kilka dni temu podawałem. Wydawała się mało groźna.
We mnie jej gra chwilami budziła sprzeciw, który teraz oceniam jako nieuzasadniony. Prawdopodobnie wydawało mi się, że to nie Chopin. Moran twierdzi, że na pewno jest to jakiś Chopin. MA nazwała to twórczym poszukiwaniem. Każdy z jurorów bardzo wysoko punktował z przekonaniem, że i tak nie wygra, bo te twórcze poszukiwanie wzbudzą sprzeciw wielu jurorów. Ale tym razem jurorzy to muzycy, którzy nie wypadli skądśtam sroce, i prawie wszyscy ją docenili.
O Wunderze Moran pisze, że finał zagrał najlepiej, ale w poprzednich etapach był nierówny. Dodał: „ale kto nie był”. Potem przyznał, że właśnie Awdejewa nie była, czyli była równa od początku do końca.
Moran pisze jeszcze coś ciekawego, co mnie trochę zaskoczyło, i nie jestem pewien, czy to prawda. Mianowicie gra Chopina jest oceniana w Polsce nieco inaczej niż poza Polską. I dotyczy to nie tylko muzykologów i kryryków, ale wszystkich, nawet nie tylko melomanów. Zwrócił uwagę, że mniej będą tu trafiać muzycy francuscy. Zachwycał się Fei Fei i Huangci, ale zdobywanie nagród przewidywał raczej w przyszłości. To wszystko zgadzało się z odczuciami wielu dywanowych blogowiczów, ale francuskie granie nie do kończ, bo wprawdzie Dumont tu nie zachwycał, to HT miała tu niezły aplauz.
Wracając do oce: chciałbym wiedzieć, czy były jakieś oceny za finał. Jeżeli nie, to chciałbym poznać punktację w konkursie na najlepsze wykonanie koncertu.
I na koniec sprawa nagrody za sonatę. Czy to pewne, że Awdejewa dostała dużo mniej niż było w regulaminnie, czy też może ktoś się pomylił podając, ile dostała. Teoretycznie uszczuplenie nagrody jest niemożliwe. Z regulaminu wynika, że żadna nagroda nie może być niższa, niż w regulaminie podano. Na stronie Konkursu podano: Nagroda specjalna Krystiana Zimermana za najlepsze wykonanie sonaty: 12.000 EUR.
Jeszcze przychodzi mi do głowy, że może było na tę nagrodę 12 tysięcy, ale złotych, a pisząc regulamin, gdzie nagrody wyceniano w euro, wpisano wartość złotówkową i tak poszło. A pieniędzy było, ile było. Ale przecież 12 tysięcy złotych jako honorarium KZ za tourne to chyba żart jakiś. Może on i filantrop, ale na pewno się szanuje.
No przecież ze cztery stówy za bilet się płaciło…
mi się wydaje po prostu że oni miejsca końcowe przyznali za wykonania koncertu. gdyby było inaczej Bożanow skończyłby w okolicach Wundera. Awdiejewa była oceniana na każdym etapie wysoko – podobnie jak Bożanow. Wunder na każdym chyba etapie niżej od Bozanowa. Wunder drugi Bułgar czwarty. Dla mnie jest tam w tym punktowaniu parę rzeczy kosmicznych ale deliberowanie nad tym to łamanie głowy nad rozlanym mlekiem. Kilka ‚yes” w stosunku do niektórych uczestników naprawdę jest zastanawiające.
Aha… Harasiewicz sam wspominał kiedyś że jak wygrywał to wygrał praktycznie ostatnim koncertem. Domyślnie chyba starsi jurorzy tak oceniali całość konkursu. wg mnie poziom zaprezentowany w koncertach odzwierciedla końcowe wyniki. Choziajnow poza 1 etapem nie był w cenie. Tyson nawet w 3 etapie dostał 4 Yes jeśłi dobrze pamietam. „Ot pomorek…Zabij nie pojmnę” jak to klasyk mawiał.
nie wiem na czym polegał fenomen Rosjanki że tak przypadła do gustu od pierwszych nutek. Może tą powtórzeniem ekspozycji w sonacie zaczętą od Grave? No tak… takich rzeczy nieczęsto można doświadczyć chyba
Z tym powtórzeniem w sonacie to faktycznie mi szczęka opadła 😯
Ja dokładnie to napisałam w poprzednim wpisie. Że Avdeeva była cały czas wysoko i że wysokie miejsca Wunder i Geniusas zawdzięczają koncertowi. A Bozhanov – przeciwnie, koncertem skiepścił sobie średnią, a już i w poprzednim etapie nie był taki świetny, mimo owacji publiczności. Ale owację miał też Wunder (i relatywnie wysoką punktację), który zarżnął sonatę… 👿
za finał podano tylko wyliczenia miejsc, przegłosowanie regulaminu miało przyspieszyć prace jury, gdyż juror wybierał uczestnikowi miejsce od 1 do 10 biorąc pod uwagę cały konkurs i w tym wypadku nie było chyba żadnych korekt (jak w poprzednich etapach), juror wybiera (zgłasza kandydaturę) kandydata do nagrody (za mazurki etc.) wpisując jego nazwisko w formularz, lub pozostawia pusty (głos wstrzymujący się, czyli uznaje, że nagroda powinna nie zostać przyznana), aby kandydat otrzymał nagrodę musi na niego oddać głos ponad połowa składu jury, kwalifikacja ‚studenta’ nie działa podczas tego głosowania
Gdyby wszyscy umieścili Helenę na ostatnim miejscu, miałaby 10,0 punktów.
Nie znam mechanizmu obliczania, ale domyślam się, że dodaje się nr miejsca od każdego z 12 jurorów, odejmuje się najwyższe i najniższe i dzieli przez 10. Jeżeli jest tu student któregoś jurora, od niego nie ma nr miejsca i sumę dzieli się przez 9. Awdejewa w takim przypadku powinna mieć sumę miejsc 14,7, co nijak nie wydaje się możliwe. Stąd podejrzenie, że może rezultat tych wyliczeń potem korygowano jakoś współczynnikiem za 3 etapy. Czy ktoś to wie, jak naprawdę liczono?
mic, rozumiem, że nie przyznawano miejsc finalistom, tylko finalistów miejscom. Wtedy rzeczywiście może to wyjść inaczej, ale nie znam mechanizmu. Na wynik 1,47 nie składa się iloraz jakichkolwiek liczb całkowitych z przedziału od 1 do 50.
Wczoraj dziennikarz pytal sie tez o to czy to mozliwe zeby w czasie trwania konkursu, zmieniac jego regulamin, a to chyba juz wielce nie tego…….dlatego watpliwosci sa i pozostana. Nie wiem jak to wplynie w przyszlosci na konkurs ale ci co zostali odrzuceni przeciez wcale nie ejst takie pewne ze beda jeszcze raz chcieli brac w tym udzial.
Z tym ponownym braniem udziału w konkursie to jakoś nie do końca jestem przekonany. Myślę o motywacji.
Magnes KCh zbyt silnie przyciąga, by zniechęcać uczestników jakimiś aferami w ocenianiu.
Poza tym zawsze można liczyć na efekt Pogorelica – zostałem sławny dzięki skandalowi.
Wunder został odrzucony, wrócił i zajął bardzo dobre miejsce. Można było sobie dowolnie dyskutować, ale dysponując punktacją z poszczególnych etapów można zadziwić się nad paroma kwestiami, ale sprawa I miejsca i umiejscowienia Wundera na II jest raczej jasna i zrozumiała. Również punktowania przy tych dwóch nazwiskach w trzech etapach raczaj podważać się nie da. Czy mogły przjść Włoszki zamiast pary Francuzów? Tu juz nie będzie zgody, chociaż na Dywanie na pewno panuje przekonanie, że zamiast Dumonta powinna byc Armellini i to przekonanie jest mało kontrowersyjne. Również awans do III etapu Wakarecego zamiast Koziaka wydaje się być efektem zdolności przekonywania do niego przez kogoś z jury. Jeszce parę osób odpadło w sposób przedziwny, ale nawet śledząc punktowe wyniki poszczególnych etapów wydają się te dziwne decyzje raczej przypadkowymi.
Armellini i Koziak mieli po 5 głosów za, o 1 mniej niż Tysman, ale o 2 mniej niż Dumont i Wakarecy. Polityczną poprawnością było oddanie głosu na gospodarza. Głosów tych mieli 12, czyli tyle, ile dostali Koziak i Wakarecy razem. A że Wakarecy miał lepszy doping, przeszedł on a nie Koziak. To dość proste. Dlaczego Armellini miała o 2 głosy mniej niż Dumont, a ten był o 1 głos wyżej niż Helene, mogę lekko podejrzewać we względach częściowo obiektywnych. Ale za mało się na tym znam. Wiem tyle, ile przeczytałem u Morona na temat odmiennego rozumienia Chopina we Francji i w Polsce. Helena, być może, była nam bliższa pod tym względem, natomiast Dumont bardziej francuski i lepiej akceptowany u jurorów spoza Polski.
Myślę, że w tej ostatniej kwestii najwięcej miałaby do powiedzenia Pani Teresa i mam nadzieję, że się wypowie, gdy odpocznie po podróży tak pełnej wrażeń.
Tak czy inaczej im dłużej się w to wciągam, tym bardziej wierzę w sporą dozę bezstronności jury, choć chachmęcenia dla wypromowania kogoś przeznaczonego do wygrania uderzyły niewątpliwie w Chazjainowa. Zgadzam się też, że i lobbowano na rzecz instrumentu, ale te zabiegi mogły docierać do jury tylko jako promowanie osób a nie bezpośrednio instrumentu i okazały się, jak widać nieskuteczne.
A propos powtórzenia. Maron pisze, że widać było, jak jury w całości żywo zareagowało na powtórzenie w sonacie, które tak rzadko jest właściwie wykonane. To za wysoka półka na mój rozum, ale wystarczy, żeby posadzić o złą wolę tych, którzy twierdzili, że sonata Awdejewej była koszmarna.
O Geniuszu Awdejewej posłuchałem wykładu w sobotę wieczorem. Przy dzikiej kaczce 😛 gospodyni przyjęcia, prawie pianistka (nie ukończone konserwatorium z powodu rzucenia wszystkiego, by polecieć za mężem), rozpływała się nad talentem laureatki I nagrody. Ale to konserwatorium było w Leningradzie. Jednak z tego punktu widzenia i Chazjainow mógł konkurować, a jednak nie konkurował.
Widzę, że zanudziłem wszystkich i się wynieśli. Ale jeszcze raz Maron. Wielokrotnie pisze o arystokratycznej sylwetce i twarzy Awdejewej. To mnie nieco zdziwiło. W twarzy widać charakter, ale czy akurat arystokratyczne rysy… Co to w ogóle ma do rzeczy. Ale dalej można jeszcze przeczytać o graniu błękitokrwistym, co już mnie tęgo ubawiło.
Tak, rzeczywiscie, rozumienie (i nierozumienie) Chopina we Francji, ktore najpewniej jest wpisane w szerszy kontekst europejski, to temat wazki i zaslugujacy na glebsza refleksje. We Francji pokutuje ukuty w XIX wieku image Chopina salonowego, ktory pisal specyficzne mazurki i walce dla panienek i – jak juz tu kiedys wspominalam – Chopin zdecydowanie pozostaje w cieniu na przyklad Schumanna (co moi koledzy pianisci niejednokrotnie dali mi odczuc). Zreszta nie sadze (ale moge sie mylic), ze Dumont poplynie na fali Konkursu Chopinowskiego. Tu raczej Bruksela rzadzi. No i Konkurs Marguerite Long (choc w mniejszym stopniu). Czasy sensacji Luisady juz minely. Nawet Giusiano wlasciwie nie wyplynal na fali KCH.
Ale wracajac do naczych arcyciekawych statystyk.
Podobilam sobie slupki i wyszly mi rzeczy zastanawiajace. Troche lezy mi na sercu Joasia Rozewska. I okazuje sie, ze miala 35 punktacje, o wlos wyzej od Marka Brachy. Podobnie Jitsukawa – 37 punktacja, Zuber byl 40, Evstushin 41. Dopiero po nich Jiyai Sun i Marianna Prjevalskaya.
Joasia przegrala mniejszoscia oddanych na nia glosow (5, a z tego, co widze, prog byl 6)
Ale… wsrod grajacych w II etapie znalazl sie Xin Tong, ktoremu z punktow wychodzilo miejsce… 52. I tu uwazam, ze jednak to chyba przesada.
