Haendel – i po Bachowskim
Formalnie świdnicki Festiwal Bachowski kończy się niedzielnym tzw. nabożeństwem kantatowym w Kościele Pokoju, ale w tym roku nie będzie kantat, tylko będzie grał na organach Marek Pilch, więc sobie daruję. Dla mnie festiwal skończył się już wieczorem, tym bardziej, że ta końcówka była mocna. Także frekwencyjnie, bo rzeczywiście przybyły tłumy.
Ariodante, jedna z najbardziej efektownych oper Haendla, trwa, jak to często u niego bywa, cztery godziny z przerwami. I tym razem wielu wytrzymało do końca, choć byli i tacy, co opuścili koncert po drugiej przerwie. Ale kto był, raczej nie mógł się nudzić.
W roli tytułowej wystąpiła Michaela Selinger, którą swego czasu strasznie objechałam przy tej okazji. Cóż, dziś można stwierdzić, że wtedy naprawdę miała zły dzień i próbowała to zapewne jakoś pokryć zachowaniem scenicznym. Dziś, choć też parę razy jej się zdarzyły drobne zgrywy a la Simone Kermes, to intonacja, może poza paroma wahnięciami w powolnych ariach, była bez zarzutu. Stanowiły prawie gwiazdorski duet z Ginevrą – Natalią Kawałek, którą słyszałam już zarówno kiedyś tam w WOK, jak i w zeszłym roku na konkursie młodych zespołów barokowych w Świdnicy (w swoim zespole była najmocniejszym ogniwem). Z czołowych postaci zwracał też uwagę Piotr Olech jako Polinesso, robiący piękne miny negatywnego charakteru. Oczywiście jak się wspomni Ewę Podleś w tej roli, to jest zupełnie innego rodzaju jakość. Role poboczne też były przyzwoite, a zespół Capelli Cracoviensis był – jak w przypadku opisywanego w powyższym linku Herculesa – złożony w dużym stopniu ze starych Capellowiczów, i też grupę smyczkową prowadził Alberto Stevanin, który jest absolutnie solidną firmą. Takąż jest i Andreas Spering, który dyrygował całością. Podgrywał też trochę na klawesynie, choć w zespole była i druga klawesynistka. Fajne to wrażenie robiło w recytatywach.
Wielki finał został nagrodzony długą owacją na stojąco. Tak skończył się ten festiwal, o którym można powiedzieć też, że był chyba pierwszym w historii, na który nie był w stanie dotrzeć jego dyrektor artystyczny. Nawet na ostatni koncert. Miał być, ale okazało się, że za dużo ma roboty w Krakowie – cóż, chciał robić w Capelli sezon letni, to teraz ma za swoje… Jednak świdnicki festiwal toczył się przez ten tydzień swoim torem bez większych zakłóceń, co znaczy, że uruchomiona niegdyś machina działa. Inna sprawa, że było to łatwiejsze, ponieważ to był festiwal ogołocony – po prostu po jednym koncercie dziennie, bez dodatków i nurtu młodzieżowego. Miejmy nadzieję, że to tylko moment kryzysowy, bo to wszystko nadaje imprezie koloryt i dodatkową, dydaktyczną, wartość.
Komentarze
Pobutka.
Dzień dobry w niedzielny poranek 🙂
Tutaj zdjęcia z wczorajszej wycieczki do Książa:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Ksiaz#
Potem pojechałam z grupą na obiad do Krzyżowej i spotkałam tem znajomą panią z Poznania. W tamtejszym Teatrze Wielkim szykują się zmiany. Konkurs na dyrektora naczelnego, jak wiadomo, wygrała Renata Borowska, ale dyrektorem artystycznym zostaje Gabriel Chmura! Pozazdrościć. Z przygotowanych przez Michała Znanieckiego planów pozostaje Król Roger, nie wiem, czy coś jeszcze.
A teraz, po śniadanku, ruszam na dalszą część wakacji. Pięć dni bez muzyki, chyba że sama sobie zagram (jest tam pianino) 🙂
Wszyscy są na wakacjach?
Na tych obrazkach Kierowniczki jest sporo opustoszałych, popadających w ruinę domów.
W Warszawie też tak jest i pewnie w innych miastach też.
Robi to na mnie duże wrażenie z wielu powodów i pewnie nie bez znaczenia jest ten, że pamiętam całe ulice zrujnowanych domów, które później przywrócono życiu.
Wszystkim odpoczywającym życzę przyjemnych dni.
A ja przyjadę na moją Ukochaną Zubel do Krakowa! Stary Hippie i mam nadzieję, przedstawić się Sz. Pani Kierowniczce…, jak zechce.. Przykre to będzie dla Dywanu, jestem mało lubiany….. Pozdrawiam!
To chyba się nazywa kompleks Kłapouchego? 😆
Dobra, ja tu wyjątkowo nie przyszedłem się wyzłośliwiać, tylko jeszcze gorzej. Zaraz wrzucę tekst do poczekalni, a jak Pani Kierowniczka się wyśpi, to albo wpuści, albo mi założy blokadę na IP. Każde rozwiązanie przyjmę z pokorą. 😛
Przyznałem się nieopatrznie do posiadania refleksji w związku ze słuchaniem mszy, zapomniawszy na chwilę, że to nie jest zupełnie prywatna rozmowa. No to teraz mam co chciałem i muszę pisać, tak jak pisać nie lubię. Pocieszam się, że ktoś to będzie musiał przeczytać, więc będzie i maso, i sado. 😈
Msza ona, jak nietrudno zgadnąć i, jak widziałem, wszyscy zgadli, to msza Ecco sí beato giorno Alessandro Striggio, zaginiona i odkryta. Najpierw krótki rys historyczny. 😈
Striggio był do niedawna znany (trochę) jako kompozytor madrygałów i intermedi, układanych przede wszystkim na użytek florenckiego dworu, gdzie miał stałą posadę. Prócz tego znany był jako autor czterdziestogłosowego motetu Ecce beatam lucem, a bardziej wtajemniczeni wiedzieli z zachowanej korespondencji, że napisał też mszę o podobnej komplikacji. Motet jest za trudny, żeby śpiewały go amerykańskie chóry akademickie (z całym szacunkiem), więc oszczędzono mu przybliżania współczesnej wrażliwości, a mszy nikt nie widział, bo zaginęła. I tyle, już bardziej znany był Striggio junior, też Alessandro, tekściarz Monteverdiego.
Mogę polecić w sprawie motetu jedno z dwóch nagrań Huelgas Ensemble: nowsze albo starsze , albo od zaraz w wersji skompresowanej.
Motet Ecce beatam lucem powstał w 1571 roku na okoliczność wizyty we Florencji bardzo ważnego kardynała i ma należycie pobożny tekst o Nowej Jerozolimie i takich sprawach. Ponieważ terminy nagliły, kompozytor sprzedał miesiąc później tę samą muzykę ze świeckim tekstem po włosku księciu z Mantui, który w ten sposób uświetnił swoją ślubną uroczystość. Obie wersje się bardzo podobały i zaraz poszły w Europę, tylko trudno teraz dociec, gdzie wykonywano który tekst, co okazało się po paru wiekach istotne.
Książę z Florencji miał do załatwienia dyplomatyczny interes z nowym cesarzem rzymskim, Maksymilianem II, koneserem polifonii, więc umyślił sobie, że z misją wyśle swojego kompozytora wiozącego prezent, inkryminowaną mszę, napisaną jak motet, na 40 głosów, a w Agnus Dei na 60 (takie zwiększanie liczby głosów o połowę było normalną praktyką w ówczesnych i wcześniejszych mszach). Misja odbyła się w roku 1577, cesarz był wielce zadowolony z prezentu i pozałatwiał księciu co tam było trzeba, zaś Striggio ruszył dalej w podróż artystyczną, odwiedzając co najmniej Monachium, Londyn i Paryż.
W Londynie polifonie Striggio wpędziły miejscowych kompozytorów w kompleksy, aż Thomas Tallis udowodnił, że Anglik potrafi, komponując czterdziestogłosowy motet Spem in alium. W Paryżu zachwycał się i motetem, i mszą Karol IX, bardziej znany z rżnięcia hugenotów (jak wiemy przynajmniej od czasów Henryka VIII, inspirowanie ruchawek na tle religijnym nie wyklucza posiadania dobrego gustu muzycznego). W Monachium zaś kapelmistrzem był Orlando di Lasso i to on osobiście poprowadził wykonanie motetu (być może mszy też) w obecności kompozytora.
Potem, jako się rzekło, msza zaginęła i tu kończymy wstęp do rysu historycznego. Teraz zapoznamy się z tłem społecznym i ekonomicznym. 😈
Dobra, żartowałem. 😎
Z odkrywaniem tej mszy było jak z odkrywaniem Ameryki. Była sobie cały czas, nigdzie nie chodziła, oglądał ją kto chciał, aż dopiero w 2007 roku Davitt Moroney, wybitny klawiszowiec i muzykolog, spojrzał na nią świeżym okiem i doznał iluminacji. Bo trzeba wiedzieć, że zaginiona msza nie leżała ani w sowieckim archiwum, ani w zrujnowanym klasztorze, tylko w Bibliotece Narodowej w Paryżu, w postaci siedemnastowiecznej kopii, pochodzącej prawdopodobnie z królewskiego dworu. Ciekawym uzupełnieniem do artykułu Moroneya byłaby kopia fiszki z czytelni, z nazwiskami wszystkich uczonych mężów oglądających manuskrypt w poprzednich latach. Jak dotąd, przyznał się jeden.
Okolicznością łagodzącą jest napis na karcie tytułowej tej kopii – Missa sopra Ecco sí beato giorno. Jak każda missa parodia, i ta msza dostała tytuł kompozycji wyjściowej, czyli czterdziestogłosowego motetu, jednak w wersji świeckiej i po włosku. Z jakiegoś powodu Striggio użył u króla tytułu wersji napisanej na ślub w Mantui, a do tego kopista pomylił się i napisał co napisał, chociaż powinno raczej być Ecco l’ beato giorno, żeby sylaby zgadzały się z muzyką. Zatem, jak widzimy, nie było aż tak łatwo rzecz rozkminić, w końcu tych czterdziestogłosowych mszy leży wszędzie pełno i skąd miał jeden z drugim wiedzieć, że to ta właśnie? 😉
Davitt Moroney przeszedł od pisania artykułów do czynu i doprowadził do pierwszego po dłuższej przerwie wykonania mszy. Wokalne polifonie nie są jego specjalnością, więc jako główny specjalista wystąpił Peter Philips, szef Tallis Scholars, ze swoim zespołem zasilonym przez chór BBC i sporą grupę instrumentalistów, w tym His Majestys Sagbutts & Cornetts. Jakaś poczciwa dusza wrzuciła do internetu nagranie z tego koncertu stosunkowo niedawno, więc z pierwszym wykonaniem zapoznałem się na końcu.
Od razu rzuca się w uszy wydłużenie Kyrie o instrumentalny wstęp, coś w rodzaju wyciągu z właściwego Kyrie – pierwsze, trzykrotne Kyrie eleison najpierw jest zagrane na cynkach i puzonach, a potem powtórzone już jak należy. Poza tym niewiele się rzuca w uszy, bo nagranie jest w ogóle jakieś partyzanckie i dodatkowo skompresowane ponad miarę. W pamięci zostaje przede wszystkim przesterowany puzon basowy. 🙂
Potem, w ubiegłym roku, poprzedzona wielką kampania promocyjną, ukazała się płyta pod firmą I Fagiolini i kierownictwem Robina Hollingwortha, z pospolitym ruszeniem wysoce wykwalifikowanych śpiewaków i instrumentalistów z całego Królestwa (76 osób), a co nazwisko, to szacun. Płytę wydała czcigodna i potężna wytwórnia Decca.
Liczyłem na coś naprawdę dobrego i najpierw pomyślałem, że coś mi się porobiło ze słuchawkami, ale nie, inne rzeczy było słychać jak dotąd. Jak panowie inżynierowie zrobili to, co zrobili, nie mam pojęcia i nie chcę mieć, wolałbym, aby ktoś kiedyś wziął surowe nagranie i popracował nad nim, bo szkoda kawałka dobrej roboty, jaki mimo wszystko słychać. W końcu ludzie odzyskują dźwięk z woskowych wałków, więc to też powinno się udać. 😈
Na razie możemy posłuchać sobie z perspektywy kogoś, kto nie ma biletu i podsłuchuje przez uchylone drzwi od kościoła Wszystkich Świętych, Tooting, London. Możliwe, że załączona płyta DVD brzmi lepiej, nie wiem, nie próbowałem, prędzej pójdę do kina i zjem popcorn, niż będę słuchał porządnej muzyki przez pięć głośników z podbitym basem. Jak nie umiecie nagrywać dwukanałowo, to zajmijcie się muzyką filmową, pajace. Decca [cenzura] 👿
A robota była dobra. Kompozytor nie dał żadnych wskazówek co od instrumentacji, to taka uroda rzemieślników z tamtej epoki, którzy nie widzieli powodu, aby narzucać kolegom po fachu jakieś rozwiązania, skoro każdy ma swoje preferencje, swoje wnętrza i swoje ograniczenia budżetowe. Z czasem akademicy doszli do wniosku, że skoro takich wskazówek nie ma, wszystkie głosy należy tylko i wyłącznie śpiewać. Ten pogląd już nie jest na szczęście dominujący, chociaż tu i ówdzie będzie się utrzymywał jeszcze długo (oczywiście śpiewać wszystko wolno, jak najbardziej, to jedna z możliwych opcji). Hollingworth w żadnym z pięciu ośmiogłosowych chórów nie obsadził wszystkich głosów śpiewakami, rozsadzając między chóry rozmaite instrumenty, właściwie wszystkie, jakie sobie można dopasować do epoki i jej obyczajów, nawet lirone, główny i ulubiony instrument kompozytora. Mógłbym mieć tylko zastrzeżenia do pierwszego chóru, sopranowo-smyczkowo-lutniowego, bo kiedy zostaje na chwilę sam, brzmi nienaturalnie słabo, ale biorąc poprawkę na działalność panów inżynierów, zastrzeżeń nie mam. Z drugiej strony drzwi na pewno było słychać inaczej, zresztą tu nie słychać nawet organów, więc nie ma co wydziwiać. 👿
To było przeszło rok temu, było, minęło, aż tu nagle, bez wielkiej kampanii promocyjnej, mszę nagrał Hervé Niquet z Le Concert Spirituel, powiększonym z tej okazji zaciągiem ogólnofrancuskim (74 osoby), w niczym nie ustępującym znakomitością brytyjskiemu.
Narażę się licznemu fanklubowi pana MM mówiąc, że gdyby kazali mi wybrać jednego francuskiego dyrygenta, to byłby właśnie Niquet. A gdyby kazali mi wybrać jedną wytwórnię, to byłaby Glossa, więc nie mieszkając zakrzątnąłem się i z pewnymi obawami zacząłem sobie słuchać. Obawy rozwiały się po pierwszych taktach. Ludzie, tu wszystko jest jak trzeba! Da się zrobić! 😈
Niquet podszedł do sprawy inaczej, bogato, można powiedzieć. Każdy głos to jeden śpiewak, nawet w Agnus Dei, w dwóch chórach głosy są zdwojone instrumentami dętymi, smyczki są tylko basowe, do tego w innym chórze organy, klawesyn i szpinet, i ten szpinet słychać, wystawcie sobie. 😯 Wszystko słychać, siedzę sobie na najlepszym miejscu w kościele Notre Dame du Liban w Paryżu i nic mi nie przeszkadza, jest pięknie do wypęku. Lubię się przyczepiać, a tu nie ma do czego, no nie ma. 😈
Bardzo dobrze zrobiło całości, moim skromnym zdaniem, zastosowanie stroju niższego, niż u angielskiej konkurencji. Jest jakoś bardziej mszalnie, że tak powiem. 🙂 Chociaż jeszcze raz trzeba zastrzec, że wszelkie porównania są skażone pracą ekip technicznych, tu Decca dostaje ćwierć gwiazdki i batożenie, a Glossa jak zwykle. 🙂
No i tak się porobiło, że słuchałem tego Niqueta i słuchałem, potem wyciągnąłem zeszłoroczną płytę i słuchałem na zmianę obu, potem znalazłem jeszcze wersję pierwszą i doszedłem do trzech mszy dziennie. Na przyszłość już ograniczę się do jednej, wiadomo której.
Jeszcze, bym zapomniał. Ten jedyny uczony, który się przyznał do oglądania zaginionej mszy w bibliotece, to Dominique Visse. Widział ją już w 1978 roku, skopiował sobie i zapomniał. Kiedy Moroney odświeżył mu pamięć, wyciągnął papiery i opracował własną edycję, wykorzystaną przy nagraniu Niqueta, a nawet zaśpiewał skromnie w jednym z chórów. Niestety, sława mołojecka poszła sobie do konkurencji. 😛
Na obu płytach jest też motet Ecce beatam lucem, z instrumentacją podobną do tej zastosowanej w mszy. Płyta angielska zawiera poza tym parę madrygałów Striggio i motet Spem in alium, wszystko nagrane paskudnie, zaś francuska zachowuje porządek mszy, dodając w odpowiednich miejscach kawałki innych polifonistów, co jest następną zaletą, bo jeśli już trzeba czymś wypełnić brakujące 20 minut, to wolę coś na temat zasadniczy.
A przy okazji, gdyby ktoś był w bibliotece i zobaczył w kącie jakąś mszę, to przypominam, że Orazio Benevoli napisał coś na ponad 50 głosów i diabli wiedzą, gdzie to położył. 😎
Na koniec, żeby wszystko było jasne, mowa była o tej źle nagranej płycie i o tej dobrze nagranej , a także o tym akcie pożytecznego piractwa.
Czuwaj. 😎
Pobutka.
Dzien dobry Panstwu, 🙂
troche pochmurnie…ale w tym tez jest swoiste piekno
nawet nie zauwazylem, ze odszedl dnia 2 sierpnia Tomasz SZUKALSKI (ur.1947) saksofonista jazzowy, czlowiek wyjatkowo sympatyczny – szczegolnie go pamietam ze wspolpracy z Jozefem Skrzekiem
Chyba było, ale na wszelki wypadek dolinkowuję.
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/chopin-do-bitki-do-wypitki
Dzień dobry!
A już niebawem kolejny festiwal – tym razem CHiJE. Zapowiada się wiele interesujących koncertów.
Tymczasem w prasie znalazłem artykuł, do którego link powyżej.
Czy może komuś z Dywanowiczów wiadomo już, kto zastąpi niespodziewanie zmarłą Mihaelę Ursuleasę?
Pozdrawiam wszystkich!
A ja mam „krakowski” dylemat. Iść wieczorem do Barbakanu na Duo Granat, czy transmisję z Salzburga Czarodziejskiego Fletu… Uwielbiam takie dylematy 🙂
Ktoś oglądał może wczoraj „Ariadnę” z Salzburga? Jak było?
Dzień dobry 🙂 Wielką Mowę Wielkiego Wodza (howgh!) wrzuciłam dopiero teraz i nie bardzo rozumiem, czemu nie mógł linek powstawiać do osobnych komentarzy 😉 Poczytalibyście sobie wcześniej… Ja zamiast zaglądać do sieci wybrałam się w górki i nie żałuję 😀
W miejscu, gdzie obecnie się znajduję, nie ma wifi – praca jest jednym z tematów zakazanych przez gospodarza, podobnie jak np. choroby. Tu się odpoczywa i zdrowieje. Internet mam więc wyłącznie we własnym modemie, więc tak będę przez te kilka dni wpadać i wypadać. Ale będę, obiecuję 🙂
Artykuł w „Przeglądzie” bez sensu.
Netrebko to ma szczęście… W sobotę Piotr Beczała zaniemógł wokalnie i Kaufmann zdecydował się poratować kolegów (mimo, że następnego dnia miał być Bachusem w „Ariadnie”. Beczała grał Rudolfa, Kaufmann śpiewał.
Tu Moroney mowi o odkryciu mszy i o dodatkowych bledach ktore utrudnily jej znalezienie.
http://www.youtube.com/watch?v=4ls_9id5ba4
Wielki Wykład Wielkiego Wodza. 😀 Sznurki wplecione w wykład smakują lepiej, niż podane na osobnych talerzykach. A wykład cacko. 😛 Szkoda tylko, że autocenzura usunęła tło społeczne i ekonomiczne. 😉
No, może to było zbyt szeroko zakrojone zadanie… 😆
Ale wykład robi wrażenie i dzięki zań. Sznurkami zaś zajmę się przy innej okazji 😉
A nie dałoby się u Wielkiego Wodza hurtowo zamówić jakiego cyklu wykładów? Tylko żeby przypadkiem przy stylistyce nie próbował majstrować. 😆
Zamówić można, tylko że na pewno będę bardzo niesolidny. Prawie na pewno prędzej coś napiszę spontanicznie, jak się zbiegną okoliczności, czyli gdzieś w następnej pięciolatce. 😛
Ale zaliczkę mogę wziąć, czemu nie. 😎
Pobutka*.
—
*) Jakby ktoś myślał, że tak to można tylko Mahlera 😉
Samej mi się zdarzyło śpiewać jakieś głupotki w kilkusetosobowym chórze, na międzychórowych spotkaniach A Coeur Joie w Autun. Bardzo było zabawnie.
Dzień dobry! W nocy była tu burza, ale jakoś przeszła ulgowo. A teraz, jak na razie… brrr, zimno. Ale słoneczko świeci.
Czego i wam życzę 😀
Ewa Podleś jako Polinesso to w ogóle mistrzostwo. Mimo to chciałabym kiedyś móc wysłuchać „Ariodante” na żywo, ktokolwiek by śpiewał. Tym razem Świdnica była dla mnie nieosiągalna. Może kiedyś będzie bliżej.
Jeśli ukaże się książka z wykładami Wielkiego Wodza, to ja już zamawiam egzemplarz 😀
Ale mam kod muzyczny: U2
Są już fragmenty „Ariadny na Naxos” z Salzburga na YT.Ja sie nie bardzo znam
ale podobało mi sie nadzwyczajnie.I to nie tylko Jonas:))
http://www.youtube.com/watch?v=qAcWmx0dIYE&feature=youtu.be
Zgadzam się z notarią i też zamawiam:-) Wodzu,dzięki za wykład. Chyba jednak kupię sobie tego Niqueta, bo trudno inaczej 😉
A tu kilka obrazków z „Ariodante” :
http://swidnica24.pl/wydarzenia/michaela-olsnila-w-finale-foto/
Moim zdaniem nie tylko ona – wszyscy soliści zasłużyli na owację,że o orkiestrze nie wspomnę. Siedzący tuż za mną młodzi ludzie, którzy specjalnie na tę okazję przyjechali z Łodzi (a właśnie niedawno wrócili z Salzburga),ocenili z entuzjazmem,że to wystawienie można byłoby bez kompleksów pokazać w najbardziej renomowanych ośrodkach w świecie.
A skoro już mowa o Salzburgu – czy ktoś był może na wczorajszej transmisji? Moim zdaniem pięknie zaśpiewane, muzycznie (Concentus Musicus Wien pod Harnoncourtem)-wiadomo,oczywista oczywistość 🙂
Co do inscenizacji – pozwólcie, że wypowiem się szerzej za jakiś czas,kiedy ochłonę 😉 Czegóż tam nie było 🙂 Części widowni szczególnie przypadł do gustu Tamino w gatkach (a i owszem,niczego sobie 😉 ) ,inni zapamiętają Papagena wypluwającego wszystkie zęby po ciosie zadanym przez jedną z Dam,co skutecznie ograniczy na chwilę jego gadulstwo ( bo co tam jakaś banalna kłódka 😉 itd.
No pięknie się Wódz wyłożył 🙂
Trzeba mu częściej nóżkę podkładać, to przyzna się do niejednej jeszcze refleksji… 😆
Bogdan Tosza najprawdopodobniej dyrektorem Filharmonii Krakowskiej:
http://www.malopolskie.pl/Wydarzenia/?id=9124
@Gatsby 15:56
Hmmm…
Pan Bogdan… hmmm. Nie wiem, jakie ma osiągi w Teatrze Polskim. Wiem o nim, że jest melomanem – przynajmniej tyle. Tylko kto zostałby dyrektorem artystycznym FK?
Zaintrygowało mnie, że był na stypendium Goethe-Institut w poznanym przeze mnie niedawno Prien am Chiemsee. Ciekawam, co tam robił 😯
Tez zamawiam egzemplarz 🙂 To sie chyba nazywa pre-sale 😀
Na Medici można obejrzeć Ariadnę w całości:
http://www.medici.tv/#!/ariadne-auf-naxos-2012-salzburger-festspiele-sven-eric-bechtolf-daniel-harding
Jak i cały festiwal z Lucerny.
Wystarczy się zarejestrować.
W takim skróconym adresie można obejrzeć akurat Mishę M. i Marthę A.
Tu Ariadna
Co to znaczy „Beczała grał Rudolfa, Kaufmann śpiewał”?
Beczała udawał, a Kaufmann śpiewał za niego?
Na fejsie gratulują Beczale, wiec nic nie rozumiem.
Spokojnie, to nie jest następny atak refleksji. 🙂
Tylko jak tak słyszę Salzburg, Harnoncourt, to mi się przypomina Król Artur sprzed kilku lat. Zwykle się nie udaje Purcella spieprzyć do końca, chociaż próby nie ustają, a tam się udało na luzie i z dużym spokojem.
Artysta zrobił z tego trzygodzinny Spiel po niemiecku, przerywany od czasu do czasu jakąś muzyką i śpiewami, bez związku z akcją. Na pewno bez związku, chociaż nic nie zrozumiałem, bo akcja polegała na bieganiu w kółko i wykrzykiwaniu okrzyków. Przygłupi cherlak, wyglądający jak ilustracja z broszury o szkodliwości onanizmu, to zapewne miał być Artur. Bardzo niemieckie w formie, brakowało tylko kopania po tyłkach i efektów gastrycznych. Chyba. Po pierwszej godzinie straciłem zainteresowanie.
Harnoncourt grał w bardzo dziwnych tempach, prawdopodobnie dlatego, że chciał dorównać oryginalnością reżyserowi. Publiczność była zachwycona.
Tu jest całość do wglądu. Zostaliście ostrzeżeni.
