Rousset debiutant
Po raz pierwszy na Misteriach Paschaliach – i w ogóle po raz pierwszy w Polsce – pojawił się zespół Les Talens Lyriques, prowadzony od 20 lat przez założyciela Christophe’a Rousseta. Po raz pierwszy także w Polsce zabrzmiało wykonane przez muzyków dzieło: Li prodigi della divina grazia nella conversione e morte di San Guglielmo duca d’Aquitania Pergolesiego. Tytuł długi, utwór też (trzy akty, choć trochę skrócony); ma w sobie, poza masą dobrej, wartkiej muzyki, jakiej można się spodziewać po tym kompozytorze, choć to jedno z najwcześniejszych jego dzieł. Zawsze miło jest poznawać nowe tereny, więc słuchało się tego z przyjemnością, zwłaszcza, że po pierwsze jest momentami nawet bardzo zabawne, po drugie – wykonanie należało do satysfakcjonujących.
Francuski zespół pod dyrekcją Rousseta grał – by tak rzec – rozsądnie, w sposób wyważony, nie zapędzając, jak to się zdarza włoskim formacjom. Soliści – zestaw międzynarodowy, troje Włochów, Hiszpanka i Argentyńczyk. Jak powiedział mój koncertowy sąsiad: „faceci to kobiety, a anioł bezpłciowy – jak w życiu”, czyli rolę Anioła śpiewał sopranista Paolo Lopez (nie zawsze panował nad dźwiękiem, choć barwę miał ładną), a z sopranistek Raffaella Milanesi była tytułowym św. Wilhelmem, a Sabina Puertolas – św. Bernardem (pierwsza z nich zdecydowanie bardziej mi się podobała, druga miała w forte zbyt ostrą barwę). Do tego dwóch basów, bardzo przyzwoitych: Maurizio Lo Piccolo (Cuosemo) i Lisandro Abadie (Demonio).
Debiut więc ogólnie udany i długo nie chciano wypuścić muzyków z sali. Po trzech niemal godzinach! No i nawet zabisowali.
Sobota to jedyny dzień dwóch koncertów. Po tym drugim nie wiem, czego się spodziewać. Podobno ma być głośno.
P.S. 1. Jakoś widzę, że nikomu nie chciało się tu opisywać cyrków wielkoczwartkowych z Kryśką i Żarusiem, który, jak mi tu właśnie opowiadano, nawet sobie na koniec potańczył. No cudnie.
P.S. 2. Nawet nie wiecie, jak mi miło, że spotykam się z Wami w tym wpisie już po raz 600!
Komentarze
Dla mnie to był jak dotąd najpiękniejszy koncert tegorocznych Misteriów Paschaliów. Tak zresztą zgodnie stwierdziliśmy (rozanieleni) już w przerwie ze znajomymi, z którymi od kilku lat wspólnie obserwujemy festiwal. Cały aparat wykonawczy oddany w służbę sensu – w tym wypadku walki dobra ze złem, która toczy się w duszy ludzkiej. Nie było tutaj wychodzenia przed szereg czy popisywania się wirtuozerią. Była staranna i zaangażowana realizacja młodzieńczego dramatu religijnego Giovanniego Battisty Pergolesiego.
I rzeczywiście już w tym wczesnym utworze objawia się wielki talent Pergolesiego. Mimo skromnej obsady instrumentalnej i prostoty środków wyraziście scharakteryzował wszystkie postaci dramatu, wyposażył je w uczuciowość, której nie sposób się oprzeć. Największe wrażenie zrobił na mnie sposób muzycznego przedstawienia przemiany głównego bohatera – z człowieka butnego i nieustępliwego, poprzez skruszonego i cierpiącego za grzechy, po pięknie pogodzonego z losem. Przeżywałam tę ewolucję na własnej skórze, angażując się emocjonalnie w każdą z jego arii. Wspaniały w swym religijnym zapale był Św. Bernard. Anioł dzielnie potykał się słownie i nie tylko z Demonem. Demon zaś był cały ze smoły, również pod względem wokalnym. No a na dodatek Cuòsemo, prostaczek (przemawiający dialektem), którego wielką zaletą jest, że nie potrafi udawać kogoś innego.
Christophe Rousset dobrał do tego wykonania głosy charakterystyczne, b. dobrze dopasowane do ról, realizujące ich potencjał, zdolne do świetnej pracy zespołowej i interakcji. Właściwie nie myślałam podczas wykonania o tym, że mam przed sobą wokalistów – oni po prostu byli postaciami dramatu. Orkiestra sprawna, subtelna, brzmiąca głębią emocji i zmagań duchowych. Dopisuję Les Talens Lyriques do listy moich ulubionych zespołów. I mam nadzieję, że niebawem powrócą do Krakowa.
Przy okazji wyłoniła się edukacyjna wartość dodana – klamra między wtorkowym oratorium Lea w wykonaniu Europa Galante a dzisiejszym Pergolesim. Fascynujące porównanie – słyszalna zmiana stylu, krok ku większej prostocie środków i bezpośredniości emocjonalnej. Przyznam, że o ile Leo mnie zaciekawił i wciągnął, to Pergolesi już wzruszył, w dodatku na bardzo subtelnym poziomie.
O kurczaki!
Ale Pani jest szybka!
Ja też już coś skrobnąłem na temat koncertu, ale złośliwie nawala mi blog i nie mogę wkleić swoich wrażeń 🙁
Pozdrawiam
A propos czwartku, też z rozmów ze znajomymi. Biedni doznali doznali w tym roku poparzenia trzeciego stopnia L’Arpeggiatą (wyszli po pierwszym bisie zniesmaczeni do bólu). Ja miałam to już rok temu, więc w tym roku się po prostu nie wybrałam. Żeby nie siedzieć i nie mieć za złe, kiedy wszyscy wokół szaleją z radości. A ja choruję od tak zaawansowanej manipulacji publicznością, od chwytów powtarzanych do bólu i muzycznego spłaszczenia – te akompaniamenty, takie same do wszystkiego, smakują po kilkakrotnym wysłuchaniu (bo to materiał z płyt, ograny do upęku) jak rozgotowany budyń. Podobno jedna z słuchaczek wyraziła przypuszczenie, że w przyszłym roku na koncercie L’Arpeggiaty chyba należy spodziewać się striptizu. No bo cóż można jeszcze dać mocniejszego po tym tańcu Żarusia? 😉 No i stwierdziliśmy (znów zgodnie), że niech sobie już ta Kryśka będzie, skoro tylu osobom daje radość, ale my się nie będziemy pchać do nie naszej bajki.
Żaruś z Kryśką bisowali 4 razy 🙂
Dzisiaj było smakowicie, choć przyznam, że trochę przydługawo, stąd podobnie jak Panią, zdziwił mnie bis i dziwna sytuacja, kiedy ludzie masowo wychodzą, a artyści wchodzą po raz kolejny na scenę 🙂
Lopez rozkręcił się w II i III akcie, w I akcie intonację miał bardzo chwiejną. Ogólnie miał jak dla mnie zbyt jaskrawą i ostrą barwę. Mi bardziej do gustu przypadła Pani Groszkowa czyli Sabina Puertolas, ale może dlatego, że była tak uwodzicielska? Obie zresztą starały się dać tyle gry aktorskiej na ile to możliwe w przypadku koncertu.
Widziałem, że była Pani zadowolona po koncercie, więc chyba na początek całkiem nieźle te Misteria. Nie żebym był jakiś bardzo nieśmiały, ale może odważę się przywitać następnym razem.
I gratuluję szczęśliwej 600, kolejny ciekawy będzie 666, ale życzę co najmniej 6 milionów 🙂
I na koniec, abstrahując od Misteriów, nie wiem czy Państwo to już widzieli, ale zapowiadają na amazonie Aleksandrę. To dopiero Radość!, choć nausznie będzie można się przekonać dopiero w sierpniu :0
http://www.amazon.co.uk/Gioia-Aleksandra-Kurzak/dp/B004P1YX4E/ref=sr_1_4?ie=UTF8&qid=1303511662&sr=8-4
Życzę wszystkiego dobrego na święta!
Widzę, że nikogo budzić nie trzeba?
Jak widać, niektórzy nie śpią, aby być pierwszymi 😯
Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś, to są zwyczajne dzieje. Rymuje się z knieje i łoś.
A ja tylko powiem, że wczoraj oglądałem muzykę serio serio POWAŻNĄ. I powiem, że pan Gosztyła do pana Stuhra Macieja ma się jak…
I że Pasja Don Penderone ma się do Pasji PM jak….
Ja tam akurat Pasję Don Penderone lubię. Jeszcze był trochę inny, bo dopiero zaczynał zdradzać awangardę 😉
Ten nocny wpis, prawdę mówiąc, jak tak patrzę rano, to był trochę na odwal, bo już byłam dość zmęczona. Tak że dziękuję Beacie za ideologiczne dopełnienie 🙂 Co do Pani Groszkowej, na mnie jej uwodzicielstwo nie działa 😆
A w ogóle, to minizlocik zaczął się wczoraj już po południu – wyesemesowała mnie Beata, że jest w Cafe Młynek na placu Wolnica i że działa tam kucharz ajurwedyjski i jak mam ochotę, to żebym się dołączyła. Dołączyłam się i nie żałuję, co więcej, polecam wszystkim, którzy wybiorą się do Krakowa (w czwartek, piątek, sobotę, niedzielę – resztę tygodnia chłopak zostawia sobie na jogę i medytacje 😉 ), a którzy gustują w kuchniach okołohinduskich, żeby to miejsce odwiedzili. No, po prostu czysta poezja! Warzywka pokrajane w kosteczkę i duszone w sosie kokosowym, ryż z cytryną i kurkumą i może czymś jeszcze, do tego chutney z gruszki i listeczki cykorii podsmażone czy podpieczone – każdy z odrobinką miąższu grejpfrutowego. Na deser mus z pomarańczy z kardamonem i herbatka ajurwedyjska z miodem w osobnym kieliszku. No, boskie. Dziś też zapewne idziemy, przed udaniem się do Wieliczki.
miderski, Mateusz – szkoda, że się nie spotkaliśmy.
No i życzenia dla wszystkich Jerzych i Wojciechów! A zwłaszcza dla 60jerzego, Kwoka naszego ulubionego – jutro złożę osobiście spóźnione, niemniej szczere.
Aha, Gostku – widziałam te płytki, nabyć? No, chyba że wystarczy przegranie ode mnie, bo ja je mam.
No ja właśnie mówię, że świetna jest Pasja Pendereckiego. 🙂
ad drugie – po 15 nabyć… Bardzo proszę. Po 50 mnie nie stać chwilowo 🙁
Dzień dobry wszystkim!
Szanowna Pani Kierowniczko!
Tyle się dziś mówi złego o internetowych znajomościach – nawet policja robi jakieś akcje uświadamiające 😉 Ja Panią widziałem, ale nie schodziłem z moich z góry upatrzonych pozycji w kącie, żeby zgarnąć autograf dyrygenta.
Blog już mi działa więc zapraszam, ale widzę, że pani Beata miała podobne wrażenia do moich.
Pani Dorocie i Wszystkim – wiosennie uśmiechniętych Świąt 😀
Święta świętami, a dziś rocznica premiery „Il Re Pastore” Mozarta.
Mozart + Raffaela Milanesi:
http://www.youtube.com/watch?v=SU0aVMdelTQ
Pani Dorocie i Wszystkim Bywalcom Dywanu Wesolych Swiat 🙂
Michala Petri i James Galway:
http://www.youtube.com/watch?v=x1GuPhZRR-E
Miłej Gospodyni i wszystkim bywalcom – Wesołych Świąt.
Kryśka daje obecnym na jej występach mnóstwo pozytywnej energii, więc niech jej tam. Kiedy mnie ostatnio znajomy zapytał o wrażenia, pierwsze, co mi przyszło do głowy, to słowo „ludyczny”. Też nie moja bajka, ale w sumie dobrze, że taka Kryśka jest na świecie i robi to, co robi.
Świąteczne pozdrowienia i życzenia.
