Sala dla Sinfonii Varsovii
Dziś w siedzibie orkiestry na Grochowskiej zostały ogłoszone wyniki konkursu na nową salę koncertową, i w ogóle centrum, dla Sinfonii Varsovii. Oczywiście stojący tam gmach dawnego Instytutu Weterynarii musi pozostać w niezmienionej formie (z wyjątkiem gruntownego remontu), bo jest w rejestrze zabytków. Z tyłu jednak jest duża przestrzeń parkowa, a w niej mnóstwo zakamarków (to zdjęcie i następne). Założenie było, aby powstało tam centrum z myślą nie tylko o orkiestrze, ale i o mieszkańcach. A więc park, a na jego tyłach gmach z dużą salą koncertowa na co najmniej 1500 osób, ale i z innymi funkcjami.
Konkurs miał duże powodzenie, projekty nadsyłano z całego świata. Wyniki są tutaj. Panowie architekci się szeroko i ideologicznie wypowiadali uzasadniając decyzję. Przewodniczący Sądu Konkursowego Bohdan Paczowski (mieszka w Luksemburgu, wygrał konkurs na projekt Muzeum Historii Polski) wyczytał najpierw wszystkie wyróżnienia, potem wymieniał drugie nagrody, a przed wymienieniem Zahy Hadid (ja już wcześniej słyszałam, że i ona zgłosiła się do konkursu) najpierw wygłosił jakiś kuriozalny komentarz, że ubolewania godne jest, iż dziś architektura trafia nawet do pism dla pań i traktowana jest jak moda, że ma być medialna, a niektóre osoby nią się zajmujące są jak celebrytki (może nie dosłownie tak, ale taka była wymowa). Później przytoczył anegdotę z obrad, która dla mnie bardziej świadczyła przeciwko tej pani niż wszystkie ideologie: że oglądali projekty, oczywiście nie znając autorów, bo przecież dostali je jako anonimowe, z godłami, i że ktoś rozpoznał prawie niezmieniony projekt filharmonii, którym Zaha właśnie gdzieś wygrała jakiś konkurs. Nawet chcieli odrzucić tę pracę za naśladownictwo Hadid – dopiero byłoby wesoło! Ale rzeczywiście jeśli to prawda, to nieładnie odwalać taką chałturę. (Szukałam w necie czegoś, co by najbardziej przypominało ten projekt, i myślę, że być może chodziło im o ten).
Wokół zwycięskiego projektu austriackiej pracowni Thomasa Puchera również wygłosił jakieś potężne ideolo, odnosząc się do faktu, że całość działki ma zostać otoczona betonowym murem, ale podniesionym nad ziemią na wysokość trzech metrów (!), opowiadając o murze jako takim, a jak takim, to jakim. Że ten ma przywrócić temu pojęciu szlachetność, bo niby będzie murem, ale każdy będzie mógł pod nim swobodnie przejść. Nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens, także wizualny.
Potem wypowiadał się pan akustyk Eckhard Kahle, którego próbowała tłumaczyć jakaś osóbka – a właściwie nawet nie próbowała, bo kiedy mówił o tym, że sale koncertowe miewają formę winnicy, czyli tarasową, albo pudełka na buty (shoe box), to pańcia nie tylko nie była uprzejma wyjaśnić, o co chodzi z tą winnicą, ale shoe box „przetłumaczyła” na jakiś „szuboks”. Po kolejnej dłuższej kwestii powiedziała rozkosznie, że „chyba państwo zrozumieli”. Nie wiem, za co takie osoby biorą pieniądze. Ogólnie, jak się zorientowałam bez tłumaczenia, te porównania służyły temu, by pokazać, że projekt tej sali nie jest ani tarasowy, ani pudełkowy, ale całkowicie nowatorski – taki. Hmmm… ciekawam, jakie będą tego akustyczne skutki, ale tego już pan Kahle nie próbował przewidywać. Mamy czas do 2016 r. Na razie możemy się cieszyć, że się ruszyło i że coś tam na pewno powstanie.
Przy okazji pozyskałam parę niusów z innego obszaru tematycznego i spieszę się podzielić. „Błękitna seria” konkursowa zacznie wychodzić, jak dobrze pójdzie, już przed Świętami. Jest przy tym dużo roboty, bo bohaterów ma być 12+, czyli na pewno wszyscy finaliści plus Armellini i Koziak, ale być może ktoś jeszcze – no i trzeba nagrania powybierać. W przypadku koncertów NIFC dysponuje nagraniami również z prób, co jest bardzo sprzyjającą okolicznością zwłaszcza dla Bozhanova, który na próbie zagrał bez porównania lepiej niż w finale. Niektórzy będą mieli pojedyncze płyty, inni – dwupłytowe albumy. Zobaczy się. A Avdeevą i Bozhanova usłyszymy na przyszłorocznym ChiJE. Tę dwójkę pianistów reprezentuje NIFC. Resztę – Warszawski Impresariat Muzyczny (Andrzeja Halucha) oraz Agencja Filharmonia.
Tutaj jeszcze parę zaległych okołochopkowych zdjęć plus dzisiejsze.
Komentarze
Tak na szybko powiem, że ten mur wydaje mi się szokujący.
Również dlatego, że nienawidzę grodzenia i ogradzania.
Sala na projekcie wygląda ciekawie.
I właśnie, ciekawe co z akustyką.
Jestem ciekawa czemu ma właściwie ten ogromny murek służyć? Już nie wspominając, że na grafice wygląda ohydnie… Swoją drogą, więźniowie znajdujący się w zakładzie karnym niedaleko mojego miejsca zamieszkania muszą mieć podobne widoki. Nie wiem również jaka będzie akustyka w zaprezentowanej sali koncertowej, choć wydaje się mi, że projektant głównie tworzył ją z myślą o tym, aby na małej powierzchni pomieścić jak najwięcej ludzi.
A’propos Bozhanova, to właśnie dzisiaj wieczorem byłam na jego recitalu (Poznań w amoku). Przez pół koncertu zadawałam sobie pytanie: kim on właściwie jest? W końcu był sensacją tegorocznego konkursu chopinowskiego, a zdania na jego temat były szalenie podzielone. Sposób jego grania był dla mnie obcy, obcy po tym, jak upoiłam się czwartkowym liryzmem Trifonova. Uświadomiłam sobie, że Bozhanov nie jest pianistą, który zabiera słuchacza w nieznaną podróż, on po prostu tworzył coś ekspresjonistycznego, abstrakcyjnego i każe na to patrzeć tu, teraz. To jak fotoplastikon, który przewija się z taką prędkością, że czasem nie w sposób go ogarnąć. Również wydał się człowiekiem w którym zebrało się tysiące elementów zupełnie nie pasujących do siebie. Grał różne utwory Chopina, czasami w sposób przypominający żart błazna, np. przy wykonywaniu Grande Valse brillante Es-Dur, op. 18, zanotowałam, że „Chopin musiał mieć duże poczucie humoru, skoro nawet taki Bozhanov może go zagrać (…)”. Naturalnie nie obyło się bez jego charakterystycznej mimiki, którą zdaje się, że dosyć zredukował po konkursie chopinowskim i negatywnych komentarzach jakie padały po jego występie w finale (jak sięgam pamięcią mówiło się dużo o niesmaku, aktorstwie, przesadzie etc.). A jednak, nawet jedno drgnięcie brwi oznacza u niego często jakąś określoną nutę – jeśli tak czuje, jeśli to mu pomaga to nie mam zastrzeżeń. Podczas bisowania (trzy razy) zdarzyło się coś dla mnie zaskakującego, ten dziwaczny, mimowolnie stający się tematem różnych kpin Bozganov zagrał coś lirycznie smutnego, wówczas ta pełna energii twarz nawet mu nie drgnęła, a więc kim jest? Kim jest Bozhanov?
Jeszcze jeden wniosek nasunął się mi tego wieczoru i pomsta o sprawiedliwość: dlaczego Kola był gdzieś daleko w tyle przed Bozhanovem, choć w stosunku do tego drugiego zasługiwał na wiele, wiele więcej?
Mnie ten lewitujący mur też wydaje się dziwną ideą.
Zwłaszcza że gmach zabytkowy stanowi jedną całość z tymi niskimi z przodu po bokach. To jak to będzie wyglądało? I w ogóle ten budynek ma być nie budynkiem, tylko jakimś odcięciem tylnej części terenu? A jaki będzie fronton – też taki, jak mur? Klaustrofobicznie to na mnie mimo wszystko działa, bo z kolei jak coś wisi i się pod tym przechodzi, człowiek będzie się bał, że to na niego spadnie 😯
PK nie da się wypuszczać na Zahę,bo to baba z jajami.Jako jedyna kobieta dostała nagrodę Pritzkera /architektoniczny Nobel/.Niektórym panom broniącym swoich okopów stoi kością w gardziołku.Te dwa projekty wcale nie są jednakowe,ażurowych struktur używa się często.Zresztą należałoby porównać bebechy.I dlaczego określenie „dla pań”musi być inwektywą?Inna sprawa,że ona raczej trudno wpisuje się w zabytkowe otoczenie,zwłaszcza przy podejściu naszych konserwatorów,bo w świecie to całkiem inaczej wygląda.Zresztą u nas wszystkie tego typu konkursy kończą się skandalem w szklance wody,a później czymś nijakim.Vide:Świątynia Opatrzności.
Ten mur też mi nie za bardzo,ale dopiero widok z poziomu człowieka,a nie z lotu ptaka dałby coś do myślenia.I należałoby zobaczyć,co w środku,a nie tylko elewację.
O! Zaczęłam pisać, a nie przeczytałam Dobrochny.
Ja też nie bardzo rozumiem. SL (dyrektor NIFC) ma do Bozhanova jakąś słabość. On ciekawi pianistów (także byłych), bo jest bardzo dobrym technicznie pianistą. Mnie on też na swój sposób ciekawi, właśnie w kontekście: kim on właściwie jest? Bo coś mi się w nim jednak bardzo nie podoba, a coś jest takiego, że na swój sposób mu współczuję, choć może nie ma powodu.
Ale on jest nieprawdziwy. Prawdziwa jest Armellini, prawdziwy jest Trifonov, no, a nade wszystko Kola.
Podobno Martha typowała Trifonova i Avdeevą ex aequo na I miejsce 😉
łabądku, ja w ogóle odniosłam wrażenie, że ten Paczowski to faktycznie jakiś mizogin. Parę jeszcze rzeczy powiedział, które by na to wskazywały.
Zaha się tu nie przebije (próbowała kilka razy), bo tu kiczarze rządzą. O Świątyni Opatrzności to Ty mi w ogóle nie mów, bo nóż mi się w kieszeni otwiera. Mimo że go tam nie noszę.
Dobrochno, ja tez zadaje sobie pytanie kim jest Bozhanov. Widzialam go w akcji grajacego przepieknie i bez mrugniecia okiem, calego zatopionego w muzyce. Nie mam pojecia, skad u tego wspanialego zreszta artysty taki pociag do „Mam Talent”.
Koli odpuscmy, dobrze jest jak jest, niech sie uczy i rozkwita we wzglednym spokoju. Tak lepiej i dla niego, i dla nas.
A a propos konia, usmialam sie rzewnie : Niestety, jak wcześniej zapowiadaliśmy, nie usłyszymy Nikolaya Khoziayna. Muzyk ten zrezygnował z koncertowania po Polsce – powiedziała dyrektor Wydziału Edukacji, Kultury, Sportu i Zdrowia w Chojnicach.
Sinfonii Varsovia siedziba nalezy sie jak psu micha! I dziesiec pet pasztetowki!
Aha, i jeszcze być może dokładne wyniki, jak kto głosował, zostaną jednak powieszone w sieci. Ale jeśli nie, to się do nich przespaceruję, ale już po powrocie z Łodzi.
A ostatnio vide wachlarzyk smoleński.Rrrrrrrrrr
A ja chcialam nawiazac do wczorajszej transmisji z Metropolitan Opera – nie wiem czy Dywan to słucha/oglada? Był fantastyczny ‚Don Pasquale’ z Anną Netrebko i Mariuszem Kwietniem i była to prawdziwa uczta pod każdym względem – muzycznie, ale też aktorsko. Dopero na transmisjach z The Met odkryłam jak wiele śpiewacy operowi wkładają w role POZA śpiewem. Ich interpretacje są niejednokrotnie wspaniale (wczoraj wszyscy soliści dali popis na najwyższym poziomie). Bardzo polecam wszystkim te transmisje, bo można zobaczyć dużo więcej niż będąc na sali, nie wspominając już o tym, że pewnie nie wszyscy bywamy regularnie w Nowym Jorku 😉 No i ja, do tej pory, nie miałam okazji posłuchać Mariusza Kwietnia na żywo, a bardzo bym chciała.
Mi najwięcej o nim mówi jego wyznanie, że z pianistów najbardziej lubi Horowitza. To jest epoka przedwojennych wirtuozów i ich wrażliwość, która dzisiaj jest nam z jej irytującą manierą jednak dość obca:epoka Friedmana, Hofmana i innych.
Z wszystkiego, co słyszałem naprawdę podobały mi się mazurki, zresztą dziwnym trafem pani Tarnawskiej też. Brzmiące nieco po bałkańsku i jak gdyby z niczego stworzony odrębny, zamknięty, piękny świat, może ten świat, który jest przechowywany w dawnych nagraniach autentycznej muzyki ludowej.
Reszta była dla mnie mniej lub bardziej niestrawna. Po pierwszym akordzie poloneza-fantazji odechciało mi się słuchać reszty utworu.
Czy Bożanow jest prawdziwy? A czy Horowitz był prawdziwy? Czy scherzo i marsz Liszta w jego wykonaniu są nieprawdziwe?
No właśnie! Bozhanov wzbudza w człowieku ciekawość, a nawet niewytłumaczone współczucie. Nawet przed koncertem miałam okazje go zobaczyć, kiedy przyszedł do auli (czekałam w kolejce po wejściówkę) pomyliły mu się drzwi, pokręcił się chwilę i… zachowywał się dziwnie normalnie!
Co do Marthy, to właśnie dzisiaj zasłyszałam, że typowała na pierwsze miejsce Trifonova. No cóż, stało się… A w przyszłą sobotę (20 listopada) wystąpi w Filharmonii Poznańskiej Ingolf Wunder, nie jestem jego wielbicielką, ale ciekawi mnie jak się zaprezentuje i jaka będzie reakcja ludzi na jego grę (pewnie zniewalający, boski entuzjazm, w końcu dziewczyny go uwielbiają, a ja nawet nie wiem, co w nim takiego wyjątkowego).
No tak, Polska krajem kiczu – najlepszy przykład to pomnik świebodzińskiego Jezusa w złotej koronie. Ogromna, biała, kanciasta bryła. Brrr!
Gabi – niektórzy dywanowicze słuchają/oglądają. Natomiast Warszawa właśnie od tego sezonu została tych transmisji pozbawiona. Pan Gutek parę lat temu wyszarpał je multipleksom (tak mi mówili, że też się starali), a teraz nie widzi interesu. Teraz transmisje są już w kilku miastach, ale nie w Warszawie. Ja od czasu do czasu, jak mi rozkład dnia i roboty pozwoli, mogę jeszcze przejechać się do Łodzi, a nawet po przyjacielsku przenocować się na miejscu, w filharmonicznym pokoju gościnnym. Ale kto jeszcze tak może? 🙁
A te transmisje są super – przede wszystkim świetnie zrobione technicznie, no i właśnie to, że aktorstwo możemy podziwiać. Dzięki temu możemy się zorientować, jak bardzo zmienił się sposób prezentacji śpiewaka operowego na scenie 🙂
Juz wiem po co ten mur! Widze jasno, przed oczyma duszy mojej. W kraju nad Wisla dajemy szanse na narodzenie sie drugiego Wienedikta Jerofiejewa, ktory bedzie przechadzal sie pod murem Sinfonii Varsovii nigdy nie widzac Kremla i od tego zacznie sie wspaniala powiesc „Warszawa – Radom”, a Wieniczka bedzie mial na imie… No, zobaczymy, jak sie urodzi.
Mariusz: Horowitz a Bozhanov to jednak dwie różne sprawy. Horowitz był oryginałem, Bozhanov imituje. Naprawdę nie musi się wygłupiać, czego dowodem jest, że potrafi się jednak pohamować.
Zresztą Martha też zawsze uwielbiała Horowitza – i co? Gra podobnie do niego? Nie.
No właśnie nie do końca jestem przekonany, czy on tylko imituje. Czy w tych mazurkach kogoś imitował? Jak żyję czegoś takigo nie słyszałem. A co do jego min i zachowania przy fortepianie, nie rozumiem tych pretensji. Na koncercie zamknąć oczy a w domu słuchać przez radio, naprawdę lepiej się słucha.
Wlasnie, z ust mi to Pani Kierowniczka wyjela. Lwie grzywy Paderewskiego nalezaly tylko i wylacznie do niego. Byly nieodlaczna czescia JEGO prezencji, JEGO interpretacji, JEGO, moze nawet nie do konca swiadomego showu. Podobnie fruwajace pod niebiosa rece Hofmanna. W przypadku Bozhanova ta otoczka wydaje sie przyklejona. Jak nie przymierzajac muszka na policzku. No ale co tak naprawde pod nia sie kryje?
Mnie się też podobało bardzo jego Rondo a la Mazur. W takich cyrkowych kawałkach po prostu najlepiej się czuje.
Mazurki może i fajne, ale walce jeszcze lepsze 🙂
Nagroda za mazurki dla Trifonova jest jedyną z pozaregulaminowych, z którą się w pełni zgadzam. No, i jeszcze przyznaję, że Wunder dobrze zagrał koncert.
W Mazurkach bylo pare charakterystycznych patentow sciagnietych z Koczalskiego, ale kto tego nie robi?
W Polsce trwa chyba jakiś nieoficjalny konkurs „Oszpeć swoje miasto”. W kategorii paskudzenia starówek, Kraków postawił fontannę, Gdynia Sea Tower. Może mur startuje w kategorii na pomysł nie rozwiązujący niczego. Pomniki to odrębna kategoria konkursowa i w niej toczy się bardzo wyrównana walka 🙄
Tak, wiem, że Warszawa przestała transmitować – moja mama jest niepocieszona! Ja chodzę na te transmisje w Belgii i bilety muszę kupować z dużym wyprzedzeniem, bo to jest tu bardzo popularne (a transmisje sa w naprawdę wielu, nawet niewielkich, miastach). W Warszawie byłam raz i nie bardzo podobała mi się organizacja, nie wspominając o absurdalnie drogich biletach (na logikę, to chyba w Brukseli powinno być drożej…?) Ale szkoda, że warszawiacy zostali pozbawieni tej możliwości.
Tak, Rondo a la Mazur niezapomniane, a walce (zwlaszcza F-dur) niemal kultowe.
Ja nie wiem, czy on sie czuje najlepiej w takich cyrkowych kawalkach. Ta Sonata Beethovena z konkursu Van Cliburna jest bardzo, bardzo. Inna sprawa, ze to op.31, do 111 daleko, oj, daleko.
No właśnie, i jeszcze w Warszawie były najdroższe bilety w całym kraju. A i tak się to widać nie opłacało.
Bez sensu…
O świebodzińskim Chrystusie znalazłem dziś śmieszne wydeło. 🙂
http://deser.pl/deser/1,97052,8655141,Amerykanie_drwia_z_pomnika_Chrystusa_Krola_w_Swiebodzinie.html
Właśnie mi się przypomniało, że Bozhanov znany jest i w Brukseli – właśnie ze względu na mimikę. Zanudzałam moich znajomych opowieściami o Konkursie Chopinowskim i zmuszałam do oglądania transmisji on-line. No i jeden znudzony kolega ożywił się właśnie na Bozhanovie – przypomniał sobie, że to chyba ten sam co ‚stroił miny’ na finale Konursu im. Królowej Elżbiety – pokazywała to tutejsza TV i najwyraźniej został zapamiętany (trochę szkoda, że nikt ze znajomych nie pamiętal co grał…)
Muszę się zgodzić, że jego mazurki posiadają jakąś dziwną siłę, która wychodzi wprost z jego wnętrza. W ciągu całego dzisiejszego recitalu była to chyba najciekawsza część, właśnie kiedy mazurki cis-moll, op. 30, 41, 50, oraz Impromtu Ges-dur, op. 51 – to były fragmenty składający się na kwintesencje Bozhanova. Ile ich jest aby stworzyć całość? Nie wiadomo…
Bardzo dobrze powiedziane, że Bozhanov „w takich cyrkowych kawałkach po prostu najlepiej się czuje” – takie samo dzisiaj miałam odczucie. Może on lubi imitować, bawić, śmieszyć, a czasem wywołać żal? W „Słodkim życiu” Felliniego jest taki fragment, który ukazuje przepiękną, a zarazem żałosną grę na trąbce, wykonywaną przez mężczyznę o równie żałosnym wyglądzie. Taki czasem potrafi być Bozhanov.
Nie obejrzę dziś niestety żadnego wideła, bo sieć (poza Dywanem, o dziwo) chodzi mi dziś, jakby chciała, a nie mogła. To samo z pocztą. Właśnie dostałam parę przesyłek ze zdjęciami z Heidelbergu 🙂 i nie mogę ich otworzyć…
Widzę, że dzisiejszego wieczoru rządzi Łajza 😆
W Brukseli na pewno gral Chopina sonate h-moll i Beethovena Es-dur op.31. Wiecej nie pamietam.
http://www.youtube.com/watch?v=mI1a736XxLA
Przypominam Pani Kierowniczce,że nie mówi się „o dziwo”,tylko „proszę pani”
Hm, a gdzie ja powiedziałam „o dziwo”?
Pani Teresie dziękuję za link do brukselskiego Bozhanova. Słucham z uwagą, ale patrzeć nie bardzo mogę, bo mam kłopoty z zachowaniem należnej utworom powagi 😉
We wpisie nt.wideła
A tak nawiasem mowiac w ten sposob wyglada ceremonia ogloszenia wynikow w Brukseli:
http://www.youtube.com/watch?v=pPog0i-0dfc
A nie wstydliwie w jakims kacie przy schodach.
Nie, nie mogę dziś nic oglądać, wszystko mi się zacina. Chciałam obejrzeć Bozhanova i też nic z tego. Zamiast się wściekać, pójdę spać. Dobranoc 🙂
Ale Wy oczywiście gadajcie, jak tylko macie ochotę 🙂
Ja tez w morfeja, a jeszcze powinnam wyprasowac posciel. Ale misie nie chce. I tak sie wygniecie
O, o dziwo mi sie zachcialo.
To dobranoc po prasowaniu poscieli.
Brak loży królewskiej zawsze powoduje wyraźny upadek obyczajów.
A ja mam jeszcze specyfikację gratów do dużego biura i co robię?Jak widać.
tjczekaj pisze:
2010-11-14 o godz. 23:24
W przypadku Bozhanova ta otoczka wydaje sie przyklejona. Jak nie przymierzajac muszka na policzku. No ale co tak naprawde pod nia sie kryje?
Dobre pytanie. Jest w nim coś cyrkowego, coś z clowna. Musiałby zagrać coś , w czym by się odsłonił. Czasami i clown się odsłania…
No tak, w Belgii przynajmniej odebrał nagrodę. Umknęło mi: czy juz wiemy czemu nie było go w Teatrze Wielkim na koncercie laureatów?
Pobutka.
w mi-mi-ce bezkonkurencyjny jest Lang-Lang.
pozdrawiam PKiKoleżeństwo.
Za chwilę odlatuję (salomotem) na tydzień do ciepłej krainy gamelanów
Ale mu dobrze, temu lesiowi, co? 😀
W tej Pobutce to Horowitz już starutki, jeszcze lwisko pręży pazury, cokolwiek by to miało znaczyć, ale gestów jakichś specjalnych nie wykonuje 😉
A oto kilka zdjęć, które otrzymałam od koleżeństwa z Heidelbergu i okolic 🙂
Dla zainteresowanych Bożanowem:
http://www.instantencore.com/contributor/music/works.aspx?CId=5131739
Prawie cały Cliburn (w tym np. Sonata B Schuberta itd.)
Oj, dobrze temu lesiowi, dobrze. Ja tez bym chciala do gamelanow.
http://www.youtube.com/watch?v=bldo2s9vgyk
Darek Bartoszewicz w „Stołecznej” o siedzibie SV:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,8658691,Austriackie_Sinfonia_Varsovia_Centrum__ZDJECIA_I_WIDEO_.html
Drodzy Państwo, „nie wchodź pomiędzy ostrza potężnych szermierzy”, powiedział Szekspir, a ja go zasadniczo słucham, ale tu jednak wejdę – choć w tym temacie od paru tygodni można zdrowo oberwać. Muzyka łagodzi obyczaje? A juści.
Skąd przypuszczenie, że Bożanow coś imituje, udaje, naśladuje, że jest w swoich minach i przeżyciach nieszczery? Było śledztwo na ten temat, proces i wyrok? Przypominam moją anegdotkę sprzed 40 lat o Brendlu.
Na moje ucho, zagrał fenomenalny III Etap, a poprzednie też nie były do niczego. Parę razy walnął obok w Koncercie, wielka rzecz. Awdiejewa też waliła obok, tylko mocniej. Walił obok Ohlsson, i wygrał.
Dla Mariusza „Hoffmann i Friedman” są „nam obcy”? Przepraszam – „ideowo”, czy „kulturowo”? Jeżeli są, i jeszcze irytujący na dodatek, to tym gorzej dla nas. Ale ja stary i mnie oni są bliscy, jakby się wczoraj urodzili. Równie, choć inaczej, jak Martha i Swiatosław, Glenn i Alicia, Kola i Ewgienij. Tak próbuję słuchać, czasem mi wychodzi.
Cześć
PMK
Jesli mozna niezupelnie na temat: w najblizsza srode w Poznaniu odbedzie sie Koncert Rosyjskich Pianistow, i jednym z czterech wystepujacych bedzie Nicolay Khoznayinov (Kola 🙂 )
http://www.poznan.pl/mim/public/events/events.html?co=print&id=50142&tickets
Mnie akurat nie są tak bliscy, patrzę na nich, jak na inną kulturę – próbuję zrozumieć, ale raczej na chłodno. Nie bierze to mnie.
Ano, co do udawania, to owszem, zostało to potwierdzone. Przez to, że potem udawał mniej. Poza tym bodaj na forum TVP wypowiedziała się jedna pani, która zwierzyła się, że rozmawiała z nim i spytała, czemu on takie gesty wykonuje. On ponoć odpowiedział: bo publiczność to lubi, i powiedział, że specjalnie to ćwiczy. Ona próbowała mu przetłumaczyć, że przeciwnie, właśnie sie wyśmiewają i uważają za pajaca. I wtedy właśnie zaczął mniej pajacować. Może to go zbiło z pantałyku?
Nie mam czasu tego teraz szukać, ale gdzieś to jest.
A Leszczyński i tak go lubi i będzie sprowadzał 😉
Klecha – witam i dzięki za link 🙂
Ruth – nie wiem, na ile to jest aktualne. Na stronie Wagi Miejskiej nazwisko Koli nie jest wymienione.
Mysle ze ma Pani racje; bylo zawiadomienie z Ministerstwa Kultury ze w najblizszym czasie Nicolay zrezygnowal z koncertowania w Polsce. Czy Waga Miejska w Poznaniu to rzeczywiscie restauracja? Jesli tak, to mu sie nie dziwie.
http://waga.poznan.pl/pl/waga-dla-kultury/3
Nie sadze, zeby Khozyainov przylatywal do Polski, zeby grac 2-3 utwory. Zreszta nia ma go w planach. Dziwi mnie tez, ze Favorin sie zgodzil. Chyba ze to dla sponsorow czy managerow.
Nie, Waga to nie jest restauracja. Owszem, jest tam na dole jakaś knajpka, ale na górze jest sala, gdzie odbywają się różne imprezy; ja brałam tam udział w sesji teoretycznej przy festiwalu Centrum Sztuki Dziecka. Na koncerty też jest chyba niezła, choć nie byłam na żadnym i nie wiem, jak się tam sprawuje akustyka.
Myślę, że Kola jest mądrym chłopakiem, który po prostu zamiast dupereli (excusez le mot) zabiera się porządnie za naukę. No i pewnie chce się przygotować do Paryża 😉 Ja byłam pewna, że on teraz nigdzie w Polsce nie zagra, bo jak go spytaliśmy o to, kiedy kolejny koncert, powiedział „W Pariże” 🙂
A Favorin pewnie ma Chopka w programie na Czajkowskiego i chce sobie ograć 😉
Nie powiem,żeby Hoffmann tak całkiem nie ruszał,nawet jak trzeszczy.
Sala przy dokładniejszej obdukcji robi się ciekawsza.Taką wstęgę,to Kazio Wiśniak zaprojektował kiedyś do Szekspira.Holoubek po niej ganiał.Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach i dopiero „makieta w 1:1” wszystko wyjaśnia,nawet samym projektantom,prawdę mówiąc.
Kola ma rację.Porządna trasa w sensownych miejscach należy Mu się jak psu zupa,tylko komu to wytłumaczyć?
W takim razie moze lepiej usunac moj komentarz, aby nikogo nie wprowadzac w blad? (Nastepnym razem sprawdze dokladniej…)
No, ale już to wyjaśniliśmy 🙂
łabądku, Hofmann rusza, Koczalski rusza i jeszcze paru. Na pewno nie wszyscy i nie zawsze. Ucho przywyka niestety do różnych rzeczy. Pewnie i grę samego Chopka trudno by nam dziś było znieść 😛
Niestety,przy Paderewskim miejscami mi wesoło ,chociaż nie wypada.
A Chopka na Pleyelu okrutnie bym chciała usłyszeć.Np.niedawno akompaniamenty do pieśni zabrzmiały na Pleyelu bardzo sensownie.Inna rzecz,że Daniel baaardzo się postarał.
Preludia Koczalskiego zajefajne są, jakby powiedziała Gostkówna.
Przepraszam, że się nie przedstawiam, ale ze mnie zwykły meloman, który zgadza się z Kennerem, że Bożanow to wielki artysty i nie było od niego lepszego na tym Konkursie, a to, że nie zagrał Koncertu na miarę swoich możliwości to prawie tragedia). Mam wrażenie, że ludzie nie rozumieją co on właściwie robi, po prostu ze wszystkiego za co się bierze robi utwór „charakterystyczny” i to niektórych denerwuje.
I nie bardzo rozumiem zamieszania wokół jego min. Nic mnie nie obchodzi skąd one się biorą (a jeśli są udawane, to można pogratulować takiej podzielności uwagi). W ogóle w mojej opinii ludzie, którzy się z niego śmieją i widzą w nim clowna nie są ludźmi poważnymi, a odbiór wzrokowy przesłania im całą resztę (pomijam tu osoby, które rzeczywiście się z nim nie zgadzają z powodów merytorycznych).
Tego linka z instantencore (Cliburn) wstawiłem, bo uważam że to świetne znalezisko, a można go było wyczytać na forum TVP (bo śledzę, co tam ludzie piszą).
Prawdopodobnie nie będę więcej interweniował. Pozdrawiam wszystkich rozmówców.
Informację o tym, że mazurki Friedmana i Ballada g-moll Hofmanna „nie biorą” Pani Doroty przyjmuję do wiadomości – choć z pewnym zdumieniem.
Poinformuję jedynie, że wokół Mazurków i Ballady robiliśmy na France-Musique Trybuny. Obaj panowie wygrali „na ślepo”, niemal bezkonkurencyjnie (w Mazurkach był jeszcze Kapell, a w Balladzie – wiadomy Horowitz), przy akompaniamencie zachwytów (choć były inne, stare nagrania, więc nie po trzaskach ich rozpoznano).
A co do min i gestów, wiadomo, że Rubinstein uwielbiał robić takie wice, na przykład w Tańcu ognia. Ja sobie myślę, że muzycy nie są jednak do patrzenia, tylko do słuchania. A z doświadczenia wiem, że jak w ogóle nie wiem, kto gra, to słucham całkiem inaczej.
Różnie z tym bywa. Znany dobrze nad Wisłą, i w temacie zresztą, MM, jest wielki – póki nie wiadomo, że to on. Sprawdziłem to wielokrotnie. Heifetz uchodził za „lodowatą doskonałość”, ale w czasie „ślepych” konfrontacji jego uznawano za najbardziej żarliwego (był kiedyś na ten temat ciekawy artykuł w prasie amerykańskiej).
Nauka radziecka zna inne takie przypadki. Opowiadałem tu niedawno, że u moich radiowych kolegów francuskich w Scherzu z Sonaty Choziajnow wygrał „na ślepo” Konkurs Chopinowski, bijąc Awdiejewą KO.
Panie Piotrze – pisałam, że Hofmann akurat rusza, ale co do Ballady g-moll, jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca, przynajmniej mnie…
http://www.youtube.com/watch?v=UX6PXkqOr0Y
Wielu gestów (muzycznych!) tam po prostu nie rozumiem.
Mazurki Friedmana… hm…
http://www.youtube.com/watch?v=k15R92xkRK8&p=6E4A47FCFA4FD193
Przecież tam nawet rytm nie ten. Skokliwość, owszem, powinna być, ale tu już przesadna. Kiczyk się robi.
Kiedys zastanawialam sie, dlaczego te stare nagrania mnie tak bardzo biora i doszlam do wniosku, ze po czesci dlatego, ze w dobie „prawa do bledu” artysci podejmowali ryzyko. A juz prawdziwy szlag mnie trafia, jak w komentarzach pod nagraniami Horowitza pojawiaja sie slowa „mimo popelnionych bledow”. I dlatego tez tak wzial mnie Khozyiainov. On ryzykuje. A ze ma wiele do powiedzenia w muzyce, ryzyko poteguje glebie. Tego scherza nie zapomne. ostra jazda bez trzymanki 😉
Byla taka dyskusja na France Musique na temat bezposrednich transmisji z koncertow i stwierdzono, ze wymagana perfekcja ogranicza ekspresje. Wszyscy tak sie pilnuja, ze cierpi na tym tresc.
Klecha – przecież my nie dyskutujemy nad tym, czy Bozhanov jest dobrym pianistą, bo wiadomo, że jest. Ma jakieś problemy osobowościowe i tu życzymy mu ich rozwiązania, bo będą mu przeszkadzać w karierze, jeśli sobie z tym nie poradzi. No, chyba że chce mieć pozycję Pogorelicia. Ale czy warto?
Usłyszymy go tu, jak wspomniałam, jeszcze nieraz 🙂
A czy on był najlepszy? O, tu bym dyskutowała.
Tak patrząc z perspektywy, to obie II nagrody uważam za nieporozumienie. I Cudeńko, i Geniuszek zdobyli je dzięki koncertom, choć ten ostatni miał wyższą punktację i wcześniej. Ale obiektywnie patrząc, tak, Bozhanov był od nich lepszym pianistą. A Trifonov – bez porównania ciekawszą osobowością.
Ja się zgadzam z Marthą ( 🙂 ) – z nagrodzonych Avdeeva i Trifonov byli najciekawsi. Ogólnie podsumowałabym tak:
Avdeeva – bardzo zdolna i bardzo inteligentna.
Wunder – zdolny i pusty,
Geniusas – bardzo zdolny i nieukształtowany,
Trifonov – talent, jeszcze źrebakowaty,
Bozhanov – talent, ale trzepnięty,
Dumont – w tym kontekście nieporozumienie.
(Plus: Khozyainov – geniusz, ale ten brylant jeszcze do oszlifowania. No, a Kultyshev – dojrzały pianista i zupełnie nie chopinista)
Słuchajcie, słuchajcie! To w Krakowie ideał sięgnie bruku! Jutro odsłona instalacji Upadły fortepian – na Plantach przy Teatrze Słowackiego 😆
Zważywszy na komentarze jutiubowe, jakie tym nagraniom towarzyszą, Pani sceptycyzm jest dość odosobniony. Co oczywiście niczego nie dowodzi.
Z Pani hierarchią Konkursową też zgadzam się raczej krytycznie, ale dajmy spokój. Czas pokaże.
Ekscesywne miny ekscentryczne są dopuszczalne tylko wtedy, gdy siła muzyki niweluje rozproszenie spowodowane gapieniem się na facjatę artysty.
Stąd machanie rączkami Goulda, anielsko-niebiańskie spojrzenia Rubinsteina etc. nie przeszkadzają mi, a u Bożanowa przeszkadza, bo jego interpretacja mnie nie powala.
„Mimo popełnionych błędów” – dzisiejsze pokolenie słuchaczy/ krytyków, wychowane na zapieszczonych na śmierć cyfrowych nagraniach mydłkowatych artystów nie dopuszcza, nie wyobraża sobie, że można grać z błędami i mimo wszystko zrobić wrażenie.
Uwaga, uwaga! Nadaję komunikat z zupełnie innej beczki 🙂
Wczoraj w Wiedniu Marc Minkowski z Les Musiciens du Louvre przy inscenizacyjnym udziale Adriana Noble’a przeprowadzili aksamitną rewolucję w Staatsoper! Baroku nie było tam przez lat prawie pięćdziesiąt, austriackie media podają przynajmniej, że ostatni był Karajan w 1963 roku. No i w końcu wczoraj premiera „Alcyny” Handla. Wiedeńczycy są na tournee w Japonii, a nowy dyrektor Dominique Meyer zrobił odważny krok i zaprosił orkiestrę „z zewnątrz”. Nie jest łatwo w konserwatywnym Wiedniu. Dawały się słyszeć wyrazy „troski” „życzliwych”, czy taką orkiestrę instrumentów dawnych to w ogóle będzie słychać. MM cierpliwie tłumaczył w wywiadach, że jednak będzie… No i wczoraj około godziny 23 rytmiczne klaskanie baletu na ostatnich taktach „Alcyny” przeszło płynnie w entuzjastyczny wrzask i oszalałą owację publiczności, która nie potrafiła i nie chciała przestać przez 20 minut. Dzisiaj w pierwszych doniesieniach medialnych mowa o wielkiej owacji, frenetycznych brawach, o tym, że czas na barok w Staatsoper już był najwyższy, że dyrektor Dominique Meyer się odważył i wygrał, bo owacja dla orkiestry skończyć się nie chciała, że inscenizacja jest szlachetna, podszyta lekką angielską ironią, i że to właśnie debiutanci byli oklaskiwani przez publiczność najgoręcej (i słusznie): instrumentaliści Les Musiciens du Louvre – Grenoble, którymi wspaniale dyrygował Marc Minkowski. No i że z takim wyczuciem / subtelnością, delikatnością, ale i bogactwem barw nie zagrałaby tej opery chyba żadna inna orkiestra. Będę tam w przyszłym tygodniu 😀
Koniec komunikatu z innej beczki 🙂
Jeżeli ten Karajan anno 1963 to jest – wydana na płycie – Koronacja Poppei, to o „baroku” lepiej nie mówić…
No, Panie Piotrze, to inne czasy były…
Panie Piotrze, mam nieodparte wrażenie, że austriaccy dziennikarze kochają mówić o baroku (tytuł produkcji z 1963 nie pada) 😉 Uparcie wyzywają MM od „Barockdirigent”. Nawet w dzisiejszym entuzjastycznym doniesieniu ORF oberwało mu się, wprawdzie nieco łagodniej, Barockspezialist-em… W wywiadach MM cierpliwie wymienia, czyje opery jak dotąd prowadził, ale i tak nic to nie pomaga. Jeden z portretów MM w prasie ma tytuł, cytat z jego wypowiedzi: „Ich will nicht Barockdirigent genannt werden“, plus zdjęcie z poważną miną.
A my – niestety tylko koncertowo, ale zawsze – już 2 grudnia mamy Alcynę w Krakówku! 😀
Fakt, Gostku, że to były inne czasy, ale w tamtych czasach też wypadało grać mniej więcej czysto i równo, oraz śpiewać takoż…
A z tym „Barockspezialist” to on już zejdzie do grobu, żeby Pierścień zrobił w Bayreuth i całość (zgiń, przepadnij, siło nieczysta) Licht Stockhausena poprowadził. Choć w tym wypadku, skoro dyryguje Haendlem, to można uznać, że to informacja – że niby lepiej się na tym zna, niż co poniektórzy.
Najzabawniejsze jest jednak to, że w kołach „normalnych” uchodzi za Barockspezialista, a w kołach „barokowych” za zdrajcę i odszczepieńca. Taki już los kataryniarza w poście.
Dorota Szwarcman pisze:
2010-11-14 o godz. 23:16
Wspomniałem słowa Bożanowa o Horowitzu nie dlatego, że jest imitatorem Horowitza (według mnie nie jest) tylko dlatego, że to jest ten sam typ podejścia do muzyki i jej wykonywania: wirtuozostwo, czyli jak w XIX wieku i zgodnie z etymologią, ciągłe demonstrowanie swojej „dzielności” muzycznej tzn. całkowitego panowania nad instrumentem i, niestety także, nad utworem (to sam utwór ma panować) i kształtowania go według własnej „osobowości”.
Dla Horowitza czy Bożanowa utwór, muzyka nie jest ostateczną instancją i rzeczywistością tylko środkiem do rozdymania własnego ja, materiałem do „artystycznej kreacji”. Jakby mówili: Patrzcie jak wspaniale gram, podziwiajcie, oklaskujcie.
PK pisze, że w Krakowie „Alcyna” „tylko” koncertowo, to ja na pocieszenie dodam, czytając recenzje, których wciąż przybywa, że pienia zachwytu zdecydowanie skupiają się na stronie muzycznej. W sprawie inscenizacji zdania są podzielone. Doniosę, jak zobaczę na własne oczy.
Barockspezialist to rzeczywiście w tym przypadku chyba taki wiedeński certyfikat jakości. Mają szczęście, że trafił im się taki bardziej pragmatyczny niż dogmatyczny, to i w Staatsoper orkiestrę dobrze słychać…
Piotr Kamiński pisze:
2010-11-15 o godz. 10:07
Dla Mariusza “Hoffmann i Friedman” są “nam obcy”? Przepraszam – “ideowo”, czy “kulturowo”? Jeżeli są, i jeszcze irytujący na dodatek, to tym gorzej dla nas.
Mam na myśli pewną ogólną manierę, coś suchego, prześlizgującego się po powierzchni, niecierpliwego, małostkowego, pod publiczkę. Czy nazwie Pan wykonanie scherza h-moll Chopina przez Hofmana „wielkim”. Ta gra to dla mnie pajacowanie.
Albo Paderewski. Te nieznośne przedbitki (chyba tak to się nazywa) albo zupełnie niestrawne rubato w Chopine. Dlaczego uczciwie nie wyznać, że to jest po prostu okropne i nie da się tego słuchać. Tylko w kółko: Paderewski wielkim pianistą był. Może lepiej: Jak zachwyca skoro nie zachwyca?
Buona Sera a Tutti,
Pozdrawiam wszystkich, po polmiesiecznym pobycie gdzies tam…. strasznie trudno wrocic do polskiej rzeczywistosci, eh. W samolocie dowiedzialam sie o odejsciu naszego kompozytora, smutna to wiesc.
Pozdrawiam wsiech jeszcze raz slonecznie, zwlaszcza Pania Gospodarz.
Żebym nie był jednostronny: rzeczy, które mi się podobały: Hofman-sonaty Scarlattiego, Friedman-Campanella Liszta-Busoniego, Paderewski-preludium gis-moll Rachmaninowa, legierezza Liszta.
Ale ogólnie to wszystko kompletnie inny typ wrazliwości. To jak przedwojenne filmy fabularne, może się „podobać” ale trudno byłoby powiedzieć, że to jest zrozumiałe i bliskie sercu.
tjczekaj pisze:
2010-11-15 o godz. 11:42
Kiedys zastanawialam sie, dlaczego te stare nagrania mnie tak bardzo biora i doszlam do wniosku, ze po czesci dlatego, ze w dobie “prawa do bledu” artysci podejmowali ryzyko. A juz prawdziwy szlag mnie trafia, jak w komentarzach pod nagraniami Horowitza pojawiaja sie slowa “mimo popelnionych bledow”.
Najlepszym przykładem tego, jaki słyszałem jest nagranie Horowitza toccaty Prokofiewa z 1930. http://www.youtube.com/watch?v=SGD8ZPWb79o
Co mnie obchodzą tutaj „błędy”. Wykonanie jest znakomite i lepszego nie słyszałem. A dzisiaj nikt w takim tempie nie zagra, bo wszystko musi być „odegrane”.
Mam nieco inną teorię, dlaczego tak wiele jest komentarzy o popełnionych błędach. Wydaje mi się, że to nie jest nawet kwestia wychowania na wyprasowanych w kant cyfrowych nagraniach, tylko obawa przed wypowiedzeniem własnej opinii (żeby nie wyjść na durnia, którego zachwyca coś, co innych nie zachwyca) lub wręcz niezdolność do dokonania oceny. Błędy słychać, wiec można napisać „słyszę błąd”. Ogólne wrażenie, wartość całości, to już kwestie wymykające się obiektywnym kryteriom. Nie wystarczy wypunktować literówki. Trzeba posłuchać tak, by usłyszeć zamysł interpretatora. Włożyć w słuchanie trochę więcej wysiłku. A ludzie wysilać umysłów nie lubią (chyba stąd popularność list bestsellerów oraz testów jako metody egzaminowania, zarówno po stronie zdających, jak i oceniających).
To samo zjawisko, takie mam przynajmniej wrażenie, spowodowało, że krytyka prasowa wydarzeń arystycznych sprowadza się obecnie (za chlubnymi wyjątkami między innymi naszej Kierowniczki i pana Piotra) do relacjonowania eventów w stylu co, gdzie i kiedy.
Mój profesor od współczesnej filozofii polityki zwykł mawiać, że na pogląd to trzeba sobie zapracować. I to chyba dotyczy każdej dziedziny.
Oj, tak, ale jaka to ciężka praca 😆
Moi drodzy, jestem już w Łodzi, ale jako że dopiero co przyjechałam, to zamiast tarabanić się do hotelu, siadłam w kawiarni z hotspotem na Piotrkowskiej i zaraz ruszę do filharmonii. Zapomniałam też, że prześliczny hotel Andels nie jest jeszcze cywilizowany, tj. internet jest tam za ciężkie pieniądze i trzeba będzie coś kombinować… Tak że nie wiem, kiedy będzie nowy wpis. A dziś zamierzam wysłuchać kilku utworów Tansmana, którego lubię. W tym parę prawykonań, jedno polskie, drugie światowe.
Pozdrawiam wszystkich ciepło – tu też dziś cieplutko 🙂
Drogi Panie Mariuszu, nie wiem, o którym Scherzu Pan mówi – akustycznym z Brunswicka, skróconym (1923), czy kompletnym z Duo-Art (1926), pewnie o tym pierwszym, z edycji Philipsa. Cóż ja mogę Panu powiedzieć? Tyle tylko, że jeśli gdzieś dzisiaj na świecie ktoś tak „pajacuje” w Chopinie, to ja tam nie idę, ino się czołgam.
Ale de gustibus, itd…
PMK
Ledwie nadążam za rozwojem wypadków – na stronie ORF pojawił się portret MM pod tytułem „Der Spezialist für vieles” 😆
O, PK w Łodzi – przyjemności! 😀
Pobutka.
Tyle się porobiło. Dlaczego ganicie wszystko, co austriackie. Można ganić austriackie gadanie i urzędników, ale mają też trochę rzeczy dobrych. Że nie poznali się na MM można zaliczyc do austriackiego gadania właśnie. Ale projekt wydaje mi się ciekawy. W Defense wisi sobie podobna chmurka w gigantycznym łuku i wszystkim się podoba 🙂
Powrót do wyników z trochę lepszej perspektywy. Arytmetyka jest bardzo zdradliwa. W moich doświadczeniach naukowych (dawne czasy) i urzędniczych tworzenie bardzo słusznych algorytmów przynosiło czasami nadspodziewanie komiczne wyniki. Kierowałem kiedyś zespołem, który pichcił coś na zlecenie wielkiego zjednoczenia przemyslowego. W opracowaniu trzeba było połączyć elementy łatwo wymierne z praktycznie niewymiernymi. Algorytm tworzył późniejszy minister finansów, wówczas parający się statystyką. Uporał się z zadaniem wzorowo i wyniki nie budziły wątpliwości. Ale znałem wiele przypadków, gdzie na końcu dopasowywano algorytm do oczekiwanych wyników. Koszmar, ale arytmetyka jest bezlitosna.
W urzędzie też o kwalifikowaniu do programów zapewniających wielkie dotacje decydowały skomplikowane algorytmy, które na wstępie wydawały się wzorowo opracowane, a wynik budził wielki śmiech. Z konkursami jest podobnie. Arytmetyka daje czasem wyniki nieoczekiwane. Co nam się nie podoba w arytmetyce? Absurdalne pytanie. Coś musi być nie tak w algorytmie. Może zbyt wysoko się ocenia poprawność, a zbyt nisko iskrę bożą. Ale tutaj żadnego obowiązującego algorytmu nie ma, każdy żur tworzy go sobie sam zupełnie dowolnie. Elementy obowiązujące, w których można coś zmienić, to na przykład brak dodatkowych współczynników dla kolejnych etapów. Tylko co będzie prawidłowe? Gdyby był jakiś współczynnik zwiększający dla finału, konkurs wygrałby Wunder.
Myślę, że trzeba pogodzić się z faktem, iż arytmetyka ma swoje prawa i nie bierze pod uwagę odczuć czy gustów. I z tym, że zawsze wynik będzie zniekształcony przez próby żonglowania liczbami dla poprawienia pozycji „naszego” i obniżenia pozycji najbardziej nam zagrażającego.
Stanisławie:
Arytmetyka, to arytmetyka. Tak, jak algorytm, to algorytm.
