Dawna Polska Music
Właśnie ujrzał światło dzienne pierwszy produkt programu Instytutu Adama Mickiewicza Polska Music w zakresie muzyki dawnej: nakładem firmy Coro ukazała się płyta z utworami Bartłomieja Pękiela w wykonaniu znanego brytyjskiego zespołu The Sixteen pod kierownictwem Eamonna Dougana.
Zaczęło się od tego, że dyrektor Potoroczyn rozmawiał kiedyś z menedżerem zespołu Johnem Bickleyem i namówił go do zainteresowania się muzyką polską; Bickley i Dougan przyjechali do Polski i myszkowali w imponujących zbiorach muzycznych BUW. Tam trafili na dzieła Pękiela, które od razu wydały się im wyjątkowe. Potem przyszły konsultacje z polskimi muzykologami. Do studia zespół wszedł w październiku zeszłego roku; właśnie otrzymujemy produkt finalny. Rozmawialiśmy o nim dziś w siedzibie IAM; otrzymaliśmy też świeże-ciepłe egzemplarze płyty.
Pękiel był pierwszym polskim muzykiem, który pełnił funkcję kapelmistrza w kapeli królewskiej najpierw w Warszawie (gdzie grał wcześniej pod kierownictwem Marca Scacchiego, a po odejściu Włocha przejął jego stanowisko), potem w kapeli rorantystów w Krakowie. Pisał w kilku stylach, co ciekawe – wcześniej w Warszawie w nowocześniejszych, później w Krakowie w dawniejszych. Eamonn Dougan porównuje jego Dulcis amor Iesu do Monteverdiego, Audite mortales (tu niestety tylko początek) do Carissimiego; Missa concertata La Lombardesca przypomina mu Cavallego – a motety a cappella, pisane dla krakowskich rorantystów – Palestrinę.
W każdym stylu był mistrzem, jego muzyka jest bardzo ekspresyjna, czasem wręcz dramatyczna (Audite mortales), a ponadto jest w niej wiele momentów zaskakujących słuchacza niespodziewanym narastaniem czy zwrotem harmonicznym; wtedy myślę, że to chyba jest polski koloryt – mówi Dougan, którego obcowanie z utworami Pękiela skłoniło do dalszego rozwijania projektu polskiego. Początkowo zakrojony był on na trzy płyty, ale być może się poszerzy – jeśli znajdą się nań pieniądze (na płytę z Pękielem zrzucili się poza IAM brytyjscy donatorzy). Co ciekawe, na drugiej płycie mają się znaleźć utwory nie polskich, lecz włoskich kompozytorów działających w Polsce, dziś zapomnianych zarówno w świecie, jak i tu, gdzie działali. Oczywiście przyjeżdżali tu i tacy, którzy zdobyli międzynarodową nieśmiertelność, jak Luca Marenzio czy Tarquinio Merula. Ale The Sixteen ma w planie cztery mniej znane nazwiska: Asprillo Pacelli, Giovanni Francesco Anerio, Marco Scacchi i Vincenzo Bertolusi. Co dalej, wykrystalizuje się; brytyjscy muzycy chcą poświęcić trochę czasu zwłaszcza Marcinowi Mielczewskiemu i Grzegorzowi Gerwazemu Gorczyckiemu.
Dougan deklaruje, że zamierza tę muzykę wykonywać również na koncertach i festiwalach w różnych miejscach Europy, ale aby móc zaoferować program organizatorom, musieli poczekać, aż będą mieli płytę w ręce. Teraz więc mają już co im wysyłać. Oby skutecznie.
Płyty już posłuchałam: bardzo estetyczna; trochę może nie jesteśmy przyzwyczajeni do brytyjskiego sposobu śpiewania naszej muzyki (myślę o emisji), ale też mamy niewiele naszych stylowych wykonań tych utworów. Jest tu Kyrie i Gloria z Missa a 14, kilka motetów (w czym wspomniane Dulcis amor Jesu i Audite mortales) oraz La Lombardesca przepleciona jeszcze kolejnymi motetami. W książeczce jest (po angielsku i po polsku) porządny esej autorstwa Zofii Dobrzańskiej-Fabiańskiej. Jeden mankament: okładka, na której znajduje się rzeźba z Wieliczki (sama głowa) przedstawiająca Kazimierza Wielkiego – to chyba troszeczkę nie ta epoka… Podobno sami artyści tak wybrali – nie chcieli Canaletta z obrazkiem z Warszawy, bo się opatrzył. No i mamy bajkowego i egzotycznego króla w koronie. Takiego polskiego.
PS. Jutro w radiowej Dwójce w Rozmowach o zmroku audycja o przyszłości „Ruchu Muzycznego”. Nie posłucham niestety, bo rano jadę na cały dzień do Elbląga, gdzie rozpoczynają się Ogrody „Polityki” i prowadzę koncert z udziałem TWOgether Duo oraz Elbląskiej Orkiestry Kameralnej pod batutą Marka Mosia. Zapewne się na ten dzień odsieciowię, bo nie będzie czasu.
Komentarze
A czy to już można kupić? I gdzie?
Chyba w Polsce jeszcze nie można. Muszę spytać ludzi z IAM.
Można kupić (w Music Island, Poznań) — swój egzemplarz mam od dwóch tygodni 😛
Pobutka.
O! Super! A ciekawam, czy się podoba? 😉
Missy pulcherrimy nie ma na tej płycie, a ona jest najpopularniejsza. Sama miałam kiedyś niewątpliwą przyjemność śpiewać (podobnie jak Magnum nomen Domini i Resonet in laudibus, które są właściwie kolędami) i wiem, że jest z nią jeden kłopot: wszystkie części opierają się na tym samym temacie i są w zbliżonym nastroju, więc istnieje niebezpieczeństwo znudzenia publiczności…
Podoba się! 🙂
Miałem wrażenie takiej ‚międzynarodowości’ tej muzyki. To znaczy, nie żebym postrzegał Pękiela jako kompozytora budującego muzyczną tożsamość narodu 😉 ale jednak, w wykonaniu brytyjskim to zabrzmiało bliżej tego, jak przywykłem słyszeć muzykę włoską tej samej epoki.
Przepraszam, ale ja troche z innej bajki. Wysluchalam o poranku ogloszenia wynikow polfinalu VanCliburna. Naszemu kurczakowi sie nie udalo (po co on gral te fantazje Busoniego na temat Mozarta, to nie wiem), Claire Huangci tez, Dumont polegl juz wczesniej, za to wsrod finalistow znalazla sie nasza dobra znajoma Fei-Fei Dong
Pelna lista:
SEAN CHEN (USA)
FEI-FEI DONG (China)
VADYM KHOLODENKO (Ukraine)
NIKITA MNDOYANTS (Russia)
BEATRICE RANA (Italy)
TOMOKI SAKATA (Japan)
A jezeli ktos chce sie usmiechnac, pytanie: co nagle ujrzal w przestrzeni tenze, co ponizej? 🙂
http://www.dallasnews.com/entertainment/arts/photos/20130603-faces-of-the-van-cliburn-competition-15-expressions-we-loved.ece?ssimg=1039787#ssTop1039810
‚Produkt „Co Nam w Duszy Gra” – to artystyczna odsłona Radzynia Podlaskiego…’
Czytam z prospektu ‚Radzyńska Kraina Serdeczności’
Ho ho … ale się po Pani Kierowniczce kopiuje
Skoro już – to i po Chochole z „Wesela” Wyspiańskiego (co się komu w duszy gra, co kto w swoich widzi snach – do Isi na początku drugiego aktu) 🙂
Muzyczkę przedmiotową też mam od kilkunastu dni 🙂 Słucham, zaskoczona, iż tyle dobrych-polskich 😉 rzeczy się śpiewało te 18-22 lata temu i kompletnie zapomniało, że (choć pamięta każdą nutkę). Niektóre interpretacje kupiłam od razu (Ave Maria), inne (np. Resonet) wymagają czasu… a może i pozostanę przy pierwszym wrażeniu pewnej takiej… hmmm… tendencyjnej manieryczności… W sumie bardzo dobre wrażenie.
Nb, „bardzo pozytywne zaskoczenie” muzyką Pękiela zakomunikowali nam np. ambitni chórzyści lyońscy, 1989. Włochom też się podobało już w tamtych czasach.
a capella
czego się leś nie naumiał tego sobie lesio nijak przypomnąć nie może 🙂
Przepraszam @lesia za belferstwo, ale odkąd to przeczytałem sto lat temu u Waldorffa, chyba w Sekretach Polihymnii, to zapamiętałem: „a cappella” przez dwa p, bo „capella” to jest mała koza, beeee.
Oj,pamiętam jak się oberwało ongiś Tomaszowi Adamusowi w Krakowie,kiedy tam nastał i walczył właśnie o Cappellę (a nie capellę ) Cracoviensis 🙂
W powszechnym i gorącym oburzeniu pytano na jakimś forum internetowym,skądże on wynalazł tę kozę?!
Coś chyba o ignorancji jeszcze tam było i o tym,że przybysz z Dolnego Śląska nie będzie nas tu,panie dziejku,uczył 😉
Ja bardzo sorry, ale po katalońsku może być capella. 🙂
A,chyba że po katalońsku 🙂 To wiele wyjaśnia 😉
Otóż, niestety, może z tym być rurznie, a ja wyszedłem raz jeszcze na niedzisiejszego pedanta: dowiaduję się mianowicie, że w ramach „reformy ortografii” z roku 1990, francuska akademia unieważniła pp i zalegalizowała p.
Jakim cudem można poprawiać ortografię obcego słowa, i to jeszcze w martwym języku, przypisując mu sens innego słowa w innym języku (po włosku „capella” w ogóle nie istnieje, jest capello-capelli, czyli włos/włosy), to ja nie rozumiem…
Ale skoro Słownik Poprawnej Polszczyzny 2005 do spółki z Wielkim Słownikiem PWN zalegalizowały błędne znaczenie słowa „notoryczny” – jako „stale powtarzający się”, w ogóle nie podając prawidłowego znaczenia („powszechnie znany”), który jeszcze stary słownik Doroszewskiego z 1976 dawał na pierwszym miejscu!
PWN poddał się bez walki tzw. „uzusowi”…
Z drugiej strony, gdyby nie uzusy, to bylibyśmy na etapie „dai ać ia pobruszę”. 😉
Zboczenie zawodowe mi podpowiada, że ciągle obowiązuje „notoryjny”, ale jak wielu absolwentów zasadniczych prawniczych szkół wieczorowych o tym wie, to inna sprawa. 🙂
Polecam http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/859590,Ruch-Muzyczny-w-ruchu
Dziś są urodziny (72) Marthy Argerich.
Jeszcze można składać życzenia!
72??? Przeciez ona ciagle ma osiemnastke… Kurcze, czas leci
Właśnie wysłuchałem audycji w Dwójce.
Padły z ust Gaudena słowa świadczące o tym, że udaje naiwnego i nie rozumie, że dziś uprawianie każdej polityki, w tym kulturalnej, polega na wysłuchiwaniu i respektowaniu wielu, w tym w pierwszym rzędzie uprawnionych, po to, aby dokonać samodzielnego wyboru. Nieformalność swoich działań ubierał w strój niezależności. Oczywiście, na pozór w porządku. Ale nie jest prawdą, ze rozmowa z otoczeniem stanowi akt uzależnienia. W takim razie wszelka międzyludzka komunikacja ogranicza. OK – powiedzmy, że o takie ograniczenie chodzi, szczególnie w sferze grosza publicznego.
Biada nam z taką władzą, jaką Gauden pokazał. Biada też ludziom, którzy w takim trybie przyjmują nominacje. Albo i nie biada, tylko rodzynki.
Pobutka.
Wczorajszo-urodzinowa dobutka
@R.K 5.06.godz. 22:49
Zwłaszcza spodobała mi się odpowiedź na pytanie o konsultacje środowiskowe : ” Nie prowadziłem i nie zamierzam takich rozmów prowadzić „. Ładne,prawda? Gdyby tak zareagował pan Iksiński czy Igrekowski, z zawodu dyrektor/prezes z partyjnego nadania,to pół biedy – ale Grzegorz Gauden to osoba wielce zasłużona dla wolności mediów i kultury 🙁
A że dyskusja toczyła się w rocznicę dnia,kiedy to ponoć miał skończyć się w Polsce komunizm,naszła mnie refleksja ogólniejszej natury – czy warto było łykać tę żabę, żeby zamienić jedna arogancką władzę na drugą arogancką władzę? z mojego punktu widzenia,mimo wszystko, ciągle tak,ale gorycz jakby coraz większa…
🙂 alla cappella….Swieto narodowe Szwecji 2013 – 6 czerwca
__________________________________________________
http://www.youtube.com/watch?v=kXPPMYyJl-g
Jussi Björling: O, piekna kraino Värmland (1936)
@ozzy 8:48
Wszystkiego najlepszego w Tak Uroczystym Dniu 🙂
WW – dziękuję
PK – oczywiście, że po barcelońsku 🙂
—
W Palau jednym z dwóch pomników jest (chyba – bo teraz to już niczego nie można być pewnym – nawet kóz) pomnik Wagnera. Więc Holender Tułacz jest całkiem na miejscu ..
—
a cappella
zapamiętam
pianissimo 🙂
@Lesio,
fortissimo – znacznie mniej chętnie… 🙂
@ew_ka: Czy Pani zwróciła uwagę na odpowiedź Gaudena na pytanie red. Hawryluka, czy Zdrojewski wiedział o decyzji – jak dla mnie kontrowersyjnej co do osoby i fatalnej co do formy? „Poinformowałem ministra o decyzji” ( lub coś takiego). Nie więc dziwnego, że niewydolna ( większość to papierowe wyczyny), droga i arogancka NINA z Merczyńskim i jak widać sobiepański Gaudyn mogą sobie hulać. Piszę tylko o dwóch komórkach MKiDN, które musiały się skumać w tej sprawie. A my musimy to kupować, pocieszając się, że bywało gorzej. A kiedy bywało gorzej? Komuchy miały kompleksy, ci są pomazańcami demokracji – dodajmy deklaratywnej. Coś szwankuje w organizacji MKiDN. Bardzo intrygowały słowa Cyza o jego względzie na społeczeństwo obywatelskie. Rozumiem, że za chwilę złoży dymisję na znak protestu przeciwko olewaniu takiego społeczeństwa przez Gaudena.
Akurat wikipedia po katalonsku upiera sie przy dwoch p w cappelli, i nawet opowiada o zblakanej kozce 🙂
http://ca.wikipedia.org/wiki/A_cappella
@ew_ka
dziekuje slicznie. 🙂
PS
A ze nie jest tak zle, polecam ciekawa rozmowa z GW miedzy Tadeuszem Mazowieckim a Adamem Michnikiem – w rocznice czerwca 1989 . Sursum corda
http://wyborcza.pl/1,75478,14038449,Mazowiecki_i_Michnik__W_naszej_historii_bardzo_rzadko.html
Lisku,
może to malutkie ‚a’ wprawia (czasem) w taką konsternację?
Ale za to ile wersji interpretacyjnych nicka się uzbierało przez te prawie 7 lat (blogowych)! 😀
A cappella,
To bardzo mozliwe 🙂 A ( 🙂 ) przy okazji zapoznaje sie z pieknymi opisami gorskich wedrowek 🙂
Lisku,
dzięk za miłe słowai 🙂 … 😳 …
[Trochę wędrówek się faktycznie zgromadziło (tylko w czasie nieposkromionego fotkowania i darmowej dostępności rusztowań blogowych tudzież zdjęciowych… bo gdyby tak całość czyli trzy dekady?…!… :eek:]
Nb, właśnie sobie uświadomiłam, iż niedawno minęła piąta (czyli półokrągła, tatatam!… jak ten czas leci) rocznica spaceru na Turbacz z Panią Redaktorką. Tu też link do fotek 🙂
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://cats-pictures.org/pictures/get_image/8116-1200×919-scottish+fold-solo-white+hair-grey+hair-whiskers-pink+nose.jpg
To nie jest żaden kot, to jest Sowa Pszemondżała.
Panie Piotrze, pszecierz Sowa Pszemondżała ma rzułte oczy 🙂
http://cats-pictures.org/pictures/view_post/4427?lang=en
W ogóle nie zrozumieliście Lesia, który chciał a cappellę skomplementować i w wyszukany sposób dać do zrozumienia, że jest najjaśniejszą z gwiazd. No, przynajmniej w określonej kostelacji. 😀
http://en.wikipedia.org/wiki/Capella_(star)
Ta pierwsza też ma, tylko jakby mniej podrasowane fotoszopem (praczem).
Konstelacji, żeby nie było, że w jakichś uzusach chcę namieszać. 🙄
Dzień dobry,
szybciutkim wpadem, bo muszę jechać na kolejną nasiadówę (wpadłam z Elbląga do domu tylko przepakować się w mały plecaczek 😉 ), pozdrawiam Was wszystkich. Jeszcze nie miałam jak odsłuchać audycji.
Ale wierzę Wam na słowo, że Grzegorz Gauden powiedział to, co powiedział.
Od tej pory jest w moich – i zapewne nie tylko w moich oczach – skończony. Nic mnie nie obchodzą jego dawne zasługi. Niniejszym je totalnie przekreślił.
Pewnie ze rzulte 🙂
http://1funny.com/owl-cat/
A jeżeli Cyz na wzgląd na społeczeństwo obywatelskie, to powinien poddać się jego osądowi.
A społeczeństwo obywatelskie to my. Nie pan Gauden jednoosobowo.
Tak więc przyjmując propozycję Gaudena…
@lisek 9:22
Aha,rzeczywiście : „tot i que en llatí capella vol dir cabra petita” 🙂
Dzięki,lisku – nie wpadłabym na to,że kataloński to taki całkiem zrozumiały język 😉
Odnoszę wrażenie, że najbardziej pszemondżałe to są nie Sowy, nie Koty, tylko te tam różne na stanowiskach… 🙄
Mielą w dziobach wielkie słowa,
a gdy już zmielone,
szybko trawią i je mają
gdzieś tam pod ogonem. 👿
To znaczy, że teza o sobiepaństwie się potwierdza. Proszę bardzo, jak jest sobiepaństwo, jest też wyłączna odpowiedzialność. Merytoryczna i polityczna. Widziały gały ….
@R.K 12:30
Odpowiedzialność? A cóż to za nieprzyzwoite słowo…
w razie czego odpowiedzialni będą wszyscy,tylko nie sobiepan 🙁
Już po nasiadówce.
Wywaliłam fragmencik mojego powyższego komentarza – nie powinnam cytować czegoś, czego nie słyszałam własnymi uszami.
Dwójka jeszcze nie wrzuciła na stronę zapisu audycji, ale miejmy nadzieję, że wrzuci.
Pisałem u Bobika i wcześniej, gdzie się dało, że sobiepaństwo, korupcja, nepotyzm i inne zachowania miłe władzy są obecne w kościele, polityce, samorządach, instytucjach publicznych i nawet prywatnych. A skoro tak jest, to winna nie jest PO, PiS czy SLD tylko społeczeństwo, które tych ludzi wydało. I cieszę się, że wydało też wielu ludzi zupełnie innych. To pogląd niepopularny, lepiej i milej zwalić wszystko na innych. A my jesteśmy członkami tego społeczeństwa i musimy czuć się za wszystko odpowiedzialni. Wiele osób z tego Dywanu w istocie robi wiele, żeby zmieniać, co się da i próbować zmieniać, co jest bardzo na zmiany odporne. Te osoby, choć muszą czuć się odpowiedzialne, mają pełne prawo nie czuć się winne.
Pan Piotr Kamiński słusznie się obrusza na notorycznego. Rzeczywiście „powszechnie znany” to właściwe znaczenie. Są jednak dwie szkoły językoznawców, z których jedna każe normie dostosowywać się do aktualnego sposobu użycia pojęcia, a nie pilnować prawidłowego używania. A niedouczeni dziennikarze rozpowszechniają użycia sprzeczne z normą. Słysząc „notoryczny przestępca” interpretuje zasłyszany zwrot jako osobę, która nie tylko popełniła przestępstwo, ale jeszcze ma zwyczaj popełniać je raz za razem. A chodziło o osobę, która popełniła takie przestępstwo, że jest jako przestępca powszechnie znana. Może przestępstwa popełniać często ale nie musi. Jeśli już jednak dziennikarze (ja bym ich tak nie nazwał, ale są za dziennikarzy uważani przez siebie i innych) taki sens pojęciu nadali, co dalej czynić?
Mnie o wiele bardziej drażni „pasjonat” jako człowiek, który ma do czegoś pasję. I jeszcze zwrot „pasjonat czegoś”, np. muzyki.
Kiedy to słyszę, sama staję się pasjonatką…
Ale niestety, też już usankcjonowane 👿
Uzupełnienie zdjęć a cappelli 🙂
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/ZalegYTurbacz#
Faktycznie, to już 5 lat… 😯
Zgubny wpływ mediów w tej dziedzinie polega na tym, że przyspieszają one obieg błędów językowych, stwarzając sztuczną normę. We Francji nikt się nie puknie w głowę, gdy telewizja mówi o „ciepłych i zimnych temperaturach” (zamiast „wysokich” i „niskich”), oraz o „drogich cenach” (j.w.). Zdaje się, że w Polsce też się już ta brednia rozpowszechniła…
Nie słyszałam 😯
Ja jestem pies praktyczny jak, nie przymierzając, półpancerz, więc walkę z wiatrakami uważam za sensowną tylko do pewnego stopnia. 😉 Jak ten cały uzus dopiero zaczął jakieś słowo czy formę gramatyczną nadgryzać, to jeszcze można próbować mu się stawiać. Ale jak już zeżarł z kościami, to przywrócenie pierwotnego kształtu jest nierealne i z tym wiatrakiem kopać się nie ma co. Albowiem, jak poucza gramatyka historyczna, z dożartym uzusem jeszcze nikt nie wygrał. 😉
Oj, przepraszam. Ostatnia mordka miała być nader smętna. 🙁
To, że minister Zdrojewski nie najprawdopodobniej wiedział o nominowaniu Cyza przez Gaudena wynikało z odpowiedzi samego Gaudena na zadane mu pytanie. Swoją drogą nieźle zaczynają tę sanację. Za chwilę secesja a potem resekcja.
Poprawiam: „najprawdopodobniej nie wiedział” powinno być przed chwilą.
No tak można takie stwierdzenie zrozumieć: poinformował ministra o swojej (czyt. samowolnej) decyzji, i to już po jej podjęciu.
Wrzucili na razie to:
http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/859590,Ruch-Muzyczny-walczy-o-czytelnikow
Nagranie, jak rozumiem, też będzie.
Miesięcznik! I bzdyczki aktualnościowe w Internecie. A kto to będzie robił i na jakim poziomie?
„Jeżeli obecnie już poranne dzienniki są nieświeże, to trudno sobie wyobrazić żeby dwutygodnik mógł pełnić funkcję medium zajmującego się bieżącą informacją „. Po czym proponujemy… miesięcznik 🙁
Rafał Augustyn bardzo delikatnie tłumaczył Panu Prezesowi,że chyba nie do końca wie,o co chodzi z tym całym „Ruchem” i czym takie pomysły mogą zaowocować. Aż mnie korciło,żeby zadzwonić i wtrącić swoje trzy grosze ( w końcu jestem ” w prawie ” jako stała czytelniczka od jakichś trzydziestu paru lat ) ale mogłoby mnie trochę ponieść …
A o pomysłach nowego naczelnego (któremu życzę jak najlepiej,ale nie zazdroszczę) też niczego konkretnego nie usłyszałam – no poza tym,że nie będzie dotychczasowego ogólnopolskiego wykazu koncertów,bo pdf to przeżytek i zastąpią go linki do odpowiednich stron (proszę mnie poprawić,jeśli coś źle zrozumiałam)
Kiedyś słyszałam powiedzenie, że jeśli brak pomysłu na działanie, to trzeba chociaż przestawić szafę i będzie OK. Tak mi wyglądały te narzekania na przedpotopowy layout i brak interaktywnej strony internetowej jako przyczyny wszelkiego zła i nikłej sprzedaży.
