Trzynasty na szczęście
Jubileuszowe Misteria Paschalia zakończyły się trzynastym koncertem Fabia Biondiego w Krakowie. Ale nic się pechowego nie stało. To nie jak z Minkowskim, któremu ciągle coś się przydarzało, zwłaszcza w dziedzinie transportowej, i doprawdy w tym roku miał szczęście, że skończyło się na awarii pozytywu…
Jak już jesteśmy przy pechach Minkowskiego, to dobrze by było, żeby jednak się skończyły, zwłaszcza w perspektywie szalonego planu, który narodził się w nocy po piątkowym koncercie. Otóż panowie wymyślili, że te kantaty Bacha będą pierwszymi w cyklu wszystkich jego kantat! Minkowski miałby je wykonywać sukcesywnie na Misteriach Paschaliach i na Actus Humanus; gdyby ograniczyć się tylko do Krakowa, rozkładałoby się to na 30 lat, a tak rozłoży się tylko na 15. Na Paschaliach koncerty te odbywałyby się w niedziele wielkanocne, najchętniej w kościele, tylko który to wpuści? Ano zobaczymy.
Okazuje się też, że aż takiej przewałki jak na Sacrum Profanum nie będzie na Misteriach; trochę się może zmieni garnitur wykonawców. Nie do ruszenia jest Wielka Trójka Ulubieńców, którzy w tym roku dostali klucze do miasta, czyli poza Minkowskim Savall i Biondi. Ale, co wielu (w tym mnie) bardzo ucieszy, w przyszłym roku powróci Le Poeme Harmonique. Po raz pierwszy przyjedzie też zespół Les Arts Florissants, ale w dość nietypowym składzie, oraz Pedro Memelsdorf z Mala Punica, który da koncert w Wieliczce – to powinno być idealne wnętrze do tej muzyki.
Ale wróćmy do dzisiejszego koncertu. Orkiestra była dziś być może nawet bardziej atrakcyjną jego stroną od Viviki Genaux – grała jak dobrze naoliwiona maszynka, zwłaszcza w dodanej w ostatniej chwili do programu suicie z Rodriga Haendla oraz w La Folii Geminianiego. Sympatyczny był też Koncert na violę d’amore i lutnię d-moll Vivaldiego, w którym Biondi grał partię amorki; niestety dwa razy klaskano między częściami, co nie zachwyciło tym razem muzyków (a zapowiadane było specjalnie przed koncertem, żeby nie klaskać między częściami… ale może to byli obcokrajowcy, którzy nie rozumieli po polsku).
Co zaś do solistki, jest ona specyficzna – niektórzy nie mogą znieść jej emisji „do środka”, jak również maniery ruszania szczęką w ozdobnikach, ale trzeba przyznać, że w ariach dotyczących zemsty jest jedyna. Tyle, że nie wszystkie są na ten temat, jak np. Dopo notte z Ariodantego Haendla… no, ale tam jest o strasznej nocy i statku, który mało nie zatonął. Ale po tej nocy pojawia się słońce, czego trudno było z tej interpretacji się domyślić. Tu giurasti z Il trionfo…, które w poniedziałek śpiewała Julia Lezhneva, zostało wykonane zupełnie inaczej, ale ciekawie. Były dwa bisy: aria Son qual misera colomba z Cleofide Hassego i na koniec znany hit – Agitata da due venti z Griseldy Vivaldiego.
I tak zakończyły się – w tym roku krótsze, ale może to i lepiej – jubileuszowe Misteria Paschalia.
Komentarze
Dzien dobry 🙂
Na swiateczny poranek
Dzień dobry http://www.youtube.com/watch?v=H9wKFH6qJ10
Czy jak się obrzuci kogoś śniegiem to też jest Śmigus Dyngus? 😉
To jest Sniegus Dyngus 8)
Posłowie w Sejmie mają modlić się o rychłe nadejście wiosny.
Lepiej niech idą lepić Bałwana.
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://good-wallpapers.com/wallpapers/21370/Ginger%20Cat%20Trying%20to%20Escape%20from%20the%20Water.jpg
Mrrrau.
Tam, gdzie mieszkałam przez ten tydzień, było takie fajne szare marmurkowe kocisko, rezydent u właścicieli pensjonatu – niestety pokazało się tylko raz i nie ustrzeliłam go swym obiektywem 🙁
Naprawdę nie spodziewałam się, że droga powrotna będzie tak luksusowa. Zima nie zaskoczyła drogowców, szosa była czarna, jechaliśmy – od domu do domu! – trzy i pół godziny. Tylko przez drogi osiedlowe ciężko przejechać i można mieć wrażenie, że zaraz nas zasypie do reszty…
Bardzo ładne Pobutki. PAK ma dziś nieobecność usprawiedliwioną, bo jest w Krakowie 😉
Jak to było z tym Minkowskim? Raz nie doleciał z Alciną, bo śnieżyca zasypała Kraków. Gdy wybuchł wulkan na Islandii, nie mógł przylecieć na uroczystości pogrzebowe Lecha Kaczyńskiego, więc przyjechał samochodem. Ale była też jakaś trzecia przygoda z awarią samolotu, ale nie mogę sobie przypomnieć.
Tymczasem moja relacja z wczorajszego koncertu: http://pfg.blox.pl/2013/04/Vivica-triumphans.html
A bo pewnie Pani Kierowniczka zapomniała buty boczkiem posmarować i dlatego kocisko nie wróciło 🙂
Ode mnie od wczorajszego wieczoru nie może się odczepić wstęp do Tu giurasti:
https://www.youtube.com/watch?v=cqYr56DS-tM
Jak to możliwe, żeby 22-letni smarkacz coś takiego wymyślił, niepojęte.
Piszący tutaj Pan Mateusz Borkowski publikuje w GW wywiad z dyrektorem Filharmonii Krakowskiej, Bogdanem Toszą. http://cjg.gazeta.pl/CJG_Krakow/1,104365,13655576,Nie_da_sie_zyc_na_kredyt___przekonuje_Bogdan_Tosza_.html Do niedawna jeszcze Gazeta nie miała wstępu do filharmonii. Dziś czasy się zmieniły i Pan Mateusz razem z dyrektorem chcą z filharmonii zrobić przedsiębiorstwo biznesowe. W tym celu, jak widać ograniczono ilość koncertów w tygodniu i podniesiono w sposób zaporowy ceny biletów. Kupowałem kwartalny abonament ulgowy za 107 złotych, teraz proponują mi za 300 złotych, czyli o prawie 300 procent. Nie przeczę, że było to niewiele, ale istniejące jeszcze państwo decyduje się pomóc biednym starym emerytom i funduje np. bezpłatne przejazdy tramwajem. Daje także inne ulgi, dlaczegóż by nie do filharmonii? To przecież tzw wysoka kultura. Filharmonia jest instytucją państwową, powinna przez nie być utrzymana i rozwijana. Dla dobra ogólnego. A pan dyrektor mówi tu jakichś kredytach, mówi nieprawdę o podwyżkach cen biletów o kilka tylko złotych, odsyła do Paryża, Berlina lub Brukseli i przy okazji nie omieszkał rutynowo kpić z kredytów Gierka. Nie tędy droga. W Berlinie lub Paryżu słuchacz zarabia kilkakrotnie więcej niż biedny Polak. Wystarczy także aby pan dyrektor spojrzał na wiszące stare afisze i dostrzegł kto wtedy dyrygował i kto grał. Światowe sławy mimo kredytów Gierka, któremu udało się przy okazji wybudować 800 fabryk i 3 miliony mieszkań. W filharmonii zawsze były kwiaty na estradzie i czerwony dywan. W tej sytuacji to nie pozostaje nic innego jak tylko na dyrektora filharmonii desygnować samego Balcerowicza, a w sali urządzić kabaret, cyrk lub dyskotekę. Nie potrzeba będzie kredytu i może jeszcze być zysk.
Zważywszy na tegoroczne okoliczności przyrody, Śniegus Dyngus jest wynalazkiem językowym po prostu genialnym. Lisku, szapo! 😆
Pan Mateusz na pewno nic nie chce robić z dyr. Toszą, bo nie pracuje w filharmonii. Co zaś do podwyżek, nieporozumienie wynika stąd, że dyrektor mówi o cenie jednostkowego biletu. Cena abonamentu rośnie proporcjonalnie. A kredytów Gierka wstyd bronić, dopiero w zeszłym roku je spłaciliśmy.
Tak, Śniegus Dyngus jest po prostu prześliczny 😆
😀
A jaka pogoda w Jerozolimie? 😀
31 stopni w cieniu i piasek w powietrzu.. 😆
Bylo kiedys pojecie zlotego srodka… 🙂
Lisku, jeśli będziemy mieć odtąd (a wszystko na to wskazuje) dwie pory roku, czyli zimę i zimę, to z całą pewnością Twoje określenie oficjalnie zastąpi lany poniedziałek 🙂
To znaczy, że jest chamsin, lisku?
Nie jest to zbyt przyjemne, jakby się było w piecu. Przeżyłam kiedyś coś takiego w kwietniu właśnie.
Tak 🙂 Pustynny wiatr. Na szczescie wlasnie mija 🙂
Od „polskich” Izraelczyków usłyszałam wtedy określenie „chamski syn” 😉
Chamsin po arabsku znaczy 50, wg popularnego przekonania ze wieje tyle dni w roku 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Khamsin
Muzyczny podklad do egzotycznych klimatow
Bardzo ładny ten ud 😀
Ale „Bulbul” to jakoś swojsko brzmi… 🙄
Tak czy owak, już cieplej.
Dorota Szwarcman, 13,45. Z rachunków to rzeczywiście była Pani nie najlepsza. A co można powiedzieć o kabaretach?
Tak się składa, jasny gwincie, że z „rachunków” – z matematyki byłam bardzo dobra.
A co mają kabarety do rzeczy?
Poszłam na stronę Filharmonii Krakowskiej, żeby poszukać tych kabaretów. I zobaczcie, co znalazłam:
http://www.filharmonia.krakow.pl/Repertuar/Kalendarium/4432-MUSICA_DA_CAMERA,_MUSICA_DA_CHIESA.html
Bardzo polecam! Piękny ten program.
No i ceny takie, że trzeba chyba kredyt wziąć 🙂
😆
Rozumiem że pomysł kompletu kantat Bacha w wykonaniu Minkowskiego to Prima Aprilis!… Nie wyobrażam sobie tego, bo Dyrygent ma tyle zainteresowań i pomysłów, że kompletu nie wykonałby nigdy… Zresztą to jednak chyba nie dla niego…choć może ciekawe byłoby przez inność… Wiem że już po deserze, ale chętnie wróciłbym do Viviki i jej unikalnej techniki wokalnej… To „ruszanie szczęką bierze się z pewnością z „produkowania” wibracji, czy szybkich ozdobników wargami na nie w krtani, strunami głosowymi jak to czynią wszystkie…. Jakkolwiek to robi efekt jest nadzwyczajny – co słychać. Fakt że lepiej wyraża agresję i wzburzenie. „Tu giurasti” było genialne, bo orkiestra wspomogła ją w zbudowaniu mrocznego, demonicznego wręcz nastroju! Ona w tej arii nie prosiła jak Leznieva, ale ostrzegała, że się zemści za niewierność na Pięknie! Fantastyczne! Inna sprawa, że choć ją uwielbiam i doceniam odrębność po ostatnim koncercie poczułem że jej technika jest jednak ograniczeniem… W ariach stereotypowych, jak Hassego, opartych tylko o efekt wirtuozowski (słychać to też często w Vivaldim) jej „metoda” jest niestety powtarzalna… Nie robi wiele by to zmienić…i staje się przewidywalna. Ale daj Boże takie przewidywalności! Plus wdzięk i prezencja!
Nie znam się na prowadzeniu filharmonii, ale z cenami biletów na zagraniczne recitale Piotra Anderszewskiego, to pan dyrektor trochę przesadził – za bilety na niemiecką trasę w grudniu zeszłego roku płaciłam od 30 do 60 euro (Kolonia, Stuttgart, Frankfurt, wspomniany w wywiadzie Berlin) – a kupowałam te najdroższe. Bilety na kwietniowy recital w Paryżu też są, jak widzę, w podobnych cenach. http://www.forumsirius.fr/orion/tce.phtml?site=1213&spec=1250
@ krakus
To niestety nie jest prima aprilis (niestety, bo wolałabym, żeby Minkowski wykonywał u nas też inne rzeczy, np. muzykę francuską, a jak się skupi na kantatach, to na nic innego czasu tu nie będzie miał) – inna rzecz, ile z tym pomysłem wytrzyma.
@ Aga
Pan dyrektor czyta ten blog, więc może teraz to sprawdzi 😉
Świetnie. Lubię być przydatna – zwłaszcza, gdy mogę być przydatna małym kosztem. 😎
w sprawie Misteria Paschalia 2014 słyszałem też informację, że ma przyjechać Rene Jacobs – jako dyrygent oczywiście! 😉 to byłoby fantastyczne i odrobieniem wieloletnich zaległości, ale nie słyszę potwierdzeń…Czy coś o jego wizycie wiadomo?
Jeszcze pachnie świeżością…
http://www.youtube.com/watch?v=zsnPzcc1Zb0
@ krakus – też to słyszałam 🙂
@ ciekawski – o! 😀 Dzięki!
2 kwietnia, ostatni dzien Paschy
I po swietach, czyli Bacha proba odpowiedzi na paschalna tajemnice
__________________________________
Sluchalem w tych dniach Pasji Mateuszowej Bacha, BWV 244 (The Monteverdi Choir and English Baroque Soloists, John Eliot Gardiner). Chyba nie mozna blizej dowiadczyc obecnosci Stworzyciela, anizeli sluchajac tego dziela. Wstep z chorem a pozniej wspolgranie altu i skrzypiec „Erbarme dich”, dalej „Mache dich, mein Herze, rein” a nastepnie scena z ostatniej wieczerzy, w ktorej harmonie niejako upajaja cialo i sama mysl, ze ludzie tak sa od siebie uzaleznieni „Bierz i jedz…to jest moje cialo”.
Jednak ta scena jest bodajze najbardziej zagadkowa i tragiczna w samym chrzescijanstwie, kiedy Jezus sam osadza tego, ktory go zdradzi. Bach pozwala ma wypowiedziec nastepujace: „Byloby lepiej takiemu czlowiekowi, gdyby sie nie narodzil”
Nawet wspolczulem Judaszowi, temu statyscie, ktory jedynie administrowal przygotowanie do ofiary ze swego Mistrza. Ma sie wrazenie, ze Bach, zwany tez piatym ewangelista, jakby wyprzedzal wspolczuciem do tej postaci swych wspolczesnych. Jak np w arii „Gebt mir meinen Jesum wieder” i kiedys Judasz zrazu gorzko oplakuje swoj postepek i z rozpaczy odbiera swoje zycie. Ktorys z rosyjskich poetow watpil w te scene koncowa z Judasza. Czyz ow, ktory zdradzil Mistrza rzeczywiscie byl w stanie poczynic taki ostateczny krok?
W pierwszych wiekach chrzescijanstwa chrzescijanstwo bylo w jawnej opozycji do judaizmu a Judasz byl prototypem dla „wiecznego Zyda” ze swoimi srebrnikami. Tak tez jest wiecej juz w Pasji sw.Jana Bacha (Virtuosi Saxoniae) a w niej o wiele wiecej antyzydowskich scen. I ta cala sceneria, ktora byla fundamentem dla tworcow mitu „mordercow Jezusa” i nastepnie antysemityzmu.
Widzialem w Zydowskim Muzeum w Sztokholmie na ekspozycji „Juden Jesus” (Zyd Jezus) reprodukcje Marca Chagalla „Biale ukrzyzownanie” (1938), ktore bylo umieszczone w centralnym miejscu samej wystawy. Ponoc jest to ulubione dzielo papieza Franciszka.
Obraz Chagalla z postacia ukrzyzowanego Jezusa i scen z przesladowan Zydow na przestrzeni wiekow. Judasza nie ma na obrazie Chagalla. Tjemnica jednak pozostaje. Jak mogl Jezus taki przebaczajacy i milosierny w taki wyrafinowany sposob potepic innego czlowieka? Ciekawe, ze Jezus wypowiada te slowa nim Judasz podzieli sie chlebem z innymi uczniami Mistrza. Jezus zna postepek Judasza ale pozwala mu na uczestnictwo w wieczrzy. Nie obiecuje swiata bez zla i zdrady, jednakze pokazuje, ze obietnica wspolnoty dotyczy takze tego, ktory sam sie z niej wykluczyl. Jest tak czesto, ze nie sposob jest odwrocic czegos co sie zrobilo. Pozostaje blizna ale nikt nie jest sam w tym zmaganiu z przeszloscia i nikt nie jest wykluczony.
@ krakus – Jacobs. Le Cercle de l’Harmonie. Handel. Poniedziałek Wielkanocny 2014.
@ Dorota Szwarcman – pech MM nie opuszczał również w przygotowaniach Pasji Mateuszowej w ubiegłym roku. Zamiast samolotu był… autobus.
Tylko, Drogi Panie Filipie, może by tak dopilnować Jacobsa, żeby tego (zresztą którego?) Haendla zagrał w Krakowie tak, jak go Haendel skomponował, a nie pisał go sobie sam po swojemu ? Jak ostatnio zrobił i z Orlandem i z Radamistem…
@ Filip – a to z Mateuszową też coś było? Bo pamiętam, że MM przyleciał wtedy samolotem prosto z Wiednia, gdzie miał akurat próby. Autobus na pewno był przy drugim podejściu do Alcyny. Po długim nerwowym oczekiwaniu na lotnisku wszyscy rozsiedli się z ulgą w samolocie (też z Wiednia, bo grali wtedy w Staatsoper), po czym okazało się, że coś nie tak z podwoziem. No i orkiestra musiała jechać autobusem.
Pobutka dla wolno się budzących po Świętach…
…Znaczy Poniedziałek Wielkanocny 2014 ma już ludź „zorganizowany”…
Nb,
http://www.misteriapaschalia.com/pl/4/0/321/final-pelen-fajerwerkow
(arie chodzą za mną seriami… ;))
PS, jeszcze raz gratulacje za wiadome wyróżnienie ‚Pressa’!!!
🙂 🙂 🙂
Spóźniona pobutka, nadal w ramach zaklinania wiosny http://www.youtube.com/watch?v=GHvK_XYTo0c
Dzień dobry 🙂
Ładne Pobutki. Ale jak się spojrzy za okno, to raczej jakaś mruczanka Kubusia Puchatka… im bardziej pada śnieg, bim-bom…
Dorota Szwarcman, 19.24. Nie mam podstaw do kwestionowania Pani biegłości w rachunkach, natomiast nie mam pewności co do odczytywania ze zrozumieniem tekstów po polsku. Moja propozycja przekształcenia filharmonii w kabaret lub cyrk powinna spotkać się z uznaniem nie tylko Balcerowicza ale i samego rządu. Byłby pewny zysk bez potrzeby kredytu.
Nie mam kłopotów ze zrozumieniem tekstów po polsku, mam kłopot ze zrozumieniem bezsensownych złośliwości, pozbawionych celu i ostrza. Dlaczego akurat wobec Balcerowicza, skoro on od dawna nie jest ministrem? Dlaczego wobec rządu, skoro FK jest instytucją samorządową? I jaki sens mają Pańskie pochwały kredytów Gierka, kredytów, które na wiele lat zniszczyły naszą gospodarkę?
Panu, jak widać, było dobrze w minionej epoce. Ja też ją pamiętam i wiem, że nie było tak różowo. Jeśli kultura muzyczna w pewnych punktach miała trochę lepszą pozycję, to z jednego prostego powodu: władza traktowała ją jak propagandę, a muzyka jako sztuka niesemantyczna rzadko kiedy może być wywrotowa, nie była więc „niebezpieczna”.
Ale ja powrotu do tych czasów nie chciałabym za nic w świecie.
@jasny gwincie
wiem, ze lubiles festiwale zolnierskiej piosenki i radzieckiej…nie ten blog, daj pokoj pani Dorocie. Skoncentruj swe wysilki na swych starych klientach….ot, chociazby na GW i jej naczelnym. Ty z tym Balcerowiczem jak @Slawomirski z Passentem, Jaruzelskim i Urbanem.
No, nie zgadzam się, że muzyka nie bywała wywrotowa – tacy jak Szostakowicz i inni nie mieliby kłopotów.
@ ozzy – akurat jasny gwint jest prawdziwym melomanem, spotkałam go w realu nieraz na koncertach. Ale najwidoczniej twarz ma z jakichś powodów zwróconą w przeszłość. Tak bywa, człowiek był młody, to czasy z perspektywy mogą wydawać się lepsze. Mnie akurat nie, ale ja wciąż czuję się młoda 😛
@ Gostek – ale u nas nie było Stalina, a nie wszyscy przywódcy PRL byli równie czujni ideologicznie. Wystarczyło, że kilka nazwisk było na indeksie – Panufnik, Palester, potem np. Rostropowicz. Wszystko oczywiście z powodów pozamuzycznych.
A Lutosławskiego pod tramwaj chcieli wrzucać z powodów pozamuzycznych?
Nienatemat #1:
Z elektrostatyką na ty:
http://www.youtube.com/watch?v=NBVTtL5WovU
Śliczne 😀
Sokorski chciał wyjść przed orkiestrę. Usłyszał dzieło, którego nie zrozumiał i wyraził się. Taka też była specyfika tych czasów: zawsze wszystko można było napiętnować, jak tylko coś się komuś uwidziało. Niepojęte dla mnie jest, że ktoś może za takimi czasami tęsknić.
„zawsze wszystko można było napiętnować, jak tylko coś się komuś uwidziało”
A dzisiaj to jest inaczej ❓ 😛
8 Dzien Paschy – Jizkor – koniec 20.45
______________________________–
Pani Doroto,
ja tez bylem mlody, moze zbyt mlody…zapewne wiele spraw nie rozumialem z PRLu, zwlaszcza tych pozamuzycznych.
pozdrawiam, ozzy
zeby @jasny gwnt i inni pamietali
________________________
Za PRLu nieznani sprawcy bili…. najlepszy dowod ksiazka-dokument „KOR” Jana Jozefa Lipskiego, jednej z najswietlejszych postaci w ruchu demokratycznym po wojnie – niegdys mialem okazje poznac pana Jana Jozefa 🙂
Najserdeczniejsze gratulacje dla OK za najlepszy blog dziennikarski. Słusznie się należy. Nie mogę biegać po wszystkich, ale prawie do wszystkich kiedyś zaglądałem. Cenię bardzo Pana Adamczewskiego, u którego często zasiadam do stołu, Panią Paradowską, Owczarka i częściowo Pana Szostkiewicza. Częściowo, bo chociaż generalnie z nim się zgadzam, jest tam wiele komentarzy, których nie rozumiem. Ten blog jest świetny m.in. za podkreśloną przez jury interaktywność. PK nie szczędzi czasu, żeby na bieżąco ripostować. Ten blog żyje. Pana Adamczewskiego też żyje. Kulinaria są pretekstem do wymiany zdań na wszelkie tematy. I nie tylko ja chętnie odwiedzam oba te blogi. Spoza Polityki jeszcze polecam blog Bobika, ale ten wymaga sporo czasu na wciąganie się.
Ale gafa. Gratulacje dla PK oczywiście
Czasy wspominam nie najgorzej. Wielu cierpiało różne niesprawiedliwości, pobicia, a nawet zabójstwa. Ja nie widziałem sensu w wybraniu studiów, które by mnie interesowały, a nie przewidywałem, że w jakiejś perspektywie będzie można pisać, co się myśli. Jednak w rozprawie doktorskiej z dziedziny nauk ekonomicznych udało mi się w spisie literatury nie zawrzeć ani jednej pozycji z Marksa czy Lenina i nikt nie miał mi tego za złe. Teraz wiele idzie w złym kierunku. Kapitalizm ma jednak swoje plusy ujemne, jak ktoś to określił. Nie winię o to rządu, choć nie podoba mi się jego kunktatorstwo. Oczywiście nie tęsknię do tamtych czasów i bardzo cenię to, co zrobił Leszek Balcerowicz. Były błędy, nie przeczę, ale nie mieliśmy żadnych opracowań teoretycznych na przekształcenia ustrojowe. Tym bardziej jakichkolwiek wzorów.
Otwarcie na świat spowodowało wiele przewartościowań przyjmowanych bezrefleksyjnie i upajanie się gadżetami, luzem, popkulturą. Może się mylę, ale mam wrażenie, że zapotrzebowanie na wysoką kulturę u nas maleje zamiast rosnąć.
Może tego nie widać w Warszawie, gdzie jest wszystko, czy w Krakowie, gdzie są takie festiwale, a na co dzień wiele się dzieje. Można narzekać na Filharmonię Krakowską, ale co mają powiedzieć bywalcy Filharmonii Bałtyckiej. Ale Pani Kierowniczka wlała Nadzieję w serce. Minkowski na Actus Humanus, to coś, co pozwala patrzeć w przyszłość z ufnością.
W Wielki Piątek nie daliśmy rady Pasji Pendereckiego, ale przedpołudnie sobotnie też świetnie się nadało. Z listy płac wynikało, że i przy tej produkcji pan Berkowicz miał swoje 3 grosze. Dobrze, że jest do takich rzeczy dopuszczany ktoś kompetentny. Nie ukrywam, że pierwszy Actus Humanus budził mój sceptycyzm zanim nie stał się faktem i mogłem w nim uczestniczyć. Teraz do pana Berkowicza nie mam żadnych zastrzeżeń.
O Pasji oczywiście nie będę nic pisał poza tym, że nadal robi na mnie wielkie wrażenie.
Wreszcie nadrobiłam zaległości w czytaniu (i słuchaniu) od połowy poprzedniego tygodnia. Dlatego dopiero teraz składam gratulacje, uważam, że całkiem zasłużone wyróżnienie. Bo ja uwielbiam czytać to, co najlepsze, a więc także najlepszy blog w tej sieci 🙂 A inni niech się uczą, jak prowadzić blog!
MP też informują dzisiaj: http://www.misteriapaschalia.com/pl/4/0/322/co-w-duszy-gra-zwycieza-w-rankingu-blogow
Co do Misteriów: zastanawiałam się jeszcze niedawno, czy by sobie może w przyszłym roku nie zrobić przerwy. No bo kto wie, co to będą za enigmatyczne zmiany, może lepiej im się przyjrzeć z oddalenia, a w tym czasie w Dreźnie albo Lipsku przyswoić Bacha czy innego Parsifala? A tu się okazuje, że w programie wysyp magnesów, a plany się same wyklarowały… O słodka niewolo 😉
Z innej beczki: w magazynie pokładowym Deutsche Bahn wywiad z Thomasem Hengelbrockiem o Wagnerze i interpretacji Parsifala na instrumentach historycznych: http://mobil.deutschebahn.com/was-beruehrt/warum-wagner/
Ciekawa jestem, czy doczekam czasów, kiedy Łukasz Borowicz obszernie wypowie się na łamach magazynu PKP Intercity na przykład na temat któregoś z odkurzonych przez niego dzieł…
Trochę głupio napisałem Studia wybierałem za Gomułki. Ale pod tym względem między Gomułką a Gierkiem nie było żadnej różnicy. Zasługą Gierka trochę otwarcia na świat, z czego korzystał, kto mógł. Wielu nie mogło. Poziom życia się podniósł, pojawiły się samochody. Ale za ten poziom płaciliśmy potem przez dziesięciolecia. Skończyliśmy spłacanie niedawno, a przypominam, że po transformacji połowę długu na rzecz podmiotów publicznych (Klub Paryski) nam umorzono, a potem poważną część umorzyli wierzyciele prywatni.
Wrócę jeszcze do Gierka, bo ostatnio widzę tendencję do mitologizowania jego rządów. Wybudował wiele fabryk, ale te fabryki nie były w stanie produkować porządnych wyrobów. Po rozpadzie obozu okazało się, że jeszcze ZSRR, a potem Rosja, były jedynymi odbiorcami chętnymi do kupowania tych produktów. Potem Rosja szybko przestała te rzeczy kupować i stąd taka zapaść polskiego przemysłu. W podobnej sytuacji znalazły się nie tylko inne demoludy ale i Finlandia. Finlandia potrafiła szybko się przestawić, ale reformy też przeszła ogromne. Były jeszcze inne inwestycje z gierkowskich kredytów. Tak zwane wspólne inwestycje RWPG realizowane na terenie ZSRR. Dzięki naszemu udziałowi w tych inwestycjach mieliśmy prawo do udziału w imporcie produktów. Te już nam do niczego nie mogły służyć.
Przeczytałem tekst zlinkowany przez Beatę i jestem pod wrażeniem. Można napisać, że dobrze mieć wszędzie wejścia, tylko, że tam, gdzie piszą dzięki wejściom, na ogół kłamią albo chociaż przeinaczają. Tutaj tylko czysta prawda.
„…nie mam pewności co do odczytywania (przez Dorote Szwarcaman) ze zrozumieniem tekstów po polsku.”.
A ja mam absolutna pewnosc, ze jest to zdanie nader chamskie. 👿 Sugerowanie przez Autora wpisu, ze Gospodyni tego blogu jest idiotka nie rozumiejaca jezyka polskiego jest w moich ksiazkach szczytem grubianstwa i becwalstwa. 👿
Po zebraniach – i ja krótko jeszcze na temat PRL a dziś. To, że nie chciałabym powrotu PRL, nie oznacza, że dzisiejsze czasy uważam za idealne. Bardzo wiele mi się w nich nie podoba, bywam ostro rozgoryczona, czasem myślę, gdzie by stąd uciec, bo mi duszno. Ale przynajmniej jest wolność. Tyle tylko, że nie bardzo umiemy z niej korzystać, bo nie wykształciliśmy mechanizmów zabezpieczających, jakie wykształciły stare demokracje. I one nie są wolne od niebezpieczeństw, ale przynajmniej mechanizmy działają. Tutaj kto kogo zakrzyczy, wygrywa, i to jest straszne, ponieważ krzyczą głównie ci, z którymi rozsądny człowiek w ogóle nie chciałby mieć do czynienia.
Ale to już temat dla innych blogów.
Kocie, schowaj pazurki 🙂
Kocie, nie denerwuj się. Po mojemu Jasny Gwint o sobie pisał, że nie ma pewności co do odczytywania ze zrozumieniem tekstów po polsku. Ja tak to odebrałem w każdym razie. Być może też nie mam pewności co do odczytywania ze zrozumieniem Jasnego Gwinta. Ale piękną kartkę od Ciebie i „Starej” przeczytałem ze zrozumieniem
@ Gostek 13:03
Za PRL to było ustalane odgórnie i nie było od tego ucieczki. Dziś nie da się tego aż do tego stopnia ustanowić. Choćby dlatego, że jest internet.
W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert powiedział: – Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi: „To jest mój punkt widzenia”.
😉
Podejrzewam, Pani Doroto, że skoro w czasach „przodującego ustroju” wmówiono nam (nie tylko Polakom, czy tylko demoludom – ale całemu światu, czego skutki wciąż dają znać o sobie) bałamutną opozycję „komunizm/socjalizm – kapitalizm”, wielu sądziło, że zastąpienie komunizmu – kapitalizmem przyniesie analogiczny do komunizmu „ideał”, tylko a. prawdziwy, a nie zełgany; b. z przeciwnym znakiem.
Niektórzy wyobrażali sobie wręcz, że w tym nowym systemie będzie można pracować, jak za komunizmu, ale zarabiać, jak za kapitalizmu.
Wielki zawód, jaki niektórym z nas sprawił kapitalizm, wynika właśnie z tej nieuświadomionej indoktrynacji.
A z resztą jest dokładnie tak, jak Pani mówi, tylko to właśnie jest trudne do zniesienia: odkąd jest wolność, wszystko zależy od nas i za wszystko jesteśmy odpowiedzialni. A to jest strasznie trudne do zniesienia i dlatego ten i ów krzyczy, że wciąż nie ma żadnej wolnej Polski. Bo wtedy można nasze własne grzechy wciąż zwalać na Obcych, wszystko jedno jak się ich opisze.
Exactly, Panie Piotrze 🙂 A właściwie 🙁
Tak, wtedy było ustalanie odgórnie i piętnowało się wybranych, za przeproszeniem, niepokornych.
Dziś, za pośrednictwem ww. internetu może piętnować każdy każdego, jak leci.
No tak. Jeden na drugiego szczeknie, drugi odszczeknie.
To się oczywiście czasem rozrasta bez miary.
Ale odszczeknąć zawsze można.
Wy mnie nie mówcie jak było, Wy mi powiedzcie, jak będzie…
Yizkor – „oby wspomnial (Pan)”
_________________________________________________
chazzan Alberto Mizrahi http://www.youtube.com/watch?v=XByGwtOAKt4
Drogi Zeenie : to w dzisiejszych czasach wiedzą już tylko klimatolodzy…
ozzy, Na tych festiwalach można było także posłuchać Lutosławskiego, Anny German i Demarczyk. Tę ostatnią miałem okazję znać i słuchać w Piwnicy. Więc nie było tak źle. A czytając tutejszą reakcję na moje skargi poczułem się jak na naukowej konferencji w IPN. Skarżyłem się i byłem wściekły, że po tylu latach odebrano mi przyjemność uczestnictwa w koncertach filharmonicznych. Mnie nikt biletów nie funduje jak Pani Redaktor. A tamte czasy także pamiętam. Czasy Markowskiego, Czyża, Katlewicza lub bywającego tutaj Pawła Kleckiego. I Wit tu startował. Mejer, Stachowski i setki innych. Kto chciał to przeżywał wspaniała atmosferę, tym bardziej że byliśmy młodzi. Także nikt nikogo nie bił.
Drogi Jasny Gwincie, zapewniam Pana, że Anna German, Ewa Demarczyk, Markowski, Czyż i Katlewicz – to nie są „zdobycze socjalizmu”.
Przypomina się sławna kpina Jacka Fedorowicza: że to oczywiście władza socjalistyczna odbudowała Warszawę, bo Polską rządziła po wojnie władze wyłonione w wolnych, demokratycznych wyborach, to Warszawa po dziś dzień leżałaby w gruzach…
Miało być oczywiście tak : „bo gdyby Polską rządziły po wojnie władze wyłonione w wolnych, demokratycznych wyborach, to Warszawa po dziś dzień leżałaby w gruzach…”
Panie Piotrze @17:05, jedna uwaga – klimatolodzy też nic nie wiedzą niestety… 🙁
Jeżeli pisząc o Lutosławskim a propos festiwali piosenki mówi jasny gwint o piosenkach Derwida, to on robił to wyłącznie dla zarobku i był bardzo niezadowolony, kiedy to wyszło na jaw.
Zresztą na wymienionych przez ozzyego festiwalach piosenki żołnierskiej czy radzieckiej jego piosenek raczej nie było, podobnie jak Demarczyk. Proszę nie fałszować rzeczywistości.
Pewnie, że nie wiedzą, bo niby skąd – ale bardzo głośno krzyczą, że wiedzą. I na to dostają fundusze…
Stary kawał: jaka jest różnica między nauką, filozofią i materializmem dialektycznym. Nauka to szukanie w ciemnym pokoju czarnego kota. Filozofia to szukanie w ciemnym pokoju czarnego kota, którego tam nie ma. Materializm filozoficzny to szukanie w ciemnym pokoju czarnego kota, którego tam nie ma, przy czym w regularnych odstępach trzeba krzyczeć „mam go! mam go!”.
Parabola uboga w realia
Kiedys Janusz Glowacki, moj ulubiony autor, recenzowal ksiazke Siesickiej i na skrzydelku ksiazki byla fotografii autorki w polprzysiadzie z ogromnym psem bokserem, co Janusz Glowacki uwazal za wywieranie presji na krytykow. Podobala sie 😉 ksiazka recenzentowi, autorowi pozniejszego „Kopciucha”, z malym zastrzezeniem: pies powinien byc przynajmniej w kagancu.
W owych czasach big-beat rozwijal sie wielowatkowo i nie zagrazal podstawom ustroju a redaktor Filler byl ostrzyzony na koniunkturalnego jeza i wiedzial z kim i o co walczyc.
Takie to byly czasy. A moimi nauczycielami byli Michnik, Szpotanski, Kisiel, Elzenberg, Mycielski…i wielu, wielu innych
* http://www.youtube.com/watch?v=71IHBikE34c „Piosenka zza lewej sciany” sl. St.Baranczak, wyk. Jan Kelus *
Przepraszam, ale…
„mojom szkołom były lasy kabackie!”
No to chyba mojom, bo mieszkam na Kabatach 😛
Panie Piotrze, jak świat światem silne państwa skrycie bądź jawnie manipulowały słabymi. Krótko i zwięźle wyłożył to Clausewitz. „Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami.”
Cóż, Panie Rafale – ja akurat wolę tę klasyczną mantrę o mądrości odróżniania tego, co od nas nie zależy, od tego drugiego. I lubię brać odpowiedzialność za to drugie właśnie. Jakoś ciekawiej się żyje, choć pewnie trudniej.
Dyrektor filharmonii jest tu chyba najmniej winny. Gdyby państwo nie marnowało pieniędzy na bezużyteczne działania moglibyśmy mieć nie tylko muzykę na najwyższym poziomie ale jeszcze cieszyli oczy takimi widowiskami. http://operalapartenope.wordpress.com/
Panie Piotrze, jedno nie przekreśla drugiego. Oni nam mącą ale to My jesteśmy winni, że na to pozwalamy. 🙂
Ja akurat myślę, że „oni” wcale nam mącić nie muszą. Wystarczy, że sobie stoją i patrzą.
Pani Doroto, nie zgadzam się z jednym z powyższych Pani wpisów. Muzyka to sztuka totalnie semantyczna! 🙂
Pobutka 😛
🙂
Zaklinania ciag dalszy
ozzy, 20.37
Parabola zbliżona do rzeczywistości.
W kołach zbliżonych do IPN niejaki ozzy wspomina swoich nauczycieli, którzy ukształtowali jego osobowość i rozwinęli talenty. Pominę innych a zatrzymam się na Zygmuncie Mycielskim. Niewiele mam wspólnego z profesjonalną muzyką, aczkolwiek muszę wspomnieć Piotra Skrzyneckiego, mojego kolegę z wojska, który lubił muzykę i inne hałasy. Ja także lubię. Jako jeden z niewielu tutaj przeczytałem „Niby dziennik” Mycielskiego. Początkowo z oporami, ale z biegiem wciągnęło mnie. Bo to także jakaś część mojej biografii i powietrza tamtych czasów. Zygmunt Mycielski, hrabia ze skłonnościami, czyli krwiopijca. Żołnierz września, żołnierz polskiej armii walczącej o Polskę na Zachodzie. Wrócił na łono zniewolonej przez komunistów ojczyzny i szczerze przez całe życie jej nienawidził. I włączył się czynnie. Ciągle na eksponowanych stanowiskach w świecie muzyki w kraju i w świecie. Wybierany i odznaczany, szerokie znajomości i kontakty od papieża, prymasa do liderów rządu i partii, Michnika i Geremka. Podróżuje bez przeszkód po całym świecie od Kalifornii po Monte Carlo do Paryża. Giedroycia, Jana Nowaka i RWE. Nawet w czasie okrutnego Stanu. Kompozytor, któremu każda nutka przychodziła niezmiernie ciężko i chyba żadnego utworu jego już nigdzie nie zagrają. Życie spędzał albo przewodnicząc albo wypoczywając na koszt państwa w Nieborowie, Krynicy lub Konstancinie. Cierpiał z powodu maleńkiego mieszkania przy Nowym Świecie, w którym jednakże przez cały czas stał państwowy fortepian. Wtrącał w tekście obrzydliwe, knajackie kawałki, których i sam Wałęsa nie mógłby się powstydzić.
I tak żyło się artyście, wrogowi ludu w Polsce Ludowej. Może był TW?
Mycielski może być symbolem tych czasów, szkoda, że był złym kompozytorem. Ale był na swój sposób bardzo mądrym człowiekiem. Państwo mu bardzo było przychylne. A mnie w wolnej już ojczyźnie odebrano możliwość uczestnictwa w kulturze. Chciałem się o tym poskarżyć na kulturalnym niby blogu i mnie wyszydzono i wykpiono.
Jasny Gwincie, czym Ci Mycielski tak zawinił poza tym, że był doceniany. Nie powiem, że był dobrym kompozytorem, bo nie jestem dostatecznie kompetentny, żeby oceniać. Ale organizatorem był chyba dobrym. Zresztą i fakt, że doceniany był przez wszystkich, świadczy o dobrym zmyśle organizacyjnym. Prawda, że był nagradzany orderami w momentach znamiennych, ale nie wyciągałbym stąd pochopnych wniosków. Władza miewała takie kaprysy, żeby tego i owego docenić. Czasem żeby zdezawuować, a czasem, ponieważ też doceniała merytorycznie. Bywało, że miała nadzieję przeciągnąć na swoją stronę.
Być może Ozzy ma jakieś powiązania służbowe z IPN. Tego nie wiem. Jednak na pewno nie są to powiązania ideowe pozwalające na zaliczenie do „kół zbliżonych”. Nazwiska nauczycieli, na które się powołuje, są bardzo daleko od tych kół. Michnik – to żart chyba. Kisiel i Szpotański – może łączyć z „kołami” odrobina kwasu solnego w wypowiedziach. Tylko, jakże ten kwas solny u Kisiela i Szpotańskiego był dowcipnie układany. I służył raczej za przyprawę. „Koła” plują czystym kwasem lanym na ślepo.
Mnie nie stać nie tylko na podróże do Berlina czy Wiednia na wydarzenia muzyczne. Do Krakowa byłoby mnie stać, ale już na wzięcie urlopu, żeby pojechać – nie. Mimo siedemdziesiątki muszę pracować, aby utrzymać dom, w którym mieszkamy, a ta praca akurat w ostatnich miesiącach absorbuje w stopniu niebywałym. Nie stać mnie także na wszystkie książki, które chciałbym kupić.
Nie jest to jednak wina rządu. To ja nie potrafię zakrzątnąć się za dodatkowymi dochodami. Mam kwalifikacje, które prawdopodobnie mógłbym wykorzystać zarobkowo, gdybym był zaradniejszy. Aktualnie mam sporo dodatkowych zajęć, za które nikt mi nie płaci, a ja się ich imam, ponieważ daje mi to satysfakcję. Mnie byłoby stać na Berlin i Wiedeń, gdybym zrezygnował z urlopów poświęcanych na zwiedzanie świata. To po prostu kwestia wyboru. Jasny Gwincie, nie wierzę, że jesteś tak ubogi, że nie możesz szarpnąć się na filharmonię rezygnując z czegoś innego. Ale nie wykluczam, że i tak może być. Nie wiń jednak o to rządu.
Pamiętaj, że półdarmowe koncerty, książki i teatry skończyły się nie dlatego, że nastąpiła zmiana ustroju, tylko dlatego, że poprzedni ustrój gospodarczo całkowicie się załamał. To pod koniec socjalizmu przestały wychodzić kolejne tomy encyklopedii muzycznej, a po transformacji nastąpiło ich wznowienie. W latach 80-tych kultura zaczynała dogorywać z braku środków. Nowy rząd zastał kraj zrujnowany gospodarczo i śmiertelnie zadłużony. Trudno się dziwić, że nie był w stanie łożyć na kulturę, ile należało. W ostatnich latach przyczyna jest inna – nadmiar pieniędzy unijnych. Pieniądze unijne idą na budynki. Do unijnych trzeba dołożyć wkład własny. Nie ma, skąd go wziąć, więc się bierze stąd, skąd brano poprzednio na działalność bieżącą instytucji kultury. Była dyskusja, czy budowa nowych budynków ma sens, ale niektóre z nich na pewno okażą się cenne, gdy inne mogą okazać się wyrzuceniem pieniędzy. Ale błędów nie robi, kto nic nie robi. Jasny Gwincie, ja się z Ciebie nie śmieję. Wiem, że mnóstwo ludzi myśli, jak Ty. Ale to wszystko jest dużo bardziej skomplikowane.
Dzień dobry. Szkoda, że oprócz podziękowania za Pobutki muszę rozpoczynać dzisiejszą konwersację od przepychanek z miłośnikiem PRL. Tego już naprawdę za wiele, zwłaszcza kłamstw.
I dobrze wiem, że to kłamstwa, ponieważ byłam (i nadal jestem) częścią tego środowiska. Co do muzyki Mycielskiego, sama kiedyś na sesji muzykologicznej w latach 80. przeprowadzałam analizę jego kilku symfonii. Uważam, że jest to muzyka niesłusznie zapomniana, zwłaszcza IV Symfonia czy Liturgia sacra (za którą dostał Nagrodę Solidarności Komitetu Kultury Niezależnej).
Nie miał mieszkania przy Nowym Świecie, lecz przy Chmielnej (wówczas Rutkowskiego). Było rzeczywiście niewielkie, mieszkał tam z przyjacielem tłumaczem, czyli praktycznie miał jeden pokój.
Jako członek ZKP i ZAiKS miał prawo do przebywania w Domach Pracy Twórczej. Tak jest i dziś.
Jeżeli przewodniczył, to dlatego, że go wybierano. Jeśli go wybierano, to dlatego, że miano do niego zaufanie.
„Krwiopijca”, któremu zabrano wszystko, a co miał, to wywalczył swoimi zdolnościami i cechami charakteru – niezłomnością, którą przypłacił wywaleniem z redakcji „Ruchu Muzycznego”, którą współtworzył i której był szanowanym redaktorem naczelnym.
Pisarstwo jego było znakomite i pobudzało do myślenia, choć w wielu sprawach nie zgadzałam się z jego oglądem, był konserwatywny, ale przynajmniej była to publicystyka na wysokim poziomie.
A jak państwo było przychylne Mycielskiemu – proszę bardzo, oto przykłady. Polecam, bardzo ciekawa lektura.
http://www.ruchmuzyczny.pl/ArtykulyAutora.php?IdA=205
O, tymczasem wypowiedział się Stanisław 🙂
Też polecam powyższy link, a propos IPN 😉
Pani Doroto,
piekne slowa o sp.Zygmuncie Mycielskim – znam jego pismiennictwio bardziej, anizeli jego tworczosc muzyczna. Jest to literatura pamietnikarska na wysokim poziomie. Czlowiek o wielkiej kulturze i bardzo szlachetny.
Ja tylko nie rozumiem, dlaczego wielbiciele Gierka, zamiast narzekać, nie skorzystają z wypracowanych przez niego metod. Brakuje forsy na uczestnictwo w kulturze? To pożyczyć! Odawaniem nie ma się co przejmować – niech spadkobiercy bulą. Proste, skuteczne i wygodne, niemal jak jazda na tygrysie. 🙄
Nic dodać, nic ująć, piesku.
@ Stanislaw
powiazan nie mam z IPN a Michnik – tak, to nie zart. Osoba, z ktorej RP powinna byc dumna. Wiecej juz na powyzsze tematy nie odpowiadam. To jest blog o muzyce.
pozdrawiam, ozzy
Dodać coś mogę, co mi tam. 😆 Ja mam serce raczej po lewej stronie i bardzo bym chciał, żeby wszystkim na świecie było dobrze. Ale mimo mej szczenięcej naiwności rozumiem, że nie osiągnie się tego przy pomocy idiotyzmów ekonomicznych, ani przymuszania do jedynej słusznej linii. No to chyba dorośli też mogliby to zrozumieć i zacząć się zastanawiać, jak urządzić świat lepiej bez sięgania do takich wzorców, które się bardzo wyraźnie nie sprawdziły. Bo inaczej nawet mnie całą lewicowość obrzydzą. 👿
Stanisławie, nie zgadzam się z tym:
Nie jest to jednak wina rządu. To ja nie potrafię zakrzątnąć się za dodatkowymi dochodami.
Winą rządu jest obciążanie mnie nadmiernymi podatkami i tragicznie niekompetentne zarzondzanie [sic] moimi pieniędzmi, przez co z pieniędzy, które zarabiam nie starcza mi na rzeczy, na które chciałbym je wydać.
Porażające, co zacząłem czytać z raportów sb-ckich. Długo się nie da. Akurat sporo się naczytałem podobnych rzeczy i dużo nie trzeba, żeby wiedzieć, o co chodzi.
W sumie słabo orientowałem się w strukturach życia muzycznego kraju i w wydawnictwach, ale sprawę usunięcia Mycielskiego z dowodzenia „Ruchem Muzycznym” zapamiętałem, dużo szumu to wtedy wywołało. Chyba chodziło o „List otwarty” w Kulturze po inwazji na Czechosłowację.
Najobrzydliwsza właśnie w tamtych czasach była świadomość, że wszyscy jesteśmy oblepiani pajęczyną czegoś paskudnego.
Moje dorosłe życie w PRL (krótsze niż jasnego gwinta, ale trochę trwało) polegało na chowaniu się w mysią dziurę, żeby tylko jak najdalej od tego świństwa. I tak musiałam parę razy w roku udać się z tekstami do cenzury (błe). Ale przynajmniej nie byłam na tyle eksponowana, żeby mnie ktokolwiek namawiał do zapisania się do PZPR. A kiedy w latach 80. miałam po raz pierwszy i ostatni do czynienia z ubecją, miałam już za sobą lekturę słynnej podziemnej broszurki „Obywatel a Służba Bezpieczeństwa” i wiedziałam, jak się zachować. Można powiedzieć, że miałam szczęście, ale też starałam się, żeby je mieć 😉
I w ogóle można powiedzieć, że środowisko muzyczne wykpiło się nienajgorzej. Traktowali nas rzeczywiście jak na wariackich papierach, np. ZKP został w stanie wojennym szybko odwieszony, bo władzuchna chciała, żeby w 1983 r. była Warszawska Jesień jako symbol normalizacji. Ale otrzymała od związku jedynie gest Kozakiewicza.
Co zaś do podatków, to nasze przy szwedzkich mogą się schować.
Gostku, to nie tak. Mimo nie tak małego wzrostu poziomu życia w Polsce w ciągu ostatniego 20-lecia ciągle jesteśmy krajem stosunkowo biednym. Na pewno można było rządzić lepiej, ale też można było o wiele gorzej. Obecny rząd w minimalnym stopniu odpowiada za ten poziom. Ja mam temu rządowi sporo do zarzucenia w kwestii kunktatorstwa w reformach i w kwestii słabych ministrów, ale do zarządzania tragicznie niekompetentnego jeszcze bardzo daleko. Jak na razie ten rząd ustrzegł się rażących błędów gospodarczych. Poziom podatków akurat nie należy w Polsce do szczególnie wysokich. Nie chcemy ujednolicenia podatków w skali UE, bo wzrosły by wtedy znacząco. Kunktatorstwo w reformach to dla mnie utrzymywanie deficytowych zakładów państwowych, do których wszyscy dopłacamy, a w obronie których związki zawodowe są gotowe rozpętać piekło. To samo dotyczy emerytur górniczych, KRUSu i paru podobnych spraw. Rząd się boi te sprawy ruszyć. Na KRUS ponoć nie zgadza się PSL. Co do innych kwestii, nie wiem, jakie byłyby skutki społeczne ruszenia. Ale rząd być może wie. Inna rzecz, że w sytuacji balansowania na linie we władzy i wokół władzy powinni być tylko ludzie nieposzlakowani, a nie do końca tak jest. Jednak zarzuty Gostka są mocno na wyrost.
Tragicznie niekompetentne są właśnie sprawy, o których wspomina Stanisław. Tragicznie niekompetentny jest paraliż decyzyjny, z którym spotykam się na codzień w pracy.
W Szwecji są wysokie podatki, ale chyba są sensownie wydawane, czy się mylę?
Z lektury przywołanej przez PK można wywnioskować, że SB miała bzika na punkcie szpiegostwa, ale to nie jest prawda. Ogólnie opozycją od 1957 roku zajmował się Departament III MSW i Wydział III w KWMO, a potem w WUSW. Ale osoby podejrzane o działanie na szkodę PRL były przedmiotem zainteresowania Dep. III tylko, jeżeli nie wyjeżdżały za granicę. Jeżeli wyjeżdżały, interesował się nimi Departament II czyli kontrwywiad. Wydziały VI, VII i IX w Dep. II zajmowały się Polakami za granicą i cudzoziemcami w Polsce (poza dyplomatami, którzy interesowali Wydz. VIII. Wiedzieli, że zajmują się opozycją, ale w raportach musiało pojawiać się szpiegostwo. Poza „dopasowaniem” zadań do struktury, pozwalało to na postawienie opozycjonistom zarzutu szpiegostwa. Jak się nie dało, zarzucano „działanie na szkodę PRL”. Tradycje tropienia opozycji przez kontrwywiad były niezłe, w MBP szefem „kontrwywiadu” był osławiony płk. Roman Romkowski skazany w 1957 roku na 15 lat za torturowanie więźniów. Przesłuchiwał m.in. rotmistrza Pileckiego.
Gostku, nasi urzędnicy na każdym szczeblu są wytworem naszego społeczeństwa. Paraliż decyzyjny rozwinął się bardzo za IV RP, gdy każda podjęta decyzja była podejrzana i mogła spotkać się z zainteresowaniem prokuratora. To wtedy zaczęła obowiązywać niepisana zasada, że jedynym kryterium w zamówieniach publicznych jest cena. Pieniądze nie były wydawane sensownie za socjalizmu. Teraz są wydawane sensowniej, ponieważ mimo wszelkich ewentualnych zastrzeżeń, jest większa transparentność. Idiotycznym decyzjom, jak np. przekazanie studia koncertowego operetce, zostały zablokowane dzięki uzyskaniu w porę informacji. Naprawdę sensownie będą wydawane, gdy nasze społeczeństwo jako całość do tego dorośnie. Ci urzędnicy, którzy nie działają sensownie, wyrośli z naszego narodu. Można ich wymieniać, ale co z tego. Inni będą na ogół tacy sami. Zgadzam się, że premia 1,3 mln zł za zrealizowanie zadania jest karygodna. Ktoś podjął taką decyzję uważając, że lepiej postawić na kartę takie kwoty niż ryzykować, że stadiony związane z EURO 2012 nie będą gotowe na czas. Ja z takim rozumowaniem się nie zgadzam. Prowadzi ono w kierunku obrzydliwego menedżerskiego szantażu. Ale zaoszczędzenie tych premii praktycznie niczego by nie zmieniło, za małe to kwoty, żeby naprawdę znaczyć. Mam nadzieję, że powoli będziemy dojrzewać do wybierania właściwych ludzi i że tacy się znajdą. Jeżeli nie, może i dojdzie do rewolucji, ale ona na pewno nie sprawi, że będzie lepiej. Ja zamiast martwić się, że nie na wszystko mnie stać, wolę się cieszyć, że mam w czym wybierać i że jestem wolny. Moje dzieci od małego zwiedzają świat i czują się w nim swobodnie. Starajmy się też myśleć konstruktywnie zamiast wszystko w czambuł potępiać. Będziemy wtedy też zdrowsi, bo mniej zestresowani. A i tak Cię, Gostku, bardzo lubię.
A ja Was obu 🙂
Ten link, który podałam, to artykuły napisane przez Danutę Gwizdalankę na podstawie badań w archiwach IPN. Jest to więc prawda dokumentów.
A ja konsekwentnie nie będę się znał na polityce, tylko chciałem powiedzieć, że staraniem IPN wydano ostatnio bardzo ładną płytę
http://www.ruchmuzyczny.pl/PelnyArtykul.php?Id=2142
W tej recenzji pani litościwie pominęła udział IPN, co się chwali, bo i książeczka do płyty wywołuje odruchy gastryczne, jednak nie trzeba czytać i wtedy jest bardzo w porządku. 🙂
Środowisko muzyczne nie było jedynym, które miało szansę przejść suchą nogą przez PRL. Ale trzeba było mieć trochę szczęścia i trafić na właściwych ludzi. Mój ojciec zanim został ordynatorem w szpitalu przez wiele lat kierował przychodnią obwodową, w której też prowadził poradnię chorób wewnętrznych i poradnię reumatologiczną. Do tego wizyty u pacjentów przychodnianych i u prywatnych. W domu prywatna praktyka. Dzień pracy od 16 do 20 godzin. Jakoś nie musiał dużo spać. W 1951 roku usłyszał, że musi zapisać się do PZPR lub zrezygnować z kierownictwa przychodni. Przedstawił sprawę rodzinie i rodzinie wyraziła zdziwienie, że z czymś takim przychodzi. Wyjaśnił, że swoje zdanie ma, ale uważa, że rodzina powinna się wypowiedzieć. Pomimo zdecydowanej odmowy pozostał kierownikiem, a po paru latach został Wiceprzewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, czyli takim społecznym wiceprezydentem miasta. Była to funkcja fasadowa, ale z relacji z posiedzeń wiem, że jednak można było rozsądnym głosem coś tam zrobić. Nie wiem, czy chodziło o to, żeby mieć i kogoś bezpartyjnego w składzie, ale i wśród bezpartyjnych można było swoich ludzi znaleźć. Ojciec cieszył się w mieście dużym szacunkiem, może o to chodziło, żeby tym szacunkiem legitymizował władzę, ale nie sądzę. Można powiedzieć, że nie powinno się było za komuny piastować żadnego stanowiska kierowniczego, ale to pogląd absurdalny. Tam, gdzie we władzach było trochę ludzi porządnych, działo się jednak lepiej. Tam, gdzie ich nie było, jedna osoba porządna albo przestawała być porządna, albo szła na pożarcie. Ja do końca nie uznawałem żadnego tłumaczenia przy wstępowaniu do PZPR, choć teraz nikomu tego nie mam za złe, za to mam za złe konkretne świństwa, jakich ktoś się dopuszczał.
Ja osobiście w klasie przedmaturalnej robiłem otwartą agitację przeciwko wstępowaniu do powstającego SZMP. W rezultacie w mojej klasie wstąpiła tylko jedna osoba. Chociaż dyrektor szkoły był bardzo mocno partyjny i został potem wojewódzkim kuratorem oświaty, ani mnie ani moim rodzicom nikt nie zrobił żadnych przykrości. Wiem, że w tym samym czasie, ale w innym miejscu w Polsce, mogło to się skończyć fatalnie. Myślę, że były demoludy, w których w ogóle taka agitacja by nie przeszła.
Z innej beczki. Miałem przyjaciela, który maturę robił w małym seminarium duchownym. Taką maturę trzeba było od któregoś roku uprawomocnić urzędowo, jeżeli chciało się studiować. Przyjaciel szedł do seminarium duchownego i to zaniedbał. Na trzecim roku wystąpił i okazało się, że nie ma matury. Pojechał do Ministerstwa Oświaty uzyskując audiencję u Ministra. Mój gamoń (naprawdę inteligentny) nie zabrał papierów ze sobą, bo chciał tylko się dowiedzieć, co ma robić. Minister kazał mu przysłać dokumenty na swój adres domowy, który mu podał, i sprawę rzeczywiście załatwił. Ministrem był Władysław Bieńkowski, później znany jako porządny człowiek, ale wtedy nikt tego nie wiedział. W sumie czasy były parszywe, ale dzięki wielu ludziom jednak do zniesienia. Nie dla tych, którzy mieli pecha trafiać na mniej porządnych.
Wielki Wodzu, wiem, że jesteś w polityce bardzo biegły, ale doceniam, że nie chcesz ruszać tego parszywego tematu
Wybaczcie, ale nie mogę się powstrzymać przed jednym jeszcze komentarzem na temat archiwów IPN. Ja raporty esbeckie widywałem nie w teczkach IPN-owskich. Żeby nie było nieporozumień podkreślam, że nie oglądałem ich w źródłowej instytucji. Miałem wyjątkowy komfort znania rzeczywistego przebiegu tego, co było w raportach. I naprawdę fałszerstw było tam bez miary. Nawet zmieniano w raporcie np. Zajazd Mazurski w Olsztynku na Hotel Heweliusz w Gdańsku. To tylko pozornie bez merytorycznego znaczenia. Ta zmiana pozwoliła m.in. wytoczyć proces i skazać powiązanego z IPN Michnika. Sam raport Michnika nie dotyczył akurat. Dlatego ja w ogóle w sb-ckie materiały nie wierzę, jeżeli nie stanowią bogatego i wewnętrznie spójnego zbioru. Na podstawie paru raportów i jednego świstka, podpisanego albo i nie przez pomawianego, żadnych wniosków nie wyciągam.
Dorota Szwrcaman, 12.13. Szanowna Pani. Właściwie to, że wyjątkiem adresu zamieszkania potwierdziła pani wszystko co ja napisałem na podstawie Dziennika Mycielskiego. Podejrzewam, że Pani go nie czytała. Uzasadnia to, że w tym czasie kiedy była Pani oblepiona jakąś pajęczyną były przypadki, że człowiek o tego typu szczególnej biografii mógł prowadzić światowe życie. Nie on jeden. Niepotrzebnie siedziała Pani w mysiej dziurze. Stąd z pewnością nie można widzieć świata, tak jak należy. Była Pani więc jak najdalej od tego świństwa, które dla przykładu Geremek określił jak czas mocarstwowości polskiej kultury. I rzeczywiście był to złoty wiek kultury, jedyny w tysiącleciu. Niepowtarzalny. Powstało kilkadziesiąt filharmonii i innych instytucji muzycznych, nie mówiąc już o wysypie tworzących kompozytorów i kultywowaniu pamięci dawnych. Nie było Pani przy tym. Dwa pokolenia Polaków, mimo przeciwieństw budowało państwo, jego siłę i pozycję w świecie. Teraz buduję stadiony, miejsca prymitywnego kultu, rozboju i chamstwa. W ciągu 24 lat nie stworzono nic, ani jednej dobrej książki, ani jednej ciekawej kompozycji, obrazu lub nawet piosenki. Doda jest symbolem. I nienawidzący się i skłóceni na wieki ludzie. Nie miałem wyboru czasu swojego życia, ale nie chowałem się do żadnej nory, jako inżynier i menadżer osiągnąłem sukcesy, które do dziś mimo zaawansowanego wieku pozwalają mi dalej czynnie uprawiać swój zdobyty w owym czasie zawód w wielkiej światowej korporacji wysokiej technologii. A że było tak jak było, to nikt tego nie zmieni, należy to opisać zapamiętać i wyciągnąć wnioski. To był nasze świństwo, aczkolwiek wstyd takiego terminu używać.
W ciągu 24 lat nie stworzono nic, ani jednej dobrej książki, ani jednej ciekawej kompozycji, obrazu lub nawet piosenki.
❓
De gustibus, ale dobrze przecież wiesz, że takie stwierdzenie jest nie do obrony, tak samo jak jest ono nie do obalenia.
Stanisław, Szanowny Panie. Motywem mojego wystąpienia na tym blogu nie był brak pieniędzy. Stać mnie jeszcze na wiele innych wydatków na kulturę. Rzecz dotyczy bezczelności postępowania i zasad. Podniesienie ceny o prawie 300 procent, to nie jest podwyżka ceny. To blokada. Wszytko drożeje, gaz, prąd, śmieci, podatki i wszystko. O 5 , 10, 20 nawet 30 procent. Ale nie o 300. To polityka państwa zrzucenia kryzysu na ludzi w myśl zasady „prywatyzacji zysków i uspołecznienia strat.” Odebranie dostępu do kultury to jedna z dróg przemiany obywatela w konsumenta i zapędzenie go do parafii i do marketu. W roku ubiegłym 62 procent Polaków nie miało w ręku książki. Ja jeszcze jak dobrze pójdzie to tych jeszcze kilak lat przeżyję. Pozdrawiam
Gostek Przelotem, 16.57. Może się mylę, Oczekuję na propozycje.
Ja powiem „***”, to odpowiedź zabrzmi „no przecież to nie jest ciekawa kompozycja!”
1. IV Symfonia Lutosławskiego (ukończona 1992)
2. Wczesny Varius Manx (z Lipnicką), Bartosiewicz, Nosowska/ Hey
3. II Kwartet Smyczkowy Góreckiego
Nad książką muszę się zastanowić, bo w ogóle mało czytam współczesnych tytułów, a o obrazach nie wypowiadam się, bo się nie znam.
Ja wszystko rozumiem, medycyna zna tego jeszcze więcej, ale czy na pewno tu trzeba o tym rozmawiać? I jeszcze Tuska wina, że debile nie czytają książek. Za Gierka, (piiii), czytali. No ludzie. 👿
K(l)oda niestrojna
_____________
Zycie na naszym „statku szalencow” jest takie jakie jest. A kazda nowa i jedynie sluszna linia jest sluszna do pewnych granic, A z tymi 62% Polakow, ktorzy nie mieli w reku ksiazki w ub. roku….jak to bylo? Rozumiem, ze teraz nie pisze sie o normalnym , konkretnym zyciu, odbudowie panstwa, znoju rolnikow, gornikow i robotnikow, wysilku nauczycili, wychowawcow i pielegniarek, codziennym trudzie piekarzy, szewcow i monterow, pracy lekarzy, inzyniera-wynalazcy…
A ja wole jednak „swiety belkot” Mirona Bialoszewskiego, niegdysiejszego Kleyffa, Karpinskiego, Tarkowskiego a takze….Dode…. a co, nie moge?
🙂
a ksiazki….Wydawnictwo Czarne polecam….
polecam laueratow i kandydatow do Nagrody Nike np. Maslowska, Tokarczuk, Varga, Stasiuk, Swietlicki, Kuczok, Anderman….moge wiecej, bo ja je czytam tutaj w Szwecj; tak, to literatura po 1989
Wybaczy Pan, jasny gwincie, że użyję mocnego słowa w stosunku do Pana tekstu z 16:46, ale wierutne bajdy Pan opowiada. To, co napisałam, przeczy wszystkiemu, co napisał Pan – proszę przeczytać moje słowa w połączeniu z ubeckimi świństwami, jakie robiono Mycielskiemu, a do których dołączyłam link. Ponadto napisał Pan, że był złym kompozytorem – założę się, że nie słyszał Pan żadnego jego utworu.
Jeżeli Pan mówi, że mnie nie było przy tym, co się działo w PRL, bardzo się Pan myli. Moje życie zawodowe trwa od 1976 r., wcześniej było pięć lat studiów. Jeżeli działo się coś dobrego, to tylko i wyłącznie MIMO obrzydliwej ubeckiej pajęczyny i WBREW niej. Sam Pan zresztą napisał, że życie kulturalne budowało się MIMO PRZECIWIEŃSTW.
To, co się dzieje dziś, jest zupełnie czymś innym i jeśli coś jest nie tak, to miejmy świadomość, że i my tu coś skrewiliśmy. Bo dziś możemy mieć coś do powiedzenia, w przeciwieństwie do tamtych czasów. A ludzie w tamtych czasach również byli skłóceni i robili sobie obrzydliwości, dobrze pamiętam 1968 rok.
I skończmy z tym tematem – nalegam. Ta rozmowa jest jałowa, bo Pan i tak będzie tęsknił za swoim wyidealizowanym PRL-em, a ja będę mówiła coś zupełnie przeciwnego. Nie ma szans na porozumienie.
Nawiasem mówiąc, właśnie czytam do poduszki ostatni tom Niby-Dziennika 😛
I byla jeszcze zdaje sie jakas noblistka, jesli wiersze mozna uznac za ksiazke, lub przynajmniej za kulture… 😉
(na wszelki wypadek mrugne jeszcze raz: 😉 )
Tulli, Huelle…
No, można długo wymieniać, jeśli tylko człowiek się tym interesuje, a nie siedzi w kącie i ma za złe…
A ile za PRL powstawało złej literatury i złej muzyki 🙂
Idę palić moją biblioteczkę! 😛 Noblistka, 😉 Dehnel, Sapkowski, Kołakowski, Skarga, Stomma, Żakowski, Torańska… Nic nie warte!
Kolakowski w omawianym okresie pisal poza Polska wiec sie nie liczy, mozesz sobie zostawic :lol
A poniewaz PK prosi o zakonczenie tematu, cos o przyjazni i wspolpracy:
http://www.youtube.com/watch?v=_Cd_dq9cmkc
…a biografia Broniewskiego http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/491208,Milosc-wodka-polityka-czyli-biografia-Broniewskiego – to dobra* czy zła książka, Jasny Gwincie? 🙄
…a krakowski MOCAK**?
…a gdy, chcąc kupić bilet na ‚Nieszpory’ Rachmaninowa, dostaję wejściówkę (10PLN, jesień 2012) – to dobrze czy źle?
…a gdy stoję przy tej galerii, to od jakiej daty (osobowości) mam przymykać oko na kapitalistyczną małość i niesłuszność?… i czy będę skazana na przymykanie aż do końca moich dni?… 😉
______
*biografie Miłosza, Kapuścińskiego, „Tysiąc i jedna opera” pewnego PK, … … …
**Wstęp wolny – kartę wstępu należy odebrać w kasie
dzieci do lat 7
osoby powyżej 70. roku życia
Zasłużeni Działacze Kultury, Zasłużeni Kulturze Gloria Artis lub adekwatnie odznaczeni
członkowie organizacji AICA, ICOM, CIMAM
posiadacze Krakowskiej Karty Turystycznej
studenci wyższych szkół plastycznych oraz historii sztuki
pracownicy galerii i muzeów na podstawie legitymacji pracowniczych
dziennikarze
przewodnicy miejscy w trakcie oprowadzania
pozostali – 10PLN albo różne zniżki
lisku 😆
Order za życzliwość dla osobników odmiennego koloru i gatunku! 😆
Jak widzę bezczelnie uśmiechniętą gębę Jana Antony Vincenta, zadowolonego z siebie, że kolejny raz udało mu się mnie okraść, to )*(_)(*&^%$
I w tym się zgadzam z jasnym gwintem, cytuję: ” Rzecz dotyczy bezczelności postępowania i zasad”
Ale podwyżki, a raczej zmiany cen abonamentów w Filharmonii Krakowskiej to jednak trochę inna sprawa.
To można coś – nieśmiało – nie w temacie politycznym ?Donosik z Berlina – po Wielkotygodniowym wagnerzeniu.
Celem głównym był oczywiście Pierścień Nibelunga w Staatsoper, znany, poza Zmierzchem bogów, z La Scali. W transmisji telewizyjnej mnóstwo zginęło, zwłaszcza scenografia, a scenografia i światła to mocna strona tej inscenizacji, rozkosz dla oczu. Inscenizacji zarzucają, że brak „konceptu” – faktycznie prosto i wiernie oddaje treść, dla mnie to zaleta.
Barenboim w formie różnej. Złoto i Walkiria zaskoczyły, bo podszedł do nich na sposób bardziej kameralny. W tą kameralność wpisali się wykonawcy – poza tym, że zdolni są śpiewać, to rozumieją, co śpiewają (nieczęste w przypadku Wagnera) – mogli więc wykorzystać pole dane przez Barenboima, skupiając się na niuansach – sceny Siegmunt-Sieglinde trąciły nawet nastrojami tristanowskimi. Mamy jednak do czynienia z ludźmi – Walkirie poniosło, totalny chaos w fosie i na scenie – ale było to raczej sympatyczne. Pozostałe części Pierścienia jak należy „wagnerowsko”. Niestety dwie potworne zbrodnie – rozmemłany marsz żałobny i galopująca ostatnia część finału Zmierzchu bogów. Budowanie spójnej struktury i zamknięcie pierścienia nie całkiem się więc udało, ale prawie…
Moja ukochana Waltraud Meier w świetnej formie – jako Siegline, druga Norna i Waltraute. Irene Théorin rewelacyjną Brunhildą. Niby oczywistość, ale dopiero przedstawienia na żywo uzmysławiają, jakiego potwornego wysiłku wymaga Wagner od wykonawców i dobitnie znać, jakim był okrutnikiem – regularnie najtrudniejsze zostawia na piątą godzinę. Z drugiej strony wspaniałe być tego świadkiem – niemal uczestniczy się w tym fizycznie, co jeszcze wzbogaca wrażenia.
W Wielki Piątek, jak należy, wysłuchałam Parsifala – w DOB. Byłam w zasadzie przygotowana, było gorzej. Łopatologiczne tableaux vivants ilustrujące opowieści Gurnemanza? Wyrywanie serca ofierze w pseudo-majowskiej ceremonii? Rycerze nabierający morderczych instynktów po przyjęciu komunii? Chrzest zaaplikowany Kundry przez dziki tłum? Zagubienie Parsifala w trzecim akcie między zajmującymi większą część sceny skałami z papier maché? Możnaby doszukiwać się nawiązania do widowisk pasyjnych, i byłby to dobry pomysł na inscenizację – początkowo był obiecujący – gdyby nie został wyjątkowo prymitywnie zrealizowany. Parsifal stał się opowieścią wyłącznie o wszechogarniającej przemocy, w tym przypadku mającej źródła w religii. Jeśli reżyser (Stölzl) ma problemy, to za psychoterapię płaci Krankenkasse, nie trzeba angażować w ich rozwiązywanie tłumu wykonawców i publiki. Pierwszy raz cieszyłam się, że wzrok mam (bardzo) słaby, sporą część tego przedstawienia przebyłam po prostu bez okularów. Bo i rozziew między tym, co na scenie, a tym, co płynęło z fosy był nie do zniesienia. Runnicle i orkiestra jak w uniesieniu, bywało, że przenosiło w niebiańskie sfery. Chyba najlepsze wykonanie, jakie do tej pory słyszałam.
Jako szczęśliwe intermezzo – w tym samym DOB Tannhäuser i Ring um den Ring. Tannhäuser zachwycający – opowiedziany prosto, pomysłowo i estetycznie, znakomicie zaśpiewany, może nie zagrany w sposób zapadający w pamięć, ale i tak wykonanie „standardowe” było wykonaniem bardzo dobrym. Wspaniałym odkryciem okazał się Ring um den Ring. Rzecz bardzo rzadko pokazywana –fascynujące cztery godziny tańca, recytacji przez aktora fragmentów Pierścienia (zarazem żywo uczestniczącego w akcji), muzyki i śpiewu (nagrania z lat 50 i 60, opracowania na fortepian). Trzeba geniuszu Béjarta, by na takie przedstawienie się porwać i osiągnąć tak wspaniały rezultat. Chwilami dość swobodnie, ale zawsze trafnie operuje muzyką i opowieścią. Tańcem nie da się przekazać wszystkich idei Pierścienia, cierpi nieco charakterystyka postaci, z drugiej strony dobrze pokazany został przebieg akcji i precyzyjnie relacje między bohaterami – przy tym bez jakichkolwiek uproszczeń czy tanich efektów. By objąć wszystkie niuanse przestawienia Béjarta potrzebna jest jednak dość dobra znajomość Pierścienia. Wspaniały wieczór.
Wspaniały tydzień (mimo pewnych niedoskonałości, zawsze czymś rekompensowanych).
U Dussmanna doznałam załamania nerwowego – to był mój pierwszy raz – nawet mimo że miałam precyzyjną listę zakupów. Zrealizowaną z grubym naddatkiem.
Ale się nam bazylika rozwagnerzyła 😀 Istna orgia!
Ja bym tak nie dała rady, pojedynczo od czasu do czasu i owszem, ale… jak to powiedział Woody Allen, I can’t listen to that much Wagner i dalej wiadomo co 😛
Ale zajmuję się teraz Wagnerem, a jakże 🙂
Myślałam, że obejrzę teraz rejestrację zeszłorocznej Pasji Pendereckiego/Jarzyny, którą dostałam na DVD, i zrobię o tym nowy wpis. Niestety na moim sprzęcie nie jestem w stanie tego odtworzyć, w kompie też nie. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko powiedzieć dobranoc.
Do Dussmanna w ogóle nawet nie próbuję wchodzić 👿
Dziś urodziny Maestra! Zrobię z tej okazji wyjątek i zamiast po koniak, sięgnę po stosowniejszy trunek. 😎 Wszystkiego najlepszego, Maestro! http://vipcrunch.ru/wp-content/uploads/2011/01/Scarlett_Johansson_Moet_014.jpg
Pobutka.
a cappella, 19.55. Ja pytałem o dzieła. A przykłady, które podajesz to pusty szum z MOCAKiem na czele. To już lepszy Skarga na placu św Magdaleny /d. Wita Stwosza/. Chyba tam nie byłeś. Chodzi o to co pozostanie. Jak podają źródła, historia odnotowuje powstanie ponad 15 tysięcy oper. A ile pozostało, 100, nie więcej.
Sapkowski – jak mogłem zapomnieć. Ale tylko opowiadania (dwie pierwsze książki wiedźmińskie), bo pięcioksiąg już był dość ciężkostrawny.
Dorota Szwarcman, 18.25. To już rzeczywiście lepiej skończyć. Było jak dziad do obrazu. Pozostanie czas na przeczytanie książki i skonfrontowanie z tym co Pani wcześniej napisała. O tych świństwach i oblepianiu pajęczyną. A mnie proszę pozostawić marzenia samemu sobie i nie doradzać. W rzeczywistości to często marzę o czasach Konfucjusza, Platona, Sokratesa i nieśmiało o Kleopatrze.
Dzień dobry,
Oczywiście „konfrontacja” książki z tym, co wcześniej napisałam, buduje całkowitą zgodę jednego z drugim. Zygmunt Mycielski był człowiekiem eleganckim i o większości świństw nawet nie wspominał, wiedząc, że w każdej chwili może wpaść ubecja i te zapiski skonfiskować. Ale kto to wie, ten czuje rzecz pomiędzy wierszami. Ten ostatni tom (mam za sobą wszystkie poprzednie) jest zresztą specyficzny, bo jest głównie o odchodzeniu, umieraniu. Bardzo przejmujący.
Ja z kolei zaczynam podejrzewać, że Pan książki nie czytał, a nawet jeśli czytał, to słowa z niej nie zrozumiał. Cóż, inna konstrukcja intelektualna, by tak rzec w największym i najbardziej eleganckim skrócie.
Pan był człowiekiem systemu, więc tę pajęczynę przyjmował Pan za swoją. Ja – nigdy.
Tak sobie właśnie myślałam, że nie miał kto przypomnieć o Mycielskim w zeszłym roku – było ćwierćwiecze od jego śmierci i nie pamiętam, żeby coś jego gdzieś wykonano. Może się mylę, ale raczej nie.
A bardzo chciałoby mi się teraz posłuchać np. IV Symfonii.
W Niby-Dzienniku wspomniał o tym sympozjum, na którym analizowaliśmy twórczość jego, Kisiela i Floriana Dąbrowskiego, tylko w tym kontekście, że jeśli będzie miał siły, napisze o tym do „Ruchu Muzycznego”. Siły nie miał, bo tekstu nie napisał (to było na dwa lata przed jego śmiercią, już chorował i był bardzo osłabiony). Ale bardzo ciekawie i sympatycznie mówił na samym sympozjum. Zaskoczyło mnie wtedy, że zdziwił się, że tyle czasu poświęcono (konkretnie ja) jego symfoniom, bo jego utwory z tekstem są bardziej zdyscyplinowane, dają mu jakieś ramy. A ja właśnie wolałam symfonie, które były raczej swobodnymi, abstrakcyjnymi opowiadaniami.
Co do Sapkowskiego mialam te sama reakcje, tz „jak moglam zapomniec”, ale nie wydaje mi sie ze bedzie to w guscie jasnego gwinta..
Jeszcze co do dobrych ksiazek, ale w oderwaniu od tej dyskusji, b. mi sie podobala ksiazeczka Diabel na dzwonnicy/ Ławrynowicza.
Torańska, Żakowski, Hugo Bader (mój osobisty ulubieniec), biografie nie liczą się, bo to „literatura faktu”.
Myślałem, że chodzi o beletrystykę.
Gostku, a propos wczoraj @17:11
1. Nie II, lecz III Kwartet Góreckiego. Jeszcze piękne, nokturnowe Concerto-Cantata (flet z orkiestrą) i świetne Małe requiem dla pewnej polki.
2. Lutosa jeszcze rozkoszne Chantefleurs et chantefables.
3. Szymański – mnóstwo, ale z najbardziej poruszających (mnie) Miserere, Koncert fortepianowy, Muzyka filmowa, Recalling a Serenade, za parę tygodni zobaczymy, jakie jest Qudsja Zaher.
4. Mykietyn – takoż: z najbardziej poruszających Sonety Szekspira, Ładnienie, II Symfonia.
To pierwsze, co mi przychodzi do głowy. A jest jeszcze bardzo wiele innych.
Mniemam, że argumentem przeciw większości tych pozycji, to że (poza Mykietynem, Masłowską) to wszystko stara nomenklatura, a nie młoda krew.
Kończę w tym temacie i przekazuję znak jedenastu:
http://www.youtube.com/watch?v=ea8mbQn2kv0
Jakie słodziaczki 😀
Ja bym i o młodszych mogła jeszcze długo, ale jak kończyć, to kończyć 😉
Gostku, pełna zgoda, co do Sapkowskiego. 🙂 W oryginale było „książki”, nie „beletrystyka”, a ja pozwoliłam sobie na komfort niemyślenia, o co chodzi. 😉
bazyliko dzięki za relację, szacun za maraton! Dobre wieści o podejściu bardziej kameralnym. Coraz więcej się o tym mówi, jak i o kulturze piano u Wagnera, niektórzy nie tylko mówią. Sporo problemów, z perspektywy śpiewaków, rozwiązałoby obniżenie stroju orkiestr, który od czasów Wagnera poszedł w górę – w tej chwili niektóre orkiestry poszybowały już do 442, 443 Hz, dla blasku… Głos jest w takiej sytuacji bez szans. Ale to realne chyba głównie przy wykonaniach na instrumentach historycznych, bardziej kruchych, „ludzkich”, tak przynajmniej twierdzą świadkowie – „Parsifal” przygotowany przez Thomasa Hengelbrocka spotkał się z więcej niż ciepłym przyjęciem. Jak napisał jeden z krytyków, nareszcie śpiewaków nie zalewała lawa dźwięków orkiestry. Amfortasa śpiewał Matthias Goerne.
A propos inscenizacji: pierwszego kwietnia krążył taki tekst:
Katarina Wagner confirmed today that she had been visited by the spirits of Grandfather Siegfried and Great Grandfather Richard demanding the end of productions they could not recognize as Richard’s and forbidding hiring Meese to produce the new Parsifal. She said the two spirits were especially animated in their opposition to Frank Casterof as the new production director.
W Dussmanie czasem ogarnia mnie takie poczucie bezradności w obliczu nadmiaru, że wychodzę z pustymi rękami.
Ten dowcip nawet trafiony 😉
Pani dyr. Ewa Michnik też zawsze mówiła o kameralności dramatu u Wagnera.
Muzyka na dzisiejszy dzień:
Biały Album
HAHAHHAHAHAHAHAHAHAHA
O tak… 🙁
Dostrzeżenie roli Psów w kulturze bardzo się Gostkowi chwali, zwłaszcza że zrobił to w miejscu znanym z wpływów kociego lobby. MY ten akt heroicznej uczciwości doceniamy i nie omieszkamy zamerdać o tym gdzie trzeba. 😎
Droga Pani Doroto, serdecznie gratuluję!!! Miło że doceniono sukces tego wspaniałego miejsca, które od lat Pani dla nas tworzy!!! Zawsze miło tu zaglądać, a po każdej przerwie wracać i nadrabiać zaległości 🙂
Jakoś nie mogę przekonać się do Pani Genaux – mimo wielokrotnych prób. Do wymienionych przez Panią Kierowniczkę mankamentów dodałbym mechaniczną produkcję ozdobników – niemal na skalę przemysłową; nigdy by mi nie przyszło do głowy że są nośnikiem jakichś uczuć, zawsze odbieram je jak popis…
Tak więc dla mnie najważniejszym wokalnym doświadczeniem tegorocznym Misteriów Paschaliów (podobnie jak rok temu) pozostaje Julia Lezhneva… nie będę się tu zachwycał (skoro znowu jestem spóźniony), dodam tylko, że podoba mi się, iż ma dziewczyna charakter – nawet specom od wizerunku z Dekki nie dała się przerobić na Barbie (jak orzekłaby moja kilkuletnia siostrzenica: „na Garbi”), czego dowodem zdjęcie z okładki ‘Alleluja’, na którym można ją – „o zgrozo” – rozpoznać 🙂
Oby tylko nie został posądzony o zdradę ideałów i lewackie odchyły (ogonem).
Pani Kierowniczko, wychodzi na to, że obecne tu Frędzelki na niczym się nie znają. Jedynie JG wie, co z współczesnych „dzieł” zapisze się w historii kultury. Wie akurat, że NIC. Ja przyznaję, że nie wiem. Wiem, co mi się podoba. Przypuszczam, że wiele z tego, co mi się podoba, nie jest dziełem przez D. Ale nie mam pojęcia, jakimi kryteriami będą się kierować przyszli historycy kultury. Zazwyczaj opinie współczesnych i potomnych tylko w pewnym stopniu są zbieżne, a w znacznym wręcz przeciwstawne.
Zgadzam się z grubsza z przykładami dobrej sztuki i literatury podanymi tu wcześniej. Dodałbym sam jeszcze parę, także z muzyki, ale nie ma to sensu.
Z dziedzin trochę pomieszanych wspomniałbym może Lecha Majewskiego. Zostawiając film na boku, ten twórca ma też trochę dorobku pokazywanego w największych muzeach świata. Do mnie przemawia, do Ukochanej nie bardzo. Nie upieram się, że jest twórcą wybitnym, ale mnie odpowiada.
Wydaje mi się, że pewność co do tego, co przejdzie do historii, a co nie, świadczy o nadmiernej wierze w słuszność własnych osądów. Można powiedzieć: „Historia to Ja”.
Ależ nigdy nie wiedziano, co z aktualnej twórczości zostanie. I nigdy też nie zawracano sobie tym głowy.
Taki Johann Adolph Hasse – wariacko popularny w swoich czasach, później na parę wieków kompletnie zapomniany. Tak to bywa.
Damiano – dzięki 🙂
Co do frakcji psich i kocich, ja jestem rozdwojona. Bo sama mając naturę raczej kocią (to chodzenie własnymi drogami…) miewałam w domu pieski, więc z psią naturą też jestem za pan brat. Tak więc jedne i drugie źwirze – bardzo proszę! 😀
Narzekałem, że nie ma na co iść, a jednak jest. 12 kwietnia w PFB Pasja Janowa Bacha pod Reussem z jego chórem Capella Amsterdam i barokowymi kameralistami Il Giardinello z Brugii. W Brugii nie da się chyba źle grać. Ewangelista – Thomas Hobbs, Jezus – Matthias Lutze. Innych solistów nie ma. Myślę, że pójść warto. Zaczynam rozumieć sens wieczorów z muzyką wiedeńską. Za dwa bilety na Pasję zapłaciłem 30 złotych.
Lech Majewski jest troche starszej daty. Jego rowiesniczka jest wspaniala Magdalena Abakanowicz.
@ lisek
Lech Majewski ur. 1953
Magdalena Abakanowicz ur. 1930
Według mojego przekonania Lech Majewski jeszcze nie doszedł 60-ki, dla mnie to młody człowiek. Zaczął w latach 80-tych, ciągle jest aktywny. Trochę starszy jest Lech Majewski, grafik.
Trójmiasto ma swoją specyfikę. Na najbliższe koncerty „popularne” biletów już nie ma, na Pasję wg Św. Jana za tydzień, są.
Moja pomylka, przepraszam 🙂
Czyli Perucki ma rację? 🙁
Spoglądam na kopię Jedzących ziemniaki, tej II wersji z Muzeum w Amsterdamie. Wykonał kolega zza biurka na przeciwko. Można z nim o malarstwie pogadać, o muzyce jeszcze lepiej. Młodzieniec, jeszcze przed 40. Niektóre utwory, szczególnie Bacha, zna chyba we wszystkich możliwych wykonaniach i zawsze oferuje się pożyczyć płytę. Mimo młodego wieku zdążył pracować w USA, Kuwejcie, Anglii. Najwięcej płyt nabył właśnie w Anglii. Nieźle gra na pianinie, ale pochodzi ze Śląska, więc nie dziwota. Szkołę średnią robił w USA, więc po powrocie musiał coś tam zdawać dla uznania matury. Przyjemnie mieć kogoś takiego w pokoju.
W żadnym razie. Wolę zapłacić za bilet 3 razy tyle i mieć więcej takich Pasji. Rozumiem pogląd ale go nie podzielam.
Z drugiej strony cholera bierze, że na taką Pasję mało chętnych. Ja słabo się w tych muzykach orientuję. Wydaje mi się, że na Hobbsa można liczyć. Dyrygent i chór mogą nie być tymi najlepszymi na świecie, ale muszą reprezentować poziom co najmniej dobry. W sumie można mieć nadzieję, że będzie z tego satysfakcja.
Ja perwersyjnie lubię kiedy na koncercie, na który teoretycznie winny walić tłumy, jest pustawo. Mniej przeszkadzaczy, więcej przyjemności dla mnie 😈
Masz rację. Gdyby waliły tłumu, nie dostałbym biletów i musiałbym pukać do różnych drzwi bez gwarancji skuteczności.
I tak trzymać, panowie. Bez malkontenctwa, wszystko ma dobre strony.
No dobra, Gierek może nie bardzo. 😆
A rozwój kabaretu? 😉 (Vide tekst R.M. Grońskiego w poprzedniej Polityce.)
w klubie Pauza w Krakowie planowany jest na maj przegląd nowych(nowoczesnych)inscenizacji operowych – róznego typu. Z tego co mi wiadomo udało sie już pozyskać kilka tytułów w Polsce niedostępnych, które można obejrzeć jedynie w Madrycie, Brukseli, Berlinie… Jak będzie program udostepnię i zaproszę PK osobiście 😉
pozdrawiam i dodaje na zachętę….
https://www.youtube.com/watch?v=8AXtwDyqqg4&feature=player_embedded
W Dussmanie, każdy to przeżywa. A jeśli chodzi o nuty to każdy marzy o tym, żeby móc wywieźć wszystko stamtąd za pomocą ciężarówki…
Na (lub w) Spotify dostępna jest nowa płyta Aleksandry Kurzak – Bel raggio lusighier (oczywiście Rossini)… słucham, jestem przy 4 numerze i jest na razie Wielka „Gioia”
Mam, przesłuchałam. Fajna 🙂
Pobutka.
Jasny Gwincie,
zauważ, proszę, że zmieniasz dość samowolnie (i bez tego nieprecyzyjnie przez Cię postawione) warunki dyskusji:
Ja pytałem o dzieła
Podczas, gdy 3 kwietnia o 16:46 napisałeś był
W ciągu 24 lat nie stworzono nic, ani jednej dobrej książki, ani jednej ciekawej kompozycji, obrazu lub nawet piosenki
(nie precyzując zresztą ani za pierwszym, ani za drugim razem, do jakich wykwitów twórczości z lat 1945-89 mielibyśmy ewentualnie odnieść kontrpropozycje dla Twych tez… 🙂
Nieumiejętne prowokacje (i niedorzeczne, zapalczywe, niekonsekwentne oceny) swoją drogą… — doceniam wszak jedno: od pierwszego użycia wygląd mojego nicka jest w Twym komentarzu poprawny, a „test a cappella” oblewały i oblewają dziesiątki tak zwanych melomanów i ‚kurturarnych’ komentatorów… (niejednokrotnie oblewały/-ją latami, recydywistycznie…) 😉 😀
PS, jeśli jedynym pożytkiem z niniejszego wątku miałby być link P. Redaktorki do glos dziennikowo-teczkowych — to i tak super-dobrze, że się ów wątek pojawił. Dziękuję! 🙂
Dzień dobry 🙂
Dajmy już spokój tematowi. Choć teczki faktycznie pasjonujące. Jak mi wcześniej Danusia Gwizdalanka opowiadała o swoich badaniach, trudno mi było momentami uwierzyć.
Ja w ogóle sorry, że nie wrzucam nic nowego, ale jestem intensywnie zajęta pisaniem jednocześnie referatu i artykułu na papier, na ten sam temat zresztą. Referat tłumaczę sobie teraz na angielski, ale moja angielszczyzna nie jest wybitna, więc jeszcze będę musiała pokazać jakiemuś fachowcowi 😈
Przy okazji trafiłam na fajne ciekawostki. Trochę będzie do poczytania w numerze majówkowym (podwójnym) „Polityki”.
Dziś powinien być ładny koncert w filharmonii, więc może po nim coś napiszę. A jutro jadę do Łodzi zobaczyć, co zrobiono z Teatrem Wielkim 🙂
Zawsze bawiło mnie słuchanie wspominania o „dawnych dobrych czasach”.
Ja pod koniec komuny byłem w takim wieku, że chodziłem na szczaw i mirabelki, ale ostatnio chętnie sięgam po „Magazyny Muzyczne” z lat 80-tych i mnóstwo piszących tam wtedy autorów (min. Jacek Marczyński, Jerzy Rzewuski) psioczyło na skandaliczną jakość, dystrybucję i ceny płyt winylowych, co delikatnie mówiąc nie sprzyjało obcowaniu obywateli z kulturą muzyczną. Co do ceny, to dziś za nową płytę CD z książeczką wydajemy tyle, co za 11 numerów „Polityki”. Wierząc doniesieniom „MM”, za winyla Modern Talking w 1987 roku można było kupić 50 jego numerów. Wyciągam z tego wniosek, że muzyka (mówię o tej z legalnych źródeł) jest dziś w Polsce tańsza niż kiedykolwiek wcześniej, nie mówiąc już o dużej sieci sklepów, zarówno tych tradycyjnych, jak i internetowych, co sprzyja dostępności. O bogactwie oferty nawet nie wspominam. Obecnie nie ma nawet problemu z kupieniem np. płyty „Snake Charmer” Czukaya/Woble’a/The Edge’a. Uważam więc, że nie ma nawet czego porównywać w zestawieniu „komuna vs III RP”.
Co do jakości naszej twórczości z ostatnich 20 lat, to naprawdę nie ma się czego wstydzić. Szukający ciekawych muzycznych zjawisk niech zajrzą choćby na bloga Bartka Chacińskiego. Seba Frąckiewicz udowodni, że dzisiejszy komiks to nie tylko „Tytus Romek i A’Tomek”, a „Pod Mocnym Aniołem”, „Wojna Polsko-Ruska”, „Paw Królowej” czy „Lubiewo” pokazują, że i z literaturą nie jest źle. Z filmami tez jest coraz lepiej (Smarzowski).
Narzekaczy też jest dużo 🙂 Mam tylko nadzieję, że za 30 lat (jeśli dożyję) ja nie będę denerwował młodych absurdalnym „dowodzeniem”, jak to za czasów mojej młodości wszystko było „lepsze”.
Pozdrawiam!
Mnie akurat to wszystko wyżej wymienione średnio zachwyca, ale rzecz gustu 🙂 Tyle, że na tę listę mogłabym odpowiedzieć zupełnie inną, i to jest fajne.
a cappellla, 8.37. Coś Ci się, jak to się mówi po…..ło. Albo to jeszcze zbyt wczesna pora? Czy nie lepiej najpierw napisać na brudno?
miderski, 9.52. Zapomniałeś wspomnieć o papierze w rolkach i budce suflera. W sumie to masz liche wymagania. A ja kupowałem płyty spod lady u sympatycznej dziewczyny z ulicy Podwale. Dobre płyty rosyjskie i Suprafonu można było kupić w księgarni na AB. Przywiozłem ponadto z Rosji kilkadziesiąt czarnych płyt z nagraniami o jakich teraz trudno marzyć.
Kupiłem spod lady… Przywiozłem z Rosji… I tak właśnie, proszę państwa, powinien wyglądać jedynie słuszny powszechny dostęp do kultury. 😈
@jasny gwint:
– „ja kupowałem płyty spod lady” – właśnie na tym polega różnica między komuną i nie-komuną;
– a ile takich płyt można było wtedy kupić za przeciętną ówczesną pensję?
– „W sumie to masz liche wymagania” – chętnie zapoznam się z Pańskimi, wtedy skrytykuję Pana za staroświeckość, wsteczniactwo i wapniactwo 🙂 🙂
Nie będę się oburzał „moralnie” na kol. Jasny Gwint, bo mi tylko ciśnienie podskoczy, a jego i tak nie przekonam – skoro, wedle nieśmiertelnych słów Jonatana Swifta, „co przez głowę nie weszło, tego z głowy nie wybijesz”.
Celne spostrzeżenia Bobika i Miderskieto w kwestii powszechnego dostępu do kultury – spod lady (ileż to ja książek tak kupiłem…), albo z podróży, nie wymagają komentarza.
Nie bardzo też rozumiem, dlaczego o takich nagraniach „trudno dzisiaj marzyć”, chyba, że kol. Jasny Gwint ma na myśli, iż istotnie „trudno”, bo też i po co: są w większości powszechnie dostępne po komicznych cenach. Na przykład:
http://www.amazon.de/Wilhelm-Furtw%C3%A4ngler-Das-Verm%C3%A4chtnis-Legacy/dp/B004JC16LC/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1365151182&sr=8-1&keywords=Furtwaengler
Nie mam tego pudła (poniżej euro za jedną płytę), ale zakładam, że są tam legendarne wojenne nagrania, wykradzione w Berlinie przez Armię Czerwoną i które potem Miełodia sprzedawała na czarnych płytach.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę kol. Jasny Gwint na inną okoliczność: w czasach, gdy Polska cieszyła się Zdobyczami Przodującego Ustroju (pomińmy drażliwą kwestię – skąd on się tu wziął i jakim cudem przez prawie pół wieku się utrzymał) – w dalekich krajach, które tego błogosławieństwa nie dostąpiły, komponowało paru niezłych kompozytorów, pisało paru niezłych pisarzy, na pianinie oburącz grało paru niezłych pianistów itd.
Czyżby byli to wyłącznie emigranci z Ojczyzny Socjalizmu?
Skoro PK jutro udaje się do łódzkiego TW to podrzucam linka w celu lekkiego przygotowania (ciekawe komentarze zwłaszcza hejterów):
http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/796929,przebudowa-teatru-wielkiego-zakonczona-otwarcie-juz-w,id,t.html?cookie=1
Po wejściu do budynku kierujemy się bezośrednio na piętro, bo tam jest szatnia.
Ja poczekam z wizytą w tym przybytku do końca miesiąca. Chodzą słuchy że na drugą obsadę „Boleny” nie należy się wyrywać. Z niecierpliwością czekam na wpis 🙂
A propos Furtwanglera i wydawania przez Melodię. Nagrania jako „trofiejnoje” zabierała nie tylko Krasnaja Armia. Bodaj historia była taka, że nagrania pod Furtwanglerem były kopiowane w kilku/kilkunastu sztukach i rozsyłane do lokalnych rozgłośni w Rzeszy, skąd zabierali je i inni okupanci Niemiec. I tak Kanadyjczycy wydali boks winyli w latach 70-tych chyba – konkretnie wytwórnia Rococo (mam jedną płytę – z Brucknerm i Palestriną w opracowniu Pfitznera nr katalogowy 2034 jak udało się na szybko odnaleźć: http://web.archive.org/web/20030608095829/www.fornax.hu/wfsh/disco.html )
A nie lepiej, tak najzwyczajniej na świecie, uśmiechnąć się i zaakceptować nasze życie? Jakie ma to znaczenie, że w tym życiu zdarzały się sytuacje smutne, tragiczne i przygnębiające? Czy bylibyśmy takimi ludźmi, jakimi jesteśmy, gdyby nie Gomułka, Jaruzelski i Kiszczak, Kantor, Kotoński, Penderecki czy Grotowski? Ta złożoność tamtych czasów czyni nas tak wyjątkowymi, doceńmy to i uwierzmy w swoją siłę oraz niepowtarzalność, mimo wszystko.
Ubawił mnie JG wdziękiem i bezpretensjonalnością. Spod lady i w ZSRR. Można było jeszcze w Pradze i w Budapeszcie. Mam jeszcze trochę płyt radzieckiej Melodii. Niektóre całkiem dobre, inne od początku nie do słuchania – trzeszczące, przeskakujące. Trochę płyt radzieckich kupiłem w przybytku o nazwie „Dom Oficjera” (Дом офицеров), gdzie kupowałem też książki i chodziłem do kina. Nauczono mnie, że literatura, muzyka, a także ludzie rosyjscy są czymś, co warto poznać i niekoniecznie muszą się kojarzyć z władzą radziecką. Korzystałem też z tamtejszej biblioteki. Pamiętam do dzisiaj nazwisko oficera odpowiedzialnego za kulturę w tamtym przybytku (a może i jego komendanta, tego już nie pamiętam). Nazywał się kapitan Hadżimirian i był Ormianinem. Można powiedzieć, że jak i JG korzystałem ze źródeł nie powszechnie dostępnych, ale niczym się władzy nie odwdzięczałem i nie władzy zawdzięczałem kontakty z okupantem. Nie czułem się zdrajcą prawdę mówiąc.
Piotr Kamiński, 10.41. Wspomniałem uroczą Panią Irenkę, od której kupowałem spod lady. Chciałbym ją jeszcze spotkać. To była wielka radość , większa niż dla Was /Ciebie ich tych dwóch wcześniejszych ludzików/ z wizyty dziś w agencji. Ludzie nie oblepieni pajęczyną umieli to sobie cenić i znaleźć sposób na godziwe życie. Wielu zrobiło wielkie kariery, światowe kariery. Takie były czasy. Nie tacy byli i nic nie wskórali. Był czas gdy tamci nawet mieli 200 bomb atomowych i poważnie rozważali ich zrzucenie na obóz. Kilka na Polskę. Byłoby po kłopotach i po Was także. Dlatego tamte karty należy zamknąć i pozostawić do przemyśleń historykom. Czego obawiam nie uda się. Pozostanie warstwa krzyczących bezmyślnych głupców walczących z nieistniejącą komuną, o wiarę, Polskę, naród lub Smoleńsk. A te kilka zdań, które piszesz o rosyjskiej ówczesnej muzyce świadczy o kompletnej ignorancji lub złej woli. Radziłbym nie ujawniać tego szczegółu.
Panie, zaprawdę wielki jest Twój ogród zoologiczny…
Tak, PK, był bardzo dobry malarz Pablo Picasso, był niezły pisarz i filozof Sartre oraz ceniona przez niektórych jego towarzyszka życia Simone de Beauvoir. Wszyscy oni doskonałość osiągnęli dzięki wizytom w Kraju Rad. Znani byli i cenieni już wcześniej, ale to chyba przez antycypację tego, co później poznali i dzięki czemu w końcu osiągnęli perfekcję.
Bardzo dobry piosenkarz i aktor Yves Montand, też wiele zawdzięczał przodującemu ustrojowi. Zatracił się, co prawda, pod koniec kariery, ale dobre to mu nie wyszło. To tylko parę przykładów z długiej listy. Na koniec paradoks – Orwell – czym by był, gdyby nie wizyta w ZSRR?
Coraz śmieszniej 😆
Nietszym
Orwell chyba nie odwiedził nigdy ZSRR. Wystarczyła mu wojna domowa w Hiszpanii. Ale może się mylę? 😉
Nie rozumiem, lesiu 😯
@Wielki Wódz – owszem.
@Jasny Gwint : czekam na odpowiedź na moje pytanie (skąd się wzięli na świecie Wielcy Artyści, skoro Pańskim zdaniem Wielkie Osiągnięcia Kultury w latach 1947-1989 Polska zawdzięcza Władzy Ludowej), bo tego, za przeproszeniem, bezładnego bluzgu za odpowiedź uznać niesposób.
@Stanisław : Lista mogłaby być dłuższa (lepiej nie cytowć, co Aragon i Eluard wypisywali…), ale, jak Pan zgaduje, nie tych Luminarzy miałem na myśli. Ciekawe zresztą, że (jak wynika z notowań na amazonie.fr), Francuzi wciąż czytają, dajmy na to, Drogi wolności, albo Mandarynów… Ja nawet wtedy tych cegieł nie zmogłem.
Ponieważ jest dla mnie jasne, że meritum wywodów JG nie razbieriosz bez pociągnięcia z gwinta, a tego nie wypada robić przed 13.00, to tylko niemerytorycznie, niemniej jednak bardzo stanowczo zaprotestuję przeciwko nazywaniu mnie ludzikiem. Psem jestem, nic co pieskie nie jest mi obce i nie mam wątpliwości, że Pies to brzmi dumnie. 😎
Bobiku Najdroższy – a nie obawiasz się, że następnej kolejce zostaniesz Psem Łańcuchowym Imperializmu?
Nie-no – JG twierdzi, że dorabia do prominenckiej emeryturki na stanowisku menadżerskim światowej korporacji. Przyczyniając się tym samym wybitnie do rozkwitu imperializmu (a może i wynaturzeń jego?…)…
Próbowałem znaleźć informacje o wizycie Orwella w ZSRR i nie ma żadnego śladu. Tymczasem kiedyś czytałem, że w przeciwieństwie do wielu innych intelektualistów, Orwellowi wystarczyły 3 tygodnie pobytu, żeby przejrzeć system na wylot. Musiałoby to być przed Hiszpanią. Być może autor tamtego tekstu zmyślił sobie ten pobyt 🙁
Opowiedz nam na początek dokładniej, Jasny Gwincie, jak to było w równych i ogólnie świetlanych czasach z owymi podladami: czy gdyby do uroczej Pani Irenki poszedł ‚prosto z ulicy’ dziadek Miderskiego, tato Mamy Bobika albo mój wujek (lub też – poszli wszyscy razem) — to czy uzyskaliby choćby jeden egzemplarz Tygodnika Powszechnego na trzech?… 🙂
Też Mandarynów nie zmogłem, a próbowałem w klasie przedmaturalnej. Akurat nasz polonista i wychowawca w 1 osobie powiedział, gdy zobaczył, co czytam, że równie nudnego dzieła ze świecą szukać.
Piotrze Najmilszy, po następnej kolejce (13.00 tuż, tuż) to ja mogę nawet zostać Psem Baskerville’ów i mnie to nie ruszy, choćby Pluto. Tak wielka jest siła pociągnięcia z gwinta. 😎
A cappella, z Tygodnikiem bywało różnie. Był okres, gdy Tygodnik nie wychodził albo wychodziła chińska podróba. Był okres, że można było kupić po mszy niedzielnej w kościele, chociaż wychodził chyba w czwartek. Wreszcie był okres, gdy można było w kioskach zakładać imienne teczki, do których kioskarze odkładali zamówione pisma, gdy przyszły. Potem władza doszła do wniosku, że nie jest dobrze, gdy te same osoby są stale poddane wrogiej indoktrynacji i zaczęły co chwilę robić jakieś teczkowe rewolucje.
Bobiku, nie wiem czy masz rację. Wszak nie raz słyszałem, że pies to też człowiek.
W ustroju imperialistycznym, zwł. w roku trzynastym pod wpisem o szczęśliwości trzynastki – trzynasta jest zawsze! 😎
(Chyba że ze względu na substancję wątku 😉 pozostajemy w konwencji „szanujmy wspomnienia” i obrzędowość minionego, świetlanego, etc. :D)
A Cappello, moja rodzina nie musiała sprawdzać pani Irenki, bo nam powszechną dostępność zapewniała pani Jadzia. 😈 I chyba przez to właśnie się spsiłem, bo w teczce był m. in. jeden „Przekrój” na ośmiu (po nas czytali sąsiedzi). 😳
Stanisławie, mnie stan wojenny zastał w szpagacie między tęsknotą za telerankiem a początkami uświadomienia politycznego, zatem temat „Tygodnik Powszechny” pamiętam z moich transportów cotygodniowych tegoż z prowincji do Krakowa ❗ (Tacie załatwił prenumeratę ksiądz a środowisko krakowskie – zresztą pozostające b. blisko Znaku – nie mogło tego osiągnąć za Chiny ludowe! :lol:)
Owszem, Stanisławie, my czasem szczekamy „pies też człowiek”, kiedy chcemy być wobec ludzi uprzejmi i dać im do zrozumienia, że w żaden sposób nie będziemy wykorzystywać ludzkich słabości dla podkreślenia naszych zalet. 😆
Bobik, daj no z tego gwinta pociągnąć, bo wstydno mi się zrobiło 😳
Idę do Wodza, jakby co, to dzidę ma 😉
Ciągnij, zeen, a porządnie. Trzeba przecież oblać tę radosną wiadomość, że radzieccy przyjaciele nie spuścili na nas 200 atomówek. A mog ubit’… 😈
Ach te gazety wyczytane, ach te papiery wyczerpane (nie że tylko ludzie w kolejkach)… 😀
[Zauważ Jasny Gwincie że w ramach obłaskawiania Cię dla potrzeb niniejszej dyskusji, zaczynam też nieco tęsknić za minionym ustrojem… 😈 …i w dodatku złośliwych kapci elektronicznych wtedy nie było!… :D]
O ile dobrze czytam, to „tamci” mieli spuścić – chyba imperialiści…
Był czas gdy tamci nawet mieli 200 bomb atomowych i poważnie rozważali ich zrzucenie na obóz
Sorry, rzeczywiście pogubiłem się w meandrach myślowych JG i pomyliłem tych tamtych z tamtymi tamtymi. 😳 Ale moja radość z niespuszczenia atomówek jest nadal wielka, a poza tym do pociągnięcia ponoć każda okazja jest dobra. 😆
Ja w 1981 byłem już bardzo dojrzały. Ale z TP zawsze mogliśmy liczyć na skserowane kawałki albo używane numery przesłane z Krakowa przez bliską rodzinę do dzisiaj bardzo zaprzyjaźnione z TP. W dawnych czasach najbardziej z Hanną Malewską, Kisielem i Stommą, ale bardzo też z Józefą Hennelową. Rok temu na pogrzebie kuzynki był ksiądz Boniecki i bardzo już leciwa Józefa Hennelowa. Było w Tygodniku świetne towarzystwo. Z tydzień temu z wielkim uznaniem o Tygodniku wyrażał się Żakowski określając kręgi pisma jako lewicę katolicką. Ja nigdy tak bym ich nie określił. Według mnie to po prostu otwarte umysły o wrażliwości społecznej. Czy mają serce po lewej stronie, nie wiem. Biorą z religii chrześcijańskiej przede wszystkim miłość bliźniego, jak każe Ewangelia. Mam wielką nadzieję, że i obecny Papież czuje i myśli podobnie.
No, to jakżeźmy ustaliliźmy, żadna epoka nie wyprodukowała tak solidnego betonu jak niedawno miniona.
I dzięki takim solidnym fundamentom można budować dalej, znaczy wyżej.
Nie dziwota, że tak solidnej roboty pilnują fundamentaliści.
Niech się mury pną do góry,
Kiedy dłonie chętne są,
Budujemy betonowy, nowy dom….
Ale jakby co, to na arkę trzeba każdego i to w podwójnej dawce 😆
Z niespuszczania wszyscy chyba się cieszą. Ponoć w 1962 roku mogło być blisko spuszczenia.
Właśnie w Gdańsku trwa dyskusja, o ile beton lepszy od cegły. Młodzież domaga się, żeby budując nową dzielnicy oprócz nowo stawianych domów z betonu zostawić stare budynki z cegły, a władza uważa, że ewentualnie można zostawić ceglane kościoły, ale innych obiektów już nie. Chodzi oczywiście o obiekty postoczniowe.
Już dooooość
narzekań i gderań!
I tylko chciej i tylko spójrz jak rośnie w krąg…
(Jak rozumiem – byle nie stadiony… 😉 A koło mnie rośnie nieustannie i mimo zimy Centrum Kongresowe… ślicznie betonowe… – też dezaprobujesz, Jasny Gwincie? 🙂
Zeen, mnie w gruncie rzeczy wsio rawno, z jakiej beton jest epoki. Psi pragmatyzm mówi mi, że betonem pożywić się nie da, bez względu na jego wiek. Toteż zarówno w tej epoce, jak we wszystkich minionych, pasztetówka podoba mi się bardziej od betonu i tyle. 😉
Lecz pamiętaj o ogrodach, by je wybetonować,
w żar epoki przysporzą ci chłodu, będziesz miał gdzie się schować…
😉
Dżizas – odeszłam na czas jakiś i powróciwszy mam wrażenie, że znalazłam się chyba w oparach absurdu 😯
Witam Rafała Kochana @ 11:49. No to oczywista oczywistość, że ci, co żyli w tamtych czasach, zostali przez nie ukształtowani, i że zdarzały się też rzeczy dobre, a nawet bardzo dobre.
Ale to nie znaczy, że tamte czasy były lepsze, a o tym rozmawiamy.
Zupełnie inny też był język kodów kulturowych, język w ogóle. Np. w PRL rozkwitała sztuka aluzyjna. Dziś taki sposób wyrażania się w sztuce sprawia wrażenie księżycowego. Można biadać, można się cieszyć, po prostu tak już jest.
oj, oj, mondo cane
z tego co mi dostepne, a mam wiele z posmiennictwa Georga Orwella, to autor „Hommage to Catalonia” nie odwiedzil ZSSR i wlasciwie najwiekszym przezyciem Orwella z lat 30. byl bez watpienia polroczny epizod hiszpanski i to z wiele wzgledow, zarowno na zagrozenie fizyczne jak i jego pierwszy kontakt z komunizmem w praktyce. Mieszkal przez jakis czas w Paryzu („Down and Out in Paris and London”, 1933). Ale krotki pobyt w Hiszpanii (grudzien 1936-czerwiec 1937) byl wystarczajaco „pouczajacy”, by socjaliscie Orewllowi opadly luski z oczu.
Natomiast wizyta pisarza franc. Andre Gide’a w ZSSR i jego refleksje zapisane w ksiazce „Powrot z ZSRR” (pol.wyd. 1937) sa wielce pouczajace.
Osobiscie najbardziej sobie cenie pismiennictwo Isaiaha Berlina i jego spotkania z rosyjskimi pisarzami z lat 1945-1956 („Personal Impressions, The Hogarth Press, London 1981)”Nawet Pasternak i jego przyjaciele niezbicie wierzyli, ze istnieje Zloty Zachod, gdzie genialni pisarze i krytycy tworzyli i tworza arcydziela przed nimi ukryte” a historia z Achmatowa, jedna z wielu, kiedy poetka z taka nadzieja czekala na wydanie jej tomiku a tymczasem zostala odwolona przez Zdanowa, poniewaz autorka to „pol-zakonnica”, „pol-ladacznica”.
Aleksander Galicz http://www.youtube.com/watch?v=1L0C9aX6_wQ
ozzy, 14.42. Wielu myślicieli kojarzy dzieło Orwella z dniem dzisiejszym. I ma jak widać coraz więcej racji. A w sumie wygląda to tak jak z Janem Pietrzakiem, kabareciarzem, niedoszłym prezydentem wolnej Polski. Kiedyś ludzie śmiali się z niego do łez. Dziś te łzy są żałośnie gorzkie i mdłe. Jak wszystko. Niby ten sam facet a tak nisko upadł.
Myślę, że Kierownictwo powinno udzielić ogółowi pochwały służbowej za intensywną pracę nad rozdęciem oparów absurdu, w których absurd wyjściowy traci siłę rażenia. 😎 To zdecydowanie lepsze od sierioznej naparzanki. 😉
@Dorota Szwarcman
„No to oczywista oczywistość, że ci, co żyli w tamtych czasach, zostali przez nie ukształtowani, i że zdarzały się też rzeczy dobre, a nawet bardzo dobre. Ale to nie znaczy, że tamte czasy były lepsze, a o tym rozmawiamy.”
Mnie się zdaje, że całe oszustwo rewizjonistów tego typu polega właśnie na tym: że skoro dajmy na to Przybora, Wasowski czy Swinarski tworzyli ZA przodującego ustroju, to znaczy, że tworzyli DZIEKI przodującemu ustrojowi. A oni tworzyli pomimo – bo w wolnej Polsce też by tworzyli.
Absolutnie żadnego związku przyczynowo-skutkowego tu ni ma.
Bobiczku, tak jest, przyznaję medal z kartofla 😀
Wydaje mi sie ze tak jak dobre ustroje maja swoje zle strony, tak niektore zle ustroje moga miec swoje zaslugi, jednakze nieproporcjonalne do ceny… Bardzo mozliwe tez ze ciezka (choc nie za ciezka) sytuacja polityczna sprzyja w pewnym sensie rozkwitowi satyry i kreatywnosci, ale nie przemawia do mnie pomysl tworzenia dyktatury by hodowac satyre 😉
Z kartofla???
Kicia Misia lubi obierki wygrzbywać ze śmietnika ale Beaubique?
Może trzosik talarków z krakowskiej suchej?
Gostek ma coraz większe zasługi dla Psiości. 😆
Oczywiście, że ja wolałbym medal z krakowskiej niż z kartofla. Ale ponieważ na blogu są rówież wegetarianie, możemy krakowskim targiem umówić się, że ten medal będzie miał dwie strony – jedną kiełbasianą, drugą kartoflaną. 🙂
Dobrze, dla Pieska może być z kiełbasy 😉
To wychodzi kiszka kartoflana ze skwarkami.
Zgadzając się zamaszyście z Piotrem i z Liskiem, dorzuciłbym jeszcze półpyskiem pytanie o literaturę emigracyjną, nie taką znowu błahą ani małą. Byłaż ci ona skutkiem dobrodziejstw peerelowskiego mecenatu? Czy też te wszystkie Gombrowicze i Miłosze to po prostu neptki wobec porażającach, wykołysanych przez realny socjalizm talentów Bratnego albo Żukrowskiego? 🙄
Kiszka ze skwarkami? To jest bardzo dobra propozycja medalowa. Przyjmuję w ciemno, na sam węch. 😎
Też od wczoraj czekam, aż JG zaproponuje, dla poświadczenia niedościgłej wielkości literatury polskiej 45-89, Ocalenie, Kordiana i chama, Traktat poetycki, Obywateli, Transatlantyk, Szkice piórkiem, Głupią sprawę, Wielką liczbę, Pana Cogito, Mój wiek… a my będziem licytować Gnojem i Pawiem… 🙄
Psiakrew, o Stanisławie Ryszardzie Dobrowolskim zapomniałem. 😳
🙂
a o Zbysiu Zaluskim, a o Misiornym, Goszczurnym, o Gaworskim, o Joziu Ozdze-Michalskim
(„Uciekalem z dziewictwem ale mnie dopadli/przycisneli do muru, cnote diabli wzieli)…uffff
…Przymanowskim, Dobraczyńskim (=dobroć głaskliwa systemu), Auderskiej… i Putramencie oczywizda…
To jest blog o muzyce, no nie? No to ajn, cwaj i wsie tugedzer 😈
http://www.youtube.com/watch?v=L3F0tFeVLCs
I jeszcze galerii użytecznych idiotów c.d. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=-mOjijV4jA0
😉
ale chyba nikt nie przebije Wladka MACHEJKA, komunisty z Miechowa, pogromcy „bandy Ognia”, udzielnego niegdys wladcy „Zycia Literackiego” i rekordzisty Polski w konsumpcji gorzaly. Niedys jak wiesc niesie Machejek posiadal tekst raportu „komisji Grabskiego”, ktory
trafil( w jaki sposob?) do owczesnego docenta Najdera z RWE. Wyszlo na jaw, wlepiono nagane Machejkowi, bo przeciez….”jakze tak, Machejka z partii wyrzucac?” – jak ktos oswiadczyl w KW.
Może jednak wygrzebać z tej brei Żukrowskiego? Już choćby Porwanie w Tiutiurlistanie wskazuje, że to inna półka, niż te machejki…
Hmmm, Kazimierz Brandys (Obywatele, 1954) też się okazał inną półką, jeszcze wyższą, niż Żukrowski (i nie tylko dlatego, iż finalnie na Pere-Lachaise wylądował)…
(Nb, też mi się Machejek przypomniał, ale nie wymieniłabym go na jednym oddechu nie tylko z Dobraczyńskim, ale chyba nawet z Bratnym… jednak ‚burze mózgów’ i inne gry w skojarzenia mają swoje prawa, zwł. gdy udział biorą osoby o różnym stopniu wtajemniczenia.)
Ale Kamiennymi Tablicami mi podpadł. 👿
Wcale się nie dziwię, choć to wtedy czytała tzw. „cała Polska”. Ale Porwanie dowodzi i wyobraźni, i pióra, i humoru i – co więcej – tzw. serca. Z nim nieszczęście polega na tym, że – odwrotnie niż inni – on najpierw napisał dobre, a później coraz gorsze…
Ze mną jak z dzieckiem. 😉 Nie będę protestował przeciwko przesunięciu Żukrowskiego o szczebel czy dwa w górę, a kogoś innego może w dół, boć przecie nie o robienie rankingu literackiego w tym wszystkim chodziło, jeno o podważenie tezy, że wybitność artystyczna tylko z realsocjalizmu brać się mogła. A ona jak spirytus, lata kędy chce. 😉
Zrobiłam nowy wpis. Nie trzeba będzie przedzierać się przez 250 komentarzy, żeby spierać się o wyższość Żukrowskiego nad Machejkiem…
Nie miałam wcześniej internetu, więc nie mogłam zareagować na wpis Stanisława o Pasji, a nie chcę zaczynać gdańskiego tematu pod nowym wpisem, bo to nie o tym blog.
Niemniej jednak wydaje mi się istotne rozróżnienie między koncertami granymi w filharmonii na normalnych zasadach, a koncertami organizowanymi w ramach różnych festiwali. Wspomniana Pasja (na którą też czekam niecierpliwie!) będzie grana w ramach Gdańskiego Festiwalu Muzycznego, więc to właściwie nie tyle pana Dyrektora Peruckiego zasługa, co pana Mielnika. (Filharmonia niby współorganizuje Festiwal, ale ja tam wiem?)
A smutną wiadomość, że to frekwencja liczy się u nas najbardziej, potwierdza sam pan dyrektor przez usta pani rzecznik w „eleganckim” mailu wysmarowanym do mnie, stwierdzającym, że wolą „kierować się gustami publiczności, teraz chętniej wybierającej się na Ołowiankę”, niż zdaniem recenzenta. No to niech się kierują, efekty opisywał już Stanisław, a ja kończę temat rodzimego podwórka (więcej nie będę, obiecuję!)