Herkules łączy
Czy wiecie, jaka historyczna rzecz stała się wczoraj na koncercie Capelli Cracoviensis z oratorium Herkules Haendla? Otóż ni mniej, ni więcej, a w orkiestrze zagrali… związkowcy. Nawet przewodniczący! No i bardzo fajnie – wreszcie, pomału może nastąpi jakaś koncyliacja. Bo też nie odnosiło się wrażenia, że ten zespół jest jakąś składanką -mimo to, że wystąpili i muzycy znani z innych zespołów barokowych (Arte dei Suonatori itp.), i goście zagraniczni, czyli waltorniści z Holandii (jak dotąd barokowych nie mamy; trąbki – i owszem, były polskie, w tym pan Marian Magiera, ten sam, który podczas pogrzebu Wisławy Szymborskiej zagrał z wieży Kościoła Mariackiego Nic dwa razy się nie zdarza), czeski teorbista Jan Krejca i paru Włochów: ten pyszny kontrabasista Daniele Rossi, na którego zwracaliśmy uwagę podczas ostatniego koncertu Opera Rara, no i wreszcie wierny Alberto Stevanin, który jest nie tylko wybitnym artystą, ale muzykiem niezwykle zdyscyplinowanym. Orkiestra brzmiała naprawdę spójnie, a łączył tych ludzi entuzjazm wobec wspaniałej muzyki Haendla. Tym bardziej, że Jan Tomasz Adamus, który dyrygował tym razem, nadawał bardzo energetyczne tempa. Inaczej zresztą nie dałoby się to przeżyć: całość Herkulesa, z dwiema przerwami, trwała 4 godz. 10 minut, albowiem nie został zwidowany ani jeden fragment. Gdyby to wykonywać jakoś bardziej niemrawo, nie wyszłoby się zapewne przed północą ze Starego Teatru…
Tak więc orkiestra, ale i chór CC były mocnymi punktami tego wieczoru. Z solistami nie było aż tak wspaniale, choć ich życiorysy są efektowne. Austriaczka Michaela Selinger, współpracująca z Wiener Staatsoper (bywała tam Cherubinem, Rozyną czy Oktawianem), jako trawiona zazdrością Dejanira (po angielsku wymawiana „dedżanajra”) chwiała się na nogach, przeżywała i fałszowała – rozumiem takie chwyty w roli jednej z wiedźm z Dydony i Eneasza, ale w tak dużej roli, przy tylu ariach… po prostu było to przeszarżowane, no i trudno było dojść, czy fałszowała, żeby wzmocnić środki aktorskie, czy niepewność intonacji podkreślała przerysowanym aktorstwem (ja podejrzewam niestety to drugie). Drugą z solistek, Ruby Hughes, już tu słyszeliśmy w zeszłym roku z Minkowskim w Mszy h-moll; niespecjalnie się zaczepiła o pamięć. Natomiast tym razem, mimo ogólnie muzykalnego kształtowania fraz, jakoś zupełnie nie wyrabiała się w biegnikach, co u Haendla jest niewybaczalne.
Z panami było jakby lepiej, choć Simon Kirkbride w roli tytułowej był dość tatusiowaty w swoim wibrującym basowym śpiewaniu; o wiele więcej satysfakcji dał występ tenora Benjamina Huletta jako syna Herkulesa. Łukasz Dulewicz, na co dzień śpiewający w Capelli, odgrywał służącego Lichasa, śpiewał bardzo kulturalnie, dawał też radę z ozdobnikami, niestety głos ma nieduży i trudno powiedzieć, czy da się z niego zrobić większy. Ale wciąż studiuje śpiew, więc jest nadzieja.
Wszyscy zagraniczni goście są pod wrażeniem (a ponoć był także Paul McCreesh) rozmachu projektu oratoryjnego Capelli – na Zachodzie rzadko się zdarzają takie cykle. Przypominam, że w tej serii będzie jeszcze Solomon 25 marca, tym razem pod kierownictwem Alessandra de Marchi – kolejne cenione nazwisko – i z udziałem naprawdę interesujących solistów. A związkowcy znów zagrają w orkiestrze. Oby to był happy end tego bezsensownego konfliktu.
Komentarze
Również mam nadzieję, iż jest to koniec całej afery wokół CC! Jestem przekonany, po tym co wczoraj usłyszałem, że CC idzie w najlepszym z możliwych kierunków i stanie się wizytówką nie tylko Krakowa:)
Co do związkowców to chyba zrozumieli że to wszystko ma jednak sens. I wrócili – choć wielu z nich zasiada na innej pozycji niż wcześniej.
Pani Doroto, proszę się cieszyć że nie siedziała Pani tak blisko jak ja i nie widziała Pani różnych innych niuansów podczas koncertu;-p
Moim zdaniem bas i tenor byli najlepszymi solistami wczorajszego wieczoru. Niestety kompletnie zawiódł mnie głos i technika Dulewicza. O biegnikach Ruby Hughes nie będę się wypowiadał. Za to orkiestra rewelacyjna:D
p.s. czy zwróciła Pani uwagę na tłumaczenie wyświetlane podczas koncertu? Dostarczyło mi wiele radości:)
A jak Pan blisko siedział? Ja najpierw w siódmym rzędzie, a w III akcie usiadłam wyżej, żeby wiedzieć, jak to brzmi z góry – było trochę stłumione. Muzycy nie widzieli, bo z tyłu sali było ciemno, ale niektórzy z publiczności urządzili standing ovation 😉
Tłumaczenia istotnie zabawne, a czasem chyba osoba wyświetlająca przysypiała 🙂
Teraz kolejnym krokiem mogłyby być nagrania płytowe projektów CC – zawsze to trochę niższa cena, a i libretto na polski tłumaczone i w książeczce umieszczone być powinno 🙂
Już to sobie wyobrażam: półeczka z literką „H” (Haendel, Hercules) – Gardiner, Minkowski, a obok nich – nasza orkiestra!
Pozdrawiam!
siedziałem w 2 rzędzie, gdzie wszystko brzmiało super – wiadomo, blisko źródła dźwięku, ale byłem ciekawy jak w dalszych rzędach, bo spodziewałem się gorszej akustyki w Starym.
Słuchać i z tyłu się jakoś tam dało. Też obawiałam się, że będzie gorzej.
A we wtorek – ciekawostka:
http://klubwtorkowy.pl/
Pan Kalita nawet do mnie dzwonił, czy bym nie przyszła dla przeciwwagi, no, ale nie będę specjalnie wracać do Krakowa, zwłaszcza, że i w Warszawie mam co robić 😉 Prosili też, żeby ktoś przyszedł z Capelli, i chyba będą jacyś przedstawiciele, ale w końcu nie wiem, na kogo padnie.
dziękuje za info nt. jutrzejszego spotkania! Będę na pewno!!!
A teraz jeszcze większa ciekawostka. Nie zauważyłabym tego sama z siebie, ale mi o tym powiedziano.
Anna Woźniakowska, którą znam jako osobę solidną i kompetentną, oceniającą to, co słyszy, a nie to, co jej każą słyszeć, napisała recenzję z koncertu CC pod McCreeshem do „Dziennika Polskiego”, z którym współpracuje od wielu lat. Tekst ukazał się z wyciętą informacją, że grała i śpiewała Capella Cracoviensis. Cenzura w „DP”
http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kultura/1209054-muzyka-znana-i-nieznana.html
Weszłam na to jeszcze raz i zobaczyłam, że zostało wycięte również nazwisko kompozytora 😆 ale to chyba przypadek 😉
PK dzięki za cynk o wystawie Georgii O’Keeffe w Monachium – reprodukcje nie dają najmniejszego pojęcia o oryginałach – zwłaszcza cenne, że pokazano dużo akwareli z początków kariery, no i znakomite obrazy Nowego Jorku, parę rzeźb, mnóstwo zdjęć, Stieglitza i O’Keeffe.
Poza tym Alte i Neue Pinakothek, z cudną lekcją malarstwa niemieckiego. Reszta zawartości niezgorsza, ilość możliwa do strawienia, znakomita jakość (z wyjątkiem przelewających się cielsk u Rubensa).
Instytut Straussa w Partenkirchen – trzeba nastawić się na słuchanie (wyczerpująca kolekcja nagrań) bądź czytanie (ponoć świetna biblioteka), urocze prywatne zdjęcia, a sama willa, praktycznie nie udostępniona, bo zajęta przez pracownie, salę koncertowa oraz wnuka, całkiem całkiem, sfinansowała mu ją Salome.
Proszę pilnie o zrobienie porządku w mojej wiadomości – do wycięcia drugi akapit, przepraszma, ale mi internet działa umiarkowanie.
W zasadzie nie mam wiele do dodania do Pani recenzji i powyższej dyskusji – zgadzam się, chór i orkiestra (zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunkowo krótką historię zespołu jako – dzięki Bogu, nareszcie! – grającego już na stałe na instrumentach dawnych, już nie ważne z jakim procentowo udziałem Polaków) prezentują się naprawdę mocno, potrafią zaprezentować jednolite, przemyślane brzmienie (choć oczywiście nie zawsze w pełnym blasku perfekcji). Wspaniale było widać niekłamany uśmiech Paula McCreesha gdy prowadził CC 3 tygodnie temu (a akurat jego wykonania oratoriów GFH kocham najbardziej)! A jako zaprzedany wielbiciel (hmm, czciciel?…) Handla dodam tylko, że program koncertowy CC przerasta moje największe marzenia! Gdy na kilka miesięcy w 2011 wyjechałem do Londynu, spodziewałem się że będę tam „żył” Handlem na żywo wszędzie gdzie się da – a gdzie tam! Brawo CC! A dodajmy do tego Missę Solemnis i inne arcydzieła grane przez coraz regularniej na instrumentach historycznych – oby tak dalej. I wierzę, że z roku na rok poziom wykonawczy zespołu będzie coraz lepszy! Teraz Salomon – mają się w czym wykazać. Prosimy o recenzję, o ile tylko Pani będzie 🙂 Pozdrowienia!
Mam nadzieję, że dobrze poprawiłam 🙂
Nie byłam w Instytucie Straussa, ale chyba rzeczywiście nie ma po co zwiedzać. Cieszę się, że moja informacja o Georgii O’Keeffe się przydała 🙂 Sama nie wiem, czy będę miała okazję zobaczyć…
W Alte Pinakothek mam swojego ulubionego Boscha. Zupełnie innego. O, takiego:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Monachium2011#5580523225922940690
Dziękuję, i przepraszam
Jakub Adamski – witam i pozdrawiam wzajemnie 🙂 Na Salomonie, obawiam się, nie będę, bo w tym czasie jest inauguracja Festiwalu Beethovenowskiego i jedyna okazja, żeby posłuchać trzech naraz zwycięzców Konkursu im. Czajkowskiego: pianisty (wiadomo kogo 🙂 ), skrzypka i wiolonczelisty.
A tak, zwróciłam uwagę. Ale tam zaraz był też Giotto…. Cudny dzień.
I ci wszyscy Niemcy od świętych.
Bardzo też lubię te „komiksy”:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Monachium2011#5580523486436013954
Pani Doroto, odnosiłem wrażenie, że główna bohaterka była lekko niedysponowana http://bachandlang.blogspot.com/2012/03/hercules-tym-razem-z-oklaskami.html Stąd chyba te drobne problemy…
Nie chciałam tego pisać, ale sprawiała na mnie wrażenie nie całkiem trzeźwej… Nawet bałam się, że zaraz się potknie i upadnie. Ale to było aktorstwo (kiepskie, ale zawsze), bo w cywilu już zachowywała się normalnie.
Widzę, że pod wieloma względami się zgadzamy 🙂
Nie zawsze. Pani nie lubi Glassa, tak jak ja 😉
Ja miałam na myśli wczorajszy koncert 😉
Where shall I fly ? – to jest cudo! na yt wyświetla się to jako pierwsze…
http://www.youtube.com/watch?v=iOFHISqfwjk
Pani Doroto!! Sciskam serdecznie -gratuluje krytyki. Mnie nie bylo niestety na koncercie, ale chyba jestem w stanie podzielic niejakie opinie, zwlaszcza co do mezzosopranistki,z ktora wielokrotnie mialam okazje wystepowac…… Przedpremierowo,jako Gilda-pozdrawiam z Freiburga!! A.Zamojska
Jak juz mowa o baroku. Pare dni temu zawital wreszcie do Toronto Jordi Savall. Pisze wreszcie, bo mial byc rok temu, ale mial wypadek, potem zmarla Montserrat Figueras.
Gral nieslychanie fajny koncert – Folias Antiguas & Criollas: From the Ancient World to the New World. Wystapily dwa polaczone zespoly: Hesperion XXI and Tembembe Ensamble Continuo z Meksyku. Wiele utworow, zgodnie z duchem epoki, bylo improwizowanych. Solowki na instrumentach perkusyjnych (kastaniety, marakasy itd – nawet nie znam ich wszystkich) byly zupelnie niesamowite; przyspiewki nie ustepowaly wyczynom na innych instrumentach. To co mnie zaskoczylo, to ze nie bylo zadnego instrumentu detego – zadnego fletu, piszczalki, okaryny czy czegos takiego.
Jedynie co troche uderzalo, to ze wszystko bylo na powaznie, troche za powaznie jak na taki rodzaj muzyki.
Na koniec maestro odegral elegie ku pamieci M. Figueras.
Oprócz starych nut nie znaleziono niczego.
Poza nimi jeszcze tylko palta, surduty, spodnie, skarpety, buty, szaliki i coś tam jeszcze w ilościach właściwych najuboższym.
I jeszcze te słowa, pisane w liście do przyjaciela:
Co noc, gdy kładę się spać, mam nadzieję nigdy się już nie obudzić, i każdy ranek przypomina mi o niedoli dnia wczorajszego.
Te dwie frazy łączą się, dopełniają. A przede wszystkim przygniatają. Spowalniają myśl. I pozostawiają z pytaniem: dlaczego?
Cóż z tego, że odpowiedź nie skrywa się w jakichś mrocznych niedopowiedzeniach, właściwie prawie wszystkie fakty są znane. Tylko zawsze na końcu zostajemy z tym zdumieniem i bezradnością wobec pytania: dlaczego?
A przecież Franciszek też musiał zadawać je sobie po wielokroć.
Zadawał je i pisał. Cierpiał i pisał. Tęsknił i pisał. Tak właśnie – nie „pragnął”, tylko „tęsknił” – bo to bardziej oddaje istotę jego natury. Tej natury, która pomimo wszystko przepojona jest ciepłem dla świata. Nie rzuca jej wyzwania – tak jak Beethoven. Raczej skargę. Albo raczej nie zdążył tego wyzwania rzucić.
To, pomimo wszystko i wbrew okolicznościom, postrzeganie świata lepszym, pogodniejszym – widoczne jest w sposób szczególny w jego symfoniach. Od uroczej pierwszej, napisanej w wieku 15 lat. Po ostatnią „Wielką”. Wyjątkiem jest oczywiście Symfonia h-moll.
Wszelkie kompletne wykonania, pełne cykle itp. zazwyczaj budzą we mnie uczucie obawy. Które można oczywiście długo uzasadniać. Ale jeszcze krócej można uzasadnić, że istnieją wyjątki od tej reguły. Najkrócej jak się da: Marc Minkowski i jego muzycy:Les Musiciens du Louvre – Grenoble.
W trzydziestym roku od powstania zagrali pełny cykl symfonii Franciszka Schuberta w wiedeńskim Konzerthausie, w dniach 2-5 marca.
Zaczęło się, niestety, dramatycznie. Po prostu nie dojechałem na pierwszą część pierwszego koncertu, bo przed Brnem zamknięto autostradę i był makabryczny korek. Przestoju nie dało się odrobić i ostatnie dwie części IV symfonii (Boże ty mój, przecież jest w tej muzyce taka eksplozja pogody i radości) obejrzałem i wysłuchałem z telebimu w holu. Wściekły, że nie na sali, ale równocześnie szczęśliwy, że już obok. I to szczęście, poparte ruchami nóżek i rączek (no nie da się przy tej muzyce nie machać nimi) pozwoliły uniknąć apopleksji nerwowej. Gdy tylko spłynęły na mnie (i prawie pełną salę) pierwsze dźwięki trzeciej, D-dur, poczułem się jak na spotkaniu ze starymi przyjaciółmi. Tymi najbliższymi sercu. Nie będę oszukiwał – tak postrzegam ten zespół.
W związku z czym następnego dnia przed koncertem widząc w korytarzu mapap – nie wytrzymałem i machając zawzięcie łapami doprowadziłem pana pilnującego przejścia służbowego do bezwarunkowego otwarcia drzwi. No i było przesympatycznie – z mapapem ma się rozumieć. Przy okazji poznałem drugiego „naszego” człowieka w orkiestrze. Debiutującego jako pierwszy fagocista (i to znakomicie) p. Tomasza Wesołowskiego.
Na początku tego dnia dyrektor Konzerthausu zapowiedział zmianę w kolejności: najpierw symfonia II, następnie V i dopiero po przerwie – „Niedokończona” (w programie było: II, Unfinished” i V – co akurat mnie dziwiło).
To, co uczyniono w Andante II symfonii B-dur z cyklem wariacji – to była zaiste rozkosz. Była w tym graniu jakaś niesłychana czułość, słodycz, pogoda – taki dzień z życia pozbawionego trosk, kończącego się cudownym wyciszeniem. Ponieważ wszystko ukaże się na płytach – to tę akurat część można zapisywać na receptach skołatanym duszom potrzebującym uspokojenia. A jako alternatywę – Andante z V symfonii – z jego niebiańskim spokojem i kapiącym z schubertowskiej partytury elizjum. Zresztą w ogóle ta Piąta jest takim swoistym con amore – dla rodziny, przyjaciół i świata całego. Olśniewa magią prostoty. Cały Franciszek. Wówczas już (!) osiemnastoletni. No i zagrane to zostało – con amore!
No a po przerwie zdarzyło się.
Już na wstępie Maestro MM dłużej niż zazwyczaj wyczekiwał na wyciszenie i osiągnięcie maksymalnej koncentracji – wszystkich na sali. Gdy z tej zastygłej ciszy wyłoniły się jak z niebytu pierwsze ledwie słyszalne dźwięki wiolonczel i kontrabasów – poczułem dreszcze. Gdy wszedł klarnet – włos mi się uniósł. Marc Minkowski przyzwyczaił nas już do tego, że gdy bierze na pulpit o(z)grane partytury, to usłyszymy je tak naprawdę po raz pierwszy. Odsuwając wcześniejsze na bok. Jak on to robi? Wydaje mi się, że najprostszą odpowiedzią jest stwierdzenie, że on po prostu na pierwszym planie stawia kompozytora i jego tekst. Jest wobec niego służebny – w sferze czynu, a nie deklaracji. Cała sfera tzw. interpretacji – wypływa z intuicyjnego współodczuwania z kompozytorem. A intuicję się ma albo nie, co w sztuce przekłada się na proste: artystą się jest lub nie. No dobrze – czasami intuicja zawodzi, a artystą się bywa…
Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki symfonii, na sali zapanowała niezwykła cisza, która trwała jako ta niebiańska dłużyzna. Zresztą podczas całego wykonania skupienie sali było wręcz niezwykłe. Brało się ono również z tego, że Minkowski nie wykonał jej na sposób monumentalny. Monumentem samym w sobie jest tu muzyka. Nie trzeba miażdżyć patosem podbitym blachą (puzony były wręcz stonowane). Trzeba zadbać o pracę poszczególnych grup, o solówki – to one tworzą ten klimat. Drzewo zagrało zjawiskowo, waltornie – jak oni to robią, że na rogach naturalnych osiągają taką precyzję. A kontrabasy – jeszcze teraz ciarki po mnie chodzą. Podobnie jak wiolonczele. Powiem tylko tyle – cholernie wzruszyłem się.
Tak jak po symfoniach londyńskich sprzed dwóch lat do dzisiaj żywe jest we mnie wspomnienie radosnych chwil spędzonych na słuchaniu muzyki papy Haydna, tak po tej „Niedokończonej” pozostanie żywe na lata wzruszenie. To są te chwile, w których słowa „geniusz”, „absolut”, „uniesienie” tracą swą frazesowość, trywialność codziennego użytku. Wszystko to za sprawą 26-letniego Franciszka Sch. Któremu serce oddał Marc M. i jego cudowny zespół.
Jak mawiała pewna pani profesor, wszystko dobre co się kończy w C-dur. Zatem na koniec dwie symfonie w tej tonacji : VI – „Mała” i „Wielka” (swoją drogą poplątanie z tą numeracją straszne jest). W „Małej” bardzo lubię Andante, gdy puls kontrabasów i wiolonczel przywodzi na myśl Andante ze 101 Symfonii „Zegarowej” Haydna. Gdy je słyszę u p. MM – to upływ czasu mnie przeraża jakby mniej. Zwłaszcza gdy płynie na słuchaniu tych pastoralnych śliczności z finałowego Allegro, pod które można podłożyć tuzin scenek rodzajowych.
Największą swoją symfonię Franciszkowi nie było dane usłyszeć (podobnie jak „Niedokończonej”) – jako pierwszy poprowadził ją Mendelssohn w 11 lat po śmierci Schuberta. Potężna, stawiająca wielkie wymagania muzykom. Dająca materiał do przemyśleń i inspiracji następcom, sama będąc owocem inspiracji symfoniką Beethovena w pierwszej kolejności, ale i Haydna. Jednak jest to absolutnie autonomiczne dzieło. Choćby marsz z Andante con motto – i cała ta część. Zniewala inwencją; wyobraźnia muzyczna Schuberta jest tu nieokiełznana. Szalony lendler w scherzu i finałowe Allegro vivace (gdy smyczki mają do przerzucenia tony nut) dopełniają obraz tego, co utraciliśmy wraz przedwczesną śmiercią Franciszka.
Marc Minkowski po pierwszym zejściu ze sceny – na burzy braw – pierwsze co zrobił, to zmienił bluzę na suchą. Myślę, że to najlepiej odda istotę jego interpretacji. Jest to niewątpliwie inna rzeczywistość w warstwie brzmieniowej. Jak do niej odniosą się miłośnicy wykonań pomnikowo-postumentowych trudno powiedzieć. Pewnie wytkną wszystko to, co zazwyczaj wytykają. Mnie bardziej natomiast interesuje odpowiedź na pytanie: co na tę wersję powiedziałby autor? Nie wiem. Ale nie przekracza granic mojej wyobraźni scena, w której uściskałby serdecznie Marca Minkowskiego i poszedł z całą orkiestrą do gospody „Pod niebieskim jeżem”. Szczęśliwy i wdzięczny. Czyli zrobiłby to, na co mam ochotę i ja.