Witam,
Po wysłuchaniu audycji w PR2 odniosłam zupełnie inne wrażenie niż prezentowane na tym blogu. Rzeczywiście jedna osoba wybrała nowego redaktora naczelnego, którego zresztą wcześniej na następcę planował L. Erhardt(!) Zrozumiałabym oburzenie, gdyby T. Cyz był anonimową osobą, niewykształconą muzycznie, bez doświadczenia w prowadzeniu pisma, nie mającego kontaktu ze środowiskiem muzycznym. Jest dokładnie odwrotnie. Od lat słyszę, że zmiany w RM są konieczne, no i nadszedł ten moment! @Szwarcman: Jak to kto będzie redagował pismo? Ludzie tam pracujący, których kompetencji T. Cyz nie podważa. Wydawanie pisma co miesiąc z appendixem w postaci cyfrowej bardzo mi się podoba. Nikt – z tego co zrozumiałam – nie chce wywalać pracujących tam ludzi, finansowanie pisma nie jest zagrożone. Każda zmiana rodzi obawy to chyba normalne, ale w przypadku tak doświadczonych osób nie obawiam się gorszego, bo nie może być już chyba gorzej.
Już można odsłuchać pod tym linkiem ,co go PK wrzuciła.
Nie mam nic przeciwko osobie Tomasza Cyza,przeciwnie – bardzo lubię jego emocjonalne pisanie o muzyce, mam jego książki na półce z ulubionymi, chociaż czasami mam ochotę pospierać się z autorem.
Życzę i jemu i „Ruchowi Muzycznemu” pod jego kierownictwem samych sukcesów . Należę też do osób,które „nabijają” Dwutygodnikowi.com te tysiące odsłon,którymi wczoraj się chwalił. Początkowo zaglądałam tam bardzo często, teraz coraz rzadziej,bo w nadmiarze cyfrowych informacji czasu coraz mniej.Poza tym straszne tam materii pomieszanie,a niektórzy autorzy wyważają drzwi,które moim zdaniem zostały otwarte wiele lat temu.Ot,przekleństwo wieku dojrzałego w połączeniu z dobrą pamięcią. Za to papierowy „Ruch” czytam (podobnie jak Rafał Augustyn) od deski do deski,czyli od „Od Redakcji” do „Myszy w ruchu” ( Myszę pozdrawiam 🙂 ) i chciałabym,żeby tak pozostało. Jak powiedziała tutaj (chyba) nowa, nie będę podpowiadać chirurgowi,jak trzymać skalpel,ale dobrze byłoby,żeby w reformatorskim zapale nie amputował jakichś istotnych organów.
Mysz odpozdrawia i chowa ogon w obawie przed amputacją.
🙂
Dobry wieczór.
Witam RYTMY. Owszem, wrażenia, jeśli ktoś niezorientowany, można było odnieść różne od prezentowanych na tym blogu.
Ale warto byłoby spytać Ludwika Erhardta, czy rzeczywiście tak było, jak twierdzi Tomasz Cyz, bo jakoś nikt inny poza nimi dwoma (jeśli rzeczywiście tak było) tego nie wie. A dziwne byłoby, gdyby robił to w tajemnicy przed redakcją.
A ponadto ciekawe byłoby spytać Ludwika Erhardta, jakie ma zdanie o obecnej sytuacji. Bo od przełomu 2007/8 minęło kilka lat i niejedno się wydarzyło. Można też było zmienić zdanie na niejeden temat.
Ja natomiast pamiętam, że Ludwik Erhardt chciał zrobić z „Ruchu Muzycznego” nie miesięcznik, jak suponował Tomasz Cyz, lecz wprost przeciwnie – tygodnik. Miał nawet przez pewien czas koncepcję – w paru numerach nawet udało mu się zrealizować – by „RM” był cotygodniowym dodatkiem do gazety „Obserwator Codzienny”. Która zapowiadała się ciekawie, ale niestety szybko padła. Może ktoś pamięta, ale przez pewien czas „RM” wychodził w formie gazetowej. Dopiero potem przybrał layout dzisiejszy.
Jeszcze jedno: nie lubię, jeśli ktoś przeinacza słowa innych i wtłacza im w usta nieprawdę. A parę razy zdarzyło się w tej audycji coś takiego, także w stosunku do mnie, nawet ze strony kolegi Jacka Hawryluka – przykro.
Nawiasem mówiąc uśmiałam się, gdy mój kolega z Katowic Marek Brzeźniak powiedział, że podejrzewa, że to ja mu wysłałam SMS o audycji. Nie, z całą pewnością nie byłam to ja. Nie mam nawet jego numeru w komórce.
Dobrze pamiętam duży format gazetowy RM 😉
…jednym słowem wszystko trzeba wyjaśnić, bo ten „balon” niepotrzebnie pęcznieje i jakiś taki podejrzany smrodek się ulatnia a z tego co widzę to nikt nie chce źle dla pisma. Nie rozumiem oburzenia całą tą sytuacją. Jedynie mam zastrzeżenia co do wyboru, ale też bym z tym nie przesadzała, bo redaktorem nie został Nikodem Dyzma 😉
Ja jestem ciekawa, dlaczego przez te całe trzy lata, odkąd „RM” jest pod Instytutem Książki, Gauden nie reagował na te same postulaty ze strony redakcji, jakie padają dziś jako plany. Przecież sami chcieli zmiany layoutu czy strony internetowej.
I powtarzam: jednoosobowe i arbitralne mianowanie nowego naczelnego będące totalnym wypięciem się na środowisko (i tym samym przedmiot!), którego pismo dotyczy, sprawia, że obecność mianowanego na tym stanowisku jest skażona grzechem pierworodnym. Ja bym się na miejscu Tomka Cyza źle z tym czuła.
Ale może ja jestem starej daty.
Na miejscu p. Cyza szybko zrobiłbym parę gestów, które czyniłyby go przewidywalnym facetem a nie jedynie człowiekiem władzy – z resztą władzy tyleż mocarnej co śmiesznej (takim pocałunkiem obdarzyć … mistrzostwo). Ale do tego trzeba i wyobraźni i charakteru.
A czy rzeczywiście takie postulaty ze strony redakcji padały? Wszyscy siedzą cicho 😉
A może chodzi też o to, że p. Olgierd Pisarenko idzie na emeryturę i to najodpowiedniejszy moment, najbardziej naturalny na zmiany?
Ciągle mam wrażenie, że podsyca Pani atmosferę sugerując nawet groźbę upadku pisma, mimo, że nie jest ono postawione w stan likwidacji. Oburzenie spowodowane jest faktem, że jednoosobowo nie wybrał T. Cyza Pisarenko a Gauden. Nawet goście stwierdzili, że gdyby powołał na stanowisko redaktora poprzednik nie byłoby tematu. Twierdzę więc, że dzieli się włos na czworo.
Dlaczego nikt nie mówi wprost: nie podoba nam się nowy redaktor, bo….. i wyliczamy. W audycji nikt nie podważył kompetencji.
😉
..i na zakończenie wydaje mi się bardzo niestosowne sugerowanie przez Panią jakoby Tomasz Cyz kłamał:
„Ale warto byłoby spytać Ludwika Erhardta, czy rzeczywiście tak było, jak twierdzi Tomasz Cyz, bo jakoś nikt inny poza nimi dwoma (jeśli rzeczywiście tak było) tego nie wie”.
Ja niczego nie podsycam.
Po prostu trzeba znać tło.
Redakcja siedzi cicho, bo nikt jej przedstawicieli nie zaprosił do audycji. Jednym słowem zamknięto jej usta, zrobiono z tych ludzi narzędzia.
Nawiasem mówiąc, 1. Pisarenko nie zrobiłby tego, co Gauden; 2. na pewno skonsultowałby taki pomysł. Przynajmniej ze swoim zespołem.
Co do postu @22:54, stwierdziłam po prostu fakt: nikt więcej, przynajmniej w redakcji i jej otoczeniu (a sama też zaliczam się do tego otoczenia), nie wiedział czegoś takiego.
Ponadto proszę uważnie czytać: po audycji nie sugerowałam już ani razu, że pismo ma zostać postawione w stan likwidacji. Obawiam się tylko o jego zawartość, ale to już zmartwienie zespołu i nowego naczelnego, żeby utrzymała ona klasę.
Jeżeli postawa p. Erhardta ma tu moralne i właśnie środowiskowe znaczenie, to nie ta sprzed lat, ale ta dziś. P. Erhardt ma zapewne internet. I wie jak z niego korzystać. Jak widać milczy.
Tyle godzi się zauważyć.
Ja osobiście nie miałam z nim kontaktu od kilku lat – mieszka gdzieś na wsi w okolicach Wrocławia.
ech!
ale może ja jestem starej daty. 😉
Niestety, nie mogę tu teraz napisać wielu rzeczy. Też mam chwilowo związane ręce. Jak wielu innych, którzy „milczą”.
Zobaczymy, co będzie dalej.
Na razie zmieniam temat i zapraszam do nowego wpisu.
@RYTMY 22:46
Ależ nikt tu nie podważa kompetencji Tomasza Cyza ! Nikt nie sugeruje,że ma wobec „Ruchu” jakieś niszczycielskie plany. Mało tego,wydaje mi się, że cieszy się sympatią większości dyskutantów i wszyscy będziemy mocno trzymali kciuki,żeby mu się powiodło. Pewne wątpliwości co do osoby mogą wynikać tylko z istotnych różnic specyfiki prowadzania periodyku w sieci i wydawnictwa papierowego, znajdującego się w trudnej sytuacji (przyczyny tej sytuacji to temat na odrębną dyskusję ). Myślę,że jako człowiek wrażliwy czuje się obecnie niezbyt komfortowo w sytuacji, w którą wmanewrował go pryncypał.
Reasumując – jak ulał pasuje stare powiedzonko ( niektórzy pamiętają ) – Cyryl jak Cyryl, ale te Metody 🙁
Ew_ka:
„Widziały gały co brały”.
Ruch Muzyczny nie jest terenem na sprawdzanie się. Kredyt zaufania nie może obejmować niepewności co do generaliów. Mamy do czynienia z kompletnym odwróceniem normalności zarówno co do „metody”, ale też „cyryla”. Przecież to „cyryl” aprobuje odwróconą chronologię: najpierw człowiek, potem sprawa. Nie ma powodu widzieć w nim ofiarę złego Gaudena, bo jest z Gaudenem tożsamy.
Nie udajmy: osoba „cyryla” budzi obawy, zarówno co do wyznawanych pryncypiów ( wartości, programu – tego możemy się jedynie domyślać przez analogię z Dwutygodnikiem z ew. „z korektą” na specyfikę Ruchu – ale takie domyślanie się nie jest normalne), rozeznania wartości i sposobu zaangażowania na jej rzecz.
Czy Pani Ew_ka wie coś o programie „cyryla”, czy Pani aż ufa? Ufać i czekać to trzeba było za Stanisława Kani. Coś się w międzyczasie zmieniło. Ja się po prostu boję nie o sprzedaż, nie o ley-out i grafikę strony, ale o wiarygodność Ruchu. Takich obaw w historii tego pisma nigdy nie było. I być nie musiało. Wystarczyło odrobinę delikatności i rozsądku. To ważne w kulturze i polityce kulturalnej.
Ja tu jestem niestety – przykro mi bardzo – bliżej stanowiska R.K, choćby dlatego, że zabrakło owej „delikatności i rozsądku”. Rzecz przeprowadzono siekierą. A jeżeli ktoś współłapie za tę siekierę, to nie budzi zaufania.
I wracając do sprawy sprzed pięciu lat: był, owszem, moment, i to pamiętam, że Ludwik Erhardt chciał ściągnąć Tomasza Cyza do redakcji. I o tym oczywiście z zespołem rozmawiał. Zachwytów tym pomysłem nie było, bo Tomek nie miał wtedy wielkiego doświadczenia redaktorskiego, a potem oczywiście sprawa już była nieaktualna, bo – jak powiedział – przyszedł do Erhardta i powiedział: dziękuję bardzo, ale zostaję naczelnym dwutygodnika.com.
Jeżeli Erhardt rozmawiał z Cyzem wręcz o przyjściu na naczelnego, to być może w najgłębszej tajemnicy. Ale to byłoby dziwne. I nie świadczyłoby najlepiej o Erhardcie. Tego jednak nie wiem.
Nikt tu już nie zapewne nie doczyta, ale w nawiązaniu do powyższego:
nie mamy żadnego powodu aby p. Cyzowi. Ufać. A niby dlaczego?
Czy państwo naprawdę sądzą,że naszą rolą jest być zadziwianym przez władzę? I zgadywać jej intencje i doszukiwać się jej mądrości? Czy Państwo żyją w świecie serwilizmu w kulturze? Czy nie wiecie, że Ruch Muzyczny jest nie tylko dla Was ale Wasz? I władza ma to Wam umożliwić a nie grać w warcaby personalne przy bierności otoczenia, bierności autorytetów i środowisk? W tym sensie jestem przeciwko każdej decyzji podjętej przez tak rozumianą władzę. Władzę anachroniczną i wykorzenioną ( niezakorzenioną). Pełną oddziaływań nieformalnych, wpływu kolegów, dogadywania po cichu. Nawet jeśli z tego jest dobra kultura, to jest to kultura dworska. A z tego przypadku, w dodatku, według mnie, dobrej kultury z tego nie będzie. Będzie projekcja i lansowanie wizji własnej. Będzie co raz to o kolejnym Pendereckim w wykonaniu zespołu rockowego. O kolejnym sukcesie środowiska Teatru Rozmaitości. Będzie to pismo zaangażowane na rzecz zjawisk wybranych. Widać to nawet po dotychczasowej linii Dwutygodnika. A nowi czytelnicy będą klaskać, bo dla nich ważniejsza będzie „swojość” ponad prawdę i profesjonalizm.
Dogadując: „stary” Ruch Muzyczny nie kłamał, tylko nie mówił o wszystkim – bo nie mógł z racji finansowych. „Nowy” będzie już rzeczywistość kształtował i zakłamywał. Zakładam się, że tak będzie i chętnie przegram ten zakład. Do pogadania za półtora roku.
A właśnie że doczytałam 🙂 Cóż, to są również moje obawy. Co nie znaczy, że jestem przeciwna pisaniu o „kolejnym Pendereckim w wykonaniu zespołu rockowego” – uważam, że wręcz należy o tym pisać, i to nie bezkrytycznie, lecz w miarę obiektywnie, a przede wszystkim KOMPETENTNIE.
I tak, boję się obsunięcia pisma w koteryjność. Czego dotąd nigdy nie było. Na razie czuwa drużyna redakcyjna, ale jak długo jeszcze? Przecież jak się dwóm panom coś nie spodoba, to zrobią, co zechcą, co najwyżej później „powiadomią pana ministra o swojej decyzji”. Albo i nie.
I dodam jeszcze: dotarła do mnie informacja, że Ludwik Erhardt niestety ma ostatnio poważne kłopoty ze wzrokiem, więc Internetu raczej nie śledzi.