To samo można zrobić dobrze, nie obrażając kompozytora i wykorzystując ducha Monty Pythona (chociaż motyw tyrolski też się pojawia). 😎
Wódz pod każdym względem jest Wielki. 🙂
Dzięki wielkie! 😀
Pani Doroto, nowy dyrektor FK albo wyjdzie z propozycją nowego dyrektora artystycznego, albo (niestety) nadal pozostanie na tym stanowisku p. Przytocki…
Bywały już nieraz spektakle, gdy ktoś inny produkował się na scenie, a ktoś inny śpiewał zza kulis. Ja pamiętam Opowieści Hoffmanna w Łodzi, w których główny solista, zagraniczny zresztą, zachorzał był na gardło, więc odgrywał swoją rolę, a specjalnie sprowadzony Paweł Wunder wspomagał go wokalnie.
ciekawski – liczę jednak na jakiś konstruktywny pomysł p. Toszy… Albo nowe otwarcie, albo totalny bezsens.
Hy, hy 😈
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,12268488,Sopot__Nowy_dach_Opery_Lesnej___inzynieryjne_cacko__.html
Ale mokrego Bałtroczyka nie żałuję 😛
Nieco więcej szczegółów nt. nominacji Toszy:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,12269392,Nowy_dyrektor_Filharmonii_Krakowskiej___Bogdan_Tosza.html
Z tekstu wynika, że dalsze zmiany są nieuchronne…
Moim skromnym zdaniem przesłuchania co po niektórych muzyków też byłyby wskazane. Dyrektor, dyrektorem ale nawet gdyby FK objął Abbado to nie wszyscy będą grali na takim poziomie, na jakim powinni. Aby to była insytutcja, której Kraków nie musiałby się wstydzić trzeba byłoby podnieść poziom zespołu…
Przy okazji niedawnych dyskusji na temat Warszawskiej Opery Kameralnej. Ktoś wrzucił na YT krótkie nagranie z 2007 z „Wolnego Strzelca”. Śpiewa Dariusz Machej, dyryguje maestro Tadeusz Strugała. http://www.youtube.com/watch?v=D_IChr2LYqQ
Brzmi całkiem nieźle!
Pobutka.
mt7, dokładnie tak było. Nie wiem, czego gratulują Beczale, bo wyrafinowanym aktorem to on nie jest. W każdym razie, zawiadomił dyrekcję festiwalu, że jednak nie da rady zaśpiewać 20 minut przed spektaklem i nieszczęsny Kaufmann został oderwany od kolacji i pognał kolegę zastąpić. Nie wiem , z jakiego miejsca śpiewał, ale zgodnie z relacjami zachwycona publika mogła go widzieć. Na zdjęciach z ukłonów panowie grzecznie trzymają się za rączki i uroczo uśmiechają.
@mt7 18:59
Może gratulacje dotyczą wcześniejszego,premierowego spektaklu (z 1.08.,transmitowanego w kinach),bo tam był rzeczywiście w znakomitej formie.
A co do interpretacji aktorskiej,to akurat jego Rudolf bardzo przypadł mi do gustu 🙂 Może dlatego,że zgodnie z wolą reżysera jest to współczesny chłopak ( no, może już nie całkiem współczesny, bo panowie artyści są bohemą z początku lat 80.poprzedniego wieku,więc dzięki temu wróciłam do lat burzliwej młodości i wiele klapek w pamięci mi się otworzyło 🙂 Ale tu nie miejsce na tak osobiste wynurzenia 😉
Aha,klakierze – prostuję z opóźnieniem – nie żadna tirówka,tylko punkówka :-),a to nie to samo. Nie jestem specjalną znawczynią subkultur młodzieżowych,ale tego akurat jestem pewna 🙂
No tak, gratulacje zaczęły się od premiery, ale trwają cały czas.
Z wpisów samego Pana Piotra można wnosić, że ma jakiś przejściowy problem zdrowotny, ale do wykonania 6 przedstawień, więc ma nadzieje pokazać pełną formę:
z 03.08.2012
Liebe Freunde!Vielen Dank fuer die Unterstuetzung und gute Wuensche!Es war sehr bewegende Premiere und jetzt werden wir es noch 6 mal erleben duerfen!Alles beste —Ihr Piotr
A wczoraj, że niestety, dalej chory:
Liebe Freunde, leider bis jetzt konnte ich diese Infektion nicht „killen”. Ich hoffe, dass andere Antibiotiker funktionieren wird und ich bald wieder auf der Bühne stehen kann…
Ich danke Ihnen allen für Ihre guten Worte und Energie!
Ihre Piotr
Ja nie widziałam jeszcze takiej sytuacji, o jakiej pisze Urszula, ale generalnie niewiele widziałam.
To musi być ciężkie przeżycie.
Do kolegi Ciekawskiego. Słucham bardzo często filharmoników krakowskich i wstydzić się ich nie trzeba. Oczywiście mogłoby być lepiej, chwilami jest ciekawiej, chwilami nieco mniej, ale poziom nie spada w obszary zawstydzenia. W przeciwieństwie np. do Opery Krakowskiej, ale to wątek na inną dyskusję.
Bardzo przyjemnie też wyglądają plany na nowy sezon – otwiera go koncert z Awdiejewą np., mocnym pomysłem jest Weekend w Filharmonii (cztery koncerty pod rząd w sobotę http://www.filharmonia.krakow.pl/Strona_g%C5%82%C3%B3wna/?events=process&date=2012-10-6&month=10&year=2012). Jednym słowem będzie się działo – Przytocki moim zdaniem Filharmonię prowadził całkiem OK i te plany są tego dowodem.
Bogdana Toszy się nie obawiam – sprawny menedżer kulturalny, pomysł z festiwalem Szymanowski i jego Europa też nie jest zły. Pytanie tylko, jak wyjdzie współpraca Przytocki-Tomsza? 🙂
Niewątpliwie Bogdan Tosza przedstawił zachęcającą wizję. Jak ją zrealizuje, inna kwestia. We Wrocławiu miał fatalną prasę. Objął Festiwal Dialogu Czterrech Kultur, gdy nikt inny się nie zgłosił. Festiwal miał być wtedy likwidowany. Nie wiem, jak dwa ostatnie festiwale wyglądały, trudno mi się na ten temat wypowiadać, ale może któryś z szanownych Frędzli cos wie na ten temat.
P. Gospodyni pisze: „Ja pamiętam Opowieści Hoffmanna w Łodzi, w których główny solista, zagraniczny zresztą, zachorzał był na gardło, więc odgrywał swoją rolę, a specjalnie sprowadzony Paweł Wunder wspomagał go wokalnie.”
To to pestka.
