To trzeba było zrobić
Za Brygadą śmierci Pendereckiego ciągnęła się zła sława. Powstałe w 1963 r. na zamówienie Polskiego Radia słuchowisko – bo tak trzeba określić tę formę – nigdy, do dziś, nie zostało na antenie odtworzone. Odbyło się jego wykonanie koncertowe, z recytującym na żywo Tadeuszem Łomnickim na tle warstwy taśmy i z barwnymi światłami. Oczywiście w tej formie nie miało to sensu i nie dziwi, że Zygmunt Mycielski i Jarosław Iwaszkiewicz zareagowali ostro – negatywnie. Sam Tadeusz Ochlewski, dyrektor PWM i organizator tego koncertu, przyznał, że to był błąd, choć bronił samego dzieła. Jednak po tych surowych krytykach rzecz nie została co prawda z dorobku kompozytora wykreślona, ale skutecznie przemilczana, z etykietką: bezguście. Nawet Dwójka zapowiadając transmisję (bo w końcu nadało rzecz Polskie Radio) użyła określenia: niesławna.
Trzeba więc powiedzieć, że ze strony Tadeusza Wieleckiego i jego kolegów z komisji programowej Warszawskiej Jesieni umieszczenie Brygady w programie było wielką odwagą. A w książce programowej zacytowana jest wypowiedź Pendereckiego, który przesłuchał rzecz po latach: „…uważam, że to jest bardzo dobry utwór. Ale rzecz wymaga dystansu. (…) Oczywiście działa jak uderzenie młotkiem w głowę, ale tego nie dało się uniknąć. O to właśnie mi chodziło”. Kiedy twórca mówi, że zrobił coś dobrego, niektórzy będą twierdzić, że to pycha; jednak i Górecki po latach mówiąc o III Symfonii mówił, że już wówczas zdawał sobie sprawę, co napisał. Penderecki stwierdził to teraz. I okazuje się, że słusznie.
Tekst jest straszny. Potworny. I to prawda, że mówi sam za siebie. Ale podany jest tu przez genialnego Łomnickiego bez cienia patosu, przerysowania; bardzo po prostu. Przekształcenia elektroniczne, zarówno głosu, jak i orkiestry, wydającej brzmienia typowe dla muzyki Pendereckiego z tego okresu, są oprawą dyskretną i trafną, podkreślając jeszcze grozę opowieści, ale bez nachalności. Nie mamy wrażenia, że cokolwiek się tu estetyzuje; przeciwnie. Wszystko razem działa tak, że po zakończeniu publiczność milczała przez kilka minut, a potem zaczęła wstawać i wychodzić, bez oklasków. Inaczej się nie dało. Penderecki mówi, że wtedy, w przeszłości, też to się tak odbyło. O samym dziele powiada: „To trzeba było zrobić. To jest świadectwo”. Sam Leon Weliczker odezwał się później do niego; spotkali się w Nowym Jorku. Ale Penderecki nie dysponował wówczas nagraniem, więc Weliczker nigdy utworu nie słyszał.
Myślę, że cała moc tu polega na zbliżeniu się do dokumentu. I trzeba też wziąć pod uwagę, że 50 lat temu dla wielu ludzi były to jeszcze sprawy świeże, rany, które jeszcze się nie zabliźniły. Dziś prawie nikt takich rzeczy nie pamięta, a jesteśmy już po takich ilościach różnorakich, mniej lub bardziej kiczowatych słuchowisk, widowisk telewizyjnych czy rekonstrukcji historycznych, że Brygada śmierci robi na tym tle wrażenie czegoś bardzo czystego i szczerego. Penderecki wspomina, że czuł potrzebę stworzenia czegoś takiego i ja mu wierzę.
Nie spodziewałam się, że słuchowisko sprzed 50 lat będzie największym wydarzeniem tegorocznej „politycznej” Warszawskiej Jesieni. Swoją drogą trochę zrobiono krzywdę świetnemu zespołowi Neue Vocalsolisten, który przedtem dał bardzo sympatyczny koncert z utworami m.in. Georgesa Aperghisa i Luciano Berio. Potem z kolei, gdy pojechałam na następny koncert, jakoś nie był mnie w stanie wzruszyć dramat oszalałego urzędnika korporacyjnego (Nothing to Declare Perttu Haapanena), choć wykonanie było świetne; Lelele Lotty Wennäkoski eksplorowało temat bardziej poruszający, czyli dramat kobiet porywanych i sprzedawanych jako niewolnice seksualne, ale tu naprawdę był ten błąd: wstrząsający temat dostał zbyt estetyczną oprawę. Choć świetnej jakości muzycznej. Podobna historia jak ze Strange News Rolfa Wallina.
Komentarze
Pobudka… w ciszy – czyli chcę jeszcze spać :)… a potem nieco muzyki w duszy.
Pobudka… w ciszy, a potem nieco spokojnej muzyki na początek tygodnia 🙂
Ja faktycznie musiałam to w nocy napisać i teraz pomilczeć. Widzę, że Blogownictwo też milczy. Bo co tu powiedzieć. Czy kto słuchał, a tym bardziej, czy kto nie słuchał.
Ja wciąż jestem swoją drogą pod wrażeniem, że 30-letniego Pendereckiego intuicja nie zawiodła. Był dzieckiem naznaczonym wojną, czasem o tym wspomina, np. że w Dębicy było bodaj 5 synagog i jeden kościół. Pamięta czas getta i Zagładę, choć jego nie dotyczyła.
Brygada śmierci była pierwszym jego dziełem dotyczącym spraw, nazwijmy je w skrócie, martyrologicznych. Wcześniej był oczywiście Tren, ale znamy przecież jego historię: początkowo nazywał się 8’37”. Nowy tytuł, jak wiadomo, nadał utworowi Roman Jasiński, dyrektor Polskiego Radia; Penderecki przyjął go, jak widać, nie z koniunkturalizmem, lecz z zasianym ziarnem, i w trzy lata później powstała Brygada. Ale ją odrzucono. Próbował inaczej. Dwa lata później już był wielki sukces Pasji, odwołującej się jednak do tematu uniwersalnego. Potem, w 1967 r. było Dies irae – jak w przypadku Brygady, również z cytatami ze sprawozdań wojennych (ale krótkimi i wplecionymi pomiędzy cytaty biblijne) – też utwór odrzucony. Szukał więc dalej. Do tematu poniekąd powrócił w Polskim Requiem (ale, jak w Pasji, stosując tekst liturgiczny, więc bez dosłowności). To był już jednak czas sankcjonowanej pompatyczności, że znów powrócę do terminu Kisiela – socrealizmu liturgicznego. No i sprawa została utopiona, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Młody Penderecki miał najlepsze wyczucie. Tylko jeszcze nie na tamte czasy.
Ja dopiero posłucham, bo nagrałam wczorajszy wieczór.
Trochę się boję po tym wpisie.
Można się bać.
Też się baliśmy.
Potem mieliśmy potrzebę porozmawiania z kompozytorem. Oblegliśmy go w szatni.
Przed koncertem była jeszcze półgodzinna audycja o tym utworze. Żałuję, że jej nie słyszałam, ale może rozmowa z Pendereckim zostanie wrzucona na stronę.
Mam ją nagraną, mogę oddzielić i wrzucić na stronę.
Dzięki! 🙂
Już jest 🙂
To jest tylko dla tych co sie znaja a co z reszta? ( ludzi ktorzy nie sluchaja takiej tworczosci i nawet nie wiedza ze istnieje)?
Czy muzyki słuchają tylko ci, co się znają?
A obrazy oglądają tylko historycy sztuki i absolwenci sztuk pięknych?
Ja zamarłam przed radiem i też długo nie mogłam się potem odezwać. Zestawienie z utworami przed chyba wzmocniło łup miedzy oczy, choć wątpię czy to organizatorzy mieli na celu. Bali się, że sama Brygada za ponura i nie przyjdzie publiczność?
Nie wiem. Wczoraj zresztą było wiele imprez konkurencyjnych, sala kameralna nie była pełna. Trochę sie zdziwiłam, że to zrobiono w tym miejscu, ale okazało się, że tamten koncert też był właśnie tam.
No tak, szokujące.
Ludzie przyszli oczekując rozrywki, a tu taki obraz ludzkich możliwości.
Popłakałam się.
A przecież co miesiąc rozważamy tę zgrozę w Treblince.
Myślę, że człowiek nigdy nie jest gotowy do konfrontacji ze swoimi możliwościami.
Słyszałam tylko fragment w zapowiedziach Dwójki.Nawet taki wyimek robi bardzo silne wrażenie.Chciałabym posłuchać tego w całości…( wdzięczna będę za umożliwienie) chociaż też trochę się boję.
Proszę, jest w katalogu Penderecki
pozwolę sobie przytoczyć fragm zarajestrowanej przez Lanzmanna
relacji Szymona Srebrnika:
„… Das war immer so ruhig hier. Immer. Wenn die haben da
jeden Tag verbrannt zweitausend Leute, Juden, es war auch
so ruhig …”
http://tinyurl.com/687gs8z
Przesłuchałam w końcu tę wczorajszą audycję, w której wypowiada się też Eugeniusz Rudnik. Oni są równolatkami i świetnie się przy tworzeniu tego utworu, jak i wcześniejszych, rozumieli. Rudnik sam też był naznaczony przez wojnę, co słychać w jego twórczości. Nie w utworach autonomiczno-muzycznych, ale w jego formach radiowych jest i pewna dosłowność, np. często powtarza się dźwięk strzałów z karabinu maszynowego i wojskowych komend. Ta dosłowność dźwięku zetknięta jest z abstrakcyjnym kontekstem, w którym łatwiej ją znieść.
Idę zaraz na kolejne koncerty.
O ile wiem, wczoraj w S1 Łukasz Borowicz poprowadził Legendę Bałtyku Nowowiejskiego, operę wystawioną w Polsce trzy razy po wojnie, po raz ostatni w Poznaniu 36 lat temu (w Warszawie, o ile wierzyć bazie danych ZASPu, po wojnie w ogóle nigdy).
Czy ktoś z Państwa tam był? Bo w prasie nie ma ani słowa…
PMK
Widziałam tylko zapowiedź retransmisji w Dwójce, w najbliższą niedzielę o 19.00 i wywiad z Łukaszem Borowiczem o planach POR na nowy sezon:
http://www.polskieradio.pl/8/192/Artykul/439477,Inauguracja-sezonu-koncertowego-Polskiej-Orkiestry-Radiowej
Właśnie czytam wywiad z byłą już szefową Deutsche Oper Berlin, Kirsten Harms (tą którą prasa mocno ciągała swego czasu za zdjęcie ze sceny Idomenea w reż. Neuenfelsa), m.in. o odkrywaniu na tej scenie zapomnianych dzieł niemieckiego późnego romantyzmu. Stwierdza, że z największym odzewem spotkało się to w prasie … amerykańskiej i włoskiej.
Poznałam Kirsten Harms 🙂
O Legendę Bałtyku dziś wypytywałam szefową POR. Podobno było dużo ludzi i wypadło nieźle. Łukasz ledwie skończył, to wsiadł do samochodu (z Olą za kierownicą) i tłukli się do Katowic, gdzie wylądowali dopiero nad ranem. Tam ma teraz kolejne nagrania.
Relacji wiem, że nie będzie w „Rzepie”, bo Jacek Marczyński był na premierze baletowej. Mówię: za dużo się dzieje…
A właśnie trafiła do mych rąk Giovanna d’Arco. Pod dyrekcją Łukasza, a że śpiewają tam m.in. Wioletta Chodowicz i Artur Ruciński, to w sumie jest aż troje laureatów Paszportów „Polityki”. Na białej okładce okrągła nalepka: „Piotr Kamiński poleca” 😉
Chciałam o wydarzeniach dzisiejszych dać nowy wpis, by przełamać nastrój, ale właściwie nie ma o czym. Missa pro nobis Romana Bergera – cóż, znów szlachetne intencje i… bardzo lubię i szanuję Pana Romana, więc nie będę się rozpisywać. Potem Freizeitspektakel Hannesa Seidla i Daniela Koettera w wykonaniu Neue Vocalsolisten – szkoda świetnego zespołu na spektakl o niczym, nawet bez specjalnego wykorzystania możliwości śpiewaków.
Tak w ogóle mam w tej chwili wrażenie, że Warszawska Jesień już się dla mnie skończyła. Tym Pendereckim. No, ale może to wrażenie chwilowe. Jeszcze przecież wieczór Stockhausenowski, jeszcze nowy utwór Agaty Zubel (po tym, co pokazała w Krakowie, spodziewam się kolejnej dobrej rzeczy), jeszcze intrygujący pomysł „oratorium na orkiestrę i chór mieszkańców Warszawy” i parę innych rzeczy. Zobaczymy.
wysłałem PK na maila coś 🙂
Odpisałam 😉
jeszcze raz 😛
Pobutka. Jakiś bałagan we mnie zapanował, wstałam wcześniej, żeby zaprowadzić trochę ładu. Tą metodą. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=rLoGR2qTxH4
No cóż… Kwestia priorytetów. Dlatego właśnie niemieckie i brytyjskie gazety mają nie wcale, nie jednego, ale co najmniej dwóch krytyków muzycznych, na wypadek, gdyby „za dużo się działo”.
Przypomina się stare, ponure westchnienie : „brawo, odwaliłeś kawał porządnej, nikomu niepotrzebnej roboty”.
PMK
@Aga 6:40
Doskonała metoda na uporządkowanie się przed trudnym dniem 🙂
A wracając do werdyktów ulubionego Trybunału, p.Kacper też sobie u mnie nagrabił za opinię o sarabandach PA (niespotykanie tolerancyjna jestem,ale wszystko ma swoje granice 😉 ).Co nie przeszkadza,że od pierwszej edycji układam niedzielne popołudnie tak,żeby nie przegapić ( nie wychodzić,gości nie zapraszać,telefony wyłączyć 🙂 ).Tym razem z żalem zmuszona byłam oderwać się od radia w trakcie ostatniej rundy,choć serce i uszy podpowiadały mi rozwiązanie zagadki( jedynki nie rozpoznałam,bo jeszcze nie znałam tego nagrania ).Ale gniewny prorok Eliasz nie tolerowałby spóźnienia 😉 Za to w przerwie uzyskałam informację i wyniku u źródła 🙂
@PMK 8:33
Panie Piotrze,w dawnych,słusznie minionych czasach lokalna gazeta wrocławska zatrudniała dwóch recenzentów teatralnych i miała zespół współpracowników profesjonalnie zajmujących się muzyką (wspólni znajomi też pisywali 🙂 Raz w tygodniu wychodził (bodaj w czwartki) kilkustronicowy dodatek kulturalny.Skończyło się w latach dziewięćdziesiątych po kolejnych restrukturyzacjach i zmianach właścicielskich.Obecnie notatki (bo nie recenzje) o wydarzeniach kulturalnych trzeba czytać przez szkło powiększające. No niby słusznie, kogo to może zainteresować 🙁
Znajomy recenzent teatralny prowadzi za to poczytną rubrykę kulinarną.
Były krytyk muzyczny Le Monde Alain Lompech prowadził potem przez lata – bo tylko na miał już ochotę – cudowny poradnik ogrodniczy! Ale Le Monde i Le Figaro mają nadal po dwóch krytyków muzycznych (żeby jeszcze miejsce dla nich mieli, ale to osobna kwestia).
Wpis ew-ki przypomniał mi tonem sławne odzywki Słonimskiego, co to mówił, cytuję z pamięci, że za „koszmarnych czasów sanacji” w sklepach były codziennie rano, świeże, chrupiące bułeczki – i komu to przeszkadzało?
PMK
@PMK 9:10
Coś jest na rzeczy 🙂
A skoro o relacjach prasowych mowa – krótkie podsumowanie Wratislavii:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,10317560,Po_46__Wratislavii_Cantans__bylo_wiecej_nowej_muzyki.html
niusik z Krakowa:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,10317804,Centrum_muzyki_wyrosnie_na_Grzegorzkach.html
Pozdrawiam wszystkich
Dzień dobry. Dzięki za niusik. A tramwaje tam jeżdżą? 😉
Na szczęście tak:) Jest to kilkaset metrów w stronę Huty za tzw. Błękitkiem (wieżowcem), więc komunikacja do wyboru do koloru.
I wygląda na to, że tym razem nie powtórzy się „syndrom Opery”, czyli ważny budynek wciśnięty w małą działkę. 12 hektarów nad Wisłą pod cel publiczny robi wrażenie.
Jak jeżdżą, to dobrze, tylko teraz trzeba tak zbudować to centrum, żeby ich nie było słychać 😉
Powierzchnia cieszy 🙂
@Gatsby 10:11
No to życzę powodzenia,trzymam kciuki 🙂
A dla sympatyków orkiestry Arte dei Suonatori – w najbliższy czwartek grają w zamku w Kliczkowie k.Bolesławca,a w piątek ten sam program w Poznaniu:
http://www.kliczkow.com.pl/kliczkow/30909.xml
Więcej szczegółów pewnie na ich stronie,chociaż z aktualnością tej strony bywa ostatnio różnie 😉
W związku z PA, dla tych, którzy nie widzieli filmu „Podróżujący fortepian” jest na Tubie w sześciu kawałkach:
http://www.youtube.com/watch?v=wEnbPdJLGdk&feature=related
gratka dla p.PMK 🙂 – nowa gwiazdeczka DG – Anna Prohaska nagrała na swoją nową płytę – 3 pieśni z Pieśni Księżniczki z baśni (bajki?) Szymanowskiego a na stronie DG o tej płycie – napisane Pieśni księżniczki bosni.
pozdrawiam
@Lolo 14:36
Parafrazując Hrabiego : Z baśni czy z Bośni,któż wgląda tak ściśle 😉
To tak, jak pamiętny napis „Syjoniści do Syjamu” 😛
@PMK 22.35
znalazłam – na szczęście Alesander Laskowski wybrał się do Studia im. Lutosławskiego:
http://kulturaliberalna.pl/2011/09/19/laskowski-slowianska-atlantyda-lukasza-borowicza/
Jeszcze na temat zawsze aktualny na tym blogu
( ze specjalną dedykacją dla Agi 😉
http://www.rfi.fr/actupl/articles/122/article_9995.asp
gawronka – witam i dzięki 🙂
PA LvB 33D w calosci na tubie 🙂 Pierwsza czesc tu
Choc z drugiej strony to moze nie taka dobra wiadomosc, bo on pewnie na tym traci 🙄
@gawronka 16:04
Jednak na Kulturę Liberalną można liczyć 🙂
Czekam na retransmisję w Dwójce.
Dzięki ew-ko, tego wywiadu nie słyszałam. Temat ciągle ten sam 😉 : poniżej najnowszy komunikat ze strony Piotra Anderszewskiego. Szczęśliwi znający francuski. 🙁
Anderszewski features prominently in the latest edition of the French magazine Piano. He is also the subject of a programme by France Culture on 21 September. Listen live or play it again later.
Lubię dyrygentów, którzy śpiewają mówi Ewa Podleś 🙂
Agencja JPP (Jedna Pani Powiedziała) donosi, że Jonasa Kaufmanna, już po operacji, widziano w sobotę na Oktoberfest. Ma się doskonale i podobno wraca do roboty w przyszłym tygodniu!
Ad Multos Annos.
PMK
Wielkie dzięki, Panie Piotrze! Nawet dziś sprawdzałam, czy nie ma jakichś wiadomości, ale nic nie znalazłam byłam.
Fantastyczna wiadomość! Można liczyć, że grudniowa transmisja z MET („Faust”) i styczniowe spektakle „Don Carlosa” będą w przewidzianej wcześniej obsadzie . Swoją drogą, ciekawe jak Kaufmann będzie wyglądał jako stary Faust, bo o to, jak będzie brzmiał jestem dziwnie spokojna.
Je! Je! Je!!!
Tu agencja JPP 🙂 :
http://parterre.com/2011/09/19/kaufmann-on-the-mend/
A tu oficjalne potwierdzenie
http://www.classicalsource.com/db_control/db_news.php?id=1821
(z tym ze nie widze diagnozy wycietego gruczolu)
Wiwat Jonas 😀
Ja wróciłam z kolejnego koncertu, tylko jednego dziś (ach, jak się zaraz rąbnę spać, wreszcie o przyzwoitej porze!). Grał European Workshop for Contemporary Music pod dyrekcją, jak zawsze (projekt istnieje od kilku lat), Rudigera Bohna. Dwa średnio ciekawe i dwa bardzo zabawne, w tym Agaty Zubel.
Dobry wieczór, chciałem – skoro o transmisjach MET – skorzystać z okazji i oficjalnie poinformować, że 15 października ruszają transmisje MET w Gliwicach, w kinie AMOK. W któym to kinie są największe znane mi odległości między rzędami, co w przypadku wagneriańskich długaśności umożliwia bezstresowe wyciągnięcie nóg.
Bilety po 50 i 45 (ulgowe) PLN.
Coś w końcu mam na miejscu.
Ty, Jerzyku, to się w czepku urodziłeś. 😀
A w Warszawie – o czym już kiedyś wspomniano na Dywanie – transmisje będą w Teatrze Studio 🙂 .
Bilety po 100 PLN (ulg nie przewidziano) :-(.
Wiadomo, stolyca!
Siódemeczko,
tam w czepku. W szlafmycy raczej.
W Niemczech bilety na transmisje są po 27 euro (ociupinkę powyżej trzykrotnej ceny weekendowego biletu do kina) – co w relacji do nawet najniższych tamtejszych zarobków daje przybliżone pojęcie o zbójectwie cenowym uprawianym najpierw przez kino Muranów, a teraz kontynuowanym przez Studio. No, ale to niejedyne zbójectwo cenowe w przybytkach kultury, którego jesteśmy świadkami w stolicy. Na osłodę w Studio będzie prof. Łętowska.
Taki plan na najblizsze dni wskazuje ze rzeczywiscie wszystko poszlo dobrze 🙂
To się cieszę, to się cieszę, bo też planuję oglądać – bilety po 50 zł, normalne, wcale nie ulgowe. Ale jeszcze za dojazd muszę zapłacić dwa razy tyle. Tak to jest, gdy się mieszka daleko od miasta:-(
@Jerzy60
a Wrocław dalej nie ma transmisji z Met…:/ nad czym boleję.
@PMK 20:47
Panie Piotrze,Bóg zapłać Panu i Agencji JPP za dobra nowinę 🙂
@Lolo 8:28
Też nad tym ubolewam,mówiąc oględnie (bo tak naprawdę to mnie bardzo…wkurza,mówiąc jeszcze bardziej oględnie 😉 i nawet nie mam pomysłu do kogo w tej stolycy kultury in spe udać się z listem protestacyjnym. A takie fajne kino nam ostatnio otworzyli na szlaku dla melomanów 😉 Wyprawy na Kiełczów na spektakle ROH w trakcie cyklu Cinemaestro (a zwłaszcza powroty po nocy,bo tam wrony zawracają ) kosztowały mnie majątek na nocne taksówki,chyba jednak do Gliwic byłoby taniej 🙁
W Katowicach MET zdaje się jest w Rialto.
W Katowicach jest w Centrum Sztuki Filmowej:
http://www.csf.katowice.pl/?p=/pl/menu/2/9/1/200
Krótki donos z wczorajszego wieczoru WJ w S1:
Rozglądałem się za PK na przerwie, ale jakoś nie dojrzałem…. Dopiero po koncercie na parkingu.
Wieczór miły, klasyczny, bez rozczarowań, ale i bez wzlotów.
Bardzo proszę PK o wypowiedź w sprawie utworu Agaty Zubel. Jeśli utwór tego młodego człowieka rok (?) temu z kamyczkami i wodą w miseczkach to była „hucpa”, to czym wczoraj było rzucanie o podłogę łyżkami, miskami?
Maszyna do pisania – it’s sooooo old school
Najbardziej podobał mi się Saunders.
Saunders to była pani (Rebecca). Owszem, niektóre efekty ciekawe, ale jakoś nie wciągnęło mnie. Ogólnie wieczorem byłam w nastroju ospałym i dopiero utwór Agaty Zubel mnie rozbawił (czytaj: obudził 😉 ). To oczywiście nic poważnego. Poważny był jej utwór, jaki słyszałam kilka dni temu w Krakowie: Aforyzmy na Miłosza. Natomiast wczorajszy był zgrywą, podobnie jak kolejny utwór, Zwerge Gordona Kampe – dźwięki życia codziennego w Zagłębiu Ruhry 😉
😳
Dlaczego?
To ja powinnam 😳 , że przysypiam na koncercie 😉
Czyli jak zgrywa, to OK? 😛
Aha, z powodu Pani Rebeki.
Nie nie, chodziło mi o to, że pomyliłem płeć pani kompozytor.
Oj, łajzujemy. OK czy nie OK… nie za to lubię jej twórczość. Tyle powiem.
No przecie, że jak zgrywa to OK. 😈
Ale tak bez zgrywy, to bym przy ocenie dzieł przeróżnych zwracał uwagę coś takiego, jak przystawalność do zamiaru. Jeżeli ktoś pisze utwór z założenia lekki, dla zgrywy i to ludzi rzeczywiście bawi, to istotnie jest OK, nie ma się czego czepić. Ale kiedy utwór z założenia ma być patetyczny i bolesny, a tu publika prycha po kątach (albo na tym zgrywnym się nudzi i przysypia), to znaczy, że coś tu nie gra.
Wiadomo, inną miarę przykładamy do fraszek, inną do poematów epickich. Co wcale nie oznacza automatycznej wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia. Ja tam wolę dobrą fraszkę od sknoconej epopei. 😉
jest również pan saunders, james. w ub roku była
jego kompozycja w donaueschingen. w tym roku będzie,
dla odmiany, pani saunders.
U nas wśród kompozytorów było dwóch panów Przybylskich, Bronisław Kazimierz oraz Dariusz (ten pierwszy niedawno zmarł niestety) i jest dwóch panów Duchnowskich: Cezary i Grzegorz (o ile wiem, nie są spokrewnieni).
Ten wczorajszy utwór był z założenia lekki. Dość powiedzieć, że rozpoczął się marszowym wchodzeniem na salę kilku muzyków, a stukot ich butów wyznaczał rytm utworu 🙂 Łyżki były rzucane przez dyrygenta, a miski (blaszane) przez kontrabasistkę.
Mam szczerą nadzieję, że te rzucane miski były puste i obeszło się bez marnacji dóbr. Pieska dusza by mi łkała niepowstrzymanie, gdyby ciepano o ziem miski np. z gulaszem. 🙄
Jedyną zawartością misek było powietrze…
Był również zestaw perkusyjny złożony z kubełków najróżniejszej maści i objętości.
Samo powietrze jest w porzo. Powietrza psu nie trza. 🙂
Zestaw perkusyjny mnie by się podobał w postaci hycających rytmicznie królików. Czy w przyszłym roku dałoby się coś takiego załatwić?
http://www.youtube.com/watch?v=ej4P6m7L-4U&feature=youtube_gdata_player
Czy to utwor o zyciu codziennym w wojskowej stolowce? 😉
@ bobik 11:36
Myślę że z królikami nie powinno być problemu,choć zawsze istnieje zagrożenie, że obrońcy zwierząt przerwą koncert 🙂
@lisek 12:32
…albo w barze „Miś” 🙂 Bo nie śmiem przypuszczać,że inspiracją były tzw.sceny z życia rodzinnego 😉
@Bobik 11:36
A cóś podobnego może być ?
http://www.youtube.com/watch?v=TPKwjY1DsZk&feature=related
No i sorry za małą literę w poprzednim wpisie 🙁 wszak dla wszystkich Dywanowiczów Bobik jest WIELKIM Psoetą jest i tylko tak Jego Imię może być pisane 😉
Lucky Gleiwitz z tymi transmisjami z MET 🙂 W Poznaniu jak nie było tak nie ma. A jak mam zainwestować w kinową wyprawę do Warszawy ze wszystkimi szykanami, to mi wychodzi, że lepiej skoczyć na żywą operę do Berlina (do Warszawy na żywą i tak już czasem skaczę). No ale tego Fausta z MET w grudniu to bym obejrzała… (God bless Agencja JPP za pokrzepienie).
Bobik, z tego co pamiętam, preferuje uciekające króliki 🙂
A, niech już tym razem będą te nieuciekające. Jestem skłonny potraktować je jako prowokację artystyczną. 😎
Oswiadczenie samego Kaufmanna chyba jeszcze bardziej pokrzepiajace 😉 Co do Wroclawia i Poznania, dlaczego nie zwrocic sie do kierownictw jakichs dobrych kin w obu i zaproponowac by sie zapisali do programu? Formularze wpisu dla kin sa na stronie Met…
Co zas do krolikow, ich preferencje tez nalezy uwzglednic 😀
Słusznie prawisz, lisku. I w kwestii kin i w kwestii królików 🙂
Przy okazji spojrzałam na wykaz miejsc z transmisjami w różnych krajach i jestem pod wrażeniem długości listy niemieckiej: http://www.metoperafamily.org/metopera/broadcast/countries/hd_events.aspx?id=9142
Lisku:
faktem jest, że aby realizować te transmisje, trzeba trochę pieniędzy wyłożyć – to nie jest tylko kwestia wypełnienia formularzy i zapisania się do programu.
Na dzień dobry trzeba mieć albo własny albo dzierżawiony na poszczegolne transmisje projektor cyfrowy (i jedno i drugie są to jednak dosyć konkretne pieniądze. Opcja pierwsza jest o tyle dobrym rozwiązaniem, że umożliwia swobodne realizowanie transmisji nie tylko z MET, ale i z innych domów operowych. I nie tylko spektakli operowych, ale baletowych, rozrywkowych tudzież sportowych). Do tego dochodzi jednorazowa opłata licencyjna oraz za poszczególne transmisje oraz podział „łupów” z wpływów biletowych. Do tego tłumaczenia librett (to jest we własnym zakresie – można dzielić się robotą/kosztami z innymi kinami) oraz kumaty człowiek do puszczania tekstu w czasie transmisji. Trochę zachodu jest – a nie wszystkim się chce.
Tym bardziej chwała tym, którym się chce (ryzykować – bo to też jest trochę ruletka, w której istotne jest, by kolejne realizacje przyciągały nowych a nie przepłaszały nie do końca zdeklarowanych fanów – jak to ulica zwykła mawiać – wyjectwa.
Gdyby komuś trzeba było służyć pomocą w skorzystaniu z transmisji gliwickich – służę. Bo mnie się akurat chce.
Otum Łomotum ciągle mnie prosi,
bym do ich menu dodał swój sosik,
więc się napisać dzieło postaram,
trudne, bolesne, z akcją w koszarach.
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Na sam początek mego utwora
ciężkich się butów rozlega chorał,
tupot podkuty, co mknie przez padół
i rośnie, rośnie w porze obiadu.
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Po gromkim wejściu inna piosenka:
szemrze w kolejce coś do okienka
i dotąd szorstki dźwięk ten nie zemrze,
aż kapral wrzaśnie: kto, kurna, szemrze?!
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Wtem jęk blaszany pod niebo tryska,
na ziem z łoskotem upada miska,
w bok odskoczyła, w stopę rąbnęła,
och, jak to zwiększa bolesność dzieła!
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Na tym nie koniec tragicznych zdarzeń,
miarowo w kotły walą kucharze,
z kotłów grochówki kłąb się wynurza
i na dno misek leci jak burza.
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Nagle od stołów śpiew łyżek płynie,
ich kantylena kląska w kantynie,
grochówkę trąca skrzydłem gołębim,
sprawdzając: grzeje ona, czy ziębi?
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Tu zaczną kubki tam i z powrotem
uszy szczerbatym drażnić grzechotem,
siorbanie zabrzmi przy brudnych brzegach,
rytmicznie dając znać, o co biega.
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Finał celowo będzie dość krótki,
bo już się zaczną grochówki skutki,
a będą one, bez wątpliwości,
zbyt już bolesne dla publiczności. 😥
Oj, dyna dyna dyna,
patetyczna kantyna.
Nie pomyslalam o tym jak skomplikowane to przeciewziecie; tym ktorzy to robia rzeczywiscie nalezy sie podziw.
(To dotyczylo transmisji z MET… 🙂 )
@lisek 17:24
Ale wykon takiego utworu to też skomplikowane i godne podziwu przedsięwzięcie 😉
@Bobik 17:21
Znając poczucie humoru kompozytorki , ballada o patetycznej kantynie powinna się jej nie tylko spodobać,ale i stać się źródłem kolejnych inspiracji 🙂 🙂
A wracając do transmisji z MET – skoro wrocławskie Multikino ma warunki techniczne do transmitowania z oper z innych scen,to może i MET nie byłoby problemem nie do przeskoczenia ? A nowe Dolnośląskie Centrum Filmu (primo voto Kino Warszawa) reklamuje się jako najnowocześniejsze kino studyjne z ambitnym repertuarem,więc może zechce przygarnąć zdeklarowanych fanów wyjectwa ?(że zacytuję określenie przypomniane wcześniej przez 60Jerzego 😉 ) Trza by nad jakimś ruchem oddolnym popracować 🙂
„Patetyczna kantyna” jest swietnym argumentem na pacyfizm 😀
Uff, jak to dobrze, że kompozytorka ma poczucie humoru. 🙂 Bo już po wrzuceniu trochę się przestraszyłem, czy jej nie zrobię przykrości, a tego przecież ani trochę nie chciałem.
jeszcze o PA
Dziękuję Ci Ago ! To dzięki Twojej żarliwości i nieprzejednaniu odkrywam Go na nowo
a w wywiadzie nt nowej Filharmoni w Kilecach dyrektor Rogala ma w planach wprowadzic do tej pięknej nowej sali transmisje z Met.
W Kielcach myslą a we Wrocławiu…?
a ja na Fausta nie pojde… bo w Łodzi na weekend przed świętami nie zostane, ale pójde na Rodelinde, bo lubie 🙂
Śliczności był ten wywiad! PA spowiadał się z polskości w kontekście Gombrowicza.A na pytanie co jest nowością w jego interpretacjach odpowiedział parafrazą niejakiego Ludwika nr.14.Le nouveau c’est moi!I jak tej gadziny nie lubić?
O, ściągnęłam łabądka. Myślałam dziś intensywnie 🙂
Dzięki!Chwilowo nie mam laptoka i po temu do stacjonarnego muszę na pięterko.Więc hurtem podczytuję ciemną nocą.Ależ Bobik szaleje!Agata Z powinna to wykorzystać.
Bobikowi takie poemka to – nie powiem z rękawa, bo pieski nie noszą, ale z futerka się sypią 😉
Bardzo kreatywnie się dziś otrzepał!
To ja już do roboty,do mas…No,nie są to mass-media.Ahoj!
Jedni do roboty, drudzy do łóżeczka 😉 i do roboty rano. Dla mass-mediów, ma się rozumieć…
Dobra nocka! 🙂
Może my wystawimy jakieś dzieło Bobika?
Sukces murowany. Kierownictwo zareżyseruje.
Już widzę te rozentuzjazmowane tłumy. 😀
Chopkową operę trzeba było wystawić 😉
Przepraszam, czy ktos widzial moze juz ten film?
http://enchantedserenityperiodfilms.blogspot.com/2011/06/mozarts-sister-2010.html
Zapraszam na transmisje Met do Łodzi.Karnet 11 przedstawień 440zł, czyli po 40. A warunki w filharmonii znakomite.
Ech, łabądku, pięknie umiesz streszczać – ja bym pewnie pół strony zapisała, a nie byłoby to nawet w połowie tak wymowne. 😉 Le nouveau c’est moi! – Maestro też krótko, a celnie. 😛 (Ha! Ta emotka, to jest wyjątkowo na miejscu – mnie się też jakiś krótki komunikat udał.)
Z tym filmem to jest tak (ja go nie widziałem, ale się czuję, jakbym widział…), że reżyser niczego nie wymyślił. W latach 70. była taka piosenka, ale dla żartów, gdzie Nannerl w pierwszej osobie zapewnia, że to ona wszystko napisała, a brat był dziwkarz i pijanica, czy coś w tym rodzaju.
Ale skoro lista „autorów dzieł Szekspira” zawiera również nieodzowną kobietę, to czemu nie…
PMK
Dzień dobry,
no tak, Kopernik też była kobietą. Ale swoją drogą znamy przecież ten schemat o utalentowanych siostrach czy żonach, które przy facetach w pobliżu nie miały najmniejszych szans… W renesansie mogła się jeszcze wybić Barbara Strozzi czy Francesca Caccini, ale one były wspierane przez tatusiów, a tatuś nie uważa córki za konkurencję (zwłaszcza Strozzi, który był poetą). Potem już zrobić karierę kompozytorce było tylko trudniej. Chyba że poprzez wykonawstwo, i dopiero w czasach romantyzmu (Clara Schumann, Maria Szymanowska; kompozycje Clary też nie były grywane).
horatu – witam. Tak, już kiedyś (jeszcze jak były transmisje w Muranowie) obliczaliśmy w Warszawie, że z biletem wte i wewte wychodzi na to samo. A w Łodzi rzeczywiście aparatura znakomita. Tyle że nie zawsze da się wrócić tego samego dnia i wtedy trzeba gdzieś zanocować… Chyba że jedzie się samochodem, parę razy tak ze znajomymi jechałam. Wtedy zrzutka na benzynę 🙂
Kompozycje Clary są grywane dzisiaj…. i co? A no, niewiele. Strozzi i Caccini zostawiły po sobie fajne kawałki, ale współczesnym trutniom w rodzaju Monteverdiego, czy Cavallego jednak nie dorównują.
Anglicy próbują dzisiaj zrobić z Jane Austen – Balzaka i Dostojewskiego. Z podobnym skutkiem, co nie znaczy przecież, że była to zła pisarka! Tylko, że takie zestawienia więcej jej robią szkody – niż przynoszą zysku.
Ale oto inna, pasjonująca kwestia:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80276,10323257,Unia_rozszerza_ochrone_praw_autorskich.html
Oczywiście, że nie chodzi o losy artystów, tylko o szmal pośredników, i dlatego klauzula „use it, or lose it”, wydaje mi się szczególnie istotna – jeżeli będzie egzekwowana. Wspominałem wielokrotnie o sezamowych skarbach, na jakich śpią wielkie firmy płytowe. Może teraz zaniedbani artyści i ich spadkobiercy zaczną działać w interesie tej bezcennej spuścizny, która powinna należeć do wszystkich – jak Balzac i Jane Austen.
PMK
Kompozycje Clary są grywane dzisiaj, ale rzadko i to przez specjalistów od rzeczy zapomnianych. Ja parę słyszałam, to wcale nie jest „niewiele”. Zaskoczyła mnie jakość. A wiadomo, że pisała je między jednym porodem a drugim koncertem. Który chłop by tak potrafił.
Monteverdi był geniuszem i większości współczesnych nie da się z nim porównywać. Cavallego z Francescą Caccini już się da.
http://www.youtube.com/watch?v=xvw66rtLpkg&feature=related
Panie Piotrze,Hindusi twierdzą,że w kolejnych wcieleniach można zmieniać płeć.No,ja tam nikomu źle nie życzę…..
Tia, nowe rozszerzenie praw przypadkowo się zbiegło z dobiegającym właśnie końca okresem ochronnym na piosenki Beatlesów…
Nie mówię, że mam koniecznie coś przeciwko, ale na wszelki wypadek, jeśli ktoś się nosi z kupieniem Naxosów Historical z lat pięćdziesiątych, to może niech się pospieszy, bo mogą zniknąć.
Dlaczego? Czyżby Naxos nie miał do nich praw?
Halo, tu międzymiastowa, transmisje są też w Rzeszowie w kinie Zorza (jak ktoś ma bliżej, jak ja).
Na płytach z nowszymi nagraniami (np. Gould, Rubinstein z lat 50.) jest napisane, że nie są dostępne w USA, bo tam prawa autorskie zdaje się obowiązują 75 lat, a gdzie indziej na świecie prawa są krótsze.
To są te same nagrania, co można kupić na płytach RCA i in.
Teraz, kiedy w Unii przedłużyli ten okres, okaże się, że niektóre nagrania powojenne znowu zostaną objęte ochroną.
No to przykre 🙁
O, fajnie, że transmisje są i w Rzeszowie. To na tym tle Wrocław i Poznań coraz głupiej wyglądają…
To są moje domysły. Nie wiem, czy tak będzie faktycznie. Napisałem „te same nagrania”, ale Naxos oczywiście nie ma dostępu do oryginalnych taśm.
Mark Obert-Thorn i inni magicy masteringu biorą te nagrania z „najlepszych dostępnych egzemplarzy płyt” i kopiują je na CD.
Mam niektóre nagrania Segovii jednocześnie na DGG i na Naxosie. To są te dokładnie te same nagrania, ale brzmią zupełnie, ale to zupełnie inaczej.
