Dobrze jest robić przerwy
Wczoraj byłam na recitalu Macieja Grzybowskiego w siedzibie Sinfonii Varsovii na Grochowskiej. Był to jego pierwszy występ po niespełna roku wycofania się z życia koncertowego. I widać, że pianista świetnie się przez ten czas zregenerował – dał bardzo ciekawy koncert, z którym zresztą niespodziewanie częściowo współgrała pogoda.
Zaczął od 3 Intermezzów op. 117 Brahmsa. Przyszłam niestety z kwadransem spóźnienia, bo to ode mnie dość daleko, a na Grochowskiej jest remont torów. Weszłam więc cichutko na schody kierując się na II piętro, gdzie w sali, otwartej z tyłu na drugą salę, siedziało ok. 200 osób, a ponadto publiczność słuchała też z korytarza i ze schodów (mało było melomanów filharmonicznych, kilkoro zaledwie znajomych, w większości ludzie ci wyglądali na mieszkańców z sąsiedztwa, którzy nie mają okazji zbyt często chodzić na koncerty – i to jest wspaniałe). Zaczynała się już burza, więc chmurny nastrój Intermezza cis-moll, na które zdążyłam, pasował idealnie. Po Brahmsie chmurność pozostała, ale język zmienił się na współczesny: w Interludium Jacka Grudnia pianista stworzył swoisty krajobraz muzyczny. Za oknem od czasu do czasu grzmiało (choć ogólnie na Grochowie burza przeszła dość ulgowo), a po utworze Grudnia Grzybowski wyszedł na chwilę, by po powrocie zagrać 12 melodii ludowych Lutosławskiego, proste opracowania bartókowskie z ducha, i bezpośrednio po nich refleksyjny Mazurek op. 50 nr 13 Szymanowskiego. Znów przerwa – i ostatnie bardzo interesujące zestawienie. Najpierw sama Aria z Wariacji Goldbergowskich, śpiewna i ozdobna. Gdy skończył ją, z głośników rozbrzmiał wielki grzmot. Część ludzi była nieco zdezorientowana, co się dzieje, dlaczego nagle grzmi w środku budynku, a nie na zewnątrz, byli i tacy, którym wydało się, że coś się zepsuło. A to był początek utworu Epifora Mykietyna. Zapomniałam, że to taki świetny kawałek. A zaczyna się od pociętych imitacji stylu Bacha, jakby płyty przeskakującej z rowka na rowek – niby podobnie, jak u Pawła Szymańskiego, w którego Mykietyn był wówczas zapatrzony, ale u Szymańskiego częściej pojawiał się efekt zacięcia się płyty, tu jest raczej montaż. Bachowski wstęp miał więc swoje uzasadnienie.
PS. Jeszcze parę godzin – i znikam na kilka dni. Nie biorę ze sobą laptopa, pojawię się zapewne koło soboty.
Komentarze
To bon voyage, Kierowniczko kochana, gdziekolwiek się Pani wybiera! 🙂
Jeszcze nie byłam w siedzibie SV i w ogóle mam dużo różnych zaległości.
Jakoś zapadłam się w siebie.
Pozdrufka!
O! EmTeSiódemecko, pozdrówka wzajemna! 🙂
Jadę na Ukrainę, o czym może wspominałam. Moment nie jest chyba najlepszy, ale nie wybieram się do Kijowa 😉
Się PK zapudłowac nie da!Żeby Dywan w namiotach nie musiał koczować!
Bardzo się cieszę,że Maciej w świetnej formie.A burza chyba lezie do mnie.Niestety,bez Mykietyna.
😀
O, przepraszam, łabądku, to nie był uśmiech do burzy…
Toć wiem…
No to pa! Trzymajcie kciuki 😀
Tak jest!!!
Dywan czeka i czuwa 😀
Jutro o 21.00 na medici.tv transmisja prosto z Salzburga:
Renée Fleming, Christian Thielemann, Filharmonicy Wiedeńscy. W programie Ryszard Strauss:
http://www.medici.tv/#!/renee-fleming-christian-thielemann-strauss
Ciekawostka: Filharmonicy Wiedeńscy zagrali po raz pierwszy w swojej historii poza Wiedniem właśnie w Salzburgu, w 1877 roku.
Dzisiaj zaś odbyło się 200. przedstawienie „Così fan tutte” w historii Salzburger Festspiele. Pierwszym (w 1922 roku) dyrygował Ryszard Strauss, a przedstawienie było po niemiecku.
Loriot pisze w swoim żartobliwym „Małym przewodniku operowym”:
„Opera „Così fan tutte” bardzo znanego w Austrii kompozytora Wolfganga Amadeusza Mozarta jest tak nieprzyzwoita, że w Niemczech wykonuje się ją najczęściej po włosku.” Teraz w Austrii też jest po włosku 😉
Ciekawe, czy z czystymi nogami pojechała…
Tak, pogoda i małe losowe przypadki (partytura z Interludium Grudnia łopocząca po sali w czasie Brahmsa) były oryginalnym dopełnieniem ciekawego programu. Mykietyn mi się podobał (ja z tych niewykształconych muzycznie, co operują dwoma kategoriami ocennymi – podobalo się, nie podobało się…), fortepian klejący się dźwiękowo do taśmy (?), całe to elektroniczne dopełnienie i świetny Grzybowski robiły wspólnie wspaniałe wrażenie. Ale „co autor miał na myśli” pozstaje dla mnie nadal jakąś zagadką, zwłaszcza w świetle recytacji po holendersku… 🙂
Pobutka!
—-
Życzę udanego znikania 🙂
Bon voyage i owocnych wakacji,PK ! I trzymamy kciuki 🙂
Pani Kierowniczko, czymam mocno!!!
Pani Beato – a czy to jest transmisja za darmo :)? Bo chyba jak chce sie skorzystac z archiwum to wtedy trzeba wykupić „subscription” ??
Transmisja jest za darmo 🙂 Tylko warto się wcześniej zarejestrować na stronie medici.tv (też za darmo), bo po chwili oglądania transmisji wyświetla się okienko i trzeba się zalogować, żeby oglądać dalej. Archiwum rzeczywiście dostępne po wykupieniu abonamentu (ale niektóre koncerty jeszcze przez jakiś czas „wiszą” bez opłat).
Ja tam nie bardzo wierzę, że na Ukrainie żywią się mięsem Kierowniczek 😉 więc trzymam głównie za wykonanie planu. Znaczy, żeby podróż była owocna, stosownie do oczekiwań. 🙂
Bardzo dziwne uczecie gdy czytam dwa komentarze do występu tego samego artysty.Anna Janko na swoim blogu bardzo sugestywnie opisała odczucia jakie jej towarzyszyły.Burza,charczenie głośnika,wiatr ktory zwiewa nuty pianiscie.Nadmienia ze i Panią zobaczyła na koncercie,z reakcj widzc że sie ucieszyła na Pani widok.
Dwa bardzo różne opisy tego samego koncertu.
Serdecznie pozdrawiam.
PK nie ma już od ponad doby. A tu żadnego rozbrykania, żadnego celowania sejfami we wraże fizjonomie. Powietrze z nas zeszło. 😉
Może wszystkim się ckni za Kierownictwem?
Mnie na przykład się ckni. 🙁
U Bobika smutne liczko,
żal, żal, za Kierowniczką,
ona już na Ukrainie,
a psu mokre z oka płynie…
Hej, hej, hej Frędzelki,
wiem, że i wasz smutek pewnie wielki,
bo na taki typ smuteczku
nie pomoże żadna broń.
Ona gdzieś pod Żytomierzem,
a tu biedne szlocha zwierzę,
pasztetówki żreć nie raczy,
póki P.K. nie zobaczy…
Hej, hej, hej Frędzelki,
wiem, że i wasz smutek pewnie wielki,
wsącza się on po troszeczku,
aż posiwieć może skroń.
Wina, wina, wina dajcie
i na trombach mi zagrajcie,
akcja mi potrzebna taka,
bym się na śmierć nie zapłakał…
Hej, hej, hej Frędzelki,
wyciągajcie tromby i butelki,
dziś dłoń z jakąś piersióweczką,
to pomocna bardzo dłoń.
Już bym smętnie zawyła w duecie – trzeba by mieć neutrony lustrzane z kamienia, żeby się nie wzruszyć Bobikowym zawodzeniem; już bym trafiła między Elle ne m’aime pas! i pawany – znowu, bo od tygodni tam właśnie spędzam mnóstwo czasu; ale … melodia mi nie pozwala. Hej, dawać mi tu tę piersiówkę! 😆 Bobiku – Twoje zdrowie. I za powodzenie wyprawy Pani Kierowniczki. Будьмо! 🙂
Zastanawiałam się nad łabądkową uwagą, co do skrótu ChiJE. Niestety, doszłam donikąd, bo czy SzoJE lub FiJE jest lepsze? SzoSzE? ChaHE. To wyzwanie mnie przerasta. 🙁
a Renee była wspaniała…
Mam nadzieję posłuchać jutro. Dzisiaj ugrzęzłam przy pracy. 🙁
Bobiku, muszę Ci wyznać miłość. 🙂
Dopiero teraz podczytuję rozmowy dywanikowe i po wysłuchaniu Pani Podleś przeczytałam Twój tekst:
„Trudno cię chwalić
straszna spyżo, dżemie,
sam widok twój mnie przewraca na ziemię.
Wolę już michę niepieskich pielmieni” 😆 😆 😆
Jesteś niezrównany.
Pobutka (dla podróżujących, realnie i wirtualnie).
Bobik już dawno zasłużył na Nobla. C.b.d.o.
Wygląda jednak na to,że pod hasłem „wódka z rana jak śmietana” Dywan rozpije się do tzw.imentu.Wszystko z żalu.
Ten skrót niestety w każdym języku brzmi jak sierżo,a szkoda.
Pak-u,czyżby PK pojechała na Kretę przez Żytomierz?
W celu zmniejszenia spożycia procentów można intonować tęskne pieśni wielozwrotkowe.
