Khozyainov w Kielcach
Dałam taki tytuł, żeby ci, którzy wchodzą tu po raz pierwszy czy w ogóle rzadko zaglądają, nie mieli wątpliwości, o kogo chodzi. Nasz Kola, bo tak go tu nazywamy, wystąpił w Filharmonii Świętokrzyskiej w Kielcach; był to jego pierwszy w Polsce jego występ pokonkursowy – i na razie niestety jedyny. Liczę na organizatorów różnych festiwali, że w przyszłości o nim pomyślą. Ręczę, że nie pożałują.
Sala, w której FŚ obecnie działa, a która przynależy Kieleckiemu Centrum Kultury, nie jest dobrą salą koncertową, bo właściwie jest teatralna. Nowy gmach, w którym filharmonia będzie wreszcie u siebie w przyzwoitych warunkach, na szczęście już się buduje przy wsparciu unijnych funduszy; ma być oddana do użytku już za rok, w październiku. Oby tylko sama filharmonia przeżyła, bo na razie ma obcięte 10 procent budżetu, i tak niewielkiego… Ale o tym może osobno, teraz o koncercie.
Kola zagrał więc co prawda wreszcie na steinwayu, ale w koszmarnie suchej akustyce, z pochłaniającą dźwięk kurtyną przesłaniającą resztę sceny. Ale Jacek Rogala, dyrektor FŚ, twierdzi, że gdyby tę kurtynę rozsunąć, byłoby jeszcze gorzej, bo wszystko szło by w komin sceny. Teoretycznie jest żelazna kurtyna (i w ogóle koncert w pierwszej wersji miał się odbyć na scenie, właśnie za żelazną kurtyną, tylko poszło więcej biletów i publiczność by się tam nie zmieściła), ale podobno się zacina…
W każdym razie w tej suchej atmosferze Kola początkowo trochę wojował z dźwiękiem – na pewno zaskoczyła go też różnica akustyki wnętrza po wejściu publiczności; dlatego zagrał co prawda Nokturn H-dur z op. 9 pięknie, ale Fantazja f-moll wyszła jakby trochę bardziej blado niż na konkursie. Już w Mazurkach op. 50 zaczynał trochę się łapać, choć brzmiało to zupełnie nie tak, jak mogłoby brzmieć w dobrych warunkach, a w kończącej pierwszą część Balladzie f-moll, którą gra naprawdę znakomicie, już było widać, że zaczyna ogarniać sytuację.
Drugą część zaczął od efektownego Bolera, jeszcze bardziej zamaszystego niż na konkursie; świetnie się bawił tymi rytmami i nastrojami. To romantyczna dusza, ale czasem potrafi po prostu zatańczyć. Potem był Polonez-fantazja, bardzo piękny, choć też wciąż próbowałam sobie wyobrazić, jak to MOGŁOBY brzmieć, ale też jednoczeście myślałam – jak to się stało, że dano za niego nagrodę Wunderowi, skoro na konkursie było tyle lepszych i po prostu pięknych interpretacji? Nawet Avdeeva grała go o morze lepiej, a cóż dopiero właśnie Kola czy Trifonov.
No, ale wszystko znów znikło przy Sonacie. Znów ciarki chodziły i zapominało się o wszystkim. Parę rzeczy zmienił – np. też zagrał w pierwszej części repetycję ze wstępem; widać przekonano go, że to jednak jest wersja właściwa (wiele innych jednak szczegółów wskazuje, że nie gra z Wydania Narodowego). Ja nie jestem wciąż do końca przekonana, bo te cztery takty to ewidentny wstęp; znamienne, że gdy dokładni Niemcy wydrukowali znak repetycji po wstępie, to Chopin tego nie poprawił. No, ale cóż, chyba powtarzanie ze wstępem jest teraz w modzie.
W pierwszej części wytchnienia w momentach lirycznych były jakby trochę pełniejsze. Scherzo było tak samo piorunujące jak na konkursie. Marsz – coś tam było troszkę inaczej z dynamiką (w środkowej części nagle zdarzył się fragment bardzo wyrazisty, ale zaraz potem znów wszystko zapadło się w stan bliski niebytu). Niesamowita rzecz wydarzyła się w finale – Kola kropnął się koszmarnie, zaczął grać od razu końcowy fragment, ale zorientował się, zrobił wielką improwizację i w sposób niewidoczny dla niewtajemniczonych wrócił do początku, by zagrać już wszystko jak należy. Mistrzostwo świata… Po sonacie natychmiast standing ovation. Nie mogło być inaczej.
Bisował trzy razy. Najpierw Walca As-dur op. 42, z którego robi prześliczną katarynkę (ale też momentami gra zamaszyście, tanecznie), potem Czajkowskiego fragment z Pór roku (melancholijny Październik), i bezpośrednio potem, zostawszy w tonacji, wrócił do Chopina i zagrał burzliwie i „charyzmatycznie” (tzn. nie bez klasterów i sąsiadów, co w tym wypadku jednak było mniej istotne) ostatnie Preludium z op. 28.