Kiedyś musiałem oceniać studentów. Kolega doradził — ‚zanim zaczniesz oceniać, zapoznaj się z wszystkimi pracami i według nich wyskaluj oceny’. Nie wiem, jaka była konkursowa specyfika oceniania, czy wymogi nie sprawiały, że czasem oceny się spłaszczały w ramach etapu, gdy innym razem mogła być nazbyt ‚rozciągnięta’.
W każdym razie — algorytmy zwykle można modyfikować, ustawiając pewne wartości liczbowe. Ale to się robi ‚w testach’. Rozumiem, że sposobu oceniania w Konkursie Chopinowskim nie testowano wcześniej na kilku innych konkursach? 😉
Ależ Stanisławie, wcale nie ganię wszystkiego co austriackie. Na MM Austriacy się poznali już jakiś czas temu – przecież już nie raz z sukcesem występował w Wiedniu, by wspomnieć choćby Symfonie Londyńskie Haydna, tym bardziej poznali się na nim po premierze „Alcyny” 🙂 Rzuciły mi się w oczy jedynie pewne schematy, w które próbowano go wtłoczyć przez ostatnie dwa tygodnie w zapowiedziach premiery (a przed czym się bronił). Od wczoraj wysyp recenzji, w sporej części rozbudowanych i wnikliwych, czytam / słucham z wielkim zainteresowaniem i żałuję, że nie mam w tej chwili więcej czasu, żeby to wszystko ogarnąć. Pozdrawiam 🙂
Upadły fortepian w Krakowie już jest: http://biurofestiwalowe.pl/aktualnosci/upadly-fortepian-na-skwerze-w-krakowie.html
Ciekawa instalacja. Nie przypuszczałem, że ten fortepian aż tak jest upadły.
Co do Austrii, moje zastrzezenia dotyczyły głównie projektu siedziby SV. Ale w samej rzeczy coś tam o austriackim gadaniu bąknąłem nieopatrznie.
To się powinno nazywać „spadnięty fortepian” 🙂
przed krakowskim magistratem stoi sobie takie czarniawe od dawna… jeden klawisz(owiec) mniej, jeden więcej, też mi mecyje!… 🙄 😉 😀
niech nawet spadnięty…
Btw, Beato, masz kompletny spis obsady wiedeńskiej Twego Idola? 😀
…A jego krakowski nabytek jest ujęty w programie pewnego małego koncerciku* – s. 11 😉 😀
_______
*miejmy nadzieję, że i na próbę przybędzie osobiście… 🙄 – nie, nie MM… 😀
Stanisławie,
A tak z zawodowej czystej i dalece niedyskretnej ciekawości – czy ów tajemniczy statystyk, późniejszy MF, to był WM? Tak coś mi podchodzi (milczenie w tej delikatnej materii będzie naturalnie zupelnie zrozumiałe).
Moja wiedza nie sięga niestety aż tak głęboko, aby od czci i wiary odsądzać twórców zasad punktacji na KCh, jednak zmiana zasad głosowania po gwizdku, w efekcie preferująca „dobrych średniaków” (o ile tak wolno mi odczytywać wyniki KCh) to normalnie teorią spiskową waniajet – jako zagorzały członek klubu miłośników Koli (KMK) jestem naturalnie w 100% obiektywny.
Hałewer, jak możliwe jest niedopracowanie się jednolitych i trwałych zasad punktacji pomimo tak długiej historii Konkursu? Wszak można było przetestować i zapoznać się wcześniej z rodzajami punktacji w zawodach, par excellence, sportowych: ujemnych, wieloetapowych, ze składowymi cząstkowymi itd. Nie proszę o to muzyków i muzykologów, ale pierwszy lepszy mądrala po matmie mógłby spokojnie sporządzić opracowanie traktujące w zasadzie w sposób prawie wyczerpujący możliwe konsekwencje głosowań w iluś tam opcjach. To chyba zwykła procedura, którą na pewno przeprowadzono i przed tym konkursem, ale czy jej Konsekwencje były dla wszystkich jasne zawczasu… No, nie znaju. Chyba, że dobry średniak jest na naszym konkursie preferowany z założenia, jak Stanisław gdyba.
Pewnie, że wszechświat się dalej, nawet po zwycięstwie Nefrytowej Kotolisicy, rozszerza pewnie w tym samym tempie, co poprzednio, jednak po tej akurat muzycznej uczcie w uszach pozostał mi pewien niesmak.
dziędobry tak wogle Dywanowi. Pięknie jest, gdy można sobie Państwa od czasu do czasu poczytać 🙂 w ten jesienny czas, w ten jesienny czas….
Oczywiście, a cappello, że mam 😀
Oto vollständige Besetzung:
Marc Minkowski | Dirigent
Adrian Noble | Inszenierung
Anthony Ward | Ausstattung
Jean Kalman | Licht
Sue Lefton | Choreographie
Anja Harteros | Alcina
Veronica Cangemi | Morgana
Vesselina Kasarova | Ruggiero
Kristina Hammarström | Bradamante
Shintaro Nakajima (Wiener Sängerknabe) | Oberto
Benjamin Bruns | Oronte
Adam Plachetka | Melisso
Les Musiciens du Louvre – Grenoble
PS. Krakowskie Odkrycie widzę w Schubercie, czy to aby nie wspominana przez Ciebie jakiś czas temu Msza G-Dur?
Uhmmm… 😉
Dzięki Beato! 😀 A może masz też skład MM na Kraków 2 XII?… 😉 😀
Btw w ostatnią sobotę dostaliśmy w prezencie płytkę na której JK występuje w Magnificat JSB, dyrygowanym przez WD, szefa lokalnych Kantorów Św. Barbary (i paru innych instytucji)… oraz owych warsztatów.
Pożałowałam, że nie zabrałam drugiej, dla Ciebie, miłośniczki wszystkiego co minkowskie, nawet gdy ta konkretna część ‚wszystkiego’ dysponowała wówczas techniką wokalną o 5 lat młodszą od obecnej i zerową wiedzą o tym, że kiedyś będzie minkowska (a może i o istnieniu samego MM 🙄 ) 😀
a cappello,
1. Mszę G-Dur miałam zaszczyt emitować kiedyś pod kierownictwem samej Agnieszki Duczmal 🙂
2. Obecna JK, odsłuchana wcześniej przez MM, powinna wystarczyć 😉
3. Obsada krakowska:
Inga Kalna (sopran) – Alcina
Veronica Cangemi (sopran) – Morgana
Michèle Losier (alt)- Ruggiero
Romina Basso (alt) – Bradamante
Jolanta Kowalska (sopran) – Oberto
Benjamin Bruns (tenor) – Oronte
Luca Tittoto (bas) – Melisso
Capella Cracoviensis Vocal Ensemble
Jan Tomasz Adamus – przygotowanie chóru
Les Musiciens du Louvre-Grenoble
Marc Minkowski – dyrygent
Tak w uzupełnieniu – wśród Les Musiciens du Louvre-Grenoble
Maria Papuzińska zapewne juz cięzko pracująca w związku z tym. Zazdroszczę tym, co w Krakowie. nawet kombinowałem, jakby się tam znaleźć, ale nie wychodzi.
Pozdrawiam do jutra. Jadę do domu pracować nad kupionym wczoraj pecetem.
O, Beata ma absolutnie wszystkie wiadomości, o jakich ludź zamarzy!… 😉 😀
Zjednoczone Soprany emitowały w ostatnią sobotę treningowo „tylko” (aż!) pod kierownictwem Wł. S. – super było! 😎
Światek chóralny jest mały. Właśnie sobie przypomniałam, że uczestniczyłam raz czy dwa w rozśpiewaniu prowadzonym przez Włodzimierza Siedlika – część występów z Mszą G-Dur była z Chórem Polskiego Radia w Krakowie 🙂 Zawitał do nas zresztą kilka lat wcześniej z Chórem UJ na festiwal. A zjednoczonym Sopranom życzę wysokich lotów (wysokich, choć w sam raz oczywiście, zgodnie ze współrzędnymi wyznaczonymi przez Schuberta Franciszka 😉
Cześć, chóraliści, pianolubni i wszyscy w ogóle 😀
Wreszcie załatwiony odbiór normalnie w pokoju hotelowym. Mogę sobie z Wami pogadać 🙂
Powitać Kierownictwo zsieciowane, powitać 😀 Całe szczęście, że pokój hotelowy jednak stanął na wysokości zadania. Dywan juz próbował odlatywać w stronę Łodzi, z trudem udało się go przytrzymać za rogi 😉
Na razie smutna wiadomość, ciąg dalszy poprzedniej – dostałam taki komunikat:
„Uroczystości pogrzebowe Henryka Mikołaja Góreckiego rozpoczną się w środę, 17 listopada, o godz. 13.00 w Katedrze Chrystusa Króla w Katowicach przy ul. Plebiscytowej 49a. Przed mszą Orkiestra i Chór Filharmonii Śląskiej pod dyr. Mirosława Jacka Błaszczyka wykonają Stabat Mater K. Szymanowskiego, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod dyr. Jacka Kaspszyka wykona Beatus Vir H. M. Góreckiego, połączone chóry Radia Kraków, Filharmonii Śląskiej i Camerata Silesia pod dyr. Krzysztofa Pendereckiego wykonają Amen H. M. Góreckiego. Mszę świętą odprawią kard. Franciszek Macharski i abp metropolita katowicki Damian Zimoń. Podczas mszy orkiestra kameralna AUKSO pod dyr. Marka Mosia wykona fragment utworu Metamorfozy R. Straussa, a Chór Kameralny katowickiej Akademii Muzycznej wykona Totus Tuus H. M. Góreckiego.
Po Mszy i przemówieniach pożegnalnych nastąpi, w asyście kapel góralskich, odprowadzenie Zmarłego na cmentarz przy ul. Sienkiewicza”.
A co do Dywanu, to nie wszyscy muszą lecieć do Łodzi, niektórzy już tam są. Wczoraj na koncercie był nieoczekiwany minizlocik – przedstawił mi się macias1515. Dziś i jutro też ma być 🙂
Dodam jedynie, że ORF odtwarza Alcynę w sobotę 20, o 19.00. Do słuchania na necie.
No i że Kraków ma szczęście, bo uniknie w roli Ruggiera Mlle Kasarowej, której osobiście ja już słuchać nie mogie, ale która w Wiedniu wciąż króluje (choć w jednej z trzech wiedeńskich recenzji ktoś napisał, co myśli… i co ja myślę).
Ciekawe tylko, czy w Krakowie Melissa zaśpiewa Tittoto, czy wspaniały Czech, Adam Plachetka, który go zastąpił w Wiedniu. Tak czy owak – OK.
Ciekawa jestem, która to recenzja 😉 Bo dwie recenzje dla niej zdecydowanie negatywne, dwie „z wątpliwościami”, a reszta wiadomo.
„Ihr zur Seite und ebenso bejubelt Vesselina Kasarova, die ihre Stimme bravourös und virtuos einsetzt und den Gegensatz zwischen Manierismus und Natürlichkeit fühlbar macht, wie er in der Barockoper beheimatet ist“. (ORF, Ö1)
„Hand aufs Herz: Abgesehen von eingefleischten Fans, die hörbar zahlreich anwesend waren, dürfte kaum jemand große Freude mit ihrer Leistung gehabt haben. Der immer wieder nahezu parodistisch anmutenden Tiefe fehlen Fülle und Wohllaut, dramatischer Aplomb gerät steif und hart, die Koloraturen tönen bleich. Hat sie die berühmten „Verdi prati“ auf ganz lyrisch-innige Weise zu beschwören, werden diese eher zu sauren Wiesen, wenn in klanglich disparaten Phrasen noch dazu einzelne Töne zu tief rutschen: nur ein vorübergehendes Formtief?“ (Die Presse)
„Vesselina Kasarova (als Held Ruggiero), die oberhalb ihrer rußigen Tiefe Koloraturen abfeuert“ (Wiener Zeitung)
„Spielerisch zeigt Kasarova hier leider Schwächen, was zur Konsequenz hat, dass sich die innerhalb der Narration als Mann verkleidete Bradamante als der überzeigenderer Prachtkerl erweist, denn der von Kasarova verkörperte Ruggiero, der im narrativen Kontext ein Mann sein sollte. Aber auch abseits der teils unfreiwillig komischen Mimik im bemüht exaltierten Spiel Kasarovas kämpfte die gebürtige Bulgarin damit, ihr tiefes und ihr hohes Register stimmlich einigermaßen miteinander zu verzahnen – was der Begeisterung bei der Mehrheit des Publikums allerdings keinen Abbruch tat.“ (TT.com)
„Kasarova, die die gewaltige Partie des Ruggiero mit technischer Bravour und interpretatorischer Prägnanz meisterte, aber mit dem großen Tonumfang der Kastratensänger Probleme hatte. Dennoch fulminant.“ (nachrichten.at)
„stimmlich etwas unausgewogen Vesselina Kasarova“ (derStandard)
„Vesselina Kasarova zementierte als Ruggiero ihre Position als eine der führenden Mezzosopranistinnen mit phänomenaler Tiefe und stimmlicher Erotik“ (Kurier)
„Kasarova kann zu Tränen rühren mit ihrer atemberaubenden Intensität als Ruggiero.“ (Salzburger Nachrichten)
Salzburger Nachrichten jeszcze rozczuliły mnie określeniem MdLG jako „Fremdorchester” 😉
Dzięki za sygnał o transmisji.
Czytałem tylko Die Presse, cieszę się, że inni też to i owo zauważyli. Najwyraźniej mamy inne koncepcje „stimmlicher Erotik”, niż Kurier, co się zaś tyczy Salzburger Nachrichten, to Kasarowa już od pewnego czasu przyprawia mnie o łzy, ale z innego powodu. Jej niedawny recital haendlowski (z biednym Curtisem, który cały czas coś udaje) to koszmar : dziewczyna pręży się „jak pantera, co w złotej klatce śpi”, to nadyma, to wypuszcza, jednej uczciwej frazy tam nie ma. Jak można było tak zrujnować tak piękny i przynajmniej w pierwszych latach – świetnie opanowany głos…
A czy wiadomo, jaka w tym przypadku jest przyczyna? Niewystarczająca technika / role niedopasowane do głosu / za dużo śpiewania?
Nie wiem, w jakim stanie głos jest dzisiaj, ale na płycie wydawał się nieuszkodzony – tylko poddany jakimś zawrotnym i całkowicie zbytecznym manipulacjom interpretacyjnym, zły gust, fałszywe wyobrażenia o tym, co ładne, maniera, sam nie wiem. Radzę posłuchać, bo tego się opisać nie da.
Michele Losier w Krakowie może być bardzo OK, no a Bradamante Rominy Basso pewnie widowiskowa, idealna rola dla niej.
PMK
Kasarowej sporo posłucham, w transmisji i na żywo. Na video z próby głos nie brzmiał zdrowo, ale to ledwie parę dźwięków było, za mało, żeby się wsłuchać. Z ciekawości poszukam czegoś sprzed kilku lat, żeby porównać. Na Rominę Basso cieszę się bardzo!
Zastanawiamy się tylko jako mieszkańcy Grochowa, co się stało z teatrem, który był tam planowany, a zdaje się miał być przenoszony z dawnych zakładów PZO? Na imprezie inaugurujacej wejście Symfonii do Weterynarii mnóstwo artystów pokazywało przeróżne, fantastyczne „akcje”. Teraz o tym zupełna cisza…
Jan Nitel – witam. Trudno mi coś powiedzieć o teatrze, bo nic o takim projekcie nie wiem, od początku przejęcia Instytutu Weterynarii miał on być siedzibą Sinfonii Varsovii. Akcje (szczególnie dla dzieci) i wystawy latem bywały.
Parę razy odnoszono sie do Marthy Argerich i jej poglądu. Jej faworytem był Trifonov, ale na drugim miejscu chciała widzieć właśnie Bozhanova. Ujawnił to Adam Harasiewicz w wypowiedzi dla Polskiego Radia. Poza tym ciągłe odnoszenie się do jego ekspresji i nazywanie błaznem itp. jest nie na miejscu. To są jego własne reakcje psychoruchowe, nie wiem na jakiej podstawie ktoś twierdzi, że to teatr. Jeśli jest to element występów, to raczej niezamierzony.
Jego wykonania są dla mnie czymś nadzwyczajnie wspaniałym. Nigdy nie słyszałem nic bardziej poruszajacego, nostalgicznego i lirycznego niż to co zaprezentował na Konkursie Chopinowskim. Nie dostał żadnej nagrody dodatkowej. Przyznano je chyba z urzędu zdobywcom trzech pierwszych nagród, a Avdiejewej to już na pewno, bo mogłoby się okazać, że wygrała nie grając najlepiej żadnego utworu. Równie dobrze Bozhanov mógłby wziąć wszystkie te nagrody.