PAKu: z tym biurem podróży zawsze chętnie 🙂
Z bieżącej oferty:
Wycieczka na wyspę czarownicy Alcyny
rezerwacje od: druga połowa sierpnia
wyjazd z: Filharmonia, Kraków
termin: 7 października
@mt7 3:37
Słusznie,nie od dziś wiadomo, że Bobik wielkim poetą jest 🙂 Ja postanowiłam posłuchać Pani Podleś jeszcze raz – z powyższym tłumaczeniem w ręku,tj. na monitorze, w związku z czym tusz (tzw.maszkara) mi się rozmazał i zalał klawiaturę 🙂 🙂 🙂
Można też na chwilę do Paradisum 🙂
http://www.muzykawraju.pl/
Uważajcie, uważajcie. Jak mnie za bardzo rozbestwicie, mogę się zacząć domagać salcesonu jeszcze przed Pobutką… 😈
To chyba jak PAK nie będzie w formie 🙄
Hoko, wszak Bobik to zdaje się nie tylko pies, ale i sowa i zdarza się, że gasi światło tuż przedtem, zanim PAK (w jak najlepszej formie) się weźmie za bucenie (jak ubezdźwięczniamy, to w czasowniku chyba też? ciekawie wychodzi…). Dlatego bez większego trudu mogę sobie wyobrazić Bobika domagającego się śniadania (kto powiedział, że nie można śniadać przed zaśnięciem?) bezpośrednio przed pobutką. 🙂 ChopiJE (, i pije)
Stąd już tylko krok do chopiejów 😆
Czy już jest odpowiednia pora na piersiówkę? 😉
Oczywiście!A po piersiówce pieje się chopieje.
Ja się z piersiówką nie rozstaję – w podróży (ciekawe, czy PK zabrała). W domu (czyli tu) oraz w pracy (ale to tylko na wypadek naprawdę ostrej potrzeby, no i trochę dla szpanu) mam pełnowymiarowe butelki. Co za dzień – dopiero odsłuchałam pobutkę. 😯 Zdecydowanie niepawanowa. 🙂
Jako wciąż niepełnoletnia przymykam oko na wszystko, o czym pisze się na Dywanie. 🙂
… drugie wiecznie czujne… 😉
No to w ramach piersiówkowych chopiejów może znowu potęsknimy za Kierowniczką? 😆
Z ogrodowej altany leci Bobik zdyszany
na Dywanik, z warkotem i trwogą,
oświetliwszy go świczką patrzy za Kierowniczką,
szpera, węszy – nie znalazł nikogo.
W przerażeniu się psina zastanawiać zaczyna,
czoło marszczy i myśli ma takie:
Kierowniczka, nieboga, po bezdrożach i drogach
pewnie szlaja się z jakimś kozakiem.
Czy on jest z figurami, czy wywija szablami,
czy kapelusz wystawia spod krzaka?
Czy to grzyb, czy to taniec, czy to jakiś pohaniec –
diabli wiedzą go, tego kozaka.
Dywan cały stęskniony, alarmowe brzmią dzwony,
wojewoda przysyła pytania,
Ktoś się łzami zalewa, ktoś gorzałą uchlewa,
ktoś na łapach kudłatych się słania…
Wszystko na nic, niestety. Chociaż mdleją kobiety,
choć faceci strzelają oczyma,
nie rozwiewa się groza – Kierowniczkę ten kozak
za coś złapał podobno i trzyma.
Już gadają w Kijowie, że przybyli posłowie
od Dywanu i okup chcą wręczyć,
coś tam krzyczą, że chryja, że ten kozak, bestyja,
gotów im Kierowniczkę zamęczyć.
Traktem do Żytomierza oficjeli rząd zmierza,
dojeżdżają i robi się draka:
nikt nie dzierży na stronie Kierownictwa w nelsonie,
ono to za łeb trzyma kozaka.
Tutaj posłów gromada mówi: okup odpada,
Kierowniczka, jak widać, potrafi.
Ukraina zielona niech się o tym przekona,
my wracamy do naszej parafii.
Na Dywanu my niwie będziem czekać cierpliwie,
aż przyjedzie, napisze nam nówki,
nie urządzim rozróby, choć popłaczem w czas próby,
pociągając dyskretnie z piersiówki.
Na to rząd oficjeli rzec się nic nie ośmielił,
choćby chciał zresztą, nie dałby rady,
bo tromb całą kohortę ktoś napuścił, by forte
dały znać, że już koniec ballady. 😈
Myślę, że Adam się w grobie przewraca – ze wstydu, że oryginał nie dorósł do parafrazy. 😆 Mam poważne pytanie: na co przeznaczymy tak miło zaoszczędzony okup?
@transparent: ja będę zerkać na to czujne oko – póki mruga, to znaczy, że nas w tym żalu za bardzo nie poniosło… w kierunku pająków.
i nie zawiodła Kierowniczka, bo poszła za tym co napisała i też zrobiła sobie przerwę. i to jest dobre. a Bobik też nie zawodzi, bo pod nieobecność zawodzi, tyle że w związany sposób. i to też jest dobre. a inni zawodzą, bo grzeczni. i to nie jest dobre. ech, zawodne te zawodzenie, zawodne, trza by jaką zawodówkę otworzyć, gdzie przyuczą do zawodu niezawodnego szumiarza pod nieobecność 🙄
O przepraszam, nie zawodzę. CHACHAM 😆
Chachaj.Kompozytor taki.
Ja ani nie zawodzę, ani nie wodzę za. Nie wodzę też na ani przeciw. To w ogóle nie jest mój czasownik. 😆
Trzeba przyznać, że dla dywanikowej Publiki wyjątkowo przyjemnie szumieć pod nieobecność. 😀
Zaoszczędzony okup możemy przeznaczyć na terapię antydepresyjną albo na Przehulanie przez duże P. Z góry uprzedzam, że ja jestem za Przehulaniem. 😈
Przehulanie Antydepresyjne. Inicjały w porzo.
Przymykam to jedno 😉
Gdzie lubi?Jodły lubią na gór szczycie,a Bobik lubi na Dywanie.Dobrze,że szumieć,a nie co insze…
Faktycznie inicjały w porzo.”Inicjant” powinien to dostać na receptę.
Hulać musimy szybko,bo nam inflacja kasę zżera!
Byle literalnie – znaczy w indywidualnie dobranej dawce. Czy też dawce dobranej do Indywidualności.
A nie hulamyż? 😉
To by była końska dawka!
Smęcąc i zawodząc hula wiatr po szczytach,
Dywan także hula, nikogo nie pyta,
przehula depresję, przehula terapię,
ale na piersiówkę może się załapie,
heeeeej….
ech, święto dopiero w poniedziałek a już się zaczęło przedświąteczne trzepanie dywanu… 🙄
Dywan sam w sobie jest świętem!
Fomo, naprawdę uważasz, że można naszą dzisiejszą działalność zaklasyfikować jako robienie porządków? 😯 Dywan nie tylko jest świętem – jest świętem nie wymagającym przedświątecznego sprzątania! Mój ulubiony gatunek święta. 😉 Dla mnie koniec brykania na dziś – mam noc do odespania, trudno brykać, gdy się słaniam. Odmeldowuję się do słania łóżka.
Pobutka.
czy trzepanie dywanu musi oznaczać robienie porządków? 🙄 hmm…
@łabądek 21:33
Ywentualnie malarka 😉
http://www.artinfo.pl/?pid=artists&id=10856&lng=1
A jednak merytoryzm,to coś,co nas podnieca.Bez niego leżym i nawet nie kwiczym…
to aż tak się dywan zmienił, że bez merytoryzmu, kierownictwa i tematu przewodniego się nie da? jacie 😯
Pogoda jakaś barowa,czy cóś? No żeby choć barokowa była…A ona całkiem nie poinformowana.
Bingo, Łabądku: u mnie dziś Scarlatti. W dywanie, wiadomo, najważniejsza jest osnowa. Wątek bez osnowy, to tylko bałagan z nitek. Najfajniej się bryka pomiędzy – tak w powietrzu, bez punktów odbicia i zaczepienia, to nie to samo. Poza tym ja mam z hulaniem taki problem, że czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał: za młodu się nie nauczyłam porządnie hulać, to teraz taka krótkodystansowa ze mnie hulaka. 😉 Na szczęście umiem porządnie pracować i porządnie się lenić, nie tak całkiem więc sobie życie zmarnuję. 🙂
Ja za to jestem ekspertem od hulania, ale nie zawsze się umiem na tyle rozerwać, żeby hulać na wszystkich weselach. 😉
No, ale hulanie to jest w końcu sprawa poważna, nie żadna rozrywka. 😎
Pobutka.
Syn wyrychtował materiał na dobranockę, ojciec na pobutkę – sympatyczna rodzina 🙂
W il gardino di amore
ktoś hodował piesków sforę
i – dobrego grając pana –
bardzo dbał o ich organa.
Wciąż podsuwał im, jak leci,
paróweczki prosty flecik,
wciąż serwował coś na ząb,
przy dostojnych tonach trąb.
Dźwięcznie wdzięczył się klawesyn,
pieski żarły niczym biesy,
każdy tłusty, nie jak patyk,
każdy wielki, nie skarlaty.
Rajski ogród, rajski żywot,
w miskach zamiast wody piwo,
na życzenie fis lub ges,
ach, jak to uwielbia pies.
Cuda wizja, ale krótka,
nagle krzyknął PAK: pobutka!
I – z niechęcią, pełen żalu –
piesek ocknął się w realu. 🙁
Diabli nadali! Muszą się literówki zdarzać akurat jak nie ma Kierownictwa i nie można poprosić o dyskretną korektę? 👿
Raz nasz Bobik fałszował w południe
chciałby pieśń swą wyśpiewać wszem cudnie.
Jak nie cudnie to z dublem przynajmniej.
Lecz nie wyszło. Więc wstydu się najje,
uszy zwiesi, bo wyszło paskudnie ;P
ps. dla tych co już zapomnieli, albo nie mieli okazji poznać i czują się oburzeni, my z Bobikiem lubimy sobie taką licencją poetyką-krytyką pogawędzić
Bobiku, ale Ty przecież oprócz realu masz jeszcze Dywan, na którym Frędzle wszelkich pod-orientacji muzycznych ustawiają się w kolejce, żeby Cię karmić czym sobie zażyczysz. 🙂
Ci, którym w duszy gra PA,
Ci, którym przy słuchaniu Renee serce pika,
Wielbiciele Marthy, zachwyceni Weissem
Wszyscy się tłoczymy przy misce Bobika.
(… i nie po to, żeby z niej wyjadać. Foma, wbrew pozorom, też stoi w tej kolejce dokarmiaczy – zapomniawszy, że psiego jedzenia nie należy przyprawiać, postanowił … przysolić.) 😆
Nie żałując pereł nawet dla wieprzy,
foma karmę psią chciał kiedyś ulepszyć,
jął doprawiać powoli,
w przekonaniu, że soli,
ale okazało się, że pieprzył. 😈
AABBA. Mam nadzieję, że transparent nadal mruga.
Biedzi foma jak stara papryka,
cząber, imbir… a Bobik wciąż bryka,
odszczekuje się basem,
fałsz nadrabia chałasem.
A na obu spogląda publika.
Tylko nie okładajcie się sejfem,pliiz.Chyba,że będzie wypchany pasztetówką.