Jacek (daruję sobie sztywniactwo w stosunku do Pana Dyrektora, bo jest moim dobrym kolegą od ćwierć wieku gdzieś) nie słyszał go wcześniej, nie miał czasu na podsłuchiwanie konkursu czy zaglądanie do sieci, więc właściwie kupił kota w worku, ale był absolutnie zachwycony i zaczął po koncercie namawiać Kolę, żeby przyjechał zagrać z orkiestrą. Tzn. od razu pytał go, co chciałby zagrać. On na to, że chętnie Rachmaninowa – albo III Koncert, albo Rapsodię. Siedział troszkę z nami po koncercie, ale sytuacja była trochę głupia, bo nikt nie czuł się na siłach mówić po rosyjsku – może z wyjątkiem mnie, ale ja też to i owo zapomniałam nie używając na co dzień. Wszyscy gadali po polsku, a on bidaka rozumiał z tego niewiele; kiedy ludzie się zorientowali, że trochę używa angielskiego, zaczęli z nim rozmawiać po angielsku. Pewien miły pan niestety dotknął czułego punktu i zagaił: ten konkurs na pewno uczyni pana bardziej znanym, przyniesie panu korzyści. Kola na to ze smutnym uśmiechem: „Nie sądzę”. (Ten pan nie zna realiów i potem mu wytłumaczyłam, że otrzymanie samego wyróżnienia nie przynosi żadnych korzyści. Może przyniosłoby, gdyby był jedynym Wielkim Pokrzywdzonym, ale po pierwsze pokrzywdzonych było więcej, po drugie była histeria wunderowska.) Pan na to, że przecież może znów przyjechać za pięć lat. Ale Kola dał do zrozumienia, że raczej tego nie zrobi…
Spytaliśmy go, ile czasu przygotowywał się do konkursu – dwa lata. O żadnych kolejnych konkursach na razie nie myśli. Pracować, pracować – to najważniejsze. No i czasem koncerty. Najbliższy – tu uczulam Tereskę i paryską Hortensję – w Paryżu, w Salle Cortot, 23 listopada o godz. 20.30. W programie sali jego nazwiska jeszcze nie ma, po prostu jest o laureatach konkursu. Nie wiem, czy tam będzie jeszcze ktoś, ale on na pewno, więc przyjdźcie tam, dziewczyny, i powiedzcie mu trochę ciepłych słów.
Widać, że go ta sprawa wciąż boli. Moim zdaniem on znał swoją wartość i dobrze wie, jak bardzo został na tym konkursie skrzywdzony. Któraś z nagród głównych i nagroda za Sonatę należała mu się według mnie jak psu kość. Finał został skopany, ale z winy po pierwsze słabego instrumentu (po co mu była ta yamaha), a po drugie – akompaniamentu zakrawającego wręcz na sabotaż (jakże inaczej dyr. Wit odnosił się do Wundera…). Cóż – jak to powiedziała Tereska – chłopak na tym konkursie nie miał po prostu wejścia.
Komentarze
Dzieki za cynk. Juz pisze na scianie!
Aha, powinnam była jeszcze wśród paryżan wspomnieć PMK, ale tak mi się skleił z operą i śpiewakami, że zapomniałam 😉
To Kierownictwo mając Kolę na kolanach mogło w Koli ojczystym języku zdradzić mu wszelkie własne i zasłyszane ochy-i-achy oraz przyznać Order Dywanu pierwszej klasy i tego nie zrobiło? 😯 😯 😯
Ja mu powiedziałam jak najbardziej, że ma w Polsze mnogo lubitielej, i że bolszoje spasibo, i życzyłam wsiego choroszego.
Doroto,
przepraszam za prywatę, ale czy mogę prosić Cię o kontakt? Zmieniłaś komórkę i nie mogę sie dodzwonić. Dzięx 😉
Pozdrawiam,
AeS
Andrzeju, ja bynajmniej nie zmieniłam komórki, numer pozostaje ten sam 🙂
To w takim razie mam zły numer. Mogę prosić Cię o kontakt mailowy?
Ja nie na dzisiejszy temat, ale zazgrzytalam zębami czytajac Tyma w Polityce:”Tak równo zagrała Rosjanka Awdiejewa na tegorocznym konkursie chopinowskim, że już równiej podobno nie można. Ale to jeszcze nic, że równo i że nie można, bo do tego zagrała tak nieprzeciętnie przeciętnie, że wygrała cały konkurs, jak chciała. A nawet nie wiadomo, czy chciała.” Ratunku!! Pozdrawiam
Pamiętam, jak pokazywali go idącego do wyjścia zaraz po ogłoszeniu werdyktu. Smutno, może trochę ironicznie się uśmiechał jakby chciał powiedzieć: Co mnie to właściwie wszystko obchodzi. I mimo skromnego zachowania sprawia jednak wrażenie kogoś, kto bardzo dobrze zna swoją wartość.
Szanowna Pani Doroto,
Zawiadamiam ze jest strona facebook fanow Khozyainova. Bardzo zapraszamy do uczestnictwa Pani czytelnikow. Pani blog jest tam oczywiscie cytowany i czesciowo tlumaczony.
http://www.facebook.com/pages/Fans-of-Nicolay-Khozyainov/143946968985621?v=wall
Jedna z „uczestniczek”, mloda pianistka z Kielec, sluchala przez dwa dni jego cwiczen, oprocz samego koncertu, i opowiadala mu o tej stronie, gdzie glownie piszemy po angielsku, wiec pewnie tam zajrzy.
Nie bardzo rozumiem dlaczego wczorajszy koncert nie zostal nagrany np. przez Radio Kielce – szkoda by takie wydarzenia nie byly jakos utrwalane…
Pozdrawiamy.
Mariusz pisze:
2010-11-10 o godz. 15:05
sprawia jednak wrażenie kogoś, kto bardzo dobrze zna swoją wartość.
Też mi się tak wydaje, że zna. Inteligentni ludzie są na ogół świadomi skali własnego talentu i możliwości. Tylko głupcy zazwyczaj są zachwyceni sobą i uważają się za cud absolutny (nie piję tu wcale do Wundera! żeby nie było) i, co dziwne, los im czasem sprzyja…
A utalentowanym rzuca kłody pod nogi.
Ale jak napisała P. Dorota, ma właściwe podejście . Na razie żadnych konkursów, najważniejsze-pracować i czasami koncerty.
Nie jestem nawiedzony na punkcie Choziainowa ani głuchy, to pianista jeszcze surowy, jego gra ma wiele pianistycznych słabości i niedociągnięć i myślę, że on też na pewno to słyszy.