To jest dopiero wyczyn:
http://www.post-gazette.com/stories/ae/music/conductor-does-double-duty-as-tenor-loses-voice-387585/ 🙂
Rzeczywiście wyczyn. Zwłaszcza, że tenor dyrygent nie nazywał się Domingo.
Re Urszula
Ani Cura, ani Jacobs, ani Schreier ….liste mozna ciagnac.
Przepraszam, „samo” sie opublikowalo 😉
liste mozna ciagnac az do naszego Dariusza Skorskiego.
http://www.myspace.com/balticsingers/photos/2194438
@ Pietrek 13:45
Rzeczywiście wyczyn,że zacytuję Urszulę.
Z innych sytuacji awaryjnych przypomnę transmisję kinową na żywo,gdzie przed tym wydarzeniem zastrajkowała orkiestra : http://www.operawkinie.pl/annabolena.html
Sytuację uratował jeden muzyk , który podjął się ją zastąpić i zagrał całość muzyki na pianoforte.Dostał pomocnika do przewracania nut i poooszło 😉 Zapamiętałam , że ten dzielny człowiek nazywa się Andrea Severi. Dostał największe brawa po spektaklu i gratulacje na facebooku 🙂
I zdaje się,że wyczyn ten powtórzył przy kilku kolejnych spektaklach 🙂
http://corrierefiorentino.corriere.it/firenze/notizie/arte_e_cultura/2012/17-marzo-2012/anna-bolena-scena-solo-col-piano-2003725864386.shtml
Może nie należy podpowiadać tego rozwiązania decydentom od przydzielania kasy ? 😉
Raczej nie należy. Chociaż czasem, kiedy słucham Orkiestry Teatru Wielkiego w Warszawie, mam wrażenie, że to rozwiązanie byłoby z korzyścią dla jakości spektaklu.
@Urszula 16:31
🙂
Podśpiewujących dyrygentów to i owszem, słyszałam, ale żeby tak pełnym głosem? 😯 😆
Ten dyrygent właśnie nie zaśpiewał, ale się wypowiedział – i to chyba, zważywszy jego poprzednie zachowania, sensacja:
http://fognews.ru/valerij-gergiev-podderzhal-pussy-riot.html
No, faktycznie, pełny zaskok. 😯 Ale oczywiście szapo.
Pobutka*.
—
*) Co prawda nie ma po czym triumfować, ale pobutka jest od budzenia, a nie triumfów…
Ten artykuł w fognews.ru jest podwójnie wirtualny.
http://www.artsjournal.com/slippeddisc/2012/08/gergiev-is-victim-of-pussy-riot-hoax.html
A Maestro gra Szymanowskiego w Edynburgu 16-19 sierpnia.
Co znaczy technika wokalna – Kaufmanna! Ja nawet gamy nie zaśpiewał po kolacj… 😀
Strasznie dziwna sytuacja!
Na FK nie dam złego słowa powiedzieć. U mnie w domu rodzinnym muzyki poważnej (tak się wtedy mówiło) prawie nie było. Rodzice jeździli czasem na koncerty, ojciec czasem zagrał na pianinie, było też parę poniemieckich płyt Schuberta. Więcej słyszałem dyskusji między rodzicami na ten temat niż samej muzyki. W konkurencji z jazzem muzyka klasyczna leżała rozłożona na łopatki. Zohydził ją całkowicie „Artos” z paniami śpiewającymi piskliwym głosem arie operetkowe. Dopiero na studiach jakiś pomysł wpadł do głowy, żeby pójść do filharmonii. W końcu była (i jest) tak blisko uniwersytetu. Pierwszy wieczór był poświęcony Dworzakowi. Symfonia z Nowego Świata i Koncert wiolonczelowy h-moll. Symfonia jak symfonia, ale koncert wywarł na mnie wielkie wrażenie i właściwie od niego wszystko się zaczęło. Dyrygował chyba Andrzej Markowski, ale pewien nie jestem.
No cóż, jeśli ta historia z Gergievem to bujda, cofam wyrazy uznania 🙁 😉
A z Edynburga będziecie mieli bezpośrednią korespondencję 🙂
To już za tydzień…
O! Pani Kierowniczka będzie w Edynburgu!
No to już czekam na relacje.
Ja też czekam,chociaż w związku z tą eskapadą edynburską ominie nas przyjemność ponownej wizyty PK na prastarych Ziemiach Odzyskanych 😉 🙁
Czy Kierownictwo udaje się do Edynburga wraz z Panem Ministrem,czy niezależnie ?
Łypię sobie oczkiem na ofertę Pianomedia.pl i tak sobie myślę, że poza Polskim Radiem nie interesuje mnie ŻADEN inny tytuł, a oczywiście muszę wykupić całość. Bo na co mi Kurier Lubelski albo Gwizdek24?
Z tego, co wiem, to dokładnie minę się z panem ministrem – on będzie wcześniej.
Co zaś do Piano, też nie rozumiem zasady, po cholerę wykupywać abonament na wszystko, jeśli człowieka interesuje jedna strona. Natomiast co do Polskiego Radia: czy już w ogóle bez opłacenia tego szajsu nie będzie można go słuchać w sieci? A co z podcastami? Innych radiofonii ze świata można jakoś słuchać bez opłat…
W odtwarzaczu radiowym lakonicznie sugerują, że po wykupieniu abonamentu będzie można słuchać „w lepszej jakości”.
Ja rozumiem, że idea tego abonamentu jest jak w kablówce – do wyboru masz tylko pakiety, ale w kablówce pakietów jest kilka i jakoś mogę sobie wybrać ten, który mnie interesuje.
Tu natomiast pakiet jest jeden i składa się w większości z lokalnych dzienników i portali, których nazwy kompletnie nic mi nie mówią.
A ja znowu zmienię temat. Zobaczyłem i posłuchałem Manru z Opery Nova z Bydgoszczy z nowego (ma kilka miesięcy) DVD wydanego przez DUX-a . I jestem zaskoczony, pozytywnie zaskoczony. Dobrze grają i śpiewają. Zwłaszcza Janusz Ratajczak i Wioletta Chodowicz. Reżyseria Adamika gorzej, ale całość, właśnie ze względy na wykonawców jest godne uwagi… Polecam, chociaż pracownikiem DUX-a nie jestem 🙂
I przepraszam, jeżeli ktoś tu już wcześniej o tym pisał – nie mogłem znaleźć, to tę luźną myśl dodałem.
mk
Nie było dotąd nic na ten temat 🙂
Jutro kończę wywczasy i udaję się z pewnym skomplikowaniem komunikacyjnym do Krakowa. Na „naturzystów” CC, no i oczywiście na spotkanie z Bobikiem 😀
Dobranoc!
A ja się musiałem nieźle nabiegać, żeby Gergievowi to nieopatrznie wręczone szapo wygryźć z łap. 👿 No, ale wygryzłem i mogę jut… tfu, dziś na spotkanie z Kierownictwem udać się z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. 😀
Miejmy nadzieję, że to tylko moment kryzysowy, bo to wszystko nadaje imprezie koloryt i dodatkową, dydaktyczną, wartość.
I miejmy nadzieje, ze w tyk słowak Poni Dorotecki kryje sie pikne proroctwo, ze obecny kryzys bedzie trwoł ino moment 😀
Pobutka.
TO jest pobutka? 😯 😆 Ktoś się obudził? No i dobrze, że nie, bo pora była wyjątkowo niewstawalna. 😎
Bobik wygryzł szapo z łap Gergieva. Ufam, że zrobił to tak delikatnie, że palce Maestra pozostały nienaruszone. W przeciwnym razie symfonie Szymanowskiego mogą być pokiereszowane. 🙂
Ad Aga – bo to była kołysanka na dobranoc. 😉
Chciałbym dzielić optymizm PK i Owczarka. Wiem, że Najstarsi Górale mylą się rzadko, ale perspektywy gospodarcze sa takie sobie. Najcięższe chyba przed nami. Optymistyczna jest wypowiedź Pana Ministra, że pomoc finansowa UE dla inwestycji kulturalnej przktycznie już się kończy, a gdy się skończy, będzie znacznie lepiej. To może paradoks, ale logika w tym jest. Teraz pomoc unijna na inwestycje budowlane w kulturze wymagają od budżetu centralnego i b. samorządowych wielkiego wysiłku na wkład własny. Idzie to oczywiście ze środków na kulture. Gdy to się skończy, pójdzie na działalność kulturalną. W Polityce wywiad z przewiodniczącym Klubu PO przeprowadzony przez Panią Paradowską. Jest tam mowa o WOK i o polityce kulturalnej w ogóle. Trudno się nie zgodzić ze stanowiskiem PO, chociaż rozumiem też doskonalo opór środowiska wobec pomysłu teatru impresaryjnego jako jedynego rozwiązania. Polskie doświadczenia dotychczasowe w tym zakresie wydają mi się raczej zniechęcające. Obecnie w teatrze dramatycznym i operowym zdecydowanie przeważają stałe zespoły z coraz szerszym zakresem stosowania zaproszeń do konkretnych „projektów”. Wyniki nie są oszałamiające, ale niektóre teatry czy opery radzą sobie coraz lepiej. Tam, gdzie działa teatr impresaryjny, najczęściej prywatny, jest może sukces finansowy (też tego nie wiem), ale artystyczny tak sobie. W teatrze „Polonia” najlepiej wypadały monodramy, np. „Belfer” z Pszoniakiem. Rozsądna wydaje mi się propozycja, żeby dotować przede wszystkim wydarzenia a nie instytucje. Niepewność pozostaje, ale jest zachęta do robienia rzeczy ambitnych. Z drugiej strony polskie doświadczenia z grantami w każdej dziedzinie są fatalne. Na szczeblu centralnym może trudno będzie wyrzucać pieniądze na byle co, ale w województwie mazowieckim już widzę, jak to może działać. Tam, dokąd jedzie PK, też są duże pieniądze publiczne i prywatne. Sponsorom dostarczane są bardzo szczegółowe sprawozdania finansowe i plany artystyczne dalekosiężne. Nie wybiórczo. To jest drugowane w jakimś tam nakładzie i rozsyłane. Uczestnictwo w klubie sponsorów jest całkiem prestiżowe. U nas najczęściej sponsor, gdy daje, zastrzega sobie, że to ma iść na zaproszenie do obsady tego czy tamtego, a jeszcze częściej tej czy tamtej. To nie jest kwestia polityki kulturalnej tylko kultury politycznej i w ogóle poziomu kulturowego społeczeństwa. I nie mówcie, że tylko elit, bo takie są elity, jakie wydaje społeczeństwo.
Drukowanie nie drugowanie. Na marginesie wspomnę, że w poruszonym kontekście miło pozostawać na margionesie.
Nie ma co dziś drodzy na elity liczyć
Skoro wyszły nam przez układ wydalniczy
Społeczeństwo konsumując swą kulturę
Musi mieć dla ujścia tej kultury dziurę
Twarzą w Bałtyk zapatrzeni, z tyłu Tatry
(biedne Tatry narażone wciąż na wiatry)
Tkwimy w pozie żony Lota jako naród
Często martwiąc się, co włożyć mamy w gary
Ale skoro posiadamy już tę dziurę
Nie ma rady, konsumujmy tę kulturę…
😈
Prywatę załatwiam 😉 bo z jedną instytucją organizującą współpracuję, a drugiej kibicuję od chwili jej powstania 🙂
Temat kilkakrotnie sygnalizowany na Dywaniku – już za kilka dni, w najbliższą środę – plenerowy spektakl operowy przed pałacem w Wojanowie:
http://www.dolinapalacow.pl/faust.html
Mam nadzieję,że organizatorzy zamówili sprzyjającą, bezdeszczową pogodę 🙂
@ Stanisław – wspomniany wywiad jest dość przygnębiający, bo pokazuje w pełni arogancję polityków (dotyczy to zresztą chyba wszystkich opcji, ale dziś karty rozdaje PO): …środowiska filmowe i teatralne, bo one są najbardziej zawzięte w krytyce, cechuje tradycyjna roszczeniowość. Nie można kazać oszczędzać wszystkim, a pozwalać na blisko 330 etatów w Warszawskiej Operze Kameralnej. Zawsze uważałem, że większy strumień pieniędzy powinien być kierowany na wydarzenia artystyczne, a nie na same instytucje. Po pierwsze – akurat na sobie posłowie nigdy nie oszczędzają, prawda? 😉 Po drugie – zgoda, już 100x tu pisano, że 330 etatów w pomiatanej dziś przez urzędników i polityków WOK to za dużo i zapewne nikt nie będzie ich bronił jak niepodległości. Ale to zarazem argument populistyczny i dyletancki. Zarobki na większości tych etatów są porównywalne z pensjami sprzątaczek w Sejmie, w którym ma zaszczyt zasiadać poseł Grupiński (niczego nie ujmując ich szlachetnej pracy – niemniej muzyk musi nieco więcej „zainwestować” w swój zawodowy rozwój…). Na zasadach impresaryjnych można zaprosić gwiazdorską obsadę do spektaklu, ale nie da się (w Polsce) utrzymać budynku, administracji, infrastruktury. W teatrze operowym potrzebna jest duża „technika”, przede wszystkim zaś orkiestra – i większość zespołów świata ma orkiestry w miarę stałe, a przynajmniej bazujące na kontraktach długoterminowych, jeśli nie na etatach. Więc to nie jest kwestia „roszczeniowości”, tylko oczekiwanie zapewnienia pewnego minimum środków na przetrwanie od państwowego mecenasa, który nie robi łaski, ale ma obowiązek realizować art. 6. Konstytucji RP: Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju. Co do zaś kierowania pieniędzy „na wydarzenia” – brzmi pięknie, ale to się od biedy sprawdza tylko w przypadku np. dużych festiwali, czy jednorazowych „eventów” (co za okropne słowo – zdaje się wszakże, że zagościło już na stałe w umysłach państwowych mecenasów od siedmiu boleści). Wszelkie ngov-y oraz małe instytucje byłyby bez szans, bo system grantów MKiDN oraz samorządowych to rodzaj żałosnej, upokarzającej loterii, w której wielką niewiadomą jest nie tylko CZY się coś dostanie (po uważaniu tajemniczych „ekspertów” i ich niemniej tajemniczej punktacji – np. za „innowacyjność”, czy „przydatność społeczną”, pisałem o tym wcześniej), ale i jak mały będzie to procent wnioskowanej sumy. Nie da się tak NICZEGO sensownie planować, zwłaszcza w perspektywie sezonu, a nie roku budżetowego.
