Labirynt na Grochowskiej
Znana nam tu wszystkim „leniwa orkiestra”, czyli Sinfonia Varsovia, nie dość, że była w Japonii i wciąż jeździ, to szykuje się pomału do drugiej warszawskiej edycji La Folle Journée, a jednocześnie do przeniesienia siedziby. Remontowany jest jeden z budynków – byłam tam dziś, prace bardzo zaawansowane – i zapewne już we wrześniu stanie się salą prób orkiestry (z możliwością wpuszczania pewnej ilości osób – będą zapraszać okolicznych mieszkańców), a zatem nastąpi historyczny moment rozstania SV z Technikum Kolejowym! W przeciwległym budynku, także remontowanym, będą biura, które z kolei przeniosą się z Pałacu Kultury. Wreszcie całkowicie na swoim. A na tyłach parku, po wyburzeniu paru garaży i baraków, stanie jesienią namiot – właściwie nie tyle namiot, co pawilon, w którym będą się dziać różne rzeczy.
Na razie ruszyła dziś, jak w zeszłym roku, Akcja Labirynt, czyli artystyczne warsztaty edukacyjne dla dzieci. (Dla nauczycieli już się odbyły.) W linku, nie wiem zresztą dlaczego, nie napisano, że jest to też swoiste przygotowanie do Folle Journée – temat Tytanów jest w warsztatach uwzględniony. Planowane są też na samym festiwalu specjalne koncerty dla dzieci, w tym zespołów dziecięcych, które będą grać w namiocie przed Operą Narodową. Ale nie tylko takie – będą też dwa koncerty dla najmniejszych maluszków, zgodnie z ideą innego programu, także realizowanego przez fundację Muzyka jest dla wszystkich – Smykofonii. A wracając do letnich akcji na Grochowskiej, będą tam jeszcze koncerty – w soboty o 17., w niedziele o 12. – młodych artystów (m.in. Krzysztof Stanienda, Marianna Bednarska, Marek Bracha, Bartosz Koziak), wykonujących dzieła bohaterów tegorocznego festiwalu; takie przygotowanie. Cykl rozpocznie się 2 lipca o godz. 17 koncertem zwycięzcy odbywającego się właśnie Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Artura Rubinsteina w Tel-Awiwie. Wstęp na koncerty będzie wolny.
A dziś zajrzałam, co się dzieje na warsztatach. Świetna sprawa, taka aktywizacja dzieciaków. Wspaniale bawią się w Laboratorium Dźwięków, gdzie reżyser dźwięku nagrywa ich głosy i pokazuje, co można z nimi zrobić. Przekształcanie dźwięku można też obserwować na innym warsztacie – „Sensor Piano”, gdzie na fortepianie zainstalowana jest przystawka zmieniająca barwę dźwięku – można poruszać po niej palcami, inne dziecko gra w tym czasie na klawiszach i wychodzą różne zabawne brzmienia. Na innym warsztacie dzieci zapoznają się z instrumentami, ale w ten sposób, że same są zachęcane do wzięcia ich w ręce i prób gry. Oczywiście są też zajęcia z tańca czy malowania plakatów muzycznych (podczas słuchania muzyki). Ubawiło mnie z lekka spotkanie Muzyczne Oko, na którym dzieciom puszczane są fragmenty filmów związane z muzyką. I okazuje się oczywiście, że one to wszystko widziały, na DVD czy YouTube (np. kreskówkę z serii Tom & Jerry, dzięki której Lang Lang, jak opowiada, został pianistą). Ale zawsze można im jakieś nowe znaczenia podpowiedzieć.
Chciałoby się jak najwięcej takich zajęć.
PS. A w niedzielę, jak ktoś z dzieckiem będzie blisko Warszawy, polecam: http://wiosnazchopinem.pl/pl/dzien/dziecka
Komentarze
Jeszcze wczorajszy watek, jesli mozna.
Zajrzalem do blogu Bobika i widze, ze party z Dywanu wycieklo tam. To tak jak na najprawdziwszej prywatce z dawnych czasow !!! Mozna przygotowac i jedzenie i picie i palenie i siedzenie i tanczenie w najwiekszym pokoju, a po pol godzinie i tak polowa towarzystwa zbierze sie i rajcuje w najlepsze calkiem gdzie indziej i nie sposob ich wypchnac, chociaz blokuja dostep do lodowki a czasem i innych potrzebnych urzadzen.
Tylko nie zorientowalem sie, czy u Bobika to kuchnia, czy ktoras sypialnia byla? No bo to chyba jednak nie byl garaz, gdzie moznaby zapalic ?
Pobutka (trochę odległa, jedynie słówkiem połączona…).
Pani Kierowniczko,
czy jest jakiś harmonogram spotkań Frędzelków w Óć ?
Pytam, bo pojutrze do Constantinopolis (wulkan nie dymi a i tremblement de terre jakieś słabe sinusoidki daje tylko) ; wracam w piątek (3.06) rano i praktycznie zaraz jadę na spotkanie…
Przypisałem się do hotelu Cubus – to na tej samej ulicy co Campanile i Ibis tylko w drugą stronę..
Ścieżki dźwiękowe do kreskówek są nieprzebranym źródłem muzyki poważnej. Wszystko ze stajni Warnera (Bugs Bunny, Porky Pig etc.) zawsze było podszyte poważką. Proszę też uważnie sobie posłuchać dowolnego odcinka Smerfów. Co tam się dzieje!
Uwaga! Smykofonii nie należy mylić ze Smyrofonią!
Dzień dobry,
nie wiem, czy mi wypada podjąć wątek NTAPNo1, ale raczej, znając Mamę Bobika, przyjęłabym hipotezę garażu 😉 Z drugiej strony trzeba powiedzieć, że właściwie to było osobne party, ponieważ zostało zainicjowane we wpisie 🙂
W ogóle ja czuję się w Koszyczku trochę jak w filii Dywanika, tym bardziej, że spotykam tam coraz więcej tutejszych bywalców 🙂 Jeśli się pojawiają i tu, cieszę się tym bardziej. Jeśli nie… hm, cóż poradzić na to. O muzyce, tej poważniejszej zwłaszcza, w przeciwieństwie do innych dziedzin, w ogóle nie wszyscy uważają, że mają coś do powiedzenia, a są i tacy, którzy wręcz się chwalą, że nie mają nic; dlatego też ta tematyka znika z co popularniejszych pism 😥 . (No, a jak komuś jest ona bliska, to zwykle też jest jakoś wyspecjalizowany, lubi jedno, ale nie lubi drugiego itp.)
A do tego blogu merytoryzm muzyczny jest przypisany z natury. Zresztą przecież sami przyznajecie, że także dla merytoryzmu tu przychodzicie 😉 Nie będę przecież dla zwiększenia liczby komentarzy pisać np. o polityce – dość tej tematyki gdzie indziej, a i różne plugawości się zwykle przy takich okazjach przyplątują. To ma być oaza ich pozbawiona – i juszszsz, jakby powiedział zeen 🙂 (Raz tylko ustąpiłam wobec bieżących wydarzeń – w zeszłym roku w kwietniu, ale taka była sytuacja i potrzeba chwili.)
Czasem jest tak, że odzewu nie ma, wtedy człowiekowi bywa smutno i się zastanawia, dla kogo właściwie to pisze. Jednak potem się spotyka baaardzo różne (z wieku, płci, urzędu) osoby, które mówią, że „co prawda się nie wpisują, ale nałogowo czytają” i można się uspokoić – jest po co to robić. No to robię dalej. Pozdrawiam milczących 😉
lesiu,
harmonogramu nie ma, tym bardziej, że jeszcze nie wiem, kto kiedy będzie… No to kolejno odlicz!
Polsce potrzebny jest ktoś taki jak Norman Lebrecht. Niby jest Kaczyński, ale nie wiem, czy to to samo…
Gostku,
kiedyś nawet cały Dzień Dziecka tu zrobiliśmy wokół muzycznych kreskówek:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2008/06/01/drogie-dzieci/
Niestety, wiele linków już nieaktualnych…
A jeźlikto myśli, że tylko w Białymstoku są problemy:
http://www.artsjournal.com/slippeddisc/2011/05/breaking-sacked-welsh-player-wins-on-appeal/
Oj, 2008 to chyba przed moim nastaniem.
Ale ja dość nieźle kojarzę te muzyczne kreskówki.
To było w Olsztynie:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,9344000,Sad__zwiazkowca_puzonisty_nie_mozna_zwolnic__nawet.html
Tak, jasne.
Skoro mamy takie śmieszne prawo, to ja się zapisuję do młodzieżowego związkowego chóru – mogę śpiewać w operetce pana I.
A gdzieżbym ja wyrzucał palaczy do garażu? U mnie wolno im się wylegiwać na kanapach i jeść ze srebrnych misek. 😈
Bardzo mi przyjemnie, że Kierownictwo czuje się u mnie jak u siebie. 😀 Na pewno zresztą nie bez podstaw, bo oprócz wspólnej części P.T. Towarzystwa mamy chyba bardzo podobne podejście do blogowania, do kultury, podobne poczucie humoru, itd. Tyle że u mnie się kłapie na różne tematy, które tutaj by nie pasowały. 😉 I sam bym nie chciał, żeby pasowały, bo Dywanik jest dobry taki, jaki jest.
Ale przyznaję, że ja również o polityce i innych takich pokłapać sobie lubię, więc żeby nie obciążać tym blogu Kierownictwa, założyłem swój. Gdzie z kolei Kierownictwo może sobie do woli kłapać o tym, o czym tutaj nie lzia. 😆
Oj, tak, bywa 😉
To teraz jeszcze coś wrzucę dla warszawiaków i okolicznych z dziećmi. W tym roku po raz drugi organizowany jest Dzień Dziecka w Żelazowej Woli:
http://wiosnazchopinem.pl/pl/dzien/dziecka
W zeszłym roku było podobno ok. 7000 osób!
Żeby było lepiej widać, dam to na PS do wpisu 🙂
Bobiczku, wylegiwać i srebrne misy, ale czy im wolno ZAPALIĆ nad srebrną misą, czy mają to robić w tym garażu? Ja tam zwykle jestem za garażem, jakby co…
Tadeuszu, nie taki naiwny ze mnie szczeniak, żeby odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie i bez pozostawienia wątpliwości. Przecież wiadomo, że wtedy bym się naraził albo jednym, albo drugim. 😉
Życie mnie nauczyło, że palenie wprawdzie może być kością, ale – kością niezgody. 🙁
Hi, hi 🙂
Garaż nie garaż, Bobik u siebie jest u siebie, a na szczęście wirtualnie dym nie przenika, tak więc możemy się wspaniale bawić bez okrzyków: ech, ci palacze, już nie mogę oddychać… 😉
Rany boskie, czyżby Kierownictwo już nigdy nie chciało spotkać się ze mną na żywo? 😯 😥
Swoją drogą, garażu nie posiadam w ogóle. 😈
Ale za to duży ogród, w którym niepalacze mogą oddychać do woli. 😆
Z serii „gry i zabawy studentów wokalistyki”
Kimchilia Bartoli
http://www.youtube.com/watch?v=vdQU-N8b3HA
PS. Jak nie dośpiewa, to dowygląda… 😉
Bobiczku! A gdzie ja coś takiego napisałam? 😯
Beata wrzuciła jakąś pychotę, którą dopiero w domu docenię… 🙂
Zaniepokoiłem się, bo Kierownictwo napisało, że wspaniała zabawa to jest wtedy, jak dym jest wyłącznie w zasięgu wirtualnym, a nie bezpośrednim. A jak wiadomo nie ma dymu bez… No, czy jakoś tak. 🙄
Ale ja nie tak znowu na serio. Zrobiłem się tylko taki biedny, żeby wydębić dodatkową porcję smyrania. 😈
O, od Beaty rzeczywiście strasznie śmieszna linka. 😆
Ale najprościej pozwolić palić w garażu, którego nie ma. Znakomicie rozbudza wyobraźnię! Ja idę z palaczami do ogrodu dlatego. Bo nie mam.
Dobry wieczór!
Już chyba niewiele osób na tym blogu może pamiętać maess, ale kilka być może – weterani tacy jak Hoko, PAK, foma czy zeen, a może i mt7. Pokazała się u nas na blogu już prawie cztery lata temu!
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2007/09/19/so-he-wanted-to-write-a-fugue/
Otóż maess, czyli Małgosia, dziewczyna bardzo utalentowana (i urocza przy okazji), filmu o Gouldzie nie zrobiła, ale owszem, studiowała w Porto. A w ogóle gdzie była i co robiła, można przeczytać na jej stronie oraz tutaj:
http://fpsw.org/index.php/2011/maess-2/
Otóż ta właśnie Fundacja Promocji Sztuki Współczesnej zorganizowała maess pierwszą samodzielną wystawę w Warszawie, w galerii na Andersa:
http://fpsw.org/index.php/dzial/exhibitions/biezace/
Byłam właśnie na wernisażu. Niesamowitą energię mają te grafiki. Warto zobaczyć.
Jasne, że pamiętam 🙂
Jeszcze trochę czasu do premiery, kto wie, może jeszcze się uda 😉
Jak mi się uda to wpadnę podziwiać, z tego, co widzę, podoba mi się 🙂
Trifonov wygral konkurs Rubinsteina. takze jako ulubieniec publicznosci i najlepszy wykonawca Chopina.
Nooo! 😀 😀 😀
To na początku lipca w Warszawie zagra ktoś, kogo już świetnie znamy 😀
Bardzo się cieszę.
Martha o nim mawiała „mon chouchou” 😉
Patrzę – nagrody dostali jeszcze inni znajomi z warszawskiego konkursu: Ilya Rashkovskyi (III) i Eric Zuber (IV). Także nam znani Fedorova, Gilbert i Levkovich (ten ostatni z poprzedniego konkursu) bez efektów.
Dzisiaj w TWON byłem po raz trzeci na Turandot i wreszcie jestem od strony muzycznej bardzo usatysfakcjonowany. Zupełnie inna jakość , choć ci sami wykonawcy. Naprawdę świetny wieczór, choć szedłem raczej bez przekonania ze względów rowarzyskich. Oby więcej takich niespodzianek. Od strony inscenizacyjnej tak miłych zaskoczeń niestety nie było.
Zasuwa ten Trifonov z konkursu na konkurs – za dwa tygodnie do Moskwy.
A tam wśród znajomych m.in niejaki Tysonik.
Poczekamy, posłuchamy – tam też (już od poprzedniej edycji) piano jest online – włącznie z mopami w przerwach na estradzie i ścierą po klapie instrumentu. I jedyna, niepowtarzalna widownia. Jury poddano takim samym zmianom, jak ostatnio w Warszawie – nie profesura, tylko „praktycy”.
Spojrzałam – no fakt, ma chłopak zdrowie 😯
Poza nim i Tysonkiem (ja tam go na swój sposób polubiłam) nikogo z warszawskiego konkursu. Parę z telawiwskiego. Też mają zdrowie 😉
Byli jeszcze Helene Tysman z Chopina i Eduard Kunz z Paderewskiego, tez bez efektow.
A Trifonov dostal jeszcze nagrode za najlepszy kwintet (Schumann).
No fakt, nie zauważyłam Helenki.
Wczoraj miałam okazję posłuchać opowieści Fabia Biondiego online. Zwrócił uwagę m.in. na terror brzmienia Stradivariusów i w ogóle ujednoliconej estetyki brzmienia, która niestety rzutuje na odbiór muzyki dawnej (a w wielu przypadkach też na jej wykonywanie). A tymczasem skrzypce niemieckie miały w czasach długo przed globalizacją inne brzmienie niż włoskie czy francuskie. Niby o tym wiemy, ale jednak się dzisiaj często o tym zapomina, oczekując tej ujednoliconej estetyki choćby od grających Bacha (ma brzmieć „pięknie”…) Poza tym mówił, że absurdem jest oczekiwanie perfekcji technicznej od instrumentów historycznych czy strun jelitowych, które z natury swojej są niedoskonałe. Opowiadał jak zmieniło się (w pewnym sensie oddaliło od człowieka) brzmienie skrzypiec, przez wymianę strun na metalowe czy dołożenie podbródka (ograniczenie kontaktu instrumentu z ciałem skrzypka, nie jest on już w tak wielkim stopniu „rezonatorem”). Było też o artykulacji u Vivaldiego (ciągle poszukują optymalnej, wczoraj spędzili na tym siedem godzin), o pustej wirtuozerii, stawianiu przez niektórych muzyków siebie przed kompozytorem i muzyką itd. Fajnie posłuchać kogoś, kto tak kocha swoją robotę jak on 🙂
Witam. Przepraszam, ze poza kontekstem (lub sie choc z nim dokladniej zapoznaniem, tj. np. widze teraz, ze „Kody” Lublin, to linke pod rozwage lub nie :-), ale z emocjami, fwd’uje w koncu na Muzykanta, ale zaleglosci pilnych pelno), ale mi odbija red. poczta P.K., a mlodziezy chowanie muzyczne chodzi, a scislej isc chce na MEN w Al. Szucha 12-VI (niedziela – uciekna) Jerzy Burdzy http://www.man.torun.pl/archives/arc/muzykant/2011-05/msg00278.html – monitorujcie, pomozcie. A by jednak 🙂 na temat, w filmie o etiopskim biegaczu, na otwarcie AfryKamera.Pl w szpitalu angielskim w 1969 r. graja Chopina Walc a-moll op.19.
Ale 🙁 ze wlasnie zmarnowano okazje, by zrobic z Obama Dzien Jednosci Afryki na Skwerze Hoovera i musieli przesunac z 27-V o tydzien… Dobranoc. Karol
Fanfary pobudkowe dla Maess!
Ktoś z Państwa szukał tenora?
http://www.youtube.com/watch?v=fUdaeDjKkrg&feature=related
Dzień dobry 🙂
Fanfary należą się, a jakże 🙂 Co zaś do tenora od PMK, to odnoszę wrażenie, że ten głos jest złagodzony przez nagranie, a w naturze brzmi ostrzej. Narażam się, ale co tam 😉 Może kiedyś będzie okazja odszczekać, jakby co. (Choć nie jestem Bobikiem).
Co do wspomnianego przez KKE Jurka Burdzego, mojego kolegi-nauczyciela muzyki i desperata, oraz jego planowanej akcji, o której pisze pod załączonym linkiem, zapewne coś napiszę na ten temat osobno, bo to dłuższa i smutna historia. To się zresztą nawet łączy z tematyką wpisu: z umuzykalnianiem dzieci. Otóż cała ta reforma, którą swego czasu uroczyście podpisywali ministrowie kultury i edukacji, a którą pan minister Zdrojewski wciąż wymienia jako swój wielki sukces, w istocie jest fikcją. Niestety bowiem opór materii jest tak silny, że niweczy wszelkie dobre chęci. Ale o tem potem, zaraz muszę się udać na zjazd Związku Kompozytorów Polskich. Dziś i jutro jestem więc praktycznie wyłączona z życia, wieczorami koncerty, ale postaram się jakoś odzywać.
guciu, nasze spojrzenia zapewne się zatem przecięły podczas którejś przerwy 🙂
Tak jak nie przepadam za operą, Turandot to jest kawał dobrej muzyki i basta.
Dyrygent (Montanaro) robił co mógł. Orkiestra robiła co potrafiła.
Lilla Lee zaczęła piskliwie i przestraszyłem się, że tak będzie do końca, ale potem się rozgrzała i było już OK.
Agnieszka Tomaszewska bardzo zacnie, pan Kim również, ale nie zabija siłą ani jakością.
Gostkówna siedziała z rozdziawioną buzią. Została rzucona na głęboką wodę, bo jedyne jej przygotowanie operowe dotychczas to był Il Mondo della Luna w WOK w wersji studenckiej skróconej. No ale ponieważ mała Liu (dziewczynka w białej sukience) to jej koleżanka z klasy… 🙂
Scenografia na początku totalnie rozprasza, przeszkadza w muzyce. Ponieważ elementy krajobrazu nie zmieniają się, człowiek się w końcu przyzwyczaja, ale ile jeszcze w życiu zobaczę numerycznych wyświetlaczy, tego nie wie nikt 🙄
Przezkodziła mnie i Gostkowej wstawka informująca, w którym miejscu Puccini zmarł. Wyświetlony napis z projektora to nie to samo, co Toscanini informujący o tym fakcie…
W sumie udany wieczór.
p.s. wcale nie jest taka anorektyczna. Aparycja wporząsiu. Ostatnia Turandot, którą widziałem na tej scenie to była Gwyneth Jones… 😛
Nie wiem, jak Spyres brzmi na żywo, bo go nigdy nie słyszałem : wpadłem na to nazwisko i na jutiuby wczoraj, przypadkiem. Ci co słyszeli (np. Ramira w Kopciuszku), zachwyceni.
Oto jeszcze jeden (jest cała seria obok, różnych rzeczy):
http://www.youtube.com/watch?v=JKBHFqcETeY&feature=related
O mało nie zaśpiewał Raula w Hugonotach z MM w Brukseli, ale ma śpiewać Masaniella w Niemowie z Portici w Opéra-Comique w przyszłym roku, czyli w sumie repertuar „starej szkoły”, Nourrit/Rubini. Francuski mocno podejrzany w arii Nadira (brzmi jak… Polak albo Rosjanin, co nawet nie próbuje), choć takiego stylu w tej arii nie słyszałem od bardzo dawna.
Jak wynika z kalendarium u agenta, już go sobie wyrywają.
PMK
Miło w Bobikowym koszyczku, ale trzeba trochę czasu, żeby tam się bawić. Albo trzeba być PK, żeby mieć czas na wszystko.
Gostku : ta wstawka z informacją o śmierci Pucciniego to fetyszyzm właściwy wandalom.
Na tej samej zasadzie pan dyrektor Mortier nakazał zastąpić w dokumentach prowadzonej przez siebie Opery Paryskiej „niesłuszne” drugie imię Mozarta (Amadeus) „jedynie słusznym” (Amadé), jednocześnie masakrując jego opery na swojej scenie, z udziałem maszyny do pisania i Myszki Miki.
Zamiast rzeczywistego poszanowania twórców i ich dzieł, wykonuje się magiczny gest-alibi, że my tu niby uprawiamy „wyższy rodzaj wierności”, oparty na „podstawach naukowych”.
Mnie się tu zawsze przypomina Rewolucja Francuska, która jednocześnie paliła klawesyny na Placu Zgody – i wymyślała pojęcie „dziedzictwa kulturalnego” jako surogat sacrum. Przeszłość jako śmietnik – lub jako cmentarne sanktuarium, byle nie wiecznie żywa i bliska „vitae magistra”.
PMK
„fetyszyzm właściwy wandalom”, „wyższy rodzaj wierności” yeah! Nic dodać, nic ująć. Dziękuję.
Cała przyjemność po mojej stronie!
Ktoś znacznie mądrzejszy ode mnie i znacznie głębiej wykształcony powinien kiedyś napisać traktat o tej przedziwnej de-formacji intelektualnej, która nie zrodziła się przecież dzisiaj.
PMK
Cała przyjemność po mojej stronie!
Ktoś znacznie mądrzejszy ode mnie i znacznie głębiej wykształcony powinien kiedyś napisać traktat o tej przedziwnej de-formacji intelektualnej, która nie zrodziła się przecież dzisiaj.
PMK
O, to ciekawe „„dziedzictwa kulturalnego” jako surogat sacrum. Przeszłość jako śmietnik – lub jako cmentarne sanktuarium, byle nie wiecznie żywa i bliska „vitae magistra”. ” Pana PMK też do klasycyzmu ciągnie?
No a czego surogatem ma być liberte, fraternite, egalite (nie wiem jak te diakryty wpisać tutaj…), czyli tzw. prawa człowieka, dopiero fetyszyzowane. Dekalogu?
Diakryty najlepiej w pisać w Wordzie, a potem skopiować do bloga…
Ale spontaniczność tracę 🙂
tzn. jak jest sposób wpisywania lolów sekwencją znaków, to może i diakryty? spróbuję na sposób wordowy e’
eeee. bez diakrytów
Chciałam poinformować ,że na naszym forum: http://www.Chopin.darmowefora.pl
był wczoraj rekord frekwencji 38 osób online, moim zdaniem to nieżle.
Oczywiście oglądaliśmy konkurs w Tel-Awiwie i trzymaliśmy palce
za Trifonova.
wczoraj w FN (Kurpiński, Schumann, Mahler) niespodziewanie (koncert młodzieżowy, czwartek) trudno było znaleźć wolne miejsce.
Ciekawość zobaczenia Marka Pijarowskiego ? posłuchania Olgi Pasiecznik ?
w IV Mahlera ? Porównania, jak gra regionalna orkiestra (hm, różnie) ?
Świetny młody wiolonczelista Johannes Moser, niesamowicie spontaniczny, pragnący sobie podialogować ze skrzypcami ..
Dialog smyrofonowy – niestety nie ..
Ale wieczór przyjemny..
Gdybym się bardzo uparł może zdążyłbym jeszcze na część – napiszę tak, jak to Piotr lubi – zachwalanego Turandota
Ojojoj, za dużo naraz, Tadeuszu!
Może i do klasycyzmu, jeżeli uznamy, że klasycyzmem jest niechęć do znanego hasła „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”. Dla mnie przeszłość, a dokładniej biorąc – myśl i sztuka przeszłości (bo przecie nie hordy Dżyngis-Chana…) jest piękna i mądra (choćby dlatego, że… odcedzona!), a przede wszystkim moja. Skrzydła, nie martwy balast.
W mojej ulubionej przypowiastce Jonathana Swifta, ów dzieli ludzkość na pszczółki (co latają, zbierają i z tego potem miód) i pająki (co z własnego tyłka wszystko wysnuwają). Ja z pszczółkami.
Chyba nie zgadzam się też na zestawienie liberté, égalité, fraternité – i prawa człowieka, oraz na tezę, że te ostatnie są fetyszyzowane.
Tej rewolucyjnej trójcy nie lubię, bo nie lubię haseł zbyt ogólnych i postulatywnych, o absolutnym charakterze. Każde słowo z osobna – oczywiście, bardzo ładne, ale jak się tak nad nim zastanowić, to co z tego wynika?
Wolność moja się kończy, gdzie się Twoja zaczyna. Wolność dla paniusi co gada przez komórkę na koncercie, bo „jest wolność”?
Równość jako ogólnikowy postulat jest groźnym idiotyzmem, jeżeli nie opatrzyć jej niewygodnym zastrzeżeniem „równość wobec prawa”.
A braterstwo, szczerze mówiąc – to już w ogóle nie wiem, o co chodzi. Zaraz mi się przypomina socjalistyczny kawał „Czy ZSRR to nasz przyjaciel, czy nasz brat? Brat, bo przyjaciół można sobie wybrać”.
Prawa człowieka nie mają z tym chyba wiele wspólnego, są znacznie starsze, niż Leworucja Francuska (kto z Frędzelków pamięta, skąd jest „leworucja”?), budowały się powolutku i akurat wcale nie we Francji. We Francji natomiast zaczęto je – nie tyle fetyszyzować, co nadużywać tego pojęcia, dopisując do nich demagogicznie przywileje i tzw. „zdobycze socjalne”, z „prawami” nie mające nic wspólnego. Aż nagle mnożyć się zaczęły postulaty, że Państwo powinno Obywatelowi wypłacać pensję za oddychanie, bo to jest Prawo Człowieka…
Zaraz nas PK mocą blogowego Prawa na zbity pysk stąd wyleje za te rozmówki bez związku z tematem – choć „co w duszy gra…”, to hasło niebezpiecznie pojemne!
Ukłony, idę Żonie zakupy nosić, bo to jej Niezbywalne Prawo…
PMK
No jak, to wszystko ma zastosowanie do muzyki, bo (chwiejna) równowaga sacrum-profanum, jak się rozpadła, to na miejsce sacrum zaczęły różne takie wchodzić, m.in. sakralizowanie sztuki, wraz z artystą (pardą, Artystą). A klasycyzm to ten mityczny okres tuż przed rozpadem, kiedy jeszcze mogło się zdawać, że jest harmonia, etc. No i do etyki przeszły różne nakazy z sacrum (jak Boga nie ma, to wszystko można, nie? No Conrad m.in. przekonywał, że nie można, Tak po ludzku rzecz biorąc :-)). Tak to jakoś widzę. To może Pani Kierowniczka jeszcze pofolguje…
A teraz przypomniał mi się znowu przekład Słomczyńskiego Swifta i mnie wstrząsnęło z obrzydzenia. To wielka luka w polszczyźnie, brak poważnej próby przyswojenia tej rewelacyjnej prozy. Nota bene jego wiersze zapisane jak proza to wielka proza i poezja!
@Beata:
Czy Fabio Biondi wspomnial tez o przerabianiu gryfu w skrzypcach, zmieniajace napiecie strun? Bo to podobno na rowni z zamiana strun na metalowe przyczynilo sie do radykalnej zmiany dzwieku.
Przynajmniej tak mowila Monica Huggett na kursie mistrzowskim w mojej wsi pare lat temu.
Uklony, podczytujacy po cichu Dywan,
jrk
O przekładach Wielkiego Poprzednika, sam Pan rozumie, Tadeuszu, mnie nie wypada…
Sakralizacja Artysty i Dzieła to chyba zjawisko stosunkowo nowe, prawda? Romantyczne. I wywołane dokładnie tą przyczyną, o której Pan mówi. A skutek jest taki, że skoro Artysta jest Bogiem, to dopiero mu wszystko wolno…
Jakoś chyba wolę tych skromnych, prowincjonalnych rzemieślników, co dłubali skromnie swoje kawałeczki, myśląc: Soli Deo Gloria.
PMK
U mnie to występuje w rzadko spotykanej postaci ostrej. Organizm odrzuca muzykę począwszy od pierwszych Artystów Zsakralizowanych i nic na to nie mogę poradzić, a próbowałem. 🙁
@jrk:
Nie będąc Beatą mogę tyle powiedzieć, że to najprawdziwsza prawda. Może ktoś powinien to wytłumaczyć tym Japończykom, płacącym siedmiocyfrowe kwoty za autentyki Stadivariusa, przerobione domowym sposobem przez jakiegoś anonimowego Giovanniego czy Hansa.
W znacznej mierze podzielam Pańską awersję, Wielki Wodzu, ciekawe tylko, jak wygląda Pańska lista, bo nie jest chyba ściśle chronologiczna. Na przykład, na moje rozeznanie: Beethoven tak, Schubert nie, Wagner tak, Verdi nie itd…
kto nie pamięta maess? 🙄
Rzeczywiście, chronologiczna nie jest. Koopman wyznaczył sobie datę śmierci Mozarta i szlus, ja takim twardzielem nie jestem. 🙂
Dalej też Pan trafił mnie w sedno, z tym, że Beethoven raczej kameralny i późny. Wagnera trudno ominąć, bo im bardziej harmonia powykręcana, tym milsza mojemu słuchowi 2. stopnia, jednak bez przesady. A dalej (chronologicznie) tylko pojedyncze kawałki, z wyłączeniem właściwie całej muzyki tzw. symfonicznej. Wibrująca ściana dźwięku, ogólnie mówiąc, a ja lubię słuchać jak ludzie grają, po prostu.
To samo mam ze śpiewami, co zaśpiewa Huelgas czy Graindelavoix, to będzie dobrze, zaś dowolny zasłużony chór męczący Palestrinę w wersji dla wrażliwych – odrzuca.
Leczyć się już nie chcę.
@jrk
Biondi nie mówił wczoraj o przerabianiu gryfów, po krótkim technicznym wprowadzeniu rozgadał się bardzo zajmująco o „sprawach sercowych” czyli o byciu sługą muzyki (dawnej), pokorze wobec niej itd.
Wspomniał, że za czasów Stradivariusa pod względem liczby rządzili jednak lutnicy-amatorzy i to dziełami ich rąk rozbrzmiewała wtedy w dużej mierze Italia.
Czy ktoś z SzPaństwa słuchał transmisji z koncertu Wrocławskiej Orkiestry Barokowej z Haydnem via radiowa Dwójka? Bardzo dobry koncert!
A na drugą nóżkę film Istvana Szabo” Schadzka z Wenus”( org.Meeting Venus”), na Zone Europa, z Glenn Close. Ku przestrodze! nie ma jak dyktat związkowców w operze 🙂
Pani Doroto-spóżnione gratulacje rocznicowo-dywanowe!
Dzięki serdeczne, mapapo 😀
Ja właśnie wróciłam z tego koncertu. Od rana do wieczora coraz lepiej (dla wyjaśnienia: były symfonie Haydna Le Matin, Le Midi i Le Soir, z Johannem Christianem Bachem w środku), ale wciąż czegoś mi tam było brak. Ognia? No, ale przecież nie było MM 😉
PMK – tutaj ciągle jest nie na temat, więc nie ma powodu, żebym kogoś przeganiała – to przecież nikomu nie szkodzi 😆 Zwłaszcza, że takie ciekawe rozmowy…
Sakralizacja Artysty i Dzieła to produkt XIX wieku, który wciąż tu i ówdzie ma się dobrze 😉 Ale tak swoją drogą to Mozart sam się podpisywał w listach Wolfgang Amadé, więc tak całkiem nieuprawnione to nie jest. W przeciwieństwie do reszty działalności pana Mortiera…
Jakież wydarzenie się odbyło, doprawdy. Gostek poszedł do opery 😯
W radyju było cool! nie liczac drobiazgów.. i drive był i co tam trzeba, dobra robota. I bardzo ładna realizacja dzwięku.
A prezydent Obama ma gorącego zwolennika w moim synu- dziś zamknęli ( z powododu bliskości z Kościłem Garnizonowym..) szkolę na Miodowej:)!!!
Ja przecież wiem, KPK (Kochana Pani Kierowniczko), że tu jest wolność, tylko sobie wice robię.
Z tym Amadé nie chodzi mi o sedno, oczywiście, tylko o zastępowanie rzeczy zasadniczych – drugorzędnymi ozdóbkami. Bo w końcu co za różnica, czy Guglielmo się nazywa Guglielmo, czy Guilelmo (o to też były awantury), grunt, żeby Cosi dobrze grali. A tu jedynie suszny Amadé – przy akompaniamencie maszyny do pisania…
Ten pan GM to zresztą w ogóle przypadek patologiczny…
Ty wiesz, Mapapie kochany, że Szabo opisał po prostu – lekko karykaturując – swoje osobiste przeżycia w tym pięknym teatrze?
A teraz do Wielkiego Wodza: w wielu punktach napewno byśmy się dogadali. A prywatnie polecam Panu serdecznie dziwną, starą płytę : Responsoria Victorii w nagraniu… Westminster Cathedral pod dyrekcją George’a Malcolma. Decca tym jeszcze do niedawna handlowała.
PMK
Panie Piotrze drogi- to ja tylko mogę wykonać głęboki, baaardzo głęboki ukłon za CYDa..Fraza , fraza , fraza.. Było wspaniale, dziękuję!
Kameralne, z dysonansami, każdego słychać… To też może być dla Wielkiego Wodza? 😉
http://www.youtube.com/watch?v=uIL7wnx6Yy8&feature=related
(tak mi się zachciało w końcu innej muzyki…)
Cos posredniego: chor ale kameralny (9 osob), bez dysonansow 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=80sKnc-mYnE
Zajrzałam na forum podlinkowane przez amolkę (pozdrawiam!) 🙂 Fajnie, że się kręci!
Niektóre nicki kojarzę z konkursowego forum na stronie TVP. Niestety rozmowy tam (na TVP) były różniste, nawet inwektyw nie brakło…
Dzięki Ci, Kochany Mapapie, z serca w serce…
@ lisek – coś w sam raz dla Wolfganga Amadé 😉
Co tu analizować liberté, égalité i fraternité. Jak lud zasuwa na barykady, to jemu nie potrzeba sensu i analiz, tylko takich haseł, żeby się chciało zasuwać. 🙄
A z wszystkowolnizmem Artysty… Mnie się tak widzi, że dopóki jeszcze funkcjonowała ta zastępcza sakralizacja, to Artyście wprawdzie było wolno, ale też niejakie obowiązki miał. Na przykład musiał się składać na ołtarzu – za przeproszeniem – Narodu, albo się spalać i zatracać, być przeklętym, coś z tych rzeczy. Było mu więcej wolno, bo więcej z siebie dawał. A postmodernizm jakąś wajchę tu przestawił. Żadne tam zastępcze sacrum. Chromolimy te sacrumy. W zasadzie wszystkim wolno wszystko, ale niektórym Artystom jeszcze więcej dlatego, że są – na mniejszą lub większą skalę – celebrytami. I żadnej ceny za to płacić nie muszą.
Wszelkie formuły klasycystyczne byłyby dla takiej celebrycji niebezpieczne, bo klasycyzm źle przyswaja egomanów. Wymaga, żeby najpierw się zapoznać z tym, co zrobili inni i to z niejaką pokorą. A pokory z kolei nie lubią kamery i kółko się zamyka. 🙄
Jak o mnie chodzi, skrót KPK może wejść do stałego użytku. Byle tylko nie mylić z PKP. 😆
Dlaczego dla Wolfganga, Pani Kierowniczko?
A jak potrzebuję zespołu dmuchanego z dysonansami, to bardziej wolę taki http://www.youtube.com/watch?v=bKX3U5Pnf5Q&feature=related
Panie Piotrze, rozejrzę się, dzięki. Mam takie Responsoria tegoż chóru, ale dużo młodsze i wcale mi się nie podobają. No, może trochę. Co innego, jak zaśpiewa pani Agnieszka Grzywacz de Lodz z Hiszpanami. 😎
O, jakże przyjemny zespół dmuchany. 😀
A dlatego dla Wolfganga, że przecież to jest Miserere Allegriego, które własną łapką z pamięci spisywał… 🙂
KPK – nie mylić z Kodeksem Postępowania Karnego 😛
A PKP = Pięknie, K…, Pięknie
Ano tak. 😳
Dobrze, że nie śpiewają z tego spisanego łapką. 🙂
Za moich czasów kodeksy pisało się małymi: kpk, kk, kc, ksk, kh, kro, kpc, kkw, kpa. Chyba więcej nie pamiętam. 🙂
I tak dużo…
Chyba i dziś pisuje się małymi.
Dobranoc, idę spać. Rano muszę się zerwać na obrady. A jeszcze dałam się wciągnąć do komisji wniosków, trzeba będzie popracować… 😈
Pa.
Pobudka.
Bobiku, czego chcą maszerujące tłumy, to najlepiej zdefiniował Tuwim… Ale dzięki za słowo, że tak powiem, święte : POKORA. A już przynajmniej trochę skromności…
Wodzu, to nowsze nagranie Westminstera (z Davidem Hillem?) jest właśnie takie, śliczne i gładkie, bo Państwo ma w nosie najważniejszy element : słowo. U Malcolma recytują i dlatego to takie potężne. Bardzo polecam.
PMK
Gostek zasadniczo nie chodzi do opery. Gostek bywa w operze… 😆
Czy opera udaje się czasem do Gostka z rewizytą? 🙂
Jak Boy do Cognacu?
Jak Boy do Cognacu?
Calkowicie, zupelnie nie a propos.
Czy zauwazamy, obchodzimy…… stulecie smierci Mahlera? Wlasnie minelo osiemnastego maja.
Nie było (?) osobnego wpisu, ale było wspominane. Poza tym do 7 lipca jeszcze trochę czasu zostało.
Sorry to urodziny.
Dobry wieczór,
jeśli ktoś z Państwa życzy sobie moją twórczość autorską na temat Mahlera, oto mój artykuł, który poszedł na papierze na rocznicę:
http://archiwum.polityka.pl/art/kamera-mahlera,431225.html
Uznałam, że skoro tyle tego napisałam, to już na blogu nie muszę 😉 Nie wzięłam pod uwagę, że nie do każdego docierają papierowe numerki. Bardzo przepraszam 🙂
Właśnie spotkała mnie ciekawostka przyrodnicza: po mojej ulicy latały i strasznie skrzeczały dwie sroki, wyraźnie na coś. No i widzę ja, smyrga od samochodu do samochodu jakieś zwierzątko łasicowate – kuna czy co? Miało duży puszysty ogon.
Tchórz prawdopodobnie. U mnie też taki jest, trochę ma przechlapane, bo koty śmietnikowe go czegoś nie lubią.
Coś dla miłośników koteczków:
http://www.youtube.com/watch?v=ZS0hxP01IyI&feature=player_embedded
Słodkie maleństwo, i mamusia też 😀
Nie wiem, czy to tchórz, pyszczek miało toto jednolitej maści.
…
A’propos Mahlera to kilka dni temu stałem się posiadaczem boxu z nagraniami jego symfonii ( I, III, V, VI, Viii, IX i X-adagio ) pod dyrekcją Mitropoulosa. Słucham zachwycony magią tych wykonań której na ogół brakuje współczesnym produkcjom. Rejestracje te powstały (poza III i VI ) w roku 1960 czyli w stulecie urodzin kompozytora. Pomimo pewnej archaiczności dźwięku są to wielkie kreacje o jakich teraz można tylko pomarzyć…
Ten film Maciasa1515 robi ostatnio autentyczną furorę. Zresztą jakże ma nie robić? Sam uroniłem łezkę wzruszenia, gdy go oglądałem po raz pierwszy…
Proszę Dywanu, cóż to tchórz wobec tego, co biegało przed Akademią Muzyczną w Łodzi? (Filmik nie mój.)
(tak to jest, jak się nie zamyka tagów i wychodzi wpis boldem; zamek – spać!)
Rzeczywiscie artykul o Mahlerze pokazal sie w elektronicznym wydaniu Polityki dopiero teraz (22 czasu torontonskiego).