To, co jest najważniejsze u Choziainowa to źródło, z którego płynie jego gra. Ono jest według mnie głębiej położone niż źródło gry Richtera, Gilelsa i Benedettiego. Na razie jednak jego pianistyka nie może się w żadnym razie równać z ich pianistyką. Ale za kilka, kilkanaście lat…
Dla Choziainowa bardzo ważny będzie jego nauczyciel Woskriesieński. Słuchałem go na YT. Żadnego efekciarstwa, wrażenie surowości, powagi. Pytanie, czy będzie go próbował urabiać na jakąś modłę, czy pozwoli rozwijać to, co w nim siedzi. Oby trafił swój na swego.
I write from Italy, I found your forum page FB fan of Kolya. I love Khozyainov: his sonata in the competition was pure and absolute beauty.
I understand a little what you write (W google translate!), but I like it. Thanks.
http://www.facebook.com/pages/Fans-of-Nicolay-Khozyainov/143946968985621
Witam.
Też byłam na tym koncercie, ale ja jeszcze żółtodziób (chociażby z racji wieku) jestem. W każdym razie zupełnie zachwyciła mnie gra tego młodzieńca. Jest zupełnie niesamowity.
Mam nadzieję, że będzie grywał jeszcze w Kielcach i w Polsce w ogóle. Wiele się dzięki niemu nauczyłam, a i też ciekawa jestem „co z niego wyrośnie”.
A tak swoją drogą, to p. Nikołaj mówi po angielsku bardzo dobrze, a nie tylko „trochę” 🙂
PK,
krótka informacja: 29.11. godz.19. w Filharmonii Szczecińskiej gra Lukas Geniusas.
Pozdrawiam.
ewagr, Ruth Reshef, Ade, Aśka – witam. Miałam dziś dzień trochę latający i dopiero zasiadłam przed kompem, więc sorry za poczekalnię.
ewagr – aż spojrzałam na tego Tyma (nie czytywałam go ostatnio, bo obniżył jakoś loty) i z lekka szczęka mi opadła. To się nazywa, za przeproszeniem, „rzewne jaja”. Niby o coś chodzi, ale o nic nie chodzi, no, ale na pewno jest śmiesznie, hi hi.
Ade – thanks a lot for your nice words, but I hardly imagine how my texts can be read with Google translate 😆
Aśka – no, daje radę po tym angielsku, tylko to jest nieśmiałe stworzenie, więc może sprawił na kimś wrażenie, że nie bardzo. Taka w każdym razie panowała wcześniej opinia o nim, nie wiem, skąd.
Mar-Jo – fajnie, do 29 listopada Geniuszek pewnie już wyzdrowieje. Jeszcze naszą szczecińską Nisię można na jego koncert wysłać 🙂
To miłe,że powiększa się międzynarodowe grono „Kolofanów”.Chyba musimy zacząć uważać na niemerytoryzmy.I,na Boga,jak wygląda blogowa poezja w automatycznym tłumaczeniu?Chyba nas mają za kompletnych czubkow!!!
Że też więcej takich nie ma.Nie dość,że genialny,to jeszcze nieśmiały…
Mariusz,
tak, też się cieszę, że on jest u Woskriesienskiego. Zresztą powiedział, że bardzo wiele się od niego nauczył także w kwestii interpretacji.
16 listopada w RONiK ma być wieczór szopenowski, w programie poza wystawą rysunków uczniów moskiewskiej szkoły teatralnej , którzy „Rysują Chopina” mają grać młode talenty, jak piszą – laureaci rosyjskich i międzynarodowych konkursów. Może?
Choć Chozianow już grał tam 15 pażdziernika.
W katedrze Woskriesieńskiego pracują też Wirsaładze, Pietrow i Gindin. Czyli dobre towarzystwo.
dla fanów NCh jeśli nie wiedzą,
http://www.tvp.pl/kultura/muzyka-powazna/chopin/wideo/tylko-u-nas/za-kulisami-eliminacji-do-xvi-konkursu-chopinowskiego/1790220
Skoro jestesmy przy Rosjanach, w dzisiejszym NYT nekrolog Rudolfa Barszaja. Zmarl w wieku lat 86 w Szwajcarii, gdzie mieszkal przez ostatnie lata zycia.
jrk
Martwiła się Pani o niego http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8645186,Entuzjastyczne_przyjecie___Rafal_Blechacz_i_Sinfonia.html
Pani Redaktor, czy mogę na chwilę o czym innym?:)
Otóż nabyłem sobie kolejną płytkę ze srebrnej serii Polityki, tym razem wielki Domingo.
Cieszę się, że tak różnorodne nagrania zostały wybrane! Na pewno zachęcają do kupna kolejnych krążków i słuchania, słuchania…
Chciałbym zgłosić do Redaktora Merytorycznego:) pewną niejasność w książeczce:
na str.6 jest młody Domingo, ale z którego roku to zdjęcie? Nie ma podpisu, niestety…
na str. 9 – jest zdjęcie i podpis ‚Placido Domingo, 1955r.’ – oj, chyba pomyłka, wtedy miał kilkanaście lat, a na zdjęciu jednak więcej…
To pewnie uwagi bardziej do p. M. Komorowskiej, ale może tą Dywanową drogą jakoś uda się prędzej rozjaśnić:) – a może malutkie uzupełnienie w ‚Polityce’?:)
Dziękuję i pozdrawiam!
Będę się starał zaglądać częściej, ale ostatnio baaardzo pracowity czas…
Ukłony także dla wszystkich na Dywanie!
A ja wlasnie wrocilam z koncertu Blechacza. Koncert e-moll to on ma obcykany i w malym palcu. ponosi go i tym lepiej. Poza tym bez zmian, nadal twierdze, ze powinien sie otrzaskac ze swiatem. Na bis Mazurek op.50 n.2. Na moj gust za szybko, ale pewnie dlatego, zeby nie zmieniac tempa w czesci centralnej. Za to srodkowa czesc wspaniala. Barwna i szalenie przykuwajaca uwage.
Sinfonia Varsovia z Semkowem wspaniala. Symfonia Schuberta super. Brawa chyba nawet wieksze niz u solisty, w kazdym badz razie pare osob poderwalo sie z miejsc. A teraz morfej dzisiejszy! I wpomnienie czulego gratulowania orkiestrze. bardzo to bylo ujmujace.
