Fortepian wokół folku
Nie zawsze artyści pamiętają, że skomponowanie programu koncertu jest również kompozycją muzyczną, że bardzo pomaga w odbiorze, gdy program ma ideę , a zestawienia są przemyślane. Tak właśnie skomponowany był czwartkowy recital młodego pianisty Adama Golki we wrocławskiej filharmonii, który odbył się w ramach cyklu Musica vincit omnia, organizowanego przez Fundację im. Andrzeja Markowskiego.
Dwa słowa o organizatorach, a właściwie organizatorce: inicjatorką fundacji i pomysłodawczynią koncertów jest Małgorzata Markowska, córka wybitnego dyrygenta, szefa polskich filharmonii, twórcy festiwalu Wratislavia Cantans i interpretatora muzyki współczesnej (trudno zliczyć prawykonania, jakich dokonał). Ciekawe, że na Adama Golkę trafiła poniekąd przypadkiem, spotkawszy w samolocie wybitnego pianistę Leona Fleischera, który zarekomendował jej swojego ulubionego chyba ucznia. (I zabawne, że sam Adam opowiada, że profesor jest wobec niego wyjątkowo wymagający – ale to zapewne właśnie dlatego, że mu bardzo na nim zależy.)
Adam wymyślił sobie – jak już tu skomentowała Tereska – fascynujący program. Otóż wszystkie z wykonanych utworów w jakiś sposób obracają się wokół muzyki ludowej. Począwszy od Capriccia G-dur Haydna, będącego swobodnymi wariacjami na temat pieśni ludowej, zestawionego z fragmentami cyklu Melodii ludowych Lutosławskiego i Dwoma tańcami rumuńskimi Bartóka. To zestawienie było tym bardziej wyrafinowane, że utwór Haydna i pierwsza z wykonywanych melodii Lutosławskiego (Gdzie mój Jasieńko) zaczynają się tym samym zwrotem, w tej samej tonacji, a i początek tańców Bartóka harmonizował z Lutosławskim. Z tematu Haydna została wydobyta cała jego rubaszność, niektóre melodie Lutosławskiego miały charakter zabaw dziecinnych, a Bartók był przedsmakiem wielkiej pianistyki. Pierwszą część zamykała rzecz poważna: Sonata As-dur op. 110 Beethovena i jeśli ktoś się zastanawia, co ten utwór ma wspólnego z głównym tematem koncertu, to donoszę, że scherzo oparte jest na paru melodiach ludowych (choć samo w sobie jest dość burzliwe). Pięknie zbudowana została forma utworu, zwłaszcza części wolne i fuga w obu odcinkach.
Drugą częśc rozpoczęła ludowość problematyczna: w utworze Michaela Browna Wariacje ludowe (napisane specjalnie dla Adama; było to prawykonanie) ponoć pojawia się temat Yankee Doodle, ale tak zakamuflowane, że nikt nie rozpozna. Klamrą występu stała się potężna młodzieńcza Sonata C-dur op. 1 Brahmsa – tu temat wariacji w II części opiera się na melodii – jak się okazało z czasem – pseudoludowej. Adam twierdzi, że obecnie najlepiej czuje się w muzyce Brahmsa, jak w domu – i to było słychać: technika, żywioł, emocje, wszystko czyniło atrakcyjnym ten utwór, za którym ja właściwie nie przepadam, bo to Brahms jeszcze nie całkiem ukształtowany, ale za to nadambitny. No i jeszcze dwa piękne bisy: leciutki Mazurek C-dur op. 24 nr 2 Chopina i Intermezzo Es-dur op. 117 nr 1 Brahmsa, łagodne i słoneczne w częściach skrajnych, chmurne w środkowej.
Dobrze, że Adam po latach znów zagrał w kraju swoich rodziców. Urodził się w Teksasie, ale Polska jest mu bliska i bardzo mu zależy, by tu grać. Chciałabym bardzo, żeby został tu dostrzeżony. A jest tego wart: to pianista nie tylko sprawny technicznie, ale przede wszystkim myślący i czujący.
