Pięć chińskich instrumentów

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Kilkadziesiąt osób, w tym zapewne większość zaproszonych jak ja, przyszło dziś do Studia im. Witolda Lutosławskiego, by posłuchać przedstawicieli – a raczej pięciu przedstawicielek – Chińskiej Orkiestry Hongkongu. Orkiestra w pełnym składzie liczy 85 muzyków i gra jeszcze na wielu innych instrumentach – panie ograniczyły się do strunowych, a jest tam też oczywiście dużo dętych, no i oczywiście po ileś w grupie. Dostałam właśnie od sympatycznej pani dyrektor album (CD plus dwa DVD) zarejestrowany na belgijskim Klarafestival; jak będę miała więcej czasu, oczywiście się zapoznam.

Mieliśmy więc do czynienia, jak wspomniałam, z instrumentami strunowymi, ale niekoniecznie jest to tak, jak w powyższym linku. Otóż pipa jest czymś pośrednim między lutnią a mandoliną, ale większą (trzyma się ją pionowo, gryfem do góry), a zheng trudno nazwać chińską cytrą, bo jest dużo od niej większy. Co do pozostałych, to już się bardziej zgadza: yangqin to cymbały, zhongruan to też coś lutniowo-mandolinowatego, ale o całkowicie okrągłym pudle rezonansowym. Ja najbardziej jestem zafascynowana brzmieniem erhu, jedynego w tym zestawie instrumentu smyczkowego o przedziwnym, trochę jakby przypominającym głos, niespodziewanie donośnym (przy tak małym – ale za to głębokim – pudle rezonansowym) dźwięku.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Zespół w dość oryginalny sposób łączy muzykę tradycyjną z dziełami współczesnych kompozytorów. Ta współczesność zresztą jest przez nas czasem trudna do rozpoznania, ale parę utworów brzmiało wręcz awangardowo, tj. z awangardowymi chwytami rodem z Europy, jak klastery, pukanie w pudło rezonansowe i różne rodzaje pobudzania strun. Ale dla nas i tak to wszystko to język obcy i trudno nam znaleźć odniesienia, nie mając orientacji w kontekstach.

Ciekawy eksperyment będzie niedługo udziałem młodego polskiego kompozytora Wojtka Blecharza. Zaraz po moim pobycie w Chinach parę lat temu była tam również delegacja Związku Kompozytorów Polskich i w efekcie rozpoczęła się współpraca. W ramach tej współpracy przyjechali i dzisiejsi goście – ZKP był jednym z organizatorów koncertów w Warszawie i Lublinie. Ale Wojtek za parę tygodni jedzie do Pekinu na rezydencję przy orkiestrze Zakazanego Miasta. Będzie się uczył grać na różnych chińskich instrumentach i coś na nie stworzy. Ciekawe, co wyjdzie z takiego przeszczepu.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj