Czemu akustyka jest tak ważna
W komentarzach pod petycją w obronie Studia im. Witolda Lutosławskiego jeden z sygnatariuszy właśnie wspomniał o twórcy Studia. Witold Straszewicz chyba nie miał tytułu profesora, tylko doktorat, ale i tak był mistrzem – jego dziełem akustycznym są przede wszystkim trzy najwspanialsze sale koncertowe w kraju: Filharmonia Pomorska w Bydgoszczy, Filharmonia Rzeszowska i właśnie Studio. Wszystkie w drewnie, co zresztą jest i estetyczne wizualnie. Ale najważniejsze, że fantastycznie tam wszystko brzmi. Miałam możność również zaśpiewać na tej scenie – dźwięk tam po prostu sam niesie.
To jest tak ważne, w jaką przestrzeń idzie muzyka. Bo na sali koncertowej rozgrywa się misterium. Pięknie mówił o tym Krystian Zimerman podczas wirtualnego spotkania z dziennikarzami tydzień temu. Spisałam już praktycznie wszystko, więc to i owo przekażę.
Zimerman coraz bardziej nie lubi nagrań, ponieważ nie są w stanie oddać tego, co dzieje się na sali. Zwłaszcza gdy nagrywający ustawiają mikrofony blisko fortepianu (a taka była np. w Polsce szkoła prof. Antoniego Karużasa – mówi pianista) – wtedy dźwięk jest oderwany od swego kontekstu, nie pokazuje tego, co oddaje sala. A przecież te warunki, jak twierdzi pianista, decydują o tym, jak muzyk gra kolejny dźwięk i po jego wybrzmieniu – kolejny. Akustyka jest częścią naszej interpretacji – mówi wręcz. Sala zresztą za każdym razem jest niespodzianką. Koncert nasz pianista uważa za deklarację miłości do publiczności i, jak to z głębokimi emocjami bywa, zdaje sobie sprawę, że reakcji na scenie nie da się do końca kontrolować. Że to jest jak narkotyk. To właściwie publiczność gra z muzykiem – powiada. I za każdym razem to jest coś innego. Słyszałem, powiada, czasami dwa dni pod rząd tego samego artystę i za każdym razem interpretacja była inna. Kiedy gra więcej muzyków, gra też chemia pomiędzy nimi – Zimerman wspomina, jak kiedyś w Bostonie wykonał I Koncert fortepianowy Brahmsa z Simonem Rattle: „To był najwspanialszy koncert, jaki pamiętam, było to takie uczucie, jakby człowiek śnił. Byliśmy obaj jak w transie”. Po latach, gdy Rattle został szefem Berlińczyków, pierwszej nocy zadzwonił do Zimermana z propozycją nagrania tego koncertu.
W każdym razie w nagraniach, uważa Zimerman, interpretacja jest niekompletna; inny jest timing, poczucie tempa, kantylena, legato… Przypomniał historię z pamiętną audycją telewizyjną sprzed wielu lat, Tak jest, jak się państwu zdaje, kiedy trzech krytyków oceniało nagranie jednego muzyka i każdy ocenił je inaczej. Wybuchła wtedy afera, że krytycy są niekompetentni – tymczasem okazało się, że nagranie było manipulowane dźwiękowo, więc były podstawy, by je oceniać w każdej wersji inaczej. Dlatego zresztą ci, co słuchali Konkursu Chopinowskiego przez radio czy w Internecie, odbierali młodych pianistów zupełnie inaczej niż ci, co siedzieli na sali (ja dodam, że i na sali też wiele zależało od miejsca, w którym się siedziało, nie mówiąc o, że tak powiem, stanie skupienia). Stąd może aż takie różnice w sądach o poszczególnych solistach. A ile z tego, co było w oryginale, w realu, jesteśmy w stanie wysłyszeć słuchając np. na YouTube tego Brahmsa z Rattlem? (Tutaj początek, dalszy ciąg można znaleźć.)
Zimerman coraz bardziej nie lubi fonografii, bo uważa, że powstało zjawisko całkowicie sztuczne: muzyka jako sztuka audio. A muzyka, uważa, zawsze miała warstwę wizualną, realną, wykonawcy byli widoczni (poza np. chórem organowym), zawsze miała określoną przestrzeń. Kłopoty z nagrywaniem płyt miał więc od początku; twierdzi, że jeszcze ani jednego kontraktu nie zrealizował do końca. Nie mówiąc o tym, że nie znosi własnej gry – jak mówi, najgorsza jej krytyka będzie lepsza od tego, co sam o niej myśli. Nie słucha swoich nagrań, ucieka wręcz od tego. Kiedyś przydarzyła mu się przygoda: jechał samochodem przez Stany z włączonym radiem, i gdzieś w Arizonie, „między jednym i drugim kaktusem” zaczął się zastanawiać, co też za utwór słyszy – no, to zapewne jakiś początek XIX w., poważny kompozytor… Po czym spiker zapowiedział, że Krystian Zimerman grał Scherzo es-moll Brahmsa. „Musiałem zatrzymać samochód, proszę państwa, bo się troszeczkę załamałem”. Zapomniał o tym utworze, grał go krótko, by nagrać do albumu z wczesnymi utworami Brahmsa, a potem już nigdy. Przypomniało mu to, jak kiedyś spytał Lutosławskiego o jego Koncert na orkiestrę, i usłyszał: „Wie pan, to jest strasznie fajny utwór, ale to napisał człowiek bardzo młody, z którym nie mam już nic wspólnego, choć wiem o nim więcej niż ktokolwiek na świecie”…
Komentarze
Bym z niewiedzy (nie tyle np. o POR, co np. stanie prawnym w razie tej dzierzawy, stanie zaawansowania i trybie decyzji o tym 1-III itd.) niechcacy nie powtarzal bledow (wpis pod 617) i by czytelniej pomiedzy watkami i przy powtorzeniach, prosze o raport z frontu obrony S-1 na Muzykant@man.torun.pl . Dzieki.
Nie sposób się nie zgodzić z Panem Zimermanem, tyle elementów składa się na nagranie i odwarzanie.
Z drugiej strony jest to tak ulotna sztuka, gdyby wszyscy nie chcieli nagrywać dążąc do doskonałości, jaki ubogi byłby świat.
W S1 też miałam przyjemność występować – śpiewaliśmy Messa di Gloria Pucciniego, grała nasza ulubiona „leniwa orkiestra” 😉 Błogo się tam emitowało. Zresztą Puccini też się do tego przyczynił, popełniając dzieło bardzo wokalne ;-).
Współpracowaliśmy też kilka razy z „latająca” dwójkową ekipą nagrywająca chóry (Andrzej Solczak i Elżbieta Gryń-Stasik). Nie ma sobie równych w całym kraju. Połączenie doskonałego warsztatu (uszy prześwietlające najgęstszą fakturę) i wrażliwości (łącznie z wyczuwaniem momentów kryzysowych i umiejętnością „podniesienia” zespołu do dalszej pracy). Szacun!
Pan, który wspomniał p. Witolda Straszewicza, napisał, że chyba on nie dożył otwarcia Studia. Jednak dożył – zmarł w 1998 r., a Studio zainaugurowano w 1991 r.
http://www.studianagran.com.pl/studia/s1/historia/
Na ile aktualny jest tam obok opis http://studianagran.com.pl/studia/s2/ , tj. na czym polegaja, w czym „szkodza” i czy sa nieodwracalne przerobki na tv p. prezesa?
Ja tu nie jestem kompetentna. Może nie są nieodwracalne, nie mam pojęcia. To jest w stanie ocenić fachowiec, ja nim nie jestem.
Znalazłam zupełnie zdumiewające nagranie Scherza es-moll Brahmsa:
http://www.youtube.com/watch?v=HHI-3oMWGOQ&feature=related
Karolu – o obawach zw. z przebudową S2 jakiś czas temu pisał „Press” – zob. http://www.press.pl/newsy/pokaz.php?id=22949&strona=&idd=&o_ext_item=14559
Też nie wiem, jakie są finalne efekty tej przebudowy. W każdym razie na swojej stronie Czwórka pisze, że:
„Specjalnie na potrzeby projektu „Radio na Wizji” jedno z najlepszych studiów Polskiego Radia, S2, zostało przebudowane, utrzymując wysokie parametry akustyczne. Zaaranżowano nową, oryginalną scenografię i dostosowano technicznie do nadawania radiowej Czwórki także jako telewizji.”
…tam http://www.press.pl/newsy/pokaz.php?id=22949 sie w opisie mowi o niewykorzystywaniu S-1, ale… to juz sie gubie, czy to o to samo chodzi. 3majmy sie tu studia Lutoslawskiego…
Wszystko prawda – i to we wszystkich wymiarach. Koncert, nawet z iksem przy fortepianie, daje inne przezycie SLUCHACZOWI niz ten sam koncert w domu z Zimermanem, Richterem czy Pollininm (wszystkich zreszta slyszalem na sali i z gramofonu). Ale… co na przyklad z muzykami niezyjacymi, bez ktorych przynajmniej ja nie moge sie obyc, albo z niewystepujacymi ale nagrywajacymi – Gould, Horowitz (spora czesc kariery) itd.
Poza tym kiedy mieszka sie w malej miescinie, plyta jest niemal jedynym zrodlem muzyki. To samo odnosi sie do utworow rzadko albo nigdy wykonywanych na scenie.
O proszę, już miałem się ulec trapiącej prokrastynacji bez powodu, a tu jaki piękny powód! Otóż, pobutki dzisiaj nie przesyłam — samemu trzeba sobie zrobić, oddając nastrój miejsca, chwili i akustykę przykomputerową…
Zimerman jakby odwrotność Goulda… ale jednocześnie bardzo, hm, nie z tego świata brzmi jego głos. Jego prawo. Ale żal byłoby, gdyby nie chciał nagrywać. Wyznam, że ja akurat tak sobie lubię chodzić na koncerty dawane przez sławy. Na widowni różnie się dzieje… wolę nagrania. Nie zapomnę, oj dawno, jak jakaś pani w uniesieniu waliła kolegę po ramieniu i wrzeszczała szeptem komentarz sztuki pianistycznej: „ale głośno!”. No tyle chyba odbierała.
Wpływ technologii będzie coraz większy na odtwarzanie muzyki. Już teraz są powszechne dziwy o których kiedyś czytałem z wypiekami: wzmacniacz, który podłączony do głośników, nadaje przez nie sygnał, odbierany przez mikrofon, analiza, korekta jakości dźwięku głośników i akustyki pomieszczenia. Zapis. Optymalne odtwarzanie. I to działa! Chcę akustykę kościoła? jeden przycisk. Sali filharmonii (berlińskiej zresztą): drugi przycisk. I to za jedne 2000 zł.
Każdy sobie zrobi dźwięk jaki lubi… co kompletnie nie współgra zdaje się z wizją Zimermana, który, jak sądzę, chce mieć kontrolę nad wszystkim.
dodam: wszystkim, z wyjątkiem reakcji publiczności. I może o to chodzi?
Temat jest jednym z najbliższych okołomuzycznych memu sercu, a dalibóg nie wiem co powiedzieć… 🙁
Wszyscy chyba mają rację – po trochu.
Nic w pełni nie zastąpi „żywca”, bo sama reakcja publiczności i poczucie wspólnego przeżycia to nie wszystko: to się także przecież udziela artyście, która gra inaczej (ci lepsi zwykle lepiej).
Przemożny wpływ technologii na odtwarzanie muzyki będzie rósł, czy raczej ewoluował, ale już dzisiaj wywołał skutek odwrotny od przewidzianego przez Goulda, który wygrał jako artysta, ale kompletnie przegrał jako prorok: koncerty nie padły, żywe nagrania się mnożą, w obu wypadkach zupełnie się pomylił.
Bezpośredni kontakt z żywym artystą/człowiekiem to jakość niezastąpiona, ale to dzięki płytom oswoiliśmy dzisiaj tak ogromny repertuar i znamy doskonale artystów nieżyjących albo niedostępnych i możemy się od nich uczyć (jeśli tylko chcemy).
Czyli nie „albo-albo”, ani wyłącznie Zimerman, ani wyłącznie Gould, ale i jedno i drugie. I dopiero tak jest fajnie.
Zresztą już 25 lat temu słuchałem u jednego faceta małych, pokojowych organów, na których można było sobie zaprogramować dźwięk wszystkich najsławniejszych instrumentów na świecie. Cudo techniki, tylko jednego nie było (skoro nawet akustykę można sfabrykować) : sklepień i witraży. I cześć…
PMK
Sklepienia i witraże zapewne będzie można sobie niedługo sprokurować za pomocą jakichś hologramów, projektorów…
Zimerman o tyle nie jest przeciwieństwem Zimermana, że obaj korzystają ze studia jako instrumentu uzupełniającego. Przywiązują ogromną wagę do nagrywanego dźwięku. Dlatego Zimerman wciąż jawi mi się jako paradoks, którego nie mogę rozgryźć. Z jednej strony fonografii „nie lubu”, z drugiej do maksimum wykorzystuje jej możliwości (ze skutkiem takim czy innym).
Ucho jest narządem, który dość łatwo oszukać, czy też przyzwyczaić do jakiegoś efektu.
Naturalnym rozwinięciem nagrań surround będzie na pewno idealne odtworzenie akustyki danej sali. Nie wiem, czy da się (pewnie tak) zrobić tak, żeby dany materiał grany przez danego artystę „przeprogramować” za pomocą jakiejś „nakładki akustycznej”, żeby raz sobie odsłuchać w Carnegie Hall, a innym razem w Herkulessaal.
Gould nie lubił koncertów, bo był klasycznym „control freakiem”. Na sali jest zbyt dużo czynników, na które artysta nie ma wpływu. Rubinstein to uwielbiał. Gould nienawidził.
Zimerman znowu jawi mi się tu jako paradoks, bo też jest „control freakiem”, a mimo to uważa, że jedynie na sali koncertowej granie ma sens, a jednocześnie czyni cuda, żeby w najwyższym możliwie stopniu kontrolować otoczenie na tej sali, a jednocześnie gra w takim kuble jak audytorium na UW.
cd. wynurzeń nastąpi
PK – zaprogramuję tych Egoistów. Proszę podać adres wysyłki.
Paradoks Zimermana to i tak małe piwo w porównaniu z paradoksem Celibidache, który całe życie wymiotował na nagrania, a szedł na garnuszek do orkiestr radiowych, gdzie był obstawiony mikrofonami – i całe szczęście, bo dzisiaj jego spadkobiercy zarabiają na jego nagraniach, a my i nasi spadkobiercy możemy słuchać wielkiego dyrygenta…
Ale nie wymagajmy od artystów większej konsekwencji w postępowaniu, niż od siebie samego!
PMK
[edit]:
Zimerman o tyle nie jest przeciwieństwem Goulda
A mieliście kiedyś tak, że znaliście i kochaliście jakiegoś artystę z nagrań, a potem jeden, drugi koncert na żywo i wieeelkie rozczarowanie?
PS. Od rana deliberuję sobie, jaki wizerunek miałaby Hildegarda z Bingen, gdyby żyła w dobie nagrań i stała się „produktem”. Czy zbliżony do Sister Keyrouz? http://www.keyrouz.com/
Zdecydowanie częściej w przypadku muzyków rockowych i jazzowych 😛
A Hildegarda wizerunek miałaby taki:
http://www.amazon.com/Vision-Music-Hildegard-von-Bingen/dp/B000002SL6
To jeszcze zależy, gdzie by żyła. W Ameryce mogłoby to wyjść jakoś tak 😈
http://www.youtube.com/watch?v=rHASQg8fR0s&feature=list_related&playnext=1&list=MLGxdCwVVULXdDplwqxnPrFDSrXIQhK8wy
Kolejnym problemem jest to, że akustycznie i dźwiękowo nagrania Zimermana są szklane, twarde, nieprzyjemne.
Wybitne przykłady to Ravel z Boulezem i Rachmaninow z Ozawą.
Brahms jak na moje uszy z kolei brzmi klaustrfobicznie. Nie ma tam przestrzeni.
Przy dostępnej technologii, przy istniejących, pięknych akustycznie nagraniach innych muzyków, dlaczego Zimerman tak „psuje” własne nagrania?
„Kolejnym problemem” jest wycofywanie przez Zimermana starych nagrań z obiegu.
Cynicznie możnaby pomyśleć, że są to cwane zabiegi mające na celu zwiększenie wartości kolekcjonerskiej Walców Chopina czy ww. Brahmsa (aczkolwiek Scherzo jest dostępne jako dodatek do 2 koncertu z Lennym na złotej kolekcji Wielkich Pianistów).
Jeśli nagranie wyszło, stało się niejako własnością publiczną. Jest zapisem umiejętności i interpretacji artysty w danym momencie. Można się tym potem „załamywać”, nie poznawać samego siebie, ale dlaczego pozbawiać przyszłe pokolenia możliwości posłuchania tego nagrania i wyrobienia własnego o nim osądu?
No dobrze, to opowiem Wam o jeszcze jednym „fijole” naszego bohatera, o którym pewnie częściowo słyszeliście.
Z fortepianem robi różne hocki-klocki dostowując instrument, jak twierdzi, do epoki, z której pochodzi dzieło, do tego, co kompozytor mógł słyszeć. Powstaje więc czasem rodzaj hybrydy, np. taki właśnie kłopot miał z Schubertem, bo jeszcze i strój dostosował. Miała to być płyta z trzema ostatnimi sonatami. Teraz zacytuję, żeby niczego nie przekręcić: „Bardzo ciekawe nagranie, bo strojąc fortepian w dół zupełnie sobie nie zdawałem sprawy z jednej rzeczy: że w momencie, kiedy struny będą miały mniejsze napięcie, nagle rezonans będzie o tyle swobodniejszy, że ten fortepian zacznie brzmieć jak organy. I zrobienie jakiegokolwiek decrescenda na tym fortepianie jest niemożliwe, ten dźwięk po prostu stał jak na organach, on się nie wyciszał. I nagranie, które miało trwać trzy dni, trwało 20 dni i na końcu nikt już tego nie mógł zapłacić i wyjechaliśmy ze studia. Obie sonaty są nagrane, i A-dur, i B-dur, ale nigdy nie wyszły, bo nie są dokończone”.
Można by w tym momencie spytać; to czemu w takim razie nie weźmie pianoforte? I można też zrozumieć, że uważa, że współczesny fortepian daje mu więcej możliwości brzmieniowych (co, jak widać, okazało się problematyczne) i że na pianoforte nie miałby ochoty się przestawiać, bo to zupełnie inny rodzaj gry, nacisk klawiszy itp.
Rozczarowanie „na żywo”. Witold Małcużyński – recital w Operze Bałtyckiej w połowie lat 60-tych. Grał zimno i sztywno. Ale też akustyka tam była wtedy jeszcze dużo gorsza niż teraz i slal całkowicie pozbawiona izolacji akustycznej. Tramwaje zakręcające obok z potwornymi zgrzytami i ocieraniem metalu o metal. Chyba nie było tam łatwo o koncentrację i jakiś nastrój.
sala pozbawiona. Nioe wiem, co to slal
Po co w takim razie stroić w dół?
Wiem, że to nie to samo, ale obniżenie stroju nagrania bez zmiany tempa i jakości na komputerze zajmuje 7 sekund, jeśli już koniecznie chciał mieć te 435 Hz, a nie 440.
@Stanisław
tam (w OB) moje pierwsze osłuchania się operowe . Ósemka skręcająca na Brzeźno zgrzytała tak samo 🙂
@Gostek
nie sądzę żeby spuszczenie z 440 na 435 dało taki efekt. W czasach Franza Schuberta jeszcze wciąż był popularny 415 (czyli pół tonu w dół od normalnego 440) i zdaje się, że pod taki strój były ostatnie sonaty komponowane. Ponadto Steina, Waltera czy Grafa ze względu na typową konstrukcję drewnianą w 100% (bez podłużnic żeliwnych) chyba nie byłoby możliwe dociągnąć do 435.
Jadę do Łodzi – koncert o 15-tej
To chyba normalne, że się dostosowuje strój do sytuacji… 🙄
http://www.dogszone.de/images/product_images/popup_images/1174_0.jpg
435 powiedziałem przykładowo. Nie pamiętałem, jaki był strój na początku XIX wieku.
Niemniej, taki stary wróbel jak KZ mógłby się takich efektów spodziewać i spróbować znaleźć jakieś pośrednie rozwiązanie…
Zakładam, że zbudowanie prototypu przez Steinwaya byłoby jeszcze droższe, niż cały ten czas w studio.
Stanisławie – poprawiłam Karola na Witolda 😉
Ja też się zdumiewam, Gostku, że KZ czegoś takiego nie przewidział, od tak dawna dłubiąc w tych fortepianach… Ale co ja się mądrzę 😆
No, tym razem moja skleroza przekroczyła wszelkie granice. Nawet pewne podobieństwo fizjonomii (jednak ograniczone) nie usprawiedliwa.
Ale możnaby pokusić się o wyprodukowanie strun o krótszym wybrzmieniu.
Ja jeszcze o radiowych Studiach, bo w pierwszych komentarzach zrobiła się mała sałatka: studia nagraniowe wraz z numeracją (S1, S2) są w budynkach Polskiego Radia na Modzelewskiego (Woronicza) oraz na Malczewskiego, tylko pełnią różne funkcje. Zlinkowanego wczoraj o 22:51 przez KKE S2 to gigantyczne studio na Modzelewskiego, gdzie nagrywa sie muzykę (można tam spokojnie umieścić najbardziej rozbudowaną orkiestrę symfoniczną). Przebudowano natomiast studio S2 na Malczewskiego. To – podobno doskonałe akustycznie i świetnie wyposażone – studio służyło do nagrywania audycji i słuchowisk. Obecnie realizuje się w nim radiową Czwórkę jako „radio z wizją” (właśnie sprawdziłam, że chyba nie jestem „docelowym odbiorcą” tego projektu…). Podobnie w zlinkowanym o 02:26 przez KKE jest mowa o S1 na Malczewskiego, nie o S1/Studiu im. Lutosławskiego.
Odnośny link do notki o właściwym Studiu podał powyżej dada 🙂
Ojej, w moim wpisie straszny chaos, słów brakuje, gramatyka się nie zgadza! A to dlatego, że do pisania z polskimi znakami na niemieckiej klawiaturze zatrudniłam wszyskie szare komórki… Mam nadzieję, że przynajmniej wyjaśniłam kilka wątpliwości KKE
Bardzo ciekawe o tym strojeniu fortepianu w dół. Dążenie do doskonałości jest u artysty czymś oczywistym, ale formy dążenia bywają zgubne. O tym między innymi jest „Czarny Łabędź”. Można się zastanawiać, jak łatwo zatracić miarę i od którego dążenie do doskonałości zaczyna szkodzić, a nawet niszczyć. Nie musi to mieć związku z jakimikolwiek zaburzeniami, żeby zaczęło niszczyć. Wystarczy utrata proporcji, a o te artyście nie zawsze łatwo. Czasami dotyka to całych pokoleń artystów. Malarze po osiągnięciu doskonałości stworzyli manieryzm. Były dzieła wybitne i wybitni malarze, ale większość twórczości manierystycznej zeszła na manowce. Madonna z długą szyją Parmigianina, Alegoria z Wenus i Kupidynem Bronzina i wiele obrazów El Greca są dla mnie dziełami niezaprzeczalnymi. El Greco jest różnie zaliczany, ale ja mu manieryzmu nie odmawiam. W masówce prawie powielanej jest to manieryzm z pewnością i nie lubię tych obrazów, choć te najlepsze oglądam pod wrażeniem. Pod tym względem przypomina mi Rubensa. Wspaniałe pojedyncze dzieła i taka sobie masówka.
Zaliczają też do manieryzmu Sąd Ostateczny z Kaplicy Sykstyńskiej. Jak można Michała Anioła zaliczać do czegokolwiek.
Piszę o malarstwie, bo nie potrafię analogicznie pisać o muzyce.
Aha, jeszcze jedno – napisał do mnie kolega reżyser dźwięku, który jako dawny student prof. Karużasa chciał powiedzieć, że profesor wcale tak nie uczył. Poczta mi w tym momencie padła, więc nie udało mi się przeczytać całego maila ani odpowiedzieć, ale chyba za słabo zaznaczyłam we wpisie, że to Zimerman wymienił nazwisko profesora, to są jego słowa, nie moje. Chodziło mu konkretnie o jego wczesne nagranie II Sonaty Bacewicz z 1977 r. Już konkretyzuję rzecz we wpisie.
Szkoła nagrywania może być taka albo inna, ale w przypadku naszych biednych Polskich Nagrań dochodziły jeszcze problemy sprzętu, taśmy, surowca do tłoczenia płyt itp.
Niektóre pozycje Polskich Nagrań wydane na CD nie brzmią źle, ale inne…
Poczta mi się już „podniosła”, więc zacytuję kolegę:
„… jestem z tej klasy i z tego co wynioslem od s.p. Profesora, to takie ustawienie mikrofonow, aby wykorzystac akustyke sali do osiagniecia jak najlepszego brzmienia instrumentu, solisty czy orkiestry. Akurat ta szkola zakladala taki dystans, ktory spelni zasade „bliskosc w oddaleniu”, czesto kreujac przy wykorzystaniu akustyki brzmienie nieosiagalne na zywo w sali – to dluga rozmowa i dyskusja, nie chce w nia wchodzic – chcialbym tylko sprostowac krzywdzaca opinie o zasadach szkoly Profesora”. 🙂
Stanisławie, manieryzm to jeszcze pół biedy. Ja znacznie gorzej znoszę kompletny bezmanieryzm, który się ostatnio szerzy, zwłaszcza w życiu publicznym. 🙄
Oj, Bobiku, jesteś szczęściarzem, skoro potrafisz nazwać to, co się szerzy
No właśnie, płyta z Lutosławskim, m.in. Koncert na orkiestrę, nagranie z 1962, płyta AAD, brzmi bardzo dobrze. Rowicki, Richter, Prokofiew (III i V koncert) — coś strasznego. Jakby wszystko przesterowane. Przy czym mówię o nagraniu w serii Rowickiego, nie DG. I strasznie mnie to denerwuje, bo gra Richtera jest powalająca, nikt inny mi znany tak tego nie gra. Nagranie: Urbański i ekipa niemiecka. 1954.
A ten drugi wątek u Zimermana też ciekawy: jakby chciał żyć tylko w teraźniejszości. Oczywiście, że nagrania, zachowując, podkreślają przeszłość. To zresztą duże nieszczęście w ogóle. I nie rozumiem, on nie zauważa, że człowiek się zmienia??
On zauważa, i dlatego właśnie chce być taki, jaki jest, a nie jaki był 🙂
W reżyserii dźwięku na warszawskiej uczelni były dwie szkoły: prof. Janusz Urbański i prof. Antoni Karużas. To były niezależne, acz rywalizujące mocarstwa 😉 Początek lat 50. w ogóle nie był jeszcze dość wdzięczny. Później juz było tylko coraz lepiej. Z naszej uczelni wyszli fachowcy, którzy są cenieni na całym świecie. Z mojego roku większość, poza może dwiema osobami, jest za granicą.
Brahms też palił swoje dzieła, które uważał za niegodne. Gdyby jakiś utwór ocalał, pewnie nie zostałby oceniony tak surowo (nie jako nowe odkrycie, tylko gdyby nie został zniszczony i istniał razem z innymi, znanymi utworami kmpozytora).
Wrócę jeszcze do Studia S-2 im. Kwiatkowskiego na „Malczu”, tego przerobionego. Jestem szczególnie zła za – mam nadzieję, że nie całkowite i nieodwracalne – spieprzenie tego naprawdę dobrego studia, do którego mam zresztą sentyment wyjątkowy, bo jako dziecko podstawówkowe w godzinach przestoju ćwiczyłam tam sobie na fortepianie, jak były wakacje i matka zabierała mnie do pracy. Wyglądało ono wtedy (lata 60.) całkiem inaczej i zawsze z zainteresowaniem przyglądałam się tym tajemniczym drewnianym wypukłym formom na ścianach…
I zdjęć starych nie ogląda 🙂 ?
Tak na marginesie, KZ wycofał nagranie 1 koncertu Brahmsa z Lennym na CD, ale to samo nagranie pojawiło się niedawno na DVD. I bądź tu mądry.
„A muzyka, uważa, zawsze miała warstwę wizualną, realną, wykonawcy byli widoczni (poza np. chórem organowym), zawsze miała określoną przestrzeń.”
Akuzmatyka to nie taki znów nowy pomysł:
http://en.wikipedia.org/wiki/Acousmatic_sound
Swoją droga, to o czym mówi Z. jest w sprzeczności z trendem w realizacji nagrań i koncertów. Bodajże ostatnie Audio Hi-Fi (mogę się mylić) pisze o tym, że obecnie to koncerty muszą nadrabiać do coraz lepiej wyprodukowanych płyt. Oczywiście, chodzi raczej o muzykę z użyciem innego instrumentarium, ale dawny pogląd, że „dobry sprzęt i dobra realizcja płyty mają próbować oddać warunki sali koncertowej” jest coraz częściej podważany.
Tak, z akusmatyką (nie jestem pewna, czy to powinno sie po polsku pisać przez s, czy przez z, jakoś mi to s jako frankofonce łatwiej przychodzi 😉 ) to osobna sprawa. Od razu, jak KZ o tym mówił, pomyślałam (nie wypadało przerywać, w końcu to nie była dyskusja), że np. całą muzykę elektroniczną on by wrzucił do kosza. Ale z czasem myślano też o kreowaniu przestrzeni odsłuchu. Już systemy akusmatyczne tworzone od lat 70. w studiu w Bourges to była wyższa szkoła jazdy 🙂 No, a potem się rozkręciło.
Koncerty muszą nadrabiać do płyt – jeśli chodzi o tradycyjne, to jakieś pomieszanie pojęć, ale nie dziwię się, jeśli chodzi o elektronikę.
Nawet jednak w poważce w tej dziedzinie są coraz gorsze efekty. Byłam właśnie parę dni temu na pokazie filmu z pieśniami Chopina na blu-ray. Miało być „jak na koncercie”, było strasznie. Przecież na koncercie nikt nie siedzi we wnętrzu pianoforte ani w gardle śpiewaczki 👿
Wszyscy (no prawie) robili cuda z fortepianami. Rubinstein pisze w swoich pamietnikach o jakims okropnym fortepianie, ktorego dzwiek stroiciel mu „rozjasnil” przed koncertem. Tenze Rubinstein wycofal koncert B dur Brahmsa z Munchem (a jakze mam – na winylu) pewnie z powodu kilku, czy moze kilkunastu nietrafionych nut. Ale wykonanie jest zdecydowanie lepsze niz to ponowne, chyba z Kripsem.
Transfer analogowych nagran na cyfrowe nie zawsze wychodzi dzwiekowi na dobre – moze to jest casus Richtera z Rowickim?
Czy muzyk znany i lubiany z plyt moze brzmiec gorzej na zywo? Jasne! Moze miec po prostu slaby dzien, albo, czego osobiscie doswiadczylem pare razy, wiek moze mu wejsc w parade – np Menuhin (sam slyszalem).
Wycofane „na zawsze???” nagrania? Wszystko pokaze sie na Naxosie!
@Tadeusz
Oryginalne nagranie Rowickiego może być dobre a przy przenoszeniu na kompakt dźwięk został popsuty… Tak jest z pierwszą płytą PN z występów w Warszawie Artura Benedetti Michelangeli.
@Pietrek
Za długo pisałem, sorry za dubel…
Niedawno dotarło do mnie dlaczego (między innymi) nie lubię oglądać muzyki na video.
W większości nagrań koncertowych dźwięk „stoi w miejscu”, a kamery pętają się po całej scenie.
Słyszę normalną panoramę zespołu, a mam najazd na gitarę, skrzypce czy inny saksofon i to mi zaburza odbiór.
Nie mam systemu surround, ale siedzenie pomiędzy muzykami to też chyba nie jest „to”.
Nie wiem, czy może być lepsza realizacja płyty niż odtworzenie przestrzeni sali, na której grają muzycy. Może jestem tradycjonalistą, ale największa radocha to „zobaczyć” zespół na podstawie dźwięków wydobywających się z kolumn.
Winyl z Benedettim, przynajmniej jakaś późna reedycja Polskich Nagrań też nie jest zbyt strawna.
ad pietrek:
http://www.amazon.com/Rubinstein-Collection-Vol-Johannes-Brahms/dp/B00004ZD59
Naxos wydaje nagrania mające ponad 50 lat. Boję się, że mogę nie doczekać chwili, kiedy nagranie Brahmsa z Zimermanem znajdzie się w domenie publicznej…
No rzeczywiście, Gostku, dźwięk w jednym miejscu, obraz się majta, dysonans poznawczy… 😆
Nie wiadomo, co wytwórnie płytowe same nie wypuszczą w pogoni za pieniędzmi, jakieś odrzuty z nagrań, czy nagranie nie zaakceptowane przez muzyków, jak słynna IV Symfonia Czajkowskiego pod Szellem, z 1961, o którym powiedział, że może się ukazać „po jego trupie”. No i w 1978 się ukazało. Podobno realizatorzy specjalnie rozwścieczyli Szella, który nieprawdopodobnie pogonił orkiestrę („unleashed such fury..”, jak to w jakimś opisie było).
Świat nagrań jawi się jak koszmar człowieka, który nie może niczego zapomnieć.
@Gostek
Ja sobie sprawiłem ostatnio system surround. Przecenione głośniki były 🙂
W tym, co słyszałem (Rameau „Les Indes…”, Don Giovanni, film Loseya; balety Strawińskiego z Teatru Maryjskiego, etc.) to jest bardzo inteligentnie zrobione. W tym pierwszym i trzecim jest pogłos dodany, ma się wrażenie sali koncertowej, w tym drugim dźwiękowe efekty, ale nie muzyka, (czyli np. deszcz) są z tyłu. Orkiestra jest mocno cofnięta, ale z przodu. Chyba w żadnym wypadku nie było tak, że głos był bez osoby na ekranie. Natomiast głos idzie za osobą, ona się rusza, głos idzie z nią. Z punktu widzenia słuchacza jest bardzo dobrze. Do tego stopnia, że po przełączeniu na stereo robi się płasko i bez wyrazu.
W swoim gadulstwie może nie powiedziałem wyraźnie: nie siedzi się między muzykami. Ma się za to poczucie głębi. Dźwięk jest nie tylko prawo-lewo, ale i do przodu i do tyłu. U mnie potrafi być także na górze 🙂 Pozycja muzyka jest wyraźniej właśnie lokalizowana. Ale pewnie są różne realizacje.
Tzn. ja znam efekty surround z kina.
Problem, że ja nie lubię opery, a do słuchania kwintetu Milesa surround nie jest mi potrzebny.
Inna sprawa – nie słyszałem tak naprawdę dobrego systemu surround w domu – dobrze rozstawionego i skalibrowanego.
@Gostek Przelotem
Ale kompakt: http://www.polishmusic.ca/skok/cds/polskie/grupy/b/benedett/benede_1.gif to zupełna masakra, do tego koncert Schumanna na jednym znaczniku 🙂 Uczyli się tłoczyć laserowe krążki… Co ciekawe druga część przygotowana rok później ma lepszy dźwięk i ciekawy esej Macieja Grzybowskiego w książeczce.
Zaleta systemu domowego taka, że można sobie samemu wyregulować jak się chce. Ustawić pogłos, etc. W kinie, przede wszystkim, jest za głośno.
Te nowe wzmacniacze AV są naprawdę sprytne, do nagrania stereo dodają pogłos. No i, jak pisałem, same się kalibrują, z mikrofonem. Odległości między kolumnami mierzą co do centymetra — i wszystko się zgadza.
Ja mam wczesne tłoczenie Dżemu „Absolutely Live” też z jednym indeksem! Tych CD z Benedettim nie mam. Pamiętam kiedy wyszły, ale jakoś wtedy inne priorytety miałem…
@Tadeusz:
Wiem o tym, tylko ja jestem straszny ortodoks odsłuchowy (trójkąt równoramienny kolumny-słuchacz) i takie kalibracje i inne zabiegi szarlatanerią zawsze mi zalatują, choć nie wątpię, że są bardzo efektowne.
I wzmacniacz z jednym pokrętłem! Tak trzymaj, Gostek, żadnych gadżetów. 👿
Fizyka, mój drogi Watsonie, fizyka. 🙂
Taka sama szarlataneria jak orkiestra z dwóch głośników.
Ale wolnemu wola, jak śpiewają w pewnej operze.
Kurcze, mój wzmacniacz (nie AV) nie ma żadnego pokrętła. Ultras jestem, czy co?
A ma coś zamiast, czy jest nieregulowalny? 😯
Pilota. I osiem identycznych przycisków. Hehe.
Jak gubię pilota to wkładam okulary…
Z pilotem trzeba uważać. Waga ciężka, może stopę uszkodzić jak spadnie.
Ażebyście wiedzieli, że z jednym pokrętłem 😛
Jednak stanem „naturalnym” dla ludzi jest odbiór stereo. Surround daje złudzenie przestrzeni – coś jak światełka na reklamie lecące z lewa do prawa, a to tylko zapala się kolejna żarówka.
Ja w ogóle jestem niedzisiejszy, jeszcze niedawno używałem WS 303 z rocznika 1981, ale zdechł.
Ja tam słyszę też z tyłu… i z góry… naturalnie, mam nadzieję.
Stereo to też dwa światełka, które udają ich wiele. No, ale z przekonaniami się nie dyskutuje!
Największe dziwne przeżycie soniczne w moim życiu to Święto wiosny w mono (nagranie Markevicha). Jakbym słuchał przez pękniętą kotarę, bo takie osobliwe wrażenie, że ja mam szczelinę pionową i słyszę orkiestrę. A głowa nadrabia wrażenie przestrzeni.
Diora WS 303? No klasyka! Mam taką klasykę, ale WS 504, w piwnicy. Żyje! Jedno (duże) pokrętło 🙂
Słuchanie orkiestry mono faktycznie zmusza mózg do uzupełnienia informacji, ale moje nagrania Segovii i Rubinsteina z lat trzydziestych nagrane w Londynie brzmią naprawdę przepięknie. Zadziwiające, ile informacji jednak na tym szelaku się zmieściło.
Ugh, WS-303 to doś toporny produkt był. Miałem pożyczony od przyjaciela przez chwilę.
Podstawowa myśl GOULDA: Przy graniu muzyka i słuchaniu go przez słuchacza osiągnąć maximum. MAXIMUM: To, co najgłębsze i najistotniejsze w kompozytorze poprzez to, co najgłębsze w wykonawcy ma przemówić do tego, co najgłębsze w słuchającym. Według słów Beethovena „Oby przeszło z serca do serc”.
Gdzie do tego można zbliżyć się bardziej: w studiu a potem w domu słuchającego czy na koncercie? Odpowiedź chyba prosta: to pierwsze choć może się to zdarzać, nawet w wyższym stopniu, na koncertach.
Przy nagrywaniu na płytę wykonawca może dokładnie skontrolować to, co wybrzmiewa i osiągnąć zamierzony kształt w intymnych, spokojnych warunkach studyjnych a słuchacz może potem w ciszy, intymności, spokoju wysłuchać tego w warunkach domowych. To ma swoje wady, nie ma wspólnoty słuchających, jak na koncercie (oczywiście może kilka osób słuchać w domu ale to nie to samo co koncert) i wspólnoty wykonawca-słuchacz
Ale znowu wady koncertu: nieustanne kaszlando, wiercący się i rozmawiający cicho sąsiedzi, nie zawsze dobra akustyka sali i nie zawsze dobry instrument, szamoczący się muzyk, który, jak to powiedział Gould, chce też „podbić drugi balkon” i do tego, atmosfera większości koncertów, które są, co by nie mówić, także rodzajami spotkań towarzyskich, to całe sztuczne nabożeństwo, ze swoim rytualnym sztafażem, dla którego muzyka jest tylko dodatkiem (im dalej w przeszłość, tym było to silniejsze). Ta często mdła atmosfera paraliżuje, nie pozwala słuchać tak jak się powinno.
To zakładamy Klub Zwolenników Jednego Pokrętła? 😀
Z tolerancją do 1, bardzo proszę! Niegałkowcy i dwugałkowcy też.
Nie zwolenników tylko wyznawców.
Głos przeciw pod petycją… jak dotąd nie jest zweryfikowany. Sami Państwo zobaczcie, kto 🙂
Uważam, że 3000 głosów za i jeden przeciw brzmi nawet lepiej niż gołe 3000 za. 😈
Rozczuliliście mnie tymi pokrętłami 😆
A 3000 za i 1 przeciw – to ładnie wygląda 🙂 Nie będę snuć spiskowych teorii, dlaczego temu głosu (temu misiu) weryfikacji brak…
Gorzej, że w tych za regularnie gdzieś 700 podpisów nie może się jakoś zweryfikować 🙁 W tym ważne nazwiska, ale nie tylko z nich się cieszę 😀
->Mariusz pisze:
oczywiście może kilka osób słuchać w domu ale to nie to samo co koncert
– to BARDZO zalezy od doboru gosci – mozna urzadzic w domu bardzo przyzwoity koncert – czestokroc z porownywaniem wykonan i innymi fajnymi ekstrasami.
I dalej:
Przy nagrywaniu na płytę wykonawca może dokładnie skontrolować to, co wybrzmiewa i osiągnąć zamierzony kształt w intymnych, spokojnych warunkach studyjnych.
Hmmm, a gdzie spontanicznosc wykonania? Podkladanie nietrafionych nut, niedociagnietych gornych c itd rujnuje WYKONANIE. Owszem, koncowy produkt moze nie zenuje warsztatu wykonawcy, ale napewno nie dodaje blasku calosci wykonania.
Ale, coz wyglada, ze robili to niemal wszyscy 🙁
-> Gostek pisze :
takie kalibracje i inne zabiegi szarlatanerią zawsze mi zalatują, choć nie wątpię, że są bardzo efektowne.
Zgoda – Wszelkie dodatkowe pokretla, filtry, efekty itd jedynie wprowadzaja znieksztalcenia oryginalnego dzwieku. Im lepsza aparatura tym mniej pokretel.
CENZURA! TLUMIENIE WOLNOSCI SLOWA, PRZECIWNYCH OPINII!
Przed wyslaniem „…” o S-2 odpisalem na wpis Darka obszerniej – analogicznie do hermetycznych kolezensko i tematycznie (jak sie upierac dystkutowac na blogu Kogos, a nie Liscie na Temat)wpisow Sz. stalych Fredzelkow Dywanu, dodajac pare spraw z Nim mi blizej wspolnych, glownie wokol Muzykanta, dopisalem w tym pare http’ow, no i CENZURA ZATRZYMALA! Czyli p. Iwa ma racje pod tym wzgledem formalnym (a do meritum [a raczej niestety jego braku, rowniez w dopiskach p. Lecha] odniose sie osobno, by wlasnie tych url w 1 wpisie nie mnozyc – 🙁 e-cyrk).
Darku, wlasnie juz konczylem bardzo eleganckie i rzeczowe Ci e-tu odpisywanie, ja „sie mi” (tzn. nieuwaga przez… – wiem) pc zresetowal, po restarcie nie widzi 1 cd-rom’u itd., a jest godz., a ja sie nie zalogowalem do mej poczty, gdzie {…} czeka moze i list od Ciebie z m.in. objasnieniem tych roznic dzierzawy i najmu itp. spokojniejszym ogladem sprawy. Np. Twoj odsylacz do art. z VI-2010 (to jaki stan teraz i na ile nieodwracalne szkody? i jak do tego § za niegospodarnosc i dzialanie na szkode spolki?) mi uswiadomil, ze pomylilem nr-acje, tj. na warsztatach jesienia bylem w S-4 na tylach S-1, a w tym S-2 na Malczewskiego 9-III-2007 r. konferencja -> [] radio.folk.pl . W dodatku w 617 odpisujac p. Iwie Wiktorek i p. Lechowi (zimnemu o tej porze?) w cytatach klasykow zapomnialem zdemaskowac, ze wszelka rzekoma troska kogos z „Polityki” lub „Agory” o media publiczne to [] spieprzajdziadu.com/muzeum/index.php?title=Wrogie_media i niech w esperanto radio izraelskie nadaje. A jeszcze sms-owal do mnie alarmowo, by podac dalej, Slawek [] folkowe.info [] research.pl , bo sie dopiero Petycji doczytal itd. – mozesz, przekop sie przez me pytania od 615 (w pliku txt mam kopie, ale wyrwane z kontekstu) i powyjasniaj na Muzykanta. Oczywiscie, na tej „liscie obecnosci” [] petycje.pl/petycjeWydrukListaPodpisow.php?petycjeid=6614 i tak e-nas i to zaraz duzo, ale… i o potwierdzaniu podpisow przypominac, jak to ma miec sens (ale sie pewno bez wybijania szyb z wyzwiskami nie obejdzie, wiatr z Maghrebu, a czego sie nie robi dla obrony praworzadnosci i kultury, bedziemy bronic pokoju do ostatniego naboju, a studia S-1 tym bardziej), ale tu na Dywanie sie z definicji wiele watkow przeplata, nie moge – z calym szacunkiem – odsylac wszystkich do dlugotrwalego przekopywania sie, w dodatku, wciaz wiele mych zasadniczych(!) pytan zostalo bez odpowiedzi. Jak wspomnialem, dopiero tez (z 🙂 linku na Twej zapowiedzi koncertu, bo 🙂 fot. szukalem; ale siegnalem zaraz tez do innych youtube.com/lizinspb i youtube.com/magnes4u , na Muzykancie od razu wtedy e-wspominanych) sie tez dopatrzylem w [] youtube.com/watch?v=QhJyUZfdKrI od 6 minuty, ze gitarzysta Roman trzyma „Stolice” z „Chopin Open” na okladce (a skladanka z „Motion Trio” i fot. „Zespolu Polskiego” w srodku), co Im dalem – a propos promocji Chopina w swiecie (i czy komiks na beatyfikacje papieza tez juz MSZ zamowil? – ale to inny watek). Dzieki. Do przeczytania normalnie.
Wlasnie mi kolejny wpis zatrzymalo do moderowania – „dziekuje” 🙁 – nie jestem wiec pewien, jaki sens e-tu kontynuowac, ale w tym poprzednim m.in. zapowiedzialem, ze ponizszym napisze, wiec… 🙁 dla spojnosci…
Jak juz poprzednio pisalem (i doszlo bez blokowania), szanujac wszelkie pozytki, e-nawyki i prawa, dyskusja w formie wpisow pod blogiem jest niefunkcjonalna itp., a Muzykant w dodatku ma po prostu inny typ zasiegu itd. – oczywistosci, 🙁 boli powtarzac… Jak i poprzednio, wkleje z wpisow, ale z www 617, czyli „dnia” poprzedniego (komentarz o czytelnosci itd. wyzej).
>babilas pisze: 2011-02-25 o godz. 16:28
>Pani Wiktorek nie jest znana nigdzie i przez nikogo. Jedyny >rezultat jaki zwraca gugiel to wpis na tym blogu.
To nie jest zaden argument, a raczej anty-argument. Google (Wikipedia itp., nie mowiac juz o NaszejKlasie i Faceboook’u) istnieje od wzglednie niedawna (a Muzykant dopiero 14 e-lat w VI), bardzo latwo, wrecz infantylnie mozna tam „pozycjonowac” wyniki, „podszywac sie”, generowac sztuczna kolejnosc, poza tym, np. logi Muzykanta (z glownej www, bo wtorne-pomocnicze pseudo-filtr maja, tj. przynajmniej to ciut opoznia, poza tym, mimo adresow nie sa az tak lapane) celowo wykreslilismy z wyszukiwania Google, bo sluzylo to skanowaniu @ przez spamboty – nie potrzeba takiej „reklamy”, a dla/do ludzi.
Poniekad tez, 🙂 kobiety zmieniaja nazwiska na po mezu, co tez – jesli dodaje do dawnego – widze wlasnie w podpisach „za”.
>Iwa Wiktorek pisze: 2011-02-25 o godz. 13:48
>Szanowni Państwo, > > Jestem zaskoczona Państwa reakcją >na moje wpisy.W przeważającej większości personalne, a nie >dotyczące sprawy S1 i POR.
W ktorych miejscach me odpowiedzi – ze starannym wskazywaniem fragmentow Pani tekstu, do ktorych sie kolejno odnosze – byly niestosownie personalne? Jak pisze Pani, ze w S-1 wielokroc byla, to musialem spytac, kiedy, na czym, ze sie nie spotkalismy (?) i ze tego – wg mnie – absurdalne wnioski Pani wyciaga i – w mym odczuciu – nie czuje sie odpowiedzialna za S-1, dopuszcza jego dewastacje i zaklocenia prac pr. 2 PR i tam cd nagrywajacych. To czekamy na argumenty „dotyczace sprawy”…
>Zaślepiło Państwa hasło “operetka wejdzie do S1 i zniszczy >studio i POR”. > A czy zdają sobie Państwo sprawę ze >wypisując te słowa niesprawiedliwej krytyki pod adresem MTM >krytykujecie takich ludzi jak
Podkreslilem – szczegolowo ilustrujac przykladami z repertuaru MTM – ze jest sprawa subiektywna ocena repertuaru MTM i czy musi i powinien on byc wystawiany wlasnie w S-1 i czy powinno to byc na zasadach dzierzawy, a nie – pod warunkiem, ze S-1 i zaplecza nie zniszczy i innych tam planow dzialan nie zakloci – jako dorazny wynajem, jak wszyscy. Powtorze w skrocie, czesc tego repertuaru do tego typu wnetrza sie technicznie nie nadaje, czesc przez swoj charakter kontekstu odbioru lepiej by pasowala do innego typu wnetrz, np. kafejek, do operetek i sztuk teatralnych lepiej przystosowane sa liczne inne sale w W-wie, w tym tez jakos wlasnosciowo powiazane z sejmikiem wojewodztwa, natomiast te ostatnie sa niewykonywalne bez znacznej przebudowy studia i zaplecza, a to niedopuszczalne i juz! Poruszalem tez (proszac Sz.P. Kierownik i innych o wyrazne wyjasnienia, uprzedzajace takie watpliwosci, najlepiej na e-mail Muzykanta, do mych Listowiczow) pytania o te forme prawna, tj. czy i jak dzierzawca moglby miec prymat w decyzji o uzywaniu S-1 wobec PR, a pr. 2 zwlaszcza. Natomiast Pani „krytykujecie takich ludzi jak”, to jest wlasnie – na co Pani sie oburzala – argument personalny, a nie merytoryczny, „a w USA bija Murzynow”. Nb, czy jak ktos raz z kims wspolpracowal, to w ciemno autoryzuje wszelkie jego pozniejsze dzialania i pozwala (spytac, dla swietego spokoju) na takie wycieranie sobie nim buzi, jak te Pani wyliczenie wystepujacych kiedys w MTM?
>Czy byli Państwo na corocznych koncertach Noworocznych >organizowanych przez MTM w Filharmonii Warszawskiej
Nie bylem, bo – juz 2. rok – chodze (i cd puszczam) na 🙂 bale przy „Herbatniku”, bezkonkurencyjne. Nb, tam wczesniej nieraz grywali liczni, co tez grywali w S-1, ale co to tu ma do rzeczy?
>Czy ktoś z Państwa , a możę Pani Redaktor, byli na koncercie >z okazji Dnia Niepodległości w Teatrze Dramatycznym w >Płocku, gdzie orkiestra MTM pod dyrekcją Jerzego Maksymiuka >wykonała
W Plocku bylem w V-2010 w konserwatorium na koncercie Marii Pomianowskiej z dziecmi z Burkina Faso, Kazachstanu, Rosji i Podhala oraz miejscowa orkiestra symfoniczna, milo wspominam.
Jesli orkiestrze MTM sie w Plocku dobrze gra, tym lepiej, niech tam jak najczesciej graja. Ale – jw. – co to ma do skoku na S-1?
>To chyba nie jest Operetka?
1.) Co to ma wspolnego z trybem korzystania przez MTM i innych z S-1? 2.) W repertuarze stalym MTM eksponowane sa 4 operetki (i dziela autorskie p. Izbana, ktorych charakteru nie znam, nie mam czasu sie teraz w opis wczytywac i nie ma to nic do rzeczy), a w biezacym „Polski Lan” i spektakle teatralne, czyli koniecznosc przebudowywania S-1 lub grozba dewastacji.
>A poza tym, bo może tego Państwo nie wiedzą, sporo >muzyków z POR gra gościnnie w orkiestrze MTM
To raczej nalezaloby sie spytac (CBA?), czym formalnie, legalnie MTM sobie zasluzylo na taki budzet od p. Marszalka (czy jeszcze kogo?), ze sie muzyka reprezentacyjne, ogolnopolskiej POR tam bardziej (?) oplaca, bo nie przez repertuar i – z calym szacunkiem – osoby dyrygentow.
>lech pisze: 2011-02-25 o godz. 15:12
>Muszę się przyznać, że nie doceniałem Pani Szwarcman jako >wyroczni w sprawach artystycznych.
1.) A dlaczego nie docenil, 1. raz przeczytal? 2.) Np. dla mnie nie jest „wyrocznia w sprawach artystycznych”, a fachowcem w zakresie muzyki powaznej i 🙂 cennym konsultantem tez do innej, o ile poslucha (np. artykul o Folku i poczatkach „Nowej Tradycji” jeszcze we „Wprost”, w tym 🙂 ze wzmianka o Liscie Dyskusyjnej i m.in. powstawaniu poprzez Nia nowych kapel, tj. wtedy konkretnie „Dzezwa” wiosna’1998 w W-wie), ale 🙂 za bardzo cenie wlasny odbior muzyki, by wobec kogokolwiek dac sie 🙂 „zastapic” w „wyrokach”, uszach. Ale co to ma do S-1?
>Pewnie krytykom wolno być obrzydliwymi wobec popularnych i >lubianych artystów.
???? Kto wobec kogo jak „obrzydliwy” (i czy w staropolskim tego slowa znaczeniu, np. liczne u Wiecha)? Czy moze chodzi o ten komiks? Bo ja nic nie pisalem przeciw np. recitalowi M.Opani i spektaklowi W.Malajkata, poza tym, ze nie musza byc w S-1 i nie na zasadach dzierzawy. A 🙂 nie straszmy paragrafem 212.
>Jako “uzurpator”
Gdy pisze Pan „my”, to mam co najmniej nie mniejsze prawo, a w dodatku (np. 🙂 halasuje na kazoo na kilku cd koncertowych nagranych w S-1, 2 tygodnie temu 🙂 tanczylem tam z Hindusami) akurat w S-1 co najmniej 🙂 „udokumentowane”. Dlatego tez do przeniesienia tego watku-informacji na Muzykanta proponowalem, by kazdy nadawca sie jako „ja” podpisywal.
>chciałbym jednak poznać wizję funkcjonowania S1 w ramach >organizacji Mazowieckiego Teatru Muzycznego.
A po co w ogole wydawac pieniadze na tworzenie takich wizji i jakim prawem MTM sie w ogole „przymierza” do S-1. Abstrakcja! Powtorze, to jak z ingerencja Giertycha w liste lektur – „niech pare pokolen na probe tak sie wyksztalcic, potem ocenimy, co wyrosnie”. Repertuar staly MTM wymusza przebudowywanie S-1 i zaplecza. Repertuar biezacy czasem moze grozic dewastacja i niezbyt tam pasuje. Jakiekolwiek pomysly ograniczania dostepu PR, a pr. 2 zwlaszcza, do S-1 przez zmiane statusu prawnego to skandal i nie ma co „poznawac”, a blokowac juz! Blokowalem m.in. budowe zapory w Czorsztynie w 1991 r. i 2 – nie wyszlo, zniszczyli Park Narodowy, ale… ucze sie na bledach.
>Swoją drogą proszę szanownych Państwa wszechwiedzących >o jedną informację: Kto z Was opłaca abonament radiowo->telewizyjny? Kto wspomaga w ten sposób działalność >publicznych mediów? W tym przyszłość S1.
Demagogia, podrecznikowa 0 -> 1. Jesli w ogole mieszac teraz tu (nie ma czasu, odwracaja uwage, a ukradna S-1!) debate o sposobie finansowania „mediow publicznych”, to gdzie tu jest dowod, ze wlasnie to metoda skuteczna? Jesli w ogole (na tle o tym wypowiedzi innych, to mi sie cisnie „ma Pan czelnosc”, ale nie mam podstaw obciazac osobiscie) uwaza Pan za wlasciwe poruszanie tego argumentu, to jaki % z abonamentu idzie na Program 2 Radia? Jest tu ulameczek „kontraktow gwiazdorskich” w TVP (o tv sie generalnie nie wypowiadam, bo do VI-1988 r. jestem wolny od telewizora, nie mam w domu – co innego, jak 😉 czasem ktos mnie tam zobaczy i powiadomi), a takze rozne kicze pr. 1 PR i inne wydumane pomysly (moze np. ta przebudowa na tv pr. 4 radia, d. radia Bis/Euro) pozeraja zl. niewspolmierne. To bezczelnosc w ogole o tym wspominac! Pisalem juz i konsekwentnie powtarzam dawno, pr. 2 PR z gwarancjami zachowania charakteru powinien byc wylaczony z tych przepychanek politycznych i finansowany jak Narodowa Instytucja Kultury, w tym zwlaszcza (bo o POR malo wiem) RCKL. Poza tym, co te insynuacje ad personam maja do argumentacji meritum? Czyli nie dosc, ze w popzrednim wpisie po prostu (trudno mi o eufemizm) chamsko insynuowal Pan, ze protestujacy to jacys niekompetentni i zagrozeni w interesach (stad mi sie obudzilo, ze to cytaty zywcen z Czabanskiego i Targalskiego – upiorow w operetce, ale nie zamieniac na nia PR i S-1 zwlaszcza!), to teraz „argumentem przeciw” ma byc atak na te 3000 podpisanych osob, w tym plejade luminarzy kultury.
>Czy jesteście tylko od zbiorowego pyszczenia?
Stefan Kisielewski opisywal swa przedwojenna probe „rozmowy” z endekiem, gdzie po szczegolowo uargumentowanym wywodzie uslyszal tylko „smierdzi ci z ust”, czego prawdziwosci nie mial jak sprawdzic, ale dyskusje z meritum juz w ten sposob urwano. JAK PAN SMIE podwazac dorobek zyciowy red. D. Szwarcman i innych polemistow i podpisujacych? I gdzie tu argument o S-1?
>Może Pani Szwarcman zapyta jednak łaskawie przedstawicieli >Radia i MTM, jakie mają plany wobec S1 i POR i nie opiera >swoich wynurzeń na tekstach koleżanek z jedynie słusznej >gazety.
Tzn. zarzuca Pan, ze i artykul w gazecie, i petycja oparte sa o falszywe dane? Czego nie bylo? Skad przeniesienie decyzji na 1-III, czyli najblizszy wtorek? Znowu budzi mi sie wspomnienie, jak np. na konferencji prasowej 9-III-2007 owczesny prezes Czabanski mial czelnosc – majac wsrod biernych sluchaczy dziennikarzy PR, w tym RCKL – mowic, ze im jakoby nie mowil, co mowil. Potem tez 1 (wiadomo) kazano podrzec podpisane juz wymowienie. Ale to w takim razie konkrety, GDZIE SA TU TE KLAMSTWA W FAKTACH i jaki – wg Pan – stan faktyczny tych knowan ws. zawlaszczenia przez kolesiow i zniszczenia S-1?
Jak ta gazeta dla Pana nie jedynie sluszna, to czytac tez inne.
>Nie rozumiem wątku partyjnego. Dla mnie nie ma partii, która >w ostatnich latach poważnie traktowała problemy polskiej >kultury i sztuki. To jest największy wstyd nas wszystkich.
Moze raczej kolesiowski, bo partie zamieniaja sie w kliki biznesowe. Ale i bywalo co krok wykorzystywanie zarzadzanych przez siebie mediow publicznych do swych ideologii (nawet – na tle innych politykow wtedy, paradoksalnie, dobrze przeze mnie wspominany – dr Pawel Milcarek 🙂 wpakowal do pr. 2 PR sporo krytyki liturgii i innych decyzji II Soboru Watykanskiego, ale 🙂 pozytecznie, ze byly audycje „Bornus Consort” i dal zl. na nagrania piesni postnych Kapeli Brodow), a np. na wspomnianej konferencji w 2007 r. p. Czabanski wprost, bezwstydnie mowil, ze musi zabrac zasieg pr. 2 dla 1, bo Zet, RMF i Agora maja w sumie wiecej, a – „oczywista oczywistosc” bez potrzeby uzasadniania i osadzenia w prawie, a zakrzyczec i grozic zwolnieniami pracownikow – „do walki z wrogami rzad musi miec” i juz. Ale odlozmy cala kulture i sztuke, a skupmy sie na S-1 dzis.
>To tutaj jest wiele do zrobienia.
„Co by tu jeszcze spieprzyc panowie”. Moze by jednak zostawic to fachowcom i nie przeszkadzac w pracy, gdy w dodatku pr. 2 PR doskonaly (owszem, 🙂 moge sie czepiac niuansow, ale gdy obie strony rozmowy wiedza o czym). I 🙁 bez skokow na kase!
>Niech “Polityka” i Pani Szwarcman odważą się rozpocząć taką >akcję. Będzie więcej pożytku.
…bo nie maja odwagi, a te ogolniki pilniejsze od obrony S-1 juz.
>Zachęcam do kupowania wspaniałych płyt, które powstały w >Radiu i tam też można je kupić. Zrobicie więcej dla S1. >lech
Jesli mialby Pan na mysli tez cd z muzyka ludowa (np. seria RCKL „Muzyka Zrodel” nie jest zglaszana na FZ, bo sie krepuja jako org. i jury, wiec tym bardziej nasz http://www.gesle.folk.pl tez te luke wypelnia) i folkowa (a nb w „Svetozar Stracina” nieraz nagradzane wlasnie nagrania z S-1, np. „Kwadrofonik” i „Macko Korba” z festiwalu NT), to zapraszam z propozycjami na Muzykanta, ale z gory musze prosic, by bez atakow ad personam, a na temat zyczliwie, zakladajac dobra wole i uczciwe zainteresowanie sprawa. Przez ciekawosc, czego Pan najchetniej w pr. 2 PR slucha? Namieszalo mi, ze sob. Poranek przesuneli dopiero na 7.00, znam fanow Folku o 5.35, ale pon.-pt. 12.00-13.00 „Zrodla” obowiazkowo, telefonow nie odbieram.
>lech pisze: 2011-02-25 o godz. 16:06
>Czytam, że trudno się niektórym pogodzić z faktem, że >odebrałem nienaganne wychowanie.
1.) Kto sie tu zajmowal Pana wychowaniem itp. biografia? – jakis egocentryzm, megalomania, albo – przepraszam – nie dosc jasno pisalem z nerwow – piszemy o S-1, a nie o Sz. Panu (a sztuke „Zle Wychowanie” sluchowisko pr. 2 chyba zrobil, ale z dekoracjami i zapleczem lepiej to wystawiac nie w S-1, tym bardziej np. „Poskromienie Zlosnicy”, juz lepiej uwertury oper).
2.) „Odebral” Pan komu i co z nim zrobil? – analogicznie do p. Iwy „w MTM grywali, to teraz dyr. wolno” – co to ma do S-1?
>nie znoszę opinii w rodzaju Pani Szwarcman: “mało mnie >obchodzą plany MTM. Niech grają gdziekolwiek. Byle z dala od >dzierżawy Studia”.
Ma Pan prawo, ale Ona ma tu racje. Planujcie sobie co chcecie za wlasne pieniadze i bez szkodzenia innym, o Dobru Narodowemu zwlaszcza. Granica wolnosci jest wolnosc innego. Po 1.: nie szkodzic. Nie wiedzialbym o MTM, gdyby sie tu nie pchalo. I nie mam potrzeby wiedziec, ani sie wtracac, byle na wzajem. Jakby sie to nie nazywalo, bronimy S-1 przed niszczeniem i utrudnianiem pracy pr. 2 PR, a nie przed kims, kto akurat to robi, znow egocentryzm. Nie musze wiedziec, ze jest jakies MTM i inne dziki plemiona i zlodzieja. Byle z dala od S-1.
>Gratuluję poziomu dziennikarstwa. >lech
Nie Pan 1., dolaczam sie, ale to oczywiscie – jw. pisalem – nie jest patent na Jej nieomylnosc. Uklony, Karol „Karol” Ejgenberg
Nie, nie jestem gaduła 🙂
@Pietrek
„znieksztalcenia oryginalnego dzwieku”
A co to jest oryginalny dźwięk i co to znaczy zniekształcenia? Logicznie, jak mam urządzenie, które mi odtworzy (w przybliżeniu) akustykę nagrania po zbadaniu akustyki danej, to nie jest to oryginalniejszy dźwięk niż taki słabo przetworzony??
I czy na pewno o dźwięku mówimy?? Większość nagrań teraz z ciągu bitów się składa i każdy przetwornik cyfrowo-analogowy to już swoje dokłada. Każdy TWORZY dźwięk słyszalny, nie odtwarza. Te gałki to już niewiele zmieniają. Poza tym jakie to przyjemnie móc sobie tu pokręcić, tam pokręcić, mieć kontrolę!
O, i rymy mi wyszły. Do Bobikowych daleko, ale pracuję nad sobą. To był pełen spontan.
Pani Iwo http://petycje.pl/petycjePodpisyLista.php?petycjeid=6614&podpis_rodzaj=2 , jesli nie jest Pani wirtualna, to prosze potwierdzic podpis. Szanuje nonkonformizm. 🙂
Poplatalem z tym „Zlym Wychowaniem” (czy moze raczej „Zlym Zachowaniem”?) – to akurat byl musical, co Andrzej Strzelecki wystawiala w Teatrze Rampa w latach 80-tych, m.in. debiutowalo tam wielu pozniej znanych aktorow i tancerzy, co dzis m.in. w filmach Juliusza Machulskiego i w Teatrze „Buffo” – przyklad, co moze byc w swej dziedzinie dobre, ale nie musi byc grane akurat w S-1. Dobranoc.
Karolu, zlituj się. Piszesz strasznie chaotycznie, nikt nic z tego nie rozumie, dajesz dziesięć linków i jeszcze chcesz, żeby Twoje posty przechodziły? Wczoraj wrzuciłeś coś w środku nocy, ja to zobaczyłam w środku dnia i faktycznie skasowałam, bo stwierdziłam, że nawet gdyby adresat to z takim opóźnieniem przeczytał, i tak by niewiele pojął.
Na blogu są pewne zasady: pisać jasno (i nie tasiemcowo), nie dawać więcej niż jeden link na jeden post (bo zatrzymuje w poczekalni) no i oczywiście przestrzegać netykiety – braku tego ostatniego Ci nie zarzucam, ale ręczę, że po Twoich postach mało kto się prześliźnie.
Tylko się nie nadymaj, w końcu znamy się wiele lat.
Pozdrawiam sobotnio i idę do pociągu do Poznania. 🙂
KKE, ja też bardzo proszę, żebyś się nie obraził, ale Pani Kierowniczka ma rację. Usiłowałem z bardzo dużą dozą dobrej woli przedrzeć się przez Twoje posty i w pewnym momencie jednak odpadłem, choć podajesz dużo faktów i argumentów naprawdę merytorycznych. Tylko jest to wszystko tak „zamotane” i tak dużo, że w końcu naprawdę nawet mnie, psu, robi się od tego kociokwik. 🙁
Czasem mniej istotnie znaczy więcej. 🙂
A jeszcze tak ogólnie w sprawie dwóch linków: mój blog też jest na bazie wordpressowej, ale dość zindywidualizowany i poprzerabiany. Mój nieoceniony Pan Administrator fragmentami nawet własne skrypty pisze, żeby sprostać moim wygórowanym oczekiwaniom. 😉 Ale z zasadą jednego linka w poście nie udało mu się wygrać, choć teoretycznie jest u Łotrpressa taka opcja. Tyle że ona nie działa. Niby w administracyjnych wątpiach jest przestawione na 2 albo 3 linki, a dalej wchodzi bez akceptacji tylko 1. 😯
Bobiku, jak w ustawieniach jest 2, to będzie wchodził 1, bo dwa to już do moderacji – tak przynajmniej kiedyś było i działało.
A z tą jedną gałką to nie wiem, czy nie przesadziłem, bo jak się dobrze przyjrzałem, to wyszło, że mam dwie – kanał lewy i kanał prawy 🙂
Tadeuszu, w sprawie rymów najlepiej przyjąć zasadę, którą skutecznie posługują się np. wszyscy nałogowcy, bez względu na profil nałogu – przez ćwiczenie do doskonałości. 😆
Hoko, dalej tak jest i działa. u mnie ustawione jest na 3 (ergo dopiero od 3 wzwyż – do moderacji), więc 2 linki wchodzą od razu na stół
Hoko, ja się sam technialiami nie zajmuję, ale wiem, że PA próbował na różne sposoby i nie wychodziło. 🙁
Oczywiście nie wykluczam, że może to zależeć od tego, którą się ma wersję Łotrpressa. Z tymi wersjami często bywa tak, że lepsze jest wrogiem dobrego 👿 Ale czasem się musi jakąś kolejną wersję zainstalować, mimo że coś tam w niej źle działa, żeby lepiej działało innego coś. To taka szekspiłotrowska tragedia. 😥
A tymczasem w Białymstoku:
http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35235,9166477,Bunt_w_filharmonii__Muzycy__Chcemy_artysty__a_nie.html
Jakieś zaraźliwe są te afery, jak rewolucja u Arabów. 🙂
Bardzo brakuje mi afery związanej z nędzą szkolnictwa ogólnokształcącego w zakresie muzyki; dość spytać uczniów szkół i gimnazjów, a także świętych osób, czyli nauczycieli. Można też posłuchać, jak posłowie w Sejmie śpiewają Hymn Narodowy… I jak mówią naszom polskom mowom. Te nasze dawne i nowsze muzyki nie będą nikomu potrzebne, jeżeli ministrowie Oświaty(tak się to kiedyś dziwnie nazywało) i Kultury nie pójdą po rozum do?
A wiadomość dla pani Doroty – Mój śpiewnik, przez nią chwalony w „Głuchym uchu” od 2005 roku wychodzi w krakowskim Impulsie i ma już VIII wydanie, (na szczęście nie we WSiPie), więc może jeszcze jest potrzebny…
Tadeuszu, jestem przesuniety szesc godzin w stosunku do Warszawy, stad opoznienia a nie brak zainteresowania tematem.
Kiedy zadme w swoja pastusza fujarke, albo Zimerman uderzy w klawisze swojego steinwaya – to jest oryginalny dzwiek, wydany przez INSTRUMENT. Cala reszta reszta, to juz dzwiek przetworzony, przerobiony, wypucowany itd przez producentow plyt, rezyserow nagran itd. Kazdy element elektroniczny w procesie nagrywania zmienia dzwiek i nie ma na to rady i trzeba sie z tym pogodzic.
Znieksztalcenie „oryginalnego” dzwieku polega miedzy innymi na wprowadzeniu przesuniec fazowych miedzy harmonicznymi (tonami) danego dzwieku. Kazde filtry to powoduja. Kiedy podbija sie basy i tenory znieksztalca sie dzwiek.
Jak postawi sie Panska aparature z nagraniem mojej fujarki i mnie na zywo obok (albo Zimermana ze swoim fortepianem etc) roznice miedzy oboma dzwiekami nazywam znieksztalceniami.
I to mialem na mysli.
Pozdrawiamy z Beatą z minizlotu 🙂 Siedzimy sobie w naszej ulubionej „Ekowiarni” i wcinamy zupkę z soczewicą. Wieczorem do Opery.
Witam, Pani Katarzyno 🙂 Wiem, że śpiewnik jest w ostatnich latach nieprzerwanie na rynku i bardzo się z tego cieszę.
Cytujac p. Iwe i p. Lecha nie podawalem url, a >, a tez to byloby wygodniej i bez problemow, gdybym normalnie e-mail’em i zapraszalem ws. S-1 na Muzykanta. Oczywiscie (a tym bardziej, jak niestety wciaz niedospany jestem) ma odpowiedz Darkowi zawierala mnostwo odniesien do naszych spraw pryw. lub watkow zwiazanych z zakresem tematyki Muzykanta (i w dodatku awaria na serwerze byla, przez co cos moglo nie dojsc lub sie opoznic, skadinad to tez m.in. Darkowi pryw. objasnialem), wiec trudno to na szybko rozdzielac, ale i watki w tych komentarzach na blogu sie przeplataja i to w sposob mniej czytelny jeszcze bardziej, o co oczywiscie w zadnym wypadku nie mam pretensji, macie swiete do tego prawo i ma to swoj integracyjny urok, oczywistosc od zawsze, nie tylko tu, ale gdy pilna sprawa do zalatwienie, to praktyczniejsze e-mail i podzial na watki, stad tez zapraszalem w S-1 na Muzykanta. Jesli np. o tym co sie moze stac 1-III, wbrew mym prosbom od = zeszlej niedzieli, nie napisze jasno i konkretnie (w tym, odpowiadajac na wszelkie wyliczone me watpliwosci, by nie powtarzac pytan i by nie prowokowac demagogii itp. bicia piany, jak pp. Iwa i Lech) Sz.P. Kierowniczka lub inna osoba kompetentna, spokojna i uporzadkowana, to w koncu to dzis noca (np. jestem stalym sluchaczem „Kiermaszu pod Kogutkiem” w pr. 1 PR, a w innych godzinach dzis-jutro nie mam czasu) napisze sam i… dla sprawy czytelniej to nie bedzie – co za problem 1 e-mail na Muzykant@man.torun.pl , tydzien prosze, nie rozumiem. ;-( Niezaleznie od (tez przeze mnie, a nie tylko) laczenia watkow, akurat przyklad (a sie teraz youtube dopatrzylem, bo zespol w W-wie byl), ze muzycy z Rosji do kamery pokazuja, jak sie z zainteresowaniem przygladaja (choc po polsku) nr-owi „Stolicy” z „Chopin Open” na okladce, to „odpowiedz” na komiks MSZ dla Niemiec – jestem skuteczniejszy, oddac mi te 30 tys. . A teraz biegne do S-1 (nie moge naraz do Wizytek na „Zespol Polski”), poki operetka nie jest.
Pietrku,
ależ nie ma za co przepraszać.
To wszystko sprawy oczywiste. Oczywiście, że najlepiej słuchać instrumentu na żywo. Ale, ponieważ ja WIEM jak brzmi fortepian (czy fujarka, obój, czy co tam), to jak z głośników wydobywa mi się dźwięk w moim odczuciu nie przypominający fortepianu, a ja pokręcę którąś z 45 gałek i w moim odczuciu ten dźwięk się zrobi bardziej podobny do fortepianu w realu, to wprowadzając zmiany w charakterystykę akustyczną — a nie było ich w nagraniu — mój dźwięk jest „prawdziwszy”. Nie logicznie brzmi? A takie zmiany są czasem oczywiste: moje głośniki źle odtwarzają niskie, to je podkręcę, aby ogólna charakterystyka była na moje ucho bardziej rzeczywista.
Oczywiście pojawiają się problemy: co z instrumentami, które „brzmią” tylko elektronicznie? Nie ma punktu odniesienia.
Jak zwykle technika rozwiązuje sporo problemów, sama równie wiele, jak nie więcej, tworzy. Ale my już od takich ersatzów nie uciekniemy.
@PK
Smacznego!
Czesc Tadeuszu,
Jak zwykle w tego rodzaju skrotowych wymianach mysli czesto istota przekazu znieksztalca sie. Kiedys, dawno temu – wiele dziesiatkow lat temu – kiedy nie mialem srodkow, ale zato duzo entuzjazmu, robilem wzmacniacze (stopien wyjsciowy na Tewa TG 180 – kto to pamieta?), wzmacniacz do tylnych glosnikow, NB wlasnorecznie robionych – oprocz skrzynek, z przesuwana faza – pierwociny surround sound, nawet nie wiem czy jest polski termin na toitd. Wtedy tez bardzo lubilem krecic galkami i jezeli kogos to bawi nie mam nic przeciwko temu.
Teraz doplynely srodki i zmienila sie MOJA filozofia i tyle – jak najmniej interwencji elektronicznej. Wszystko wiec pozostaje wiec w rekach producentow plyt.
Ktos tam wyzej napisal a fajnych nagraniach bodajze Rubinsteina, z lat trzydziestych. Swieta prawda – tyle jest tam MUZYKI! Moze mniej hertzow, ale co za muzyka!
Furtwangler z okresu wojny, B. Walter z Columbia itd mozna liste ciagnac w nieskonczonosc – jak wyzej.
Ograniczmy się tylko do muzyki akustycznej, bo rozmowa o muzyce Jean-Michel Jarre’a czy Kraftwerk tu akurat jest nie na miejscu.
Nie do końca się zgadzam, że jeśli „głośniki źle odtwarzają niskie”, to pokręcenie gałkami (rozumiem, że mówimy o jakimś zaawansowanym amplitunerze AV z dużymi możliwościami utworzenia własnego „środowiska akustycznego”) ten dźwięk z powrotem przybliży do oryginału.
Jak Pietrek, jestem zdania, że tor odtworzenia dźwięku w pokoju powinien być jak najkrótszy. Stąd te śmichy chichy o jednej gałce.
Nie używałbym tylko słowa „zniekształcenia”, tylko „przekształcenia” – nie tyle zmiana dźwięku z powodu ww. przesunięć fazowych itp., tylko zmiana charakterystyki dźwięku ze względu na elektronikę, przez którą musi się przebić zanim dotrze do moich uszu.
A odtwarzanie idealne fortepianu… – tu wkraczamy na grząski grunt audiofilii i dyskusję o interkonektach, wzmacniaczach lampowych i innych niebezpiecznych zabawkach.
Kiedy kupowałem sprzęt, starałem się go dobrać tak, aby dla moich uszu odtwarzał muzykę (akustyczną, bo takiej głównie słucham) w miarę idealnie – wedle moich kryteriów, w układzie tradycyjnym – tzn. źródło, wzmacniacz i jedna para kolumn.
Nie trzeba wydawać chorych pieniędzy na sprzęt, żeby instrumenty i przestrzeń, w której grają usłyszeć dość wiernie.
A zresztą, najważniejsze, żeby dźwięk wydobywający się z kolumn (dwóch czy siedmiu) sprawiał prawdziwą przyjemność temu, kto siedzi w fotelu i słucha muzyki, prawda? 🙂
A wracając do starych nagrań – oczywiście – muzyki w nich jest dużo, ale informacji okołomuzycznej (pogłos pomieszczenia, niuanse gry na instrumencie) też więcej, niżby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać.
Deklaruję się jako zwolennik jednej gałki i żadnych pilotów!
Jedna może być też na kanał, to jasne 🙂
Gostek ma rację, można zdobyć sprzęt satysfakcjonujący za przyzwoite sumy.
To oczywiste, że nie piszę o słuchaczach sprzętu, tylko muzyki 😉
Zapraszam do 🙂 ustosunkowania sie do zestawienia (DZIEKI) Slawka Browkina (Folkowe.info , Research.Pl, Forum.Waw.Pl) na http://www.man.torun.pl/archives/arc/muzykant/2011-02/msg00115.html , tj. zwlaszcza uzupelniania danych opisu sytuacji, uwypuklania okolicznosci i propozycji planu dzialan (byle nie powtarzac bicia piany i nie zaciemniac watku, gdy trzeba dzialac konkretnie i juz) na e-mail Listy Muzykant. Gdzie, o ktorej, pod czyim oknem jeszcze pokojowo pikietujemy 1-III? – rocznica (2.) urodzin Chopina – symboliczne, 18.00 u Wizytek.
Wszystko prawda – slucha sie przede wszystkim DLA PRZYJEMNOSCI i co komu sprawia przyjemnosc jest rzecza subiektywna, tak jak ulubione wino, koniak, malarz, kompozytor itd. Jeden/na/no, kreci, inny/a/e nie – cha·cun à son goût .
Swietna aparature mozna dostac istotnie za „normalne Generalnie „duze” pieniadze zaczynaja sie przy samiutkich koncach – naipierw NATURALNE, nie dudniace basy (majatek), nie szkliste ale aksamitne soprany (wystarczy scheda po babci 😉 )
Bywam na forum audiofilskim i wiem jaka to choroba 🙂 Czasem jakby wiara… I to faktycznie najbardziej istotne stwierdzenie, że nie tak ważne z czego, byle się podobało. Takie moje przeświadczenie.
Jedne z najmilszych audiofilskich chwil w moim życiu spędziłem przy „amplitunerze” Trawiata i magnetofonie Kasprzak ZT-146. Ale to były chwile…
Przy okazji, nie sądzę, że jak dobrze się nakręcę gałkami, to odtworzę dźwięk oryginału, ale raczej, że zrobię taki dźwięk, który mi odpowiada.
I nie lubię kręcić gałkami 🙂 mój tor akustyczny jest krótki. Ale te możliwości AV mnie dość zafrapowały.
Najtaniej wychodzi na słuchawkach. Bardzo porządne słuchawki kosztują ułamek ceny dość porządnych kolumn. Co prawda nie każdy lubi, ale ja z musu przyzwyczaiłem się kiedyś.
Dobry wieczór,
dzięki, Karolu, za link – zestawienie Sławka bardzo OK. Tyle że jest tam pewna nieścisłość – napisał, że działania zostały podjęte bez wiedzy marszałka – przeciwnie, wręcz z inicjatywy marszałka Struzika. Zapewne miał na myśli wojewodę Jacka Kozłowskiego.
Nie wiem też, czy nie trzeba by dodać elementu prywaty – wyjaśniło się, żona p. Izbana jest nie córką, lecz bratanicą p. Struzika.
Co robić dalej? Ano, sama nie wiem. Jutro spróbuję się zdzwonić tu i ówdzie. Może będę musiała złożyć petycję u adresata już w poniedziałek – zobaczymy.
Wszelkie uzupelnienia i korekty na Muzykant@man.torun.pl . Wlasnie (bo spiacy) nie poszedlem na tance kajockie Domu Tanca na Scenie Lubelskiej, a slucham (ostatnia sob. miesiaca) godzin milosci („rok 1984”) prof. dr hab. (w trujcy jedynego) J.R.Nowaka w Maryju, m.in. (bo przeglad prasy polskiej to tam tylko „Nasz Dziennik”, a polskojezyczna mogla wykladac tylko uprawnieni, jak przed Lutrem/Munzerem nie wolno bylo czytac Ewangelii bez posrednictwa ksiezy) opowiadal, ze sluchal w pt. w Tok fm wizyty (najwyrazniej z kontekstu wynika, chyba ze jeszcze ktos wtedy, a nie znalazlem?) dr Michala Bilewicza o ksiazce prof. J.T. Grossa – skuteczni! 🙂 Ale wrocmy do muzyki i S-1 zwlaszcza. Skomentuj na Muzykanta, co Slawek nie tak.
re Tadeusz
Nie przepadam za sluchawkami, nawet tymi co wisza kolo uszu jak male glosniczki. Ale istotnie dzwiek moga wytworzyc przedni.
Jak mowa o magnetofonach to kto pamieta Szmaragd? Gramofon Bambino? Radio Szarotka – Nigdy sam!?
Jak sie nazywal polski zestaw z lat wczesnych szescdziesiatych? Zostal wyparty przez znacznie lepiej grajacego wegierskiego Oriona.
Pamietam pierwsze enerdowskie radia – Olympia Sachsenwerk http://www.radiomuseum.org/r/sachsenwe2_olympia_573wl.html
stoi jeszcze u moich rodzicow na szafie.
Ale jak powiadasz Tadeuszu – niezapomniane chwile – Radio Luxembourg etc. Kto wtedy zajmowal sie jakoscia dzwieku? Plyty ktore cyrkulowaly po WSZYSTKICH znajomych, grane do kompletnego wytarcia rowka?
Aha, gramofon Ziphona z dynamiczna wkladka!
Rozumiem, że Pani Izbanowa nie jest córką Zdzisława Struzika… znaczy, że marszałek ma kilku braci…
a przez zawiłości KKE istotnie ciężko jest przebrnąć
…dlatego tez od tygodnia (! 🙁 ) http://www.man.torun.pl/archives/arc/muzykant/2011-02/msg00083.html prosze, by kompetentnie i szczegolowo opisal to na Muzykanta kto inny, a wyliczylem z gory liste mych nie-fachowych watpliwosci i zreszta (jak zwykle 🙂 ) przewidzialem, jaki typ demagogii moze w wyjsc w „argumentacji” typu wpisy p. Iwy i p. Lecha. Zaraz 1-III, trzeba dzialac! Prosze plan na Muzykanta i te uscislenia do wspomnianego zestawienia Slawka. Z wyraznym tematem w naglowku, by sie nie platalo z innymi watkami, na e-mail Listy.