*chałas to hałas w wykonaniu ogoniastych (c jako ogonek), doprawiony chaosem
łabądku, dlaczego akurat sejfem? 🙄
Raz zatęsknił foma do głupawki,
przypomniawszy sobie dawne sprawki,
a że spryt bardzo cenił,
sprytnie role zamienił
i psa zaczął szarpać za nogawki. 😉
Transparent jako młodzież ma dziś świetną okazję do zapoznania się z dywanowymi tradycjami. 😆
A bo tu już naparzanko sejfem raz miało miejsce,tzn. groziło chyba jakiemuś decydentowi.Skleroza,nie pamiętam dokładnie.
to są tradycje przeddywanowe wręcz, jeszcze nazwa dywan się nikomu nie śniła (chyba że w innym kontekście: dywanu trzepanie śnić – w najbliższych dniach dostaniesz rachunki do zapłaty), ja już się tradycję uprawiało niczym cebulę na działce.
My tu gadu,gadu,szczeku,szczeku,a tam w Żytomierzu PK z duchem Zarębskiego pewnie na piwko poszła.
Ha, nogawki!? W to lato gorące!?
Chyba Bobik przesadził ze słońcem.
Wciąż ballady zawodził
tym i owym posłodził
aż mu koncept trza było słać gońcem 😈
A nie dosłałby mi kto gońcem zapału do pracy? 😆
Z pewnego sejfu ukradziono wielce szacowny kodeks. Na tę wieść, ktoś z obecnych wtedy na Dywanie wpadł w tak święte oburzenie, że zadeklarował chęć użycia rzeczonego sejfu w charakterze przerośniętego kastetu. W osnowie była dyskusja o agresji w librettach.
Przyszedł goniec, pyta: Bobik doma?*
Mnie z konceptem tutaj przysłał foma.
Bobik paczkę rozwija…
zasłabł, Jezus Maryja,
i do dzisiaj nie wyszedł z OIOM-a. 😥
*Goniec był starej daty i jeszcze znał rosyjski.
A PK, mam nadzieję, zachowuje należytą ostrożność w kontaktach z duchami. Jak mnie uświadomił kilka miesięcy temu pewien pięciolatek, duchy są zawsze widzialne – bo są okryte pościelą. 🙂
Podejrzewałam,że Aga ma twardy dysk jak cała Dolina Krzemowa i nie pomyliłam się.Dzięki!
Ja też chcę gońca z robotnością,ja też!!!!
Oddalam się w celach budowlanych,niestety.
Zaraz, zaraz… To Kierowniczka z tym duchem w pościeli, czy na piwku? 😯
eee, nie takie historie pisalim tu i tam bez gońca 😎
Był sobie sejf, był sobie skarb i byli też złodzieje.
W kodeksie masz: złapią to straż, takie złodziejskie dzieje.
A straże te, groźne i złe, plus zakład ubezpieczeń
wyciśnie skarb, a zwróci pół, swoją tu pichcąc pieczeń…
ale że co? że w pościeli nie piwo tylko mocniejsze trunki, żeby wyzionąć ducha? 😯
Jak sobie pościelisz,tak się napijesz.Znikam!
Leży Bobik pod kroplówką,
sączy trunek, szepce „zdrówko!”
koncept w nogach,
a w nim trwoga:
co gdy goniec się wróci po stówkę? 😯
Od zionięcia to są smoki, nie duchy. 🙄
duchy są od picia duszkiem 😆
Fomo, litości! Zapał miał być. Do pracy miał być. A nie kołysanka. Śliczna. Ja tylko miałam na myśli, że pokazując się na mieście z kimś odzianym w pościel, można wzbudzić zainteresowanie otoczenia, co z kolei może przeszkadzać w spokojnym piciu piwa. Ale, oczywiście, powinnam się była domyślić, w jakim kierunku ‚się’ to rozwinie i ugryźć się na czas w język. To ja lepiej też wrócę na budowę, zanim coś jeszcze bardziej rozwojowego uda mi się palnąć.
Leży Bobik wśród ciężkich złorzeczeń,
nic nie cieszy go już, nawet pieczeń,
myśl okropna go smuci,
że ten goniec się wróci
i mu fomę na oddział przywlecze. 😯
foma nie zna litości 😈
palnąć na budowie? jakaś palafita będzie?
Siedzi foma przy łożu Bobika.
Darów góra powoli już znika.
Były ciastka, specjały,
fomy brzuch już ich cały,
a w psim pustka i marsza muzyka.
Strasznie dziwny ten OIOM. 😯
Tam powinien być wstęp wzbron
i dla ciastek, i dla fom.
Tam – na OIOM.
Palafita to jest pomysł. Nie wiem, jaki jest obecny projekt tej akurat stacji metra, ale palafita by mi pasowała.
Bobik niełakomy… mówiąc krótko –
wie, że wszystkie ciastka były z trutką,
ale widząc u fomy
tyle na nie oskomy,
jeść mu daje i siedzi cichutko. 😈
A to łotr! A szubrawiec! A szczekacz!
Tak nieładnie traktować człowieka?!
Gdyby to był kto z brzegu
to narobiłby w biegu,
ale fomy nie ruszy apteka 😎
Niewzruszony, o wątpiach z kamienia –
takim fomę oglądać ma szczeniak?
Na kolację – co za pomysł! –
ma zaprosić posąg fomy?
Dla posągu to aż szkoda jedzenia… 🙄
Wyszczekany Don Giovanni i Komandor zfomowany na Dywanie poszli w tany.
@ AGA 14.05
Fiu, fiu, fiu… tu już nie może być mowy o mruganiu, raczej ich zaciskaniu. 😉 Ale co tam, podoba mi się na tym dywanie!
Bobiku, nie ma co… Rozbestwiłeś mnie tą „młodzieżą”… 🙂
Co z Leporellem?
Leporella nie widzę, no chyba, że zeen by się podjął…
Sufler już się melduje. „Don Giovanni, a cenar teco…”
Poczekacie na to długo,
by zeen zgodził się być sługą… 🙄
Lat mille e tre? 😉
Mężczyźni… 😉
dla zwizualizowania…
http://www.youtube.com/watch?v=g6saKjs_12M
Don Ottavio też wzywa zeena… 😆
Zeen by z ozorem się zdał tu
pyskatym ze wszech miar,
ja bym prócz miliona fantów
herbaty dał mu gar.
Herbaty, herbaty,
herbaaaaty dał mu gaar.
Dam śmiele mu swoje torty,
z kokardą i z paradą
i jeszcze w paczce dam „Sporty”*
z funkcją i miły to dar.
*Od wielu lat schowane na czarną godzinę.
@Aga:
Jak wiadomo z libretta, Komandor niczego nie tknął. Jeszcze dodał, że u siebie ma lepsze. 😉
No pięknie,a dopiero osuszyłam klawiaturę z łez 🙂 Bobiku, ja naprawdę usiłuję pracować 🙂 🙂 🙂
Teraz nie wyobrażam sobie,żebym od dziś mogła wysłuchać „Il mio tesoro” z należną powagą, że o wzruszeniu nie wspomnę 😉
No nieee, Lorenzo się schował 😀
@transparent 21:08
Lorenzo to szczeniak przy Bobiku 🙂
I nowa koncepcja:Don Juan nie tradycyjnie,w psychiatryku,tylko na OIOMie.Na którym zawsze można wrzasnąć:siostro,basen!
Jeżeli to Komandor ma go tak urządzić, to jestem za.
Komandor może być jednocześnie ordynatorem,a siostry łącznie z przełożoną wielokrotnie wykorzystane.Więc Komandor w rewanżu wycina Juanowi nie tą nerkę,co trzeba.
… albo obie. I to tępym skalpelem. I bez narkozy.
Szpadą? 😉
Komandor co prawda z zakonu rycerskiego był, ale akurat nie szpitalnego…
Dotarło do mnie z niejakim opóźnieniem, że transparent (16.23) nie zapytała: „Co z Donną Anna/Elwirą?”, tylko: „Co z Leporellem?” Kobiety… 😉 transparentneśmy 😆 Anno, ja nie twierdzę, że mamy tu pełny dondżiowanizm (choć po kolejnym występie Bobika zrobił się pełniejszy… w pewnym sensie) – tak mi się, dosyć luźno, skojarzyło. Każdy utylitarysta by się chyba zgodził, że skojarzenie było słuszne, gdyż jego pośrednim efektem jest Bobikowa aria. 😉 … oraz nowa koncepcja opery, przy której Guth niech się schowa.
@Aga 21.52
Ja nie z tych wyemancypowanych. 🙂
Od opery dostaję cholery
od libretta się marzy vendetta
ja Mozarta posyłam do czarta
Don Giovanni jest całkiem do banni
wy w zachwycie a dla mnie to wycie
uwertura… i cierpnie mi skóra
widzę akty, mam wzwody, a jak ty?
z filharmonii do wuce mnie goni
od Chopina normalnie mnie ścina
od Ravela to całkiem rozbiera
jak poważna muzyka ja sikam
od symfonii ja wpadam w agonię
słyszę kwartet, wiem, że gie to warte
słyszę smyczki – chcę podrzynać grdyczki
słyszę sopran to dostaję hopla
zamiast alty ja wolę sex-party
od tenorów mi leci z otworów
no a basy to same… no, takie…
ja z wszystkimi głosami na bakier.
Bo kóltóra to dla mnie jest bzdóra
dla mnie fura, komura i skura…
Jeden śliczny: Tercet Egzotyczny…
Tylko z tych uciśnionych?Jak Donna Elwira i inne takie?
@łabądek 21:41
znaczy co,w ostatniej scenie złowrogi ordynator Komandor każe odłączyć Giovanniego od aparatury podtrzymującej życie,personel wyrywa pacjentowi z żyły kroplówkę i zgodnie z wolą librecisty kążdy rozchodzi się do swoich spraw -np. siostra Elwira do klasztoru, młoda lekarka Anna na dyżur z doktorem Ottavio,salowa Zerlina z sanitariuszem Masettem zdezynfekować się spirytusem w zacisznym magazynku na bieliznę ? 😉 To chyba raczej „Daleko od noszy” 🙂
@Aga:
Ale Komandora podejrzewać o nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu?
To była ,jak rozumiem,aria Leporella?
No fakt,Guth niech się schowa.A Bieito może Wam buty czyścić 🙂
@ew_ka:
ZŁOWROGI?!!!
Ani on zły, ani wrogi…
O la la … zeen … sama chciałam 😯 Na marginesie, znalazłam literówkę: powinna być fóra.
@transparent: a ja tak ni pies, ni wydra; hybryda konserwy z awangardą. 😉 Tak dumam nad tą operacją na Don Giovannim – może by ją plastyczną zrobić? I coś mu popsuć, zamiast poprawić? W wyrazie twarzy, znaczy się. Osobiście wolałabym, żeby przeżył.
Wycięte nereczki Komandor konsumuje na kolację? 😈
@Bobik:
W życiu!
