Kampania wyborcza
Zamierzałam nie zabierać ponownie głosu na tematy związane z NIFC do 12 lutego, kiedy to minie termin zgłoszeń kandydatów i będzie już znany w komplecie skład komisji oceniającej. Nie dało się, bo pan M. znów ostatnio pokazuje, co potrafi.
W styczniu odbyło się posiedzenie Rady Programowej NIFC, na którym zapowiadano ocenę działań p.o. dyrektora oraz przepytanie go. O terminie było wiadomo już od dawna, bo trudno jest zebrać to szacowne grono, w którym są i członkowie zagraniczni. Pan M. nie pojawił się, informując (na piśmie dostarczonym pięć minut przed posiedzeniem!), że nie mógł przesunąć urlopu. Wobec tego rada stwierdziła, że nie będzie oceniać osoby nieobecnej. A wiadomo, że większość tego gremium jest o nim zdania łagodnie mówiąc nienajlepszego. No dobrze, przyjmijmy, że pan M. nie mógł rzeczywiście przesunąć urlopu, ale 2 lutego już był po urlopie, a nie pojawił się na rozprawie, której termin też był już od dawna znany, w procesie, który wytoczyła mu pracownica NIFC. W skrócie chodziło o to, że gdy wróciła do instytutu po rocznym oddelegowaniu do Biura Obchodów Roku Chopinowskiego, pan M. celowo wyznaczył jej takie warunki pracy, których ona spełnić nie mogła, i zmusił ją tym samym do odejścia. Nie jest to zresztą jedyny proces wytoczony panu M. przez pracownika NIFC. Rozprawa 2 lutego była już drugą; po niej szybko nastąpiłby wyrok. Pan M., wiedząc, co się święci, po prostu nie przyszedł; w efekcie kolejny termin został ustalony na czerwiec, czyli długo po konkursie. Chytrze.
Jednocześnie kontynuuje kampanię prasową. Po pamiętnym wywiadzie do „Audio Video” udzielił swego głosu również „Warsaw Voice”, a ostatnio – „Twojej Muzie”. Tu małe słówko wstępu: w zeszłym roku na łamach tego pisma p. Stanisław Dybowski był uprzejmy napisać tekst o zeszłorocznym ChiJE, gdzie wyraził się, że Martha Argerich straciła talent i dodał jeszcze kilka podobnej jakości stwierdzeń. Pan M. uszczęśliwiony, bo to woda na jego młyn, zaprosił do siebie redaktora naczelnego „TM” Adama Wojciechowskiego, aby mu pogratulować „wreszcie jakiejś obiektywnej recenzji”. Panowie świetnie się dogadali, ponieważ mają ten sam kompleks: obaj są kompletnymi amatorami, obaj posłali dzieci do szkół muzycznych, co się chwali, ale co im przecież nie daje statusu znawstwa. Panowie sobie porozmawiali, co można przeczytać w najnowszym numerze.
Wypowiedzi pana M. po raz kolejny opierają się na ogólnikach, półprawdach i całych nieprawdach, przypisywaniu sobie zasług innych ludzi (od odzyskania VAT, co, jak wiadomo, zrobiła poprzednia księgowa, po aplikację audioprzewodników po Żelazowej Woli na iPhone’y, której przecież sam nie wymyślił – zgłosili się do niego ludzie). Znów powtarza tę groteskę, że w NIFC został otwarty „pierwszy przewód doktorski” (podyktował też p. Wojciechowskiemu pytanie „Dlaczego teraz dopiero instytut naukowy z nazwy otworzył pierwszy doktorat?”). Kompletny idiotyzm, bo NIFC nie jest instytutem naukowym w tym sensie, że nie ma prawa nadawania tytułów naukowych, a jednocześnie kompletna bzdura, bo p. Maciej Janicki z Muzeum Chopina, o którym mowa, robi ten doktorat na wrocławskiej muzykologii u prof. Macieja Gołąba. I oczywiście nie jest pierwszym doktorantem w NIFC – pierwszym był kilka lat temu dr Artur Szklener. I było ich po drodze jeszcze paru, a i teraz są też inni doktoranci-współpracownicy instytutu.
Po raz kolejny pojawiają się brednie o przepełnionych magazynach. Po raz kolejny insynuacje pod adresem Stanisława Leszczyńskiego: „Ja bardzo szanuję pana Leszczyńskiego i jego dokonania, cenię całą pracę, jaką wykonał po to, żeby dziedzictwo chopinowskie było odpowiednio popularyzowane. Jednak nawet najwybitniejsze osobowości muszą funkcjonować w ramach obowiązującego prawa. W tej sprawie byłem bezkompromisowy, co może stało się przyczyną nieporozumień. Z szacunkiem przyjąłem decyzję pana Leszczyńskiego, którą podjął jednoosobowo, mówiąc, że nie będzie dalej pracował w Instytucie Fryderyka Chopina” (więc w domyśle: pan Leszczyński chciał działać wbrew prawu, ja mu na to nie pozwoliłem, zatem sam podjął decyzję o odejściu). Ja tego nie chcę nawet nazywać po imieniu. Oczywiście nie pozostawia też w spokoju Artura Szklenera, ośmielając się – on! – podważać jego kompetencje: „…z większą uwagą przyglądałem się działalności wydawniczej i naukowej, gdzie zacząłem odkrywać luki”. To już jest szczyt chucpy.
Trzymajmy teraz kciuki za mądry skład komisji i za sensownych kontrkandydatów. Bo grozą wieje.
PS. Pan M. wykonał również list do redakcji „Polityki”, gdzie insynuuje, że ja wykorzystuję swój blog „do szkalowania zarówno Instytutu (!), Roku Chopinowskiego (!) i osób z nim związanych (!), a także mnie osobiście” (wykrzykniki oczywiście moje), a moje wpisy „naruszają dobre imię Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina (!) (art. 43 kodeksu cywilnego), narażając tę instytucję na utratę zaufania potrzebnego do prawidłowego funkcjonowania w zakresie realizowania swoich zadań”. Proszę bardzo, niech udowadnia, gdzie ja naruszam dobre imię INSTYTUTU, który jest dla mnie jedną z najważniejszych instytucji muzycznych w kraju, wspieram jego działania od samego początku i będę wspierać tym bardziej, kiedy wreszcie skończy się obecny koszmar.
Komentarze
Ten człowiek nie rozumie pojęcia „dobre imię” 😉
A swoją drogą, nerwy mogą ponieść, jak się patrzy, słucha i ze zdumienia wyjść nie można.
Jednak chyba „hucpa” byłaby lepsza.
Ja już kiedyś tłumaczyłam, dlaczego polska transkrypcja tego słowa (przez „h”) jest nieprawidłowa. Ponadto teraz już nawet słownik języka polskiego podaje przez „ch”:
http://www.sjp.pl/chucpa
A w ostatnim komentarzu pod tym hasłem jest dobre wytłumaczenie 🙂
Pojęcie „dobre imię” zdaje się być już pojęciem historycznym. Zastąpiła je „skuteczność działania”.
Co by to nie oznaczało.
A ja któregoś dnia sobie myślałem, że emocje wokół NIFC opadły.
Jako kibic z dala, nie bardzo rozeznający się w całokształcie spraw, znów wracam do audycji radiowej, w której wystąpił Pan Minister i uparcie się zastanawiam nad zadaniami, jakie są stawiane przed NIFC na najbliższe lata po jubileuszowe.
Wicie, rozumicie – nie stać nas na ciągłe świętowanie.
chucpa – to chyba chuć paskudna 😉
A skąd ja to znam! Teraz są usłużni #$%^ (trudno nazwać ich prawnikami).
W mojej spółdzielni mieszkaniowej za pieniądze członków wytoczono proces jedynej osobie, która jest przeciwna wyprowadzaniu gruntów, zwana w piśmie procesowym ‚pozwaną’.
Powodem jest spółdzielnia, której ‚pozwana’ naruszyła dobre osobiste, bo rozgłaszała nieprawdziwe zarzuty, iż Prezes prezes kłamie, że ‚pozwana’ kłamie….
Spółdzielnia to jest własność prywatna członków, prezes jest pracownikiem najemnym, ‚pozwana’ jest prawnie wybranym przedstawicielem właścicieli.
Prawnik, który pisze pisma i opinie opłacany jest z kieszeni właścicieli.
Coś z tym prawem w Polsce bardzo źle się dzieje. Nie chcę dalej rozwijać tego wątku, ale trzeba bić na alarm.
Panią Dorotę broni prawo dziennikarskie, po to są, żeby pokazywać nieprawidłowości.
Kto obroni właścicieli?
Kciuki to ja trzymam, u siebie nawet próbuję bić się, ale skutku brak.
Nie upadam jednak na duchu, bo wierzę, że przyzwoitość wreszcie ogarnie ludzki ród. 🙂
Chucpa, to jest, w tym przypadku, eufemizm. Słów mi brak, ponieważ nie byłam na wzmiankowanej – też umiem używać eufemizmów 😉 – w poprzednim wpisie operze. 😎
Czy PK będzie żurować podczas I Ogólnopolskiego Konkursu Duetów z Fortepianem? Ciekawam bardzo.
Tak, właśnie miałam Wam zapowiedzieć, że jutro i pojutrze będę dla Was miała raczej mało czasu i tylko późnym wieczorem 🙂 Bo ja tylko w II etapie jako tzw. głos doradczy. Konkurs już trwa od paru dni.
Wiemy, wiemy. Ciekawe, co tam w trawie zapiszczy.
Niezapomnianych wrażeń artystycznych jutro i pojutrze zatem! 🙂
Co to jest „duet z fortepianem”?
To znaczy, że fortepian jest w tym duecie obowiązkowy, a towarzyszyć mu może dowolny instrument lub głos.
Nie może to być np. dwoje skrzypiec czy trąbka z puzonem.
http://www.konkursduetow.pl/
Przy okazji i ja się dowiem.
Podano pełny program recitalu G. Sokołowa:
RAMEAU – Suite in re (1724)
MOZART – Sonata a-moll KV 310 (300 d)
BRAHMS – Wariacje na temat Händla B-dur op. 24, 3 Intermezza: Es-dur, b-moll,
cis-moll op. 117
O, dzięki! Piękny program.
Róża Światczyńska podała informację z dzisiejszej konferencji pracowej ministra od konkursu, że jest projekt przejścia festiwalu ChJE z Tamki na plac Teatralny i realizowania go pod dachem TWON przez St.L. Jeżeli to prawda, to może oznaczać, że ktoś już zna wynik konkursu – śmiem twierdzić w swojej naiwności. W każdym razie news pokazuje, że w gabinetach kotłuje się, tylko dywany tłumią łomot obcasów.
Program (recitalu) zaiste, cudny jest.
A tak w ogóle to wróciłem z ferii straaasznie krótkich i pozdrawiam PK & Co.
Nic nie rozumiem. Jak to „z Tamki”? Przecież tam nigdy koncertów nie było, zresztą gdzie? O co w ogóle chodzi? 😯
Dobrze, 60jerzu, że w ogóle miałeś jakieś ferie 😀
PK:
z informacji wynikało, że organizacja festiwalu miałaby przejść z Instytutu do TWON i pod tym szyldem St. Leszczyński miałby dalej programowo odpowiadać za Chopieje. Stąd moja wcześniejsza supozycja. O resztę to pytać już nie mnie…
Fajne były te ferie, o kurczę, spisałem to i owo, ale przydługie te memuary – jak to u mnie.
***
Zima. Urlopy. Narty. I ja w tym wszystkim.
– Chciałem uprzedzić, że jadę na urlop i zależy mi bardzo na uporządkowaniu przed wyjazdem wszystkich spraw (w tym kocich).
Klienci, z racji nieświadomego współfinansowania moich nałogów, mają prawo do otrzymania ww. komunikatu w pierwszej kolejności. Odzew zewsząd ten sam.
– Nie ma sprawy, panie Jerzy. Pan oczywiście na narty?
– No… oczywiście. Bez dwóch zdań.
Tym razem zaliczę i zjazd klasyczny, i gigancik, jeden dzionek na snowboard i coś ze sportów ekstremalnych. A co. Jak zima to zima.
– No to, panie Jerzy, połamania nóg.
O, to przyjdzie mi z największą łatwością. Zwłaszcza, że w życiu nart na nogach nie miałem.
Zatem, lećmy z tym koksem.
1. Slalom gigant – na rozpoczęcie. Obsada zawodów o puchar Don Carlosa iście mistrzowska (Kaufmann, Harteros, Pape, Smirnova, polska reprezentacja wycofała się z zawodów). Rekordy trasy pobite. Fotokomórka wskazała wygraną Harteros. Również Smirnova tego dnia była w znakomitej dyspozycji. Faworyci nie zawiedli. Kibice wzdłuż trasy szaleli.
Ponieważ adrenalinka już pierwszego dnia poszła w górę, to następnego poszedłem w…
2. Snowboard .
Cztery zjazdy w różnych stylach. Bez asekuracji i na granicy ryzyka. Ale jaka uciecha (dla gapiących się).
3. Zjazd klasyczny – ta konkurencja odbyła się w innej miejscowości – znanej z wybitnego zawodnika Wolfganga „Wolfi” Amadeusza.
Obsada konkurencji w tym dniu dwuosobowa – ale markowa.
Ostatni dzień to radykalna zmiana konkurencji:
4. Sprinty narciarskie.
Jedna zawodniczka zdeklasowała konkurencję. Kibice chcieli skakać przez bramki.
Uwielbiam ferie zimowe. Nawet bez nart.
***
Dla ciekawych szczegółów mogąbyć przypisy
Co do punktu 1 to oczywista oczywistość, opisana tu zresztą przeze mnie kilka dni wcześniej (ale inaczej rozkładałam proporcje 😉 ). A reszta? 😀
Z tymi Chopiejami w Teatrze Wielkim to jakiś kretynizm. Gdzie tam jest odpowiednia akustyka do koncertów? I dlaczego niby tam przenosić? Nic nie rozumiem. Muszę spytać Różę.
PK.
Ja zrozumiałem to tak, że organizacja festiwalu przechodzi z Instytutu do TWON – za tym pewnie budżet imprezy też. A ludzie – oto jest pytanie. I czy to jest projekt na ten rok czy na przyszły – kolejne pytanie. Snucie takich projektów przed rozstrzygnięciem konkursu na nowego (?) dyrektora to dopiero jest kwiatek. I to moim zdaniem może świadczyć o tym, że puzzle są gdzieś poukładane.
Przypisy
Punkt 1. wydaje się (chyba) zrozumiały – chodzi o ostatni styczniowy spektakl „Don Carlosa” w Beyerische Staatsoper. Smirnova zarówno w ubiegłorocznej transmisji z MET, jak i podczas transmisji live z Monachium nie zrobiła na mnie aż tak dobrego wrażenia, jak na tym ostatnim spektaklu. Wokalnie od początku do końca (włącznie z popisową arią „O don fatale”) absolutnie bez zarzutu. Harteros – zwłaszcza w transmisji w niektórych zbliżeniach – nasuwała mi pewne skojarzenia z Callas. Prezentuje pewien właściwy dla Callas styl. Po obejrzeniu jej (Anji Harteros) na żywo mogę stwierdzić, że volumen ma że daj Panie Boże zdrowie, stabilność w całej skali. Po tym mogę tylko wyobrazić sobie, co było udziałem tych, którzy widzieli i słyszeli na żywo Callas.
Scena procesji z III aktu oszałamiająca – acz poprzedzona wpadką; mianowicie podczas sceny Eboli, Carlosa i Rodriga ktoś podniósł kurtynę, która opuszczona miała zasłonić zmianę scenografii; zanim ktoś z techniki zorientował się w sytuacji, minęło sporo czasu. A to nic – możliwość obejrzenia tego zestawu śpiewaków w ich absolutnie szczytowej formie, w rzetelnej, inteligentnej inscenizacji – dar losu, za który trzeba dziękować i cieszyć się nim.
To jakaś brednia.
Do Róży się nie dodzwoniłam. Natomiast SL w ogóle o niczym takim nie słyszał. Ciekawostka, takie rozporządzanie się człowiekiem za jego plecami, no nie?
Chorzy są w tym ministerstwie.
Punkt 2. Krótko mówiąc: premiera Baletu Opery Monachijskiej. Na ową premierę złożyły się cztery prace choreograficzne: „Las Hermanas” choreogr. MacMillan (było to wznowienie tej pracy z 1963 i 1975 roku), niemieckie prapremiery „AfterLight” i „Broken Fall” w choreografii Russella Maliphanta oraz zamykająca wieczór prapremiera „Das Mädchen und der Messerwerfer” (choreogr. Simone Sandroni). Prace Maliphanta – stawiające wykonawcom najwyższe wymagania – to już nie tylko taniec, ale wręcz chwilami akrobatyka. To, co wyczynia troje tancerzy (on, on, ona) w Broken Fall, wywołało po zakończeniu huragan braw. Ryzykowność pewnych podnoszeń, rzutów tancerką (co ja poradzę na to, że rzuca się głównie tancerkami), cały swoisty i oryginalny język choreograficzny – broniły i służyły dosyć banalnej muzyce Barry Adamsona. Sama etiuda była raczej czystym popisem możliwości choreograficznych i tanecznych, niż przekazem jakiejś idei. Z techniką klasyczną jako punktem wyjścia, a kontrolą nad ciałem i jego możliwościami jako punktem dojścia. Podobnie byłą z choreografią AfterLight do muzyki nieocenionego w takich produkcjach Satiego (Gnossienne 1-4) – przeznaczoną dla jednego wykonawcy – fenomenalnie rzecz wykonał Daniel Proietto. Pomijając Las Hermanas (czuje się, że ta choreografia trochę się zestarzała, ale z drugiej strony uświadamia co w świecie tańca działo się 50 lat temu), to drugą pracą z „przesłaniem” była „Das Mädchen…”. Rzecz dziejąca się na placu zabaw ubogiego emigranckiego przedmieścia wielkiego (niemieckiego?) miasta; inspirowana wierszem Wolfa Wondratschka po tym samym tytułem. Próba pokazania rywalizacji o uczucia wśród subkultur młodzieżowych, ich niechęć w okazywaniu uczuć, ale zarazem tęsknotę za nimi, redukcję zasad do jednej – prawa silniejszego. Takie tu i teraz – dobrze znane z dużych, średnich miast, a może w ogóle stające się nową normą. Trudną normą. Główna siódemka – wypowiadająca chwilami w swoich ojczystych językach (rosyjskim, włoskim, czeskim) pojedyncze komendy – tańczy (czy to aby dobre słowo?) przeróżne układy w różnych stylistykach: hip-hopowej, quasi breakdance, slapstikowy numer cyrkowy (ten duet rosyjskich tancerzy omal nie doprowadził mnie do uduszenia się ze śmiechu), chwilami powiewało choreografią rodem z West Side Story – jednak cały ten patchwork nie sprawiał żadnego wrażenia chaosu, przypadkowości. Może dlatego, że akcja umieszczona jest na placu zabaw. A tam zdarzyć się może wszystko. I miłość, i rozmowa o proszku do prania i picie wódki w piaskownicy.
Punkt 3. Kurs na jeden wieczór w ramach salzburskiego Mozartwoche. Recital Mitsuko Uchidy w sali Mozarteum – Fantazja d-moll Mozarta, 6 kleine klavierstücke Schönberga, 2 nokturny op. 62 i Polonez – Fantazja As-dur Chopina, Waldszenen Schumanna i na koniec sonata F-dur na 4 ręce Mozarta (to z amerykańskim pianistą Jonathanem Bissem). Uwaga: Uchida już nie w tej zwiewnej błękitnej marynarko-koszuli, tylko przepasana w pasie złocistym pasem a`la kontusz zawiązanym niedbale w wielką kokardę z boku. Co oczywiście na jej superszczupłej sylwetce wyglądało uroczo. Zresztą sama MItsuko jest osobą uroczą – ale gdy przychodzi do gry, to już tylko czysta koncentracja, energia, broń boże czułostkowość czy ckliwość. Schönberga chciała połączyć z nokturnami – ale oczywiście paru gorliwych wyrwało się z brawami. Drobiazgi – poszło świetnie, nokturny – może niekoniecznie w moim guście, troszkę za dużo drapieżności w paru momentach (ale MU ma takie inklinacje). Sceny leśne – przeprowadzone przepięknie, zmienność nastrojów, barw, całe to bogactwo i leśną różnorodność wykreowała po mistrzowsku. Mozart: w Fantazji można powiedzieć, zagadać, zasugerować – do siebie lub od siebie. U Uchidy jest to świat otwarty dla słuchacza i przez to prowokujący bardziej do przyjrzenia się jej wizji, niż wgłębieniu w swoje emocje związane z tym zagadkowym w sumie utworem – zagranym przez nią w wersji niedokończonej. Lubię te jej światy muzyczne i jej sposób przebywania w nich.
A na marginesie – zawsze mnie wkurza w Mozarteum to trzymanie publiki przed koncertem w foyer o suchym pysku – bufet (symboliczny) rusza dopiero w przerwie.
I niby dlaczego festiwal chopinowski miałby być zawieszony w Operze Narodowej? Co ma piernik do wiatraka? A co z fonografią? Przecież wszystko to jest całością, jednym projektem. A wydawnictwa książkowe – kontrapunktem. Nie, nie chorzy są tam, tylko po prostu głupi jak buty z lewej nogi.
Dzień kolejny – który w ostatniej chwili dopisałem do ski-passów – zaczął się od pierwszej niespodzianki w postaci bombonierki wręczonej mi rano w recepcji jako formy przeprosin za utrudnienia związane z wysłaniem mailem pracy do klienta (fakt, wkurzałem się poprzedniego dnia okropnie, ale razem z panią narzekaliśmy tylko na bossa-konserwę, nie żebym robił awantury). Później zwekslowałem się z powrotem do Monachium, w którym wieczorem był koncert Kremera, Argerich i orkiestry Kremerata Baltica.
Punkt 4. Jest stara hollywoodzka zasada: nie graj w filmach ze zwierzętami, bo ci ukradną rolę. Nie inaczej – od lat – jest z przypadkiem MA. Każdy występujący przed nią czy po niej – musi mieć tego świadomość. Inna rzecz, że ów „każdy” nade wszystko ma widoczną radość grania „przed” czy „po” lub razem – jak często, a i tego wieczoru również – bywa.
W pierwszej – Kremerowskiej – części: Weinberg – Concertino na skrzypce i orkiestrę smyczkową op. 42 i Gubaidulina – „Lira Orfeusza” na skrzypce, perkusję i orkiestrę. Zwłaszcza ten drugi utwór wywarł na mnie spore wrażenie. Napisany w 2005 roku jako część tryptyku „Nadiejka”, poświęconego zmarłej w 2004 roku cóce kompozytorki. Będący swego rodzajem eksperymentowaniem z dźwiękiem, dialogiem pomiędzy instrumentami, pojawiającymi się i znikającymi napięciami, dysonansami. Znakomite w słuchaniu – zwłaszcza, że wykonawcy mają rzecz już ograną (od premierowego wykonania w 2006 roku – monachijski wieczór był niemiecką premierą tego utworu). Concertino na jego tle wypadło szalenie klasycznie – a i Kremer jakichś szczególnych emocji nie budził. Natomiast od pierwszego uderzenia towarzyszyły one występowi Marthy. Orkiestra (bez dyrygenta!) miała jedno zadanie – nadążyć za „pozbawioną już talentu” lub „będącą własnym cieniem” (jak to w polskich mediach niektórzy byli łaskawie napisać) Argerich. Orkiestrze w zasadzie udało się wyrobić, partie na trąbce Siergieja Nakariakova jak dla mnie troszkę wątło zabrzmiały. Natomiast MA zdumiewa nieustająco – tym wszystkim co znamy. I jakoś nie potrafię w dalszym ciągu (na szczęście) doszukać się w jej grze rutyny – mimo, że koncert Szostakowicza ma w repertuarze od zawsze. Wieczór zakończył wybór zgrabnych kawałków Desyatnikova z filmu „The Target” – w sama raz na czas karnawału. Przy czym „pierwsze skrzypce”, że tak powiem, należały do MA.
Sala Philharmonie Gasteig – potężna, acz z dobrą akustyką – jest częścią kompleksu muzyczno-edukacyjnego (sale koncertowe, biblioteka, szkoły muzyczne, filharmonia i coś tam jeszcze). Architektura ciężka jak diabli, ale w środku już funkcjonalnie. No i cerbery sprawdzają przy każdym wejściu do sektora bilety, aby ktoś nie korzystał z wolnych (a droższych) miejsc. Ordnung muss sein.
W drodze na koncert zjadłem w restauracji drugie danie przeznaczone dla sąsiedniego stolika (a omyłkowo dostarczone do mojego). Co zrozpaczony kelner dostrzegł, gdy byłem już w połowie konsumpcyjnego błogostanu. U siebie objawów rozpaczy nie dostrzegłem. Sąsiadom przekazałem, że warto dalej czekać.
I to by było na tyle.
Byle do wiosny. A czy są ferie wiosenne?
***
Niestety z ferii zostałem wezwany do osobistego stawiennictwa w pracy, co skutecznie wyeliminowało mnie z udziału w ślizgach saneczek – a tam i pan Mareczek i panna Julia i ulubione osady saneczkowe. Ech. W głowie się panu przewróciło, panie Jerzy.
Dzięki za relacje 🙂
Rozmowa na dwa fronty 😆
Muszę przyznać, że jako młody muzyk klasyczny, przez dokładnie takie działania jakie uprawia ów jegomość na M. (i szereg innych patologii – z supremacją hermetycznych i odciętych do świata państwówek muzycznych przy braku alternatyw na czele), mam jedno wielkie marzenie – wyjechać z tego kraju i działać w sztuce, ale gdzieś w cywilizacji. Przykra sprawa. 🙁
J. – witam. No, niestety. A najgorsze, że tacy jegomoście mają widoczne wsparcie władzy. Jak tu uprawiać sztukę, zwyczajnie i po prostu?
– Czym się różni fortepian od przedstawienia operowego?
– W fortepianie klapa jest na początku.
To wlasciwie do poprzedniego wpisu, ale niech juz tak bedzie.
Dobranoc, wystarczy tych apokalips na dzisiaj.
Dobranoc 🙂
60jerzy, wstydziłbyś się – to ja z otwartą przyłbicą deklamuję, że jadę na koncerty i mężnie znoszę wszystkie ironiczne uwagi, a Ty, konformisto, nie protestujesz, kiedy Ci przypinają narty? 😉 Ferie wiosną są na Wielkanoc. A musisz koniecznie urlopować się feryjnie, znaczy wspólnie z dziatwą szkolną? To już może pozostań przy pretekstach sportowych – jak śnieg stopnieje, możesz np. latać szybowcem i nieobecność w pracy tłumaczyć potrzebą złapania prądu wstępującego. Chciałabym posłuchać Mitsuko Uchidy. Rozejrzę się. Dzięki za program Sokolova. 🙂 I relację. 🙂
Co do Chopiejów, to też skonsternowanam, jak PK. To może NIFC, w rewanżu, będzie organizował Dni Tańca?
Dzień dobry, na Pobutkę duet z fortepianem, czyli z taką panią, która podobno straciła talent 😉
http://www.youtube.com/watch?v=0hwHCxpPWuk
Jakość dźwięku niestety marna, ale ogień w sam raz, by się rozgrzać w tę zimową pogodę 😉
To na razie!
A na tę Marthę z Kremerem w Monachium to i ja się oblizywałam, ale niestety terminy miałam już inne zaklepane. Nie pamiętam, czy tu wspomniałam za to, że akurat w momencie, kiedy ja oglądałam Don Carlosa, w Herkulessaal szła Symfonia koncertująca Szymanowskiego w wykonaniu Emanuela Aksa, pod… Gardinerem! 😯 Niestety nie dało rady się rozdwoić, a następnego dnia, kiedy było powtórzenie, musiałam już wracać.
Ago:
Uchida gra 14 lutego w Musikverein we Wiedniu, a 22 lutego w Filharmonii Berlińskiej (w sali kameralnej – tej na 1500 miejsc). W obu przypadkach trzy ostatnie sonaty Schuberta. I w obu przypadkach bilety są dostępne.
Dzień dobry 🙂
Rozdwojenie na nic, to za mało. Musiałaby się Pani Kierowniczka co najmniej rozczworaczyć. Wtedy 3/4 w rozjazdach, a 1/4 w miejscu, żeby odpoczywać za pozostałe i trzymać rękę na krajowym pulsie 😉
@60jerzy: niestety, nie mam szans na wyrwanie się w lutym z pracy. 🙁 Muszę pomyśleć o jakimś bardziej oddalonym horyzoncie.
Wedle min. Z. (z relacji w II PR), na Chopiejach jest i tak mało Chopina, więc nie ma powodu, by kurczowo trzymały się Chopieje NIFC.
W Arte relacja z La folle (jeśli ktoś żąda w TV obrazy, to Arte niemieckie).
Ja mam odwrotnie, relacja z La Folle jest na francuskiej stronie. 🙂
Z obrazem.
Bazyliko, 😯 Administracja osiedla właśnie nas ostrzegła, że samochody parkujące na ciągach komunikacyjnych będą odcholowywane. Żachnęłam się, ale teraz chyba skorzystam z tego patentu. Chybione chlapnięcie. Cholowanie Chopiejów w chryję.
Siódemeczko, a kto Ci dostarcza TV ? Próbuję odzyskać obraz Arte, ale u mojego dostwcy sprawa wygląda beznadziejnie.
Hi, hi. Ja słucham i oglądam koncerty na Arte Live WEB.
W pakiecie tv nie mam, a z tego, co mam i tak raczej nie korzystam, choć pewnie czasami byłoby warto.
Tak czy siak, dzięki za podrzucenie tematu.
Ale dlaczego obraza na Arte? 😯 Mnie się wydawało, że to bardzo nieobrażający kanał. 😉
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/zabiora-festiwal-instytutowi-chopina,1,5018044,region-wiadomosc.html
Z tego co widze u rodziny, w TV (satelitarnym) strona Arte jest jedna, a glos mozna sobie przestawiac z niemieckiego na francuski i v.v. przy pomocy guzika „audio” w pilocie.
Od początku grudnia 2011 Arte nadaje już tylko w formacie MPEG-4 i do odbioru obrazu wymagany jest tuner obsługujący taki format, jeśli ktoś korzysta z odbioru satelitarnego. Warto taki nabyć, bo można od razu odbierać niekodowane Arte HD z obrazem jak żyleta.
Po lekturze wiadomości od Agi, budzą się we mnie najgorsze instynkty.
Jak to możliwe, że kiedyś martwiliśmy się, że pan Zdrojewski może przestać być ministrem kultury. Z osłupienia wyjść nie mogę.
Jednym ruchem niszczy zespół i kilkuletni dorobek organizacyjny Instytutu.
Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę.
Dobry wieczór,
podobno Waldemar Dąbrowski też jest zdziwiony, że on jakoby „zgłosił taką propozycję” – to wiadomość z drugiej ręki, teraz nie mam czasu sprawdzić u źródła, ale na pewno sprawdzę.
Rozmawiałam z Różą Światczyńską. Wczorajsza konferencja dotyczyła ochrony zabytków, ale program wysłał Różę, aby zapytała o NIFC. Spytała więc, jaki minister ma pomysł, żeby rozwiązać sytuację, jaki będzie los festiwalu i jak zostanie rozwiązany kryzys personalny w tej instytucji. Minister wspomniał o konkursie, ale zaraz potem padły te kuriozalne słowa o tym, że WD zaproponował przeniesienie festiwalu do TWON, łącznie z tym, że „oczywiście wiązałoby się to z pewną zmianą profilu, a zresztą i tak niewiele jest Chopina na tym festiwalu”. Nie widziałam prawie – no, może na jednym koncercie, tym z Marthą, o ile pamiętam – ministra na tych festiwalach. Nie ma on pojęcia, jak budowany jest program, że wszystko ma swój kontekst i jest starannie konstruowane, że z koncertami wiąże się fonografia – jak najbardziej chopinowska! – i że wszystko to jest jedną całością. Z działalnością wydawniczą i muzealną.
Powiedział też parę innych przerażających rzeczy, np. zapowiedział „modyfikację składu organizatorów Konkursu Chopinowskiego – od strony pokoleniowej i nie tylko”. Co on kombinuje i czy w ogóle wie, co do czego w tym wszystkim? Przecież nie.
Była też mowa o Żelazowej Woli, że chce ją jeszcze doinwestować, „udoskonalić ekspozycję”. Co on chce tam udoskonalać – wstawiać jakieś bibeloty z epoki, których tam nigdy nie było, wracać do radosnego kiczu z czasów TiFC? Litości. To miejsce nigdy tak nie wyglądało, a odtwarzać go nie ma po co, bo gdyby chcieć przywrócić stan z epoki, trzeba byłoby zlikwidować ten dworkowy dach i ganek (tak! za czasów Chopina to nie był żaden dworek, tylko oficyna dużego dworu, który spłonął) i odbudować tam… kuchnię, która w tej oficynie się znajdowała. Najlepiej coś zmyślać, jak się nie wie nic na temat.
No i jeszcze powiedział, że nowy dyrektor wybierze kuratora muzeum – ale nie powiedział, na jakiej zasadzie.
Ludzie! Czy naprawdę coś, co pięknie latami budowali ludzie kompetentni, musi zostać zadeptane przez stado słoni w składzie porcelany?!!! Boże, widzisz i nie grzmisz.
Z tym WD to myślę, że mogło być tak, że minister rozważał wariant, że pan M. zostanie dyrektorem, ale wiadomo, że razem z Leszczyńskim nie mogą, a sprawa Leszczyńskiego i festiwalu została mocno nagłośniona, więc nie ma wyjścia i trzeba to jakoś ratować. Może więc to była taka wypowiedź, że gdyby trzeba było koniecznie, to TWON może to przejąć. Ale, powtarzam, to tylko spekulacja z mojej strony.
Na razie słyszałam, i to może być niedalekie od prawdy, że to w efekcie nacisków protektora pana M. ostatnio władze radia dały w końcu Małgorzacie Małaszko nominację na szefową Dwójki, bo do tej pory była p.o. (Myślałby kto, że jak za komuny mamy znowu radiokomitet 😈 ) Stało się to po tym, jak wszyscy naokoło zaczęli ją namawiać, żeby ratowała instytut i zgłosiła się do konkursu, na co zresztą, jak mi mówiła, nie miała wielkiej ochoty. No i teraz jakby nawet zechciała, to już nie może.
@Pawel Orski
Okazuje sie ze obraz rzeczywiscie znikl, dzieki za informacje.
Ja to gdzieś słyszałem, czytałem – nie wiem gdzie i który z panów to artykułował.
Żelazowa Wola działa sezonowo i potrzebne są działania, aby to był obiekt całoroczny. Tego pewnie dotyczyło „udoskonalenie ekspozycji”.
Pobutka (wyborcza).
Dzień dobry. A ja w wolnych chwilach (najczęściej do poduszki, do metra nie zabieram, bo za ciężka 😉 ) podczytuję monografię Bacha autorstwa Christopha Wolffa. Ma ona dokładny tytuł Bach – muzyk i uczony i już od startu podkreślany jest ten aspekt: że muzyka była wówczas bardziej nawet nauką niż sztuką i że Bach osiągnął w tym nie tyle mistrzostwo, co najwyższą wiedzę. Porównywany bywał z Newtonem, i nie było to w tamtych czasach poetyckie porównanie.
Bardzo ciekawe. Jak przeczytam całe, zrobię pewnie osobny wpis. Ale to trochę potrwa.
W radiowej Jedynce poważki już w ogóle nie będzie. A przecież z założenia target jest 40+, a ten target w dużym stopniu taką muzykę lubi. To gdzie mają słuchać? „Od tego jest Dwójka” – mówi p. Kamil Dąbrowa. To niech zwrócą Dwójce zagrabione przez PiS-owskie władze nadajniki. W całych połaciach Polski Dwójki nie można słuchać. Przez internet się nie da, bo marnej jakości i się przerywa (łabądek wie coś o tym), a tu akurat jakość dźwięku ma znaczenie podstawowe.
http://wyborcza.pl/1,75475,11092381,Dabrowa__Unowoczesniam_radiowa_Jedynke__WYWIAD_.html
Po prasówce. Idę na konkurs 🙂
@Orski
W sprawie tunera się informowałam, poza Francję nie sprzedają z powodu ochrony praw autorskich. Pokombinuję z pilotem.
By dostrzec pozytyw – rozbudowuję znajomość niemieckiego ogrnaiczoną do tej pory do podstawowych spraw życiowych (beer, wurst, sauerkrat, zimmer, katz) oraz pewnych przedmiotów użytku codziennego u Wagnera.
La folle planowane jest w Warszawie na wrzesień, program rosyjski ciekawy, ale trudniejszy w odbiorze niż zeszłoroczny. W Nantes sale zapełnione do ostatniego miejsca.
jeszcze o ch..
Ostatnio w Jerozolimie wpadło mi w oko nazwisko pewnego, trochę – zdaje się – znanego skrzypka : CHEIFETZ
Boć on chyba z tej samej grupy fonetycznej co
CHEFREN
CHEOPS
a nie z tej co
ALLAH (u nas dość powszechnie stosowany jest Allach)
Nadal się wstydzę. To co, że powinien kto inny. Ktoś przecież musi. Za Pana Ministra Zdrojewskiego wstydzę się nie bez podstawy, bo go kiedyś bardzo poważałem. Teraz widzę, że to urzędnik po prostu. ACTA załatwił wzorcowo od strony urzędniczych procedur. Skonsultował z zainteresowanymi, a ZAiKS nie miał nic przeciwko. W dawnych, ale jeszcze przeze mnie pamietanych, czasach wpływające skargi były wysyłane w celu rozpatrzenia i załatwienia do osób, na które się skarżono. Ostatnio ten zwyczaj wraca.
Minister dba o to, żeby od strony urzędniczej wszystko było załatwione, jak należy. Od merytorycznej – bez znaczenia.
Przeniesienie organizacji festiwalu do opery to od strony urzędniczej rozwiązanie salalmonowe, jak mawiał Gomułka (z pustego i Salamon nie naleje). Monkiewicz nie potrafi, nie zna się na tym i nie ma ludzi, którzy by potrafili. Leszczyński współpracować z nim pewnie nie zechce. Więc niech robi Leszczyński gdzie indziej i kłopot z głowy. Tylko niech tego upadłego talentu MA nie zaprasza. A że SL jeszcze nic niewie, nie problem. Dlaczego nie miałby się zgodzić. Całe nasze rządowe myślenie tak przebiega. Nie znając się na meritum słucha się podpowiedzi pseudofachowych osób nie mających pojęcia o temacie w ogóle albo dyletantów uważających się za profesjonalistów. Niestety, więcej fachowców było w rządzie Millera, choć i tam ławka okazała się bardzo krótka. Ale ta ławka jest przede wszystkim dla osób w 100% zaufanych i inni na niej nie zasiądą. Dotyczy to wszystkich opcji politycznych. Mechanizm jest prosty. Jeżeli ministrem zostanie profesjonalista, zacznie podskakiwać, nie będzie chciał realizować idiotycznych poleceń, które z politycznych względów są jedynymi do przyjęcia w danym momencie. Dobrze, że robi się wyjątek dla finansów i polityki regionalnej. Szkoda, że nie ma tu wyjątku dla kultury, sprawiedliwości i infrastruktury. Ale infrastruktura to tak wielkie pieniądze, że nie można ich powierzyć fachowcowi. A kultura? Cóż, tutaj żadne szkody nie grożą. Co można zepsuć? Wystarczy w miarę sprawnie administrować. Kryteria sprawności to sprawa niedostępna wątłym rozumom twórców i animatorów.
Bazyliko, chętnie podam pomocną łapę w podstawowej sprawie życiowej. 😎 Słowa Katz w sensie skutków nadużycia lepiej w rozmowach z Germanami nie używać, bo można się całkowicie nie porozumieć. Lepiej albo użyć pełnej wersji oficjalnej Katzenjammer, albo – jeżeli skutki nadużycia są zbyt ciężkie, żeby dało się wykrztusić tak długi wyraz – kolokwialnej wersji Kater. 😉
Post Stanisława zlinkowałem u siebie, żeby tym wszystkim antypodowcom, którzy znęcają się nad Europą opisami pełni lata, też się zimno zrobiło. 👿
Bobiku, wielkie dzięki, wyszła prawda o moim niemieckim 🙁 chodziło, aż boję się Ci przyznać, o futrzastego Katze. Katzenmajera Bazyliki nie miewają, bo niewygodne. No i głowa dość mocna.
Widzę krzywą wznoszącą. Przedtem zaledwie zawstydzenie, teraz mrowie po plecach. Chyba zamilknę lepiej.
Ja kaca też nie miewam. Na drugi dzień leżę nieprzytomny, a na trzeci jestem całkiem w porządku 🙂
Katze w wersji futrzastej to z natury rzeczy nie moja specjalność. 😉 A wersja nadużyciowa była wręcz sugerowana – najpierw tęgo zakrapiana (Bier) kolacja (Wurst i Sauerkraut) w restauracji hotelowej, potem spoczynek nocny (Zimmer), a rano… 😈
Rano… katze miaukenmachen fur essen bitte. Du bist kopf tod der drinken machen? Nicht interesiert. Essen heute.
*trinken
Genau, Gostku! 😆
Lesiu, gdzie konkretnie widziales tego „Cheifetza”? 🙂
A, choćby w Gugla wystarczy wrzucić, Lisku. 1.380.000 wyników. 😆
Bobiku, ale (z jednym wyjatkiem) to nie ten, a ktos inny jak najbardziej moze sie tak pisac. A Lesio widzial ten napis w moim sasiedztwie 🙂
Nic Kierownictwo nie pisze o tym żurowaniu.
Zostaliśmy z trwogą i smutkiem w sercach.
Zawsze można sobie po raz kolejny puścić wyborczą pobutkę. 😉
Bazyliko, czemu chciałaś sprowadzać tuner z Francji? Nie chcą matołki sprzedać, to nie. Kit im w oko. Tunerów HD jest pełno w polskich sklepach. 🙂
Nie mam pojęcia, czy PK obchodzi dzisiaj imieniny Doroty, czy tylko jesienne urodziny.
Tak, czy inaczej ja PK życzę dobrze, najlepiej – w jesieni, w zimie i w inne pory roku i na tę intencję nalałam sobie pigwówki. To jak: wypić? A co tam będę pytać – wypiję1
Dla pigwówki każda intencja dobra, co nie znaczy, że Kierownictwu źle życzę. 😀
Spróbowałam tego specjału na początku roku w Krasiczynie i cały czas myślę, skąd wziąć pigwy?
Ach, pigwówka… Istota, która zrobiła wyłom w moim niezbitym przekonaniu, że nie lubię słodkich alkoholi. 🙂
Jak jest okazja do napicia się pigwówki, to Kierowniczka nie powiem co by była, gdyby nie obchodziła tych imienin. 😈
To wobec tego chyba ustalone – imieninowe zdrowie Kierowniczki! 😀
Emtesiódemeczko – pigwa z targowiska, a pigwowiec japoński na każdej działce rośnie i prawie na każdym skwerze, bo tak ładnie wiosną kwitnie. Piekielnie tylko człek się narobi, jak to kroi bo twarde, jak dyiamenty nieomal.
Bobiku – u łasuchów powstało kółko gorzelników – mamy tego roku tarninówkę, (Haneczka nawet w 3 odmianach robiła) aroniówkę, nalewkę z dzikiej róży, likier orzechowy i cymes nad cymesy – dereniówkę. A piszę to Bobiku, bo dereń dla nas w Twojej okolicy Pepegor zbierał i na zjazd dla wszystkich przywiózł.W Polsce z dereniem krucho
Łatwo powiedzieć, wiśta, wio! 😀
A ja nigdy nie widziałam pigwy na żadnym targowisku, chyba żebym wzięła je za coś innego.
Zapytam przy okazji, czy znane są im takie rzeczy.
Niedaleko ode mnie są Bronisze, warszawska giełda owoców, warzyw i kwiatów. Można kupić pierwszorzędny towar, świeży i za pól ceny, a pod wieczór jeszcze taniej. Może tam by mieli.
Ja, niestety, mam za dobrą pamięć, żeby robić nalewki. 🙁 Znaczy, nie udaje mi się zapomnieć, gdzie je schowałem, zaczynam próbować, no i zanim się toto uczciwie przegryzie, już jest wypróbowane do spodu. 😳
Ale za to wskutek swojej dobrej pamięci zdobyłem wielkie doświadczenie w próbowaniu, więc jeżeli ktoś ma jakąś niewypróbowaną nalewkę i potrzebuje kogoś do jej przetestowania… 😈
Przecież nie teraz , Marysieńko; jesienią.
Jak wymyślisz sposób na zabranie ode mnie małej butelczyny z pominięciem Poczty Polskiej, to odżałuję ćwiarteczkę.
Bobiku – patrz wyżej
Spoko, Jaruto. Kiedyś tam na pewno coś tam wykombinuję, żeby w jakąś tarninówkę wbić ząbki. 😆
Nalewka z dzikiej róży nazywa się żenicha – nie wiem, skąd taka nazwa. Robiłam ją w ubiegłym roku, ale chyba nie trzymałam się za dobrze staropolskiego kresowego przepisu, bo nie jest wcale słodka. Ale nie jest taka zła 🙂
Dobry wieczór,
napijacie się – bardzo dobrze, bo cieplej się robi 🙂 Nas na konkursie też odrobinkę alkoholizowano, żeby rozgrzać 😉 Bo szkółka nasza kochana, obecnie nosząca szumną nazwę Uniwersytetu Muzycznego, ma wiele miejsc, w których przeraźliwym chłodem wieje. Koleżanka jurorka dziś nawet słuchając otuliła się kocem 🙂 Ja dziś założyłam wełniany żakiet, którego prawie nigdy – poza największymi mrozami – nie zakładam, więc jakoś dało się żyć.
Wysłuchałam osiemnastu duetów. Ogólnie fajna młodzież. Jutro może zrobię wpis, teraz z lekka padam. 🙂
Czy w nalewkę można wbijać ząbki? 😯 No, ale jak się jest Bobikiem… 😆
Notario – na Ukrainie, kiedy dziewczyna (i jej rodzina) uznała, że za mąż pora, wybierały się panny na zbieranie materiału na nalewkę. Stawiano gąsiorek w oknie i 4 miesiące stała spokojnie. Po tym czasie zjawiali się konkurenci i częstowani byli „żenichą”
Z okazji domniemanych imienin życzę Kierownictwu nieustępliwego zdrowia i nerwów jak liny okrętowe. 😉 Czy mogłabym pigwówki, na drugą nóżkę?
Doczytałam post Stanisława, nic dodać, nic ująć. Zwłaszcza on dobrze wie, co pisze. A w przypadku ministra, o którym tu mówimy, można było mieć złudzenie pewnego przynajmniej cienia profesjonalizmu, ponieważ studiował kulturoznawstwo…. 🙁
Partyjniactwo jednakowoż jest silniejsze.
Ja tylko mam nadzieję, że to tylko takie mieszanie, a konkurs zostanie uczciwie rozstrzygnięty i wszystko rozwinie się w dobrym kierunku. Ale podobno nadzieja matką głupich… Sama nie wiem, czy ostatnią wypowiedź ministra (o festiwalu) uznać za chęć powiedzenia czegokolwiek, czy za intrygę, czy też za próbę przyzwyczajenia nas do myśli, że pan M. będzie dyrektorem i juszszsz…
Wrrrr
Ago miła, pigwówki zawsze można, jeśli tylko jest – domniemane imieniny nie są do tego konieczne 😀 Siup!
Taż ja rozumiem, że w lutym pigwa nie rośnie, Jarutko.
Dobrze wszakże zawczasu przeprowadzić rekonesans i zasięgnąć języka.
Właśnie studiowałam notowania cenowe giełdy, ale podają tylko dostępny towar.
Myślałam, że da się podejrzeć asortyment całoroczny.
Poza tym, jak one takie twarde i muszą sporo leżeć, żeby dojrzeć i skruszeć, to może jeszcze gdzieś leżą. 😆
To się Kierownictwo nasłuchało! Ciekawe, jaka ta muzyczna przyszłość narodu. 😀
Ze wstydem muszę przyznać, że z nalewek robiłam tylko malinowe, dla specjalnych gości boski nektar.
Niestety, nigdy nie mieli szansy spróbować.
Niech żałują! 😀
Niesłodką mogę wypróbowywać bardzo wydajnie, żenicha czy nie żenicha. Dla zdrowia Kierownictwa, rzecz jasna. 😎
To ja nalewam, jeszcze trochę zostało 🙂 Za zdrowie Kierownictwa oczywiście!
Dla mnie cała ta sytuacja z panem Em jest żenująca. Najgorsze jest to, że może na tym ucierpieć genialny CHiJE. Martha już pewnie nie zagra. No bo po co zapraszać pozbawioną talentu pianistkę? Czy w ogóle talent można stracić?! A co dopiero taki, jakim obdarzona jest Martita.
Wybieram się na jej koncert w Londynie, gra w Marcu z Yuri Temirkanovem, najprawdopodobniej 3 koncert Prokofjewa. Napiszę potem, jak było 🙂
Kiedy czytam tę „mądrości”, którymi raczy nas pan M. robi mi się nie dobrze… Po prostu szlag mnie jasny trafia:)
Wasze zdrowie. Mnie się dziś trafiło limoncello w butelce w kształcie uśmiechniętego słoneczka. Takiego z Sycylii 🙂
mt7 – zanim mnie „tematycznie” PK wyrzuci z blogu: te cholery dojrzewają (żółkną) ale wcale nie miękną! Ja je zamrażam i po rozmrożeniu okrawam dookoła, zostawiając cały „ogryzek” do wyrzucenia. Haneczka nie mroziła, tylko „rąbała” ; ma kobieta siłę w rękach.
Jakiem Szujski, wrzucam kamyk do ogródka teatru W.Dąbrowskiego:
Opera Narodowa zamówiła u krakowskiej artystki Moniki Drożyńskiej zbiór prac mających uświetnić głośną grudniową premierę „Halki”. W ostatniej chwili prace potajemnie usunięto, bo – jak dowiedziała się artystka – były niepoprawne politycznie.
No ładnie 😆
Chociaż cenzura nie cenzura, co Halka ma wspólnego ze swastyką czy sierpem i młotem 😯
Byle dziwniej – taka zasada…
Paweł – witam. A propos Marthy coś mi się przypomniało. Ponoć po wspaniałych harcach w Roku Chopinowskim na ChiJE, łącznie z pamiętnym koncertem z Pires, Martha wyjeżdżała rozanielona i ze zwiększonym sentymentem do Polski. Jako że Stephanie, jej najmłodsza córka, jest organizatorką jej urodzin (SL opowiadał mi, jak wyglądała jej sześćdziesiątka w pałacu pod Paryżem – był tam), wpadła wtedy na pomysł, żeby siedemdziesiątkę obejść w Polsce – wchodziła w grę Żelazowa Wola.
Chyba nie muszę proponować, żebyście zgadli, kto się na to nie zgodził. 👿
A na tej sześćdziesiątce był istny bal przebierańców, przyjaciele-wybitni artyści siadali do fortepianu poprzebierani za Marthę i ją naśladowali, sto pociech. Taki cyrk zobaczyć na własne oczy, i to w takim wykonaniu, to każdy z nas pewnie jeszcze by dopłacił, żeby w tej Żelazowej Woli podyżurować 😉
Niby takie kurtularne, chopieje, te rzeczy, a jak tylko majo okazje to chlejo na potengie…
chipokrytusy jedne…
A co, pochlać nie można?
Chlup, zeenie 😀
Znalazłam w końcu ten artykuł p. Dybowskiego. Możecie dokładnie przeczytać, co napisał o traceniu talentu przez Marthę.
http://www.twojamuza.sm.pl/index.php?w=6&id=917&g=11
Zeen, ależ zapraszamy, no naprawdę fajnie, że wpadłeś. 🙂
Chyba już się udam jednakowóż w stronę podusi.
Będą mi się duety śniły 😉
Dobranoc!
Pobutka.
Było o balecie powyżej to ja coś dodam. Byłem na nowym Rachmaninowie. Szczedrinie… w Krakowie. I hmmm…. bez rewelacji. A już myślałem, że Ondrej Soth z kolegami wniesie tancerzy na nieco wyższy poziom. http://bachandlang.blogspot.com/2012/02/carmen-ktora-nie-zachwyca.html
Ja mam genialny pomysł dla dyr. Monkiewicza. Dybowski na dyrektora festiwalu! Skończą się artystyczne miernoty pokroju Argerich i Goernera.
Tfu tfu, bo jeszcze to wszystko się sprawdzi 👿
lisku,
w pędzie na O-KE-SI (jak to ładnie zapowiadają w Air France) usiłuję sobie przypomnieć, gdziem to widział…
Ale widziałem na pewno, bo mnie aż zdumiało i dlatego zapamiętałem..
Pozdrowienia
Już chyba nie zapowiadają Okesi, tylko Aéroport Frédéric Chopin 😆
@PK 0:09
Ło matko,po lekturze mam ochotę polecieć słownikiem polszczyzny potocznej 🙁 Już chyba wiem czemu jakoś niezbyt lubię tego pana.
@WB 9:28
A kysz,a kysz, bo gotowe się sprawdzić !
W dawnych słusznie minionych czasach zalecano ostrożność przy opowiadaniu ryzykownych żartów, żeby władzy nie podsuwać gotowych pomysłów do realizacji … Obawiam się,że to nadal aktualne 🙁
Recenzja brzmi bardzo wiarygodnie. Sam bym uwierzył, gdybym z 1,5 roku temu MA nie słyszał na żywo.
Z konkursem może być różnie. Już nie te czasy, gdy minister wzywał wysoką komisję en bloc i nakazywał, jaki ma być wynik. Teraz dobiera się tak, żeby każdy sam wiedział, jak ma być. W rzeczywistości niektórzy nie wpadają na to, co powinno być, znam takie przypadki. Niektórzy z kolei udają, że nie wpadli. Jeszcze inni są uczciwi i prostolinijni i głosują jak czują. Takich raczej się nie wybiera, ale też w pośpiechu nie zawsze dostatecznie się prześwietla. Jest więc nadzieja, że wynik może być dobry, jeżeli tylko zgłosi się odpowiedni kandydat. Jeżeli będzie naprawdę wybitny, sam minister może dać do zrozumienia, że należy się kierować sumieniem zwyczajnym a nie rewolucyjnym.
Nie płacz ew_ka, że tu miejsca brak
na polszczyznę mą
gorszych polszczyzn tutaj hula wiatr
czasem czuć ich swąd
wszak licentia poetica ma
u bystrzaków fart
wówczas biedny merytoryzm gna
aż połamie kark
Oczko zmruż, luz wrzuć
potocznej polszczyzny polub chuć
i jak ja wrzucam tu
swoje także wrzuć 🙂
Fajnego kota dostałam mailem. 🙂 Ale że go nie umiem zaprosić na Dywan, to muszę Was prosić, żebyście w jego fajność na moje słowo uwierzyli. 😎
Na stronie NIFC powieszono, że koncert urodzinowy 1 marca wykona Lukas Geniusas. Tak gwoli informacji, oczywiście załatwił to Leszczyński 😉
Pani Doroto ! Proszę już nic więcej nie pisać 🙂 Urodziny Marthy mogłby być obchodzone w Polsce, ale wiadomo-kto się nie zgodził?! Ci ludzie wzbudzają we mnie agresję ;)…
Przy okazji – widzieliście film „Bloody daughter” (mam nadzieję, że dobrze zapamiętałem nazwę). Został on właśnie nakręcony przez córkę MA, opowiada o jej życiu, widziałem zapowiedź na YT. Posyłam link do prywatnego filmu; nie można go odnaleźć w wyszukiwarce : http://www.youtube.com/watch?v=0DTatmLcR80
Miło jednak słyszeć, że Martha była zadowolna po ostatnim występie w Polsce, czekamy na więcej 😉
Rozumiem, że festiwal raczej odbędzie się bez względu na to, kto zostanie dyrektorem? Chociaż jak on będzie wyglądał to już inna sprawa…
Co do Konkursu Duetów. Nie komentuję werdyktu, ale chciałbym podkreślić, że do drugiego etapu nie zakwalifikowano najciekawszego duetu: Dębicz-Nowak. Ci artyści namieszaliby w finale.
Ojej… ogromne dzięki, Pawle, za link! O trailerze wspominałam już przy okazji relacji z Cannes.
BB – witam. O konkursie właśnie wrzuciłam wpis, ale ogólny, bez nazwisk 🙂 I etapu nie słyszałam i żałuję, bo wiedziałabym, o co chodzi.
Zgadzam się z BB, bardzo szkoda, że pierwszy etap przebiegał w „ukryciu”. Ale zdaje się, że w tym tygodniu część uczestników zagra w koncercie uczestników w sali koncertowej UMFC. Słyszałam, że m.in. właśnie Debicz i Nowak zagrają tego wieczoru (Strawińskiego!!!)
eureka – witam również. W kwestii konkursu możemy przenieść się pod nowy wpis.
Jesli sie nie myle, p. Dybowski wlasnie byl autorem szokujacego i kompromitujacego (w moich oczach) komentarza podczas ostatniego Konkursku Chopinowskiego. Na jednej z przerw (chyba w I etapie) transmisja na zywo (w TV i internecie, ogladana, jak widac bylo na fejsie, przez tysiace na calym swiecie) przeszla ze studia do foyer, gdzie ow zostal poproszony o opinie o wlasnie uslyszanych kandydatach, szczegolnie o jednym, nie pamietam z Korei czy Chin. Zapytany zrobil surowo-watpiaca mine i oswiadczyl ze „Azjaci sa dobrzy w nasladowaniu”, ale na wiecej ich raczej nie stac. Tlumaczka poslusznie przetlumaczyla na angielski i tak to poszlo w swiat.
A czy owy film można gdzieś kupić albo obejrzeć? Jest strasznie interesujący!
Wg zapowiedzi film bedzie wyswietlany w tym roku w TV Arte i RTS (Radio Television Suisse?)
http://www.festinhumour.org/IMG/pdf/Suisse_NEWSLETTER_Janvier_2012_INTERMEZZO_FILMS_.pdf
Aproposik:
http://www.tvn24.pl/-1,1734319,0,1,jak-z-kolegi-zrobic-urzednika,wiadomosc.html