Wszyscy mnie dzisiaj (wczoraj) wysyłają na Geniusza – pierwszy był dyrektor naszej filharmonii, którego spotkałam na zakupach w mięsnym.
No więc jeszcze zobaczę, ale na Semkowa z NOSPRem w operze przylecę na pewno.
Pobutka.
PS.1.
No może rakietą do kariery ten konkurs dlań nie był, ale fanklub się rozrasta 🙂 Niektórzy pianiści dowodzą, że można i tak.
PS.2.
Do wieszania flag, hej!
To jest dla psa prawdziwe melomaństwo! Pójście na koncert pod wpływem spotkania dyrektora filharmonii w mięsnym. 😆
PAK-u, czy mogę wywiesić język zamiast flagi? Bo u mnie dziś normalny dzień pracy. 😥
Dzień dobry 🙂
Ad 2, u mnie wieszają dozorcy 😛
Ad 1, może, tfu, tfu, jeszcze coś z tego będzie, trzeba trzymać kciuki.
Dzięki, Tereniu, za relację z Blechacza.
Marcin D.: redaktorem merytorycznym jestem ja, ten 1955 musiałam przepuścić w korekcie, ale ze zdjęciami to w ogóle jest poruta. Ludzie przysyłają z agencji bez żadnego sensownego podpisu albo z jakimś wielce enigmatycznym, a ja muszę się reszty domyślać. Często nie jest podane, gdzie i kiedy delikwent się znajduje. A sama z siebie nie mam jak zgadywać… 🙁
jrk – odszedł kawał historii wielkiego muzykowania rosyjskiego… 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=kE3PZP6E12w&feature=related
Witam! Wyspana! Wreszcie! Oporzadzona! Juz!
Wracajac do wczorajszego koncertu – nawet jezeli solista byl Blechacz, ktorego wykonanie koncertu nadawalo sie zdecydowanie na pierwsza nagrode tegorocznego KCH, dla mnie prawdziwa bohaterka koncertu byla Sinfonia Varsovia. Pomijam juz fakt, ze od pierwszych nut koncertu pozalowalam, ze to nie ona akompaniowala finalistom, a potem bylo zdecydowanie lepiej i ciekawiej niz w FN. Blechacz co prawda w przetworzeniu podpedzil tak, ze orkiestra nie zdazyla, ale w sumie – i z romanca wlacznie – orkiestra grala wspaniale.
W romancy Rafalowej zabraklo mi prawdziwego wzlotu. I tu wlasnie jest pies pogrzebany. Tak jakby – przynajmniej jeszcze, mam nadzieje – pewne swiaty byly dla niego niedostepne. Niby tak, a czegos brak.
Aplauz byl szczery, w pelni zasluzony, ubawilam sie w kolejce do podnoszenia (Dorotka wie, czego), gdy jakas paniusia mowila, ze „mlodziutki polski pianista, jakies pietnascie lat” i „malutka raczka”. W takim razie dobrze, ze przyszla w ciemno. 🙂
W drugiej czesci 9. Symfonia Schuberta, w ktorej orkiestra pokazala prawdziwa klase. Pomijajac perfekcje techniczna, budowanie napiecia przez Semkowa trzymalo za gardlo. Bardzo podobalo mi sie brzmienie detych. Prowokujace, a pelne. Znakomity wewnetrzny puls, drzacy i ukryty, a nieustanny. Nic wiec dziwnego, ze brawa byly entuzjastyczne. Bylo jakies 2/3 sali w Théâtre de Champs-Elysées. Niezle jak na koncert malo rozpropagowany.
Orkiestra na bis zagrala uwerture do Wesela Figara w tempie zawrotnym i zachwycajaco precyzyjnie.
Poniewaz okazalo sie, ze tym koncertem Instytut Polski konczyl Rok Chopinowski, przyjecie w Instytucie (ktory jest prawie vis à vis) – wykwintne. Naprawde wykwintne. Mialam nadzieje, ze Blechacz sie pojawi, ale nie. Orkiestra za to przyszla licznie, wiec spotkalam paru znajomych z dawnych lat. Semkowa tez nie bylo.
Wlasciwie moze szkoda, ze ten koncert nie byl bardziej roztrabiony…
A teraz na marginesie moje pobozne zyczenie – zeby Rafal odlozyl e-molla do lamusa na jakies 10 lat, bo odnosze wrazenie, ze powtarza patenty. Zreszta w orkiestrze mowiono to samo. Coz, mozna sobie tylko pomarzyc.
Bedzie w Paryzu w tym sezonie jeszcze dwukrotnie:
16 i 17 marca z IV Koncertem Becia (Paavo Järvi i Orchestre de Paris)
7 czerwca z recitalem:
Mozart – Wariacje C-dur „Lison dormait” (okropnie to smieszne jest)
Debussy – L’Isle joyeuse
Szymanowski – Sonata n. 1 (!!!)
Chopek – dwie ballady (g-moll, F-dur) – w zeszlym gral As-dur, wiec chyba szykuje komplet, dwa polonezy op.26 i mazurki op.41
Juz sie ciesze na tego Szymanowskiego!
fajnego kota znalazłem. a nawet dwa 🙂
http://images.cheezburger.com/imagestore/2010/11/5/d84a7619-275b-4f5c-a232-9f31bca68fda.jpeg
😀
Dobrze, że w końcu Blechacz cokolwiek rusza w swoim repertuarze…
Flaga wywieszona.
Jadę do Iwonicza.Z okazji Święta i finału festiwalu im.Ogińskiego polecą wszystkie utwory Fryca z orkiestrą,za wyjątkiem koncertów.Orkiestra F.Rzeszowskiej i młodzi krakowscy pianiści:Anna Miernik,Dominika Peszko i Przemysław Winnicki.Ano,zobaczę,co usłyszę.
A Debussy Blechacza live parę lat temu bardzo mi się podobał.
Jak spotkasz, łabądku, kolegę AP, to go pozdrów serdecznie ode mnie 😀
Dzięki,ucieszy się!W końcu on tym wszystkim kręci,właśnie dzwonił,że jedzie rzucić okiem na próbę.Jak już jesteśmy przy AP to donoszę,że grał w zeszłym miesiącu recitale w Belgii oraz w Edynburgu i Barcelonie.Wszystkie kończyły się na stojąco.Polonez Zarębskiego bardzo się podobał.To tyle prywaty.
Dla niewtajemniczonych:AP i PA to dwie różne osoby.
Co tu właściwie ukrywać, przecież to osoba publiczna. Chodzi o pianistę Andrzeja Pikula, profesora krakowskiej akademii, a przy okazji krajana łabądka 🙂
http://www.andrzejpikul.art.pl/
Kola miał zagrać również w Wadze miejskiej (Poznań) w czasie koncertu rosyjskich pianistów – niestety jego imię i nazwisko szybko zniknęło ze strony, pozostawiając w dziwnej pustce A. Kudriaszowa, J. Faworina oraz I. Krasawiną, a szkoda, bo bardzo na niego liczyłam! Zawiódł również Lukas Geniušas, który miał wystąpić dzisiaj w naszej filharmonii, no cóż, trochę więcej czasu dla kogoś bardziej cennego moim uszom – Daniiła Trifonova. 🙂
Pozdrawiam wszystkich!
P.S. A przede wszystkim moją mamę, która powinna to przeczytać, bądź byłaby już to przeczytała, gdyż cały czas mi podsyła newsy z tego Bloga.
Andrzej w styczniu bedzie w Paryzu.
A mnie czarna krew zazdrosci zalewa, bo jak na sile wciskalam na recitale Zarebskiego w latach osiemdziesiatych i wzbudzalo to powszechny zachwyt, to pies z kulawa noga sie tym nie interesowal. Kazdy pytal tylko – po co, taki nieznany kompozytor.
Bo wtedy jeszcze nie było mody na nieznanych 🙁
Dobrochna – witam. Wzajemnie pozdrawiam, także Mamę 😀
Jurij Faworin miał wziąć udział w konkursie, przeszedł przez eliminacje, w ostatniej chwili ponoć zachorował, jak jeszcze dwie osoby.
Wróciłam z Iwonicza.Było bardzo przyzwoicie,momenty były, dęte też nie namieszały. .Publika stała nawet w przejściach,bo żyrandole za wysoko.Dyrygował Wijatkowski.Tak to rozumiem czcić Święto Narodowe,a nie jakieś pitu,pitu.Andrzej dziękuje za uśmiechy,też się uśmiecha i leci do Zurychu,a potem do Japonii.A jutro 50lecie naszej szkoły muzycznej i znów jubel i znów zawalę projekt.Ech ty,życie…
Z którego to wieszcza było:
Ach, jak byczo
W Iwoniczu… 😉
Jeżeli projekt jest zającem, to ja się mogę nim zająć. 😈 A jeżeli nie zając, to wiadomo – nie ucieknie. 😉
Nie wiem!Ale w Iwoniczu bywał Wincenty Pol.Chociaż to inna stylistyka…
Nie ucieknie,tylko mnie dopadnie!
Chyba to było u Gałczyńskiego 😉
Chyba.To jeszcze opiszę straszny dowcip,który kompletnie zdołował Andrzeja.
Pianista gra koncert z orkiestrą.Zaczynają się ciut rozjeżdżać,później coraz bardziej,w końcu orkiestra staje.Pianista dalej mota,komponuje na ratuj się kto może,w końcu strzela klapą i krzyczy:”K….,a w domu jakoś wychodziło!!!”
Dlaczego zdołował Andrzeja – czyżby jemu się coś takiego przydarzyło? 😯 😉
Nie,tylko on ma strasznie bujną wyobraźnię negatywną!
A jeszcze wracając do Zarębskiego:jeżeli nie uda się go choć trochę wypromować podczas naszej prezydencji / w końcu był profesorem w Brukseli!/,to będzie znaczyło,że w IAM zupełnie niekumate siedzą.
Co tak cicho?Czyżby Kola gdzieś grał i wszyscy tam siedzą?
Tak, coś mi mówiło, że gdzieś już się spotkałam z tym imieniem i nazwiskiem (chodzi oczywiście o Pana Faworina). A teraz… Zaparzając herbatę i dając folgę umęczonym nogom, przynoszę dosyć ciekawe informacje z sali koncertowej (a właściwie auli uniwersyteckiej) Filharmonii Poznańskiej, gdzie jeszcze kilkanaście minut temu rozbrzmiewał tętent gry Trifonova i nie ośmielę się przeczyć, że jest mi on drogi, choć sama do końca nie wiem dlaczego.
Po pierwsze Barkarola Fis-dur, op. 60 – głęboko, gęsto i porywająco, a przede wszystkim takie morze radości, że nie w sposób było się z tego szczęścia nie popłakać (wcześniej się od tego powstrzymywałam, ale dziś Daniił nie pozostawił mi wyboru). Odniosłam wrażenie, że ten utwór wyraża jedno z najczystszych jego uczuć i jest mu w jakiś sposób szczególnie bliski. Poza tym należy, póki jeszcze nie jest za późno, zaznaczyć, że wszystkie utwory Chopina na dzisiejszym koncercie były o wiele lepiej zagrane, niż w czasie konkursu, choć wrażenie to mógł potęgować znany dźwięk pianina Steinwaya (nie przecząc, że do Trifonova rewelacyjnie pasuje Fazioli). Następnie były Mazurki, op. 56 – z całym szacunkiem, ale brakowało mi w nich właśnie tej głębi, którą przed chwilą byliśmy upojeni – po prostu były w jakiś sposób spłaszczone i nie sprawiały wrażenia, jakby się można było w nie zagłębić, włożyć kawałek dłoni, nie były one trójwymiarowe (jakkolwiek to można zrozumieć). Tutaj przypomniał się mi Rafał Blechacz, któremu pod tym względem Daniił z pewnością nie dorównał. Niemniej, było w nich znów wiele rozradowania, bo cały koncert był utkany w radosne emocje, a także utwory. Nie wiem tylko na ile można przecenić czyiś talent i czy w ogóle można o czymś takim mówić, ale zdarzyła się właśnie w czasie tych nieszczęsnych mazurów nieprzyjemność, która poruszyła całe zgromadzenie, ponieważ jakaś starsza pani zasłabła i wszyscy pomyśleli, że umarła. Na szczęście Daniił nie stracił rezonu – grał dalej, a starszą panią wyprowadzono i wezwano pogotowie. Dalej… Andante Spianato i Wielki Polonez Es-dur, op. 22 – pięknie, energicznie, piorunująco, a nawet figlarnie, słowem bez zarzutów! Stary Steinway zadrżał… Oklaski, ukłony oraz cień, cień który się ostał po Trifonovie gdy zszedł z estrady i te emocje, miliard emocji wiszących jak lampy w powietrzu. Magia. Słyszeliście o Michale Dworzyńskim? Na pewno tak, a ja tego Pana widziałam po raz pierwszy i nie miałam bladego pojęcia, że wśród dyrygentów mamy jeszcze ludzi na miarę Pana Borowicza (czarodziej!). W drugiej części zaskoczenie, dla rozgrzania orkiestry Walc cis-mol, op. 62, nr 2 w orkiestracji A. Glazunowa – szalona sprawa! Nie wiedziałam, że coś takiego istnieje! Chciało się tańczyć!
Na koniec Koncert fortepianowy e-moll, op. 11, nr 1. Zawsze żyłam w przekonaniu, że tak naprawdę orkiestrę tworzy dyrygent – pięknie podkreślona rola waltorni, przelana niezwykła energia na instrumenty smyczkowe i przede wszystkim, wspaniała współpraca dyrygenta z pianistą (od razu nachodzi mnie w myślach ten stary, niedołężny już Antoni Wit w czasie konkursu chopinowskiego i jego próżniacka samowolka – jest już na to za stary). Trifonov grał bardzo ostrożnie, dopiero przy końcu dał trochę pofolgować własnej fantazji.
Oklaskom nie było końca i nie wiem, na ile mam dobry wzrok, bo nie stałam tak bardzo daleko, ale zdawało się mi, że Daniił prócz prawdziwego, rosyjskiego rumieńca (w jakiejś książce kiedyś przeczytałam, że Rosjanie mają rumieńce jak morele i coś w tym jest :-)), przeszkliły mu się oczy. Bisował cztery razy, nie wiem za bardzo co, bo prócz Walca cis-moll (? wredna pamięć), niczego nie znałam (muszę się podciągnąć i ograniczyć słuchanie Szostakowicza). Rzuciła się mi w oczy jeszcze jego skromność, może nieśmiałość? Oszczędza słowa, ma taką dziecinną twarz, a przecież jest starszy ode mnie!
Przepraszam, że tak dużo napisałam. 🙂 Pragnę jeszcze zaapelować, aby mimo wszystko ludzie wyłączali telefony, albo chociaż wyciszali w czasie koncertu. Ach, no i zrzuciła się mi w oczy zabawna sytuacja: pani która przez pół koncertu pisała SMSy na koniec jako pierwsza wstawała i biła brawa – takie nieszczere, w świadomości artysty to przecież wyraz wysokiego uznania, a tutaj taka ohydna obojętność i sztuczność ukazywania swoich, niby wielkich manier oraz zainteresowania. Fe, nigdy więcej!
P.S. Mama dziękuję za pozdrowienia – tak się ucieszyła, że aż zadzwoniła do mnie z tego powodu. 😀 Ja też się cieszę i chyba zacznę tutaj coraz częściej wpadać. Brakuje mi ludzi, którzy cenią sobie muzykę poważną (poważna – cóż za wierutne kłamstwo!).
Zapraszamy 😀
Dzięki, Dobrochno, za relację! Ja właśnie słuchając Trifonova w Ludwigshafen bardzo żałowałam, że nie włączył do programu Barkaroli, bo gra ją przepięknie – na konkursie zanotowałam sobie, że była bardzo „wodna”, płynąca, impresjonistyczna. Nie każdy pamiętał o tym, czym jest barkarola jako taka 🙂 Może ma i temat pasujący do spaghetti bolognese (jak kiedyś finezyjnie wyraził się Anderszewski 😉 ), ale i tak jest genialna.
Wracając do Koli – znalazłam:
http://www.tvp.pl/kultura/muzyka-powazna/chopin/xvi-konkurs-chopinowski/relacje-z-konkursu/studio-konkursowe-19102010-final-cz-i/3043941
Dobrochna dziękujemy za wrażenia – zazdroszczę Ci! 🙂 A propos Favorina, to słuchałem go na przesłuchaniach do KCH wiosną i podobał mi się. Zdziwiony, że nie gra na Konkursie zapytałem o niego Rosjan (akurat po I etapie miałem okazję porozmawiać dłużej z Geniuszasem, Trifonowem i Sokołowską). Otóż w zaufaniu powiedzieli mi, że postanowił zrezygnować z udziału w KCH, a zamiast tego przygotowywać się do Konkursu Czajkowskiego, który odbywa się w czerwcu 2011.
No proszę – wszystko się wydało 😉
To jeszcze studio konkursowe po Sonacie Koli:
http://www.tvp.pl/kultura/muzyka-powazna/chopin/xvi-konkurs-chopinowski/relacje-z-konkursu/studio-konkursowe-15102010-iii-etap-czvi/3004190
Ale to uprzejme kłamstwo o orkiestrze wygłosił z profesjonalną rezygnacją.
Oj, tak 😈
Z tego, co mówiono w studiu o Choziainowie najbardziej zapamiętałem określenie jego gry przez p. Tarnawską jako „filozoficznej”. To, co mówiła prof. Kozubek też było dobre ale trochę za powierzchowne.
Wracając do kwestii, czy w grze Choziainowa jest więcej Rachmaninowa czy Skriabina. Skriabin to dla mnie przeczuwana ale nie osiągnięta w pełni ekstaza. Rachmaninow to przede wszystkim głęboka melancholia i smutek, bez dna, wszystko inne jest pochodne. Może dlatego ta muzyka jest tak pokrewna „żalowi” Chopina. Choziainow tak dobrze rozumie „żal” Chopina właśnie poprzez melancholię Rachmaninowa.
Mi się wydaje, że dla Choziainowa jak i dla większości Rosjan Chopin jest rodzajem wprowadzenia do muzyki ich romantycznych kompozytorów: Czajkowskiego, Skriabina, Rachmaninowa. Oni tak jak my, rodaka cenią najbardziej a reszta obraca się wokół domniemanego słońca.
Z Chopina rozumieją przede wszystkim to co im właściwe. Dlatego u Choziainowa Chopin jest mało polski, bardziej przypomina Rachmaninowa, to nie zarzut, trudno, żeby było inaczej.
A mnie się określenie „filozoficzna” nie tak bardzo podoba, bo sugeruje granie, nazwijmy to, „mózgowe”. Tymczasem u Koli zachwycająca była właśnie idealnie utrafiona równowaga między refleksją i emocją. Wobec tej rzadkiej umiejętności można bez wyrzutów sumienia przymknąć ucho na wszelkie niedociągnęcia i grzyby, zwane również sąsiadami. Bo grać dokładniej i sprawniej można się jeszcze nauczyć, a takiej równowagi niekoniecznie. Ona z bardzo głębokich pokładów osobowości, zwanej również duszą, musi płynąć. 🙂
Oj,długo jeszcze na tym blogu będzie dooKOLA Wojtek.I dobrze!
Już chciałam zmieniać temat… ale jak dobrze, to dobrze 🙂
Tak, określenie „filozoficzna” nie pasuje. Już prędzej „mistyczna”…
No,prawosławie jest bardziej mistyczne niż katolicyzm,więc tu by się zgadzało.Chodzi mi ogólnie o klimat,w którym człowiek się wychowuje,nie o jakieś ortodoksje.
A ostatnio już nie tylko hydraulicy ale i krawcowa pytała mnie o „skandal” na Konkursie.Więc może by Pan Tym,jak go lubię,odszczekał swój niesmaczny wybryk,bo właśnie takie teksty robią ludziom wodę z mózgu.
Jestem za tym, żeby raczej odmiauczał. 👿
Filozoficzna nie w sensie intelektualna, mózgowa jak w języku angielskim tylko w sensie płynąca z ostatecznej głębi, jak w języku niemieckim. Mistyczny znaczy etymologicznie dotyczący tego, co ukryte i wtedy oba terminy się pokrywają (filozofia-szukanie mądrości, więc tego, co istotne ale ukryte).
Wracam do sonaty. Przecież ten utwór to w całości przeraźliwa rozpacz bez dna i tak właśnie gra to Choziainow.
Ekspozycja w I cz. sonaty powtarzana jest zwykle tępo, mechanicznie a on gra powtórzenie z rosnącym zniecierpliwieniem, zgorzknieniem, jakby intuicyjnie zgodnie z tym, jak Liszt interpretował „żal” u Chopina. 18-letni chłopak. Naprawdę niewiarygodne.
Medium,czy co?Tym razem pytam serio.
Do Bobika:oczywiście,że odmiauczał.I wylizał do czysta!!!
Tak naprawdę była mowa o „filozoficznej zadumie”. Tutaj:
http://www.tvp.pl/kultura/muzyka-powazna/chopin/xvi-konkurs-chopinowski/relacje-z-konkursu/studio-konkursowe-12102010-ii-etap-czix/2980652
Zaduma czyli głęboka kontemplacja całej rzeczywistości. Spokojny, skupiony mnich Choziainow przy klawiaturze. To jest tak, jak powiedział Gilels: w grze musi być całe życie, CAŁE.
No dobra. Idę zadumać się sennie. Dobranoc! 😀
Podziwiamy grę Choziainowa ale najważniejsi są jednak kompozytorzy i ich muzyka. Wykonawca jest tylko medium tej muzyki. Im bardziej przejrzyste tym lepsze. W Choziainowie to właśnie jest znakomite, że on jest tak bardzo przejrzysty.
Hmm… Na ile ja się znam na ludziach (a w końcu jestem ich najlepszym przyjacielem), to niektórzy z nich właśnie w młodości mają na składzie wielkie ilości rozpaczy w bardzo dobrym gatunku. Takiej głębokiej, wszechogarniającej, bezprzedmiotowej rozpaczy, która świetnie znajduje ujście w twórczości. A w późniejszym wieku rozpacz zaczyna już być bardziej „interesowna”, z konkretnych przyczyn, których życie nie szczędzi i przez to często traci ten „bezdenny” wymiar. Choć może oczywiście zyskać inny. 😉
Oj,to,to…Co by nie mówić,to miewał np.młody Iwaszkiewicz.Na starość też,ale to już było łagodniej melancholijne.Żeby nie szukać po innych Himalajach literatury.
No,jak sobie Kola podłączy do nas googlowego tłumacza,to mu potem żaden psychoanalityk nie pomoże!No dobra,kotoanalityk!!!
Żegnam wszystkich apokaliptycznie!Dobranoc.
Pobutka.
Dzień dobry 😀
A tu wersja Pobutki specjalnie dla Hoko, Gostka i innych kociarzy 😉
http://www.youtube.com/watch?v=W9CRThf8Rqk&feature=related
Zaliczam się do kategorii „inni kociarze” – stan posiadania: 2 koty.
Dziękuję za piękną Pobutkę. Halny już trochę mniej straszny w NRW.
A koty zostały w Polsce?
Tu rano lało, teraz wyłoniło się słońce 🙂
GÓRECKI NIE ŻYJE 😥
Piszę coś na naszą stronę.
Smutno. 🙁
🙁
Ech, wielkich coraz mniej, kolejnych nie widać.
Jest już na stronie, ale wrzucę to też tutaj jako kolejny wpis.
Poziom kieleckiej TVP:
http://www.tvp.pl/kielce/aktualnosci/kultura/nikolay-khozainow-zagral-w-kielcach/3285357
Blad na bledzie i bledem pogania, od „Błagowieszczańska” i kilku ortografii nazwiska zainteresowanego (a zadna poprawna) poczawszy. Rece mi opadly!
Natomiast ten kfjatek „W repertuarze znalazły się miedzy innymi Nokturn H-dur opus dziewiąty, Trzy Mazurki opus pięćdziesiąty oraz Fantazja F-Mol opus czterdziesty dziewiąty” przypomina mi „Poloneza S-dur” wyczytanego w prasie piec lat temu. I wcale mi nie do smiechu.
W powyzszym kontekscie juz samo pojawienie sie informacji o Goreckim zakrawa na wyczyn godny Olimpu.
Kjozjainow 😯
Wkleilam na forum TVPKultura z nadzieja, ze moze dotrze, do kogo trzeba.
Wiecie co, mnie naprawde czasami rece opadaja, bo u podstaw tego lezy juz nie tylko niekompetencja, ale pogarda dla czlowieka.
Nastepny kwiatek (tym razem organizacyjny):
http://www.chojnice.com/wiadomosci/teksty/Zakonczenie-w-grudniu/2554
i http://www.chojnice.com/wiadomosci/teksty/Chopin-dla-kazdego/2594
(wiem, dwie linki, poczeka)
i badz tu madry czlowieku! Zajrzalam tam, bo z Fbooka wybiera sie pare osob, a to juz pojutrze.
Ech… 👿
Przy tej koniecznej, smutnej zmianie tematu zapomniałam wrzucić linkę do fotek z Kielc:
http://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Kielce2010#
Skrabin też niezły. To już napisaliby Scrabbin i od razu byłoby wiadomo, że chodzi o rosyjskiego mistrza gry w scrabble. 🙄
Och, i tyle rzezb Kedziory! To jakas wystawa, czy tak na stale?
Nie mam pojęcia 🙂
Autoodpowiedz:
http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101014/KULTURA05/286584980
🙂
No, ale tu też nie piszą, czy tak już one tam zostaną, czy to tylko czasowe.
To Twój krajan jest 😀
No, niezupelnie, ja przeciez urodzilam sie… w Kielcach.
A jezeli chodzi o Czestochowe, tak, moj krajan. 😀
Wystawa. Do konca listopada.
O, faktycznie 😀
A, żeby było śmieszniej – właśnie znalazłam swoje aparato nr 1. W tak dzikim miejscu (musiało tam spaść), że w życiu bym się nie domyśliła 😆
I teraz nie wiem, czym robić zdjęcia – do wyboru, do koloru 😉
Proponuje zdjecia w 3D. Jednym okiem jednym aparatem, drugim okiem drugim aparatem, a potem prosto do fotoplastikonu!
Raczki oczywiscie skrzyzowane, zeby nie bylo za latwo.
A tak na marginesie, to Ty nawet masz jeszcze w domu jakies dzikie miejca do zagospodarowania? Jakies nieodkryte biale plamy? Och, jakze Ci zazdroszcze!!!
Ja mam po prostu taki bajzel, że nikt się w nim nie połapie. A do zagospodarowania nie mam nic i w tym cały szkopuł… Bo bajzel polega na tym głównie, że co się nie mieści, leży w hałdach 🙁
Oj, znam ci ja to, znam. To juz nie biele plamy, a amazonska puszcza. Co sie wytnie, zarasta podwojnie!
Natchnelas mnie do karczowania puszczy! Maczeta i do boju!
Ja wciąż nie mogę się zmobilizować. Na szczęście kolejne roboty gonią, więc mam usprawiedliwienie 😉
Szczesciara! Ja tak nie bardzo moge, bo jak Amazonia, to skupic sie nie idzie 😉
Mnie też coraz gorzej idzie, zaczynam tracić kontrolę 🙁 Najwyższy czas coś zrobić radykalnego. Ale ostatnio jedynym moim radykalnym sposobem jest ucieczka – w przyszłym tygodniu nawiewam do Łodzi 🙂
Dobrze, to jak przyjade nastepnym razem, przywioze taczki. Bedzie latwiej.
A propos taczek i wyrzucania: właśnie dostałam wiadomość z pewnego bawarskiego śmietnika, gdzie koleżanka przypadkiem natknęła się na „Impromptus” Schuberta, czyściutki egzemplarz, zupełnie bez uwag w stylu „wolniej!”, „piano do cholery!”. Jest zachwycona 🙂
Wydanie Petersa, czytelne i mile w obejsciu 😉
No, na smietniku rozne rzeczy sie znajduje, w istocie. Ja kiedys znalazlam krzesla, tzw. chaises Napoléon:
http://www.brocantecourt.com/article/42-00-540.jpg
Wysluzyly, az sie rozpadly. No, stare byly, fakt.
I wydanie Quo Vadis po francusku z ilustracjami Styki, wersja dla ludu, wiec bardzo cienkie.
Dla czytelnikow przebywajacych aktualnie w Paryzu: ANIMATO, organizatorzy dzisiejszego koncertu uczestnikow konkursu Chopinowskiego w Salle Cortot, organizuja takze miedzynarodowy konkurs pianistyczny, ktory odbedzie sie miedzy 4-7 grudnia 2010 takze w Sali Cortot. Miedzy uczestnikami bedzie Nicolay Khozyainov (Kola 🙂 ). Dwa ostatnie etapy beda grane przed publicznoscia. Okienko Animata –
http://www.animato.org/