Zmiksowane ikony
To był poważny koncert. Jak najbardziej. Choć i potańczyć można było (ale nie do wszystkiego, a już na pewno nie do gry Kronosów – z wyjątkiem może Orawy Kilara). Ale rzeczywiście didżeje, zwłaszcza ci brytyjscy, podeszli do swojego zadania bardzo serio.
Publiczność szczególnie ciepło przywitała nie tylko Kronos Quartet (o którym chyba już nic mówić nie trzeba, bo ich interpretacje kwartetów Pendereckiego, Góreckiego i Lutosławskiego są znane; można tylko powiedzieć, że świetnie im wyszła również rzeczona Orawa, łącznie z finałowym „hej!”), ale przede wszystkim duet Skalpel, który reaktywował się po siedmioletniej przerwie. Skalpel miksował wszystkich czterech twórców po kolei. Ich sety miały niemałą dawkę dowcipu; w przypadku Pendereckiego i Góreckiego zostały zastosowane także głosy kompozytorów (Penderecki wygłosił z taśmy zabawną puentę). Może najmniej wyrafinowany wydał mi się remiks Góreckiego, a dlaczego, o tym za chwilę. W Lutosławskim spodobał mi się beat zrobiony z charakterystycznego oktawowego refrenu w Kwartecie; kiedy patrzyłam na kiwającą się widownię (a było tego dobrych parę tysięcy), przeleciało mi przez głowę: ciekawe, ile osób na sali to rozpoznało. Z Kilarem nawet nie trzeba było dużo robić (chłopcy w rozmowie z Jackiem Hawrylukiem stwierdzili, że to taki hip hop).
Jednak szczególnie ujęli mnie Brytyjczycy, zwłaszcza Grasscut, którzy przedstawieni zostali w programie jako duet, wystąpili jednak we trzech. Poza tradycyjnym sprzętem w robocie była perkusja oraz gitara basowa, a chyba także theremin. Opracowali motywy z całego II Kwartetu Góreckiego, i z szybkich części, i z wolnych, zrobili na ich kanwie własną, bardzo dramatyczną historię, a gdy w finale wpletli odtworzone Boże, coś Polskę, zatkało mnie po prostu. Widać, że gruntownie się przygotowali i przeżyli temat. Dlatego wcześniejsza wersja Skalpela wydała się bledsza.
Przeżył też na pewno Lutosławskiego King Cannibal (Dylan Richards), który ponoć wcześniej tej muzyki nie znał. Również „obrobił” cały Kwartet (Kronosi zagrali tylko końcowy fragment), wplótł motywy w jakieś brzmienia nieledwie organowe (ale nie tylko) i – co szczególnie mnie ujęło – nie uległ pokusie władowania beatów, rytmów, tylko po prostu stworzył swobodną kompozycję. Podobnie DJ Food (Kevin Foakes) grał bez rytmów, tyle że jego obróbka Kilara zatarła wszelki niemal ślad po oryginale, był to po prostu pokaz znakomitych efektów. Chałturę odstawił niestety DJ Vadim (Vadim Peare, urodzony w Petersburgu) przetwarzając Pendereckiego – grał krótko, głównie z użyciem beatów, a Pendereckiego tam było mało słychać. Też, jak powiada, nie znał tej muzyki.
Ogólnie widać, że didżejom łatwiej się pracowało na materiale, w którym można było pobawić się motywami melodycznymi, jak u Góreckiego czy Kilara, a nawet częściowo u Lutosławskiego. Z Pendereckim sprawa była dużo trudniejsza – w I Kwartecie są jedynie efekty dźwiękowe, bez melodii (dlatego i Skalpel, i DJ Vadim dodali jeszcze głos i rytmy). Kompozytor był zresztą na sali i słuchał wszystkiego jak to on, ze spokojem i z dystansem. Natomiast pyszną zabawę miała jego wnuczka Marysia, która piszczała z entuzjazmu. Było więc wesoło, ale nie tylko.