@PK 11:11
No właśnie 🙁
@chiaranzana 23:53: widziałem ten film na „Transatlantyku” w Poznaniu. Bardzo przyzwoity film – dobre role Nannerl, Leopolda i najmłodszej córki Ludwika XV (w filmie ostatecznie wylądowała w zakonie). W tym samym dniu wyświetlali też „Ludzi Aligatorów” 🙂
@Piotr Kamiński 9:45: jestem gotów się założyć, że gdyby w XVII wieku na jednego kompozytora mężczyznę przypadała jedna kompozytorka kobieta, to i wśród płci pięknej doczekalibyśmy się niejednego geniusza!
Pozdrawiam!
Chyba dwa lata temu w Poznaniu niektóre kina grały opery (Na pewno Mozarta, bo na nich byłem) – to nie były transmisje „live”, z tego, co pamiętam, odtwarzali produkcje z Berlina (ale tu mogę się mylić). Pamiętam też, że we wrześniu 2009 miał być „Orfeusz” Monteverdiego „na żywo” – niestety, nie udało mi się na to pójść, bo pilnowałem fachowców od płytek łazienkowych 🙁
Bry! 🙂
A może taki koncercik:
http://warszawskatv.pl/archives/6336
Mhm.
Na codzień tu:
http://www.radiodarvish.com/Radio_Darvish/Home.html
[listen]
Miderski ma oczywiście rację, ale myślę, że Piotr świetnie zdaje sobie sprawę z tego, czego za Chiny nie idzie przetłumaczyć różnym decydentom. Żeby od czasu do czasu pojawił/-a się geniusz/-ka potrzebna jest tzw. szeroka baza. A ona z kolei nie powstanie bez pewnych praktycznych rozwiązań (pomijam tu kwestię zmian obyczajowych, bo one od decydentów nie zależą). Czyli – jak się nie otworzy odpowiedniej liczby żłobków, to nie ma co liczyć na to, że wszystkie kobiety wykorzystają swój potencjał, w jakiejkolwiek dziedzinie. Jak się utrąci nauczanie muzyki w szkołach, to praktycznie nie ma mowy o kompozytorach (jakiejkolwiek płci) o pochodzeniu chłopskim albo i robotniczym. Jak się kulturę będzie traktować jak piąte koło u wozu i unikać inwestowania w nią, to prawdopodobnie różne zdolniachy wybiorą karierę modelki lub posadzkarza. Itepe, itede. 🙄
@ Bobik: Zgadza się. Bez dobrej podstawy nie ma o czym mówić w jakiejkolwiek dziedzinie działalności człowieka.
Sorry, panie Doroto, ja też jestem feminista, ale jednak nie przesadzajmy.
Może Robert nie rodził, ale za to był poważnie chory, komponował krótko, żył 46 lat – i jednak zostawił spuściznę pośród największych w swoim stuleciu.
Francesca Caccini miała całkiem niezłe życie, nikt jej w karierze nie przeszkadzał, pracowała dla wielkich dworów – ale na podstawie jedynej ocalałej opery trudno ją porównywać z Cavallim, który, przeżywszy ją o 40 lat, zostawił ich około 50 i, choć w Polsce nadal kompletnie nieznany (tylko z płyt…), jest jednym z największych kompozytorów tego gatunku, nie tylko w swoim stuleciu.
Gdyby przypadała, Drogi Kolego Miderski, to napewno, bo nie ma powodu, żeby nie. Niestety – nie przypadała.
Obawiam się też, że argumentacja Bobika jest przynajmniej po części – cokolwiek idealistyczna. To legenda, że wielkie talenty się masowo marnowały z przyczyn socjalnych. Caruso był dzieckiem ubogiego ślusarza, Gigli – ubogiego szewca. Żłobków nie zaznali. Państwowych dotacji na kulturę na oczy nie widzieli. Ja nie mówię, że ściętym na Placu Zgody trzeba czym prędzej łby z powrotem przykleić, to od razu się Mozarty posypią, ale warto się chyba zastanowić dlaczego wtedy byli – a odkąd Państwo Łoży na Kulturę – jakoś chudo jest. I czy aby napewno z dotacji się rodzą.
Natomiast absolutnie zgadzam się z poglądem Bobika, wedle którego konieczna jest „szeroka baza”. Tyle, że najpierw musi być wielu powołanych, żeby było mało wybranych. A wielu powołanych będzie wtedy, kiedy powołanie będzie społecznie promowane. Póki się będzie robić karierę przy pomocy zdejmowania odzieży intymnej w godzinach wysokiej oglądalności telewizyjnej, póty nikt nie będzie się męczył grając godzinami w tenisa, albo na skrzypcach. Póki prasa (nawet ta samochwalczo „ambitna”) będzie sławić osiągnięcia „uroczej Bebi Pipi w jachcie na Mississipi”, a przemilczać koncerty i premiery, póty będzie jak jest.
I tak cud, że jest tyle, ile jest.
Za karę za takie bluźnierstwa – deklaruję niniejszym gotowość do reinkarnacji w kobietę, mogę nawet zrezygnować z warunku „dużą blondyną ty bądź”.
PMK
Oj, gdybyśmy mogli wybierać sobie w przyszłym życiu płeć, to ja z pewnością zostałbym przy swojej, ale moja matka, babcie, kuzynki, siostry przy wyborze miałyby już twardszy orzech do zgryzienia, bo nie wiem, czy chciałyby znów swoim partnerom prać, gotować, cerować itd. 🙂
Uważam, że w dzisiejszych czasach Państwo Musi Łożyć Na Kulturę, tak samo, jak na szkolnictwo ścisłe, przyrodnicze, medyczne czy muzyczne, na ochronę zdrowia czy bezpieczeństwo, ponieważ dziś ludzie z dużym prywatnym kapitałem mają raczej takie zainteresowania, że wolą kupić sobie klub piłkarski niż pomóc np. wydziałowi stomatologicznemu dowolnej kliniki. Zastanawiające jest, że powstające w ostatnich latach prywatne wyższe uczelnie skupiają się głównie na pedagogice czy marketingu, a o przypadku prywatnej politechniki jakoś nie słyszałem. Dlatego Państwo do niektórych dziedzin życia musi się według mnie dokładać, bo nikt iny tego nie zrobi (bo się nie opłaci).
Co do „szerokie bazy”, to jest już nas trzech „w zgodzie”. Jednostki wybitne zawsze jakoś wypłyną, ale coraz większy problem mamy z niedoborem solidnych rzemieślników, których istnienie według mnie pozwoliłoby na systematyczne podnoszenie ogólnego poziomu naszego uczestnictwa w kulturze.
Serdecznie pozdrawiam!
Czym innym, Panie Piotrze, było bycie synem ubogiego ślusarza czy szewca, a czym innym urodzenie się kobietą. Jeśli jest Pan feministą 🙂 , to chyba Pan wie i rozumie, że klimat społeczny nie pozwalał kobietom na realizowanie się. Nie sposób tego negować.
Jeszcze o Francesce – była nie tylko kompozytorką, ale również żoną i matką, a także śpiewaczką (jak i później jej córka), więc siłą rzeczy miała mniej czasu na komponowanie, a ponadto część jej twórczości się nie zachowała. Żyła 54 lata. A Cavalli – 74. Trochę miał więcej czasu, co?
A propos Roberta, zna Pan może jego biografię pióra Johna Worthena? Pytam, bo właśnie ją dostałam; na razie nie mam kiedy spokojnie poczytać, ale zapowiada się bardzo ciekawie.
Nie wiem, czy rzeczywiście takie idealistyczne jest przypuszczenie, że pewna liczba talentów marnuje się tam, gdzie ze względu na płeć, rasę, pochodzenie, etc. ludzie nie mają szansy zetknąć się z tą dziedziną, w której być może mają talent, a nawet gdyby się zetknęli, to bariery obyczajowe lub wręcz prawne uniemożliwiłyby im pójście w tym kierunku.
Nie mam pojęcia, ile utalentowanych kobiet w XV czy XVIII wieku nie zostało kompozytorkami, pisarkami, lekarkami, architektkami, itd, bo z przyczyn od nich niezależnych nimi zostać po prostu nie mogły, bez względu na stopień utalentowania. A ponieważ nie zostały, to nie stworzyły tej szerokiej bazy personalnej, z której mogłyby się – być może po latach – zacząć wyłaniać jednostki wybitne. To samo dotyczy innych grup, z jakichś tam powodów dyskryminowanych.
Można to ująć całkiem nieidealistycznie. 😉 Jakie jest prawdopodobieństwo, że wśród 10 osób zajmujących się jakąś dziedziną pojawi się wybitny talent? A jak sprawa wygląda przy 10 tysiącach osób? A przy 100 tysiącach?
Oczywiście, wiem, że prawdopodobieństwo to jeszcze nie jest gwarancja i że pojawianie się geniuszy nie podlega prostym prawidłom statystycznym. Ale można jednak z dość dużą pewnością założyć, że sito składające się z jednej wielkiej dziury niejeden diament zgubi. 😉
Nic dodać, nic ująć, pieseczku…
Powiem rzecz zabawną. Przez wiele lat uczestniczyłam w badaniach nad słuchem absolutnym (jako królik oczywiście 😉 ). Kiedyś istniały teorie, że ta cecha rzadziej przydarza się kobietom. Dziś już wiadomo, że to absolutna nieprawda 😆
Co tu zresztą dużo gadać. Dlaczego nie ma psów-kompozytorów, psów-fizyków, czy nawet psów-sprzedawców w sklepach z wędlinami? Przecież chyba nie dlatego, że talentu nam brakuje. To przez te cholerne tabliczki „Psów wprowadzać nie wolno”! 👿
Nie znam biografii Worthena. Czy wyszła po polsku, czy dostała Pani oryginał? Ma bardzo dobrą reputację.
PMK
Absolutnie się zgadzam, Bobiku. Kotom wolno wszędzie, siedzą pisarzom na papierach, kompozytorom na fortepianach, malarzom na paletach – a pies co, pies?
Kota Schrödingera można uznać za kota-fizyka… 🙄
Pies to pies 😆
Dostałam w oryginale. Przeczytam, to zrelacjonuję.
A poważnie : ponieważ istotnie niesposób stwierdzić, ile było geniuszy, którym się z przyczyn społecznych (płeć, rasa, pochodzenie) nie udało, trudno z tego wyciągać jakiekolwiek prawidła ogólne. Tak mi się zdaje.