Podobnie po podsumowaniu punktow z I i II etapu wychodzi, co nastepuje:
Zhdanov – 14 (wiec III etap spokojnie, nawet nie na granicy)
Fedorova – 19
Ale Rachel Cheung (do ktorej nic nie mam) – dopiero 25, tymczasem wchodzi do III etapu.
Podobna rzecz dzieje sie po III etapie – po podsumowaniu wszystkiego mamy na 10 miejscu Leonore Armellini. Hélène Tysman jest dopiero… 16
Tak wiec w moim odczuciu zdecydowanie przewazalo glosowanie. Troche to dziwne jednak.
Nie, Stanislawie, nie zanudziles, tylko przygotowanie takich tabelek zajmuje troche czasu 😉
Szacun dla detektywów, wshistle blowerów, analityków i rachmistrzów ❗
🙂
No właśnie. Wszystkie kontrowersje, o których tu mówiliśmy, potwierdziły się.
O tym Tongu od razu mówiłam, że nie miał prawa w ogóle przejść 👿
A w ogóle to czy nie przyszedł już czas na rozpoczęcie powieści sensacyjnej w stylu Dana Browna, z Bractwem św. Idiomu w jednej z głównych ról? 😉
Zagranie powtórzenia w Sonacie wywołuje genetycznie zakodowany impuls w mózgach jurorów…?
Rzecz nie w tym, że zagrała powtórzenie. Większość grała, Kola też. Ona jednak zagrała je nieprawidłowo: łącznie z wstępem (Grave), który należy pominąć ❗
Aaa, to znaczy tym bardziej wywołała impuls.
Ja na szybciutko z pracy, ale sprawa sonaty Avdeevej mnie zainteresowala, bo juz w 2 miejscu toczy sie dyskusja. Ja nie pianistka, ani nie mam (i nie mialam przy przesluchaniach) pod reka nut, wiec nie wglebialam sie w temat, ale slyszalam w TVP jak po jej recitalu bodajze pani Tarnawska powiedziala wlasnie cos o „nietypowej” repetycji, dodajac ze… i teraz nie pamietam…chyba jest to jakies nietypowe wydanie….no nie pamietam. Ale zapamietalam, ze ona „cos tam zrobila” co robi sie rzadko, ale nie jest pomylka, tylko inna wersja. Moze ktos sluchal dokladniej???
Pozdrawiam serdecznie 🙂
No właśnie dokładnie o tym piszę @14:28 🙂 Nie znam żadnego wydania, według którego można powtarzać ze wstępem. Ale może takie jest?
To nie na moją wiedzę. Cytuję Marona:
„In the Sonata Op. 35 she observed the correct form of repeat in the First Movement which the jury noticed visibly. The rest of the work was exalted and imposing”…. „I cannot help but see her win or come second to Buzhanov. It all depends on the concerto this evening and what he does with it”
Raczej wierzę PK, ale to tylko tak po znajomości, bo łatwiej wierzyć swojemu niż obcemu.
Ale powtórzona jest zazwyczaj ekspozycja, a więc nie wstęp, więc wierzyć już łatwiej. Ale zgodnie z regulaminem „nie należy uwzględniać repetycji ekspozycji w pierwszej części Sonaty h-moll, repetycja I części Sonaty b-moll może być wykonywana lub nie”. Zatem przy sonacie h-moll jest mowa o ekspozycji, natomiast przy b-moll o całej I części. I tu się zaczyna rozszczepianie włosa na 4. Zakładając, że prawidłowe jest powtórzenie całej I części, żury nie miały prawa punktować tego. Nie miały też parawa odejmować innym za pominięcie repetycji. Ale mogły odjąć innym punkty za repetycję tylko ekspozycji, bo takiej opcji w regulaminie nie ma.
A teraz mam ubaw. Bo z tego, co przeczytałem teraz, a co ukazało się wcześniej, wynika, że to z różnych wydań może wynikać. Ale regulamin mówi o powtórzeniu całej I części czyli bazuje na wydaniu wyjątkowym, gdy ogólnie obowiązuje jako podstawowy „urtext” z wydania pod redakcją Ekierta. A jak jest właśnie tam?
Stanisławie, on się Moran nazywa…
Nie całej I części! Nigdy się nie powtarza CAŁEJ I części! Chodzi o powtórzenie ekspozycji, a co to jest ekspozycja – odsyłam do mojego wpisu o sonacie.
Stanislawie, wydanie Ekiera 😉
A jezeli chodzi o powtarzanie Grave, to jak gleboko pamiecia siegne, przy kazdym konkursie pojawiaja sie spory. W istocie, zalezy to od wydania.
Tak wiem, że się Moran nazywa, ale byłbym chory, gdybym czegoś nie przekręcił. Wierzę, że tylko ekspozycję, czyli szybszy temat bez wstępu i bez łącznika (mogę bredzić, bo się na tym nie znam, ale chyba to tak jakoś jest, bodajże allegro sonatowe). Tak nakazuje teoria. Ale dlaczego w regulaminie jest mowa w h-moll o powtórzeniu ekspozycji, a w b-moll o powtórzeniu I części. Jeszcze dopuszczam możliwość, że Awdejewa szczegółowo przeczytała regulamin i sobie powiedziała: chcecie powtórzenia I części w całości, będziecie mieli. Zobaczycie, że mogę wszystko, co tylko chcecie. 🙂
Tereso, toż zawsze przekręcam. Kawaler Orderu Orła Białego nie jest dla mnie nowym nazwiskiem 😳
W studio mowili o jakims innym wydaniu, ale…skleroza nie boli, nazwy nie pamietam 🙂 Moze ktos ma nagrane? Albo szybki telefon do Tarnawskiej, bo to ona chyba mowila 😉
Nie pamiętam tak pasjonującej dyskusji. Szkoda, że czas do domu 🙁
Przyznam, że nie zachwycałem się Panią Tarnawską jako pianistką, natomiast w Kulturze bardzo mi się podobała. Mówiła zazwyczaj z sensem i nie promowała nikogo na siłę, co innym się zdarzało.
Pierwsze wydanie francuskie:
http://www.cfeo.org.uk/apps/image.jsp?imageKey=2155&workComponentKey=21
Pierwsze wydanie niemieckie:
http://www.cfeo.org.uk/apps/image.jsp?imageKey=2177&workComponentKey=21
Pierwsze wydanie angielskie (z uroczym podtytulem „Agréments de Salon”, co akurat do tej sonaty pasuje jak ulal 😉
http://www.cfeo.org.uk/apps/image.jsp?imageKey=2201&workComponentKey=21
Niestety nie nagrywałem III etapu z TVP Kultura z braku miejsca na dysku.
Wychodzac z zalozenia, ze francuskie wydanie wydaje sie najbardziej miarodajne, gdyz mieszkajacy w Paryzu Chopin mial do niego najwiekszy dostep, Avdeeva po prostu przyjela je za podstawe i powtorzyla Grave.
Ale czy tam po ekspozycji jest znak powtórzenia?
# Dorota Szwarcman pisze:
2010-10-25 o godz. 14:59
No właśnie dokładnie o tym piszę @14:28 🙂 Nie znam żadnego wydania, według którego można powtarzać ze wstępem. Ale może takie jest?
Pani Kierowniczko, poniżej wklejam cytat z komentarza na YT (do b-molla KZ):
„”wonderful zimerman!! but…the repetition is not taken from the right point! the repetition must be played from the beginning, and not from the 5th bar!! it’s a misprint of the first german edition, 1840.””
No właśnie, co jest błędem? Diabli wiedzą, Chopek jak zwykle namieszał. Dlatego istotne jest pytanie, jakie zadaję @15:42…
Właśnie sobie powiększyłam zdjęcia na CFEO i owszem, jest zaznaczona repetycja całej ekspozycji.
Ach, przecież można wirtualnie przewrócić kartkę.
No fakt, jest znak repetycji. Komentator cytowany przez Natkę uważa więc wersję niemiecką za błąd, ponieważ jest ona jedna przeciw tamtym dwóm. U Paderewskiego jest pewnie za wydaniem niemieckim, które wydaje się bardziej logiczne muzycznie.
Tak jeszcze patrząc na punktację, to widać, że Wunder był cały czas nie tylko za Avdeevą, ale i za Bozhanovem, i za Geniuszkiem! (A w I etapie i za Kolą, i za Zhdanovem.) Zmieniło się to dopiero w ostatniej chwili, przy zmianie regulaminu, gdzie głosował juz Harasiewicz 👿
Wszystko cacy, nieścisłości odkryte i wyeksponowane, a ostatecznie decyzje żuri są niezaskarżalne i możemy sobie pogadać.
Nie doczytałem się w regulaminie o możliwości zmiany regulaminu w trakcie. W każdym konkursie jest jakiś dym – widać taka jego uroda.
Jedyne, co możemy teraz zrobić, to głosować portfelem i nogami, chodząc na koncerty niesprawidliwie odwalonych.
A czy ktoś wczoraj słuchał Wakarecego z POR i Borowiczem?
Ja prawie zasnąłem, a kociasom aż wąsy fruwały od chrapania 🙂
Powitanie.
Dodam dłuższą myśl w sprawie wartości konkursu i kryteriów szopenizacji młodzieży.
Przesłanki:
1. konkurs jest instytucją publiczną,
2. konkurs ma znaczenie dla formowania się hierarchii wartości i kryteriów (to jedna z głównych jego funkcji)
3. konkurs jest szopenowski
Od końca zaczynając i nieodkrywczo – jeśli poszukuje się dzisiejszego (współczesnego) wykonania w duchu Chopina, to ile by się nie znalazło i jakie by nie były różnice, można twierdzić, że to czy tamto uważa się za bardziej czy mniej szopenowskie i o to się spierać – to ,miałoby sens jako poszukiwanie prawdy ( w rzeczy samej teraźniejszej i nie absolutnej). I tego trzeba by moim zdaniem bronić w przypadku polskiego konkursu: nie – interpretacje, a właśnie w zgodzie z duchem, kto go z muzycznej młodzieży dzisiaj najlepiej wyraził Jeśli się w tej sprawie zgodzić ideowo, to trzeba to wykonać organizując odpowiednio konkurs, w tym – dobierając skład jury i sposób jego działania, a także takie detale jak scenografia koncertu laureatów. Konkursów nie brakuje – może, i powinien, być jeden, taki właśnie dzisiaj awangardowy, wcale nie strażniczy (nie trzymający straży przy tradycji), ale którego uczestnicy mają świadomość, że poszukuje się tu wzorów i kryteriów z romantyzmu na dzisiaj. Czy jakoś podobnie. A przecież i wtedy konkurs będzie miejscem sporu o wartości i kryteria. jednak nie trzeba tego
zamiatać pod dywan i przemilczać. Odwrotnie o tym trzeba dyskutować przed nagradzaniem i po nagradzaniu.
Tym bardziej więc obrady jury nie mogą być kapturowe. Nie musimy jurorów oglądać, jak pracują, ale kto za czym i dlaczego był wiedzieć musimy. Jak i my, także dyrektor i minister nie muszą wchodzić na obrady jury ani nagabywać jurorów, mogą z własnych zarobków ufundować nagrodę, przyznać i uzasadnić. To jest konkurs publiczny i powinien być przejrzysty. Każdy uczestnik ma prawo dyskutować z jurorem w sprawie werdyktu. Jurorzy, skoro mają odwagę osądzać, to powinni mieć odwagę przyznać się do swojego osądu i obowiązek go uzasadnić.
Może spróbować głosowania grupami. Pianiści (powyżej 25 lat), nauczyciele (nie koncertujący), krytycy oraz słuchacze (publiczność), a nawet producenci muzyczni (lepiej żeby nie kryli się za poprzednimi grupami, choć mają chyba największe środki do manipulacji) przyznawali by swoje nagrody i z zasady nie byłoby jednego pierwszego, a grupa laureatów, chyba, że oceny byłyby zgodne. Nie ma powodu (w urynkawianym pod każdym możliwym względem świecie) by jedna grupa (także własnego partykularnego interesu) arbitralnie decydowała kto wygrywa. Że jeden jest za młody i przesentymentalizowany, a niedojrzały (jakby dojrzałość chodziła w parze z wiekiem wygrać powinien po prostu najstarszy), drugi za głośno wali w pedały, ale trzeci jest dobry bo się u mnie uczył.
To jest konkurs dla młodzieży, która spotyka się tutaj z określonym światem realnie praktykowanych wartości. Jest oceniana i pouczana. Dobrze by było gdyby były to wartości z ducha Chopina, o czym można podebatować i co nieustająco jest godne debaty. No i żeby nie były bezwstydnie stosowane i interpretowane wg doraźnego widzimisię. Tym bardziej, że część z tej młodzieży pobrała już nauki ze świata konkursów, profesjonalnej edukacji czy ogólnie z popkultury. A to się okazuje w ocenie dyrektora być raz źle (jak gra Wunder), raz dobrze (jak dyrektor „fetuje” laureatów w operze albo jak gra Awdiejewa). Z wartościami i kryteriami w sztuce zawsze jest niepewnie, nie znaczy jednak, że dopuszczane musi być takie utylitarne mieszanie.
Ja słyszałem na konkursie istotną różnicę między Choziainowem, Kułtyszewem i Trofimowem a Awdiejewą czy Wunderem. Wedle mnie w uproszczeniu – między muzykami dramatycznymi a muzykami efektownymi. U niektórych egzystowały w różnych proporcjach dramat z efektownością, występowali także i inni. Ale to była główna oś konfrontacji grup (bo to są postawy czy paradygmaty nie tylko muzyczne) wartości. W tej ostatecznie wyrazistej rywalizacji efektowni raczej nieprzekonywująco wygrali z dramatycznymi, staraniem jury, a i orkiestry. Mnie jednak jedną sonatą przekonał Choziainow. W ogóle brak nagrody dla niego uważam za znak niedobrej tendencji. Przypominam też sobie , że Wunder 5 lat temu bardziej mi się podobał, i mam tylko nadzieję że Choziainow staraniem miedzy innymi jury tego i innych konkursów nie znajdzie się za 5 lat bliżej dzisiejszego Wundera.
A swoją drogą czy finaliści nie mogli by grać z jakąś orkiestrą młodzieżową, w rodzaju orkiestry Dudamela albo Orkiestry Centralnej Szkoły Muzycznej.
To że w grę nie wchodzą tylko kryteria nazwijmy w skrócie artystyczne i nie tylko u jurorów, dowodzi także wspominany wyżej Australijczyk, ostatecznie tez posługuje się kryteriami raczej psychologicznymi, wytykając Choziainowowi brak równowagi emocjonalnej w sonacie. Ja jestem całkowicie odwrotnego zdania – dawno nie słyszałem tak silnego, pełnego konsekwencji i równowagi wykonania. A przeciwnie gdy grała ją Awdiejewa, w części III pojawiała mi się Laura z Filonem, jak się grzebią – sentymentalna sielanka pogrzebowa. To nie był taki chilliout, jak u niefrasobliwego Tysona, ale jednak taka liryka z dramatem uspokojonym. I choćby to były tylko specyficzne gusta, dlaczego nie miałyby wygrywać na jednym festiwalu i się wyróżniać w morzu niby różnorodnej efektowności. (wirtuozerii) wytwarzanym przez muzyczny biznes.
Nagroda za sonatę dla Awdiejewej, a nie dla Choziainowa jest symbolicznym znakiem grupowego wyboru na rzecz efektowności kontrolującej uczucia (zarządzającej uczuciami) w miejsce uczuć kontrolujących efektowność – tutaj w wykonaniach Chopina, ale chyba nie tylko. Tacy są organizatorzy i ich Europa.
I cały czas ktoś próbował wyeliminować Kolę, a po III etapie już 4 osoby. Ciekawe, że właśnie tylu było polskich jurorów. Nie, żebym snuła teorie spiskowe, ale Kola i kilku innych pianistów wyraźnie zagrażali komuś. Kola najbardziej ucierpiał –…. mam nadzieję, że to go wzmocni.
Adam Harasiewicz polskim jurorem? Od ilu lat mieszka za granicą?
Zhdanova szybciej utrącili 👿 Ta jego punktacja w II etapie to szok. Na pewno grał na dużo więcej niż mu dali. Tez komuś przeszkadzał.
Gostek Przelotem pisze:
2010-10-25 o godz. 16:15
(…)A czy ktoś wczoraj słuchał Wakarecego z POR i Borowiczem?
Ja prawie zasnąłem, a kociasom aż wąsy fruwały od chrapania
Może trzeba było ten stary koncertowy dowcip: Nie chrap tak, budzisz innych!
🙂
Szkoda, że nie żyjemy w idealnym świecie, gdzie takie rzeczy się nie zdarzają.
Obawiam się tylko, że niesprawiedliwie odwaleni będą omijać Polskę.
Zawsze zoostają płyty.
Witam peregrinusa 🙂
Coś w tej konkluzji jest.
Ja, jak już tu wcześniej wspominałam, usłyszałam po raz pierwszy Avdeevą dwa lata temu na festiwalu Chopin i jego Europa. Grała m.in. Sonatę a-moll Schuberta D 784. To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie: ta sonata jest zresztą szczególna, dość dziwna, transowa. Avdeeva zagrała I część szybko i energicznie, sprężając się (Kocica! 😉 ) i skradając. Pomyślałam: w gruncie rzeczy to nie Schubert, nikt tego tak nie gra. To ona. Spojrzenie młodej gniewnej na muzykę Schuberta. Bardzo to mnie zainteresowało.
Gdyby istniał „konkurs schubertowski”, na którym pilnuje się Św. Idiomu (schubertowskiego) i ona by w nim startowała, nie wygrałaby go zapewne. Ale jakoś tak się składa, że ciągle mam to wykonanie w uchu. To się nazywa osobowość!
Bez przesady, Natko. Z tych niesprawiedliwie odwalonych mamy Zhdanova, ktory i tak w Polsce gra, i Khozyainova, ktory jednak jest przeciez finalista, wiec moze nie jest az tak zle. Innych niesprawiedliwie odwalonych tak naprawde nie widze. No, moze jeszcze Fedorova.
A co do głosowania grupami, to taki eksperyment prawdopodobnie będzie miał miejsce na przyszłorocznym Konkursie im. Wieniawskiego. Ale to na razie jeszcze w sferze pomysłów. Ogólnie może być bardzo ciekawie. Żeby tylko uczestnicy dopisali…
Teresko, no i Armellini. Ale ona ma czas.
Tak, i Armellini. Fakt. Ale z tego, co bylo mi dane zaobserwowac, wyjezdza z Polski z bardzo dobrymi wspomnieniami, wiec tez bez obaw, przyjedzie, jesli o Niej nie zapomna. 😉
tjczekaj pisze:
PK wspomniała kiedyś, że Pani spotkała Kolę i rozmawiała z nim – czy może Pani uchylić rąbka…?