Ze wspomnianego cyklu Musica vincit omnia bardzo godny polecenia jest też koncert poniedziałkowy w Katedrze św. Marii Magdaleny, na którym wspaniały zespół La Fenice obok utworów Monteverdiego i Meruli wykona też dzieła Mielczewskiego i Jarzębskiego. To wyjątkowa okazja. Ale na szczęście Dwójka zarejestruje ten wieczór i kiedyś go z pewnością odtworzy.
Komentarze
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=iAtwzvzFZSs
Pobutka.
Tance rumunskie w pieknym wykonaniu – Bartoka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=cW4AHmTzyMo
Nie dla mnie koncerty warszawskie, więc nie komentuję. Ale niedawno na Dywanie padło pytanie o nagrywaniu przez Marka Drewnowskiego całego Chopina. Tutaj linka:
http://www.drewnowski.pl/SITE/concerts.php?langue=pl
Wszystkimi łapami podpisuję się pod wrażeniami Kierownictwa z wczorajszego wieczoru !
Żałuję,ze nie mam ich (tych łap,nie wrażeń) tyle co stonoga 😉
Bardzo piękny program,bardzo interesująco „skomponowany” i tak sobie myślę że osoby konstruujące koncerty na zasadzie: no to na początek damy jakiś hit, na koniec drugi,od Sasa do lasa, a może w międzyczasie „przemycimy” coś trudniejszego,żeby nieprzygotowanej publisi nie wystraszyć, powinny posłuchać,w jakim skupieniu i zauroczeniu trwali słuchacze (oczywiście były irytujące hałaśliwe wyjątki,ale na szczęście nieliczne.Zresztą może to z zasłuchania niektórym to i owo spadało na podłogę? ).
A pani Małgorzacie Markowskiej należą się niskie pokłony za to,co konsekwentnie od kilku lat robi dla wrocławskich melomanów – zawsze odkryje dla nas jakieś fascynujące zjawisko muzyczne .
Takim odkryciem jest też Adam Golka – warto zapamiętać to nazwisko i byłoby dobrze, gdyby koncertował u nas częściej (ostatnio był chyba w 2004 w Dusznikach,jeszcze jako dziecię nieletnie).
http://pik.wroclaw.pl/Adam-Golka-fortepian-koncert-w-ramach-cy-w30058.html
Kiedy PK zeznała tutaj,że zna pianistę z czasów (jego ) dziecięctwa, wyobraziłam sobie,nie wiedzieć czemu,tzw. młodego zdolnego,czyli artystę dopiero na początku drogi,na etapie kształtowania osobowości.
A tu na scenę wyszedł… kawał mężczyzny i kawał pianisty 😉
Wyglądem to nawet PK była trochę zaskoczona (” to całkiem inny facet :-)”-powiedziała ),ale dojrzałości tego,co zaprezentował siadając do klawiatury chyba się spodziewała.
Poza tymi wszystkimi cechami,o których wyżej,widać od razu,że młodemu artyście muzykowanie i kontakt z widownią sprawia radość. Po tak wyczerpującym programie, bez dłuższego krygowania się, odpowiedział na nasze oczekiwania wspomnianymi dwoma bisami, pięknie wpisanymi w całość recitalu – mazurkiem roztańczył nas jeszcze na chwilę,a później Brahmsem stopniowo wyciszył,jakby chciał powiedzieć „no to na ten pierwszy raz wystarczy,dobranoc ” 🙂
No i nie boi się wyzwań :
http://www.forum-polonia-houston.com/?p=2834
II Koncert Brahmsa, jak wczoraj Adam wyznał, jest jego najulubieńszym. Tekścik na tym forum polonijnym napisała nasza dobra znajoma, z Wrocka wywodząca się zresztą (nawet ją kiedyś odwiedziłam we wrocławskim mieszkaniu); Marynka jest też na jednym ze zdjęć pod artykułem. Widać tam również mamę Adama, moją koleżankę od pierwszej klasy podstawówki, i jej mamę, a Adama babcię.
W związku z tymi prawie rodzinnymi kontaktami miałam możność rzeczywiście śledzić talent Adasia – bo tak wówczas o nim mówiliśmy – od małego. I zawsze to miał, że był pianistą myślącym, z intuicją.
Tylko ten występ w Dusznikach nie wypadł dla niego pomyślnie – prof. Paleczny zaprosił go jako zwycięzcę konkursu w Szanghaju, który Adaś wygrał w 2003 r. jako kompletny szczeniak. A że jego pasją były wówczas rozmaite wirtuozowskie transkrypcje, Paleczny namówił go – choć on sam nie za bardzo chciał, bo zawsze wolał pokazywać się z różnych stron – żeby większość koncertu wypełnił tymi transkrypcjami. No i oczywiście został przez publiczność odebrany jako mały cyrkowiec, który się popisuje 🙁
Właściwie od tamtej pory widziałam go tylko raz, kiedy cała rodzina zjechała się w Warszawie (Adam ma dwóch starszych braci, najstarszy, Tomasz, jest zdolnym dyrygentem), i to kilka lat temu. Nic więc dziwnego, że ledwie go poznałam 🙂
Przez te lata dostał m.in. tzw. małego Gilmore’a (dla młodych pianistów) – tego, jak wiadomo, nie daje się byle komu.
Tutaj trochę jego wypowiedzi:
http://www.colbertartists.com/ArtistBio.asp?ID=adam-golka&DT=New
Ooo, to Kierownictwo już na posterunku ?
🙂
No, przejechawszy się trochę 🙂
Bardzo chciałam wrócic do Wrocka w poniedziałek, bo koncert z pewnością będzie rewelacyjny. Ale raczej nie dam rady, zwłaszcza że to kolejne 14 godzin wyjęte z życiorysu na podróż. Jak Wrocław chce być stolicą kulturalną Europy, niech wreszcie coś zrobi, żeby można było się do niego dostać w cywilizowanym czasokresie. Jeszcze z lat 70. i 80. pamiętam poranne ekspresy (np. pamiętna Odra), które docierały do Warszawy w mniej niż pięć godzin. Młode pokolenie, kiedy to słyszy, robi tak 😯
Nie mówiąc o tym, że jeszcze parę rzeczy Wrocław musi zrobić, by zasłużyć na to, co zostało mu przyznane grubo na wyrost. Np. spacyfikować miejscowych faszoli. Dutkiewicz nie robi nic. Jeszcze na domiar złego z powodu Euro zadłużył miasto. Cała ta propaganda o otwartym mieście spotkań, w którym jest tak fajnie i kulturalnie, poszła się gonić
Oczywiście wielu wspaniałych wrocławian nie jest temu winnych w żaden sposób. Po prostu mechanizm propagandy sukcesu zakorzenił się w naszym kraju jeszcze od czasów Gierka 😈
Zmieniając temat, a propos Pobutki PAK-a – właśnie dostałam nową płytę Peregriny! 🙂
Oficjalna premiera w czerwcu.
UWAGA, UWAGA!
Proszę spojrzeć na ten link i zwrócić uwagę na to, co będzie 1 czerwca o godz. 18:
http://news.o.pl/2013/05/23/docfilmmusic-krakowski-festiwal-filmowy-warszawa/
@PK 15:32
Muszę się zgodzić z tą opinią, niestety 🙁 To, że w innych miastach brunatni też podnoszą głowy, jest dla nas słabą pociechą.
