Haiku z elektroniką

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Szacowny festiwal-sesja muzyki współczesnej Musica Moderna, od lat organizowany przez łódzką Akademię Muzyczną, wstąpił tym razem na jeden wieczór do Filharmonii Łódzkiej w ramach stałego cyklu zwanego pomysłowo contem.ucha (od contemporary oczywiście). Był to koncert monograficzny młodego łódzkiego kompozytora Artura Zagajewskiego. Jak widać po życiorysie, jest dla niego równie naturalne przebywanie w świecie muzyki współczesnej „poważnej”, jak i rocka – pracę magisterską pisał o Pink Floydach, a teraz zajmuje się brytyjskim hard rockiem z lat 70. w ramach przewodu doktorskiego.

W jego utworach także widać fascynację rockiem, ale i techno, jednocześnie słychać tu korzenie minimalistyczne (repetytywne), ale też szczególną wagę przywiązuje autor do brzmienia. To brzmienie jest może trochę czasem „brudnawe”, nie kokietuje gładkością, bywa ostre i brutalne, bywa łagodniejsze, ale raczej wdziera się do ucha niż je pieści. Pierwsze dwa utwory były elektroniczne. Potem na estradę wyszła mezzosopranistka Lilianna Zalesińska i pianista Piotr Szymanowicz; kompozytor nadal działał przy komputerze. Śpiewaczka oprócz głosu używała rur PCV (śpiewała do nich i wywoływała rezonans), fortepian był preparowany.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Dla mnie punktem kulminacyjnym był kolejny utwór, Płatki żółtej róży, nie tylko dlatego, że to utwór dla Dominika Połońskiego (kolekcja kompozycji na wiolonczelę i prawą rękę powiększa się; Olga Hans, autorka Koncertu, o którym tu pisałam, napisała jeszcze solową Sonatę), ale i z powodu interpretacji, no i w ogóle samego zamysłu. Najpierw Dominik wygłosił wstęp na temat haiku – tytuł utworu pochodzi właśnie z haiku mistrza Basho: „Płatki żółtej róży/grzmi/wodospad” – dodając, że właśnie tych pięć słów stało się inspiracją dla Artura i że utwór jest próbą wejścia we wnętrze dźwięku, kontemplacji. No i rzeczywiście była to swoista medytacja – dźwięki nagłośnionej wiolonczeli przeplatały się z elektronicznymi brzmieniami, ale nie była to bynajmniej kontemplacja spokojna, wnosiła napięcie, wręcz moc, intensywnie wciągała. Gdy ciągłe dźwięki zostały w pewnym momencie przerwane ostrym zwrotem, było to jak krzyk. Dominik pokazał po raz kolejny naprawdę wielki artyzm, a przy tym niesamowitą energię. Ostatni utwór w programie, dość minimalistyczny, został wykonany z udziałem całej czwórki muzyków.

Niewielka salka kameralna w podziemiach filharmonii była przepełniona, wielu chętnych musiało stać. Większość publiczności – to była młodzież szkolna i studencka, ale nie tylko z Akademii Muzycznej, ponoć także z politechniki. Część z nich to byli fani Artura, część – Dominika; obaj uczą w łódzkich szkołach i wychowują – jeśli nie następców, to co najmniej słuchaczy. A reakcje były entuzjastyczne.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj