To nie tak, Panie Ministrze
Patrząc z zewnątrz można odnieść wrażenie, że wokół NIFC zapadła złowroga cisza, a minister oddając pole wciąż obecnemu na stanowisku p.o. dyrektora Monkiewiczowi staje po jego stronie. Dzwoniłam dziś do ministerstwa, żeby oficjalnie dowiedzieć się czegoś więcej, ale pan rzecznik będzie dopiero po świętach.
Dochodzą mnie jednak słuchy, że w ministerstwie trwa praca myślowa w kierunku wyjścia z sytuacji. Prowadzone są konsultacje z różnymi osobami, poszukiwany jest kandydat na dyrektora, jeśli się znajdzie, być może zostanie powołany bez konkursu (powtarzam: to na razie spekulacje, czegoś konkretnego spróbuję się dowiedzieć zaraz po Nowym Roku), a minister położy krzyżyk na „obu stronach konfliktu”.
I teraz pytanie: czy to rzeczywiście był konflikt, który miał dwie strony? Czy naprawdę po jednej stronie stał Monkiewicz, który „chciał dobrze”, a po drugiej stronie – krnąbrny Leszczyński, który wyobrażał sobie bógwico i jak dziecko cisnął dymisją, żeby wymusić działanie na ministrze, a nikt wymuszania nie lubi (że powiedział zupełnie coś innego: że czyni to z determinacji spowodowanej biernością ministra – a kto by się tym przejmował)? Leszczyńskiego nie lubią też różni pianiści, których nie zaprosił na swój festiwal, a jeszcze na dodatek po jego stronie stanęła ta Szwarcman – no, nie można przecież przyznać jej racji, jak to wygląda. Obie strony więc – na śmietnik historii.
A to w ogóle nie tak i nie o to przecież chodzi, Panie Ministrze. To nie był konflikt jeden na jeden. To był, mówiąc najłagodniej, konflikt człowieka z ulicy z parudziesięcioosobową grupą znakomitych fachowców, którzy zostali skazani na rok koszmaru – za co? Za sukces Roku Chopinowskiego, który nie miał prawa się udać, a udał się wyłącznie dzięki tej w gruncie rzeczy garstce zapaleńców?
Przez rok trwało dzieło zniszczenia, które dopełniło się w ostatnich miesiącach. Bytność Monkiewicza w NIFC wciąż generuje straty. Ostatnio po raz pierwszy w historii instytutu trzeba było zwrócić przyznane dotacje, ponieważ Monkiewicz zablokował ich realizację. Przykładowo: na książkę z zeszłorocznego Kongresu Chopinowskiego nie tylko ja czekałam z niecierpliwością, bo był pasjonujący i tak bogaty, że nie dało rady śledzić wszystkich wątków (działy się równolegle, w różnych salach). Książka byłaby jednym z pomników Roku Chopinowskiego. Nie będzie jej, więc ponad 30 tys. trzeba oddać do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a to nie jedyny grant, który się zmarnuje. Z powodu kaprysu pana M.
O jego niekompetencji i niezdolności do współpracy zarówno pracownicy, jak i czołowe postacie polskiej chopinologii, powtarzały Panu przez wiele miesięcy – cisza. I tylko prośby z Pana strony: nie rozgłaszać. Pewnie, że trudno przyznać, że podjęło się niefortunną decyzję. Ale czy naprawdę skargi zdesperowanych ludzi, którzy nie byli w stanie wykonywać swojej pracy, bo im to totalnie blokowano, musiały przez tyle czasu iść w powietrze? Sam Pan powiedział w rozmowie ze mną, że wiedział Pan o tym, że aż cztery najważniejsze osoby w NIFC (poza Monkiewiczem oczywiście) groziły dymisją (a dwie w końcu to uczyniły, bo zostały doprowadzone do ostateczności) – i to nie był żaden argument? A przecież i wcześniej, i później zostały zmuszone lub są zmuszane do odejścia jeszcze inne osoby, które teraz procesują się z Monkiewiczem, o czym Pan być może nawet nie wie. Procesują się z nim, ale to NIFC zapłaci – kolejna strata dla instytucji wygenerowana przez tego pana.
Leszczyński, owszem, był bardzo istotnym elementem tej układanki jako ktoś, kto stworzył od zera jeden z najlepszych festiwali w Polsce i fantastyczne, nowatorskie serie fonograficzne, a także stał za unowocześnieniem Konkursu Chopinowskiego, czym Pan się teraz nie bez racji chwali. Trudno wyobrazić sobie NIFC bez niego – tyle ważnych i pięknych spraw się zmarnuje, już się marnuje. Ale przecież równie ważne były wydawnictwa książkowe, bardziej poważne i naukowe, ale też popularyzatorskie i dziecięce (niech Pan nie wierzy w to, co Monkiewicz wygaduje o magazynach), w połączeniu z pięknymi pomysłami na działalność edukacyjną. Dzień Dziecka w Żelazowej Woli, Mikołajki w Muzeum Chopina… był też projekt współpracy z Pana najnowszym ukochanym dzieckiem – Muzykoteką (stąd obecność Artura Szklenera na konferencji w tej sprawie; ironia losu sprawiła, że Monkiewicz tego samego popołudnia wymusił na nim złożenie dymisji). No i powstałe również od zera pierwsze profesjonalne Muzeum Chopina z Alicją Knast na czele. Praca wszystkich działów opierała się często na wzajemnych powiązaniach, tworząc spójną, rozwojową koncepcję. Zespół, w większości młody, czuł sprawę, czuł Chopina, ale i nowe media, i młodzież, i dzieci, i rajcowało go to. Czuł się dumny, że pracuje w NIFC, i uważał, że to miejsce wymaga najwyższej jakości.
I o to chodzi, nie tylko przecież mnie i jakiejś mitycznej „grupie interesów” (co to jest za paranoja wśród polityków, że z osobami kompetentnymi trzeba walczyć, bo to są grupy interesów – toć to rewolucja kulturalna w Chinach, a nie racjonalne myślenie!). O to, że bardzo łatwo jest coś dobrego zburzyć, lecz o wiele trudniej na gruzach zbudować coś, co będzie równie dobre i spójne plus będzie miało to coś nieuchwytnego – pozytywną energię, dzięki której nawet w tej desperacji ostatniego roku, mimo rzucania kłód pod nogi, udało się temu zespołowi zrobić parę wspaniałych rzeczy. Co z tym potencjałem – tak po prostu na śmietnik?
To dopiero byłoby marnotrawstwo. Czy nas naprawdę na nie stać?
Komentarze
Zastanawiające. Zanim doczytałem dalej, ubodły mnie „obie strony konfliktu”. Jedna strona – pan Monkiewicz, druga – środowisko muzyczne ze szczególnym uwzględnieniem chopinologów i pianistów uznanych w świecie. Na nich krzyżyk? Niech pan Minister jutro o północy dojrzy ich twarze na dnie kieliszka szampańskiego.
Jeżeli panem Ministrem kieruje dobra wola, nie staje rozeznania. To jest to, o czym pisałem. Politycy nie wiedzą, kto powinien im doradzać. Przecież w tej sprawie na pewno ktoś doradza. Może łatwiej byłobu to wszystko rozgryżć, gdyby było wiadomo – kto. Jedno nazwisko padło na dywanie, ale trudno uwierzyć, że z osobą tak uwikłaną może Minister nadal się liczy.
errata: „liczyć”
Sądząc po podpisach pod petycją, po stronie zespołu, a przeciw Monkiewiczowi, stanęła nie tylko „ta Szwarcman”. 😉
Minister wydaje się nie zauważać pewnego istotnego (dla niego samego) aspektu sprawy: dla niektórych osób czy środowisk chodzi w tym wszystkim już nie tylko o NIFC. To jest pewnego rodzaju test na dobrą wolę i wiarygodność obecnej władzy. Na jej szacunek wobec wyborców i interesu społecznego. Jeżeli BZ tego testu nie zda, jeżeli pokaże, że jakieś niejasne powiązania i zależności są dla niego od interesu społecznego i od kultury ważniejsze, zaszkodzi również politycznie sobie i swojemu ugrupowaniu. Ja bym się na jego miejscu zastanowił, czy naprawdę warta skórka wyprawki. 🙄
Bobiku, za bardzo wierzysz w kompetencję ministrów. Wiekszość z nich to ludzie porządni i rozumni. Ale na ogół słabo się znają na merytorycznej stronie swojego resortu. Dobrze zna się trzech, może czterech. Z konieczności opierają się na opiniach „profesjonalistów”. Tutaj wybór jest z zasady mało trafny. Oczywiście w sytuacji, gdy sprawy zaszły tak daleko jak w NIFC, nic już ministra nie może tłumaczyć. Własny rozum powinien mu podpowiedzieć, że doradcy wpuszczają go w maliny. Możliwym wytłumaczeniem jest jeszcze zła wola ministra, ale w to powątpiewam.
Stanisłaie, ja nie mam przesadnej wiary w kompetencje ministrów. Ja raczej zacząem się zastanawiać nad ich instynktem samozachowawczym. 😉
Ja tylko na marginesie dyskusji chciałbym przypomnieć pewnego ministra środowiska, który wsławił się tym, ze podpisał rozporządzenie o odstrzale łosi.
Ministra instynkt samozachowawczy polega chyba na tym, że go partia nie opuści??
Niewątpliwie powinny być jakoś wbudowane w decyzje ministerialne szersze konsultacje.
Musiałam wyjść, ale już jestem.
Sprecyzowano mi właśnie, że co do księgi pokongresowej, to jeśli sprawy w NIFC wyjdą na prostą, może uda się ją wydać w przyszłym roku, ale na razie dotację faktycznie trzeba zwrócić. A przyczyn, że stało się tak, jak się stało, jest kilka, jedną z nich jest fakt, że dział wydawniczy jak na to, jakie ma zadania, jest po prostu za mały. Pracowników merytorycznych jest w ogóle w NIFC za mało. Monkiewicz nie pozwolił ani na zatrudnienie dodatkowej osoby (żeby zdążyć z książką do końca roku; pieniądze jak zwykle przyszły dość późno), ani na zlecenie dla kogoś z pracowników po godzinach. (Kwestia tych zleceń po godzinach zablokowała całkowicie np. dalsze wydania faksymilowe rękopisów Chopina. Może teraz paradoksalnie, gdy Marita Alban-Juarez jest na wypowiedzeniu, ma szansę wyjść Bolero, do którego napisała komentarz 😈 ) Administracja za to kwitnie.
Jednym z paradoksów jest, że minister uważa (i realizację tego poglądu prawdopodobnie zlecił Monkiewiczowi), że w NIFC pracuje za dużo ludzi, bo minął już Rok Chopinowski i trzeba dostosować zatrudnienie do potrzeb. Prawda jest taka, że – jak już wspomniałam we wpisie – Rok Chopinowski robiła garstka ludzi, przejmując nawzajem swoje funkcje – np. ludzie z działu wydawniczego pomagali przy przedsięwzięciach koncertowych. To w ogóle wydaje się niewiarygodne, że ci ludzie zrobili to, co zrobili. Teraz ci z wydawnictw wrócili do swojej roboty, ale w obu działach jest za mało ludzi. W koncertowo-fonograficznym oszczędność była totalna, ale i tak Monkiewicz z czystej złośliwości, jak już wspominałam, nie przedłużył umowy asystentce Leszczyńskiego, która załatwiała całą korespondencję z artystami i menedżerami i miała wszystko w małym palcu – to była jedna z tych kropli, które w przypadku SL przepełniły kielich. Kiedy powiedział o tym ministrowi, usłyszał: „to pana problem” 👿
Dodam jeszcze gwoli ścisłości – do słów Stanisława – że środowisko muzyczne nie składa się tylko z chopinologów, a z tego, co słyszałam, minister zasięgając języka wyszedł za ten krąg, pozostając nadal w środowisku muzycznym. Pyta ludzi, którzy mają inne zainteresowania – to może czasem dać ciekawy efekt, bo patrząc z zewnątrz, ale trochę się znając na sprawie, można mieć interesujące spostrzeżenia. Ale też mogą one być mylące. O konsultacjach „pozamuzycznych” nie wiem nic.
To jest w ogóle nierzadkie, że kiedy garstka entuzjastów spręży się i dokona czegoś niemożliwego, władza nawet jest czasem skłonna dać im forsę na dalszą działalność, pod warunkiem, że ona dalej będzie w tym samym tempie i na tym samym poziomie. A tak się po prostu nie da. Można organizm zmusić do pracowania na najwyższych obrotach przez jakiś czas, w wyjątkowej sytuacji, ale wcześniej czy później biologia stawia warunek: albo zwolnisz, albo szpital bądź cmentarz. To też jest kwestia instynktu samozachowawczego. 😉
Wydaje się, że każdy powinien to rozumieć, ale władza to najwyraźniej nie jest każdy. 🙄
Rok Chopinowski to był prawdziwy hardkor. Sam festiwal trwał miesiąc, koncertów urodzinowych była cała seria, no i konkurs. Nie mówiąc o przeprowadzce i oddaniu do użytku Muzeum Chopina i Żelazowej Woli. Jak oni dali radę, nie mam pojęcia.
Specjalnie napisałam (po raz kolejny przecież) o tych rzekomych „dwóch stronach” konfliktu, bo wciąż słyszę, że wszystko jest sprowadzane do przeciwstawienia Monkiewicz-Leszczyński, a to jest fałsz. Być może stało się tak z powodu petycji, która powstała spontanicznie po dymisji Leszczyńskiego.
Jest jeszcze możliwość taka, że Rok Szopenowski miał być sukcesem polskim i politycznym PO. Poszło świetnie, cel osiągnięty. Od tego momentu Instytut przestaje być potrzebny. Apogeum za nami, już więcej z tego nie wyciągniemy, można powoli likwidować. Chór PR zaśpiewał na Prezydencji i można go zlikwidować. Tu widać pewną logikę.
Ojej, strasznie i smutnie się zrobiło, jak na pogrzebie. Czy nikt i nic nas nie pocieszy? 🙁
Może po Nowym Roku…
Pocieszających wieści mnóstwo. Np. łuski opadły z oczu i bardzo zdecydowanie przekonałem się do Brahmsa! 🙂
Doczytałem. Głos Stanisława brzmi najbardziej realistycznie…
Czym od razu się do Bobika pije: to jest instynkt polityczny, robić dla wskaźników, dla pijaru, nie za dużo, bo niekompetencja wyjdzie. Tak to rozumiem, zgodnie z cynicznością natury.
O, brawo, Tadeuszu, Brahms rzondzi. Choć i o Strawińskim nie należy zapominać 😉
Aha, jest jedna pocieszająca wiadomość. Jeden z pracowników Muzeum Chopina, który miał odejść razem z panią Knast do MHŻP, zgodził się na pozostanie i ratowanie muzeum. Nie znam człowieka, ale ponoć sensowny. Tylko niech już będzie też sensowny dyrektor!
Tadeuszu, my sobie ze Stanisławem dzielimy zadania. On pisze jak jest, a ja jak powinno być. 😆
Hej, Pieseczku, znowu przekroczyłeś u siebie limit? 🙄
No, znowu. 🙁 Napisałem już do Pana Kudłacza, ale kto wie, kiedy on zerknie do poczty.
Wezmę już od nowego roku większy pakiet, bo widzę, że jednak go na stałe potrzebuję.
Czy my się nie powinniśmy zrzucać do koszyczka na Koszyczek?
To nie Bobik przekroczył limit tylko my.
Co można zrobić, żeby to się tak często nie zdarzało?
„Za niezasłużone pomyje wylewane na prezesa Kurtykę w czasie trwania jego kadencji przeprosił w swoim wystąpieniu minister Zdrojewski…”
Blog – hrabia Pim de Pim
Teraz też będzie „pięknie żałował”, podkreślał zasługi Leszczyńskiego w licznych oficjalnych wystąpieniach ale… kto podniesie rękę na linię polityki kulturalnej Ministerstwa;-) to „Za niezasłużone pomyje wylewane na……”
Panie Stanisławie, może na koniec roku odrobina Herberta, z Pana Cogito oczywiście, „Bądź wierny Idź”
Pani Doroto, dziękuję za Pani dociekliwość, determinację i…odwagę:-)
Jak będę mieć większy pakiet, to się nie będzie zdarzać w ogóle. 🙂
No, sorry, powinienem był już w poprzednim miesiącu podwyższyć limit, ale mi się wydawało, że to tylko wyjątkowo tyle ruchu było.
Najgorsze, że musiałem przerwać serię szczepień. 🙄
Może tutaj bym się zaszczepił jakimś toaścikiem? 😈
Ja już na jedną nóżkę, Brahmsa, chlapłem, na drugą, Strawińskiego, płem, a między nóżkami, jak nasz prezydent mawiał…. mam czeci kieliżek…
A między nóżkami i kieliszkami… ja bym się zrzucił na bobikowe konto, coby nie cierpiał za nas. A my z nim. Ino jak???
No to zdrówko grudniowych, styczniowych, lutowych, marcowych, kwietniowych, majowych, czerwcowych, lipcowych, sierpniowych, wrześniowych, październikowych, listopadowych… 😉 😆
Czeci – to tak po krakowsku jakoś 😆
Krakowskim targiem było… bo jak już wszystkie 25 miesięcy opiłem za wszystkie panie, pany i piesy, to miałem trudności w napisaniu: dżeci… drzeci… tszeci… eee. Czeci. Czeci nóżka leci.
Ja już też pomału padam z tego pijaństwa 😉 Zresztą, jak dziś rano słusznie nadmieniła Aga, przed sylwestrem trzeba się wyspać. Trzeba… czeba… już nie wiem 😆
profondo – witam. Może ja tą determinacją bardziej szkodzę niż pomagam sprawie – tego się obawiam. Ale może nie będzie tak źle, i tego nam wszystkim życzę 🙂 Panu Ministrowi też, a co.
Ja bym upraszała Bobika, żeby się nie unosił tym tamtym, tylko przemyślał sprawę, jak by to załatwić.
Jak blog się przywróci, to powrócimy do tematu. 🙂
Aż bęcłem na kolana, aby upraszać.
Dajcie już spokój z tym zrzucaniem. Ja chcem być samorządny i niezależny. 😎
A z nóżkami to ja mam najlepiej. Teraz mogę na czwartą (trzwartą?) nóżkę, a potem dalej – między pierwszą a drugą, między drugę a trzecią, między trzecią a czwartą, między czwartą a pierwszą… 😈
Ech, ja mam dwie psy, to razem mamy… eeee…. 11 nóg??? Zaraz, jak na humanistyczne rachunki to jednak mało wypiłem… 11,5 ??
Bobiku, to jest bardzo ego-tego uczucie. Daj nam zrobić sobie dobrze i rzucić? Będziesz samoleżny, samorządny i samofinansujący się!
Ty, Bobiczku, nie bądź taka „Solidarność”, bo i ona ani taka naprawdę nie była, ani tym bardziej dziś nie jest 😛
Jedenaście nogów to jest suma chyba
kończyn obu piesów, człeka oraz grzyba,
a grzyb w tym układzie to temat niewąski,
bo jak na te nóżki żłopać bez zakąski? 😉
Ech, drogi Bobiku, opanuj się, chłopie,
grzyb się wszak nie liczy, bowiem sam nie żłopie 😉
Kierowniczko, przecie ja w imię tej samorządności i niezależności właśnie od solidarności się odżegnuję. 😈
Pani Doroto, no na pewno będzie to Pani wszystko „życzliwie” zapamiętane na Krakowskim:-) Ja jednak nie mam wątpliwości, że SPRAWA warta jest tej determinacji. A w ramach życzeń, że nie będzie tak źle to może Trzej Królowie jakoś oświecą ministra w Nowym Roku?;-)
@profondo
No, nie wiem. Jeden z mędrców miał kadzidło. 🙁
A drugi złe to. 🙁
Szud old ekłeintens bi forgot end newer got to maind? Szud old ekłeintens bi forgot end dejs of old lang zajn…
Reśte dośpiewo za mnie poni Julie Andrews. I Poni Dorotecce, i syćkim jej muzykantom – Scynścliwego Nowego Rocku!!! 😀
Ty, Bobiku, jednak się unosisz.
W sieci jest normalną rzeczą, że przy dużym ruchu opłaty bardzo rosną i bywalcy zrzucają się na obcego gościa, bo im miejsce lub tematyka pasuje.
Znam mnóstwo przykładów, więc chyba tym bardziej wśród przyjaciół sprawa powinna być oczywista.
Opłaty za przelewy są nieduże (do Googla w USA za 6$ zapłaciłam 1,60 PLN)
Można od razu przekazać/ywać na konto usługodawcy.
Jacyś durnie co i raz strzelają, co po dłuższych minutach ciszy o zawał może przyprawić.
Owczarku, kocham Cię! 😀
Buuuu… 😥 Tą pieśnią Owcarek mi boleśnie uświadomił, że tegorocznego sylwestra nie spędzę w pubie Rose and Crown z Panią Kierowniczką i Kotem Mordechajem. 😥
Wskutek tego przeżycia życzę wszystkim nie tylko najlepszego Nowego Roku, ale jeszcze z niebolesną końcówką. 🙂
Mtsiódemeczko, może zostawmy ten temat do zmartwychwstania mojego blogu, bo jakoś mi nieswojo, że u Kierowniczki to dyskutujemy. 😉
Zdrowie bezdomnego Bobika i reszty kolejki w punkcie szczepień! Proponuję wypić za szczęśliwe otrzeźwienie przy Krakowskim.
Wypicie za otrzeźwienie to jest myśl absolutnie genialna. 😆
Żeby tego toastu nie spełnić trzeba by chyba mieć chirurgicznie amputowane poczucie humoru. 😈
EMTeSiódemecko, nawzajem 😀
Bobicku, nie mogąc wkleić swoik noworocnyk zyceń na Twój blog, pozwole se zostawić u Poni Dorotecki to, co fciołek wpisać u Ciebie (pocątek ocywiście nawiązuje do treści Twojego ostatniego wpisu):
„wigilijnie, po ludzku, łamię się opłatkiem”
Skoda, ze nie mozno sie tyz podzielić opłatkiem noworocnie, bo to byk właśnie teroz zrobił. Ale w takim rozie podziele sie siampanem. Tyz bedzie piknie. Scynśliwego Nowego Roku Bobickowi syćkim bywalcom jego bogowej gazdówki! Hauuuuuu!!!:D
Ocywiście na koniec miała być kufa 😀 , a nie dwukropek z literkom D 😀
W Krośnie zaczęli produkować kieliszki do szampana z punktem G,od którego bąbelki lecą równo jak po sznurku.To ja piję z takiego,za zdrowie Dywanu,coby się nam nie zmechacił!!!
Owcarecku, ja z Tobą noworocznie i opłatkiem, i szampanem, i spod serca wyciągniętą pasztetówką. 😀 Dziękuję i – najpsiejszego roku. Hau, hau. 😆
Się dzieje! Orgiastyczne kieliszki z Krosna i bąbelki na sznurku G. 😯
Kto w tej sytuacji zachowuje trzeźwość, sam sobie winien. 😈
Pub Rose and Crown otwarty tez przez reszte roku i nawet lepiej tam jest bo mniej naroda. I ogrodek otwarty. Wiec wraz ze Stara ponawiamy zaproszeie.
A do Pani Kierowniczki to mam szczegolny szacunek, ze tak kawe na lawe i bez owijania w kaszmiry. Niby normalny czlowiek, a j pojdzie w ministry i zaczyna dochodzic do przekonania, ze nos zostal wymyslony specjalnie dla tabakiery.
Nalezy ich wszystkich, lapserdakow, na krotkiej smyczy trzymac i przypomiac bez ustanku kto im subsydiuje barek.
S Nowym Godom, s Nowym Sczastjem! Przyszly rok – w Londynie!
Londyn zdecydowanie łatwiejszy do zrealizowania niż Jerozolima. 😉 Ja się na pewno postaram. 🙂
Zresztą, zbyt długo odwlekać nie można, bo orkiestra w Rose and Crown była już dość wiekowa. 🙄
Dywan, czytam, zaszczepiony jak się patrzy. 😆 Co prawda padam z nóg, ale jeszcze wypiję przed snem toast za szczęśliwe otrzeźwienie przy Krakowskim – czystą wodą. A kieliszek z punktem wygląda tak: http://www.krosno24.pl/informacje.php3?id=5400
Pięknie się szczepiliście, a ja faktycznie padłam 🙂 No i przegapiłam wizytę naszego Owcarecka kochanego 🙁 Najpsiejszego Nowego Roku! Byle nie pod psem 😉
W Nowy Rok – z nowym szczęściem i ze starą, dobrą muzyką (z nową też, jak kto lubi i zdzierży).
Pani Kierowniczko kochana, a cóż ten nieszczęsny Minister może? Walą w niego ze wszystkich stron, podszczypują, głaszczą, a on ma wszystko oprócz skutecznej egzekutywy. Mnie jest chłopa żal, że mu przyszło pracować w tak rozżartym środowisku – same AUTORYTETY psiakrew!
@mt7
….ale jak ministra się okadzi to może te złe szeptuchy od niego odpadną;) bo już bardziej „chodzić we mgle” w sprawie NIFC-u raczej trudno…
Doceniam delikatność stąpania po Dywanie Pani Kierowniczki oraz Gości oraz ubieranie poruszanych kwestii w kaszmir argumentów.
Jako wyrosły grubych i gnotliwych lnach pozwołę sobie zwiększyć średnicę lufy: czy czasem nie chodzi w burzy nad NIFC o dążenie do spolonizowania Frycka w duchu Dmowskiego?
Andsol na swym blogu zwrócił uwagę, że po nieudanych bojach W pustyni i w puszczy czas na rekonkwistę i niech prawnuki Nel nie muszą zapisywać wartości po arabsku a zaczną po polsku.
Niestety przewiduję podejmowanie w 2012-m róznych znamiennych prób obrony tereytorium zasiedlonego przez sarmackie mity:
– rozważenie skrócenia ważności wiz trzech władców; niech zostawią co nam się od wieków należy i wynocha!
– napisanie na nowo historii matematyki; nie będzie nam heretyczka Lilavati wciskała algebry kalifów!
– wpisanie na indeks mszy h-moll; nie będzie nam Bach wypierał Gomółki;
Mało czujni nie potrafią zinterpretować ciszy przed burzą. Już udało się zablokować dawcę pasztetówki. Teraz dzięcielina skoligacona z bobikiem będzie zastąpiona kaszanką. Pasztet strasburski zostanie zastąpiony jadłem palonym strachem przed wynarodowieniem i piekłem.
Ostatnie osiągnięcia genetyki wskazują, że stwierdzenie „Tatarzyn za łeb trzyma” było formą omowną. Hejnalista mariacki przestał grać zaskoczony wiadomością, kto był jego pradziadkiem.
Zapadła cisza i trwają targi, które z lekarstw ma być dofinansowane z narodowych pieniędzy: produkt firmy Bayer czy polopiryna. Bo to nie jest sprawa chirurgii przywołanej przez Bobika. Sądzę, że chodzi tu psychoterapię niegdyś intensywnie praktykowaną głównie w niedzielę, a od jednego pokolenia także megafonowaną przez pozostałe dni tygodnia.
Skoro już wiadomo, że większość spuścizny Jana Sebastiana Bacha ma cechy architektury kościoła świętego Tomasza i tam wykonania są właściwe, to nic dziwnego, że luminarze głoszą wezwanie do przeniesienia muzyki ze skompromitowanego greckiego hektara na polską morgę. Przez halkę będzie prześwitywać zwykle zakrywane, ale nasze.
I koniec z promiskuityzmem i libertyńską swobodą. Fryckowi zabroni się wariować za Zerliną dziewką rozpustnika Amadeusza.
I dopuszczam, że 29 lutego zjawi się zdrowy rozsądek przebrany za Komandora i przepędzi grzeszników. Dość tego panoszenia się przez bourrée! Chmielowy na scenę! Malicki jest wielki!
Tiaaaa … Rozsądne decyzje nie wypełniają roczników …
Pogody ducha, poczucia humoru, zbędności recept medycznych i przyjemnych kąpieli w soli attyckiej życzę Dywanowi na 2012!
Dzięki, Staruszku! 😀
Dla mnie tam bure (kundle) mogą się panoszyć bez ograniczeń. 😎
Ale ja się już nie muszę panoszyć na Dywanie, bo moje włości powróciły. Dziękuję Pani Kierowniczce za przygarnięcie mnie na czas mojej bezdomności, mimo że okropną prywatę wniosłem. 😳 🙂
Życzę Gospodyni i Frędzelkom radosnego Nowego Roku, może być z kundlami, ale bez kundlizmu. I żeby w duszy oraz poza nią wszystko grało. 😀