Tym koncertem zakończył się dla mnie tegoroczny festiwal. Na Sigur Rós już nie zostaję; jeśli ktoś z Dywanowiczów się wybierze, może opisze…
Komentarze
No i co!? Jestem wściekła 👿 😥 Za co płacę ten abonament PR?! Nikt mi nie wmówi, ze forsa terre berre!! Po prostu bano się, że ze „Skarbów” Pieczyste mielone narodowi w eterze polecą i w radio krochmal spąsowieje! Żałosne!! Na złość nie dam dziś na tacę! Chciałam jeszcze wytrzeć buty w dywan 😉 niestety wypucowałam wczoraj cały dom bez reszty 😀
Teraz mogę tylko zwinąć się z zazdrości!
Dzien dobry.
Do wczorajszej informacji z Budapesztu, fragment proby (Aleksandra Kuls od 3 minuty 20 sek):
http://www.youtube.com/watch?v=k9Xv65xqNOU
Dzieki Liskowi odbieralam radiowa transmisje. Pieknie Aleksandra grala!
Uwaga techniczna: do adresu video na youtube wystarczy dodać np. #t=31m08s , żeby zaczęło się odtwarzać od 31 minuty 8 sekundy. Czyli w tym przypadku http://www.youtube.com/watch?v=k9Xv65xqNOU#t=3m20s ,warto zapamiętać 😉
Dzień dobry,
Dwójka żałuje, ale nie miała warunków do transmisji. Ale koncert był rejestrowany. To był też jedyny koncert, który udało się zarejestrować NInA.
Niech Filip Berkowicz bawi się się dalej, jak Anton Diabelli 🙂 Efekty są różne, tak jak różne w końcu dzieła otrzymał w XIX wieku pomysłowy wydawca. Wśród wariacji Diabellego było jednak arcydzieło, dzięki któremu Austriak przeszedł do historii…. czego oczywiście Panu Filipowi, jak najbardziej życzę. Przerzucania mostów nad różnymi światami muzyki nigdy dosyć.
W Płytomanii Trifonow brzdąka Czajkowskiego, jakby kogo interesowało 🙂
Jeszcze raz – Pani Kierowniczce i wszystkim obchodzacym oraz nieobchodzacym 🙂 serdeczne zyczenia Szczesliwego i Muzycznego Roku
Dzięki, lisku! Właśnie wróciłam do Warszawy i idę obchodzić święto z rodziną. To właściwie główny powód, dlaczego nie zostałam na Sigur Rós 😉
Porównanie Berkowicza z Diabellim… ha, ha. Ale Berkowicz nie komponuje 🙂
Pani Kierowniczko.
Dziękuję za informację nt. przyszłorocznego SP.
Frank Zappa i Ensemble Modern w roli głównej? A to niespodzianka!!!
W związku z tym pozwolę sobie przypomnieć, że jutro będzie dwudziesta rocznica wystawienia „Żółtego Rekina” w Alte Opera we Frankfurcie.
Wystąpiła wówczas Orkiestra Ensemble Modern pod dyrekcją Franka Zappy (tylko w kilku numerach) i Petera Rundela oraz tancerze „LaLaLa Human Steps” Edouarda Locka.
Oto finał – „G-Spot Tornado”. Dyryguje sam Mistrz.
http://www.youtube.com/watch?v=WnZKSdGzxoE&feature=relmfu
Był to prawdopodobnie ostatni publiczny występ Franka Zappy.
Pozostaje płyta i YT.
PS
W 2002 r..Ensemble Modern nagrał również płytę „Greggery Peccary & Other Persuasions” z muzyką Franka Zappy.
Frank Zappa w wykonaniu Ensemble Modern to, jak rozumiem, jedna z kilku ważnych przyszłorocznych postaci. Inną będzie, jak już wspominałam, Brian Eno z Music for Airports w opracowaniu Julii Wolfe, Michaela Gordona i Davida Langa (oczywiście zagra Bang on a Can), Aphex Twin ma spotkać się osobiście z Alarm Will Sound (przedsmak ze strony zespołu mieliśmy już w tym roku, przepleciony z muzyką Nowaka), będzie jakiś nowy projekt Kronosów itp.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=oyTD_9urNos&feature=relmfu
I dla porównania:
http://www.djoles.pl/mp3/pobierz/1545897,kazimierz-serocki-1922-1981-swinging-music-for-clarinettrombonedouble-basspiano-1970.html
Po butk… ach, do cyrku 😉 na tresurę słoników? Za dużo świszczącego bitu i filigranowych tancerek, w szkle jeszcze… Dopiero piję pierwszą kawę… Pstryk, pstryk… się rozkręcam 🙁
Serocki to jednak prawdziwe safari! Wiem już co dziś będę gotować! 🙄 rurki nadziewane mięsem w odgłosie gotującego się homara 😀
Na pobutkę w sam raz, spać się przy tym nie da. A na jawie to wolałabym jednak Serockiego, ma w sobie więcej tajemnicy.
Pani Kierowniczko,lisku
(a także wszyscy obchodzący i nieobchodzący 🙂 ) – dobrego,słodkiego i owocnego Nowego Roku.
A ponieważ w Dwutygodniku rodzina PK smakowicie o świątecznych kulinariach i zwyczajach prawi,to wklejam linkę,choć to blog muzyczny a nie łasuchowaty 😉
http://www.dwutygodnik.com/artykul/3926-613-ziaren-granatu.html
Pobutka całkiem fajna. Coś jakby 40 lat temu Fripp zagrał z Art Ensemble of Chicago, tylko dużo gorzej, bez pomysłu i bez jaja. Takie wyważanie otwartych drzwi, na pewno budzi, nawet miałbym ochotę rzucić butem. Ale ja się nie znam. 😛
Serocki za to jest spoko. Też naśladuje, tylko jest w tym coś interesującego i wciąga. Gdyby to ogrywanie tematu było wstępem do prawdziwego grania, byłoby jeszcze lepiej, no ale do tego trzeba mieć kilku wykwalifikowanych Murzynów i wtedy muzyka już nie jest Poważna. 🙂
ew_ka – dzięki! 🙂
WW – Serocki to pisał jako żart dla trochę młodszych kolegów z Warsztatu Muzycznego i pokaz możliwości niekonwencjonalnych wykorzystań instrumentów (ustniki dętych, perkusyjny fortepian itp.), więc nie jest wstępem, tylko formą zamkniętą.
@Wielki Wódz 16:08
Dla mnie też Serocki jest znacznie bardziejszy 😉
ale ja jeszcze bardziej się nie znam 🙂
Nawiazujac do ktoregos z poprzednich wpisow.
Wlasnie pani, prowadzaca audycje „Muzyka klasyczna w CBC” opowiedziala historyjke o mlodej koreanskiej pianistce, Hyun-Jung Lim, w skrocie HJ Lim, ktora, studiujac daleko od domu, zamieszczala na youtubie swoje kawalki dla rodzicow i przyjaciol,.
W tej chwili ma kontrakt – nie uslyszalem z jaka wytwornia.
A moze to jest metoda zdobycia kontraktu? 🙂
http://hyun-junglim.over-blog.com/article-23hyun-jung-lim-plays-beethoven-piano-sonata-cycle-years-63704524.html
Tu jest jej credo:
For young musicians who consider that „piano competitions have nothing to do with music” and who prefer to concentrate on enhancing their repertoire, Internet remains the best solution for finding a large audience. That is how Hyun-Jung Lim was discovered after excerpts of her performing Chopin’s and Rachmaninoff’s complete Etudes in one concert evening had been posted on YouTube.
PS A tu inna linka, z ktorej mozna dostac sie do jej innych wykonan.
http://www.youtube.com/watch?v=Tc0adcAKWrc&feature=related
ew_ko. bardzo dziekuje 🙂
Pietrek, słodycze czekolado podobne są niezdrowe 😀
Odtrutka, bardzo proszę http://www.youtube.com/watch?v=buVzKH7T5CU&feature=related
Zaczęłam zazdrościć Kierownictwu, że chodzi w gości do siostry. 🙂
Interesowałyby mnie te śledzie i placki na kolację chanukową.
Przychodzę zaproszona bez wkładu własnego, bo nie wiem, jak i co przyrządzić.