Co do czwartkowych wygłupów, powiem szczerze, że mnie bardziej niż bisy, wkurzyła ciaccona i pluharowskie pojmowanie muzyki. Tzn. nie mam nic przeciwko eksperymentom, co prawda nie jestem i pewnie nie będę entuzjastą paradygmatu fusion, ale nie odmawiam takim poczynaniom prawa do istnienia. Jak zwykle chodzi o poziom i estetykę. Fusion i oczywista nieautentyczność, które były na płycie z tarantellami (kiedy to 8 czy 9 lat temu zaczynała się kariera Arpeggiaty), to był jednak zupełnie inny poziom estetyczny niż rozmaite późniejsze produkcje Pluharki. Niech grają jak grają, ale ten pseudojazzujący kontrabas w ciacconie na czwartkowym koncercie doprowadził mnie do furii, nie dlatego że „nie wolno”, tylko dlatego że to było słabe, bardzo słabe.
A bisy były w konwencji jeszcze do przyjęcia, choć zgadzam się, manipulacja publicznością dość prymitywna. Problem jak dla mnie jest tu jeszcze gdzie indziej. Po pierwsze, program nazywa się Via Crucis. Po drugie, jest grany w Wielkim Tygodniu. Po trzecie, na festiwalu który nazywa się Misteria Paschalia. Coś tu nie gra od strony elementarnego senus, prawda? Nie jestem ponurakiem i ludyczna zabawa Pluharki i Jarousskiego mnie nie razi. Razi mnie w koncercie o takim a nie innym programie, w czasie takim a nie innym i na festiwalu takim a nie innym.
Ale to już widać od jakiegoś czasu. Pamiętam gdy rodziła się formuła Misteria Paschalia. Pamiętam koncert Ensemble Organum w 2004 roku, kiedy na świecie jeszcze nikt o tym festiwalu nie słyszał. Pamiętam koncerty Le Poeme Harmonique, Floria itd. Pamiętam gdy koncerty organizowano w kościołach (pięknych krakowskich kościołach). To miało coś wspólnego z misterium.
Sala filharmonii nie jest tragiczna. Ale to nie jest miejsce na koncerty takiego festiwalu (choć akurat na koncert czwartkowy – jak najbardziej).
Kilka lat temu irytowało mnie czekanie na łaskawe wpuszczenie do kościoła, brak numerowanych miejsc.
Teraz mamy numerowane miejsca w kościele (ale prawie nie ma koncertów w kościołach, są w filharmonii!), mamy pomadki rozdawane przy wejściu (rozbawiło mnie to i zażenowało prawie tak jak kontrabas Arpeggiaty), mamy ceny biletów jak z europejskich zachodnich stolic. OK, w tą stronę to poszło – ale te pomadki na wejście to trochę metafora całości festiwalu. On przestaje już być „Paschalia”, on już zdecydowanie nie jest „Misteria”.
On się staje wydarzeniem towarzyskim, gdzie można sobie potupać przy wyczynach ekipy Pluhar, mając poczucie przynalezności do elity (drogie bilety, sala filharmonii, obecność gminnych VIPów).
Jakoś mnie przestaje dziwić, że nie przyjechał tym razem Florio, Dumestre….
Savall i Biondi pewnie są siłą tradycji.
Ciekawe co będzie za rok. Niestety mam wizję. Wszystkie koncerty w filharmonii, na wejście do pomadek dodawane będzie confetti, a Pluhar zagra fusion z BoneyM, za to bilety będą po 400 zł.
Może się mylę….
Dobrych, spokojnych, pogodnych dni życzę Wam i Waszym bliskim.
Pozdrówka serdeczne 🙂
Maria
Pies, wiadomo – przy świętach włącza znaną płytę,
życząc, by prócz wesołych były smakowite. 🙂
Zdrowych, wesołych, pogodnych świąt 🙂
Zdrowych i wesołych świąt w gronie najbliższych osób.
pozdrawiam 😀
Michał
Kochani, i ja Wam życzę ciepłych, słonecznych, radosnych Świąt 🙂 A liskowi dziękuję za rozkoszne fleciki!
komorfil – witam. Ja już z całą premedytacją rezygnowałam w tym roku z Kryśki i Żarusia (a i z Savalla…), wiedząc, co się święci. Teraz żałuję, że nie widziałam jednej rzeczy: jak Jacek Hawryluk zdjął marynarkę i nią kręcił… To już przejdzie do annałów. Co nie znaczy oczywiście, że zrobił to serio. Jego komentarz: No bo jak inaczej sie w tej konwencji zachować?
Co do wizji kolejnych festiwali… hm. Wczoraj rozmawiałam z dyrekcją, która mi również zeznawała, jak było („krawaciarze byli szczęśliwi” – tę motywację jestem w stanie zrozumieć, bo to krawaciarze decydują o kasie). FB dodał: nie można robić festiwalu dla garstki znawców. Ja na to, że proszę bardzo, ale wtedy ta garstka, łącznie ze mną, przestanie przyjeżdżać, coś za coś. Cóż, garstka też coś będzie dostawać, ale… wicie, rozumicie. Dzisiejszy wieczór też coś powiedział. O tym potem, w osobnym wpisie.
A w zeszłym roku po prostu widziałam, jak trybiki się FB przestawiają (pod wpływem tzw. głowy do interesów) – najpierw był zdegustowany Arpeggiatowym cyrkiem, ale potem, dokonując szybkiej refleksji nad entuzjazmem publiczności, stwierdził – a jednak ich zaproszę znów w przyszłym roku!
The show must go on.
A Rousset mu się spodobał.
Zjem coś i spiszę wrażenia dzisiejsze.
Nie będę recenzował czwartkowego występu L’Arpeggiaty.
Powiem tylko, że dla mnie, po to, by ten festiwal dalej trwał, mała koncesja w postaci jednego wieczoru dla snobów jest do przyjęcia. Najlepiej taki koncert dawać wtedy w poniedziałek, bo poszukujący innych wrażeń po prostu będą mieli jeden dzień dłużej na spakowanie rzeczy i zalogowanie się w Krakowie.
Oczywiście spokojnych Świąt!!!
Wesolych, a czemu tak strasznie Arpegiata burzy? NIgdy nie bylam na ich koncercie, mam ich plyty ale z czasow kiedy zaczynali byc slawni, jakos potem te plyty jakos zaczely mnie nuzyc, nie wiem dlaczego. Nigdy tez nie bylam na Misteriach, byc moze pomysl sie wypala i nie wiedza czym przyciagac ludzi. Pluchar zrobila chyba troche dobrego bo polaczyla muzyke dawna z komercja i dizeki temu troche weicej ludzi sie tym zainteresowalo, tak przynajmniej mi sie wydaje. A czemu Savall jest zly?
Savall był kiedyś fantastyczny. Teraz zachciało mu się być kompozytorem i historykiem dla mas z akcentem na muzykę, nie tylko prawdziwą z epoki, ale i zmyśloną. Jest w tym niestety fałsz, przynajmniej w moim odbiorze. Ale dla początkujących, podobnie jak Kryśka, to może i dobre.
To jest w ogóle problem bardzo istotny i ciekawy – czy robić dla znawców, czy dla tzw. szerokiej publiczności, czy wypośrodkowywać, a jeżeli tak, to jak. Obawiam się tylko, że czas świąteczny dyskusji na ten temat niekoniecznie będzie sprzyjał. 😉 Ale tak w ogóle – może kiedyś – pogadać na ten temat by warto.
Skrót FB ja akurat zrozumiałem, ale czy aby na pewno każda młodzież odróżni FB od fejsbuka? 😈
No, z pewnością nie każda 😉
Ja tutaj za młodzież uchodzę, ale wiem o co biega PK z FB 🙂
Nie lubię oportunistów !
Myślę, że jednak pierwotnym założeniem MP było zrobienie właśnie festiwalu dla garstki, i stąd jego ogromny sukces, o czym decydenci zapominać nie powinni.
Dobra, dobra. Wtedy to było MP1, a teraz to już jest grubo więcej niż MP3 i na pytanie „którędy, którędy, droga do Poręby?” jest prawdopodobnie więcej niż jedna odpowiedź. 😉
Nikt nie mówił, że droga nie będzie wyboista. Oby tylko nie zrobiło się coś na kształt Beethovenowskiego, tyle że w wersji z dawną muzyką.
W każdym razie muszą pamiętać, że w garstce siła i o garstkę trzeba dbać, bo markę błyskawicznie można zepsuć..
A to dla chcących reminiscencje z wczoraj http://www.polskamuza.eu/wywiady.php?id=327
@miderski:
nie sądzę by problem w koncercie Arpeggiaty polegał na tym że to jest „dla snobów”. To znaczy – takim się robi, ale wyjściowo to po pierwsze był inny (lepszy estetycznie) zespół -płyta z Landim, Kapsbergerem! no i tarantelle, co by o tym nie mówić, to otworzyło nowy rozdział interpretacyjny i nagraniowy, a to nie każdemu się udaje, nawet jeśli końcowy efekt jest kontrowersyjny; zresztą, jak się zastanowić, to każdy efekt końcowy czegokolwiek jest dla kogoś kontrowersyjny.
Jak pisze Pani Dorota, to jest dobre dla początkujących, jest w tym co prawda pułapka. Dla początkujących płyta z tarantellami to jest po prostu genialne (bo na dobrym poziomie pokazuje w przystępny sposób coś co ogólnie nazywa się sztuką wyższą, a dodatkowo pokazuje że sztuka ludowa to nie jest obciach – a dla większości ludzi takie stwierdzenie to byłoby odkrycie). Ale teraz Pluhar poszła krok czy nawet dwa kroki za daleko. Od popowego, i jednak na jakiś (niech będzie, że „niski”) sposób nowatorskiego ujęcia klasyki (o ile Kapsberger to „klasyka”) przeszła do jej ujęcia cepeliowskiego w kiepskim guście.
To że przy okazji załapują się snoby – to generalnie typowe i zawsze tak się dzieje. Ale w tym wszystkim nie zapominajmy, że taki koncert to nadal jest kawałek bardzo przyzwoitego grania. Krytykuję, ale nie zarzekam się, że za rok na Arpeggiatę nie pójdę (no chyba że będzie fusion z występem Rubika, rytmicznymi oklaskami, do pomadek przed wejściem dodane zostanie confetti, Jaroussky będzie sposobem Davida Copperfielda lewitował pod sklepieniem filharmonii, to wszystko w cenie 460 zł za bilet na drugie miejsca).
@bobik:
nie ma odpowiedzi na to jak wypośrodkować, dlatego jest problem i dlatego ambitny festiwal się stacza, ale za to jak się stacza (coraz lepiej zarabia, do tego stopnia że jest w stanie rozdawać pomadki przed wejściem). Tak się dzieje nie tylko z MP. Tak się dzieje zawsze, niestety. To nie jest pesymizm poznawczy. To jest realizm, bez satysfakcji napiszę, że spodziewałem się tego. Ani Savall, ani Pluhar nie są temu winni. Winny jest naturalny mechanizm: rozprzestrzenianie jakiegokolwiek przedsięwzięcia w taki sposób że dotyczy ono coraz większej liczby osób (w tym przypadku- odbiorców, słuchaczy), powoduje w sposób automatyczny, nieodwołany, nieodwracalny spadek poziomu, bo niestety poziom windują jednostki, a nie tłumy. Z drugiej zaś strony, czyż nie „Seid umschlungen Millionen”?
@Mateusz Borkowski:
Prawisz słusznie, ale to właśnie dynamika procesu decyduje o tym co mamy. Piszesz że ogromny sukces bierze się z założenia że to dla garstki. Racja, ale to punkt wyjścia, teraz już nie ma garstki, więc i założenie po prostu musi się zmienić. Jeszcze inaczej, rewolucja zjada własne dzieci.
Ewolucja też. Jeszcze inaczej, Proust napisał: „każde mimo jest zapoznanym ponieważ” i to jest genialna ogólna zasada tłumacząca większość społecznych procesów (ewolucja MP jest też rodzajem społecznego procesu). Czyli: MP8 jest takie właśnie PONIEWAŻ MP1 było inne, a nie: MP8 jest takie MIMO że MP1 było inne.
Pozdrawiam.