Co nas boli

Dziś na zjeździe Związku Kompozytorów Polskich zostało sformułowanych kilka uchwał. Parę z nich przedstawię, ponieważ na te tematy nieraz tutaj rozmawiamy.

Jedna jest związana z sytuacją Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, na którego czele stoi w tej chwili były prezes firmy Panasonic, menedżer, który jednak jak dotąd z kulturą nie miał nic wspólnego i niewiele o niej wie. Został on mianowany przez ministra Zdrojewskiego jako p.o. i środowisko coraz bardziej się obawia, że kiedy skończy się ów okres p.o., będzie mianowany dyrektorem naczelnym. Występujemy więc do ministra o to, by dyrekcję w tak ważnych, narodowych instytucjach kultury powoływać jednak trybem konkursowym i ustalać przy tym kryteria przygotowania merytorycznego. W tej chwili minister ma wolną rękę: może przeprowadzić konkurs, ale też może sobie powołać, kogo chce, i coraz częściej niestety korzysta z tej drugiej możliwości. Ja swoją drogą wciąż nie jestem w stanie zrozumieć, skąd w ministerstwie taka niechęć do ludzi kompetentnych. Domyślam się, że człowiek kompetentny wiedziałby, że działalność na właściwym poziomie kosztuje, i mógłby się wtedy upominać o pieniądze. Człowieka bez kompetencji merytorycznych poziom właściwie nie interesuje, ważne, żeby bilans się zgadzał. Ale przecież nie o to chodzi w takich instytucjach. Tzn. nie tylko o to, bo bilans zgadzać się powinien.

Projekt drugiej uchwały, o której tu chcę wspomnieć, pozwoliłam sobie zgłosić ja, bo wciąż się we mnie gotuje, że minister Zdrojewski mówi o sukcesie – że wedle podpisanego swego czasu porozumienia z panią minister Hall od września ma być muzyka w szkołach, a tak naprawdę będzie figa z makiem. Pisze o tym tutaj i tutaj mój kolega Jurek Burdzy, nauczyciel muzyki, muzyk folkowy (Zespół Polski i jeszcze parę), twórca dziecięcego zespołu Vistula oraz podręczników do muzyki. Jako główny powód obecnego wywalania nauczycieli muzyki ze szkół podaje fakt, że według obowiązujących przepisów nauczyciel nie może dorobić w innej szkoły do połówki etatu, może tylko do całego, a rzadko się zdarza, żeby pedagog tego przedmiotu miał pełny etat, chyba że uczy jeszcze czegoś innego. Ja nie chciałam w to pójść, bo trzeba byłoby długo tłumaczyć, więc spróbowałam z drugiej strony. Wedle nowej podstawy programowej w klasach I-III, w których jest tzw. nauczanie zintegrowane, możliwe są zajęcia z muzyki prowadzone przez kwalifikowanych nauczycieli, ale tylko „możliwe”, więc zwykle dyrektorzy nie zawracają sobie tym głowy, tylko postanawiają, że wszystko zmieści się w nauczaniu zintegrowanym, to taniej wypadnie. No i, jak u Kononowicza, nie będzie nic. A miało być tak pięknie.

Ministerstwo Edukacji jest w tej dziedzinie po prostu nie do współpracy. Na nasze argumenty odpowiada, że chcemy załatwić pracę dla naszych kolegów. No, w pewnym sensie tak, ale przede wszystkim walczymy o przyszłą publiczność. I o lepszą jakość kulturalnego i intelektualnego kształtowania się człowieka lat 7-9.

Przegłosowaliśmy więc wniosek do pani minister edukacji, który sformułowaliśmy ostatecznie jak najprościej: by spowodowała, aby w klasach I-III powszechnych szkół podstawowych obligatoryjnie prowadzili zajęcia muzyczne fachowi, kompetentni nauczyciele – inaczej pamiętne porozumienie ministrów edukacji i kultury staje się fikcją.