Niech więc p. poseł zastanowi się nad potrzebą poważnych, strukturalnych zmian w całym, chorym i archaicznym systemie finansowania kultury, bo to on przypomina PRL-owski skansen (a właśnie za konstruowanie mądrego prawa posłom płacimy), a nie złośliwie komentuje „roszczeniowość” artystów, którzy ośmielają się dziś głośno krytykować politykę kulturalna państwa, bo od takiej arogancji na pewno jego partii głosów nie przybędzie.
Zresztą będzie się tam działo 🙂 nie tylko w środę …
więc jeśli ktoś jeszcze ma trochę wakacji,to warto zajrzeć na stronę festiwalu :
http://www.palac-wojanow.pl/promocja
(naprawdę nie reklamuję hotelu 🙂 )
Dzień dobry,
jużem w Krakusowie 😀 A za dwie godzinki – do zoo! Z Bobikiem zresztą, bo jak do zwierzątek, to ze zwierzątkiem 😉
Nie ma rady, trzeba konsumować tę kulturę, jak słusznie zapodaje zeen. 😀
Pogoda dość chwiejna, ale organizatorzy kazali zabrać parasole i dobre buty…
A gdyby ktoś nie dojechał na „Fausta” do Wojanowa,to wersja koncertowa w tej samej obsadzie będzie prezentowana w pięknej bazylice na świętej Górze w Gostyniu :
http://www.jozefzeidler.eu/web/festiwal-2012/283-vii-festiwal-muzyki-oratoryjnej-musica-sacromontana-2012
Jak znam Stowarzyszenie im.Zeidlera, będzie z tego kolejna płyta (zresztą Urząd Marszałkowski w Wielkopolsce też jakoś bardziej łaskaw dla kultury dla marginesu,niż jego odpowiednik na Dolnym Śląsku ).
A zatem, wybiórczo cytując zeena 😉 – „nie ma rady,konsumujmy tę kulturę ” 🙂
@zeen 14:44
Jednogłośnie (i jednoczasowo) podjęłyśmy z PK jakże słuszne hasło 🙂
@PK 15:20
Dobrej zabawy życzę, proszę posmyrać ode mnie Bobika 🙂 A tutaj właśnie przestało padać – mam nadzieję,że nie przeniosło się do Krakowa.
To kiedy padało? 😯 Jak wyjeżdżałam z Wrocka, była piękna pogoda.
A tu teraz coś mruczy. Może się przetoczy przed imprezą…
@PK 15:32
Ano to widać z żalu po wyjedzie Kierownictwa nie strzymało i lunęło. Bez ostrzeżenia. Jak usłyszałam chlupotanie,to nawet myślałam,że to znowu myją szklany dach na hotelu obok,higieniści jedni, ale padało z góry 😉
Teraz znowu słoneczko.I tak trzymać 🙂
Higieniści od jakiegoś czasu kojarzą mi się jednoznacznie i koszmarnie:
http://czarne.com.pl/?a=439
Przepraszam,emtesiódemeczko.
Ja w temacie elegancji na koncertach i festiwalach, a propos artykulu PK w drukowanym wydaniu „Polityki”. Przyjemnie popatrzec na elegancko ubranych ludzi, ktorzy w obecnych czasach sa dla mnie prawdziwymi nonkonformistami. Ci, ktorzy powinni byc buntownikami, czyli artysci (choc nie dotyczy to muzykow) sa strasznie przewidywalni. Ubieraja sie prawie identycznie, do niedawna bylo to calkowicie na czarno, a wypadku mezczyzn jeszcze wlosy zaczesane w konski ogon. Dla mnie teraz garnitur jest symbolem buntu i nezaleznosci, a klapki, dzinsy czy szorty to wlasnie konformizm.
Ktoś wspominał o mruczeniu?
http://favimages.com/wp-content/uploads/2012/07/garden-summer-grass-green-tree-pet-cat.jpg
Nie masz przecież za co przepraszać, Ew-ko.
A hokowego kota nie można obejrzeć. 🙁
Już sobie wyguglałam mruczka.
A u mnie siedzą dwa pod łóżkiem i udają, że ich nie ma.
Ja też widzę jakiś error 🙁 Ale poguglam kiedy indziej, teraz pójdę spać po miłym wieczorze w towarzystwie Bobika i Capellowiczów 😀 Napiszę rano.
Nawiasem mówiąc pojęcia nie mam, czemu Łotr nie wpuścił PMaca – ale juz jest.
Ja zakończyłem wieczór nieco wcześniej, zostawiając Kierownictwo w szponach lub – zależnie od punktu widzenia – czułych objęciach alkoholizmu, ale widzę, że się już wyrwało. 😉
Wieczór był nie tylko miły, ale ponadto idealne przykrojony do psich potrzeb, tzn. z kulturalną przebieżką w plenerze. I jak już mowa o słusznych konsumenckich hasłach, to ja bym pod wpływem tej przebieżki z CC mógł dorzucić jeszcze jedno – spuśćmy kulturę ze smyczy! 😎
Posmyranie od ew-ki odebrałem, rzecz jasna, z błogością. 🙂
Dzień dobry. Dziś od rana, mówiąc po Bobikowemu, luj. Dobrze, że nie wczoraj i mam nadzieję, że nie jutro…
Pobutki nie było, więc ciągle śpię 😉 Ale zabieram się za opis wydarzeń i przerzucanie zdjęć.
O tego chodziło?
http://favimages.com/image/129687/
Tak sobie myślę…
http://www.xyz.pl/zwierzeta-koty/koty-sa-jak-chipsy/
Ten kot ze zdjęcia się uśmiecha 😉