Dziwny jubileusz

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Jubileuszowe, 20. Paszporty „Polityki” niespodziewanie zamieniły się z nagrody krytyków w plebiscyt publiczności. Nie bardzo mi więc w ogóle wypada wypowiadać się o nominacjach i werdykcie, zwłaszcza że my, dziennikarze „Polityki”, w tym roku ani paluszka do tego nie przyłożyliśmy (choć z drugiej strony nieraz już tak się zdarzało, także mnie, że nawet gdy pracowaliśmy w kapitule, werdykt bywał inny, niżbym chciała). Tak więc dziś nie o tym, lecz o samej wczorajszej uroczystości, którą można obejrzeć tutaj.

Jak kto nie widział, warto obejrzeć przede wszystkim dżingle i posłuchać oprawy muzycznej. Bo o ile w zeszłym roku nie była udana, to w tym, jubileuszowym, rzeczywiście pokazaliśmy coś specjalnego. Tj. pokazał Daniel Stryjecki, tancerz związany na co dzień z Polskim Teatrem Tańca, wraz z pomagającymi mu grafikami, do czego podkład robił reaktywowany w zeszłym roku po latach duet Skalpel, laureat Paszportu „Polityki” za rok 2005.

Ta oprawa muzyczna bynajmniej nie była łatwa. To i owo było jak na koncercie Polish Icons na zeszłorocznym Sacrum Profanum, ale jednak trochę inaczej. Podczas zapowiedzi kategorii Muzyka poważna był dżingiel wysnuty z Kwartetu Lutosławskiego, natomiast na koniec, na cześć Kreatora (Współkreatora) Kultury był już większych trochę rozmiarów (i bez tańca, ale z wizualizacją wokół partytury) remiks I Kwartetu smyczkowego Krzysztofa Pendereckiego.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Wracając do owych interakcyjnych dżingli, powstały one ponoć w ten sposób, że tancerz wymyślał, co powinno się znaleźć na obrazku i jak się ma poruszać, a grupa grafików komputerowych pracowała nad realizacją tych pomysłów. To zresztą nie było coś absolutnie nowego, zdarzały się tego typu zabawy za granicą, ale u nas chyba jeszcze nie. Wypadło świetnie, nie tylko moim zdaniem, od wielu osób słyszałam wyrazy zachwytu, z Pendereckim na czele, któremu nie przeszkadzało użycie (dowcipne) jego własnych słownych wypowiedzi. W ogóle, jak już swego czasu wspominałam, te wszystkie działania wokół jego dawnej twórczości bardzo go odmłodziły. (Nawiasem mówiąc, Europejskie Centrum Muzyki w Lusławicach już wreszcie stoi, a inauguracja nastąpi w maju z udziałem Anne-Sophie Mutter. Mówią, że akustyka nowej sali jest rewelacyjna.)

Nasz jubileusz – że pociągnę myśl z tytułu – był rzeczywiście trochę dziwny. Bez najwyższych oficjeli (prezydent zajęty spotkaniem z dyplomacją, premier na urlopie), bez stada celebrytów – w relacjach plotkarskich pojawia się tylko kilka stałych nazwisk. Ludzi kultury, i owszem, było wielu, ale normalnych, niecelebryckich. I dobrze. Swoją drogą miło zaskoczyło mnie, że laureat filmowy, Marcin Dorociński, jest wręcz antycelebrycki. Na sugestię Grażyny Torbickiej, by nauczył się grać Marcina Dorocińskiego, asertywnie zaprotestował. I tak trzymać.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj