Tansman i pozytywne emocje
„To jest kawał znakomitej, świetnie napisanej muzyki, dla której nie ma miejsca” – powiedział po wczorajszym koncercie zatytułowanym Tansmania kolega muzykolog. Właściwie co to znaczy, że nie ma miejsca? Raczej – nie wiadomo, jak ją umiejscowić. I co zastanawia, to dlaczego o Aleksandrze Tansmanie do tego stopnia zapomniano? Dlaczego grywa się tylu innych z jego czasów, a jego – mniej? Tu trzeba naprawdę oddać honor Łodzi, rodzinnemu miastu kompozytora, a zwłaszcza Stowarzyszeniu Promocji Twórczości im. Aleksandra Tansmana, które tę muzykę przypomina i umieszcza w bardzo szerokich kontekstach. Ale to wyspa. Choć może… Wczorajszy koncert, na którym wystąpiła młoda Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod batutą Łukasza Borowicza, ma zostać w przyszłym roku powtórzony w Paryżu i Brukseli, miastach, gdzie Tansmana swego czasu naprawdę ceniono. Ciekawa jestem dzisiejszego odbioru…
Bo wtedy, gdy te dzieła powstawały, Tansman był jednym z najbardziej uznanych twórców swoich czasów. Grywano jego utwory w ważnych salach, na ważne zamówienia, pod najwspanialszymi batutami. Przykładowo Cztery tańce polskie z 1931 r., istny hit, bardzo lubił wykonywać Arturo Toscanini, a dyrygowali nimi także Dmitri Mitropoulos czy Charles Munch. III Symfonię Koncertującą, która wczoraj została po raz pierwszy wykonana w Polsce (z czwórką solistów), Tansman skomponował na zamówienie Królowej Elżbiety Belgijskiej, a prawykonanie odbyło się w Brukseli na wspólnym koncercie kompozytorskim z Ravelem, który wówczas poprowadził swój Koncert fortepianowy G-dur (z Marguerite Long) i La Valse. Taki koncert oznaczał, że tych dwóch twórców ceniono wówczas na równi. A dziś?
Wczorajszy koncert, poza tymi dwoma utworami i wykonaniem Koncertu wiolonczelowego (z solistą Janem Kalinowskim), przyniósł jedno prawykonanie światowe: Koncertu fortepianowego na lewą rękę, jednego z wielu, których nie zagrał pianista, który je zamówił: Paul Wittgenstein. Nie chciał też grać napisanych dla niego utworów Prokofiewa, Hindemitha czy Schoenberga. Tansman pokazał mu utwór „w stanie surowym”, czyli jeszcze niezinstrumentowany, ale z gotową partią solową, a kiedy pianista stwierdził, że go nie wykona, odłożył rzecz ad acta i dzieło zostało w wyciągu fortepianowym; ostatnio zinstrumentował je Piotr Moss, który jeszcze znał Tansmana. Odważnym, który dokonał prawykonania, był młody krakowski pianista Marek Szlezer.
Tansman – uosobienie pogody ducha, a nawet radości życia. Mówiliśmy tu niedawno o postawie kartezjańskiej, a Bobik wymyślił nawet postawę kartezjadzką, i tak mi się właśnie te utwory kojarzą – bez tzw. bebechów, przypominające tylko o dobrych stronach świata (zawsze z efektownym happy endem!), wprawiające w świetny nastrój. Jego harmonie są po prostu smaczne, rytmy pikantne, wszystko ścisłe, jak to w neoklasycyzmie bywało (obowiązkowe niemal fugi w finałach), a jeszcze przechył w stronę jazzu… Dziś słuchając III Symfonii koncertującej myślimy o Gershwinie, ale wtedy to Gershwin jeździł za Tansmanem i go naśladował. Nie wiedziałam, że to Tansman zinstrumentował mu Amerykanina w Paryżu!
Taka muzyka była idealna na czas międzywojenny. Ale beztroska się skończyła, nadeszła wojna. Tansmanowi udało się w porę uciec do Stanów Zjednoczonych. Po wojnie wrócił do Paryża, gdzie mieszkał już do końca życia.
W PRL był na indeksie – imperialista, renegat, Żyd, bo ja wiem, co jeszcze… Dopiero od pewnego czasu przywracany jest kulturze polskiej, do której przecież zawsze przynależał – z własnego wyboru, do końca życia, choć ona go nie za bardzo chciała, i to dość długo. Był jeszcze jeden powód zapomnienia o nim: kompozytor do końca pozostał wierny neoklasycyzmowi, a w latach 60. wyszło to już z mody. Przynajmniej w Polsce, po odwilży, gdy zaczęła się Warszawska Jesień i od razu zachłysnęła się awangardą. Dla Tansmana już wtedy nie było miejsca.
A dziś? Może warto mu to miejsce zrobić? Dobrze, że są tacy, którzy nie mają co do tego wątpliwości.
Komentarze
A propos smacznych harmonii i robienia miejsca dla muzyki Tansmana – próbka – minutka. Miejsce Tansmanowi robi (niestety w Austrii) dziś 11-letnia a wonczas 9 letnia Selina Ott (obecnie zresztą święci triumfy jako trębaczka o czym można dowiedzieć się też z Tuby)
http://www.youtube.com/watch?v=l_CXey5mswQ
Nie wiem czy to nie nie jest rodzina Sarah Alice Ott – silnie ostatnio lansowanej przed DG chociaż raczej nie bo Selina jest z Austrii a Sarah z Monachium.
No właśnie, jest dużo świetnej literatury pedagogicznej Tansmana, która w Polsce jest w ogóle nieznana.
Wróciłam z Kryśki Pluhar z Orkiestrą Barokową Unii Europejskiej. Koncert właściwie był do festiwalu przyszyty, bo z Tansmanem nic nie miał wspólnego, może tyle, że on był otwarty na świat, a zespół był międzynarodowy 😉 Młodzież (po obu stronach estrady) dobrze się bawiła, bo było jak to u Kryśki: tańcząca włoszczyzna 😀 Ale w sumie miło dla odmiany posłuchać wreszcie baroku. 🙂 Tyle że nie było przerwy, więc pewnie się w tym tłoku minęliśmy…
Nienawidzę wesel, ale jakby mnie było stać na kurs tańca barokowego i wynajęcie Kryśki to bym na takie wesela chodził co miesiąc z radością 😆 Miałem wejściówkę na końcu sali i w środku to się musiałem zawczasu zadekować z ekipą którą namówiłem jeszcze trzy miesiące temu – i mimo, że zupełnie nie przygotowani – wybawili się świetnie. Dla tego programu to dobrze że bez przerwy bo i tańce i 5 głosów i orkiestra – nudzić się nie sposób a dramaturgia była niezła. Miałem nadzieję na drugi bis orkiestrowy ale się nie dało. Nawet na Kennerze w FŁ takiej owacji nie było także publiczność wychodziła rozpromieniona…
A no i chciałem zaznaczyć, że z Tansmanem ten koncert miał jeszcze wspólną gitarę, na która Tansman dużo napisał 🙂
No faktycznie, była tam mała gitarka 🙂
Ten Afro-Francuz to lepiej, żeby tańczył niż śpiewał 😉
Ja moge uczyc tanca barokowego.
A jakie tance grala Christina?
No, na pewno taranteli było parę 😉
Mam nadzieję, że do tej tańczącej włoszczyzny był jakiś uczciwy kawałek sztukamięsu, bo rosół na samej włoszczyźnie to jakiś taki mało weselny, a nawet wręcz niewesoły. 🙄
Natomiast za rosół na tarantulach to ja chyba jednak podziękuję. 😈
Te tańce chyba były mało barokowe, obawiam się, w każdym razie nie dworskie. Jak znam życie i artystkę, to było coś w guście „jak powinny wyglądać wiejskie tańce z XVI/XVII wieku, żeby współczesna publiczność dobrze się bawiła”.
Pobutka.
Pogrzeb śp. prof. Henryka Mikołaja Góreckiego odbędzie się w katedrze w Katowicach w środę 17 listopada. Msza św. pogrzebowa o godz. 14.00 zostanie poprzedzona koncertem pożegnalnym w wykonaniu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, Filharmonii Śląskiej i Chórów połączonych z Katowic i Krakowa. Po Mszy św. przejście ulicą Plebiscytową na cmentarz przy ul. Sienkiewicza.
Dzisiejszy koncert Festiwalu Tansman 2010 na program którego składają się „Psalmy” Tansmana i Symfonia Psalmów Strawińskiego będzie dedykowany pamięci śp. prof. Henryka Mikołaja Góreckiego.
Co do wczoraj jeszcze:
Tańce Afro-Francuza i kontralcisty Włocha (Wincenty Capezzuto się on nazywa) to były takie wygibasy cyrkowe, coś zdaje się miało to być na kształt popisów w czas zabawy dworskiej. Afro-Francuz jako najbardziej gibki miał najwięcej przebiórek (chyba trzy kostiumy do tańca + marynareczka i koszula do śpiewania) a kontralcista z daleka i z profilu przypominał trochę red. Piotra Kraśkę z „Wiadomości” więc jak wyszedł w marynarce z partyturą w czarnej okładce to pomyślałem że będzie czytał o podwyżce Vat-u, ale zaśpiewał na szczęście 😆
Program koncertu (zmieniony jednak nieco) plus muzycy wykonujący obsadę są zapodani tutaj : http://filharmonia.lodz.pl/PL/Repertuar/Repertuar/Event/263/Default.aspx
Wracam do wczoraj. Po pierwsze jestem winien Chemou odpowiedź na pytanie o byłego ministra finansów biegłego w algorytmach. Jego inicjały to MG.
Umiejętność twqorzenia dobrych algorytmów nie ogranicza się do uwzględnienia wartości dla różnych kryteriów (wymiernych wprost bądź niewymiernych poprzez przydzielanie punktów na podstawie określonych zasad i jeszcze korygowanie tego różnymi „wagami”). Ważna jest znajomość typowych rozkładów wartości i przewidywanie skutków ich wystąpienia. W regulaminie KCh właściwie nie ma żadnych zabezpieczeń przed arytmetyczną przypadkowością. Myślę, że zmiana zasad po końcowym gwizdku była próbą zaradzenia dziwnym wynikom.
Natomiast dyskusje o rezultacie są raczej bezpłodne. Możemy utyskiwać nad krzywdą Chozjainowa, ale osoby nagrodzone nie są moim zdaniem dyskusyjne. Niewątpliwie Wunder osiągnął w graniu biegłość, a nie każdy szuka u wirtuoza głębi. Nie można powiedzieć, że nie zasłużył na drugą nagrodę. Mnie nie wciągał, ale to kwestia tego, czego ja oczekuję od muzyki, a to jest bardzo subiektywne.
Nie mogę za to zupełnie zrozumieć wybrzydzania nad Kocicą. Zgadzam się, że robiła błędy (wszyscy robili), a momentami wręcz budziła mój sprzeciw. Ale wolę, gdy ktoś budzi sprzeciw niż pozostawia mnie całkiem obojętnym. Bo sprzeciw budziło coś, co było jej świadomą interpretacją i to mocno emocjonalną. Ale oprócz momentów sporzeciwu większość bardzo mnie wciągała. Dlatego za wręcz niecne uważam opinie – np. profesorów komentujących w Kulturze, że Awdiejewa jest pozbawiona indywidualności. Według mnie może zostac wielką pianistką, w czym na pewno pomoże jej charakter.
Na koniec spadły fortepian. Fortepianów w dobrej kondycji ustawiono na ulicach Krakowa 6. Repliki Pleyel. Ale takie nie zniszczone to banał.
Pozdrawiam do jutra, idę konferencjować.
Poczytałem sobie prasę austriacką po wiedeńskiej premierze Alcyny. O ile reżyseria Adriana Noble’a budzi kontrowersje, o tyle poziom muzyczny przedsięwzięcia ich nie budzi, a reakcje najlepiej streszcza okrzyk krytyka Salzburger Nachrichten : „Grandios, zum Niederknieen” („genialne, chce się paść na kolana”).
Oczywiście, ten francuski triumf (francuski dyrektor Dominique Meyer, francuska orkiestra – pierwsza „obca” orkiestra w kanale w dziejach Opery Wiedeńskiej, a więc zarazem pierwszy zespół instrumentów dawnych – i francuski dyrygent) nie zainteresował codziennej prasy francuskiej, z której, jeśli czegoś nie przegapiłem, nikt się do Wiednia nie pofatygował. Tylko AFP dała depeszę.
Jednym z największych żyjących dyrygentów jest Francuz. Francuzi dowiedzą się o tym ostatni. Oby Polska zorientowała się w porę, kto od pewnego czasu zajmuje stanowisko „dyrektora muzycznego” jednej z polskich orkiestr.
Panie Piotrze, wtajemniczeni wiedzą, a Polska en masse?…
Hmmm…
…Przynajmniej nigdy sobie nie rościliśmy pretensji do bycia jako naród potęgą czy imperium kulturalnym 😉 🙂
Świeże ogłoszenie Wiener Konzerthaus: „Wir gratulieren Marc Minkowski zum Diapason d’Or 2010 für seine unvergleichliche Einspielung von Joseph Haydns Londoner Symphonien live aus dem Wiener Konzerthaus. Übrigens ein schönes Geschenk, das über das Konzerthaus (online und Kassa) bezogen werden kann!”
Czy jest Pan pewien, że „nie rościmy sobie pretensji”? A pamięta Pan, jak się nazywał sławny podręcznik Reissa?
a cappella to głos żeński 🙂
Cóż za paskuda dziś w powietrzu od rana… wyściubiłam nosa na tę mżawkę i szybciutko wróciłam do hotelu. Lepiej tu posiedzieć, może nawet się trochę popracuje 😉
Teresko, o dokładnym „programie” pogrzebu HMG pisałam pod poprzednim wpisem.
Wielki Wodzu, te tańce w wykonaniu dwóch panów w ogóle nie były barokowe, bo też i nie miały być. Kryśka ma taki zwyczaj łączenia muzyki tamtych czasów z dzisiejszymi tryndami (do których można zaliczyć także okoliczność pt. dwóch panów; panowie zresztą w innych częściach również śpiewali). Ludziska to lubieją, więc czemu nie? 😀
Natomiast problem dworskie-nie dworskie – o, tu problem jest szerszy. Wrócę tu do wspomnianego tylko mimochodem (z braku czasu, nie z braku wartości) festiwaliku Mazovia Goes Baroque. Warszawa ma pecha do Vivy Biancaluny Biffi, która jak w kwietniu przyjechała, to nie mogła zaśpiewać, bo żałoba, a teraz się pochorowała i nie mogła przyjechać. Ale byli jej dwaj współpracownicy i dali koncerty – no, jak je nazwać? To był regularny folk, ale na pierwszym z nich był użyty klawesyn. Zestaw klawesyn-tamburyn lub drumla był dość dla nas egzotyczny. No, ale cóż, klawesyny stały po domach, a ponoć śpiewało się powszechnie takie anonimowe kawałki, które były – co tu gadać – muzyką tradycyjną, żyjącą zresztą do dziś. Drugiego wieczoru rozpoznałam jedną z tarantel, którą słyszałam na Sycylii 🙂
Bardzo Przepraszam Panią!
A sopran czy alt?
Sopran, ja też sopran, chociaż staram się tego nadmiernie nie okazywać 😉
PK, u nas też rasowa paskuda.
Zaobserwowałam na przykładzie kilku znajomych, że Kryśka działa jak magnes na osoby, które chciałyby mieć coś mieć wspólnego z muzyką dawną, ale się boją. Przy niej bać się przestają. A potem już samo idzie. Po jakimś czasie okazuje się, że Kryśka to już nie to, wyrasta się z jej płyt, ale kącik w sercu zostaje dla tej pierwszej miłości 🙂
Tak, to nie jest wogle taniec dawny a tym bardziej barokowy. Moderny i dawna chyba tak sie sprzedaje teraz. Mnie Christina mniej juz zachwyca, nie lubie tej muzyki barokowej z pld Ameryki. Wogle tamtej strony nie akceptuje.
A tak wogle to zaden szanujacy sie muzyk dawny nie bedzie grac muzyki tanecznej bo to dla niego za nudne i ble. To niszowe zainteresowania i tylko dla pasjonatow tej muzyki.
Osobliwych masz znajomych, Beato. Reguła jest taka, że ci przyciągnięci nie przebrną nawet przez Rappresentatione di Anima e di Corpo tej samej Kryśki. Nie da się przy tym skakać. 🙂
Z tą Ameryką to tak naprawdę i zdecydowanie, Chiaranzano? Nikogo nie mam zamiaru nawracać, ale jako zdecydowanie skręcony w hiszpańską stronę się dziwię. Może nie tak jak trzeba próbowałaś?
A właśnie, bym zapomniał spytać, to teraz Christina gra jakieś amerykańskie kawałki? Pod tym linkiem z Łodzi nic takiego nie ma.
Nie grała amerykańskich kawałków ani w Łodzi, ani chyba w ogóle. Nie wiem, o co chodzi Chiaranzanie 😯
Pobutka! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=2Hse57y2dac
Wielki Wodzu, ja jakos nie przepadam za tamta kultura, oczywiscie poslucham obejrze, popatrze ale to wszytsko, jakos nic ze mna sie nie dzieje wtedy. Lubie sluchac Canarios, i inne ale czysto hiszpanskie rytmy. Z hiszpanskiej muzyki cenie sobie Cantigas.
Pani Gospodarz, zle sie wyrazilam, mialam na mysli jej ostatnie CD ktore posiadam ( kupilam) Los Impossibles, I chodzilo mi o Ameryke Pld, i muzyke tamtejszego baroku. Los Impossibles to plyta przemieszana z muzyka wloska i hiszpanska i jej wplywem na Ameryke Pld. Moze jest to za wspolczesne, sama nie wiem. Jej najlepsza Cd dla mnie to Trantella.
Tarantella, mialo byc. Przepraszam.