No tak, po pierwszym etapie, po ogloszeniu wynikow szlismy razem w strone metra i wygladalo na to, ze on nie do konca zdaje sobie sprawe z wlasnej wartosci (czemu sie nie dziwie, 18 lat). No i na to, ze zyje w innym swiecie (ale to slychac), troche nieobecnym. Ale bardzo sie ucieszyl, jak zyczylam mu ni pucha, ni piera. Pewnie nie spodziewal sie, ze ktos spoza Rosji to zna. W odzywce k ciortu bylo sporo wdziecznosci.
Bardzo wrazliwy i niezbyt pewny siebie mlody czlowiek. Bardzo mile wrazenia. Bedzie dobrze, bedzie.
Harasiewicz dość otwarcie opowiada o punktowaniu. Warto posłuchać:
http://www.polskieradio.pl/7/178/Artykul/270627,Zdania-jury-byly-bardzo-podzielone
Czyli jak sie feruje wyroki:
Za Harasiewiczem:
Avdeeva wygrała z Wunderem różnicą jednego punktu. Różnica wzięła się ze skrajnych ocen jednego z jurorów.
– W jury zasiadała pianistka z Japonii, która na przykład w ogóle nie widziała Ingolfa Wundera w finale. Potem żałowała swojego werdyktu, ale mimo to przyznała mu szóste miejsce – opowiadał Harasiewicz.
– Tu była kwestia komputerowa. Jeżeli byłaby jakaś dyskusja, jakby każdy powiedział co o tym myśli, to może by do czegoś doszło – tłumaczył Harasiewicz.
Pianista dodał także, że wyniki konkursu zależą od punktacji, a ta jest wyliczana arytmetycznie.
– Niektórzy dawali dla Avdeevej pierwszą nagrodę, a inni na przykład dopiero czwartą i to się dzieliło arytmetycznie – mówił Harasiewicz.
Odpowiadam: Jeden punkt (jesli myslec o tym finalowym punkcie), to BARDZO duzo.
Jeden punkt dzieli bowiem Avdeeva od Wundera i Geniusasa (a Wundera od Geniusasa tylko 0,2 punktu)
Jeden punkt dzieli Wundera od Trifonova
Niecale 0,5 punktu dzieli Trifonova i Bozhanova
A 0,25 punktu Bozhanova od Dumonta
Jezeli zas mowa o punktach za etapy – smiem zauwazyc, ze po pierwszych trzech Avdeeva ma 280,08, a Wunder – 264,27
Po pierwszym etapie Wunder jest 7, po II i po III – 4, po finalach – II, po podsumowaniu punktow z trzech etapow – 4, II nagroda
Po pierwszym etapie Avdeeva jest 2, po II i po III – pierwsza, po finalach pierwsza z JEDNYM punktem przewagi, po podsumowaniu punktow z trzech etapow – PIERWSZA, bezapelacyjnie
Po pierwszym etapie Bozhanov jest 3, po II – 3, po III – drugi, po finalach – czwarty, po podsumowaniu punktow – drugi! IV nagroda (tu mozna by kopie kruszyc, jak widac)
Po pierwszym etapie Trifonov jest 8, po II – 5, po III – 5, po finalach – 4, wiec trzeci, podsumowanie punktow z trzech etapow – piaty, III nagroda
Dumont: po pierwszym… 10, po drugim – 19, po trzecim – 6, po trzech razem – 8, w koncu V nagroda
Khozyainov: po pierwszym pierwszy, po drugim – 7, po trzecim – 7, po trzech – 6, po finalach – VIII
Ech, manipulowanie opinia publiczna i robienie ludziom wody z mozgu. Jezeli o kogos kopie kruszyc i punktami sie zaslaniac, to raczej o Bozhanova (jak widac), czy zapytowywac sie o Dumonta.
Nie chce mi sie juz dalej tego roztrzasac, bo to bezsensowne
Wiec niby przepraszam, gdzie ta arytmetyka? I gdzie ta komputerowa bezdusznosc? Mnie jakos wychodzi zupelnie na opak.
ERRATA:
Wundera od Geniusasa tylko 0,02 punktu!
peregrinusie (och, jak milo cos tak bliskiego sercu zobaczyc 🙂 ). Jeszcze przeczytalam ostatnie zdanie i chociaz zgadzam sie z nim calkowicie, nasunelo mi pewna refleksje.
Pamietacie bowiem nasza dyskusje nad sonata b-moll i konsekwencjami dotykania otchlani.
I tak sobie pomyslalam, ze dobrze sie stalo. Zagrac sonate b-moll tak jak zrobil to ten dzieciak mozna raz w zyciu, no, moze dwa, trzy. Nie wiecej. On musi nauczyc sie spekulowac, inaczej wypali sie przed czasem. Musi nauczyc sie chronic siebie samego. Ja naprawde nie zycze mu losu Rimbaud’a. Niech okrzepnie. Chcialabym, by podolal Wielkiej Pianistyce i Wielkiemu Artyzmowi. A te nie moga byc ciagle z pogranicza swiatow. To zbyt niebezpieczne.
…zgadzam się z Panią Teresą bardzo w kwestii sonaty i koniecznej w przypadku Nikołaja nauki spekulacji , zwłaszcza w tak szlachetnym celu 🙂
TCzekaj. Zachęcony pozwalam sobie na dalsze peregrynacje.
Nie wiem o Choziainowie więcej niż znalazłem w internecie i słuchałem z internetu tylko gry konkursowej i wykonań Liszta (nomen omen Totentanza) z orkiestrą ze szkoły muzycznej.
Jeśli jego Błagowieszczeńsk to ten w Baszkirii, byłby czymś jak nasze Nakło albo jeszcze cichszym.
Może jest czymś w rodzaju ucznia czarnoksiężnika, jakkolwiek samorodnym.
18 latek nie zdążył się dłużej uczyć się i dlatego tak zagrał. Być może gdyby uczył go Marek Dyżewski to już miałby wykształcenie dostateczne i nie słyszelibyśmy takiej sonaty, słuchając przecież też wzruszeni Wundera w h-moll.
Teraz wcale nie żartując: interesujące inspiracje znajduję w zodiaku (nie w przewidywaniu przyszłości ale w modelu ludzkiego rozwoju). Jak się Choziainow urodził Słońce było w znaku raka. To znak wodny, kardynalny z księżycem. Racza woda sięga najgłębszych korzeni bytu i uczuć. Więc jeśli ktoś ma sięgać duszy Chopina, to wygląda na to, że nasz Kola będzie kompetentny.
Ale po konkursie chyba będzie intensywniej edukowany przez różnych nauczycieli, przysposabiany do naszej dzisiejszej kultury, która domaga się indywidualności i osobowości, ale efektywnej publicznie. Będzie dojrzewał i muzycznie i emocjonalnie chyba pod ściślejszym nadzorem. Dlatego różnie z Kolą być może. Dziś jest surowy i wg mnie muzycznie ascetyczny. Ale diamenty nie zostawia się w spokoju lecz rozwija się w oszlifowane rubiny, by zarobiły dla nas także pieniądze.
Również widzę powody do niepokoju. To może być za duży dla nas talent. Na konkursie być może odezwała się przewidująca zawiść (ma na myśli jurorów, którzy w konkurowaniu mają dostateczna szkołę – taką motywację im po ludzku przypisuję). Kto odezwie się dalej, na co wpadnie sam Choziainow?
Poloneza-fantazję zaczyna głosem z kosmosu. Ale od kosmosu, Chopina i głębin bytu może nas bać się powinien bardziej, przecież nie wygląda na tak zmyślnego, jak Awdiejewa.
peregrinusie, on w ogole nie z tej jest planety. I dlatego napisalam to, co napisalam. Musi okrzepnac, troszeczke ochlonac z zachlysniecia muzyka po to, zeby mogl nia rzadzic. A ma do tego wszystko, co potrzeba.
Nawiasem mowiac, nie zdziwilabym sie wcale, gdyby zostal dyrygentem. Ale o tym juz chyba gdzies pisalam.
Nie jestem pewna, czy chodzilo tu o zawisc. Sonata b-moll byla dla mnie niezapomniana kreacja artystyczna, ale koncert popsuty przez Stwosza. No, jednak tak. Skandalem byloby, gdyby nie wszedl do finalu. Wszedl. Z globalnej punktacji po trzech etapach wyszlo mu ciut ciut za Trifonovem, z finalu tuz za Kultyshevem. Mogl miec VI nagrode – po punktach nawet jak najbardziej, po odczuciach – zdecydowanie wyzej. Wyszlo, jak wyszlo.
Nie wyglada na tak zmyslnego jak Avdeeva – alez to dwa odmienne temperamenty artystyczne. No i dzieli ich siedem lat zycia i doswiadczen. Prawie jedna trzecia metryki.
To naprawde nie ma najmniejszego znaczenia, czy wkroczy sie na estrady swiata majac lat 18, czy 26. Nawet 32. Wazne, by potrafic ogarnac.
Wlasciwie w konkursach, ktore odbywaja sie co 5 lat zdarza sie, ze karty rozdaje metryka. Po Koli widac i czuc, ze gdyby przyjechal za rok, moglby rozdawac karty do woli. Za piec lat juz nie bedzie mu to potrzebne. Zreszta on jest dla mnie takim „pozakonkursowym” temperamentem. Ostatecznie z samego wygrania konkursu niewiele wynika, a sa tacy, co do zadnego nie stawali i dobrze sie maja na estradach swiata.
W kazdym badz razie za przywilej uwazam sobie posluchanie go na zywo w tym konkursie. A dalej – niech sobie postudiuje spokojnie. W koncu i Zimerman tez zaczynal prawdziwie wielka kariere troszke pozniej, okrzepnawszy nieco.
Czasy sie troche zmienily, a poniewaz wlasnie pieniadz rzadzi i na kazdym laureacie „nalezy” zbic jak najwiekszy kapital, dobrze jest jednak, gdy ow laureat jest na tyle opancerzony i otoczony, ze nie pozwoli sie wykonczyc managerom.
Reasumujac: na pewno i gnajac pojde na koncert:
Avdeevej, bo mnie intryguje
Khozyainova, bo wejdzie w muzyke zupelnie z innej perspektywy
Trifonova, bo mnie rozmarzy
Armellini, bo mnie zachwyci
Bozhanova, bo na pewno cos wymysli
Tysman, jezeli bedzie grala miniatury
Wundera, ale tylko z orkiestra
Fei-Fei Dong, bo polubilam jej styl grania 🙂
Zhdanova, bo pokaze kawal wielkiej pianistyki
Tysona, ale tylko w zaleznosci od repertuaru. 😉
i… Gracjana Szymczaka, ale tylko jezeli przestanie sie krzywic okropnie 😉
A ja nie pójdę na Trifonova, bo na koncerty dla młodzieży nie ma biletów prasowych… buuu… 🙁
Bylo byc mlodzieza, hihihihihi…
E tam, cos na pewno znajdzie sie przed wejsciem. Glaszcze wirtualnie na pocieszenie.
Na pocieszenie to ja kawałek powieści fantasy napisałam… zapraszam 😉
Pani Kierowniczko, wielce szanowna:
Istnieja obecnie w tzw. „zelaznym repertuarze” pianistow dwie kompozycje , ktore w ostatnich latach ulegly interpretacyjnym/tekstowym przemianom.
Pierwsza jest slynna Patetyczna (c-moll, op.13) Beethovena, druga dyskutowana na forum II SOnata CHopina. W obydwu niektorzy pianisci powtarzaja ekspozycje, co wydaje sie nie bardzo sensowne, ale to wlasnie sie ostatnio przyjelo.
Traycje powtorzenia calej intrudukcji w Patetycznej zapoczatkowal przed szescioma niemal dekadami Rudolf Serkin i przez wiele lat bylo to niespotykanym na estradach ewenementem. Potam w nagraniu uczynila to Ania Dorfmann( kopiujac chyba Serkina, bo jej wlasna muzyczna wiedza byla , powiedzmy delikatnie, watpliwa: wiem, bo pobieralem u niej lekcje…). Dzisiaj te dziwna powtorke preferuje Andras Schiff i wyjasnia to osobliwe zjawisko obszernie w swoim komentarzu( dostepne na CD firmy ECM)
Sonata Chopina i i powtorka pierszych czterech taktow jest rowniez ostatnio coraz popularniejsza, nawet uwzglednia to o ile pamiec mnie nie myli, Pollini, ktory nie gral tak na wczesniejszym nagraniu dla DG.
Mozna wiec powiedziec , ze jest to watpliwa decyzja, nieprzekonywujaca , albo nie posiadajaca zbyt wiele sensu, ale NIE MOZNA powiedziec, ze jest to „tekstowym bledem”. Wieksi od nas zaakceptowali te nowa traycje, wiec moze nie powinnismy posuwac sie do az tak drastycznych opinii.
Dodaje: osobiscie jestem tymi „nowymi tradycjami” bardzo malo przekonany, ale nie odwaze sie nazywac ich bledem ( bo taki glupi to nie BEDEM….::))
Romku,
już tu wyżej oglądaliśmy wirtualnie wszystkie pierwodruki. Tak, w wydaniu niemieckim jest repetycja bez wstępu, we francuskim i angielskim – ze wstępem, w każdym razie nie jest on oddzielony znakiem powtórzenia. A cholerny Fryc nic z żadnym z tych wydań nie zrobił. I co z tym począć? Jeden diabeł wie.
Nie z tej ziemi, ale na tej ziemi. Jako peregrinus nie znalazłem jeszcze portu z dostępnym mi optymizmem (na tej ziemi).
Nie wiem czy to propozycja na miejscu (na tym blogu), może już ktoś proponował, ale:
Czy Prowadząca nie mogłaby zainstalować formularza byśmy spośród 80 wybrali swoich finalistów i laureatów?
I podobnie z jury – kto ma przejść do następnego etapu?
Podoba mi się zwłaszcza ostatnie pytanie 😆
A ja wrócę jeszcze do punktów końcowych. Nie kumam jak wyszło, że np. Awdiejewa ma 1.47? Bo nijak nie wychodzi że 12 jurorów może dać punkty (miejsca) 1-10. Suma musi być całkowita, a tu mamy: 1.47 x 12 = 17.64 !!! Może mi to ktoś wytłumaczyć?
Nie, Andruszu, to nie tak. Jurorzy glosuja na miejsca, znaczy szereguja od 1-10. Suma nie musi byc calkowita. Gdyby na przyklad 12 osob glosowalo na pierwsze miejsce dla Avdeevej, mialaby 1, gdyby 12 osob glosowalo na 10 miejsce dla Helenki, mialaby 10.
Ale to niech juz matematycy zajmuja sie tymi niewiadomymi.
No właśnie, suma musi dać liczbę całkowitą! Helence wszyscy dali 9 miejsce (suma 108). I potem średnia: 108/12 = 9.0. Dla Choziajnowa mogło być tak, że, np. 10 jurorów dało mu 6 miejsce (suma 60) i dwóch 9 (suma 18). Suma miejsc 78. Średnia 78/12=6.5 – i tak ma.
ja myślę, że to jest tak, np
11 jurorów dało jej I miejsce to daje 11 „pkt”
1 dał II miejsce to daje 2 „pkt”
razem jest ich 13
podzielone przez 12 daje 1, 09
im mniejsza suma tym lepszy wynik
punkty to zła nazwa dla składników tej operacji, to nie są punkty ale miejsca (lokaty) i odpowiadające im wartości – liczby porządkowe
jaki rozkład miejsc odpowiada wynikowi 1,47 nie wiem,
( np 7 pierwszych miejsc i 5 drugich daje 1,41)
i co z „korektą o szerokość 1 ” nie wiem
peregrinus, no właśnie nijak się nie da uzyskać tego 1.47. Albo czegoś nie rozumiem albo liczyli jakoś inaczej. Ta uwaga o „korekcie o szerokości 1” odnosi się do ocen punktowych w etapach, ale jakie tu miała zastosowanie?
nie widzę w internecie regulaminu jury, więc nie widzę sposobu wyjaśnienia kwestii do końca (raczej zabawy); o wspomnianej korekcie pisało samo jury w komunikacie o zmianie zasad typowania nagrodzonych, zakładam że z sensem, mi nie znanym.
w następnym konkursie można by wybrać jurorów, tak jak finalistów konkursu – w kwalifikacjach i 3 etapowych eliminacjach, a wtedy dobrze przy okazji przećwiczyć zasady punktacji, i liczenie średnich czy szerokości korekty, o kryteriach jakościowych nie wspominając.
No dobrze, ale jakie jury będzie oceniało wybór jury? 😯
najpierw laryngolog
(odległość i skal słyszalnych dźwięków – ważne w filharmonii narodowej) – ale może w perspektywie równości dopuścić głuchych, bo niewykluczone, że podejmą losowo trafne decyzje (byłaby to prawdziwa grupa kontrolna)
a potem komputer,
bo jury byłoby wybierane na podstawie znormalizowanych prezentacji wideo z wykonań przez potencjalnych jurorów kujawiaka, mazura, oberka i krakowiaka (z np. krokową interpretacją rubata) oraz poloneza (koniecznie z Antonim Witem) – zadanie zmieścić się w czasie i w metrażu z określoną liczbą figur i kroków – to w kwalifikacjach,
w eliminacjach zaś na podstawie wypełnionych kwestionariuszy ocen anonimowych wykonań z możliwą ale niekonieczną (to dla wyłonienia prawdziwych talentów w materii błędów urojonych) liczbą 100 błędów,
w każdym etapie wszyscy ocenialiby jedno i to samo uwykonanie , w pierwszym etapie etiuda, w drugim nokturn, w trzecim sonata, koncert w finale
komputer odejmowałby punkty za niewykryte błędy,
przy okazji ustanawiany byłby kanon – koniecznie błędnego wykonania: błędy nie wykryte przez żadnego z kandydatów byłyby eliminowane jako błędy (pod warunkiem , że nie wykryli by ich także głusi), a błędy zauważone przez wszystkich jakkolwiek niepopełnione byłyby wprowadzane do kanonu poprawnie błędnej interpretacji jako błędy powszechnie uznane za niezbędne (przestawałyby być błędami a stawałyby się błędną normą) itd
– w ten sposób ustalany byłby nie fikcyjny i niejasny ideał wykonania, a po ludzku błędny
dobrze byłoby dopuścić pianistów do tworzenia nowych błędów i poprawnie błędnego kanonu, by mieli wolność wyrażania swej osobowości, samorealizacji i innych niezbędnych w egzystencji artysty czynności, ale chyba już to robią.
Kanon błędnego wykonania – piękne 😆
Tak jeszcze patrząc na punktację, to widać, że Wunder był cały czas nie tylko za Avdeevą, ale i za Bozhanovem, i za Geniuszkiem! (A w I etapie i za Kolą, i za Zhdanovem.) Zmieniło się to dopiero w ostatniej chwili, przy zmianie regulaminu, gdzie głosował juz Harasiewicz