„Polska” młodość Wagnera
Niewiele się wie o fascynacji Wagnera Polską i jej tragicznymi losami. Dowiedział się o niej trochę więcej, gdy uciekinierzy z powstania listopadowego wędrowali przez Europę i trafili także do jego rodzinnego Lipska. W 1832 r. wziął udział w wydarzeniu, które wywarło na nim wielkie wrażenie. Miał wtedy 19 lat.
Była to uroczystość z okazji rocznicy ustanowienia Konstytucji 3 Maja, zorganizowana przez grupę polskich emigrantów. W Lipsku przyjmowano ich z otwartymi ramionami, powstał nawet specjalny komitet, by im pomagać. Spotkali się 3 maja 1832 r. w restauracji gdzieś pod Wiedniem, wynajęli orkiestrę dętą, która grała im pieśni powstańcze, sami z nią śpiewali i bez końca dyskutowali. Wagnerowi tak się to wbiło w pamięć, że po 40 latach relacjonował ten wieczór we wspomnieniach Mein Leben, cytując nawet, że słowem, które najczęściej tam padało, było słowo „oiczisna” (pisownia oryginału).
Młody kompozytor wcześniej już śledził z podziwem zwycięstwa wojsk powstańczych i żałował ich przegranej. Gdy resztki oddziałów polskiej armii przybyły do Lipska, patrzył na Polaków jak na bohaterów. Zafascynowała go zwłaszcza postać hr. Wincentego Tyszkiewicza. Dzięki kontaktami z nim i jego otoczeniem uczestniczył w owym trzeciomajowym spotkaniu, które miało charakter zamknięty. Nie tylko go ono wzruszyło, lecz zapłodniło muzycznie, choć efekty, powiedzmy szczerze, nie były szczególnie oryginalne – są dziś tylko świadectwem ideowości młodego kompozytora.
Pod wpływem kontaktów z Polakami napisał więc najpierw dwa polonezy, oba w D-dur. Jeden z nich, na cztery ręce, został wydany w tym samym 1832 r. jako op. 2 (przez pewien czas Wagner opusował swoje utwory). Dziarski, i owszem, ale czy ktoś by w tym dostrzegł przyszłego autora Tristana i Izoldy? Drugi, na fortepian solo, jest jeszcze prostszy, powiedziałabym nawet – prymitywniejszy (trio jest oparte na tym samym materiale, co w polonezie na cztery ręce), i nawet młody kompozytor nie zdecydował się go wydać; ujrzał światło dzienne w druku dopiero w 1977 r.
W tym samym czasie Wagner wziął się za dzieło większe – uwerturę Polonia. Tu już szło mu wolniej, skończył utwór cztery lata później, a jego prawykonanie odbyło się w Królewcu. Wrzucam to nagranie, bo to już totalne multikulti: utwór z polskimi motywami niemieckiego kompozytora, orkiestra z Hongkongu, dyrygent (nieżyjący już dziś) urodzony w Bejrucie, o dość skomplikowanym życiorysie, a wrzucił niemiecki użytkownik YouTube. Nie wiem, czy muszę tu dokładniej opowiadać, gdzie jest jaki motyw, bo przecież Witaj, Maj, Trzeci Maj na pewno rozpoznajecie, Mazurka Dąbrowskiego (lekko zmodyfikowanego i chwilami „na dwa”) pewnie też. Mniej rozpoznawalna współcześnie jest trzecia melodia, która rozpoczyna się o 4’25” – Wionął wiatr błogi przez Lechitów ziemie, czyli tzw. Litwinka – pieśń legionów litewskich. Ogólnie – cóż, nie jest to wielkie dzieło, ale już dość sprawne warsztatowo, z wpływami beethovenowskimi, ale posmakiem romantycznym.
No i to są polonica wagnerowskie. Ale był jeszcze jeden projekt. Młody Wagner był zaprzyjaźniony z literatem Heinrichem Laube, który później został dyrektorem teatrów w Wiedniu i Lipsku. Laube był także entuzjastą Polaków i zamarzyło mu się, że razem z przyjacielem stworzą operę Kościuszko. Napisał libretto i dał je Wagnerowi. Ten początkowo się zapalił, ale w końcu zrezygnował. Różne są poglądy na to, dlaczego ostatecznie nie zechciał napisać tej opery. Zaskakująca, i nigdzie indziej niespotykana, jest rzecz opowiedziana przez niejakiego Mariana Dienstla we wstępie (który można przeczytać tutaj) do tłumaczenia eseju Wagnera Opera i dramat. Otóż powołuje się on na rozmowę (nie swoją) z Wagnerem pod koniec jego życia, z której wynika, że jakieś fragmenty muzyki mogły powstać! Cóż, nawet jeśli rzeczywiście powstały, to zaginęły w pomroce dziejów.
W każdym razie Wagnerowi po latach związane z Polakami wspomnienia były tak bliskie, że nie dość, że tak pięknie opisał je w Mein Leben, ale też udało mu się wygrzebać partyturę Polonii z domowych przepastnych archiwów, zamówić przepisanie głosów i wykonać. Potem znów na lata słuch o niej zaginął.
Komentarze
Nie wiedziałem, bardzo miło ze strony pana Wagnera. Żebyż jeszcze nie chodził w tym kretyńskim berecie. 🙂
Dzięki za wyłuskanie i przypomnienie tych wątków u progu 200-lecia jego urodzin. Kto nie wiedział – powinien, pomimo że niewiele to nie zmienia. Bo nie za bardzo lubimy Wagnera w przybytkach naszej kultury.
Zaraz nie lubimy. Jak grają, to jest w porządku, tylko te portrety i niektóre wypowiedzi pozamuzyczne. 😎
W artykule w „Polityce” będzie więcej o recepcji Wagnera w Polsce, która była – co tu dużo gadać, niewielka. Zachwycona grupa wielbicieli, melomanów i znawców, i obojętna reszta. Pewnie nie zgadlibyście, ale jednym z pierwszych admiratorów Wagnera był Moniuszko. Ale świetnie wiedział, że ta muzyka nie spodoba się Polakom. Sam więc od niego nie czerpał z pełną premedytacją 🙂
No tak, wypowiedzi pozamuzyczne bywały paskudne.
Beret też 😛
Jak słucham Wagnera, mam ochotę najechać na Allena.
Wodzu, on już skończył z tym beretem, przed chwilą go słuchałem bez.
Nie wiem czy rzeczywiście Wagner nie jest lubiany w Polsce. Ja go kiedyś rzeczywiście nie lubiłem ale to się z czasem zmieniło, nawet kupiłem sobie cały „Pierścień” (Marka Janowskiego). I znam kilka osób, które za nim przepadają, choć też kilkoro antyfanów. Myślę raczej, że Rysiek nie jest wystawiany ze względu na koszty. A ja chętnie bym poszedł na jakieś huczne widowisko z Walkiriami, byle żeby nie było „nowoczesne”. Piję oczywiście do tego, co przeczytałem pod tekstem „Więcej kultury w sztuce”. Tacy reżyserzy, upieram się, są nieuniknionym kosztem postępu ale niech te gwałty w cierniowej koronie oglądają inni. A gdybym miał przejmować się pozamuzycznymi wypowiedziami artystów, to musiałbym wyrzucić pewnie z 90% płyt.
Czasem w berecie, czasem nie: http://www.google.pl/search?hl=pl&site=imghp&tbm=isch&source=hp&biw=1152&bih=725&q=richard+wagner&oq=richard+wagner&gs_l=img.12..0l2j0i24l8.2280.5048.0.7668.14.9.0.5.5.1.272.1239.5j2j2.9.0…0.0…1ac.1.9.img.wDZT0m1iUNI
Ale żeby znielubić człowieka z powodu nakrycia głowy? Strzeżcie się kobitki, i wy także zimą.
Marek Janowski – to dobry wybór 🙂
Dobranoc towarzystwu, pociąg jutro o 5:50 🙂
Jak pociag jest o 5:50 to co na tym blogu robia podrozni o 22:24? A przeciez trzeba sie jescze z boku na bok sie poprzewracac…
A to, Poni Dorotecko, coby nie zaspać i coby zdązyć na tak sakramencko wcesny pociąg, najlepiej jako pobudke zafundować se stosowny kawałecek z Walkirii wyzej wymienionego kompozytora. Powinno obudzić piknie! 😀
O! Minęło mi sie z Mordechajeckiem.
Mordechajecku, Poni Dorotecka wciąz mo sanse przespać 6 godzin. No to nie powinno być jesce tak źle 😀
Niniejsym ocywiście upraso sie syćkik komentującyk, coby przez najblizsyk pare godzin ryktowali swe komentorze po cichu – coby nie obudzić Poni Dorotecki, ftóro musi barzo wceśnie wstać 😀
To ja się do rana nie odzywam. 🙂
A czemu tylko kawałek Walkirii ma Panią Kierowniczkę budzić? Niech cała Walkiria popracuje. O 5 rano nie może się spetaklem wymówić. 🙄
Ja to szeptem szczekałem, żeby nie było. 😎
To ja jeszcze na migi wyjaśnię, że cała Walkiria jest spora baba i mogłaby niechcący zrobić krzywdę. 😛
Miłe złego początki, czyli opisane zauroczenie polskością Wagnera w 20 lat później przeobraziło się w raczej niewesoły obraz popowstaniowych emigrantów w kpiarskim wierszu Heinego Dwaj Rycerze.
http://www.lenczewski.com.pl/heine.html
Pobutka.
Trochę ten wiersz przypomina „niektóre pozamuzyczne wypowiedzi Wagnera”. Ale ponieważ dotyczy mniej wartościowego narodu, to nikt nie robi z tego powodu afery.
Nie do zniesienia, co tu się wyprawia. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, jak pisała tłumaczka „Alta Troll” na polski. A tu w gruncie rzeczy jeszcze gorzej niż Niemiec. Z drugiej strony widzę okoliczności łagodzące. Po pierwsze nasi też różnie tę emigrację opisywali. Kto był w Dramatycznym na „Klubie polskim” może sobie wyrobić opinię jeszcze gorszą niż po Dwóch rycerzach. Mrożek w Emigrantach pokazał dwóch rycerzy z innej epoki nie mniej zjadliwie, a może bardziej. Druga okoliczność łagodząca, to własny los emigrancki Heinego w tym samym Paryżu. Na tej emigracji o Niemcach potrafił pisać równie zjadliwie. I nie tylko o duchownych, którym poświęcał szczególną uwagę. Niby taki liryk, ale dołożyć potrafił nie gorzej niż przyjaciele sobie nawzajem (w sąsiedztwie.). I myślę, że to dokładanie też wynikało z przyjaźni.
Drogi Melo, chyba lepiej nie zestawiać doraźnego, satyrycznego obrazka malowanego z natury – i wielostronicowych manifestów uogólniających na serio…
Myślę, że Stanisław trafił w sedno.
Pojawił się bardzo iteresujący box z nagraniami z Bayreuth zatytułowany Wagner vision. – 50 cd w cenie ok. 40 funtów brytyjskich – a nagrania wprost bajeczne. Tristan z Karajanem z 1952, Meistersienger… z Abendrothem 1943, a szczególnie Gotterdammerug.. z Kempem. Właściwie każde nagranie wrte posiadania. Można słuchać bez końca.
Może to i dobrze, że u nas nie ma z kim „Ringu” wystawiać, bo jak pomyślę, co mógłby z nim zrobić Treliński albo Znaniecki, to już się boję.Chociaż 4 lata temu w Operze Leśnej grano koncertową wersję „Rheingold”, ciąg dalszy nie nastąpił. A Wotana śpiewał Tomasz Konieczny, o którego biją się dziś najważniejsze sceny operowe (był o nim tęskny artykuł w Opera News). Mamy również Erdę – Ewę Podleś.
Bo wtedy w Operze Leśnej próbowali przywrócić jej wagnerowskie tradycje, było kilka oper (z tego co pamiętam, to Latający Holender i coś jeszcze, Tristan i Izolda??) ale średniawe. Ale Złoto Renu, ech, do dziś pamiętam. Na szczęście w wersji koncertowej, więc o reżyserię nie trzeba było się martwić, a można było się skupić na głosach 😀 Ale właśnie, plan był taki, żeby w ciągu czterech lat wystawić całość i co…
Myślałem, że Wagnera w Operze Leśnej przestano wystawiać tylko ze względu na remont i jeszcze w tym roku powróci. M. na pewno jest dobrze zorientowana, czyli kontynuacji nie będzie. Dotychczas nie umiałem polubić Wagnera. Specjalnie nawet nie próbowałem. Raczej mnie przytłaczał. Gdyby jednak wystawiali, spróbowałbym.
—> Stanisław, Piotr Kamiński … Przykład z Mrożkiem jest chybiony, bo w „Emigrantach” właśnie nie ma jadu. Nie ma też uogólnień, jak u Heinego w zakończeniu ani obaw przed rozmnożeniem mniej wartościowego narodu. A że Wagner uogólniał na wielu stronach można zapisać na krab jego skłonności do gigantomanii.
Melo, ja w tych rycerzach też jadu nie widzę. Jest tam obraz niestety prawdziwy. Może złośliwy, ale nie jadowity. Wizerunek emigrantów raczej żałosny. I u Mrożka też jest żałosny.
Panie Stanisławie, właśnie o tym napisałem: to co pisał Heine nikogo nie oburza, mimo dwóch ostatnich zwrotek. Jak wiadomo, Heine Wielkim Poetą Był, więc trudno przypuszczać, żeby zechciał tylko stworzyć obrazek obyczajowy swoich sąsiadów, z których żaden nie był ani Królem Learem, ani Dziewicą Orleańską. Mrożkowi też wcale nie chodziło o obraz emigracji, m. in. dlatego że „Emigranci” dzieją się w Polsce. Równie dobrze można napisać, jak jakiś mędrzec w Wikipedii, że „Tango” jest o konflikcie pokoleń.
A tak w ogóle, co to znaczy „prawdziwy obraz”? Nawet trudno uwierzyć, żeby ten jednostkowy przypadek opisany przez Heinego był taki. Jak długo można jeść i pić na krechę? Ile kobiet chciałoby mieć dzieci z wiecznie pijanymi, niedomytymi biedakami dobrze po czterdziestce?
@Stanisław 14:19
„Jest tam obraz niestety prawdziwy. Może złośliwy, ale nie jadowity. Wizerunek emigrantów raczej żałosny. I u Mrożka też jest żałosny.”
Też tak to odbieram. Dla naszej megalomanii narodowej to obraz tym trudniejszy do strawienia,im bardziej prawdziwy…
Rzeczywiście były spektakle Emigrantów, które mogły dziać się w Polsce. Jakieś 4 lata temu Teatr Stary w Krakowie takich Emigrantów wystawiał. Ale klasyczna wersja jest chyba zagraniczna. Mnie jakoś kojarzyła się z Paryżem, ale nie wiem, czy wynikało to z tekstu, raczej nie.
Prawda, że nasi rycerze są przejaskrawieni, ale to przywilej satyry.
Drogi Melo – jeżeli chce Pan się poczuć obrażony, nikt i nic na świecie nie jest Panu w stanie przeszkodzić.
Panie Piotrze, gdzie mnie równać się z zawodowcami w obrażaniu się? Swojego czasu Frank Zappa stworzył piosenkę „Polish Princess” w złośliwy sposób prezentując stereotyp funkcjonujący w USA. I nawet na wezwanie polskiej Ligi Przeciwko Zniesławianiu nie przeprosił narodu polskiego. Ale to by znany zatwardzialec i w niczym to nie umniejsza zawodowym kwalifikacjom owej Ligi, przy których jestem tylko marnym amatorem.
Wracając jednak do Pana Adrema czyli do wystawień Wagnera w Polsce – Opera Wrocławska w latach 2003-2006 wystawiła kolejno, po jednej w każdym sezonie, wszystkie części „Ringu” w konwencji wielkiego widowiska w Hali Stulecia,zwanej też Ludową. Reżyserował Hans-Peter Lehmann,chyba związany wówczas z Bayreuth,bo to czasy Wolfganga Wagnera,który zresztą bywał na premierach we Wrocławiu i te inscenizacje zaakceptował. Było to dość efektowne wizualnie i przyzwoicie zagrane,chociaż swoista akustyka hali nie pozwalała na szczególne uniesienia muzyczne. Za to basenów,pisuarów i obecności
Myszek Miki nie stwierdzono 😉 W kolejnym sezonie powtórzono cały „Ring ” hurtem, w czasie dwóch kolejnych weekendów (było to niezłe wyzwanie i dla zespołu i dla publiczności ). Przy tym drugim podejściu,znając już inscenizację z poprzednich lat,mogłam spodziewać się,że mnie zmęczy ten maraton,ale nie … Publiczność dopisała, podobno łącznie sprzedano ok.14 tysięcy (!) biletów.
Mocno się zastanawiam, skąd się nasza megalomania narodowa bierze. Byliśmy dzielni – powstania, odzyskanie niepodległości, prawda. Pod zaborami trzeba było trochę podbechtywać świadomość narodową żeby nie zwiędła. Ale teraz? Jak każdy naród, mamy „plusy dodatnie i ujemne”. Ujemne akurat wyjątkowo denerwujące – brak poczucia odpowiedzialności przede wszystkim. Oczywiście nie każdy ma te minusy, ale i nie każdy te typowe plusy. Ogólnie jednak te cechy narodowe trochę widać. Ale przekonanie, że jesteśmy narodem wyjątkowym było nam wpajane. Nie tylko Mickiewicza o to winię. Najbardziej tych, którzy zbytnio Mickiewiczowi uwierzyli i tę wiarę przenosili z pokolenia na pokolenie. Czas, żeby kolejne pokolenie się zbuntowało.
Coś z konfliktu pokoleń bym w tangu znalazł, tak a rebours. Rodzice marzą o czasach, gdy wzięcie partnera na widowni teatru było dostrzegane, czyli podobne rzeczy czynili, tymczasem syn szuka porządku, choćby kosztem władzy silnej ręki. Na pewno nie to jest w dramacie najważniejsze, ale można się dopatrzeć. Jak ktoś bardzo chce, może się dopatrzeć wszystkiego
Liga Przeciwko Zniesławianiu. Brawo. Mrożek ani Witkacy by na to nie wpadli chyba. Ale poznałem kiedyś trochę polską emigrację w Londynie (lata 60-te) i nic mnie nie zadziwi. Ale tam się obrażali głównie wzajemnie. Jednak niektórzy byli obrażeni permanentnie na Anglików i z tego powodu nie uczyli się angielskiego mieszkając w Londynie od 20 lat. Mąż takiej, przesympatycznej skądinąd pani, był angielskim urzędnikiem ministerialnym całkiem wysokiego stopnia. Pani chodziła do polskiego kościoła, kupowała tylko w polskich sklepach i odwiedzała się tylko z polskimi rodzinami. Można powiedzieć, że była w Anglii na emigracji wewnętrznej.
Dzień dobry, melduję się z Lipska.
Ładnie tu. Już dużo zdążyłam zobaczyć, teraz na chwilę się zdrzemnę i ze świeżą (mam nadzieję) głową pójdę na wykład.
Teraz parę odpowiedzi:
zza kałuży – nie znałam tego Heinego, bardzo ciekawe. Ale co z tego wynika? Że obraz polskich emigrantów tak się zaznaczył, że doczekał się również satyry…
Ja bym jeszcze w podobnym kontekście (satyry na „gry i zabawy ludu polskiego”) przypomniała Dwóch Polaków z Zielonej Gęsi, gdzie występują Sandwicz i Skoczwiski 😛
Potrafili więc takie teksty pisać i sami Polacy.
Tak więc, Melo – uwaga z 8:21 jest więcej niż niestosowna. I proszę więcej się w tego typu rozważania nie bawić (i uwagi o „lepszych” i „gorszych” narodach), bo się pożegnamy.
A Emigranci Mrożka – bardzo jadowici, moim zdaniem. Właśnie przez ten żałosny obraz.
Wracając zaś, jak postuluje ew_ka, do Pana Adrema, to Lehmann był asystentem Wolfganga Wagnera w Bayreuth, ale wcześniej, jeszcze w latach 60. Pozostali jednak w kontakcie, a Wolfgang Wagner nawet nawiedził jedną z premier w Hali Stulecia 🙂
Należy chyba wspomnieć o bardzo przyzwoitym zarówno wokalnie jak i inscenizacyjnie (Everding) Ringu w Teatrze Wielkim za dyrekcji Satanowskiego. Wydaje mi się że niesłusznie popadła w zapomnienie bo było to naprawdę olbrzymie osiągnięcie. Była to pierwsza powojenna a może w ogóle, inscenizacja Ringu w Polsce. We Lwowie przed wojną wystawiano poszczególne ogniwa Ringu ale chyba nigdy kompletu. Mój pierwszy kontakt z Ringiem to był pełen cykl w czasie gościnnych występów w Warszawie Opery Królewskiej ze Sztokholmu pod dyrekcją Klobucara. ze świetną brunhildą Ingrid Bjoner. Było to jakieś czterdzieści lat temu…
(@ Stanisław. Chciałam tylko zdementować, żeby plota nie poszła – nie jestem zorientowana, co z tym Sopot Wagner Festiwal – bo tak to się miało zwać – ale właśnie próbuje się dowiedzieć, może i faktycznie padło to tylko ze względu na remonty i powstanie znowu)
Chciałabym tego wykładu posłuchać, szkoda, że nie wymyślili jeszcze teleporterów 🙁
We Lwowie był komplet Ringu, w Warszawie nie (nie było przed wojną… Złota Renu).
Inscenizacja Everdinga była pierwszą powojenną stworzona w naszym warszawskim teatrze.
Drogi Panie Stanisławie, Jacek Fedorowicz napisał kiedyś, że Polacy śmiertelnie obawiają się dwóch rzeczy : przeciągów i śmieszności. Jesteśmy narodem obrażalskim (czasami mam wrażenie, że chodzimy po świecie z wystawionymi antenami, w poszukiwaniu „fal obraźliwych”, żebyśmy mogli a. unieść się sprawiedliwym oburzeniem; b. potwierdzić sobie pogląd na świat, który nami gardzi i nas poniewiera), a już nade wszystko wpadamy w szał, kiedy ktoś z nas sobie jaja robi. Proszę wspomnieć, jakie używanie miała propaganda komunistyczna z tzw. polish jokes. Odkryła niezawodny sposób, żeby wzbudzić w Polakach trochę niechęci do Amerykanów.
A kol. Melo chyba trochę pojechał z tym Zappą, w sposób podsuwający niestety przykre (choć może niesprawiedliwe) myśli co do przyczyn jego ostrej reakcji na wierszyk Heinego. Chodzi oczywiście nie o „Polish”, ale o „Jewish Princess”. Anti-Defamation League dała tutaj plamę, zachowując się trochę tak, jak Związek Zawodowy Cyrulików, protestujący przeciwko profanowaniu tej zacnej profesji w musicalu Sweeney Todd…
Wie Pan co, Panie Melo? Dawno temu, jeszcze w dzieciństwie, nauczono mnie, że jak się ze mnie śmieją, to zarówno dowodem na zdrowie psychiczne (oraz środkiem na jego wzmacnianie), jak najlepszym manewrem taktycznym, jest śmiać się razem z prześmiewcami. Kiedy czytam wierszyk Heinego, ryczę ze śmiechu, bo odpowiada on nie tylko dokumentom z tamtych czasów, ale i moim własnym, emigranckim doświadczeniom od lat trzydziestu.
I takie karykatury mnie nie obrażają – w przeciwieństwie do nieuczciwej dyskusji, demagogii, żonglowania faktami, „tonkich aliuzji”, insynuacji i innego rodzaju wykrętów, oraz lekceważenia faktów. To jest dopiero obelżywe.
Zaraz, Guciu – Bjoner? Bo mnie została w pamięci Berit Lindholm…
M. – mnie się wydaje, że p. Kotliński jest taki szczęśliwy, że wrócił do formy głosowej, że odstawił działalność impresaryjną i zajął się własnymi występami. Życzę mu jak najlepiej 🙂
Właściwie to powinnam do niego zadzwonić i się upewnić. Ale z tego, co widać w sieci, coś takiego mi się rysuje.
[kod hu88] to na pewno coś znaczy, ale nie wiem co…
http://www.youtube.com/watch?v=Y3-Z_gVbsxc
To idę – muszę jeszcze ustalić, jak z odtwarzaniem nagrań.
Chłe, chłe… nie wiem, czy to, co napisał Melo o tej księzniczce, nie jest przypadkiem freudowską pomyłką 😉
A ja i tak, żeby to dzieło odsłuchać, muszę wyjechać z Niemiec 😈
celne 😛
Pan Piotr jak zwykle ma rację. Biję się w piersi.
@PMK 16:05
Panie Piotrze,to cudne 🙂 🙂 🙂
Czy pozwoli Pan, że będę rozpowszechniać termin „poszukiwanie >fal obraźliwych<" (oczywiście z powołaniem się na źródło)? Trudno o równie obrazową, a przy tym lapidarną charakterystykę naszego "charakteru narodowego" 😉
@gucio 16:49
Pan Piotr zawsze ma rację w tych sprawach 🙂 Kilka razy już się o tym sama przekonałam,więc teraz wierzę w ciemno.
Oj szkoda, że się Wagnera tak mało gra w Polsce. W Warszawie powolutku coś tam zaczyna się dziać. Był Holender, zapowiedziany jest Lohengrin. A propos przyszłych sezonów. Czy ktoś z drogich Forumowiczów zna jakieś przecieki dotyczące sezonu 2013/2014 w TW-ON? Z tego co ja się orientuje mają być Diabły z Loudun, Jolanta/Zamek Sinobrodego i Moby Dick jeśli chodzi o operę. Ale to chyba nie wszystko.
Po pierwsze – niech się nikt w nic nie bije, bo to boli.
Lindholm była pyszna, wielki głos (jest Kasandrą w klasycznych Trojanach z Sir Colinem na Philipsie), ale miała jedną słabość w porównaniu z Nilsson (jak wszystkie, więc żaden grzech…): nie miała C na duety z Zygfryda i Zmierzchu. Coś tam zamarkowała, ale to jednak było nie to, a ja się wtedy szprycowałem Soltim na Eternie, więc byłem straaasznie zawiedziony. Oczywiście, wszystkie inne nuty miała, że hej…
Kochana ew-ko : proszę spokojnie rozpowszechniać bez podawania źródła, bo to zbytecznie przedłuża konwersację!
A TW-ON miał okazję wystawić w tym roku jedno z arcydzieł Brittena – ale uznał najwyraźniej, że nie warto.
@melo
http://www.youtube.com/watch?v=Y3-Z_gVbsxc Jewish Princess, Frank Zappa
Frank Zappa wiem, ze tylko nagral „Jewish Princess” i nie slyszalem o zadnej „polskiej ksiezniczce” a tylko o „a horny little jewish proncess” 🙂 z albumu „Sheik Yerbouti” – o polskiej lidze Przeciw Znieslawieniu nie slyszalem (?).
Jest tylko Anti-Defamation League, http://www.adl.org zalozonej przez B´nai B´rith 1913 r., ktorej „klientami” byli m.in. Chomsky, ktory niegdys napisal przedmowe do niejakiego Faurissona, dowodzacego ze krematoria to wymysl zydowski, byl tez Norman C. Finkelstein ze swoim „paszkwilem” The Holocaust Industry. Reflection on the Exploitation of Jewish Suffering, Verso, London 2000.
Chyba razem z @Gostkiem przelotnie minelismy sie…i podalismy te Ksiezniczke (a nasty one)
🙂
a takze pare innych informacji—–czekaja na moderacje m.in. o ADL, ktore obchodzi stulecie powstania – Anti Defamation League….mazel tov 🙂
Pani Doroto, to nie była freudowska pomyłka tylko świadome wpuszczenie w maliny. Skuteczne jak widać. Ale istotnie to nie Mrożek czy Witkacy wymyślili rzeczoną Ligę. Czy byliby w stanie – oto jest pytanie (i przy okazji wyszła perła poezji współczesnej). Swoje chwalicie, cudzego nie znacie, a właściwie nie chcecie znać. A skąd pomysł, że obraziłem się na Heinego, nie wiem. Wiem natomiast, że odruchy warunkowe niewiele mają wspólnego z rozumieniem.
Jeżeli chodzi o Pana Adrema, to od czasu do czasu ktoś wystawia Wagnera w Narodowym. Nawet wybierałem się parę lat temu ale ponieważ w tym samym czasie w jednej z warszawskich piwnic grał Peter Brotzmann z Mikołajem Trzaską, to Rysiek nie miał szans.
Przypomniałem sobie jeszcze taka scenę z „Czterdziestolatka”, w której Marek (lat 10) wspomniał z ekscytacją o inscenizacji Wagnera w Narodowym, na co rodzice pokiwali głową z politowaniem: no tak, tobie w głowie tylko Wagner, Sipińska i Niemen.
Melo, daj już se siana z tym wyrafinowaniem, bo i tak z daleka widać, nie trzeba mieć doktoratu z psychologii. Jak dziecko. 😎
O, przepraszam, Piotrze, bicie się nie zawsze musi boleć. Jak się bije w cudze piersi, to nie tylko nie boli, ale niektórym jeszcze poczucia moralnej przewagi przysparza. 😎
Melo – w takim razie totalnie kulą w płot.
Proszę sobie poczytać o ADL z linku ozzy’ego. Można się stamtąd dowiedzieć, że zajmuje się ona nie obrażalstwem, lecz BEZPIECZEŃSTWEM. Naród żydowski był przez wieki narażony na eksterminację jak żaden inny. Ludobójstw oczywiście było wiele, ale żadne takie jak Holokaust, kiedy to mordowano ludzi metodycznie, z użyciem najnowszych środków techniki, według zimnego projektu wymordowania całego narodu. Dlatego negowanie czy lekceważenie Holokaustu jest tak niebezpieczne. Mowa nienawiści jest początkiem, i to z nią walczy ADL.
Obrzydliwe jest to, co Pan robi. A to już recydywa, po wymyśle, że „ludzie nie klaskali, bo Smoleńsk”. Jeszcze jedno tego typu działanie i banuję. To ostatnie ostrzeżenie.
Teraz o milszych rzeczach.
Przeszło chyba bezboleśnie, a nawet sympatycznie 🙂 Było ponad 20 osób, głównie literaturoznawcy i historycy, tylko jeden profesor muzykologii, którego znam z sesji przy Festiwalach Beethovenowskich, a który wyszedł przed końcem (może mu się nie podobało 😛 ). Potem byłam na spacerku, a potem na jedzonku. Siedzieliśmy na wolnym powietrzu, było ciepło jak w środku lata 🙂 Rozmawialiśmy w licznych językach, do siedmiu chyba w porywach – piwko sprzyjało 😉 Miłe miasto ten Lipsk. Już zrobiłam trochę zdjęć, jutro będę zwiedzać muzea. Zaraz się biorę za ustalanie marszruty 🙂
Pani Kierowniczko, po co i do kogo? 🙂
A Bobik ma rację, dlatego jestem zwolennikiem nie bicia, tylko kopania i nie w piersi zgoła.
Wiem, WW, ale to nie w moim stylu.
Prawdziwy Polak i w takich okolicznościach, jak te w Lipsku znalazłby coś ciekawego dla siebie, i co gorsza, wszystkim by o tym powiedział. 😛
Ale ja, chłe chłe, nie jestem „prawdziwą Polką”. Tj. niejeden zapewne tak uważa, choć osobiście mam to w nosie.
Pani Doroto, uczciwiej byłoby dać gdzieś u góry bloga ostrzeżenie, że o polityce owszem można pisać ale tylko w określonej tonacji. Podrzucę za darmo pomysł: . Do demagogii przywykłem, do uważania mnie za antysemitę również, choć muszę przyznać, że chyba nigdy w sposób tak zawoalowany jak tutaj – co salon, to salon. Filosemitą też tu i ówdzie bywałem, choć rzadziej.
Zanim mnie Pani wyrzuci proszę sobie we własnym sumieniu odpowiedzieć czy napisanie piosenki „Jewish Princess” narusza bezpieczeństwo narodu żydowskiego, ewentualnie podpada pod negowanie czy lekceważenie Holokaustu. Dziękuję za gościnę, brak rewizji przy drzwiach (tylko dopiero po wejściu), a przede wszystkim za ciekawe rozmowy o muzyce. I życzę więcej obiektywizmu – klapki na oczach najlepiej są widoczne u innych, swoich się nie zauważa.
PS Nie jest dla mnie żadnym problemem wejście na innym IP, z innego komputera i pod inną ksywką. Nie będę tego robić, więc proszę mnie wyrzucać bez obaw.
Wcięło pomysł na ostrzeżenie: Wchodząc na ten blog akceptujesz linię polityczną „Polityki”
No i co z takim zrobić? Wyrzucić, to pójdzie gdzie indziej. 🙄
Nie chodzi o tonację. Ani o antysemityzm. Zwracam uwagę, że pierwsza Pana przewina na tym blogu, i to już na wejściu, dotyczyła nie Żydów, tylko Ashkenazego i Smoleńska.
Chodzi o celowe jątrzenie. Bo tym jest zmyślanie tego, co urodziło się wyłącznie w Pańskiej głowie, i rąbanie tym jak siekierą.
Jak mały kogucik: napada i dziobie bez dania racji, dla prowokacji. Nie chcę stygmatyzować, ale jakoś tak się dziwnie składa, że takich zachowan jest więcej po prawej stronie. Np. ktoś coś robi, więc trzeba mu w tym przeszkodzić, najlepiej krzycząc głośno, że nic nie robi. To nie jest konstruktywna rozmowa i nigdy nie będzie.
Co zaś do Zappy, utrwalanie stereotypów też jest mową nienawiści.
Żeby jednak skończyć dzień czymś pozytywnym.
Na spacerku widziałam mnóstwo muzycznych pomników, bardziej i mniej koszmarnych 😉 Będzie z tego trochę anegdotek, ze zdjęciami ma się rozumieć.
Jutro zamierzam odwiedzić Muzeum Bacha, Dom Mendelssohna i – mam nadzieję – Muzeum Sztuk Pięknych.
Dobranoc 🙂
Trudno mi się z Panią zgodzić, Pani Doroto. Nie chodzi oczywiście o kol. Melo, którego manipulacyjka nie wyróżniała się niczym szczególnym : ot, Żydzi, wiadomo, dbają o siebie, nie to co Polacy, którzy sobie bezkarnie dają pluć w twarz – i to jeszcze, w wypadku Heinego, wiadomo Przez Kogo… To dopiero stereotyp!
Chodzi mi o tego Zappę. Po pierwsze, odróżniałbym piosenkową karykaturę od „mowy nienawiści”, bo z mieszania rzeczy nieporównywalnych nic dobrego nie wynika. Po drugie, piosenka na moje ucho żadnych stereotypów nie utrwala, bo jest mocno zwariowana. A jeżeli już jakiś, to raczej seksualnego obsesjonata z masochistycznymi tendencjami, niż czegokowiek innego…
Jak się zresztą dowiadujemy z nieocenionej wikipedii, stereotyp Jewish Princess wypracował… Philip Roth, pisarz żydowski, w Goodbye Columbus. Tu są różne ciekawe informacje na temat owego Konceptu:
http://en.wikipedia.org/wiki/Jewish-American_princess_stereotype
Nie jest on zresztą jedyny: w filmach i serialach naśmiewanie się z takich stereotypowych postaci i cech jest nagminne. Są całe serie żartów o „żydowskich mamach”, rozpieszczających synalków, które żydowscy humoryści eksploatują do imętu. („Definicja żydowskiej mamy? Syn wstaje w nocy na siusiu, wraca : łóżko ma przesłane…”), Ani we Francji, ani szczególnie w Stanach, nikt się tym nie przejmuje. Jakby mieli zupełnie inne poczucie bezpieczeństwa w takich właśnie żartach – skąd zapewne pomysł Zappy (sprzed 35 lat…).
Właśnie dlatego uważam, że ADL włączyła się tę aferę całkiem niepotrzebnie. Ma naprawdę znacznie poważniejszych wrogów do zwalczania, niż taka piosenka… Np. obrzydliwości z kręgu Chomsky’ego, o których wspomniał ozzy.
Pobutka.
Dzień dobry,
no oczywiście, że piosenka Zappy jest w sumie błaha i ponadto sama znam wiele utworów stworzonych przez Żydów (nie znoszę Rotha) na temat postaci „żydowskiej matki”. Sandwicz i Skoczwiski u Gałczyńskiego też jest naśmiewaniem się ze stereotypów,.
Tyle, że ja w ogóle nie znoszę stereotypów. Utrwalają wciśnięcie człowieka z szufladkę, z której już nie sposób się wydostać. Najgorzej, że same obiekty poddają się tym stereotypom: jak Polak, to pijak, więc musi tak być. A mnie się marzą czasy (wiem, utopistka jestem), kiedy człowiek będzie patrzył na człowieka nie jako na ruska, bambusa, żydowską matkę czy polskiego pijaka, tylko po prostu na człowieka…
A propos stereotypów: wczoraj jeden z miłych panów, z którymi rozmawiałam, pan Arnold urodzony na Śląsku (od dzieciństwa w Niemczech, najpierw zachodnich, od pewnego czasu tu), na moją uwagę, gdy mi powiedziano, że wykład rozpocznie się z akademickim kwadransem i dlatego wszyscy przyjdą w ostatniej chwili, a ja wyraziłam zdumienie, że jak to, w porządnych Niemczech (proszę, jak sama pojechałam stereotypem 😛 ), powiedział, że od kilkunastu lat obserwuje, że Niemcy wychodzą ze stereotypu, są bardziej na luzie i mają poczucie humoru, a że np. pociągi zaczęły się spóźniać 😉 – to coś za coś.
Absolutnie się z Panią tutaj zgadzam i podzielam to marzenie. Coś chyba o tym Tuwim pisał… przegapił tylko, zapisując się w tedy, niestety, do najbardziej „kolektywistycznej” ideologii w dziejach, że kiedy się obali „Greczyna i Żyda” – to zostaje właśnie to, o czym Pani mówi : szalona, nieobliczalna i bezcenna Jednostka, której się do żadnych koszar nie zapędzi.
Co gorsza, Człowiek nie chce być sam, ma rozwinięty instynkt stadny i dotkliwe poczucie zagrożenia. Chcę się zawsze zbić w gromadkę, bo jak się stoi samemu na szczycie (choćby malutkim), to tam strasznie wieje. Ci żywiołowi indywidualiści natomiast z jednej strony cierpią na straszne wyrzuty sumienia, że oni tu sami na Judahu skale, a tam Ludzkość cierpi, a z drugiej szukają Tatusia, żeby się przytulić. Nie przypadkiem tylu wielkich indywidualistów (w rodzaju Beethovena) tak się garnęło do mężów opatrznościowych.
No i przede wszystkim: z jednostki trudno się śmiać (chyba, że z jakiego ministra…), a ze stereotypu dużo łatwiej. Dlatego właśnie stereotypy robią karierę w karykaturze. Przyzna Pani, że bez stereotypu nie byłoby skeczu „Sęk”, jednocześnie śmiesznego do rozpuku i niebywale wzruszającego – autorstwa faceta, który tych dwóch panów pewnie znał osobiście, a przynajmniej ułożył ich z dobrze sobie znanych klocków.
Oj, można by długo rozmawiać…
A tu słoneczko (tfu, tfu!) wzywa i piękne miasto Lipsk 🙂 Śniadanko i przed siebie. Do domu wrócę późnym wieczorem. Żeby tylko pociągi były punktualne 😛 bo w Berlinie mam tylko pół godziny na przesiadkę…
Pani Kierowniczko, chrześcijanie od 2000 lat walczą o patrzenie na człowieka jak na człowieka. Dotychczas sami u siebie jakoś nie potrafią tego osiągnąć Marzyć można. Sam też to robię.
Co do silnego wyczulenia Żydów na punkcie tego, co się o nich mówi, nie da się zaprzeczyć, że takie wyczulenie istnieje. W sprawie kwestionowania holocaustu sprawa jest oczywista. Na takie łajdactwo nie można pozwolić. Nie wierzę, żeby którykolwiek z głosicieli podobnych teorii sam w nie wierzył. Ale czy cierpienia, które dotykają naród żydowski od setek lat, bo przecież nie od holocaustu się one zaczęły. upoważnia do obrażania się na żarty. To w Polsce trudna sprawa. Trudna dlatego, że Polacy są równie uczuleni na żarty, choć nie mają żadnego usprawiedliwienia. Powstania i zabory jako usprawiedliwienie są żałosne. Śmieją się na świecie ze wszystkich. Szwedzi z Norwegów i Norwedzy ze Szwedów żartami wprost lustrzanymi. Myślę, że celne żarty są usprawiedliwione bo mogą dać do myślenia. Mało celne są obrzydliwe i na nie mamy prawo się obrażać. Na wulgarne zawsze możemy się obrażać. Gdy mnie dosolą celnie, sam na ogół jestem ubawiony.
Wracając do żartów żydowskich. Po wojnie było wiele żartów dotyczących mało bojowego zachowania. Ale po 1967 roku zniknęły całkowicie. Wojna sześciodniowa sprawiła, że stały się całkowicie bezprzedmiotowe. Czy wcześniej były „przedmiotowe” to inna sprawa. Oczywiście, nie, sprawa polegała na stereotypie, który został przekreślony przez fakty.
Inna kwestia to to, kto te dowcipy opowiada. Jeśli opowiada je Niemiec, sprawa jest podła. Jeśli Polak, też sprawa delikatna. Były u nas fale antysemityzmu i nadal w wielu środowiskach się powtarzają. Dlatego opowiadanie takiego dowcipu można uznać za kolejny dowód w tej sprawie. Ale bywają dowcipy niewinne, a obrażenie wielkie. Ja bym tego nie uogólniał. Mnie niektóre z Polish jokes nie obrażają, jeżeli są celne a przy tym nie wulgarne. Zgadzam się, że najbardziej szkodliwe są dowcipy oparte na stereotypach, i na takie wszyscy mają prawo się obrażać.
Wracając do punktu wyjścia zastanawiam się, czy w ogóle opowiadanie dowcipów związanych z narodowością przekreśla patrzenie na człowieka jak na człowieka a nie jak na Polaka, Żyda, Francuza. Uważam, że nie. Każdy naród wytworzył jakieś cechy, które rzucają się w oczy i daje się z nich żartować. Żarty o niewierności Francuzów nie wynikają z tego, że są bardziej niewierni niż Niemcy czy Szwedzi. Nie wiem, jakie są statystyki w tym zakresie w poszczególnych krajach. Ale Francuzi w wielu środowiskach (nie we wszystkich oczywiście, sam znam wręcz purytańskie) wytworzyli wręcz kult niewierności. Sami z tego żartują i my też możemy chyba. Polacy pękają ze śmiechu na filmach Barei, a one nie tylko wady systemu wyśmiewały. Jak wiele skeczów z jego filmów nadal jest aktualnych. Czy obrażalibyśmy się, gdyby te filmy robił cudzoziemiec? Myślę, że bym się nie obraził, ale jestem przekonany, że polska Liga Przeciwko Zniesławieniu zareagowałaby mocno. Już wiem, że taka formalnie nie istnieje. Ale i tak działa, to fakt. Przy okazji wyrażam żal, że dałem się zmanipulować. Nie mam anten wysuniętych na podobne skojarzenia. Manipulacja zaiste obrzydliwa, ponieważ przedmiot, na który się reaguje jest całkiem nieparalelny.
Odbiegam od tematu. Kto by nie chciał mieć takiego futrzaka?
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=FTRhiOeRzfA
No i pięknie, okazało się, że Wagner jednak nie był Polakożercą 🙂
Lipsk, ważne miasto. Zajęte przez Amerykanów i oddane Sowietom. Amerykanie nie znali zasady ziemi, na której przelano krew własnych żołnierzy. Polskich, w tym ks. Józefa Poniatowskiego, też przelewano w pobliżu, nad Weiße Elster. Po co, nie wiadomo. Myśleli, że walczą za Polskę. Świetnie tu pasuje piosenka Jacka Kaczmarskiego „Rozbite oddziały”.
@ Piotr Kaminski
podzielam opinie na temat wspomniany i zupelnie nie widze nic zdroznego w tekscie Franka Zappy, zreszta zadnych emocji nie wzbudzil a przxy tym pozytywna role odegral w zmaganiach z amer.cenzura obyczajowa – jego polemiki z politykami. A ze stereotypami roznie bywa i ewoluuja na rozne sposoby – np. Dostojewski z „Braciach Karamazow” mowi o Szwedzie pijanym a nie Polaku. Jak wiemy pisarz nie darzyl wielka sympatia Polakow ani tez lacinnikow roznej masci.
A co do ADL, to sie nie zajmuje blahostkami. To raczej polskie instytucje sa bardziej wyczulone i wszystko urasta do rangi antypolonizmu.
Kiedys mialem kolezanke z Lipska (bylo to za DDR) z ktora korespondowalem (po rosyjsku) a bylo to w podstawowce lata 65-66 – wymienialismy znaczki pocztowe. Nazywala sie Petra Müller.
———
Pani Dorocie
zycze wspanialych wrazen
PS dzisiaj mamy spotkanie z pisarzem i poeta rosyjskim Igorem Gubermanem autora „Gariki na kazhdyj den” skazany w 1979 na 5 lat lagrow.
W Rosji Polacy chyba się pijaństwem specjalnie nie wyróżniali. Szwedzi czy Finowie potrafią pić dużo, teraz szczególnie w weekendy. Jednak nieznane są tam „szewskie poniedziałki”. Nikt się nie spóźnia do pracy po pijaństwie i nikt nie markuje pracy kurując kaca. Na promach ze Szwecji zdarzają się pasażerowie paru nacji, którzy nie są w stanie opuścić promu o własnych siłach.
Dostojewski zwany polakożercą pisał o Polakach, jak pisał, czym nie sprawia mi szczególnej przyjemności. Cenię go wysoko, choć ostatnio jeden z naszych mistrzów pióra sytuował go gdzieś blisko grafomaństwa. Gdy się kogoś ceni, jego przykre opinie raczej bolą.
Duży problem z „ludźmi niewyuczalnymi” polega na tym, że z punktu sprowadzają rozmowę do ponurego absurdu, w którym płaszczyzny są kompletnie pomieszane, a wszelkie argumenty, choćby dotyczyły głębokiego paleolitu, mogą być podchwycone i użyte jako maczuga do walenia „w temacie” aktualnym, do którego rozmówca nawiązuje tylko ogródkami i mrugnięciami, bo jakiż z niego antysemita, a skądże. On tylko dąży do „obiektywnej prawdy”, której najczęściej jakimś dziwnym trafem nie udaje się odnaleźć bez zahaczenia o Żydów. 🙄
Powiem szczerze: mnie się akurat wierszyk Heinego wydaje bardzo niesympatyczny (a co jeszcze gorsze dla satyry, mało zabawny) – już samo słowo „Polackei” zamiast „Polen” brzmi po niemiecku szalenie pogardliwie, a i cała reszta jest zbiorem pogardliwych stereotypów spod znaku „polnische Wirtschaft”. Nie wątpię, że jest to satyryczna obserwacja z natury (sam nieraz mam ochotę zdrowo pogryźć rodaków-emigrantów), tak samo zresztą jak u Mrożka, ale – Mrożkowi w tym przypadku wolno, bo to autoironia, a nie złośliwe wykpiwanie obcych, co zwykle ma wyższościowy posmak.
I niby mógłbym napisać to już wczoraj, ale łapa mi zadrżała po komentarzu Melo na temat „mniej wartościowych narodów”. Bo nagle, zamiast oceniać jeden konkretny, moim zdaniem niedobry i niemądry wiersz Heinego, znalazłbym się w środku całkiem innej dyskusji – o „antypolonizmie”, z podstępnym Żydem wyglądającym zza węgła i pewnie jeszcze Jasiewiczem na sztandarze. I to znalazłbym się, ku swojemu zaskoczeniu, po takiej stronie, po jakiej za Chiny znaleźć bym się nie chciał. Sam zacząłbym brnąć w ten ponury absurd.
A można było tego wszystkiego uniknąć. Wystarczyło napisać np., bez żadnych lepkich aluzji, że ten wierszyk, ze względu na powielanie stereotypu „Polaczka”, trudno uznać za szczytowe osiągnięcie i powód do chwały autora. Jedni mogliby się z tym sądem zgodzić, inni nie zgodzić, ale nie byłoby w tym jakichś obrzydliwych podtekstów.
Może ci, którzy krzyczą, że „na pewne tematy nie da się normalnie rozmawiać” zastanowiliby się, w jaki sposób sami tę normalną rozmowę uniemożliwiają.
Polackei rzeczywiście niesympatyczne. W Austrii jest niegrzeczne jak w Polsce Rusek. Ponoć często wypowiadane bez zastanowienia, jak w Polsce właśnie Rusek czy niestety Żydek. I w Austrii i w Polsce te określenia mogą też być z rozmysłem obraźliwe, choć nie muszą. W Niemczech Polacke czy Pollacke zawsze jest obraźliwe. Czy złoszczę się o to na Heinego? Chyba nie.
Z tym Heinem to ja podejrzewam, że nieśmiertelność tego utworku jest dziełem przypadku. Wkurzył się, warknął, a że słowem tańczył jak nikt, przetrwało coś, co pewnie przetrwać nie miało, Trzeba by spytać jakiegoś dobrego germanisty, jak to z tym było dokładnie. Ja wzruszam ramionami i wracam do innych wierszyków, wzruszających całkiem inaczej…
A o dyskutowaniu tego typu, Kochany Bobiku, tomy można by napisać. Życie mi wpoiło pewną wiedzę praktyczną: w dyskusji, gdzie meritum cokolwiek nam się wymyka, a chcielibyśmy wiedzieć, kto ma rację, nie trzeba wcale oceniać merytorycznej wartości argumentów. Wystarczy obserwować, kto dyskutuje uczciwie (tzn. słucha strony przeciwnej i uczciwie odpowiada, punkt po punkcie), a kto szachruje. Od razu wszystko jest jasne.
Pól do obserwacji nie brak. Żeby wrócić do naszej „blogosfery”, świetny przykład stanowi nieśmiertelna reżyseria operowa. Doświadczenie uczy, że dyskusja z kapłanami tego wyznania jest zawsze trzyaktowa: Akt I : Sztampowe wykręty (od lat czekam tu na jakiś nowy pomysł); Akt II : insynuacje i obelgi; Akt III : grobowe milczenie.
Model ten stosuje się, niestety, do większości rozmów w spornych kwestiach.
Wtedy trzeba się pocieszyć impertynencją Słonimskiego : „nie znoszę wymiany poglądów, zawsze na niej tracę”.
Stanisławie, trudno się złościć na Heinego o to, że „Polacken” brzmi pogardliwie. 😉 Można natomiast poczuć przykrość, że sięgnął do takiego repertuaru. Zwłaszcza że zrobił to naprawdę w sposób, nazwijmy to, artystycznie i myślowo mało wyrafinowany. Podejrzewam, że gdyby mógł się wypowiedzieć z dzisiejszej perspektywy, może sam by przyznał, że był to wiersz nieudany i niepotrzebny. 😉
Ale z drugiej strony nie można Heinemu przypisać „zgeneralizowanej antypolskości”. W „Über Polen” napisał o Polakach również dużo dobrego, choć pewnych złośliwości sobie nie oszczędził. Zresztą za ten utwór poobrażali się na niego i Polacy, i Niemcy. Nie była to w każdym razie, jak u Wagnera, programowa wrogość wobec całego narodu czy rasy. Raczej weredyczny charakter. 😉
Niemniej jednak warto zauważyć, że na temat „Polen aus der Polackei” współczesny niemiecki leksykon pisze: Das Zitat sollte wegen des stark abwertenden Ausdrucks »Polackei« heute nur in solchen Situationen verwendet werden, in denen eine Kränkung polnischer Bürger ausgeschlossen ist. Czyli Ten cytat, ze względu na mocno pejoratywne wyrażenie „Polackei”, powinien być używany tylko w takich sytuacjach, w których wykluczone jest obrażenie Polaków”.
Poniekąd Łajza, Piotrze. „Wkurzył się, warknął” to Twój odpowiednik mojego „weredycznego charakteru”. 😉 A sumie chyba ważna jest ta „nieprogramowość” , która pojedyncze, nawet bardzo chybione warknięcia pozwala wybaczyć.
Co? Polskie hamburgery w jakichś kranach?
Celowo użyłem terminu „warknąć”, zwracając się do eksperta w tej mierze…
I słusznie, w dziedzinie warkologii jestem specjalistą docenianym nawet przez Koty. 😎
W hamburgerologii też bym się zresztą chętnie wyspecjalizował, ale warunki nie sprzyjają mi. 🙁
Uparcie wracając do Adrema,to gdyby ktoś przypadkiem miał chwilę czasu w sobotę :
http://opera.info.pl/index.php/wszystkie-wiadomosci-chronologicznie/825-holender-tulacz-wagnera-w-internecie-na-zywo-z-monachium-20-kwietnia
pojawił się program tegorocznych koncertów promenadowych: http://www.bbc.co.uk/proms
nie jest źle, będzie trochę polskiej muzyki: Lutosławski, Szymanowski, Zieleński… 🙂
jeszcze Górecki, Panufnik…
@Lolo ten polski program z Huelgas Ensemble rzeczywiście super! http://www.bbc.co.uk/proms/whats-on/2013/july-22/14708
Pani Kierowniczka, przed sniadaniem 🙄
powiedział, że od kilkunastu lat obserwuje, że Niemcy wychodzą ze stereotypu, są bardziej na luzie i mają poczucie humoru
to od brykajacych i fikajacych po Terenach Zielonych przyklad biora 8) 8)
jak przesiadka? po „staroniemiecku” 😉 🙂
Przesiadka prawie po staroniemiecku, bo pociąg z Lipska jednak spóźnił się DWIE MINUTY! 😀
Jadę tak sobie i jadę, do Warszawy jeszcze trzy kwadranse, i przyszło mi do głowy, że przecież mogę połączyć się z blogownictwem za pomocą modemiku 🙂
Bardzo fajny dzień. Odwiedziłam Bacha, odwiedziłam Mendelssohna, byłam w muzeum, dużo jest do opowiadania. I dużo zdjęć, ale najpierw chyba coś muszę zrzucić z kompa, bo mi się troszkę zatyka 😛
Witam sąsiadkę 🙂 A czy w ogóle ktoś podejrzewał, że Wagner był polakożercą? 😀
A kto go tam wie, co on żarł. Nie mam zaufania do kolesi w dziwnych beretach. 🙂
1/ „Hala Stulecia”? Napisane po polsku? Hi, hi, to jaka jest teraz poprawna politycznie wykładnia do wierzenia podawana w Polsce w odpowiedzi na pytanie: „Czego to niby stulecie uczczono wybudowaniem Hali?”
2/ Moja preferencja dla nazwy „ludowa” utrwaliła się na dobre po zwiedzeniu Pomnika Bitwy Narodów w Lipsku, czyli Völkerschlachtdenkmal. Nie widziałem w życiu brzydszego i straszniejszego pomnika. Nie nadaję się chyba do zjednoczonej Europy, bo pomnik ten pozostaje dla mnie uosobieniem „niemieckiej duszy”. To już sto razy wolę celebrować „ludowość” wrocławskiej Hali aniżeli jej „stuletniość”.
3/ Małym pacholęciem będąc po raz pierwszy z mamą odwiedziłem Lipsk i trochę czasu spędziliśmy tam zasłuchani w dźwięk organów kościoła św. Tomasza. Nie był to jakiś koncert a tylko organista i kilku uczniów ćwiczących i cieszących się z dostępu do instrumentu – jak wszędzie na świecie. Siedząc w ławkach tego kościoła wyobrażałem sobie, że słucham samego Bacha. W muzyce organowej jestem zakochany od dzieciństwa a najwcześniejszym wspomnieniem jest dla mnie grająca na organach siostra Berchmansa. Jako mały szkrab spedzałem wakacje w klasztorze Sióstr Urszulanek w Starych Bogaczowicach koło Wałbrzycha i razem z innymi dziećmi wpadliśmy kiedyś na pomysł nazwania szczególnie łatwo wpadającego w ucho kawałka „Tańcem Czarownic”.
Dopiero po latach doczytałem gdzieś, że i kościół św. Tomasza w Lipsku i jego organy nie były takie jak w czasach Bacha a nasz „taniec” to była Toccata d-moll. No cóż, swojego zauroczenia z dzieciństwa przecież nie wymażę z pamięci, podobnie jak wspomnień o cudownej zabawie dzwonienia wielkim dzwonem kościoła w Bogaczowicach. Nie wiem, czy był „wielki” czy nie, ale nas, dzieci uchwycone jego sznura potrafił unieść może na metr, dwa nad ziemię i kompletnie zaczarować swoim dźwiękiem. Żaden inny dzwon, nawet Zygmunt, nigdy nie wywarł na mnie takiego wrażenia.
Z nastaniem ery internetu odnalazłem w sieci życiorys siostry Zofii Kuczyńskiej (Berchmansy) i wtedy dowiedziałem się, że była organistką w wielu klasztorach a całą jej muzczną edukacją była jakaś szkoła w Wilnie, przed wojną.
http://www.urszulanki.pl/old/page.php?nr=bibl/07002/00.php
Ale to nie był chyba beret moherowy 😉
No, Ursus. Pomału się zbieram.
Dzisiaj spotkalem Igora Gubermana 🙂
u ktorego dziqdka goscil czesto Fjodor Szalapin….poczucie humor cudowne
https://www.youtube.com/watch?v=Tz4BuwwQ6VY
Już w domu. W TVP2 retransmisja z Opery Narodowej koncertu z Mehtą. Niestety Becio, i to Piąta, której już słuchać nie mogę. Oczywiście klaskanie między częściami i głośne kaszle 🙁
I ten finał, w nastroju pochodu pierwszomajowego… Wrrr.
zza kałuży – no toć przecież wiadomo, że owo stulecie nie miało nic wspólnego z Polską. Ale też czy sama Jahrhunderthalle miała coś wspólnego z Polską? Ani ciut ciut. Zwykły szacunek dla prawdy historycznej, i tyle. A „ludowa” kojarzy mi się z Polską Rzeczpospolitą Ludową, niestety.
A gust w pomnikach Niemcy mają rzeczywiście dość straszliwy, i to niestety nie zmienia się do dziś. Ale w zjednoczonej Europie przecież nadal każdy zachowuje swoją kulturę i to, że jesteśmy razem, nie oznacza, że musimy się do wszystkiego poczuwać 🙂 Zresztą to, co dzieje się teraz w Polsce w dziedzinie pomników, to jest dopiero kryminał.
Oczywiście, że nic już w Lipsku nie jest takie, jak za Bacha – zbyt wielki dystans czasowy. Dotyczy to wszystkich kościołów, w których grał, bo przecież także Nicolaikirche.
A wspomnienia ładne 🙂
To fakt, z tymi niemieckimi pomnikami. Jak za coś musimy być wdzięczni Sowietom, to proponuję zaoranie pomnika bitwy pod Tannenbergiem. 🙂
Względem niemieckich pomników (a niby kto tak znowu robi arcydzieła? są wyjątki, ale rzadkie), chyba jednak nic nie pobije Hermannsdenkmala z Lasu Teutoburskiego…
No przecie ślyczny on jest 😀
http://www.youtube.com/watch?v=qc1Y7tkNqd8
Wśród niemieckich może i Hermann górą, ale tak w ogóle to o naszym Świebodzińskim nie zapominajmy. Choćby niedźwiedź, to dostoi. 😎
Właśnie go mijałam parę godzin temu. Największe wrażenie robi, że tak wystaje z kontekstu, z kompletnie plaskatej okolicy…
Jeszcze mamy częstochowskiego 😀
http://fakty.interia.pl/galerie/kraj/najwiekszy-na-swiecie-pomnik-jana-pawla-ii-zdjecie,iId,1105077,iAId,79298
Przypomina mi się znany dowcip: Stoit statuja… 😛
Wielki Wódz 19 kwietnia o godz. 0:28
” Jak za coś musimy być wdzięczni Sowietom”
Jak się okazuje , pomnik bitwy pod Tannenbergiem z 1914 roku nie został zniszczony przez Rosjan. Częściowo zrobiło to niemieckie a częściowo polskie wojsko w sposób „zorganizowany” a reszty dopełniła okoliczna ludność w sposób „organiczny”. I bardzo dobrze, mimo, że „historyczności” tam nie brakowało.
Jak się natomiast dowiedziałem z angielskiej Wikipedii (niemiecka milczy na ten temat) mój ulubiony Völkerschlachtdenkmal przetrwał czasy NRD, gdyż został uznany za pomnik – świadectwo niemiecko-rosyjskiego braterstwa broni. Wszystko się zgadza, w końcu Francuzów i Polaków (i Włochów, nie licząc innych zdrajców) pod Lipskiem właśnie ta koalicja (plus Szwedzi) pobiła. Zwiedzać pomnik można tylko i wyłącznie jako jakiś wydestylowany idealnie ludź, po sobie wiem, że jako Polak ciężko to zrobić. A już jako wrocławiak mający w pamięci Jahrhunderthalle wybudowaną ku uczczenia tego samego zdarzenia doznawałem skrętu (emocjonalnych) kiszek.
Hermannsdenkmal jest teatralnie śmieszny a nie straszny. Natomiast krypty grobowe strzeżone przez rycerzy – strażników zmarłych i personifikacje największych cnót niemieckich, czyli Wiary, Dzielności, Poświęcenia i Płodności? Płodność karmi właśnie swoje bliźniaki…w sam raz na nastepną wojnę.
http://www.leipzig-sachsen.de/leipzig-fotos/voelkerschlacht-denkmal.html
Tutaj ktoś dobrze oddał atmosferę miejsca…inne filmiki są durnowato turystyczne.
https://www.youtube.com/watch?v=F6TakdCQacI
Pobutka.
W sprawie pomników nie musimy mieć kompleksów – mamy równie paskudny gust jak Niemcy, ale więcej fantazji 😉
Ot,na ten przykład takie cóś, na co trafiłam dzięki nieocenionemu Koszyczkowi Bobika ( dopiero projekt – mam nadzieję,że jednak tego nie postawią ; ani Paderewski,ani Poznań niczym na to sobie nie zasłużyli ):
http://natemat.pl/57783,postac-z-horroru-na-katafalku-poznanski-pomnik-paderewskiego-budzi-sprzeciw-dlaczego-przestrzen-miejska-szpeca-koszmary
Z cyklu „Pomniki muzyczne” :
(tzw. mały Frycek,w odróżnieniu od dużego Fryca w Parku Południowym)
http://pomnikiwroclawia.blox.pl/2012/04/Pomnik-Fryderyka-Chopina.html
We Wrocławiu mamy też pomniczek poświęcony „Zalanym Artystom” ( na pamiątkę strat w kulturze w czasie powodzi 1997).Pod względem formy raczej nie straszy (głaz z napisem ze szkła),ale przechodząca ludzkość wzrusza ramionami,bo przecież wiadomo,że kużden jeden artysta za kołnierz nie wylewa,ale żeby zaraz upamiętniać to tablicami? 😉
Dzień dobry 🙂
Mały Frycek… „autorem jest twórca smoka wawelskiego” i wszystko jasne 😈
A Paderewski rekordowej paskudności. Jeśli ktoś to rzeczywiście postawi, chyba przeprowadzę akcję dewastacyjną 👿
zza kałuży – czy pod tym czerwonym z @6:05 miały być jakieś linki? Bo śladu po nich nie widać, nawet gdy edytuję komentarz. Ale od razu: komentarz z @6:23 musiał poczekać, ponieważ były dwa linki. To tak na przyszłość. A to cudo pod Lipskiem to jest dopiero potworne, fakt.
Jeszcze kodowanie czcionek na inskrypcji komuś się pomiąchało.
Nigdy o tym nie myślałem… ale, jak powiadacie, że niełatwo o dobry wygląd, to dopilnuję, żeby mój pomnik był na odpowiednim poziomie 😆
W kategorii stoit statuja niekwestionowanym zwycięzcą jest pomnik papieża z ptakiem. 😛
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/23229/papa_ptakw01a127.jpeg
No to jest mistrz ROTFLu/ LMAO
Bobiku,osłabłam 🙂
Wysoko ustawiona poprzeczka 😉 To już nawet nie powinnam chwalić się takim rozkosznym pomysłem uczczenia bitwy na Psim Polu,które od dłuższego czasu lansuje pewna wielce patriotyczna organizacja :
http://www.newsy.sadurski.com/Satyra_Absurdy_Ciekawostki/0/1/1780/0/Pomnik_krola_z_psami/
Wprawdzie uważam,że pomniki psów są wporzo,bo trzeba docenić wkład psiości w rozwój ludzkości,ale może nie akurat z powodu bitwy, którą wymyślił pewien kronikarz, ojciec duchowy dzisiejszych redaktorów z tabloidów 😉
Gdzie ten Papa z Ptakiem stoi ktoś wie?
Zainteresowałem tym obiektem pewnego znanego rzeźbiarza 🙂
Jeszcze się dopatrzyłem ptasich treści w kuli ziemskiej, którą Papa ewidentnie wysiaduje.
Chętnie bym się dowiedział, gdzie jest ten pomnik, ale się nie odważę spytać „gdzie to stoi”.
Czy ludzie oczu nie mają?
Panie Piotrze,
już ja się odwarzyłem [sic] zapytać, więc proszę się nie przejmować.
Niby tak, ale sformułowanie pytania jednak dość oględne…
Jeszcze chciałem powiedzieć, że za to ktoś powinien wisieć, ale chyba się nie odważę.
Niestety,nie ma bliższych danych,a szkoda… Miejscowi nie chcą się pochwalić,czy cóś ?
http://www.joemonster.org/p/560787/size/700
O mamo – więcej ich jest?
Oleśnica mnie oleśniła tym pomnikiem 😆
Zza kałuży – no cóż, myślałem sobie, że za coś jednak możemy być wdzięczni, a tu niespodzianka. Pewnie wśród tych niemieckich saperów był jakiś krytyk sztuki. 🙂
A do wydarzeń sprzed 200 lat warto mieć dystans, to pomaga w życiu. 😎
Krzywoustego z psami przebijam pomysłem na statuję „wstają prochy Piasta, berło mu urasta”. 😛
Ja bym była za pomnikiem psów bez Krzywoustego. 🙂
Tu są papieże liczne i śliczne, łącznie z tym ptakiem z Wiśnicza:
http://wiadomosci.wp.pl/gid,11614635,title,Pominiki-niegodne-papieza,galeria.html?ticaid=1a98b
@PMK 12:03
Panie Piotrze,jak już artysta napracował się nad modelem,to przecież grzechem byłoby wykorzystać go tylko raz.
Zwłaszcza,że pomysł cóś pięknego 🙁
@zeen 12:11
Oleśnica ? Ta na Dolnym Śląsku? Tam przecież mają tzw. „Papę pod Szubienicą „…no chyba ,że mają dwa… Duże miasto w końcu 😉
http://wiadomosci.wp.pl/gid,11600098,gpage,2,img,11600101,kat,355,title,Pomniki-Jana-Pawla-II,galeria.html
@PK 13:24
Ja też 🙂 🙂
Lud nazwał już ten planowany monument „pomnikiem hycla” (Bobiku,ja Cię bardzo serdecznie przepraszam!) i obśmiał do imentu.
Oczywiście,zdaniem pomysłodawców ich szlachetna inicjatywa została zablokowana przez określone koła,wysługujące się polskojezyczną prasą,której nie w smak uwiecznienie triumfu oręża polskiego itd.itp. 😉
A skoro już o pomnikach psa :
http://interia360.pl/artykul/pomnik-psa-w-szczawnie-zdroju-wzruszajaca-historia-ktora-przetrwala-stulecia,61210
Pani Kierowniczko!
„Stoit stauja …” – fenomenalne, no nie mogę …
Dotąd wydawało się, że tylko jednej pani dyrektor udało się zasłynąć …
Okazuje się jednak, że konkurencja jest mocna.
*
Dziękuję za szczerość, ale cóż zrobić, takie skojarzenia – jaka wrażliwość.
Zapomniałem, że „lewicowa wrażliwość” to trochę jak „demokracja socjalistyczna”.
PS
A monument rzeczywiście nieco absurdalny.
Łódź niestety też ma za co przepraszać, konkretnie za Galerię Wielkich Łodzian:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Galeria_Wielkich_%C5%81odzian
Najbardziej za Rubinsteina. Właściwe tylko Tuwim jest OK, może jeszcze latarnik „do wytrzymania”. Dyskusja na temat Galerii trwa.
@jmp eip 14:009
Hmm,czy Pan naprawdę nie widzi różnicy w tych wypowiedziach ?
Jeśli tak jest rzeczywiście,pozostaje mi tylko współczuć …
Ponadto do lewicowości się nie poczuwam. Ani do prawicowości tym bardziej. Jedynie do zdrowego centrum 🙂
@PK 14:32
I tego się trzymajmy, Pani Kierowniczko,” jak zbawiennej poręczy „,
że zacytuję Poetkę 🙂
Pani Doroto,
podzielam Pani credo polityczne
pozdrawiam, ozzy
PS dzisiaj rozmawialem duzo z osobami, ktore przezyly pieklo Holocaustu, spotykam je prawie codziennie z racji mojej pracy (juz ponad 13 lat) – Wagner jest nie do wymowienia w ich obecnosci.
Niewielu ich, tak szybko odchodza, chociaz im zyczy sie lat 120.
😆 lol:
Na bobikowym papiezu z ptakiem poczynajac, trzy i pol godziny radosci…
A propos Holokaustu – byłam dziś pod Pomnikiem Getta, w końcu jest 19 kwietnia. Ale celowałam tak, by było już po oficjałkach (których nie znoszę) i móc po prostu podejść i położyć kwiaty. Zwykle tak robię.
Ale dziś to trwało dłużej i – jedno wrażenie muzyczne. Wciąż było dużo ludzi, organizował się marsz w stronę Umschlagplatz – i z głośników ciągle leciały strasznie kiczowate kawałki z łkającymi skrzypeczkami w roli głównej. Repertuar wiadomy, od Majn jidysze mame po temat z Listy Schindlera. Ten kicz aż odpychał, uciekłam stamtąd jak najszybciej. Musiało tak być? Nie jestem przekonana.
To nie mieści się w rozumie:
kogo spytasz, jest w centrumie
o tym wiedzą nawet dzieci:
ni ma skrzydeł – nie poleci…
Tu poetą się posłużę:
skąd to centrum takie duże?
Może w tym tkwi rzeczy sedno:
skrzydła dwa a centrum jedno?
Już naprawdę mi obrzydło
Z ideolo robić skrzydło.
Czy to lewe, czy to prawe,
Jaką z tego masz zabawę?
Jedno skrzydło nie pofrunie,
Ani ciała nie posunie,
A dwóch skrzydeł mieć nie możesz:
Lewak-prawak – o mój Boże!
Takie zwierzę nie istnieje.
Co z człowiekiem więc się dzieje?
Gdy ma skrzydło, jest koślawy,
Gdy ich nie ma – los łaskawy.
Kto ma kawał więc rozuma,
Musi dążyć do centruma. 🙂
No, nie, Pani Kierowniczko! A dlaczego niby na obchodach rocznicy Powstania w Getcie ma byc mniej kiczowati niz na obchodacj Powstania Warszawskiego? Podziekuj Pani, ze nie bylo (chyba?) zadnych „rekonstrukcji” . Musieliby karuzele sprowadzic…
Nie ma sie co wywzszac, zadajac zeby bylo bez kiczu. Kicz ma byc bo tak jest patriotycznie i historycznie i wogole.
A ja sie tak zadumalam nad tymi pomnikami, o ktorych bylo wczesniej i serce mo pognalo do poematu Bobikowego o Swiebodzinskich i sytuacji miedzynarodowej:
http://www.blog-bobika.eu/?p=340
A mnie to akurat zdziwiła teza o rzekomej sprzeczności między lewicą a wrażliwością. Wydawało mi się raczej, że jeżeli coś można lewicy zarzucić, to raczej przerost wrażliwości nad rozsądkiem (u prawicy bywa odwrotnie…). Trochę jak Fiodor Karamazow, o którym wspomniany tutaj grafoman pisał, że „nie był dobry, ale sentymentalny”.
Pięknym przykładem tej nadwraż był zapomniany już dzisiaj unescowski Manifest z Sewilli z 1989 roku, którego autorzy zapewniają, że Człowiek jest Dobry z Natury, a wszelkie Zło jest dziełem Kultury. Czyli, że wystarczy mu łagodnie wytłumaczyć, co jest Cacy, a co Be, i wszystko będzie Tralala.
A jakby potem i tak nie chciał być Dobry, to zawsze można dać w łeb.
Panie Piotrze, dziś już wszystko się poprzestawiało. Prawdziwa lewica nie istnieje, a raczej jest pomieszana z prawicą, bo czym niby jest tak naprawdę PiS?
Co zas do wrażliwości, lata komusze sprawiły, że lewica kojarzy się w Polsce jak najgorzej, w związku z czym o wrażliwość nie jest nawet posądzana. I nawet trudno się dziwić, bo jaka jest wrażliwość takiego np. Leszka Millera, który przecież zdążył był jeszcze aparatczykiem PZPR? A tzw. realny socjalizm, czyli to, co było w PRL, kojarzyć się z wrażliwością nie bardzo może.
Dlatego „nowa lewica” nie jest w stanie się wykluć.
Wroce jeszcze raz do dzisiejszego dnia, 19kwietnia, w rocznice powstania w warszawskim getcie. Ogladalem dzisiaj w pracy jakies fragmenty na kanale polskim, chyba to byla Polonia Tv.
Przegldalem moje archiwum fotografii i znalazlem ciekawy dokument : obchodzy nieoficjalne przy pomniku Bohaterow Getta z Warszawy, trudno mi zidentyfkowac dokladnie rok, ale zapewne po powstaniu KOR-u. Na fotografii oprocz mego niezyjacego przyjaciela z Szwecji Eliasza Z. ( od niego mam fotografie i ksiazki) rozpoznalem Kuronia, Onyszkiewicza (Janusza), Grudzinskiego. Byly to czasy, kiedy obchodzacy te rocznice byli
inwigilowani przez bezpieke. Goscie z zagranicy mieli pozniej problemy z wiza wjazdowa do Kraju.
Nie wiem, ale te uwagi o kiczu i karuzeli nie sadze, by byly na miejscu zwlszcza dzisiaj.
Jak tak raczej nie lokalnie, ale ogólnie, Pani Doroto, by nie powiedzieć „internacjonalistycznie” i w ogóle nie doraźnie, ale filozoficznie. Że świat jest skomplikowany, a na jego choroby żadnych antybiotyków (pigułka wieczorem, rano zdrowy) nie wymyślono. A jeśli kto twierdzi, że ma – to od razu w smołę i w pierze.
O sytuacji w Polsce wypowiadam się niechętnie. Różne rzeczy mnie dziwią i martwią, a intensywność zdziwienia i zmartwienia wcale nie chce być proporcjonalna do stopnia oddalenia. Nawet jakby trochę rosła z tego powodu.
Drogi Ozzy – mnie te uwagi nie uraziły, przeciwnie, zgodziły się paradoksalnie z rozmową o pomnikach. Mówiąc krótko, w sposób niewymawialny dla Francuza: kicz nie czci, lecz bezcześci.
Niestety, rzeczy obiektywnie wielkie i wzniosłe są naturalnym środowiskiem szmirusów…
@ ozzy 16:56
Co do ostatniego akapitu – ozzy, chyba zmieniłbyś zdanie,gdybyś zobaczył na własne oczy kilka tzw.rekonstrukcji i innych obchodów różnych rocznic
🙁
No właśnie dokładnie o to mi chodziło.
Dla mnie to było jakoś obrażające tę pamięć.
Jak wiecie, nie byłam wczoraj na koncercie w TWON, ale, jak mi donoszą, było jakieś okropne ponoć opracowanie hymnu powstańców. Kiedyś na akademiach gettowych było tak, że po prostu normalnie grało i śpiewało się ten hymn. Ale dzisiaj chyba po prostu już coraz mniej takich, co umieliby to zaśpiewać.
A moze z tym CENTRUM tak:
kazde normalne centrum powinno miec wlasne zdanie, choc z samej centrystowskiej istoty jest to zdanie kompromisowe, wywazone, mediacyjne.
Centrum to sa ci, ktorzy dali d….ale zabraklo dla nich pieniedzy. W czasach PRL-owskich mowiono: „cyntrum” – podobnie jak bylo z „cynzyra” i „tryndem”. Tak, to bylo realnie i socjalistycznie. A ci, ktorzy byli w centrum przekonali sie pozniej, ze tam byli a oznaka tego byl obolaly tylek i nieczyste sumienie. Wowczas Jan Rem , dowcipnis generala tak mowil:” jesli nawet potepiasz cala nasza polityke, to mozesz isc glosowac przeciw”, czyli jak madry komentator z kregow opozycji skwitowal tw zlota mysl: chodzilo o to, by dac d….bez jakichkolwiek w zamian korzysci i politycznych skutkow. Do jakiego paskudztwa mogl dojsc nawet inteligentny czlowiek (pisal z Mokotowskiej Adam Michnik).
Errata: Adam Michnik byl w mokotowskim wiezieniu (listopad 1983-kwiecien 1984)
Ooo,chyba tzw. „łajza” 😉 Panie Piotrze ! Ale Pan to ładniej i mądrzej powiedział.Też bym tak chciała,ale nie umiem 🙂
A co do poprzedniego wpisu: ” (…) intensywność zdziwienia i zmartwienia wcale nie chce być proporcjonalna do stopnia oddalenia. Nawet jakby trochę rosła z tego powodu.” Coś jest na rzeczy,ostatnio o tym zdziwieniu i o patrzeniu z oddalenia, z angielskiej perspektywy, mówił też w wywiadzie Jacek Kaspszyk („Muzyka w Mieście ” nr majowy – w całości na razie dostępny tylko w wersji papierowej ) http://mwm.nfm.wroclaw.pl/articles/137
OK, moze to sie lepiej kojarzy. Spiewa bphater mojego kociectwa Paul Robeson, nie tylko czarny, ale badzo postepowy, jedyny amerykanski spiewak chetnie puszczany w radzoeckom radiu, choc akurat nie w tym reprtuarze. Pani minister Furcewa bardzo nie lubila jak zabieral sie za piosenki wychpdzace poza kanon tego co wolno spiewac czarnym i postepowym spiewakom. Kiedys w czasie jego tournee po Zwiazku Radzieckim wezwala go na dywanik i nawet poprosila uprzejmie aby sie trzymal Ole’ Man River i takich tam. Paul Robeson obrazil sie i wrocil do Ameryki. No ale jeszcze dazyl zaspiewac to, niecoo wczesniej:
http://www.youtube.com/watch?v=jzPShrawxLc
i na zakonczenie rocznicowe z Warszawy z The Tablet Magazine, m.in. Wladyslaw Bartoszewski.
http://www.tabletmag.com/jewish-news-and-politics/130064/qa-wladyslaw-bartoszewski
https://www.youtube.com/watch?v=9MGewrJmaZc
Bardzo dobrze, że go tak obrazili, to otrzeźwia. Znane są inne takie przypadki, kiedy to entuzjaści Związunia przekonywali się na własnej skórze, bo cudza nie robiła na nich wrażenia.
Paul Robeson moze i byl komuchem, ale takim, ktory chadzal wlasnymi drogami. I to bylo kompletnie niepojete i nie do przyjecia.
Podobnie mieli z panstwem Montandam,i ktorzy tez we dwojke pojechali w latach 50-tych do Moskwy glosic pokoj na calym swiecie i bardzo sie bolesnie sparzyli. Babcia mojej Starej napisala wtedy o tym bardzo smieszny i nie do konca cenzuralny poemat (ona by sie dogadala z Bobikiem), niestety nie mamy go, choc krazyl po calym kraju w odpisach. A moja Stara slyszala ten poemat tylko raz w zyciu czytany przy stole. Pewnie by sie go na pamiec nauczyla, ale takie kawalki ukrywano przed jej niepohamowanym i niebeziecznym gadulstwem na podworku.
off topic 🙁
Mam kilka płyt z Jego okładkami :
http://muzyka.onet.pl/galerie/10-najlepszych-okladek-storma-thorgersona,5471840,14162281,galeria-mala.html#photo14162281
O tej piosence:
http://en.wikipedia.org/wiki/Zog_Nit_Keynmol
Robeson spiewal takze w ZSRR Es brent, brajdrelech… ale nie znalazlem tego na YouTubie. Stara slyszala raz ten zapis w bardzo pieknym programie Rosyjskiego Serwisu BBC, kiedy Robeson umarl.
Dosc ciekawa historia byla z Wolfem Biermanem z Niemiec Wsch. O nim i innych artystach mozna przeczytac w pracy prof.Timothy W.Rybacka, Rock around the block, Oxford univ.press 1990. Bierman jest ojczymem Niny Hagen piosenkarki punk&glam rockowej, ktora zrezygnowala z kariery na rzecz jej pracy „ewangelizacyjnej”
Swietne te okladki. I ile rozlicznych wplywow mozna w nich dostrzec.
kto chce posłuchać lutosławskiego, nie musi udawać się na wyspy. niechaj podąża we wrześniu do nieodległego przecież berlina. program festiwalu już jest:
http://www.berlinerfestspiele.de/en/aktuell/festivals/musikfest_berlin/mfb13_programm/mfb13_programm_gesamt/mfb13_programmliste.php
proszę tylko spojrzeć na listę orkiestr i nazwiska dyrygentów. chyba warto wyskoczyć. niemcy fetują rocznicę lutosławskiego. a my wagnera?
w programie tegorocznego chije wagnera właściwie nie ma. trochę wstyd.
Bez rekonstrukcji jednak ani rusz!
„Czarę goryczy przelały prezenty, które dla izraelskich dziennikarzy przygotował polski MSZ. W czwartek po południu otrzymali oni od przedstawiciela resortu paczki, które zawierały trzy rzeczy: książkę Juliana Tuwima, napisany po angielsku list od ministra Radosława Sikorskiego i słoik z „czymś w środku”. Jak pisze dziennikarz „Haaretz”, hebrajska inskrypcja na okładce książki napisana była od tyłu, a przez to nieczytelna. W liście od Sikorskiego znalazło się wspomnienie „życia silniejszego niż śmierć i dziedzictwa”, które goście będą mieli okazję zobaczyć, gdy odwiedzą muzeum. W słoiku zaś znajdował się „kurz z Umschlagplatz”, czyli miejsca wywózki do obozów koncentracyjnych. „Zabrakło nam słów” – komentuje lakonicznie dziennikarz .”
😈 😈 😈
😯
No właśnie.
Nie jest to przyjemny temat.
A Paula Robesona ktoś bardzo ładnie nauczył wymawiać w jidysz 🙂
przemo – witam. Też już się oblizuję na ten MusikFest. Swoją drogą ile razy wpadam do Berlina, tyle razy myślę, że to grzech nie jeździć do takiego miasta, skoro ma się je tak blisko 🙂
@ew_ka
inne obchody \ uroczystosci mnie zupelnie nie interesuja. Z wielkim trudem ksztaltuje sie
przyszlosc, to przynajmniej trzeba tworzyc wlasna przeszlosc. Chociaz teraz jest zupelnie inaczej, bowiem Polacy znowu maja wladze nad wlasnym losem i nie wiem – dlaczego czesto zajmuja sie historia? Oczywiscie, ze trzeba patrzec z dystansu historycznego, nie tylko jak sprawy wygladaja obecnie – ale jak moga sie rozwinac, nic przeciez nie jest wieczne.
Duzo jest nauczycieli, wszedzie, na blogach sie roi od nich, gdzie spluniesz to nauczyciel. A jednoczesnie, co widac wyraznie w polityce, ta nieprzeparta potrzeba wszechobecnosci.
Najmisterniejszym z dziel stworzenia w swiecie
Jest tylek komara, jak wiadomo przecie
Lecz pewien znajomy, dziadek cichy, czerstwy,
Wyzej nad niego stawia tylek swierszczy
@Piotr Kaminski
a z tymi pomnikami to tak jak z Mrozkowym pielegrzymem – figura, ktora hrabia w zaleznosci od humoru to przesuwal do przodu albo cofal – wiesc gminna glosila, ze figura podazala do Jeruzalem
To ja jeszcze parę słów o dzisiejszym koncercie, bo miałam ochotę na trochę normalnej współczesnej muzyki związanej z dzisiejszymi okolicznościami.
Sinfonia Iuventus, Chór FN i soliści pod batutą Piotra Gajewskiego, Polonusa mieszkającego w Stanach, wykonali dwa utwory. Pierwszy był mi dobrze znany: Holocaust Memorial Cantata Marty Ptaszyńskiej, utwór robiący wrażenie, do ogromnie emocjonalnego tekstu-poematu Lesliego Woolfa Hedleya. Przyczyniłam się troszeczkę do tego dzieła, bo znalazłam kompozytorce osobę, która przetłumaczyła fragmenty tekstu na jidysz: moją własną ciotkę (dziś już nieżyjącą). Analizowałam go też w „Ruchu Muzycznym”. Zawsze przy takich okazjach lepiej poznaje się utwory, więc bardzo dobrze go pamiętałam. Drugim punktem programu był Lament for Jerusalem Johna Tavenera. Dużo prostsza sprawa, siedem zwrotek, muzyka przystępna, właściwie tonalna, choć czasem z dziwnymi skrętami. Świetni soliści: Eliza Kruszczyńska, zdobywczyni Grand Prix na poprzednim Konkursie Moniuszkowskim (dlaczego ona jeszcze nie była zapraszana to TWON?) oraz niesamowity izraelski kontratenor Alon Harari. O co kompozytorowi chodziło, trudno wyczuć, jednocześnie ma to być „lament” i „pieśń miłosna”, mieszająca elementy trzech kultur. No, ale ogólnie intencja szlachetna. W każdym razie muzyki słuchało się miło.
Dobrze, że skończył się już ten dzień, był długi i męczący. A i pogoda nie sprzyjała zbytnio. Ale jedna starsza pani powiedziała, że „przyroda płacze nad tematem”. Może i tak?
Padnięta jestem.
berlin nie dość, że blisko, to można sie tam dostać za śmieszne pieniądze, by nie powiedzieć, że prawie za darmo. grzech nie korzystać. ja korzystam, ile tylko mogę.
@Przemo
Na świecie odbędzie się w tym roku – jeśli wierzyć internetowym źródłom – ok. 1000 przedstawień 290 produkcji dzieł Wagnera, w tym ok. 90 to nowe produkcje.
Kompletne Tetralogie grają w Bukareszcie, Rydze, Sofii, Darmstadcie, Mannheimie, Longborough, Dijon, Halle, Karlsruhe, Palermo. Większe miasta pominąłem.
Polskę reprezentują na tej liście 4 przedstawienia Holendra w TWON i jedno Parsifala we Wrocławiu.
Sprawdziłem przy okazji innego solenizanta, Beniamina Brittena: 350 przedstawień 88 produkcji, w tym 17 nowych. Polski na tej liście nie ma.
Pobutka.
ew_ko, dzięki za wspomnienie o Stormie.
Już nigdy nie będzie krówek, pryzmatów i latających świnek.
Dzień dobry,
podobno szykują się w przyszłym sezonie premiery wagnerowskie w Warszawie i Poznaniu. Zobaczymy.
A brittenowskie będą? Bo na nieobecności w Polsce wielkich kompozytorów oni sami nic nie tracą. Tracą tylko polskie teatry, polscy wykonawcy, polska publiczność.
O brittenowskich nie słyszałam. Nie wiem, co w Polsce mają przeciwko Brittenowi. Przecież kiedyś się go grywało, mało co prawda, ale jednak.
A poza tym u nas nawet Roku Verdiego nie umieją zdyskontować. Jak już premiery, to tylko Traviaty, i to dwie jednocześnie, w Łodzi i Wrocławiu. Na żadną się nie wybieram. Ileż można?
Po każdej wizycie na operabase ogarnia mnie poczucie beznadziei z powodu repertuaru rodzimych teatrów operowych. Chyba rzeczywiście trzeba będzie do Berlina (w przyszłym roku też do Drezna bo Strauss). Żeby jeszcze Berlin był choć trochę mniej „awangardowy” pod względem reżyserii…
A oto prowizoryczne rozwiązanie problemu: https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/64115_473851402681691_1325906511_n.jpg
Z dwojga złego już wolę to niż zatyczki do uszu 😉
Tak naprawdę, to się go nigdy nie grywało. Kilkakrotnie Kominiarczyka, bo teatry zawsze potrzebowały czegoś „dla dzieci”, dwa razy Zgwałcenie Lukrecji, trzy razy Alberta Herringa. Opera w Poznaniu zasłużyła się bardzo, wystawiając – jedyny raz w Polsce – Sen nocy letniej i Smierć w Wenecji. Z trzech arcydzieł Brittena, tylko Grimes doczekał się jednej, jedynej polskiej produkcji, 55 lat temu w Gdańsku. Obrót śruby był wykonany raz, ale nie polskimi siłami, tylko w czasie gościnnych występów Opery z Glasgow w 1978 roku w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (przywieźli wtedy również Lukrecję). Billy Budd (kto wie, czy nie najwybitniejsze dzieło Brittena), nie został w Polsce wystawiony nigdy i nigdzie – może tylko gdzieś, ktoś, zagrał genialne interludia symfoniczne.
Dlaczego? Mam tu swoją hipotezę, ale co się będę wychylał….
No i oczywiście rzeczy pomniejsze: Curlew River dwa razy, w Poznaniu i Warszawie, i jeszcze o tych młodziankach w WOK.
Rzekę (po raz pierwszy) i Syna marnotrawnego (i po raz jedyny) – choć już nie Piec ognisty – zrobił zresztą także Poznań, który ma również największe, powojenne zasługi wagnerowskie (pierwszy Holender, przegapiony w basie ZASPu, pierwszy Tannhauser, jedyny Tristan), dzięki pasji i ambicji Satanowskiego, który ją potem przeniósł do TW-ON.
W Poznaniu wystawiono też jedyną polską Chowańszczyznę, której zresztą również nie ma w bazie ZASPu!!!
OT:
Happy Birthday Sir John Eliot!
Dzisiaj kończy 70 lat, niedawno przebiegł maraton 🙂
http://www.telegraph.co.uk/culture/music/classicalconcertreviews/9966825/Bach-Marathon-Albert-Hall-review.html
Wiwat Mistrz! Przez cały tydzień Dwójka nadawała jego nagrania. Z przyjemnością trochę podsłuchiwałam.
W Dwójce niestety nie słyszałam, ale w wigilię urodzin posłuchałam motetów Bacha 🙂
Czy były jakieś zdjęcia Kierowniczki z Lajpcysia? Bardzo lubię to miasto! Ostatnio byłam kilka lat temu, ale wygląda na to, że wrócę, bo zostawiłam tam buty 😉
Właśnie wrzuciłam nowy wpis i zdjęcia, zapraszam 🙂
A ja zdarłam tam buty. Wywaliłam je zaraz po powrocie do Warszawy 😀
Alona Harari slyszalam w izraelskim zespole muzyki dawnej Phoenix, ale jakos nie zrobil na mnie wielkiego wrazenia; moze mial zly dzien…
http://www.youtube.com/watch?v=NH9AZW_xVQg&list=PLD8CC286BE428D7A8
Ale zespol bardzo sympatyczny
http://www.youtube.com/watch?v=FPVCLyiq9zg&list=PLD8CC286BE428D7A8
Może dlatego na mnie zrobił wrażenie, ponieważ jego partia była dość niesamowita i egzotyczna. On śpiewał to mniej „anielsko” niż kontratenor z tego wykonania:
http://www.youtube.com/watch?v=dofOGEZxSYQ
O proszę jakich ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. Przyznam szczerze, że nic wcześniej nie wiedziałam o fascynacji Wagnera Polską.