Tego się obawiałem. Kto by tam biografię Schumanna przekładał, przecież jeszcze się nie ukazały po polsku dzieła wszystkie Slavoja Zizka i Alaina Badiou…
Bobiku, grunt że jest pies-poeta! A niedoszłym psim twórcom na pocieszenie: reinkarnacja bywa i międzygatunkowa…
Tymczasem w Staatsoper Unter den Linden nagłe zastępstwo. Za Thomasa Quasthoffa 7 października (1 koncert Barenboim-Zyklus) wskakuje niejaki… Jonas Kaufmann. Quasthoff z powodu poważnego zapalenia krtani odwołał wszystkie występy do końca roku.
A pies tu, z dość znanym pianistą:
http://www.google.pl/imgres?q=glenn+gould+and+nicky&hl=pl&client=firefox-a&hs=p7P&sa=X&rls=org.mozilla:pl:official&biw=1269&bih=621&tbm=isch&prmd=ivnsob&tbnid=X6gAs7gQoStHIM:&imgrefurl=http://www.brightcecilia.com/forum/showthread.php%3Ft%3D560%26page%3D3&docid=ltoadhTTlS8MUM&w=335&h=412&ei=Dj97TpzNLI68-QaujsH1Bg&zoom=1
Piękny Pies, że tak Krakowem pojadę 😉
Panie Piotrze. Żiżkiem i jemu podobnymi zajmuje się Krytyka Polityczna – znany pieszczoch, nie powiem reżimu, bo przecież nie ma reżimu, ale ogólnie władz.
Od muzycznych monografii jest teoretycznie PWM, które jest w sytuacji beznadziejnej z powodu totalnego zaniechania. Sprzedać go nie można, jest obecnie jednoosobową spółką Skarbu Państwa. Z czego wniosek, że minister Grad zabiera mu każdy zysk, niechby wyniósł kilkanaście tysięcy. Czy w takich warunkach można normalnie pracować? Minister Zdrojewski kiedyś zapowiadał, że przejmie PWM i umieści formalnie pod Instytutem Muzyki i Tańca. Nie robi nic. Czeka na wybory. A po wyborach? Diabli wiedzą.
1. A znacie skecz o Johannie Gambolputtym? To dopiero dyskryminacja!
http://www.youtube.com/watch?v=VL70T-X7w0Q
2. O ile dziś kobietom jest o wiele łatwiej niż kilkaset lat temu, to jeszcze dłuuuuga droga przed nami by ta kwestia wyglądała tak, jak wyglądać powinna 🙁
3. @Piotr Kamiński 15:59 – doskonały żart 🙂
4. Kto zna Johna Tomlinsona, może mu dzisiaj złożyć życzenia urodzinowe!
Jak ta kwestia wyglądać powinna? Można żartować (że będzie równouprawnienie, jak na jakieś wysokie stanowisko wezmą kompletnie niekompetentną kobietę – ale to już bywa, więc się sprawdziło…), można poważnie.
Ja, poważnie, bym chciał doczekać kompletnej ślepoty na płeć, rasę, pochodzenie itd.
Ale skoro nawet wśród Białych Heteroseksualnych Samców żadnej sprawiedliwości nie ma i nigdy nie było (są szczegóły…), to dlaczego jej oczekiwać poza tymi uprzywilejowanymi kręgami?
PMK
Dziękuję, Piotrze, za docenienie ciężkiej doli psów, zwłaszcza w zestawieniu z tymi tam… miaumiaulistami. 🙄
A prawidło ogólne sformułowałbym np. takie, że porównywanie osiągnięć jakichś grup ma sens dopiero wtedy, kiedy grupy te mają równe szanse. Znaczy, psy będzie można zacząć porównywać z kotami, kiedy psom również pozwoli się łazić po stołach, biurkach, tudzież instrumentach. 😉
Dziękuję również Ogółowi za docenienie psiej urody, aczkolwiek muszę przy tym podkreślić, że my, psy, nie zgadzamy się ani na rolę, ani na konsumpcję paprotek. 😎
a w Filharmoni Narodowej wystąpi – Andreas Scholl w Pasji Janowej oraz Ian Bostridge z ariami Bacha – nie pamiętam w jakich miesiącach.
co do Clary…
to podobno dzięki niej Robert tyle pisał, gdyż bardzo mu pomagała. Są pieśni których autorstwo pozostawia wiele wątpliowści – czy to mąż pisał czy żona..
A i Clara napisała także koncert fortepianowy, i tez a-moll, zna ktoś…
bo chyba sie nie grywa. 🙂
Akurat ten koncert Clary raczej młodzieńczy. Ja słyszałam kiedyś jej muzykę kameralną, owszem, przypomina Roberta, ale trudno się dziwić 😉
Tu ktoś wykonał interesującą robotę w trzech odcinkach:
http://www.youtube.com/watch?v=nVlqiyJ60EM&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=-MdxjdJTgD0&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=tj82KGm3pN0&feature=related
Przechył w stronę brytyjską, nawet nie znałam wielu z tych kompozytorek. Brak mi paru innych, np. Antonii Holmes, z Polek załapała się Amelia Ogińska-Załuska i oczywiście Bacewiczówna, ale z nieciekawymi nagraniami. Dużo współczesnych pań też mogłoby się załapać.
Ale zobaczcie profil autora tych kompilacji! Szczęka mi opadła z hukiem 😯
http://www.youtube.com/user/masterclassicalmusic
Scholl i Bostridge… Oni chyba mają jakieś bardzo stare almanachy.
PMK
Na stronie internetowej Arte mozna obejrzec La Traviate z Natalie Dessay (nagrana w lipcu).
http://liveweb.arte.tv/fr/cat/Classique/
PK, chodzi o to, że ma wiek ów masterclass podany 14 lat? No ja też w takim w wielu miejscach występuję 🙂
Ja za PMK: byłoby dobrze, gdyby nie zwracano uwagi na różne socjo-psycho-zaszłości. Ale jestem i za sobą: tak nigdy nie będzie. W skomplikowanym świecie trzeba mieć stereotypy, żeby jakoś funkcjonować. Np. stereotyp nazywany wyrazem „pies”. Albo „Polak-hydraulik”.
Tak więc najwięcej szans na docenienie siebie jako siebie mają tylko i wyłącznie anonimy!
Wbrew pozorom nie mam się zamiaru nad stereotypami znęcać 😉 , bo mam świadomość ich roli, nazwijmy to, orientacyjnej i stabilizującej (obok różnych innych, mniej ładnych). Ale tu chyba nie o stereotypy szło, tylko o zupełnie realną dyskryminację pewnej grupy (było prawne i fakyczne uniemożliwienie kobietom decydowania o sobie, zarabiania, edukacji na wyższym poziomie, itd? Chyba nikt nie zaprzeczy , że było) i pytanie, na ile mniejszy w perspektywie historycznej dorobek tej grupy był właśnie tą dyskryminacją spowodowany. Ja przynajmniej tak tę rozmowę zrozumiałem. 🙂
Wiele różnych obserwacji.
Nigdy nie przeczyłem temu, że było. Oczywiście, że było, choć lektura Niebezpiecznych związków wskazuje wyraźnie, że nie zawsze i nie wszystkie panie dawały sobą pomiatać…
Czyż jednak nawet w czasach najtrudniejszych – nie błyskał nieraz geniusz kobiecy? Oczywiście, że tak. Jak dalece rzadziej, niż to było możliwe i w jakiej proporcji do zmarnowanych geniuszy męskich – tego nigdy nie ustalimy, czyli hipoteza nie ma wartości poznawczej.
Czy odkąd zrobiło się łatwiej – doszło do nieproporcjonalnego, cudownego rozmnożenia genialnych „twórczyń”? Coś mi się nie wydaje. Co gorsza, dziwnie skurczył się też przyrost naturalny genialnych twórców pci męskiej – choć nie dostrzegałbym tu związków przyczynowo skutkowych…
W dziedzinie sztuki, przebacz, Bobiku, razi mnie sformułowanie „osiągnięcia grup”, gdyż 1. nie uważam kobiet za „grupę”, bo dziwnie to brzmi w odniesieniu do ponad połowy ludzkości; 2. nie znam godnego uwagi przypadku „twórczości grupowej” (nie zaliczam duetów w rodzaju Gilbert i Sullivan, albo Przybora i Wasowski…); 3. może się łudzę, ale myślę, że wielka indywidualność się przebije. Napewno wielkim kosztem, ale Mozartowi też łatwo nie było…
To wszystko myśli rzucane ot tak sobie, przy wieczornej herbatce, ale teraz jedna chyba trochę cięższa. Z góry proszę o wybaczenie, bo będzie strasznie „politically incorrect”.
Żyjemy w czasach, które ktoś surowo nazwał „tyranią dobra”. Swędzi nas każdy uciśniony, każdy prześladowany, każdy skrzywdzony i poniżony od setek lat. Drapiemy się jak najęci, przepraszamy na prawo i lewo, rehabilitujemy ile wlezie. Ogarnął nas – być może w reakcji na wielkie zbrodnie minionego stulecia – judeo-chrześcijański żywioł naprawiania wszystkich przeszłych nieprawości. Jeszcze kilka wieków temu nie było rzeczą oczywistą, czy… kobieta ma duszę, potem – czy Dzicy z Amazonii, dzisiaj zastanawiamy się, czy nie ma jej przypadkiem pelargonia.
Na tej fali, w dziedzinie, która nas interesuje, odgrzebujemy drugo- i trzeciorzędnych twórców, wmawiając sobie – w imię sprawiedliwości dziejowej – że nie dość uwolnić Salieriego od zarzutu otrucia Mozarta. By mu tę krzywdę wynadgrodzić, trza go jeszcze ogłosić geniuszem co „dorównuje, a nawet przerasta”.
Dodajmy do tego wielkie krzywdy zbiorowe – i nieszczęście gotowe. Powstają nagle getta „sztuki partykularnej” („muzyka gejowsko-lesbijsko-transgenderowa”, ja wcale nie żartuję!). A mnie się zdaje, że sztuka jest uniwersalna, że jest po to, żeby „nie było Greczyna ani Żyda”, że Mahler nie jest kompozytorem żydowskim, Chopin kompozytorem polskim, Bacewicz kompozytorką kobiecą, a Czajkowski kompozytorem gejowskim, ale że to człowiek mówi do człowieka.