Zatoczyliśmy kółeczko: skoro kolacja na stole, to i poidło musi się na nim pojawić. Finch’han dal vino…
Dobreeee…Zrobić mu „małe kwasimodo”,zostawiając podroby w spokoju.I niech spróbuje kontynuować…To bardziej wyrafinowane.niż grill bez ostrzeżenia.
Sam zaprosił, a że nie pamiętał, to już jego problem…
A jakie winko idzie pod nereczki?
Anno, obawiam się, że całkiem już przenicowaliśmy Mozartowe dzieło i nic go (w tej inscenizacji) nie uratuje. A Komandor w życiu to już rzeczywiście nic nie zrobi, bo jesteśmy w drugim akcie – albo i trzecim. 😉
Łabądku, no dziękuję Ci pięknie, wyrafinowania to się chyba u mnie jeszcze nikt nie doszukał. 🙂
No zaprosił,ale nie na grilla…
Ą ę przez bibułkę – wina konesera ma się rozumieć!
@Aga:
Bez przesady, ma przecież do dyspozycji życie po życiu…
@łabądek;
Kolacja to kolacja, obojętnie jak przyrządzona…
Nie myślę o przyrządzaniu kolacji,tylko gospodarza!
Niech go wiecznie głodny Leporello zeżre, jeśli ktoś musi…
@ Aga
Ten,co się nie doszukał,niedowidzi czegóś,a?
Na surowo nie zeżre,bo od tatara BSE się wdaje,więc ten grill go nie ominie…
pozostaje jedynie zdegradować komandora na prostego majtka i ruszyć na połów mameluków
Nareszcie go nie ominie 😉
Komandora na majtka zdegradować się nie da, bo nigdy nim nie był.
Teraz wszystko kończy się na majtkach.
Niekoniecznie okrętowych.
A Komandor był komturem.
@łabądek 22.35
Pół biedy, gdy jeszcze na majtkach, gorzej bez nich…
Za komturem panny sznurem…
A od kiedy mameluków się łowi?To piechota morska jest?
Mameluk może być bez majtek.
Chociaż nie,bez majtek to Szkoci.
o przepraszam, a Paszczak z Włóczykijem, Migotkiem i resztą to niby szczupaka złowił, a potem zjadł, tak że nie można było zmierzyć i zważyć jaką to wielką rybę złowiono?
Nawet bez mieszania Komandora z majtkami opcji mamy w bród: życie po życiu Komandora, oszpecony Don Giovanni dołącza do Les Miserables, Donna Elwira zakłada sektę w klasztorze, Leporello szuka tej jednej jedynej Blondynki, żeby z nią wyruszyć na poszukiwanie kanibali. /Muszę znaleźć lepsze miejsce dla laptopa – nie da się szybko pisać w tych warunkach!/
Dobranocka o 22:43? 😯
Proponuję symultaniczną realizację wątków równoległych,na scenie otaczającej widownię.Widownia oczywiście jest basenem.Widzowie unoszą się na wodzie bez majtek A co!!!
A w kanale dyryguje Myszka Miki.
Trudno,żeby woda miała majtki…
Fakt,cokolwiek by się z nich wylewała…
I przez nie przelewała.
I słusznie,basen nie bank, musi mieć przelew.
majtki jako falochron, ciekawe… i nie wymyślił tego facet ❗
Aj, waj, no to raz by było wodolejstwo na widowni, a nie na scenie. Poza tym można mieć, ale nie nosić – Telimena np. nie nosiła zawartości swego biurka. 😉 A czy widzowie mogą okazjonalnie wypełzać z basenu i mieszać się z wątkami? I kto dopilnuje, żeby w drinkach podawanych na basenie nie zabrakło limonek?
W końcu to nie przelewki…
Ale ŁAJZA!
Lepiej,żeby się nie mieszali, bo mogą wyjść zmieszani…
… a mogą wstrząśnięci. Niektórzy to lubią, przynajmniej od czasu do czasu. 🙄
Niektórym by trzeba było trzęsienia ziemi, a inni i tak trzęsą portkami…
Raczej wstrząśnięci.A limonek zwyczajowo pilnują mamelucy.
ŁAJZA!
A nie mogli by tym razem … Szkoci? 😉
Jeżeli Naczelny tu zagląda,to jak nic zroluje Dywan zanim PK wróci z tego Żytomierza.
Szkoci lepsi by byli do wyciskania cytryn jak cytryn. Na lemoniadę.
@ Aga
Jasne,ale tylko na kratce wentylacyjnej metra.
Bo Szkot bez kratki,to jak Roger bez Myszki Miki.
nie przy takich pogawędkach Red. B. pozwalał na harce. bym rzekł, że to wciąż spacerek
Łabądku, strach przed Naczelnym przeszedł Ci w dwie minuty! 😆 A Naczelny to człowiek światowy, wiedziałby, że nasze operowe wybryki to i tak małe piwo w porównaniu z tym, co się dzieje na prawdziwych scenach – nie robiłby scen.
Fomo, nie judź! 😉
Ago, ja tylko mówię jak było i że było bezkarnie. indywidualne bany się nie liczą, tym bardziej że były wcześniejsze ostrzeżenia i głosowania tłumu: zniknąć czy oszczędzić ;]
Nie mówię,że nas zwinie za ekscesy,tylko za degrengoladę merituma.
merytoryzm to stosunkowo nowa przypadłość tego miejsca. w wyrozumiałej cierpliwości niektórych uznany za przejściowy choć niezupełnie niegroźny
Nowa przypadłość się wzięła stond,
że rozrabiactfu PK żekła: wont!
I od tej pory ślicznie
Rządzi merytorycznie.
Zanurzam się!
Byle nie w basenie, bo ta scena wokół niego jeszcze nie gotowa. 😉 Idę poszukać czegoś, czym można by przepędzić Szkotów z kratki wentylacyjnej – strasznie ciężko się zasypia chichocząc.
No to jeszcze na zakończenie dnia z Don Giovannim – aria szampańska. 😉
Ten, kto pił wino, sflaczał i przestał,
skończona fiesta, dogasł jej czar.
Każda ragazza do łóżka wraca,
zimny kominek, przygasa żar.
Zwolna ochota do tańca mija,
już menuetom pora nie sprzyja,
dopijaj panna, zamkniemy bar.
Dobranoc frędzlom i muzykantom,
orkiestra – spokój, pod groźbą kar!
Już noc się mglista, senna zaczyna,
śpi już dziewczyna, ucichł już gwar.
o przepraszam, bar jest zawsze otwarty 👿
nawet jeśli barman nie pojawia się w nim zbyt często…
Bobiku,cudna dobranocka 🙂 😉 🙂 już umiem na pamięć 🙂
Tego nie powinien „pod groźbą kar”czytać żaden (aktualny lub potencjalny) wykonawca tej partii,bo jak nic ugotuje się na scenie 🙂 🙂 🙂
A na marginesie- w tym roku La Scala otwiera sezon „Don Giovannim”. Wyobrażacie sobie tę chichoczącą widownię,wizualizującą Szkotów na kratce wentylacyjnej i recytującą z pamięci bobikowe przekłady arii ? Dla tych,którzy nie dojadą do Mediolanu pozostaje Wrocław (ewentualnie transmisja kinowa ). Albo jedno i drugie 😉 Miłego dnia wszystkim 🙂
@foma 8:36
Bar czynny 24H ? Jestem za 🙂 Jakiż nieprzytulny byłby świat bez Dywanu…
ew_ka, akurat ten bar, który mam na myśli, to nie na dywanie, choć równie wirtualny 😉
Śnią dziewczyny, każda sen swój
śnią osobno – już nie rój,
ale w każdy sen przenika
słodka aria psa Bobika.
I sen nowy, bąbelkowy
wsącza z wolna w nasze głowy
i hulaszczy wraca wątek:
precz z powagą – dzisiaj piątek! 🙂
Ago, to chyba zaraźliwe 😉 Ale nie mam nic przeciwko pandemii poezji 🙂 🙂
Ooo, tu się już niejeden wierszykowaniem zaraził. 😆
Czy dobrze zrozumiałem, że padła propozycja wystawienia dziś „Opery hulaszczej”? 😈
oj tak, niejeden wierszykował, poeził, limeryczał….
Niektórzy również operowali…
I to bez znieczulenia.
@ Bobik 10.48
Rezerwuję lożę na dzisiejszy wieczór. Nie wiem, czy bardziej ze względu na operę, czy raczej na jej hulaszcze dookreślenie. 🙂
No to, żebyśmy zdążyli do wieczornego spektaklu – ja zapodaję „Okropną pieśń o Hulaszczym Dywanie”, a Wy opracowujecie inscenizację. Może być? 😆
Pada deszczyk na wybrzeżu,
na Krupówkach z chłamem kram,
Kierowniczka w Żytomierzu,
zatem Dywan hula sam.
Już przehulał Don Juana,
lepiej niźli jakiś Guth,
dalej hula już od rana,
w tył nie patrzy, tylko w przód.
Towarzystwo tu kumate,
starczy słówko albo dwa.
Jak się wezmą za Traviatę,
przehulają aż do dna.
Gdy Traviaty będzie mało,
czarodziejski puszczą flet,
Kierownictwo wyjechało,
jest poczucie, że min niet.
Pędzi akcja jak w operze,
bawi się hulaszczy chór,
Włoszkę zgubi gdzieś Algierze,
w karty przegra Straszny Dwór
Niech się dzieje wola boska,
niech kobziarze zadmą w miech,
jest do przehulania Tosca,
nie skorzystać to aż grzech.
Są mazurki, są też walce,
jak przepuszczać, to na full,
można hulać w samej Halce,
lub w koronie, jak kto król.
Z napojami jest lodówka,
Lodoiska kruszy lód,
tu wesoła nawet wdówka
i mniemany nawet cud.
W kącie pajac się rozbiera,
samych majtek nigdy dość,
lecą wióry z Tannhäusera,
kto ma basen, ten jest gość.
Zabronione myśli czarne,
Cyganeria bawi się,
z limonkami biega Carmen,
Rigoletto za nią mknie.
Narzeczona już sprzedana
za trzy grosze, marny szmal,
przeputana już pawana,
Dywanowi nie jest żal.
Gdzieś kudłatą widać paszczę,
bo swawoli nawet pies,
piękne życie jest hulaszcze,
wie to Porgy oraz Bess.
W kapeluszu śpiewa królik,
woła ktoś „Cyganie, graj!”,
w zastaw poszedł już Cyrulik,
Turandot i Butterfly.
Nikt nie robi tutaj w pory,
choć nietoperz chce się mścić,
przehulamy merytoryzm,
jedno jest, nie kilka żyć.
A gdy wróci Kierowniczka,
gdzie kapitał, spyta, gdzie?
Wtedy przyda się pożyczka…
Czy jej ktoś udzielić chce? 😈
Niestety, niewykluczona jest również bardziej dramatyczna wersja finału. 🙄
A gdy wróci Kierowniczka
i żałować zacznie róż,
może nagle spod stoliczka
wyjąć majcher, czyli nóż… 😯
i chóralny refren:
a nóż tępy jak ten krytyk
jeden z drugim, krzywy grab!
chciałby chlastać, zrobić wytyk
a tu ledwie płytki drap 😐
oraz tenor-tremolo solo:
oj jala jala uu
opera rośnie w bólu 😎
Ze względu na imprezę,która od 18 czeka mnie w realu,wrzucam początek inscenizacji i libretta jednocześnie.
Na trawie stoi wiata,pod wiatą grill z masy upadłościowej po niejakim Juanie.Violetta z Januszem i Carmen ze Stefanem planują last minute do Algieru,grillując suchą krakowską.Na to kawior,śmietana.W kubkach plastikowych wesoła wdówka Kliko.Nadciągają towarzysze pancerni i trzy pomarańcze.Stowarzyszone towarzystwo wznosi stosowny toast:Więc pijmy…/kto wchodzi w tekst?/
ja wchodzę. mogę być małą literką f. tylko proszę za bardzo mną nie szaffffować…
… Kolej na mnie: dziś wchodzę w każdą Hosenrolle.
A po hulankach zabieram wszystkich na czekoladowe ciasto z galaretką i wiśniami.
Idę piec.
Ale, ale…
Czy jest ono przez Was jadalne? No i przez Bobiki?!?
Jak trzeba arie dopisywać, to jestem na posterunku. 😆
Więc pijmy, więc pijmy na chwałę Dywanu
zaświećmy pucharu dnem.
Nie pijesz? To ty się poważnie zastanów,
czy to jest całkiem ad rem.
Niech wdówka, niech wdówka zaszumi nam w głowie
i niech nie odważy się smęcić blues,
niech panie wypiją, jak również panowie
wypijmy, wypijmy i szlus.
Bo chociaż Kierownictwa jeszcze brak,
ten stan dość szybko mija,
a kto swawolom sprzyja,
ten w nas przyjaciół ma.
Więc pijmy, więc pijmy za zdrowie Dywanu,
szczęśliwy, kto serce mu da!
Z ciast to ja uznaję na przykład pasztet. Może być własnoręcznie pieczony. 😈
@ Bobik 15.13
Please, jedną arię dla Cherubinka. A najlepiej obie.
Można zwichrować całkowicie.
Zuzannę też wyśpiewam. W spodniach ma się rozumieć! 🙂
Zestawienie czekolady z wiśniami, to moje numero uno 🙂 Z Bobikiem gorzej – psy nie trawią czekolady (brak stosownego enzymu). Nie wiem, czy jeszcze mam siłę do harców – od lat tak nie hulałam 😉 – ale chciałabym zobaczyć tego, kto spróbuje mnie dziś powstrzymać przed włączeniem laptopa! 😆 Proponuję: a) żeby to była nie wiata, tylko palafita b) żeby wziąć na warsztat jakąś operę z powrotem w librettcie (Bobik jako Butterfly?), a potem to już zgodnie ze sprawdzoną receptą: co nieco tam poprzestawiać do góry nogami i domeldować trochę towarzystwa z innych oper. Powracającą będzie oczywiście PK.
@ Bobik 15.15
Zgoda. Po ogólnodostępnym cieście, na stół (a i pod) wjedzie pieczony pasztet z kruszonką migdałową…
Czyli tytuł będzie „Trapalafitafly z Żytomierza”?
Tytuł opery,nie pasztetu.
Ta aria Bobiku,po wsze czasy powinna być hymnem Dywanu.
Filologiczno-domyślne tłumaczenie tytułu:Z Żytomierza przez posadowiony na palach dom latającego masła.
W tym tytule Żytomierz jakoś blado wypada. W zestawieniu. 😆 Nie zna ktoś może jakiegoś archaicznego urządzenia do ważenia zboża, na którego (urządzenia, nie zboża) nazwie można by sobie język nadłamać?
Aria dla Cherubina… No to trzeba wprowadzić scenę, w której Cherubin, podcięty nieco wesołą wdówką Kliko, zasypia na trawie pod wiatą, pilnowany dyskretnie przez BOR-owików. Ocyka się i ze zgrozą zauważa, że ktoś mu podwędził skarpetki. Patrzy z bólem na swą stratę i śpiewa:
Dajcie skarpetę,
chociaż patrzy BOR,
tamtą, a nie tę,
bo ma lepszy kolor.
Tę kolorową,
tak, o tę szło,
no, dajże, krowo,
czy trudne to?
Czemu mą skarpetę
wziął jakiś świr?
Ja bym go sztyletem…
Poznałby mir!
Poszedł drogą krętą,
tam, gdzie wiejski bar,
z mą skarpetą świętą…
Brak na niego kar!
Przyłożyłbym w szczenę,
bo trzepie mnie,
lub zrobił scenę,
lub itepe.
Wypaćkałbym dżemem, zamknął do dwóch zer,
gryzłby palant ziemię, oddał mi swój żer,
zapłaciłby za to, co zrobił mi,
lecz nie wiem gdzie on, pewnie gdzieś śpi…
Dajcie skarpetę,
chociaż patrzy BOR,
tamtą, a nie tę,
bo ma lepszy kolor.
No nie, tytuł na dziś już jest – Opera Hulaszcza. Dobry, bo każdą swawolę da się pod niego podciągnąć. 😆
To chwilę zajmie.A zwrot akcji widzę następujący:z powodu arabskiej wiosny last minute nie wypala,Włoszka siedzi tam w ambasadzie i los przeklina.Pod palafitę wjeżdża Suzuki.Z Bagażnika towarzysze pancerni wyjmują dywan i wyrolowują z niego pannę latającą Masłowską ,która gestykulując w stronę Żytomierza /jednak!/ śpiewa ” Tam na wschodniej stronie…:
@ transparent: ja myślę, że ten pasztet powinien być wyraźnie większy od ciasta. I że Bobik powinien mieć na niego wyłączność. 🙂
To może być tytuł z podtytułem.
Podtytułów to może być skolko ugodno. Będziemy tylko dawać łączniki „czyli… czyli… czyli…” 😀
@ Bobik 16.15
Boskie! Śpiewam w bawarskich skórzanych spodniach! Z kuflem w dłoni. Mezzo może. 🙂
@ Aga 16.20
🙂 Ma się rozumieć.
@ łabądek 16.19
Z lewej widzimy wbitego na pal Leporella. A co, – i feministki, i te uciśnione zadowolone.
Oczywiście.Kto ma pomysł jak zagospodarować /zachoziajnować/Cherubina w kwintecie z Violettą,Januszem,Carmen i Stefanem?Bo stoją na scenie jak te kołki.Sorry,chwilowo w realu muszę umyć głowę.
@transparent
O rany!To my równocześnie kręcimy trylogię???
Co my tak konkretnie i detalicznie robimy, to ja (na szczęście) nie wiem, ale ‚równocześnie’ i ‚kręcimy’ z pewnością wchodzi w skład stosownej definicji.
Jasne! Krecimy. I dystrybuujemy.
Przy czym ciasto i pasztet tylko na Dywanie 🙂
Z bólem serca będę się oddalać.Po powrocie i odczycie pewnie padnę z wrażenia,zachwytu i zgrozy.Na mojej imprezie też będą frędzelki,ale tylko bierne.Nie wiem,jak wyjdziecie z tej matni,ale jeszcze tak nie było,żeby Dywan nie wyszedł.Albo i wyleciał.Przypuszczam,że tej nocy nessun dorma.
Udanej Dżamprezy, pomachaj Fbiernym. 🙂
ahoj!!!
A tymczasem…
Podczas gdy pozostała obsada zajęta była śpiewaniem w kierunku Żytomierza, Don Giovanni, nierozpoznany przez nikogo wskutek oszpecającej operacji plastycznej, zakradł się od tyłu, uwiódł bezecnie arię Figara i bez litości odśpiewał ją przed lustrem. 😯
No, bez jaj, przewalone, wieje grozą,
skąd ta forma potworna, ten bandzioch?
Pysk mam brzydki jak Pawka Morozow,
narcyzm z letka mi popłynął, o kurrr….
No, bez jaj, jam podobny do świni,
jak tu rwać, każda puści mnie kantem.
Która zada się z takim palantem?
Wielbicielek mych zniknie gdzieś sznur!
No, bez jaj, mam fizys świni,
cóż tu winić
płeć nadobną, gdy puści mnie kantem?
No, bez jaj, przewalone, wieje grozą,
skąd ta forma potworna, ten bandzioch?
Tak jak cielę skrzyżować by z kozą,
narcyzm z letka mi popłynął, o kurrr….
Co mam począć z mordą taką,
jak tu dalej być hulaką,
z hańby się spalam, w urodzie manko,
uchlałbym się „Kryniczanką”.
Jakież fiasko niegalante
i co zrobić mam z takim fantem,
mam z takim fantem?
Nos mam wielki niczym mango,
nigdy już nie pójdę w tango…
Nie mam jak się przed tym bronić,
choćbym na policję dzwonił,
choćbym zebrał stado słoni,
choćym zwał się Berlusconi,
do urzędu posłał monit,
choćbym był filmowy star.
Trombo graj, mam fizys świni,
trombo graj, cóż tu winić
trombo graj, panienkę z Kcyni,
trombo graj, gdy puści mnie kantem?
No, bez jaj, przewalone, wieje grozą,
to upiorne, jak gruchać mam z Wandą?
Tyle bólu opisać jak prozą?
Narcyzm z letka mi popłynął, o kurrr….
Niemożliwa już wiktoria,
choćbym pasy z siebie darł,
niemożliwa już wiktoria,
choćbym pasy z siebie darł!
Lustro pęka. Nagle pęknięcie zasklepia się, instrumenty przechodzą w litofon, elektroniczną harfę i sample, a Don śpiewa natchniony:
Potrzebny mi avatar,
Potrzebne mi cyfrowe ego.
Niestraszny będzie katar,
dostąpię ja niemożliwego.
Don Giovani już znikł,
Potrzebny mi nowy nick!
A w Żytomierzu przymiarki do castingu…
Casting na nowy nick Don Giovanniego wygrał Don Jontek. Konkurenci są wściekli i zapowiadają zemstę. W góralskiej chacie Madama Butterfly ubija masło i czeka na letników, którzy wyjechali, ale obiecali, że wrócą w następnym sezonie…
… obiecanki-cacanki. Podczas gdy śpiewacy podlewają zmęczone gardła tym i owym, Piekielny Tadzio, który jak zwykle pojawił się znikąd i nie wiadomo po co, wygrywa Cztery pory roku na grzebieniu. Pierwsza pora, druga, trzecia, czwarta – a letników jak nie było, tak nie ma. Zrozpaczona Madama wyśpiewuje bas-barytonem Elle ne m’aime pas! ze stosowną zmianą tekstu (przepraszam, ale ja musze mieć tę arię!), a następnie w dramatycznym geście rzuca masłem o ziem, o ścianę i w co popadnie i postanawia otworzyć pensjonat w pobliżu stadionu narodowego.
Teraz cała trupa przemieszcza się do Aix. A potem do Salzburga.
Claus już na nich czeka…
Mały Amadeusz siada do instrumentu, wokół którego merda ogonem niejaki Bobik… 🙂
… i wtedy zjawia się Salieri – z kotem u nogi.
… wbiega zaniepokojony Leopold, słysząc kociokwik. Wolfi pisze list do swojej Bäsle… Naświntuszy?
Kot,kot,pani matko,kot kot! podśpiewuje Madama B,która z powodu ocieplenia klimatu ubija masło w samej halce.Wtem z Krupówek dobiegają echa kawalerskiego wieczoru Janusza w klubie „Palafitness”.Tańce na rurze przerywane są obsceniczną przyśpiewką”Dam ci ptaszka,jakich mało”i okrzykami alfonsa:kto z mych dziewek?
Dov’e` Jontek?Czai się w laptopie Janusza,czekając na okazję,która pojawi się z rannym / w zamieszkach/ słonkiem.
A, tu się włącza mój aspekt konserwatywny: cudzych listów nie będę czytać. Ale mogę się podomyślać… 😉
Tak mi się coś majaczy po francuskim winku z karafki.
Proszę bardzo. Z rannym słonkiem pojawia się pierwszy tramwaj prowadzony przez rześką motorniczą w stronę stadionu narodowego.
Tymczasem Wolfi pisze do B,czyli do Butterfly w halce,bo przecież nie na tego kulfona Jontka ona czeka…
… bogata korespondencję (list, mail, fax i sms) przechwytuje papa Haydn…
… konstatuje, że świat zszedł na psy, postanawia wysiąść z tego tramwaju i pisze symfonię pożegnalną
Muzycy stopniowo opuszczający salę, w której jest grana rzeczona symfonia, muszą się gdzieś przecież podziać – zdążają na stadion narodowy, gdzie corps de ballet ćwiczy przed pierwszym meczem Euro 2012.
Teleportacja… Haydn na przedmieściach Krasnodaru spotyka Netrebko. Ta próbuje rzucić na niego czar…
..ną pelerynę.
… panowie z baletu ćwiczą uparcie batmątądi… Bez pośpiechu… Do 2012 jeszcze kilka ładnych miechów…
Ktoś z głową zauważa, że balet właściwie już gotowy, za to stadion nie i goni corps de ballet do prawdziwej roboty. Podaj cegłę.
Robota im się w rękach pali, gdyż ktoś z Ministerstwa obiecał, że…
dodaj cegłę, podaj
cegła jeszcze młoda
dziewicza cegła, nigdzie nie kladziona (te szesnastki…!)
do baletu trochę jej szkoda, ole!
Tymczasem w Żytomerzu…
Kierownictwo przypomina sobie, że zaraz po castingu miało się spakować w związku z jutrzejszym wyjazdem. Porzuca obiecujących kandydatów i biegnie do swojego pokoju, gdzie miota się bezsennie, usiłując pozbierać rozrzucone bezładnie bety i myśli.
Kierowniczka:
Gdzie ta torba? Gdzie ta torba!
Gdzie mi się podział wieszak,
co stało się z miglancem?
Nie widzę szelek,
no, w co ja się ubiorę
gdzie mój półpancerz?
Za blogosferą ckni mi się,
bo nie wiem czy tam wszystko gra…
No, no… pójdę w podskokach w swe wyro,
nim mi się łzami popaprá,
zanim zobaczą, że kubek mam z esencją
i nie wypijam.
Chór:
Tę blogosferę ona zna,
już bardzo dawno wciągnął ją jej wir.
Kierowniczka:
Gdzie ręcznik frottee,
rety, gdzie kufelek,
rety gdzie kufelek,
i mały pinczero,
pinczero, pinczero!
honoraria dostaną we frankach szwajcarskich.
Na stadion docierają Don Jontek (wysiadł z tramwaju) i Butterfly – przyszła rozlepić reklamy swojego nowego pensjonatu. Cały czas widzimy na ekranie pakującą się osobę podszywającą się pod PK – tak, tak, Bobiku – podszywającą się: PK bardzo sprawnie się pakuje, to jest jakiś doppelgaenger!
za chór to ja miałem robić :/ proszę wyprowadzić powyższy chór, będzie inny:
To się Kierowniczka w sidła dała wpuścić!
Chciałaby powróci, ale nie, a juści!
Ciągnie trochę powrót, ale wyro trzyma!
Co ma zrobić teraz bidna kobicina?
Kierownik chóru:
monetą rzucić, porzucić mienie, i gołą powrócić! ;p
Rano doczytam, co i jak z ekipą: donem, donnami oraz paziem-homo-niewiadomo.
Znikam jak na transparent przystało. Po angielsku.
To PinKerton podszywa się pod PK!Zbierając sypiące się bety i szczekającego sopranem pinczera goni pociąg po szerokich torach.Tymczasem B rozwiesiła co trzeba i w pociągu relacji Warszawa – Zakopane znów zwisa z okna na wschodnią stronę.Sytuacja jednocześnie gmatwa się i klaruje.
Jakaś poważna akcja mnie ominęła. 🙁
Zaraz siadam i się wciągam.
To się chór dał wpędzić w kanał – tak śpiewać wokół sobowtóra! Dobrze, że kanał był wolny, bo orkiestra na stadionie. A tam napięcie narasta. Madama dostrzegła Don Jontka, chcąc uniknąć rozmowy zaczyna udawać jodłę. Szumi. Wchodzi w dysonansowy konflikt z orkiestrą, która właśnie postanowiła niepostrzeżenie przejść z Czajkowskiego w Strawińskiego (sic!). Nadbiega Haydn w czarnej pelerynie. Wybucha pandemonium.
Trzecim pociągiem relacji Budapeszt – Poznań nadjeżdża wiadomo kto,grając Mozarta z przyśpiewkami.Wszystkie trzy pociągi blokują się nawzajem gdzieś koło Grójca.
a Kierownictwo stoi na wycieraczce i drapie w kurtynę
O mój materiale,
nie było cię wcale,
kiedy na scenę wpadała czereda
śpiewaków, tancerzy i skrzypków tak z pięciu
O mój materiale
Pojaw się w finale
kiedy na scenę padnie pięć strachów
(tylu co skrzypków) wśród ochów i achów
tylko niech się ten finał gdzieś jaki, jak ja!
(pauza)
pojawi!!!
Dzięki czemu wiadomo-kto unika wmieszania się w pandemonium, uffff. Ale je nie chce, żeby zawierał bliższą znajomość z Pinkertonem! Łabądku, zrób coś!
(fermata)
D septymowa…
[Pożegnawszy się, zaglądam ponownie. Ten blog dziś jak medium…]
[… a tu jakiś przestój. Aluzju paniała. Znikam na dobre. 😉 ]
Finał I. Nad stadion, na którym każdy już gra co innego, corps de ballet podaje cegły, Don Jontek tańczy Złego Ducha i tylko Haydnowi futbol w głowie, nadlatuje na Dywanie PK i śpiewa.
Na trybunę gramli się sobowtór PK, któremu rycerskość wieśniacza pomaga targać wypchaną torbę i też śpiewa.
gramoli, nie gramli
Wiadomo- kto polewa PK kielonek cytrynówki i odjeżdża w kierunku oceanu.Na wstecznym.
Pandemonium narasta.Chór tłucze się z baletem o honoraria.Soliści zrywają peruki i kontrakty.B tnie mieczem samurajskim Pinkertona przez łeb.Ministerstwo tnie koszty.Jontek ujawnia tożsamość i rzuca się na suflerkę.Suflerka okazuje się sufletem.
Tonikaaaaa
PK śpiewa. Sobowtór śpiewa. Nic nie słychać. Kto tu, do licha, robił nagłośnienie!
że też nigdy nikomu się nie chce wymyślić jakiegoś kameralnego zakończenia. Kierowniczka wraca, sieci brak, to po 3 pełnych napięcia minutach gasi kompa i idzie spać. kurtyna, finito, można się obyć bez bisów
Cóż z tego, że nikomu się nie chce? Ktoś w ogóle zna tego nikoma? Czego ów słucha? Czy klaszcze między częściami? A jak słucha, to z uczuciem, czy ze zrozumieniem? A niech mu się nie chce na zdrowie. Fomie się zechciało. Wymyślić Finał II.
Aga, mogę wymyślić i 12 finałów. wymyślić to pikuś. ale zapamiętać, spisać, przekonać do wystawienia… o, do tego potrzebni są fachowcy
Owacje!Kwiaty!Zimny tusz kreślarski!!!!
Finał II, bardziej przystający do życzeń fomy:
Wszyscy uczestnicy hulanki ustawiają się grzecznie i porządnie na scenie, po czym śpiewają, skromnie przysłaniając się zapaskami
Chór:
Tam od wschodu widać tuman
Kierowniczka pewno jadą,
aż w oponach syczy guma,
Dywan zbiera się gromadą.
Przyszykujcie chleb i sól!
Tam od wschodu widać tuman,
Kierowniczka pewno jadą,
trza ją witać, każdy kuma,
w TROMBY ktoś donośne zadął
szampan leje się – bul, bul!
Kierowniczka:
Przyjeżdża
Bisów nie ma, bo nikt nie chce, żeby Kierowniczka znowu wyjeżdżała. 😈
Psiakrew, miało być Finał III. Kompromisowy. 😉
A gdzie obiecany pasztet? 👿
Taż transparent pod stołem zostawiła, zgodnie z obietnicą. 🙂
A to wszystko powyżej,to co,jak nie pasztet???
Fomo, nie jestem pewna, jak Bobik by się dogadywał z Pikusiem – może lepiej zostańmy przy tych trzech finałach i nie próbujmy dobić do dwunastki. 🙂
Bobiku,jesteś wielki!!!! Hau!
foma i zeen -brawooo!!
