Kłopoty z Polieuktem
Historia tego spektaklu jest ciekawa sama w sobie. Zygmunt Krauze współpracuje z Jorgem Lavellim od lat 80.: stworzył ilustrację muzyczną do ośmiu jego spektakli, w tym Operetki Gombrowicza, którego argentyński reżyser (naturalizowany we Francji, czytają tu jego imię z francuska) znał w młodości i był propagatorem jego dzieł. Pierwszą sztuką, przy której Krauze współpracował, był Polyeucte martyr Corneille’a w Comédie-Française (późniejsze kolaboracje odbywały się w większości na deskach Théâtre national de la Colline). Od razu trzeba podkreślić, że Polieukt Krauzego muzycznie nie ma nic wspólnego z tym spektaklem – tam użyte były proste instrumenty dęte z muszlami włącznie, harfa i arabska lutnia ud. Tu jest współczesna orkiestra, a muzyka nie nawiązuje do starożytności.
Zamówił ją Stefan Sutkowski, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, który ma szczególną politykę repertuarową w tej dziedzinie: trzyma się jak najdalej od eksperymentów, nie mówiąc już o problemach współczesności, i zwraca się do twórców, którzy piszą „bezpieczną”, łatwą w słuchaniu muzykę. Najwięcej oper (właściwie wzdragam się przed użyciem tego słowa) zamówił u Bernadetty Matuszczak, której język muzyczny uproszczony jest do skrajności. Pisał też dla WOK Zbigniew Rudziński i właśnie Zygmunt Krauze (Balthasar). W ten sposób dyrektor Sutkowski wie, czego się spodziewać, i ma, czego chce, czyli utwory nawiązujące do przeszłości zarówno w warstwie muzycznej, jak i treściowej.
Krauze namówił swego przyjaciela Lavellego nie tylko do współudziału w tworzeniu libretta, ale i do wyreżyserowania dzieła w Warszawie – ten miał tylko parę dni wolnego w październiku zeszłego roku, w związku z czym większość krytyków, łącznie ze mną, nie widziała Polieukta, ponieważ była na Konkursie Chopinowskim. Widziała go za to recenzentka „Ruchu Muzycznego”, która rzecz zjechała dokumentnie. W niejednym muszę się z nią zgodzić, acz nie we wszystkim – o tym za chwilę. Na warszawski spektakl Lavelli, który właśnie w tuluzańskim Théâtre du Capitole wystawiał Simona Boccanegrę (jest też cenionym reżyserem operowym), zaprosił dyrektora tego teatru, który z miejsca tak się zachwycił, że zaprosił cały spektakl do siebie, co właśnie doszło do skutku. Teatr w Tuluzie ma swój zespół, który gra po kilka razy w miesiącu, ale jest częściowo impresaryjny.
Teraz wrócę do tego, co mi w Polieukcie przeszkadza. Dotyczy to libretta. Mnie też razi polszczyzna tego tekstu i jej brzmienie na scenie. Ale to drobiazg w porównaniu z samą treścią. Autorzy wprowadzili elementy, których u Corneille’a nie ma, np. gejowski romans Polieukta z chrześcijaninem Nearkiem, który w istocie staje się dlań impulsem, by za nim pójść (czy w wierze, czy raczej w robieniu zadymy?). Krauze twierdzi, że ponoć wedle źródeł historycznych Polieukt i Neark rzeczywiście byli homoseksualistami (ciekawe, że w polskim autorskim omówieniu treści, zamieszczonym w programie WOK, brak tego fragmentu), ale „jest prawda czasu i prawda ekranu” – dramat rządzi się swoimi prawami. Ja mam pretensję nie tyle do tego, że Polieukt musi wybierać między miłością do żony Pauliny i życiem a miłością do Nearka i śmiercią, lecz do tego, że tym samym nie jest męczennikiem za wiarę (co jest istotą dzieła Corneille’a), ale za nieszczęśliwie ulokowane uczucia, a to wielkie spłaszczenie motywacji. Każde późniejsze, wypowiadane już po śmierci Nearka, słowo Polieukta o wierze jest więc fałszywe.
Już pierwsza scena, w której Polieukt i Neark stoją w uścisku i powtarzają do siebie „kochany, kochany”, jest swego rodzaju demonstracją: z jednej strony niby powrót do prawdy historycznej, z drugiej puszczenie oka do publiczności: proszę, macie modny szczegół. Ponadto finał u Corneille’a jest zupełnie inny: Paulina i jej ojciec Feliks pod wpływem żarliwości wiary Polieukta również nawracają się na chrześcijaństwo. U Krauzego/Lavellego jest miotanie się: Feliks wspomina uwięzionemu Polieuktowi, że myśli o przyjęciu chrztu, ale potem okazuje się, że chciał go tylko zmiękczyć, a naprawdę pozostaje przy swoim. Też dość sztuczne. Natomiast samo zakończenie jest kompletnie niezrozumiałe. Gdy Polieukt zostaje wyprowadzony na stracenie, na scenę wchodzą wszyscy protagoniści i wraz z chórem śpiewają ni z tego, ni z owego radosny hymn do wolności i tolerancji. Czy religijnej, czy obyczajowej – wszak tu wielkie materii pomieszanie? Czy słowa „uszanujmy każdą wiarę” są też protestem przeciwko wcześniejszemu czynowi Polieukta i Nearka, którzy idą do pogańskiej świątyni niszczyć tamtejsze wizerunki bogów?
Treściowo jest tu więc bałagan. Ale Jorge Lavelli użył dobrej rzemieślniczej reżyserskiej roboty, scenografia i kostiumy są minimalistyczne (większość kostiumów biała, tylko dwa – Pauliny i Feliksa – czerwone, niech mi ktoś powie, dlaczego), a śpiew znakomity. Jan Jakub Monowid (w roli tytułowej) zrobił ogromny postęp i staje się już jednym z najlepszych kontratenorów w Polsce. Z prawdziwą klasą śpiewa Aleksander Kunach (Neark), dobra jest też Marta Wyłomańska (Paulina) i Artur Janda (Sewer). Publiczność oklaskiwała ich gorąco, zwłaszcza dwóch pierwszych. Co zaś do muzyki, nie byłabym aż tak surowa, jak recenzentka „RM” – jest ona utrzymana w pewnej charakterystycznej konwencji rwących się, powtarzanych motywów, trochę taka repetitive music. Styl ten Krauze rozwija w swoich dziełach scenicznych już od Gwiazdy (którą jednak wolę). Ponadto język libretta moim zdaniem zdecydowanie tu przeszkadza. Chyba po prostu nie pasuje. W Tuluzie były wyświetlane napisy francuskie, ale chyba lepiej byłoby, gdyby rzecz śpiewano po francusku – ogólnie spektakl bardzo się podobał. Widocznie to jest po prostu nie dla naszej, lecz tamtej publiczności. Ciekawa jestem, co napisze prasa – byli obecni krytycy nie tylko z Francji, ale i z Włoch czy Hiszpanii.
Jeszcze kwestia plakatu: nie mam pojęcia, czemu teatr wykorzystał tu słynne zdjęcie Antonina Artaud z filmu Męczeństwo Joanny d’Arc. Czy to dlatego, że oba dzieła mówią o wierze? To trochę mało.
Komentarze
Cóż może napisać w komentarzu czytelnik znający jedynie krytyczny dwugłos o dziele jakiego szansy nie miał słyszeć ? Jedynie mogę poprzypuszczać że użycie Joanny D’Arc do plakatu reklamującego operę Pana Krauzego wynika z fizycznego podobieństwa Pani Wyłomańskiej do Pani Falconetti odtwarzającą postać tytułową we wzmiankowanym filmie. Plastycy (niektórzy, bo daleko nie wszyscy) często poruszają się w świecie li tylko swoich własnych odniesień.
Ale ja nie o tym, nie o tym, nie o tym …
Wczorajsze przedstawienie MET Zygfryda należało do udanych. Z tym, że nie całkiem i nie do końca. Satysfakcji tak na 60%. Z pewnością na plus liczyć trzeba występ Gerharda Siegela (Mime) ale on to już robił tyle razy w karierze, że źle być nie mogło. Moim zdaniem Luisi zadyrygował w taki sposób że wyszło dość lekkie i żwawe widowisko wyprane w znacznej mierze z magii i tajemnicy. Ja wiem, że to jest „ najjaśniejsza” część Tetralogii… Ale aż tak ? Najbardziej podobać się mógł akt trzeci, bo świetny był duet Wotana (Terfel) z Erdą (Patricia Bardon) a i przebudzona Brunhilda też zawsze wzrusza. Voigt znów nieco przytyła to i głos pełniejszy niż w Walkirii w maju tego roku. Wyglądała jednakowoż należycie.
Scenografia zadziałała.
A Zygfryd (Jay Hunter Morris) ? Z wyglądu bardzo na miejscu. To jest, jak się mawiało, „mężczyzna na trzy kanapy”. Cóż – gdy mnie nie przekonuje. Może poza ostatnim duetem gdzie się trochę zmobilizował albo obecność sławnej koleżanki go zmobilizowała.
No bo tak : wydawać by się mogło, że jak się smoka zabija i ten smok tłumaczy, umierający, zabójcy kogo zabił to ten zabójca coś czuje, że Wagner tam napisał że ten zabójca coś odczuwa itd. Tutaj cały drugi akt poleciał na płasko, bez należnej emocji. I to mimo świetnego Fafnera (Konig). Całość oczywiście trzyma przyzwoity poziom choć brakło „tego czegoś” czego zaznaliśmy w maju (ale tam byli Kaufman, Wesbroek no i Levine). Na sali 20% miejsc wolnych – bo jednak zeszłotygodniowy Giovanni nieco nadwyrężył melomańskie kieszenie. Widziałem, że i w Warszawie, w Teatrze Studio była sprzedana niecała połowa miejsc.
Recenzja w New York Timesie, zdaje się, dość kurtuazyjna względem Morrisa. Ale Teksańczyk musi nieć sympatię tamecznej krytyki: http://www.nytimes.com/2011/10/29/arts/music/metropolitan-operas-siegfried-is-led-by-impressive-singing.html?_r=3&emc=eta1
No tak. W marcu będą dwa przedstawienia w WOK z muzyką Zygmunta Krauzego. Może się wybiorę, zobaczę. 🙂
A o Tuluzie ani słowa, ani zdjęcia. Jak to tak?
Wstyd się przyznać 😳 Zapomniałam naładować akumulator i po kilkunastu zdjęciach aparat mi padł 🙁 Robiłam później dużo komórką, ale jeszcze nie wiem, jak przenieść z niej zdjęcia na kompa.
To, co z aparatu, to oczywiście wrzucę.
macias1515, dzięki za relację z Zygfryda 🙂
Zdjęcia z aparatu już wrzuciłam:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Tuluza#
O Tuluzie mówi się: różowe miasto (la ville rose), bo większość budynków starówki jest zbudowana z czerwonej cegły. Bardzo ozdobne, patrycjuszowskie budownictwo, widać, że było bogate miasto. Dużo urozmaicenia. Przepiękne.
Obejrzałam 🙂 Balkony fantastyczne :-))
E, to dopiero początek…
Mam nadzieję, że znajdę sposób, żeby przerzucić zdjęcia z komórki i że one będą jakoś czytelne 😉
Kabelek jakiś potrzebny i już. 🙂
Wydawało mi się, że cieplej powinno być.
Z komórki można po prostu wysłać jako wiadomość na adres majlowy, ale to są jakieś koszta (zależy od pakietu itp.) no i jest coś takiego jak blueboth, ale ja nie wiem, na czym to polega.
„Widocznie to jest po prostu nie dla naszej, lecz tamtej publiczności.” Dlaczego ? Z recenzji PK wynika, że zamysł inscenizacyjny jest wątpliwy. Dla nas wątpliwy, dla nich nie ?
Jeszcze o wczorajszym „Zygfrydzie” – dla mnie satysfakcja na 75%. Tym razem obejrzenie w kinie miało swoje zalety – zbliżenia były znośne, a one tym istotniejsze, że sposób poprowadzenia postaci dość interesujący. Narzeka się powszechnie na zaniedbanie tej strony przez Lepage (faktycznie, Walkiria była słaba pod tym względem), ale w Zygfrydzie dość spójnie to wszystko działało, więc może nie zaniedbał tej strony ? Już wykładam sprawę: jak stosunkowo nieczęsto w Zygfrydzie bywa, jasne tym razem było, że w naszym bohaterze tlą się uczucia wyższe oraz zdolność do refleksji, a nie głównie prosta nienawiść do Mimego (moment przed odejściem spod jaskini Fafnera!). Chwała Morrisowi że potrafił to i zaśpiewać, i pokazać, chociaż głos jego, wzięty z osobna, nie uwodzi mnie. W akcie I odebrałam go nie najlepiej (no tak, może i Zygfryd ma myśleć i czuć, ale przy kuciu miecza to ja żądam dzikiej męsssskiej siły). Wyraźnie zebrał się w akcie III, może też lepiej wypadł, bo kazali mu śpiewać odrobinę niżej niż w akcie I i II. Za to Wędrowiec Terfela (i, jak poprzednio, Wotan) bezwzględnie i pod każdym względem na najwyższym poziomie. Ostatnie spojrzenie Wotana za Zygfrydem – nie do zapomnienia (ja do aktu III i tak dochodzę już właściwie ugotowana, ale tym razem niemal zamarłam).
Największy dla mnie problem to strona muzyczna – prowadzenie orkiestry – choć nie kupuję Levine w Wagnerze, to jednak udaje mu się nie całkiem pozbawić tej muzyki czaru. Bo Luisi wykonał („coś”)i już. Zapomnieć. Na (nieduży) plus Luisiego – tempa, z kolei nie do zniesienia u Levine.
WSPANIAŁE !!! wykonanie ‚Pieśni wędrującego czeladnika’ przez Urszulę Kryger (opracowanie instrumentalne Arnolda Schoenberga) – przed chwilą transmisja na PR2 z S!.
Nienaganna dykcja, znakomita ekspresja.
Jestem pod dużym wrażeniem
Gdy ochłonę – wrzucam Gerhahera do odtwarzacza (też w takim samym opracowaniu). Będzie materiał do porównań
A przedtem znakomicie zagrany – przez Kwartesencję – kwartet Debussyego
Tak się zasłuchałam, że spaliłam! Spaliłam w piekarniku bułeczki 🙁
Ech, trudno się rozdwoić. Ja uległam namowom Brunneta 😉 i udałam się na recital Izabelli Kłosińskiej. Z Izą znamy się jeszcze z uczelni, zawsze o niej mawiałam: mała dziewczynka o wielkim głosie. Przepadałam też za jej poczuciem humoru. Dziś coraz bardziej poświęca się działalności pedagogicznej i to bardzo dobrze, bo kto jak kto, ale ona naprawdę może wiele nauczyć, a poza tym widać, że ma fantastyczne podejście do młodzieży, która ją uwielbia 🙂
Mimo poczucia humoru ma też talent dramatyczny. I choć, jak wciąż podkreślała, popijając od czasu do czasu dyskretnie na stronie (za ustawionym specjalnie w tym celu na stoliku bukietem kwiatów), wyszła właśnie z kuracji antybiotykowej i nie była całkiem w formie, to kiedy rozpoczęła ostatnią arię Desdemony, po prostu stała się Desdemoną (przyznała potem, że to jej ukochana rola) i głos wskoczył na swoje miejsce… Program poświęciła Verdiemu, głównie jego pieśniom, które są w większości rzewnymi kiczydłami, co gorsza, większość przeznaczona jest dla mężczyzn. Ale było i parę zabawnych momentów. Brakowało mi ich, bo vis comica, jak stwierdziłam, ma Iza godną Ireny Kwiatkowskiej 🙂 Zdarzyło mi się niedawno słuchać jej we fragmencie Cycków Tyrezjasza Poulenca – no, pyszne to było! Chciałoby się więcej.
Jeszcze a propos transmisji z Met. Właśnie spotkałam znajomego, który opowiadał, że na Don Giovanniego pojechali jednak we czwórkę do Łodzi – i wypadło im to taniej (po trzy dychy za benzynę plus cena wejściówki), i jakość lepsza. Ale – uwaga! – tam też stwierdzili, że w pierwszej części dźwięk był dużo gorszy. Czyli coś tam było nie tak na łączach…
Kabelek, EmTeSiódemecko, to nawet mam, ale to nie starczy – trzeba chyba wgrać jakiś program. Mam go na płycie, a płyta została w pracy, bo kiedyś chciałam, żeby mi koledzy komputerowcy zainstalowali, ale potem nie miałam sumienia zawracać im głowy, bo zajęci pracami dla redakcji, a jest ich zaledwie trzech. Leży więc w szufladzie w biurku, wezmę ją sobie jutro. Może mi się uda coś samej zrobić, tylko jeszcze nie wiem, co.
Po wetknięciu kabelka będzie chciał instalować nowy sprzęt, trzeba włożyć płytę i kazać, żeby szukał sterownika sam w odpowiedniej stacji, D: jak sądzę. Jak wszystko pójdzie dobrze, telefon pokaże się jako kolejna stacja (pewnie E:) z folderami. Wtedy ważne jest, żeby nie ruszać tam nic oprócz obrazków. 🙂
Jakby nie chciało działać z jakiegoś powodu, sterownik będzie na stronie producenta telefonu.
Dzięki! 🙂
Jeszcze może zapytać, czy na pewno pokazać telefon jako stację, wtedy mówimy stanowczo jo! Mój pyta, ale to Motorola jest. 🙂
Ja też mam Motorolkę 🙂 Taką świecącą czerwoną pudernicę 😉
Dla ułatwienia dodam, że Polieukta zrobił też Donizetti (najpierw po włosku, potem w wersji francuskiej jako Les Martyrs), oraz Gounod (przedostatnia opera, raczej zakalec: Czajkowski powiedział, że w życiu nie słyszał nic gorszego…).
Dla mnie ta Tuluza jakaś dość surowa. Za dostojna? Za poważna? A może ta jednolitość takie wrażenie surowości sprawia?
Ja to chyba lubię, żeby każdy chociaż trochę miał swój kawałek podłogi. 🙂
Pobutka (przesiadkowa, nie mam możliwości odsłuchania… sądzę po opisie 🙂 )
Eee tam, pobutka… 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=B1435JYREck&feature=related
Umówmy się, że pobutka jest rzeczą względną. 😉
Wychodzi mi na to, że się niespodziewanie stałem melofanem Urszuli Kryger…
Jakieś nagłe olśnienie, coup de foudre…
Mógłbym tych pieśni słuchać bez końca…
W kwestii pobutki PAKa, oto moja ulubiona wersja:
http://www.youtube.com/watch?v=6mR4RwrfUg0&feature=related
W kwestii Polieukta, nie zapominajmy też o bohaterach literackich. Np. „Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żył sobie król, który miał na imię… taaak… to w sumie nieważne. Powiedzmy, eeee… Poliekt”, oraz oczywiście: „w słynnym mieście Bagdadzie żył sobie krawiec o imieniu… Abu… Ali… ktoś tam ibn coś tam… No dobrze, dajmy na to : Poliekt, Poliekt ibn Poliektowicz”.
Mrau.
Ja Urszulę Kryger też bardzo, bardzo. To nie tylko piękny głos, ale i wielka mądrość muzyczna, i klasa człowiek 🙂
No żałuję, że się nie rozdwoiłam.
Co do Pobutki, to założę się, że facet cały czas myśli o Tomie i Jerrym 😉
Ostatnio miałam przygodę z Lang Langiem: zaproponowano mi wywiad z nim. Mailowy. Przesłałam więc paręnaście pytań. Odpowiedział szybko, ale tak ogólnikowo, że „Polityka” stwierdziła, że tego nie chce 😆
Bobiczku, surowa może Tuluza się wydawać, gdy się patrzy na te kamienice patrycjuszowskie, jakie zdążyłam sfotografować. Ale potem mijałam i słodkie małe domki, i niesamowite kościoły, i stwierdziłam, że domy są tak zindywidualizowane, że właściwie każdemu należałoby zrobić zdjęcie. A ja bez aparatu, sirota 🙁 Nie mogłam się na te chałupy nagapić – i te niesamowite kolory. Inna jeszcze sprawa, że nie było tego dnia słońca – na szczęście nie padało mimo prognoz, ale było szaro.
Odwiedziłam też dwa muzea. Jedno, bardzo zachwalane Muzeum Augustianów, ma przede wszystkim piękną kolekcję rzeźby średniowiecznej. Malarstwa też ma dużo, ale najwięcej akademizmu, któego nie znoszę. W tym morzu pojawia się, jak promyk słońca, parę Toulouse-Lautreków, jakaś Vigée-Lebrun i parę innych drobiazgów. Najpiękniejsze jest samo miejsce – dawny klasztor augustianów.
O wiele ciekawsze jest Muzeum Assézat, gdzie wystawia swoje zbiory Fundacja Bemberga (prywatna kolekcja Georgesa Bemberga). Znajduje się we wspaniałym Hôtel d’Assézat; na I piętrze przechodzimy jakby przez wytworne apartamenty wspaniale zaaranżowane, gdzie obrazy większe i mniejsze są po prostu częścią wystroju. Czegoż tu nie ma – od Tycjana, Tintoretta, Veronese czy Cranacha (nawet jest obrazek z warsztatu mojego ukochanego van der Weydena) po wspomnianą Vigéee-Lebrun, ślicznie prezentującą się nad biurkiem. A piętro wyżej jest wiek XX: pointyliści, Monet, Pissaro, Dufy, nawet jakiś mały Gauguin i przede wszystkim duża, bardzo miła sala Bonnarda.
http://www.fondation-bemberg.fr/
A, i w ogóle jedno zwraca uwagę w Tuluzie: tłumy młodzieży. Cóż, w końcu miasto uniwersyteckie. Jeszcze jedno – poza „czerwonością” – podobieństwo z Bolonią 🙂
@PMK 9:23
Panie Piotrze,a co Pan sądzi o tej interpretacji ? 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=bYM84n-2Sas&feature=related
@lesio 9:13
O taaak 🙂 Ustawiłam sobie cały wczorajszy wieczór tak,żeby zdążyć do domu na transmisję (no nie całkiem,początek Barbera mi uciekł). Pani Urszula jest fantastyczna zawsze,a w Mahlerze fantastyczna podwójnie !
Jeszcze a propos Tuluzy – w Muzeum Augustianów są też koncerty. Po jednym miesięcznie, ale za to jakie 🙂 W lutym Stile Antico, w marcu Le Banquet Céleste, w marcu Leonhardt z recitalem organowo-klawesynowym, a w maju A Sei Voci plus Les Sacqueboutiers de Toulouse plus Chour du Capitole wykonają Gabrielego – mszę koronacyjną doży weneckiego 🙂
A w samolocie, w dodatku „Le Figaro”, przeczytałam o otwarciu (właśnie w ten weekend) nowego dużego muzeum poświęconego sztuce Jeana Cocteau w Menton.
Mnie dwa z trzech moich komputerów łączyło z telefonem bez konieczności wgrywania oprogramowania, czy sterowników.
W ten sposób dodawałam sobie różności do różnych folderów, ściągałam, co chciałam itd.
Teraz mam nowy bez kabelka, więc nie wiem, jak będzie po nabyciu tegoż.
Byłam w sobotę na kwartetach Góreckiego. Wybierałam się w niedzielę, ale tak się zmęczyłam w sobotę z przyczyn poza muzycznych, że już nie miałam sił na następny dzień.
Kwartety przeżyłam i nawet mnie w porywach urzekały. W porywach bo za mną siedziało dwóch głośno gadających starszych dżentelmenów, z których jeden głośno wciągał obfitą zawartość nosa. Słabości!
No tak, mnie kwartety w sobotę w S1 też w porywach urzekały, choć większość zepsuła mi tzw. wizualizacja. Przez cały koncert na wielkim ekranie za grającymi biegały i pulsowały gwiazdeczki i niebieskie kwadraciki. Niestety, nie umiem słuchać na żywo z zamkniętymi oczami. Walczyłem i bardzo się zmęczyłem. Nie chodzi o poziom visualu, tylko o sam pomysł dodawania go do kwartetów Góreckiego. Czy ta muzyka wymaga wzmacniania obrazkami? Ale kto wie, może pomysł się przyjmie w filharmoniach, brr. W niedzielę za to było bez ekranu i było pięknie.
Okej, Pani Kierowniczko, skoro Tuluza posiada również inne oblicze, to jeszcze nie ma u mnie tak całkiem przechlapane. 😆
Zaczekam na te zdjęcia z komórki. 😎
No tak, wizualizacja była okropnie irytująca. Błyskające niebieskie kwadraty, tryskające białymi iskrami, bardzo przeszkadzały w odbiorze muzyki.
Też nie mogłam pojąć sensu tego „ulepszenia”.
Starałam się tak przysłonić oczy powiekami, żeby jak najmniej widzieć ekran.
@ jan 13:53
@mt7 14:37
Niestety,takie tzw.wizualizacje pojawiają się coraz częściej, widocznie organizatorzy wychowani na wideoklipach (bo nie podejrzewam muzyków) nie wierzą,że sama muzyka może być wystarczającą atrakcją dla publiczności i upychają tzw.efekty multimedialne gdzie się da.Pół biedy,jeśli to tylko kolorowe smugi światła,gorzej,gdy to coś miga i pulsuje,bo wtedy ból głowy murowany. Pamiętam też kilka lat temu recital van Dama,skutecznie popsuty projekcją tzw.mazów,nijak nie związanych z repertuarem 🙁
@lesio i fanklub Urszuli Kryger
Jakby kto nie spał o 1:00,to w Dwójce w „Fantazji polskiej” pani Urszula śpiewa pieśni Zdzisława Jachimeckiego. Ja śpię,niestety-rano do fabryki 😉
A jakby kto był w Poznaniu 16 grudnia :
http://www.filharmonia.wroclaw.pl/filharmonia/wyjazdy/
21 i 23 listopada Semkow does Brahms.
Komplet symfonii z SV.
Nie zapominajcie o rocznicy urodzin Joan Sutherland!
Dla mnie Akt I „Siegfrieda” byl dobry. Jay Morris mial w sobe jeszcze duzo energii. Pozniej juz poszlo po rowni pochylej. Akt II wart zapomnienia. Trzeci interesujacy, ze wzgledu na bardziej zrozumiale „ludzkie” rozterki Wedrowca i Brunhildy. Bryn Terfel nie schodzi ponizej swojego wysokiego poziomu, podobnie jak i Deborah Voigt. Jay Morris chyba jednak ugryzl zbyt duzy kes.
Lada moment w Dwójce kwartety Góreckiego – retranmisja z soboty. Bez wizualizacji, chyba że we własnym zakresie. Cierpnę na samą myśl o zaprowadzeniu czegoś takiego w salach.
Ew-Ko Droga: facet ma długie uszy (patrz wzgardliwe uwagi Mozarta), żre marchewkę mlaszcząc między taktami i nigdy nie słyszał o kompozytorze.
Jakiś nowoczesny reżyser operowy, czy co?
Ma długie uszy, żre marchewkę… zajączek? 🙄
Chciałabym Was zaprosić na koncert bardzo utalentowanego kompozytora:
http://radom.gazeta.pl/radom/1,35219,10604925,Swiateczny_koncert_Radomskiej_Orkiestry_Kameralnej.html?fb_ref=su&fb_source=home_multiline
Jeszcze nie mogę przestać się śmiać:DD
Eee tam, zajączek. To by było za łatwe. Napewno coś się za tym kryje.
(A tak w ogóle to on jest królik).
P.S. Poza tym stwierdzam z melancholią, że nikt nie rozpoznał cytatów o Poliekcie ibn Poliektowiczu. Frędzelki, jeszcze jeden wysiłek…
Jak nie zajączek, to pewnie ma kopytka… i robi i-o!,i-o!
Aha, nie słyszałem Zygfryda, ale wiem skądinąd, że musieli wziąć tego Jaya, bo Lauritz Melchior został zdyskwalifikowany przez realizatorów transmisji: za gruby i brzydki.
http://www.youtube.com/watch?v=wuop5InRfn4&feature=related
Piotrze, jak ktoś mógł rozpoznawać cytaty w dniu, który jeszcze się nie zaczął? Zacznie się w sobotę, to będziemy rozpoznawać. 😆
Hau! 😎
Ale u Strugackich poniedziałek zaczynał się w poprzedzającą sobotę, a nie następną 🙂
Nie szkodzi. Nikt nie powiedział, że musimy się Strugackich niewolniczo trzymać. Bo gdybyśmy się trzymali, nie mielibyśmy takiego dobrego wykrętu. 😈
Zapadłam się w tę muzykę. Niesamowity był ten trzeci kwartet. Uffff! Nie mogę się z niej wydobyć.
Kurcze blade, nie daję rady z tym telefonem 👿
Najpierw mi nie chciał komp załadować płyty, potem nie chciał mi rozpoznać telefonu, teraz rozpoznał chyba jakiś inny typ, bo nie mam jak wejść na zdjęcia 🙁
Zresetuję, może coś pomoże…
Ten Jay, co było widać podczas materiału nadanego w przerwie, wyznał że „jest bardzo stremowana i to dla niego to bardzo daleka droga z Paryża w stanie Teksas i w ogóle”. On nie mógł być męsssski pod koniec I aktu jak sobie miecz wykuwał bo bardzo się przyglądał dyrygentu żeby w takt tym młotkiem walić i to go rozpraszało.
Widgassen też za gruby: http://www.youtube.com/watch?v=z-RUQBaJHXE&feature=related
Same grube te Zygfrydy a przecież nie było dostępności hamburgera, na samej niedźwiedzinie się taki Zygfryd chował.
Sorry ale jeszcze :
http://www.youtube.com/watch?v=GI1F7ziJIEo&feature=related
🙂
Ni cholery nie wiem, co z tym fantem zrobić… 🙁
A co wyświetla po podłączeniu telefonu?
@macias1515: jesteś tym, co jesz 😉 .
Jesz misia – wyglądasz jak miś.
Nic. Jak klikam na to, co załadowałam z płyty (Motorola Phone Tools), to pokazuje się obrazek telefonu, ale nic na nim nie działa 🙁
No no no!
W miarę możliwości podłączać telefon do kompa w trybie „transfer danych”.
Wtedy karta pamięci i/lub pamięć telefonu powinny się wyświetlić normalnie jak pamięć masowa – foldery, pliki itp.
W folderze „images” (lub podobnym) powinny być wszystkie zdjęcia.
Buuu…
a co to znaczy w trybie „transfer danych”? Nie mam takiego źwirza…
Może niech Pani spróbuje zobaczyć, w ‚moim komputerze’, jakie wyświetlają się dyski: C, D, E, …. Może któryś z nich to jest już załadowany telefon.
Czasami tak się robi, ze nie pokazuje okna i nie pyta co zrobić, tylko po cichu
ładuje.
Normalnie powinien najpierw telefon zapytać, czy rozpocząć transmisję danych i zacząć.
Później powinno otworzyć się okno w komputerze z pytaniem, co zrobić.
Odpowiedź – wyświetl pliki.
I w wyświetlonych poszukać obrazków.
Spróbowałabym zainstalować sterownik wyszukany w googlu dla tego akurat telefonu na stronie producenta i sprawdziłabym w instrukcji, czy nie trzeba wejść w jakąś aplikację w telefonie, żeby rozpocząć transmisję danych.
Już patrzyłam pod „mój komputer” i nic takiego nie ma.
A okienko żadne się nie otwiera.
Po Góreckiego (kwartety) udać się należy do sklepów zagranicznych, a jakże.
Przykuło mnie absolutnie, jakżebym chciała usłyszeć na żywo! Ale to muzyka do wysłuchania w absolutnej ciszy i skupieniu. Doświadczenia mt7 z soboty tym tragiczniejsze (ja doświadczyłam tego samego na Zygfrydzie, ale u niego przynajmniej bywało głośno).
Coś mi się wydaje, że on nie zarejestrował tego konkretnego telefonu. Czegoś nie zrobiłam, nie wiem czego i nie wiem, jak to naprawić 👿
To niech Pani zainstaluje ten sterownik wyszukany w google, na tych stronach:
http://www.google.com/search?q=Motorola+Phone+Tools)&rls=com.microsoft:pl:{referrer:source?}&ie=UTF-8&oe=UTF-8&sourceid=ie7&rlz=1I7ADBF
Nie wiem, jaki konkretnie ma Pani telefon, to nie mogę poszukać.
No, kurczę, wiedziałem, że na Bobika można liczyć…
I Brawo Notaria!
To jest chyba V3 czy coś w tym rodzaju.
W mojej Noxii pytanie o tryb wyświetla się na telefonie, nie na kompie…
Tak naprawdę potrzebny jest tylko sterownik dla poszczególnych urzadzeń podłączanych do komputera.
Pani wpisze w wyszukiwarkę: połączenie telefonu z komputerem Motorola
lub bezpośrednio sterownik i nazwę telefonu.
Powinno się wyjaśnić.
Tak, PMK jak zwykle poprawia precyzję wypowiedzi.
Pani Doroto tu rozmawiają o Pani problemie i podają sobie instrukcje, co kolejno zrobi:
http://forum.dobreprogramy.pl/sterownik-kabla-usb-motorola-t165318.html
Piotrze, ja szczeknąłem, bo liczyłem na to, że w nagrodę zostanę połaskotany po długich uszach. 😆
Tak, ale chyba nawet sterownik nie jest konieczny Łindoza powinna rozpoznać telefon i sama zainstalować sterownik.
W rodzinie są trzy różne fony i każdy bez problemu jest rozpoznany przez komputer (w trybie „transfer danych”).
Mam nie v3, tylko k1 jednak 😈
Nie wiem.
Z opisu wynika, że najpierw się włącza program Motorola, później podłącza kabel przy włączonym telefonie.
Trzeba próbować.
Bo rzeczy są proste, tylko trzeba wiedzieć jak. 🙁
Drapu drapu.
Drapu drapu, mrau hau, a ja tu wściku dostanę 👿
Nic mnie na telefonie nie pyta o tryb.
Dlaczego – nie wiem.
Nie wiem. Z opisów wynika, że zainstalowany przez Panią program jest dobry.
Może niech Pani spróbuje jeszcze podłączyć się kablem w inne wyjście USB w komputerze i przy otwartym wcześniej programie obsługującym.
Piszą ludzie, że on sam poprowadzi i wskaże co trzeba zrobić.
Każdy ma inaczej. Zaraz ze swoim się będę szarpać.
Łzy srogiego zawodu z ócz Zygfryda płyną
ciężko mu, bo się strasznie obżarł niedźwiedziną,
a reżyser, co skądś się zwiedział o tym fakcie,
nie pozwolił mu, wredny, śpiewać w żadnym akcie.
Gdyby bardziej ten Zygfryd zważał na jedzenie,
mógłby może na scenie pławić się w basenie,
albo przy jeszcze innym reżyserskim myku
Wotana do kaftana wsadzać w psychiatryku.
Lecz nic z tego, Zygfrydzie, zanadto się jadło,
co gorsza nie marchewkę, lecz niedźwiedzie sadło,
nie wyjdziesz więc na scenę, bo ważysz zbyt wiele,
a w basenie wytapla się jakiś chudzielec. 🙄
Lisek, możemy sobie razem Villazona nie lubić 🙂
Właśnie wraz z p.Lolową wróciliśmy z Berlina i w księgarni spotkaliśmy tę panią 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=abT5WOsykuk
😛
Nie mogę rozgryźć tego telefonu. Jest opcja: połączenia danych. Wchodzę na nią i wyświetla mi się (po załadowaniu) Przekaż: wył. Można przestawić na: Wszystkie połączenia albo na Jeżeli niedostępny, w każdym przypadku jak wchodzę, każe mi napisać, do kogo. Nic nie kapuję.
Uf, znalazłam w końcu transmisję danych. Zobaczymy, czy coś z tego wynika.
Nic. 👿
Nie umiem nic powiedzieć, bo nie mam doświadczeń z Motorolą.
Chyba musi Pani poprosić speca w firmie o pomoc.
Może odgrywać rolę, że kabelek zwykle był używany do aparatu foto?
Jeżeli pasują końcówki, to chyba nie powinno mieć znaczenia, chyba że producent foto coś utkał w kablu.
Co jest prawdopodobne, bo oni wszyscy powariowali ci producenci.
Ja mam dziesiątki kabli, bo do każdej biedroneczki inne pasują kropeczki.
Wyrzuciłam tony, a jeszcze mam pełne szuflady i bieżących z tuzin wiszących dookolnie. 😆
Mahler Chamber Orchestra z Maleną Ernman. Zestaw dziś sprawdzony – bardzo warto! No a jutro w Warszawie.
No i mamy wyjaśnienie chyba. Nie ten kabelek. Nic się nie pokazuje, bo nie widać nic na końcu kabelka. Zbieżność wtyczek jest przypadkowa.
Do czego by doszło, gdyby jeden kabelek pasował do różnych urządzeń o różnych nazwach (choć składanych u tego samego Chińczyka)? 😈
Kabelek ma być de-dy-ko-wa-ny!!! Ale nie w sensie, że z autografem prezesa.
To jednak kabelek ma znaczenie 🙁
I gdzie go teraz, u licha, szukać 👿
Beato, idę jutro na ten zestaw. A do Poznania przyjeżdżam na Szostakowicza we czwartek. Mogę kogoś zabrać 😉
Na Szostakowicza zabiorę się z największą chęcią – dzięki Kierowniczko 🙂
No to jesteśmy umówione – będziemy w kontakcie 🙂
Tak jest 🙂
Wczoraj mieliśmy tu Wrocławską Orkiestrę Barokową z Jedynką i Piątką Beethovena. Patrzyłam na orkiestrę rozbawiona, bo większość twarzy jest mi mniej lub bardziej znana (z różnych innych zespołów). Pomachałyśmy sobie m.in. z Agnieszką R., która siedziała obok Zbyszka P. 😉
Pierwszy polski Beethoven na instrumentach historycznych obiecujący, zagrany z entuzjazmem, chociaż jeszcze na etapie stawania się. Dużo ciekawych momentów i porywająca motoryka. Koncert udany, przyjęty b. ciepło, publika wychodziła z wypiekami na twarzach. Na balkonie nad sceną mała dziewczynka z zapałem „dyrygowała” Piątką 🙂
Nie wydaje mi się żeby był potrzebny dedykowany kabel, skoro pasuje zwykły kabel od aparatu. USB to jest jednak międzynarodowy standard. Jakby im zależało na zmuszeniu użytkownika do zakupu dedykowanego kabla to by raczej zrobili całkowicie inną wtyczkę od strony telefonu.
Pobutka.
Dzień dobry, a nie ma Pani przypadkiem włączonego bluetootha? Jeśli ta funkcja jest aktywowana, żadna transmisja danych nie działa. Najpierw trzeba go wyłączyć i spróbować przerzucić zdjęcia od nowa. Może zaskoczy 🙂
bluetooth na telefonie oczywiście
Lolo, te pania trudno przeoczyc 😀
Notaria – chapeau 🙂
Dzień dobry, w słoneczku i blond rozmarzeniu od PAK-a 🙂 Ładną mamy wiosnę tej jesieni 😉
Rafał – witam. Też liczyłam na to, że tak jest i tak powinno być. Ale co zrobić, jak nie działa i już. Marek D. – nie, nie mam włączonego bluetootha.
Poddaję się, ręce do góry…
Tę panią istotnie trudno przeoczyć, bo błyszczy z dala.
Szczerze mówiąc wolę tego Pana, mniej kremu kładzie.
http://www.youtube.com/watch?v=LvW8rrWyr54&feature=related
Czy mówimy o telefonie KRZR k1?
Kabelek do połączenia telefonu z komputerem powinien był być w pudełku z telefonem.
Nie pamiętam, żeby był. Ale to było parę lat temu. Poszukam jeszcze.
Co do pani Simone, wygląda na tym nagraniu jak przebrana. Ktoś jej źle doradził, albo może, co gorsza, nikt 😎
Kabelek w instrukcji wygląda na mini USB.
Na str. 28 angielskiej instrukcji stoi mniej więcej tak, jak mówiłem.
Connect your memory card to a computer
You can use a cable connection to access your phone’s memory card with a PC.
Note: When your phone is connected to a computer, you can only access the memory card through the computer.
On your phone:
Disconnect the cable from your phone, if it is connected, then press s>wSettings > Connection > USB Settings > Default Connection > Memory Card.
This directs the USB connection to your memory card.
Connect the cable to your phone and to an available USB port on your computer. Then follow these steps:
On your computer:
1 Open your “My Computer” window, where your phone’s memory card appears as a “Removable Disk” icon.
2 Click on the “Removable Disk” icon to access the files on your phone’s memory card.
3 To store the desired files onto the memory card, drag and drop them as
follows: audio files: > mobile > audio
screen savers: > mobile > picture
wallpapers: > mobile > picture
video clips: > mobile > video
4 When you finish, disconnect your phone by selecting the “Safely Remove
Hardware” icon in the system tray at the bottom of your computer screen. Then disconnect the “USB Mass Storage Device.”
A tu blyszczy glos (ten link Julii jeszcze tu nie byl chyba wrzucony) 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=FyYblfWW4gI&feature=related
(Czy to nie Villazon oklaskujacy ja na 4:18? 🙂 )
Oczywiście, że to Villazon, prosto od nowego fryzjera.
Nie wiem, kto jest „stylistą” pani Kermes, ale za każdym razem, kiedy na nią patrzę, przypomina mi się słynny przypadek Violetty Villas, która zapłaciła straszne pieniądze za „look” w Opolu, wyszła przebrana za tort śmietankowy na weselu w Teksasie, po czym podobno Irena Dziedzic przez całą noc ją szorowała i przebierała… Relata refero, nie było mnie przy tym (tzn. byłem, ale po drugiej stronie ekranu TV).
Niestety, Julia przepadła na konkursie im. Régine Crespin w Paryżu (szóste miejsce… ostatnie w finale), podobno ze względu na zły dobór repertuaru i kiepską formę ogólną. Wygrał kolejny bas koreański, drugie miejsce – kolejny rosyjski baryton… podobno bardzo dobrzy byli, ale nie słyszałem.
zdjęcia z Polieukta tu:
http://www.operakameralna.pl/index.php?polieukt_pl-501
To bardzo smutne o Julii, mam nadzieje ze jej nie zgniota 🙁
Moze Simone Kermes buntuje sie przed uplywem czasu… Nie kazdy potrafi zatriumfowac nad nim jak Edyta Gruberova zdejmujaca peruke.
Tu wygladala slicznie
http://www.youtube.com/watch?v=SIjgum9EdMc
..i brzmiala… 🙂
@ Gostek
No i o ten drobiazg chodziło. Ustawić komórę NIE na transmisję danych, tylko na kartę pamięci! Wtedy działa jak zwykłe urządzenie USB i żadne dodatkowe programy niepotrzebne.
Nie wiem tylko, dlaczego nie wszystkie zdjęcia mi wyświetliło, jakie mam w komórce, bo wiem, że jest ich tam więcej. Ale z Tuluzy wszystko weszło. Jakościowo nienadzwyczajne, ale jakiś tam obraz dają.
Ja na miejscu Julii, mając za sobą tak wspaniały debiut na świecie, występy np. na Festivalu w Salzburgu, nie zdecydowałbym się na konkurs.
Bo myślę, że nawet gdyby miała „the best” formę to na pewno w oczach jury by nie miała.
I faktem jest, że bez wygranej w tym konkursie… DA RADĘ 😀
Uff.
Niektóre zdjęcia mogą być zapisane w pamięci telefonu.
Trzeba je przenieść hurmem na kartę pamięci, a w aparacie zaznaczyć zapisywanie zdjęć tylko na karcie pamięci.
p.s. Motorola zawsze musi wszystko po swojemu. Gostkowa miała taką kilka lat temu i nijak nie szło nauczyć się co gdzie i jak w tym telefonie działało 👿
Też się zastanawiam, po co jej były te konkursy – nawet wygrane.
Zdjęcia Mlle Kermes bardzo ładne, trochę Photoshopu – i od razu mniam. No i Elvisa nie robi na nich, co też bardzo korzystne.
a… Simone zamówiła jakieś nuty u Dussmana 😀 ale nie dosłyszałem jakie. Żona kazała mi ją zaatakować i powiedzieć coś o sobie, ale nieposłuchany jestem, bo Simone to przecież nie
Renee… 🙂
No i chyba na tym zdjęciu jest o parę kilo młodsza… i ubrana zgodnie ze swoim typem urody, współcześnie i prosto. Stylizacje nie pasują.
Dussmanna za ostatnim berlińskim pobytem ominęłam szerokim łukiem 😈
czemuż to… bardzo fajna księgarnia 🙂 dużo można w niej zostawić, przyjeżdżając z Polski, gdzie mało nut jest, a księgarnie mają niekiedy problem ze sprowadzeniem wyciąg Mesjasza 😀
No i o to właśnie chodzi, że ona jest za fajna i że dużo można w niej zostawić 👿
Zapraszam do rozszerzonego albumu z Tuluzy. Oczywiście poprawka na szarą pogodę i jakość komórkowego aparaciku. No i na moją niewprawność na tym sprzęcie (paluszek się parę razy pokazał 😉 ).
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Tuluza#
i w Dussmanie, na nuty nie ma zniżki choć wydajesz całą pensję…
Ale na piórnik w kształcie klawiatury fortepianowej już tak…
Sprzedawca się nad nami zlitował i w prezencie dał nam torbę z tworzywa ekologicznego oraz zeszyt nutowy z utworem ” Tombeau Nr.5 dem Zyklus „Pli selon pli” autorstwa Pierra Boulezza 🙂
ps. bardzo ładne zdjęcia 🙂
Przy okazji instrukcji dla Kierownictwa i ja skorzystałam.
Zobaczyłam, że u mnie w nowym telefonie też jest przekierowanie usb na kartę pamięci lub pamięć wewnętrzną.
I komu to szkodziło, że coś się samo normalnie otwierało?
Program do obsługi samsunga instalował się prawie godzinę, później po kilku próbach połączenia stwierdził, że źle zainstalował sterownik i ponowna instalacja tegoż zajęła mu półtorej godziny. 😯
Nokaut!!!
To niech Kierownictwo daje te zdjecia. 😀
Przecież już są, nawet opisane 🙂
Przy okazji dodatkowych parę zdjęć do zeszłorocznego Heidelbergu: ten piękny most i dwa następne.
Chodzi o te zdjęcia, których nie było widać?
Instalowanie w komputerze aplikacji do fonów grozi śmiercią lub kalectwem. Są źle napisane, wolne, nieintuicyjne, a na dodatek tak naprawdę niepotrzebne.
Edycja kontaktów na komputerze za pomocą normalnej klawiatury może jest wygodna, ale ja sobie robię w fonie porządki podczas codziennego sardynkoningu do roboty i do domu (nie lubię czytać „na wisząco”).
ja mam nokie i jakos wszystko wychodzi bardziej intuicyjnie 😀
Ja też mam Nokię i dawno wyeksmitowałem oprogramowanie do niej na zbity pysk. Bez problemu podłączam się przez kabelek. Niejednokrotnie nawet korzystałem z karty pamięci jak z pen drive’a.
No i pięknie. Człowiek co dzień się czegoś uczy 😀
Zainstalowałam program, bo szukałam sterownika do telefonu Samsunga i wszędzie mówili, że jest w programie, a nie mogłam znaleźć samodzielnego.
Teraz chyba znalazłam, wiec tylko jeszcze nabędę odpowiednią kartę pamięci i wyrzucę potworka z komputera.
Przy okazji rozglądania się za kartą pamięci, stwierdziłam, że za kabel wart w sieci 19 PLNów, zapłaciłam 39 w Media Markt. Ha, ha, ha! 🙁
Sklep jest, niestety, dla idiotów.
Nokii używam tylko jako telefonu, albo ostatecznie – modemu, bo mój model (dałem się skusić na klawiaturkę wysuwaną…) ma oprogramowanie „plikowe” nie do zniesienia. Żeby sobie parę plików muzycznych wsadzić na przykład – trzeba się przedrzeć przez wąwozy przedpotopowych systemów, „playlisty”, czort wie nie co. Po co ma być prosto, jak może być na rękach tyłem do przodu. Zrobiłem jak Gostek…
Przestałem używać telefonu jako walkmana, bo ciche fragmenty czegokolwiek zagłusza hałas ulicy, a nie można słuchać w kółko Iron Maiden.
DOszedłem natomiast dość szybko, że grajka telefonowego można okiełznać jedynie poprzez odpowiednie przygotowanie tagów w plikach mp3 (tytuł albumu, nazwa artysty, nr kolejny pliku).
Najśmieszniej kiedyś mi wgrał komplet symfonii Beethovena jakoś tak quasi-alfabetycznie – najpierw była I część 1 do 9, potem II 1 do 9 itd.
Ja też używam telefonu tylko do kontaktowania się z ludziami i ew. z siecią.
Poprzednio miałam telefony Sony Ericsson i bez problemu mogłam sobie ładować pliki, które wykorzystywałam jako dzwonki, lub wytworzone obrazki z życzeniami i takież filmiki, które przesyłałam bliskim i znajomym.
I tylko do tego potrzebuję wejść do środka telefonu.
Ale zdjęcia telefoniczne wyszły Kierownictwu całkiem niezłe. Zważywszy, że nie ma się wpływu na proces decyzyjny. 🙂
Czytam:
„Ja też używam telefonu tylko do kontaktowania się z ludziami…” i myślę sobie:
„jak to? telefon do kontaktowania się z ludźmi? to takie niedorzeczne!”
Znam, znam, ten porządek sobie pracowicie porządkuję na wstępie… Ale ładuję do Cowona, którego komp identyfikuje po prostu jako dysk zewnętrzny i czółko.
Telefon (czy cokolwiek) jako walkman uliczny wymaga dwóch rzeczy: jednak przymkniętych słuchawek (ja mam leciutkie Denony, mniam), które też pozwalają słuchać na dobrym poziomie wśród sąsiadów, oraz… małego wzmacniacza słuchawkowego na bateryjki.
Można jeszcze sobie zainstalować aplikację do odstraszania komarów, na primjer. 😀
Nie moge niczego sluchac na ulicy, bo sie zasluchuje i wpadam na i pod rozne rzeczy. Komorki (prosta nokia) uzywam tylko do telefonow, z tym ze przypadkowo posiada swietne radyjko, pozwalajace wysluchac porannego koncertu podczas spaceru z psem na bezpiecznych trawnikach 🙂
Ja także należę do tych, co uważają że telefon używany w charakterze odtwarzacza to porażka. Sam mam kilkuletni najprostszy model “tylko do kontaktowania z ludziami” 😉 i zupełnie mnie nie ciągnie żeby stracić pieniądze na nowszy. Godne polecenia są za to przenośne odtwarzacze ale tylko takie, na których da się zainstalować oprogramowanie Rockbox w miejsce mniej lub bardziej nieużywalnego gniota napisanego przez producenta. Mając Rockboxa można m.in wgrać muzykę w formacie flac+cue, co sprawi że będziemy mieli ze sobą w podróży absolutnie wierne odwzorowanie naszych ulubionych płyt. To oczywiście nie jedyna zaleta. W niektórych modelach dojdzie np. możliwość korzystania z pojemniejszej niż przewidziana przez producenta karty i inne takie sympatyczne szczegóły.
ps. Mam nadzieję, że Pani Dorota nie obrazi się na mnie za taką „reklamę”. Pozwoliłem sobie na to dlatego, że Rockbox jest całkowicie „free” – i to w sensie o wiele szerszym, niż tylko darmowe korzystanie.
http://www.rockbox.org/
Grajek mojego dziecka (Pentagram Eon Cineo) odtwarza FLACzki i APE sam z siebie. Nie jestem pewien, czy odtworzy plik CUE, ale i tak twierdzę, że na ulicy (czy nawet w jakimś zacisznym miejscu) słuchanie muzyki w bezstratnym formacie na przenośnym odtwarzaczu to przerost formy i marnotrawienie pamięci. W zupełności powinny wystarczyć mp3 256kbs, a zapewne 192 też ujdą, bo przetworniki w tych sprzętach są takie jakie są.
Natomiast największą bolączką wielu urządzeń multimedialnych jest niemożność odtwarzania muzyki w trybie gapless, co w przypadku muzyki poważnej, koncertów itp. jest bardzo denerwujące.
Mozliwe ze Julia stawala do konkursu z powodu skladu jury (wygladajacej jakby jurorzy przyjechali na muzyczne zakupy):
http://www.concours-long-thibaud.org/fr-fr/le-concours-de-chant/jury-orchestre-chant.html
(wygladajacego… (myslalam o liscie))
Ale przenośny odtwarzacz można przecież użytkować nie tylko z miniaturowymi słuchaweczkami w czasie spaceru. Goszcząc np. w hotelu czy u przyjaciół można go podpiąć do jakiegoś poważnego sprzętu albo zabrać ze sobą studyjne, wokółuszne słuchawki. Przyznasz, że w takich warunkach to już ma sens.