Czy to jakoś się składa, takie gadanie?
PMK
@ lisek
Dessay i Traviata = 🙁
Mnie się składa.
w-wska jesień.. TVP KULTURA zdecydowała się wrzucić
do ramówki przez cały czas trwania tegorocznej
edycji festiwalu kilka utworów zarejesrowanych przez
telewizję w latach zamierzchłych. trafiłem na ostatnie 10min
„pianophonie” Serockiego, formalnie dziś w nocy o bardzo
przyjaznej porze, czytaj około drugej.
na sali kamera wypatrzyła waldorffa z chustką przy twarzy,
błądzącą wzrokiem po sali penderecką. takie atrakcje.
solista przy wątłych oklaskach szybko zniknął ze sceny.
Składa że hej! I swoje poglądy się odnajduje. Co nie przeszkadza temu, że literaturę pisaną przez kobiety bardzo lubię, bo to taki ciekawy punkt widzenia. A wracając do starszego wątku, nie wiem czemu z Jane Austen robić Balzaca. Wg mnie ciekawsza.
@ Lolo,
Wlasnie probowalam ogladac i rzeczywiscie 🙁
Mysle ze „osiagniecia grup czy sektorow” oznacza w tym wypadku tylko dostep do/stopien uczestnictwa ludzi do nich nalezacych. Nie znaczy to ze gdy beda uczestniczyc, zrobia to inaczej niz inni lub beda swoja grupe jakos reprezentowac.
And now for something completely different:
Dobry wieczór, na mieście był widziany billboard wyborczy Włodzimierza I. Na billboardzie, poza skupionym i pogodnym obliczem kandydata, trzy podpisy: Władysława Kozakiewicza (nic dziwnego), Wiesława Ochmana (pewne rozczarowanie) i Czesława „Mam grać?” Majewskiego (duuuże rozczarowanie).
Jestem bardzo za taką „politically incorrect”, ale gdyby to w pracy wyszło, wywaliliby mnie na zbity pysk, znaczy na bruk. Ale pomyślałam, że powinnam w takim razie sprawdzić, czy moja pelargonia ma duszę. Spróbuję się z nią dogadać 😉
Renee Fleming w wywiadzie nt. Traviaty powtórzyła znaną maksymę…że jest to Opera na 3 głosy: koloraturę (akt I) – gdzie Fleming zawsze brzmiała gorzej w Sempre Libera… bo wysoko to siedzi; głos spintowy w 2 akcie i liryczny w 3. I gdzie u Renee Fleming I akt mnie mierził ale szybko się kończy bo krótki, to w 2 i 3 w produkcji z Renato Brusonem wyciska łzy z oczu.
A Natalie Dessay jest dosc lekkim głosem więc tylko 1/3 Traviaty może byc „udana”.
🙂
Zhdanov wygral konkurs w Poznaniu. Nigdy nie pojme, dlaczego odwalili go po II etapie chopinowskiego
Odczuwam potrzebę podzielenia na osobne punkty materii, która mi się wydaje nieco pomieszana. 😉
– „Osiągnięcia grup” są oczywiście skrótem myślowym. Precyzyjniej, chodziło o osiągnięcia jednostek, które możemy zaliczyć do takiej czy innej grupy. A dlaczego w ogóle zaliczać? A dlatego, że przynależność do danej grupy wywierała zasadniczy wpływ na życie tych jednostek i ich możliwości samorealizacji.
– Można dostrzegać przejawy nieprawości w historii i teraźniejszości, a nawet próbować je naprawiać wcale nie wskutek zdradzieckich knowań poprawności politycznej, tylko dlatego że się ma np. czułe serduszko, albo choćby z takiej prostej przyczyny, że nam się perspektywa zmieniła i trudno już uznawać za normalne to, co normalne było przez wieki.
– Aliści dostrzeżenie tego wcale nie oznacza automatycznie, że się każdego kompozytora, powiedzmy aborygeńskiego, stawia wyżej od Becia lub Chopka. Wiem, że są tacy, co to robią, ale mnie w to proszę nie mieszać. 😎 Ja tylko zauważam, że niektórym z racji przynależności było (jest) trudniej niż innym i miało to określone konsekwencje. Ale zauważając, wcale nie zamierzam do oceny dzieł sztuki wprowadzać punktów za pochodzenie. 😉
– Odwracając nieco kota (ha, ha!) ogonem: można, nie robiąc szczególnego przewrotu w dotychczasowej hierarchii muzycznej, literackiej czy innej, pokusić się o odmienne od przyjętych wcześniej oceny lub interpretacje różnych zjawisk czy procesów. I to nawet bywa całkiem ciekawą gimnastyką umysłową. Można się np. zastanowić, o ile mniej powieści napisałby Balzac, gdyby musiał robić przerwy na rodzenie, choroby dziecięce, pranie w balii, czy choćby codzienne nakarmienie rodziny, a potem spojrzeć nieco innym okiem na biografię pani Schumannowej. Nie po to, żeby ją przesunąć o ileś tam oczek w jakimś tam rankingu, tylko żeby docenić, ile osiągnęła mimo warunków, które nie sprzyjały jej. Czy się to nazwie political correctness, czy zmianą perspektywy, to już pewnie zależy od osobistych upodobań. 😉
– Wracając jeszcze do sprawy poruszonej nieco wcześniej: geniusze nie rodzą się z dotacji, ale czy aby na pewno można twierdzić, że przebiliby się bez dotacji? Czy mecenat jest wynalazkiem Państwa, Które Musi Łożyć, czy też wymyślono go znacznie wcześniej? I czy nie właśnie dlatego, że geniusze ni cholery nie chcieli się rodzić wyłącznie w uprzywilejowanych warstwach i mieć od kołyski zabezpieczonego bytu?
– A dlaczego talentów na miarę Mozarta obecnie jakby mniej, to chyba jest osobne zagadnienie, niekoniecznie związane z płcią, wyrównywaniem krzywd, a nawet rodzajem mecenatu. Tak mi się zdaje. 🙂
Ta gimnastyka umysłowa to czasem przybiera taki kształ, że … zęby bolą: na przykład czytania wielkiej literatury „od nowa”, kluczem genderowym i innych literaturoznawczych mód.
@PMK 21:11, chyba mam szczęście, bo w ciągu ostatnich siedmiu dni dwa razy miałam poczucie, że sztuka przez to … no duże SZ i „człowiek mówi do człowieka” – w piątek dwie Ifigenie Glucka w Amsterdamie a dzisiaj Pina…
Inna rzecz to system szuflad w umyśle – niektórzy rozpaczliwie chcą mieć porządek: Spotkałam się z próbą upychania „Śmierci w Wenecji” w szufladzie „literatura gejowska”. Jednak sami upychający po jakimś czasie skapitulowali – wystawała tak mocno, że szuflady nie dało się zamknąć… Szczęśliwie z tymi największymi artystami zawsze jest taki kłopot. Się nie mieszczą.
Paragrafami:
1. Ale ten podział jest pionowy, poziomy i skośny, płciowy, społeczny, majątkowy, przypadkowy itd. Los wszystkich kobiet nie był taki sam, w odróżnieniu od np. losu wszystkich Murzynów w Alabamie (ostrym skrótem, ale chyba się rozumiemy). Czyli wiele z tego nie wynika.
2. Ja przecież nie o rzeczywistym naprawianiu rzeczywistych krzywd, tylko o robieniu sobie dobrze tanim kosztem przy pomocy fikcyjnego, czy zgoła rewindykacyjnego, „naprawiania” krzywd bardzo dawnych wobec osób aktualnych, które ich nie doznały, wedle modelu sformułowanego swego czasu – znowu ostry skrót – przez pewnego francuskiego autora wobec Bouleza : „on uważa, że Państwo francuskie powinno mu się odpłacić za wszystkie krzywdy doznane przez Mozarta ze strony arcybiskupa Colloredo”. Mógłbym rozwinąć, ale chyba nie trzeba.
3. I tylko o to mnię się rozchodzi. Hau.
4. Po pierwsze, takiego doświadczenia z Balzakiem i panią Schumannową przeprowadzić się nie da, bo żadnych wymiernych parametrów nie ma. I zresztą po co, skoro po ustaleniu procentów „straty Balzaca” nie nastąpi żaden „przyrost Schumannowej”. Stało się i już.
Po drugie, utwory pani Schumannowej nie staną się lepsze od tego, że im się doda „punkty za pochodzenie” i każe ich słuchać na siłę. Ja nie mówię, że są złe i że nie można ich słuchać dla przyjemności, przeciwnie, tylko, że jedyne, co w tej sprawie można zrobić dzisiaj, to umożliwić dzisiejszej, małej Klarci spełnienie jej potencjałów artystycznych. Hic et nunc.
5. Podobnie niesposób stwierdzić doświadczalnie, ilu geniuszy się nie przebiło z braku dotacji, czyli hojnych mecenasów (bo zanim Państwo zaczęło Łożyć, prywatnych mecenasów było od groma, a może dzisiaj się ich mniej zrobiło, bo zwalili wszystko na Państwo?). Tego się nigdy nie dowiemy. Jedyne, co możemy zrobić, to jak wyżej: działać roztropnie i tylko tym poprawiać sobie samopoczucie.
PMK
Cholera, znowu czkawka, strasznie przepraszam…
To prawda, Beato, że przegięcia (nawet ostre) się zdarzają. Jako powszechnie znany piewca zdrowego rozsądku i złotego środka nie mam zamiaru występować w ich obronie, nawet kiedy będą dyskryminowane. 😎 Mnie się tylko czasem żal robi niektórych dzieci wylewanych z kąpielą. 😉
No to jeszcze dorzucę punkty do punktów. )
1. Oczywiście, że tak naprawdę podziały śmigają jak króliki na wolności. To tylko dla potrzeb dyskusji tworzy się jakąś grupę „laboratoryjną”, ze standardowymi, ujednoliconymi cechami. Dobrze mieć świadomość, że poza laboratorium już tak letko ni ma, ale też można z pożytków pewnych doraźnych uproszczeń korzystać. 😉
2. Teraz chyba lepiej rozumiem, o co szło. 🙂
4. Widzę, że w tym punkcie dość mi trudno wyjaśnić moje intencje, ale jeszcze raz spróbuję. Broń Panie B. nie myślę o zmuszaniu do słuchania Klary i przekonywaniu, że największą kompozytorką swoich czasów była. W ogóle nie odnosiłem się do hierarchii muzycznej, bom na to za cieniutki i się za mało znam. Ja to tylko czasem mogę coś doszczeknąć od strony historycznej, socjologicznej, psychologicznej, literackiej czy jakiejś takiej. W muzyczny merytoryzm nie mieszam się z zasady, żeby nie wyjść na pawia, papugę, osła, albo inną niepsią istotę. Inaczej mówiąc, na Dywanie robię za dygresistę, ewentualnie spoglądacza z innego kąta.
5. Działanie roztropne popieram całym ogonem. Ale ja nie pytałem na serio, ilu geniuszy się nie przebiło przy jakiej formie mecenatu, tylko zwracałem uwagę, że łożenie na nie jest wcale nowym wynalazkiem. Więc i współczesny brak wysypu Mozartów trudno wiązać z mecenatem, jakikolwiek on by tam był.
Natomiast dla szerokiej bazy, o której mówiliśmy, jakaś forma mecenatu jest niezbędna. I to, że się jej wymaga od państwa, wcale mi się nie wydaje czymś zdrożnym. W końcu państwo to nie jest twór fizyczny, który sam zarabia forsę. Ono ma forsę z naszych podatków, więc mamy prawo się od niego domagać, żeby jej część przeznaczyło na kulturę, bo tak nam się podoba. Nasza forsa, nasz mecenat. 😆
Z Piotrem to przyjemnie rozmawiać nawet jak ma czkawkę. 😀
@Lolo, wielkie dzieki! 🙂 Poslucham Fleming z Brusonem. W nagraniu z Arte Dessay brzmiala jakby troche zduszona.
Sempre Libera z Montserrat Caballe
Jeszcze nie śpią? Ja już tyle utworów Karlheinza zdążyłam przez ten czas wysłuchać… 😆
Co tu gadać, w powyższej rozmowie Bobik zastępuje mnie nader godnie 😀 A PMK spieszę donieść, że owszem, kompozytorskimi geniuszami kobiecymi baaardzo w ostatnich czasach zaowocowało.
Szczególnie w Polsce.
Mogę długo wymieniać, ale wolę zrobić szybko nowy wpis i iść spać 🙂 W razie czego wedle woli taką listę sporządzę.
Piszta, piszta, a my to przeczytamy, bo jeszcze nie śpimy. 😈
Napisaliśmy. Dobranoc 🙂
Pani Kierowniczko: aż geniuszami kobiecymi obrodziło? No No… A może tylko nam się wydaje, że tych geniuszy tak nie ma? za 100 lat…. E. Nic z tego. Ostrożną hipotezę można postawić, że to wina akurat egalitaryzmu i demokracji, że owych geniuszy nie widać w tłumach tworzących. Nie pisał o tym de Tocqueville, przy okazji demokracji w Ameryce? A także z powodu rozpadu kultury na wysoką i niską.
PMK nawet lepiej czytać jak ma czkawkę. Kilka razy rzeczy słuszne powie 👿
A przy okazji kupiłem wreszcie Ryszarda II. Mimo oporu pani księgarki, która uparcie mówiła, że nie ma.
Dzięki, Tadeuszu – donoszę, że jak coś nie rypnie, to w listopadzie powinien wreszcie wyjść Makbet…
A Balzaka proszę mi łaskawie nie tykać, bo ugryzę!
Do Bobika : Hips!
PMK
Bobik na posła! Będzie miał mój głos!
To, że duża część kobiet w „naszym” kręgu kulturowym może decydować sama za siebie, to zasługa ostatnich kilkudziesięciu lat. Wcześniej trzeba było mieć wielkie szczęście (np. urodzić się w odpowiednio liberalnej rodzinie), by móc wyrażać swoją indywidualność.
To chyba nie przypadek, że ogromna większość „geniuszów” to biali mężczyźni 🙂
@miderski 08:20
Mój też! Mądrze szczeka 🙂
@Bobik 00:28
Hasło „nasza forsa – nasz mecenat” bardzo mię pasi. Uzasadnienie hasła również. Już widzę to na bilbordach.Program wyborczy spoko 🙂 😉
A zupełnie poważnie – w znacznym stopniu zgadzam się zarówno z Panem Piotrem,jak i z Bobikiem,zresztą w finale dyskusji osiągnęli Panowie szlachetny kompromis.Miło poczytać,bo nic szczególnie odkrywczego do tej dyskusji nie dodam 😉
„To chyba nie przypadek, że ogromna większość „geniuszów” to biali mężczyźni” – uwaga, Kolego! W Krytyce Politycznej napiszą, że to rasizm i seksizm! Pewnie nawet przegapią ten ujmujący cudzysłów. Zwłaszcza, że zapomniał pan o „martwi” i „heteroseksualni”
Zresztą każde dziecko wie, że w V Symfonii Beethovena wyraża się furia heteroseksualnego gwałciciela.
Niestety, postulat Bobika – mówiąc poważnie – chwiejnawy. Podatki płacą, zasadniczo, wszyscy, a nie ryzykuję wiele sugerując, że nie wszystkich interesuje subwencjonowanie, dajmy na to, Warszawskiej Jesieni. Gdyby na Warszawską Jesień (Warszawską Operę Kameralną, Polską Orkiestrę Radiową, Program II Polskiego Radia itd) szły tylko podatki od ich zwolenników, to by ich nie było.
PMK
@PMK 9:26
Tyz prawda,niestety 🙁 ale hasło,przyzna Pan,chwytające podatnika za serce i nogawkę 🙂
@Tadeusz 7:30
A coś bliższego – gdzie się udało nabyć Ryśka ? Bo też szukam i wdzięczna będę za podanie kodu dostępu.
Co do Rysia No 2 – najlepszy adres to księgarnia Prusa przed Uniwersytetem na Krakowskim, w podziemiach, po prawej. Ostatnio jeszcze dwa egzemplarze były. W ostateczności można iść do Wydawnictwa u dołu Nowego Swiatu przy Placu Trzech Krzyży. No i jest Merlin, który to ma na składzie.
Dzięki za zainteresowanie…
Merlin ?! 😎 na to bym nie wpadła 🙂 Dzięki 🙂
Dzień dobry,
Obrodziło, obrodziło. Może geniuszami nie zawsze, ale ogromnymi talentami. Którym jest już łatwiej niż kiedyś, ale wciąż niełatwo. Taka Hanna Kulenty – moim zdaniem to prawdziwy geniusz, powinna być w tym kraju noszona na rękach! – a nie jest. Pokoleniu Agaty Zubel (ogromny talent i to w paru dziedzinach) i Aleksandry Gryki (na nią jakoś nie mogę się „załapać”, ale niewątpliwie ogromnie zdolna) jest już dużo łatwiej. Im niżej w pokoleniach, tym kompozytorek coraz więcej i coraz lepszych. Ale na zrobienie listy nadal nie mam czasu 😉
@ Piotr Kamiński 9:54: Z tego, co się orientuję, to szefostwo „Krytyki Polytycznej” to też w większości biali mężczyźni 🙂
No, proszę: że też Kinga Dunin na to pozwala!
A co na to studia genderowe?
Panie Piotrze, to ja dziękuję! I zazdroszczę odwagi 🙂 Może nawet niedługo przeczytam 🙁 , wolę mieć dłuższą chwilę spokoju.
Makbet mój ulubiony.
U Prusa jak były dwa, to jest jeden. Bo mój stamtąd. Ale nie widziałem drugiego. Przy okazji, WAB (nie kupiony przez Empik?) chyba zapowiada dzieła zebrane WS? w przekładzie PMK.
Chciałbym posłuchać panią Kulenty, ale jakoś nie wychodzi. Mogę ją na rękach ponosić, czemu nie? Spróbuję poszukać nagrań.
No jest płyta, i to rodzimych sił. Trza kupić.
My tu gadu gadu, a tu wychodzi, że coś się porusza szybciej niż światło. Cała fizyka na nic!
@Tadeusz 10:52
No właśnie o płycie rodzimych sił miałam napomknąć 🙂 I na „Matkę czarnoskrzydłych snów ” do Opery Wrocławskiej radzę wybrać się przy okazji (zwłaszcza gdy Kruka śpiewa Mariusz Godlewski ).
Jest nowa płyta, tak. Niestety jest na niej też słabsza muzyka o proweniencji z teatru telewizji (holenderskiego) – Music for Roy. No, ale to jakby inna działka. Inne utwory OK.
To jej młodzieńczy utwór, za który w 1985 r. otrzymała II nagrodę na Europejskim Konkursie Młodych Kompozytorów w Holandii:
http://www.youtube.com/watch?v=xguqlTQQdS4&feature=related
Ano właśnie, w Operze Wrocławskie! Pójdę chętnie, skoro genialna 🙂
@Tadeusz 11:11
http://www.opera.wroclaw.pl/1/index.php?page=9&stage_id=116&fnct=cast
To mam jeszcze pytanie, czy warto posłuchać Per Clavicembalo Moderno pani Gośki Isphording? Wygląda ciekawie.
Chętnie bym też spytał o Utwory chóralne Pendereckiego, Polski Chór Kameralny… piszą co prawda, że pierwsza taka płyta na świecie, to co ja mam w wykonaniu chóru fińskiego?? Ale ich wykonanie jest lodowate i robi się nieprzyjemnie szybko. A Stabat Mater chętnie nazwę utworem genialnym.
Ew_ko: dziękuję bardzo. Pozostaje styczeń, bo 27 mnie nie ma.
@Tadeusz 11:15
Mnie klawicymbał moderny Gośki Isphording bardzo odpowiada,muzyki z tej płyty słuchałam na żywo tutaj :
http://www.wrocek.pl/wydarzenia/pokaz/2010/IV_FESTIWAL_DNI_MUZYKI_KLAWESYNOWEJ
Byłam wtedy w towarzystwie osób niekoniecznie znających / lubiących muzykę współczesną i widziałam,że też im się spodobało 🙂 Sądzę,że w nagraniu powinno też brzmieć interesująco…
Drogi Panie Tadeuszu, raz jeszcze dziękuję. WAB istotnie zapowiada i miejmy nadzieję, że po ostatnich przekształceniach nic się tu nie zmieni. Wydawca Ryszarda II też zapowiadał, ale „z przyczyn od nas niezależnych” – nie wyszło. W sumie straciliśmy dwa lata…
Następne w drodze.
PMK