U kompozytorów
Co prawda byłam w Lipsku w kwestii Wagnera, który się w tym mieście urodził, ale akurat nie ten kompozytor jest tam najbardziej czczony – choć owszem, obchodzi się jego jubileusz jak najbardziej, wystawami i wykonaniami. Ale jest to przede wszystkim miasto Bacha i Mendelssohna, oni dwaj, choć się w nim nie urodzili, najwięcej dla niego zrobili i najbardziej je rozsławili.
Bach pełnił w Lipsku w latach 1723-50 funkcję Musikdirektor; to funkcja specyficznie niemiecka, polegająca na tym, że jeden człowiek odpowiada za całą muzykę w mieście. Był więc nie tylko kantorem u św. Tomasza, lecz koncertował też w innych miejskich kościołach, np. św. Mikołaja czy św. Jana, nie mówiąc o prowadzeniu zajęć muzycznych w szkole św. Tomasza. Zajmował się nie tylko muzyką kościelną, ale i świecką; prowadził studencki zespół Collegium Musicum, koncertując m.in. w Cafe Zimmermann. Dziś niewiele się z jego czasów zachowało – owszem, stoi św. Tomasz, ale wiele się w nim zmieniło, a na miejscu, gdzie mieszkał Bach, stoi inny budynek. (Cafe Zimmermann też już nie istnieje – dom został zburzony podczas ostatniej wojny.) Paradoks, że to właśnie partytury, rzecz w sumie najbardziej nietrwała, pozostają główną spuścizną po kompozytorze. Muzeum Bacha, mieszczące się naprzeciwko kościoła, jest niewielkie, ale warto tam zajrzeć choćby dla atmosfery.
Twórczość Bacha, gdy już popadała w zapomnienie, została odkryta na nowo i ocalona przez Mendelssohna. I on także bardzo czczony jest w Lipsku, czemu trudno się dziwić: rozkręcił im Gewandhaus (był najmłodszym szefem w jego dziejach), założył konserwatorium – była to pierwsza wyższa szkoła muzyczna w Niemczech. Mieszkał tu kilka lat z przerwami; zachowało się tylko ostatnie miejsce, gdzie mieszkał i zmarł. Jest tam niewielkie, sympatyczne muzeum, które także warto zwiedzić.
Ale wracając do kwestii pomników. Pierwszy pomnik Bacha zainicjował Mendelssohn i chyba ten jest najsympatyczniejszy: niewielki, skromny, archaizujący, inaczej niż ten najbardziej znany, stojący przed kościołem św. Tomasza. Za to sam Mendelssohn miał i ma potwornego pecha, jeśli chodzi o konterfekty. Niedaleko od tego pierwszego pomnika Bacha znajduje się rzecz odrestaurowana niedawno na podstawie zdjęć, a stojąca niegdyś przed dawnym Gewandhausem (zburzyli go hitlerowcy). Intencje najszlachetniejsze, ale pomnik paskudny. To i tak jeszcze nic: wewnątrz Gewandhausu stoi po prostu szkarada, która mogłaby w nocy straszyć; w podobnym stylu samo popiersie jest też przed Domem Mendelssohna.
A Wagner? W Lipsku poważa się go trochę mniej, bo w końcu dość szybko porzucił swe rodzinne miasto, a dom, w którym się urodził, od niemal półtora wieku już nie istnieje. Tablica znajduje się w dość zaskakującym miejscu. To jednak mało, więc na rocznicę, w maju, ma zostać odsłonięty pomnik Wagnera. Odnaleziono stworzony niegdyś do tego celu cokół autorstwa lipskiego artysty Maksa Klingera z płaskorzeźbami przedstawiającymi postaci z Wagnerowskich dramatów (przezwany już porno-kostką z powodu nagich Cór Renu). Cokół już stanął, ale w dość szczególnym miejscu: przed potwornym gmaszydłem z lat 60., w którym za czasów NRD mieściła się Stasi, więc nie dość, że jest ohydne, to budzi złowrogie skojarzenia, choć dziś tam są tylko jakieś biura i z drugiej strony dyskoteka. Miłośnicy Wagnera są oburzeni i postulują, że jeśli pomnik ma stanąć w tym miejscu, to gmach należałoby zburzyć…
Komentarze
Bardzo dziękuję za spacer po Lipsku, Pani Kierowniczko.
Ładny Lajpcyś. Tyle pasaży i nigdzie Biedronki nie mają.

Na tej liście obecności Pani Kierowniczka jest obok Prof. Dra wielokrotnego i jeszcze h.c., nie wstyd tak bez niczego? Może chociaż Privatdozentin? Niemcy to lubieją.
Ładny Lajpcyś.
WW ma racje
Niemcy to lubia 
Co zrobić, ja jestem tylko prosty magister
Zresztą przemiły Dr Stephan Krause (załapał się na jednym ze zdjęć z cokołem Klingera) przedstawiając mnie opowiedział o tekściku, który na tym blogu widnieje pod linkiem „O autorce”, nadmieniając o moich żartach z „magistra sztuki” i „dyplomowanego artysty muzyka” (jego to też ubawiło). Miał też moją książkę o Warszawskich Jesieniach i ją pokazał 
Ułatwili sobie życie w tym Gewandhausie. Nie muszą wieszać tabliczek o niewprowadzaiu psów, bo na widok pomnika i tak każdy pies ucieknie z przeraźliwym wyciem.
Faust i Mefisto przed Auerbachskeller nadal się błyszczą – jest coś, czego można się trzymać na tym świecie
Ładny spacer, szkoda tylko że jeszcze nie zielono. Lipsk kojarzy mi się z zielenią i śpiewem ptaków w centrum, grajków ulicznych też nie brakuje. Samochody nie warczą i nie smrodzą, bo centrum dla nich zamknięte 
W operze za to nie najlepiej się dzieje. Po zjednoczeniu stwierdzono, że trzeba jakoś wyróżnić się na tle błyszczącego Drezna i postawiono tam na współczesny repertuar i reżyserską awangardę. Krytycy jeździli, publiczność wymiotło. Później była faza Rossiniego, Donizettiego i Belliniego – też kulą w płot, bo w Niemczech można nim publiczność zwabić ewentualnie w Monachium, o ile obsada wystarczająco wyśmienita. No a później nastał Peter Konwitschny i dobili do 60% frekwencji… Nie wiem, jaki kurs obrali w tej chwili, Petera K. już tam nie ma. Są za to spore cięcia budżetowe.
Córy Renu & Co. zaprawdę rzuciło…
Zastanawiam się, jak można uczcić pamięć Wagnera w domu handlowym (minę na tej tablicy ma biedak nietęgą…). Może przynajmniej luksusowe szlafroki w asortymencie…
Oj, wygląda na to, że odwiedziny na tym blogu psują mi komputer. Poprzednio jakiś chochlik poucinał linki do stron internetowych a teraz popsuł monitor. Ja na tych zdjęciach z Lipska nijak budynku Stasi zobaczyć nie mogę. Powiększam, przybliżam a budynku jak nie było tak nie ma.
Jest Gospodyni pewna, że Jej się podpisy pod zdjęciami nie pomieszały?
Najbliższa mi geograficznie listopadowa Kundry też by się na pomnik nadawała:
http://www.davedakaranas.com/galleries/publicity/
No jak to, pewna jestem. Miejscowi mnie uświadomili, czym ten gmach za cokołem był. Nie sądzę, żeby mnie świadomie wpuszczali w maliny.
Co do grajków, to łaził tam jakiś potworny akordeonista, który fałszował jak nie przymierzając jeden z tych rumuńskich Romów, którzy wsiadają do tramwaju między Dworcem Centralnym a Placem Zawiszy. Uszy więdły… Gospodarz bardzo się ucieszył, że to powiedziałam, bo jako niemuzyk nie był pewny, choć czuł, że coś tu nie tak
Bardzo przepraszam, ale przyznaję się do żartu na poziomie gimnazjalisty…to ja wpuszczałem w maliny…a budynku za cokołem dalej dla mnie ni ma…zresztą wieży Eiffla też bym za tym cokołem nie zauważył…
A co do grajków to – jako niemuzyk – też miałem bardzo podobne doświadczenie na jednej ze stacji chicagowskiego metra. Ileś już lat temu napotkałem trio czarnych nastolatków umilających czas podróżnym pomiędzy przejazdami pociągów. Śpiewali a capella i aż mnie zatkało jak czysto i jak profesjonalnie, gdy „ot tak sobie” potrafili się bawić śpiewając np. na głosy. Weryfikację mojego zdania dostałem w jakiś czas później słysząc ich w miejscowym radio, zaproszonych przez miejscowego dziennikarza muzycznego jako „jego odkrycie”. A więc zdarza się „w obie stromy”.
Dopiero dzisiaj miałam czas przeczytać zaległy wpis. I obejrzeć kolejny niezwykły album
Te albumy fotograficzne są zawsze świetne. Uważam, że powinny być obowiązkową częścią każdego przewodnika turystycznego. Są o wiele ciekawsze niż poważne foldery i inne bedekery. Dziękuję za nie bardzo, za wszystkie dotąd, które oglądałam, a niektóre po kilka razy 
Dobry wieczór,
Nie tylko z powodu podobnych zainteresowań, Pani Kierowniczko. Ja na przykład ze względu na szczególiki-smaczki, które zawsze Pani czujnym okiem wypatrzy, pstryknie i radość sprawi.
Obrazkami też cudnie Pani opowiada
No dzięki…
Czego to się nie robi dla blogownictwa
Otóż to, szczególiki i osobiste spojrzenie. W jakim przewodniku zamieściliby cokół pstryknięty z trzech stron? Mam wrażenie, że sama obeszłam go dookoła i dlatego bardzo lubię Pani albumy. Wyciągają na spacer, nawet gdy się siedzi przed komputerem
Nie byłam nigdy w Lipsku ale musi to być niezwykle miasto, gdzie na każdym kroku wygrywa muzyka. Tylu wspaniałych i znanych kompozytorów tam tworzyło.