Srebrna piętnastka
W tym tygodniu ukazuje się ostatnia pozycja z tzw. Srebrnej Kolekcji „Polityki”. No i chyba przyszła pora na tłumaczenie.
Seria – to muszę podkreślić w całej rozciągłości – nie była moim pomysłem, lecz naszego dyrektora wydawniczego. Przy tej okazji dowiedziałam się, że jest melomanem i nawet posłał dziecko do szkoły muzycznej. A ponadto zobaczył taką serię i zamarzyło mu się wydanie czegoś podobnego. To ja troszkę gasiłam te zapały, stwierdzając, że w ostatnich czasach wyszło tyle reedycji starych nagrań, że nasz niszowy jednak rynek tego nie wchłonie. Ale koledzy stwierdzili, że mimo to warto zaryzykować i jestem im wdzięczna za to. Co prawda przypłaciłam to kompletnym wyczerpaniem i brakiem jakichkolwiek wakacji w zeszłym roku, bo zasadniczą częścią planu była konieczność napisania szeregu naprawdę dużych tekstów (tylko kilka sylwetek udało mi się „sprzedać” kolegom po fachu). Ale mam nadzieję, że efekt wielu z Was ucieszył. Tyle że się okazało, że jednak ja miałam częściowo rację i seria nie sprzedawała się jak dotąd aż tak cudownie, żebyśmy zdecydowali się na dodanie jeszcze pięciu płyt, jak wcześniej miało to miejsce w serii jazzowej (miałam przygotowane jeszcze kilka nazwisk, których zresztą bardzo żałuję). No cóż, dobre i to.
Teraz wytłumaczę się z wyboru. Być może zestaw wykonawców lub płyt mógł być nieco inny, gdybym je swobodnie dobierała. Musiałam się jednak – jako że podjęliśmy współpracę z firmą EMI – opierać się na ich zasobach, z których także nie całość była dla nas dostępna. W podobny sposób EMI współpracował z „Die Zeit” i parę płyt z tej serii powtórzyłam: Rostropowicza, Rattle’a, Argerich (chciałam inną płytę Marthy, ale okazało się to niemożliwe), Callas, Bernsteina. Była tam również du Pré, ale z trochę innym repertuarem; udało mi się wymienić Francka na Chopina, który był dużo ciekawszy dla nas z wielu względów.
Stwierdziłam, że w kolekcji „Die Zeit” jest pewien przechył niemiecki, co jest zresztą zrozumiałe, i uznałam, że nam dobrze zrobi przechył słowiański. Że musi być Richter, Ojstrach, Kremer i Vengerov (ten ostatni – zwłaszcza przed tegorocznym jego kierownictwem jury Konkursu im. Wieniawskiego). No i Anderszewski oczywiście. No i jakoś sobie radziłam, łącznie z tym, że Kremera, który przecież zwykle dla EMI nie nagrywa i nawet na liście artystów go nie ma, „wydobyłam” z albumu, jaki zarejestrowano na recitalu berlińskim jego z Marthą. Kiri i Domingo kondensowałam z dwupłytowych albumów. No i bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na Lipattiego – okazało się, że także odbiorcom ta płyta szczególnie się podobała.
A teraz mogę tylko westchnąć: uff… i postawić 15 srebrnych książeczek na półce. Prezentują się nieźle.
Komentarze
Zastanawia mnie „target” takich serii.
Z jednej strony takie książeczki siłą rzeczy muszą być skierowane do „szerokich rzesz”, z drugiej wybór nagrań i wykonawców w tej serii jest raczej ze wskazaniem na „ambitny”.
Jeśli płyty z serii chce kupić, ekhm, wytrawny meloman, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że niektóre lub większość nagrań już ma, więc siłą rzeczy całej serii nie kupi.
Z drugiej strony, jako meloman początkujący, zraziłbym się np. jakością nagrania Lipattiego, nie wiedząc wprzódy co on za jeden.
Sprawą całkowicie subiektywną są wymiary książeczek w seriach. O ile seria jazzowa formatem nie wychodziła zbytnio poza zwykłe CD, to książeczki wyższe nie mieszczą się na moim regale, a jeśli płyta nie stoi na swoim miejscu w szeregu, to jestem chory…
No, ja to samo właśnie moim mówiłam. Że prawdziwy meloman to już większość tego zna 😉
A co do półki – potrzebna specjalna 😆
Pomiędzy zna a ma jeszcze jest trochę miejsca…
Seria jazzowa pozwoliła mi uzupełnić kilka luk.
W kwestii półki się nie zgodzę, niestety.
Te pozycje traktuję jako „płyty”, a nie „książki z płytą”, więc muszą stać razem z innymi płytami.
Kiedy zamawiałem regały na płyty, światło wymierzyłem na najwyższe znane mi opakowania płyt. Zostawianie więcej miejsca byłoby marnotrawstwem przestrzeni regałowej…
Oj, Gosteczku. Przecież tyle płyt jest niewymiarowych.
Jeśli nie mieści się w regale, nie kupuję
Ale serio, mocno niewymiarowe są głównie jakieś duże boxy, a tych nie kupuję, bo mnie na nie zwyczajnie nie stać.
Z tym bym polemizował. Ostatnio można nabyć opasłe boxy po bardzo przstępnej cenie, a co za oszczędność miejsca. Niestety jako wieloletni kolekcjoner nagrań (do jakichś czterdziestu lat z okładem) mam raczej problem z tym ż e znaczną część zawartości tych „kobył” posiadam w pojedyńczych, wcześniejszych wydaniach. Ceny są rewelacyjne ca. 10 – 12 PLN za sztukę naprawdę fantastycznych nagrań.
Właśnie wczoraj stałem się posiadaczem 12-sto płytowego kompletu albumów operowych Placido Domingo nagranych w latach 70-tych dla RCA (aktualnie Sony). 150,00 PLN – średnio za jedną płytę wyszło 12.50 PLN. Czyli za całość tyle ile za trzy normalnie wydane pozycje. Wszystko bardzo elegancko wydane w miniaturach kopert od LP.
Płyty w tej chwili naprawdę można — w boksach — kupić za bezcen. Solomon, Lipatti, Hotter, Rattle, Strawiński. Kilka nazwisk chaotycznie przychodzi do głowy. Wygląda na to, że wydawcy usiłują zarobić co się da zanim rynek CD kompletnie nie padnie.
A w tej serii najcenniejsze teksty 🙂 Kupiłem bowiem Anderszewskiego, za tę cenę to mogę wyrzucić to co mam!
Mówimy o różnych boksach, niestety….
Ja wiem, że w różnych reedycjach wychodzi bardzo tanio per sztuka. Miałem jednak na myśli różne niewymiarowe, luksusowe zabawki jak np. to:
http://www.amazon.com/Rubinstein-Collection-Limited-Box-Set/dp/B00001O2XZ
Zbiorki kilku do kilkunastu płyt w tekturowych kopertach absolutnie na półce się mieszczą i mam ich „pewną ilość” 🙂
Miałem znajomego, którzy wszystko naokoło płytki wyrzucał i zostawiał tylko płytkę wsadzoną do kopertki, hehe. Może to jest wyjście ? 🙂
Ale nie dla kogoś, dla kogo ważny jest tekst 😉
Ja tymczasem wróciłam z pokazu Medei Pasoliniego; nie wiem, czemu Opera Narodowa zorganizowała tę projekcję „w związku z Trojanami” – po pierwsze, ten film nie ma nic wspólnego z historią Trojan, po drugie – Berlioz nie będzie już teraz grany (ale ponoć jednak kiedyś tam wróci). W każdym razie skorzystałam z nadrobienia luki w wykształceniu. Kopia była straszna (na tubie można obejrzeć film w odcinkach w o wiele lepszym stanie), ale w sumie było warto, bo zawsze co duży ekran, to duży ekran. Film się zestarzał, ale dla jednego warto go obejrzeć – dla roli Callas. Ktoś gdzieś skomentował, że ona nie gra Medei, ona JEST Medeą. Lepiej bym tego nie sformułowała. I jest po prostu piękna.
Wszak Callas była największą tragiczką wśród heroin operowych.Ona śpiewała całą sobą. Ona zawsze nie była Callas tylko odtwarzną aktualnie postacią Lucją, Traviatą czy Anną Boleną,na tym polegała jej wielkość i unikalność. Zadna z jej rywalek nie była wstanie jej dorównac jeśli chodzi o dramatyzm wykonywanych partii operowych. Ona śpiewała całą sobą. Jej głos był jedną wielką emanacją emocji targających odtwarzanymi postaciami..
No tak. Ale w tym filmie nie śpiewa ani jednej nuty. To nie tyle w głosie była rzecz, co w osobowości.
Pozwolę sobie jednak zauważyć że głos u Callas był również a może przede wszystkim emanacją jej osobowości. Na mnie każda nuta wyśpiewana przez Callas sprawia ogromne wrażenie. Jeśli usłyszę coś wykonane przez nią to każda inna interpretacja wydaje mi się blada. Nie jestem fachowcem tylko prostym melomanem ale Callas jak żadna inna śpiewaczka robi na mnie piorunujące wrażenie, pomimo zdarzających jej się niedoskonałości wokalnych, barwa głosu i dramatyzm wykonania
jest niedościgły.
To prawda, i bardzo szkoda, że zaczęła nagrywać, kiedy głosowo była już w gorszej formie 🙁
Daj oże żeby współczesne śpiewaczki choćby zbliżyły sie wokalnie do poziomu Callas u schyłku kariery.
Oczywiście miało być daj Boże!
Aktorsko też była boska.I co ona widziała w tym przeciętniaku Onassisie?
A płyty w stosik i na boczku położyć.Głębokość mają wymiarową i mieszczą się super.
Jak nogi?
Dzięki za pamięć, łabądku 😀 Oj, po południu kolanka nawalały. Ale jakoś dotarłam do domu 🙂
Bardzo żałuję, że srebrna seria już się skończyła. Jakkolwiek mam duży zbiór płyt – to większej części nie miałem. Szczególnie jestem wdzięczny za Jacqueline du Pre i Dinu Lipatiego. Żałowałem jedynie , że nie wybrano czegoś innego na płytę Bernsteina (akurat Symfonię fantastyczną jego mam i nie jest to porywające szczególnie nagranie), ponieważ jest wiele jego nagrań, w szczególności Kandyd, ktorych jakoś nie udało mi sie zdobyć. Może seria ta nie sprzedawała się doskonale – ale tym, którzy ją mają daje wiele radości. No i zawartość książeczek (doskonałe teksty i zdjęcia) tę przyjemność podwaja. Dzięki.
Z Bernsteinem też właśnie wolałabym coś innego, ale nie było innej możliwości. Na liście EMI nawet go nie ma 😯
Wczoraj w przerwie retransmisji w Dwójce był wywiad z Olgą Pasiecznik. Było sporo ciekawych wątków bieżących i ogólnych. Mówiła m.in. o swojej fascynacji belcantem: „Głos jest wyniesiony na piedestał i traktowany z takim pietyzmem, że wykonując tę muzykę, człowiek jest w stanie poczuć tak naprawdę, jaką przyjemnością może być śpiewanie.” I przypomniała radę Joan Sutherland, do której sama się stosuje: „Jeśli nie wiesz, w jakim kierunku twój głos ma się rozwinąć, czym nowym ma cię zaskoczyć, zawsze wracaj do belcanta. Wtedy dopiero głos ci sam podpowie, czego chce, w którym kierunku chce zmierzać.”
O pieśniach Schumanna, do których się przymierza: „Są Schumannowskie cykle, do których podchodziłam już kilka razy i nigdy jeszcze nie odważyłam się zaproponować ich na scenie publiczności. I myślę, że to nie jest kwestia głosu, bo podejrzewam, że głosowo już jestem dojrzała, żeby się zmierzyć z tą muzyką, ale chciałabym zrobić to już za pierwszym razem tak, żeby to pozostało w mojej pamięci i w pamięci ludzi, którzy przyjdą i będą tego słuchać, jako coś ekskluzywnego.”
O rozmowach, które prowadzą z nią organizatorzy koncertów:
– Pani Olgo, ale może jak najmniej takiej tej, wie pani, trudnej muzyki.
– A co to jest muzyka trudna?
– No tej niemieckiej albo Szymanowskiego.
Oczywiście p. Olga się z takimi organizatorami nie zgadza. Sporo mówiła o odpowiedzialności, potrzebie ekskluzywności, ale i świadomości, że wykonywanym dziś repertuarem artyści przygotowują publiczność jutra. I dlatego nie może przestać śpiewać Schuberta, bo mogłoby się okazać, że za dziesięć lat nie będzie dla kogo go śpiewać.
W ramach roku Pergolesiego Olga Pasiecznik śpiewała w „Olimpiadzie” na festiwalu w Innsbrucku, bez żadnych skrótów całość trwała 5 godzin 12 minut 🙂
Jutro w Krakowie niestety nie śpiewa. Ale mam nadzieję, że też będzie ładnie 🙂
Rany boskie, to tyle trwa? 😯
Widziałam, że transmisja w Dwójce od 20 do 23.
A pampersy w cenie biletu są?
W cenie biletu, łabądku, jest przejazd krakowską komunikacją miejską bez opłat – dwie godziny przed i do pięciu godzin po rozpoczęciu koncertu 😉
Naprawdę? 🙂 Ja korzystać nie będę – nocuję w Jordanie 😉
Jakaś super meta w Krakowie?
Oto dowody na piśmie: http://www.operarara.pl/pl/4/0/85/na-lolimpiade-za-darmo-komunikacja-miejska
Meta w porzo 🙂 Śniadanie się je się w Bibliotece z panem Magellanem.
Na Długiej, więc blisko i Teatru Słowackiego, i dworca. Teraz jedynka kosztuje stówala 🙂
Ale dzień Jordanu to podobno już dzisiaj. 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jordan_(święto)
No to niech im (prawosławnym) będzie na zdrowie. Najlepszego. Właśnie zastanawiałam się, co to za święto, jak przechodziłam dziś koło cerkwi i usłyszałam dzwon.
Na dobranoc – dopiero odkryłam, że kot Maru ma swój blog:
http://sisinmaru.blog17.fc2.com/blog-date-201101.html
Sprawdziłam,fajna meta.Ale za chwilę będzie kosztować stówę i pół.Trudno,czasem człek do Krakowa musi,inaczej się udusi.
A z Magellanem trzeba uważać,bo można odpłynąć…
Ten kot ma dziwne gadzety.
Maru nie ma dziwnych gadzetow. Ma absolutne minimum potrzebne do zycia w jako takich warunkach. Z zaniepokojenim odnotowuje brak kaszmirowych swetrow do spania. :twisted:.
To jest Szkocki Zwisłouchy 😀
http://www.google.com/search?q=Scottish+Fold&rls=com.microsoft:pl:IE-ContextMenu&ie=UTF-8&oe=UTF-8&sourceid=ie7&rlz=1I7ADBF
Kod… 9 i 6… A pobutka (nie kolekcjonerska…).
A co, nie może ktoś Davida Bowie kolekcjonować? 🙄
Zawsze mnie bawiło to śląskie helokanie w Warszawie 🙂
🙂 !
http://www.youtube.com/watch?v=75R3TkXorC4&feature=related
😆
Eh, Warszawa piękny kawałek. Może bardziej Eno niż Bowie, ale niemniej…
Ale PK wie, skąd to helokanie się wzięło?
Wiem, wiem. Kupił płytę „Śląska” 😆
A to PK zna?
http://www.lastfm.pl/music/Philip+Glass/Low+Symphony
I słowo „Śląsk” wprawdzie nic mu nie powiedziało, ale postanowił trochę pohelokać na cześć Starej Mordechaja. 😆
Nie znam, Gostku, tego. Ja się zresztą Glassem w ogóle nie entuzjazmuję.
Właśnie odbyłam sympatyczną rozmowę z Panią Laureatką. Trzeba trzymać kciuki, żeby wszystko poszło dobrze, bo prawdopodobnie ona będzie Halką u MM 😉
Nie oczekiwałem specjalnie…
To jest ciekawostka, a jednocześnie drobiażdżek do dyskusji o granicy pomiędzy muzyką poważną, a niepoważną 😉
PK, no toż trzymam nieustannie 🙂 No i czekam na wywiad z Laureatką.
Tez chcialabym do tej dyskusji wrocic 🙂
Proszę bardzo:
Uważam, że wszelakie polki, walce i inne galopy panów Strauss i ich kolegów są muzyką totalnie niepoważną.
Jeden z niewielu gatunków, którego autentycznie nie cierpię. Oczywiście ktoś już tu klasyfikował na podstawie „taneczności”.
Gostku, bardzo sie ciesze ze do tego wracamy. To ja klasyfikowalam wg ‚tanecznosci’, usilujac jakos rozroznic miedzy muzyka ‚uzytkowa’ a taka ktorej sie slucha dla niej samej. Wpierw chcialabym wyjasnic co do samych terminow, przynajmniej tak jak ja je rozumiem. „Muzyka powazna” to jakas utarta klasyfikacja, genre, a nie przymiotnik. Tz jesli Jimi Hendrix nie jest klasyfikowany wewnatrz m. powaznej, to wcale nie znaczy ze nie byl bardzo powaznym, wybitnym muzykiem, w ogole nie mowi nic, a przynajmniej nie powinno, o jego jakosci, tylko o pewnym stylu. Mysle zreszta ze brak tu terminow, bo napewno nie nazwalabym jego muzyki lekka lub rozrywkowa… W nawiasie, b. wiele z przykladow ktore tu podawales jako Twoje „nieklasyczne” dreszcze dopaminowe :), ja tez b. lubie lub lubilam, choc z jakichs powodow glownie w przeszlosci.
Wydaje mi sie (ale nie jestem muzykologiem i jesli sie myle, bardzo sie uciesze jesli ktos mnie poprawi!) ze tz muzyka klasyczna to styl charakteryzujacy pewna warstwe spoleczna w ktorej by praktykowany w Europie, plus cala jego strona teoretyczna (kontrapunkt i dalej). Wewnatrz tego stylu moga byc utwory bardzo zlozone lub nie, oraz (oddzielnie) bardzo dobre lub nie. Tance Strausse sa rzeczywiscie muzyka lekka, chyba byly tez tanczone. A osobiscie tez za Strauusem nie przepadam.
(Przepraszam za dlugosc..)
(poprawka – choc z jakichs powodow sluchalam ich glownie w przeszlosci..)
„charakteryzujacy pewna warstwe spoleczna w ktorej by praktykowany w Europie”
Kantat Bacha w kościele niewątpliwie słuchał bardzo szeroki przekrój społeczeństwa, a Bach był na garnuszku władz miasta, więc nie arystokracji rozumianej jako sponsora dzieł.
Wiesz, ja rozumiem, o co Ci chodzi i zgadzam się z tym, tylko zawsze gdzieś będzie jakaś szara strefa.
Czy muzyka Prokofiewa, Szostakowicza, Pendereckiego, Kilara komponowana do filmów jest muzyką poważną?
Pomijając jej szlagierowatość, muzyka do filmów komponowana przez różnych Williamsów, Hornerów i innych jest na bardzo wysokim poziomie.
Gostku, bo pytanie czy cos jest na wysokim poziomie czy nie wcale sie nie ma do pytania czy cos jest czy nie „muzyka powazna”, bo to styl a nie jakosc.
Ale jest inna rzecz nad ktora sie zastanawiam (i tu tez oczywiscie sa rozne szare strefy): chyba jedna z roznic miedzy muzyka tz powazna a np. Hendrixem, Bowiem, Deep Purple to temperament. ?
Ja Straussa tez nie lubie sluchac, wole go tanczyc, tak jak Bacha i wielu innych. Sluchanie muzyki to dla mnie takie pol – uczestnictwo w swiecie muzyki…
Ja oststatnio kupilam kaszmirowy sweterek w second-handzie za przyslowiowa zlotoweczke, wiec mysle ze koteczek tez ma gdzies tam jakis sweterek kaszmirowy w zanadrzu. Ale gadzeciki sa bombowe.
Przepraszam, nie mogę dalej dyskutować, świat w robocie się zawalił (znaczy robota przesłoniła mi świat) nagle.
Pojęcia ewoluują. Muzyka klasyczna była przez lata rozumiana raczej jednoznacznie, dziś jest innych terminów (poważna, współczena, nowoczesna, symfoniczna itd) sporo i każdy rozumie je po swojemu.
Nie upierałbym się przy dokładnym definiowaniu, bo to problem nierozwiązywalny, jak w każdej ze sztuk. Słuszniej będzie skupić się na kryteriach jakości niż rodzaju.
I tu będzie szalony kłopot: samba na jednej nucie to lichość, czy jakość?
Utwór na jednym akordzie to marność, czy nie? Górecki to geniusz muzyczny, który zaniedbał melodię kosztem struktur harmonicznych, czy hochsztapler?
Co ważniejsze: melodia czy rytm, harmonia?
Jak wyznaczyć jakość każdego z tych elementów?
Pytań jest milion, odpowiedzi moze być milion.
Dlatego rozmawiać trzeba i warto, ale ze świadomością, że nie chodzi o złapanie króliczka na gorącym uczynku, tylko by marchewki nie zabrakło 😉
W 1959 roku Leonard Bernstein odpowiadał na pytanie „co to jest muzyka klasyczna” tak: http://www.youtube.com/watch?v=pmeOPAwMtqE (materiał w siedmiu częściach)
Jakoś intuicyjnie mam wrażenie, że liskowe socjologizowanie prowadzi w dobrym kierunku. Ale zastanawiam się, czy nie chodzi tu o ramy wykonywania? Kontekst zakładany? Rama kościelna przywołuje sacrum, odbiorca będzie utożsamiał muzykę z wartościami „wyższymi”. Myślę, że bigbeatowe msze, modne w pewnych latach, nie były muzyką poważną, bo świadomie były zapowiadane właśnie jako mające coś do czynienia z sacrum z punktu widzenia muzyki „masowej”. Z tego punktu widzenia muzyka filmowa Szostakowicza w filmie nie jest muzyką poważną, wykonana w filharmonii jako suita będzie muzyką poważną. Koncert skrzypcowy Korngolda to melange zdaje się jego muzyki filmowej.
Dość mi to ciężko idzie, ale mam nadzieję, że trochę zrozumiale. Wynika z tego jednak, że ja relatywizuję. Nie ma inherentnej wartości „poważnej” muzyki. Zależy to od zamiaru twórcy i funkcjonowania dzieła.
A twierdzenie, że Bach pisał muzykę poważną,to chyba anachronistyczne. Takie rozróżnienie zdaje się w jego czasach nie istniało?
W kinie bywam niepoważny
w filharmonii za to tak
niczym nieśmiertelne błazny:
jeden bocian, jeden szpak…
🙂
Jak widzę dyskusja wyszła poza temat „Srebrnej piętnastki”, a ja chciałbym dorzucić swój krótki komentarz jako wiecznie początkujący w dziedzinie muzyki (takie mam odczucia – im lepiej ją poznaję, tym wyraźniej widzę, jak wiele jeszcze zostało do odkrycia).
W przeciwieństwie do innych (jak np. całkiem dobrej w mojej ocenie serii Gazety Wyborczej, chyba z 2005 roku) kolekcja Polityka była zorientowana na wykonawców. To plus. Minusem dla mnie jest absolutna dominacja muzyki z okresu romantyzmu, którą można było odnaleźć na 11 spośród 15 krążków – tymczasem barok, który bardzo lubię, obecny był ledwie na dwóch w postaci partit Bacha. Ciekaw jestem, czy wynikało to z ograniczeń katalogowych, czy też muzyka romantyczne lepiej nadaje się do pokazania indywidualności prezentowanych wykonawców? Cóż, szkoda, że w katalogu EMI nie było np. tej płyty:
http://www.amazon.com/Ewa-Podles-Handel-Rinaldo-Orlando/dp/B000056T8X
Tak czy inaczej, cieszę się z tych 15 książeczek i płyt..:)
Tadeuszu, wydaje mi sie ze w czasach Bacha istnialo pojecie muzyki ludowej jako oddzielnej i od salonowej i od koscielnej.
B. wazny element tz muzyki powaznej jest oczywiscie ten ze to jest bardzo „scholarly music”, tz ma bardzo rozbudowana teorie i konwencje, trzeba sie bardzo ksztalcic by ja tworzyc, i nawet jesli sie chce rozne elementy odrzucic w ramach „nowoczesnej muzyki powaznej”, to jako zaprzeczenie i dialog z tym co bylo przedtem, a nie z nieznajomosci zasad. Wiec jedno to formy muzyczne, styl zachowania, rodzaj i styl wyrazania emocji wziete ze sposobu zachowania tych warstw spolecznych w ktorych ta muzyka powstawala, drugie to bardzo duza wiedza teoretyczna, a trzecie to co napisal Tadeusz – czesc tej muzyki to muzyka sakralna, wiec powaga stylu i tresci.
W muzyce tz popularnej zaplecze teoretyczne jest chyba o wiele mniejsze (w jazzie przynajmniej na poczatku w ogole go nie bylo, co do innych po prostu nie wiem) i wydaje mi sie ze dlatego opiera sie ona bardziej na intuicji i talencie muzyka, a takze czesto na jego charyzmie jako wykonawcy.
To ze klasyfikacje muzyki sie zmieniaja chyba nie powinno dziwic, zmienialy sie takze i przedtem.
Konwencja – ot co Ty lisku zauważyłaś słusznie.
Natomiast co do zaplecza muzyki popularnej, to nie masz racji. Tak było kiedyś, dziś się zdarza, jednak to się zmieniło radykalnie.
W szczególności dotyczy to jazzu.
Dziś jazzmeni są wyedukowani znacznie lepiej z reguły niż przeciętny muzyk filharmonii.
Zasady i owszem, rządziły długie lata, jednak od – i tu polemicznie: od Debussiego? – szlag je trafił, zatem to żaden wyznacznik.
Szukam dalej.
Naszło mnię…
Pisałem już kiedyś jak dzisiaj wykorzystywali by możliwości brzmieniowe i instrumentalne rózne Becie i Mozarty. Pewien jestem, że Hammondy i gitary elektryczne o tysiącu brzmień grały by fantastyczne rzeczy.
Dlatego z pokorą podchodzę do muzyków średniowiecza i renesansu, bo ograniczone możliwości wykorzystywali cudownie.
Tu drobny przykładzik: drobiazg, stworzony przez muzyka znacznie lepiej wykształconego od niejednego Rubika, a może nawet i Mykietyna którzy mogą się okazać dyplomem uczelni wyższej muzycznej.
http://www.youtube.com/watch?v=WkqPWu8Y9cU&feature=related
Jak naszło, to naszło…
Jedna jeszcze uwaga odnośnie wokalistyki:
Czy wzięli Państwo pod uwagę jedną z rzeczy, która wcześniej pod uwagę brana raczej – przynajmniej publicznie – nie była brana?
Sex…
Ano głosy bywają seksowne lub nie i chciałbym się pochwalić wynalezieniem jednego z głosów, który u wielu chłopów wzbudził uczucia dawno zapomniane wobec swoich żon i kochanek.
Oto on:
http://www.youtube.com/watch?v=IqzkfTRDU7Q&feature=related
Trudno mi to ocenić, bo moje uczucia wobec pasztetówki są wiecznie żywe. 😀 Ale tak ogólnie coś z tym seksem jest na rzeczy. 😉
No to siem poprawię, to ten utfur wzioł za mięsistość niejednego…
http://www.youtube.com/watch?v=IqzkfTRDU7Q
Co wcale, ale wcale nie znaczy, że wcześniejsze orgazmy były na nic…
😆
No, jak była pierwsza, to teraz ostatnia…
http://www.youtube.com/watch?v=ZrO4H-c5PF4
A ciekawym, bo wymieniałem się myślami – a nie straciłem przy tym – co buduje się po zestawieniu pierwszej z ostatnią 🙂
No to na tyle byłoby dziś nauki 😆
No to sorry, facio daje radę przy pomocy trzech palców i kostki. A głos to ma…
No i taki Dowland to chyba zza węgła spoziera – skubany…
http://www.youtube.com/watch?v=3szRULqr17Y&feature=related
Jak chodzi o sexy męskie głosy, to znam takie osobniczki, które twierdzą, że one (głosy, nie osobniczki) się sytuują gdzieś w okolicy Barry White’a. :lol/
We w kwestii formalistycznej: jam nie twierdził, że facio seksuje głosem, choć pewnie i zwolenniczek jego by znalazł nie mało, on zwyczajnie daje radę głosem i akompaniamentem.
A w kwestii sexu w głosie męskim, to nic nie mam do powiedzenia, bo się na mnie rzucą wszytkie baby…
😆
No, zawsze lepiej, żeby wszystkie się rzucały, niż żeby wszystkie rzucały. 😆
Ty Bobik, to dowcipny jesteś…
Zeen uświadomił mnie dziś w kwestii męskiej wrażliwości słuchowej. Dotąd żyłam w uświęconym stereotypem przekonaniu, że to kobiety są słuchowcami. Dziękuję zeenie. A teraz przepraszam, idę ćwiczyć głos 🙂
Zamiast grać na elektrycznych instrumentach imitacje folkowo-barokowe (sorry, ja tylko cytuję 🙂 ), można renesansową techniką zagrać muzykę współcześniejszą
http://www.youtube.com/watch?v=FmA8ICS1w1c
Się nie upieram, że to jest coś warte, ale się w tej pani kocham z powodu bardziej ortodoksyjnego repertuaru. Nic z tego nie ma na jutubie, a szkoda.
O! „Już” działa?! 😯
Pobutka.
😀 😀 😀
Drogie Frędzelki,
to, co się stało, jest jedną wielką tajemnicą, ale dzielne koleżeństwo redakcyjne przywróciło Dywan dzięki backupom redakcyjnym. Niestety skończyły się one poprzedniej nocy, więc wczorajsza dyskusja przepadła (łącznie z dalszym ciągiem „występu” zeena, czego szczególnie żałuję 😉 ). Jeszcze raz musiałam wpuścić Kandavela, którego już wpuszczałam, witałam i mu odpowiadałam. „Dla pro formy” witam jeszcze raz i cieszmy się, że tylko tyle znikło 😀
Hurra!
Uffff, Dywanik Is Back! Podziękowania dla dzielnego koleżeństwa redakcyjnego 😀
Jak kto pamięta, co pisał wczoraj, to może uzupełnić 😆
Jeszcze pamiętam, że zeen robił tu jakąś reklamę Cowonowi. To w końcu może i ja sobie kupię 😉
Ja pamiętam, że lałam miód na serce Gucia…
No! Jakie to szczęście, że wyszło na moje! 😎
Przez całe zniknięcie Dywanika twierdziłem, że Kierownictwo wprawdzie połknął wieloryb, ale to jest odwracalne. Jak dobrze, że się nie pomyliłem. 😀
Za pomocne koleżeństwo redakcyjne jestem gotów wznieść toast nawet o tej niepsiej porze. Ale chyba jednak herbatą, bez procentów. 🙂
Wznoszę zieloną 😀
Wznosze earl grayem z mlekiem (grypowo 🙂 )
Biedny lisek 🙁
Dywanik jest czarodziejski i dlatego znikł – a potem nagle i niespodziewanie znów się zjawił. Ale pierwsze wrażenia po zniknięciu były straszne: co znaczy to „wymazywanie”, w dodatku na blogu Bobika też nikt nic nie wiedział. A teraz jaka ulga; wlaściwie dobrze, że tak się stało, tym bardziej można się cieszyć, ze jest i będzie.
Jejku, jej! Kierownictwo zaginęło i ja nieodwołalnie mogłam stracić miejsce na doszkalanie się w mojej mizerii muzycznej.
Ufff! Ulżyło!
E tam, demonizujecie to zniknięcie. Na krótszy czas już nieraz strona znikała, czasem cała witryna Polityki, to się zdarza. Różnica taka, że teraz była chyba jakaś większa awaria, skoro komentarze wcięło 🙂
To przez audiofilów, Gostek zaczął. Zaczęli porównywać swoje kabelki i wywaliło korki. 🙂
Zeen robił reklamę Cowonowi pod Pendereckim a ja go wczoraj jedynie cytowałem i popierałem. Uzupełnię link zapodany wczoraj który w Roku Lisztowskim wydaje mi się ciekawy:
http://www.lisztmuseum.hu/
Z rana mógł to być podstępny atak hakerski wiadomych sił które wrzuciły jakiś morderczy link np. do majteczek w kropeczki po chińsku (bo sam nie wiem co może być gorsze)…
Stara to prawda
Bo kto nie bekapuje
ten się w złości gotuje 🙂
No kruca, to mnie ominęło to porównywanie kabelków? A by to jasny gwint! 😆
Od majteczek w kropeczki po chinsku gorsze sa majteczki w kropeczki w kazdym jezyku ktory sie rozumie 😀
Liszt po węgiersku znaczy mąka. Nie wierzycie – to wejdźcie na stronę podaną przez Maciasa1515 i włączcie automatycznego tłumacza. 😀
To byl niezly szok, gdy chcialam wejść na Dywan i Lotr mi powiedzial, że szukam blogu, który nie istnieje. I dobrze się stalo, że postanowilam sprawdzić czy to prawda. Na szczęście, Dywan się odnalazl! 🙂
o, odnalazł się
O jak dobrze!!! To nie skorzystam z licencji na zabijanie,do czego podżegał mnie Bobik.Cieszę się,że jednak te majteczki są gorsze od Bacha,a nie tylko inne.Widzę,że PK „w tym samym temacie” w niezbędniku inteligenta!
U nas w domu Liszt już od lat biega pod ksywką Franek Mąka. 😉
Łabądku, skorzystać z licencji zawsze jeszcze możesz, tylko w innych sprawach. Chętnie zestawię listę… 😈
He,he…moja lista też długa.Bez dotacji na amunicję ani rusz!
Franek Mąka z Fryckiem Kufelkiem to niezły zestaw.Zawsze jakieś podpłomyki na piwie można wyprodukować.
Labadku, to juz sie przyznam, ze po prostu musialam wysluchac tej bielizny na tubie, bo przedtem nie znalam 😳
Mnie sie kropeczki kojarza z biedroneczkami 🙂
Ależ ja nie tak osobiście,tylko ogólnie do „teorii inności” się odniosłam.Wszak i PK w niezbędniku o tym pisze.Chodziło mi raczej o to,czy są jakieś granice litości nad innością.Kropeczki to chyba limes,ale jak nadciągnie jakowyś Cezar i przesunie…
U Włochów był kiedyś Lolek Mąka, ale on grał bardziej na szkszypczach, wtedy nie było fortepianów.
Cetar przesunął limes,
by znaleźć w majteczkach cymes. 😈
Cezar! 👿
Tamten Lolek nierozwojowy był.
A tekst rozwojowy.Jak to będzie po chińsku,bo z tego duża kasa może być.
凱撒提出酸橙,
找到的褲子聚傘花序
czy jakoś tak…
???????????
No wiem, nie ma rymu 🙁
Co tam rym,ważny wsad yntelektualny i zawartość sztuki w sztuce.
Gostek przez chwilę się zastanawiał, co takiego napisał, bo chciał nacisnąć „Dodaj komentarz” i wtedy właśnie Dywan wystrzelił w kosmos. Ale plugastw żadnych nie kojarzę…
O kabelkach nic nie było, więc nic nikogo nie ominęło. JA tylko bzdeciłem o Logitech Transporterze, a hoko zapodał link do karty Asusa bezdźwięcznej.
Za wznowienie linku wdzięcznym będę, bo chciałbym odnotować do rozważenia (choć może będę miał w historii w robocie, bo akurat stamtąd pisałem).
Czy to znaczy ze moj wczorajszy post o Siwulce tez przepadl?
to wznawiam link – kompletna płyta główna z procesorem i zasilaczem, i wifi, a nawet z pilotem 🙂
http://www.morele.net/asus-at3iont-i-deluxe-299013/
Labadku, tak sobie nadal rozmyslam nad Twoim pytaniem czy Bach jest lepszy od Majteczek w kropeczki czy tylko inny… , i cos mi sie zaczyna wyjasniac. Mysle ze jest to zle postawione pytanie, poniewaz porownuje absolutne szczyty jednego rodzaju muzyki (powaznej) z absolutnym dnem muzyki innego rodzaju (lekkiej piosenki rozrywkowej). Wiec zamienie majteczki na biedroneczki, i zapytam czy chaconne Bacha jest lepszy czy tylko inny niz “Biedroneczki sa w kropeczki”, ktora byla bardzo mila i bezpretensjonalna piosenka? I teraz moge odpowiedziec, ze mimo ze dla mnie osobiscie Bach jest muzyka ktora kocham w ogole bardziej niz jakakolwiek inna, ze jeszcze duzo bede sie musiala o niej uczyc, ze wybierajac sie na bezludna wyspe itd., mimo to nie odpowiem ze Bach jest lepszy, tylko ze porownywac ich jakosci sie nie da, poniewaz oba rodzaje muzyki maja rozne funkcje, tak jak dwa rozne narzedzia. Nie mozna zapytac czy scyzoryk jest lepszy od siekiery, okulary od lornety (a nawet teleskopu) itd. Albo jeszcze lepiej – jesli sie zachwyce francuska haute cuisine, to czy to znaczy ze dobrze przysmazona kaszanka jest zla? 🙂
A w nastepnym etapie jakis nowatorski chef zrobi z kaszanki cos o wiele bardziej wyszukanego, i wszystko sie skomplikuje jeszcze bardziej…
A propos Franka Mąki, to właśnie będąc na zakupach poczyniłam odkrycie, że Pamuk po turecku to po prostu bawełna 😯
Homer prosił, żeby podrzucić… Z dedykacją dla redakcyjnego koleżeństwa, które odzyskało Dywan. 😆
Czyn Bekapa opiewać trza, co widząc wczoraj,
że Dywanik skosiła jakaś wredna stwora,
już dziś się na ratunek rzucił wielkim skokiem,
w megabajtów odmęty nurkując głębokie.
Choć hakerski Wieloryb wyszczerzał fiszbiny,
chociaż trwogą przejęły bez blogu godziny,
chociaż o katastrofie szły po kraju wici,
to nie uląkł się Bekap i miecz w dłonie chwycił.
Już się w brzuch Wieloryba wpił ostrym brzeszczotem,
pomrukując: ja cię tu pod Dywan zamiotę!
Wirusi ogon zmiażdżył, dobrał się do głowy,
siekąc mężnie orężem zerojedynkowym,
wątpia przeorał, podłe mu zniweczył plany,
chcąc przywrócić obecność boską banku danych,
na koniec zaś, gdy potwór jeszcze się opierał,
kopnął go w zad i krzyknął: a niech cię cholera!
Tu Wieloryb tak zgłupiał, że jęcząc „o rany!”
oddał blog i odpłynął w kierunku nieznanym.
Tak za sprawą Bekapa, dzielnego rycerza,
znowu Dywan powrócił do człeka i zwierza
i każdy, kto na dzień ten cudny się załapał,
nie omieszkał dziękczynnie pić zdrowia Bekapa. 😀
To będzie kaszanka w ciekłym azocie.
Dyskusja jest z gatunku nierozwiązywalnych,ale jakże ciekawa.Może Lutosławski mówiąc,że nie uważa tego za muzykę miał własnie na myśli,że to już inne narzędzie,więc nie będzie porównywał?
Dżinsy 100%Nobla.Dobre!
Kierowniczkoooo… rąbłem się. 😳 Kierownictwo podmieni? 😉
Choć hakerski Wieloryb wyszczerzał fiszbiny,
chociaż trwogą przejęły bez blogu godziny,
No szaaaaaacun!!Na margines,pod Operę!!Subitooooo!!!!!
Piękne 😀 😀 😀
Poprawiłam. Właśnie się zdziwiłam, że rytm się nie zgadza 😉
Brawo, Homerze 😀 Przydałoby się jeszcze donośne i przejmujące wykonanie przy akompaniamencie formingi, które rozeszłoby się na cztery strony świata. Żeby odstraszyć wszystkich potencjalnych blogożerców.
Czasem i stary Homer się zdrzemnie przerabiając część wersu i zapomni przerobić pozostałą część. 😉
Z tego wynika, że w domowych też trzeba ciągle robić kopie.
Bogu dzięki, że niewiele zginęło! 😀
Tego Pamuka ciężko się czyta.
„Nazywam się czerwień” (590 str) czytałam fragmentami, w dowolnej kolejności i w różnych kierunkach. Ufff!
Nie wiem, czy dam radę po kolei.
Moja rodzina się Pamukiem zachwyca. Także tą książką. Ja jeszcze nie miałam czasu się za to zabrać.
Brawa dla Homera, co Bekapa czyny
głosi i opiewa aż po siecioskłony.
Chwała Bekapowi, bo binarną kopią
skruszył Wielorybi przyłbiec hackerowy.
Nie uląkł sie fiszbin, Dywan wyjął z paszczy!
Nie upadł mu przy tym ani jeden bajt!
Żaden cyber-atak już nie jest mu straszny,
gdyż odkryl gdzie mosci Wieloryb ma zad 🙂
A propos Orhana Bawełny, wczoraj 70. urodziny obchodził pan Spokojna Niedziela 😉 …
Pan Spokojna Niedziela, piękny głos, piękny mężczyzna. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=2RdJmqLrsbo&feature=related
(18:23 ma byc „Żaden” ! Bardzo prosze poprawic…)
Cowonów jest kilka, ten, o którym wspominało się „pod Pendereckim” jest najmniejszy, mój jest Audio9 (16 Go), ale już zezuję ku nowemu, J3, który ma pojemność obłędną : 32 Go własne i jeszcze karteczka wsadna na drugie 32Go. I większy ekranik, do oglądania wideo, choć to już chyba bzdura… No i drogi łajdaczyna.
W każdym razie dźwiękowo żadna taka maszynka im nie podskoczy, a do tego Cowon ma jedną cechę niezastąpioną w naszych, skomplikowanych czasach : poza „własnościowym” formatem Apple’a (barany…), łyka absolutnie wszystko.
PMK
No właśnie, ta wszystkożerność… Piotrze, kusił mnie przez jakiś czas iAudio9 (mam jeszcze iAudio sprzed kilku lat, który wygląda jak miniaturowe stare radio, ale pojemność już nie ta, a życie idzie naprzód), ale doszłam do wniosku, że mnie ekran właściwie niepotrzebny. No i skończyło się na tym zachwalanym „pod Pendereckim”.
Po dzisiejszej premierze „Maddaleny” Prokofiewa mam dwa wnioski: 1) Fortepian nie zastąpi orkiestry i nie chodzi bynajmniej o decybele (wiem, wiem, mało odkrywcze…), 2) Prokofiew zafundował śpiewakom niezłe serpentyny wokalne. A o reszcie na razie zamilczę, może ktoś się wybierze, bo to ciekawe przeżycie. Ja nie żałuję, no i opiszę dla RM. Zaprawdę dziwna to opera…
PS. Ciekawe ile oper zmieściłoby się na 64GB. I ile GB by potrzeba, żeby pomieścić Tysiąc i Jedną 😉
Piękny, siedemdziesięcioletni mężczyzna wzruszył się był wczoraj, a ja razem z nim, bo tak mam, że się wzruszam cudzym wzruszeniem.
Czasami jestem z tego powodu zła, ale tu akurat nie. 🙂
Występków też było trochę, ciekawa zwłaszcza kompozycja na cześć mistrza, dmuchana, śpiewana, kamienowana przez orkiestrę.
Eeee, 64 GB, to nie jest dużo.
Jeden dobry koncert z radia to 1-41,5 GB, to ile się zmieści filmów?
64 to jest czas (godziny) dostepny dla audio dla jednego ładowania baterii.
A pojemność 32 GB.
Dla mp3 to sporo.
Pana Spokojna Niedziela niestety nie oglądałam, bo już się zobowiązałam pójść na młode balety (Kreacje 3). Może nie było nadzwyczajnie, ale świetnie, że młodzież baletowa ma taką możliwość – jak długo będą tańczyć, nie wiadomo, a może przy okazji jakiś bardzo twórczy talent choreograficzny się narodzi.
To mieliśmy w Łodzi wieczór – że ho ho ! Sharon Kam [co ma nawet koncert klarnetowy Kurpińskiego w repertuarze że o utworach Lutosławskiego i Pendereckiego nie wspomnę] zasunęła koncert Mozarta – no wprost dech zapierająco. W części środkowej zaprawdę „czas się zatrzymał” http://www.youtube.com/watch?v=6QAAZ29cvfU . Adam Małysz jak wygrał w Zakopanem w piątek to powiedział ”Dla takich chwil się żyje” a jak ktoś nie skacze na nartach może żyć dla Sharon Kam. na bis było Summertime Gershwina z klezmerska – śliczne wprost (też jest na Tubie z Belgradu z zeszłego roku). IV Symfonia Czajkowskiego też zagrana pięknie. Trochę niepewności (niewyrównany dźwięk) w pierwszej fanfarze, ale Raiskin to „zebrał” i potem już poszło bez zarzutu. Sala pełna. Owacja szczera. Satysfakcja w odbiorze niekłamana [w telegraficznym skrócie]. Trochę szkoda że tego akurat nie będzie można w Warszawie pokazać – nawet nie ma się jak dowiedzieć gdzie z nimi Sharon Kam będzie grać – bo tam będą recenzje z pewnością bardzo dobre. Ten program zrobiony jest pierwszoklasowo. Widać że się wszyscy przyłożyli, poćwiczyli itd. (bo ostatnio różnie bywało). 29 stycznia w Filharmonii Narodowej grają z Zossim koncert skrzypcowy Czajkowskiego i Strawińskiego „Ognistego ptaka” Ciekawe czy PK się wybierze i „podbije bębenka” łódzkiej orkiestrze ? Może ten Strawiński zanęci 🙂
Sharon Kam ja po prostu kocham. A najbardziej właśnie jak gra Mozarta 🙂
Strawińskiego zaś ja nie tego kocham. A Czajkowskiego – w ogóle 🙁 No, nie wiem… Ale ogólnie to oni jadą na tournee zagramaniczne z tymi właśnie solistami. Miejmy nadzieję, że plamy nie będzie. Raiskin daje radę! 🙂
No, co to za porządki? To u mnie od iluś godzin ciężko pracujemy, żeby przygotować ucztę z okazji odzyskania Dywanu, trunki ściągnęliśmy, toasty wznosimy, a Kierownictwo nawet się nie pokaże? 😯
Kierownictwo zwlokło się z realowego bankietu ociężałe z przejedzenia 😈 A tu jeszcze trzeba by jaki nowy wpisik sprokurować… No dobrze, zajrzę na chwilę 😉
Gdyby ktoś chciał, to tu można obejrzeć transmisje z gali w Madrycie:
http://www.rtve.es/mediateca/videos/20110121/70-aniversario-placido-domingo-gala-homenaje-21-01-11-segunda-parte/994546.shtml
Placek bielutki jak gołąbek…
No, „erreteuveepuntoes” nie mogłoby tego nie umieścić. Pytanie tylko, czy to działa, bo mi wczoraj po 10 minutach ucięło wywiad, jaki z Jubilatem przeprowadzał Iñaki Gabilondo. ¡Me cago en sus muertos!, że tak sobie pozwolę się brzydko wyrazić.
@Gospodyni: ale jaki przystojny… Plácido się nie starzeje, on dojrzewa 😉 . Może to przez te baskijskie geny.
No śliczny jest. 🙂
Trzeba chyba oglądać w nocy, działało błyskawicznie. Teraz godzinę się ładuje, widocznie jest duże naparcie. 🙂