Wagner nawrócony
Nie będę się tu rozwodzić nad ideologią Parsifala ani nad jego historią – o tym można przecież poczytać. Na ten temat powiem tylko, że to zupełnie inny Wagner niż w Ringu, bardziej wyciszony i kontemplacyjny, nie buchający aż tak emocjami (choć duet Parsifal-Kundry w II akcie niesie bardzo silne napięcie), ale gęsty treściowo. Choć w ostatnim akcie już mi się tym razem nieco dłużyło, ale pewnie ze zmęczenia.
Reżyseria Georga Rooteringa ma nowomodny akcent w postaci projekcji, zawiera też dość dziwny pomysł, by postać Klingsora upodobnić do samego Wagnera (czemu akurat Klingsora, czyli uosobienie zła? Bardziej pasowałoby Amfortasa, jako że i kompozytor był już w ostatnim okresie życia), ubrać go w jaskrawoczerwony płaszcz i buty oraz posadzić przy fortepianie (niestety fortepian nie strzelba i nie rozbrzmiewa do końca aktu). Ale poza tym jest OK, pomysł opiera się na obrotówce z szerokimi schodami i podestami, jeżdżącej w górę i do dołu, oraz w górze wielkiej owalnej ramie, w której pokazują się owe filmowe różności, a to woda (źródło), a to jakoweś oko opatrzności.
Nieważne – ważna muzyka. Co imponujące, trafiłam na obsadę, w której znajdowały się w większości miejscowe siły. Co prawda oparte głównie na Rosjanach – Jewgienii Kuzniecowej (Kundry) i Nikołaju Dorożkinie (Parsifal), ale oni już należą do stałego zespołu Opery Wrocławskiej. Jako Amfortas wystąpił Bogusław Szynalski, który, choć prywatnie jest mężem pani dyrektor, nie jest związany z jej zespołem, a forsowną partię Gurnemanza śpiewał Fin Johann Tilli i gdzieś od połowy było nieźle. Zbigniew Kryczka jako Klingsor aż tak nie satysfakcjonował, ale przynajmniej efektownie wyglądał. Całość poprowadził tym razem Tomasz Szreder (na premierze dyrygował Walter E. Gugerbauer).
Wagner ma to do siebie, że obojętnym nie pozostawia – można go nie znosić, można go lubić, kochać. Ja go cenię, choć nie wielbię na kolanach. Co mi pozwala znieść pięć godzin w teatrze.
Wagner wraca. Przed wojną dużo się go w Polsce wykonywało, o czym nie pamiętało sie przez wiele lat. Teraz doszło do tego, że nawet szykuje się (na początku czerwca) międzynarodowy kongres wagnerowski we Wrocławiu, który jest w tej chwili zdecydowanie najbardziej zwagneryzowanym miastem polskim – dzięki pani Ewie Michnik, która konsekwentnie wprowadza go na tutejszą scenę. Kompozytor też dwukrotnie odwiedził to miasto, co również zobowiązuje.
Komentarze
No tak… Taki niesłuszny był z racji bycia ulubionym przez pewnego malarza z wąsikiem, że aż w złym tonie było przełamywać obyczaj peerelowski.
Parę lat to jednak trwało, socjalistyczny zeszyt w kratkę odszedł wszelako wcześniej 😆
Tu akurat nie ma co wszystkiego przypisywać peerelowi. Nam teraz trudno sobie wyobrazić, jak silna po wojnie była niechęć do wszystkiego, co niemieckie, ale w słowie pisanym są pewne tego ślady.
Kiedy w latach 50-tych Heinrich Böll przyjechał do Polski, czynniki chciały zorganizować na jego cześć bankiet z udziałem pisarzy. Niemal wszyscy potencjalni uczestnicy bankietu po sprawdzeniu, że Böll nie był ani na emigracji, ani w antynazistowskim ruchu oporu, tylko w Wehrmachcie, odmówili udziału. No, a jak coś jeszcze się kojarzyło wprost z panem z wąsikiem, to już było całkiem przechlapane.
W sprawie niemieckiej sztuki nie musiało być nawet odgórnych dyrektyw – często był to oddolny opór zarówno artystów, jak publiczności.
Pobutka.
Bobiku & Zeenie:
W przypadku Wagnera sądzę, że działał jeszcze fakt, iż nie wszyscy jego muzykę akceptują — przez co łatwiej sprowadzić go do roli ideologicznego symbolu.
Ciekawe kiedy doczekamy się Wagnera w TWON? Choć w wydaniu tandemu Treliński – Kudliczka mogło by to być jakieś kolejne dziwadło. Wydarzenie medialne a nie artystyczne. Może lepiej nie…
Edrisiemu, z poprzedniego wpisu:
By docenić jakość literacką libretta konieczne są dwie rzeczy: znajomość języka, w którym zostało ono napisane oraz świadomość jego roli w tym gatunku, gdzie nie stanowi ono jakości autonomicznej.
Argument, wedle którego libretta operowe są do niczego, stosują zazwyczaj wyzwoleni reżyserowie nie spełniający żadnego z powyższych kryteriów, jako alibi do szaleństw scenicznych bez związku z utworem.
CAŁYM utworem, nie tylko librettem, ponieważ kompozytor napisał muzykę do tego libretta, a nie do innego, niemal zawsze aktywnie uczestnicząc w jego powstaniu i redakcji, i obu elementów oddzielić nie sposób, jak nie sposób wkręcić lepszej oliwy do gotowego majonezu.
Z paleniem książek kojarzyłem nie jakość librett operowych, ale programową pogardę dla słowa i jego sensu (skojarzenie z… kampaniami wyborczymi jak najbardziej na miejscu!), w tym przypadku: śpiewanego słowa, którego wyzwoleni reżyserowie nie rozumieją, albo nim ostentacyjnie gardzą pod bałamutnym, literackim pretekstem, szastając się sans gêne po cudzych dziełach, tchórzliwie skryci za nazwiskiem Twórców większych od siebie.
PMK
Bobiku, jak zwykle trudno się nie zgodzić. We Wrocławiu to dopiero drugie pokolenie powojenne zaczęło całkowicie się utożsamiać z miastem, czyli, jak weszło w życie dorosłe, lata osiemdziesiąte. A teraz młodzi ludzie przebierają się w mundury Wehrmachtu i Armii Czerwonej i pod Wrocławiem inscenizują walki o Wrocław…. i wolą te pierwsze mundury.
Tu festiwale wielu muzykom o niemieckich nazwiskach można by zrobić… takiemu jednemu, doktorowi H.c. Schlesische Friedrich-Wilhelm-Universität zu Breslau np. Jest nawet tablica przy Oratorium Marianum.
Tak, tak, Uwertura akademicka nie jest może z tych wybitniejszych dzieł Brahmsa, ale została napisana dla miasta Breslau 😐
Wagnera mamy się w TWON doczekać bodaj za parę lat, ale może jeszcze sprawdzę u źródła 😉
Świetnie powiedział Barenboim na konferencji prasowej: Wagner nami manipuluje (i dlatego właśnie trudno być wobec niego obojętnym)… Rozwinęłabym temat, ale muszę się pomału zbierać 🙂
W najbliższym czasie Wagner zamanipuluje np w Łodzi (tzn Nowym Jorku) – 14 maja Walkiria MET Live in HD – nowa produkcja Roberta Lepage’a z ciekawą nowoczesną scenografią ale raczej „bożą” a nie „odjechaną” (obsada mocna, Levine dyryguje) – zajawki tu: http://www.metoperafamily.org/metopera/broadcast/template.aspx?id=16210&prodpage
Wszystkiego Dobrego, Wesołego, Akuratnego i Jajecznego na Święta wszystkim !
Życzę Dywanowi zdrowia, radości i optymizmu przy stole nakrytym na pamiątkę Zmartwychwstania, na pamiątkę Wyjścia z niewoli egipskiej, na pamiątkę zmartwychwstania przyrody po zimie.
Ponieważ część (malutką, ale za to jaką) spotkam w święta w Krakowie to reszcie już teraz piszę życzenia Świąt Wielkiej Nocy – rozumnych i pięknych. Z ludźmi i zwierzyną – niekoniecznie na półmisku
(niechaj kicają w udręce
– byle kapustnej – zajęce).
Pozdrawiam całe to nasze dywanowe towrzystwo – rozsiewając niewyobrażalnie cudny zapach chrzaniku. Bo z wszystkich form i rodzajów chrzanienia – ta jedynie jest uświęcona, która wiąże się z robieniem jaj.
Wielkanocne serdeczności od Jerzego.
Ja nie lubie Wagnera.
Przed wojna z wagnerowskich oper slynela Opera Lesna w Sopocie.
Wracając do głosu Pana Kamińskiego, to tu jest pewien problem. On sam zdaje się sarkał na śpiewaków usiłujących śpiewać w językach znanych inaczej, no to trzeba tłumaczyć. A jak tłumaczyć, to te idiotyzmy się często potęgują, bo trzeba się zmieścić w odpowiednim kawałku czasu.
I tu mam pytanie: ponieważ często i tak trudno zrozumieć co śpiewają na scenie, aż się prosi, żeby przełożyć tekst brzmieniowo, wstawiając takie wyrazy, które brzmią podobnie i mają podobną długość (no z akcentem wyrazowym to już nic się nie da zrobić) jak w oryginale, nie zwracając uwagi na sens. Zna ktoś takie próby??
Ale właśnie, mam artykuł o tłumaczeniu opery, może wreszcie przeczytam…
O Parsifalu kiedys Kisiel powiedzial „Patrzcie, ile tu sie zmarnowalo dobrej muzyki”.
Już jestem w Krakówku na kwaterze 🙂 Słoneczko świeci, Internet śmiga, no pięknie 🙂
A propos śpiewania oper po polsku, sprzedam Wam anegdotę, którą usłyszałam wczoraj w Operze Wrocławskiej. Otóż pod koniec maja będzie tam premiera Don Giovanniego w reż. Trelińskiego (ma jakoś zmodyfikować realizację warszawską). W związku z tym zatem przeprowadzono śledztwo, czy to arcydzieło mozartowskie w ogóle było we Wrocławiu po wojnie wykonywane. No i okazało się, że nie – był tylko (w latach 60.)… Don Juan 🙂 Po polsku 😆
A w ogóle w przyszłym sezonie sześć premier plus jedno wznowienie (Samson i Dalila, 17 i 18 marca). Z premier: Kniaź Igor w Hali Stulecia (Ewa Michnik/Laco Adamik, listopad), prapremiera Pułapki Zygmunta Krauzego (na podstawie Różewicza; Tomasz Szreder/Ewelina Pietrowiak, grudzień), Córka źle strzeżona – jedyna baletowa (Giorgio Madia, luty), Traviata (Bassem Akiki/Adam Frontczak, też luty), Otello (Ewa Michnik/Michał Znaniecki, kwiecień) i Bal Maskowy na Stadionie Olimpijskim w sam raz na Euro 2012.
O, dziękuję za wiadomości! Ja pamięci nie mam… Don Juan to jak tytuł wskazuje musi być po polsku! O ile dobrze pamiętam (patrz wyżej) to jeszcze w siedemdziesiątych latach śpiewali w większości po polsku. Np. Porgy and Bess. Za Satanowskiego Mozarty to były po włosku, ale byli i włoscy śpiewacy gościnnie.
No balet we Wrocławiu to… no, jest. I tyle. Nie wiem czemu tylko tyle. Poszedłem z dziećmi na Dziadka do orzechów, zupełnie wyrzucili fabułę, zmieniło się to w serię popisów solistów. Krótkie było. I nudne.
Tadeuszu, jeżeli myślisz o takich próbach na serio, to możesz na mnie nie liczyć, bo nie znam. 🙂 Ale dla śmichu na pewno takie dźwiękonaśladowcze fragmenty librett pisał Barańczak (niestety, nie posiadam, więc nie zacytuję).
Nie chwalęcy się i pamiętając o zachowaniu proporcji 😉 ja czasem też takie kawałki na Dywanik wrzucałem. Mam jednakowoż podejrzenie, że to jest najzabawniejsze nie tylko na słuch, ale i na oko – kiedy ma się przed sobą również tekst oryginału.
Pani Kierowniczce i wszystkim bywalcom tego dźwiękochłonnego blogu przesyłam serdeczne życzenia „jajeczno-zajączkowe”
Tłumaczenie librett to sztuka trudna, ale chyba nie bardziej, niż poczwórny axel, a w tej dziedzinie kandydatów nie brak. Gdyby był popyt i pieniądze, znalazłby się niejeden Tuwim i Młynarski.
Latami wszędzie wszystko śpiewano w przekładzie. Od ok. pół wieku – wszystko (prawie) wszędzie w oryginale, nawet, kiedy ten rzekomy oryginał to… przekład (Don Carlos Verdiego po włosku). Idealnego wyjścia nie ma, więc najlepiej byłoby fifty-fifty.
A opowieść o „bardzo złych librettach w ogóle” to bajka. Większość librett dzieł sławnych utrzymuje się na dobrym poziomie literackim, zważywszy wymogi gatunku. Nawet nieszczęsny Trubadur, z którego sobie sensaci dworują, ma problemy dramaturgiczne raczej, niż literackie.
Zabawne, że takich żartów wyzwoleni reżyserzy nie robią sobie zwykle z libretta Czarodziejskiego fletu, bo się boją Mozarta i masonerii – a tymczasem to dzieło dramaturgicznie koślawe, a literacko – żałosne…
Przez ladnych pare lat nasza sasiadka na Saskiej Kepie byla p. Bursztynowicz (z domu J. Lachetowna) – a bylo to dziesiatki lat temu. W tamtych czasach wszystko spiewalo sie w jezykach narodowych, bo pomysl pewnie byl taki, ze najpierw byl teatr a pozniej muzyka. Pamietam, kiedys opowiadala, ze przyjechal do Warszawy na goscinne wystepy tenor z NRD i baryton z Bulgarii. Ktoras z oper, chyba Verdiego, szla wtedy w trzech jezykach – tenor po niemiecku, baryton po bulgarsku a reszta obsady po polsku. Mozna i tak.
Lachertówna… 🙄
Re Gostek – trudno mi powiedziec.
Zawsze ja znalem jako p. Bursztynowicz(owa). Panienskie nazwisko wzialem z internetu. http://www.trubadur.pl/Biul_40/Lachetowna.html
Moznaby zapytac sie corki, ktora caly czas mieszka na Saskiej Kepie, w tym samym mieszkaniu.
Dot: poniekąd Wagnera
Jutro (sobota 4/23) o 19:03 oraz pojutrze (4/24 niedziela) o 20.03
STOCKHAUSENA „sonntag aus licht” w dwóch częściach nada Deutchlandradio
Kultur
http://www.dradio.de/dkultur/sendungen/konzert/1429170/
http://www.dradio.de/dkultur/sendungen/konzert/1429173/
No to przywitałam Misteria Paschalia 🙂
Zycze wszytskim tutaj zgromadzonym, Wesolych Swiat. zdrowych i bardzo kulturalnych, sukcesow, radosci i szczescia na scenie i na widowini, jako sluchacze i jako widzowie a Pani Gospodarz duzo dobrych artykulow.
Wesolego Jajka!
http://wiadomosci.onet.pl/nauka/zaskakujacy-wplyw-lekcji-muzyki-na-zdrowie,1,4250733,wiadomosc.html
A ja Paschalnie zycze wszystkim, by powyzszy artykul natchnal tych, co u steru
Wesolego radosnego
Wszystkim życzącym wzajemnie! 😀
Ale ja nie przerywam tutejszej działalności, w końcu jest o czym pisać. 🙂
Muzyka trzyma nam Niemca z dala?
No to śpiewajmy: tralalalalaaaaaaa!