Do tego korzystanie ze standardu flac+cue eliminuje w ogóle potrzebę korzystania z trybu gapless. To polega na tym, że cała zawartość oryginalnego CD jest zgrana do jednego ciągłego pliku flac a wszystkie informacje o trackach są zawarte w niewielkim dodatkowym pliku tekstowym z rozszerzeniem cue.
Podłączanie przenośnego odtwarzacza kabelkiem za 4 złote do sprzętu za kilka(naście) tysięcy też uważam za przerost formy 🙁
Produkcja stacji dokujących do ipodów itp. urządzeń w sprzęcie hi-fi jest nieporozumieniem.
Nieporozumienie? ale ile na tym zarabiają 🙂 teraz moda jest na wysyłanie WiFi z iPota na wzmacniacz, i trzeba Apple’owi za to zapłacić. He. Przy Apple Microsoft wygląda na poczciwego starego wujka.
Przepraszam, kabelki za parę do parunastu tysięcy (dolarów) też są! Tak więc można podłączyć takim za 1000 dolarów z miną, że to za 10000 dolarów.
Nie widziałem kabelków mini-jack – cinch za kilkanaście tysięcy czegokolwiek…
Gdyby chociaż taki grajek miał wyjście cinch, to możnaby się upierać. A wychodzić muzyką ze słuchawkowego na sprzęt… eeee.
Cóż ja się nie zaliczam do audiofilów, czyli wierzących w zjawiska paranormalne w sprzęcie audio… Za różnienie kabli w ślepym teście fundacja Randiego oferuje milion $. Gdy zobaczę Cię Gostku z owym milionem w ręku, wtedy obiecuję, że niczym niewierny Tomasz sam się na audio-voo-doo nawrócę. 😉
Mam, najdroższy rozgałęziacz na ebayu mini jack => RCA 85 dolarów. Do tego można już normalne kable podłączać 🙂 Mam szukać cen???
Proszę, ten sam ebay: 5999 dolarów. 30 stóp co prawdę, ale jak chcemy słuchać na patio muzyki nadawanej z salonu…
Droższe kable też są.
Kable kablami, ale źródło dźwięku (odtwarzacz CD a grajek) robi różnicę.
Ja zresztą nie jestem audiofilem ortodoksyjnym, zatwardziałym i absolutnym (chociażby dlatego, że nie mam na to kasy 😆 ), ale zapewniam Cię, że słyszę różnicę pomiędzy swoim nowym sprzętem, a poprzednim.
Efekt placebo 🙂 W tej zabawie trzeba mieć silne nerwy… Za marne kilkaset dolarów (a może i tysięcy) można kupić drewniane podstawki pod nóżki odtwarzacza CD, a dźwięk zmienia on na analogowy. Ja co prawda pod stół wpadłem ze śmiechu jak to czytałem, ale spotkałem już takich co w to wierzą.
Nie, nie, są granice, ale różnice pomiędzy samymi „klockami” bywają zasadnicze.
Biletow na Semkowa (21 i 23.11 – komplet symf. Brahmsa) są w kasach FN całe pliki. Pliki, bo to jest wedle FN-owskiej nomenklatury koncert obcego organizatora i wtedy to bilet się nie drukuje in statu nascendi, a już jest wydrukowany. Na takim samym kartoniku FN.
Wybór miejc jest iluzoryczny, bo Pani w kasie sprzedaje po kolei – jak leci. No i oczywiście tylko za gotówkę – żadne tam karty, czeki czy przelewy. Na 21ego bilety są w jednej torebce foliowej a na 23 w drugiej; w każdej pospinane spinaczami wedle kategorii cenowej. Zakup kilku sztuk zajął mi 15 minut. A nie wybrzydzałem.. Ale za to z okolic kasy naprzeciwko (gdzie posiaduje moja ulubiona i jak zwykle sfrustrowana kasjerka) słyszałem delikatne słowa krytyki, że swoim zachowaniem zniechęca do przychodzenia do FN.. A może za to jej płacą. W końcu po 110 latach mozna by już toto zamknąć i zrobić jakąś operetę z prawdziwego zdarzenia
lesiu, a idziesz dziś na Mahler Chamber Orchestra? 🙂
Pani w kasie zniechęca do przychodzenia na koncerty najleniwszej z obijających się. Nie dość, że nic nie robią, to jeszcze w cudzym mieszkaniu.
PKo, planowałem, ale muszę wracać do domu, by wypuścić pracującego rzemieślnika (i nakarmić koty). Wzamian mam na IIce (o 19tej) korsykańską Barbarę Furtunę, a nieco później na Mezzo powtórkę Madame Lescaut z Met (luty 2009)..
No trudno. Inną razą się spotkamy.
Ja w kasie FN mam zawsze do czynienia z panem. Jest bardzo sympatyczny.
Gostku, produkowana obecnie elektronika gra identycznie, bo idealnie. Wyprodukowanie układów wprowadzających zniekształcenia grubo poniżej poziomu ludzkiej percepcji to współcześnie banał nawet dla Chińczyków. Jedynie w sprawie urządzeń elektromechanicznych czyli mikrofonów i głośników konstruktorzy maja jeszcze sporo do zrobienia. Tu nawet w drogich produktach zniekształcenia są wciąż spore, co nie tylko słychać ale i widać na pomiarowych wykresach. Nasze zmysły są bardzo podatne na różne sugestie i złudzenia i to wychodzi dopiero w ślepych testach. Firmy-audionaciagacze na tym żerują. Kable w warunkach domowych przetestować bardzo łatwo. Z odtwarzaczami jest większy problem, bo najpierw trzeba im ustawić identyczny poziom głośności a bez specjalistycznego miernika niełatwo to zrobić. Miło mi słyszeć, że nie zdążyłeś jeszcze zostać audiofilem i wyrzucić w błoto swoich ciężko zapracowanych pieniędzy. Do wszystkich, którzy mają ochotę zostać audiofiliami apeluję, żeby przeczytali najpierw artykuły „Audiofil” i „Hi-end” na Wikipedii. Napisane bardzo rzetelnie w oparciu o naukowe źródła. Oprócz samych artykułów koniecznie zajrzyjcie też do dyskusji nad nimi, bo wiele daje do myslenia. Jest nadzieja, że zostaniecie uratowani!
Przed koncertem Mahler Chamber Orchestra zabawa z serii znajdź i opisz różnice 🙂
Obrazek 1
Obrazek 2
Sorry, Tadeuszu, może nie o tym samym mówimy, ale odkąd (parę lat temu już) dałem się nabrać i wywaliłem stary mebel, który się wlókł z mieszkania na mieszkanie, bo nie wierzyłem (dykta na kółkach, tfu tfu), a postawiłem solidne, ciężkie bydlę szklano-metalowe (nawet nie to z najgórniejszej półki), to nie tylko mogłem… grać głośniej (bo mi od trzęsiączki płyty nie przeskakiwały, kompakty, a jakże), ale dźwięk się poprawił imponująco. I to nie był efekt placebo, no taka głucha to ja już nie jestem, może głucha, ale taka to już nie… Żona też uszy wybałuszyła.
No i dodam jeszcze, że za Cowona pewien pokrewny świrus niedawno mnie z klęczek w pierścień całował… (kuku, jesteś tam?).
Jednak dobrze,że konsekwentnie i staromodnie używam swojej wysłużonej nokii tylko do kontaktu z ludziami,bo takie stresy to już nie dla mnie 🙂 Chociaż ostatnio też udało mi się,jak Pani Kierowniczce,zabrać w drogę nienaładowany aparat fotograficzny (okrzyk Sch…K…H… był wtedy jak najbardziej na miejscu 😉 ) I wtedy lepszy aparat w telefonie byłby jak znalazł.
A trochę off topic – ten długouchy jednak za mną chodzi od rana 😉
Co to może oznaczać ?
http://www.youtube.com/watch?v=C2VMqQ6XnmI&feature=related
PKo,
Inną razą (i nie będzie to Hidemi Suzuki, bo jestem wtedy nieobecny, zatęskniłem za Romą – dokładniej za Vecchia Roma niedaleko teatru Marcellusa) ale coś mi się wydaje, że 18-tego jest następny z koncertów Mazovia goes Barock.
A zawsze z wielką przyjemnością!
—
Pan z kasy FN jest – w odróżnieniu od omawianego egzemplarza – bardzo przyjazny, ale dzisiaj miał tacet..
—
Wróciłem do chałupy ale ciężko pracujący rzemieślnik sam się wypuścił już..
Doceniam, kiedy rozmaite instytucje, kiedy się z nimi kontaktuję wykazują dbałość o psyche swego (obecnego, niedoszłego lub utraconego) klienta np. tymi słowy: Informujemy, że rozmowy mogą być (są) kontrolowane. Jeśli nie wyrażasz zgody (na nasz dyktat) prosimy przerwać połączenie (spadaj ..)
Aczkolwiek nic chyba nie przebije ogłoszenia w sopockim Grandzie, kiedy tam pomieszkiwałem przez dni 3, przez te trzy dni wiszącego na sznurku na klamce do windy : „W trosce o najwyższą jakość usług informujemy, że winda jest nieczynna”
Ale najbardziej chyba powszechnym jest : Zmieniamy się dla Ciebie !
(cokolwiek by to nie oznaczało).
I takież hasełko powinna sobie przypiąć nasza ukochana FN (jakbym to wykrakał przed dwoma niespełna godzinami). Otóż wychodząc z kasowego przed-foyer pozwoliłem sobie pobrać program na m-c listopad / grudzień gdzie na ostatnich stronach czytam :
Sala Koncertowa FN / Klasyka operetki z MTM (to znowu pan Izban? nie został senatorem?) w wersjach koncertowo-scenicznych. Strauss, Kalman, Lehar a nawet – ambitnie – Szymanowski (Loteria na mężów).
O Semkowie natomiast – ani słowa.
Św. Antoni (Padewski) miej nas w swojej opiece, bo ten inny – nie chce
Nie, Piotrze, nie o tym samym mówimy 🙂 Ja mówię o okrągłych małych podkładkach pod nóżki, takich krążkach z drewna. Natomiast Twój odtwarzacz wreszcie nie ma drgań i to mu zrobiło dobrze. Też mam taki problem, mój sprzęt stoi na szafce od Ikei, bo szybko szybko, ale traf chce, że idealnie pasuje. Jak się mocniej stąpnie w pobliżu, odtwarzacz „przeskakuje”. I zbieram się do kupienia jakiegoś szafkowego monstrum 70 kg, ale ciągle wymiary nie te…
Nie do końca się zgodzę z tym, że cały sprzęt gra tak samo. Woodoo nie gra (w głowie tylko), ale o ile do stopnia cyfrowego wszystko gra tak samo, to już przetworzenie w sygnał analogowy wprowadza zmiany.
A że będą wyciągać pieniądze od naiwnych… takie życie.
Tadeuszu, w przypadku gdy sygnał cyfrowy jest samplowany z częstotliwością 44,1 kHz (np. płyty Audio-CD) lub większą, przetworzenie na postać analogową nie spowoduje absolutnie żadnych zmian w stosunku do oryginału. Zobacz twierdzenie Kotielnikowa-Shannona. Z prawami fizyki się nie dyskutuje.
Czyli się zgadzamy, OK. Krążków nigdy nie próbowałem – czy podkładać je należy przy pełni księżyca spluwając trzy razy przez lewe ramię? Podobnie jak łóżko ustawiać trzeba wedle pewnej osi, i w ogóle sprawdzać feng-shui, czy jak tam to się nazywa?
Ew-Ko, mnie w tym wszystkim uderza jedno: ile było w tamtych czasach kartoonów z odniesieniem do muzyki „poważnej”. Co oznacza, że 1. autorzy ją znali i lubili, 2. wiedzieli, że publiczność się w tym połapie.
Dzisiaj w nowej wersji Tintina wypichconej przez Spielberga (podobno straszna chała, ale ja się na Tintinie nie znam) muzyka (kawałki operowe) potraktowana jest jak dopust Boży, od którego bohaterowie mają nudności… No i nie od dzisiaj wiadomo, że jak słychać poważkę, to na ekranie pojawia się szwarccharakter, najchętniej wampir albo serial-killer.
To my.
Dziękuję, to ciekawe. Poduczyłem się nawet troszeczkę 🙂 aczkolwiek polska wikipedia opisuje dość mętnie, natomiast angielska co następuje:
The theorem assumes an idealization of any real-world situation, as it only applies to signals that are sampled for infinite time; any time-limited x(t) cannot be perfectly bandlimited. Perfect reconstruction is mathematically possible for the idealized model but only an approximation for real-world signals and sampling techniques, albeit in practice often a very good one.
Co by jednak sugerowało, że niezupełnie ta rekonstrukcja sygnały analogowego odpowiada oryginalnemu sygnałowi.
Zgoda, ucho ludzkie słyszy do 20000 Hz, ale co ze składowymi harmonicznymi? (Oj, czuję się nieswojo, bo bardzo wychodzę poza swoje kompetencje…).
Oj tak, ja myślę, że dobrze jeszcze rozcisnąć czosnek na płycie zanim się ją zacznie puszczać. Zaraz będzie lepiej. Fuj-szuj to moja ulubiona dziedzina 👿
Tintin sympatyczny komiks, na Spilberga się nie wybieram. Widziałem amerykańską wersję „Jak zabić starszą panią”, oryginał, rewelacyjny z Alekiem Guinessem z brytyjskiego Ealing Studio. Takiego nagromadznia skatologicznego paskudztwa to dawno nie widziałem.
Spielberga. Dobrze mi idzie…
No właśnie okolice 20 k to są już tylko harmoniczne. Tutaj możesz zobaczyć orientacyjne skale instrumentów muzycznych i głosów: http://pl.wikipedia.org/wiki/Skale_instrument%C3%B3w_muzycznych
😯 Macham białą flagą. A właściwie całym stadkiem. Ja serdecznie proszę o wydanie mi jednoznacznego polecenia bez uzasadniania: mam wyrzucić swoją skromną Yamahę 596, czy też od biedy można na niej słuchać muzyki? I nie wiem, jakie mam do niej kabelki, ale bardzo kolorowe i takie, jakie mi koledzy kazali kupić. Bez wyjaśniania. Melduję, że mnie też telefon służy do komunikowania się z bliźnimi (zdjęcia ukomputerowić? 😯 szacun dla PK!), choć niedawno się złamałam i sfilmowałam nim (!) jak jacyś panowie rozrzucają piach na scenie Teatru Wielkiego przed Świętem Wiosny. I też lubię kupować bilety u pana kasjera z FN. Ciekawe, jakiej muzyki on słucha. Następnym razem zapytam. A sopocki Grand troszczy się o swych gości w olśniewająco oryginalnym stylu. Jestem pod wrażeniem. 😉
Rafale drogi, to jest wszystko prowda, świnto zresztą, ale polegniesz w dyskusji z każdym audiofilem, bo oni znają inną fizykę. Najbardziej tacy, którzy nie odróżnią oboju od klarnetu, jeśli na płycie nie będzie wyraźnie napisane. Prędzej świadka Jehowy nawrócisz na szamanizm. 🙄
@ ew_ka 17:50
Ten długouchy, zwłaszcza dokładnie w tym dziełku, jest jedną z najulubieńszych postaci filmowych w naszej rodzinie 😆
Wróciłam z koncertu – piękny, bazylika może zaświadczyć 🙂 Zasługuje na osobny wpis, który zatem wykonam.
Oj tak, oj tak.
A w Poznaniu dziś Il Tempio Armonico pięknie i mądrze zagrało Vivaldiego. Na żywo nie słyszałam lepszego, nawet w Krakowie – skrzypek to barwnie mówił skrzypcami do publiczności, wychodząc do niej na brzeg sceny, to dialogował z członkami zespołu. Miłosna rozmowa o porach roku. Aż mi było szkoda, że te pory są tylko cztery, przydałoby się kilka więcej. Publiczność oszalała ze szczęścia. A na bis prawdziwe Adagio Albinioniego. Jak dotąd najgoręcej przyjęty koncert Poznań Baroque.
O jedno „i” za dużo: Albinoniego oczywiście.
Ależ ślicznie była wystawiona ta Manon! Najlepszy dowód, że słucha się nie tylko uszami ale i oczami. 🙂
Wielki Wodzu, ja się nie łudzę, że przekonam jakiegoś nawiedzonego wyznawcę. Chodzi mi jedynie o to, żeby normalni melomani, którzy pragną po prostu słuchać muzyki w możliwie najlepszej jakości nie dali się nacinać na durne porady handlarzy, bo takiej „wiedzy” jest pełno w internecie.
Jest jakieś szczególnie prawdziwe adagio Albinoniego? 😯
To, które się za takowe podaje, nie jest Albinoniego 😆
Przypuszczam, że zagrali część Adagio z któregoś z jego utworów, co do których nie ma wątpliwości, że to on je popełnił po prostu 😉
No dobra, to każdy wie, ale grali jakieś prawdziwe? Czy to co zawsze? Bo tego nikt porządny przecież nie gra. To już nie wiem. 😕
Jak w Ameryce, zanim napisałem pytanie, już miałem odpowiedź. 😎
Toż piszę od początku, że prawdziwe (czyli nie to co zawsze).
Tylko chyba się założę, że nic co Albinoni napisał nie miało adagio w nazwie.
Co nie wyklucza oczywiście, że było adagiowate pod każdym względem. 🙂
😆
Już jest nowy wpis.
Pani Doroto, Bardzo dziękuję za drobiazgową i arcyciekawą recenzję Polieukta. Miło było widzieć Panią w Capitole po spektaklu 🙂
Pozdrawiam,
Piotr (z zespołu WOK)
Witam, Panie Piotrze, miło tu Pana widzieć 🙂 Fajnie, że ktoś czytuje wpisy jeszcze po kilku miesiącach 😉