Co do uroków komunikacji międzymiastowej – to akurat inni szatani są tam czynni, jakby powiedział klasyk gatunku 😉 I to nie tylko obecna stolica jest dyskryminowana – do Pragi (czeskiej) kiedyś jeździło się krócej i bez przesiadek, ale odkąd zwinęli tory w Międzylesiu, podróż jest istną katorgą. Do Berlina jedzie się prawie tyle co za kajzera Wilhelma, a nawet do Jeleniej Góry ( w końcu w tym samym województwie ) tyle co dawniej do Warszawy. Dlatego kiedy wspominany tu kiedyś Pierre Jodlowsky postanowił przenieść się do Wrocławia, m.in. dlatego, że jest lepiej skomunikowany ze światem niż Tuluza (! ) chyba nie miał na myśli PKP i jej licznych córek.
A parę kamyczków dotyczących przygotowań do ESK 2016 też mogłabym dorzucić,ale nie chcę rozwijać tematu, bo znowu coś wykraczę …
Ale poza tym to bardzo fajne miasto,Pani Kierowniczko 🙂
Ale dlaczego tlumacz zamiast przelozyc tytul „pozyczyl” go od Almodovara?
@lisek 16:20
A niby czemu ma się dobry tytuł marnować ?
Co to – chusteczka jednorazówka czy co ? 😉
A wracając do podróży z i do Wrocławia – następnym razem niech Kierownictwo jedzie do nas przez Kraków – bliżej nie będzie, ale za to wygodniej 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/wroclaw/fakt-paranoja-na-kolei-w-dzien-kuszetki-a-w-nocy-z,1,5524438,region-wiadomosc.html
Ja już w desperacji wczoraj sobie pomyślałam o opcji przez Kraków. Z tym, że z Wrocławia do Krakowa – autobusem. Autostradą trzy godziny ❗ wobec kolejowych pięciu. Już coś takiego wypróbowałam latem. No, a jak do tego dodać trzy godziny z Krakowa, to jeszcze lepiej brzmi.
Dziś – z przesiadką w Poznaniu – jechałam 6 i pół godziny. Wczoraj także, bo Panorama spóźniła się ponad pół godziny 👿
Co do tytułu filmu, też się od razu zdziwiłam 🙂
Jeszcze małe sprostowanie do wrzutki liska z @8:30, bo nie miałam wcześniej możności sprawdzić, co się pod linką kryje. To były inne tańce rumuńskie – te:
http://www.youtube.com/watch?v=ly98kQdsIAM
Jak Wrocław chce być stolicą kulturalną Europy, niech wreszcie coś zrobi, żeby można było się do niego dostać
Ależ z Europy można się dostać do Wrocka spokojnie i błyskawicznie! 😀 😉
4 tygodnie temu co do dnia wyruszyłam po 3:45; pierwsze 100km nie-autostradą (upstrzoną radarami i remontami); po 3 kwadransach przepakowywania itp. kokoszenia się – autostradą, bez łamania przepisów… —
— na wrocławskich bramkach o 7:11, na parkingu w centrum miasta dobrze przed ósmą.
Jestem pewna, że z Drezna czy Berlina da się podobnie a może i szybciej… 😎
…Znaczy jak Warszawa wystara się kiedyś wreszcie o tę nominalną europejskość, to też się może z czasem (wcześniej czy później) skomunikuje z potrzebnymi centrami… 🙄
Z okazji kolejnej rocznicy istnienia „Co w duszy gra” serdeczne STO LAT – trzymaj się, blogu 🙂
Dobry wieczór Pani Doroto
A ja zupełnie z innym tematem – czy dotarły już do Pani jakieś słuchy na temat Projektu P?
pozdrawiam
Ten nawrót „brunatnych” w Polsce nieszczególnie dziwi, skoro mamy w tej dziedzinie niechlubną, ale niestety autentyczną tradycję. Bardziej zaskakująca jest szybkość i gorliwość z jaką polska lewica połknęła w całości nie przeżuwając przeróżne „postępowe” łakocie, choć można było mieć nadzieję, że po 50 latach jesteśmy już na to szczepieni.
Szczególnie raduje fakt, że jednym z naczelnych problemów życia intelektualnego na polskiej lewicy jest… postkolonializm. Już to wystarczy za dowód, jak dalece jest to wszystko nieautentyczne, z drugiej ręki. Taki magazyn ideowej „odzieży używanej”.
Na pociechę, jeszcze jeden świetny, czeski zespół barokoidalny
http://www.youtube.com/watch?v=kzbGNvbD8XM
To je dobré, Petře!
Przenoszę tu spod poprzedniego wpisu TROMBY od Irka:
http://www.youtube.com/watch?v=PoPL7BExSQU
No bo, widzicie, kochani… jakoś to przeleciało i powyżej Alicja przypomina – jak to Pani Sekretarz – że mamy kolejną rocznicę: szóstą!
Jakiś czas temu zauważyłam, że zbliża się też inny jubileusz i nawet ambitnie myślałam jeszcze parę miesięcy temu, żeby te dwa połączyć 🙂 ale się nie dało. Zbliża się bowiem tysięczny wpis! Ale jeszcze muszę ich wstawić prawie 50. Przyrzekam, że wtedy zrobię dopiero jubel 😀
Ale i tak zdrowie Frędzelków, dzięki którym Dywan się trzyma 😉
Teatr Dramaten ze Sztokholmu na Spotkaniu Teatrow Narodowych w Warszawie
Prapremiera „Julii i Romea”(!) Matsa Eka_________________________________
MATS EK w Warszawie z „Sonata widm” Strindberga na Spotkaniu Teatrow Narodowych, 13-14 czerwca http://www.stn2013.pl/program/imprezy/?e=8100&show=guests
Mats Ek, 68 lat, choreograf, syn Birgit Cullberg ze slynnego baletu o jej nazwisku, czyli Cullbergbaletten (wspolpraca z Henrykiem Tomaszewskim)
Dzisiaj w sztokholmskiej Operze Krolewskiej prapremiera „Julii i Romeo” (wcale nie blad w tytule!) w choreografii Matsa Eka. Orkiestre poprowadzi Alexander Polianiczko (uczen Ilii Musina). No i sam tytul, na odwrot. „Julia i Romeo” – ponoc jedno z Szekspirowskich wydan tak sie zwalo. Powrot do zrodel, powiada choreograf. Z muzyka…Czajkowskiego w opracowaniu Andersa Högstedta – nie z Prokofiewa.
Fabula: ona i on. Kochaja sie nawzajem. Wszyscy dookola powiadaja, ze ich milosc jest bledem. Historia romantyczna w brutalnym otoczeniu. Walka ludu z despotyczna wladza. Konflikt pokolen. Kto zwyciezy? Milosc czysta i nieskazona czy brutalna wladza?
Inspiracja tego dramatu o przewrotnym tytule byla wiosna arabska i lawinowe zdarzenia w Afryce polnocnej. Zdarzeniem, ktore wplynelo na Matsa Eka bylo samospalenie sie mlodego czlowieka, ktory tym aktem akcelerowal fale protestow w Egipcie, Tunezji czy tez w Libii. To male tragiczne wydarzenie bylo o wyjatkowej sile politycznej. Koniecznosc milosci i koniecznosc wolnosci. Ta sa te pary nierozlaczne.
Powiada Mats Ek, ze Prokofiew jest nadto wykorzystywany, pomimo jego piekna i stylu.
Sam choreograf tanczyl wielokronie do muzyki Prokofiewa w „Romeo i Julii” i uwaza, ze
juz nic wiecej nie ma do „powiedzenia”. Probowal tez Szostakowicza. Cudowna muzyka, ale pozbawiona tej kwitnacej radosci, ktora tak wazna we wczesnej milosci. W koncu wybral Czajkowskiego.
Na spotkaniu warszawskim w programie tez o pracy Matsa Eka w teatrze i balecie, roznicach i podobienstwach w pracy z artystami.
PS Jak w koncu bylo z Henrykiem Tomaszewskim i jego „afera z bezpieka”?
Beata 2 (pozwoliłam sobie dopisać tę dwójkę, bo mamy tu już stałą bywalczynię Beatę) – witam. Nie, jeszcze nic nie słyszałam o Projekcie „P”, sama idę na to dopiero we wtorek, bo jutro jadę do Poznania na Cyberiadę Meyera.
Magicznemu Dywanowi pod batuta Pani Doroty, Wesolych Szostych Urodzin!
A właściwie to już nie będę robić nowego wpisu, trochę padnięta jestem, a jutro znów w drogę – na szczęście tym razem krótszą, więc pociąg późniejszy.
Tak więc, jakby mi mało było jeszcze ostatnio fortepianów, udałam się na koncert z udziałem sióstr Labèque. Wciąż szaleją jak małolaty, mimo, że nie są już najmłodsze:
http://en.wikipedia.org/wiki/Katia_and_Marielle_Lab%C3%A8que
Ale wyraźnie są bardzo młode duchem i wciąż z daleka wyglądają na świetne laseczki. Katia w czerwieni, Marielle w czerni – obie spódniczuszki krótkie i rozkloszowane, do tego wąskie spodnie i buty na obcasach. Najpierw zagrały Wariacje Lutosławskiego – trochę może za bardzo przeleciały, ale bardzo efektownie. Potem rozkoszny koncert Poulenca i jeszcze dwa bisy: fragment z West Side Story i coś bardzo zabawnego na cztery ręce. Zastanawiał się tu lesio, czy losowały, której przypadnie ten gorszy fortepian. Nie wiem, czy losowały, ale grała na nim Katia, dźwięk rzeczywiście był momentami paskudny, ale liczyła się ekspresja, a tej ona ma aż nadto – nawet zrywała się czasem z miejsca. Marielle nie jest aż tak żywiołowa.
W drugiej części dyr. Wit poprowadził obie suity z Bachusa i Ariadny Alberta Roussela, jednego z ulubionych kompozytorów Lutosławskiego. Nigdzie jakoś w programie nie było o tym wzmianki. A początek drugiej suity był z pewnością inspiracją do wielu utworów Lutosa, to dla mnie ewidentne. Ale wytrzymać to było ciężko, bo było przeraźliwie głośno i masywnie, przez ostatnie 10 minut już mnie po prostu bolała głowa. Publiczności się podobało. Ja nawiałam 🙂 Może to pogoda…
Piękne, lisku – dzięki! 😀
Pobutka.
Dzień dobry 🙂 Trochę energii na ten deszczowy poranek. To może jeszcze porządna porcja – koncert, który siostrzyczki grały wczoraj:
http://www.youtube.com/watch?v=Yv0Ov-xJuug
A tu jeszcze taka mała aluzyjka, żeby może nam PMK zapodał coś jeszcze z odzwierzątkowych wierszyków… 🙄
Za Rousselem nie przepadam szczególnie, a wczorajsze wykonanie w dynamice głośno – b.głośno rzeczywiście zmęczyło….
Nawet na jaskółce..
Wit na podium szalał niebywale, jakas energia go rozsadzała, właściwie to pierwszy raz od wielu lat widzę go jakby odmłodzonego… Czy uskrzydla Grammy (chyba nie) czy pożegnanie z OSFN (chyba też nie) może Pampeluna, a może owe suity były przez prof. (bo tak o nim nabożnie Stanisław Dybowski w auf”wykładzie” mówił) dyrygowane były za młodu i się dobrze zapamiętały, a może po prostu Labeque..
Spodziewam się ukojenia dzisiaj w S1 (Mazovia Goes Baroque) – Johann Sebastian Bach
O, to byłeś wczoraj, lesiu 😯 Nie widziałam. Rzeczywiście odniosłam podobne wrażenie.
Na MGB idę jutro. Jak dam radę.
Za pol godziny na Trybunale Swieto Wiosny (dalszy ciag zaklinania? 🙂 )
Niestety nie posłucham 🙁
Opowiecie, jak było, mam nadzieję 😉
Cos dla Lesia: za dwa lata zakon franciszkanski w Jerozolimie otworzy nowe muzeum, w ktorym bedzie mozna obejrzec najstarsze (ponoc) organy na swiecie, z XII wieku. A takze trzynascie dzwonow z konca sredniowiecza, dwanascie z nich produkcji europejskiej i jeden mongolski, z dworu Möngke Chana (wnuka Dzyngis Chana), przywieziony w r. 1245 przez franciszkanina ktory przewodniczyl grupie wyslanej przez krola Francji w celu nawiazania paktu wojskowego miedzy krzyzowcami a Mongolia. Organy i dzwony zostaly zakopane w ziemi na terenie zakonu w Betlejem przypuszczalnie w XV wieku (wladze tureckie zakazywaly uzycia dzwonow w chrzescijanskich przybytkach), i znalazly sie podczas remontu na poczatku poprzedniego stulecia. Na wystawie bedzie tez zawartosc skarbca – prezenty krolow i szlachty europejskiej dla zakonu w Ziemi Swietej.
Dzień dobry
serdecznie dziękuję za wiadomość. też chciałam się wybrać we wtorek. liczę na to, że zwolnią się jakieś miejsca.
tymczasem życzę udanego słuchania w Poznaniu, w słońcu miejmy nadzieję:-)
pozdrawiam
Dobry wieczor,
w naszej szwedzkiej SVT2 „Parsifal” (19.00-23.45) z Metropolitan, marzec 2013.
Na scenie Met m.in. Jonas Kaufmann, René Pape, rowniez szwedzcy artysci Katarina Dalayman (Kundry) i Peter Matei (Amfortas). Dyr. Daniele Gatti, rez. Francois Girard.
Natomiast w na radiowej SR P2 Live(20.00-22.40) opera z madryckiego Zarzuela teatru (Teatro del la Zarzuela) Barockzarzuella José de Nebra. Libretto: Antonio de Zamora.
W rolach: Yolanda Auyane (Liriope), Clara Mouriz (Cefiro), Beatriz Diaz (Amor).
Chor teatru i barokowa okrkiestra z Sevilli, dyr.Alan Curtis.
Pierwszy spektakl zapisuje a drugi slucham.
Przyjemnego wieczoru,
ozzy
Dobry wieczór,
było w deszczu, ale za to fajnie 🙂
Można być tylko uczestnikiem Projektu „P”. Nie tylko słuchaczem,oglądaczem, podglądaczem, bezpiecznym widzem z dystansem obserwującym i analizującym wszystkie bodźce płynące z przedstawianej sztuki. Transcryptum przenosi nas/dosłownie fizycznie/ w sam środek akcji z całym jej bogactwem oddziaływań na nas, współuczestnikach tego wydarzenia. To niezwykłe doświadczenie. Szczególne, mocne, dojmujące. Na miarę nie tylko opery XXI ale i być może XXII wieku. Jest niezwykła, nieprawdopodobnie sugestywna, działająco podprogowo. Nie mogę zdradzać, co się działo, bo przecież na niej będziecie. Doświadczycie jednak potęgi sztuki, którą buduje niesamowita muzyka, sposób jej prezentacji, różnorodność użytych środków, sceneria a przede wszystkim to, że jesteście niezbędną częścią wydarzeń. Przemieszczacie sie w czasie i przestrzeni. Dotykacie rzeczywistości scenicznej. Pomysł genialny, konsekwentnie przeprowadzony, osiągający zaskakujący efekt. Sztuka totalna. To opinia laika, teraz czekam na słowo profesjonalistów.
Dziękuję mnemo. A tych biletów na jutro ciągle nie ma. Coś będę kombinować. Ja wczoraj byłam za to na niemuzycznej wprawdzie rzeczy, z której jednak muzyka (Pawła Mykietyna) wylewała się strumieniami – Kabaret Warszawski. Ale to chyba nie ten blog.
pozdrawiam wszystkich