PS. Sale na koncertach prawie pełne (to „prawie” to paręnaście wolnych miejsc), entuzjazm wielki, oprócz płyt był rejestrowany obraz i jakiś 1,5 godzinny materiał będzie w Mezzo/Arte. A poza tym pogoda. W dzień goniłem wiewiórki koło pałacu Lichtenstein, dopóki jedna na mnie ryknęła, żebym ten swój fotoaparat wsadził to i ówdzie, bo ona ma życie prywatne i chroniony wizerunek. Oki, mała, rzekłem. I przeflancowałem się w kierunku wróblaszczego sforzando w krzakach obok. Na wróble jednak można liczyć. Pa.
Pobutka.
Dobry początek dnia. Najpierw podróż do Wiednia, dopiero potem pobutka. Rycząca wiewiórka niepokoi, ale nie na tyle, by zrezygnować z porannej herbaty. Powolne przejście ze snu w jawę – z Dwójką łagodniej.
Zawsze słucham Herkulesa z najwyższym wzruszeniem – to była pierwsza opera barokowa którą poznałem – nie było jeszcze zespołów historycznie poinformowanych – albo dopiero powstawały. Zdaje się, że tamtym Herkulesem dyrygował Solti i przypomina mi się jeszcze jakby Ralf-Johnson. Ale może mi się już wszystko plącze…
Rolfe-Johnson, jeśli już 🙂
Dzień dobry 😀
No, Joyce DiDonato jako Dedżanajra to jest to. I jakoś nie musi się fałszować, można tylko czasem podkolorować, nadrobić aktorsko, ale po prostu śpiewać muzykę.
Dzięki dla 60jerzego za barwną relację – i jak zwykle zazdrość, że się tam również nie było… Czy oni gdzieś jeszcze w najbliższym czasie będą grać tego Schuberta?
Pani Olu – witam 😀 Ogromnie miło Panią tu spotkać. Muszę się w końcu gdzieś wybrać, żeby wreszcie Pani posłuchać na żywo 🙂
A jak jedna spiewaczka krytykuja na forum druga spiewaczke, to to dosc smutne chyba jednak jest. Mimo wszelkich racji nawet.
Przepraszam za prywatę. Czy ma ktoś może to nagranie:
http://www.amazon.com/gp/product/B000005E8N/
Próbuję je bezskutecznie nabyć. Trudności mnie przerastają.
Nowa zabawa w Krakowie:
http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kultura/1211623-capella-nova-jak-dawna-capella.html
Jak rozwinie się z tego dobry zespół, to właściwie why not.
Zobaczymy czy Nova Capella obroni się i będzie w stanie się utrzymać oraz zaoferować coś atrakcyjnego, zobaczymy…
Większości muzyków wymienionych w artykule nie znam, ale p. Mleczkę pamiętam jako dobrego oboistę. Niech spróbuje to pociągnąć, powodzenia.
A jeszcze, jakiś czas temu ubawiło mnie to:
http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kultura/1210178-sukcesy-wyrzuconych.html
Wśród równie zabawnych komentarzy pod artykułem prawdziwą istotę fenomenu oddaje komentarz podpisany laszlo. O jednej z płyt nikt nie słyszał poza nominującymi osobami (zapewne też z DUX – to jedyna firma, której przedstawiciele są w radzie Akademii Fonograficznej), co zaś do Zieleńskiego, osobiście z jego recenzowania w końcu zrezygnowałam, bo głupio mi było stwierdzić, że to po prostu nudne jak flaki z olejem. Emma biedna już też powinna się oszczędzać, bo smutno słuchać, kiedy osoba, którą pamięta się, jak śpiewała kieby słowiczek, nie wyrabia się na zakrętach…
@60jerzy
Piekna recenzja. Dziekuje.
Pójdę na pierwszy koncert Capelli Novej i z przyjemnością ich posłucham. No chyba, że będą akurat grać muzykę filmową 😉
A w kwestii Where shall I fly, to uwielbiam wersję Kożeny z jej płytki – recitalu Haendlowskiego. Super. http://www.youtube.com/watch?v=GJTLbgN3_GM
Ech, żeby to mieć uszy i duszę 60Jerzego. Ile by się pięknych rzeczy można pięknie naprzeżywać…
Ja to zazdroszczę Jerzowi nie tyle samej obecności, co tych uszu i tej duszy. 🙂
Obawiam się, że jednak będą grać głównie muzykę filmową. 🙂 Ale nie słuchajcie mnie, cynik jestem i czasem moje wizje się nie sprawdzają. No dobra, nie pamiętam takiego przypadku, jednak teoretycznie mogą się kiedyś nie sprawdzić. 😛
Dobre jest to, że po zaledwie dwóch czy trzech latach wrzasków i martyrologii państwo ruszyło tyłki i zajęło się czymś konstruktywnym. To rzadkość wśród związkowców.
@Pietrek 2:31
Szacun wielki, że wreszcie ktoś w internecie napisał nazwę zespołu bez błędu. Gugiel na chama chce poprawiać ensamble na ensemble. 🙂 A to jest znakomity ensamble, najlepszy był jeszcze bez Tembembe w nazwie, zanim wpadli w objęcia Savalla. Lee Santana nagrał z nimi płytę kilka lat temu, nie jest bardziej poważna niż trzeba i tylko w odpowiednich miejscach. Maestro jak zwykle przesadza, my uże priwykli.
Dętych nie ma, co rzeczywiście się mija z współczesną meksykańską cepelią, ale jest merytorycznie bardzo uzasadnione. Meksykańskie trąbki to dużo późniejsze zjawisko, z innej, miejskiej bajki, przede wszystkim powinny być gitary wszelkich rozmiarów. Już kończę się wymandrzać, mam wzgląd na innych, czyli Los Otros. 🙂
@mt7
Na ebay’u jest wersja wzbogacona (poszukiwane wykonanie plus St John Passion, B Minor Mass)
http://www.ebay.pl/itm/Ton-Koopman-Js-Bach-St-Matthew-Passion-St-John-Pas-/290675167497?pt=UK_CDsDVDs_CDs_CDs_GL&hash=item43ad971109#ht_997wt_1185
i to można kupić zaraz (tania przesyłka z UK).
Proszę rozważyć bo kosztuje tylko troszkę więcej niż nowy egzemplarz wskazanej płyty w USA. (29 $ lub 20,79 GBP za 7 CD)
Jeśli linkowana wersja to na początek maja dopiero mogę obiecać lub z kosztami większymi zaraz (wysyłka Stany-Stany-Polska).
Marznący Mżawka,
dzięki, ze się odezwałeś.
Ściska mnie w dołku ze złości, bo z tym Amazonem mam same problemy. Zakup chyba mnie przerasta.
Nie wiem, co jest w tym większym komplecie, bo nigdzie nie można znaleźć szczegółów.
Wytwórnię Erato nabyła odnoga Warner coś tam, którą wchłonął Warner inny coś.
Mnie chodzi dokładnie o nagranie z 1993 roku, które ukazało się w 1994, usłyszałam fragment we wczorajszej audycji z Panem Stanisławem Leszczyńskim i zachwycił mnie.
Sprawdzałam na europejskich stronach Amazona, jest na francuskiej, ale za żadne skarby nie mogę przebrnąć przez adres wysyłki, bo mówi, że wymiary nie są standardowe i prosi o podanie innego adresu. Poszukiwanie alternatywy zajęło mi cały wieczór, bez efektów.
Na amerykańskim Amazonie trzeba przejść całą procedurę podawania, wypełniana danych, żeby na koniec powiedział, dziękuję, nic z tego.
Początek maja, to nie tak odległa perspektywa 🙂 mogłabym poczekać.
Podaję namiar mt7[at]gazeta.pl.
czytając teksty o sukcesach wyrzuconych i Novej Capelli coś mnie trafia… Zobaczymy co będzie dziś o godz. 18 na spotkaniu w „Imbirze”. O ile wyjdę ze spotkania cały i zdrów napisze kilka słów co i jak było 🙂
mt7, przyslij mi dokladnie czego szukasz.pliz.
Mt7, probowalem Ci zakupic z mojego amazonowego konta to czego poszukiwalas, ale brytyjski Amazon tego nie ma na skladzie..
Probowalem tez wejsc z wlasnego konta ebayowego na to co proponowal Marznavy Mzawka, znacznie tansza wersje tego co owszem, jest na amazonie, ale ta sprzedaz jest zablokowana juz – widocznie ktos nas uprzedzil.
Sorry.
Bardzo chcialem sprawic Ci przyjemnosc. Ta sama plyta lub komplet na amazonie jest jakos potwornie droga i zadrzala mi lapa. 😳
Bardzo czekam na relację Jakuba Lisa 😀
Może przy okazji poproszę o przegranie od wiadomej osoby 😉
A jak na razie, audycja została wrzucona do sieci 😀
http://www.polskieradio.pl/8/651/Artykul/553524,Stanislaw-Leszczynski-najlepiej-w-domu-z-wlasnymi-plytami
Kot Mordechaj,
Płyta na ebayu jest nadal. jedynie z komunikatem: Sprzedający estocks wymaga natychmiastowej płatności za ten przedmiot w systemie PayPal.
Powinno działać.
Ta płyta znajduje się, płytotece Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu ,Filia 61, ul.Wroniecka 15. Dostęp do zbiorów jest wolny.
Mam poszukiwaną pasję, postaram się udostępnić, proszę o maila na priv. (paulszaj[at]wp.pl)
Kocie Najdroższy.
Już mi pomogła Beata na niemieckim amazonie znalazła używany komplet i już nabyłam.
Nie wiem, jak szukałam wczoraj, bo nie mogłam tam jej znaleźć.
Dzięki, Wam, dobrzy, życzliwi ludzie, Marznący Mżawko, Mordko moja i Beatko.
Zbiorowym wysiłkiem udało mi się nabyć. 😀
To Beata tu bywa, tylko się tajniaczy 😯 😀
Tobie również serdecznie dziękuję, Szujski. 🙂
Tyle życzliwości, jesteście fantastyczni!!!
MM, ja uzywam na eBayu tego systemu platniczego, ale i tak nie dalo sie zakupic. 🙄
Beata (ostatnimi czasy Przelotem) dzisiaj ucztowała na Dywaniku przy 60jerzowej relacji z Wiednia. Wielkie dzięki i pozdrowienia serdeczne dla Autora 🙂 W odróżnieniu od Bobika zazdraszczam również samej bytności w Konzerthausie, bo jednak szczęście duszy odbiorczej zależy w dużym stopniu od duszy nadawczej. Działa to również w drugą stronę – MM lubi nagrywać nawet b. obszerne programy na żywo ze względu na towarzystwo dusz odbiorczych. Dlatego dobrze, że 60jerzowa dusza uczestniczyła w nagraniu! Kolejna szansa na komplet symfonii Schuberta w wykonaniu MM&Co. we wrześniu w Brukseli (11, 12, 13).
W miniony piątek uściskałam po koncercie w Poznaniu Julię Leżniewą, która zadeklarowała, że zamierza się skupić teraz już głównie na baroku.
Cieszę się, Siódemeczko, że niemiecki amazon nie stroił fochów!
Pozdrowienia dla Kierownictwa i Frędzelków 🙂
8 marca w medici.tv:
http://www.medici.tv/#!/otello-ossia-il-moro-di-venezia-rossini-opernhaus-zurich-moshe-leiser-patrice-caurier
Cecilia Bartoli (Desdemona) 😀
No, nareszcie jest. Musiałam się naskarżyć autorowi. 🙂
Posłuchajcie ludzie skarbów Pana Leszczyńskiego.
@Marznący Mżawka; mt7
Poszukiwana przez was płyta jest na brytyjskim Amazonie tutaj :http://www.amazon.co.uk/Js-Bach-Matthew-Passion-Minor/dp/B0050TOVLK/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1331056168&sr=8-1
Z darmową przesyłką wychodzi nieco drożej niż w podanej aukcji eBayowej.
„Klasyczny” Gardiner w podobnym repertuarze o 10Ł mniej tutaj: http://www.amazon.co.uk/J-S-Bach-Christmas-Oratorio-Matthew/dp/B00008RWR9/ref=cm_lmf_tit_1_rdsssl0
Wielki Wodzu – dzieki za pochwale przed frontem.
Dobrze, ze uszedl mi na sucho Hesperion XXI – zamiast Hespèrion XXI 🙂
Jezeli idzie o fifulki, czy raczej ich brak, to z grubsza polowa muzyki pochodzila ze starego swiata, a ta chyba w owe obfitowala.
Muzykę wycięto, więc trzeba sobie poszukać.
Szkoda, bo piękne były fragmenty.
Wróciłem właśnie ze spotkania dot. CC i nie wiem co napisać… chyba za dużo by opowiadać:)
No, ale tak pokrótce, prosimy… 🙂
Beato Przelotem 😉 – dzięki za przelotne odwiedziny 🙂 Ciekawe, że Julka zdecydowała się jednak na barok. Rossiniego trochę szkoda… No, ale płyta jest 😉
„Chcemy prawdy” – zdanie które padło podczas prawie 3h spotkania w „Imbirze” najlepiej oddaje to co się działo, a także jasno daje do zrozumienia jakie poglądy (nie tylko nt. CC) dominowały podczas spotkania. Swoją drogą byłem chyba najmłodszym uczestnikiem, zaniżając mocno średnią wieku. A szkoda… (przepraszam jednocześnie za długi wywód!) 😀
Żałuję również, iż na sali byłem bodajże jedynym, który miał nieco inny ogląd na kwestię CC. Swoją drogą było to pewne patrząc na zaproszonych do dyskusji gości, choć na początku spotkania podkreślono, iż Adamus oraz Handzlik zaproszenia nie przyjęli (przewidując czym to się by mogło skończyć to chyba mądry wybór z ich strony).
1. Nt. Capelli Nova niczego się nie dowiedziałem poza tym że zostało zawiązane stowarzyszenie jest i jest chęć stworzenia zespołu kameralnego. Zero konkretów typu: profil zespołu czy źródło dofinansowania itd.
2. Przeraziły mnie stwierdzenia prof. Gałońskiego, z którymi zgodzić się (przy całym szacunku dla niego) nie mogę! Czy faktycznie zespół grający wszystko jest lepszy od zespołu specjalizującego się tylko np. w muzyce dawnej? Czy faktycznie dany profil zespołu ograniczającego się do wykonywania tylko repertuaru np. barokowego jest „jak bar w którym serwuję się tylko zupę pomidorową”? Czy faktycznie ludzie nie chcą słuchać zespołów o danym profilu, bo się szybko nudzi? Czy granie muzyki dawnej, w którym repertuar jest wąski i „często mało wybitny” to „lipa” jak został określony powrót do korzeni? Zdaniem prof. tak… Dochodziły do tego argumenty typu „po co odtwarzać to? Może przestaniemy się myć bo dawniej ludzie rzadziej się myli…”. Aaa!
A GW to tabloid od którego wszystko się zaczęło 🙂
3. Od pana Mleczko dowiedziałem się, iż koncertem CC którym dyrygował A. Parrott był zszokowany – kiepskie brzmienie itd. Nie słyszałem więc nie ustosunkuję się, może ktoś ma inne zdanie na ten temat? Do tego dodał że instrumenty na których grają obecnie muzycy to nie kopie instrumentów muzycznych to nędzne podróbki. Zapytał mnie również czy ja i inni naprawdę nabieramy się na nową jakość brzmienia CC.
4. Rzecz najważniejsza! Przez którą nie do końca nie wiem co myśleć i przez którą się zaplątałem w tym wszystkim. Podkreślane było iż cały spór nie rozbiega się o to że jest zespół grający na dawnych instrumentach itd. lecz na tym że muzycy zostali oszukani. Dlaczego? Sposób wymiany dyrekcji przebiegł w sposób skandaliczny, a do tego sposób sprawowania władzy jest nie do przyjęcia. Muzycy podkreślali iż czują się oszukani, gdyż obiecano im dwa zespoły działające jednocześnie – z zwanymi i współczesnymi instrumentami. I tu nagle stało się inaczej. Nie dowiedziałem się ile osób zostało zwolnionych, bo ponoć ta liczba (nawet dzisiaj) się zmienia. Mają pretensje w jaki sposób to się odbywa itd. Są źli że zawłaszczona markę CC pod którą stworzono coś innego nie zgodnego z tym czym CC była. Sam już się w tym wszystkim pogubiłem…
PYTAJCIE JAK CO 🙂
Miało przyjść tam parę osób reprezentujących obecną Capellę. I co, przyszli?
chyba nie. przynajmniej nikt nie ujawnił się 🙁
Miała być szefowa biura oraz Jakub Puchalski. Trudno, żeby ich nikt nie rozpoznał, choć kto wie? Może stwierdzili, że w tej atmosferze nie ma o czym gadać, i się nie ujawnili.
Trochę żałuję, że mnie nie było, bo jednak tak łatwo się mnie nie zakrzyczy – mam swoje argumenty 😆 Jednak, jak powtarzam cały czas, mogę się zgodzić, że cała sprawa została rozwiązana przez władze miasta mało elegancko. Prezydent mógł ogłosić, że rozwiązuje CC, ponieważ miasta nie stać na taką orkiestrę, i powołać zupełnie nowy zespół muzyki barokowej. Walczono by może i tak o zachowanie orkiestry, ale braku kasy się nie przeskoczy. Że z kolei takie miasto jak Kraków powinno mieć orkiestrę barokową i to wstyd, że jej dotąd nie było (były prywatne kameralne inicjatywy, a to przecież nie to samo), to oczywista oczywistość i nikt by przeciwko temu nie protestował, gdyby po prostu użyto nowej marki.
A swoją drogą, choć p. Gałońskiemu jestem wdzięczna za różne wspaniałe nazwiska sprowadzane na Muzykę w Starym Krakowie, jestem zdumiona tym, co – tak się muszę niestety wyrazić – wygaduje 🙁
zgodzę się z Panią, choć o sposobie w jaki sposób to się stało nie znałem szczegółów 🙁
Ja zabrałem głos, ale nie będę ukrywał że nie było to wzorcowy wywód. Młody jestem, ale ćwiczyć warto 😀
Słusznie 😀
Jeszcze a propos wypowiedzi p. Gałońskiego – przecież sprowadzał np. Boba van Asperena czy Jordiego Savalla – oni też grają tylko zupę pomidorową? 😯 Emma Kirkby też?
Właśnie tu była rozbieżność w zeznaniach nr 1. Podkreślał sam iż to on zapoczątkował w Polsce praktykę grania na instrumentach z epoki, że on sprowadził jako pierwszy Savalla itd. Chyba to wszystko tyczyło się tego że nie można grać tylko jednego repertuaru typu np. tylko muzyka dawna. I dlatego dawna CC to ideał bo grali wszystko. A dla mnie wszystko znaczy nic!
No, to może też przesada, że wszystko znaczy nic. Znam np. wiele takich wypadków, że ktoś łączył zainteresowania muzyką dawną i współczesną – to bardzo ciekawe połączenia. Interesujące, że takich przypadków niemało było w Rosji, np. Aleksiej Lubimow grywał kiedyś awangardę, a teraz też ma dość szeroki rozrzut repertuaru (przypomnę cudownego Brahmsa na ostatnim ChiJE). Tola Grindienko zajmował się również awangardą, zanim założył Drewnierusskij Rasspiew. Melnikov też gra różne rzeczy i na różnych fortepianach; często grywająca z nim Isabelle Faust, którą uwielbiam, także.
A i mój ukochany Herreweghe, który może dyrygować i Bachem, i Brahmsem, i Mahlerem, i nawet Symfonią psalmów Strawińskiego.
Doktrynerstwo zawsze jest przesadą.
bardziej chodziło mi o zespoły grające każdy repertuar jaki im przyjdzie do głowy -zgodnie z zasadą „nie ważne co gramy i jak gramy, ważne że gramy”.
Dobrej nocy życzę i czekam na kolejny tekst 😀
Dobranoc 😀
ale obecna cc gra roznorodnie przeciez! bo i Bacha i Mozarta i Beethovena i Schumanna tez wkrotce. no zupelnie jak Herreweghe…
To może jeszcze dojdzie i do Strawińskiego 😉 A swoją drogą już ciekawa jestem, co to będzie z tym Schumannem…
Dostałam mailem relację od kolegi, który był w Imbirze i stwierdził, że rzeczywiście nie było o czym gadać, więc nie gadał 🙁 Faktycznie, jeśli padały tam głosy typu, że do obrony starej CC trzeba uruchomić telewizję Trwam itp., to już wiele więcej się nie da powiedzieć 😛
Za miłe słowa – zwłaszcza o moich uszach – mersiki wielkie.
Chyba jednak cos z ta obrona jest na rzeczy, bo wlasnie sie dowiedzialam, ze nad Sekwana powstalo Stowarzyszenie Obroncow… wiadomo, czego. No, tego z Krakowskiego.
No nie 😯
Tak, Pani Kierowniczko. Tak. Zrobilam oczy takowoz. Takie popiatne.
Pragnę zauważyć, że są polscy, świetni waltorniści barokowi, ale nie koniecznie pracują w Polsce i nie koniecznie jako waltorniści barokowi… a CC ich nie wiedzieć czemu nie zaprasza..
… po drugie; pragnę poinformować autorkę, że nawet „najgłośniejszy” kontratenor na świecie nie zaśpiewa zadowalająco w operze Wagnera. Na koncercie z muzyką barokową najlepiej zarezerwować sobie miejsce w którymś z pierwszych rzędów..
Andrea – witam. Skoro nie pracują w Polsce, to skąd mają się wziąć? Może JTA o nich po prostu nie wie. Trudno mi powiedzieć.
Co do „po drugie”, nie byłam pierwszy raz w życiu na koncercie muzyki barokowej 😉 Jakoś są kontratenorzy, których słychać także z balkonu FK. Sala teatralna jest trudniejsza. A Haendel nie Wagner, naprawdę 😆