Czy koszer obejmuje też olej do smażenia placków, a sledziki mogą być „Lisnera” i jakie?
Jakby PK podpytała, lub wiedziała, to mogłaby się podzielić wiedzą z ludem jej spragnionym.
Ew_ka,
jako silny łasuch, a słaby muzycznie dziękuję w dwójnasób 🙂
Posałuchajcie sobie Państwo na deser : The Real Mckenzies ! Pozdrawiam.
Dobry wieczór,
jeszcze o sobotnim koncercie:
http://wyborcza.pl/1,75475,12497415,Sacrum_Profanum__DJ_e__klasyka_i_narodowe_swietosci.html
Przepraszam, ja trochę nie na temat, ale chciałem zwrócić uwagę na istotny dla melomanów problem praktyczny, mianowicie to, w jaki sposób ostatnio Filharmonia Narodowa traktuje swoich słuchaczy.
Zaznaczam, że jestem stałym bywalcem FN już 14 sezon.
Nie każdy musi posiadać wszystkie możliwe abonamenty (tym bardziej, że abonamenty nie są tanie, a w ostatnich latach sporo podrożały), jest wielu słuchaczy, którzy mają stale 1-2 abonamenty, a potem dokupują bilety na wybrane koncerty.
Od chyba 4-5 sezonów w FN wprowadzono zasadę, że po okresie sprzedaży abonamentów dla stałych słuchaczy, a następnie wolnej sprzedaży abonamentów, w określonym terminie, w tym roku od dzisiaj (17 września 2012 r.), rozpoczyna się sprzedaż biletów na koncerty na cały sezon. Rozwiązanie to ma pewne zalety, gdyż można zaplanować, na jakie koncerty w danym sezonie słuchacz chce pójść, jednakże ma zasadniczą wadę – pierwszego dnia tworzą się bardzo długie kolejki do kasy, gdyż wszyscy melomani – nierzadko zainteresowani bardzo różnymi koncertami – przychodzą nabyć bilety w jednym terminie.
Rozwiązaniem było wprowadzenie sprzedaży internetowej, co funkcjonowało w miarę normalnie przez 2-3 sezony. Na stronie filharmonia.pl był link do podmiotu pośredniczącego w sprzedaży biletów (np. ticketonline, eventim itp.), za pośrednictwem którego można było spokojnie nabyć dowolną liczbę biletów, które przychodziły do słuchacza pocztą. Dodam, że bez względu na liczbę biletów pośrednik pobierał jednorazową opłatę za przesyłkę pocztową.
Niestety, w obecnym sezonie Filharmonia Narodowa zafundowała swoim słuchaczom niemiłą niespodziankę. Umożliwiono wprawdzie zakup biletów bezpośrednio na filharmonia.pl, jednakże za każdy bilet zakupiony w Internecie trzeba dodatkowo zapłacić 5 zł opłaty serwisowej. Może to niedużo od sztuki, ale jak kupuje się np. po 10 biletów na 2 osoby, to wychodzi 100 zł „opłaty serwisowej”. Takie „pomysły” źle świadczą o sposobie traktowania słuchaczy.
To niestety jeszcze nie wszystko. W związku z tym wspaniałym pomysłem postanowiłem udać się do kasy FN. Oczywiście jak zwykle w pierwszy dzień sprzedazy kolejki są długie i do tego obsluga trwa ze względu na duzą ilość kupowanych przez wiele osób biletów. A nie każdy ma taką możliwość żeby stać tam przez cały dzień. W związku z powyższym około godziny 15.10 czyli po wznowieniu działania kasy dotarłem na miejsce była sporządzana lista osób oczekujących na obsługę. Zapisalem się ale ponieważ miałem później jeszcze ważne spotkanie musiałem opuścić hall FN. Niestety po moim powrocie około godz. 18.00 lista nie była już uznawana a przed mną czekało jeszcze ze 20 osób. Kasę zmakniętio tuż po 19.00 gdy pozostały jeszcze przede mną 4 osoby a „szanowny pan” kasjer nie chciał nas obsłużyć mimo iż większość osób która była za mną w kolejce wcześniej zrezygnowala z dalszego czekania. Oczywiście nie mam zamiaru obwiniać za zaistniałą sytuację pracowników kasy, ale niestety dopełnia to obrazu jakości obsługi stałych bywalców „szacownej” FN.