Panie Piotrze, z podręczników J.W. Reissa natychmiast skojarzyłam tylko Małą historię muzyki* – mam ją na półce, obok równie egzotycznych Pogadanek o muzyce Bogdana Muchenberga**. Obie to nabytek ś.p. Taty, na wiele lat przed jego ożenkiem – zobaczę, czy czegoś więcej nie ma w Domu rodzinnym i co z tego ew. wynika(łoby) dla naszej ew. megalomanii elitarnej bądź szerszej… 😀
…Tak, nieco-sopran nie-zawodowy (dzięki, Beato!) 🙂
______
*PWM 1965
** PWM 1961
***ciekawostka, prawie nad ‚tym’ wydawnictwem mieszkałam w l. 90-tych przez 8 lat (strych 5.piętra) – dominantą muzyczną były jednak (na szczęście) dzwony katedralne, w tym Zygmunt, nie zaś przed-obwodnicowy huk Al. Trzech Wieszczów 😉
Czyli wydało się – nie zgłębiałaś. 🙂 Z jednej strony nasza Krystyna, z drugiej straszliwy Kondor El Pasa, to rzeczywiście nie jest odpowiedni klimat. Gdybym coś miał podpowiadać, to jest takie wydawnictwo K617 i bardzo fajny zespół z Hawany, tak na początek. I można przy tym tańcować. 🙂
Moje mądrości oczywiście piętro wyżej, do Chiaranzany.
Wielki Wodzu, znajomi osobliwi przynajmniej w tym sensie, że nikt pod wpływem Kryśki nie skakał (no chyba że w ukryciu, tego oczywiście nie mogę wykluczyć), niektórzy za to się popłakali i to ze wzruszenia (bo to taka piękna muzyka), co chyba świadczy o ich dużym potencjale lirycznym. Serwuję ją w dawkach homeopatycznych, szybko przechodząc potem do Barockspezialisten 🙂
Ojej, jak Szanowne Państwo wciąż o tej Pluhar per „Kryśka” prawią, to mi się kojarzą „Czerwone korale” Brathanków… – I ja się pytam uprzejmie, czy ta pani (la P.) zasługuje na aż takie skojarzenia?… (niech nawet w dawkach homeo… 🙄 ) 😉
Droga A-Cappello : może to kwestia pokoleniowa, ale mnie uczono jeszcze z podręcznika pod tytułem „Najpiękniejsza ze wszystkich jest muzyka polska” (wyd. Tadeusz Gieszczykiewicz, Kraków 1946 – ale były późniejsze wznowienia”…).
W liceum, zazwyczaj nad ranem i umiarkowanie trzeźwi, maszerowaliśmy ulicami Poznania rycząc „Imperium gdy powstanie, to tylko z naszej krwi” (tirli-li). Jakoś mi się to od tego czasu kojarzy, nie wiem czemu…
PMK
A ja w ramach plodozmianu konkursowego podsluchuje transmisji z Konkursu Paderewskiego w Bydgoszczy. No, musze przyznac, ze niektore bardzo piekne wykonania, jak chocby skonczony przed chwila wystep Edouarda Kunza.
Gdyby ktos chcial:
http://www.konkurspaderewskiego.pl/pl,AKT:2,1238,aktualnosci.html
Zapowiedź krakowskiej „Alcyny”: http://www.youtube.com/watch?v=2O6zZGEfA2Q
A to nieprawda, że wszędzie jest zapomniany. Na przykład w kręgu gitary klasycznej jest obecnie bardzo popularny: wśród uczniów, nauczycieli i koncertujących wykonawców. I to do tego stopnia, że jeden z najwybitniejszych polskich gitarzystów klasycznych, kto wie, czy nie najwybitniejszy obecnie, absolutna światowa czołówka — Łukasz Kuropaczewski — umieścił utwory Tansmana na dwóch swoich płytach (w tym jednej w całości poświęconej Tansmanowi i Lutosławskiemu), wykonuje je też na wielu spośród swoich koncertów, a grał przecież nawet w Carnegie Hall. A posłuchać Łukasza naprawdę warto. Tansmana także grają regularnie inni świetni gitarzyści klasyczni, jak np. Marcin Dylla. To taki żelazny repertuar wśród adeptów i wirtuozów.
Pobutka.
Dziędobry uporczywie pobudzającemu intelektualnie Dywanowi,
To chyba niezłe wyzwanie grać na gitarze akustycznej bez wzmocnienia z orkiestrą – i dla orkiestry i i dla solisty… To nie FORTEpian, ani głosisko, żeby można było jego siłą w miarę swobodnie manewrować.
POLITYKA pisze do mnię: „Wykryto identyczny komentarz, wygląda na to, że się powtarzasz!” – a to ciekawe….
Jako polski patriota nie mogę bez wzburzenia czytać takich oszczerstw. Oczywiście, że jesteśmy potęgą kulturalną i całe społeczeństwo pławi się w kulturze ponadkinowej (to pojęcie bardzo mi się podoba). Popatrzcie na kolejki do muzeum pod Rynkiem krakowskim. A wiecie, w ilu egzemplarzach w Chinach nagrano płytę disco polo? 🙂
Nawiasem mówiąc dzień pracy u nas zaczął się od dyskusji na temat poziomu ukulturalnienia społeczeństw europejskich i zupełnie nie można było znaleźć consensusu. Moje doświadczenia z m.in. Francji, Niemiec, Anglii, Finlandii, Rosji były bardzo budujące, natomiast inni twierdzili, że w tamtych krajach nie jest ani trochę lepiej niż w Polsce.
Na pewno korzystanie z dóbr kulturalnych wyższego poziomu jest tam znacznie kosztowniejsze niż u nas, nawet licząc w stosunku do zarobków. Ale mnóstwo ludzi tam nie żałuje na to pieniędzy. U nas nieraz żałują nawet ludzie bardzo zamożni. A doświadczenia każdy ma takie, jakie wynikają z tego, z kim się spotyka, a to nie zawsze zależy od przypadku. W kolejce do muzeum poznaje się kogoś innego niż w kolejce do gabinetu figur woskowych.
Pewnie, że polska muzyka jest najpiękniejsza. W końcu brzmi najbardziej swojsko. We Francji najpiekniejsza jest francuska. Z tym nie ma co polemizować, bo nie warto.
Dzień dobry,
troszkę wczoraj zabradziażyłam (posiady w Klubie Spadkobierców, bardzo nobliwe, ale do późna…), więc dopiero teraz, po śniadaniu, zasiadam do kompa i pozdrawiam Was.
Witam czereśnię. Tak, wśród gitarzystów Tansman jest już popularny. Częściej grywaja go już także wiolonczeliści czy klarneciści, ale gitara to rekord. Znam płytę Łukasza K. z utworami Tansmana (m.in.), bardzo ładna. Rozkręcenie całej tej Tansmaniady w Łodzi też zawdzięczamy przecież gitarzyście – p. Andrzejowi Wendlandowi.
A wczoraj słuchaliśmy na festiwalu innego Tansmana niż ten opisany we wpisie. Były to Psalmy z początku lat 50., utwór nasycony refleksją, daleki od wesołości i beztroski wyżej wspomnianych utworów. Bardzo ładnie zaśpiewał partię solową tenor James Oxley, znany może wielbicielom baroku, bo przyjeżdżał na Letnią Akademię Muzyki Dawnej do Wilanowa (ale jest o wiele bardziej wszechstronny). Przepięknie płynęła ta muzyka i rozpłynęła się w ciszy. Ponoć Tansman, mimo tych wszystkich happy endów (dobrze wiedział, co się publiczności podoba) tak naprawdę lubił kończyć utwór cicho.
Potem była Symfonia psalmów Strawińskiego, utwór, który kocham miłością wielką jeszcze młodzieńczą, więc sentymentalne wspomnienia mi z lekka przesłoniły jakość… choć gorzej na pewno mogło być 😉
Spotkaliśmy się znów na koncercie z maciasem1515, bardzo miło się rozmawiało 🙂
A przed koncertem było otwarcie wystawy Andrzeja Strumiłły w Muzeum Historii Miasta Łodzi. Jedna sala poświęcona malowanemu przezeń od pewnego czasu cyklowi Psalmów (w tym cztery obrazy poświęcone utworom wykonanym na wczorajszym koncercie, po dwa na każdy), druga – obrazom bardziej abstrakcyjnym, które – muszę powiedzieć – podobają mi się o wiele bardziej. Profesor osobiście zjechał spod Suwałk; jest w imponującej formie, zwłaszcza intelektualnej.
Mnie było tym milej porozmawiać 🙂
Biorę do ręki dzisiaj „Ruch Muzyczny” a tam recenzja (pióra Ewy Schreiber) płyty tansmanowskiej wykonawców poniedziałkowego koncertu:
http://www.dux.pl/wyszukiwanie_pelne/wyniki/podglad/?pid=423
Trzeba będzie się zaopatrzyć i raczyć w oczekiwaniu na „Symfonię koncertującą” na płycie DVD jaką zamierza wydać NInA.
Co do jakości wczorajszego koncertu – ja wolę na to popatrzeć tak: dzięki temu Tansman silniej zabłyszczał przy Strawińskim 😉
Ze względu na okoliczności bardzo wzruszające było dołączone do programu „Amen” H. M. Góreckiego które otworzyło koncert.
No tak, nie wspomniałam o tym.
To był dobry pomysł, zeby to tak wybrzmiało bez oklasków.
O, takie cudo odwiedziłam wczoraj 🙂
http://www.klub-spadkobiercow.com.pl/historia.html
Cudo rzeczywiście, ale ja myślałem, że ten Klub Spadkobierców to jakaś instytucja kultury wysoookiej, i ze Pani Kierowniczka działa po nocach misyjnie, a tu proszę, w knajpie siedzieli… 😉
No w knajpie, ale w bardzo ą ę towarzystwie, jako to szef festiwalu i Dostojni Goście: prof. Strumiłło, dyrygent Paweł Kotla, dyrektor FŁ, a po drugiej stronie siedziały (za daleko, więc niestety nie konwersowałam) dwie córki festiwalowego patrona: panie Mireille Tansman-Zanuttini i Marianne Tansman-Martinozzi 🙂
Znalazłam ciekawą stronke o Tansmanie:
http://www.musimem.com/tansman_eng.htm
Witam
Oj, to ja tam niedaleko siodemek mieszkalam przez cztery lata 🙂
I tam do sciany przytulony byl sobie zaprzyjazniony kiosk, w ktorym zostawiano mi Ruch Muzyczny (tak, tak, to byly takie czasy, kiedy bez lady i bez spod lady ani rusz, a Ruch Muzyczny znikal na pniu – na cala Lodz pewnie przychodzily ze cztery egzemplarze w porywach)
A Mireille, gdybym byla wiedziala – bardzo serdecznie ode mnie. Coz, poczeka.
A teraz z innej beczki – Paderewski na iPoda:
http://rosmedia.eu/2010/11/12/paderewski/
Co prawda nie bardzo mozna sie polapac, czy to Paderewskigra Chopina, czy Chopin Paderewskiego (i czyja aranzacja), ale aplikacja calkiem, calkiem
Na ścianie klubu „Pod siódemkami” (Piotrkowska 77) znajduje się pamiątka obchodów półwiecza Zrzeszenia Studentów Polskich – rzeźba najzgrabniejszych kobiecych nóg:
http://picasaweb.google.com/lh/photo/Oh3fdPge12o6nDFeymlE5A
Pod tymi nogami znajduje się nadal kiosk.
Bym takie chciała, ale nie dali 🙁
Ech, ja to samo… 🙁
Tereniu, panie Tansmanówny będą tu jeszcze parę dni. Dziś się na festiwalu nie pokażę, ale jutro i owszem – będzie koncert finałowy konkursu kompozytorskiego. Mogę pozdrowić 🙂
Kiedys takie mialam. Jeszcze nie tak dawno temu. I co to sie z czlowiekiem porobilo 😉
Oj, tak, Dorotko. Bardziej znam Mireille. Serdecznie poprosze.
O przyszłorocznym Konkursie Wieniawskiego: http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36000,8676720,Przelomowy_Wieniawski.html
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=ff_qwu57hok
Dobry wieczór 😀
Wieczór w porządku, tylko wino paskudne 👿
To po co pić paskudne wino 😯
Nie piję 😯 zawiodło mnie i rzuciłam 👿
bożole nuwo? 🙁
Boże, złe nuwo? 😯
Przyjdzie się przerzucić na bordeaux stareau. 🙄
Najlepiej wypromowany sikacz na świecie 😈
U nas obchodziliśmy dzień beaujolais nouveau pijąc bordeaux wprawdzie nie staro, bo tylko z 2004 roku, ale całkiem dobre. Wracając z pracy zapomniałem, choć cały czas pamietałem, ale we właściwym momencie właśnie zapomniałem. Potem się nie chciało do sklepu.
W Warszawie Francuzi urządzili dziś imprezkę całkowicie darmo 🙂 No, ale ja jestem w Mieście Łodzi. I mogę żyć bez beaujolais nouveau…
Kiedyś pamiętam jakąś imprę-gigant urządzoną przez Instytut Francuski w CSW. Sikacz jak sikacz, ale zagrychy były takie, że dla nich samych było warto przyjść 😉
T-S-T-D-S-T (alias rock and rollll, yes!!!!!!!!)
Beaujaulais nouveau!!!!! Najgorszy sikacz roku, wazny do nastepnego ktoregostam czwartku listopada, potem ocet siedmiu zlodziei, ale jeden kieliszek wypic trzeba, dwoch sie nie da pod grozba trzydniowego kaca, za to cala dzielnica tanczy!
Rock and rollll!!!! Ouaaaa!!!!!!
Zespol zlozony byl z wlasciciela agencji nieruchomosci, wlascicielki pobliskiej knajpki, profesjonalnego fotografa i innych nieokreslonych zwierzat futerkowych.
Rock and rolll!!!! Houuuuu!!!!
Oczywiscie skoro sie juz pojawila, pianistka tejotce na wstepie musiala jednak wykonac cos Chopina, okolicznosciowo. Chopek bardzo sie ucieszyl, choc sam siegnal po bordeaux i mial racje. A pianistka tejotce uciekla, bo grozil jej drugi kieliszek beaujaulais nouveau. A to juz zdecydowanie nie!
I to jest wlasnie Bozhole Nuwo! (Czy Bozhanov to od bozhole pochodzi? Jezeli tak, to bedzie wiecznie mlody, jak nie przymierzajac…)
I tym okolicznosciowym akcentem.
Rock and ROOOOOLLLLL!!!!!!!!!!!!!!!!
😀
http://www.youtube.com/watch?v=moUbluuqxLM
Oui! C’est ça!
😆
Ale Chopek pewnie nie zaszczyciłby sikacza swoją wyrafinowaną buzią… 😉
A gdzie i na czym artystka wykonywała? 🙂
Wesoło w tym Pariże. 😀 Chociaż zabawy bożolejskiej właściwie prędzej bym się spodziewał gdzieś w okolicach Torunia. 😈
Bożolejska – od bożego lania? 😀
Ja jakoś nabrałam silnej potrzeby zwinięcia się w kłębek. Mimo braku wpływu bożole nuwo ani bordo staro. Dobranocka 😀
Pobutka.
Witam porannie.
Pianistka tejotce padla wczoraj napysk wyczerpana rockandrollandbozolenuwo.
Wykonywala na klawiaturze Rolanda w tabaku wizawi. Bez pedalu, bo nie doniesli. No, nie udalo sie wymigac. Fanclub sluchal i sie radowal. Chopek buzi sobie oczywiscie nie splamil, wybral – jak juz zapodane bylo – bordeaux zacne i mial racje.
A teraz pojde tam na kawe i sprawdze poziom kaca w dzielnicy. 😉
Dzień dobry,
lubię tę Cavatinę 🙂
Chopek na Rolandzie – toż to jakaś Pieśń Rolanda 😆
Zaiste, Piesn Rolanda o spustoszeniu Podola…
Poziom kaca zacny – cicho wszedzie, glucho wszedzie. Ludziska snuja sie pod scianami trzymajac sie za obolale glowy 😉
Dziekuje Wielki Wodzu za informacje o tej Cd.
A najlepsze wino na swiecie to Vinsanto i Chianti, tylko!
Tereso, bo te Francuzy nie wiedzą, jak pić. 😆
Gdy głupie myśli cię oblezą,
by pić bożole nowe,
najlepiej jeszcze przed imprezą
na pawlacz wynieś głowę.
Lub ją przezornie oddaj w zastaw,
by ujść jutrzejszym bólom,
a jeszcze lepiej wywieź z miasta
i zakop w Bois de Boulogne.
Odetchnij z ulgą, po czym rąsie
dziękczynnie wznieś do bozi:
tym, co bez głowy pić je rwą się,
bożole nie zagrozi.
Wszystko na świecie najlepsze, jak humor dopisuje i wszystko dookoła takie cudowne. Chianti takoż. Ale Chianti, choć niektóre całkiem dobre, nie jest w stanie sprostać wyrafinowanym gustom i dlatego powstały supertoscany często wytwarzane przez tych samych producentów, co Chianti, tylko dużo droższe. Ale jak sie przyjedzie do Florencji czy Sieny albo spaceruje wokół Monte Olivietto, najgorsze Chianti pije sie z przyjemnością. A na przykład w miejscowości Radda in Chianti, gdy się zasiądzie w ogrodzie miejscowej restauracji serwującej siedem dań do wyboru, ale każdego dnia tygodnia serwowane jest tylko jedno z nich, to wino Chianti Classico Contessa di Radda z pobliskiej spółdzielni Geographico smakuje wręcz cudownie.
Win Santo to trudna sprawa, bo jest ich tyle i z tylu gmin, że trudno się jednoznacznie wypowiadać. Ale dla mnie to w ogóle nie wino. Słodkie o mocy 16-17%. Jest nawet Vin Santo del Chianti. Można to pić z wielką przyjemnością zamiast Porto, Sherry czy Marsali. Ale to inny trunek zupełnie niż wino, choć formalnie do win zaliczany.
Wieści z Paryża zatrważające. Zawsze sądziłem, że po dobrym winie nie ma kaca, a po młodym i dobrym jest ekstra humor tylko. Doświadczenie jednak nieco weryfikuje te sądy. Jak jest we Francji ten rocznik oceniany?
Zniesmaczył mnie hiszpański merlot 👿 Myszami jechał 👿
Może to była wersja dla kotów 🙂
Vinsanto, moi kochani, jest wyłącznie po to, żeby w nim maczać cantuccini! Najlepiej z migdałkami w środku, chrup, chrup… 😉
A ja właśnie wczoraj w delikatesach Alma zobaczyłam cantuccini i z sentymentu nabyłam, choć drogie. Pomaczałam sobie w słodkim porto, bo takie się trafiło, nienajlepsze, ale do maczania może być. Spotkałam tam też słoiczki z solonymi migdałkami marcona (kto wie, co to jest, ten wie również, że to coś baaardzo specjalnego), ale za taki słoiczek stała cena prawie 23 PLN 😯 Rozumiem, jest to rzadkość. Widziałam to (i żarłam) tylko w Barcelonie.
A Chianti – wiadomo, może być fajne, może być sikacz.
Stanislawie:
une belle rouge avec une structure et une rondeur tout en finesse, un nez fait d’arômes de framboise, de groseille et en bouche des tanins vifs mais longs et souples
co w automatycznym tlumaczeniu gugla brzmi nastepujaco:
piękny czerwony ze strukturą i okrągłości z finezją, to nos z aromatami malin, porzeczek i taniny żywy na podniebieniu, ale długie i elastyczne.
😀
Inaczej mowiac ujdzie, byle nie za duzo.
Dlaczego gugiel zmienia płeć? 😯
Parytety, parytety…
Z innej beczki:
http://www.tvn24.pl/24467,1682761,0,1,pozegnanie-henryka-mikolaja-goreckiego,wiadomosc.html
Nie wiedziałam, że te Metamorfozy na pogrzebie chciał sam Górecki. O jego upodobaniu akurat do Ryśka Straussa nie słyszałam (do Mahlera i owszem). Szkoda, że to nie tu mogli zagrać Berlińczycy… Tu by się to wykonanie nie zmarnowało tak, jak to się stało w Krakowie.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=489
Faktycznie, szkoda. Coz, pewnie malo kto o tym pomyslal..
Ja tez z innej beczki
bozole nuwo mialo rowniez pewnien wplyw na Szostakowicza, jestem pewna:
http://www.youtube.com/watch?v=XbY-YD6S3-c
No bardzo dobrze skubaniec gra, ale to, co tymi łapkami zwłaszcza na początku wyprawia, Gostek nazwałby ollimustonenozą 😆
Chyba mają rację ci, którzy uważają, że słuchając pana Gienia lepiej zamknąć oczy i wszystko będzie OK 😀
Parytety chyba w odwrotną stronę ciągną. Co by nie mówić o BN, to na pewno bywa wyraziste w smaku. O bukiecie może coś powiedzieć Bobik, na mój nos to ten zapach nie da się nazwac bukietem, ale subtelniejszy nos może wyczuje subtelniejsze nuty. To, co Teresa zacytowała, wydaje się zrozumiałe. Ale gdy się czyta na nalepce różne szczegóły smaku i bukietu, a potem nie czuje się nic, co przy tanich winach jest częste, to zastanawia, skąd to natchnienie do wymyslania.
Haneczko, dlaczego piłaś hiszpańskie zamiast francuskiego? Płynięcie pod prąd rzadko popłaca 🙁
Z wojaży przywiozłam. Podkusiło, bo z La Manchy, a ja mam słabość do błędnego Dona 😉
Przecież zdarzają się i przyzwoite wina hiszpańskie…
Oj, zdarzaja, nawet prosto z krzaka! 🙂
Gieniu gra bardzo dobrze. A niech sobi juz robi, co mu sie zywnie podoba. Nawet te lapki mi przestaly przeszkadzac. Niech sobie macha. Zmeczy sie, to i przestanie.
Ale ze minimalista ruchowy Schenck mu pozwala?
http://www.youtube.com/watch?v=B3DgJcXAe2A
Dobra, to moze ja juz przestane swietowac to bozolenuwo i wezme sie za jaka robote. Trzezwego popoludnia zycze!
Zdarzają się rewelacyjne, sam mam ich spory zapas w tej chwili. Nie mam aktualnie tych najlepszych jak Vega Sicilia czy produkty Dominio de Pingus, winnicy założonej przez Petera Sissecka, Duńczyka o dużym doświadczeniu enologicznym zdobytym we francji. Nazwa Pingus pochodzi od ksywki właściciela.
Ale wczoraj należało pić wino przynajmniej francuskie jak już ktoś nie miał beaujolais nouveau.
Tak po prawdzie to nigdy nie miałem okazji spróbować produktów Pingusa. Wahałem się, gdy były cenowo dostępne pod koniec lat 90-tych. Teraz trzeba zapłacic za butelkę ponad tysiąc złotych.
Kiedy jeszcze nikt nie słyszał o bożole, chcieliśmy z kolegą zrobić patriotyczne nuwo z jabłek i wyszło całkiem jak bożole – cienkie, kwaśne, wykręcające paszczę na lewą stronę, chociaż podobno paszcza studenta zniesie wszystko. Gdzieś po drugiej czy trzeciej szklaneczce postanowiliśmy cały balon przepuścić przez aparaturę i to była dobra decyzja, co wszystkim producentom sikacza dedykuję. 😎
Hiszpańskie, o ile się nie ma przetestowanych, są bardzo często Wielką Niewiadomą. Ale ja mam do nich pewną słabość, bo w znanej mi sieci tanich supermarketów rzucają czasem bardzo krótką serię jakiejś hiszpańskiej rezerwy sprzed lat ośmiu czy dziesięciu i zdarza mi się wtedy upolować perełki za psie pieniądze. Na tyle psie, że wylanie co którejś tam butelki, lub użycie jej do gotowania, bez szczególnego bólu kieszeni wliczam w koszta. 🙂
Podpisuję się pod Wielkim Wodzem wszystkimi czterema łapami! Takie na przykład bożole śliwkowe po osiągnięciu 70% nabiera niesłychanej głębi i szlachetności, a bukiet już podczas produkcji w promieniu kilkuset metrów się czuje. 😈
Bukiet to niekoniecznie. Trzeba mieć profesjonalny sprzęt ze szlifami, żadnych gumianych uszczelek. 😎
Eee, co to za szpas, bożole bez bukietu. 😆
Niedawno rzucili Pata Negra Reserva 2004 i nie pamiętam co z 2000, ale ta Pata Negra była lepsza. Jak u nich kupuję, sprawdzam butelkowanie. Jak butelkowano dla nich, nie kupuję.
Zastanawiam się, jak 70% działa na psie gardziołko. Mam pewne obawy.
Na temat bukietu w czasie produkcji mogą coś powiedzieć sąsiedzi wytwórni szlachetnych win jabłkowych marki Wino, tzw. „Patykiem pisanych”. Trochę opowieści na ten temat miałem okazję się nasłuchać w dawnych czasach.
Bobiku, nie tylko bukiet, ale i motyl, ktory jeszcze nie utyl. A moze i utyl, tylko tego nie widac.
http://www.lepetitdauphinois.com/upload/album/070115-100148-charcuterie_en_papillon.jpg
W kwestii bożoleee jeszcze, polecam za to wielce Beaujolais Villages – niewiele ma wspólnego z młodszym wytworem, naprawdę zacne wino.
E, trochę tłuszczyku tu i ówdzie ten motyl ma. 🙂
Szynka z motyla to dla mnie całkiem nowe doznanie kulinarne, ale właściwie czemu nie? 😆
To jest prawda, że jest też całkiem niemało niezłych win w tej prowincji. Sama degustowałam 😉 A w Lyonie się mawiało, że tam płyną trzy rzeki: Rhône, Saône et Beaujolais 😉
Czy bożole z jabłek nie powinno się nazywać żabole (żabolej)?
Na szczęście nie tylko gitarzyści znają Tansmana. Niedawno słyszałam znajome dziecię (ze szkoły na Miodowej), grające na fortepianie. Wstyd się przyznać, choć zawsze lepiej późno niż wcale (wszak dyletantką jestem), ale dopiero rok temu zdałam sobie sprawę z istnienia tej muzyki. „Wariacje na temat Frescobaldiego” ( w wykonaniu orkiestry „Amadeus”) zaczarowały mnie. Może Gospodyni lub ktoś z forumowiczów podpowie, czy znajdę je na jakiejś płycie?
Gostku! Przelotem posiadasz calkowita racje! Tyle ze zabole z ojczyzna Voltaire’a sie kojarzy na pierwszy skojarz. Nie jest to zacne skojarzenie. Proponuje wiec myslnik: zabo-lej! (tylko czy kelnerka sie nie obrazi? Ale zawsze mozna je przekonac, ze pod autostrada zaby maja pierwszenstwo)
Z beczki wyborczej: weszlam ci ja sobie niewinnie na forum konkursowe TVP KCHopinowskiego, i coz ja widze:
Ze względu na ciszę wyborczą forum będzie wyłączone do dnia 22.11.2010 r.
Och, jak dobrze, ze nie dotyczy to blogow!
A czy Paryzanie moga cos weicej powiedziec o apelu w sprawie pospolitego ruszenia na Trzy Gracje Cranacha? Widzialam tylko wzmianke na TV5. Sliczny ten „obrazeczek” i maly a wywoluje tyle zamieszania.
Ja uwielbiam VinSanto, nie lubie czerwonego wina, ale pilam wyjatkowe do wyjatkowego dania bistecca alla fiorentina. Ja wogle za alkoholami raczej z daleka ale to vinsanto ktore pilam w contradzie w Sienie bylo wyborne. Jednakze kupione w Polsce z jakiejs winniczki z Pisy nie bylo juz tym samym. Nie wiem czy to otoczenie tak wplynelo ze zasmakowalam czy rzeczywiscie tamto bylo tak dobre i serwowane wlasnie z cantucci.
Otoczenie i cantucci – z pewnością 🙂
>Dyletantka
Wariacje na temat Frescobaldiego, Tryptyk smyczkowy, Muzyka na smyczki, Partita na orkiestrę smyczkową
Orkiestra Kameralna Polskiego Radia „Amadeus”, dyr. Agnieszka Duczmal
Polskie Radio PRCD 097 (2006)
Nakład wyczerpany, brak płyty w aktualnej ofercie PR.
Pozostaje obserwowanie Allegro.
Pozdrawiam
Zapomniałem o dostępnej płycie z DUX’a:
http://www.dux.pl/wyszukiwanie_pelne/wyniki/podglad/?pid=202#
W sprawie Cranacha
Tak do konca jeszcze nie wiadomo, chca cztery miliony euro, na razie zbiorka. Jak nie uprzedzi jakis szejk z AbuDabi, pewnie wyladuja w Luwrze. Media bardzo aktywne.
Tak nawiasem mowiac, gdyby Cranach zechcial tak sporteretowac Dywanik, zadnego muzeum nie byloby na to stac!
A czy jakis Cranach Najmlodszy z Najmlodszych to czyta? Jezeli tak – do pedzla! A Dywanik juz postara sie dodatkowo o patyne czasu. Ponoc wymyslono ostatnio peleryne znikajaca pragnacych znikania. Czyli zakrzywienie czasu wreszcie staje sie cialem!
Wyprasowalam dzisiaj posciel i jedwabie. nalezy mi sie piwo i morfej!
Morfej mi się już też należy, bo wrzuciłam nowy wpis.
Dobranoc! 😀
Wiadomość, że komuś jeszcze chce się ręcznie prasować pościel wywołała u mnie poważny wstrząs psychiczny. 😯
Chyba będę przez cały dzień wyrywał włosy z głowy i reszty, słuchał Chopina, popijał Chopina i zagryzał szynką z motyla. 🙁
Bobiku kochany, a jak inaczej mialam prasowac? Noznie? 😯
Spac pod nieprasowana nie uchodzi i niemilo, a w tym dzikim kraju, w ktorym serwuja szynki z zaby nie ma takiej instytucji jak MAGIEL! Tak przynajmniej po maglu tylko lekko przeprasowac i juz, a tu, jeszcze na desce, wszystko na co najmniej cztery raty! Dlatego zawsze czekam na porzadne amerykanskie kryminalki w stylu zabili go i ogladaja pod mikroskopem. Wtedy idzie piorunem. Wczoraj bylo NCIS. 🙂
Marznącemu Mżawce dziękuję za wskazówki płytowe, zaraz sobie zamówię w prezencie mikołajkowym:))