Łabądku, tak detalicznie, to ja na szczęście nadal nie wiem, co to jest to powyżej. 😉 Ale tak sobie myślę, że byłoby może lepiej, żeby pan Piotr Kamiński tego nie czytał…
Ago, taki brak zaufania do poczucia humoru Piotra K.? 😯
W każdym razie grunt, że pasztet jest. Przynajmniej ja będę mógł spokojnie spać. 😈
Ja mam ogromne zaufanie – do jego ciętego pióra. Jak sobie przypomnę, co pisze o pomysłach Gutha, to wolę nie wiedzieć, co myśli o naszych 😉
Łabądku, ja mam bardzo istotną motywację do pisania pieśni i arii. Napędza mnie nadzieja, że kiedyś jeszcze jakiś mój tekst zaśpiewany będzie w Krośnie. Alternatywnie w Łańcucie. 😆
A z Pikusiem dogadałbym się na pewno. Przecież tam gdzieś w okolicach finału włóczył się jakiś kot. No to ja z Pikusiem na przedzie… 😈
Już się robi!Netrebkoooo!Ta dzie una polazła,jak robota je…
W Krośnie już był śpiewany.Filon.
Odechciało mi się spać. 😆 😆 😆
A ChiJE to znaczy Chopin i Jego Europa, jeżeli nikt nie odpowiedział jeszcze Adze.
No to w pióra!
Wszędzie już słychać pieśni Bobika
W Łańcucie śpiewa nawet publika
Gdy arie w Krośnie dźwięczą donośnie
Autor nam bryka.
Po całym kraju
dźwięki te gonię
wszędzie je słychać
– lecz nie na stadionie…
My to wiemy,tylko skrót cokolwiek obsceniczny.Dlatego chcemy przerobić.
No, właśnie informacja o śpiewaniu Filona tak mnie zmotywowała. 😀
Choć jak się tak, szkiełkiem i okiem, przyjrzeć efektom naszych innych przeróbek, to może temu skrótowi lepiej tak, jak jest… 😉
A poza tym jest to skrót osadzony już w kontekście kulturowym, np. „ChiJE Kuba do Jakuba”, czy też, w dalszej części tekstu, „a kto nie wyCHiJE, tego we dwa kije..itd”. Szkoda byłoby zmarnować taki dorobek.
Się zrobi.Chociaż Pinczero w warstwie muzycznej o wiele trudniejsze od Filona.My tu mamy wysyp pianistów / PK świadkiem /.Ze śpiewakami gorzej…Może dywanowi śpiewacy po małej wódeczce strzeliliby demo?
Oj, obawiam się, że wódeczka musiałaby być duuuża… 😆
Zrobię wszystkim uprzejmość i nie będę śpiewać. 🙂 Czy ktoś mógłby podrzucić tego Filona? – bom nieuświadomiona.
Jak na budowach zaczną mówić”So,ze mną nie wyCHiJesz?”,to TVP uzna misję za zakończoną.
Ale chopieje, które się przy okazji tarmoszenia skrótu urodziły, to są chyba w porzo?
Chopieje jak najbardziej w porzo. 🙂
Z Filonem chyba nie będę pomocny. 🙁 Za cholerę nie pamiętam, gdzie ten tekst znaleźć. Skleroza szczeniacza. 😳
Ale od czego Sierżant Gugiel. 😀 Filon był tu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/08/10/ognisty-ogrod/#comment-70922
Chopieje w porzo.Nie wiem,jak znaleźć Filona w archiwum.W domu mam gdzieś wydruk.Może Bobik znajdzie,albo PK jak wróci.To było piękne krowie zawodzenie.
łajza! Brawo Bobik!
Się odmeldowuję!
No, to chyba jednak czas zejść ze sceny. 😉
Już szeroko księżyc ziewa,
już chór coraz ciszej śpiewa,
już marchewce więdnie nać,
pora spać, pora spać.
Już z pastwiska zeszły krowy,
Lodoiska już jest z głowy,
Już w zmywarce całe szkło,
dobrej nocy, dobrej nooo…
No nie, rychtowałam szampańską arię z tekstem Bobika i zniknęłam ją. 🙁
Ale com się ubawiła, to moje. 😀
Ech, czasy!
Też idę spać. To znaczy gaszę światło. 🙂
Pobutka.
Drodzy Panstwo, dlawiac radosny chichot (uwaga: postepowy scenograf na gwalt potrzebny, zeby to ubral w ksztalt!), ostrzegam wszelako przed jednym: przed wspomnianym przeze mnie w zgola odmiennym kontekscie „syndromem Iwana Karamazowa”.
Zaloze sie, ze oni podgladaja i podsluchuja, szukajac w rozpaczy nowych pomyslow. Badzcie pewni, ze co Wam sie zdaje dzisiaj absurdalnym zartem – jutro pojawi sie na scenie jako Nowy Krok Naprzod Jedynie Susznej Postepowosci.
Przypominam, co sie dzieje na slawnym przedstawieniu „Trubadura” w „Nocy w operze” Braci Marx. Dzisiaj to juz konserwatywny przezytek, bo „my ze szwagrem-dramaturgiem po pijaku nie takie rzeczy robili”.
Guth i tak nie jest najgorszy. Jutro na Arte – Lohengrin i Mysza Hansa Neuenfelsa, niestety juz bez Kaufmanna (ktory pewnie drugi raz wolal w tym nie maczac).
Tymczasem pozwalam sobie wrzucic watek, bo mnie wlasnie zatkalo. Otwieram strony kulturalne przodujacego dziennika i oto co znajduje:
http://szukaj.gazeta.pl/portalSearch.do?&szuk=gazeta&s.si%28navigation%29.navigationEnabled=true&search_r=serwis&dxx=114608&ile=10&s.sm.query=Mozart
http://szukaj.gazeta.pl/portalSearch.do?&szuk=gazeta&s.si%28navigation%29.navigationEnabled=true&search_r=serwis&dxx=114608&ile=10&s.sm.query=Beethoven
Czy to cos znaczy?
PMK
Drodzy Panstwo, dlawiac radosny chichot (uwaga: postepowy scenograf na gwalt potrzebny, zeby to ubral w ksztalt!), ostrzegam wszelako przed jednym: przed wspomnianym przeze mnie w zgola odmiennym kontekscie „syndromem Iwana Karamazowa”.
Zaloze sie, ze oni podgladaja i podsluchuja, szukajac w rozpaczy nowych pomyslow. Badzcie pewni, ze co Wam sie zdaje dzisiaj absurdalnym zartem – jutro pojawi sie na scenie jako Nowy Krok Naprzod Jedynie Susznej Postepowosci.
Przypominam, co sie dzieje na slawnym przedstawieniu „Trubadura” w „Nocy w operze” Braci Marx. Dzisiaj to juz konserwatywny przezytek, bo „my ze szwagrem-dramaturgiem po pijaku nie takie rzeczy robili”.
Guth i tak nie jest najgorszy. Jutro na Arte – Lohengrin i Mysza Hansa Neuenfelsa, niestety juz bez Kaufmanna (ktory pewnie drugi raz wolal w tym nie maczac).
Tymczasem pozwalam sobie wrzucic watek, bo mnie wlasnie zatkalo. Otwieram strony kulturalne przodujacego dziennika i oto co znajduje:
http://szukaj.gazeta.pl/portalSearch.do?&szuk=gazeta&s.si%28navigation%29.navigationEnabled=true&search_r=serwis&dxx=114608&ile=10&s.sm.query=Mozart
Na wszelki wypadek wyrzucam drugi link z Beethovenem (ten sam skutek)
Czy to cos znaczy?
PMK
Dzień dobry Wesołym Frędzelkom 😀
No, doprawdy wzruszyłam się i Bobikową poezją okolicznościową, i poetyckim powrotem fomy, i całą Dywanikową twórczością. Nie wiem tylko, co Wy z tym Żytomierzem – ja wcale tam nie byłam. Główną bazą było Równe, a odwiedziłam jeszcze kilka miejsc.
Jeszcze tylko przywitam milk 55 (@8.08., 17.59). Z różności naszych opisów wydarzenia wynika, że: 1. p. Anna Janko siedziała w środku, na sali, 2. lepiej jednak było siedzieć na zewnątrz (jak ja), bo przygody z nutami nie rozpraszały… 🙂
A tak w ogóle to był to wyjazd bardzo intensywny, emocjonalny i smutny. Owocny, owszem, i to bardzo, ale z tragicznymi konkluzjami. Czuję się w ogóle, jakby rok minął. A na Dywanie takie przyjemne harce, że aż się nie chce psuć nastroju…
C’est la vie.
Serwis Bardzo popKulturalny http://kultura.gazeta.pl/kultura/0,0.html Ale jest Chopin – jako podkład do filmu 3D. Wygląda na to, że im się wyszukiwarka popsuła – Chopina też nie wyszukuje. W ogóle nic dla mnie nie chce znaleźć.
Ps. punkt dodatni dla Bobika 😉 i ćwierć punktu dla mnie, za „ostrzegam wszelako” 😆
Dzień dobry, Pani Kierowniczko. 🙂 Jest czas harców i czas konkluzji. Proszę, niechże się PK z nami podzieli, jak już Pani otrząśnie pył z nóg i spokojnie wypije kawę (nie kafkę).
I powrzuca zdjęcia… 🙂
PK, klikam i klikam. Zdjęć póki co nie ma. Czekam(y).
taaa, bez zdjęć się teraz nie da…
powrót wcale nie był poetycki, nawet nie powrót, ale ktoś musiał pilnować porządku i kierunkować Bobikowe rozbrykanie. a jak nie ma komu, to wiadomo, foma ;]
No proszę, jak nam się spolegliwie Kierownictwo do scenariusza dopasowało. 😆
Powitać, powitać. 🙂
Na odmienność nastrojów najlepszy będzie nowy wpis. Wtedy z powagą będzie można pójść do nowego, a kto będzie chciał jeszcze bryknąć, bryknie tutaj. 😉
Za Żytomierz to ja jestem odpowiedzialny. 😳 Użyłem go gdzieś, bo mi pasował do rymu i jakoś dziwnie się przyjął. 😈
A ja pamiętałam, że PK rozmawiała tu któregoś wieczora z Wielkim Wodzem o swojej destynacji, nawet mapki były, ale nie mogłam znaleźć tej rozmowy, a Wielki Wódz chyba przechodzi próbę milczenia.
PK, ja bym uważała na fomę – zdradza ciągoty w kierunku kier(unk)owania! 😉 Jak mu tam wyszło z wodzeniem Bobika, to już sam Bobik by musiał ocenić, ale porządku foma upilnował prześlicznie: ani na chwilę się ten porządek tutaj nie pojjawił, ani nosa nie wystawił z tego miejsca, gdzie go foma pilnował. 🙂
Ago, ja normalnie to jestem wiele bardziej zainteresowany współpracą niż konkurencją, ale tym razem szalenie się cieszę, że przewagą trzech czwartych jednak wyszło na moje. 😉
Ze mną fomie idzie bardzo łatwo. Foma kierunkuje po swojemu, ja brykam po swojemu i nawzajem sobie nie przeszkadzamy. 😈
Jeśli o zdjęcia chodzi, to trzeba poczekać. A jeśli chodzi o wpis, to najlepiej, jeśli go zrobię razem ze zdjęciami, bo będzie poglądowo.
Na razie przerzuciłam je na kompa (pierwszy etap), teraz kolej na picasę. Ale czuję, że muszę się zdrzemnąć. Jechałam pociągiem z Kowla, na granicy w środku nocy było dużo hałasu i zgrzytu (nie wiem, czemu, w tamtą stronę zmiana torów odbyła się prawie niewidocznie) i dużo nie pospałam.
No i będę musiała jeszcze zrobić zakupy, bo mało mam w domu do żarcia. A jeszcze dziś czeka mnie życie rodzinne, bo brat cioteczny, z którym (i z siostrą i szwagrem) pojechaliśmy, już pojutrze wraca do Sztokholmu, gdzie stale mieszka, więc jeszcze chcemy się wszyscy spotkać wieczorkiem.
Muszę przyznać – bardzo się dziwię, że na stronach kulturalnych przodującego dziennika nie ma ani Mozarta, ani Beethovena. Przecież oni obaj takie fajne melodyjki do telefonów komórkowych pisali… 🙄
Niech Kierownictwo drzemie spokojnie, a robiąc zakupy ma na uwadze, że w poniedziałek święto – szlaban na sklepy.
Cieszę się, że sieroctwo nie trwało długo. 🙂
Dziękuję zwłaszcza bractwu dywanikowemu pod wodzą Bobika i Fomy za rozbrykaną twórczość, skracającą męki tęsknoty. 😀
Panie Piotrze,
bo to trzeba szukać w kulturze na stronie ‚Wyborczej’, a nie gazety.pl: http://szukaj.gazeta.pl/portalSearch.do?&search_r=serwis&s.sm.query=Mozart&s.si(navigation).navigationEnabled=true&q=&szuk=gazeta&dxx=91794&ile=10
Nasza PK już nie śpi. Zdjątka wstawione.
Wstawione, ale jeszcze nie podpisane. Nie dałam rady skończyć, muszę teraz wyjść. Jak wrócę, skończę podpisy i zrobię wpis. Wcześniej się nie liczy 😉
Buźka dla Frędzelków 🙂
To póki PK wyszła,załatwię małą prywatę 🙂 🙂 🙂 Wszystkich,którzy z zapartym tchem oglądali zdjęcia PK z pałacu w Pieszycach zapraszam do oglądania czegoś trochę skromniejszego.To miejsce w bliskiej mi Kotlinie Jeleniogórskiej, które dobrze byłoby trochę bardziej umuzycznić. Nawet wrzuciłam ten temat Tomaszowi Adamusowi (on też stąd 😉 ) i od razu powstało kilka pomysłów godnych realizacji 🙂 A na razie dla tych, którzy mają telewizor – Dzień Dobry Wakacje na kanale TVN. W najbliższy niedzielny poranek ekipa TVN odwiedzi pałac Wojanów w Dolinie Pałaców i Ogrodów (zwanej także Doliną Królów). Poprzedni program dotyczył Pałacu w Łomnicy,gdzie wnukowie ostatnich właścicieli porzucili wygodne życie w zasobnych Niemczech,aby poświęcić się ratowaniu tego,co zostało z XVIII-wiecznego pałacu po epizodzie PRLowsko-PGRowskim. http://dziendobrytvn.plejada.pl/28,50277,news,,1,,hrabina_i_jej_zamek,aktualnosci_detal.html.
Bawi mnie tylko,że Pan Redachtór stwierdził,że w Kotlinie inwestują w zamki i pałace „krezusi z całej Europy”, a tymczasem właściciele pałacu w Łomnicy sprzedali 20 lat temu ślubny serwis , żeby kupić trochę siatki ogrodzeniowej i kilka worków cementu na pierwsze potrzeby,a samą ruinę odkupili od Skarbu Państwa za sprzedany samochód 🙂 Inni właściciele zaczynali podobnie,choć z różnych powodów zassało ich w Kotlinie.Ale co ja tu będę zajmować miejsce na dywanie tematem off topic 🙂 Jakby kto miał jeszcze kawałek niezagospodarowanych wakacji i nie ma na nie pomysłu , a nie chce szukać szczęscia za górami, za lasami, to tutaj proszę : http://dolinapalacow.pl
Niechze i ta bedzie, Em-Te-Siodemecko, ale zauwazy Pani, ze ostatni przypadek z czerwca dotyczy… Federera (ktorego kochamy, ale moze nie za koncerty fortepianowe), a ostatni artykul istotnie muzyczny datuje sie… z kwietnia.
Tymczasem w Warszawie byl Festiwal Mozartowski, a trwa Festiwal w Salzburgu, ze o innych mniejszosciach nie wspomne. I co?
Niszujemy sie w oczach.
PMK
@PMK 19:51
Święte słowa,Panie Piotrze . Żeby pozostać tylko przy Mozarcie,oprócz wspomnianych przez Pana najważniejszych festiwali trwają też inne (jak to się dzisiaj mawia ) projekty,choćby z polskich – Projekt Mozart 2011 lub ten oto : http://www.trojmiasto.pl/mozartiana . A pewnie wiele innych by się znalazło, tylko…nikt o nich nie napisze, zakładając zapewne że nikogo to nie zainteresuje,więc po co tym zajmować czas i miejsce. Na zakończonym niedawno Festiwalu Bachowskim w Świdnicy,najważniejszym bodaj wydarzeniu kulturalnym w tym mieście i okolicy ,też nie było specjalnego zainteresowania mediów,poza notką we wrocławskiej „Wyborczej” i informacji z kilkoma zdjęciami w lokalnym tygodniku 🙁
Generalnie zgadzam się z Panem, Panie Piotrze, trynd jest światowy i dotyczy wielu dziedzin życia.
Tym nie mniej stwierdzam, że mają w omawianym codzienniku kiepską wyszukiwarkę, a jak jeszcze zdarzą się jakieś awarie, to całe zasoby gdzieś im giną, czy co.
Boję się wypowiadać bardziej radykalnie, bo nie chcę wyjść na zgorzkniałą staruszkę, która pamięta lepsze czasy. 😀
@mt7 20:30
Względem omawianego (nie mylić z obmawianiem 😉 ) codziennika, to też niestety racja – kilka razy szukałam czegoś z efektem podobnym jak Pan Piotr. Mimo wszystko miłego wieczoru Państwu życzę, muszę oddalić się do obowiązków rodzinnych:-)
Bardzo osobista, poruszająca wyprawa, Pani Doroto.
Tzw. wkład.
http://operachic.typepad.com/opera_chic/2011/08/cops-called-in-anger-flares-at-vicks-mos%C3%A8-in-egitto-in-pesaro.html
Dodam jeszcze tutaj, nie chcąc wpadać z dysonansem w następny, niezwykły wpis Pani Doroty: to jest machina narastającej obojętności, która napędza sama siebie. Im bardziej prasa nie wykonuje swoich obowiązków, tym bardziej czytelnicy dochodzą do przekonania, że to tematy nieistotne, skutkiem czego prasa uzasadnia kolejne cięcia w tej dziedzinie – brakiem zainteresowania ze strony czytelników, i tak dalej.
Dotyczy to zresztą nie tylko muzyki tzw. poważnej, ale innych dziedzin kultury. Zamiast poważnego dziennikarstwa i krytyki artystycznej – uprawia się „politykę kulturalną”, tzn. pisze wyłącznie o wydarzeniach „które popieramy”, a resztę zamilcza na śmierć.
PMK
A propos „wydarzeń”: W Niemczech i Austrii festiwalami w Bayreuth czy Salzburgu interesują się nawet brukowce – oczywiście nie muzyką a targowiskiem próżności. Wydarzenie towarzyskie, chociaż tutaj swoje medialne pięć minut ma raczej prominentna publiczność plus nieliczni artyści (szczególnie Anna Netrebko). Przechodziłam około godz. 18 obok Felsenreiterschule, gdzie zaczynało się przedstawienie w ramach Salzburger Festspiele. Punkt o 18 z piskiem opon podjechała limuzyna, skręcając do bramy naprzeciw wejścia. Wielka ekscytacja fotografów. Okazało się, że to Netrebko ze Schrottem, prawie biegli, zatrzymali się na długość 2 zdjęć. Wielkie polowanie trwa…
Tyle że meritum z tego powodu specjalnie nie cierpi: np. z Cosi fan tutte recenzji w prasie i radiu było kilkanaście i to w większości b. obszernych. Aż trudno było mi się przedzierać przez te wszystkie (sprzeczne czasem) „egzegezy” inscenizacji Gutha 😉
No to teraz spróbujmy sobie wyobrazić kilkanaście rozbudowanych i wnikliwych recenzji z premiery w Teatrze Wielkim w Warszawie, które ukazują się w ciągu trzech dni od przedstawienia. Abstrakcja.
Panie Piotrze, ja to przeżywam przez całe moje życie zawodowe, w każdym razie to w niepodległym kraju. Przez jakiś czas w „Gazecie” byłam w stanie przekonać decydentów, że to, czym się zajmuję, jest ważne (przez kilka lat jeszcze sprzyjało temu melomaństwo mojego byłego kierownika działu). Potem mnie wywalili, no, a moi następcy nie mieli siły przebicia…
Tak,Panie Piotrze.Zawsze do szału doprowadzało mnie to perpetuum mobile,czyli kompletne milczenie o wydarzeniach,które następnie staje się dowodem braku zainteresowania.Na prowincji to milczenie jest,można rzec,grobowe.
Jak już tu było nieraz: to jest „lokalne”, nie ogólnowojskowe.
We Francji jest podobnie jak w Polsce (choć w polskiej prasie codziennej, dużo grubszej i tańszej, niż francuska, jest chyba jeszcze gorzej…), w Niemczech i w Anglii – tak, jak być powinno (przynajmniej na oko).
W Le Monde ukazuje się niewiele recenzji muzycznych. Kryteria są dwa: najpierw odsiew na poziomie dwojga krytyków („popieramy” – „nie popieramy”, potem odsiew na poziomie redakcji. W rezultacie przepadają bez śladu wielkie wydarzenia, których „nie popieramy” (cykl brahmsowski Gardinera, recitale Zimermana, wszystkie koncerty Minkowskiego…).
Oczywiście, w Libération jest w ogóle kulturalna czarna dziura. Tylko konserwatywne Le Figaro jeszcze się broni.
Na jakim poziomie jest we francuskich gazetach krytyka literacka – lepiej nie mówić. Przypuszczam, że Times Literary Supplement byłby tu po prostu nie do realizacji, z powodu braku sił fachowych.
Cóż, róbmy swoje i czekajmy na nowe fazy księżyca.
PMK