Andrzej83 – witam. Właśnie znajoma melomanka także mi doniosła, co się w FN dzieje. Komitety kolejkowe, listy społeczne – jak za komuny 👿
No naprawdę, Filharmonio Narodowa, nie idź tą drogą – chciałoby się rzec, ale już po ptokach… Źle, że się tam ludzi nie szanuje. Wystarczająco dużo jest już takich miejsc.
A jeszcze smaczny komentarz znajomej: „Przecież wielu z tych, którzy łapią te abonamenty, nie chodzi o muzykę, tylko o snobizm, sprawy towarzyskie, że trzeba się pokazać”. Ja na to troszeczkę się uśmiałam, że dobrze, że ktoś jeszcze uważa, że wypada pokazać się w filharmonii, choć co chwila ten i ów wieszczy upadek tych instytucji 😉
OT
Czy wie może Pani Kierowniczka, lub ktoś z Szanownych Fędzelków, gdzie odbędzie się w Warszawie wykonanie 8 Symfonii Gustawa Mahlera, 15 grudnia b.r. ewentualnie kto jest jego organizatorem? Dowiedziałem się o tym wydarzeniu ze stron internetowych Gabriela Chmury i Wojtka Gierlacha.
joanno, musze sie przyznac, ze tych nagran (z youtubu) nie sluchalem. Chodzilo mi raczej o nawiazanie do wpisu o powstawaniu(?) – a moze juz istniejacego na wieksza skale – zjawiska: swojej wlasnej, bezkrytycznej reklamy na internecie.
Po drugie, cytujac „Przecież wielu z tych, którzy łapią te abonamenty, nie chodzi NA (moje przeinaczenie) muzykę, tylko….”
Tez byla o tym mowa – podalem kilka powodow 😀
trochę zdjęć z Sacrum Profanum…
http://www.flickr.com/photos/40284852@N03/sets/72157624635928108/with/7995133913/
Mam nadzieje ze wyrazenie joanny „slodycze czekolado” odnosily sie stylu gry koreanskiej pianistki (z Helen Grimaud w charakterze odtrutki)?
(err.: … odnosilo sie do…)
No ta Koreanka taka tam tego. Przy okazji znalazłem niejaką Tiffany Poon – też Koreankę, młodszą, ładniejszą (?) i chyba jednak lepiej grającą od tej Pietrkowej pani.
A w ogóle najlepiej Mondszajn gra Horowitz i tyle w temacie 😛 Przejechałem wczoraj przez wszystko, co się pęta po Tubie – od Paderewskiego do Goulda i tak wychodzi po prostu. Tak przy okazji, przynajmniej w Tubie cis moll cis mollowi nierówny…
Obejrzałem wczoraj Maseckiego KdF i wnioski mam takie:
1. Cała oprawa lo-fi z kasprzakami itp. jest dęta. Można osiągnąć podobny efekt na tysiąc prostszych sposobów.
Niespodziewanie jednak brzmienie Maseckiego bardzo skojarzyło mi się z Gouldem A.D. 1955.
2. Dęte jest to jego chodzenie w dresie. Ja rozumiem, że ze sztuką do ludu itd., ale to już jest brak szacunku. Ze Stańką to nie raziło, w KdF jednak tak. Ten starszy pan, który wyszedł na początku koncertu (MM mówi o tym), po prostu poczuł się oszukany. Zobaczył na afiszu Kunst der Fuge, a na sali jakieś wydziwianie.
3. Jak już przebrniemy przez całą tę otoczkę medialną, to jednak wykonanie na tyle, na ile jest nietypowe, jest bardzo poprawne. Polifonia bez zarzutu i odpowiedni feeling. Czasami te jakby quasi-rubata rzeczywiście sprawiają wrażenie, jakby się potykał, ale on kocha ten utwór i na pewno umie go grać. Tam nie ma żadnych wygłupów ani „wariacji nie na temat”.
Dzień dobry,
co do „Mondszajna”, to dla mnie kanoniczne jest wykonanie Solomona. Ale na tubie akurat tej sonaty nie znalazłam.
@ Szujski – próbuję guglać i spotkałam tylko na stronie Universal Edition, że 16 grudnia. Ale żadnych szczegółów. Nie w FN i nie w TWON.
http://www.youtube.com/watch?v=bHffjDG_pJ0
p.s. chyba gra wolniej niż Gilels!
No proszę, ja szukałam po opusach, a trzeba było po numerach 🙂
Tak, właśnie to wolne tempo jest dla mnie idealne. Jest medytacyjne. Żadne inne wykonanie nie wprawia w taki trans, ja się przynajmniej nie spotkałam. Dzięki!
Ja szukałem „nazwisko moonlight sonata” 🙂
Proszę posłuchać Paderewskiego – też gra bardzo pięknie.
@Dorota Szwarcman 18 września o godz. 11:02
Na guglach, też już sprawdziłem, że nie FN ani TWON, chociaż bierze udział w tym projekcie, jeszcze chyba chór PW. Mam nadzieję, ze Kierowniczka jako dziennikarka szybciej sie dowie o tej imprezie – ciekawi mnie zwłaszcza skład solistów. Dziękuję a pomoc!
No to będzie pewnie w auli Polibudy, w tym ich cyklu. Ale bliższych danych na razie nie mogę znaleźć.
PDWieSz, nie chciałam sięgać po PB, szczególnie, że na tej drabinie księżycowego modułu stoi wielu godnych i gotowych innej wiary 😉 Każdy ma tu swoje łzy szczęścia na krawędzi… Prawdę mówiąc, pojechała bym tam Chopinem relacji Warszawa -Wiedeń
http://www.youtube.com/watch?v=8hOKcdZJJFU&feature=related
🙄 i wróciła „na Goulda”
http://www.youtube.com/watch?v=DVZqAbbkdgw&feature=related To równie boski ciąg… ! 😛
PS
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1530073,1,o-polityce-w-chamskim-wydaniu.read
To nie moje!
So-lo-mon! So-lo-mon!
Tylko to nie żadna tam medytacja, tylko ilustracja do spaceru lunatyka koło stawu 🙂
A w drugiej części w stawie budzi się Wodnik Szuwarek… i jak w trzeciej tego lunatyka nie chwyci za nogawkę!
http://www.youtube.com/watch?v=AInw4gGv5uc&feature=relmfu
To fakt, że p. Cutner nie nadaje I części zbyt pogrzebowo-cierpiętniczego tonu, w odróżnieniu od ww. Gilelsa.
O tak, finał jest piorunujący! 😀
Poczatkowi II czesci sonaty 32 op 111 tez nie nadaje pogrzebowo-cierpietniczego tonu, co szczegolnie sie chwali, bo nie kloci sie z dalszym ciagiem
http://www.youtube.com/watch?v=TnNLv4QUg8c
No i patrzcie Panstwo! Ile radochy mozna zrobic PT blogowiczom jednym, nieprzemyslanym (nie chce, ze wzgledow ambicjonalnych, napisac tu bezmyslnym 😉 ) wpisem. Linke do ksiezycowej zamiescilem spod duzego palca, jak wspomnialem, bez sluchania – bo pierwszy wyskoczyl Lot trzmiela, cos 300 000 wgladow.
Ale, tak nawiasem mowiac, jaka zywa reakcje wzbudzila stara, poczciwa Ksiezycowa! Bo, kiedy pare dni temu (4 IX), zadeklarowalem sie jako wierny Beethovenista (Natomiast Beethovena slucham raczej czesto, nawet te ograne do niemozliwosci „kawalki”), co prawda nikt mnie nie ochrzanil, ale tez nie poparl 🙁 . Czyli jednak sa wsrod nas kryptobeethovenisci. Fajnie 😀
Mnie osobiscie Horowitz, przynajmniej ten na Columbii, za bardzo sie nie podoba.
Najwiekszym sentymentem darze nagranie Hungarotonu (ktorego nie mam), na 25 – cm plycie, ze standardowa zolto-czerwona okladka. Nie pamietam, kto tam gral, ale iles tam lat temu – dobre pol wieku – sluchalem tego do upadlego.
Chodzilem wtedy (po znajomosci) na lekcje o muzyce, prowadzone, chyba w Szkole Muzycznej, przez pania Fangorowa, i to ona wtedy puscila te Ksiezycowa.
Pietrku, jesli pol wieku temu, to moglo to byc nagranie Gabora Gabosa (1962) 🙂
http://partner.hungaroton.net/en/node/3049
lisku, dzieki, ale to bylo na pewno przed 1962 r. Bardziej 1957 r, co nie wyklucza, ze to moglo byc to nagranie. Nie wiem czy to sugestia, ale jakbym pamietal GG.
A tu cos z innej beczki
This website was conceived and created in a spirit of fun and out of a love for classical music.
http://awkwardclassicalmusicphotos.com/
This blog is kind of like that. 😉
Ładne to! 😆
Hm, nikt nie budzi, więc wstaję coraz później… 🙁
No to Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=a4GBjUncqkI
Szczególną uwagę proszę zwrócić na drugi utwór 😛
Tak tak, znamy. Nie tylko Maciej Zembaty wpadał na pomysły takiego szargania świętości 😛
🙂
Słyszałam to na żywo wczoraj. Byłam na spektaklu poświęconym Erikowi Satie, w którym jego utwory grał nasz wspólny znajomy MG – niestety jakoś nie popisał się tym razem, nie lubi go czy co 🙁 Ale akurat te Embriony były OK.
Piękny koncert, z chęcią obejrzał bym go jeszcze raz 🙂 I taki jest chyba plan na dzisiejszy wieczór.
Zakończył się Sacrum Profanum. Nie byłem na żadnym koncercie. Czytałem recenzje i wrażenia Pani Szwarcman i Hawryluka. Staram się pojąć o co w tym wszystkim chodzi i znajduję nowomowę o muzyce, że to „współczesny remiks i technika samplowania”, że to „świadome remiksowanie z pomysłem i koncepcją set Pendereckiego na artykulacyjnych niuansach”, i dalej „remiks, dekonstrukcja, reinterpretacja, przetwarzanie”itd. Gdyby pies to połknął to by się wściekł. Nie żałuję, że nie byłem ani raz, pozostanę już przy profanum słuchając sonat Beethovena, Chopina lub symfonii Berlioza.
W Krakowie mamy wreszcie nowego dyrektora filharmonii, jakiegoś nieznanego przybłędę, obieżyświata, Bogdana Tosza. Ni pies ni wydra, wejdzie w to środowisko zawistników i go wykończą lub zachoruje jak Przytocki. Sadząc z lichej fotografii postać nieciekawa. Trudno.
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Krakow/1,104365,12503843,Bogdan_Tosza_dyrektorem_Filharmonii_Krakowskiej.html
Pan, jasny gwincie, musi narzekać na wszystko, czego Pan nie rozumie albo nie zna.
Pan Bogdan Tosza nie jest „ni pies, ni wydra”. Nie jest też „przybłędą” – każdy ma prawo stanąć do konkursu. To takie krakowskie – jak ktoś przyjechał z innego miasta, to już przybłęda… Choć on także przecież poniekąd z Krakowa:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bogdan_Tosza
Troszkę go znam, ale mimo to nie zaryzykuję przewidywania, jak się sprawdzi na tym stanowisku. Dajmy mu podziałać, wtedy zobaczymy. Choć jeśli chodzi o środowisko zawistników, to akurat jest celna uwaga.
O naszej Łodzi kochanej a konkretnie o imprezie wczorajszej. W całym „Festiwalu dialogu 4 kultur” mamy tylko jedno wydarzenie z zakresu muzyki poważnej – koncerty Kwartetu 4 Kultur. W salach b. Towarzystwa Kredytowego m. Łodzi odbył się wczoraj z koncert z udziałem szerszej publiczności a drugi odbędzie się w podziemnej cysternie tzw. katedrze na Stokach (był tam już koncert dla dziennikarzy). Na Stokach w koncercie będzie mogło uczestniczyć tylko 50 osób (przewidziana rejestracja i transmisja internetowa w telewizji internetowej LODMAN) a w dodatku jest tam straszny pogłos więc tam się nie wybierałem, ale udałem się na koncert wczorajszy.
Instrumentaliści zacni – koncertmistrz z FŁ Maciej Łabecki w roli prymariusza oraz Max Simon –II skrzypce , Yuval Gotlibovich – altówka, Konstantin Manajew.- wiolonczela. Wykonawcy młodzi, utytułowani w licznych konkursach etc,etc. O organizację muzyczną zadbał zresztą dyr. FŁ L. Dzierżanowski więc tu nie było przypadku. O zgraniu, jakości etc trudno coś więcej powiedzieć w takim repertuarze ponadto, że było bardzo przyzwoicie. Bo repertuar koncertu ułożony został zgodnie z ideą festiwalu – tzn. żeby dialogowały kultury – w pierwszej części 1-szy Erwina Schulhoffa i 10-ty Mieczysława Weinberga a w drugiej części 4-ty Aleksandra Tansmana i 5-ty Grażyny Bacewicz. U Schulhoffa dawały się usłyszeć m.in. czeskie ludowe motywy taneczne opracowane trochę modernistycznie trochę neoklasycznie. W tym kontekście kwartet Tansmana rzeczywiście z utworem Schulhoffa i Grażyny Bacewicz „podialogował” i vice versa. Weinberg jest zupełnie z innej planety i dość się o nim tutaj wypowiadano. W programie wczorajszego wieczoru było to dzieło osobne. Wychodząc z koncertu pomyślałem, że w tym zestawieniu było jednak coś „nie fair” w stosunku do kompozytorów. W porównaniu z Grażyną Bacewicz wypadli bowiem blado. Więc, dla mnie przynajmniej, taki z koncertu morał, że muzyki Bacewicz chce się słuchać (jakbym o tym nie wiedział). Kwartetów pozostałych kompozytorów można było posłuchać z większym lub mniejszym zainteresowaniem ale za to z mniejszą dożą satysfakcji.
Na koniec dodam, że organizator (Centrum Dialogu im. M. Edelmana) nie zadbał w ogóle o jakąś pełniejszą informację o tym wydarzeniu – na stronie internetowej same ogólniki zatem nie mam dokąd Państwa odsyłać linkowo.
W sierpniu p. Tosza był w Dwójce. Przyjemny jegomość…nie sądzę, żeby się dogadali z p. Przytockim. Choć bardzo uważał, żeby nie zasugerować jakichś ruchów personalnych (o ew. przesłuchaniach – the horror – też nie było). No ale wtedy jeszcze nie był formalnie powołany. Czy się sprawdzi, to już zostawiam kompetentniejszym…Ciekawi mnie ew. termin zapowiadanego festiwalu Szymanowskiego…
http://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/665405,Nowy-dyrektor-krakowskiej-Filharmonii
macias1515 – dzięki za relację z jedynego muzycznego wydarzenia Łodzi Czterech Kultur (której tę edycję planował akurat rzeczony Bogdan Tosza); żałowałam, że nie mogę być na tym wydarzeniu. Każdy z tych twórców jest interesujący i ciekawa jestem, czy miałabym podobne wrażenia – Bacewicz jest mi chyba z tego najlepiej znana. Jeśli pozostałych kwartetów słuchało się z mniejszą dozą satysfakcji, to biorę tu niestety poprawkę na zespół, który też został skonstruowany na zasadzie dialogu czterech kultur 😉 i zapewnie niedługo ze sobą grał…
PDWieSz
19 września o godz. 9:46
Proroczy Satie? A może efekt terapii suszoną strzywkwą? 😀
Pasuje do sezonu na „ogórki morskie” z akwakultury 🙁 i nowe otwarcie „rengi” Satie
Otwieram konserwę ku
Pożywieniu mu
Ślimak Bashō? – lu!